sobota, 1 sierpnia 2015

BTS- 5

Dziś mam dla was tylko jedną małą informację. Zanim zaczniecie czytać rozdział radzę zaglądnąć do bohaterów, ponieważ dodałam tam jedną postać.
No i postaram się sprężać szybciej. Zdecydowanie te wakacje mnie rozleniwiają. Ale dziękuję za komentarze. Jest coraz więcej wyświetleń więc będę wpadać tu jak tylko napiszę coś nowego.







Wczoraj wieczorem odbyłam długą rozmowę z Carl' em. Jego tłumaczenia kompletnie pomieszały mi w głowie i stwierdziłam, że postąpię według swojego planu. Obmyśliłam to całkiem logicznie. Uwzględniając wszystkie za i przeciw. Doszłam tylko do jednego wniosku. A mianowicie, że bycie dziwną i zwariowaną to moja jedyna karta jaką posiadam. Oczywiście zauważyłam, że lepiej dla mnie jeżeli już tak myśli. Wtedy oszczędziłabym sobie tego wszystkiego.
Pomyślałam również o Monick. Tutaj miałam większy problem bo dziewczyna od początku była dla mnie miła. Dlatego też zamierzam powiedzieć jej prawdę o moim nieszczęsnym zawodzie. I tym razem na pewno nie dam jej powodów by źle mnie zrozumiała. Więc zakładając swój fartuszek byłam w dość dobrym humorze. Jestem pewna, że żaden zmasakrowany duch mi go nie zepsuję.
Z uśmiechem na twarzy zaczęłam szorować mopem hol. Nawet kiedy przeszło przez niego z dziesięć osób i ciągle musiałam myć od nowa nie mrugnęłam na to okiem. Wiedziałam, że tak musi być. Nic nie mogłam na to poradzić.
Kiedy wynosiłam śmieci, na parking wjeżdżało znajome auto. Tylko na chwilę zatrzymałam na nim wzrok. I nasze oczy się spotkały. To były tylko sekundy, ale bardzo dziwne sekundy. A może tylko mi się zdawało. W końcu jakie to ma znaczenie?
Wróciłam do budynku i poszłam zrobić sobie kawę.
-Widziałaś go dzisiaj?- Zagadnęła mnie jedna ze sprzątaczek, z którą zamieniłam zaledwie trzy słowa od czasu kiedy zaczęłam tu pracować.
-Ale kogo?- Nie zbyt wiedziałam o co jej chodzi.
-No jak to. Przystojnego, młodego, dobrze ubranego syna prezesa, oczywiście.- Zaśmiała się jakbym to ja była tu walnięta z nas obojga.
-Aaa, mówisz o Taehyung' ie? Właśnie wjeżdżał na parking.
-Myślisz, że jeszcze zdążę go zobaczyć?- Zadała mi pytanie, na które nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zniknęła mi z oczu.
-Wow.- To już jest obsesja. Przecież on co najwyżej powie jej ,,dzień dobry'', a nawet tego może nie robić tylko kiwnie głową. A zresztą co mnie to interesuje. W moim przypadku jest podobnie.

(10:16- Biuro prezesa )

Spóźniłem się tylko jedną minutę. A mój własny ojciec wygląda jakby chciał mnie zabić. Chociaż on wygląda tak zawsze, gdy coś mu się nie podoba. Ciekawe co tym razem jest tym powodem.
-Usiądź synu.- Tak też zrobiłem.- Wiesz, że jemy dziś obiad z Monick.
-Pamiętam.
-Czy kupiłeś jej jakiś ładny prezent?
-Naszyjnik musi wystarczyć. Trudno jest znaleźć coś dobrego w jeden dzień.
-Masz rację. To musi starczyć.- Pokiwał głową w zamyśleniu.
-Coś się stało? Jakieś kłopoty?
-W sumie to nic takiego. Tylko jej matka także postanowiła się dołączyć.
-A więc w tym problem.
-To żaden problem póki jesteś związany z Monick, a ona cię uwielbia.
-Ale jej nie nosisz.
-Nie znoszę jej charakteru.
-Tak jak chyba wszyscy, którzy ją znają. Ale raczej nie po to mnie tu ściągnąłeś.
-A i owszem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że z tej okazji przenosimy obiad tu.
-Tu? Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że obiad zjemy w restauracji na górze.
-W tym budynku?
-No tak. Przecież ci to mówię. Co się z tobą dzieję?
-Zupełnie nic. Po prostu się nie wyspałem.- Przez sny o pewnej nieistotnej dziewczynie.

