czwartek, 31 października 2013

EXO- 10


I jestem na czas tak jak obiecałam, myślę, że się spodoba i ktoś napisze choć jeden komentarz na który tak bardzo wyczekuje.






Stałam w ciasnym, ciemnym pomieszczeniu z nie wiadomo kim. Gdzie tu do cholery jest światło. No znalazłam. Przede mną stał jakiś blondyn który gapił się na mnie bezczelnie.

-Dzięki za uratowanie życia, ale nie mam czasu na pogawędki.- Wybiegłam na otwartą przestrzeń. Nikogo już nie było. Zobaczyłam Han' a stojącego i rozglądającego się. Fajnie, żarcie znalazł, a mnie tu już nie chciało się szukać bo po co.

-No nareszcie jesteś już myślałem, że sobie poszłaś.- No ciekawe gdzie i jak niby.

-Pomyślmy, biegało tu pełno rozwrzeszczany ludzi nie miałam szans.

-Ale cię nie zostawiłem.

-Taa … dzięki jakoś ci się nie śpieszyło.- Przynajmniej dobrze, że wszystko już jest ok. Choć teraz jak pomyślę to ta twarz którą widziałam zaledwie przez ułamek sekundy zdawała się być znajoma tak jakbym już gdzieś ją widziała. Czemu ja zawsze coś przeoczę.

-To co idziemy chcę już stąd wyjść zanim potkam jeszcze jedno dziecko.- Przez to będę miała traumę. A co gorsza nie będę miała dzieci... nie no z tym przesadziłam, a może nie.

-Dziecko? Jakie dziecko, co? O czym ja nie wiem. Czy ty masz … .- Ło jezu rozpędził się za bardzo.

-CO! Ja nie mam dziecka wariacie. Weź ty już lepiej rozłóż to na taśmie zanim się rozmyślę i cię walnę.- Nie mogę przestać powstrzymać śmiechu, że niby ja i dziecko w tym wieku. Gdyby tak było nie jeździłabym na wakacje tylko chodziła do roboty. To jest naprawdę śmieszne. Nie miałam pojęcia, że zakupy mogą tak męczyć, jestem wykończona i trochę kręci mi się w głowie przez to bieganie w kółko. Teraz tylko spokojne dotarcie do domu i będzie po wszystkim. Oby ten koleś czekał tam na nas bo trochę tego ze sobą mamy, ale po co?

-Prowadź, ja nie wiem gdzie stoi samochód.- Ręce mi opadają pod ciężarem tych pełnych po brzegi reklamówek. Zeszliśmy na parking podziemny. Kto wpadł n taki głupi pomysł. No i jeszcze głupia sznurówka. Schyliłam się żeby ją zawiązać, a gdy wstawałam zakręciło mi się w głowie już po raz drugi i załapał mnie Lu. Stałam tak w jego objęciach. Nawet przez chwilę chciałam żeby mnie pocałował co jest nie normalne z mojej strony. Moje rozmyślania przerwał oślepiający flesz. Czy oni dadzą nam spokój.

-O jaka z was świetna para. Jutro będziecie na pierwszych stronach gazet. Gdyby tak jeszcze... .

-Gdyby jeszcze co. No ile można. Pan życia nie ma czy jak!

-Jakiś całus by się przydał.- Ze zdenerwowania … zrobiłam to. A potem jak gdyby nic się nie wydarzyło wsiadłam trzaskając drzwiami i zostawiając go samego. Po chwili do mnie dołączył. Przyznaję, że pierwszy raz mi tak odwaliło, a co najgorsze to, to, że chyba było fajnie. AAAA warjuję. Nawet

nie mam komu tego powiedzieć bo przecież nadal focham się na Izzy. Za chwilę się jeszcze okaże, że będą szykować mi suknie ślubną. Matko powinnam w końcu przestać myśleć o nie istotnych rzeczach. Ważne żeby się tylko on nie nie domyślił. Dojechanie do twierdzy zajęło nam tym razem o wiele krócej.

-O nareszcie jesteście. Już myśleliśmy, że was porwali.- Zażartowała sobie babcia.

-Powiedzmy, że mieliśmy małe kłopoty z fanami. Poza tym nic się nie stało.- Oczywiście, że się stało. Muszę się wyspowiadać i to porządnie, najlepiej przed wyrozumiałym księdzem ze stażem w tej branży.

-To ja może pomogę rozpakować to wszystko.- już się za to zabierałam , ale stamtąd też mnie wywalili. To poszłam do wielgachnego ogródka naćpać się kwiatkami. Siedziałam sobie patrząc w to zazwyczaj gwieździste niebo. Przyszła do mnie Izzy.

-Ładna noc prawda?- Odezwała się przerywając ciszę.

-Też tak uważam. Znając życie to przyszłaś tu po coś innego.- Muszę to z niej wydusić.

-Bo wiesz miałam zamiar ci powiedzieć, że to ja powiedziałam wtedy to tej staruszce. Bardzo chciałam żebyś i ty też była szczęśliwa tak jak ja i Kris, rozumiesz mnie prawda?

-Poniekąd to tak.

-Więc już się na mnie nie gniewasz za to swatanie?- Mogłabym powiedzieć, że nie wtedy powiedziałaby mi wszystko co chcę wiedzieć. Bez tego też by to zrobiła, ale lubię ją denerwować.

-Pewnie, że ci wybaczam. Wychodzi na to, że moje podejrzenia były słuszne. A tak naprawdę to w ogóle nie miałam focha, po prostu to był mój plan i się udał.- Dziś po części triumfuje.

-Serio? Nigdy tak nie rób!- Uściskałam ją mocno. Na tyle na ile pozwalało mi moje zmęczone ciało.- To teraz opowiadaj co się takiego wydarzyło przez ten czas. Może był jakiś pocałunek od księcia z bajki??- Jest niesamowita, jakby czytała mi w myślach.

-Można tak powiedzieć choć to nie do końca tak jak ci się wydaje.

-Uuuu, a więc powiedz mi jak ma mi się wydawać. Najlepiej od początku ze szczegółami.- Jest co opowiadać. Streściłam jej mą historię dnia uwzględniając moje odkrycie dnia dzisiejszego czyli to, że się zakochałam włącznie. Było trochę pisków i jedna wielka dyskusja która kompletnie mi nie pomogła. Przynajmniej mogłam się wygadać. Spierdzieliłyśmy z ogródka przed atakiem wściekłych komarów. Wzięłam szybko coś do jedzenia i powędrowałam ciemnym korytarzem w stronę pokoju w który dzielę właśnie z nim. Teraz będzie przeszkadzało mi to jeszcze bardziej. Starałam się wejść, ale nie potrzebnie bo nikogo w nim nie było. Skorzystałam z okazji i się przebrałam. Wychodząc z łazienki Lu siedział na łóżku w piżamie.

-Dlaczego jeszcze nie śpisz. I tak będziesz musiał wstać w nocy.

-Czekałem na ciebie.- Dobra zrobiło się tu niebezpiecznie gorąco czy tylko ja tak mam.

-Ale po co.- Wgramoliłam się do ciepłego łóżka. Już nawet nie zwracając uwagi na to jak byłam ubrana.

