Witam was serdecznie, moi drodzy!
Stworzyłam pierwszy rozdział i od razu zaznaczam, że będziecie mieli co czytać, bo nie jest do krótka notka. Mam nadzieję, że coraz częściej będę w stanie tyle pisać.
Dorzucam wam także fotki obrazujące niektóre miejsca, tak żeby wam to bardziej wizualizować.
Dajcie znać czy podoba wam się taki pomysł.
Postaram się wrzucać coś w miarę regularnie. Co do tytułu, wciąż myślę nad czymś co nie będzie brzmiało szablonowo. Trzymajcie kciuki!
W sumie to by było na tyle, więc miłego czytania!
Stworzyłam pierwszy rozdział i od razu zaznaczam, że będziecie mieli co czytać, bo nie jest do krótka notka. Mam nadzieję, że coraz częściej będę w stanie tyle pisać.
Dorzucam wam także fotki obrazujące niektóre miejsca, tak żeby wam to bardziej wizualizować.
Dajcie znać czy podoba wam się taki pomysł.
Postaram się wrzucać coś w miarę regularnie. Co do tytułu, wciąż myślę nad czymś co nie będzie brzmiało szablonowo. Trzymajcie kciuki!
W sumie to by było na tyle, więc miłego czytania!
Budynek, w którym mieszka główna bohaterka |
Miejsce pracy główniej bohaterki |
Nowy
York
27.06.2014
Uniwersytet
Columbia
Godzinna:
11:20
Uśmiechałam
się szeroko do kolejnego zdjęcia mając wrażenie, że ukończenie
studiów jest o wiele ważniejsze dla mojej mamy niż dla mnie. Nie
znaczy to, że nie czułam ulgi, wręcz przeciwnie cieszyłam się ze
świadomości, że dopiero teraz moje życie wyjdzie poza granice
książek. Rzecz w tym, że całe to zamieszanie sprawiało, że nie
miałam ochoty zakończyć tego przedstawienia i odpocząć. Jednak,
jak już wspomniałam wolałam kolejne zdjęcie niż narzekania
matki.
Jedynie
Inna wykazywała chęci do zagadywania mamy w sposób, który zawsze
przynosił efekty. Wiedziałam, że robi to dla mnie i byłam jej za
to wdzięczna. Tak jak w tym momencie.
Zdjęłam
te głupią czapkę i od razu stało się bardziej znośnie.
-Mamo.-
Przerwałam im rozmowę. Jeszcze chwila na słońcu, a będą mnie
wynosić.
-Tak?-
Spojrzała na mnie,jakby przed chwila w ogóle się nie zagalopowała
ze swoimi marzeniami na mój temat.
-Wejdźmy
do środka. Potrzebuję wody.
Ruszyłam
na przód posyłając Innie spojrzenie zrozumiałe tylko dla niej.
Podeszłam
do najbliższego automatu z napojami, po drodze wyliczając drobne na
najzwyklejszą wodę.
-Kiedy
zamierzasz jej powiedzieć?- Zagadnęła mnie przyjaciółka. Musiała
wyczuć, że nie chcę o tym wspominać skoro w milczeniu wrzucałam
pojedynczo monety. Wyciągnęłam wodę.
-Co
mam powiedzieć? ,,Mamo nie wracam z tobą''?- To brzmiało jakbym
była wyrodną córką, która przez cały czas korzystała z jej
pieniędzy i nagle przestała spełniać jej oczekiwania.
-Widzisz,
to proste.- Odparła wzruszając ramionami. Ale po chwili
spoważniała.- Odkąd cię znam, zadowalasz swoją mamę. Nawet
teraz to robisz.- Jej krytyczny wzrok sprawiał, że czułam się
winna z tego powodu. Chociaż szacunek wobec rodziców to nic złego.
Być może za bardzo się staram i usprawiedliwiam się tym, że mam
tylko ją. Jednak to nie zmienia faktu, że muszę jej to powiedzieć
zanim stwierdzi, że teraz mogę wrócić z powrotem do Vegas.
Nie
chciałam tam wracać.
-To
nie jest odpowiedni moment.
Wiem,
że nie podzielała mojego zdania, ale patrząc na jej rodzinę, moja
wyglądała całkiem inaczej.
Usiadłam
przy stoliku próbując powrócić do szczęśliwego stanu sprzed
chwili. Na szczęście łatwo było ją zmylić, pomimo tego, że w
końcu jest moją mamą.
-Wywołamy
te wszystkie zdjęcia.- Oznajmiła, nadal je przeglądając. Jak niby
miałam zburzyć to szczęście bez wyrzutów sumienia?
-W
porządku, jeśli będziesz je trzymać tylko w swoim pokoju.
-Jak
chcesz.- Nie uwierzyłam w to, ale póki nie byłam świadkiem jak
się nimi chwali, nie przeszkadzało mi to.- Inna, tobie też coś
wyślę.
-Dziękuję.-
Uśmiechnęła się.
-Jesteś
pewna, że nie chcesz wracać z nami?
-Nie
trzeba, proszę pani. Tato pewnie wysłał samochód.- Przyjaciółka
zerknęła na zegarek.- Właściwie to na mnie już czas. Naprawdę
miło było znów panią spotkać.
-Ciebie
też. Dowiedzenia.
Pożegnałam
się z Inną, a zaraz po tym sama wylądowałam w aucie, w drodze do
mojego mieszkania. Oprócz kilku zwyczajnych pytań o to, jak mi się
żyło, nasza rozmowa przebiegła niezobowiązująco. Nie padło
żadne pytanie nawiązujące do powrotu do domu w Vegas. Jednak i tak
nie miałam się z czego cieszyć. Musiałyśmy porozmawiać, kiedy
już dotrzemy na miejsce.
Zwróciłam
wzrok za szybę, gdy mama znów się odezwała.
-Nie
rozumiem, dlaczego ojciec Inny nie mógł się pojawić na rozdaniu
dyplomów. W końcu to jego jedyna córka.
-Nie
rozmawiamy o tym, ale pewnie nie miała nic przeciwko.- Odparłam nie
rozumiejąc dlaczego tak nagle zaczynamy rozmowę na temat cudzej
rodziny.
-Może
potrafi dobrze to ukrywać.
Westchnęłam.
Nie
chciałam ciągnąć tej bezsensownej rozmowy, która pewnie była
próbą sprawdzenia czy dobrze czuję się z tym, że mój nieznany
ojciec nie był ze mną w tak ważnym dniu jak ten.
-Wystarczyło,
że ty tam byłaś.- Odpowiedziałam wiedząc, że zerknęła na mnie
z uśmiechem na twarzy.
Czasem
myślałam, że wszystko z nią w porządku. Że mieszkanie w Vegas i
spotykanie się z przyjaciółkami jej odpowiada, ale czasami wcale
mi się tak nie wydawało.
Niby
rozmowa była zwyczajna, lecz przez to pytanie już przestała być.
Przemilczałyśmy
resztę drogi i, wysiadając, poczułam jeszcze większą gulę w
gardle niż dotychczas. Spojrzałam na budynek, w którym spędziłam
ostatnie sześć lat i weszłam po schodach na piętro. Przekręcając
zamek w drzwiach czułam się jakbym przetrzymywała w środku trupa.
Wcześniej zadbałam, żeby mieszkanie lśniło czystością,
wiedziałam, że mama zwróciła na to uwagę.
-Masz
ochotę na kawę?
-Pewnie.
Przeszłyśmy
do kuchni. Zajęłam się parzeniem kawy, jednocześnie obmyślając
przebieg nadchodzącej rozmowy. Myślałam póki czajnik nie zaczął
gwizdać i przywrócił mnie do rzeczywistości.
Postawiłam
przed mamą parujący kubek i usiadłam naprzeciw.
-Mamo.
-Tak?
-Chciałam
powiedzieć ci to już wcześniej. Jakoś nie było dobrej chwili.-
Zaczęłam się plątać, aż w końcu musiałam zamilknąć i
przejść do sedna.- Chcę tu zostać.- Wydusiłam to z siebie
czekając na sprzeciw, który tak naprawdę nie nadszedł. Czułam,
że zaraz spadnie na mnie wiele argumentów sabotujących mój wybór.
A ku mojemu zaskoczeniu nie usłyszałam nic.- Skończyłam studia i
wiem, że oczekiwałaś, że wrócę razem z tobą, ale
przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Mam tu przyjaciół i myślę,
że mogłabym spróbować ułożyć tu sobie życie.
-Więc
to chciałaś mi powiedzieć przez cały ten czas.- Stwierdziła i
zrozumiałam, że przez cały ten czas wiedziała.
-Podjęłam
decyzję.
-Rozumiem.
-To
znaczy, że popierasz ją?
Musiałam
dostać wyraźne potwierdzenie.
-Odzywaj
się często, okej?
Uśmiechnęłam
się zgadzając się na ten prosty warunek.
Dwa
dni potem wracałam z lotniska po tym, jak już pożegnałam mamę.
Kiedy samolot odleciał, wreszcie poczułam się o wiele lżejsza w
środku. Zamierzałam od razu zadzwonić do Inny, ale jej telefon nie
odpowiadał. Nie przejęłam się tym, w końcu mogła być zajęta.
