Coraz bliżej wakacje! Kto się cieszy razem ze mną? Chociaż mogło by nie być aż tak gorąco. No, ale co do rozdziału to ... nawet nie wiem co mogłabym o nim napisać. Więc mam tylko nadzieję, że się wam spodoba.
-No otwórz oczy.- Poczułam czyjąś
dłoń klepiącą mnie po policzkach. Powoli zaczęłam otwierać
oczy. Nade mną wisiało 4 chłopaków. Na szczęście żaden z nich
nie był duchem. No i żaden z nich nie był też Carl' em. Cholerny
kościół.
-Gdzie ja jestem?- To było moje
podstawowe pytanie w takiej sytuacji.
-W domu siedmiu chłopaków.
-No ładnie.- Mruknęłam i usiadłam
na kanapie. W końcu mogłam się lepiej rozglądnąć. Wielki salon
z równie wielkim telewizorem. W ogóle to nie moja bajka.- Mogę
zadzwonić?- Im szybciej stąd wyjdę tym lepiej dla mnie i dla nich.
-Tak, chwilkę.- Blondyn wygrzebał z
kieszeni telefon i wręczył mi go za co podziękowałam.
-A no tak. To my zostawimy cię na
chwilę samą.- Jeden rozgarnięty zaciągnął wszystkich do innego
pomieszczenia. Wpisałam numer Carl' a, który znałam już na
pamięć. Cholerny dupek. Jeszcze musiałam czekać aż raczy
odebrać.
-No nareszcie!- Wykrzyknęła, ale
zaraz ściszyłam głos.- Jak mogłeś mnie zostawić samą.-
Wysyczałam zła, prosto do słuchawki.
-Cieszę się, że żyjesz Sora. I na
swoją obronę powiem, że owszem wybiegłem za tobą, ale ciebie już
nigdzie nie było. Mogłaś zadzwonić i powiedzieć, że idziesz do
domu.- Nie no nie wierzę. I on mi jeszcze robi wyrzuty!
-Ta, jestem w domu tylko, że nie swoim
tylko jakiś facetów. Bo wiesz chyba zemdlałam, a ni mnie tu
przywieźli. Więc racz ruszyć tu swój tyłek Carl!
-Och, to zmienia postać rzeczy.
-Prawda, że tak? Więc przyjedź.-
Zażądałam.
-Nie mogę. Jetem w szpitalu. Dostałem
nagłe wezwanie. Nie mogę sobie pójść przed operacją. I nawet
nie wiem gdzie oni mieszkają.
-Carl nie osłabiaj mnie. Robisz to
specjalnie.
-Kochana zapytam tylko o jedno. Czy oni
tam są?
-Kto?
-Duchy oczywiście.
-Nieee.
-No to powodzenia.- Rzekł zadowolony z
siebie i się rozłączył.
-Carl! Halo!- Na prawdę mi to zrobił.
Ten niewdzięczny człowiek mnie porzucił. No to już po mnie. W
cale nie powinno mnie tu być. Gdzie podziało się to ulgowe
traktowanie.
Wszyscy patrzyliśmy na Namjoon' a
oczekując, że to on coś zrobi z tą nienormalną dziewczyną. Jak
dla mnie ona było podejrzana. W jednej chwili zemdlała, a on
wymyślił, że ją tu zabierzemy. Bo niby tak wypada, ale mogliśmy
ją zostawić gdzieś indziej. Szpital też był dobrym pomysłem.
-Co ona tam robi?
-A co może robić z telefonem?
Przecież, że rozmawia.
-I się denerwuje.- Dodał Kook.
-Odwieźmy ją do domu.
-Tak zrobimy, ale czy nie lepiej ją
najpierw poznać?- Poważnie?
-Myślisz, że to dobry pomysł.
Przecież i tak potem już nigdy jej nie spotkamy. Po co tracić
czas.
-Tae może w końcu przestaniesz
uciekać od ludzi. Masz być gwiazdą, a nie odludkiem.
-Jasne, więc chodźmy.
