poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 2

Cześć wszystkim!
Tym razem pojawiam się z nieco krótszym rozdziałem, ale następny przewiduję na więcej stron.
Przy okazji chciałam zachęcić was do komentowania. Nie zaglądałam tu dość regularnie i mam nadzieję, że przerwiecie ciche dni :p


Historia dopiero się rozkręca, moi drodzy, więc zapraszam do czytania!


Beta: Ann Flo







           
Posiadłość Seunghyuna



Po godzinie pochylania się nad kartką, napisałam list. Miałam zamiar wysłać go do mamy. Czułabym się winna, gdybym chociaż nie spróbowała wytłumaczyć jej, dlaczego podjęłam taką decyzję. Mimo, że nie zawarłam w liście wszystkich szczegółów, miałam nadzieję, że to. co najważniejsze udało mi się przekazać. Wysyłając list, zdałam sobie sprawę, że nie mam co liczyć na zrozumienie z jej strony. W końcu jest moją mamą, a ja jej córką. Po prostu to ma być dla niej informacją i nic więcej.
 Co do Inny. Byłam pewna, że list trafi również w jej ręce i możliwe, że ona zrozumie mnie bardziej. Właściwie chciałam tylko, żeby była bezpieczna. Możliwe, że będą mnie szukać, ale bez wskazówek nigdy nie trafią na mój trop. Sama nie potrafiłam do końca określić, gdzie się wybieram. Nie znalazłam tego miejsca na żadnej mapie. Uwierzyłam Christinie na słowo, bo co innego mogłam zrobić? Jako jedyna byłam w tym wszystkim nowa i wciąż wiedziałam o wiele więcej niż inni. To moja ostatnia deska ratunku- informacje, które musiałam rozszyfrować jak najszybciej.
Dokładnie wiedziałam jak spędzę całą podróż do tego niezwykłego miejsca. Musiałam zarezerwować bilet na pociąg. Okazało się, że czekają mnie aż dwie przesiadki. Z moich obliczeń wychodziło, że miałam przed sobą dzień podróży pociągiem.
Nie użyłam swoich pieniędzy. Aktywowałam kartę i dzień wcześniej wyruszyłam na zakupy. Kierując się sporządzoną listą, wybierałam rzeczy najlepszej jakości, zaczynając od porządnego plecaka, kończąc na słowniku, kompasie i scyzoryku. Wiedziałam, że będę musiała obejść się bez torby pełnej ubrań, czy też kosmetyków. Zakładałam, że będę walczyć o przetrwanie w jakiś lasach deszczowych, a nie spać w drogich hotelach. Jednym słowem, poczyniłam wszystkie przygotowania. Na koniec włożyłam książkę na temat przetrwania w dziczy. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o dzikich zwierzętach i miałam nadzieję, że tam gdzie wyruszałam, uda mi się przekonać Seunghyuna  by mi pomógł. Właśnie takie miało być moje pierwsze zadanie. Zdobyć sojusznika, który zechce mi pomóc.
Nie miałam innego wyboru jak naprawdę się postarać albo w przeciwnym wypadku wracałabym do domu z podkulonym ogonem. Ale wtedy nic by się nie zmieniło.

Nie pozwoliłam Innie, żeby odprowadziła mnie na stację. Sama odnalazłam peron i westchnęłam na widok tego trupa. Oczekiwałam maszyny, która w ogóle będzie w stanie ruszyć z peronu, a przede mną stał pociąg, który najlepsze czasy miał już za sobą. Już od początku nie mam łatwo, ale skoro inni zdecydowanie wsiadają do środka, ja zrobiłam to samo. Weszłam do najbliższego przedziału i zajęłam miejsce. Zapowiadało się, że sama spędzę te kilkanaście godzin i w sumie było mi to na rękę.

