środa, 22 lipca 2015

BTS- 4

Zgłaszam się do was z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie jesteście zbyt źli na mnie za to czekanie. Internety się buntują kiedy jestem na wsi i nie mam zasięgu.



Kiedy zadzwonił telefon tak naprawdę nie miałam zamiaru go odbierać. Odkąd dostałam zaproszenie na obiad unikałam telefonu w obawie, że to będzie Monick. Niestety zadzwoniła, a ja jakoś nie miałam serca nie odebrać. Więc to zrobiłam. I takim oto sposobem miałam usiąść z nimi przy jednym stoliku. Co prawda to nie miał być obiad, ale lunch. Jednak dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. Tak czy siak będę zmuszona udawać zadowoloną.
Zerknęłam na zegarek. Za piętnaście minut zaczyna się przerwa. Muszę zdążyć się przebrać. Kiedy zakładałam na siebie letnią sukienkę, a potem spojrzałam w małe lusterko stwierdziłam, że gorzej być nie może. Mój strój mówi sam za siebie. W końcu przecież ten ciuch nie kosztował majątek. Przy nich będę wyglądała jak biedaczka, którą jestem.
Przeklęte duchy!
Zatrzasnęłam szafkę i wyszłam. Jeszcze chwila patrzenia na różnice, a wcale bym nie wyszła. Zanim wyłoniłam się zza rogu musiałam się rozejrzeć. Jeszcze dwie godziny temu nie pomyślałabym żeby sprawdzać sobie drogę, ale po tej krótkiej rozmowie jaką odbyłam z Taehyung' em w jego małym gabinecie byłam zmuszona to zrobić. Kto by pomyślał, że będę musiała odliczać czas by on mógł wyjść szybciej, a ja później.

( 2 godziny temu )

Zostałam wezwana do jego biura. Myślałam, że będzie bardziej luksusowe. Na pewno nie myślałam, że będzie takie małe. No cóż jego też musiał pokarać los. Szkoda, że to tylko taki nieistotny szczegół.
Przyszłam tu z myślą, że będzie już na mnie czekał, ale wyszło, że to ja czekam na niego. Czyżby to była kolejna próba pokazania, że to on jest ważniejszy? Tak jakbym w ogóle o tym nie wiedziała. Ten cholerny fartuszek mi o tym przypomina. Zanim drzwi się otworzył zdążyłam zauważyć wspólne zdjęcie. Jego i Monic. Dlaczego się nie uśmiecha?
Poczekałam aż zajmie swoje miejsce za biurkiem.
-Dzisiaj jemy razem lunch. Pamiętasz?
-Oczywiście.- Mogłam się domyślić o co chodzi.
-O której masz zamiar wyjść?
-Kiedy zacznie się przerwa na lunch.- Odpowiedziałam niepewnie. Przez ton jego głosu mam wrażenie, że się pomyliłam.
-Wychodzę o 10: 15. Ty wyjdziesz o 10: 25.- Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Od kiedy się tak zaprzyjaźniliśmy, że on ustala takie rzeczy?
-Skąd możesz wiedzieć o której tak naprawdę chciałam wyjść?
-Nie wiedziałem. Dlatego ci to mówię.- Ten to ma tupet.
-Dlaczego miałabym postąpić tak jak ty chcesz? Podobno przerwa jest dla wszystkich o tej samej porze i z tego co wiem zaczyna się od 10 do 11. Nie chcę się spóźnić.- Wytłumaczyłam mu wszystko spokojnie, ale on się nagle nastroszył. Co znów powiedziałam nie tak.
-Chcesz powiedzieć, że nie masz zamiaru posłuchać się swojego szefa?
-Tego nie powiedziałam.- Po co w ogóle otwierałam gębę. Może jakbym się sprężyła to bym zdążyła? Teraz na pewno mnie zwolni. Za moją nie wyparzoną gębę. Brawo ja!
-Ale to zasugerowałaś.
-Nie sądzę.
-Ja sądzę. Z resztą naprawdę myślisz, że moglibyśmy wyjść z budynku razem?- Ach, więc o to chodziło. Dlaczego ma wrażenie, że to zabolało? Mój szef jest tylko odrobinę starszy ode mnie, a już zdążył nauczyć się jak kogoś upokorzyć. Raz jest zabawny, a raz jest stu procentowym dupkiem. A najgorsze, że tacy to prawie, że zawsze mają rację. Ale ja to przełknę.
-Dobrze więc zróbmy tak.- Zgodziłam się bo co innego mi zostało?- Teraz sobie pójdę.- Zatrzasnęłam za sobą drzwi i pognałam do swoich obowiązków. To dziwne, ale czuję się jakbym wychodząc z jego biura czołgała się do drzwi. Mam nadzieję, że czuję się z tym okropnie. Tak jak ja teraz.