(12:05- Hol główny )

Stałam sobie koło recepcji wymieniając się informacjami z Haną. Chyba jedyną osobą, z którą warto tu porozmawiać.
-Podobno ma przyjść tu ta ropucha.
-Ropucha?
-No wiesz, pani Lee. Wielka szycha. A tak naprawdę to nic nie robi tylko siedzi na dupie albo wydaje kasę swojego męża.
-Kto jest jej mężem?- Pierwszy raz o niej słyszę.
-Właściciel Shin Corporation.
-Poważnie? Ten Shin?
-No oczywiście. Widziałam go tylko raz na żywo, ale mówię ci jest o wiele milszy niż ta jego kochanka.
-Więc ta cała pani Lee jest jego drugą żoną?
-Jaką drugą? Ona jest już trzecia. I zresztą chciałaby być jego żoną, ale kochanka pozostaje kochanką.
-Przyjdzie tu dzisiaj, tak?
-Yhm. Razem z jedyną córką pana Shin' a. Bidna dziewczyna musi użerać się z wstrętną macochą. Dobrze, że przynajmniej na ładnego chłopaka trafiła.
-Chciałabym ją zobaczyć żeby wiedzieć kogo mam unikać.- Po opisie sytuacji zdaję mi się, że będę musiała uważać by nie wejść jej w drogę.
-No pewnie. Jeśli chcesz mogę cię ukryć. Mam jeszcze trochę miejsca pod biurkiem.
-Myślę, że nie będzie mi to potrzebne.
-Jak tam sobie chcesz. O, patrz o wilku mowa. Limuzyna już jedzie. Gdybym mogła sama schowałabym się pod biurkiem.- Zaczęłam wypatrywać kto pierwszy wysiądzie ze środka. Chciałam już wiedzieć jak wygląda ta straszna ropucha, której nie znosi Hana. Oczekiwałam starej, pomarszczonej zrzędy z mnóstwem biżuterii na nadgarstkach. Jednak całkowicie się pomyliłam. Burza blond włosów to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Zaraz potem była szczupła sylwetka jak u osy i ubrania mówiące tylko tyle, że i tak ma więcej pieniędzy niż każdy myśli. Z tej odległości nie mogłam zobaczyć jej twarzy, ale zapewne musi być bez żadnej zmarszczki. Za nią pojawiła się kolejna dziewczyna. W okularach przeciwsłonecznych choć na dworze nie było ani grama słońca. No cóż kto bogatemu zabroni?
Wzięłam się za swoją pracę. Zerkając na drzwi. Przyznam, że chciałam zobaczyć je z bliska. Nie zawsze nadarza się okazja do zobaczenia wielkich milionerów. W miarę jak się zbliżały do recepcji byłam coraz bardziej przekonana, że skądś znam tę drugą twarz. Tak jakbym już kiedy się z nią spotkała.
-Mocink pośpiesz się.- Usłyszałam to imię i zamarłam, a zaraz potem moje serce zaczęło dudnić o wiele za szybko i za głośno. Co robić?!! Porzuciłam szczotkę z wielkim hukiem i spieprzyłam w jedyne miejsce jakie mi zostało.
-Musisz mnie tu ukryć.- Popatrzyłam na Han' ę błagalnie.
-Jednak się zdecydowałaś. Dobry wybór. Będę cię kryć.- Gdy głosy stały się wyraźne wstrzymałam oddech w obawie, że ktoś może mnie usłyszeć. Ostatnie czego potrzebowałam to tego by Monick nakryła mnie jak klęczę za biurkiem byle by się z nią nie spotkać. Może i chciałam powiedzieć jej prawdę, ale na pewno nie teraz kiedy jest tu z swoją matką, która jest podobno okropną kobietą. Słyszałam jej głos. Wyniosły i dumny, aż mnie przeszły ciarki. Wręcz widziałam jak nogi Han' y drżą ze strachu. Ja cała drżałam ze strachu. To były najgorsze pięć minut zagrażające mojemu życiu. Stukot obcasów był dla mnie jak tykanie bomby. Dopiero kiedy całkiem ucichło, postanowiłam wychylić głowę zza biurka. Odetchnęłam tak głośno, że aż rozniosło się echem po korytarzu.
-Widziałaś to.- Szepnęła Hana.
-Nie dało się nie zauważyć.- To jakaś cholerna zmora. Od dziś mogę nazywać cudem to, że uniknęłam tego spotkania. Serce wciąż wali jak oszalałe. Chyb przeżyłam zawał pierwszego stopnia. Inaczej nie da się tego nazwać.
-Dzięki, że mnie schowałaś.
-Nie ma sprawy, ale lepiej będzie jak zaszyjesz się gdzieś na godzinę.
-Tak zrobię.- A wręcz zrobiłam to natychmiastowo zabierając po drodze miotłę.
Schowałam się w pokoiku i choćby nie wiem co nigdzie się stąd nie ruszę. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej. Przecież to takie oczywiste. Monick przychodzi odwiedzić swojego chłopaka w pracy i zjeść z nim razem obiad. Mamusia się dołączyła, a w rezultacie to ja kończę na podłodze.
Czy to może stać się jeszcze bardziej beznadziejne?
Aż się otrząsnęłam żeby wyrzucić z głowy te obrazki, które zaczęły się pojawiać.

