poniedziałek, 13 lipca 2015

BB- 62

Ta Dam!! Oto pojawiam się znowu. Jednak już z ostatnim rozdziałem tej historii. Na prawdę się do niej przywiązałam. W końcu to jak na razie najdłuższe opowiadanie na tym blogu. Jakoś mam do tego wielki sentyment. Dlatego też czekajcie jeszcze na epilog. No i myślę też nad napisaniem małej historii z tego jak to było z tą zakazaną miłością. Taki mały powrót do przeszłości.








-Jak to rezygnujesz! Nie możesz tego zrobić!- Szef wymachiwał rękoma podczas kiedy ja byłam całkiem spokojna i opanowana. Właśnie chwilę temu oznajmiłam mu, że rezygnuję. Próbował przekonywać mnie długim urlopem, a nawet podwyżką, lecz na nic się nie zgodziłam.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie przekonasz mnie bym została. Ja zaczynam nowe życie. Chcę założyć rodzinę, a młodsza się nie staję. Z resztą oboje wiemy, że ty po prostu musisz pozwolić mi odejść.
-Masz rację. Jednak myślałem, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.- Szef z powrotem opadł na fotel a biurkiem. Już nie co mniej zdenerwowany.- Co nie znaczy, że nie spodziewałem się tego w ogóle. Tak naprawdę wiem, że cała wasza paczka zrezygnuje.
-Hymm. W sumie nie wiem co postanowi reszta, ale to bardzo możliwe. Nie rób takiej miny. Wiedziałeś, że to się stanie.
-Tak i znów masz rację.
-Masz jeszcze wielu dobrych agentów.-Nie powiem, że to pożegnanie wcale mnie nie obchodzi, wręcz przeciwnie też czuję się źle z tym, że to wszystko opuszczam i ludzi, z którymi pracowałam tyle lat. Ale myśl o normalnym życiu sprawia, że chcę tego jeszcze bardziej spróbować.
-Więc załatwmy te formalności.- Podpisałam każdy dokument. A na koniec zdarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Pierwszy raz w życiu szef uściskał mnie na pożegnanie. Na prawdę starałam się nie płakać choć i tak upuściłam jedną samotną łzę.
-Powodzenia Cleo.
-Dzięki, tobie też. Ale pamiętaj, że widzimy się na moi ślubie.
-Tak, tak pamiętam.- Posłałam już ostatni uśmiech już byłemu szefowi.
Kiedy przechodziłam przez korytarz, żegnając się z wszystkimi pomyślałam, że zapamiętam to biuro właśnie takim jakie było. I co z tego, że prawie co dzień malowałam tu paznokcie i tak to wszystko stanowiło moje centrum życia. Nigdy nie myślałam, że tak to się potoczy.
Zjeżdżając windą ten ostatni raz myślałam o tym, że na pewno nie będę tęsknić z tą straszną muzyką.
A kiedy wyszłam na świeże powietrze od razu wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Chciałam już wiedzieć jak poradził sobie T.O.P. Jednak nie było go w domu, dlatego postanowiłam zadzwonić do _____. Po trzech sygnałach odebrała.
-Cleo?
-Taj, to ja. Co tam tak trzeszczy?
-Och, to tylko Ji Yong męczy się z walizką. A myślałam, że to ja dużo zabrałam?