Może wreszcie spędzała czas z ojcem?
Po
prostu nie myślałam o tym za dużo, ponieważ w mojej głowie
układałam sobie dzisiejszy plan dnia.
Parkując
samochód zauważyłam, że auto Inny stoi na parkingu. Szybko
wbiegłam na górę. Przed drzwiami stała właśnie ona i nie
wyglądała jakby cieszyła się dzisiejszym dniem, a wręcz
przeciwnie.
-Dzwoniłam.
-Zostawiłam
telefon w pośpiechu.
-Opowiesz
mi, co i jak, pijąc herbatę.- Zaproponowałam zapraszając ją do
środka.
Czułam
w kościach, że to coś poważnego. Zazwyczaj Inna wykazywała
więcej entuzjazmu. Tylko coś złego musiało sprawić, że cały
kolor z jej twarzy nagle zniknął. Domyślałam się, że jej
zachowanie musiało być związane z listem, który cały czas
trzymała w ręku. Czekałam aż sama o nim wspomni. Tymczasem
postawiłam herbatę na stole.
-Co
się dzieje?- W odpowiedzi położyła list na stole przysuwając go
w moją stronę.
-Do
mnie?
-Sama
jestem zdziwiona, ale tak. Jest zaadresowany do ciebie.
Wzięłam
list do rąk.
Żeby
go otworzyć musiałam najpierw dowiedzieć się, dlaczego w ogóle
do mnie trafił.
-Wiesz,
co może w nim być?
-Nie
mam pojęcia. W ogóle po tym, co się stało, mam wrażenie, że w
ogóle nie znałam własnej matki.
-A
co z nią?
Inna
nigdy nie wspominała o swojej matce. Wiedziałam niewiele. Tylko to,
że miała inny pogląd na świat niż jej rodzina. Podejrzewałam,
że była oderwana od rzeczywistości, dlatego jej ojciec z nią nie
był i zadbał o to, by nie mogła widzieć się z córką.
Nie
wiedziałam jak historia potoczyła się dalej, ale najwidoczniej
miałam się dowiedzieć.
-Nie
żyje.- Powiedziała. Spojrzałam na przyjaciółkę próbując
przyswoić sobie tę tragiczną wiadomość.
-Przykro
mi.
-I
tak nie znałam jej dobrze.- Odparła zamyślona.- Dowiedziałam się
wczoraj od ojca. Najwidoczniej długo zastanawiał się, czy mi
powiedzieć skoro od jej śmierci minął już tydzień.
-Myślałam,
że nie chciałaś jej poznać.
Ugryzłam
się w język. Nie to powinnam powiedzieć. Mama jest mamą, nieważne
jaką wciąż pozostają więzy krwi.
-Bo
nie chciałam. Jakiś miesiąc temu zmieniłam zdanie. Nasze pierwsze
spotkanie było co najmniej dziwne. Ale to nieważne.- Ucięła
nagle.
Skoro
nie było ważne nie musiałam o tym wiedzieć.- Christina uwielbiała
podróże, a jej dom był pełen książek o historii każdego
możliwego plemienia jakie istniało no ziemi. Wiele podróżowała i
chyba naprawdę miała niezłego świra na tym punkcie. Wczoraj byłam
na odczytaniu jej testamentu. Było dziwnie.
-To
zrozumiałe.
Martwiło
mnie to, że Inna wciąż wyglądała jakby nie rozumiała, dlaczego
to się stało. Co mogło oznaczać, że jest coś jeszcze. Coś
związanego z samymi okolicznościami śmierci jej matki. Albo się
myliłam i po prostu to zwykłe rozgoryczenie, bo jakby nie patrzeć
straciła możliwość zrozumienia osoby, która sprowadziła ją na
świat.
-Nie
wiem, co myśleć i chyba nie nie mam zamiaru się nad tym
zastanawiać. I tak była w moim życiu tylko przez krótką chwilę.
Może poczułam jakąś małą więź, ale szybko zniknęła.
-Jeśli
to będzie dla ciebie dobre, z chęcią pomogę ci zapomnieć.
-Właśnie
na to liczę.- Inna wreszcie się uśmiechnęła.- A ten list. Nie
wiem, co jest w środku i czego mogła od ciebie chcieć. Jedyne, co
może was łączyć to zamiłowanie do podróżowania.
-Zgaduję,
że jej o tym powiedziałaś.
-Nie
miej mi tego za złe. Tak wyszło. Zapytała o to czy mam przyjaciół.
Naprawdę powiedziałam niewiele. Tylko, że studiujemy na tym samym
uniwersytecie. Podałam twój kierunek i to by było tyle.
-W
porządku.
Wieczorem
usiadłam w pokoju i przeczytałam zawartość listu.
Wiem,
że się nie znamy, ale znasz moją córkę, a to wystarczy, bym
mogła ci zaufać. Skoro ona ci zaufała.
Nie
chciałam obciążać cię tymi wiadomościami, ale nie miałam
wyboru. Jestem pewna, że cię to zainteresuję, patrząc na to, jaki
kierunek studiujesz.
Nie
mam prawa prosić cię, abyś ryzykowała życie dla tej sprawy, ale
zależy mi na Innie. Pomimo tego, że nie zajmowałam się nią jak
matka powinna, zależy mi na niej.
Chodzi
o pewną starą historię mówiącą o wiecznym życiu. Jest w tym
trochę prawdy, uwierz mi. Odnalazłam ją i bardzo szybko straciłam
zużywając ją na osobie, która i tak już dawno nie żyje.
Jednak
możliwe jest odwrócenie mojego błędu i jestem pewna, że druga
fiolka istnieje.
Pisząc
to pewnie już nie żyję, ale ty masz wciąż szansę, aby ją
odnaleźć. Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, jednak Inna
może być w niebezpieczeństwie i masz szanse ją uratować.
Wszystkie informacje zwarłam na zdjęciach. Lecz jest coś jeszcze.
Zostawiałam
paczkę w szafce na stacji metra Midway city. W małym kuferku
znajduje się więcej pomocnych informacji. Wielu ludzi będzie tego
szukać, więc uważaj.
To
kod do skrzynki 100899
Mam
nadzieję, że pomyślisz o tym na poważnie.
Christina
Czytałam
tekst kilkakrotnie. Na początku nic nie wydawało się być prawdą,
nawet jeśli sama wyprawa była spełnieniem moich marzeń nie mogłam
uwierzyć tym niedorzecznym słowom. Zdjęcia przedstawiały różne
miejsca, niektóre z nich rozpoznawałam. Znajdowały się w różnych
częściach świata i nawet gdybym chciała nie było możliwości
dostania się tam. Z resztą nie brałam pod uwagę tego, żeby w
ogóle zaczynać się w to zagłębiać. Miałam już swoje
postanowienie o zaczęciu życia tutaj, w Nowym Yorku. Na pewno drugi
koniec świata nie wchodził teraz w grę.
Odłożyłam
ten niedorzeczny list do szafki i już więcej o tym nie pomyślałam.
Musiałam
przyszykować się na wieczór z Inną, zwłaszcza, że obiecałam
pomóc jej w zapomnieniu o testamencie i jej matce. Nie zamierzałam
nawet o tym wspominać. Jedyne, czego obie potrzebowałyśmy to
wypicie czegoś mocnego.
O
siódmej wieczorem przyjaciółka pojawiła się przed kamienicą w o
wiele lepszym humorze.
Miałam
nadzieję, że ten stan zostanie na zawsze.
Słuchając
radia dojechałyśmy do Rock Bar. Z trudem przecisnęłyśmy się do
baru, by zamówić dwa kolorowe Mojito.
-Mam
zamiar poznać jakiegoś miłego faceta.- Oznajmiła rozglądając
się po klubie.
-Taki
jest plan, ale mówisz, kiedy znikasz.
-Jasne.-
Chwyciła postawiony przed nią drink. Zrobiłam to samo.- Powinnyśmy
zatańczyć zanim się porządnie upijemy.
-Nawet
już wiem, z kim zatańczysz.
Obie
spojrzałyśmy na dwóch facetów stojących nieco dalej.
-Przystojni,
razy dwa.
Bawiłam
się świetnie. Czułam się świetnie, bo zapomniałam o problemach
i zaczęłam odtwarzać tylko dobre chwile. Nie liczyłam każdego
wypitego drinka, bo nie czułam takiej potrzeby. Razem z Inną miałam
ochotę ciągle się śmiać i przy okazji obgadywać każdego
napotkanego faceta w klubie, a przecież było ich tu mnóstwo. Więc
zabawa trwała na okrągło. Póki Innie nie rozwiązał się język.
-Miałam
zapytać wcześniej. O to, czy otworzyłaś list.
Spojrzała
na mnie poważnie. W cale nie była pijana, po prostu chciała to
wiedzieć.
Pomyślałam,
że na to zasługuje. Nie zostałam ostrzeżona, że to zabronione,
więc nic nie stało na przeszkodzie wyjawienia jej całej prawdy.
-Otworzyłam
i już wiem, dlaczego akurat mnie go dała. Ale treść jest oderwana
od rzeczywistości.
-Tak
jak ona sama.
-Wierzę
ci na słowo.
-Ale
o co właściwie cię poprosiła?
