Dziś mam dla was tylko jedną małą informację. Zanim zaczniecie czytać rozdział radzę zaglądnąć do bohaterów, ponieważ dodałam tam jedną postać.
No i postaram się sprężać szybciej. Zdecydowanie te wakacje mnie rozleniwiają. Ale dziękuję za komentarze. Jest coraz więcej wyświetleń więc będę wpadać tu jak tylko napiszę coś nowego.
Wielkie dzięki tym którzy swoimi komentarzami dają mi kopa w tyłek do dalszego pisania xd Na prawdę się przydają ;)
No i postaram się sprężać szybciej. Zdecydowanie te wakacje mnie rozleniwiają. Ale dziękuję za komentarze. Jest coraz więcej wyświetleń więc będę wpadać tu jak tylko napiszę coś nowego.
Wczoraj wieczorem odbyłam długą
rozmowę z Carl' em. Jego tłumaczenia kompletnie pomieszały mi w
głowie i stwierdziłam, że postąpię według swojego planu.
Obmyśliłam to całkiem logicznie. Uwzględniając wszystkie za i
przeciw. Doszłam tylko do jednego wniosku. A mianowicie, że bycie
dziwną i zwariowaną to moja jedyna karta jaką posiadam. Oczywiście
zauważyłam, że lepiej dla mnie jeżeli już tak myśli. Wtedy
oszczędziłabym sobie tego wszystkiego.
Pomyślałam również o Monick. Tutaj
miałam większy problem bo dziewczyna od początku była dla mnie
miła. Dlatego też zamierzam powiedzieć jej prawdę o moim
nieszczęsnym zawodzie. I tym razem na pewno nie dam jej powodów by
źle mnie zrozumiała. Więc zakładając swój fartuszek byłam w
dość dobrym humorze. Jestem pewna, że żaden zmasakrowany duch mi
go nie zepsuję.
Z uśmiechem na twarzy zaczęłam
szorować mopem hol. Nawet kiedy przeszło przez niego z dziesięć
osób i ciągle musiałam myć od nowa nie mrugnęłam na to okiem.
Wiedziałam, że tak musi być. Nic nie mogłam na to poradzić.
Kiedy wynosiłam śmieci, na parking
wjeżdżało znajome auto. Tylko na chwilę zatrzymałam na nim
wzrok. I nasze oczy się spotkały. To były tylko sekundy, ale
bardzo dziwne sekundy. A może tylko mi się zdawało. W końcu jakie
to ma znaczenie?
Wróciłam do budynku i poszłam zrobić
sobie kawę.
-Widziałaś go dzisiaj?- Zagadnęła
mnie jedna ze sprzątaczek, z którą zamieniłam zaledwie trzy słowa
od czasu kiedy zaczęłam tu pracować.
-Ale kogo?- Nie zbyt wiedziałam o co
jej chodzi.
-No jak to. Przystojnego, młodego,
dobrze ubranego syna prezesa, oczywiście.- Zaśmiała się jakbym to
ja była tu walnięta z nas obojga.
-Aaa, mówisz o Taehyung' ie? Właśnie
wjeżdżał na parking.
-Myślisz, że jeszcze zdążę go
zobaczyć?- Zadała mi pytanie, na które nie zdążyłam
odpowiedzieć, ponieważ zniknęła mi z oczu.
-Wow.- To już jest obsesja. Przecież
on co najwyżej powie jej ,,dzień dobry'', a nawet tego może nie
robić tylko kiwnie głową. A zresztą co mnie to interesuje. W moim
przypadku jest podobnie.
(10:16- Biuro prezesa )
Spóźniłem się tylko jedną minutę.
A mój własny ojciec wygląda jakby chciał mnie zabić. Chociaż on
wygląda tak zawsze, gdy coś mu się nie podoba. Ciekawe co tym
razem jest tym powodem.
-Usiądź synu.- Tak też zrobiłem.-
Wiesz, że jemy dziś obiad z Monick.
-Pamiętam.
-Czy kupiłeś jej jakiś ładny
prezent?
-Naszyjnik musi wystarczyć. Trudno
jest znaleźć coś dobrego w jeden dzień.
-Masz rację. To musi starczyć.-
Pokiwał głową w zamyśleniu.
-Coś się stało? Jakieś kłopoty?
