czwartek, 2 lipca 2015

BTS- 3

Witam was kochani!! Już minął prawie, że tydzień wakacji. Ja w ogóle tego jakoś specjalnie nie poczułam. Mogę wręcz powiedzieć, że to nie był dla mnie najlepszy tydzień. Wyżalę się wam xd Tyle jeżdżenia do szkoły by dowiedzieć się, że i tak się nie dostanę-,- Smutam, ale już się z tym oswoiłam.
No, ale rozdział jest jaki jest. Co do opowiadania z Bangami. Jak wiecie za niedługo się skończy, ale mam też jeszcze coś w zanadrzu więc jeśli będziecie chcieli to możliwe, że też się tu coś pojawi. A teraz zachwycajmy się ich nowymi piosenkami *.*





Do czego ten człowiek mnie zmusza, no! Nie dość, że stracił przytomność to jeszcze ja 

musiałam wsiąść do karetki. Dlaczego ja? Boże, przecież ja miałam tu tylko sprzątać, a 

nie pisać jakieś głupie raporty. A ten mi jeszcze zemdlał. To szczyt wszystkiego. Zaraz ja 

 tu zemdleje bo na samą myśl, że mam wejść do szpitala. Toż to całe skupisko 

umęczonych dusz. W życiu tam nie wejdę nawet jeśli wiem, że będę musiała. Jednak nie 

mam przy sobie telefonu bo już dawno zmusiłabym Carl' a żeby się tym zajął i wyciągnął 

mnie stąd. Już nie wspomnę, że z pracą mogę się pożegnać na dobre. Przecież jeszcze 

chwilę temu myślałam, że on umarł na moich oczach, ale na szczęście on tylko stracił 

przytomność. Chociaż to i tak mnie nie uspokaja. Zwłaszcza jak tak patrzę na tą maskę 

tlenową. Aż za dobrze wiem co to oznacza. 
 
W końcu się zatrzymaliśmy, a mnie serce zaczęło bić o wiele za szybko. Jestem wręcz 

pewna, że lekarz siedzący koło mnie też już je usłyszał. Jednak był na tyle miły by mnie 

całkowicie ignorować. Może uda mi się uciec i nie będę zmuszona spotkać się z dawnymi 

koleżankami z pracy. Ostatnią rzeczą jaką potrzebuję jest tłumaczenie się dlaczego 

odeszłam. Samo wychodzenie z bezpiecznej karetki jest dla mnie koszmarem. Dlaczego 

on nie może się teraz obudzić? Proszę o jeden cud, tylko jeden. A jednak nic z tych 

rzeczy. Nadal śpi. 
  
-Musi pani pójść do lekarza prowadzącego.- Oznajmił mi jakiś lekarz. Przełknęłam głośno

 ślinę i stanęłam w miejscu. W pierwszej chwili po prostu uciekłam na pobliską ławkę. 

Oparłam głowę na rękach i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie słowa mojej siostry. 

W takich sytuacjach powinnam opanować oddech i odzyskać zdrowy rozsądek. Świat się 

jeszcze nie skończył, a niebo nie zwaliło mi się na głowę. Bóg po mnie nie przyszedł, ani 
 
nic z tych rzeczy. Więc tak naprawdę nic się nie stało. Tae jeszcze żyje, ponieważ nie 

widzę na horyzoncie jego ducha. Teraz wystarczy żebym weszła, zignorowała nieludzi i 

znalazła jego lekarza, a potem pójdzie gładko. Tak, dokładnie tak. Dam radę.
 
Wstałam z ławki i zdecydowanie wróciłam do szpitala. Wielkim cudem było dla mnie 

przekroczenie progu tego przybytku. Niestety takie życie, że oni są wszędzie. Zrobiłam to 

najszybciej jak potrafiłam. Przebiegłam do recepcji i spytałam o Tae, a zaraz potem 

zniknęłam za drzwiami. Doktor siedział za biurkiem podniósł tylko oczy znad papierów i 

wskazał bym usiadła. Tak też zrobiłam po czym zaczęłam się rozglądać. 
 