-Chwila. Walizką?
-Ach, no tak. Wracamy! To taka mała niespodzianka.- No i mnie zszokowała.
-Ale dlaczego? Przecież został wam jeszcze tydzień w upalnej Barcelonie. Jak możesz z tego rezygnować. Co na to Ji? Pewnie go zmusiłaś.
-Jeny Cleo powinnaś się cieszyć, że wracam. Słyszałam o tej sprawie i nie mogłabym nazywać się twoją przyjaciółką gdybym cię nawet nie uściskała. Z tak daleka to nieco trudne, nie uważasz?
-A więc o to ci chodzi. Dałam radę _____ i nic mi nie jest.
-To świetnie! Ale i tak przylecę. I tak już za późno. Kupiliśmy bilety, a samolot za godzinę.
-Skoro tak. To potem musimy się spotkać.
-A no tak. Bo w sumie muszę ci coś powiedzieć.
-Co powiedzieć?- Nigdy nie lubiłam kiedy tak mówiła. To zazwyczaj nie było nic dobrego.
-Oj, nie naciskaj.- Usłyszałam jeszcze jakieś wrzaski.- Tak wiem... wcale się nie denerwuję!
-____? Kończę już nie będę wam przeszkadzać.
-Okej, pa.- Odłożyłam komórkę na blat w tym samym momencie, w którym drzwi się otworzyły. Wyszłam do pokoju gdzie T.O.P właśnie wrzucał kluczyki do misy. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam obawiać się najgorszego.
-I jak?- Nawet ręce zaczęły mi się pocić kiedy to Tabi szedł w moją stronę z miną nie mówiącą kompletnie nic. Wstrzymałam oddech i wypuściłam go od razu gdy mnie przytulił.- Dlaczego nic nie mówisz.- Odsunęłam się odrobinę by zobaczyć jego twarz. Przez chwilę wyglądał jakby wrócił z pogrzebu, a zaraz potem zaczął się szczerzyć, a ja już wiedziałam co to oznacza. Sama rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam mocno.
-Jesteś cholernie dobrym aktorem.- Zaśmiałam się.- Nigdy więcej mnie tak nie strasz!- Krzyknęłam.
-Nie miałem pojęcia, że tak zareagujesz.
-To wcale nie jest śmieszne.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jednak trochę jest.- Usiadł koło mnie na kanapie obejmując ramieniem.
-Od teraz zaczynamy od nowa?
-Na to wygląda.
-Teraz jesteś tylko piosenkarzem.
-A ty bez pracy.
-No tak.- Mruknęłam. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Kurcze to się dzieje. Jestem bez pracy i mogę wręcz wszystko. Nawet nie wiem od czego zacząć.- Zróbmy coś.- Podniosłam się z kanapy i popatrzyłam na reakcję mojego chłopaka.
-Ale co?
-Cokolwiek. Coś co robią ludzie kiedy nie ratują świata.
-Co robił spider-man kiedy nie ratował świata?
-Chodził na randki z Jaen?- Jeny skąd ja mam to wiedzieć. Nie miałam nawet czasu na oglądanie filmów.
-Właśnie!- Wycelował we mnie palec.
-Właśnie, co?
-Zabieram cię na naszą pierwszą randkę. Całkowicie normalną.
-Tak. Ubieraj się.- Wręcz rozkazał, a mi nie pozostało nic innego jak pójść na górę i przewalić połowę szafy by ubrać się w coś normalnego by się dopasować.