( Teraźniejszość )

Ponownie zerknęłam na zegarek. Nadszedł mój czas. Ruszyłam do wyjścia by złapać szybko jakąś taksówkę.
-Do restauracji Sanchon proszę.- To wegetariańska restauracja i mam nadzieję, że zwykła sałatka nie będzie kosztować za wiele. Mam ograniczony budżet. A moja pierwsza wypłata dopiero za dwa tygodnie.
Pogrzebałam w mojej torebce czy aby na pewno wszystko mam i wysiadła płacąc za dojazd. Jeszcze tylko poprawiłam swą marną sukienkę i byłam gotowa do wejścia. Jednak moją uwagę przykuł czarny bentley zaparkowany blisko krawężnika. Dokładnie taki sam jaki widuję przed budynkiem gdy idę do pracy i wracam do domu. A to oznacza tylko jedno. Są już w środku.
Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Od razu zaczęłam rozglądać się za znajomą twarzą. Monic machała do mnie z drugiego końca pomieszczenia więc szybko się tam znalazłam.
-Cieszę się, że przyszłaś.
-Ja też się cieszę.- W głowie już kopie sobie wielki dół.
-Tae zaraz przyjdzie. Musiał wybrać pieniądze z banku. Wiesz jak to mężczyźni zawsze o czymś zapomną.
-No pewnie.- Zaśmiałam się nerwowo. Szczerze nie mam bladego pojęcia jak to z mężczyznami jest.
-Ale to nawet lepiej. Będziemy mogły sobie porozmawiać. Jest tyle rzeczy o które chcę cię zapytać.
-Więc pytaj.- Zaczynam myśleć, że jednak wolę żeby on tu był.
-Ostatnio nie zdążyłam się spytać o to czym się zajmujesz.- No i padło to pytanie. Zaraz sobie stąd wyjdę i tyle mnie widzieli. Jednak muszę przyznać, że Monick ma twardy wzrok jeśli czegoś chcę się bardzo dowiedzieć. Bo zakładam, że chcę się tego dowiedzieć. Inaczej by tak na mnie nie patrzyła. No cóż zawsze mogę użyć wymijającej odpowiedzi.
-Można powiedzieć, że opanowałam sztukę sprzątania do perfekcji.- Perfekcyjna pani domu to właśnie ja. Chociaż powinnam to zamienić na perfekcyjną panią kłamstwa. Mam nadzieję, że sama się domyśli co to tak naprawdę oznacza. Bo mówienie o tym wprost na pewno będzie dla mnie żenujące.
-Och, teraz rozumiem.
-Poważnie?
-No pewnie, że tak. Mówię ci to naprawdę nic strasznego.
-Nie przeszkadza ci to czym się zajmuję?- Nadal nie jestem przekonana co do tego czy się dobrze rozumiemy.
-Oczywiście, że nie.- Machnęła na to ręką. Nieco się zdziwiłam, ale skoro powiedziała, że jej to nie przeszkadza to czuję się z tym lepiej.
-A czym ty się zajmujesz?- Chciałabym wiedzieć jak bardzo odstaję od norm.
-W sumie to jeszcze niczym. Póki żyje mój ojciec to on ma całą sieć hoteli.- Upiła łyk wody. Akurat w tym samym czasie na horyzoncie pojawił się antychryst. Jak zwykle w garniturze. Nienagannie wyglądający, włosy ułożone jakby nigdy nie wychodził od fryzjera. No po prostu człowiek ma czasami dość tej jego perfekcji. Denerwująca osoba, ale i tak postarałam się o uśmiech.
-Zamówiłyście coś?
-Już to zrobiłam. Zaraz powinni podać.- No ładnie. A myślałam, że jednak będę znała cenę. Robi się coraz ciekawiej.
-Przepraszam, że tak długo. Była kolejka.
-Nie szkodzi i tak sobie rozmawiałyśmy. Czy wiesz, że Sora ma własną firmę sprzątającą.- Wytrzeszczyłam oczy. Poważnie? Wcale nie o tym mówiłam.
-Na prawdę?- Spojrzał na mnie zaciekawiony. Teraz wszyłam przed nim na kłamczucha. A przecież powiedziałam prawdę. Tylko ona ją znacznie zmieniła co najwidoczniej go bawi. Z chęcią starłabym mu ten uśmieszek twarzy.
-Czemu się tak dziwisz. Przecież razem pracujecie. Czy coś pomyliłam?- Chciałam się wtrącić, ale kelner właśnie postawił nam nasze dania i temat się urwał. Chyba potrzebuję większego dołu bo pogrążam się coraz bardziej.
Zaczęłam grzebać widelcem w sałacie zastanawiając się co było by dla mnie korzystniejsze. Ucieczka pod jakimś pretekstem czy sprostowanie tego co tu zaszło.
-Monick.- Jednak wybrałam tę drugą opcję. Nawet gdybym miała się zbłaźnić ku uciesze tego idioty to wydaję się być lepsze niż kłamstwo. W końcu ona jest dla mnie za miła.