-Wszystko dobrze?
-A, tak. Chciałam się dowiedzieć co z Kim Taehyun' em.
-Więc myślę, że to może być reakcja na uczulenie. Jednak jeszcze czekamy na dokładne 
wyniki.
-Uczulenie?- Mruknęłam zdziwiona. Że też o tym nie pomyślałam. 
 
-Yhm. Czy może pani kolega zjadł coś co zawierało orzechy?
-A bo ja wiem. Nie znamy się aż tak dobrze. Chociaż jest coś.
-Tak?
-Na zebraniu jedliśmy ciasto. Nie jestem pewna czy były w nim orzechy, ale zapytał mnie co w nim było. Może chodziło właśnie o to uczulenie.
-Bardzo możliwe. No, ale wszystko już mamy pod kontrolą. Może pani się z nim zobaczyć.
-Ach, tak. Dziękuje i do widzenia.- Zniknęłam za drzwiami. To istny cud, że nie znałam 

tego kolesia. Ale czy ja naprawdę muszę go odwiedzać? Właściwie to może jeśli go 

odwiedzę teraz postanowi nie zwalniać mnie z pracy? W końcu mogę zaryzykować.
Przemierzałam korytarz w fartuszku, póki nie znalazłam jego pokoju. Zapukałam i 

weszłam. Tae leżał sobie wpatrując się w ścianę. Podeszłam ze spuszczoną głową i 

usiadłam na krześle obok. Na prawdę nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież to nie była 

moja wina, że tu wylądował, a z drugiej strony to ja podałam te ciastka. Nieświadomie 

oczywiście, ale jednak ja. 
 
-Jak się czujesz?- Zapytałam o pierwsze co mi przyszło do głowy. Niestety nie 

otrzymałam odpowiedzi. Czy powinnam się dziwić jego zachowaniem?- Nie miałam 

pojęcia, że masz uczulenie. To pewnie musi być męczące.- Zamilkłam na chwilę 

oczekując, że coś powie, ale nic się takiego nie wydarzyło. Chyba na serio wziął sobie do 

serca ignorowanie mnie. Westchnęłam.- Lekarz powiedział, że wszystko jest dobrze. 

Pewnie zaraz cię stąd wypiszą.- Kiedy ja tak trajkotałam jak najęta jego nic to nie 

obchodziło i szczerze zaczynał mnie irytować. Bo do cholery weszłam tutaj specjalnie dla 

niego. Boże, jak to brzmi.- Mógłbyś co powiedzieć.- Spojrzałam na niego lekko 

wkurzona. Dalej nic. Wstałam i pomachałam mu ręką przed twarzą. Śmiertelnie się 

przestraszyłam kiedy złapał mój nadgarstek. Dopiero wtedy raczył na mnie spojrzeć. I 

właściwie to wcale nie musiał tego robić. Mogę powiedzieć, że w ogóle nie wygląda jak 

on. Zero jakichkolwiek emocji na jego twarzy. Widziałam coś takiego tylko raz i nie 

wróżyło nic dobrego dla mnie. Serce zaczęło znów bić jak oszalałe, a nogi wręcz wrosły 

mi w ziemię. Kolejny duch, który ma mi coś ważnego do powiedzenia tylko dlaczego 

wykorzystał do tego jego ciało? 
 
-Dobra, to wcale nie jest zabawne. Przerażasz mnie, kimkolwiek jesteś. Obyś szybko opuścił jego ciało. 
 
-Och, nie denerwuj się tak. Ja tylko chciałam cię w końcu spotkać. Tak na żywo.- 
Spojrzałam na niego podejrzliwie.- Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu. 
 
-Ostatnio? Chwila jesteś tą dziewczyną w piżamie? Czego ode mnie chcesz? Nic mu nie 

zrobiłam. To tylko uczulenie.- Zaczęłam się bronić. Choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam się tłumaczyć z czegoś czego nawet nie zrobiłam. 
 
-Wiem. 
 
-Więc o co chodzi. Chciałabym już stąd wyjść.- Bycie tutaj więcej niż pół godziny było wielkim wyczynem. Koniec wyczynów na dziś. 
 
-Musisz mu pomóc.- Powiedziała to bardzo poważnie.
-Ale w czym?- Tego to już się nie dowiedziałam bo do sali wszedł nie kto inny jak Carl.