Przez następne cztery godziny poświęciłam się lekturze, po czym nadszedł czas na posiłek. Jakoś udało mi się przełknąć twardą bułkę. Musiałam przyznać, że warunki nie były najlepsze. Miałam wrażenie, jakby pociąg co chwilę niebezpiecznie przechylał się z jednej strony na drugą. Jedyny plus to toaleta, w tej kwestii nie musiałam się martwić. Jednak pozostawały ważniejsze sprawy niż wychodek.
Spojrzałam przez szybę. Odkąd wsiadłam, ciągle mijałam pola i lasy, żadnej cywilizacji. Liczyłam na małe miasteczko lub jakąś wieś i wcale nie zapowiadało się, byśmy na coś trafili przez najbliższy czas.


Ze snu wyrwał mnie gwizdek oznajmiający, że jesteśmy na miejscu.  Otrząsnęłam się i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Kiedy byłam pewna, że niczego nie zapomniałam, ruszyłam do wyjścia.
Na dworze było chłodno i od razu przeszły mnie ciarki. Pogoda znacznie się różniła od tej w Nowym Yorku, pewnie musiałam być naprawdę daleko od domu. To trochę mnie przeraziło, ale nie myślałam o tym żeby się poddać. Teraz tylko musiałam postępować według wskazówek.

