sobota, 27 września 2014

BB- 33

Jednak zdążyłam jeszcze dziś uraczyć was nowym rozdziałem. Do napisania jego pomysł zaczerpnęłam z komentarza od  Kuuki ^^. Za co jeszcze raz dziękuję.  No a teraz już czytajcie i komentujcie :3





Uwielbiam wszystkie zdjęcia z tej sesji <33


-______ telefon do ciebie.- Krzyknęła Cleo. Przełączyłam na telefon w pokoju. Nie chciało mi się schodzić. Skoro i tak spędziłam tu ostatnie 3 dni sama to czemu by nie jeszcze chwilę.
-Słucham.- Przyłożyłam słuchawkę do ucha czekając aż ktoś zechce się odezwać. No, ale nic nie usłyszałam.
-Halo!- Krzyknęłam, ale dalej nikt nie miał zamiaru się odezwać. Rzuciłam słuchawką z powrotem na miejsce i zajęłam się oglądaniem tv. Wszędzie zamiast muzyki tam gdzie powinna być są zapowiedzi koncertów. Chyba nie muszę mówić kogo. Wyłączyłam telewizor i zeszłam na dół w chyba niezbyt dobrym momencie.
-Co za pojebani ludzie.- Najwyraźniej nie tylko ja lubię rzucać telefonami. Bo T.O.P też.
-Co jest?
-Chciałbym to wiedzieć. Po raz trzeci odbieram głuchy telefon. Komuś się bardzo nudzi, ale jak dorwę to nogi z dupy powyrywam. Nie spałem od dwóch dni. I chcę się wyspać.
-No rozumiem. Więc ja następnym razem odbiorę, a ty idź wyłącz telefon w pokoju i śpij.
-Dzięki- Skierował się w stronę pokoju. No to teraz ja się pomęczę i tak nie mam nic do roboty. Odkąd przeprowadzono akcję już chyba w niczym nie mogę uczestniczyć. Według niektórych to już przeszłam na zasłużony urlop. Szkoda tylko, że w ogóle go nie czuję. Warczę na wszystkich od dwóch dni, ale przynajmniej nikt się nie skarży. Mieszkam z ludźmi którzy akurat rozumieją moją beznadziejną sytuację. No i jak tak patrzę to ja przytyję w takim tempie, że raczej się z tego nie wywinę później. No i znów zasrany telefon. Sięgnęłam po słuchawkę.
-Słuchaj no gówniarzu! Jeszcze raz taki telefon to się spotkamy w drugim życiu i przysięgam, że zabiję jak psa!!! JASNE!!- Rzuciłam tym w cholerę. Co ja się będę patyczkować. I niepotrzebnie denerwować. Dokończyłam jedzenie mojego kawałka ciacha.
-_____!!
-W kuchni jestem!! Czego znowu.- Jednego posiłku w spokoju nie można się doczekać.
-To do ciebie.- Noż kurwa.
-Powiedz, że mnie nie ma. Czy coś.- Wpakowałam do buzi spory kawałek ciasta. Niebo w gębie.
-Nie mogę. Powiedziałam, że jesteś.- Ja pierdole. Zabrałam od niej telefon. Jeśli ktoś się nie odezwie to rozdupce to o ścianę. Przystawiłam komórkę do ucha i zanim zdążyła opieprzyć znów mego tajemniczego rozmówcę ten w końcu się odezwał.
-____ tu Ji Yong.- Zamarłam trzymając słuchawkę przy uchu. No nie wierzę. Chyba będę płakać. Usłyszeć jego głos po tylu dniach to tak samo jak dostać w twarz i się obudzić. On zadzwonił pierwszy, a ja jak ta debilka w ogóle się nie odzywam. Cleo dobrze wiedziała, że to on i wcisnęła mi słuchawkę.- _____? Jesteś tam jeszcze?- TAK! Boże przecież miałam to powiedzieć a nie myśleć.
-Tak.- Mój głos wrócił do normy. Był taki jak zawsze. Chciałam mu pokazać, że tak naprawdę nic mi nie jest. Chociaż on pewnie wie jaka jest prawda o moim stanie zdrowia.
-Pewnie nie chcesz ze mną rozmawiać, ale zanim się rozłączysz chcę ci coś powiedzieć.
-Mów.
-Chciałbym się z tobą spotkać. Dzisiaj. Wszystko ci wytłumaczyć.
-Gdzie?
-Tam gdzie zawsze.
-Dobrze, będę.
-Cieszę się, że się zgodziłaś.- I się rozłączył. A kurde. To się dzieje naprawdę. Tylko bez wariacji. Muszę się przebrać z tej piżamy w coś bardziej nadającego się do wyjścia. Ale bez przesady to w końcu tylko park. Tam zawsze się spotykamy. Weszłam do pokoju i stanęłam przed szafą. Nie mam zbytnio w czym wybierać. Po prostu wzięłam coś w czym na pewno nie zmarznę.
-Wychodzisz?
-Tak.
-Ok to powodzenia. A jeśli nie wrócić to ja go tu zaciągnę.- I właśnie tego się obawiam. Wyszłam na dwór gdzie lekko padał już deszcz. Ale i tak wolę się przejść żeby te emocje ze mnie wyparowały. No i muszę pomyśleć. Szłam sobie spokojnie chodnikiem i tak naprawdę to nie myślałam o niczym konkretnym tylko o nim. Przynajmniej wiem, że nie jestem egoistką. A tak swoją drogą to strasznie tu pusto. Pewnie nikt nie jest na tyle głupi żeby szlajać się w taką pogodę. Fakt mogłam wziąć przynajmniej taxi, ale myślałam, że będę czuła swoje ręce jeszcze zanim dojdę na miejsce.
-Przepraszam.- Jakiś koleś zatrzymał mnie w połowie drogi.
-Tak?
-Mogę wiedzieć która godzina?- Boże nie teraz.
-Chwile.- Zanim zdążyłam wyciągnąć telefon poczułam na twarzy czyjąś ciężką rękę która zasłoniła mi usta jakąś ścierką. Zanim przed oczami pojawiła mi się ciemność pomyślałam o mojej fasolce i Ji.

* * *

Kiedy się ocknęłam siedzieliśmy jeszcze w aucie. A naprzeciwko mnie dwóch, dobrze zbudowanych osiłków. Za niedługo nie zliczę tych wszystkich porwań na palcach jednej ręki. Za to jestem ciekawa co tym razem jest powodem do tego żeby mnie porywać ze środka chodnika. Oni mieli cholerne szczęście, że nikt akurat tam nie przechodził. Zostałam pozbawiona torebki i telefonu który trzymałam jeszcze ręce zanim dopadła mnie ciemność. Wpatrywałam się w jednego z nich jednym ze swoich wzroków. No i przerwał mi telefon. Facio z łysiejącą głową wpakował łapsko do mojej torebki i zaczął w niej grzebać, a kiedy już wyciągnął co trzeba to się uśmiechnął pokazując swoje zepsute zęby. Boże w jakim ja miejscu będę przetrzymywana?
-Twój kochaś ciągle do ciebie dzwoni już od godziny.- Siedzę tu z nimi od godziny?
-To nie mój ,,kochaś'' tylko chłopak. Ciekawe czy twoja żona była by zadowolona gdyby ktoś nazwał ją dziwką chociaż w ogóle się nie znali osobiście.?- Oboje popatrzeli na mnie jak na wariatkę. A ja tylko staram się porozmawiać.
-On nie ma żony.
-No i wcale się nie dziwie. Chyba, że jesteś gejem. Wtedy to co innego.- Popatrzyłam na jego przerażonego kolegę.
-Zamknij się mała. Bo odstrzelę ci coś.
-Coś?- Widać, że jest gejem. Jak nic. Nawet ma te swoje podteksty. Przynajmniej do siebie pasują. Oboje łysieją, głupieją i nie mają mózgu. Nic dodać nic ująć. Kurde no czemu akurat jak on chciał się spotkać. Może właśnie straciłam jedyną szansę żeby się z nim pogodzić. Już o wychowaniu naszego dziecka nie wspomnę. Bo jeśli coś pójdzie nie tak to tego dziecka już nie będzie. No oczywiście ja do tego nie dopuszczę. Wiem, że chcę je mieć nawet jeśli on nie będzie chciał. Nie mogłabym pozbyć się kogoś kto nie może się nawet obronić. To tak jakbym zaprzeczała swojej pracy, a przecież ja zabijam tylko tych winnych. Resztę tej nieznośniej drogi przesiedziałam milcząc. Zatrzymaliśmy się przed całkiem przyzwoitą posiadłością. Świetnie przynajmniej coś nowego. Ciekawe czy to miła niespodzianka.
-Wysiadaj mała.- Goryl pchnął mnie w stronę wyjścia. Wyszłam z auta i zapięłam płaszcz pod samą szyję. Prowadzona przez mych dwóch ,,ochroniarzy'' Trafiłam do pokoju. Zanim zdążyłam o coś jeszcze zapytać drzwi zatrzasnęły się za mną.
-No ładnie.- Szepnęłam sama do siebie. Podeszłam od razu do okna, ale kraty nie są do sforsowania bez żadnej broni czy też noża. Jestem tu uwięziona i bezbronna. Rozglądnęłam się po pokoju. Jest tu chyba wszystko i nic co by mi pomogło. Wsadzili mnie do luksusowego pokoju jak w drogim hotelu. Oczywiście nie zapomnieli zostawić mi małej niespodzianki w postaci kamery zamontowanej w każdym pokoju. Jeśli myślą, że będą mieli jakąś z tego zabawę to już mogą o tym zapomnieć. Jak na razie same geje i podglądacze. Co ja mam tu robić?