* * *

Pół godziny minęło w całkowitym spokoju. Tyłek rozbolał mnie od tego bezczynnego siedzenia na stołku. Zdecydowanie musiałam robić coś więcej niż tylko pić kawę i herbatę na zmianę. Przy czwartej byłam zmuszona wyjść do najbliższej toalety. Pomyślałam na początek, że było by najlepiej czołgać się po podłodze. W końcu i tak bogacze zawsze zadzierają wysoko głowy. Nikt by mnie nie zauważył. Z drugiej strony to jednak śmieszny pomysł i pozbawiony jakiegokolwiek sensu dlatego też postanowiłam na zwyczajność. Przemknęłam przez korytarz niczym cień. Przynajmniej tak mi się zdawało. Przed samymi drzwiami, znikąd wyrosła przede mną kobieta ubrana w dokładnie taki sam fartuszek co ja.
-Potrzebna jest sprzątaczka na najwyższe piętro. Lepiej się pośpiesz.- Wcisnęła mi w ręce ściereczki i poszła w swoja stronę. Spojrzałam jeszcze raz na ściereczki w moich dłoniach i w stronę gdzie poszła nieznajoma. Nie było jej, a ja zostałam sama z misją do wykonania. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do windy. Starałam się zignorować fakt, że muszę do toalety. Całkiem spokojnie i na luzie szłam sobie przez pustą restaurację omijając stoliki. Nikogo tu nie było więc stwierdziłam, że zapewne ktoś potrzebuję mnie w sali zamkniętej.
-Nie powinnaś tam iść.- Znajomy głos kazał mi się zatrzymać.
-Właśnie, że powinnam. To moja praca.- Ruszyłam w stronę uchylonych drzwi zza których dobiegały śmiechy.
-Wiem, że nie jestem w stanie cię zatrzymać. Jednak nie chcę żebyś tam wchodziła.- Spojrzałam na nią groźnie i dopiero wtedy zaczęłam mówić.
-Nie widzę powodu dla którego nie miałabym się tam pojawić.
-Skoro jest taka twoja decyzja.- Nie odpowiedziałam, a ona zniknęła. Przez nią zaczęłam nabierać podejrzeń, że w środku czeka na mnie coś strasznego.
Pchnęłam szerzej drzwi by dać znać, że już jestem. W końcu nie chciałam ich zaskoczyć. Dlatego też z uśmiechem podniosłam wzrok. Jednak mój uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Zastąpiło je najzwyczajniejsze niedowierzanie i szok. Nie chciałam ich zaskoczyć, ale to oni zaskoczyli mnie. Przez naprawdę krótką chwilę stałam jak słup soli.
-Pod stołem rozlała się kawa. Mogłabyś to posprzątać.- Skierowałam zabłąkany wzrok na nikogo innego tylko tą wredną ropuchę. Przełknęłam tylko ślinę i kiwnęłam głową. Starałam się nie patrzeć na twarz Monick i Tehyung' a. Chociaż ich palący wzrok czułam na sobie nieustannie. Nawet gdy musiałam się wczołgać pod stół.
Zaczęłam ścierać tę rozlaną kawę. Oczywiście mogłam się spodziewać tego, że nikt nawet się nie ruszy by ustąpić mi miejsca. Musiałam omijać ich drogie buty jakby to było dzieło sztuki. Na prawdę mocno zaciskałam szczękę by nie zaczął płakać pod stołem. Dzisiaj zdecydowanie nic nie wyszło tak jak chciałam. I choć to wydaję się najdziwniejsze bardziej myślę o tym co myśli Tae i Monick, a nie tym, że jest tutaj sam prezes. Ich mam akurat gdzieś.
Ścisnęłam w ręce te cholerną ścierkę. Najlepiej zrobię jeśli już wyjdę. Nie wiem czy zniosę jeszcze więcej upokorzenia niż to warte. Wczołgałam się spod stołu, lecz zanim wyszłam zerknęłam ten ostatni raz na tą dwójkę. Taehyung ściskał poręcz krzesła aż mu kostki zbielały. Wyglądał jakby chciał się zaraz podnieść i wyjść. Prawie, że nie widocznie pokiwałam głową by tego nie robił. Pogorszył by tylko sprawę, a przecież i tak teraz powinien być z Monick. Odwróciłam się i wyszłam od razu wypuściłam z siebie całe powietrze jakie ciążyło mi w środku. Walnęłam ścierką w stół i uciekłam prosto po swoje rzeczy. Zdecydowanie nikt się nie obrazi jeśli dziś wyjdę wcześniej. Nie chciałam iść od razu do domu dlatego też weszłam do pierwszej lepszej kawiarni z telewizorem na ścianie. Zaraz po tym jak usiadłam włączyli wiadomości.