-Nie mogę spać gdy cię nie ma.- Zamurowało mnie do reszty. No i jak mam mu cokolwiek odpowiedzieć skoro zatkało mnie kompletnie. Leże sobie z bananem na twarzy uśmiechając się do sufitu. Tak to umiem nagadać, a jak chodzi o coś poważniejszego to wymiękam. Jestem kretynką. Bo niby co mam mu powiedzieć konkretnie, że wydzierałam mordę, słusznie w niektórych momentach tylko dlatego, że jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Ale jednak się zakochałam i proszę o wybaczenie. Uznał by mnie za nie zrównoważoną psychicznie. Dobrze wiem, że przez ten cały czas żartował sobie ze mnie bo sam się przyznał co nie ułatwia sprawy. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Gdybyśmy zaczęli się spotykać wiele by się pokomplikowało. Ja tak nie ryzykuję jak Iz. Wystarczająco namieszałam, powinnam przestać się drzeć i być normalna. Taka jak każda przyjaciółka i fanka w jednym. Rozmyślałam tak nad tym trochę i szybko zasnęłam.



* * *

Matko miałam straszny sen wręcz koszmar z ulicy wiązów. Też musiałam tyle myśleć teraz są tego skutki. Coś mnie suszy zbytnio. Ruszyłam się nie chętnie z ciepłego łóżeczka i założyłam kapciochy. Wyszłam na korytarz, a tam ciemno jak w dupie. Nie chciało mi się szukać włącznika, zdałam się na mój instynkt. Przez ten sen mam jakąś schizę. Mózg wariuje. Jakoś bezpiecznie dotarłam do kuchni. Zanurzyłam głowę w lodówce w poszukiwaniu czegoś dobrze schłodzonego. Coś mi się chyba zdawało, że słyszałam kroki. Zignorowałam to bo przecież pewnie mi się zdawało. Dobra tera jestem pewna tego. Najpierw pomyślałam czy by się nie schować i to przeczekać, ale mogłabym ty jeszcze przyspać, a nie chcę żeby ktokolwiek widział mnie w tej ,,piżamie''. Wygrzebałam pierwszą lepszą patelnie. Ruszyłam w ciemny korytarz z patelnią w pogotowiu. W połowie korytarza zobaczyłam ciemną, chudą postać. Spanikowałam i zaczęłam okładać ją jak szalona, jednym słowem wpadłam w dziki szał.

-Nie poćwiartujesz mnie ty zboczeńcu.- Zaczęłam krzyczeć.

-Ała! Co jak takiego zrobiłem. Nie jestem zboczeńcem!

-Tak mówi każdy.

-Przestań bo go zabijesz.- Usłyszałam za sobą głosy … wszystkich którzy wyszli na korytarz. Nie dziwię się było głośno. Ktoś zaświecił światło. Trochę zajęło mi skumanie co to był za koleś. No i jakie ja mam szczęście

kurde.

-Ty! Normalnie mam pecha.

-Tak ja, a kto niby.- Spotkanie numer 2 nie najlepiej wyszło. Ale nie trzeba było mnie straszyć.- Znowu się spotykamy. Już teraz widzę, że sama dałabyś sobie świetnie radę.

-Powiedzmy, że dałabym. Emm przepraszam za te napaść, to wszystko przez ten koszmar.- Oczywiście nikt nie wiedział o czym mówię.- Opowiem to po tym jak już poskładamy tego kalekę.- Przeszliśmy do salonu. Usiadłam obok zaspanej Izzy naciągając tą bluzkę do granic możliwości.

-To mówicie, że się poznaliście. Czemu dowiadujemy się dopiero teraz.- Oburzył się Tao, przytaknął mu Chen tuląc pluszową lamę. Pytam się dlaczego takiej nie mam. Zażądam ją na następne urodziny.

-Nie było okazji żeby o tym gadać. Z reszta co tu opowiadać. Uciekałam przed tłumem i powiedzmy, że pomógł mi znaleźć kryjówkę. Ot cała historia.

-A no to wszystko wporzo. Idziemy spać !!- Zarządził Xiu Min.

-Taa udajmy, że to nie miało miejsca. I tak każdy się przeprosił. Więc kto jest za.- Wszyscy podnieśli ręce do góry. Bez dalszy ceregieli ruszyliśmy do pokoi.

-Wiesz fajna bluzka.- Powiedziała mi Iz z tym swoim uśmieszkiem.

-No właśnie czy to nie przypadkiem Lu Han' a jest?- Jacy oni spostrzegawczy są -,-.

-Jeszcze jedno głupie pytanie, a jak boga kocham przysięgam, że w nocy pourywam to czym się tak chwalicie. Jasne! A teraz dobranoc.- trzasnęłam drzwiami i wróciłam do ukochanej poduszki. Z tego co wiem mam spędzać czas z mamuśką i namolną babcią ( bez obrazy ). Przynajmniej nie ja sama idę na pewną śmierć.


I jak wyszło?? Dajcie znać bardzo proszę :)

piątek, 25 października 2013

Podziękowania

Jestem wręcz wzruszona tym, że odwiedzacie mój blog. Właśnie zerknęłam, że minęliśmy drugą setkę. Obyście mnie nie opuszczali. Dzięki wam aż mam ochotę pisać coraz więcej. To dla mnie bardzo ważne. Komentarze też są mile widziane, dzięki wam mam dziś dobry humor i biorę się za dokańczanie 10 rozdziału który mam zamiar pokazać wam w czwartek.






Życzcie mi powodzenia!

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 9


Ten rozdział jest trochę dłuższy i mam nadzieje, że nie najgorszy. Co do następnego rozdziału to postaram się wrzucić w terminie jak tylko uda mi się go skończyć na czas.





-Mogę wiedzieć co ty wyprawiasz?

-No, a nie widać, że mam zamiar się położyć.- Wolne żarty.

-Na serio myślisz, że będziemy spać w jednym łóżku. To się grubo mylisz.

-To gdzie ja niby mam spać.- Dobra trzeba pomyśleć. Przecież tu nic takie nie ma by się nadawało do spania. Dobra mam pomysła.

-To może by tak … na podłodze.

-Żartujesz ja tam nie będę spać.- Istna baba. Tego nie tamtego nie. Co ja wróżka jestem.

-Jest jeszcze wnna do wyboru to wybieraj. Bo tu jest miejsce tylko dla jednej osoby i jestem nią ja.

- Ta a to niby dlaczego?- Czy ja muszę wszystko tłumaczyć jak dziecku.

-Bo jestem dziewczyną i raczej się dziewczyną ustępuje. Mama cię nie uczyła czy jak.

-Ja się nigdzie nie wybieram.- Uparciuch. Czas nauczyć uprzejmości trochę.

-Dobra, ale wiedz, że jak nie zejdziesz w trybie natychmiastowym to sama cię zwalę.- Nie jestem paniusią, ale no sami chyba przyznacie mi racje, że to on jest tu facetem, a nie na odwrót. Ja poczekam. Jestem na razie opanowana, ale mało brakuje do wybuchu. 3, 2 1 i już. Zwaliłam go prosto na ziemię. Hehe ja i moje szatańskie pomysły.

-I co nadal jesteś przekonany, że podłoga to zły pomysł?

-Dobra niech ci będzie.- Ha wygrana! Czas na sen.



* * *



Coś, a raczej ktoś obudził mnie. Poniosłam się niechętnie i przetarłam oczy. Za oknem było już prawie jasno, no ja nie wytrzymam jest dopiero 6. Teraz to już nawet nie zasnę porządnie. Trzeba coś z tym zrobić. Ruszyłam się z miejsca. Jak ja nie lubię tej ,,piżamy''. Uklękłam przy nim … to dziwnie zabrzmiało.