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł.
Zaraz coś palniesz.- Ale już i tak było za późno na odwrót.
Wpatrywałam się w to urządzenie
jeszcze dobrą chwilę. Jednak stwierdziłam iż nie ma co czekać aż
oddzwoni bo tak naprawdę to nigdy nie nastąpi. Postanowiłam
działać na własną rękę szukając pomocy u tych nie znajomych.
Właśnie miałam udać się do ich kuchni, ale jeden z nich
przyszedł prosto do mnie. Minę miał nie wyraźną. Chyba nie
spodobało mu się, że w ogóle tu się znalazłam. No cóż ja też
nie skakałam z radości.
-I jak? Udało ci się coś załatwić?
-W sumie to nie do końca, ale
skorzystam z autobusu. Więc już sobie pójdę.
-Nie możesz! A co z herbatą. Nie może
się zmarnować.- Kolejne dwoje oczu wpatrywało się we mnie tylko,
że ten chłopak wydawał się być bardziej przyjaźnie nastawiony
niż ten poprzedni.
-No właśnie. Namjoon ciężko się
napracował.- Wątpię czy w ogóle można się ciężko napracować
przy robieniu herbaty. No, ale cóż raczej nie wypadało by odmówić.
-No dobrze.- S powrotem usiadłam na
kanapie. Zaczęło się zadawanie pytań. I może wcale bym nie
narzekała na ich towarzystwo, gdyby nie to, że ciągle miałam
wrażenie iż jedna osoba patrzy na mnie z wrogością. Jeśli dobrze
pamiętam miał na imię Taehyung . I jestem wręcz pewna, że to
on był wtedy tam na parkingu. Wtedy też nie wydawał się zbyt
miłym człowiekiem. Ale jeszcze w tamtej chwili nie chciałam go
oceniać. Teraz mogę jedynie to potwierdzić.
-Więc może opowiesz nam czym się
zajmujesz.
-Obecnie niczym ciekawym. Kiedyś
pracowałam w szpitalu … no i to chyba na tyle.- Nie miałam
zamiaru już na samym początku wyznawać im całej prawdy o mojej
przypadłości. Ta cisza raczej nie oznaczała nic dobrego, ale czego
oni się spodziewali. Przecież nie jestem kosmitką. Chociaż
czasami tak się czuję. Jednak bycie całkiem normalną to coś co
jest dla mnie trudne do zdobycia.
-Jesteś bardzo skromna.- Stwierdził
Jimin. A pomyśleć, że kiedyś taka nie byłam. Wzruszyłam tylko
ramionami.
-Powiedzmy, że nie lubię mówić zbyt
dużo o sobie. Lepiej powiedzcie coś o sobie.
#
#
#
Gdy wyszłam z ich domu było już
późno. Jakoś tak wyszło, że spędziłam z nimi sporo czasu.
Skutecznie ignorowałam nadąsanego kolegę obok, który czasem coś
wtrącił do rozmowy. Oczywiście nie wnikałam dlaczego ma zły
humor. Może ma zły dzień albo dziewczyna z nim zerwała. Na prawdę
mało mnie to obchodzi. Jednak kiedy okazało się, że to właśnie
on ma mnie odwieźć do domu nie byłam tym zachwycona. No, ale nie
miałam zbytnio wyboru. Odkąd zadzwoniłam do Carl' a ten nie
odezwał się ani razu by sprawdzić czy jeszcze żyję. Przecież
mógł oddzwonić na ten cholerny numer. Dlatego też nie wiedziałam
co powiedzieć kiedy tak szliśmy chodnikiem zbliżając się do
mojego domu. Niestety samochód by się tu nie zmieścił więc
zostawiliśmy go na dole.
-Na prawdę dziękuje jeszcze raz, że
wtedy mi pomogliście.- Wydusiłam z siebie.
-Już za to dziękowałaś.- Odrzekł
nieco rozbawiony, a ja poczułam się głupio.
-Zawsze warto podziękować jeszcze
raz.- Mruknęłam.