* * *

( Narracja CL )

Otworzyłam oczy, ale nie spojrzałam w prawo. Przeniosłam wzrok z sufitu prosto na zegarek. 11:00 po prostu super. Godzinę temu miałam być w studiu. To dziwne, że jeszcze nie obudził mnie dźwięk komórki. Chociaż jak tak sobie teraz myślę to możliwe, że ją wyłączyłam. Ale najgorsze jest to, że nie mam odwagi spojrzeć w prawo. Czuję, że jeśli się odwrócę to się rozczaruje bo tak naprawdę to mógł być tylko sen. Cholernie dobry sen. A jego już nie będzie i znów będę sama. Ale przypominają mi się jego słowa. Kocham cię. Powiedział to i jeszcze wiele innych rzeczy. Jezu nie wierzę. To za bardzo boli. Chciałabym żeby to była prawda. Ale dlaczego ja w ogóle w to wątpię? Zrobiłam to szybko i od razu pożałowałam. Nie ma go. Po prostu świetnie. Zerwałam się z łóżka.
-Niech go szlak!- Miałam wielką ochotę czymś rzucić. Jednak zdecydowałam się zejść na dół. Wręcz zbiegłam po schodach klnąc ile wlezie. To na prawdę jakiś cholernie kiepski żart. Rozejrzałam się po pokoju, w którym jeszcze wczoraj siedziałam. Teraz był już posprzątany. Co to ma wszystko znaczyć? Co się właśnie stało. Chyba zaraz wybuchnę tu.
Próbowałam opanować oddech stojąc w samej bieliźnie na środku pokoju, ale gdy tylko usłyszałam jak ktoś wchodzi byłam pewna, że to, któraś z dziewczyn. Ale to był on.
-Ty cholerny podrywaczu! To była ta twoja zemsta!! Przyszedłeś popatrzeć jak sięgam dna!! To się nigdy nie stanie!!- Wyrzuciłam pięści w powietrze. I na boga przysięgam, że go walnę!
-CL uspokój się!- Tae złapał moje ręce w powietrzu. Dyszałam jak parowóz, ale zdecydowanie nie skończyłam z nim jeszcze.
-Wcale się nie uspokoję! Jak mogłeś mnie tak zostawić, co!- Zapewne moje łzy wyglądają żałośnie, ale co ja na to poradzę. Jestem już tym zmęczona. A z drugiej strony jestem ciągle wściekła na siebie. Pokonuje cholernych przestępców, gorszych od niego. A czuję się jak gówno. To nie jest sprawiedliwe!
-Zostawić? Przecież wyszedłem tylko do sklepu.- Wskazał wzrokiem upuszczone torby, a ja zamarłam.
-Że co?- Tae poluźnił uścisk i opuściłam ręce. Że niby zrobiłam teraz z siebie idiotkę?
-Twoja lodówka jest była całkiem pusta. To pojechał coś kupić by zrobić ci śniadanie. Chyba nie pomyślałaś, że...
-Pomyślałam! Krzyknęłam choć nie miałam takiego zamiaru. Pozwoliłam by Tae mnie przytulił. Trochę się uspokoiłam.- Jesteś niepoważny? Mogłeś zostawić jakąś wiadomość.
-Kochana przecież zostawiłem ci kartkę na łóżku.- Hymm, po tym jak zbuszowałam całe łóżko ciężko będzie znaleźć tam cokolwiek.
-Trzeba było mnie po prostu obudzić.
-Nie myślałem, że aż tak się przestraszysz. Przecież powiedziałem, że cię kocham.
-Wiem. Ale tak jakoś to do mnie nie dociera. Może dlatego, że za łatwo poszło?
-Chaerin. Nawet nie wiesz jak bardzo bolało mnie patrzenie na ciebie kiedy chodziłaś taka bez życia. A fakt, że to moja wina wcale nie pomagał.- Kiedy to mówił czułam jak moje biedne serducho rozpuszcza się jeszcze bardziej. Tak jakby w ogóle było to możliwe. Patrząc mu w oczy wiedziałam, że te słowa są prawdziwe. A co najgorsze ja nigdy w życiu nie chciałam patrzeć na jego szkliste oczy. A właśnie to robię. To ja tu powinnam płakać do cholery! Kto by pomyślał, że ten ranek zacznie się takimi emocjami. Zanim zdążyłam wydusić z siebie jakieś sensowne zdanie Tae już ścierał łzy z moich policzków.
-Nie płacz mała. Wolę jak się uśmiechasz.
-Chodźmy zjeść to śniadanie.

* * *

-A mówiłem żeby poczekać na miejsca w pierwszej klasie. Teraz wszyscy się gapią.
-Ji Yong, przestań. Na pewno wszyscy się nie gapią. Mnie tu wygodnie.
-Skoro tak mówisz.
-Tak jest okej. Nie musisz dramatyzować. Z resztą dobrze wiesz, że ja muszę się spotkać z Cleo. Wyjechała zdecydowanie za szybko. I ciągle mam wrażenie jakbyśmy się wcale nie pogodziły.
-Wiesz, że nic jej nie jest. Rozmawiałaś z nią dwie godziny temu.
-Tak, wiem. Chcę się już z nią zobaczyć.- Oparłam się wygodnie o fotel myśląc już tylko o tym by bezpiecznie wylądować. Położyłam dłoń na brzuchu. Obym nie zwróciła śniadania, tak jak wczoraj kolacji. Dobrze, że Ji nie było wtedy w pobliżu. Bardzo prawdopodobne, że zaczął by zadawać niewygodne pytania. A ja sama przecież nie wiele wiem. Tak naprawdę ja się tylko domyślam. Sama nie do końca w to wierzę, ale wszystkie znaki na to wskazują. Nie powiedziałam nic bo znając życie byłby bardziej zdenerwowany niż ja teraz.