-W sumie to nic takiego. Tylko jej
matka także postanowiła się dołączyć.
-A więc w tym problem.
-To żaden problem póki jesteś
związany z Monick, a ona cię uwielbia.
-Ale jej nie nosisz.
-Nie znoszę jej charakteru.
-Tak jak chyba wszyscy, którzy ją
znają. Ale raczej nie po to mnie tu ściągnąłeś.
-A i owszem. Chciałem ci tylko
powiedzieć, że z tej okazji przenosimy obiad tu.
-Tu? Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że obiad zjemy w restauracji na
górze.
-W tym budynku?
-No tak. Przecież ci to mówię. Co
się z tobą dzieję?
-Zupełnie nic. Po prostu się nie
wyspałem.- Przez sny o pewnej nieistotnej dziewczynie.
(12:05- Hol główny )
Stałam sobie koło recepcji
wymieniając się informacjami z Haną. Chyba jedyną osobą, z którą
warto tu porozmawiać.
-Podobno ma przyjść tu ta ropucha.
-Ropucha?
-No wiesz, pani Lee. Wielka szycha. A
tak naprawdę to nic nie robi tylko siedzi na dupie albo wydaje kasę
swojego męża.
-Kto jest jej mężem?- Pierwszy raz o
niej słyszę.
-Właściciel Shin Corporation.
-Poważnie? Ten Shin?
-No oczywiście. Widziałam go tylko
raz na żywo, ale mówię ci jest o wiele milszy niż ta jego
kochanka.
-Więc ta cała pani Lee jest jego
drugą żoną?
-Jaką drugą? Ona jest już trzecia. I
zresztą chciałaby być jego żoną, ale kochanka pozostaje
kochanką.
-Przyjdzie tu dzisiaj, tak?
-Yhm. Razem z jedyną córką pana
Shin' a. Bidna dziewczyna musi użerać się z wstrętną macochą.
Dobrze, że przynajmniej na ładnego chłopaka trafiła.
-Chciałabym ją zobaczyć żeby
wiedzieć kogo mam unikać.- Po opisie sytuacji zdaję mi się, że
będę musiała uważać by nie wejść jej w drogę.
-No pewnie. Jeśli chcesz mogę cię
ukryć. Mam jeszcze trochę miejsca pod biurkiem.
-Myślę, że nie będzie mi to
potrzebne.
-Jak tam sobie chcesz. O, patrz o wilku
mowa. Limuzyna już jedzie. Gdybym mogła sama schowałabym się pod
biurkiem.- Zaczęłam wypatrywać kto pierwszy wysiądzie ze środka.
Chciałam już wiedzieć jak wygląda ta straszna ropucha, której
nie znosi Hana. Oczekiwałam starej, pomarszczonej zrzędy z mnóstwem
biżuterii na nadgarstkach. Jednak całkowicie się pomyliłam. Burza
blond włosów to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Zaraz potem
była szczupła sylwetka jak u osy i ubrania mówiące tylko tyle, że
i tak ma więcej pieniędzy niż każdy myśli. Z tej odległości
nie mogłam zobaczyć jej twarzy, ale zapewne musi być bez żadnej
zmarszczki. Za nią pojawiła się kolejna dziewczyna. W okularach
przeciwsłonecznych choć na dworze nie było ani grama słońca. No
cóż kto bogatemu zabroni?
Wzięłam się za swoją pracę.
Zerkając na drzwi. Przyznam, że chciałam zobaczyć je z bliska.
Nie zawsze nadarza się okazja do zobaczenia wielkich milionerów. W
miarę jak się zbliżały do recepcji byłam coraz bardziej
przekonana, że skądś znam tę drugą twarz. Tak jakbym już kiedy
się z nią spotkała.
-Mocink pośpiesz się.- Usłyszałam
to imię i zamarłam, a zaraz potem moje serce zaczęło dudnić o
wiele za szybko i za głośno. Co robić?!! Porzuciłam szczotkę z
wielkim hukiem i spieprzyłam w jedyne miejsce jakie mi zostało.
-Musisz mnie tu ukryć.- Popatrzyłam
na Han' ę błagalnie.
-Jednak się zdecydowałaś. Dobry
wybór. Będę cię kryć.- Gdy głosy stały się wyraźne
wstrzymałam oddech w obawie, że ktoś może mnie usłyszeć.