( Narracja G.D )

Czekam na nią już od godziny i nie będę czekać ani minuty dłużej. Musiało się coś stać. Nie odbiera ode mnie telefonu. Może się rozmyśliła i skazała nasz związek na porażkę. Chociaż znam ją nie od dziś. Wsiadłem w samochód i ruszyłem z piskiem opon jak najszybciej w stronę domu.

Dobijałem się do drzwi póki nie otworzyła mi Cleo z telefonem w ręce.
-O dobrze, że cię widzę. Nie ma z tobą _____?- Kurwa mać! Wepchałem się do środka.
-Ona nie przyszła- Telefon Cleo uderzył o zimne panele. Zaraz obok niej pojawił się T.O.P.
-Co się stało Cleo?- Choi podtrzymał ją bo nagle zrobiła się strasznie blada.- No mów.
-Myślisz, że on ją porwał?- Kompletnie go zignorowała.
-Tak. Mogłem po nią przyjechać. Zawsze wszystko spieprzę.- Przeczesałem dłonią za długie już włosy.
-Akurat z tym się zgodzę.

( Narracja ____ )

Tak ten moment nadszedł bo on zawsze nadchodzi.
-Masz siedzieć spokojnie i nie próbować swoich sztuczek.- Właśnie tylko to usłyszałam kiedy posadzono mnie na tym niewygodnym krześle. Kiedy on siedzi na fotelu. Chyba tak chcę on pokazać, że tu rządzi.
-Na prawdę nie możesz choć raz wysłać listu i zapytać co u mnie. A nie ciągle porywać. Już chyba o tym wspomniałam.
-Zawsze taka jesteś. Nie zdajesz sobie prawy z tego co mogę zrobić.
-A ty jak zawsze irytujący.- W sumie dużo ryzykuje, ale póki on nie wie, albo wie to tylko to mi pozostało. Ta cholerna gnida jest fatalnym spiskowcem.
-Może i był by to dobry scenariusz, ale to życie. A w prawdziwym życiu mogę porwać tyle osób ile chcę.- obrócił monitor w moją stronę, a na nim zobaczyłam obraz którego się nie spodziewałam.
-Po co ci jego siostra?- Teraz robi się dość poważnie. Uwięził jedyną osobę z jego rodziny która ma chęć normalnie ze mną rozmawiać. Jeśli jej się coś stanie albo ona zginie to on nie będzie musiał mnie już zabijać bo szybciej zrobi to Ji.
-Widać, że jesteś zainteresowana uratowaniem jego siostry. To dobrze. W końcu będziemy mogli współpracować na moich zasadach.
-Akurat. Kto powiedział, że chce cokolwiek z tobą uzgadniać.
-Ponieważ jeśli ją zabiję. Twój chłoptaś oskarży cię o to, że w ogóle nie starałaś się jej uratować.
-Wątpię.- Oczywiście, że nie wątpię. No, ale miejmy nadzieję, że nie dojdzie tu do rozlewu krwi.- Raczej go nie znasz. No i nie poznasz.
-Założę się, że już tu jedzie żeby cie uratować.
-No wiem. Kochany jest.
-Ale i tak uciekł od tego co jest tu.- Wskazał palcem na mój brzuch. Cholera zaduszę dziada. Teraz na poważnie. Szybko wstałam z krzesła, że nawet te dwa osiłki nie zdążyły mnie zatrzymać przed wskoczeniem na biurko.
-A tylko mnie tknij. Kogokolwiek to urżnę ci łeb i uwierz mi nikt nie będzie o tobie pamiętać, a co dopiero płakać.- Tylko tyle zdążyłam mu powiedzieć zanim wywleczono mnie z jego biura.
-Potrafię sama iść.- Warknęłam. I uwolniłam się z ich uścisku. Przetrąciłam bym ich karki, ale pewnie nikt by później nie zobaczył żywej Dami. Boże jeśli ona nie przeżyje to jej rodzice wpędzą mnie do grobu szybciej niż bym chciała. Nie mogę tu tak siedzieć i nic nie robić. Musi być coś co mogę zrobić.

( Narracja G.D )

Nie zbierałem całej drużyny. Ze mną ruszyli tylko T.O.P i Cleo. Gdyby było nas zbyt dużo łatwo by nas zauważyli.
-Wiesz gdzie ona jest?- Ile można sprawdzać takie rzeczy.
-No moment. Jeszcze chwilę temu miałam ją na radarze, a teraz nagle zniknęła.- Ja zaraz zwariuję.
-Lepiej nie wrzeszcz na mnie tylko otwórz re drzwi.
-Ja to zrobię.- T.O.P wyszedł i zaraz wrócił z kartką w ręce. Widać, że to nic dobrego.
-To raczej do ciebie.
-Po prostu powiedz o co chodzi.- Po co przeciągać.
-Piszą, że mają ______ i twoją siostrę też.- Wyrwałem mu kartkę z ręki. Napis wydrukowany. Można było się tego spodziewać. Zgniotłem to i wyrzuciłem przez okno. Poszedłem do pokoju i odsunąłem łóżko na drugi koniec pokoju. Odrzuciłem stary koc pod którym znajdowała się moja skrytka. Otworzyłem ją i zacząłem pakować wszystko co będzie mi potrzebne by raz na zawsze pozbyć się go. I uratować miłość i siostrę.

( Narracja ____ )

-Nie zjem tego. Jestem w ciąży, a to wygląda jakby ktoś puścił pawia na talerz.- Koniec. Będę wybrzydzać. Bo jestem wściekła no i mogę mieć humorki. A oni mają przechlapane, że muszą zajmować się akurat mną.
-Kto z tobą wytrzymuje? Teraz rozumiem szefa.- Co za geniusz -,-
-A jak z tobą wytrzymuje twój chłopak, co?- Zdenerwowany zabrał ode mnie ten talerz i wyszedł trzaskając drzwiami. Przynajmniej mogę kogoś denerwować i nie oberwę w zęby.
-Ruszaj się szybciej!- Usłyszałam takie wrzaski i natychmiastowo wstałam z łóżka. Czyżby ktoś nowy do mnie dołączył? Gdybym tylko wiedziała kto to bym zrobiła publiczny strajk. A trajk w moim wykonaniu to nic zwyczajnego no, ale już po sprawie.
-_____?
-Świetnie. Bawcie się razem.- No to zapowiada się ciekawie. Zostałam sam na sam z Dami. Trudno powiedzieć czy jest wściekła czy to jej wyraz twarzy na co dzień. Jednym słowem nie wygląda zbyt dobrze chyba musieli ją pobić.
-To jest … . Obyś miała mi coś dobrego do powiedzenia. W coś ty wpakowała mojego brata, co!
-Akurat w nic. On już był w to wpakowany.
-Dlaczego my tu teraz siedzimy.- Usiadła koło mnie na łóżku rozluźniając zakrwawione palce. Widać ona nie miała tyle szczęścia. Chociaż czy to można w ogóle nazywać szczęściem?
-Jeśli chcesz to wszystko ci opowiem.
-A powinnam chcieć?
-No wiesz … jeśli kochasz swojego brata to pewnie go zrozumiesz.
-Ok. Powiedz.- Więc opowiedziałam co i jak. Wszystko od samego początku. Jak to zostałam ochroniarzem Ji, a później się dowiedziałam, że jest agentem tak samo jak jak i jego przyjaciele. Że tak naprawdę wytwórnia to przykrywka i nie każdy wie o tej drugiej agencji. Dwóch osobach które chcą mnie zabić. I tak wszystko po kolei.
-Na razie starczy mi tych informacji.
-Może i tak. Teraz tylko musimy to wytrzymać.- Podeszłam do okna. Oby on gdzieś tam już po nas jechał. W tym samym momencie ktoś otworzył drzwi. Obie odwróciłyśmy się w stronę drzwi.
-Szykujcie się.
-Na co niby.
-Na potkanie.- I to wszystkie wiadomości jakie nam dostarczono. Po czym rzucili nam jakieś szmaty. Zgaduję, że mamy się w to przebrać.




Jeśli znajdziecie jakieś literówki to bardzo przepraszam, ale nie miałam zbytnio czasu żeby je sprawdzić.

piątek, 19 września 2014

BB- 32

Jest i kolejny rozdział. Nie spodziewałam się takich wyznań pod nim xd No ale miło mi :* A, ponieważ dorwała mnie choroba to miałam więcej czasu na napisanie czegoś. No i wyszło to cuś. No i ja też się uzależniłam od moich kochanych komentatorów <3







Miałam straszny koszmar w roli głównej z Ji Yong' iem. Chciałam się do niego przytulić, ale go nie było. W sumie po tym co wczoraj wieczorem się tu działo wcale się nie dziwie. Teraz bardzo chciałabym wiedzieć gdzie jest. Może u rodziców? A co jeśli jest u tej zdziry i wypłakuję się jej w ramię, albo pieprzy ją gdzieś na podłodze. Na samą myśl chcę mi się rzygać. Ale to pewnie dlatego, że po prostu codziennie mi się zbiera. Przynajmniej nie będę musiała udawać, że czuję się świetnie i nic takiego mi nie jest. Boże, kogo ja próbuję przekonać. On odszedł i chyba w ogóle nie chcę wrócić. Co by oznaczało, że te wszystkie słowa. Zapewnienia o tym jak mnie kocha nic nie znaczyły. To były tylko puste słowa. Z zaszklonymi oczami poszłam się ubrać. Nie wysiliłam się żeby zakryć cienie pod oczami. Tej czerwieni raczej nic już nie zakryje. Usiadłam w salonie na kanapie i zaczęłam przerzucać programy z nadzieją, że pokarzą go w telewizji. Tylko po to żebym mogła go zobaczyć. Niestety nic o nim nie mówili. A to znaczy, że on może być wszędzie. No właśnie wszędzie, a ja cały czas myślę o tej małpie. A może naprawdę poszedł na dziwki jak sam powiedział. Świetnie jeszcze w takim momencie ktoś musi dobijać się do drzwi. Zdałam sobie z tego sprawę dopiero po chwili więc popędziłam do drzwi wymijając T.O.P' a. No i się rozczarowałam.
-Część Taeyang.- Rzuciłam nie odwracając się. Szłam z powrotem na kanapę. Chyba dziś spędzę tam cały dzień lub w pokoju. Przeglądając zdjęcia.
-Cześć.- Odpowiedział Choi. Wiedziałam, że też patrzy na mnie. No, ale cóż mało mnie to obchodzi. Nie muszę już wyglądać perfekcyjnie. Nie mam dla kogo.