-Ej weź wstawaj.- Zaczęłam nim trząchać. Odwrócił się szepcząc jakieś bzdety i coś o ty żeby mu oddali ciastka. Ciekawe co on ma w tej głowie.

-No skończ już gadać i się obudź! No wstawaj bo ciastka ci kradną.

-Co, gdzie.- Jego wzrok zatrzymał się na mnie.- Ty zniszczyłaś mój piękny sen.

-Taa bo nie ma to jak śnić o ciastkach.- Przewróciłam oczami.

-A bo ty się nie znasz.- Dobra niech będzie nie znam się. Po porannej toalecie skierowałam się na dół. Musiałam natrafić na całą resztę.

-O, cześć Emi jak tam noc.- Zaczęli chichotać tylko Izzy była poważna. Jedyna chyba domyślała się, że mam focha giganta. I dobrze bo akurat mam. Spiorunowałam ich mym iście szatańskim wzrokiem i poszłam za Lu Han' em. Usiadłam do stołu i już miałam zabierać się za jedzenie, a tu znowu niespodzianka.

-Może ja to zabiorę. Dziś dostaniecie takie specialne śniadanko.- Oboje popatrzeliśmy na siebie. No ciekawe co tym razem. Wszyscy wyczekiwali aż w końcu jego matka postawiła przed nami omlet, ale to nie taki zwykły bo w kształcie serducha.

-Emm dziękuje.- Na serio chciało mi się śmiać. Ledwo powstrzymywałam śmiech. Każdy chciał zobaczyć co też ja takiego ciekawego tam mam. No trudno jestem głodna i mam zamiar to wszamać. Powiedzmy, że nie było najgorsze, a nawet lepsze niż to co ja potrafię zrobić.

-To co dzisiaj będziemy robić.- Proszę niech ktoś powie, że co chcemy. To ja wybieram siedzenie w pokoju i jeden wielki ryk. Ale nie.

-A no tak zapomnielibyśmy powiedzieć wam o niespodziance. Odwiedzi nas tu EXO-K.- Że co proszę pani. Jeszcze więcej chłopaków w jednym domu. Zapowiada się zajebiście, że aż boje się myśleć.

-Dlatego musimy się jakoś przygotować do tego. Chłopcy zostają tutaj, twoja przemiła koleżanka pomoże w kuchni.- Hahaha Iz i kuchnia no powodzenia.- A was dwoje wysyłam na porządne zakupy. A tu lista i karta.- Wręczyła mi ją babcia.- Ale wiesz dziecko jak ci się coś spodoba to bez zastanowienia bierz. Masz przy sobie swojego doradce to ci pomoże w wyborze.

-No dobrze.- Nie dość, że mam cały dzień łazić po sklepach z nim jako moim chłopakiem to jeszcze ta lista ciągnie się w nieskończoność. Co my jakieś zapasy robimy przed końcem świata? Dzisiaj będę chodzić sobie z bananem na twarzy, a co mi tam szkodzi. Jak to powiedział menadżer mam być przekonująca w tej roli. To ruszam na wojnę. Oczywiście jak zawsze wielkie gwiazdy muszą się wyróżniać. To tak jak ja teraz gdy siedzę sobie w drogim samochodzie z następnym szoferem, ile oni ich mają? Suuuper bogata rodzinka. Pewnie ktoś normalny miałby niezłą zajawkę doświadczać takich luksusów, ale ja nie bo mnie jestem normalna. Co jest ze mną nie tak. Dlaczego ciągle stoimy w tym korku.

-Co się tam dzieję na tej drodze. Nogi mi zesztywniały przez to siedzenie.- Ledwo minęło 5 minut.

-Och naprawdę. To może chcesz poduszkę, co?

-Nie, dzięki, a co martwisz się o mnie.?- Uduszę dziada. Przecież dobrze wie, że tak nie jest. A może … nie no nie może być.

-To sarkazm był kretynie. Poduszką to ty możesz oberwać w twarz jak ci się tak bardzo nudzi.

-Dobrze, dobrze ja tam wiem swoje.- Uparciuch, nie przemawia do niego to co mówię.

-Przepraszam nie można by szybciej tym rydwanem. Śpieszy nam się.

-Na randkę jeszcze zdążycie. Jest dopiero 15.- Że która jest!? No to świetnie, spędzimy tam cały wieczór. Czemu oni muszą przyjeżdżać dzisiaj i to w nocy. Jak się obudzę będę wyglądać koszmarnie. Dlatego nie mam

zamiaru wychodzić. Przesiedzę ten ważny moment bo chyba nikt nie będzie mnie tam szukał, a co dopiero potrzebował. Teraz utknęłam tu, aż płakać mi się chcę i ten koleś. Normalnie to bym coś powiedziała, ale chcę już wyjść. Czyli znów przejmuję sprawę.

-Nie mam zamiaru przez najbliższą godzinę siedzieć tu na tyłku kiedy można tyle zrobić. Idziemy na piechotę. Pan dojedzie do tego marketu co trzeba kiedy to się w końcu ruszy, a ty nie gap się tak na mnie bo ci gały wypadną. Jak się trochę przejdziesz to ci się nic nie stanie takiego.- No widać, że trochę się pomęczymy dziś ze sobą. Szłam tą długaśną ulicą zatrzymując się co jakiś czas bo ktoś nas zatrzymywał. Jeszcze jedna osoba i zwariuję.

-Przepraszam czy mogę prosić o jedno zdjęcie.- Zapytała jakaś dziewczyna, ale trudno nie tym razem. I tak mamy duże opóźnienie.

-O no pew... .

-Nie! Nie można zajęty jest. Ruszaj się.- Można by powiedzieć, że już nie szłam, ale biegłam wręcz. Jeszcze ten telefon musi teraz dzwonić. No ładnie mamusia i co jeszcze.

-Halo?

-Cześć Emi, jak ci się wiedzie w nowym miejscu.- Gdybyś wiedziała co ja tu przeżywam.

-Świetnie, jest naprawdę fajnie. Właśnie mam zamiar iść do sklepu.

-To dobrze. A co tam u twojego chłopaka, co? Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że sobie tam kogoś znalazłaś. Chętnie bym go poznała. Twój ojciec jak zawsze narzeka, ale jakoś go uspokoję.- Nie dziwię się, że ojciec znów histeryzuje.

-No wiesz on jest bardzo zajęty i w ogóle ma tyle spraw na głowie.- Muszę odciągnąć ich od tego pomysłu. To by była katastrofa. Zwłaszcza, że i tak źle się czuje z tym, że oszukuję rodzinę i to w dodatku nie jedną, ale rodziny na całym świecie. Lu stoi i próbuję podsłuchiwać, zaraz trzasnę go jak się nie odsunie.

-Rozumiem, pewnie sami nie macie dla siebie czasu, a co dopiero na jakieś spotkania.

-Właśnie, więc pewnie się nie obrazisz. To ja kończę.

-Ale rozmowa przez telefon też by mogła być. Szkoda, że go koło ciebie nie ma.- Ta to się nie poddaję.

