Zgłaszam się do was z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie jesteście zbyt źli na mnie za to czekanie. Internety się buntują kiedy jestem na wsi i nie mam zasięgu.
Kiedy zadzwonił telefon tak naprawdę
nie miałam zamiaru go odbierać. Odkąd dostałam zaproszenie na
obiad unikałam telefonu w obawie, że to będzie Monick. Niestety
zadzwoniła, a ja jakoś nie miałam serca nie odebrać. Więc to
zrobiłam. I takim oto sposobem miałam usiąść z nimi przy jednym
stoliku. Co prawda to nie miał być obiad, ale lunch. Jednak dla
mnie to nie miało żadnego znaczenia. Tak czy siak będę zmuszona
udawać zadowoloną.
Zerknęłam na zegarek. Za piętnaście
minut zaczyna się przerwa. Muszę zdążyć się przebrać. Kiedy
zakładałam na siebie letnią sukienkę, a potem spojrzałam w małe
lusterko stwierdziłam, że gorzej być nie może. Mój strój mówi
sam za siebie. W końcu przecież ten ciuch nie kosztował majątek.
Przy nich będę wyglądała jak biedaczka, którą jestem.
Przeklęte duchy!
Zatrzasnęłam szafkę i wyszłam.
Jeszcze chwila patrzenia na różnice, a wcale bym nie wyszła. Zanim
wyłoniłam się zza rogu musiałam się rozejrzeć. Jeszcze dwie
godziny temu nie pomyślałabym żeby sprawdzać sobie drogę, ale po
tej krótkiej rozmowie jaką odbyłam z Taehyung' em w jego małym
gabinecie byłam zmuszona to zrobić. Kto by pomyślał, że będę
musiała odliczać czas by on mógł wyjść szybciej, a ja później.
( 2 godziny temu )
Zostałam wezwana do jego biura.
Myślałam, że będzie bardziej luksusowe. Na pewno nie myślałam,
że będzie takie małe. No cóż jego też musiał pokarać los.
Szkoda, że to tylko taki nieistotny szczegół.
Przyszłam tu z myślą, że będzie
już na mnie czekał, ale wyszło, że to ja czekam na niego. Czyżby
to była kolejna próba pokazania, że to on jest ważniejszy? Tak
jakbym w ogóle o tym nie wiedziała. Ten cholerny fartuszek mi o tym
przypomina. Zanim drzwi się otworzył zdążyłam zauważyć wspólne
zdjęcie. Jego i Monic. Dlaczego się nie uśmiecha?
Poczekałam aż zajmie swoje miejsce za
biurkiem.
-Dzisiaj jemy razem lunch. Pamiętasz?
-Oczywiście.- Mogłam się domyślić
o co chodzi.
-O której masz zamiar wyjść?
-Kiedy zacznie się przerwa na lunch.-
Odpowiedziałam niepewnie. Przez ton jego głosu mam wrażenie, że
się pomyliłam.
-Wychodzę o 10: 15. Ty wyjdziesz o 10:
25.- Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Od kiedy się tak
zaprzyjaźniliśmy, że on ustala takie rzeczy?
-Skąd możesz wiedzieć o której tak
naprawdę chciałam wyjść?
-Nie wiedziałem. Dlatego ci to mówię.-
Ten to ma tupet.
-Dlaczego miałabym postąpić tak jak
ty chcesz? Podobno przerwa jest dla wszystkich o tej samej porze i z
tego co wiem zaczyna się od 10 do 11. Nie chcę się spóźnić.-
Wytłumaczyłam mu wszystko spokojnie, ale on się nagle nastroszył.
Co znów powiedziałam nie tak.
-Chcesz powiedzieć, że nie masz
zamiaru posłuchać się swojego szefa?
-Tego nie powiedziałam.- Po co w ogóle
otwierałam gębę. Może jakbym się sprężyła to bym zdążyła?
Teraz na pewno mnie zwolni. Za moją nie wyparzoną gębę. Brawo ja!
-Ale to zasugerowałaś.
-Nie sądzę.