( Narracja T.O.P' a )

Zanim zdążyłem dotrzeć do drzwi przede mną pojawiła się jakaś postać. Dopiero po chwili zorientowałem się, że to przecież ____. Na prawdę nie wyglądała jak ona. Teraz kiedy Cleo wytłumaczyła mi o co tak naprawdę chodziło. Wiem, że musiała się tu wydarzyć ostra wymiana słów.
-Co cię tu sprowadza?- Zajełem się naszym gościem kiedy już byliśmy w kuchni. Oczywiście zamknołem drzwi by nikt nas nie słyszał. A już na pewno nie _____.
-Myślałem, że ty mi to powiesz.
-Na prawdę bym chciał, ale za dużo to ja nie wiem.
-Wiesz na pewno więcej niż ja.- To na pewno.
-Czyli?- Wolałem żeby mówił pierwszy. Sam jeszcze nie wiem ile mogę mu powiedzieć.
-Mniej więcej tyle, że Ji dobijał się do mnie do domu o 2 nad ranem. Pomijał już to, że był kompletnie najebany i bredził nie do rzeczy.
-Yh. Nic nowego. On tak odreagowuje.
-Tylko z jakiego powodu. Jeśli dobrze zrozumiałem to bredził coś o jakiś cholernych zastrzykach. A kiedy rano się ocknął nie tułmaczył się. No w sumie nie żeby to kiedykolwiek robił. Poprosił mnie tylko o to czy może z nami zamieszkać.
-Z nami?
-No akuratnie mieszkam z CL. Właśnie teraz powinna przeprowadzać z nim rozmowę jeśli w ogóle dostała się do mojego pokoju.
-Zamknął się w nim?
-Od razu kiedy z niego wyszedłem. Kazał mi pojechać po jego rzeczy. Spytałem dlaczego, a on na to, że nie powinienem się interesować. Więc przyjechałem tutaj oczekując informacji.
-Dużo nie mogę ci powiedzieć bo myślę, że ___ porządnie by mnie opieprzyła. Ale na pewno się ucieszy, że poszedł do ciebie.
-Powiedziałem, że przyszedł o 2 nad ranem. Nie wiem gdzie był wcześniej.
-Ta to raczej nie uspokoi ____. Lepiej by było gdyby nie wiedziała o tym drugim.
-Może i masz rację.
-Ona teraz nie może się denerwować. Nie w takim stanie w jakim jest.

( Narracja _____ )
Pchnęłam drzwi do środka. Wolę więcej nie podsłuchiwać.
-Ta już jestem zdenerwowana. Od samego rana.- Obaj popatrzeli na mnie tak jakby się po mnie tego nie spodziewali.- Nie patrz tak na mnie. Dobrze wiedziałeś, że będę podsłuchiwać- W końcu jestem kim jestem.
-W sumie teraz nie muszę ci tego mówić w twarz.- Dzięki T.O.P, nie pomagasz. Nadal chce mi się płakać, durniu!
-Więc jest u ciebie?
-Tak, jest.- Odetchnęłam z ulgą. Przynajmniej nic mu nie jest. Nadal żyje.
-To dobrze.- Podeszłam do blatu i nalałam sobie kawy. Nawet nie wiem po co skoro nie mam ochoty jej pić. Może dlatego, że on zawsze pił ją rano.
-Coś czuję, że wiele się nie dowiem. A, ponieważ atmosfera jest napięta to zabiorę rzeczy i spadam.- A no tak muszę pójść tam z nim. Zaprowadziłam go do naszego pokoju. Przynajmniej jeszcze wczoraj nim był. Usiadłam na łóżku i wyciągnęłam spod niego torbę.
-Tam jest szafa. Bierz co chcesz. Nawet wszystko.
-Okey.- W sumie to mogę dać mu coś więcej. Wyciągnęłam z torby zdjęcie naszej fasolki.
-Nie powiedział ci dlaczego...- Raczej nie przejdzie mi to przez gardło.
-Nie, ale to raczej coś poważnego skoro nie wraca tu.- Otarłam łzy i nic nie powiedziałam. Pewnie głos by mi się załamał. Tae przerwał pakowanie już prawie pełnej walizki i usiadł koło mnie.- ____ powiedz o co chodzi.- W końcu i tak będę musiała wszystkim powiedzieć.
-Jestem w ciąży. Powiedziałam mu o tym wczoraj. No i zbytnio się nie ucieszył.
-No to teraz się wyjaśniło. Gratulacje.
-Nie ma czego gratulować. On odszedł.
-A powiedział ci, że odchodzi?
-Powiedział wiele różnych rzeczy.- Może i nie dosłownie, ale można to i tak zinterpretować.
-Jeżeli nie powiedział tego dosłownie to na pewno nie odszedł.
-Tylko uciekł, co?- Cholerny tchórz.
-Eee no właśnie. To głupie z jego strony, ale na pewno wróci. Jak tylko to przemyśli. Wiesz on naprawdę cię kocha. Jego stan mówi sam za siebie.- Odwróciłam się w jego stronę.
-Jaki stan dokładnie masz na myśli.- Myślałam, że nic mu nie jest.
-Mniej więcej taki jak twój.- On i te jego nie konkretne odpowiedzi. Sama nie wiem do końca jak się czuję. Tak jakby przejechał po mnie walec albo i gorzej. Deszcz za oknem na pewno sprawia, że czuję się jeszcze bardziej przybita.- Może chcesz tam ze mną pojechać.
-Nie.- Odpowiedziałam szybko.- Znaczy się. Ja nie mogę. Masz rację on musi to przemyśleć sam. Nie chcę nie niego naciskać.- Chcę żeby wrócił i to szybko. Żebyśmy mogli sobie wszystko wyjaśnić.
-Ok. Więc może chcesz mu coś przekazać albo coś w tym stylu.- Przez moment wahałam się czy dać mu tą kopertę. No, ale on musi wiedzieć. Może to coś zmieni. Jeśli w ogóle zechce to otworzyć. A może wyrzuci to nawet nie otwierając.
-Daj mu to.- Wziął ode mnie kopertę i schował do walizki. Odprowadziłam go do drzwi.
-Trzymaj się ____.
-To na pewno.- Postarałam się uśmiechnąć. Pewnie nie wyszło zbyt przekonująco, ale się starałam.
-Pamiętaj widzimy się na zebraniu.- Chwila.
-To dzisiaj, prawda?
-Niestety.- Westchnęłam.
-Dzięki. Będę. Pa.- Zamknęłam za nim drzwi i wróciłam do siedzenia na kanapie. To jest strasznie nużące. Prawie zasypiałam kiedy to do salonu wleciała Cleo i to w samych piżama. Już nie powiem jakich. Dobrze, że nie ma tu Choi' a by by się nieco wściekł.
-_____!
-Boże ciszej co? I tak dobrze cię słyszę. Czego chcesz.- Zamilkła wpatrując się we mnie. Tak wiem nie wyglądam jak bogini sex' u, ale bez przesady żeby od razu zaniemówić na mój widok. To są właśnie skutki tego jak on potrafi zmieniać moje życie i mnie samą.- No odezwij się kobieto.- Potrząsnęłam nią na tyle, że znów ze mną kontaktowała.
-Nie wierzę.
-To zależy w co.- Po ostatniej nocy to ja chyba już uwierzę we wszystko. Nawet jeśli miały by to być krasnale ogrodowe lub wróżki.
-No siedzisz tu.- Teraz to jej nie rozumiem. Według niej gdzie ja powinnam być jak nie w domu. Nikt nie będzie przecież użalał się za mnie. Na prawdę próbowałam wywnioskować coś z tego zdania, ale to nie miało zbyt wielkiego sensu. Przecież to zdanie samo w sobie nic mi nie mówiło.
-Powiedz coś więcej. Albo wiesz mam lepszy pomysł. Idź się ubierz.- Ruszyłam się z kanapy byle jak najdalej od palącego wzroku Cleo. Czasami żałuję, że jej tego nauczyłam. Przydało by się coś zjeść. Teraz nie mogę opuszczać śniadania jak kiedyś mi się to zdarzało. Bo teraz jest nas dwoje.
-Sugerujesz, że źle wyglądam.- To było raczej stwierdzenie niż pytanie z jej strony.
-To samo sugerowałaś mi. Tylko, że w swoim przypadku ja jestem tego w pełni świadoma.- Wyglądam jak upiór i nic z tym nie zrobiłam. Wezmę się za siebie dopiero jak pojadę na zebranie.
-Dobra w sumie zgaduję, że czujesz się tak jak i wyglądasz.- Szczera do bólu.
-Bo to jest pojebane.- Usiadłam zrezygnowana na krześle. Właśnie teraz obok siedział by Ji trzymając swoją rękę na moim udzie tylko po to żeby mnie podenerwować. Bo dobrze wie jak na mnie to działa. To jest na prawdę bolące uczucie.
-Wiem, że pewnie teraz w myślach obwiniasz siebie o to, że go tu nie ma. Ale wcale nie powinnaś. Zrobiłaś najlepszą rzecz jaką mogłaś. Powiedziałaś mu prawdę. Nie okłamałaś go.- I co mi to dało.
-Szkoda, że nie mogłam poczekać z tym dłużej.
-____ on za bardzo cię kocha żeby cię zostawić.
-Chciałabym żeby tak było.- Bo ja nie potrafię go zostawić.