-O to da się załatwić.- Usłyszałam jego głos, a już od razu po tym wyrwał mi komórkę z ręki. Co najstraszniejsze w tym to, to że się jakoś dogadywali. Dobra poddałam się co nie jest w moim stylu, ale niech będzie. Może być śmiesznie. Weszłam spokojnie do marketu z pustym wózkiem który napełniał się bardzo szybko. To naprawdę wyglądało jakbyśmy się szykowali na apokalipsę. Było zabawnie aż do czasu.

-Złap mnie za rękę szybko.- Szepnął mi do ucha.

-A to niby z jakiej okazji to?- Nie ogarniam co się dzieje.

-Daj rękę to ci powiem.- Zgodziłam się bo co mi szkodzi.

-A teraz mów o co chodzi. Bo jeśli to znowu celowo, a przypominam, że to już 3 raz to się porządnie zastanów.- Nie ze mną te numery.

-Popatrz lepiej na tego kolesia.

-A gdzie dokładnie.

-Za makaronem.- No naprawdę lepszej kryjówki nie było. Spojrzałam w tamtą stronę i zauważyłam tego podejrzanego gościa.

-Widzę, czy on przypadkiem nie ma ze sobą aparatu.- No nie nawet tu mnie dorwą.

-Właśnie ma, trzeba by się go pozbyć. Rozdzielmy się.

-Że co. Przecież ja się tu zgubię człowieku.

-Jakoś cię znajdę. Na pewno cię nie zostawię.- Dał mi buziaka w policzek i sobie poszedł zostawiając mnie samą. Pomijam już to, że mnie pocałował. Dziwne jakoś tak serce mi trochę przyśpieszyło. Co to w ogóle ma być. Wszystko jego wina. Wracając do rzeczy to muszę wiać w miarę szybko tylko gdzie do cholery. Obmyśliłam skomplikowaną lub nie trasę. Ruszyłam na dział z mrożonkami, schyliłam się z nadzieją, że jak tu posiedzę to sobie pójdzie, ale to zawiodło. Więc wmieszałam się w tłum ludzi i założyłam kaptur. Jest dobrze nie dostrzegam kretyna nigdzie. A jest tam. Wróciłam do początku i ukryłam się w kącie tu nikt nie powinien mnie znaleźć. Ło matko przestraszyło mnie jakieś małe dziecko z bułką w gębie.

-A co pani tu robi?- Jeszcze jeden taki numer i padnę na zawał.

-Eee … sprawdzam cenę.

-A dlaczego?- Co za upierdliwe dziecko mi się trafiło. Jakby nie mogło zatkać się tą bułą.

-Zapomniałam okularów wiesz. A teraz możesz iść, muszę się skupić.- No super, czemu nadal tu stoi.

-Coś jeszcze chcesz?

-No a mi się wydaje, że się pani przed kimś chowa.- Robi się niebezpiecznie.

-Ja? A niby po co miałam bym się chować. Dziecko możesz już iść.- Wynocha mi stąd natychmiast.

-Widziałem tu tłum ludzi, chyba ich tu zawołam.- Niech to szlag, głupie dziecko zepsuje mój plan ucieczki. Wózek stoi bezpiecznie może czym to coś przekupie.

-Dobra co chcesz w zamian za milczenie hymm?- Oby nie za dużo bo dużo nie mam przy sobie.

-Nic nie chcę.- No i za późno, dziecko wydarło mordę, a ten tłum rzucił się na mnie jak opętany. Wzięłam nogi za pas porzucając całe zebrane dotychczas zakupy. Boże już po mnie, ile można biegać między przedziałami. Czemu wszyscy uwzięli się na mnie. Krzyki jakie słyszę to nic innego


jak: ,,To ona! Ukradłam nam go!,, i ,, Jak ją dorwę to zabiję. Za kogo ona się uważa'' i takie tam jeszcze inne, ciekawsze rzeczy, że aż strach o nich myśleć.

Nagle ktoś pociągnął mnie za rękę i znalazłam się w bezpieczniej, ale ciemnej kryjówce.

piątek, 18 października 2013

EXO- 8

Postaram się wam szybciej dodawać te rozdziały, jestem w trakcie pisania 9 więc czekajcie.



Odetchnęłam z ulgą, było by nawet dobrze gdyby nie to, że od razu dopadła nas cała familia. Podszedł do mnie Lu. Widać on też się denerwował no, ale nie to co ja. Nogi mi się uginają. Dobra i spokój się, to jest najważniejsze. Mam być wiarygodna w tej roli.

-Pamiętaj o czym rozmawialiśmy. Tylko się odezwij.- Spojrzałam na niego całkiem blada.

-Dzięki z radę panie profesorze.- Powiedziałam stanowczo. Ale co mi z tego skoro znów poczułam ucisk w gardle. Ja coś czuje, że umrę.

-No nareszcie Lu Han. Już myśleliśmy, że nie przyjedziesz.- Uściskała go chyba jego mama. Wygląda mi na osobę co dużo wymaga. Myślałam też, że jej ubrania to katastrofa, ale co do tej rzeczy też się myliłam.

-Was też miło widzieć.- Zwróciła się do reszty. Ci tylko się przywitali i pobiegli do środka. Chciałam zatrzymać chociaż Iz przy sobie, ale ten bezczelny Kris zabrał mi ją sprzed nosa szczerząc się. No to super. Przede mną stoi z tego co wywnioskowałam jego babcia, ojciec który mi się podejrzliwie przygląda i matka. Mamy zawsze są miłe … prawda, że są? Trzeba będzie przypomnieć sobie te rozmowę w samolocie.

-Może przedzstawisz nam swoją dziewczynę.- Odezwał się nareszcie jego ojciec. Matko co za głos, strasznie podobny do jego.

-No tak. To jest moja dziewczyna Emi.- Złapał mnie za rękę. Już mi się to nie podoba.

-Dzień dobry.- Ukłoniłam się jak wypadało.

-Przynajmniej widać, że ma jakieś maniery. To wejdźmy do domu pewnie jesteście głodni po takiej podróży.- Spytała babcia, Będę ją tak nazywać. Ruszyłam się puszczając jego rękę.

-I jak mi poszło?- Zapytałam najciszej jak potrafię.

-Trudno powiedzieć, ale według mnie całkiem dobrze. Gdybyś nie była taka spięta i była sobą.

-Ta łatwo ci powiedzieć. Ty to się zachowujesz na luzie, a to dziwne bo w końcu sam okłamujesz swoją rodzinkę.- Wyszeptałam.

-Nie rób mi wyrzutów jak matka. I przypominam, że sama też okłamujesz swoją rodzinkę i moją. I kto tu więcej nabroił.- Mam dziką ochotę go walnąć … znowu.

-Jak ja nienawidzę kiedy masz rację, ale po tym wszystkim już nigdy mnie o coś takiego nie proś, ok?- Mijaliśmy przedpokój, długi i szeroki jak diabli.

-Dobra.- W tym momencie spojrzeli na nas. Więc zamilkliśmy.

-To co ja zacznę przygotowywać tą kolację.

-To ja pomogę.- Zaoferowałam się, nie chciałam być wredna, pomyśleli by, że mam dwie lewe ręce.

-O to miło zaraz coś ci znajdę do roboty.- No i zostałam sam na sam z mamuśką. Wręczyła mi fartuszek i wskazała warzywka do pokrojenia. Tak jak to powiedziała żebym się nie zmęczyła jeszcze bardziej. Pominęłam to, że zaczęła działać mi na nerwy. Szybko poszło. Chciałam jeszcze pomóc tej babie ale ta wygoniła mnie z kuchni i kazała pójść do salonu. To poszłam choć nawet nie wiem gdzie to jest. O, znalazłam. Chyba przeszkadzałam w rozmowie, ale co mi tam.