-Ja sądzę. Z resztą naprawdę
myślisz, że moglibyśmy wyjść z budynku razem?- Ach, więc o to
chodziło. Dlaczego ma wrażenie, że to zabolało? Mój szef jest
tylko odrobinę starszy ode mnie, a już zdążył nauczyć się jak
kogoś upokorzyć. Raz jest zabawny, a raz jest stu procentowym
dupkiem. A najgorsze, że tacy to prawie, że zawsze mają rację.
Ale ja to przełknę.
-Dobrze więc zróbmy tak.- Zgodziłam
się bo co innego mi zostało?- Teraz sobie pójdę.- Zatrzasnęłam
za sobą drzwi i pognałam do swoich obowiązków. To dziwne, ale
czuję się jakbym wychodząc z jego biura czołgała się do drzwi.
Mam nadzieję, że czuję się z tym okropnie. Tak jak ja teraz.
( Teraźniejszość )
Ponownie zerknęłam na zegarek.
Nadszedł mój czas. Ruszyłam do wyjścia by złapać szybko jakąś
taksówkę.
-Do restauracji Sanchon proszę.- To
wegetariańska restauracja i mam nadzieję, że zwykła sałatka nie
będzie kosztować za wiele. Mam ograniczony budżet. A moja pierwsza
wypłata dopiero za dwa tygodnie.
Pogrzebałam w mojej torebce czy aby na
pewno wszystko mam i wysiadła płacąc za dojazd. Jeszcze tylko
poprawiłam swą marną sukienkę i byłam gotowa do wejścia. Jednak
moją uwagę przykuł czarny bentley zaparkowany blisko krawężnika.
Dokładnie taki sam jaki widuję przed budynkiem gdy idę do pracy i
wracam do domu. A to oznacza tylko jedno. Są już w środku.
Pchnęłam drzwi i weszłam do środka.
Od razu zaczęłam rozglądać się za znajomą twarzą. Monic
machała do mnie z drugiego końca pomieszczenia więc szybko się
tam znalazłam.
-Cieszę się, że przyszłaś.
-Ja też się cieszę.- W głowie już
kopie sobie wielki dół.
-Tae zaraz przyjdzie. Musiał wybrać
pieniądze z banku. Wiesz jak to mężczyźni zawsze o czymś
zapomną.
-No pewnie.- Zaśmiałam się nerwowo.
Szczerze nie mam bladego pojęcia jak to z mężczyznami jest.
-Ale to nawet lepiej. Będziemy mogły
sobie porozmawiać. Jest tyle rzeczy o które chcę cię zapytać.
-Więc pytaj.- Zaczynam myśleć, że
jednak wolę żeby on tu był.
-Ostatnio nie zdążyłam się spytać
o to czym się zajmujesz.- No i padło to pytanie. Zaraz sobie stąd
wyjdę i tyle mnie widzieli. Jednak muszę przyznać, że Monick ma
twardy wzrok jeśli czegoś chcę się bardzo dowiedzieć. Bo
zakładam, że chcę się tego dowiedzieć. Inaczej by tak na mnie
nie patrzyła. No cóż zawsze mogę użyć wymijającej odpowiedzi.
-Można powiedzieć, że opanowałam
sztukę sprzątania do perfekcji.- Perfekcyjna pani domu to właśnie
ja. Chociaż powinnam to zamienić na perfekcyjną panią kłamstwa.
Mam nadzieję, że sama się domyśli co to tak naprawdę oznacza. Bo
mówienie o tym wprost na pewno będzie dla mnie żenujące.
-Och, teraz rozumiem.
-Poważnie?
-No pewnie, że tak. Mówię ci to
naprawdę nic strasznego.
-Nie przeszkadza ci to czym się
zajmuję?- Nadal nie jestem przekonana co do tego czy się dobrze
rozumiemy.
-Oczywiście, że nie.- Machnęła na
to ręką. Nieco się zdziwiłam, ale skoro powiedziała, że jej to
nie przeszkadza to czuję się z tym lepiej.
-A czym ty się zajmujesz?- Chciałabym
wiedzieć jak bardzo odstaję od norm.