-Dostałam
propozycję wyruszenia w podróż. Miałabym odszukać coś ważnego.
-Co
ważnego?
-Nie
wiem. Nie napisała nic na temat tego przedmiotu.
Wyczułam,
że Inna chcę mieć pewność, że nie zrobię głupstwa. Zazwyczaj
role się odwracają, ale nie mogłam się jej dziwić.
Straciła
mamę i zamiast odbywać żałobę siedzimy i pijemy kolorowe drinki,
jakby nic się nie stało. Oczywiście uważałam, że to decyzja
Inny, ale skoro i tak wróciłyśmy do tego tematu, może jednak nie
był to taki dobry pomysł.
-Może
i brzmi to kusząco dla studentki historii, ale jak już mówiłam to
niedorzeczne. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mam powodu, żeby
wybrać się w nieznane.
-Właściwie
wiem to. Tylko się upewniam. Rozumiesz, ona nie była normalna, a
jej mieszkanie to potwierdzało.
-Skoro
to sobie wyjaśniłyśmy, może chcesz jeszcze raz zatańczyć?
Zdecydowanie
czułam, że atmosfera zgęstniała. A wszystko przez ten cholerny
list.
-Czemu
nie, chodźmy.
Przyjaciółka
złapała mnie za rękę przepychając się na sam środek parkietu.
Nim
się obejrzałam piosenka się skończyła, a ja stwierdziłam, że
dość na dzisiaj tańców i alkoholu. Dlatego wyszłyśmy z klubu
jeszcze przed północą.
-Zadziwiające,
że tak łatwo potrafię o niej zapomnieć.
Spojrzałam
na nią z lekkim współczuciem. Poniekąd wiedziałam jak się
czuje. Ja nie miałam ojca i nawet nie wiem czy wciąż żył. Myślę,
że wolałabym wiedzieć, czy nie żyje, czy może ma nową rodzinę.
To by mnie uspokoiło, w pewnym stopniu.
-Nie
znałyście się zbyt długo. Nie czuj się winna.
-To
nie ten rodzaj uczucia.- Odparła patrząc cały czas przed siebie.
Co
ja mogłam wiedzieć o jej uczuciach? Jestem empatyczną osobą, ale
nie potrafię odnaleźć się w każdej sytuacji. Jedyne, czego byłam
pewna to to, że Inna sama nie wiedziała, co ma czuć.
-Chcesz
powiedzieć, co czujesz?- To nie było do niej podobne, ale jeśli
miało poprawić jej humor, to wysłucham wszystkiego.
-Nie.
Mogłabym napisać o tym artykuł i tak nikt by nie zrozumiał.
Uśmiechnęłam
się pod nosem.
-Więc,
co chcesz zrobić?
-Pójść
do domu, ale najpierw jeszcze coś zjeść.- Zarządziła.
Sklep
całodobowy oferował każdy rodzaj jedzenia. O tak późnej porze
nie kręciło się tu wielu klientów. Oprócz nas zauważyłam
faceta stojącego przy mrożonkach, swoją drogą bardzo
intrygującego faceta. Nie wyglądał jak przeciętny mężczyzna,
pewnie dlatego, że nosił drogie ciuchy. Tak zakładałam. Miałam
zamiar podejść bliżej, ale Inna uparła się, żeby pójść w
całkiem przeciwną stronę.
Nie
mogłam powstrzymać się, by nie zerknąć na niego jeszcze raz.
-Przepraszam.
O co chodzi?
Przyjaciółka
zmarszczyła brwi już coś podejrzewając, ale nie drążyła
tematu, dlaczego na chwilę odleciałam.
-Pytałam
czy myślałaś, żeby zamieszkać wreszcie razem.
-Jakoś
wypadło mi to z głowy.- Szczerze, przez ostatnie dni nie myślałam
o niczym innym jak tylko o tym, by mama nie zrobiła awantury. A
teraz mam wrażenie, że facet z drugiego końca sklepu nas
obserwuje.
-W
porządku. Jeśli się już zastanowisz to daj znać i pomyśl, że
to będzie świetna opcja. Będziemy mogły nadrobić zaległości ze
studiów. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mieszkałyśmy wtedy
razem.- Inna całkowicie się rozgadała na temat wspólnego
mieszkania oraz plusów i minusów tego pomysłu.
Starałam
się uczestniczyć w tej rozmowie, ale i tak tylko przytakiwałam
każdemu kolejnemu pomysłowi. Bardziej ciekawił mnie ten
nieznajomy, był przystojny, dobrze ubrany i nie umiałam od tak
oderwać od niego wzroku. Byłam wręcz przekonana, że patrzył w
naszą stronę, kiedy byłam odwrócona. A jednak nie wiedziałam
tego na sto procent.
-Idę
po wodę.- Musiałam na chwilę uciec od Inny i jakoś zbliżyć się
do nieznajomego. Mało mnie obchodziło, czy byłam dyskretna. Liczył
się tylko fakt, że mogłam dostrzec jego twarz, lecz jakby na złość
mężczyzna zawrócił w stronę kasy, a Inna pojawiła się obok
mnie.
-O
co chodzi?- Zadała mi pytanie, ale wystarczyło, by spojrzała w
stronę kasy żeby dostrzec jego, a raczej jego plecy.- Wygląda
całkiem przyzwoicie. Jakoś inaczej.
Nawet
ona to zauważyła. Jednak nie zwariowałam, po prostu nieznajomy
często przyciąga do siebie dziewczyny. W sumie nic dziwnego.
Nie
powinnam była w ogóle się tak starać.- Zagadałaś do niego?
-Nawet
nie zobaczyłam jego twarzy.- Co jest dziwne, chyba, że tak naprawdę
nie chciał się pokazać.
-Przynajmniej
spróbowałaś. Chodźmy do kasy.
Pakowałam
produkty to reklamówki zastanawiając się,czy jeśli przyjdę tu
jutro uda mi się znów go spotkać. Rzecz w tym, że wcale nie
chodziło o podryw. Nie liczyłam na żadne zainteresowanie z jego
strony. Chciałam tylko poznać jego oblicze. Chociażby po to, żeby
zaspokoić swoją ciekawość. Potem i tak o nim zapomnę.
-Przepraszam,
czy ten facet, który był tu przed chwilą często tu przychodzi?
Usłyszałam
głos Inny wypowiadającej pytanie i od razu spojrzałam na nią
znacząco.
Posłała
mi swój miły uśmiech i wiedziałam, że wcale nie będzie tego
żałować.
-Przychodzi
tu czasami, wydaje mi się, że pracuje niedaleko.- Miła starsza
pani udzieliła wystarczającej odpowiedzi, bym domyśliła się, że
to mężczyzna nieosiągalny.
Podziękowałyśmy
za informację i z powrotem wyszłyśmy na chodnik zmierzając do
domu.
-Nie
musiałaś tego robić.
-Ale
chciałam. Doceń moją pomoc. Wiem, że zależało ci na tym
facecie.- Wycelowała we mnie palec jednocześnie uśmiechając się
szeroko. Musiałam przyznać, że to prawda.
-Nawet
jeśli, to wyszłam na desperatkę przed kasjerką.
Inna
wzruszyła ramionami i zajęła się swoim batonikiem.
Oczywiście,
że to w ogóle jej nie przeszkadzało. Wtrącanie się miała we
krwi.
Nie
drążyłam już tego tematu.
Odprowadziłam
Innę pod same mieszkanie i
zadbałam, by zamknęła drzwi na klucz. Po czym sama ruszyłam w
drugą stronę czując jak wcześniej założone szpilki torturują
moje stopy.
Mieszkałam
względnie blisko Inny, więc nie czekał mnie długi spacer.
Zaglądnęłam do reklamówki i wyciągnęłam z niej wcześniej
kupioną wodę. Zdecydowanie musiałam pozbyć się posmaku whisky z
ust.
Gdzieś
w połowie drogi i w połowie wypitej wody zatrzymałam się na
światłach. Czekałam na zielone dobre dwie minuty, a buty zaczynały
uwierać, więc co chwilę przestępowałam z nogi na nogę. I
wreszcie, gdy samochody się zatrzymały, ruszyłam razem z tłumem
przez pasy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że
ktoś potrącił mnie swoim ramieniem. Odwróciłam się by zobaczyć,
co to za dupek i zobaczyłam.
To
była krótka chwila, ale zdołałam dostrzec jak odwraca się, by
posłać mi przepraszający uśmiech. Jego rozbawiona twarz mówiła
mi, że doskonale wie, kim jestem.
Mogłam
za nim pójść i zagadać, ale zgubiłam go w tłumie przechodniów,
podczas kiedy stałam i wpatrywałam się w pustą przestrzeń.
Zdałam sobie z tego sprawę, gdy ktoś zatrąbił i musiałam się
wreszcie ruszyć. Wbiegłam na chodnik. Spróbowałam dostrzec
nieznajomego po drugiej stronie ulicy. Jednak zniknął, znowu.
Westchnęłam.
Ten
dzień był naprawdę dziwny. Najpierw śmierć matki Inny, później
list, a na koniec tajemniczy i intrygujący mężczyzna. I to
wszystko przydarzyło się właśnie mi.
