Ta Dam!! Oto pojawiam się znowu. Jednak już z ostatnim rozdziałem tej historii. Na prawdę się do niej przywiązałam. W końcu to jak na razie najdłuższe opowiadanie na tym blogu. Jakoś mam do tego wielki sentyment. Dlatego też czekajcie jeszcze na epilog. No i myślę też nad napisaniem małej historii z tego jak to było z tą zakazaną miłością. Taki mały powrót do przeszłości.
Mogą być błędy, mogą być literówki. jednym słowem tu może być wszystko xd
-Jak to rezygnujesz! Nie możesz tego
zrobić!- Szef wymachiwał rękoma podczas kiedy ja byłam całkiem
spokojna i opanowana. Właśnie chwilę temu oznajmiłam mu, że
rezygnuję. Próbował przekonywać mnie długim urlopem, a nawet
podwyżką, lecz na nic się nie zgodziłam.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie
przekonasz mnie bym została. Ja zaczynam nowe życie. Chcę założyć
rodzinę, a młodsza się nie staję. Z resztą oboje wiemy, że ty
po prostu musisz pozwolić mi odejść.
-Masz rację. Jednak myślałem, że
ten dzień nigdy nie nadejdzie.- Szef z powrotem opadł na fotel a
biurkiem. Już nie co mniej zdenerwowany.- Co nie znaczy, że nie
spodziewałem się tego w ogóle. Tak naprawdę wiem, że cała wasza
paczka zrezygnuje.
-Hymm. W sumie nie wiem co postanowi
reszta, ale to bardzo możliwe. Nie rób takiej miny. Wiedziałeś,
że to się stanie.
-Tak i znów masz rację.
-Masz jeszcze wielu dobrych
agentów.-Nie powiem, że to pożegnanie wcale mnie nie obchodzi,
wręcz przeciwnie też czuję się źle z tym, że to wszystko
opuszczam i ludzi, z którymi pracowałam tyle lat. Ale myśl o
normalnym życiu sprawia, że chcę tego jeszcze bardziej spróbować.
-Więc załatwmy te formalności.-
Podpisałam każdy dokument. A na koniec zdarzyło się coś czego w
ogóle się nie spodziewałam. Pierwszy raz w życiu szef uściskał
mnie na pożegnanie. Na prawdę starałam się nie płakać choć i
tak upuściłam jedną samotną łzę.
-Powodzenia Cleo.
-Dzięki, tobie też. Ale pamiętaj, że
widzimy się na moi ślubie.
-Tak, tak pamiętam.- Posłałam już
ostatni uśmiech już byłemu szefowi.
Kiedy przechodziłam przez korytarz,
żegnając się z wszystkimi pomyślałam, że zapamiętam to biuro
właśnie takim jakie było. I co z tego, że prawie co dzień
malowałam tu paznokcie i tak to wszystko stanowiło moje centrum
życia. Nigdy nie myślałam, że tak to się potoczy.
Zjeżdżając windą ten ostatni raz
myślałam o tym, że na pewno nie będę tęsknić z tą straszną
muzyką.
A kiedy wyszłam na świeże powietrze
od razu wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Chciałam już
wiedzieć jak poradził sobie T.O.P. Jednak nie było go w domu,
dlatego postanowiłam zadzwonić do _____. Po trzech sygnałach
odebrała.
-Cleo?
-Taj, to ja. Co tam tak trzeszczy?
-Och, to tylko Ji Yong męczy się z
walizką. A myślałam, że to ja dużo zabrałam?
-Chwila. Walizką?
-Ach, no tak. Wracamy! To taka mała
niespodzianka.- No i mnie zszokowała.
-Ale dlaczego? Przecież został wam
jeszcze tydzień w upalnej Barcelonie. Jak możesz z tego rezygnować.
Co na to Ji? Pewnie go zmusiłaś.
-Jeny Cleo powinnaś się cieszyć, że
wracam. Słyszałam o tej sprawie i nie mogłabym nazywać się twoją
przyjaciółką gdybym cię nawet nie uściskała. Z tak daleka to
nieco trudne, nie uważasz?