-W sumie to jeszcze niczym. Póki żyje
mój ojciec to on ma całą sieć hoteli.- Upiła łyk wody. Akurat w
tym samym czasie na horyzoncie pojawił się antychryst. Jak zwykle w
garniturze. Nienagannie wyglądający, włosy ułożone jakby nigdy
nie wychodził od fryzjera. No po prostu człowiek ma czasami dość
tej jego perfekcji. Denerwująca osoba, ale i tak postarałam się o
uśmiech.
-Zamówiłyście coś?
-Już to zrobiłam. Zaraz powinni
podać.- No ładnie. A myślałam, że jednak będę znała cenę.
Robi się coraz ciekawiej.
-Przepraszam, że tak długo. Była
kolejka.
-Nie szkodzi i tak sobie rozmawiałyśmy.
Czy wiesz, że Sora ma własną firmę sprzątającą.-
Wytrzeszczyłam oczy. Poważnie? Wcale nie o tym mówiłam.
-Na prawdę?- Spojrzał na mnie
zaciekawiony. Teraz wszyłam przed nim na kłamczucha. A przecież
powiedziałam prawdę. Tylko ona ją znacznie zmieniła co
najwidoczniej go bawi. Z chęcią starłabym mu ten uśmieszek
twarzy.
-Czemu się tak dziwisz. Przecież
razem pracujecie. Czy coś pomyliłam?- Chciałam się wtrącić, ale
kelner właśnie postawił nam nasze dania i temat się urwał. Chyba
potrzebuję większego dołu bo pogrążam się coraz bardziej.
Zaczęłam grzebać widelcem w sałacie
zastanawiając się co było by dla mnie korzystniejsze. Ucieczka pod
jakimś pretekstem czy sprostowanie tego co tu zaszło.
-Monick.- Jednak wybrałam tę drugą
opcję. Nawet gdybym miała się zbłaźnić ku uciesze tego idioty
to wydaję się być lepsze niż kłamstwo. W końcu ona jest dla
mnie za miła.
-Tak?
-Muszę ci powiedzieć, że...-
Przerwałam w połowie zdania. Pojawiła się. Dlaczego akurat teraz.
Co jest z tą dziewczyną. Pojawia się w najmniej odpowiednim
momencie. Przez to, że się tak gapi czuje się nie przyjemnie. O co
może chodzić tym razem.
-Ei, chyba chciałaś coś powiedzieć.
-Ano tak. To... - Spojrzałam na Tae,
który przyglądał mi się z miną , która mogłaby zabić. Ale to
nie była ta rzecz, która zwróciła moja uwagę po raz drugi.
Kelner zmierzał w naszą stronę z kawą w ręku. Niby nic dziwnego,
ale jego wzrok jednak mówił mi co innego. Rozglądnęłam się w
poszukiwaniu ducha tej dziewczyny. A znalazłam ją w ciele kelnera.
I co z tego i tak było już za późno. Połowy kawy wylądowała na
Monick i zrobiło się zamieszanie. Oboje zerwaliśmy się z krzeseł
by jakoś pomóc. Sięgnęłam po chusteczki i starałam się jakoś
uratować jej strój.
-O boże co za niezdarność!-
Krzyknęła na zdezorientowanego kelnera. Biedaczek nawet nie wie co
nieświadomie zrobił.
-Nie jest tak źle. Jeśli szybko
oddasz to do pralni powinnaś ją uratować.
-Na szczęście kawa nie była gorąca.-
Wtrącił się Tae. Wyglądał jakby ta cała scena tylko jeszcze
bardziej go zdenerwowała. Bo on akurat ma się czym przejmować.
Nawet jedna kropelka na niego nie poleciała.
-Chyba to koniec naszego wspólnego
lunch' u.- Jednak na tę wiadomość się nawet ucieszyłam.
-Och, na rozumiem.
-Taehyung możesz zapłacić. Musisz
mnie jeszcze odwieźć do domu.- No tak. Trzeba było jeszcze
zapłacić. Teraz popłynę. Już miałam portfel w ręku.
-O nie. Nie musisz płacić. Przecież
to ja cię zaprosiłam. Tae zapłaci.
-Ale..