-Co już skończyłaś? Tak szybko?

-No tak, chciałam pomóc, ale twoja mama kazała mi tu przyjść więc jestem.

-A no to ja pokażę wam pokój.- No w końcu ktoś się domyślił. Moja własna przestrzeń.

-A co z bagażami?

-Już są w środku.- Oznajmiła babcia która jakoś w tajemniczy sposób się tu zjawiła, a tego dziwnego pana to już nie było.

-Dziękuje.

Otworzyła drzwi do sporego pokoju. No nie ma na co narzekać. Weszłam sobie do środka i usiadłam na mięciutkim łóżku.

-Jejku bardzo tu ładnie jest.- Rozglądałam się nadal. Moją uwagę przykuły walizki. No rozumiem moje są, ale co robią tu jego? Chyba sam to zauważył i wytrzeszczył gały.

-Wszystko fajnie, ale gdzie mój pokój?- Proszę niech powie, że ma swój pokój bo oszaleje pierwszego dnia.

-A po co przecież już wiemy, że śpicie razem.- Uśmiechała się do nas ta staruszka, a ja tylko rzuciłam się na łóżko.

-No ciekawe od kogo?- Musiałam to wiedzieć po to żeby urwać temu komuś łeb.

-Nie chciałabym tego kogoś zdradzić, ale mogę powiedzieć, że w sumie to od całej reszty. Jakby co to ja wam tego nie mówiłam.- Opuściła nas. Ten zamiast myśleć nad tym co by tu na to poradzić zaczął się szczerzyć. Podeszłam do niego z trzymając poduszkę za plecami. I mu przywaliłam.

-Auł! Za co to tym razem co?- Trzymał się za ramię.

-Po pierwsze to za całokształt, a po drugie korciło mnie od samego początku.

-Wiesz nie którzy cieszyliby się na twoim miejscu, a ty ciągle narzekasz.- No tera to przegięła się pałka.

-Co, żeś powiedział. NO PRZEPRASZAM BARDZO, ŻE NIE MUMIEM ODEGRAĆ SWOJEJ ROLI W TEJ KRETYŃSKIEJ SZOPCE!!- Co on se myśli. Normalnie nie wytrzymie w jednym pokoju z kimś kto ma kompleks wyższość.

-A mogłabyś się tak nie drzeć bo ktoś usłyszy.

-Wychodzę zanim rozwalę coś.

-Po co?

-Muszę przeprowadzić śledztwo. Już ja się z nimi policzę.

Wylazłam ze wściekłością na twarzy, a ten za mną. Co ja dziecko nie potrzebuje obstawy. Zamaszystym krokiem poszłam w stronę pierwszych lepszych drzwi. Zaczęłam walić w nie.

-No już momencik pali się cy co.- Otworzył mi Kris. Wparowałam tam jak burza. Ja wam mówię, że to moja piźnięta przyjaciółka wymyśliła swatanie mnie. No po moim trupie.

-Ty!

-Ale co ja?- No jeszcze udaję głupią. Chamstwo w państwie.

-Nie co. Tylko gadać mi tu komu zachciało się zwierzać jakieś ledwo poznanej staruszce hymmm!!- Nadal nikt się nie odzywa. Mam użyć szantażu. Tak naprawdę nic na nich nie mam, ale się coś wymyśli na poczekaniu.

-Bez przesady to moja babcia.- Oburzył się Lu.

-Szczerze to co mnie to interesuje. Skoro to twoja babcia to jej powiedz, że nie będę spała z tobą w jednym łóżku.- Mam załamanie nerwowe. Znów będzie latało mi oko, głupi tik.

-Oooo kto z kim śpi.- Dopytywała się reszta stojąca w drzwiach.

-O jak dobrze, że wy też jesteście. Siadać mi tu natychmiast.

-A co ty moja matka.- Czy ten Xiu musi zawsze zaczynać.

-Oby nie musiała być. A TERA SIADAJ BO CIE TAM POSADZE, ALE JUŻ!!- Ile można prosić.

-No słyszeliście kazała wam siadać.- Taa chyba jednak poszukam taj żyletki.

-No czas na przesłuchanie. Przyznawać się kto dokładnie to powiedział.- Dobra milczą, trzeba by ich tu jakoś przydusić. O, biedna Iz. Idzie na pierwszy ogień.

-Ok, nie chcecie mówić to trzeba was zmusić. Iz kochana Iz.

-Ja nic nie wiem, nie patrz tak na mnie. W ogóle o co ty mnie oskarżasz kobieto.

-Matko boska uspokuj się jeszcze nie zadałam ci pytania, ale skoro już sama się przyznałaś to połowa sprawty wyjaśniona.- Spojrzałam na innych. Siedzieli patrząc na Iz jakby się bali, że się wygada. No chyba oczywiste, że z niej to wyciągnę przecież nie znamy się od wczoraj. Już ja wiem jak ją przekupić. Muszę tylko wygonić resztę bo przy nich jest trudno cokolwiek z niej wydusić.

-No to co wy sobie wyjdźcie, a my tu pogadamy. Wiecie babska rozmowa.

-Co do tego to nie jestem pewny.- Powiedział Chen.

-Przecież jej nie zjem. To tylko rozmowa, a nie plan ucieczki z więzienia.- Wygoniłam ich szybko.

-No i zostałyśmy same. To co jesteś pewna, że nie chcesz mi nic powiedzieć.

-Nic ci nie powiem bo nic nie wiem.- No dobra coś trudno mi w to uwierzyć.

-Ja coś czuje, że coś cię ciśnie i ja już się dowiem co. Ich tu nie ma możesz mi wszystko powiedzieć. Naprawdę ci obiecuje, że nic nie zrobię.- Chyba się zastanawia. Mogę przysiądz, że spędziłam tam mordercze 15 minut i ... nic kompletnie nic. Co za ludzie ze stali. Postanowiłam, że nie będę się męczyć, po prostu nie będę się do nich odzywać. Ja tu i tak pod presją jestem co się będę wysilać jak ta kretynka. Wyszłam z stamtąd spokojna. Mogłam się spodziewać, że będą podsłuchiwać, ale wątpię by cokolwiek usłyszeli. Czy ja wyglądam na głupią? Ach, jak oni mało o mnie wiedzą.

-I co zadowoleni jesteście widzę. A teraz przepraszam, ale zgłodniałam.- Gapili się na mnie nadal. Hehe niech sobie pomyślą, że jestem obrażona, a wtedy na pewno ktoś coś wypapla.- No co się tak gapicie przecież sama tam nie pójdę ktoś musi iść ze mną.- Ich mózgi pracują tak wolno.

-A no jasne to chodź.- Szłam sobie z tyłu. Najspokojniej jak mogłam choć korciło mnie żeby komuś przywalić. Weszłam do salonu, czyli to jednak tutaj jedli, a nie w kuchni. Wobrarzam sobie co tu się wyprawia jak żarcie lata nad głowami. To musi wyglądać przekomicznie. Usiadłam sobie obok Lay' a. Jakoś dziwnie się gorąco tu zrobiło. Jedliśmy spkojnie. Dopóki się nie zaczęło.