-A więc o to ci chodzi. Dałam radę
_____ i nic mi nie jest.
-To świetnie! Ale i tak przylecę. I
tak już za późno. Kupiliśmy bilety, a samolot za godzinę.
-Skoro tak. To potem musimy się
spotkać.
-A no tak. Bo w sumie muszę ci coś
powiedzieć.
-Co powiedzieć?- Nigdy nie lubiłam
kiedy tak mówiła. To zazwyczaj nie było nic dobrego.
-Oj, nie naciskaj.- Usłyszałam
jeszcze jakieś wrzaski.- Tak wiem... wcale się nie denerwuję!
-____? Kończę już nie będę wam
przeszkadzać.
-Okej, pa.- Odłożyłam komórkę na
blat w tym samym momencie, w którym drzwi się otworzyły. Wyszłam
do pokoju gdzie T.O.P właśnie wrzucał kluczyki do misy. Nie wiem
dlaczego, ale zaczęłam obawiać się najgorszego.
-I jak?- Nawet ręce zaczęły mi się
pocić kiedy to Tabi szedł w moją stronę z miną nie mówiącą
kompletnie nic. Wstrzymałam oddech i wypuściłam go od razu gdy
mnie przytulił.- Dlaczego nic nie mówisz.- Odsunęłam się
odrobinę by zobaczyć jego twarz. Przez chwilę wyglądał jakby
wrócił z pogrzebu, a zaraz potem zaczął się szczerzyć, a ja już
wiedziałam co to oznacza. Sama rzuciłam mu się na szyję i
pocałowałam mocno.
-Jesteś cholernie dobrym aktorem.-
Zaśmiałam się.- Nigdy więcej mnie tak nie strasz!- Krzyknęłam.
-Nie miałem pojęcia, że tak
zareagujesz.
-To wcale nie jest śmieszne.-
Trzepnęłam go w ramię.
-Jednak trochę jest.- Usiadł koło
mnie na kanapie obejmując ramieniem.
-Od teraz zaczynamy od nowa?
-Na to wygląda.
-Teraz jesteś tylko piosenkarzem.
-A ty bez pracy.
-No tak.- Mruknęłam. Przez chwilę
siedzieliśmy w ciszy. Kurcze to się dzieje. Jestem bez pracy i mogę
wręcz wszystko. Nawet nie wiem od czego zacząć.- Zróbmy coś.-
Podniosłam się z kanapy i popatrzyłam na reakcję mojego chłopaka.
-Ale co?
-Cokolwiek. Coś co robią ludzie kiedy
nie ratują świata.
-Co robił spider-man kiedy nie ratował
świata?
-Chodził na randki z Jaen?- Jeny skąd
ja mam to wiedzieć. Nie miałam nawet czasu na oglądanie filmów.
-Właśnie!- Wycelował we mnie palec.
-Właśnie, co?
-Zabieram cię na naszą pierwszą
randkę. Całkowicie normalną.
-Tak. Ubieraj się.- Wręcz rozkazał,
a mi nie pozostało nic innego jak pójść na górę i przewalić
połowę szafy by ubrać się w coś normalnego by się dopasować.
* * *
( Narracja CL )
Otworzyłam oczy, ale nie spojrzałam w
prawo. Przeniosłam wzrok z sufitu prosto na zegarek. 11:00 po prostu
super. Godzinę temu miałam być w studiu. To dziwne, że jeszcze
nie obudził mnie dźwięk komórki. Chociaż jak tak sobie teraz
myślę to możliwe, że ją wyłączyłam. Ale najgorsze jest to, że
nie mam odwagi spojrzeć w prawo. Czuję, że jeśli się odwrócę
to się rozczaruje bo tak naprawdę to mógł być tylko sen.
Cholernie dobry sen. A jego już nie będzie i znów będę sama. Ale
przypominają mi się jego słowa. Kocham cię. Powiedział to i
jeszcze wiele innych rzeczy. Jezu nie wierzę. To za bardzo boli.
Chciałabym żeby to była prawda. Ale dlaczego ja w ogóle w to
wątpię? Zrobiłam to szybko i od razu pożałowałam. Nie ma go. Po
prostu świetnie. Zerwałam się z łóżka.
-Niech go szlak!- Miałam wielką
ochotę czymś rzucić. Jednak zdecydowałam się zejść na dół.