Christina bardzo szczegółowo opisała drogę, dzięki czemu nie błądziłam w zaroślach. Po piętnastu minutach podążania polną ścieżką, wreszcie trafiłam na znak.
,, Zapomniana wioska’’.
Wcale nie zdziwiły mnie te słowa. Nikt nie dotarłby tu bez pomocy przewodnika.
Na horyzoncie ujrzałam pierwszych ludzi. W ogóle nie zwrócili na mnie uwagi, więc też nie zamierzałam ich zagadywać. Zresztą nie wyglądali na rozmownych, a raczej podejrzanych.
Z każdą chwilą przekonywałam się, że to miejsce naprawdę jest okropne. Sami mieszkańcy wyglądali, jakby nienawidzili każdego dnia życia w takich warunkach. Domy były zrobione z drewna, które gniło w niektórych miejscach, a okna ledwo trzymały się na swoich miejscach. Moje stopy grzęzły w błocie przy każdym kroku.
Musiałam na chwilę przystanąć i rozejrzeć się.
Dookoła siebie miałam niezbyt obiecującą scenerię i zbyt łatwo miało mi przyjść znalezienie owego sojusznika. Jednak potem przypomniałam sobie o tym, że nie wiem jak ten ktoś wygląda. Nie znałam nawet jego imienia. Jedyną informacją, jaką posiadałam był fakt, że jest profesorem. Czy to oznaczało, że mam szukać starszego pana z siwą brodą?
Przekraczając granice tej wioski, od razu stwierdziłam, że trudno będzie znaleźć tu rozmowną osobę, ale czego się nie robi żeby przetrwać?
Zaczepiłam starszą panią przy jednym ze stoisk.
-Przepraszam bardzo.- Odezwałam się niepewnie. Kobieta spojrzała na mnie krytycznie. Zdecydowanie nie chciała ze mną rozmawiać. W końcu byłam tu obca.-Szukam pewnego mężczyzny. Nie wiem jak się nazywa, ale to bogaty profesor i nie do końca lubi towarzystwo. Może wie pani, gdzie znajdę taką osobę?
-Nie znam nikogo, kto by pasował do opisu.- Odparła oschle i odeszła zanim zdążyłam podziękować.
Westchnęłam po raz kolejny.
Nie mogłam się tak łatwo poddać, ale z drugiej strony reszta mieszkańców także nie wyglądała na chętnych do rozmowy.
Próbowałam rozmawiać z innymi ludźmi, którzy wyglądali na miłych. Na moje nieszczęście tylko tak wyglądali. W rzeczywistości nikt nawet nie kojarzył takiej osoby albo po prostu nie chcieli nic mówić, jeśli nic od nich nie kupiłam. Mogłam pomyśleć o zabraniu ze sobą gotówki. Na pewno udałoby mi się ich przekupić, a tak pozostawało mi tylko jedno wyjście.
Znalazłam stary pniak, który posłużył mi za siedzenie. Schowałam twarz w dłoniach myśląc, co dalej. Nie miałam całego dnia. Musiałam gdzieś się zatrzymać na noc. Pomimo tego spędziłam dobre dwadzieścia minut na bezczynnym siedzeniu i gapieniu się w mapę. Szkoda, że Christina, wbrew pozorom dała mi tak mało wskazówek.
Przez chwilę obserwowałam dzieci bawiące się nieopodal. Współczułam im życia w takich warunkach. Zauważyłam, że jedna z dziewczynek ciągle stoi na uboczu. Pomyślałam, że inne dzieciaki wykluczyły ją z zabawy, co od razu mnie wkurzyło.
Nie wiele myśląc, podeszłam do niej, bo nie mogłam patrzeć na jej smutną twarz. Zdecydowanie chciałam jej jakoś pomóc.
Podeszłam ostrożnie, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Cały czas gmerała patykiem w błocie.
-Cześć.- Zagadnęłam ją. Nie zbyt znałam się na dziecięcych problemach, ale czułam, że łatwiej będzie mi dogadać się z nią niż z dorosłymi.- Czemu stoisz tu tak sama? Te dzieciaki ci dokuczają?- Dziewczynka nie była zbyt rozmowna. Zdążyłam uchwycić jak nieznacznie kiwa głową potwierdzając moje przypuszczenia.- Te dzieciaki są naprawdę niewychowane. Chcesz, żebym sobie z nimi porozmawiała?- Kolejny raz kiwnięcie głową.- Powiem im, jak się traktuje dziewczyny.
Jeśli mogłam jej pomóc, właśnie miałam zamiar to zrobić.
Wkroczyłam w sam środek roześmianej grupki. Od razu zamilkli i popatrzyli na mnie krzywo.
Przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Doszły mnie słuchy, że wykluczyliście tę dziewczynkę z waszej zabawy. Powinniście wiedzieć, że to nie fair. Wsze mamy na pewno nie byłyby z tego faktu zadowolone.
-Ona jest głucha. Jak mamy się z nią bawić?- Spojrzałam na chłopca, który zapewne przewodził tą całą grupką.