-Szczerze bardziej ciekawi mnie to co
cię wtedy tak przestraszyło?
-Jeśli powiedziałabym, że ty to być
mi uwierzył?- Dlaczego palnęłam coś tak głupiego?!
-Nie. Ludzie zazwyczaj nie mdleją na
mój widok.
-Ach, no tak.- Przecież to takie
oczywiste. Co ja w ogóle robię? Chyba właśnie tak działa życie
w odosobnieniu. Już sama nie wiem jak rozmawiać z ludźmi.- Po
prostu dziś było bardzo gorąco.- W sumie to nie jest dostateczne
wytłumaczenie, ale musi mu starczyć.
-Faktycznie.- Znów zapadła cisza. Na
szczęście doszliśmy do domu i mogłam go pożegnać i nigdy więcej
się nie zobaczymy. Ale gdzieżby było aż tak łatwo. Pojawiła się
znikąd. Co dziwne była całkiem ładna. Bez zmasakrowanej twarzy i
krwi na ubraniach. Podejrzane było to, że ciągle patrzyła się na
niego płacząc, ale nagle popatrzyła na mnie i na niego. Chyba
zrobiła tak z dziesięć razy. Na pewno wiedziała, że ją widzę.
Pomyślałam od razu, że ona na pewno wie dlaczego Taehyun jest taki
opryskliwy. Może to była jego dziewczyna?
-Ma urodziny.-
Tylko tyle powiedziała. Co to miało znaczyć i co ja mam z tym
wspólnego.
-Hej! Słyszysz
mnie?- Pomachał mi ręką przed twarzą i się ocknęłam.
-Ach, tak. No to
fajnie, że w ogóle chciało ci się mnie odprowadzić. Do widzenia.
-Do widzenia.-
Złapałam za klamkę by wejść do środka. I tak jakoś w
przypływie zwykłego impulsu odwróciłam się by powiedzieć coś
jeszcze.
-Poczekaj!
Wszystkiego najlepszego.- Powiedziałam to po czym zniknęłam za
drzwiami, które zatrzasnęłam z wielkim hukiem. Boże czy ja jestem
normalna? Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Czyżbym chciała
na siłę sprawić by się poczuł lepiej. A może to przez tą
dziewczynę. Duchy zazwyczaj przychodzą by mi coś powiedzieć, ale
nigdy żaden nie powiedział mi czegoś tak absurdalnego. No cóż
wracając do sprawy. Facet pewnie myśli sobie, że jestem
nienormalna. Ech, mogłam się jakoś powstrzymać.
# #
#
-Poważnie? No po
prostu nie wierzę!- Carl z pełną buzią gestykulował i przy
okazji był bliski oplucia mnie.
-Ja też nie
wierzę. A jednak to prawda. Ta dziewczyna była całkowicie
spokojna. Tak jakby była żywa. Tak się zachowywała. Chociaż
miała na sobie przewiewną piżamę.
-Hymmm. Może
wiedziała, że kiedyś umrze i była na to przygotowana.
-Tak, masz rację.
Myślę, najprawdopodobniej tak się właśnie stało.
-Chociaż
podejrzane jest to, że powiedziała ci, że on ma urodziny. Po co to
zrobiła?
-No właśnie. I
ten jej wzrok. Patrzyła na nas oboje, a na koniec się uśmiechnęła
i zniknęła.- To nie dawało mi spokoju. Zazwyczaj nie zastanawiałam
się nad poczynaniami duchów bo starałam się ich unikać, ale ona
wzbudziła we mnie ciekawość. Czy to dobrze? Sama nie wiem, ale
zawsze mogę o tym podyskutować.
-Mówiłaś, że on
nie był w dobrym humorze. Może chciała go jakoś pocieszyć?
-Może i tak.
-No ale!!- Krzyknął
aż się wzdrygnęłam.
-No co?!
-Jeszcze się
spotkacie?
-Uch. Carl jesteś
beznadziejny wiesz?
-Ja tylko dbam o
twoje życie miłosne, którego szerze powiedziawszy nie masz.