Ostatnie czego potrzebowałam to tego by Monick nakryła mnie jak
klęczę za biurkiem byle by się z nią nie spotkać. Może i
chciałam powiedzieć jej prawdę, ale na pewno nie teraz kiedy jest
tu z swoją matką, która jest podobno okropną kobietą. Słyszałam
jej głos. Wyniosły i dumny, aż mnie przeszły ciarki. Wręcz
widziałam jak nogi Han' y drżą ze strachu. Ja cała drżałam ze
strachu. To były najgorsze pięć minut zagrażające mojemu życiu.
Stukot obcasów był dla mnie jak tykanie bomby. Dopiero kiedy
całkiem ucichło, postanowiłam wychylić głowę zza biurka.
Odetchnęłam tak głośno, że aż rozniosło się echem po
korytarzu.
-Widziałaś to.- Szepnęła Hana.
-Nie dało się nie zauważyć.- To
jakaś cholerna zmora. Od dziś mogę nazywać cudem to, że
uniknęłam tego spotkania. Serce wciąż wali jak oszalałe. Chyb
przeżyłam zawał pierwszego stopnia. Inaczej nie da się tego
nazwać.
-Dzięki, że mnie schowałaś.
-Nie ma sprawy, ale lepiej będzie jak
zaszyjesz się gdzieś na godzinę.
-Tak zrobię.- A wręcz zrobiłam to
natychmiastowo zabierając po drodze miotłę.
Schowałam się w pokoiku i choćby nie
wiem co nigdzie się stąd nie ruszę. Że też nie pomyślałam o
tym wcześniej. Przecież to takie oczywiste. Monick przychodzi
odwiedzić swojego chłopaka w pracy i zjeść z nim razem obiad.
Mamusia się dołączyła, a w rezultacie to ja kończę na podłodze.
Czy to może stać się jeszcze
bardziej beznadziejne?
Aż się otrząsnęłam żeby wyrzucić
z głowy te obrazki, które zaczęły się pojawiać.
* * *
Pół godziny minęło w całkowitym
spokoju. Tyłek rozbolał mnie od tego bezczynnego siedzenia na
stołku. Zdecydowanie musiałam robić coś więcej niż tylko pić
kawę i herbatę na zmianę. Przy czwartej byłam zmuszona wyjść do
najbliższej toalety. Pomyślałam na początek, że było by
najlepiej czołgać się po podłodze. W końcu i tak bogacze zawsze
zadzierają wysoko głowy. Nikt by mnie nie zauważył. Z drugiej
strony to jednak śmieszny pomysł i pozbawiony jakiegokolwiek sensu
dlatego też postanowiłam na zwyczajność. Przemknęłam przez
korytarz niczym cień. Przynajmniej tak mi się zdawało. Przed samymi
drzwiami, znikąd wyrosła przede mną kobieta ubrana w dokładnie
taki sam fartuszek co ja.
-Potrzebna jest sprzątaczka na
najwyższe piętro. Lepiej się pośpiesz.- Wcisnęła mi w ręce
ściereczki i poszła w swoja stronę. Spojrzałam jeszcze raz na
ściereczki w moich dłoniach i w stronę gdzie poszła nieznajoma.
Nie było jej, a ja zostałam sama z misją do wykonania. Wzruszyłam
ramionami i wsiadłam do windy. Starałam się zignorować fakt, że
muszę do toalety. Całkiem spokojnie i na luzie szłam sobie przez
pustą restaurację omijając stoliki. Nikogo tu nie było więc
stwierdziłam, że zapewne ktoś potrzebuję mnie w sali zamkniętej.
-Nie powinnaś tam iść.- Znajomy głos
kazał mi się zatrzymać.
-Właśnie, że powinnam. To moja
praca.- Ruszyłam w stronę uchylonych drzwi zza których dobiegały
śmiechy.
-Wiem, że nie jestem w stanie cię
zatrzymać. Jednak nie chcę żebyś tam wchodziła.- Spojrzałam na
nią groźnie i dopiero wtedy zaczęłam mówić.
-Nie widzę powodu dla którego nie
miałabym się tam pojawić.
-Skoro jest taka twoja decyzja.- Nie
odpowiedziałam, a ona zniknęła. Przez nią zaczęłam nabierać
podejrzeń, że w środku czeka na mnie coś strasznego.