-Tm bardziej powinniście pokazać jej, że jesteście dobrymi kolegami. Ona wcale nie różni się od was, wręcz jest wyjątkowa na swój sposób. Dlatego nawet nie próbujcie jej dokuczać, jasne!- Usłyszałam ciche pomruki zapewnienia, że od teraz będzie w porządku. Rozpędziłam to towarzystwo.
Wróciłam do dziewczynki, która była już w lepszym humorze.
-Powinno być już w porządku. Nie będą ci więcej dokuczać.
Poczułam się nieco lepiej z faktem, że jednak moja obecność tutaj przyniosła jakieś rezultaty. Teraz musiałam ją zostawić i wyruszyć na poszukiwania. Kierując się swoim instynktem.
Westchnęłam, poprawiając plecak.
Ponownie zaczęłam wpatrywać się w prowizoryczną mapkę. Naprawdę starałam się dostrzec na niej cokolwiek nowego, jednak to bez sensu. Wychodzi na to, że utknęłam już na samym początku podróży. Christina na pewno nie poddałaby się, ale jej tu nie ma, bo nie żyje. Jeśli miałam umrzeć to nie w takim miejscu.
Spojrzałam w niebo. Zapowiadało się na deszcz.
-Po prostu pięknie.- Mruknęłam.
Po chwili poczułam jak coś ciągnie mnie za nogawkę. Zerknęłam w dół i zobaczyłam znajomą twarz. Mała dziewczynka wskazała palcem na pobliską dróżkę.
-Wiesz, kogo szukam?- Pojawiła się we mnie jakaś nadzieja na powodzenie, a kiedy potaknęła twierdząco, westchnęłam, ale tym razem z ulgą.
Nim zdążyłam zapytać, czy ta droga zaprowadzi mnie do niego, dziewczynka złapała moją dłoń i pociągnęła mnie za sobą.
Nie opierałam się, bo i tak nie miałam innego wyjścia. Liczyłam, że dobrze się zrozumiałyśmy, pomimo tego, że głównie to ja musiałam mówić. Prawdopodobnie wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Starałam się zapamiętać drogę, by później się nie zgubić.
Po jakiś piętnastu minutach przed moimi oczami pojawiła się ogromna budowla. Coś na kształt zamku, lecz nie do końca. Przed domem sterczał martwy krzew. Chyba miał zrażać innych do odwiedzin. Na szczęście, po tym, co przeszłam głupi krzak nie stanowił problemu.
Podziękowałam uroczej dziewczynce, po czym pobiegła w drogę powrotną. W końcu miałam przed sobą konkretny cel. Kolejny krok będzie ważnym krokiem. Obawiałam się, że nie zdołam przekonać nikogo, by chciał ze mną podróżować. Dlatego zwlekałam z zastukaniem w mosiężne drzwi. Deszcz w końcu zaczął padać, a ja stałam na ganku, wahając się. Musiałam wrócić wspomnieniami do Inny i mamy, by przekonać się, że warto spróbować.
Chwyciłam zimną kołatkę w dłonie i mocno zastukałam. Właściwie zrobiłam to kilka razy, tak dla pewności. Modliłam się o to, żeby ktoś wreszcie otworzył. Pomyślałam, że brak dzwonka to pierwszy błąd mieszkańców tej posiadłości. Co jeśli nikt nie usłyszy mnie aż do rana?
Stałam niecierpliwiąc się, aż wreszcie drzwi drgnęły i otworzyły się. Przede mną pojawił się całkiem młody facet z poważną miną. Pewnie wyglądałam na bardziej zaskoczoną niż on sam, ale naprawdę nie spodziewałam się zobaczyć tu kogoś w tym wieku.
-W czym mogę pomóc?- Usłyszałam szorstki głos i wróciłam do rzeczywistości.
-Witam. Nazywam się Jennie. Szukam profesora, podobno tutaj mieszka. Chciałabym z nim porozmawiać. To bardzo ważne.- Starałam się brzmieć naprawdę poważnie, ale nie wyglądało, jakbym zdołała go przekonać.
-Nie przyjmujemy gości.- Odparł i zabrał się za zamykanie drzwi.
Byłam na tyle zdesperowana, by przytrzymać je rękoma, czym oczywiście sfrustrowałam nieznajomego. Zignorowałam to niemiłe spojrzenie i kontynuowałam.- Ja naprawdę muszę się z nim spotkać. Wiem, że nie przyjmujecie gości, ale mnie musicie przyjąć.- To nie zabrzmiało przekonująco, jednak nie mogłam tracić czasu na niepotrzebne kłótnie. W ostateczności myślałam, aby wedrzeć się siłą.
-Nie. Przyjmujemy. Gości.- Jego głos był okropny. Wzdrygnęłam się, ale puściłam te cholerne drzwi.
-Dobra! Czy ja wyglądam, jakbym była tylko gościem?- Moja cierpliwość też miała granice i to zazwyczaj bardzo cienkie. Nie wyobrażałam sobie bym tłumaczyła swoją sytuację stojąc na progu, jak żebrak.