( Narracja G.D )

-Tu są twoje rzeczy. Jak chciałeś.
-Dzięki.- Zabrałem walizkę od niego i zaniosłem do pokoju. Kiedy wróciłem Tae siedział na kanapie. Pewnie wiedział, że będę chciał go wypytać co z _____. Nadal nie wierzę, że jest w ciąży i to ze mną. A ja na nią tak naskoczyłem.
-Co z _____.- Nawet jeśli zostanę zaraz opieprzony przez Tae to muszę wiedzieć.
-Na prawdę nic dobrego. Zakładam, że nie spała całą noc. No i te wory pod oczami. Jest bardzo podobna do ciebie. Też wygląda jakby miała się zaraz rozpaść.
-Mówisz mi to żeby poczuł się podle.
-Nie. Sam zapytałeś. Ale jeśli właśnie tak się czujesz może i dobrze.- Tak wiem. Moja wina. Tylko jak ja mam się jej teraz pokazać na oczy. Cholera w końcu będę ojcem, nie? Musze się z tym jakoś oswoić. Jeszcze to cholerne zebranie.

* * *

Siedziałam przed lustrem dobrą godzinę próbując pozbyć się tej upiornej twarzy. No, ale nie ważne jakbym się starała to i tak sama sobie nie poradzę. Dlatego zatrudniłam do tego zadania Cleo.
-Nigdy więcej się nie doprowadzaj do takiego stanu.
-Przecież nie ode mnie to zależy.
-I dlatego módlmy się żeby nie było już drugiego razu.
-Od kiedy jesteś taka religijna?
-Od kiedy zaczęłam patrzeć na ciebie dzisiaj rano. Później mi przejdzie i będę klnąć ile wlezie.- Zaśmiałam się. Ta, możliwe, że ja zacznę jeszcze dziś. Jak tylko on też będzie na tym spotkaniu. W dodatku będę musiała się przyznać przed wszystkimi. Wolę mieć to już za sobą. Opracowałam nawet plan, ale szybko z niego zrezygnowałam bo to bez sensu. Po co się tym tak stresować. Moje zachowanie nie jest do mnie podobne.
-To co skończyłaś?- Czuję jakbym miała na sobie tonę makijażu. Chociaż jak patrzę to nic nie widać.
-Tak. Jest idealnie tylko nie płacz.
-Tego też nie mogę ci obiecać. Ale się postaram.- Wyszłyśmy z łazienki i poszłam od razu do auta. Miałam się zapytać kto pozwolił prowadzić Cleo, ale to przecież nie moje auto. Pod dom zajechaliśmy przed czasem. Kiedy wysiadałam zobaczyłam, że już dużo samochodów stoi na parkingu, ale jego tam nie znalazłam. Może jeszcze go nie ma? Z jednej strony chcę go znowu zobaczyć, a z drugiej myślę, że mogły by mnie ponieść emocję.
-Nie ma go. Choć.- Cleo pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi. W środku jak zawsze o dziwo było ciepło. No i te obrazy na każdej ścianie inny. Salon już prawie zapełniony. No i powinnam się przywitać, ale i tak szukałam wzrokiem właśnie jego. Nie ma. Świetnie teraz mnie unika. Nigdy bym nie pomyślała, że z niego taki tchórz. Ale jakby nie patrzeć to ze mnie taki sam. Usiadłam pomiędzy Darą i Bom. Jestem ciekawa jak oni zareagują. Myślałam, że będę bardziej zdenerwowana, ale teraz w sumie to jestem bardziej ciekawa.
-Więc możemy zaczynać.
-Nie brakuje kogoś?- Odezwała się Min Ji.
-Nie.- O no to jeszcze lepiej. Jakoś nie poczułam ulgi z tego powodu.- Jak już wiadomo po co tu jesteśmy to przejdźmy to najważniejszej rzeczy. Udało się uzyskać pozwolenie na zrobienie małego wybuchu.- To nie żadna nowość.- Wszyscy którzy mogą. Moją być gotowi jutro o 19:00 i stawić się tutaj.
-Ja nie mogę.
-Tak, wiemy.- O, naprawdę? Więc przyjechał tu żeby powiedzieć mu to za mnie. Myśląc, że dzięki temu będę mu choć odrobinę wdzięczna. Że niby się tak o mnie troszczy. Czyli mogłam tu dzisiaj w ogóle nie siedzieć. Skoro Ji mnie wyręczył. Za to siedzę tutaj jak ta idiotka kiedy wszyscy bez wyjątku się do mnie szczerzą chociaż domyślają się jak jest naprawdę. Raczej będę zmuszona pogadać z Yang' iem na osobności. I przyjąć opieprz. A już miałam nadzieje na jakieś okrzyki zdziwienia.

* * *

-Co to za mina powinnaś się cieszyć.- Zagniła mnie CL. Myślałam, że to spotkanie zakończy się wcześniej, ale jeszcze każdy musiał ze mną porozmawiać. Teraz tylko zostały mi dziewczyny. Nie powiem, oczekuję trochę współczucia w mojej sytuacji.
-No pewnie. Ale skakać to ja nie mogę.- Próbowałam żartować, ale wyszedł mi z tego sarkazm.
-Powiedz kiedy będziemy mogły opanować sklepy.
-Jasne Bom ciebie zabiorę pierwszą.
-To się trzymaj. My musimy jeszcze trochę poćwiczyć. Obiecuję ci, że rozpieprzymy wszystko w drobny mak.
-Marzę o tym. Pa.- Pożegnałam każdego z osobna i kazałam Cleo czekać w samochodzie.
-Nie wychodzisz?
-Nie. Pomyślałam, że wypadałoby się jakoś wytłumaczyć.
-Ty? Tłumaczyć?
-No wiem. Ale przynajmniej teraz możesz się na mnie powydzierać. Na przykład za to, że spieprzyłam sprawę i to moja wina.
-Stało się. Co ja tu mogę.- Nie no nie wierzę. Teraz nagle nikt nie powiem mi nic złośliwego bo jestem w ciąży? Dlatego nie lubię prowadzić długich rozmów.- Raczej nie poczujesz się lepiej jeśli zacznę krzyczeć.- Dobra więc przejdę do bardziej ważniejszej sprawy.
-Ji ci powiedział wcześniej. Dlatego go tu nie było.
-Dokładnie. Opowiedział w skrócie co się stało.- Dzieli się takimi informacjami nie z kolegami, a z własnym szefem. Opadłam na fotel.
-Nic nie idzie jak trzeba, co? Bo w końcu Jean jakoś z tobą wytrzymuje tyle lat.
-5 lat to nie zbyt dużo.
-W porównaniu do mnie to i tak dużo.
-Możliwe, że tak. No, ale ____ co ty chcesz ode mnie usłyszeć.- Właśnie sama nie wiem co.
-Cokolwiek. Ta rozmowa którą przeprowadzamy teraz jest nawet spoko.
-Będziecie musieli też pogadać. Nie koniecznie musi to być taka rozmowa jak teraz.
-To raczej on powinien pierwszy zechcieć pogadać.- Jeśli w ogóle chce.
-Oboje dobrze o tym wiemy, że zrobił by dla ciebie wszystko. Nawet jeśli miałby oddać za to swoje życie.- Nie lubię takich słów. To brzmi jak samobójstwo. Bo to jest samobójstwo.- A problem nie zniknie.
-Dzięki od razu zrobiło mi się lepiej.- Wyszłam i skierowałam się w stronę auta. Zajęłam miejsce z tyłu. Po głowie chodzą mi słowa szefa, że problem sam nie zniknie, ale mógłby jeśli to sprawi, że on wróci. Boże, nie powinnam w ogóle o tym myśleć. Jaka normalna matka zabiła by swoje dziecko tylko dla takiego powodu. Na samą myśl zasłoniłam rękoma brzuch. Na pewno jest inne wyjście.





Jejciu piszcie jak mi poszło. Oczywiście przepraszam za błędy, ale chciałam to jak najszybciej dla was dodać.   Miał być krótszy, ale się rozpisałam więc na pewno jest dłuższy od poprzedniej notki.

sobota, 13 września 2014

BB- 31

I jak tam wam mija życie. Bo ja to jestem zabiegana ostatnio. Ale znalazłam czas żeby wrzucić rozdział. Wydaję mi się, że w tym poście pisałam więcej myśli niż dialogów. Co nie znaczy, że ich tam prawie nie ma bo są. Tylko to taka moja uwaga.