,,-A teraz czas na najświeższe wiadomości dnia.
Najgorętsza para show biznesu Kim Taehyung i Monick
spotkali się by jeść razem obiad i to w samej wytwórni BIG HIT.
Jak donoszą nasze sprawdzone źródła w samym spotkaniu uczestniczyła także
matka Monick. Czyżby już zaczęto myśleć nad ślubem tych dwojga?
Miejmy nadzieję, że już nie długo będziemy mogli zobaczyć ten wielki pierścionek na jej dłoni.''

Reporterka skończyła mówić, a mnie się zrobiło niedobrze. Czy faktycznie omawiali ten sój przyszły ślub? I dlaczego nie potrafię przestać się wściekać na siebie za to, że w ogóle się poznaliśmy? A mogłam posłuchać i nie wchodzić tam. Z drugiej strony gdybym tylko wiedziała nigdy by mnie tam nie zobaczyli. To wszystko jest bez sensu.

# # #

Po tym jak wyszłam z pracy długo wałęsałam się po okolicy. Na wszystko mogłam jedynie patrzeć z daleka. Podczas tego spaceru wręcz wszystko przypominało mi o tym, że nie mogę równać się z życiem innych, którzy mają pieniądze. Ciuchy były ładne, ale za drogie. Dlatego też by więcej się już nie dołować usiadłam na ławce przed domem oczekując, że wszystko samo się naprawi. Albo chociaż cokolwiek się wyjaśni.
-Ach! To wszystko twoja wina!- Krzyknęłam w pustą przestrzeń. Odpowiedziało i tylko echo. Chyba dalsze siedzenie tutaj nie ma sensu.
-Czy nie mówiłam żebyś uważała.
-No nie. Tylko nie teraz. Nie mam ochoty na nic. Zwłaszcza na słuchanie o nim. Ma jakiś problem niech se rozwiąże go sam. Większość ludzkości radzi sobie sama. W tym ja.
-Myślałam, że chcesz usłyszeć coś związanego ze mną.-Zatrzymałam się przed drzwiami. Czy chcę?
-Skoro nie będziemy rozmawiać o nim.- Usiadłam z powrotem.- Ale ostrzegam, iż nie obiecuję, że mu pomogę jeśli powiesz mi wszystko.- Zaznaczyłam.
-Dobrze.
-Więc co chcesz mi powiedzieć?
-Opowiem ci jak zginęłam.
-To nie będzie nic miłego.- Mruknęłam.
-Niestety raczej nie. Umieranie nigdy nie jest niczym zabawnym. Jednak opowiem ci wszystko to co chcesz wiedzieć. Zacznę od tego jak w ogóle poznałam Tae. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem rodzice oznajmili mi, że będę mieć brata. Nie byłam tym zbytnio zadowolona, ale z biegiem lat nie mogłam powiedzieć, że go nienawidzę. Stał się kimś z kim spędzałam mnóstwo czasu. Kiedy miałam 15 lat zostałam wysłana do Anglii by się tam uczyć. Więc razem z mamą wyjechałam zostawiając tego durnia samego z ojcem. A kiedy wróciłam on już nie był sobą tylko wielkim biznesmenem. Tak jakby już nie potrafił się bawić w życiu. A przecież wciąż jest jeszcze dzieckiem. Powiedziałam mu tak wtedy, a on się oburzył. Powiedział, że zrozumiał kim jest i co musi robić. I, że skoro go zostawiłam powinnam była też się wziąć za siebie. Tak jakby to ja nagle stała się dziecinna i ta najgorsza. Wkurzyłam się i wsiadłam w samochód i już pewnie domyślasz się co było dalej.
-Na prawdę mi przykro. Nie wiedziałam, że miał siostrę.
-Nie sprawdzałaś go?
-Nie. Dlaczego miałabym to robić?
-Bo jest twoim szefem. Każda dziewczyna chciałaby by on był jej szefem.