-To może opowiecie jak się poznaliście.- Matko i córko. Ktoś jeszcze kopie mnie w nogę pod stołem. Dobra chyba nikomu się nie zbiera na opowieść.

-No to było w … hotelu. Właśnie tam.- No niech on dalej kończy.

-O hotel ciekawe?- Oj babciu żebyś wiedziała jak. Gdyby wiedziała jaka jest prawda to by jej serce tego nie wytrzymało. A ja nie chcę skończyć w pierdlu za spowodowanie śmierci.

-Ona brała kartę do pokoju, a później spotkaliśmy się jeszcze nie raz i... .

-No I wyszło tak, że ich do siebie zbliżyliśmy. No nasz Luluś wziął ją na scene.- I po co te dekle się odzywają. Nie no mnie tu za chwię rozniesie. Czy ten Xiu nie może zapchać się tą bułką tylko jeszcze pogarsza swoją sytuację. No I jescze następny. Przysięgam, że zaraz przekroję talerz.

-Mówię pani to było takie słodkie kiedy za kulisami poprosił ją żeby z nim była.- Nic już nie powiem, a ten to tylko siedzi I się we mnie wpatruje rzując warzywko. Chcę stąd iść zanim strzele komuś brukselką w twarz, a tak nawiasem mówiąc to ich nie nawidę. Nasze jedzeni dziś nie wylądowało na ścianie, a mogło choć raz kiedy ja tego chciałam. Wyszłam bym szybciej.

Skierowałam się do sypialni. Zajęłam piewsza łazienkę. Spędziłam pod prysznicem godzinę. Chciałam się przebrać w piżame, ale jak zawsze coś musi pójść nie tak. Jak ja głupia mogłam zapomnieć jej spakować. I co teraz mam spać nago albo w bieliźnie. Co nie wchodzi w grę, a do Iz nie pójdę bo jestem na nią wściekła, na nich wszystkich po kolei. Chyba nie mam wyboru I muszę poprosić go żeby mi coś skołował. Matko co za wstyd.

-Co, a ty nie w piżamce.- Łatwo mu mówić kiedy on ją ma, a ja nie.

-A co cię to interesuje.

-Spoko już nic nie mówię.- Stałam tak tam myśląc, że się domyśli o co mi biega, ale nie.

-Co tak stoisz I sie patrzysz.- Dobra powiem to w dupie ma to ja chcę spać , a nie mam w czym.

-Ach … no bo zapomniało mi się tej zasranej piżamy więc pomyślałm, że może coś znajdziesz dla mnie.

-A jeśli nie będzie mi się chciało?- No człowieku nie drażnij się ze mną.

-No to niech ci się zechce.

-No wiesz mnie to nawet ... .

-Proszę cię nie kończ tej wypowiedzi. - Niewyrzyte dziecko.

-Dobra mam tylko do dyspozycji moją koszulkę. Na ciebie będzie za duża to się nada.- No nareszcie powiedział coś mądrego.

-No dzięki.- Weszłam z powrotem do środka I się przebrałam. No nie było źle koszulko sięga kolan. Jezu to będzie koszmar. Oczywiste, że nie pokarze się mu tak, dziwnie bym się czuła. Wychyliłam głowę zza drzwi.

-Echmm mógłbyś się odwucić żeby miała jak dobiec do łóżka.

-No nie wiem.

-No proooszę.

-Dobra już się odwracam.- Jak miło. Wleciałam pędęm pod kołdrę I koc. Podobno tu jest w nocy istna lodówka. Zamknęłam już oczy, a tu mi się ktoś wbija na moje łóżeczko. Komuś się pomieszało trochę.

piątek, 11 października 2013

EXO- 7

Już jestem z nową notką dla was. Tym razem trochę się spóźniłam. Miałam dużo spraw na głowie, ale już jestem. Chcę wam podziękować za tyle wyświetleń, naprawdę jestem wam wdzięczna :)





Jak zawsze to ja muszę wszystko załatwiać. Rozbiegli mi się w wszystkie strony, że nie szło ich ogarnąć. Menadżer zestresowany wydzwaniał wszędzie rozmawiając z tymi ludźmi tak spokojnie. Nie mogłam na to patrzeć. Dorosły facet i żeby nie umieć postawić na swoim.

-Przepraszam. Mogę ten telefon.- Spytałam przerywając dyskusję.

-A bierz. Już mi wszystko jedno.- Wręczył mi ten telefon. Facet wrzeszczał halo.

-Dobry panu z tej strony druga menadżerka EXO. Mam pytanie. Dlaczego na pokładzie tego samolotu nie ma jeszcze pilota?- zapytałam spokojnie choć nie byłam wcale. Zwłaszcza po tej akcji ze zdjęciem. Muszę dorwać ten aparat i to usunąć za nim ktoś wpadnie żeby mnie tym szantażować. Wracając do rozmowy. Gościu ciągle mi tłumaczył, że to nie możliwe i powinien tu być. No i wybuchłam.

-No to niech pan sobie wyobrazi,że GO TU NIE MA. NATYCHMIAST MACIE MI TU KOGOŚ WYSŁAĆ!! GÓWNO MNIE TO INTERESUJE, ŻE NIKOGO NIE MACIE! JA TU RATUJE CZYJEŚ ŻYCIE IDIOTO! WIĘC DAWAĆ MI GO TU!!!- Wykrzyczałam szybko moje żądania. Menadżer stał patrząc na mnie jak na nie normalną.

-To było … dzięki. Powinniśmy cię zatrudnić. Już ja to załatwię.- No i o to chodziło. Weszłam do środka i dopadłam pierwszy lepszy table który był wolny. Spędziłam przed nim ponad 3 godziny. Trochę się tego zebrało. Wiadomości od lamentującej mamuśki. A później jak to się bardzo cieszy, że mam chłopaka. Bo wygląda na takiego bogatego. Dla niej to chyba tylko to się liczy. Czasami mam jej dość. Pizłam tabletem w kąt długiej kanapy o mało co nie trafiając w głowę Iz.

-Uważaj trochę Em.- Kris pogroził mi palcem. Parsknęłam śmiechem. Coś wątpię żeby kiedykolwiek i jakkolwiek bym się go przestraszyłam, ale niech próbuje.

-Sorki, nie chciałam.- Iz widząc mnie podeszła i usiadła koło mnie.

-Co ci się dzieje? Jesteś jakaś taka nie taka jak kiedyś.

-Nie wiem o co ci chodzi przecież jestem taka jaka byłam. Jeśli coś jest nie tak to ich wina.

-O, naprawdę?- Spytał się Lay.- Nie chcieliśmy nic zrobić.

-Co ty się tak użalasz człowieku. My nic jeszcze nie zrobiliśmy.- Wtrącił się Xiu. Matko co za młoty nie złapali aluzji.

-To ja wiem co cię rozśmieszy.- Pokazali głupie minki i zaczęli trzepotać rzęsami. Popatrzyłyśmy na siebie i wybuchłyśmy niepohamowanym śmiechem. Przez cały pobyt tu w końcu pierwszy raz się śmieje.



* * *



Przez resztę siedzenia w samolocie było nawet fajnie. Powiedzmy, że tak jak powinno być. Gadaliśmy i omawialiśmy jak mam się zachowywać przy jego

rodzince. Zbliżaliśmy się do celu. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego jak się bardzo stresuje i na co się porwałam.