Wręcz zbiegłam po schodach klnąc ile wlezie. To na prawdę jakiś
cholernie kiepski żart. Rozejrzałam się po pokoju, w którym
jeszcze wczoraj siedziałam. Teraz był już posprzątany. Co to ma
wszystko znaczyć? Co się właśnie stało. Chyba zaraz wybuchnę
tu.
Próbowałam opanować oddech stojąc w
samej bieliźnie na środku pokoju, ale gdy tylko usłyszałam jak
ktoś wchodzi byłam pewna, że to, któraś z dziewczyn. Ale to był
on.
-Ty cholerny podrywaczu! To była ta
twoja zemsta!! Przyszedłeś popatrzeć jak sięgam dna!! To się
nigdy nie stanie!!- Wyrzuciłam pięści w powietrze. I na boga
przysięgam, że go walnę!
-CL uspokój się!- Tae złapał moje
ręce w powietrzu. Dyszałam jak parowóz, ale zdecydowanie nie
skończyłam z nim jeszcze.
-Wcale się nie uspokoję! Jak mogłeś
mnie tak zostawić, co!- Zapewne moje łzy wyglądają żałośnie,
ale co ja na to poradzę. Jestem już tym zmęczona. A z drugiej
strony jestem ciągle wściekła na siebie. Pokonuje cholernych
przestępców, gorszych od niego. A czuję się jak gówno. To nie
jest sprawiedliwe!
-Zostawić? Przecież wyszedłem tylko
do sklepu.- Wskazał wzrokiem upuszczone torby, a ja zamarłam.
-Że co?- Tae poluźnił uścisk i
opuściłam ręce. Że niby zrobiłam teraz z siebie idiotkę?
-Twoja lodówka jest była całkiem
pusta. To pojechał coś kupić by zrobić ci śniadanie. Chyba nie
pomyślałaś, że...
-Pomyślałam! Krzyknęłam choć nie
miałam takiego zamiaru. Pozwoliłam by Tae mnie przytulił. Trochę
się uspokoiłam.- Jesteś niepoważny? Mogłeś zostawić jakąś
wiadomość.
-Kochana przecież zostawiłem ci
kartkę na łóżku.- Hymm, po tym jak zbuszowałam całe łóżko
ciężko będzie znaleźć tam cokolwiek.
-Trzeba było mnie po prostu obudzić.
-Nie myślałem, że aż tak się
przestraszysz. Przecież powiedziałem, że cię kocham.
-Wiem. Ale tak jakoś to do mnie nie
dociera. Może dlatego, że za łatwo poszło?
-Chaerin. Nawet nie wiesz jak bardzo
bolało mnie patrzenie na ciebie kiedy chodziłaś taka bez życia. A
fakt, że to moja wina wcale nie pomagał.- Kiedy to mówił czułam
jak moje biedne serducho rozpuszcza się jeszcze bardziej. Tak jakby
w ogóle było to możliwe. Patrząc mu w oczy wiedziałam, że te
słowa są prawdziwe. A co najgorsze ja nigdy w życiu nie chciałam
patrzeć na jego szkliste oczy. A właśnie to robię. To ja tu
powinnam płakać do cholery! Kto by pomyślał, że ten ranek
zacznie się takimi emocjami. Zanim zdążyłam wydusić z siebie
jakieś sensowne zdanie Tae już ścierał łzy z moich policzków.
-Nie płacz mała. Wolę jak się
uśmiechasz.
-Chodźmy zjeść to śniadanie.
* * *
-A mówiłem żeby poczekać na miejsca
w pierwszej klasie. Teraz wszyscy się gapią.
-Ji Yong, przestań. Na pewno wszyscy
się nie gapią. Mnie tu wygodnie.
-Skoro tak mówisz.
-Tak jest okej. Nie musisz
dramatyzować. Z resztą dobrze wiesz, że ja muszę się spotkać z
Cleo. Wyjechała zdecydowanie za szybko. I ciągle mam wrażenie
jakbyśmy się wcale nie pogodziły.
-Wiesz, że nic jej nie jest.
Rozmawiałaś z nią dwie godziny temu.