-Bo zaraz sobie
stąd wyjdziesz.- Zagroziłam mu łyżką. On i jego domysły. Co za
człowiek.
-O, poczekaj. Zanim
mnie wyrzucisz za drzwi muszę ci powiedzieć bardzo ważną rzecz.
-Oho, już się
cieszę.
-A powinnaś, wiesz
bo twój wspaniałomyślny przyjaciel znalazł ci pracę.- Klasnął
w ręce szczęśliwy jak małe dziecko.
-Poważnie?- Jeśli
to znów jego głupi żart to przysięgam, że go stąd wywalę.
-Oczywiście, że
poważnie. Tylko nie wiem czy odpowiada ci praca sprzątaczki.- Mój
entuzjazm trochę ze mnie uleciał. Jednak dobrze zdawałam sobie
sprawę z tego, że potrzebuję jakiejkolwiek pracy. Sprzątaczka to
nie to o czym marzyłam, ale podobno żadna praca nie hańbi.
-Okej wezmę ją.
Byle bym była jak najdalej od duchów.
-Myślę, że na
pewno będziesz. Nawet przyniosłem ci ulotkę tej firmy, w której
będziesz pracować.- Zaczął grzebać w kieszeniach póki nie
wyciągnął ulotki. Od razu zabrałam się za jej studiowanie. Na
pierwszej stronie był pokazany ogromny budynek. Boże ile tam będzie
sprzątania? Zajrzałam jeszcze na następną stronę by dowiedzieć
się, że to jakaś cholernie duża wytwórnia. Ile tam musi być
ludzi. Jak miło, że pewnie nikogo tam nie skojarzę. Następny
skutek życia w odosobnieniu.
-Czasami się
zastanawiam czy ty naprawdę chcesz dla mnie dobrze.
* *
*
Pierwszy dzień w
pracy. Carl podwiózł mnie pod sam budynek. Z bliska jest jeszcze
większy. Spoglądałam zza szyby na ludzi wchodzący do środka.
Wszyscy ubrani bardzo poważnie. A ja ubrałam się całkiem
zwyczajnie. Może jeszcze powinnam zawrócić i spędzić kolejny
dzień w domu? Niestety to odpadało bo Carl siedział obok mnie i
widać, że szczerze cieszył się tym, że mnie tu zostawi. Po raz
drugi zresztą.
-Gotowa na swój
pierwszy dzień?
-Nie.
-To świetnie!-
Wręcz wypchnął mnie z auta.- I pamiętaj. Bądź miła, a kiedy
się zmęczysz udawaj, że w ogóle coś robisz. To zawsze działa.
-Dzięki.-
Odpowiedziałam mu zanim odjechał zostawiając za sobą tylko kurz.
Jeszcze raz popatrzyłam na budynek po czym wzięłam głęboki
oddech i skierowałam się w stronę wejścia. Kiedy pchnęłam drzwi
i postawiłam swój pierwszy krok w tym przybytku pojawiła się
przede mną wielka góra mięśni. Facet był dość wysoki i stał
bardzo blisko mnie więc jedyne na co się zdobyła to to by podnieść
oczy ku górze.
-Nie wolno tu
wchodzić.
-Em, ale ja mam tu
pracować.- Podniosłam trochę głos by usłyszał mnie tam na
górze.
-Ta jasne. Proszę
wyjść.- Wskazał mi te same drzwi przez, które tutaj weszłam.
Czyli, że co? To by było na tyle mojej nawet niezaczętej pracy?
To, że jestem mniejsza wcale nie znaczy, że się mnie tak łatwo
pozbędzie. Co to to nie.
-Kiedy ja nie mogę
stąd wyjść. Przyszłam tu pracować. Najlepiej niech pan zawoła
tu kogoś... innego.- Żeby nie powiedzieć bardziej kompetentnego.
-Kto znowu blokuje
przejście.- Wychyliłam się by zobaczyć kto też taki będzie moim
wybawcą. Hymm świetnie. Kolejni faceci. Czy nie mogę choć raz
trafić na jakąś babkę?