-Gratuluję jesteś w ciąży!- Właśnie to usłyszałam i o mało brakowało, a bym wyrżnęła do tyłu gdybym nie siedziała na krześle. I mogę się założyć, że moja mina mówi dość dużo. Sama jeszcze w to nie wierzę.
-Nadal jesteś strasznie blada ____. Jest jakiś problem?- Noż kurwa! Pewnie, że tak! W moim brzuchu siedzi sobie mała fasolka! A koleś który się do tego przyczynił będzie nieźle wściekły. Aż wolę o tym nie myśleć.
-Nie wszystko jest ok.- Położyłam ostrożnie dłoń na moim brzuchu. Jakbym była ze szkła. Boże to się nie dzieje naprawdę.- Więc z dzieckiem jest wszystko w porządku?- W końcu jakoś zdołałam się otrząsnąć, ale to tylko na chwilę.
-Pomimo tego, że byłaś chora to i tak jest wszystko w porządku. To dopiero piąty tydzień. Z resztą sama widzisz, że to taka mała kropka. Jeszcze dam ci listę rzeczy które możesz jeść i w jakich ilościach. No i myślę, że możemy się spotkać znów za miesiąc. Wtedy będziemy widzieć coś więcej.- Jezu ja nie miałam pojęcia o tych wszystkich rzeczach. Ludzie chcą mnie pozabijać, rodzice Ji mnie nie trawią, a w dodatku ja miałam iść na misję.
-Chyba mi nie dobrze.- Wbiegłam do toalety póki jest blisko i zwróciłam mój obiad. W dodatku ręce mi się trzęsą jak alkoholikowi na odwyku. Kiedy doprowadziłam się do jako takiego porządku. Opuściłam gabinet i przy samym wyjściu opamiętałam się, że trzeba schować na samym dnie tą całą listę co mi wolno, a czego nie. W sumie to mnie to nie interesowało aż tak. Po głowie chodziły mi ważniejsze sprawy. A mianowicie Ji Yong i jego reakcja. Wiem, że będzie się darł. Bo akurat w takiej sytuacji w jakiej się znajdujemy w ogóle nie jest dobra, a wręcz fatalna. Ja nie mam pojęcia co ja zrobię. Noszę w sobie nowe życie!! No ludzie co robić!! Nigdy nie myślałam nad tym. Ja się nawet nie przygotowałam. Wiedziałam, że kiedyś w jakiejś sytuacji, że nie będę wiedziała co robić. I to właśnie ta sytuacja. Przynajmniej moje udawanie, że nic się nie stało nadal działa.
-I jak?- Do dupy. No, ale mu tego raczej nie powiem. Będę musiała skłamać.
-Nadal powinnam odpoczywać.- To jest poniekąd prawda.
-Więc pewnie Ji Yong się tobą zajmie.- Możliwe, że kiedy mu powiem już nie będzie. Te wszystkie nowe uczucia. To wręcz za szybko się pojawia. Zanim dojechaliśmy do domu przerobiłam chyba każdy możliwy scenariusz. Skierowałam się do pokoju zaraz po tym jak Cleo zaczęła się wypytywać o mój stan zdrowia. Gdyby tylko wiedziała jaki on jest. No, ale stwierdziłam, że to jemu pierwszemu chcę to powiedzieć. Wrzuciłam torebkę na samo dno szafy. Nie chcę żeby zobaczył te papiery póki sama mu nie wyjawię tej szokującej prawdy. Wyciągnęłam wygodny dres i zaczęłam się przebierać. Chociaż i tak po chwili drzwi się otworzyły i wszedł Ji to i tak dalej nie przerywałam przebierania się. Poczułam jego ciepłe ręce na moim brzuchu. Chciała bym mu to teraz powiedzieć, ale nie chcę żeby uciekł bo dziś jak nigdy potrzebuję go mieć przy sobie. Położyłam swoje dłonie na jego. Powinnam kończyć ubieranie, ale chrzanić to.
-Tęskniłem i martwiłem się.- Złożył delikatny pocałunek na mojej szyi.- Chyba się od ciebie uzależniłem.- Proszę nie mów takich rzeczy bo zacznę płakać.
-Nie potrzebnie się martwiłeś. Nic mi nie jest. Muszę tylko odpoczywać.- Bo noszę w sobie nasze dziecko.
-To da się załatwić.- Obrócił mnie w swoją stronę. Teraz dobrze widziałam tę miłość w oczach. Za co ty mnie kochasz, głupku?- Tylko mnie nie zostawiaj. Kocham cię.
-Ja ciebie też kocham.- Pocałowałam go bez żadnego ostrzeżenia. Tak po prostu. W tym pocałunku starałam się pokazać mój jak bardzo go kocham i nie chcę żeby ode mnie odchodził. Ji przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej przy czym pogłębiając pocałunek. Nie mam pojęcia w którym momencie pojedyncze łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Ale dłużej nie mogłam ich powstrzymywać.
-Coś się stało prawda, ____?- Nic nie powiedziałam. Przytuliłam się do niego i pozwoliłam sobie na użalanie się nad sobą.
-Nie. Postójmy tak. Bo się za tobą stęskniłam.- To musi być ten wystarczający powód.- To ty nie możesz odejść. Nawet jeśli coś złego miało by się stać.
-A stało?
-Oczywiście, że nie. Po prostu tylko tak mówię.- Nie wiem czy mam uważać to za coś dobrego, ale przecież nie powiem mu, że jednak coś się stało. Wtedy pewnie wybiegnie wściekły z pokoju, a ja zostanę tu sama. W sumie to my zostaniemy tu sami. A ja nie mogę go teraz stracić. To jedyna rzecz o jaką się martwię. Wcześniej pewnie też tak było tylko nie zdawałam sobie z tego sprawy. No i z jednej sprawy zrobiły się dwie. Chroń dwie osoby w jednej. To wcale nie będzie takie proste. Odetchnęłam z ulgą, że nie powstrzymywałam łez.

* * *

-Wstawaj kochanie.- Usłyszałam męski głos blisko mojego ucha.
-Jeszcze chwila.- Naciągnęłam kołdrę na siebie i z powrotem wtuliłam się w poduszkę. Pachniała nim więc tym bardziej nie chciało mi się wstawać. Tak naprawdę minęły dwa dni odkąd wiem o tym, że zostanę mamą. No i jeszcze nie uświadomiłam Ji Yong' a o tym, że zostanie tatą. Jak na razie udało mi się zachować to przed wszystkimi w sekrecie. A co dziennie rano przypominałam sobie o tym, że już już jutro będę musiała mu to powiedzieć no i szefowi. Nie będę mogłam uczestniczyć w podłożeniu bomby. Z rozmyślań wyrwało mnie ponowne szturchanie przez G.
-Wręcz nie mogę uwierzyć, że ostatnio zrobił się z ciebie taki śpioch.- Ta to przez te wakacje straciłam chyba formę. I pomyśleć, że będę ją tracić jeszcze przez dłuższy czas.
-Za dużo czasu spędzam z tobą.- Wystawiłam mu język po czym się uśmiechnęłam. Nie ma to jak od razu po przebudzeniu zobaczyć uśmiech samego Smoka. I właśnie tego nie chcę stracić. Wpadam w panikę kiedy myślę o tym, że może go przy mnie nie być. Nie chcę stracić tego co właśnie mam. Jego uśmiechu, tego jak budzi mnie rano i mówi, że kocha. Jest wiele takich rzeczy i mogłabym wymieniać bez końca.
-To dobrze?
-Hymmm … chyba tak.
-Chyba?
-To naprawdę takie ważne? Jestem jeszcze śpiąca.- Zwlekłam się z łóżka po 5 minutach i zamknęłam w łazience. Powoli podeszłam do lustra i podciągnęłam bluzkę ukazując mój brzuch. W sumie jeszcze nic tu nie widać. Ale ja i tak unikam jak ognia obcisłych ubrań. I co ja mam z tobą zrobić fasolko? Kurde no to jest nieźle pojebane. Nikt inny nie ma takiego życia jak ja i to chyba dosłownie nikt. Przebrałam się w spokoju i zeszłam na śniadanie.
-Chcesz kawy?
-Tylko trochę.- Ostatnio nie miałam nawet czasu na to żeby poczytać te kartki od lekarza. Wolę nie ryzykować.
-Dziś wychodzimy na próbę.- Oznajmił T.O.P. Będę miała trochę czasu do namysłu.
-O której wrócisz?
-Pewnie gdzieś wieczorem.-Świetnie. Przez ten czas to ja chyba zwariuje. Albo może gdzieś wyjdę. Tak to dobry pomysł.
-Więc ja pójdę się przejść.
-____.
-Spokojnie tym razem będę uważać.- Bo muszę.