Usnęłam i obudziłam się dopiero na samo lądowanie. Już czułam, że dojście do taksówki nie będzie łatwe. I w sumie mało powinno mnie to obchodzić, a jednak nie chcę wylądować pod czyimiś butami.
Ji wziął mnie za rękę i wyszliśmy z samolotu. Na hali pojawiło się mnóstwo piszczących dziewczyn. Powinnam do tego przywyknąć, ale nadal coś mnie rusza w środku gdy tak patrze jak każda go obściskuje.
Wszystko szło jak zwykle szybko. Miałam na oku każdą podejrzaną osobę. Przynajmniej tak myślałam. Ciężki kamień trafił w moje żebra aż zwinęłam się z bólu. Ji od razu mnie podtrzymał, a ludzie westchnęli jakbym właśnie umierała.
-_____ co się stało?!- Sięgnęłam p kamień i mu go wręczyłam. A sama zasłoniłam dłonią rozerwaną bluzkę. Skóra mnie zapiekła, a pod palcami poczułam krew. Zignorowałam zdenerwowany głos Ji. Zaczęłam się rozglądać za sprawcą. Szczerze powiedziawszy byłam zszokowana i jednocześnie zdziwiona.
-Ji Yong, Ji Yong.- Zaczęłam szarpać go za rękaw póki nie przestał gadać jak najęty.- To ona.
-____ o czym ty mówisz? Lepiej chodźmy stąd. Ktoś musi ci to opatrzyć.
-Zapomnij, nigdzie nie idę. Ona tu jest i chciała zabić mnie kamieniem. Idę do niej zanim pobiję ochroniarzy i im ucieknie.- Chciałam wręcz tam pobiec, ale Ji złapał mnie za ramię.- Nie powstrzymasz mnie.
-Oczywiście. Nawet nie mam takiego zamiaru. Po prostu chcę ci tylko przypomnieć, że tu jest mnóstwo ludzi.- Ano tak. Przez chwilę o nich zapomniałam. Odwróciłam się do zaniepokojonego tłumu i uśmiechnęłam.
-Spokojnie, wszystko jest w porządku. To tylko małe draśnięcie.- Które cholernie piekło, ale to w nic w porównaniu do tego co chciałabym zrobić pewnej osobie. Z przyklejonym uśmiechem musiałam przejść prosto do taxi, która miała nas zwieść na policję. Wręcz nie wierzę, że nadarzyła się okazja by wymierzyć jej sprawiedliwość. I żeby mieć święty spokój raz na zawsze.
-Co zamierzasz zrobić, kiedy już ją zobaczysz?
-Na prawdę nie wiem, ale raczej tym razem skończę to na zawsze.
-Tym razem będę tam z tobą.
-Wiem.- Przysunęłam się by go pocałować.
Po chwili zatrzymaliśmy się przed posterunkiem policji. Szłam tam, o dziwo dość chętnie. A co dziwniejsze nadal nie wiedziałam jak mam postąpić. Zazwyczaj już dawno wiedziałam czy ten ktoś zasługuje na życie czy nie.
Gdy policjant prowadził nas do sali przesłuchań, każdy zerkał zza swojego stanowiska, ale mało mnie to obchodziło. W głowie miałam już ułożoną całą naszą rozmowę.
-Na pewno chcesz wejść tam sama?
-Tak, Chcę porozmawiać z nią sama.
-Będę tu czekać.- Ji Yong puścił moją rękę, a ja weszłam do środka.
Nie patrzyła na mnie tylko w swoje ręce na metalowym stole. Usiadłam naprzeciw niej czekając aż coś powie. Powiedziała, a pierwsze co zrobiła to spojrzała na mnie. Jej wzrok był wręcz lodowaty, gdyby mógł zabijać pewnie już dawno bym nie żyła. Nic się nie zmieniło. Kiedy ostatni raz się widziałyśmy też tak na mnie patrzyła. A jednak wcale mnie to nie ruszyło. Dokładnie tego się po niej spodziewałam.
-Nic ci się nie stało. Jestem zawiedziona.- Odparła sucho.
-To oznacza tylko tyle, że nie jesteś w dobrej formie. Dałaś się złapać. Dlaczego?- W tej całej sytuacji to było mocno podejrzane. Przecież ta kobieta nigdy się nie poddała.- Zapewne masz jakiś plan. Jeśli tak to możesz go już wcielić w życie. Zapewniam cię, że cokolwiek to by było dam sobie z tym radę. Raczej nie zaskoczysz mnie już niczym.