 Cholery, pieprzony Carl. Wszystko zniknęło. Nieznajoma dziewczyna ulotniła się z jego 

ciała i on powrócił na swoje miejsce. Zwęził oczy i spojrzał na swoja rękę, która wciąż 

ściskała mój nadgarstek. Wyrwałam się w tym samym momencie, w którym on zabrał 

rękę jak oparzony. Całemu zajściu przyglądał się Carl.
-Co tu się dzieje?
-Nic.- Szybko odpowiedziałam. 
 
-Co ty tutaj w ogóle robisz? Myślałem, że już nigdy cie tu nie zobaczę i na pewno nie 

koło faceta.- Poważnie zabiłabym go z chęcią właśnie w tym momencie. Na prawdę 

chciałam się dowiedzieć z czym mam mu pomóc, a ten ją przepłoszył. 
 
-Właśnie sobie szłam. Przyszłam tylko sprawdzić jak i co z … nim.- Boże, dajcie mi stąd wyjść. 
 
-Czuję się świetnie. Możesz już iść.- Posłał mi wrogie spojrzenie. Wiedziałam, że to nie 

jest jeszcze koniec naszej nawet niezaczętej rozmowy. On mnie dopadnie. Ale nie teraz. 

Minęłam bez słowa Carl' a. Oparłam się o ścianę próbując opanować oddech. Już trzeci 

raz tego dnia. Nie wiem ile trwało zanim się otrząsnęłam, ale głosy, które słyszałam tylko 

ja wezbrały na sile. Oni stali wszędzie. I każdy dobijał się do mnie. Moja głowa wciąż nie 

była przyzwyczajona do nadmiernego hałasu. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. To na 

pewno był Carl i mówił coś do mnie z przejęciem, ale było zbyt głośno żebym mogła go 

usłyszeć. Głowa zaczęła mnie boleć i dobrze wiedziałam co zaraz się stanie. Jednak 

dobrze, że mój przyjaciel stał obok bo w dobrym momencie złapał mnie.

* * *

-Hej. Śpiąca królewno, wstawaj.- Otworzyłam oczy i od razu zasłoniłam ręką oczy przed 

rażącym światłem. Spodziewałam się zobaczyć tu Carl' a stojącego nade mną z szklanką 

wody w ręce. Jednak się pomyliłam. Jak na złość obok łóżka stał Tae i nie był zbytnio 

zadowolony z tego, że musi tu w ogóle być. A szturchanie mnie torbą nie było zbyt miłą 

pobudką. 
 
Powoli wstałam z łóżka by założyć buty. 
 
-Czekałeś aż się obudzę?
-Oczywiście, że nie.- Jak zawsze miły. Mógłby się choć raz ugryźć w język. Cholerny 

paniczyk.- Właśnie zostałem wypisany więc pomyślałem, że skoro już tu jesteś to cię 

podwiozę.- A jednak mama go jakoś wychowała. 
 
-Nie trzeba. Sama dałabym sobie radę.
-Po prostu powiedz ,,dziękuje'' i będzie po sprawie. 
 
-Dzięki.- Dupku. 
 
-A i ten chłopak powiedział, żebyś do niego zajrzała.- O już ja do niego zajrzę. 
 
-Więc chodźmy.- Spieszyło mi się żeby stąd wyjść. Nie wiadomo ile ja tu spędziłam czasu. 
 
Odnalazłam Carl' a na korytarzu kiedy najwyraźniej podrywał pielęgniarkę. Pokręciłam 

tylko głową i podeszłam do niego zostawiając Tae w tyle.
 
-Mój boże Sora wystraszyłaś mnie.
-A ty mnie zawiodłeś mój drogi. Ostatnio w ogóle mnie nie słuchasz kiedy mówię ci, że 

nie szukam chłopaka. Znając życie wcale by na mnie nie poczekał gdyby nie ty. 

  -Dobra, masz nieco racji, ale wiesz, że robię to dla ciebie. Chyba nie jesteś zła, co? 
 
-Pewnie do wieczora mi przejdzie. A tak w ogóle to zemdlałam, co nie?
-No tak jakoś wyszło.
-Boże, muszę unikać takich miejsc jak to.
-Albo stawić temu czoła?
 