-Tak?
-Muszę ci powiedzieć, że...- Przerwałam w połowie zdania. Pojawiła się. Dlaczego akurat teraz. Co jest z tą dziewczyną. Pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Przez to, że się tak gapi czuje się nie przyjemnie. O co może chodzić tym razem.
-Ei, chyba chciałaś coś powiedzieć.
-Ano tak. To... - Spojrzałam na Tae, który przyglądał mi się z miną , która mogłaby zabić. Ale to nie była ta rzecz, która zwróciła moja uwagę po raz drugi. Kelner zmierzał w naszą stronę z kawą w ręku. Niby nic dziwnego, ale jego wzrok jednak mówił mi co innego. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ducha tej dziewczyny. A znalazłam ją w ciele kelnera. I co z tego i tak było już za późno. Połowy kawy wylądowała na Monick i zrobiło się zamieszanie. Oboje zerwaliśmy się z krzeseł by jakoś pomóc. Sięgnęłam po chusteczki i starałam się jakoś uratować jej strój.
-O boże co za niezdarność!- Krzyknęła na zdezorientowanego kelnera. Biedaczek nawet nie wie co nieświadomie zrobił.
-Nie jest tak źle. Jeśli szybko oddasz to do pralni powinnaś ją uratować.
-Na szczęście kawa nie była gorąca.- Wtrącił się Tae. Wyglądał jakby ta cała scena tylko jeszcze bardziej go zdenerwowała. Bo on akurat ma się czym przejmować. Nawet jedna kropelka na niego nie poleciała.
-Chyba to koniec naszego wspólnego lunch' u.- Jednak na tę wiadomość się nawet ucieszyłam.
-Och, na rozumiem.
-Taehyung możesz zapłacić. Musisz mnie jeszcze odwieźć do domu.- No tak. Trzeba było jeszcze zapłacić. Teraz popłynę. Już miałam portfel w ręku.
-O nie. Nie musisz płacić. Przecież to ja cię zaprosiłam. Tae zapłaci.
-Ale..
-Żadne ale.- Nie chciałam się z nią kłócić. Zwłaszcza, że i tak już wylano na nią kawę. Po co pogarszać sytuację. Pozwoliłam by to on zapłacił. Choć muszę przyznać, że wcale tego nie chciałam. Zwłaszcza, że to on płacił. Pożegnałam się z nimi przed restauracją. Monick obiecała, że zadzwoni. Szczerze wcale nie czekałam na to z utęsknieniem.
Kiedy samochód zniknął za rogiem wróciłam z powrotem do środka. Stała tam. Chyba wiedziała, że wrócę. Skierowałam się do toalety by tam z nią porozmawiać. Poczekałam aż wszyscy wyjdą i zamknęłam się od środka.
-Co ty tu znowu robisz? Dlaczego za mną chodzisz. Czy nie mówiłam, że nie mogę ci pomóc?
-Właśnie, że możesz mi pomóc. I tak naprawdę chodzę za nim.
-Okej, to mogę jakoś zrozumieć, ale po co wylałaś na nią kawę.
-Nie lubię jej.
-Ale on ją kocha. Jest jego dziewczyną. Na prawdę nie wiem co masz do tego.
-Musisz mu pomóc.- To już słyszałam.
-Niby dlaczego. Wygląda jakby wcale nie potrzebował pomocy. Już na pewno nie mojej. I nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Wchodzenie w czyjeś ciało nie jest wcale zabawne. Nie powinnaś tego robić.- I w sumie ja też nie powinnam pouczać kogoś kto już nie żyje. W ogóle dlaczego wdaję się z nią w dyskusję?
-On tylko udaje. Nie kocha jej.
-Skąd możesz to wiedzieć. Kim dla niego byłaś?- A może powinnam powiedzieć ,,jesteś''?
-Nie mogę ci tego powiedzieć. Usłyszysz to od niego.- Westchnęłam. Ile jeszcze zagadek. Nie prosiłam się o ani jedną. Nie podoba mi się to wszystko.
-To i tak wszystkiego nie tłumaczy. To nic nie tłumaczy.
-Wszystko da się zrozumieć z czasem. Z resztą tak naprawdę nie chciałaś tam z nimi siedzieć. Czułam to.
-Dobrze.- Chcę mieć to już za sobą.- Chcę tylko powiedzieć, że nie będę nikomu pomagać. Moje życie i tak już jest dość popaprane. Mam zamiar tylko pracować.
-Nie musisz robić nic szczególnego. Wystarczy, że będziesz robić to co robiłaś do tej pory.- Klamka zaczęła się poruszać. Otworzyłam szybko drzwi, ale po drugiej stronie nie było nikogo. Gdy odwróciłam się jej już nie było. Mogłam się tego spodziewać. No trudno.
Opłukałam twarz i wyszłam. Zaraz skończy się przerwa.