Pchnęłam szerzej drzwi by dać znać,
że już jestem. W końcu nie chciałam ich zaskoczyć. Dlatego też
z uśmiechem podniosłam wzrok. Jednak mój uśmiech szybko zszedł
mi z twarzy. Zastąpiło je najzwyczajniejsze niedowierzanie i szok.
Nie chciałam ich zaskoczyć, ale to oni zaskoczyli mnie. Przez
naprawdę krótką chwilę stałam jak słup soli.
-Pod stołem rozlała się kawa.
Mogłabyś to posprzątać.- Skierowałam zabłąkany wzrok na nikogo
innego tylko tą wredną ropuchę. Przełknęłam tylko ślinę i
kiwnęłam głową. Starałam się nie patrzeć na twarz Monick i
Tehyung' a. Chociaż ich palący wzrok czułam na sobie nieustannie.
Nawet gdy musiałam się wczołgać pod stół.
Zaczęłam ścierać tę rozlaną kawę.
Oczywiście mogłam się spodziewać tego, że nikt nawet się nie
ruszy by ustąpić mi miejsca. Musiałam omijać ich drogie buty
jakby to było dzieło sztuki. Na prawdę mocno zaciskałam szczękę
by nie zaczął płakać pod stołem. Dzisiaj zdecydowanie nic nie
wyszło tak jak chciałam. I choć to wydaję się najdziwniejsze
bardziej myślę o tym co myśli Tae i Monick, a nie tym, że jest
tutaj sam prezes. Ich mam akurat gdzieś.
Ścisnęłam w ręce te cholerną
ścierkę. Najlepiej zrobię jeśli już wyjdę. Nie wiem czy zniosę
jeszcze więcej upokorzenia niż to warte. Wczołgałam się spod
stołu, lecz zanim wyszłam zerknęłam ten ostatni raz na tą
dwójkę. Taehyung ściskał poręcz krzesła aż mu kostki zbielały.
Wyglądał jakby chciał się zaraz podnieść i wyjść. Prawie, że
nie widocznie pokiwałam głową by tego nie robił. Pogorszył by
tylko sprawę, a przecież i tak teraz powinien być z Monick.
Odwróciłam się i wyszłam od razu wypuściłam z siebie całe
powietrze jakie ciążyło mi w środku. Walnęłam ścierką w stół
i uciekłam prosto po swoje rzeczy. Zdecydowanie nikt się nie obrazi
jeśli dziś wyjdę wcześniej. Nie chciałam iść od razu do domu
dlatego też weszłam do pierwszej lepszej kawiarni z telewizorem na
ścianie. Zaraz po tym jak usiadłam włączyli wiadomości.
,,-A
teraz czas na najświeższe wiadomości dnia.
Najgorętsza para show biznesu Kim Taehyung i Monick
spotkali
się by jeść razem obiad i to w samej wytwórni BIG HIT.
Jak donoszą
nasze sprawdzone źródła w samym spotkaniu uczestniczyła także
matka Monick.
Czyżby już zaczęto myśleć nad ślubem tych dwojga?
Miejmy nadzieję, że już
nie długo będziemy mogli zobaczyć ten wielki pierścionek na jej
dłoni.''
Reporterka
skończyła mówić, a mnie się zrobiło niedobrze. Czy faktycznie
omawiali ten sój przyszły ślub? I dlaczego nie potrafię przestać
się wściekać na siebie za to, że w ogóle się poznaliśmy? A
mogłam posłuchać i nie wchodzić tam. Z drugiej strony gdybym
tylko wiedziała nigdy by mnie tam nie zobaczyli. To wszystko jest
bez sensu.
# #
#
Po tym jak wyszłam
z pracy długo wałęsałam się po okolicy. Na wszystko mogłam
jedynie patrzeć z daleka. Podczas tego spaceru wręcz wszystko
przypominało mi o tym, że nie mogę równać się z życiem innych,
którzy mają pieniądze. Ciuchy były ładne, ale za drogie. Dlatego
też by więcej się już nie dołować usiadłam na ławce przed
domem oczekując, że wszystko samo się naprawi. Albo chociaż
cokolwiek się wyjaśni.
-Ach! To wszystko
twoja wina!- Krzyknęłam w pustą przestrzeń. Odpowiedziało i
tylko echo. Chyba dalsze siedzenie tutaj nie ma sensu.