-Ta pani twierdzi,
że ma tu pracować.
-Ba właśnie tak
jest.
-Ach, no tak.
Możesz ją przepuścić.- Posłałam facetowi wrogie spojrzenie i
poszłam za tamtym drugim.
-Wielkie dzięki.
-Och, nie ma za co.
Po prostu mamy niezły tłok dzisiaj i ktoś pewnie zapomniał o
tobie.- Mów tak dalej, a to na pewno przyniesie mi dobry humor.- Tak
w ogóle to skąd się tu wzięłaś.
-Mój przyjaciel
załatwił mi tę pracę.
-Carl?- No masz ci
los.
-Yhm.-
Zatrzymaliśmy się przed drzwiami szefa bo tak głosił napis po
czym odwrócił się w moją stronę.
-Powiedz mu, że
mógłby się czasem odezwać.- Rzucił oskarżycielsko jakby to była
moja wina, że do niego nie zadzwonił. Biedny Carl umawia się z
samymi dupkami zapatrzonymi w siebie. No cóż machnęłam na to ręką
postanawiając już na wstępie, że ani słowem nie wspomnę mu o
nim. Mój kochany przyjaciel musi się w końcu nawrócić. Mam taką
nadzieje, że to się kiedyś stanie. Ale teraz nie powinnam o tym
myśleć.
# #
#
Wręczono mi dziwny
fartuszek z nadrukiem wytwórni i mnóstwo detergentów. Jednym
słowem już gorzej być nie może. Jedyne co teraz muszę robić to
trzymać się swojego grafiku tak by nie przeszkadzać innym.
Zabrałam się za czyszczenie podłogi. Myślałam nad tym i myślałam
i stwierdziłam, że nie jest tak źle. W końcu nawet najgłupsi
potrafią sprzątać. I po godzinie polerowania mogłam zająć się
czymś innym. Jeszcze tylko musiałam ustawić znak żeby ktoś się
nie poślizgnął. Tylko, że akurat teraz musiał się gdzieś
zapodziać. Pochylona nad wózkiem szukałam i szukałam, a kiedy
znalazłam byłam wręcz wniebowzięta. Chociaż nie wiem dlaczego.
Szłam sobie spokojnie jak normalny człowiek aż tu nagle usłyszałam
jak ktoś krzyczy, a potem to już tylko ból dupy. I to mój ból
dupy. Bo koleś, który się na mnie raczył wywalić spokojnie obie
leżał na mnie. Tabliczka poleciała gdzieś w powietrze. No a
przecież było tak pięknie.
-Przepraszam
bardzo, ale mógłby pan ze mnie zejść.- W sumie to sama go
zwaliłam. No, ale chciałam być miła. Jednak gdy zobaczyłam jego
twarz ziejącą ogniem od razu mi się odechciało.
-O boże. Chyba się
połamałem.- Szczerze powiedziawszy mało mnie to obchodziło.
Bardziej byłam zszokowana tym, że to Taehyung.- No na co się tak
patrzysz?
-Eeee, powiedzmy,
że nie spodziewałam się spotkać tu ciebie.
-Ja też się nie
spodziewałem spotkać tu ciebie.- No tak teraz to wygląda
niezręcznie. Może wcale nie powinniśmy tu tak sobie rozmawiać.
Jeszcze ktoś by zauważył.
-Tak jakoś wyszło.
A w ogóle to co ty tu robisz?
-Pracuję.-
Przecież to takie oczywiste. Mnie zawsze się to zdarza.- I wiesz
co. Powinnaś postawić tu jakiś znak bo za niedługo ktoś się tu
zabiję.- Odrzekał zbulwersowany. No, ale halo. Ja też ucierpiałam,
a jakoś nie narzekam.
-Właśnie miałam
to zrobić, ale na mnie wpadłeś.
-A czyja to wina?-
Zapytał sarkastycznie.
-No dobra niby
moja.
-I nawet nie
usłyszałem żadnego przepraszam.- Burknął zły. Ja byłam
zirytowana tylko, że starałam się tego nie okazywać. A ten tutaj
się na mnie wyżywał bo pogniótł se garnitur.
-Przepraszam?
-Uch, w sumie to
nie ważne. Zaraz się jeszcze spóźnię.- I popędził prosto do
windy. Zostawiając mnie samą. Nie dość, że znów musiałam myć
podłogę to nawet nie przeprosił za to, że na mnie upadł. Co za
człowiek. Machnęłam na niego ręką.
* *
*
-Ty jesteś Sora?
-Tak?
-Chodź za mną.-
Dokładnie tylko tyle usłyszałam od starszej pani. Nie wiedziałam
kim jest, ale poszłam za nią bo w końcu ona znała moje imię.
Szłam sobie długim korytarzem mijając salę prób i wiele innych
nieznanych mi drzwi. Nagle zatrzymała się przez co o mało co na
nią nie wpadłam.
-Za pół godziny
zacznie się tu zebranie.- Tłumaczyła mi jednocześnie otwierając
drzwi. Weszłam za nią do pomieszczenia z długim stołem. W sumie
to nie mam tego w grafiku no, ale chyba znajdę czas i na ten pokój.-
Musisz rozstawić wszystko z tego stolika na ten.
-Okej.- To wydaje
się być łatwe. Raczej niczego tu nie spapram.
-Świetnie.
Po 20 minutach
wszystko leżało na swoim miejscu. Zostało jeszcze dziesięć minut
i nie miała co ze sobą zrobić. Zaczęłam chodzić w te i wewte aż
nagle wpadłam na całkiem głupi pomysł. Zanim jeszcze go
zrealizowałam zerknęłam czy nikt nie nadchodzi. A później
klapnęłam na jednym z foteli. Tym na samym szczycie. Zakręciłam
się jak małe dziecko. To naprawdę wygodne i ma się wrażenie, że
jest się najważniejszym. I pomyśleć, że kiedyś byłam kimś.
Pracowałam w szpitalu, a teraz czyszczę kible dla tych bogaczy żeby
im się dupy nie pobrudziły. Co za zwrot akcji.
Pobawiłam się
jeszcze chwilę póki nie usłyszałam z daleka podniesionych głosów.
Zerwałam się z fotela i już miałam wychodzić kiedy ktoś
właśnie otworzył mi drzwi przed nosem i wlało się do środka
chyba z dziesięciu naraz. Co najdziwniejsze nikt nawet się nie
przejął tym, że stoję sobie obok i czekam aż mnie przepuszczą.
Po prostu tak jakby mnie tu nie było. Na moje nieszczęście on też
musiał tu być. Zatrzymał się na chwilę patrząc na mnie swoim
wściekłym wzrokiem. Co znowu zrobiłam nie tak?
-Lepiej żebyś
stąd szybko wyszła.- Wyszeptał. Oczywiście, że chciałam się
stąd ulotnić. Miałam swoje obowiązki.
-Już sobie idę.-
Mruknęłam. Jednak znalazła się na tym świecie jeszcze jedna
osoba, która mnie zatrzymała.
-O widzę, że
nalazłeś już kogoś do pisania sprawozdania.- Nieznajomy facio
uśmiechnął się do mnie. Bożeeee. A miałam cichą nadzieję, że
nie chodzi o mnie, a tu jednak się myliłam.
-Ale ja nie...
-Właśnie tak. Na
pewno da sobie radę.- Że co? Spojrzałam na Tae jak na głupka. Co
on do cholerny wyprawia! Ja tu tylko sprzątam! Czy ja mam mu to
przypomnieć.
-Co ty robisz?-
Wysyczałam.
-Zapomniałem kogoś
znaleźć. Więc musisz mi pomóc.- Odparł całkiem spokojnie i
zaciągnął mnie na jeden z foteli. Cholera jasna! Co ja mam robić.
Ten facet mówił coś o pisaniu sprawozdania. Czy ja w ogóle się
do tego nadaję. I to wszystko wina tego nadętego dupka. Zapomniał
kogoś znaleźć? Też mi wytłumaczenie.- Po prostu słuchaj i
pisz.- Wywróciłam oczami. Pisz. Co pisz? Jeśli to coś podobnego
do pisania karty pacjenta to może dam radę.
Jednym słowem to
najnudniejsze zajęcie świata. Nie dość, że rozumiem co drugie
słowo to napisałam coś co pewnie nie ma żadnego sensu. Cały czas
zerkam na niego oczekując jakiś sygnałów, że coś co powiedzieli
było warte zapisania, a ja to pominęłam. Lecz nic z tych rzeczy.
Najmłodszy nich wszystkich jest właśnie Kim Taehyung. Zastanawiało
mnie to kim on właściwie jest w tej firmie. Hym najwidoczniej kimś
ważnym.
Kolejną częścią
było kompletne wyluzowanie i gadanie o... interesach. Wtedy właśnie
to spojrzałam na swój kawałek ciasta i postanowiłam go spróbować.
Była naprawdę dobre więc zaczęłam delektować się smakiem
zapominając o całej reszcie rozgadanych biznesmenów. I wydawałoby
się, że wszystko było już świetnie póki nie zrobiło się
całkiem cicho. Przez sekundę nie wiedziałam o co chodzi, a potem
zobaczyłam jak wszystkie pary oczu są zwrócone w jego stronę.
Wstałam od stołu jak oparzona. Co się z nim dzieje? Taehyung
wyglądał jakby się dusił. Spanikowałam do granic możliwości.
-Boże, co ci
jest?- Pochyliłam się nad nim.
-Co było w tym
ciastku?- Ledwo wypowiedział te słowa łapiąc się za gardło.
Jego twarz była już cała czerwona. Z trzęsącymi się rękoma
próbowałam skupić się na pytaniu. Tylko, że ja nie wiedziałam
co w nim takiego było. Chyba ktoś zadzwonił już na pogotowie.
-Nie mam pojęcia!-
Prawie, że zapiszczałam. Sięgnęłam po wodę, którą wyrwał mi
z ręki. Zaczęłam oddychać ze zdwojoną prędkością. Zdrowy
rozsądek wrócił do mnie na krótką chwilę, ale było już za
późno. Tae upadł na podłogę i co najgorsze wcale nie miał
zamiaru się ruszyć. Matko boska!! Złapałam się za głowę by nie
zwariować. Choć pewnie i na to było za późno.
Nie chciałam
widywać jeszcze jednego ducha. I to jego ducha, który obwiniał by
mnie za to, że stałam i się gapiłam zamiast mu pomóc. Zabiłam
go czy nie? Popatrzyła na drzwi. Jedyny ratunek by się stąd
ulotnić, ale ona tam stała. Już czułam jej spojrzenie na sobie.
Już po mnie.
Wow świetnie się zaczyna po prostu bosko XD. Świetny jest ten rozdział nie moge się doczekać następnego. Życzę weny
OdpowiedzUsuńTo niezłą miała pobudkę :D Ciekawe kim był duch tej dziewczyny, może byłą V, która umarła? Sora i V pracują teraz w jednym miejscu, więc można by powiedzieć, że są na siebie skazani:) ciekawe jak to się dalej potoczy! Czekam na kolejne rozdziały:)
OdpowiedzUsuńA Mateczko z córeczką xD coraz bardziej podoba mi sie to opowiadanie xD
OdpowiedzUsuńO moj boże czekam dalsze części
OdpowiedzUsuńJak na razie zapowiada się ciekawie. Dziewczyno, dodaj kolejny rozdział, bo ja muszę się dowiedzieć, co z Tae XD
OdpowiedzUsuńGenialny pomysł na opowiadanie, taki odbiegający od schematów, nieoklepny ^^
Życzę weny~~
Czy ja tu wyczuwam usta-usta ?
OdpowiedzUsuń(ღ˘⌣˘ღ)