* * *

Wyszłam do parku gdzie o tej godzinie jest tu dość sporo ludzi więc nikt mi nic nie zrobi. Mam taką nadzieję. Przynajmniej nie zbierało się na deszcz jak ostatnio. A ja z ręką położoną na brzuchu siedziałam na pobliskiej ławce i znów za dużo myślałam. Trzeba by się ruszyć z powrotem do domu. Wracałam drogą powrotną i spotkałam tego starego dziada.
-O, no wiedziałem, że się jeszcze kiedyś spotkamy.
-Ta, nie trudno jest znaleźć kolesia co mieszka koło śmietnika.
-Wybrał bym se inną miejscówkę, ale takie życie.
-Nikt nie mówił, że będzie łatwo, co?
-Dokładnie, zresztą mnie tu dobrze.- Nie którzy mają małe wymagania.- No chętnie bym pogawędził, ale psy się zbliżają więc ja się ulatniam.
-Rozumiem.- Nie raz przed nimi uciekałam. Poszłam dalej zostawiając za sobą śmietnik. Nie rozumiem nie których ludzi. No i kto by pomyślał, że zdołam się dogadać z bezdomnym, a nie z własnymi przyjaciółmi. W połowie drogi do domu odebrałam telefon od Cleo. Czego tym razem.
-Słucham?
-Wracasz już?
-No tak. A coś się stało?- Jeszcze brakuje tylko kolejnego problemu albo dość dużej afery. W sumie to drugie to ja mi zgotuje.
-Nie. Czy zawsze musi się coś stać?- Usłyszałam zdenerwowany głos Cleo. Chyba jednak coś jest na rzeczy. Czyżby się pokłóciła z T.O.P' em?
-Z tobą różnie bywa.
-Po prostu się martwiłam, że gdzieś utknęłaś. Z resztą nie mam co robić sama w domu. Chłopaki jeszcze nie wrócili.
-To która jest godzina?
-16: 30. Więc zapieprzaj do domu bo zmarzniesz.- Od kiedy ona się tak o mnie martwi.
-Dobra nie gorączkuj się tak przecież idę.- Rozłączyłam się i przyśpieszyłam kroku. Do domciu dotarłam gdzieś o 17. Tak naprawdę to się wlokłam bo jakoś nie chciałam tu zbyt szybko wracać. G przyjdzie za jakieś 3 godziny które pewnie upłyną za szybko jak zawsze.
-Nareszcie jesteś.- W drzwiach stała moja przyjaciółka i trzymała kubek z czymś parującym w środku.
-Jak widać nikt mnie po drodze nie porwał.
-I dziękujmy za to bogu.- Poszłam się przebrać na górę. Otworzyłam szafę, wyjęłam ciuchy i zamknęłam, po czym znów ją otworzyłam, ale tym razem dokładnie się jej przyjrzałam. Przecież ja nie porządkowałam tu niczego. Rzuciłam trzymane w ręce ciuchy i szybko zaczęłam przekopywać się do najważniejszej rzeczy jaką tu schowałam.
-Gdzieś to musi tu być.- Powiedziałam sama do siebie.
-Szukasz czegoś.- No wiedziałam. Cleo dobrała się do mojej szafy i znalazła wszystko. Powinnam się teraz jakoś z tego tłumaczyć, ale jestem wściekła bo w końcu to moje prywatne rzeczy. Jak sama nazwa wskazuje należą do mnie.
-Oddaj mi to.- Wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja wręcz wyszarpnęłam jej moje dokumenty.
-Dlaczego mi nie powiedziałaś?- Jej głos stał się łagodniejszy niż chwilę temu.
-Akurat z tą informacją chciałam pobyć trochę sama.- Wsadziłam papiery do torebki. Na samo dno. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam nosić torebki. Za dużo się zmieniło.
-To już dwa dni.- Usiadła koło mnie.- Nic mu nie mówiłaś, prawda?
-Nie.- Bo mnie to przeraża, ale tego nie wypowiem na głos.- Miałam zamiar powiedzieć jutro. Przed wypadem na misję.
-Będziesz musiała to zrobić dzisiaj.
-Co?- Odwróciłam głowę w jej stronę.
-Dzisiaj _____. Jutro będzie już za późno.- O czym ona bredzi.
-Termin się zmienił?
-Właśnie zmienił się.- Boże. Chyba ręce zaczęły mi się trząść. Jak ja mam to powiedzieć mu dzisiaj. Wiedziałam, że ten dzień kiedyś nadejdzie. Tylko żyłam z przekonaniem, że zostało mi 24 godziny do powiedzenia prawdy. No a teraz mam na przygotowanie się nie całe 3 godziny.- ____ dasz radę. W końcu będziesz mamą.- Szturchnęła mnie w bok, ale ja dalej siedziałam jak sparaliżowana tym wszystkimi wieściami.
-Ta będę.- Chyba samotną matką. Jakoś sobie tego nie wyobrażam. Ani siebie w takiej roli.
-Lepiej opowiedz mi jakim cudem to się stało. Przecież chodzisz do lekarza. Czy coś się może zmieniło.- Chcąc czy nie chcąc musiałam wyspowiadać się przed Cleo z moich podejrzeń. I tego, że ja wiem kto doprowadził do tego. I tak upłynęły mi spokojnie 2 godziny. Oczywiście Cleo była na tyle dobra by obiecać mi, że pomoże gdyby coś się schrzaniło. Według mnie to już się schrzaniło chociaż nikt oprócz nas o niczym nie wie. Ustaliłyśmy, że podczas tej strasznej rozmowy tylko ja i Ji będziemy w domu. Nie chcę żeby słyszeli słowa jakie mogą tutaj paść. Jeny ja naprawdę zaczynam się denerwować. Tego jeszcze nie było. A kiedy usłyszałam przekręcanie kluczyka w drzwiach to wręcz zamarłam. No ale raz się żyje.
-Pamiętaj dasz radę. On musi wiedzieć.- W sumie to już mi obojętne. Ona ma rację kiedyś w końcu wyszło by to na jaw. Przecież nie ja sama brałam w tym udział.
-Dzięki.- Wzięłam głęboki oddech jak zawsze po to by się rozluźnić. No to trzymaj się fasolko. Zrobiło się trochę zamieszania, a potem wszyscy poszliśmy do kuchni zjeść razem kolację. Ależ zgłodniałam przez ten czas. Albo po prostu chciałam zapchać czymś gębę.
-O właśnie. Chciała bym gdzieś wyjść.- Cleo zaczęła wprowadzać swój plan w życie. Już myślałam, że o nim zapomniała.
-Teraz?
-No tak, a niby kiedy.
-Wiesz jestem trochę zmęczony.- Zaczął T.O.P. Najwidoczniej jemu nie pasował taki plan.
-Kochanie. Ja. Chcę. Gdzieś. Wyjść. Teraz.- Dała mu to do zrozumienia aż za bardzo. No, a kiedy Cleo czegoś bardzo chce to nie warto z nią dyskutować. Biedny Seung Hyun musiał spełnić jej zachciankę. Chociaż widać jak jest zmęczony po wielogodzinnej próbie. No cóż mam nadzieje, że kiedy się dowie wszystkich szczegółów to mi to wybaczy i zrozumie powagę sytuacji w jakiej się znalazłam. Czyli beznadziejnej.
-No dobrze.- No i uległ. Po chwili usłyszałam trzask drzwi co oznaczało, że teraz czas na mnie. Jakoś nie mogłam wydobyć z siebie pierwsza głosu. Ji mi w tym pomógł.
-Jak ci minął dzień?- Zapytał kiedy odstawiał talerz.
-Całkiem dobrze, a tobie?
-No wiesz próba jak próba. Nic ciekawego. Tylko szkoda, że nie było tam ciebie. Może było by trochę lepiej.
-Nie przesadzaj.- czy tylko ja ma takie wrażenie, że ta rozmowa jest pozbawiona jakichkolwiek uczuć. Wyrzucam z siebie z dania jak z maszyny.- Pójdę się umyć.- Wstałam od stołu i poszłam do łazienki. A kiedy już upewniłam się, że mam ze sobą torebkę to opukałam twarz zimną wodą i spojrzałam w lustro. Co ja wyprawiam?! Powiedz co będzie to i tak się stanie. Albo wyjdzie albo zostanie. Nic mnie nie złamie. Wyszłam z łazienki, a Ji jak zawsze znalazł się już w pokoju.
-Skończyłaś już? Mogę wejść?
-Tak.- Patrzyłam jak wyciąga swoje piżamy. Teraz albo nigdy.- Nie.
-Co nie?- Spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
-Nie skończyła. Muszę ci coś powiedzieć.
-Wiedziałem, że coś się stało. Od dwóch dni zachowujesz się inaczej.- teraz już całkowicie był pochłonięty słuchaniem mnie i tego co mam mu do powiedzenia.
-Bo jestem w ciąży.- Powiedziałam to nareszcie. Spadła ze mnie połowa ciężaru. Patrzyłam na niego oczekując, że powie cokolwiek. Na prawdę cokolwiek, ale on nie mówił nic. I to mnie przeraziło. Wytrzeszczył oczy i po prostu patrzył jakby oczekiwał, że powiem iż to wszystko to jeden wielki żart. Na prawdę bym chciała, ale tak nie jest.
-Co? Co ty mówisz?- Gdyby nie ta cisza pewnie usłyszałabym tego co powiedział. Bo się odezwał.
-Jestem w ciąży.- Powtórzyłam mu. Niech się lepiej oswoi z tymi słowami.
-Ale jak?- Na razie nie krzyczał. Choć jego głos był wręcz lodowaty. Wiedziałam, że tak będzie więc dlaczego jestem zdziwiona.
-Raczej nie muszę ci opowiadać jak do tego doszło.
-Myślałem, że się zabezpieczasz! Myślałem, że bierzesz te pieprzone zastrzyki!!- No i się wydarł.
-Brałam.- Odpowiedziałam mu spokojnie. Chociaż we mnie wszystko się gotowało.
-To jak!!! Pytam się jakim cudem!! Czy ty wiesz co to znaczy!!- Trzasnął ręką w ścianę. Aż podskoczyłam.
-Tak wiem.- Odpowiadałam mu tak jakbym była czemuś winna.
-Chciałem ci tyle pokazać. Myślisz, że jestem gotowy żeby być ojcem.
-To się okaże.- Mam taką nadzieję.
-Ta okaże! Prędzej cię zabiją!!- Te słowa to już za wiele.
-Dlaczego uważasz, że od razu mnie zabiją! Tak we mnie wierzysz! W nas!! Myślisz, że tego chciałam!!- Tym razem to ja wybuchłam i tym go zaskoczyłam.
-A nie?
-Właśnie nie!! Nigdy nie pomyślałam, że to się tak potoczy. Myślisz, że ja jestem z tego zadowolona!- Jak może tak w ogóle myśleć. Kiedy pojawił się problem on chce uciekać. Przedtem też tak było.- Przecież nie skaczę ze szczęścia.- Powiedziałam już bardziej uspokojona.
-To jest chore! Przecież rozmawialiśmy o dzieciach! Powiedziałaś, że na razie ich nie chcemy. A teraz zmieniasz zadnie!!- Mógłby przestać krzyczeć.
-Nie zmieniłam.
-Więc ja tam zadzwoniłem i wszystko odwołałem, tak!!- Mam już tego dość.
-Nie.
-Więc kto!!- Przez chwilę zastanawiałam się czy nie powiedzieć tak jak jest. Ale co by to zmieniło. Wolę wiedzieć jaki jest naprawdę. Teraz już nie cofnę czasu.
-Ja.- Może i to nie jest prawda, ale mogę zobaczyć jak zareaguje. I to było całkiem oczywiste, że obwini mnie.
-Nie rozumiem was kobiet.- Sięgnął po kluczyki. Świetnie teraz najlepiej mnie zostawić. Wydrzeć się, wyjść i iść upić. Zachowanie godne prawdziwego mężczyzny. Zeszłam za nim po schodach.
-Masz zamiar teraz wyjść?- Nic nie odpowiedział. Ale wygląda na to, że tak. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.- Zostawiasz mnie?- Przed wyjściem odwrócił się jeszcze raz w moją stronę. Popatrzył na mnie, a później przeniósł wzrok na mój brzuch który momentalnie zasłoniłam ręką. Zamknął oczy, z powrotem się odwrócił.
-Idę na dziwki.- Mówiąc to zatrzasnął za sobą drzwi, a ja zostałam sama. Pośrodku wielkiego domu. Wiedziałam, mogłam się spodziewać, że odejdzie. Właśnie tego przez cały czas się obawiałam, że mnie zostawi bo uzna, że go to przerosło. No i on nie chcę tego dziecka. Widzisz fasolko wszystko niszczysz. Ale przecież nie jesteś niczemu winna. Pozwoliłam sobie na chwilę słabości tu i teraz. To silniejsze ode mnie. Upadłam na zimne panele i zaczęłam płakać. Bo co innego mi zostało.