-Tak, wiem. Chcę się już z nią
zobaczyć.- Oparłam się wygodnie o fotel myśląc już tylko o tym
by bezpiecznie wylądować. Położyłam dłoń na brzuchu. Obym nie
zwróciła śniadania, tak jak wczoraj kolacji. Dobrze, że Ji nie
było wtedy w pobliżu. Bardzo prawdopodobne, że zaczął by zadawać
niewygodne pytania. A ja sama przecież nie wiele wiem. Tak naprawdę
ja się tylko domyślam. Sama nie do końca w to wierzę, ale
wszystkie znaki na to wskazują. Nie powiedziałam nic bo znając
życie byłby bardziej zdenerwowany niż ja teraz.
Usnęłam i obudziłam się dopiero na
samo lądowanie. Już czułam, że dojście do taksówki nie będzie
łatwe. I w sumie mało powinno mnie to obchodzić, a jednak nie chcę
wylądować pod czyimiś butami.
Ji wziął mnie za rękę i wyszliśmy
z samolotu. Na hali pojawiło się mnóstwo piszczących dziewczyn.
Powinnam do tego przywyknąć, ale nadal coś mnie rusza w środku
gdy tak patrze jak każda go obściskuje.
Wszystko szło jak zwykle szybko.
Miałam na oku każdą podejrzaną osobę. Przynajmniej tak myślałam.
Ciężki kamień trafił w moje żebra aż zwinęłam się z bólu.
Ji od razu mnie podtrzymał, a ludzie westchnęli jakbym właśnie
umierała.
-_____ co się stało?!- Sięgnęłam p
kamień i mu go wręczyłam. A sama zasłoniłam dłonią rozerwaną
bluzkę. Skóra mnie zapiekła, a pod palcami poczułam krew.
Zignorowałam zdenerwowany głos Ji. Zaczęłam się rozglądać za
sprawcą. Szczerze powiedziawszy byłam zszokowana i jednocześnie
zdziwiona.
-Ji Yong, Ji Yong.- Zaczęłam szarpać
go za rękaw póki nie przestał gadać jak najęty.- To ona.
-____ o czym ty mówisz? Lepiej chodźmy
stąd. Ktoś musi ci to opatrzyć.
-Zapomnij, nigdzie nie idę. Ona tu
jest i chciała zabić mnie kamieniem. Idę do niej zanim pobiję
ochroniarzy i im ucieknie.- Chciałam wręcz tam pobiec, ale Ji
złapał mnie za ramię.- Nie powstrzymasz mnie.
-Oczywiście. Nawet nie mam takiego
zamiaru. Po prostu chcę ci tylko przypomnieć, że tu jest mnóstwo
ludzi.- Ano tak. Przez chwilę o nich zapomniałam. Odwróciłam się
do zaniepokojonego tłumu i uśmiechnęłam.
-Spokojnie, wszystko jest w porządku.
To tylko małe draśnięcie.- Które cholernie piekło, ale to w nic
w porównaniu do tego co chciałabym zrobić pewnej osobie. Z
przyklejonym uśmiechem musiałam przejść prosto do taxi, która
miała nas zwieść na policję. Wręcz nie wierzę, że nadarzyła
się okazja by wymierzyć jej sprawiedliwość. I żeby mieć święty
spokój raz na zawsze.
-Co zamierzasz zrobić, kiedy już ją
zobaczysz?
-Na prawdę nie wiem, ale raczej tym
razem skończę to na zawsze.
-Tym razem będę tam z tobą.
-Wiem.- Przysunęłam się by go
pocałować.
Po chwili zatrzymaliśmy się przed
posterunkiem policji. Szłam tam, o dziwo dość chętnie. A co
dziwniejsze nadal nie wiedziałam jak mam postąpić. Zazwyczaj już
dawno wiedziałam czy ten ktoś zasługuje na życie czy nie.
Gdy policjant prowadził nas do sali
przesłuchań, każdy zerkał zza swojego stanowiska, ale mało mnie
to obchodziło. W głowie miałam już ułożoną całą naszą
rozmowę.
-Na pewno chcesz wejść tam sama?
-Tak, Chcę porozmawiać z nią sama.
-Będę tu czekać.- Ji Yong puścił
moją rękę, a ja weszłam do środka.
Nie patrzyła na mnie tylko w swoje
ręce na metalowym stole. Usiadłam naprzeciw niej czekając aż coś
powie. Powiedziała, a pierwsze co zrobiła to spojrzała na mnie.
Jej wzrok był wręcz lodowaty, gdyby mógł zabijać pewnie już
dawno bym nie żyła. Nic się nie zmieniło. Kiedy ostatni raz się
widziałyśmy też tak na mnie patrzyła. A jednak wcale mnie to nie
ruszyło. Dokładnie tego się po niej spodziewałam.
-Nic ci się nie stało. Jestem
zawiedziona.- Odparła sucho.
-To oznacza tylko tyle, że nie jesteś
w dobrej formie. Dałaś się złapać. Dlaczego?- W tej całej
sytuacji to było mocno podejrzane. Przecież ta kobieta nigdy się
nie poddała.- Zapewne masz jakiś plan. Jeśli tak to możesz go już
wcielić w życie. Zapewniam cię, że cokolwiek to by było dam
sobie z tym radę. Raczej nie zaskoczysz mnie już niczym.
-Mój plan to całkowity jego brak.
-Więc dlaczego tu jesteś? Myślałam,
że ciągle planujesz jak mnie zabić.
-Oczywiście nadal chcę cię zabić,
ale zrezygnowałam.
-Chcesz powiedzieć, że się
poddajesz? To nie w twoim stylu... mamo.- Ta rozmowa chyba nie miała
najmniejszego sensu, a jednak tym razem udało mi się ją
zdenerwować. Zanim zapytałam o kolejną rzecz Laura zerwała się z
krzesła i trzasnęła rękoma o stół. Łańcuchy głośno
zagrzechotały, a potem była krótka chwila ciszy.
-Nigdy nie nazywaj mnie matką.- Wręcz
wysyczała mi te słowa w twarz po czym z powrotem opadła na krzesło
jakby nic się nie stało.- Oboje wiemy, że nigdy nią nie byłam.
Nie dla ciebie.
-Nadal nie rozumiem do czego
zmierzasz.- Odpowiedziałam całkiem spokojnie, choć przyznam, że
nie spodziewałam się po niej takiego wybuchu emocji.
-Więc powiem ci najprościej jak się
da. Kiedyś miałam syna. Kiedy był mały patrzyłam jak się bawi,
upada i poznaje świat. Jak chodził do szkoły, a ja kazałam mu się
uczyć choć nienawidził tego. Patrzyłam jak chodził do pracy, jak
dziewczyny się za nim oglądają. Lubiłam na to wszystko patrzeć,
to dawało mi poczucie, że dobrze go wychowałam. Zgadnij na co
patrze teraz?- Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zszokowana jej
łzami.- A jedyne a co teraz patrzę to jego grób. A to nie on leży
w środku.
-Jak to nie on. O czym ty mówisz?
-Bo widzisz to jest nawet zabawne.-
Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Jeszcze przed chwilą opowiadała
mi o nim ze łzami w oczach, a teraz się uśmiecha. Zaczynam wątpić
w to czy z tej rozmowy cokolwiek wyniknie. I czy ona aby na pewno
dobrze się czuję?
-Właściwie nic nie jest zabawne i nie
było. Mów o co chodzi bo zaczynasz mnie irytować.- I denerwować
przy okazji.- Od ponad roku jesteś święcie przekonana, że zabiłam
ci syna. Próbowałam się dowiedzieć kto to taki bo nie raczyłaś
mi powiedzieć jak się nazywa. Cały czas wam powtarzałam, że
nigdy bym tego nie zrobiła gdybyście chociaż chcieli mi o nim
powiedzieć. A ty teraz chcesz mi powiedzieć, że o niby żyje?
Powiedziałam wściekła jak diabli. Mam wielką ochotę się na nią
rzucić, ale się powstrzymałam, ponieważ chcę usłyszeć całą
prawdę. Żeby móc to jakoś zrozumieć.
-Spotkałam go. Nienawidzi mnie i ojca.
-Upozorował swoją własną śmierć?
-Właśnie tak. Dobrze wiesz, że mój
mąż nie był typem dobrego człowieka. Tez wysłał go do tej
agencji wmawiając mu, że musi być prawdziwym mężczyzną.
Poszedł, ale nie spodobało mu się. Zbuntował się, ale musiał za
to zapłacić. Mówiłam mu, żeby tego nie robił.- Zamilkła jakby
szukając odpowiednich słów. Mnie na usta cisnęło się mnóstwo
słów tylko jakoś nie potrafiłam ich z siebie wydusić.
-Co zrobił?
-Alex uwielbiał zwierzęta. Miał
kota. Złapał go i skręcił mu kark, a na końcu zostawił go na
jego łóżku. Wtedy się zaczęło. Wyprowadził się i więcej go
nie widziałam. Aż do wczoraj.
-Co ja miałam z tym wszystkim
wspólnego?- Przeczesałam nerwowo włosy.
-Wykorzystał fakt, ze dałaś się
namówić na ten sam los co on. Wiedział, że jesteś naszym nowym
dzieckiem. Po prostu go zastąpiłaś. Wszystkie potrzebne dowody do
oskarżenia cię powoli trafiły w nasze ręce.
-I nigdy nie pomyślałaś, że to on
stoi za tym wszystkim? Że to jego sprawka?- Chciało mi się
krzyczeć. To jest niedorzeczne. Takie nie prawdziwe i niemożliwe, a
jednak wydaję się tą właściwą prawdą.
-Wtedy nie myślałam o niczym innym.
Straciłaś dziecko, więc powinnam cię przeprosić. Jednak nie
zrobię tego. To nie zmieniło by tego co teraz myślisz. W końcu
okazało się, że to nie ty byłaś pionkiem, ale my wszyscy.
Planował to od dawna. Niestety się na nim nie zemścisz.
-Co się z nim stało? Gdzie jest?-
Znajdę go i zabiję.
-Jest już w niebie albo w piekle. Jak
tam wolisz. Popełnił samobójstwo... na moich oczach. Powiedział,
że mam z tym żyć. I będę żyła, chyba, że ty i twój mąż
wybaczycie mi tę pomyłkę.- spojrzała na lustro. My ich nie
widzieliśmy, ale oni widzieli i słyszeli.
-Pomyłkę? POMYŁKĘ!!- Wybuchłam i
wrzasnęłam tak, że nawet się po sobie tego nie spodziewała. Tym
razem to ja zerwałam się z krzesła jak oparzona. Wszytko dopiero
teraz dotarło do mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam krzyczeć. To
nie był zwykły ludzki krzyk. Po prostu musiałam to z siebie
wyrzucić. Wyrzucić z głowy tę chorą opowieść. Najgorsze w tym
wszystkim jest to, że to prawda. Wiem, że to prawda. Prawda, która
rozdziera mi serce na milion kawałków. Nie wiem kiedy rzuciłam
krzesłem prze całą długość pokoju. Nie mam pojęcia co
wrzeszczałam, ale z pewnością nie były to słowa współczucia.
Nie płakałam. Nawet jej nie uderzyłam. Ja po prostu chyba umarłam.
Metalowe drzwi trzasnęły szybciej niż się spodziewałam. Ji Yong
pojawił się koło mnie. Ale i on nie dał rady mnie uspokoić.
Marzyłam tylko o tym by wydrapać jej oczy i wyrwać serce gołymi
rękoma. Może i to nie możliwe, ale gdyby mnie puścił przysięgam,
że zrobiłabym to. Zanim się zorientowałam Ji wyniósł mnie z
sali, a ja przestałam krzyczeć i przeklinać wszystkimi możliwymi
przezwiskami. Poczułam jego ciepłe dłonie na policzkach.
-_____ uspokój się, błagam.-
Patrzyłam na niego pustym wzrokiem.- Zacznij oddychać.- Nie
zdawałam sobie sprawy z tego, że w ogóle tego nie robię. Każdy
oddech zdawał się być coraz cięższy i palił moje płuca ciągle
od nowa.
-Nie mogę.- Głos mi się załamał.
-Zawiadom szefa agencji.- Ji zwrócił
się do policjanta, który patrzył na mnie z przestrachem i
współczuciem w oczach.- Jedziemy do domu.