Nie zamierzałam spuszczać wzroku z tego zarozumialca.
-Chcę usłyszeć odmowę od tego profesora, inaczej się stąd nie ruszę.- Oznajmiłam twardo. Naprawdę zamierzałam tak postąpić i tak nie mam dokąd pójść.
-Co za…
-Skąd jesteś?- Nagle znikąd pojawił się kolejny mężczyzna. Zdecydowanie starszy od tego niemiłego faceta. Chociaż, z pewnością, niewiele.
-Z Nowego Yorku.
-Wpuść ją.
Od razu zorientowałam się, że to musi być on. Wcale nie staruszek, a mężczyzna, który dopiero zaczyna swoje życie.  Z pewnością to on rządził całym majątkiem. Wystarczyło jedno jego słowo, bym została wpuszczona do środka bez zbędnych pytań. 
 Pomimo budynku stworzonego z cegieł, w środku było niesamowicie ciepło. Mimo że wnętrze zostało urządzone staromodnie, to jednak miało swój urok i nie mogłam oderwać od tego oczu. Gdyby nie fakt, że nie stałam tu sama, na pewno poświęciłabym trochę czasu na zwiedzanie. Ale czekało mnie jeszcze wyjaśnienie powodu mojego przybycia tutaj.
-Wybacz mojemu przyjacielowi. Zazwyczaj nie przyjmujemy gości, więc zrozum.- Profesor udzielił mi wyjaśnień, podczas kiedy szliśmy przez korytarz. Miałam nadzieję, że zmierzamy do jakiegoś pokój, w którym będę mogła doprowadzić się do ładu.
-W porządku.- Nie potrzebowałam przeprosin, a chwili na przedstawienie historii. Przeczuwałam, że zaraz po tym, jak skorzystam z łazienki, wyrzucą mnie z powrotem na deszcz i nie będę miała tej możliwości.  Sam tajemniczy profesor wydawał się być miłą osobą, skoro wpuścił mnie po tym jak zadał mi tylko jedno pytanie.
-Chcę pani najpierw się odświeżyć, czy porozmawiać?- Nagle zapytał, zatrzymując się przy drzwiach.
-Wolę rozmawiać.- Zdecydowanie najpierw interesy, potem przyjemności.
-W takim razie, proszę.- Jak dżentelmen otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
Z przyzwyczajenia zaczęłam dyskretnie rozglądać się po wnętrzu. Zakładałam, że znajdujemy się w jego biurze lub czymś, co miało je przypominać. Patrząc na ścianę wypełnioną rysunkami, wycinkami ze starych gazet i kolorowymi kartkami upewniłam się, że dobrze trafiłam.
-Proszę usiąść.- Zajęłam miejsce przy stoliku.- Nazywam się Choi Seunghyun, a kolega, którego spotkałaś wcześniej to Soo Hyuk. Ale do rzeczy. Przyjechałaś aż z Nowego Yorku, to musi być coś ważnego.
-To niezmiernie ważne.- Zaznaczyłam, choć nie wiem, czy udało mi się zainteresować go. Podczas kiedy ja wyglądałam na poważną, on wyglądał jakby życie go nudziło i moja obecność również. Zignorowałam to, tak jak zrobiłam w wiosce. Po prostu musiałam postarać się bardziej.- Właściwie to przyjechałam tu, by prosić o pomoc. Jest coś, pewna rzecz, a raczej przedmiot, którego poszukuję. Z pewnych notatek wiem, że tylko pan może mi pomóc. W końcu zna się pan na starożytnych przedmiotach.
-Czego dokładnie pani poszukuje?- Spojrzał na mnie obojętnie.
Z plecaka wyciągnęłam odpowiednie zdjęcie i podsunęłam je w jego stronę. Seunghyun wziął je w ręce i doprawdy długo się w nie wpatrywał. Widziałam tylko, jak jego oczy przesuwają się z jednej krawędzi na drugą.
Gdy już miałam zapytać, czy jest w stanie mi pomóc, wreszcie się odezwał:
-Jakie źródło podało pani te informację?
-Ufam tej osobie, więc zapewniam, że moje informację są sprawdzone.- Mógł mi nie wierzyć, tak jak ja jemu. Przynajmniej nie, póki się nie zgodzi.
-Dobrze.- Oddał mi zdjęcie i odchylił się na krześle, tak jakby już postanowił, co ze mną zrobić.-Skąd pewność, że fiolka naprawdę istnieje?
-Wie pan, co w niej jest?
-Oczywiście. Zawartość skutecznie odbiera życie, prawdopodobnie.
-To prawda. Czy przyjechałabym z Nowego Yorku aż tutaj gdybym nie była pewna?
-Każdy wierzy, w co chce.
Zmrużyłam oczy, bo jak na razie zmierzaliśmy donikąd.
-Kiedy pan podróżował za czymś, co nie istniało, to myślał pan podobnie jak ja i nie słuchał tego, o czym teraz mi pan mówi. Też wierzył pan czemu chciał i się opłaciło.- Tym razem chyba udało mi się go zainteresować.