Piszcie jak tam wrażenia. Tyle emocji, że chyba na dziś starczy xd

niedziela, 7 września 2014

BB- 30

Tak wiem znów długo czekaliście. No, ale szkoła zajmuje dość dużo czasu. Co mnie martwi bo przecież to dopiero pierwszy tydzień i nawet nie cały :( Nic na to nie poradzę. Ale teraz cieszmy się, że jest nowy post!! W końcu spędziłam nad nim trochę czasu. Myślę, że się nie zawiedziecie.




Ja chcę takie paznokietki *.*




Kiedy się obudziłam zdałam sobie sprawę z tego, że przez całą noc nie puściłam z uścisku mojego nowego prezentu od Ji. No i nigdzie nie było jego. Sięgnęłam po telefon. 7:15 to zdecydowanie nie pora na wstawanie jak dla mnie. Ale to jest dość podejrzane. Bo znając mojego chłopaka to był by w stanie spać do 10 przynajmniej. Zwlokłam się z łóżka i po cichu schodziłam schodami na dół. Ktoś chyba prowadził zaciętą rozmowę w kuchni. Otworzyłam drzwi i momentalnie się wściekłam. Ze złości zacisnęłam ręce w pięści.
-Co do …
-O dobrze, że jesteś. Soo Min przyszła się z tobą spotkać.- Nie wierzę, że tu jest. W naszej kuchni. I najwidoczniej Cleo zdążyła się z nią dogadać.
-Albo ona wyjdzie albo ja.- Popatrzyła na mnie jakby nie zrozumiała mojego przekazu.- No już wynocha stąd!!
-____ co ty …- Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej mały pistolet. Naładowałam.
-Ruszaj prosto do wyjścia.- Co za tępe dziecko.
-Nie wierzę, że trzymasz w domu pistolet.- I nie tylko.- Masz w ogóle na to pozwolenie.
-Mam wiele pozwoleń. Nie tylko na to.- Otworzyłam jej drzwi i wywaliłam za nie zatrzaskując nimi.
-_____ czy ty możesz mi wytłumaczyć dlaczego ją wywaliłaś za drzwi?!- Oburzyła się Cleo. Wróciłam do kuchni i wrzuciłam broń do szuflady.
-Też chciałbym wiedzieć co mnie ominęło.- Zjawił się i Ji razem z Choi' em.
-Myślałam, że się lubicie. Dlatego ją wpuściłam.
-Ją?
-No tak.
-Pewnie. Od razu zaprośmy ją na obiad. A wtedy wszyscy sobie popatrzymy. Jak zbiera mi chłopaka, co!!- Popatrzyłam na Ji. Myślę, że już zrozumiał co się tu działo.
-Ona tu była?
-A i owszem. Najwidoczniej jest na tyle chora żeby tu wejść.- Wyszłam trzaskając drzwiami. Wczorajszy dzień był do dupy. To i jeszcze ten tak samo się zapowiada. Rozwrzeszczane fanki skurczyły się tylko o parę mniej. Z domu pewnie nie wyjdę bez darcia mordy. Jak spokojnie mamy wyjść na akcję z podłożeniem bomby. Jeśli oni nie znikną to, to w ogóle nie wypali. Poszłam się ubrać, a kiedy wyszłam z łazienki w pokoju czekał już Ji.
-____ …
-Po prostu nie rozmawiajmy o tym co się stało.
-Skoro tak właśnie chcesz.
-Tak, tak właśnie chcę. Jeśli przyjdzie tu drugi raz to rozwalę jej łeb.
-To też jakieś rozwiązanie.- Przyznał na co się uśmiechnęłam. Niech to będzie znośny dzień.

* * *

gdzieś około godziny 14 zadzwoniła do mnie CL z prośbą o spotkanie. I to pilne. Jestem ciekawa co się stało. Dlatego teraz siedzę w opustoszałej kawiarence z kawą na stoliku. Swoją drogą to są jakieś siki. Nie dziwię się, że nikt tu nie przesiaduje. Zaraz powinna się tu zjawić. O, właśnie idzie.
-Dzięki, że miałaś czas się spotkać.
-Spoko i tak nic ciekawego nie robiłam.- Wolę nie wspominać nikomu porannej akcji.- Może chcesz się czegoś napić?
-Nie, no co ty. Tu wszystko smakuje jak siki.- I tylko ja o tym nie wiedziałam. Taka nie poinformowana jestem.
-Eee no dobra. To w czym rzecz, że przerwałaś mi w oglądaniu tv.
-Pamiętasz jak ci mówiłam, że mam kogoś na oku?- Zamrugałam oczami. Czyżbym się dzisiaj tego dowiedziała?
-No tak. To co. Znaczy się, dowiem się kto to był?
-Nie.- To nie rozumiem po co tu tak siedzimy.-Ale potrzebuję rady.
-I przyszłaś do mnie z tym?- Tego już całkiem nie kumam.
-No wiesz tobie się przecież układa z Ji.
-Ta, układa.- Szepnęłam.
-A nie?
-Nie no oczywiście, że tak. Chociaż nadal uważam, że Cleo wiedziała by jak ci pomóc.
-Masz większy staż.
-Przypominam, że nie do końca udany.
-Nie każdemu się od razu układa. No, ale nie ważne. Potrzebuję znaleźć prezent.- Dużo mi to nie mówi.
-Trudno jest mi ci coś doradzić skoro nie wiem co ta osoba lubi.
-Śpiewa.
-I tylko tyle? Czy to ktoś kogo znam?- To musi być któryś z chłopaków.
-Nie mogę ci powiedzieć. Po prostu to ten ktoś jest raczej spokojną osobą.- Nie można by przejść od razu do rzeczy.
-Coś mi się wydaję, że będę zmuszona pójść z tobą na zakupy.
-Oh, serio zrobiłabyś to dla mnie.
-Coś czuję, że właśnie taki był twój zamiar.- W odpowiedzi uśmiechnęła się do mnie przebiegle. Nie wiem jakim cudem dopiłam to coś co nazywali tu kawą. Zapłaciłam i wyszłam zarzucając kaptur mojej nowej bluzy. Po okrążeniu siedmiu sklepów z różnymi pierdołami. Przysiadłam na ławce bo się zmęczyłam. Nigdy nie myślałam, że zrobi mi się nie dobrze od tego ciągłego chodzenia. A może to ta podejrzanie wyglądająca kawa. Jeśli będę przez to zdychać więcej niż 10 minut to ich pozwę uprzednio rozwalając cały ten przybytek.
-Dobrze się czujesz?
-A czy tak wyglądam?- Zaczęłam się rozglądać za toaletą w razie gdybym naprawdę miała wypawiować na środku galerii.
-Ale czy ty nie ….
-Nie!- Zaprzeczyłam od razu.
-Nawet nie wiesz o co chcę zapytać.
-Uwierz mi, że wiem.- Ostatnio dość często każdy się mnie o to pyta.
-Poważnie? Więc …
-Nie jestem w ciąży!- Prawie, że to wykrzyknęłam, ale w porę się opamiętałam, że jesteśmy w miejscu publicznym.- W ciągu ostatni kilku dni non stop pojawiają się jakieś dzieci. I faktycznie sama zaczęłam myśleć, że coś jest nie tak z tym światem. No ale to zwykły przypadek.- Nadal się na mnie patrzyła.- Na prawdę! I przestań się tak na mnie gapić.
-Dobra. Mam tylko jedno pytanie. Skąd ta pewność?
-Bo chodzę do lekarza.
-O no to wiele wyjaśnia.- No oby bo jeszcze raz się ktoś mnie o to zapyta to się wścieknę. Tak swoją drogą to coś do mnie nie dzwonią. Chodziłam tam co 2 tygodnie, a teraz to już nawet nie wiem ile czasu minęło. Dlatego to oni mają dzwonić do mnie, a nie ja do nich. I tak mam dużo spraw na głowie. Zwłaszcza ostatnio. W sumie to ja się na tym nie znam. Może tak właśnie ma być. -Nad czym się tak zastanawiasz.
-Nad niczym konkretnym.
-To dobrze bo właśnie zauważyłam podejrzaną osobę po mojej prawej.- Dyskretnie zerknęłam w tą stronę. Stałam tam kobieta ubrana na czarno i pisała coś w notatniku.- Dziennikarka.- Odpowiedziała mi zanim zdążyłam zapytać.
-Chyba nas jeszcze nie odkryła.- Stwierdziłam po tym jak przechadzała się tam i z powrotem zaglądając w naszą stronę z przymrużonymi oczami.
-Też tak myślę. Po prostu idźmy stąd jak normalni ludzie.- Słowo ,,normalni'' tak tu nie pasuję, ze aż razi po oczach. Nic na to nie poradzę. Przechodziłyśmy koło tej znienawidzonej przeze mnie kawiarni i nadal nie pozbyłyśmy się tej natrętnej baby. Z powolnego chodu zmieniłyśmy go na bieg i ukryłyśmy się za śmietnikiem. Myślałam, że chociaż tu będziemy same, ale trafił się nam jakiś bezdomny.
-Ta miejscówka jest już zajęta. Zandźcie sobie inną.- Starszy pan jeśli w ogóle można go tak nazwać zaczął swój monolog na tego jak ciężko o dach nad głową w tych czasach. Pewnie bym się nie kłóciła, ale tu nie było dach to po pierwsze, a po drugie śmietnik nie był jego własnością. Nawet jeśli ohydnym paznokciem wydrapał tutaj swoje imię.
-Nie drzyj mordy dziadzie.- Uspokoiłam go.
-Jak cię rodzice wychowali smarku.- Na te słowa cała się spięłam. I smarku? Kto teraz tak mówi?
-A jak ciebie, że teraz siedzisz tutaj, co?- Zagięłam go., a przynajmniej tak mi się zdawało, ale on po chwili zaczął rechotać wydając z siebie dźwięki w ogóle nie podobne do człowieka. Obie popatrzyłyśmy na niego jak na wariata którym pewnie był.
-Jesteś pyskata. Hymmm trochę przypominasz mi mnie kiedy byłem młody.- Chyba w latach 70-tych. Jak nie później.
-Był pan kobietą?- Wypaliła CL. Byłam bliska wybuchu śmiechem.
-Chciałbym kochana.- Znów się zaśmiał. Ta ten nie ogolony facet na pewno nie jest normalny. Czyżby to jeden z nas? To znaczy ludzi ostro walniętych. W sumie choć raz się niezmiernie cieszę, że spotkałam kogoś kto może mi nawet zechce pomóc.
-Mam taką prośbę.
-Nie mam pieniędzy jeśli o to chodzi.
-Akurat widać, ale nie o to chodzi. Czy mógłbyś włożyć moją bluzę. Pójść do końca ulicy i zniknąć za rogiem tak żeby ta babka.- Wskazałam palcem o kogo się rozchodzi.- Zgub ją.
-Co ja z tego będę miał?- No oczywiście zapomniałam o tym.
-Będziesz mógł ja zatrzymać. W końcu i tak robi się zimno więc ci się przyda.- Czekałyśmy na jego odpowiedź.
-No zgoda.- Ruszył swoje przestarzałe kości i poszedł wykonać zadanie.
-On w ogóle nie jest do ciebie podobny. Nie licząc tych włosów.- Rzekła CL kiedy patrzyłyśmy jak tyłek bezdomnego znika za rogiem. Zrobiło mi się zimno. Zostałam bez nowej bluzy w samej bluzce kiedy pewnie na dworze jest z 8 stopni. Nie lubię jesieni. Tylko deszcz ujdzie.
-Dała bym ci na taxi, ale wzięłam tylko kartę, a bankomat jest dość daleko.- Zaczęła CL. Ja wiedziałam, że to nie był jednak mistrzowski plan. Ale jedyny realny który się udał więc jakoś dojdę, a potem wysłucham kazania Ji Yong' a. Będę musiała nadłożyć drogi żeby mnie nikt znów nie rozpoznał.