# # #

( 19: 25- W biurze Kim Taehyung' a )

Telefon rozdzwonił się gdy byłem w połowie wypełniania ważnego dokumentu. To Jimin.
-Słucham?
-Jest ważna sprawa.
-Jak zwykle kiedy dzwonisz.
-Nie bądź taki. Chciałbym wiedzieć czy zamierzasz zjawić się w domu o przyzwoitej godzinie.
-Nie musicie na mnie czekać. Pojadę do swojego domu.
-Ok. Rozłączam się.- Rzuciłem telefon na biurko. Inni sobie balują, a ja muszę harować. Tyle lat przyjaźni i nawet nie usłyszysz słowa ,, jak się czujesz'' nic z tych rzeczy. Dziś jednak nie będę tyle siedział. Czas się zbierać
Wyszedłem biura. Budynek ciągle był oświetlony. Poszedłem prosto na parking. Wszystko wydawałoby się być dobrze póki nie zobaczyłem jej. Dziewczyna, która zdążyła namieszać w moim życiu zaledwie w jeden tydzień. Dokładnie teraz mówi sama do siebie. Ona naprawdę jest dziwna. Powinienem ją po prostu zignorować. W końcu nie wygląda jakby miało jej się coś stać. Jednak jestem ciekaw z kim tak rozmawia.