-Żadne ale.- Nie chciałam się z nią
kłócić. Zwłaszcza, że i tak już wylano na nią kawę. Po co
pogarszać sytuację. Pozwoliłam by to on zapłacił. Choć muszę
przyznać, że wcale tego nie chciałam. Zwłaszcza, że to on
płacił. Pożegnałam się z nimi przed restauracją. Monick
obiecała, że zadzwoni. Szczerze wcale nie czekałam na to z
utęsknieniem.
Kiedy samochód zniknął za rogiem
wróciłam z powrotem do środka. Stała tam. Chyba wiedziała, że
wrócę. Skierowałam się do toalety by tam z nią porozmawiać.
Poczekałam aż wszyscy wyjdą i zamknęłam się od środka.
-Co ty tu znowu robisz? Dlaczego za mną
chodzisz. Czy nie mówiłam, że nie mogę ci pomóc?
-Właśnie, że możesz mi pomóc. I
tak naprawdę chodzę za nim.
-Okej,
to mogę jakoś zrozumieć, ale po co wylałaś na nią kawę.
-Nie
lubię jej.
-Ale on ją kocha.
Jest jego dziewczyną. Na prawdę nie wiem co masz do tego.
-Musisz mu
pomóc.- To już słyszałam.
-Niby dlaczego.
Wygląda jakby wcale nie potrzebował pomocy. Już na pewno nie
mojej. I nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Wchodzenie w czyjeś
ciało nie jest wcale zabawne. Nie powinnaś tego robić.- I w sumie
ja też nie powinnam pouczać kogoś kto już nie żyje. W ogóle
dlaczego wdaję się z nią w dyskusję?
-On tylko udaje.
Nie kocha jej.
-Skąd
możesz to wiedzieć. Kim dla niego byłaś?- A może powinnam
powiedzieć ,,jesteś''?
-Nie mogę ci tego powiedzieć.
Usłyszysz to od niego.-
Westchnęłam. Ile jeszcze zagadek. Nie prosiłam się o ani jedną.
Nie podoba mi się to wszystko.
-To i tak
wszystkiego nie tłumaczy. To nic nie tłumaczy.
-Wszystko
da się zrozumieć z czasem. Z resztą tak naprawdę nie chciałaś
tam z nimi siedzieć. Czułam to.
-Dobrze.-
Chcę mieć to już za sobą.- Chcę tylko powiedzieć, że nie będę
nikomu pomagać. Moje życie i tak już jest dość popaprane. Mam
zamiar tylko pracować.
-Nie
musisz robić nic szczególnego. Wystarczy, że będziesz robić to
co robiłaś do tej pory.- Klamka
zaczęła się poruszać. Otworzyłam szybko drzwi, ale po drugiej
stronie nie było nikogo. Gdy odwróciłam się jej już nie było.
Mogłam się tego spodziewać. No trudno.
Opłukałam twarz i
wyszłam. Zaraz skończy się przerwa.
# #
#
( 19: 25- W biurze
Kim Taehyung' a )
Telefon rozdzwonił
się gdy byłem w połowie wypełniania ważnego dokumentu. To Jimin.
-Słucham?
-Jest ważna
sprawa.
-Jak zwykle kiedy
dzwonisz.
-Nie bądź taki.
Chciałbym wiedzieć czy zamierzasz zjawić się w domu o przyzwoitej
godzinie.
-Nie musicie na
mnie czekać. Pojadę do swojego domu.
-Ok. Rozłączam
się.- Rzuciłem telefon na biurko. Inni sobie balują, a ja muszę
harować. Tyle lat przyjaźni i nawet nie usłyszysz słowa ,, jak
się czujesz'' nic z tych rzeczy. Dziś jednak nie będę tyle
siedział. Czas się zbierać
Wyszedłem biura.
Budynek ciągle był oświetlony. Poszedłem prosto na parking.
Wszystko wydawałoby się być dobrze póki nie zobaczyłem jej.
Dziewczyna, która zdążyła namieszać w moim życiu zaledwie w
jeden tydzień. Dokładnie teraz mówi sama do siebie. Ona naprawdę
jest dziwna. Powinienem ją po prostu zignorować. W końcu nie
wygląda jakby miało jej się coś stać. Jednak jestem ciekaw z kim
tak rozmawia.