-Jakoś nie wpadło mi to do głowy. Z resztą nadal nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego. Jak na razie opowiedziałaś mi strasznie smutną historię dwojga rodzeństwa. Co się działo dalej? W końcu pewnie chodziłaś za nim wszędzie już od dłuższego czasu.
-Jakoś nie mogłam go tak zostawić i odejść. Ja ciągle pamiętam jaki był wcześniej. Dlatego patrzę na jego życie i nie jest takie jak powinno być.
-Przecież nie każesz mu żyć tak jak ty chcesz. To jego życie. Nawet ja nie mogę tego zmienić.
-Ale ty właśnie to robisz. Może nie świadomie, ale jednak.
-Nie żartuj sobie. Dziś na pewno nie zmieniłam nic. Najadłam się wstydu.
-Może i tak. Ale to nie zmienia faktu, że na spotkaniu był nie wyspany i to przez ciebie.
-Przeze mnie?
-Yhm. Chyba go denerwujesz, ale nie wie co z tym zrobić.
-Jasne. Kto tu kogo denerwuje.
-Tak czy siak już nie wiele czasu mi zostało. Jak pewnie dobrze wiesz kiedyś muszę stąd odejść na zawsze. To, że tu jesteś było zwykłym przeznaczeniem.
-Lub też zwyczajnym przypadkiem.
-Może i tak być. Ale nie przejmuj się tym co się stało dzisiaj.
-Wcale się nie przejmuję.- Zaprzeczyłam szybko na co się zaśmiała. Pierwszy raz słyszę jak ktoś kto nie żyję śmieję się. A jednak brzmi to tak samo jak na żywo.
-Na pewno nie. Miło było z tobą porozmawiać.
-Bo tylko ja ciebie widzę?
-Tak.- Rozmyła się i znów zostałam sama. Tym razem dostałam parę ważnych wiadomości nad którymi powinnam pomyśleć. Może coś się z czymś łączy? Chciałabym żeby tak było.
-Panienko, wszystko w porządku?
-Tak! Nic się nie dzieję.- Zerwałam się ławki i weszłam do domu. Bidny sąsiad pewnie widział jak gadam sama do siebie. Na prawdę powinnam bardziej uważać. Ale jest dopiero 18:00, a ja muszę pomyśleć. A najlepiej myśli się w trakcie biegania.
Znalazłam w szafie stare dresy i poszłam prosto do najbliższego parku. Ludzi nie było za dużo. Ale czemu się dziwić, pogoda nie jest za dobra. I mam wrażenie, że te wszystkie ciemne chmury są tylko nad moją głową. Chyba czas trochę przed nimi pouciekać.
Na początku wcale nie było tak źle, ale po godzinie biegania myślałam, że umrę. Potrzebuję powietrza! Doczłapałam do najbliższego drzewa i się do niego przykleiłam ciężko oddychając. Mordercze biegi to zdecydowanie nie dla mnie. Przecież je nie mam kondycji!
-Może trochę wody?- Przed moimi oczami pojawiła się butelka z płynem życia. Dobrze wiedziałam od kogo jest i wcale bym jej nie przyjęła gdyby nie fakt, że umieram. Wzięłam jeden łyk i oddałam mu.
-Możesz ją sobie wziąć.
-Okej.- Opuściłam rękę nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć. Bo przecież nie podniosę głowy. Zaraz pewnie zobaczyłabym coś w jego oczach. To może być coś nie miłego dla mnie. Najlepiej jeśli sobie pójdzie.- Po co tu przyszedłeś?
-Na pewno nie po ciebie.
-Oczywiście, że nie.- Zarozumiały idioto.
-Przyszedłem się przejść. Nie wiedziałem, że biegasz.- Bo nie biegam. Tylko myślałam o twoim marnym dzieciństwie. Ych, to naprawdę świetne wytłumaczenie.
-Czasami. Właściwie to miałam już wracać. To na razie.- Porzuciłam moje drzewo i ruszyłam przed siebie.
-Hej, poczekaj! Wracajmy razem!- Och, jednak chcę rozmawiać. Już przed nim nie ucieknę. Nie mam na to sił.