(Narracja Sor' y- 19:45)

-Miałam ciężki dzień. Proszę daj mi spokój.- Jestem pewna, że zaraz się rozpłaczę. Jeden dzień spokoju. Tylko jeden.
-Co ty tu robisz?- Usłyszałam czyjś głos przy uchu i od razu się odwróciłam, a duch zniknął.
-O boże! Przestraszyłeś mnie!
-Zanim tu przyszedłem wyglądałaś jakbyś już była przestraszona.
-W-wcale nie.- Zdecydowanie powinnam przy nim panować nad głosem. Odchrząknęłam.- Ja tylko oddycham sobie świeżym powietrzem.- I szczerze pragnę żebyś sobie poszedł. Przy nim jakoś ciężej mi się oddycha.
-Jest już dość późno.
-Lubię patrzeć w gwiazdy.- Powiedziałam szybko. O co mu chodzi? Czyżby chciał zadać mi pytanie dotyczące tego kłamstwa w restauracji. Mogłabym się wytłumaczyć, a jednak on nie podejmuję tego tematu więc myślę, że nie muszę się mu spowiadać.
-Nie idziesz do domu? W nocy jest niebezpiecznie. To Seul.
-Co sugerujesz?- Zapytałam niepewnie.
-To, że jednak podwiozę cię do domu.- Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Nie sądzę żeby...
-Chodźmy.- Cholera. Nie powinno tak być. Dałam się wcisnąć do tego drogiego auta. Nie to żebym czuła się niezręcznie. Tylko myślę, że tak nie powinno być. Ale przecież nie mogłam wyskoczyć z samochodu w trakcie jazdy. Więc zaczęłam wpatrywać się w widoki za szybą. Oczywiście myślami byłam przy dzisiejszym lunch' u. Czy mam już zacząć myśleć jak wyplątać się z kolejnego? A może lepiej się zastanowić jak odkręcić to wszystko. Westchnęłam.
-Czy zazwyczaj nie kończysz wcześniej swojej pracy?
-Musiałam zastąpić koleżankę.- Tak naprawdę dałam się wrobić.
-Nie powinnaś tego robić.
-A to niby dlaczego?
-To duża firma. Każdy ma swoją pracę. Jeśli zaczniesz pomagać jednej osobie wszyscy będą czegoś od ciebie chcieli.
-Nie uważam żeby to było coś złego.
-Więc musisz być naprawdę nie mądra.
-W cale nie jestem głupia!- Oburzyłam się. W tym samochodzie teraz wszyscy są równi. Jeśli chce mnie obrażać to ja nie będę mu dłużna.- Z resztą ty też pracujesz do późna, a z pewnością przyjaciele nie proszą cię o pomoc.
-Chcesz mi powiedzieć, że niby nie mam przyjaciół którym mógłbym pomóc?
-Tego nie powiedziałam.
-A ja nie powiedziałem, że jesteś głupia.
-Uch, po prostu jedź.- Mruknęłam wkurzona.- Musisz tu skręcić.- Wskazałam mu najbliższy zjazd.
-Wiem to.- Warknął i mocno skręcił tak, że musiałam się czegoś przytrzymać by nie stracić równowagi. Doprawdy co za człowiek. Nie potrafi panować nad swoimi emocjami. Wszystko przekręci tak by wyszło, że powiedziałam coś złego. Anie powiedziałam! Skoro chce taki być to dobrze, ale ja nie mam zamiaru się nawet odezwać. Bo przecież z nim nigdy nic nie wiadomo.
Samochód stanął, a ja wręcz z niego wyskoczyłam.
-Dzięki za podwózkę. Teraz już sobie pójdę.- Skierowałam się w stronę schodów. Z nadzieją, że nie będę musiała z nim dalej rozmawiać. Jednak on wolał włóczyć się za mną aż pod same drzwi. Usiadłam na ławce przed domem.
-Chcesz jeszcze o coś zapytać?- Jeśli chodzi mu o słowo przeprosin to niech zapomni.
-W sumie to tak.- Usiadł koło mnie.
-Pewnie jesteś ciekawy dlaczego twoja dziewczyna myśli, że jestem bogaczką.
-Tak, masz rację. To jedna z wielu rzeczy, które chcę wiedzieć.
-Tak naprawdę to powiedziałam jej prawdę, tylko ona źle ją zrozumiała.
-Okej.
-Okej?
-To mogę zrozumieć. Monick taka jest. Możliwe, że coś przekręciła.
-Więc skoro mi wierzysz to chyba już wszystko.- Wstałam i chwyciłam za klamkę.
-Skąd wiedziałaś kiedy mam urodziny? Wtedy gdy spotkaliśmy się tamtego dnia.- Yyy i co teraz?
-Kalendarz. Sprawdziłam w kalendarzu.
-A. no tak.
-To, pa.- Trzasnęłam drzwiami i od razu się o nie oparłam. Jeszcze o jedno pytanie więcej i nie wiedziałabym co mam mu mówić. Muszę bardziej uważać z tymi rozmowami.