-Czy nie mówiłam
żebyś uważała.
-No nie.
Tylko nie teraz. Nie mam ochoty na nic. Zwłaszcza na słuchanie o
nim. Ma jakiś problem niech se rozwiąże go sam. Większość
ludzkości radzi sobie sama. W tym ja.
-Myślałam, że
chcesz usłyszeć coś związanego ze mną.-Zatrzymałam się
przed drzwiami. Czy chcę?
-Skoro nie będziemy
rozmawiać o nim.- Usiadłam z powrotem.- Ale ostrzegam, iż nie
obiecuję, że mu pomogę jeśli powiesz mi wszystko.- Zaznaczyłam.
-Dobrze.
-Więc co
chcesz mi powiedzieć?
-Opowiem ci jak
zginęłam.
-To nie
będzie nic miłego.- Mruknęłam.
-Niestety raczej
nie. Umieranie nigdy nie jest niczym zabawnym. Jednak opowiem ci
wszystko to co chcesz wiedzieć. Zacznę od tego jak w ogóle
poznałam Tae. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem rodzice
oznajmili mi, że będę mieć brata. Nie byłam tym zbytnio
zadowolona, ale z biegiem lat nie mogłam powiedzieć, że go
nienawidzę. Stał się kimś z kim spędzałam mnóstwo czasu. Kiedy
miałam 15 lat zostałam wysłana do Anglii by się tam uczyć. Więc
razem z mamą wyjechałam zostawiając tego durnia samego z ojcem. A
kiedy wróciłam on już nie był sobą tylko wielkim biznesmenem.
Tak jakby już nie potrafił się bawić w życiu. A przecież wciąż
jest jeszcze dzieckiem. Powiedziałam mu tak wtedy, a on się
oburzył. Powiedział, że zrozumiał kim jest i co musi robić. I,
że skoro go zostawiłam powinnam była też się wziąć za siebie.
Tak jakby to ja nagle stała się dziecinna i ta najgorsza. Wkurzyłam
się i wsiadłam w samochód i już pewnie domyślasz się co było
dalej.
-Na prawdę
mi przykro. Nie wiedziałam, że miał siostrę.
-Nie sprawdzałaś
go?
-Nie.
Dlaczego miałabym to robić?
-Bo jest twoim
szefem. Każda dziewczyna chciałaby by on był jej szefem.
-Jakoś nie
wpadło mi to do głowy. Z resztą nadal nie rozumiem co ja mam z tym
wspólnego. Jak na razie opowiedziałaś mi strasznie smutną
historię dwojga rodzeństwa. Co
się działo dalej? W końcu pewnie chodziłaś za nim wszędzie już
od dłuższego czasu.
-Jakoś
nie mogłam go tak zostawić i odejść. Ja ciągle pamiętam jaki
był wcześniej. Dlatego patrzę na jego życie i nie jest takie jak
powinno być.
-Przecież
nie każesz mu żyć tak jak ty chcesz. To jego życie. Nawet ja nie
mogę tego zmienić.
-Ale
ty właśnie to robisz. Może nie świadomie, ale jednak.
-Nie żartuj sobie. Dziś na pewno nie zmieniłam nic. Najadłam się
wstydu.
-Może
i tak. Ale to nie zmienia faktu, że na spotkaniu był nie wyspany i
to przez ciebie.
-Przeze
mnie?
-Yhm.
Chyba go denerwujesz, ale nie wie co z tym zrobić.
-Jasne.
Kto tu kogo denerwuje.
-Tak czy siak
już nie wiele czasu mi zostało. Jak pewnie dobrze wiesz kiedyś
muszę stąd odejść na zawsze. To, że tu jesteś było zwykłym
przeznaczeniem.
-Lub
też zwyczajnym przypadkiem.
-Może i tak być. Ale nie przejmuj się tym co się stało dzisiaj.
-Wcale się nie przejmuję.- Zaprzeczyłam szybko na co się
zaśmiała. Pierwszy raz słyszę jak ktoś kto nie żyję śmieję
się. A jednak brzmi to tak samo jak na żywo.
-Na pewno nie. Miło było z tobą porozmawiać.
-Bo tylko ja ciebie widzę?