(Narracja Sor' y-
19:45)
-Miałam ciężki
dzień. Proszę daj mi spokój.- Jestem pewna, że zaraz się
rozpłaczę. Jeden dzień spokoju. Tylko jeden.
-Co ty tu robisz?-
Usłyszałam czyjś głos przy uchu i od razu się odwróciłam, a
duch zniknął.
-O boże!
Przestraszyłeś mnie!
-Zanim tu
przyszedłem wyglądałaś jakbyś już była przestraszona.
-W-wcale nie.-
Zdecydowanie powinnam przy nim panować nad głosem. Odchrząknęłam.-
Ja tylko oddycham sobie świeżym powietrzem.- I szczerze pragnę
żebyś sobie poszedł. Przy nim jakoś ciężej mi się oddycha.
-Jest już dość
późno.
-Lubię patrzeć w
gwiazdy.- Powiedziałam szybko. O co mu chodzi? Czyżby chciał zadać
mi pytanie dotyczące tego kłamstwa w restauracji. Mogłabym się
wytłumaczyć, a jednak on nie podejmuję tego tematu więc myślę,
że nie muszę się mu spowiadać.
-Nie idziesz do
domu? W nocy jest niebezpiecznie. To Seul.
-Co sugerujesz?-
Zapytałam niepewnie.
-To, że jednak
podwiozę cię do domu.- Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Nie sądzę
żeby...
-Chodźmy.-
Cholera. Nie powinno tak być. Dałam się wcisnąć do tego drogiego
auta. Nie to żebym czuła się niezręcznie. Tylko myślę, że tak
nie powinno być. Ale przecież nie mogłam wyskoczyć z samochodu w
trakcie jazdy. Więc zaczęłam wpatrywać się w widoki za szybą.
Oczywiście myślami byłam przy dzisiejszym lunch' u. Czy mam już
zacząć myśleć jak wyplątać się z kolejnego? A może lepiej się
zastanowić jak odkręcić to wszystko. Westchnęłam.
-Czy zazwyczaj nie
kończysz wcześniej swojej pracy?
-Musiałam zastąpić
koleżankę.- Tak naprawdę dałam się wrobić.
-Nie powinnaś tego
robić.
-A to niby
dlaczego?
-To duża firma.
Każdy ma swoją pracę. Jeśli zaczniesz pomagać jednej osobie
wszyscy będą czegoś od ciebie chcieli.
-Nie uważam żeby
to było coś złego.
-Więc musisz być
naprawdę nie mądra.
-W cale nie jestem
głupia!- Oburzyłam się. W tym samochodzie teraz wszyscy są równi.
Jeśli chce mnie obrażać to ja nie będę mu dłużna.- Z resztą
ty też pracujesz do późna, a z pewnością przyjaciele nie proszą
cię o pomoc.
-Chcesz mi
powiedzieć, że niby nie mam przyjaciół którym mógłbym pomóc?
-Tego nie
powiedziałam.
-A ja nie
powiedziałem, że jesteś głupia.
-Uch, po prostu
jedź.- Mruknęłam wkurzona.- Musisz tu skręcić.- Wskazałam mu
najbliższy zjazd.
-Wiem to.- Warknął
i mocno skręcił tak, że musiałam się czegoś przytrzymać by nie
stracić równowagi. Doprawdy co za człowiek. Nie potrafi panować
nad swoimi emocjami. Wszystko przekręci tak by wyszło, że
powiedziałam coś złego. Anie powiedziałam! Skoro chce taki być
to dobrze, ale ja nie mam zamiaru się nawet odezwać. Bo przecież z
nim nigdy nic nie wiadomo.
Samochód stanął,
a ja wręcz z niego wyskoczyłam.
-Dzięki za
podwózkę. Teraz już sobie pójdę.- Skierowałam się w stronę
schodów. Z nadzieją, że nie będę musiała z nim dalej rozmawiać.
Jednak on wolał włóczyć się za mną aż pod same drzwi. Usiadłam
na ławce przed domem.