-Mój plan to całkowity jego brak.
-Więc dlaczego tu jesteś? Myślałam, że ciągle planujesz jak mnie zabić.
-Oczywiście nadal chcę cię zabić, ale zrezygnowałam.
-Chcesz powiedzieć, że się poddajesz? To nie w twoim stylu... mamo.- Ta rozmowa chyba nie miała najmniejszego sensu, a jednak tym razem udało mi się ją zdenerwować. Zanim zapytałam o kolejną rzecz Laura zerwała się z krzesła i trzasnęła rękoma o stół. Łańcuchy głośno zagrzechotały, a potem była krótka chwila ciszy.
-Nigdy nie nazywaj mnie matką.- Wręcz wysyczała mi te słowa w twarz po czym z powrotem opadła na krzesło jakby nic się nie stało.- Oboje wiemy, że nigdy nią nie byłam. Nie dla ciebie.
-Nadal nie rozumiem do czego zmierzasz.- Odpowiedziałam całkiem spokojnie, choć przyznam, że nie spodziewałam się po niej takiego wybuchu emocji.
-Więc powiem ci najprościej jak się da. Kiedyś miałam syna. Kiedy był mały patrzyłam jak się bawi, upada i poznaje świat. Jak chodził do szkoły, a ja kazałam mu się uczyć choć nienawidził tego. Patrzyłam jak chodził do pracy, jak dziewczyny się za nim oglądają. Lubiłam na to wszystko patrzeć, to dawało mi poczucie, że dobrze go wychowałam. Zgadnij na co patrze teraz?- Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zszokowana jej łzami.- A jedyne a co teraz patrzę to jego grób. A to nie on leży w środku.
-Jak to nie on. O czym ty mówisz?
-Bo widzisz to jest nawet zabawne.- Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Jeszcze przed chwilą opowiadała mi o nim ze łzami w oczach, a teraz się uśmiecha. Zaczynam wątpić w to czy z tej rozmowy cokolwiek wyniknie. I czy ona aby na pewno dobrze się czuję?
-Właściwie nic nie jest zabawne i nie było. Mów o co chodzi bo zaczynasz mnie irytować.- I denerwować przy okazji.- Od ponad roku jesteś święcie przekonana, że zabiłam ci syna. Próbowałam się dowiedzieć kto to taki bo nie raczyłaś mi powiedzieć jak się nazywa. Cały czas wam powtarzałam, że nigdy bym tego nie zrobiła gdybyście chociaż chcieli mi o nim powiedzieć. A ty teraz chcesz mi powiedzieć, że o niby żyje? Powiedziałam wściekła jak diabli. Mam wielką ochotę się na nią rzucić, ale się powstrzymałam, ponieważ chcę usłyszeć całą prawdę. Żeby móc to jakoś zrozumieć.
-Spotkałam go. Nienawidzi mnie i ojca.
-Upozorował swoją własną śmierć?
-Właśnie tak. Dobrze wiesz, że mój mąż nie był typem dobrego człowieka. Tez wysłał go do tej agencji wmawiając mu, że musi być prawdziwym mężczyzną. Poszedł, ale nie spodobało mu się. Zbuntował się, ale musiał za to zapłacić. Mówiłam mu, żeby tego nie robił.- Zamilkła jakby szukając odpowiednich słów. Mnie na usta cisnęło się mnóstwo słów tylko jakoś nie potrafiłam ich z siebie wydusić.
-Co zrobił?
-Alex uwielbiał zwierzęta. Miał kota. Złapał go i skręcił mu kark, a na końcu zostawił go na jego łóżku. Wtedy się zaczęło. Wyprowadził się i więcej go nie widziałam. Aż do wczoraj.
-Co ja miałam z tym wszystkim wspólnego?- Przeczesałam nerwowo włosy.
-Wykorzystał fakt, ze dałaś się namówić na ten sam los co on. Wiedział, że jesteś naszym nowym dzieckiem. Po prostu go zastąpiłaś. Wszystkie potrzebne dowody do oskarżenia cię powoli trafiły w nasze ręce.
-I nigdy nie pomyślałaś, że to on stoi za tym wszystkim? Że to jego sprawka?- Chciało mi się krzyczeć. To jest niedorzeczne. Takie nie prawdziwe i niemożliwe, a jednak wydaję się tą właściwą prawdą.
-Wtedy nie myślałam o niczym innym. Straciłaś dziecko, więc powinnam cię przeprosić. Jednak nie zrobię tego. To nie zmieniło by tego co teraz myślisz. W końcu okazało się, że to nie ty byłaś pionkiem, ale my wszyscy. Planował to od dawna. Niestety się na nim nie zemścisz.
-Co się z nim stało? Gdzie jest?- Znajdę go i zabiję.
-Jest już w niebie albo w piekle. Jak tam wolisz. Popełnił samobójstwo... na moich oczach. Powiedział, że mam z tym żyć. I będę żyła, chyba, że ty i twój mąż wybaczycie mi tę pomyłkę.- spojrzała na lustro. My ich nie widzieliśmy, ale oni widzieli i słyszeli.
-Pomyłkę? POMYŁKĘ!!- Wybuchłam i wrzasnęłam tak, że nawet się po sobie tego nie spodziewała. Tym razem to ja zerwałam się z krzesła jak oparzona. Wszytko dopiero teraz dotarło do mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam krzyczeć. To nie był zwykły ludzki krzyk. Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić. Wyrzucić z głowy tę chorą opowieść. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to prawda. Wiem, że to prawda. Prawda, która rozdziera mi serce na milion kawałków. Nie wiem kiedy rzuciłam krzesłem prze całą długość pokoju. Nie mam pojęcia co wrzeszczałam, ale z pewnością nie były to słowa współczucia. Nie płakałam. Nawet jej nie uderzyłam. Ja po prostu chyba umarłam. Metalowe drzwi trzasnęły szybciej niż się spodziewałam. Ji Yong pojawił się koło mnie. Ale i on nie dał rady mnie uspokoić. Marzyłam tylko o tym by wydrapać jej oczy i wyrwać serce gołymi rękoma. Może i to nie możliwe, ale gdyby mnie puścił przysięgam, że zrobiłabym to. Zanim się zorientowałam Ji wyniósł mnie z sali, a ja przestałam krzyczeć i przeklinać wszystkimi możliwymi przezwiskami. Poczułam jego ciepłe dłonie na policzkach.
-_____ uspokój się, błagam.- Patrzyłam na niego pustym wzrokiem.- Zacznij oddychać.- Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w ogóle tego nie robię. Każdy oddech zdawał się być coraz cięższy i palił moje płuca ciągle od nowa.
-Nie mogę.- Głos mi się załamał.
-Zawiadom szefa agencji.- Ji zwrócił się do policjanta, który patrzył na mnie z przestrachem i współczuciem w oczach.- Jedziemy do domu.
Zanim wyszliśmy na zewnątrz Ji pożyczył mi swoje okulary. Naciągnęłam kaptur na głowę i schowałam się w taksówce. Nic nie mówiłam. Gardło paliło żywym ogniem. Ji Yong przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego ciało i chwyciłam się jak ostatniej deski ratunkowej jaka mi została. On też nic nie mówił. Po prostu objął mnie i delikatnie głodził po włosach. Słyszałam jak szybko bije mu serce. Zawsze tak jest gdy się martwi. Ja jestem powodem jego zmartwień. Myślałam, że ten dzień będzie kolejnym dniem w którym nic się takiego nie wydarzy. A już w dzień powrotu do Korei zastało mnie coś czego się nie spodziewałam. Nie mogłam się na to przygotować bo niby jak. Dowiedziałam się prawdy. Tak niedorzeczniej, ze aż trudno w nią uwierzyć. Czy to co się działo można w ogóle nazwać pomyłką? Szczerze wątpię. Dla mnie to była męka. Trudno wierzyć, że się skończyła.

* * *

Krążyłam po pokoju podczas kiedy Ji Yong rozmawiał z Cleo. Przez to co się stało chwilę temu nie mogę się z nią od tak spotkać. Moje ręce wciąż się trzęsą. Próbowałam to jakoś powstrzymać, ale się nie da. W końcu stanęłam na środku pokoju i najzwyczajniej w świecie upadłam i zalałam się łzami. Ji przybiegł natychmiastowo. Siedział razem ze mną na dywanie obejmując mnie mocno kiedy ja nieustannie płakałam.
-Kochanie już po wszystkim. Byłaś naprawdę dzielna. Pokonałaś wszystko co przyniósł ci los. A teraz to koniec. Możesz żyć normalnie. Nie zadręczaj się myślami o tym co było.
-Mój boże. Te pościgi, wybuchy, ryzykowanie życia i śmierć tylko dlatego, że ktoś miał chorą ambicję zemszczenia się. Ja będę musiała z tym żyć.
-Każdy kto ci pomógł robił to z własnej woli. Nikt nie będzie ci tego wypominać.
-Mam taką nadzieję. To naprawdę chore. A jednak byłam w tej pseudo rodzinie zwykłym pionkiem.
-Już jest dobrze.
-Ji Yong.
-Hym?
-Obiecaj mi, że w naszej rodzinie będzie całkowicie normalne życie. Takie w, którym ty będziesz sławnym piosenkarzem, a ja lekarzem.
-Obiecuję ci to. A teraz przestań już płakać, okej?- Pokiwałam głową i zebrałam się by usiąść na łóżku.
-Pewnie wyglądam fatalnie.- Znów nie wytrzymałam. Na prawdę nie jestem już taka silna jak kiedyś. I patrząc na to z perspektywy czasu już wcale nie chcę taka być.
-Jesteś śliczna i silna i co najważniejsze jesteś moją żoną. I tak już zostanie.






Mogą być błędy, mogą być literówki. jednym słowem tu może być wszystko xd

5 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wooow zajebisty rozdział! Tak mi smutno, że ostatni;( ale łzy smutku z tego powodu zachowam na epilog. Jakbyś kiedyś stworzyła wersję w pdf do ściągnięcia na kompa to jestem chętna taką otrzymać i czytać stale od nowa. Będę tęskniła za tymi postaciami i akcjami.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow...po prostu mnie zatkało. Niesamowity rozdział. Cieszy mnie bardzo ten rozdział jak i smuci ponieważ to już ostatni. Powodzenia w pisaniu kolejnych opowiadań jak jakieś będziesz miała chciała zrobić. Będę czekać z niecierpliwością na coś nowego. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Najlepsze opowiadanie ever! Mam nadzieje że będą inne opowiadania i bigbang

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się spodobało. Jeśli chcesz poczytać więcej o BB to zapraszam na mojego drugiego bloga. Ten jest tylko i wyłącznie o Big Bang ;)
      http://bigbangworldania.blogspot.com/?m=1

      Usuń