-Nie masz przypadkiem jakiegoś bardzo ważnego spotkania. Albo randki ze swoją dziewczyną?
-Nie i nie. Oraz mam wrażenie, że nie chcę porozmawiać ze swoim szefem.- Jednak w końcu załapałeś chłopie!
-Teoretycznie nie jesteśmy w pracy.
-Więc dlaczego uciekasz?
-Nie uciekam. Jestem zmęczona. Ja ciężko pracuję kiedy ty siedzisz za biurkiem.
-Chcesz powiedzieć, że...
-Przestań!- Zatrzymałam się patrząc na niego groźnie.- Zaraz wszystko przekręcisz.
-Ale przecież...
-Zapomnij! Nic nie mówiłam. Po prostu idźmy w ciszy. Okej?
-Nie do końca, ale jeśli chcesz.- Hymm, to dziwne. On na serio mnie posłuchał i się nie odzywa. Nie powie nawet co z Monick i tą całą sytuacją? Bo chyba po to się mnie uczepił, tak? Albo może wcale go to nie obchodzi i przyszedł się ze mnie ponabijać? Ale nieee. To nie może być to. Zrobił by to już wcześniej gdyby chciał.
-To... więc...Monick bardzo się wkurzyła?- Musiałam to wiedzieć.
-Była zaskoczona i ja też. Ale postarałem się jej to wytłumaczyć. Powiedziała, że musi pomyśleć.
-Ta, dziś jest dobry dzień do myślenia.
-O czym?
-O tym czy jutro mam przyjść do pracy.- Wydukałam.
-Dlaczego miałabyś nie przyjść?
-Nie żartuj sobie. Stałam się ludzkim mopem. Gorzej być nie może.
-Na prawdę masz zamiar się tym przejąć? To do ciebie nie podobne.
-W ogóle mnie nie znasz.
-Ale poznaję.
-Nie od najlepszej strony. Dokładnie wiem co sobie o mnie myślisz.
-Nie znam cię za dobrze. Co miałbym myśleć?
-Nie, nic.
-A ty co myślisz sobie o mnie?
-Pomyślmy. Myślę, że jesteś całkiem mądrym chłopakiem z zadatkami na playboy' a, ale tego nie wykorzystujesz bo jesteś dobrze wychowany albo dobrze to ukrywasz. Nie masz niczego czego byś już nie miał, a każda dziewczyna w firmie najzwyczajniej cię podgląda gdy przechodzisz przez główny korytarz. Podsumowując jesteś chodzącym bogiem z portfelem wypchanym kasą.- Powiedziałam to co sama zauważyłam, ale tak naprawdę mogłabym powiedzieć o wiele więcej. Na przykład dlaczego nie żyjąca siostra łazi za mną od dwóch tygodni.
-Na prawdę to powiedziałaś? No nie wierzę.
-No co? Przecież chciałeś wiedzieć.- Czy teraz ma się zamiar na mnie wściec. To bardzo możliwe bo przecież on zawsze wszystko przekręci na moją nie korzyść.- Powiedziałam coś nie tak.
-Nie. Po prostu jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem bogiem.
-Ashi, jesteś beznadziejny! Tego pewnie też nikt ci nie powiedział. Więc mówię ci to ja!- Przyśpieszyłam kroku choć i tak słyszałam jak za mną biegnie. Więc ja też zaczęłam biec. Ciekawe jak będzie mu się biegło w garniturze.
Z uśmiechem na twarzy pobiegłam jeszcze szybciej ignorując jego wrzaski bym przestała. Tym razem dobiegłam aż do samego parkingu. Kiedy się zatrzymałam by sprawdzić co z tym biedakiem zaczęłam chichotać jak wariatka.
-Bo to takie zabawne. Dlaczego nie poczekałaś?
-Nie kazałam ci za mną biec.
-No naprawdę?
-Yhm. Z resztą jest już późno. Będę już szła.
-Sora.
-Tak?
-Tak naprawdę przyszedłem tu po ciebie.
-Co?- Ledwo wyszeptałam, a on już wsiadł do auta i odjechał. Mój boże. Przez chwilę poczułam się jakoś inaczej. 