-No już prawie dolecieliśmy.- Mogłaby mi nie przypominać. Znając życie robi to celowo. Ach, ta moja wariatka.

-To co zero stresu. Idziemy!- Wydarł się Chen. Aż przeszły mnie ciarki po plecach.

-No w końcu już myślałam, że tego nie dożyję. Potrzebuję powietrza.- Przepchali się wszyscy jako pierwsi, a ja stałam.

-Rusz się leniu.

-No przecież idę, poczekaj chwilę.- Jezu postać nie można.- Po co się tak śpieszysz. To tylko hala przylotów nic nadzwyczajnego.

-No wy tym nie, ale potrzebuję toalety i to szybko.

-Ok, ok idź zanim zrobi się tu powódź.- Zaśmiałam się, a ta poleciała w stronę toalety. Ruszyłam za resztą która stała sobie koło wielkiego samochodu

-Zajmuję miejsce z przodu.- Wepchałam się do środka.

-Ale to ja chciałem tam usiąść.- Tupnął nogą Tao.

-Nie trzeba było się ociągać. Teraz żałuj.

-Gdybym miał swojego psa przy sobie to bym cię nim poszczuł.

-No wątpię. To ja daje twojemu psu jeść więc się zastanów kogo tu prędzej poszczuje.- Zaczęłam się śmiać mym złowieszczym śmiechem.

-Przestań bo ktoś pomyśli, że ci odbiło.

-Myślałam, że to już dawno nastąpiło.

Przerwaliśmy tą twórczą dyskusję bo nadchodziła Izzy. Gadała przez telefon. Z tego co wywnioskowałam to ze swoją mamą.

-Tak, tak mamo też się cieszę … przecież nic mi nie jest … przestań mi o tym teraz gadać … to ja kończę.- Rozłączyła się chowając telefon. Przewróciła oczami i wsiadła do środka.

-Co, miałaś rozmowę z mamusią?

-A żebyś wiedziała jaką. Normalnie zaczęła swój wywiad środowiskowy. Jeszcze miała jej opowiedzieć jaki on jest i takie tam.

-I co jej powiedziałaś. Chyba nic złego.- Dopytywał się Kris. Normalnie śmiać mi się chciało, ale się powstrzymałam.

-Oczywiste, że nic złego. Same dobre rzeczy.- Ten uśmiechnął się i pocałował ją.

-Jeny nie przy ludziach bo oślepnę.- Zaczął zasłaniać oczy Xiu. Tak samo jak i pozostali. Odwróciłam się żeby już im nie przeszkadzać. Siedziałam spokojnie podziwiając widoczki za szybą. Nagle usłyszałam wrzaski z tyłu. Zostałam zmuszona sprawdzić co się tam takiego wyrabia.

-Co ty wyrabiasz znów człowiecze?- Lu przekopywał zawartość swojego plecaka.

-Chyba czegoś zapomniałem. Możemy się wrócić?- Istny baran, chyba brakuje

mu klepki.

-Nie nie możemy. Jesteśmy w połowie drogi. Ogarnij się rzesz.

-No słyszałeś masz się ogarnąć nie robię.- Przyznał mi rację Chen i Lay.

-Odezwali się najmądrzejsi. Idioci.- Ostatnie słowo wypowiedział cicho, ale chyba za głośno bo i tak to usłyszeli.

-Ja ci dam idiotę ty capie nie myty!!- Wykrzyczał Lay. No i zanim zdążyłam zareagować wszystko latało w powietrzu. Nie dość, że jestem zmęczona podróżą to jeszcze to. Nie mówiłam nic bo i tak bym nic nie wskórała. Ale jak zobaczyłam, że Luluś trzyma w ręku moją torebkę to musiałam zareagować.

-STÓJ! Nawet nie próbuj tym rzucać. Mam w środku ważne rzeczy i jak się zepsują to cię powieszę.- Spojrzałam na niego morderczym wzrokiem, a wszystko co mieli w rękach odłożyli na miejsce. I opanowałam sytuację. Wróciłam do wpatrywania się w szybę tym razem z torebką na kolonach tak dla bezpieczeństwa. Zanim się zorientowałam zajechaliśmy pod całkiem spory drewniany dom. Nie wyglądał na taki przestarzały bez ogrzewania w środku. Ci ludzie mieli nawet swój garaż i z tego co zauważyłam basen, garaż i jeszcze mały ogródek z huśtawką dla przynajmniej 4 osób. No to pełen full wypas. Zostaje tylko wnętrze i jakoś przemęczę ten tydzień.

środa, 2 października 2013

EXO-6

 No to jestem z następnym rozdziałem. Mam nadzieje, że was nie zanudzam.





Co ja tu słyszę to się w głowie nie mieści. Jak dorwę to już mi nie ucieknie. Choć z drugiej strony mam u niego dług więc muszę się zastanowić. Nie będę wredna, będę iście szatańska, po prostu się z nim podroczę.

-Ty mi mówisz, że jeszcze tego jej nie powiedziałeś! Ona musi się zgodzić czy tego chcesz czy nie. Wasza kariera wisi na włosku i to właśnie przez nią. Incydent na koncercie doprowadził do tego, że se fanek są po jej stronie.- No ładnie z ich strony. W końcu okazało się, że naród nie taki głupi jak się mówi. To nie zmienia faktu, że najpierw powinnam pomyśleć, a potem walić po mordzie.

-Jak mamy niby jej to powiedzieć, przecież ona się wścieknie.- Iz dobrze gada. Oczywiste, że bym się wściekła. Ale jest mi go … żal? Bosz wymiękam ja ta parówa.

-Dobra Lu ją zbyt lubi żeby jej to powiedzieć. My możemy to zrobić.- zgodzili się. A niech próbują co im szkodzi. I co ma oznaczać słowo ,,lubi'', że niby w jakim sensie? Dobra trzeba wrócić do rozmowy.

-Mam lepszy pomysł. Ja z nią porozmawiam. Jeśli nie wypali to będzie niezły burdel. Tylko ją zawołajcie tutaj.

-Nie trzeba. Ona wszystko słyszała.- Powiedziałam schodząc. Ich miny były bezcenne. Wszyscy gapili się na mnie na jakiegoś ufoluda z innej planety.

-Mówiłam żeby być ciszej bo się skapnie.

-A czy to teraz takie ważne. Skoro już wszystko słyszałaś to powiedz czy się zgadzasz.- Spytał mnie. Widziałam zakłopotanie w oczach Lu han' a. Jakby oczekiwał ode mnie cudów. Co ja mogłam. Pod presją powiedziałam to co powiedziałam.

-Dobrze.- Każdy się ucieszył. Oprócz niego nadal wpatrywał się we mnie. Czułam się jak jeden wielki czub stojący pośród szalejących małp. Dziwne porównanie nieprawdaż. Ale trudno, spłacę swój dług wobec niego. Tym razem to ja ratuję jego karierę.

-To świetnie. Za jakieś 2 godziny przyjedzie tu auto. Zabierze was prosto do rodziców Lu. To musi wyglądać wiarygodnie. Naprawdę jestem wdzięczny, że się zgodziłaś. Myślę, że nie będziesz miała nic przeciwko temu by zmienić okolice?

-Spoko tylko na jaką?- Oby to nie było duże miasto bo takich mam już dość jak na razie.

-To takie małe miasteczko. Pojedziemy tam wszyscy razem.- Wyjaśnił mi. Nareszcie się odezwał już myślałam, że coś mu się stało.

