poniedziałek, 15 czerwca 2015

BTS- 2

Coraz bliżej wakacje! Kto się cieszy razem ze mną? Chociaż mogło by nie być aż tak gorąco. No, ale co do rozdziału to ... nawet nie wiem co mogłabym o nim napisać. Więc mam tylko nadzieję, że się wam spodoba.


-No otwórz oczy.- Poczułam czyjąś dłoń klepiącą mnie po policzkach. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Nade mną wisiało 4 chłopaków. Na szczęście żaden z nich nie był duchem. No i żaden z nich nie był też Carl' em. Cholerny kościół.
-Gdzie ja jestem?- To było moje podstawowe pytanie w takiej sytuacji.
-W domu siedmiu chłopaków.
-No ładnie.- Mruknęłam i usiadłam na kanapie. W końcu mogłam się lepiej rozglądnąć. Wielki salon z równie wielkim telewizorem. W ogóle to nie moja bajka.- Mogę zadzwonić?- Im szybciej stąd wyjdę tym lepiej dla mnie i dla nich.
-Tak, chwilkę.- Blondyn wygrzebał z kieszeni telefon i wręczył mi go za co podziękowałam.
-A no tak. To my zostawimy cię na chwilę samą.- Jeden rozgarnięty zaciągnął wszystkich do innego pomieszczenia. Wpisałam numer Carl' a, który znałam już na pamięć. Cholerny dupek. Jeszcze musiałam czekać aż raczy odebrać.
-No nareszcie!- Wykrzyknęła, ale zaraz ściszyłam głos.- Jak mogłeś mnie zostawić samą.- Wysyczałam zła, prosto do słuchawki.
-Cieszę się, że żyjesz Sora. I na swoją obronę powiem, że owszem wybiegłem za tobą, ale ciebie już nigdzie nie było. Mogłaś zadzwonić i powiedzieć, że idziesz do domu.- Nie no nie wierzę. I on mi jeszcze robi wyrzuty!
-Ta, jestem w domu tylko, że nie swoim tylko jakiś facetów. Bo wiesz chyba zemdlałam, a ni mnie tu przywieźli. Więc racz ruszyć tu swój tyłek Carl!
-Och, to zmienia postać rzeczy.
-Prawda, że tak? Więc przyjedź.- Zażądałam.
-Nie mogę. Jetem w szpitalu. Dostałem nagłe wezwanie. Nie mogę sobie pójść przed operacją. I nawet nie wiem gdzie oni mieszkają.
-Carl nie osłabiaj mnie. Robisz to specjalnie.
-Kochana zapytam tylko o jedno. Czy oni tam są?
-Kto?
-Duchy oczywiście.
-Nieee.
-No to powodzenia.- Rzekł zadowolony z siebie i się rozłączył.
-Carl! Halo!- Na prawdę mi to zrobił. Ten niewdzięczny człowiek mnie porzucił. No to już po mnie. W cale nie powinno mnie tu być. Gdzie podziało się to ulgowe traktowanie.


Wszyscy patrzyliśmy na Namjoon' a oczekując, że to on coś zrobi z tą nienormalną dziewczyną. Jak dla mnie ona było podejrzana. W jednej chwili zemdlała, a on wymyślił, że ją tu zabierzemy. Bo niby tak wypada, ale mogliśmy ją zostawić gdzieś indziej. Szpital też był dobrym pomysłem.
-Co ona tam robi?
-A co może robić z telefonem? Przecież, że rozmawia.
-I się denerwuje.- Dodał Kook.
-Odwieźmy ją do domu.
-Tak zrobimy, ale czy nie lepiej ją najpierw poznać?- Poważnie?
-Myślisz, że to dobry pomysł. Przecież i tak potem już nigdy jej nie spotkamy. Po co tracić czas.
-Tae może w końcu przestaniesz uciekać od ludzi. Masz być gwiazdą, a nie odludkiem.
-Jasne, więc chodźmy.
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Zaraz coś palniesz.- Ale już i tak było za późno na odwrót.