-Tak.- Rozmyła się i znów zostałam sama. Tym razem dostałam parę
ważnych wiadomości nad którymi powinnam pomyśleć. Może coś się
z czymś łączy? Chciałabym żeby tak było.
-Panienko, wszystko w porządku?
-Tak! Nic się nie dzieję.- Zerwałam się ławki i weszłam do
domu. Bidny sąsiad pewnie widział jak gadam sama do siebie. Na
prawdę powinnam bardziej uważać. Ale jest dopiero 18:00, a ja
muszę pomyśleć. A najlepiej myśli się w trakcie biegania.
Znalazłam w szafie stare dresy i poszłam prosto do najbliższego
parku. Ludzi nie było za dużo. Ale czemu się dziwić, pogoda nie
jest za dobra. I mam wrażenie, że te wszystkie ciemne chmury są
tylko nad moją głową. Chyba czas trochę przed nimi pouciekać.
Na początku wcale nie było tak źle, ale po godzinie biegania
myślałam, że umrę. Potrzebuję powietrza! Doczłapałam do
najbliższego drzewa i się do niego przykleiłam ciężko
oddychając. Mordercze biegi to zdecydowanie nie dla mnie. Przecież
je nie mam kondycji!
-Może trochę wody?- Przed moimi oczami pojawiła się butelka z
płynem życia. Dobrze wiedziałam od kogo jest i wcale bym jej nie
przyjęła gdyby nie fakt, że umieram. Wzięłam jeden łyk i
oddałam mu.
-Możesz ją sobie wziąć.
-Okej.- Opuściłam rękę nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć.
Bo przecież nie podniosę głowy. Zaraz pewnie zobaczyłabym coś w
jego oczach. To może być coś nie miłego dla mnie. Najlepiej jeśli
sobie pójdzie.- Po co tu przyszedłeś?
-Na pewno nie po ciebie.
-Oczywiście, że nie.- Zarozumiały idioto.
-Przyszedłem się przejść. Nie wiedziałem, że biegasz.- Bo nie
biegam. Tylko myślałam o twoim marnym dzieciństwie. Ych, to
naprawdę świetne wytłumaczenie.
-Czasami. Właściwie to miałam już wracać. To na razie.-
Porzuciłam moje drzewo i ruszyłam przed siebie.
-Hej, poczekaj! Wracajmy razem!- Och, jednak chcę rozmawiać. Już
przed nim nie ucieknę. Nie mam na to sił.
-Nie masz przypadkiem jakiegoś bardzo ważnego spotkania. Albo
randki ze swoją dziewczyną?
-Nie i nie. Oraz mam wrażenie, że nie chcę porozmawiać ze swoim
szefem.- Jednak w końcu załapałeś chłopie!
-Teoretycznie nie jesteśmy w pracy.
-Więc dlaczego uciekasz?
-Nie uciekam. Jestem zmęczona. Ja ciężko pracuję kiedy ty
siedzisz za biurkiem.
-Chcesz powiedzieć, że...
-Przestań!- Zatrzymałam się patrząc na niego groźnie.- Zaraz
wszystko przekręcisz.
-Ale przecież...
-Zapomnij! Nic nie mówiłam. Po prostu idźmy w ciszy. Okej?
-Nie do końca, ale jeśli chcesz.- Hymm, to dziwne. On na serio mnie
posłuchał i się nie odzywa. Nie powie nawet co z Monick i tą całą
sytuacją? Bo chyba po to się mnie uczepił, tak? Albo może wcale
go to nie obchodzi i przyszedł się ze mnie ponabijać? Ale nieee.
To nie może być to. Zrobił by to już wcześniej gdyby chciał.
-To... więc...Monick bardzo się wkurzyła?- Musiałam to wiedzieć.
-Była zaskoczona i ja też. Ale postarałem się jej to wytłumaczyć.
Powiedziała, że musi pomyśleć.
-Ta, dziś jest dobry dzień do myślenia.
-O czym?
-O tym czy jutro mam przyjść do pracy.- Wydukałam.
-Dlaczego miałabyś nie przyjść?
-Nie żartuj sobie. Stałam się ludzkim mopem. Gorzej być nie może.
-Na prawdę masz zamiar się tym przejąć? To do ciebie nie podobne.
-W ogóle mnie nie znasz.
-Ale poznaję.