Seunghyun wstał z krzesła i podszedł do biurka. Wcale się nie spiesząc, wyciągnął jakiś zwitek kartek i położył przede mną.
-Szukałem tego, tak jak inni. W końcu odkrycie tego byłoby wielkim wyczynem. Rzecz w tym, że to nie istnieje, przekonałem się o tym. Ale skoro pani nic nie przekona do odwrotu, to jest jedyne, co mogę dać.
-Może nie miał pan tego, co mam ja. Dlaczego przedtem łatwiej było uwierzyć, że coś istnieje niż teraz? Wiem, że to niebezpieczne, a jeśli chodzi o pieniądze, to posiadam je. Niech pan poda cenę.
-Ten zamek należy do mnie. Naprawdę nie potrzebuję pieniędzy. To są wszystkie informacje, jakie zebrałem. Tylko tyle daję i nic więcej. Radzę także wrócić do Nowego Yorku i spróbować żyć normalnie.
-Myślałam, że jest pan bardziej odważny. Jak widać to, co przeczytałam całkiem odbiega od rzeczywistości.- Również wstałam, ale nie po to by już wyjść.
-Ten, kto to pisał, najwyraźniej w ogóle mnie nie znał. Proszę nie wierzyć we wszystko, co na mój temat piszą. A skoro skończyliśmy już o tym rozmawiać, teraz pokaże pani pokój.
Prychnęłam na tyle głośno, by mnie usłyszał, ale jedynym, co ja usłyszałam, były otwierane drzwi. Seung już wyszedł oczekując, że ja zrobię to samo.
Chwyciłam te cholerne papiery i wepchnęłam do plecaka.
Szybkim krokiem dogoniłam Seunghyuna na korytarzu.
-Nie wyruszyłabym w te podróż, gdyby nie to, że moja rodzina jest w niebezpieczeństwie. Naprawdę liczyłam na pana pomoc. Kiedy tam wrócę to jestem pewna, że szybko zginiemy.- Wytłumaczyłam w pośpiechu, ciągle za nim idąc.
Myślałam, że skoro Christina go wybrała, była choć trochę pewna, że mi pomoże. Teraz czuję, że to jednak mój obowiązek, żeby go przekonać. Z drugiej strony, co jeszcze miałabym mu powiedzieć?
Westchnęłam przeciągle.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przy kolejnych drzwiach. Nagle pojawił się Soo Hyuk ze swoją niewyraźną miną albo może po prostu już tak miał. Potrzebowałam szybkiego planu, bo inaczej zaprzepaszczę szansę i naprawdę jutro wyląduję na dworze z biletem powrotnym.
-Przygotuj kolację. Może jakieś mięso?- Pytanie padło do mnie i nie mogłam uwierzyć, że właśnie mi je zadano. Nie dam tak łatwo zapomnieć o mojej sprawie.
-Panowie, jesteście niepoważni!- Prawie, że krzyknęłam, a to wszystko z frustracji. W życiu nie spotkałam tak aroganckich ludzi.
-A pani nie mądra, jeżeli myśli, że śmiercionośny napój istnieje!- Seung również podniósł na mnie głos.  Chyba uważał, że jestem mu wdzięczna za schronienie.
-Taka jest prawda.- Dalej obstawałam przy swoim. Byłam tu, bo musiałam uwierzyć i teraz nic tego nie zmieni. Nikt nie wepchnie mnie do tego pokoju, a już na pewno nie zamknie mi ust.
-Nakrywać dla dwóch, czy trzech osób?- Wtrącił się Soo Hyuk, który do tej pory tylko się nam przyglądał.
-Dla dwóch. Pani jednak wychodzi.- Seung odparł surowo, wciąż patrząc mi w oczy. Widziałam jego zdenerwowanie i szczerze miałam to gdzieś.
Chciałam go jakoś przekonać, przy tym nie zdradzając najważniejszego faktu. A jednak to nie zadziałało.
Zeszłam po schodach, nieuchronnie zbliżając się do wyjścia, a jednocześnie zastanawiając się, czy aby na pewno nie zdołam inaczej wzbudzić u Seunghyuna chęci do pomocy.
Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi.
-Christina miała nadzieję, że mi pomożesz. To ona dała mi wskazówki jak cię znaleźć.
Udało mi się sprawić, że zarówno Seung jak i Soo Hyuk odwrócili się w moją stronę, nie dowierzając mym słowom.
Zrozumiałam, że trafiłam w czuły punkt. Teraz to ja miałam przewagę nad nimi, zwłaszcza nad Seunghyunem. Nagle przestał być wściekły, a niesamowicie zbladł na samą wzmiankę o Christinie. Nie wątpiłam, co do tego, że ta dwójka dobrze się znała.
-Udowodnij.- Zażądał Soo Hyuk, ponieważ Seung wciąż był w wielkim szoku. A może po prostu mi nie uwierzył.
-Udowodnię, ale najpierw z powrotem pójdziemy na górę.- Zażądałam.
-Nie ty ustalasz zasady.- Soo Hyuk próbował przeciągnąć szalę na swoją stronę, ale Seunghyun mu przerwał.
-Niech będzie.