-Nie zaczynaj.- Wycelowałam w niego palec.
-Okej, okej. Pamiętaj tylko, że widzimy się u twojej siostry na kolacji.- No masz i jeszcze 

to. Zapomniałam na śmierć. Powinnam jeszcze kupić wino?
-Jasne. Jeszcze tylko pójdę po swoje wypowiedzenie.- Kiedy wracałam do Tae wręcz 

czułam, że jak tylko wsiądę do taksówki zaszczyci mnie długą rozmową na temat tego, że 

jestem beznadziejna. Jednak okazało się, że on uwielbia milczeć akurat wtedy kiedy mam 

nadzieję, że coś powie. Dlatego też znów się poświęciłam i odezwałam się pierwsza.
-Hym. Chciałabym wiedzieć czy jesteś na mnie wściekły?- Jeny, to takie podobne do 

mnie. Żeby palnąć coś całkiem nie do rzeczy.
-A dlaczego miał bym być? W końcu to nie twoja wina.
-Tak? Znaczy się przecież, że nie moja. Po prostu to dziwne, że tym razem nie oskarżasz mnie. 
 
-Zazwyczaj nie oskarżam osób, które są niewinne. Nie ty przyniosłaś te ciasto, a jednak 

pojechałaś ze mną do szpitala i zemdlałaś. Znowu.
-Czyli mam rozumieć, że nie zostanę zwolniona?
-Raczej nie.- Kurcze. Mogłabym przysiąc, że on prawie się uśmiechnął, ale niestety nie 

widziałam tego zbyt dobrze bo cały czas patrzy się przez szybę. ten facet na prawdę musi 

coś ukrywać. gdyby tak zapomnieć o jego dziwnych zachowaniach pomyślałabym, że jest 

całkiem przystojny. Niestety już nieco za późno na zmianę zdania o nim. przynajmniej jak 

na razie to istny gbur. Nigdy nie wiem co mam zrobić dobrze by mu pasowało.

# # #

Minęły kolejne trzy dni podczas, których zdarzyło się parę starć z niemiłym prezesem. 

Tak, dokładnie tak. Ten cwaniaczek udawał, że jest kimś innym, a tak na prawdę pociąga 

tu za wszystkie sznurki. A co najgorsze jest synem samego szefa. Dlaczego mnie to nie 

dziwi? Tacy jak on mają wszystko, a ja ciągle sprzątam, więc raczej nie ma o czym

 mówić. O tyle dobrze, że nie muszę się z nim widywać w weekendy. Na pewno bym 

wtedy zwariowała do reszty. A tak mam wolną niedzielę od jego głosu. 
 
Jest tylko jeden problem. I to dość poważny. W ciągu tych wszystkich dni tajemnicza 

dziewczyna pokazała się dwa razy. Na szczęście nie obezwładniła żadnego ciała. 

Zwyczajnie stała sobie zawsze koło niego. Prawie, że zawsze się uśmiechała i znikała nic 

nie mówiąc. Ale raz zdążyło się coś wręcz strasznego. Śmiertelnie się jej przestraszyłam, 

gdy znikąd się pojawiła i zaczęła wręcz krzyczeć. Zdecydowanie była wściekła tylko nie 

wiem czy na niego czy na mnie. Bo ja sobie wyciskałam mopa, a on rozmawiał przez 

komórkę uśmiechając się jak wariat. kiedy teraz tak sobie o tym myślę to może chodziło

 właśnie o tę osobę. Ale on wydawał się być szczęśliwy więc dlaczego ona nie? 
 
Jak na razie wcale tego nie rozumiałam. To co się tu działo nadal jest jedną wielką 

zagadką. A ja nie chcę się w nią plątać. 
 
Otworzyłam drzwi Carl' owi. Jego mina mówiła, że potrzebuje mojej pomocy. 
 
-Sora musisz mi pomóc.- A nie mówiłam?
-O co tym razem chodzi? Facet z tobą zerwał czy jednak to była dziewczyna?
-Nie i nie. Musisz dziś wyjść ze swojej nory. Dla swojego przyjaciela.- Zrobił strasznie 

poważną minę.
-Nadal nie powiedziałeś o co chodzi.- Nie pozwolę żeby wplątał mnie w coś zanim nie

 poznam szczegółów. 
 