-Chcesz jeszcze o
coś zapytać?- Jeśli chodzi mu o słowo przeprosin to niech
zapomni.
-W sumie to tak.-
Usiadł koło mnie.
-Pewnie jesteś
ciekawy dlaczego twoja dziewczyna myśli, że jestem bogaczką.
-Tak, masz rację.
To jedna z wielu rzeczy, które chcę wiedzieć.
-Tak naprawdę to
powiedziałam jej prawdę, tylko ona źle ją zrozumiała.
-Okej.
-Okej?
-To mogę
zrozumieć. Monick taka jest. Możliwe, że coś przekręciła.
-Więc skoro mi
wierzysz to chyba już wszystko.- Wstałam i chwyciłam za klamkę.
-Skąd wiedziałaś
kiedy mam urodziny? Wtedy gdy spotkaliśmy się tamtego dnia.- Yyy i
co teraz?
-Kalendarz.
Sprawdziłam w kalendarzu.
-A. no tak.
-To, pa.-
Trzasnęłam drzwiami i od razu się o nie oparłam. Jeszcze o jedno
pytanie więcej i nie wiedziałabym co mam mu mówić. Muszę
bardziej uważać z tymi rozmowami.
( 22: 20- Sypialnia
Kim Taehyung' a)
To chore, a jednak
jakoś wytłumaczalne. Bo to na pewno da się wytłumaczyć. Tylko
jak. Skoro od pół godziny nie mogę wyrzucić z głowy zwykłej
sprzątaczki. Wcale nie powinno mnie obchodzić to jak bardzo jest
dziwna. I choćbym nie wiem jak wypierał się tych myśli. To już
jest fakt. Nie wiem czy już warto temu zaprzeczać. Sora. Stara się
mnie zdenerwować na każdym kroku. I nawet się jej to udaję. A z
drugiej strony ma tę swoją lepszą stronę. Dzisiejszy lunch jest
tego przykładem. Niewinna i urocza. I dlaczego mam wrażenie, że
jeszcze przekonam się, że na pewno coś stworzy?
Co by się stało
gdyby...
-Nie to nie ma
sensu.- Łyknąłem jeszcze jeden porządny łyk. Aż zapiekło mnie
w gardle. To tylko jedna normalna dziewczyna. To normalne, że na
chwilę zacząłem o niej myśleć. Tak naprawdę w mojej głowie
jest tylko Monick. Ona kocha mnie, a ja ją. To na pewno się nie
zmieni. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, a teraz będziemy
razem tworzyć dobry związek. Tak jak to było dotychczas. W końcu
z długoletnich przyjaźni wychodzą najlepsze związki. Jak na razie
to się sprawdza. I to właśnie o niej powinienem myśleć. Jutro
jemy obiad z moim ojcem i wszystko będzie szło po mojej myśli.
Żadna dziewczyna nie zamąci mi w głowie. Przynajmniej żadna
sprzątaczka.
Pragnę przypomnieć, że na blogu jest spis treści, gdyby ktoś o nim zapomniał lub nie wiedział to przypominam. No i liczę na komentarze <3
Jakiś romansik XD. Cudny rozdział jak zawsze. Będę czekać na next. Mam nadzieję że szybko się pojawi. Życzę weny. Hwaiting
OdpowiedzUsuńczekam kiedy on coś do niej poczuje :) No i ona do niego, choć widzę że już V wzbudza w niej silne emocje, także jest dobrze :D
OdpowiedzUsuńOczekuje na dalsze czesci :) opowiadanie jest bardzo ciekawe I czekam na dalszy rozwòj sytłacji
OdpowiedzUsuńJa jestem zła i to bardzo!! Ale wybaczam wszystko, ponieważ rozdział cudowny.Czytając całkowicie zapomniałam, że musiałam na niego tak długo czekać :) Bardzo fajna, ciekawa i przede wszystkim oryginalna fabuła! Bardzo podoba mi się to, w jaką stronę zmierza akcja. Cholernie jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy, więc czekam i jeszcze raz czekam!! Bo w ogóle to dość długo nie ma nowego rozdziału... :<
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę kurewsko wielkiej weny!!! :)
~Haruu