-To miło będzie.- Ucieszył się Lay i popędził do pokoju pakować się. Iz też zniknęła. Odchodzą poklepała mnie po ramieniu. No i zostaliśmy tak jakoś sami.

-Nie myślałem, że się zgodzisz. Ale dzięki.

-No widzisz jeszcze mnie za dobrze nie znasz.

Ciekawe co ja niby mam spakować do tak małej torby w końcu jestem dziewczyną. Choć z drugiej strony gdybym zabrała wszystko rodzice Lu pomyśleli by, że jestem ciut nie normalna. A no tak muszę jeszcze wyjaśnić na co się porwałam. A więc mam udawać dziewczynę Lulu. Czy wy to sobie wyobrażacie bo ja nie koniecznie. Nie zrobiła bym tego, ale mam wyrzuty, że to przeze mnie oni mogą pożegnać się z karierą. Tego bym sobie nie wybaczyła i nie przeżyła. No to czas poznać tą miłą rodzinkę. Pół godziny później siedziałam w samochodzie ściskana przez dwóch goryli którzy wydzierali mi się do ucha. Żeby to chociaż coś mądrego było, a ci na okrągło to samo.

-Zakochana para.- Wydzierali się jak opętani.

-Zamilcz człowieku bo nie ręczę za siebie.

-Uuu nie złość się.- Powiedział robiąc słodkie oczyska.

-Ale to jest takie piękne. Wy tak do siebie pasujecie.- Walnęłabym go, ale zbytnio nie mam miejsca. Wszyscy zaczęli zacieszać.

-Dobra uspokójcie się do cholery.- No nareszcie jedna normalna osoba -Iz. - Albo i nie.- I znów zaczęła rechotać. Dziwiłam się, że Lu Han siedział sobie z przodu całkiem spokojnie. Mnie to działa na nerwy.

-Mógłbyś coś zrobić. Proszę.- Powiedziałam błagalnie.- Jakoś nie jestem za tym żeby słuchać tego przez 24 godziną podróż.

-A co ja mogę niby.- Nie no mam załamanie. Mój własny ,,chłopak'' mi nie pomoże. Ach, życie jest nie sprawiedliwe.

-Hmmm to może chcesz zamienić się miejscami?

-Tak!- Jestem uratowana.

-Ej to nie fair. Chcesz mnie tu zostawić Emi.- Oburzyła się Izzy.

-No wiesz przecież masz mnie.- Odezwał się Kris ze smutną minką na twarzy.

-Właśnie masz swojego chłopaka to co się bulwersujesz.

-Ale ty też masz.- Spostrzegł Tao, a Xiu mu potakiwał jakby mu się płyta zacięła.

-Ano to może tak my przeniesiemy się do przodu, a wy sobie tu zostaniecie.- A już mim wszystko jedno chcę tylko odrobinę ciszy. Zgodziłam się. Przynajmniej z jego strony nie usłyszałam sprzeciwu. Ci zasłonili się z przodu. A przecież nie potrzebnie ... prawda?

-Powariowali na czele z Iz.- Podsumowałam na co parskną śmiechem.

-Prawda, że to dziwne? Nigdy bym nie pomyślał, że będę miał takie szczęście.- Przysunął się do mnie. Jaki naiwny, chyba go porąbało ja tu w pracy jestem, a temu zachciewanki w głowie. Po moim trupie.

-Proszę cię nie zaczynaj.

-Ok już nic nie mówię.



(Narracja Izzy)



Nosz kurde czemu tam nic nie słychać. Czyżby Emi stwierdziła, że jest z niego niezłe ciacho i teraz coś się tam dzieje. A nawet gdyby to przecież potem mi powie. Ja tu muszę panować nad tymi szpiegami co przyzsali się do tej barykady. Fakt na początku sama byłam ciekawa i podsłuchiwałam, ale bez przesady. Jestem normalna tak w połowie według mych rodziców którzy nie są lepsi.

-Matko co za nuda. Może by tak zaglądnąć tam i zobaczyć co się dzieje jeśli się w ogóle dzieje.- Jak Chen coś palnie to klękajcie narody. Pacnęłam go w ten pusty łeb.

-Auł! Co mnie tykasz. Tyka se swojego kochasia bo się jeszcze obrazi.- Normalnie spiorunowałam go wzrokiem i zamilkł. jestem pewna, że Kris tak nie myśli.

-Jak dzieci. Zero powagi.- Jednym słowem face palm.

-Nie mów, że cie to nie interesuje Iz.

-A właśnie, że nie. Mam swojego chłopaka i to akurat teraz nim się interesuje.- Dałam Kris' owi buziaka w polika. Siedziałam tam jeszcze z 5 minut. Zara tu zwariuję. Przepchałam się do barierki dzielącej mnie i te dwójkę.

-Czyli jednak chcesz zobaczyć co się tam dzieje. Wiedziałem!- Wykrzyknął Lay.

-Robię to tylko i wyłącznie żeby was zapewnić, że nic tam takiego ciekawego nie ma.- Kogo ja oszukuje. Oczywiste jest, że korciło mnie od samego początku. musiałam zachować pozory. Odsłoniłam to i szczerze miałam rację. Ale to takie słodkie, że aż muszę to uwiecznić.

-Dawać mi tu aparat i to szybko.



(Powrót do Emi)



Oślepił mnie flesz z aparatu. Domyślam się co tu się wyprawia. Jak się dowiem kto wpadł na pomysł żeby mnie budzić to zasadzę komuś kopa. Przetarłam oczy i zobaczyłam na kim to ja sobie śpię. Szybko się zerwałam i rzuciłam małą poduszką w twarz Xiu. Ci szybko znów zamknęli się, a że z ich strony można było to tylko otworzyć przeklnęłam pod nosem. Dziwię się, że nie obudziłam tym Lu. Ale się myliłam. Otworzył te swoje oczyska.

-I jak ci się spało?- zapytał jak gdyby nigdy nic.

-Bywało gorzej.- Ziewnęłam zakrywając swoją paszczę.

-No wielkie dzięki. Za to ci powiem, że nie najlepiej bo coś mnie przygniotło.

-Nie moja wina żeś się wyłożył. Ja też potrzebuję miejsca.

Nawet nie zauważyłam jak się zatrzymaliśmy. Otworzyła drzwi Iz z bananem na twarzy.

-No wychodźcie.- Luluś chciał wyjść pierwszy, ale mu na to nie pozwoliłam. Wepchałam go do auta i wygramoliłam się na świeżę powietrze.

-Co za kobieta.- Szepnął pod nosem.

-Słyszałam!

-Pabo.- Powiedziałam do niego, Kris i pokiwał głową.

Trochę poczekamy sobie na samolot bo dopadły nas fanki. Przyznam, że pierwszy raz w życiu ktoś poprosił mnie o autograf. Spojrzałam zaskoczona na małą dziewczynkę co o mało nie zemdlała. Jeszcze parę foci ,,słodkiej pary'' jak to co poniektórzy nas nazywali. Po całym cyrku odpoczęłam sobie. Nie wiedziałam, że to takie męczące. Chyba nie doceniałam ich wysiłku jaki wkładali w bycie gwiazdami. Tym bardziej jestem pewna, że chcę im pomóc. Weszliśmy do prywatnego samolotu. Mówię wam czego tam nie było. A no tak naszego pilota. No normalnie dostane kociokwiku.