-Widzisz to!- Przed oczami pojawiła się niebieska kartka, a po chwili zrozumiałam, że to 

zaproszenie na jakiś bankiet i mina mi zrzedła. 
 
-Tak widzę i mówię stanowcze nie. I nigdy w życiu.
-Ale dlaczego ty zawsze mówisz mi nie. 
 
-Bo prosisz mnie o rzeczy, które nie są dla mnie. Nie nadaje się na wielkie salony. Nawet 

nie mam odpowiedniej sukienki na takie okazje.- Teraz powinien mi odpuścić chyba, że 

chcę bym poszła w rozciągniętym dresie. Ale szczerze w to wątpię.
-Pomyślałem o tym. Zaraz wracam!- Wyleciał trzaskając drzwiami. Minęła niecała 

minuta, a on na serio wrócił z jakąś podejrzaną torbą w ręce. 
 
-Co to jest?
-Twój strój na dzisiejszy wieczór.- Prawie, że oplułam się kawą.
-Że co?! Nie mów mi, że to kupiłeś.
-Oczywiście, że nie.
-To dobrze.
-Pożyczyłem ją od twojej siostry. Wiesz, wręcz wepchnęła mi ją do ręki, gdy dowiedziała

 się gdzie cię zabieram.
-To nie dobrze. Chociaż mogłam się po niej tego spodziewać. Oboje jesteście do siebie 

tacy podobni.- Wkurzająco podobni.- A w ogóle co to za impreza? 
 
-O i to ci się na pewno spodoba. To impreza charytatywna dla dzieci walczących z rakiem.

 Chyba nie chcesz zawieść dzieci, co?
-Jesteś okropny, wiesz?- Wyrwałam mu sukienkę z rąk.- Oczywiście, że je nie zawiodę. 

Nie musisz wzbudzać we mnie poczucia winy. Wiesz, że tego nienawidzę.
-Ale to jedynie zawsze działa!- Krzyknął gdy znikałam w łazience. Może i nie mam na to 

wszystko ochoty, ale wiem jak ważne są takie imprezy, a rodzice Carl' a zawsze dają 

jakąś 

sumę więc mogę mu towarzyszyć. kiedyś regularnie chodziłam na takie imprezy, lecz z 

wiadomych powodów odpuściłam sobie dla własnego dobra. Carl zawsze potrafił znaleźć

 sobie kogoś do towarzystwa, a dziś jestem nim ja. Ciekawe co stało się ze stadem kobiet i mężczyzn?


Po godzinie spędzonej przy zakrywaniu cieni pod oczami byłam gotowa. Zeszłam na dół 

gdy czarna limuzyna zatrąbiła oznajmiając, że już czeka. Zamknęłam dom i zeszłam na 

dół gdzie Carl już czekał. Oczywiście musiał zagwizdać jak on ma w zwyczaju. 
 
-Dawno nie widziałem cię tak wystrojonej.- Oznajmił otwierając mi drzwi.
-Nie czuję się w tym zbytnio komfortowo, ale może być. 

 
-To świetnie. Na pewno będziemy się dobrze bawić. No i dzięki, że zechciałaś ze mną 
 pójść.
-Nie ma za co. Chętnie spotkam się z twoimi rodzicami. czy nadal myślą, że pracuje z elitą?
-Owszem. Łyknęli to na dobre. Więc nie masz się czym przejmować.
Poszłam za radą przyjaciela i zaczęłam się niczym nie przejmować. Jednak to wróciło, 

kiedy zatrzymaliśmy się przed budynkiem. Wejście do niego było obstawione przez 

paparazzi i ten czerwony dywan. Nie zdawałam sobie sprawy z tego w co się pakuję.
-Jesteś gotowa?
-Chodźmy.- Uśmiechnęłam się zachęcająco i wyszłam z auta. Starałam się wyglądać na 

jak najmniej zdenerwowaną tym wszystkim. Wydawało mi się, że stanie na widoku trwało 
całą wieczność póki nie weszliśmy do środka. Pełno ludzi w drogich ciuchach. Od razu 

poczułam się inaczej. Jednak, przynajmniej jest tu szampan. Carl zwędził dwa i wręczył 

mi jeden. Poszłam przywitać się z jego rodzicami. Rozmowa była dość długa i nie zbyt 

miałam na nią ochotę. Dlatego ulotniłam się i usiadłam na jednym z wolnych miejsc. 