Wielkie dzięki tym którzy swoimi komentarzami dają mi kopa w tyłek do dalszego pisania xd Na prawdę się przydają ;)

8 komentarzy:

  1. Zaskoczylas mnie tym, ze ten duch to jego siostra, a nie byla! Nie wiem czemu bylam przekonana, ze to jego ex xd jejku jakie to bylo romantyczne, ze przyszedl po nia do parku:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogę się doczekać next. W tym rozdziale był w ogóle inną osobą i to mi się spodobało. Życzę weny kochana ;D Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział! Haha, też myślałam, że to jego była :D
    Ogólnie bardzo fajne opowiadanie, cudowna, bardzo wciągająca i przede wszystkim oryginalna fabuła! :) Rozdziały zawierają kilka błędów, ale przecież każdy się myli. Mimo to, opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Czekam na ciąg dalszy! :)
    Pozdrawiam
    ~Haruu

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetny rozdział! Haha, też myślałam, że to jego była :D
    Ogólnie bardzo fajne opowiadanie, cudowna, bardzo wciągająca i przede wszystkim oryginalna fabuła! :) Rozdziały zawierają kilka błędów, ale przecież każdy się myli. Mimo to, opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Czekam na ciąg dalszy! :)
    Pozdrawiam
    ~Haruu

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na kolejny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Czy tylko ja od samego początku odnosiłam wrażenie, że to ktoś z jego rodziny? xD A tu bam i siostra! Bardzo podoba mi się to opowiadanie, jest nawet lepsze niż to z Big Bang. No i TaeTae jako główny męski bohater <3 Dziękuję ci za tworzenie wszystkich opowiadań, bo naprawdę mi się podobają i tego bloga odwiedzam regularnie ^^
    Pozdrawiam i życzę weny!

    shakeupmyheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale to słodkie, gdy przyszedł do parku *.* Weny życze ... Hwaiting! ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Tae jest taki kochany <333333
    Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń