I jestem na czas tak jak obiecałam, myślę, że się spodoba i ktoś napisze choć jeden komentarz na który tak bardzo wyczekuje.
Stałam w ciasnym, ciemnym pomieszczeniu z nie wiadomo kim. Gdzie tu do cholery jest światło. No znalazłam. Przede mną stał jakiś blondyn który gapił się na mnie bezczelnie.
-Dzięki za uratowanie życia, ale nie mam czasu na pogawędki.- Wybiegłam na otwartą przestrzeń. Nikogo już nie było. Zobaczyłam Han' a stojącego i rozglądającego się. Fajnie, żarcie znalazł, a mnie tu już nie chciało się szukać bo po co.
-No nareszcie jesteś już myślałem, że sobie poszłaś.- No ciekawe gdzie i jak niby.
-Pomyślmy, biegało tu pełno rozwrzeszczany ludzi nie miałam szans.
-Ale cię nie zostawiłem.
-Taa … dzięki jakoś ci się nie śpieszyło.- Przynajmniej dobrze, że wszystko już jest ok. Choć teraz jak pomyślę to ta twarz którą widziałam zaledwie przez ułamek sekundy zdawała się być znajoma tak jakbym już gdzieś ją widziała. Czemu ja zawsze coś przeoczę.
-To co idziemy chcę już stąd wyjść zanim potkam jeszcze jedno dziecko.- Przez to będę miała traumę. A co gorsza nie będę miała dzieci... nie no z tym przesadziłam, a może nie.
-Dziecko? Jakie dziecko, co? O czym ja nie wiem. Czy ty masz … .- Ło jezu rozpędził się za bardzo.
-CO! Ja nie mam dziecka wariacie. Weź ty już lepiej rozłóż to na taśmie zanim się rozmyślę i cię walnę.- Nie mogę przestać powstrzymać śmiechu, że niby ja i dziecko w tym wieku. Gdyby tak było nie jeździłabym na wakacje tylko chodziła do roboty. To jest naprawdę śmieszne. Nie miałam pojęcia, że zakupy mogą tak męczyć, jestem wykończona i trochę kręci mi się w głowie przez to bieganie w kółko. Teraz tylko spokojne dotarcie do domu i będzie po wszystkim. Oby ten koleś czekał tam na nas bo trochę tego ze sobą mamy, ale po co?
-Prowadź, ja nie wiem gdzie stoi samochód.- Ręce mi opadają pod ciężarem tych pełnych po brzegi reklamówek. Zeszliśmy na parking podziemny. Kto wpadł n taki głupi pomysł. No i jeszcze głupia sznurówka. Schyliłam się żeby ją zawiązać, a gdy wstawałam zakręciło mi się w głowie już po raz drugi i załapał mnie Lu. Stałam tak w jego objęciach. Nawet przez chwilę chciałam żeby mnie pocałował co jest nie normalne z mojej strony. Moje rozmyślania przerwał oślepiający flesz. Czy oni dadzą nam spokój.
-O jaka z was świetna para. Jutro będziecie na pierwszych stronach gazet. Gdyby tak jeszcze... .
-Gdyby jeszcze co. No ile można. Pan życia nie ma czy jak!
-Jakiś całus by się przydał.- Ze zdenerwowania … zrobiłam to. A potem jak gdyby nic się nie wydarzyło wsiadłam trzaskając drzwiami i zostawiając go samego. Po chwili do mnie dołączył. Przyznaję, że pierwszy raz mi tak odwaliło, a co najgorsze to, to, że chyba było fajnie. AAAA warjuję. Nawet
nie mam komu tego powiedzieć bo przecież nadal focham się na Izzy. Za chwilę się jeszcze okaże, że będą szykować mi suknie ślubną. Matko powinnam w końcu przestać myśleć o nie istotnych rzeczach. Ważne żeby się tylko on nie nie domyślił. Dojechanie do twierdzy zajęło nam tym razem o wiele krócej.
-O nareszcie jesteście. Już myśleliśmy, że was porwali.- Zażartowała sobie babcia.
-Powiedzmy, że mieliśmy małe kłopoty z fanami. Poza tym nic się nie stało.- Oczywiście, że się stało. Muszę się wyspowiadać i to porządnie, najlepiej przed wyrozumiałym księdzem ze stażem w tej branży.
-To ja może pomogę rozpakować to wszystko.- już się za to zabierałam , ale stamtąd też mnie wywalili. To poszłam do wielgachnego ogródka naćpać się kwiatkami. Siedziałam sobie patrząc w to zazwyczaj gwieździste niebo. Przyszła do mnie Izzy.
-Ładna noc prawda?- Odezwała się przerywając ciszę.
-Też tak uważam. Znając życie to przyszłaś tu po coś innego.- Muszę to z niej wydusić.
-Bo wiesz miałam zamiar ci powiedzieć, że to ja powiedziałam wtedy to tej staruszce. Bardzo chciałam żebyś i ty też była szczęśliwa tak jak ja i Kris, rozumiesz mnie prawda?
-Poniekąd to tak.
-Więc już się na mnie nie gniewasz za to swatanie?- Mogłabym powiedzieć, że nie wtedy powiedziałaby mi wszystko co chcę wiedzieć. Bez tego też by to zrobiła, ale lubię ją denerwować.
-Pewnie, że ci wybaczam. Wychodzi na to, że moje podejrzenia były słuszne. A tak naprawdę to w ogóle nie miałam focha, po prostu to był mój plan i się udał.- Dziś po części triumfuje.
-Serio? Nigdy tak nie rób!- Uściskałam ją mocno. Na tyle na ile pozwalało mi moje zmęczone ciało.- To teraz opowiadaj co się takiego wydarzyło przez ten czas. Może był jakiś pocałunek od księcia z bajki??- Jest niesamowita, jakby czytała mi w myślach.
-Można tak powiedzieć choć to nie do końca tak jak ci się wydaje.
-Uuuu, a więc powiedz mi jak ma mi się wydawać. Najlepiej od początku ze szczegółami.- Jest co opowiadać. Streściłam jej mą historię dnia uwzględniając moje odkrycie dnia dzisiejszego czyli to, że się zakochałam włącznie. Było trochę pisków i jedna wielka dyskusja która kompletnie mi nie pomogła. Przynajmniej mogłam się wygadać. Spierdzieliłyśmy z ogródka przed atakiem wściekłych komarów. Wzięłam szybko coś do jedzenia i powędrowałam ciemnym korytarzem w stronę pokoju w który dzielę właśnie z nim. Teraz będzie przeszkadzało mi to jeszcze bardziej. Starałam się wejść, ale nie potrzebnie bo nikogo w nim nie było. Skorzystałam z okazji i się przebrałam. Wychodząc z łazienki Lu siedział na łóżku w piżamie.
-Dlaczego jeszcze nie śpisz. I tak będziesz musiał wstać w nocy.
-Czekałem na ciebie.- Dobra zrobiło się tu niebezpiecznie gorąco czy tylko ja tak mam.
-Ale po co.- Wgramoliłam się do ciepłego łóżka. Już nawet nie zwracając uwagi na to jak byłam ubrana.
-Nie mogę spać gdy cię nie ma.- Zamurowało mnie do reszty. No i jak mam mu cokolwiek odpowiedzieć skoro zatkało mnie kompletnie. Leże sobie z bananem na twarzy uśmiechając się do sufitu. Tak to umiem nagadać, a jak chodzi o coś poważniejszego to wymiękam. Jestem kretynką. Bo niby co mam mu powiedzieć konkretnie, że wydzierałam mordę, słusznie w niektórych momentach tylko dlatego, że jeszcze nie zdawałam sobie sprawy z powagi sytuacji. Ale jednak się zakochałam i proszę o wybaczenie. Uznał by mnie za nie zrównoważoną psychicznie. Dobrze wiem, że przez ten cały czas żartował sobie ze mnie bo sam się przyznał co nie ułatwia sprawy. Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi. Gdybyśmy zaczęli się spotykać wiele by się pokomplikowało. Ja tak nie ryzykuję jak Iz. Wystarczająco namieszałam, powinnam przestać się drzeć i być normalna. Taka jak każda przyjaciółka i fanka w jednym. Rozmyślałam tak nad tym trochę i szybko zasnęłam.
* * *
Matko miałam straszny sen wręcz koszmar z ulicy wiązów. Też musiałam tyle myśleć teraz są tego skutki. Coś mnie suszy zbytnio. Ruszyłam się nie chętnie z ciepłego łóżeczka i założyłam kapciochy. Wyszłam na korytarz, a tam ciemno jak w dupie. Nie chciało mi się szukać włącznika, zdałam się na mój instynkt. Przez ten sen mam jakąś schizę. Mózg wariuje. Jakoś bezpiecznie dotarłam do kuchni. Zanurzyłam głowę w lodówce w poszukiwaniu czegoś dobrze schłodzonego. Coś mi się chyba zdawało, że słyszałam kroki. Zignorowałam to bo przecież pewnie mi się zdawało. Dobra tera jestem pewna tego. Najpierw pomyślałam czy by się nie schować i to przeczekać, ale mogłabym ty jeszcze przyspać, a nie chcę żeby ktokolwiek widział mnie w tej ,,piżamie''. Wygrzebałam pierwszą lepszą patelnie. Ruszyłam w ciemny korytarz z patelnią w pogotowiu. W połowie korytarza zobaczyłam ciemną, chudą postać. Spanikowałam i zaczęłam okładać ją jak szalona, jednym słowem wpadłam w dziki szał.
-Nie poćwiartujesz mnie ty zboczeńcu.- Zaczęłam krzyczeć.
-Ała! Co jak takiego zrobiłem. Nie jestem zboczeńcem!
-Tak mówi każdy.
-Przestań bo go zabijesz.- Usłyszałam za sobą głosy … wszystkich którzy wyszli na korytarz. Nie dziwię się było głośno. Ktoś zaświecił światło. Trochę zajęło mi skumanie co to był za koleś. No i jakie ja mam szczęście
kurde.
-Ty! Normalnie mam pecha.
-Tak ja, a kto niby.- Spotkanie numer 2 nie najlepiej wyszło. Ale nie trzeba było mnie straszyć.- Znowu się spotykamy. Już teraz widzę, że sama dałabyś sobie świetnie radę.
-Powiedzmy, że dałabym. Emm przepraszam za te napaść, to wszystko przez ten koszmar.- Oczywiście nikt nie wiedział o czym mówię.- Opowiem to po tym jak już poskładamy tego kalekę.- Przeszliśmy do salonu. Usiadłam obok zaspanej Izzy naciągając tą bluzkę do granic możliwości.
-To mówicie, że się poznaliście. Czemu dowiadujemy się dopiero teraz.- Oburzył się Tao, przytaknął mu Chen tuląc pluszową lamę. Pytam się dlaczego takiej nie mam. Zażądam ją na następne urodziny.
-Nie było okazji żeby o tym gadać. Z reszta co tu opowiadać. Uciekałam przed tłumem i powiedzmy, że pomógł mi znaleźć kryjówkę. Ot cała historia.
-A no to wszystko wporzo. Idziemy spać !!- Zarządził Xiu Min.
-Taa udajmy, że to nie miało miejsca. I tak każdy się przeprosił. Więc kto jest za.- Wszyscy podnieśli ręce do góry. Bez dalszy ceregieli ruszyliśmy do pokoi.
-Wiesz fajna bluzka.- Powiedziała mi Iz z tym swoim uśmieszkiem.
-No właśnie czy to nie przypadkiem Lu Han' a jest?- Jacy oni spostrzegawczy są -,-.
-Jeszcze jedno głupie pytanie, a jak boga kocham przysięgam, że w nocy pourywam to czym się tak chwalicie. Jasne! A teraz dobranoc.- trzasnęłam drzwiami i wróciłam do ukochanej poduszki. Z tego co wiem mam spędzać czas z mamuśką i namolną babcią ( bez obrazy ). Przynajmniej nie ja sama idę na pewną śmierć.
I jak wyszło?? Dajcie znać bardzo proszę :)