-Nie od najlepszej strony. Dokładnie wiem co sobie o mnie myślisz.
-Nie znam cię za dobrze. Co miałbym myśleć?
-Nie, nic.
-A ty co myślisz sobie o mnie?
-Pomyślmy. Myślę, że jesteś całkiem mądrym chłopakiem z
zadatkami na playboy' a, ale tego nie wykorzystujesz bo jesteś
dobrze wychowany albo dobrze to ukrywasz. Nie masz niczego czego byś
już nie miał, a każda dziewczyna w firmie najzwyczajniej cię
podgląda gdy przechodzisz przez główny korytarz. Podsumowując
jesteś chodzącym bogiem z portfelem wypchanym kasą.- Powiedziałam
to co sama zauważyłam, ale tak naprawdę mogłabym powiedzieć o
wiele więcej. Na przykład dlaczego nie żyjąca siostra łazi za
mną od dwóch tygodni.
-Na prawdę to powiedziałaś? No nie wierzę.
-No co? Przecież chciałeś wiedzieć.- Czy teraz ma się zamiar na
mnie wściec. To bardzo możliwe bo przecież on zawsze wszystko
przekręci na moją nie korzyść.- Powiedziałam coś nie tak.
-Nie. Po prostu jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem bogiem.
-Ashi, jesteś beznadziejny! Tego pewnie też nikt ci nie powiedział.
Więc mówię ci to ja!- Przyśpieszyłam kroku choć i tak słyszałam
jak za mną biegnie. Więc ja też zaczęłam biec. Ciekawe jak
będzie mu się biegło w garniturze.
Z uśmiechem na twarzy pobiegłam jeszcze szybciej ignorując jego
wrzaski bym przestała. Tym razem dobiegłam aż do samego parkingu.
Kiedy się zatrzymałam by sprawdzić co z tym biedakiem zaczęłam
chichotać jak wariatka.
-Bo to takie zabawne. Dlaczego nie poczekałaś?
-Nie kazałam ci za mną biec.
-No naprawdę?
-Yhm. Z resztą jest już późno. Będę już szła.
-Sora.
-Tak?
-Tak naprawdę przyszedłem tu po ciebie.
-Co?- Ledwo wyszeptałam, a on już wsiadł do auta i odjechał. Mój
boże. Przez chwilę poczułam się jakoś inaczej.
Wielkie dzięki tym którzy swoimi komentarzami dają mi kopa w tyłek do dalszego pisania xd Na prawdę się przydają ;)
Zaskoczylas mnie tym, ze ten duch to jego siostra, a nie byla! Nie wiem czemu bylam przekonana, ze to jego ex xd jejku jakie to bylo romantyczne, ze przyszedl po nia do parku:)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać next. W tym rozdziale był w ogóle inną osobą i to mi się spodobało. Życzę weny kochana ;D Hwaiting
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Haha, też myślałam, że to jego była :D
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo fajne opowiadanie, cudowna, bardzo wciągająca i przede wszystkim oryginalna fabuła! :) Rozdziały zawierają kilka błędów, ale przecież każdy się myli. Mimo to, opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Czekam na ciąg dalszy! :)
Pozdrawiam
~Haruu
Świetny rozdział! Haha, też myślałam, że to jego była :D
OdpowiedzUsuńOgólnie bardzo fajne opowiadanie, cudowna, bardzo wciągająca i przede wszystkim oryginalna fabuła! :) Rozdziały zawierają kilka błędów, ale przecież każdy się myli. Mimo to, opowiadanie bardzo przyjemnie się czyta. Czekam na ciąg dalszy! :)
Pozdrawiam
~Haruu
Czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzy tylko ja od samego początku odnosiłam wrażenie, że to ktoś z jego rodziny? xD A tu bam i siostra! Bardzo podoba mi się to opowiadanie, jest nawet lepsze niż to z Big Bang. No i TaeTae jako główny męski bohater <3 Dziękuję ci za tworzenie wszystkich opowiadań, bo naprawdę mi się podobają i tego bloga odwiedzam regularnie ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny!
shakeupmyheart.blogspot.com
Ale to słodkie, gdy przyszedł do parku *.* Weny życze ... Hwaiting! ;))
OdpowiedzUsuńTae jest taki kochany <333333
OdpowiedzUsuńCzekam na next :)