Wpatrywałam się w to urządzenie jeszcze dobrą chwilę. Jednak stwierdziłam iż nie ma co czekać aż oddzwoni bo tak naprawdę to nigdy nie nastąpi. Postanowiłam działać na własną rękę szukając pomocy u tych nie znajomych. Właśnie miałam udać się do ich kuchni, ale jeden z nich przyszedł prosto do mnie. Minę miał nie wyraźną. Chyba nie spodobało mu się, że w ogóle tu się znalazłam. No cóż ja też nie skakałam z radości.
-I jak? Udało ci się coś załatwić?
-W sumie to nie do końca, ale skorzystam z autobusu. Więc już sobie pójdę.
-Nie możesz! A co z herbatą. Nie może się zmarnować.- Kolejne dwoje oczu wpatrywało się we mnie tylko, że ten chłopak wydawał się być bardziej przyjaźnie nastawiony niż ten poprzedni.
-No właśnie. Namjoon ciężko się napracował.- Wątpię czy w ogóle można się ciężko napracować przy robieniu herbaty. No, ale cóż raczej nie wypadało by odmówić.
-No dobrze.- S powrotem usiadłam na kanapie. Zaczęło się zadawanie pytań. I może wcale bym nie narzekała na ich towarzystwo, gdyby nie to, że ciągle miałam wrażenie iż jedna osoba patrzy na mnie z wrogością. Jeśli dobrze pamiętam miał na imię Taehyung . I jestem wręcz pewna, że to on był wtedy tam na parkingu. Wtedy też nie wydawał się zbyt miłym człowiekiem. Ale jeszcze w tamtej chwili nie chciałam go oceniać. Teraz mogę jedynie to potwierdzić.
-Więc może opowiesz nam czym się zajmujesz.
-Obecnie niczym ciekawym. Kiedyś pracowałam w szpitalu … no i to chyba na tyle.- Nie miałam zamiaru już na samym początku wyznawać im całej prawdy o mojej przypadłości. Ta cisza raczej nie oznaczała nic dobrego, ale czego oni się spodziewali. Przecież nie jestem kosmitką. Chociaż czasami tak się czuję. Jednak bycie całkiem normalną to coś co jest dla mnie trudne do zdobycia.
-Jesteś bardzo skromna.- Stwierdził Jimin. A pomyśleć, że kiedyś taka nie byłam. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Powiedzmy, że nie lubię mówić zbyt dużo o sobie. Lepiej powiedzcie coś o sobie.

# # #


Gdy wyszłam z ich domu było już późno. Jakoś tak wyszło, że spędziłam z nimi sporo czasu. Skutecznie ignorowałam nadąsanego kolegę obok, który czasem coś wtrącił do rozmowy. Oczywiście nie wnikałam dlaczego ma zły humor. Może ma zły dzień albo dziewczyna z nim zerwała. Na prawdę mało mnie to obchodzi. Jednak kiedy okazało się, że to właśnie on ma mnie odwieźć do domu nie byłam tym zachwycona. No, ale nie miałam zbytnio wyboru. Odkąd zadzwoniłam do Carl' a ten nie odezwał się ani razu by sprawdzić czy jeszcze żyję. Przecież mógł oddzwonić na ten cholerny numer. Dlatego też nie wiedziałam co powiedzieć kiedy tak szliśmy chodnikiem zbliżając się do mojego domu. Niestety samochód by się tu nie zmieścił więc zostawiliśmy go na dole.
-Na prawdę dziękuje jeszcze raz, że wtedy mi pomogliście.- Wydusiłam z siebie.
-Już za to dziękowałaś.- Odrzekł nieco rozbawiony, a ja poczułam się głupio.
-Zawsze warto podziękować jeszcze raz.- Mruknęłam.
-Szczerze bardziej ciekawi mnie to co cię wtedy tak przestraszyło?
-Jeśli powiedziałabym, że ty to być mi uwierzył?- Dlaczego palnęłam coś tak głupiego?!
-Nie. Ludzie zazwyczaj nie mdleją na mój widok.
-Ach, no tak.- Przecież to takie oczywiste. Co ja w ogóle robię? Chyba właśnie tak działa życie w odosobnieniu. Już sama nie wiem jak rozmawiać z ludźmi.- Po prostu dziś było bardzo gorąco.- W sumie to nie jest dostateczne wytłumaczenie, ale musi mu starczyć.
-Faktycznie.- Znów zapadła cisza. Na szczęście doszliśmy do domu i mogłam go pożegnać i nigdy więcej się nie zobaczymy. Ale gdzieżby było aż tak łatwo. Pojawiła się znikąd. Co dziwne była całkiem ładna. Bez zmasakrowanej twarzy i krwi na ubraniach. Podejrzane było to, że ciągle patrzyła się na niego płacząc, ale nagle popatrzyła na mnie i na niego. Chyba zrobiła tak z dziesięć razy. Na pewno wiedziała, że ją widzę. Pomyślałam od razu, że ona na pewno wie dlaczego Taehyun jest taki opryskliwy. Może to była jego dziewczyna?
-Ma urodziny.- Tylko tyle powiedziała. Co to miało znaczyć i co ja mam z tym wspólnego.
-Hej! Słyszysz mnie?- Pomachał mi ręką przed twarzą i się ocknęłam.
-Ach, tak. No to fajnie, że w ogóle chciało ci się mnie odprowadzić. Do widzenia.
-Do widzenia.- Złapałam za klamkę by wejść do środka. I tak jakoś w przypływie zwykłego impulsu odwróciłam się by powiedzieć coś jeszcze.
-Poczekaj! Wszystkiego najlepszego.- Powiedziałam to po czym zniknęłam za drzwiami, które zatrzasnęłam z wielkim hukiem. Boże czy ja jestem normalna? Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Czyżbym chciała na siłę sprawić by się poczuł lepiej. A może to przez tą dziewczynę. Duchy zazwyczaj przychodzą by mi coś powiedzieć, ale nigdy żaden nie powiedział mi czegoś tak absurdalnego. No cóż wracając do sprawy. Facet pewnie myśli sobie, że jestem nienormalna. Ech, mogłam się jakoś powstrzymać.

# # #

-Poważnie? No po prostu nie wierzę!- Carl z pełną buzią gestykulował i przy okazji był bliski oplucia mnie.
-Ja też nie wierzę. A jednak to prawda. Ta dziewczyna była całkowicie spokojna. Tak jakby była żywa. Tak się zachowywała. Chociaż miała na sobie przewiewną piżamę.
-Hymmm. Może wiedziała, że kiedyś umrze i była na to przygotowana.
-Tak, masz rację. Myślę, najprawdopodobniej tak się właśnie stało.
-Chociaż podejrzane jest to, że powiedziała ci, że on ma urodziny. Po co to zrobiła?
-No właśnie. I ten jej wzrok. Patrzyła na nas oboje, a na koniec się uśmiechnęła i zniknęła.- To nie dawało mi spokoju. Zazwyczaj nie zastanawiałam się nad poczynaniami duchów bo starałam się ich unikać, ale ona wzbudziła we mnie ciekawość. Czy to dobrze? Sama nie wiem, ale zawsze mogę o tym podyskutować.
-Mówiłaś, że on nie był w dobrym humorze. Może chciała go jakoś pocieszyć?
-Może i tak.
-No ale!!- Krzyknął aż się wzdrygnęłam.
-No co?!
-Jeszcze się spotkacie?
-Uch. Carl jesteś beznadziejny wiesz?
-Ja tylko dbam o twoje życie miłosne, którego szerze powiedziawszy nie masz.
-Bo zaraz sobie stąd wyjdziesz.- Zagroziłam mu łyżką. On i jego domysły. Co za człowiek.
-O, poczekaj. Zanim mnie wyrzucisz za drzwi muszę ci powiedzieć bardzo ważną rzecz.
-Oho, już się cieszę.
-A powinnaś, wiesz bo twój wspaniałomyślny przyjaciel znalazł ci pracę.- Klasnął w ręce szczęśliwy jak małe dziecko.
-Poważnie?- Jeśli to znów jego głupi żart to przysięgam, że go stąd wywalę.
-Oczywiście, że poważnie. Tylko nie wiem czy odpowiada ci praca sprzątaczki.- Mój entuzjazm trochę ze mnie uleciał. Jednak dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że potrzebuję jakiejkolwiek pracy. Sprzątaczka to nie to o czym marzyłam, ale podobno żadna praca nie hańbi.
-Okej wezmę ją. Byle bym była jak najdalej od duchów.
-Myślę, że na pewno będziesz. Nawet przyniosłem ci ulotkę tej firmy, w której będziesz pracować.- Zaczął grzebać w kieszeniach póki nie wyciągnął ulotki. Od razu zabrałam się za jej studiowanie. Na pierwszej stronie był pokazany ogromny budynek. Boże ile tam będzie sprzątania? Zajrzałam jeszcze na następną stronę by dowiedzieć się, że to jakaś cholernie duża wytwórnia. Ile tam musi być ludzi. Jak miło, że pewnie nikogo tam nie skojarzę. Następny skutek życia w odosobnieniu.
-Czasami się zastanawiam czy ty naprawdę chcesz dla mnie dobrze.

* * *

Pierwszy dzień w pracy. Carl podwiózł mnie pod sam budynek. Z bliska jest jeszcze większy. Spoglądałam zza szyby na ludzi wchodzący do środka. Wszyscy ubrani bardzo poważnie. A ja ubrałam się całkiem zwyczajnie. Może jeszcze powinnam zawrócić i spędzić kolejny dzień w domu? Niestety to odpadało bo Carl siedział obok mnie i widać, że szczerze cieszył się tym, że mnie tu zostawi. Po raz drugi zresztą.
-Gotowa na swój pierwszy dzień?
-Nie.
-To świetnie!- Wręcz wypchnął mnie z auta.- I pamiętaj. Bądź miła, a kiedy się zmęczysz udawaj, że w ogóle coś robisz. To zawsze działa.
-Dzięki.- Odpowiedziałam mu zanim odjechał zostawiając za sobą tylko kurz. Jeszcze raz popatrzyłam na budynek po czym wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę wejścia. Kiedy pchnęłam drzwi i postawiłam swój pierwszy krok w tym przybytku pojawiła się przede mną wielka góra mięśni. Facet był dość wysoki i stał bardzo blisko mnie więc jedyne na co się zdobyła to to by podnieść oczy ku górze.
-Nie wolno tu wchodzić.
-Em, ale ja mam tu pracować.- Podniosłam trochę głos by usłyszał mnie tam na górze.
-Ta jasne. Proszę wyjść.- Wskazał mi te same drzwi przez, które tutaj weszłam. Czyli, że co? To by było na tyle mojej nawet niezaczętej pracy? To, że jestem mniejsza wcale nie znaczy, że się mnie tak łatwo pozbędzie. Co to to nie.
-Kiedy ja nie mogę stąd wyjść. Przyszłam tu pracować. Najlepiej niech pan zawoła tu kogoś... innego.- Żeby nie powiedzieć bardziej kompetentnego.
-Kto znowu blokuje przejście.- Wychyliłam się by zobaczyć kto też taki będzie moim wybawcą. Hymm świetnie. Kolejni faceci. Czy nie mogę choć raz trafić na jakąś babkę?
-Ta pani twierdzi, że ma tu pracować.
-Ba właśnie tak jest.
-Ach, no tak. Możesz ją przepuścić.- Posłałam facetowi wrogie spojrzenie i poszłam za tamtym drugim.
-Wielkie dzięki.
-Och, nie ma za co. Po prostu mamy niezły tłok dzisiaj i ktoś pewnie zapomniał o tobie.- Mów tak dalej, a to na pewno przyniesie mi dobry humor.- Tak w ogóle to skąd się tu wzięłaś.
-Mój przyjaciel załatwił mi tę pracę.
-Carl?- No masz ci los.
-Yhm.- Zatrzymaliśmy się przed drzwiami szefa bo tak głosił napis po czym odwrócił się w moją stronę.
-Powiedz mu, że mógłby się czasem odezwać.- Rzucił oskarżycielsko jakby to była moja wina, że do niego nie zadzwonił. Biedny Carl umawia się z samymi dupkami zapatrzonymi w siebie. No cóż machnęłam na to ręką postanawiając już na wstępie, że ani słowem nie wspomnę mu o nim. Mój kochany przyjaciel musi się w końcu nawrócić. Mam taką nadzieje, że to się kiedyś stanie. Ale teraz nie powinnam o tym myśleć.

# # #


Wręczono mi dziwny fartuszek z nadrukiem wytwórni i mnóstwo detergentów. Jednym słowem już gorzej być nie może. Jedyne co teraz muszę robić to trzymać się swojego grafiku tak by nie przeszkadzać innym. Zabrałam się za czyszczenie podłogi. Myślałam nad tym i myślałam i stwierdziłam, że nie jest tak źle. W końcu nawet najgłupsi potrafią sprzątać. I po godzinie polerowania mogłam zająć się czymś innym. Jeszcze tylko musiałam ustawić znak żeby ktoś się nie poślizgnął. Tylko, że akurat teraz musiał się gdzieś zapodziać. Pochylona nad wózkiem szukałam i szukałam, a kiedy znalazłam byłam wręcz wniebowzięta. Chociaż nie wiem dlaczego. Szłam sobie spokojnie jak normalny człowiek aż tu nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy, a potem to już tylko ból dupy. I to mój ból dupy. Bo koleś, który się na mnie raczył wywalić spokojnie obie leżał na mnie. Tabliczka poleciała gdzieś w powietrze. No a przecież było tak pięknie.
-Przepraszam bardzo, ale mógłby pan ze mnie zejść.- W sumie to sama go zwaliłam. No, ale chciałam być miła. Jednak gdy zobaczyłam jego twarz ziejącą ogniem od razu mi się odechciało.
-O boże. Chyba się połamałem.- Szczerze powiedziawszy mało mnie to obchodziło. Bardziej byłam zszokowana tym, że to Taehyung.- No na co się tak patrzysz?
-Eeee, powiedzmy, że nie spodziewałam się spotkać tu ciebie.
-Ja też się nie spodziewałem spotkać tu ciebie.- No tak teraz to wygląda niezręcznie. Może wcale nie powinniśmy tu tak sobie rozmawiać. Jeszcze ktoś by zauważył.
-Tak jakoś wyszło. A w ogóle to co ty tu robisz?
-Pracuję.- Przecież to takie oczywiste. Mnie zawsze się to zdarza.- I wiesz co. Powinnaś postawić tu jakiś znak bo za niedługo ktoś się tu zabiję.- Odrzekał zbulwersowany. No, ale halo. Ja też ucierpiałam, a jakoś nie narzekam.
-Właśnie miałam to zrobić, ale na mnie wpadłeś.
-A czyja to wina?- Zapytał sarkastycznie.
-No dobra niby moja.
-I nawet nie usłyszałem żadnego przepraszam.- Burknął zły. Ja byłam zirytowana tylko, że starałam się tego nie okazywać. A ten tutaj się na mnie wyżywał bo pogniótł se garnitur.
-Przepraszam?
-Uch, w sumie to nie ważne. Zaraz się jeszcze spóźnię.- I popędził prosto do windy. Zostawiając mnie samą. Nie dość, że znów musiałam myć podłogę to nawet nie przeprosił za to, że na mnie upadł. Co za człowiek. Machnęłam na niego ręką.

* * *

-Ty jesteś Sora?
-Tak?
-Chodź za mną.- Dokładnie tylko tyle usłyszałam od starszej pani. Nie wiedziałam kim jest, ale poszłam za nią bo w końcu ona znała moje imię. Szłam sobie długim korytarzem mijając salę prób i wiele innych nieznanych mi drzwi. Nagle zatrzymała się przez co o mało co na nią nie wpadłam.
-Za pół godziny zacznie się tu zebranie.- Tłumaczyła mi jednocześnie otwierając drzwi. Weszłam za nią do pomieszczenia z długim stołem. W sumie to nie mam tego w grafiku no, ale chyba znajdę czas i na ten pokój.- Musisz rozstawić wszystko z tego stolika na ten.
-Okej.- To wydaje się być łatwe. Raczej niczego tu nie spapram.
-Świetnie.


Po 20 minutach wszystko leżało na swoim miejscu. Zostało jeszcze dziesięć minut i nie miała co ze sobą zrobić. Zaczęłam chodzić w te i wewte aż nagle wpadłam na całkiem głupi pomysł. Zanim jeszcze go zrealizowałam zerknęłam czy nikt nie nadchodzi. A później klapnęłam na jednym z foteli. Tym na samym szczycie. Zakręciłam się jak małe dziecko. To naprawdę wygodne i ma się wrażenie, że jest się najważniejszym. I pomyśleć, że kiedyś byłam kimś. Pracowałam w szpitalu, a teraz czyszczę kible dla tych bogaczy żeby im się dupy nie pobrudziły. Co za zwrot akcji.
Pobawiłam się jeszcze chwilę póki nie usłyszałam z daleka podniesionych głosów. Zerwałam się z fotela i już miałam wychodzić kiedy ktoś właśnie otworzył mi drzwi przed nosem i wlało się do środka chyba z dziesięciu naraz. Co najdziwniejsze nikt nawet się nie przejął tym, że stoję sobie obok i czekam aż mnie przepuszczą. Po prostu tak jakby mnie tu nie było. Na moje nieszczęście on też musiał tu być. Zatrzymał się na chwilę patrząc na mnie swoim wściekłym wzrokiem. Co znowu zrobiłam nie tak?
-Lepiej żebyś stąd szybko wyszła.- Wyszeptał. Oczywiście, że chciałam się stąd ulotnić. Miałam swoje obowiązki.
-Już sobie idę.- Mruknęłam. Jednak znalazła się na tym świecie jeszcze jedna osoba, która mnie zatrzymała.
-O widzę, że nalazłeś już kogoś do pisania sprawozdania.- Nieznajomy facio uśmiechnął się do mnie. Bożeeee. A miałam cichą nadzieję, że nie chodzi o mnie, a tu jednak się myliłam.
-Ale ja nie...
-Właśnie tak. Na pewno da sobie radę.- Że co? Spojrzałam na Tae jak na głupka. Co on do cholerny wyprawia! Ja tu tylko sprzątam! Czy ja mam mu to przypomnieć.
-Co ty robisz?- Wysyczałam.
-Zapomniałem kogoś znaleźć. Więc musisz mi pomóc.- Odparł całkiem spokojnie i zaciągnął mnie na jeden z foteli. Cholera jasna! Co ja mam robić. Ten facet mówił coś o pisaniu sprawozdania. Czy ja w ogóle się do tego nadaję. I to wszystko wina tego nadętego dupka. Zapomniał kogoś znaleźć? Też mi wytłumaczenie.- Po prostu słuchaj i pisz.- Wywróciłam oczami. Pisz. Co pisz? Jeśli to coś podobnego do pisania karty pacjenta to może dam radę.


Jednym słowem to najnudniejsze zajęcie świata. Nie dość, że rozumiem co drugie słowo to napisałam coś co pewnie nie ma żadnego sensu. Cały czas zerkam na niego oczekując jakiś sygnałów, że coś co powiedzieli było warte zapisania, a ja to pominęłam. Lecz nic z tych rzeczy. Najmłodszy nich wszystkich jest właśnie Kim Taehyung. Zastanawiało mnie to kim on właściwie jest w tej firmie. Hym najwidoczniej kimś ważnym.
Kolejną częścią było kompletne wyluzowanie i gadanie o... interesach. Wtedy właśnie to spojrzałam na swój kawałek ciasta i postanowiłam go spróbować. Była naprawdę dobre więc zaczęłam delektować się smakiem zapominając o całej reszcie rozgadanych biznesmenów. I wydawałoby się, że wszystko było już świetnie póki nie zrobiło się całkiem cicho. Przez sekundę nie wiedziałam o co chodzi, a potem zobaczyłam jak wszystkie pary oczu są zwrócone w jego stronę. Wstałam od stołu jak oparzona. Co się z nim dzieje? Taehyung wyglądał jakby się dusił. Spanikowałam do granic możliwości.
-Boże, co ci jest?- Pochyliłam się nad nim.
-Co było w tym ciastku?- Ledwo wypowiedział te słowa łapiąc się za gardło. Jego twarz była już cała czerwona. Z trzęsącymi się rękoma próbowałam skupić się na pytaniu. Tylko, że ja nie wiedziałam co w nim takiego było. Chyba ktoś zadzwonił już na pogotowie.
-Nie mam pojęcia!- Prawie, że zapiszczałam. Sięgnęłam po wodę, którą wyrwał mi z ręki. Zaczęłam oddychać ze zdwojoną prędkością. Zdrowy rozsądek wrócił do mnie na krótką chwilę, ale było już za późno. Tae upadł na podłogę i co najgorsze wcale nie miał zamiaru się ruszyć. Matko boska!! Złapałam się za głowę by nie zwariować. Choć pewnie i na to było za późno.
Nie chciałam widywać jeszcze jednego ducha. I to jego ducha, który obwiniał by mnie za to, że stałam i się gapiłam zamiast mu pomóc. Zabiłam go czy nie? Popatrzyła na drzwi. Jedyny ratunek by się stąd ulotnić, ale ona tam stała. Już czułam jej spojrzenie na sobie. Już po mnie.









6 komentarzy:

  1. Wow świetnie się zaczyna po prostu bosko XD. Świetny jest ten rozdział nie moge się doczekać następnego. Życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  2. To niezłą miała pobudkę :D Ciekawe kim był duch tej dziewczyny, może byłą V, która umarła? Sora i V pracują teraz w jednym miejscu, więc można by powiedzieć, że są na siebie skazani:) ciekawe jak to się dalej potoczy! Czekam na kolejne rozdziały:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A Mateczko z córeczką xD coraz bardziej podoba mi sie to opowiadanie xD

    OdpowiedzUsuń
  4. O moj boże czekam dalsze części

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak na razie zapowiada się ciekawie. Dziewczyno, dodaj kolejny rozdział, bo ja muszę się dowiedzieć, co z Tae XD
    Genialny pomysł na opowiadanie, taki odbiegający od schematów, nieoklepny ^^
    Życzę weny~~

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy ja tu wyczuwam usta-usta ?
    (ღ˘⌣˘ღ)

    OdpowiedzUsuń