Rozglądałam się z zaciekawieniem po sali. A jednak mój wzrok zatrzymał się na jednej 

osobie. Nasze oczy się spotkały i tak jakby czas się na chwilę zatrzymał. To było 

naprawdę dziwne zwłaszcza, że poczułam lekki dreszcz. Co gorsza on idzie w moją stronę. Dlaczego? Odwróciłam się mając cichą nadzieję, że to nie do mnie idzie.
-Sora?- Odwróciłam się niechętnie w jego stronę. Siedząc na krześle i tak patrząc na niego wyglądał... w sumie trudno określić. Lecz można by to porównać do greckiego boga w dopasowanym garniturze. Nawet teraz ciągle jakaś kobieta zerka na niego. To musi wyglądać dość kompromitująco, głównie dla mnie.
-O, nie wiedziałam, że cię tu spotkam.
-A jednak ciągle się spotykamy.- Usiadł koło mnie. Atmosfera od razu zrobiła się gęsta jak śmietana. Czego on ode mnie chce? Gdybym wiedziała, że tu będzie nawet wołami by mnie nie wyciągnęli z domu. A Carl jak zwykle zniknął choć obiecał, że nie dostąpi mnie na krok. Chociaż to wcale nie jest żadna nowość.
-To zwykły przypadek.
-Pewnie tak.- Przed dalszym przebiegiem tej rozmowy uchronił mnie Carl.
-O, widzę, że już znalazłaś sobie towarzystwo.- Wyszczerzył się, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
-Carl to Kim Taehyun pracujemy w tym samym budynku.- Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Mój boże, uściskali sobie dłonie. Co tu się wyrabia?- Zostawię was na chwilkę.- Tak naprawdę uciekłam do toalety żeby w ogóle móc oddychać. Zaczęłam rękoma poprawiać włosy, bo najwyczajniej nie myślałam, że szczotka mogłaby mi się dziś przydać.
-Może chcesz użyć tego?- Spojrzałam najpierw na szczotkę w ręce nieznajomej mi dziewczyny. Uśmiechała sie przyjaźnie I nie widziałam nigdzie żadnych zmarłych więc zaryzykowałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. Tak w ogóle to jestem Monick.
-Sora.- Uścisnęłam jej dłoń I oddałam szczotkę.
-Myślałam, że ta impreza będzie bardziej luźna. Niestey dałam się namówić.
-To tak jak ja. Muszę się nauczyć mówić ,,nie'' przyjacielowi.
-Przyszłaś tu z przyjacielem?
-Yhm.
-Ja z chłopakiem. W sumie powinnaś go poznać. Kręci się gdzieś bo sali, a ja kręce się sama. A ty...
-Och, ja też zostałam porzucona i chętnie poznam twojego chopaka.
-Świetnie! Więc chodźmy.- Wyszłam z łazienki raem z Monic. Ta krótka wymiana zdań utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest dość miłą osobą. I jednak jedyną dziewczyną, która zechciała zamienić ze mną więcej niż dwa słowa. Pomyślałam, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić, ale pewnie gdy dowie sie, że nie jestem żadną ważną osobą będę mogła o tym zapomnieć. Jednak dzisiaj zostawię moją marną pracę w spokoju I dam sobie uwierzyć, że pasuje tutaj tak samo jak inni. Wypiłam kolejny kieliszek szampana. Był na prawdę dobry. Minic kiwała głową prawie, że co drugiej osobie jaką mijaliśmy. Na pewno musi zajmować się czymś ważnym skoro każdy ja zna.
-O, popatrz stoi tam.- Pociągnęłam mnie w stronę swojego chłopaka, który stał tyłem i nie mogłam zobaczyć jego twarzy. I szczerze może dobrze, że ie widziałam go wcześniej bo pewnie bym zawróciła i uciekła. Drugi raz dzisiejszego dnia te oczy wpatrywały się we mnie, a ja w nie. On był również tak samo zdziwiony jak ja. Tylko, że Tae potrafił to szybko zamaskować podczas kiedy ja potrzebowałam dłuższej chwili na zrozumienie tego co tu się dzieję. Carl ciągle stał obok, a tera patrzył na mnie zdziwiony i zarazem zadowolony.
-Poznaj mojego chłopaka.
-Znamy się.- Odpowiedział szybciej niż ja zdążyłam to zrobić. Nadal do mnie nie dotarło. On miał dziewczynę! I to całkiem miłą! Raczej myślałam o jakiejś wrednej pindzie, ale tego to się nie spodziewałam.
-O, na prawdę. Kto by pomyślał. To nawet lepiej. Powinniśmy się razem gdzieś wybrać.
-Było by super.- Wtrącił się Carl. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy i starałam się też uczestniczyć w tej rozmowie. Ale to było strasznie trudne, gdy on cały czas na mnie zerkał. Jeśli chciał wiedzieć jak się z tym czuję to raczej już dawno wyczytał to z mojej twarzy.
Kolejną częścią programu był tanieć. Carl porwał mnie, a para zakochanych poszła swoją drogą.
-Carl jeśli chcesz coś powiedzieć to mów. Twoja mina mnie nieco przeraża.
-No wiesz to na prawdę interesujące.
-Co takiego?- Zapytałam jednocześnie uwarzając by nie nadepnąć mu na stopę.
-Jak to co. Pomyślmy, para ludzi którzy za sobą nie przepadają spotyka się na bankiecie i okazuję się, że poznałaś jego dziewczynę. To scenariusz jak z jakiegoś filmu.
-Poznałam ją przypadkiem. W toalecie.
-No właśnie.
-Wiesz i tak nie rozumiem z czgeo się tak cieszysz. Jak już wiesz. On. Ma. Dziewczynę.- Powtórzyłam każdego słowo dokładnie tak by to zrozumiał.
-Och, Sora i co z tego.
-Jak to co tego.- Prawie, że krzyknęłam, aż para koło nas rzuciłam na krótkie spojrzenie.- Ona jest miła. I dała mi swój numer.
-Hym, więc chociaż skorzystaj z tego numeru.- Miałam mu się odgryźć, ale przyszedł czas na zmianę i oczywiście trafiłam na tego kochasia. Carl wręcz w podskokach poszedł do Monick. Po prostu pięknie. Mniejmy już to z głowy. Położyłam mu dłoń na ramieniu I poszliśmy w tany. Oczywiście nie odbyło się bez jego kąśliwych uwag.
-Monic bardzo cię polubiła. Już postanowiła, że zjemy iedyś razem obiad.- Doskonale widziałam ten cień uśmieszku na jego twarzy. Ale nie dam mu tej satysfakcji I udam, że wcale mi to nie przeszkadza. Z resztą jeden obiad to dla mnie nic... chyba nic. W końcu się w nim nie zakochałam czy coś. To tylko ładne opakowanie. Nie zapominajmy o paskudnym charakterze. Uśmiechnęłam się.
-Nie mam nic przeciwko wspólnm obiadom.
-Och, na prawdę? Kiedy rozmawialiśmy wyglądałaś na przerażoną.
-Wcale nie.- Zaprzeczyłam szybko. Co on sobie wobraża!- Przecież mnie w ogóle nie znasz.
-Widać, że będziemy mieć dużo czasu na poznanie się. Znając życie zaprosi cię także na wiele innych obiadów.
-Okej.- Byle nie z tobą- pomyślałam I taniec się skończył, a ja mogłam się uwolnić z jego objęć. Skurczybyk świetnie tańczy i świetnie wygląda. Coraz więcej przemawia za tym by trzymać się od niego z daleka. No I prawdopodobnie zjem sobie z nim obiad. MATKO BOSKA!!




Rozdziały są takie nijakie, że aż coś czuję iż zbliża się brak weny. Znowu ;p

3 komentarze:

  1. Bardzo mi się podoba. Po prostu wow. Świetnie się to wszystko rozwija i czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.Życzę weny. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow! Przyznam że ciekawie to wymyśliłaś. Z każdym rozdziałem bardziej się wciągam. Czekam kiedy Sora zmieni zdanie o Tae:) zabawne jest to jak się na razie traktują i że ciągle na siebie wpadają

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada sie ciekawie czekam na dalsze rozdzialy z niecierpliwoscia :)

    OdpowiedzUsuń