Zanim wyszliśmy na zewnątrz Ji
pożyczył mi swoje okulary. Naciągnęłam kaptur na głowę i
schowałam się w taksówce. Nic nie mówiłam. Gardło paliło żywym
ogniem. Ji Yong przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w
jego ciało i chwyciłam się jak ostatniej deski ratunkowej jaka mi
została. On też nic nie mówił. Po prostu objął mnie i
delikatnie głodził po włosach. Słyszałam jak szybko bije mu
serce. Zawsze tak jest gdy się martwi. Ja jestem powodem jego
zmartwień. Myślałam, że ten dzień będzie kolejnym dniem w
którym nic się takiego nie wydarzy. A już w dzień powrotu do
Korei zastało mnie coś czego się nie spodziewałam. Nie mogłam
się na to przygotować bo niby jak. Dowiedziałam się prawdy. Tak
niedorzeczniej, ze aż trudno w nią uwierzyć. Czy to co się działo
można w ogóle nazwać pomyłką? Szczerze wątpię. Dla mnie to
była męka. Trudno wierzyć, że się skończyła.
* *
*
Krążyłam po pokoju podczas kiedy Ji
Yong rozmawiał z Cleo. Przez to co się stało chwilę temu nie mogę
się z nią od tak spotkać. Moje ręce wciąż się trzęsą.
Próbowałam to jakoś powstrzymać, ale się nie da. W końcu
stanęłam na środku pokoju i najzwyczajniej w świecie upadłam i
zalałam się łzami. Ji przybiegł natychmiastowo. Siedział razem
ze mną na dywanie obejmując mnie mocno kiedy ja nieustannie
płakałam.
-Kochanie już po wszystkim. Byłaś
naprawdę dzielna. Pokonałaś wszystko co przyniósł ci los. A
teraz to koniec. Możesz żyć normalnie. Nie zadręczaj się myślami
o tym co było.
-Mój boże. Te pościgi, wybuchy,
ryzykowanie życia i śmierć tylko dlatego, że ktoś miał chorą
ambicję zemszczenia się. Ja będę musiała z tym żyć.
-Każdy kto ci pomógł robił to z
własnej woli. Nikt nie będzie ci tego wypominać.
-Mam taką nadzieję. To naprawdę
chore. A jednak byłam w tej pseudo rodzinie zwykłym pionkiem.
-Już jest dobrze.
-Ji Yong.
-Hym?
-Obiecaj mi, że w naszej rodzinie
będzie całkowicie normalne życie. Takie w, którym ty będziesz
sławnym piosenkarzem, a ja lekarzem.
-Obiecuję ci to. A teraz przestań już
płakać, okej?- Pokiwałam głową i zebrałam się by usiąść na
łóżku.
-Pewnie wyglądam fatalnie.- Znów nie
wytrzymałam. Na prawdę nie jestem już taka silna jak kiedyś. I
patrząc na to z perspektywy czasu już wcale nie chcę taka być.
-Jesteś śliczna i silna i co
najważniejsze jesteś moją żoną. I tak już zostanie.
Mogą być błędy, mogą być literówki. jednym słowem tu może być wszystko xd
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWooow zajebisty rozdział! Tak mi smutno, że ostatni;( ale łzy smutku z tego powodu zachowam na epilog. Jakbyś kiedyś stworzyła wersję w pdf do ściągnięcia na kompa to jestem chętna taką otrzymać i czytać stale od nowa. Będę tęskniła za tymi postaciami i akcjami.
OdpowiedzUsuńWow...po prostu mnie zatkało. Niesamowity rozdział. Cieszy mnie bardzo ten rozdział jak i smuci ponieważ to już ostatni. Powodzenia w pisaniu kolejnych opowiadań jak jakieś będziesz miała chciała zrobić. Będę czekać z niecierpliwością na coś nowego. Hwaiting
OdpowiedzUsuńOMG! Najlepsze opowiadanie ever! Mam nadzieje że będą inne opowiadania i bigbang
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się spodobało. Jeśli chcesz poczytać więcej o BB to zapraszam na mojego drugiego bloga. Ten jest tylko i wyłącznie o Big Bang ;)
Usuńhttp://bigbangworldania.blogspot.com/?m=1