Oprzytomniałam
po wypiciu mocnej kawy z ekspresu o ósmej rano. Nigdy nie wstałabym
tak wcześnie, ale dziś zapowiadał się pracowity dzień. W końcu
sam na sam ze swoim życiem i problemami. W ostatnim miesiącu
studiów, kiedy zaliczałam każdą pracę i musiałam uporać się z
egzaminami nie znalazłam czasu, by pomyśleć, od czego zacznę,
kiedy się to wreszcie skończy. Jedyne, czego byłam pewna to to, że
chcę w końcu zarabiać sama na siebie i swoje potrzeby. Szukałam
pracy w gazecie i przez internet. Jednak trudno znaleźć coś, w
czym spełniałabym się zawodowo. Odpuściłam sobie zawód
nauczyciela. Nie wyobrażałam sobie siebie stojącej pośród
studentów, którzy słuchaliby historii dawnych cywilizacji. Mogłam
pracować z muzeum i na początek to byłoby świetne rozwiązanie.
Upatrzyłam kilka miejsc i miałam zamiar się tam wybrać jeszcze
dziś.
Musiałam
tylko wygrzebać swoje CV z szuflady.
Szybko
je znalazłam i przy okazji rzucił mi się w oczy znajomy list.
Nie
miałam pojęcia, dlaczego znów wyciągnęłam go z dna szuflady.
Możliwe, że wciąż kusił mnie tą tajemniczą wyprawą z
nieznane. Gdybym tylko się zdecydowała pewnie przeżyłabym coś o
wiele bardziej fascynującego niż to, co będę mogła przeżywać
pracując w muzeum.
Lecz
przemawiał przeze mnie rozsądek, a ten kazał mi darować sobie te
wszystkie brednie.
Wciąż
nie zajrzałam do skrytki w szafce. Liczby wypisane na kartce w końcu
mnie skusiły. Z mieszanymi uczuciami przepisałam je na karteczkę i
schowałam do torebki.
Wychodząc
z mieszkania wmówiłam sobie, że nic się nie stanie, jeśli
sprawdzę co się tam znajduje.
Najwidoczniej
bardziej potrafiłam przekonywać samą siebie niż innych, bo
wsiadłam do samochodu i skierowałam się w stronę metra.
Z
niecierpliwości zaciskałam dłonie na kierownicy. Korki nie były
niczym nowym, zwłaszcza o tej godzinie, ale tym razem irytowały
mnie bardziej zważając na sprawę.
Linia
metra była jakieś dziesięć metrów ode mnie. Musiałam tylko
odnaleźć numer szafki i wpisać kod. Niby nic trudnego, ale czułam
się jak filmie i to ja dostałam najgorsze zadanie.
Pod
ziemią było chłodniej i szczerze potrzebowałam orzeźwienia żeby
uspokoić się. Przecież nic się nie działo. Nawet poświęciłam
minutę, by rozejrzeć się i upewnić, że to zwykli ludzie
spieszący się do pracy.
Zadziałało.
Dostałam
się do szafki. Stałam dokładnie przed nią. Wyciągnęłam
zapisany numer.
Nie
wiedzieć czemu, wstrzymałam oddech otwierając szafkę. W środku
był tylko kuferek. Nie był mały, ale z łatwością zmieściłam
go do torebki. Zatrzasnęłam szafkę i natychmiast wróciłam do
auta.
Usiadłam
za kierownicą i odetchnęłam.
To
było chore. Nigdy więcej tajemniczych przesyłek i to w takich
miejscach.
Całkowicie
zapomniałam o kufrze w mojej torebce. Tyko jego ciężar przypominał
mi, że w ogóle coś w niej mam. Byłam za bardzo skupiona na
rozmowie o pracę, a potem za bardzo rozdrażniona.
Zastanawiało
mnie czy jest sens dalej szukać pracy po tylu porażkach. Na liście
miałam ostatnie muzeum i idąc na spotkanie z szefem tego przybytku
nie liczyłam na pozytywne rozpatrzenie mojej kandydatury. Chciałam
chociaż usłyszeć, że do mnie zadzwonią.
Uśmiechnęłam
się do kobiety, która zaraz miała rozstrzygnąć czy się nadaję.
W duchu trzymałam kciuki za jakąś pozytywną odpowiedź.
Nienawidziłam
każdej minuty ciszy, podczas której analizowała moje
doświadczenie. Miałam nadzieję, że nazwa uniwersytetu przekona
ją, że jestem warta przyjęcia, chociaż na próbny etat.
-To
imponujące, ale nie wiem czy wystarczające.
Resztki
nadziei uleciały ze mnie, pozostało rozgoryczenie.
-Wiem,
że na to miejsce jest wielu ludzi, ale co szkodzi pani sprawdzić
jak sobie poradzę?
-Dla
mnie nie ma to znaczenia.- Odparła całkiem poważnie.
-A
dla kogo ma?- Mruknęłam zirytowana. Najwidoczniej przeprowadzam
rozmowę nie z tą osobą, co trzeba.
-Zaraz
wracam.
Kobieta
wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zostawiła mnie całkiem
samą. Domyślam się do kogo poszła, a to oznacza, że już mogę
się pożegnać z tą robotą. Jeśli ona mnie nie chciała jej szef
to uwzględni i będzie koniec tematu.
Wstałam
zrezygnowana i podeszłam do wielkiego okna. I co z tego, że ładny
stąd widok skoro nie będzie mnie tu.
Musiałam
przyznać się do porażki. Postawiłam sobie za dużą poprzeczkę i
poległam.
Nie
było sensu czekać na cud. Powiem, że zrozumiałam, że nie
przeszłam rozmowy i odejdę z godnością.
Lecz
drzwi otworzyły się szybciej.
-Gratuluję.-
Kobieta usiadła za biurkiem, a ja wciąż stałam próbując ogarnąć
sytuację.- Proszę usiąść, pani Kim.
Oczywiście,
że usiadłam. Głównie dlatego, że byłam w szoku.
-Dostałam
tę pracę?
-Oczywiście.-
Kobieta spojrzała na mnie z lekkim rozbawieniem wypisanym na twarzy.
-Dziękuję.-
Wypaliłam, bo tylko to przyszło mi do głowy.
-Proszę
mi nie dziękować. Dyrektor uznał, że się pani nadaje. Wystarczy,
że zapozna się pani z umową i ją podpisze.
To
pierwsze dwie najprostsze czynności, jakie musiałam zrobić od
rana.
Chwyciłam
umowę i przeczytałam ją. Wszystko było idealne, a pensja też nie
zapowiadała się najgorzej. Byłabym głupia, gdybym nie podpisała.
Złożyłam
czytelny podpis na każdym możliwym papierze i wreszcie mogłam
obejść muzeum w towarzystwie kobiety.
Nie
martwiąc się o nadchodzące jutro, rozglądnęłam się po wnętrzu.
Muzeum
było ogromne i miało trzy piętra. Obecnie znajdowałam się na
najwyższym gdzie mieściły się biura. Od jutra miałam zacząć
pracować w jednym z nich i na samą myśl czułam ekscytację.
Weszłyśmy
do windy, by zjechać na dół. Relaksacyjna muzyka płynąca z
głośnika była miła dla ucha i nawet zdążyłam się w nią
wsłuchać. Jednak drzwi rozsunęły się i musiałam wyjść.
Przestąpiłam
kilka kroków na przód, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się
on.
Zdezorientowana
przystanęłam na moment, rejestrując jak kobieta stojąca obok mnie
wypowiedziała do niego dwa znaczące słowa.
,,Dzień
dobry, dyrektorze''
Wciągnęłam
powietrze do płuc mając cichą nadzieję, że tego nie słyszał.
Ale to było niemożliwe skoro był zaledwie kilkanaście centymetrów
ode mnie.
Zauważyłam
jak kiwnął głową na przywitanie, po czym minął nas.
Odruchowo
odwróciłam się i natrafiłam na jego lekki uśmiech, a następnie
winda się zamknęła.
Otrząsnęłam
się na tyle żeby opuścić budynek i trafić do samochodu.
Po
raz kolejny kazałam samej sobie przystopować i uspokoić się.
Tajemniczy
mężczyzna nagle stał się mniej tajemniczy. Konkretnie stał się
moim szefem.
To
z pewnością nie jest przypadek i kiedy Inna się dowie, również
przyzna mi rację.
Zadzwoniłam
do przyjaciółki w drodze do domu. Odebrała po trzecim sygnale.
-Halo.
-Cześć
Inna. Mam nadzieję, że dobrze mija ci dzień.
-Słysząc
twój rozradowanych głos, na pewno będzie dobry. Mówi lepiej, o co
chodzi.
-Miałam
taki zamiar. A tak naprawdę to dostałam pracę.
Miałam
ochotę wręcz jej to wyśpiewać, ale usłyszałam jak coś upada,
więc zamilkłam czekając aż Inna wróci do rozmowy.
-Poważnie?!
Ty wredna przyjaciółko! Miałaś poczekać na mnie!
-Wybacz.
Potrzebowałam jakiejś roboty, ale jeśli cię to pocieszy, wcale
nie było łatwo.
-Chcesz
powiedzieć, że wepchałaś się na krzywy ryj.
Parsknęłam.
-Dyrektor
muzeum postanowił mnie przyjąć ze względu na moje kwalifikacje
Inna.- Chciałam żeby to było jasne.
-Nie
wątpię. A tak swoją drogą, jest coś jeszcze, prawda? Jakiś
pikantny szczególik, chcę go poznać.
-Nie
jest ,,pikantny'' jak to określiłaś, ale dość zaskakujący.
-Chodzi
o faceta!- Wykrzyknęła, aż się wzdrygnęłam.
-Zgadłaś,
tylko, że nie chodzi o byle jakiego faceta. Pewnie pamiętasz
nieznajomego z sklepu.
-Żartujesz!
Widziałaś go? I jak wygląda? Pewnie jest tak przystojny jak
uważałyśmy.
-Inna,
on jest moim szefem.
Musiałam
się z tym oswoić. Z faktem, że będę pracować w tym samym
miejscu, co on i to tak blisko niego.
Cisza
zaległa w aucie.
-Inna?
Halo!
-Jestem.
Musiałam przyswoić wiadomość.
-I
jak? Co o tym myślisz?
Potrzebowałam
jej zdania. Czy to w ogóle jest rozsądne. Chociaż nie, przecież i
tak nie zrezygnuję.
-Myślę,
że to jest szansa. Sama popatrz. Zwróciłaś na niego uwagę, a on
zwrócił uwagę na ciebie. Czy to nie oczywiste?
-O
czym ty mówisz?
-A
jak myślisz głupia. Na twoim CV jest zdjęcie. Facet dodał dwa do
dwóch i wyszłaś mu ty. Jednym słowem, gdyby nie był tobą
zaciekawiony nie przyjąłby cię.
-A
może po prostu potrzebował pracownika?
-Ma
i pracownika i ciebie. Dwa w jednym.
-Okej,
chyba odpuszczę sobie dalsze historie. Właśnie jestem przed domem.
-To
trzymaj się! Spotkamy się jutro.
-Okej.
Rozłączyłam
się i wysiadłam.
Pokręciłam
głową. Czy przypuszczenia Inny miały odzwierciedlenie w
rzeczywistości? Liczyłam na to, bo nie pogardziłabym dobrym
facetem. Zwłaszcza tak ustawionym jak mój szef.
Jak
na razie wolałam za bardzo nie marzyć, a skupić się na pracy. W
końcu to tylko okres próbny.
Cała
w skowronkach pokonywałam schody. Miałam wyciągnąć klucze z
torebki, ale kiedy podeszłam bliżej okazało się, że nie będę
ich potrzebować.
Drzwi
były uchylone.
Od
razu pomyślałam o włamaniu i o tym, że włamywacze wciąż mogą
być w środku.
Chwyciłam
parasolkę ze stojaka i lekko pchnęłam drzwi. Hol wydawał się być
czysty, więc powoli stawiałam kroki.
Wychyliłam
się zza ściany, by sprawdzić kuchnię. Było czysto. Żadnych
ludzi, a co dziwne żadnych szkód, rozbitej szklanki. Kompletnie
nic. A jednak ktoś musiał się włamać skoro tylko ja mam klucze
do mieszkania.
Z
sercem w gardle pomyślałam o pokoju. Tam na pewno coś znajdę.
Ścisnęłam mocniej parasol trzymany w ręce. Nogi trzęsły mi się
niesamowicie nie wspominając o dłoniach.
Zdecydowałam,
że jednym, szybkim ruchem otworzę drzwi do pokoju i tak też
zrobiłam.
Patrząc
na to pobojowisko opuściłam rękę z parasolem i westchnęłam.
Odetchnęłam
z ulgą, a jednocześnie bałam się sprawdzić, co zginęło.
Ciuchy
były porozrzucane wszędzie, podłoga była nimi wręcz usłana.
Nawet szafka z bielizną została opróżniona, a zawartość
wysypana obok.
Oczywiście
włamywacze nie wiedzieli gdzie szukać, lecz to nie znaczy, że nie
znaleźli.
Domyślałam
się, czego potrzebowali. Tylko jedno przychodziło mi na myśl.
Szuflada
była opróżniona, a listu w niej nie znalazłam.
Musiałam
usiąść na łóżku i pomyśleć, co dalej. Zabrali list i nie mam
pojęcia, kto mógł to zrobić. Żadnych podejrzanych ani
potencjalnego śladu, od którego mogłabym zacząć. Jedne, co jasne
w całej tej sprawie to fakt, że ten list był cenny. Tylko o niego
chodziło.
A
liczby były wskazówką. Nie wiem czy mam się cieszyć z tego, że
wyprzedziłam ich.
To
ja miałam kuferek schowany w torebce. A jeśli już się
zorientowali, to ja jestem następnym celem.
Cholera!
W
panice pobiegłam zatrzasnąć drzwi wejściowe.
Przecież
to ich nie powstrzyma.
Zaczęłam
myśleć o najbliższych możliwych rozwiązaniach.
Mogłam
nikomu nic nie mówić, posprzątać ten bałagan, wybrać pieniądze
z banku i ukryć się w hotelu. Z drugiej strony zawiadomienie
policji jest bardziej rozsądne. Ale co miałabym im powiedzieć?
Jeśli komukolwiek streszczę całą tą farsę uznają mnie za chorą
psychicznie.
Jestem
przerażona, a czas ucieka i wciąż nie mam pojęcia, co robić.
Inna.
Tak,
najpierw zadzwonię do niej. Ona będzie myślała rozsądniej ode
mnie.
Ręce
plątały mi się przy wybieraniu jej numeru, ale udało mi się.
-Jakieś
nowe wiadomości?
Kiedy
usłyszałam jej głos dziękowałam bogu, że odebrała.
-Musisz
natychmiast przyjechać. Ktoś włamał się do mojego mieszkania.
Jestem przerażona i naprawdę cię tu potrzebuję.- Zaczęłam
wylewać siebie potok słów, a to wszystko ze zdenerwowania.
-Co?!
Ktoś się włamał do twojego mieszkania?!
-Właśnie
tak. Przyjedziesz tu, prawda?
-Nigdzie
się nie ruszaj. Zaraz będę.
Rozłączyła
się, a ja zaczęłam krążyć po mieszkaniu, jak lew w klatce.
Poniekąd właśnie tak się czułam. Bez wyjścia.
Inna
przyjechała w niecałe dziesięć minut. Zobaczyłam jej samochód
wjeżdżający na parking i pośpieszyłam otworzyć jej drzwi. Już
na klatce schodowej słyszałam jej wbiega po schodach.
-Już
jestem. Mów dokładnie, co się stało.
-Najpierw
wejdź.- Wręcz wepchnęłam ją do środka i z powrotem zatrzasnęłam
drzwi.
-Jennie,
do cholery!- Inna podniosła głos i wcale się jej nie dziwiłam.
Teraz wyglądała na równie przerażoną, jak ja.- Powiedz, co się
stało, bo zwariuję. Mówiłaś coś o włamaniu.
Rozglądnęła
się po kuchni.
-Tutaj
wszystko wygląda normalnie, ale w pokoju jest bałagan. Przekopali
wszystko.
Usiadłam
na krześle. Może przestanę trząść się jak galareta.
-Ukradli
ci coś?
Zamilkłam.
Jak powiem, że zabrano list będzie jeszcze gorzej. Inna i tak nie
przepadała za swoją matką, a jak się dowie, to się wścieknie.
-Nie
wiem.- odpowiedziałam, co było poniekąd prawdą. Nie sprawdzałam
nic innego. Założyłam, że list to jedyna rzecz, która zniknęła.
I niech tak zostanie.
-A
policja?
-Nie
dzwoniłam. Byłam zbyt...
-Okej,
rozumiem. Napij się wody, wyglądasz strasznie blado.
Inna
wręczyła mi szklankę z wodą, po czym zaczęła grzebać w
torebce.
-Co
robisz?
-A
ja myślisz. Dzwonię po gliny, niech się tym zajmą.
Inna
wybrała już numer, a ja jej nie powstrzymywałam. Musiałam jakoś
z tego wybrnąć, a policja z pewnością znajdzie jakieś ślady i
może zapewni mi ochronę.
Powoli
piłam wodę, kiedy Inna zgłaszała włamanie. Policjanci zapewnili
nas, że radiowóz już tu jedzie.
I
faktycznie przyjechali szybko.
Zaczęło
się zadawanie mnóstwa pytań o to, co robiłam, gdzie byłam i czy
kogoś podejrzewam. Zaczęto szukać śladów i chyba to trwało
najdłużej. Spodziewałam się, że nic nie zajdą. Chodziło o
specjalistów, którzy nawet nie wyłamali drzwi.
W
końcu kazano mi przenieść się do hotelu, czyli nic nowego.
-Pojedziemy
do mnie. Nie puszczę cię nigdzie samej.- Oznajmiła przyjaciółka.
Jak
niby miałam się jej pozbyć? Wyglądała na bardzo zdeterminowaną
tym, by dotrzymać mi towarzystwa.
-Nie
musisz. Pójdę do hotelu. Naprawdę nic mi się nie stanie. Tam jest
ochrona.
-W
porządku. W takim razie obie pojedziemy do hotelu.
Chciałam
temu zaprzeczyć, ale jej sroga mina mówiła mi, że już
postanowione.
-A
co z ciuchami? Moje są miejscem śledztwa.
-Najpierw
pojedziemy do mnie, a potem do hotelu. Wybiorę ten najbardziej
strzeżony. Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Przewróciłam
oczami, ale i tak byłam jej wdzięczna.
Pół
godziny po całym zajściu emocje już nieco opadły. Choć nadal nie
potrafiłam nie obejrzeć się za siebie, byłam bardziej uspokojona.
Inna od pięciu minut sprawdzała każdy kąt pokoju hotelowego.
Czułam, że paranoja dosięgła i moją przyjaciółkę. Jeśli to
ją uspokajało, nie miałam nic przeciwko.
-Powinno
być czysto.- Oznajmiła, kiedy skończyła swój obchód i wreszcie
usiadła przy stole.
-W
końcu to apartament, a nie zwykły pokój. Chociaż zwykły pokój
by wystarczył.
-Przynajmniej
mam pewność.- Dogryzła mi, na co się uśmiechnęłam.
-A
tak na poważnie, dziękuje, że mi pomagasz.
-Nie
wygłupiaj się, Jennie. W
tym mieście mamy tylko siebie, to oczywiste, że wykupiłabym
cholerny szwadron gdyby było trzeba.
-Ale
nie trzeba. Wystarczy mi ten pokój.
Nie
potrzebowałam ogromnego salonu i nowoczesnego sprzętu. Wystarczy
mi, że będę mogła w spokoju otworzyć kuferek, który wciąż
jest schowany w torebce.
-Zostać
z tobą na noc?
-To
tylko włamanie, Inna. Nie musisz się aż tak bardzo martwić.
Jestem prawie na najwyższym piętrze. Żeby się tu dostać trzeba
mieć kartę i przejść przez ochronę. Tyle chyba wystarczy, nie
uważasz?
-Nie
chcesz wiedzieć, o czym myślę. Mam wrażenie, że coś jest nie
tak.
-Po
tym, co się stało nawet ja mam takie wrażenie. Ale to tylko
wrażenie. Jesteś przewrażliwiona.
-Niech
ci będzie. Mój poziom adrenaliny niebezpiecznie skoczył.
-Więc
zamówimy wino.
-Świetnie.
Napięcie
uleciało razem z winem, które wypiłyśmy w niecałą godzinę.
Potem już tylko rozmawiałyśmy o mojej nowej pracy i nowym szefie.
Inna jak zwykle podkoloryzowała wyobrażenie naszego pierwszego
spotkania. Chciałam cieszyć się tak, jak ona, ale nie widziałam w
tym już nic ekscytującego. Bardziej myślałam o swoim życiu i tym
jak je chronić i co zrobić z przyjaciółką.
Jej
też może grozić ten sam scenariusz albo i o wiele gorszy. Dlatego
nie chciałam żeby tu zostawała. Oni szukali mnie, nie musieli
wiedzieć o Innie. Chyba, że już wiedzieli, a tak zakładałam.
Jedyną
odpowiedzią był ten kuferek.
Zanim
zdecydowałam się obejrzeć zawartość, myślałam nad tym, czy to
w ogóle bezpieczne. Co jeśli dowiem się jeszcze więcej i to
sprowadzi na mnie coś o wiele gorszego niż włamanie? A z drugiej
strony wyjaśniłabym pewne sprawy i możliwe, że wiedziałabym jak
postępować dalej.
Musiałam
mieć jakąś przewagę. Coś, czym będę mogła się targować,
jeśli zajdzie taka potrzeba.
To
mnie przekonało.
Otworzyłam
kuferek i doznałam wielkiego szoku. Było tu tak wiele zdjęć,
zapisków i małych dzienników, że aż trudno uwierzyć, że
wszystko się tu zmieściło. Nie wiedziałam, od czego zacząć,
więc skupiłam się na fotografiach. Wiele nich przedstawiało
nieznajome mi osoby i miejsca. Zdjęcia ludzi nie były podpisane na
odwrocie, za to miejsca tak.
Rzym,
Grecja, Hiszpania. Odnalazłam nawet zdjęcie dżungli w Afryce. Było
tego znacznie więcej, ale przeszłam do czytania małego
dzienniczka. Był całkowicie zapisany drobnym pismem. Przeczytałam
kilka pierwszych zdań i nie zrozumiałam kompletnie nic. Zapowiadała
się dłuższa lektura.
Na
samym dnie znalazłam kartę. Obróciłam ją w palcach, a złote
litery wyraźnie układały się w jedno bardzo znaczące słowo
,,Federal Reserve
Bank''.
W
moich rękach znalazła się karta do Banku Rezerwy Federalnej. Jeśli
jest prawdziwa i jest moja to boję się pomyśleć ile pieniędzy
musi się na niej znajdować.
Wolałam
jak na razie odłożyć ją do portfela, gdzie będzie bezpieczna.
Obiecałam
sobie, że przeczytam tylko kilka stron dziennika Christiny, ale
zawierał aż zbyt wiele informacji z jej życia, by od tak się od
tego oderwać. Koniec końców spędziłam prawie całą noc na
czytaniu strona po stronie. Nad ranem, kiedy dobrnęłam do
ostatniej, czułam się jakbym przeczytała powieść, i to całkiem
dobrą powieść. Z wszystkimi szczegółami. Christina opisała tu
każdy dzień wyprawy po tajemniczą fiolkę. Dokładnie przedstawiła
swoją drużynę, która pomogła jej odnaleźć ten przedmiot.
Czytałam z zapartym tchem, ale nie doczekałam się szczęśliwego
zakończenia. Mężczyzna, którego kochała umarł na jej oczach.
Został zastrzelony. Jeśli prawdą było to, że wlała zawartość
fiolki do gardła tego biedaka to wszystko by się zgadzało. A mnie
powierzyła zadanie odkręcenia tego i oczyszczenia jej imienia.
Może
i koleś już umierał, ale warto pamiętać, że niezidentyfikowany
płyn mógł również się do tego przyczynić.
Teraz
wiedziałam przynajmniej, na czym stoję. Rzecz w tym, że musiałam
zadecydować czy uznać to za prawdę.
Miałam
więcej argumentów za, niż przeciw. W końcu włamanie nie było
zwykłym włamaniem i to musiałam przyznać. Chciałam wierzyć, że
policja upora się z tym sama, ale przypuszczałam, że uznaliby
sprawę za śmieszną i gówno wartą.
Nie
wiedziałam co myśleć. Ostatnio nic nie wiedziałam.
Ukryłam
wszystkie papiery z powrotem w kufrze i schowałam go do torebki, a
samą torebkę prosto do zmywarki. Nie używałam jej, a to wydawało
mi się najlepszą skrytką.
Po
tylu nowościach zamówiłam sobie obiad, bo śniadanie przespałam.
Jedząc
rogalika przyglądałam się wiadomościom w telewizji. Prezenterka
nie obwieściła żadnych ciekawych informacji. Nic, co wydawało się
nie na miejscu i dotyczyłoby mnie.
Reszta
dnia zapowiadała się spokojnie, przynajmniej tak mi się wydawało.
Póki ktoś nie zaczął dobijać się do drzwi. Cieszyłam się, że
zamknęłam je na wszystkie zamki, jakie były możliwe.
-Już
otwieram.
Trochę
potrwało zanim odbezpieczyłam drzwi i wpuściłam ją do środka.
Już po przekroczeniu progu wiedziałam, że coś jest nie tak. Złość
była wymalowana na jej twarzy.
-Nie
uwierzysz, co mnie dzisiaj spotkało.- Oznajmiła, rozemocjonowana
idąc do salonu.
-Chyba
nikt się do ciebie nie włamał?
-Gorzej.-
Inna usiadła na kanapie wciąż dysząc z wściekłości. Usiadłam
naprzeciw niej. Bałam się tego, co mogę usłyszeć.- Zdewastowali
mi samochód, rozumiesz to!
-Nie
wierzę.- Mruknęłam raczej sama do siebie.
-Ja
też wciąż nie mogę w to uwierzyć.
-Jak
to się stało?
-Pomyślałam,
że cię odwiedzę, więc chciałam pojechać autem. Przychodzę na
parking, a mój samochód jest obsmarowany czarną farbą. Żadnych
napisów, tylko wylana farba. Nie rozumiem, kto to mógł być. Nie
narobiłam sobie wrogów, zresztą ty też nie. A jakoś dziwne, że
spotkały nas te niemiłe sytuacje w tym samym czasie.
-Myślisz,
że to się jakoś ze sobą łączy?
Jeśli
Inna zacznie podejrzewać, że to nie jest przypadek, zrobi się
jeszcze większy dym. A już teraz nie jest kolorowo. Musiałam ją
jakoś uspokoić.
-Nie
mam pojęcia, ale jak tylko dorwą tych dupków nie odpuszczę im.
Mój ojciec ma wpływy i jeśli będzie trzeba to je wykorzystam.
To
wszystko brzmiało bardzo poważnie. Dziwne zdarzenia są
ostrzeżeniem dla mnie.
Czyli
nie mogę tu długo siedzieć. Nie mam też czasu na przebywanie w
pokoju. Trzeba się ostatecznie przekonać.
-Pozwól
pracować policji. Na pewno coś wymyślą.
-Dam
im pracować. Do jakiegoś czasu. Ten samochód kosztował więcej
niż cały dorobek tych nędznych robaków. Nie wypłacą się do
końca życia.
-Pewnie
tak będzie. Może chcesz coś zjeść?- Zmieniłam temat byleby
odciągnąć ją od tego zdarzenia.
Zaproponowałam
jedzenie i zadziałało, choć wciąż wiedziałam, że Inna jest
rozdrażniona tym, co się stało. Miałam zamiar zaskoczyć ją
jeszcze bardziej.
-Jutro
zaczynam pracę.- Oznajmiłam zdecydowanie.
-Jesteś
pewna?
-Nic
nie jest pewne, ale nie mogę zamknąć się w tym apartamencie.
Kiedyś z niego wyjdę i chcę mieć pracę.
-Masz
rację.
-Tak?
-Nie
możemy pozwolić, by te wydarzenia zepsuły nam plany normalnego
życia. A z tego, co wiem w pracy czeka na ciebie idealny facet.
Inna
uśmiechnęła się szeroko dźgając mnie łokciem w bok.
Przynajmniej jeden plus całej sytuacji.
Z
samego rana, opuszczając bezpieczny apartament byłam podekscytowana
spędzeniem pierwszego dnia w pracy. Pomimo całego bałaganu
starałam się szukać pozytywów. Jak na razie dobrze mi szło.
Ograniczyłam zerkanie w lusterko do minimum i jakoś udało mi się
dotrzeć do muzeum. Oczywiście stresowałam się równie mocno jak w
pierwszy dzień na studiach. Wtedy bałam się, że moje umiejętności
nawiązywania znajomości na nic mi się nie przydadzą. Teraz też
tak czuję, ale przynajmniej wiem, że to nie do końca jest prawdą.
Musiałam
tylko odetchnąć kilka razy i właściwie byłam gotowa na spotkanie
z tą przemiłą kobietą.
Czekała
na mnie w recepcji. Tym razem się nie uśmiechała, ale to mnie nie
zraziło. Z uwagą słuchałam wszystkich jej objaśnień i poleceń,
jakie od teraz mam wykonywać.
Około
dziesiątej zostałam wreszcie sama w swoim tymczasowym gabinecie.
Może
pomieszczenie nie było duże, ale wystarczające jak na mój okres
próbny.
Usiadłam
na obrotowym fotelu i zwróciłam się w stronę wielkiego okna za
mną. Widok był oszałamiający. Dokładnie widziałam kawiarnię po
drugiej stronie ulicy. Od razu pomyślałam o mocnej, czarnej kawie,
jaką sobie zafunduję podczas przerwy.
Jednak
musiałam zacząć swoją robotę. Okazało się, że robienie baz
danych jest strasznie nudnym zajęciem.
Spędziłam
nad tym dobre cztery godziny, gdy wreszcie doczekałam się lunchu.
Wsiadając do windy, czułam się zrelaksowana. Patrząc na to ile
stresu przysporzyły mi te akcje, to była miła odmiana. Pomyślałam,
że to dobrze, że dałam sobie czas na przemyślenie wyjazdu.
Drzwi
windy rozsunęły się i żwawym krokiem zmierzałam do wyjścia.
Wszystko było świetnie, do czasu póki nie zobaczyłam ich.
Dwóch
mężczyzn ubranych na czarno i wyglądających jakby nigdy nie
wychodzili z siłowni. Momentalnie przystanęłam wpatrując się w
nich dobrą chwilę. Analizowałam, co tak naprawdę mi grozi i czy
powinnam uciekać albo ukryć się i ich obserwować. Szybko
rozglądnęłam się dookoła.
Tłumy
odwiedzających krążyły po wielkim holu, więc teoretycznie nic mi
nie groziło. Oboje wyglądali jakby na kogoś czekali i domyślałam
się, że tą osobą mogę być ja.
W
końcu zdecydowałam się uciekać. Po co mam w ogóle ryzykować?
Namierzyłam
drzwi wyjściowe i w tym samym momencie zauważyłam mojego szefa. Po
raz kolejny zamarłam wpatrując się właśnie w niego. Nienagannie
ubranego i niesamowicie pociągającego szefa. Pewnie zapomniałabym
o tych dwóch nieznajomych, gdyby nie fakt, że to do nich właśnie
zmierzał.
Na
mojej twarzy na pewno malował się szok. Poczułam się jeszcze
bardziej zagrożona. Bo co jeśli zapytają, czy tu pracuję, a
niczego nieświadomy szef powiem im prawdę?
Nie
mogłam się zastanawiać, co dalej po prostu tak sobie stojąc.
Wręcz wybiegłam z budynku i zatrzymałam się dopiero w kolejce po
kawę. Moje serce biło jak oszalałe i za nic nie mogłam uspokoić
trzęsących się dłoni. Modliłam się o to, by nikt nie patrzył
na mnie krzywo.
Nawet
zamawiając kawę mój głos brzmiał słabo i cicho.
Zajęłam
miejsce przy oknie, mając świadomość tego, że to prawdopodobnie
zły pomysł. Jednak chciałam dokładniej przyjrzeć się ich
twarzom.
Piłam
kawę bardzo powoli. Nawet nie zauważyłam, kiedy całkiem wystygła.
Nie spuszczałam wzroku z ulicy. Nie mogłam przegapić ich wyjścia.
A co najistotniejsze, to oni muszą wyjść pierwsi, inaczej ja tam
nie wrócę. Mogę zaryzykować spóźnieniem, ale wolę nie
ryzykować życiem.
Co
chwilę zerkałam na zegarek, ponieważ kończył mi się czas. W
końcu zarejestrowałam podejrzanych, jak stali czekając na zielone
światło. Niewiele się zastanawiając, wyrzuciłam pusty kubek i
podeszłam do wyjścia. Wychyliłam się, by sprawdzić czy aby na
pewno już sobie poszli. Nie zauważyłam ich, więc prawie że
biegnąc z powrotem weszłam do budynku. Po czym przepychając się
łokciami, omal nie zdążyłam na windę. Na szczęście ktoś
przytrzymał mi drzwi.
-Dziękuję.-
Rzuciłam szybko, nieco zadyszana po małym biegu.
-Proszę
bardzo.- Usłyszałam za sobą męski głos, a kiedy się odwróciłam
na pewno wydałam z siebie jakiś nieokreślony dźwięk. Nawet
wstrzymałam na chwilę oddech.
Przede
mną stał dyrektor, mój szef i facet ze sklepu, jednocześnie.
Zbeształam samą siebie za to, że dałam się tak zaskoczyć.
Pewnie wyglądam jakbym naprawdę przed kimś uciekała.
Nagle
straciłam język i nie wiedziałam, co powiedzieć. Przedstawić
się, czy zamilknąć.
-Nie
mieliśmy jeszcze okazji się poznać.- Po raz drugi usłyszałam
jego głos, ale tym razem zdołałam lekko się uśmiechnąć.
Odchrząknęłam.
-Faktycznie,
nie było okazji.- Wydusiłam z siebie.
-W
takim razie miło mi poznać. Ahn
Jeahyo.- Wyciągnięta ręka
w moją stronę oznaczała, że powinnam ją złapać. Chyba wciąż
się nie otrząsnęłam z tak niespodziewanego spotkania.
-Kim
Jennie.- Przedstawiłam się
chwytając jego dłoń. Była ciepła i dość szorstka, jak na
faceta, który z pewnością nie pracuje fizycznie.
Wciąż
pamiętałam o fakcie, że to on rozmawiał z tymi typami. Nakazałam
sobie zachować czujność.
-Jest
pani tą nową pracownicą, czy tak?
-Ach,
tak.- Przytaknęłam.
-W
takim razie, witamy w firmie.
Szef
obdarzył mnie ostatnim uśmiechem, po czym wyszedł, a ja zostałam
sama w środku windy.
Po
tym incydencie reszta dnia nie była dla mnie już taka spokojna.
Ciągle miałam wrażenie, że ktoś czyha na moje życie. Mimo, że
wiedziałam, że to mało prawdopodobne to jednak nie mogłam pozbyć
się tego uczucia. Pod koniec pracy dziwiłam się, że głowa
jeszcze mi nie wybuchła od nadmiaru myślenia.
Nie
potrafiłam skupić się na pracy i jednocześnie myśleć o tym, co
się dzieje. Dopiero, gdy wybiła osiemnasta cieszyłam się, że to
wreszcie koniec.
Pierwsze
dni i zadania oczywiście nie mogły być ciekawe.
Na
dworze było już ciemno i wiał chłodny wiatr. Pogratulowałam
sobie tego, że przyjechałam samochodem. Gorzej było z zejściem na
parking. W filmach zawsze dzieje się coś strasznego na podziemnych
parkingach.
Zdecydowałam,
że jeśli pokonam drogę biegiem nic nie powinno mi się stać.
Najwyżej skręcę sobie kostkę, ale to nic w porównaniu z tym,
jakie obrazy podsuwała mi wyobraźnia.
Powiedziałam
sobie, żeby to chrzanić. Po prostu zrobiłam tak jak planowałam. I
udało się. Wewnątrz było bezpieczniej, a wbrew pozorom na drogach
jeszcze bardziej. Przyspieszałam, kiedy tylko mogłam, wkurzając
przy tym kilku kierowców. Ale miałam ich gdzieś. W życiu nie
byłam bardziej zestresowana niż jestem obecnie. Zamartwianie się
wyssało ze mnie całą energię i jeśli miało to tak wyglądać
przez dłuższy czas, to byłam zdecydowanie na nie. Już teraz było
ciężko. Nie wyobrażałam sobie tak funkcjonować przez następny
tydzień lub też dwa.
Nawet,
gdy już zaparkowałam i szłam w stronę hotelu czułam, że ktoś
mnie obserwuje. Byłam bliska narobienia niezłego hałasu. A tak
naprawdę mężczyzna idący za mną też zatrzymał się w hotelu.
Co
najgorsze, moje obawy nie były bezpodstawne i nie mogłam nikomu o
tym powiedzieć. W końcu patrzyłam już tylko pod nogi, żeby nie
brać niewinnych ludzi za przestępców.
-Jennie!-
Podniosłam wzrok natrafiając spojrzeniem na przyjaciółkę.
Podeszłam do niej szybko i wepchnęłam do windy. Kiedy się
zamknęła, wcisnęłam najwyższe piętro. Inna posłała mi
niezrozumiałe spojrzenie.
-Coś
nie tak?
-Nie
powinnaś krzyczeć.- Odparłam zła i zmęczona.
-Okej,
a powód?
-Twój
zdemolowany samochód i moje mieszkanie to dwa wystarczające powody,
nie sądzisz?
-Panikujesz
Jennie.- Inna stwierdziła
to od razu, po tym jak dokładniej przyjrzała się mojej zmęczonej
twarzy. Nie wiedziałam, że to aż tak oczywiste.
-Policja
kazała uważać. Wciąż nie wiadomo, kto jest sprawcą.- Musiałam
się bronić. Nie mogłam pozwolić na podejrzenia z jej strony.
-Zaczynam
myśleć, że oni wcale nie są skuteczni.- Odpowiedziała zamyślona.
-Inna,
nawet nie próbuj się w nic wpakować. To szalone, a szalone równa
się niebezpieczne.
-Spokojnie.
Wystarczy, że ty masz paranoje.
-Nie
mam paranoi.- Zaprzeczyłam, mało przekonująco.
-Dziewczyno
popatrz na siebie.
-Tak
wyglądają ludzie po pracy. Jeszcze będziesz tak wyglądać.
-Auć.
Widać, że jesteś zmęczona.
-Bo
tak się czuję.
Odparłam
wychodząc z windy i myślałam tylko o tym, żeby coś zjeść i
pójść spać. A na głowie miałam jeszcze Innę
i jej rozważania na temat tego jak wyglądam. Westchnęłam
otwierając drzwi do apartamentu.
Rzuciłam
torbę i płaszcz na kanapę i usiadłam na niej.
-Zjemy
coś dobrego.- Zaproponowała, więc się zgodziłam.
Podczas,
kiedy Inna zamawiała jedzenie, ja zamknęłam się w łazience i
wzięłam szybki prysznic. Ciepła woda i unosząca się para
sprawiły, że jeszcze bardziej stałam się senna. Nie mam pojęcia
jak udało mi się przebrać w dresy i znaleźć klamkę od drzwi.
Kiedy
wyszłam od razu poczułam zapach jedzenia, a mój brzuch natychmiast
się odezwał.
-Ten
dzień był męczący.- Oznajmiłam podchodząc do stolika, na którym
ustawiono jedzenie.
Odkryłam
jeden z talerzy i pokrywka wyleciała mi z rąk. Odwróciłam wzrok,
byleby nie patrzeć na to ohydztwo. Obok mnie pojawiła się Inna i,
kiedy spojrzała na talerz, także się wzdrygnęła.
-Lubię
owoce morza, ale nie pełzające po talerzu.- Podniosła pokrywę i z
powrotem przykryła talerz.
Ja
nie mogłam tego zrobić. Ten widok był jak ostatni gwóźdź do
trumny. Wszystko wreszcie się ze mnie wylało i zamiast być
zaniepokojona, byłam wściekła.
Nie
myśląc za wiele wybiegłam na korytarz i ruszyłam w stronę
ochroniarzy, z zamiarem dowiedzenia się jak w ogóle mogło do tego
dojść.
-Przepraszam
bardzo, ale dokładnie przed chwilą ktoś dostarczył do mojego
pokoju pełzające robaki. Jak w ogóle mogło się to zdarzyć?
Zostałam zapewniona, że nic mi tu nie grozi.- Zaczęłam swoją
tyradę, nie zważając na speszone miny ochroniarzy. W tamtym
momencie mało obchodziło mnie to, co mówię. Po prostu chciałam
się czuć bezpiecznie i wiedzieć, że mogę zaufać policji.
Inna
wyskoczyła z pokoju także wściekła z powodu tej sytuacji. Nie
omieszkała nakrzyczeć na prezesa hotelu, który zjawił się zaraz
po tym jak to zgłosiłyśmy.
Oczywiście
cały proces przesłuchania zaczął się od nowa, gdy przyjechali
policjanci. Na koniec stwierdzili, że zdecydowanie to ja jestem
celem i może być nim moja przyjaciółka. Ktoś ewidentnie był
zawodowcem, skoro udało się mu tutaj dostać.
Pozostawały
jeszcze kamery w windzie. Jednak zanim znajdą podejrzanego może być
za późno.
Jeszcze
długo po tym chodziłam rozdrażniona po całym salonie, podczas
kiedy Inna snuła podejrzenia, co do tego, kto może nas aż tak
nienawidzić.
Ja
miałam konkretne podejrzenia, ale i tak nie znałam twarzy sprawcy.
Za to byłam pewna, że będzie coraz gorzej. Jednak ci ludzie nie
wiedzą o moim charakterze kompletnie nic. Mogą mnie zastraszać,
ale ja i tak się nie złamię.
Sposób
rozwiązania tej sprawy jest aż nazbyt oczywisty.
Minęła
już pierwsza w nocy, ja wciąż leżałam z otwartymi oczami, a obok
mnie spała Inna. Zdecydowałam, że nie pozwolę jej opuścić
apartamentu o tak późnej porze. Dlatego została na noc. Właściwie
to może lepiej, że tu jest. Mam pewność, że nic jej nie grozi i
szybciej będę mogła jej powiedzieć, co postanowiłam.
Z
samego rana szykowałam kawę z ekspresu i czułam się dokładnie
tak samo, jak wtedy, gdy musiałam powiedzieć mamie, że zostaję
Nowym Yorku. Miałam nadzieję, że Inna też przyjmie to dobrze.
Zasiadłam
do stołu czekając aż wyjedzie z łazienki. Zdawałam sobie sprawę,
że pierwszy raz w życiu okłamię ją w tak ważnej sprawie. Ale
nie widziałam innego wyjścia. Gdybym powiedziała, że wyjeżdżam
szukać czegoś, co teoretycznie nie istnieje, już dawno byłabym w
drodze do szpitala. Na badania głowy. Wolałam uniknąć zamieszania
i krzyków. A co najważniejsze im mniej będzie wiedzieć, tym mniej
jej grozi. Zaplanowałam, że wyjaśnię wszystko w liście, kiedy
będę już daleko stąd. Przygotowałam w miarę realną bajeczkę,
która pozwoli mi wyjechać w spokoju.
Westchnęłam,
bo przecież to nie tak, że ja nie czuję strachu. Zdecydowanie nie
miałam pojęcia, czy w ogóle sobie poradzę. Ale postanowiłam, że
dość tej paranoi, która toczyła się od czterech dni.
Z
rozmyślań wyrwał mnie głos Inny.
-Wcześnie
wstałaś.- Odparła zdziwiona, jednocześnie siadając przy stole.
-Nie
mogłam spać.
-Nie
przejmuj się.- Posłała mi uspokajający uśmiech.
-Całą
noc myślałam nad tym wszystkim. Postanowiłam, że odwiedzę mamę
w Vegas, na jakiś czas.
-A
co z pracą? To praca twoich marzeń.
-Bardziej
marzy mi się żyć w spokoju. Może też zamieszkaj ze swoim tatą,
na pewno będzie tam bezpieczniej i nie będę się zamartwiać, co
się z tobą dzieje.
-W
porządku. Zdecydowanie potrzebne są ci chwile spokoju. Twoja mama
się ucieszy.
-Tak,
ale nic jej nie mów. Gdyby się dowiedziała, już nigdy nie
wróciłabym do Nowego Yorku.
-Będę
milczeć.
Wierzyłam,
że tak będzie. Plan się udał. Teraz pozostało mi spakować się
i jak najszybciej wyruszyć w tę chorą podróż.
Ale ja jestem głupia! Nie zostawiłam w końcu tego komentarza, już się poprawiam:D
OdpowiedzUsuńDopiero 1 rozdział, a już tyle się wydarzyło! Jennie jest interesującą postacią, rozważna i jednocześnie trochę szalona. Myślę, że matka Inny dobrze zrobiła, powierzając jej tak ważną misję. Chcę więcej! Weny<3