( 22: 20- Sypialnia Kim Taehyung' a)

To chore, a jednak jakoś wytłumaczalne. Bo to na pewno da się wytłumaczyć. Tylko jak. Skoro od pół godziny nie mogę wyrzucić z głowy zwykłej sprzątaczki. Wcale nie powinno mnie obchodzić to jak bardzo jest dziwna. I choćbym nie wiem jak wypierał się tych myśli. To już jest fakt. Nie wiem czy już warto temu zaprzeczać. Sora. Stara się mnie zdenerwować na każdym kroku. I nawet się jej to udaję. A z drugiej strony ma tę swoją lepszą stronę. Dzisiejszy lunch jest tego przykładem. Niewinna i urocza. I dlaczego mam wrażenie, że jeszcze przekonam się, że na pewno coś stworzy?
Co by się stało gdyby...
-Nie to nie ma sensu.- Łyknąłem jeszcze jeden porządny łyk. Aż zapiekło mnie w gardle. To tylko jedna normalna dziewczyna. To normalne, że na chwilę zacząłem o niej myśleć. Tak naprawdę w mojej głowie jest tylko Monick. Ona kocha mnie, a ja ją. To na pewno się nie zmieni. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, a teraz będziemy razem tworzyć dobry związek. Tak jak to było dotychczas. W końcu z długoletnich przyjaźni wychodzą najlepsze związki. Jak na razie to się sprawdza. I to właśnie o niej powinienem myśleć. Jutro jemy obiad z moim ojcem i wszystko będzie szło po mojej myśli. Żadna dziewczyna nie zamąci mi w głowie. Przynajmniej żadna sprzątaczka. 



Pragnę przypomnieć, że na blogu jest spis treści, gdyby ktoś o nim zapomniał lub nie wiedział to przypominam. No i liczę na komentarze <3

4 komentarze:

  1. Jakiś romansik XD. Cudny rozdział jak zawsze. Będę czekać na next. Mam nadzieję że szybko się pojawi. Życzę weny. Hwaiting

    OdpowiedzUsuń
  2. czekam kiedy on coś do niej poczuje :) No i ona do niego, choć widzę że już V wzbudza w niej silne emocje, także jest dobrze :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczekuje na dalsze czesci :) opowiadanie jest bardzo ciekawe I czekam na dalszy rozwòj sytłacji

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja jestem zła i to bardzo!! Ale wybaczam wszystko, ponieważ rozdział cudowny.Czytając całkowicie zapomniałam, że musiałam na niego tak długo czekać :) Bardzo fajna, ciekawa i przede wszystkim oryginalna fabuła! Bardzo podoba mi się to, w jaką stronę zmierza akcja. Cholernie jestem ciekawa jak to wszystko dalej się potoczy, więc czekam i jeszcze raz czekam!! Bo w ogóle to dość długo nie ma nowego rozdziału... :<
    Pozdrawiam i życzę kurewsko wielkiej weny!!! :)
    ~Haruu

    OdpowiedzUsuń