Zawróciliśmy zgodnie z moim planem. Z pewnością teraz wezmą pod uwagę moje znajomości, a ja zataję fakt, że tak naprawdę nigdy nie poznałam Christiny.
Ta dwójka zdawała się być bardzo zainteresowana tym, co mogłam im zdradzić. Nie wiedziałam też nic o ich relacjach, jedynie mogę spekulowałam. Jednak liczyłam, że już niedługo wszystkiego się dowiem.
Gdy już znajdowaliśmy się w pokoju, nikt nie usiadł. Seung wpatrywał się we mnie, a jego przyjaciel stał tuż obok niego.
-Mów, czego tak naprawdę chcesz.- Pierwszy odezwał się Seung.
-Jak mówiłam wcześniej, twojej pomocy. Myślałam, że nie będę musiała tego wywlekać, ale skoro aż tak bardzo nie chcesz ruszać się z tej fortecy, to..
-Dlaczego wysłała akurat ciebie?
-Bo uznała, że może mi zaufać.
-To niedorzeczne.- Wtrącił się Soo Hyuk. Miałam wrażenie, że jego nie zdoła nic przekonać, nawet sama prawda.
-Też tak myślałam, a przecież teraz jestem tutaj.- I czułam, że sytuacja wisi na włosku, jeśli zaraz czegoś nie wymyślę.
-Co z Christiną?
-Nie żyje.
Ta wiadomość zdecydowanie była potrzebna, by nimi potrząsnąć. Tu chodziło o ludzkie życie, życie moich bliskich. Christina nie zdążyła się obronić, bo najpierw pomyślała o swojej rodzinie, tak jak ja teraz.- Nie mogła przyjechać osobiście, dlatego jestem tu za nią. Ponieważ teraz mnie i moim bliskim grozi niebezpieczeństwo z powodu tej fiolki. Christinie zależało,by to znaleźć i liczyła, że mi pomożecie. Taka była jej wola.
Kiedy skończyłam mówić, miałam wrażenie, że mi się udało. Seunghyun nie wyglądał już, jakby moja obecność go drażniła, a jego przyjaciel tym razem spoglądał na niego. Musiał wiedzieć, że to dla Seunga ważne. 
Odchrząknęłam.
-To nie czas, by teraz decydować.- Odpowiedział Soo Hyuk. 
Myślałam podobnie. Miałam dość jak na jeden dzień.
-W porządku. Jutro muszę wiedzieć, co zdecydowaliście. Tymczasem sama trafię do pokoju.
Skierowałam się w stronę swojego. Odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzasnęłam drzwi i wreszcie usiadłam na łóżku. Byłam zbyt zmęczona, żeby móc rozejrzeć się po wnętrzu. Wprawdzie nie interesowało mnie jak wiele lat mają te meble. Odnalazłam drzwi do łazienki i zamknęłam się w niej na dobre dwie godziny.




1 komentarz:

  1. No i jest Choi Seunghyun! W dodatku jest profesorem! Mam nadzieję, że on mimo wszystko zdecyduje się pomóc Jennie:) No i byłby dym jakby się kiedyś skapnął, że ona trochę nakłamała z tą Christiną^^ Akcja się coraz ciekawiej i ciekawiej rozwija i wyczekuję przygód Jennie i Seung'a w duecie:) Choć obawiam się, że współpraca z nim to mieszanka wybuchowa :D

    OdpowiedzUsuń