* * *

-Ty na prawdę zwariowałaś!- Słyszałam to zdanie już chyba z pół godziny. Zaraz po tym jak Ji przykrył mnie trzema kocami i wcisnął do ręki gorącą herbatę. Liczyłam na kawę, ale dobre i to. Wolę go jeszcze bardziej nie denerwować.
-No poniekąd to nastąpiło o wiele wcześniej.- Wtrąciłam się.
-Nie denerwuj mnie jeszcze bardziej! Doddałaś jakiemuś staremu dziadowi swoją bluzę bo nie mogłaś jej zgubić!
-No … tak.- Spojrzałam na niego. Wiedziałam, że będzie zły, ale żeby tak dramatyzować. To tylko 45 minut marznięcia na dworze kiedy pada. To jest jak nic w porównaniu do reszty. Jednak wolę żeby nie wiedział o całej reszcie.
-I co ja mam z tobą zrobić?- Usiadł koło mnie na kanapie.
-Umm … kochać?- To chyba odpowiednia odpowiedź.
-Zawsze.- Przytulił mnie mocno głaszcząc po plecach swoją ciepłą dłonią. Po chwili tulenia się do siebie odsunęłam się by wybadać sprawę.
-Więc już się nie gniewasz?
-Chwilowo nie mogę.
-Dlaczego?- Powinnam się z tego cieszyć, ale ja jestem zawsze ciekawska.
- Bo chcę cię pocałować.
-O no to nie będę już narzekać.- Był już prawie blisko mnie kiedy zebrało mi się na kichanie. Cholera! O tyle dobrze, że zdążyłam się odwrócić. Ji tylko podał mi chusteczkę.
-Wiedziałem, że to się tak skończy.- Wyszedł i zaraz wrócił z tabletkami i szklanką wody.
-To konieczne?- Nienawidzę tego smaku.
-A i owszem. Będę musiał czekać całe dwa dni żeby cię pocałować. I nie chcę czekać dnia dłużej.
-Więc dlaczego nadal stoisz jak widły w gnoju i mi tego nie podasz!

* * *

Ostatnie dwa dni spędziłam w łóżku i tylko dzięki Cleo nie zwariowałam. Oczywiście po długich namowach musiałam się zgodzić żeby pójść jeszcze do lekarza. Uważam, że nic mi nie jest i czuję się świetnie. Chociaż czasami jestem słaba, ale to zrozumiałe. W końcu dopiero co wyszłam z łóżka.
-Na pewno chcesz iść tam sama?
-Przecież nie możesz pójść ze mną. Nadal nikt nie może zobaczyć nas razem. No i nie jestem małą dziewczynką.
-A czasami właśnie tak się zachowujesz.
-No wiesz! Dzięki.- Przecież nie specjalnie. Po prostu każdemu się zdarza zaszaleć.
-T.O.P może z tobą pojechać.
-Nie trzeba.
-Ale ja nalegam.- Co za uparciuch.
-Nie.
-T.O.P!!!- Wydarł się ignorując moje sprzeciwy. Choi pojawił się w salonie wychylając głowę zza drzwi kuchni.
-Mogę z tobą pojechać.
-Podsłuchiwałeś nas?
-Nie muszę i tak was słychać.- Brak dźwiękoszczelnych ścian to jest jednak spory problem w tym domu.
-No dobra, ale siedzisz w samochodzie.
-Ok.- Zebraliśmy się dość szybko. Muszę zdążyć na moją wizytę u lekarza. W końcu będę miała okazję pogadać z moją lekarką. Chociaż spędziliśmy trochę czasu stojąc w korkach to i tak zdążyłam przed czasem. Tabi zaparkował gdzieś na tyłach wielkiego parkingu.
-To może trochę potrwać. No i nie wychodź.
-Spoko tylko się tak nie denerwuj.
-Przecież się nie denerwuje.
-No wiem. Chciałem być tylko miły.
-Kiedyś ci się uda.- Zatrzasnęłam drzwi auta i poszłam prosto do wejścia. W środku jak zawsze spotkałam te same osoby które uśmiechały się do mnie. W końcu nie znamy się od dziś. Minęłam rejestrację i wsiadłam do windy. Ogólnie wszystko tu jest w porządku gdyby nie ta muzyka w windzie. Wysiadłam na 3 piętrze i skierowałam się do gabinetu numer 5. Zapukałam, a kiedy usłyszałam klasyczne ,,wejść'' nacisnęłam klamkę i weszłam.
-Cześć Clara.
-O witaj ____.- Uściskałyśmy się na powitanie.- Usiądź proszę.- Zajęłam miejsce naprzeciwko niej.- Dawno cię tu nie było. Co cię do mnie sprowadza?
-A no wiesz. Ostatnio się przeziębiłam i dlatego teraz tu jestem.
-No więc dobrze, że przyszłaś. Zaraz cię zbadam. Możesz się tam położyć.- Wskazała mi łóżko lekarskie. Zrobiłam jak kazała. Zbadała mnie i to by było na tyle.
-Powinnyśmy się częściej spotykać.
-No pewnie. A tak swoją drogą to chciałam zapytać o te moje zastrzyki.
-Jednak chcesz do nich wrócić?
-Jak to wrócić? Przecież ich nie odstawiałam.- O co tu chodzi.
-Ależ tak.
-Miałaś do mnie dzwonić. Tak jak zawsze żebym nie zapomniała.- Jeszcze nie panikuję, ale jestem bliska.
-To ty zadzwoniłaś wcześniej mówiąc, że chcesz zrezygnować z zastrzyków.
-To nie jest możliwe.- Jednak zaraz przypomniałam sobie, że to jest wręcz bardzo możliwe.
-Poczekaj nawet to zapisałam.- Wyciągnęła zeszyt i pokazała mi datę kiedy rzekomo do nej zadzwoniłam. Kurde nie jest dobrze, a jest fatalnie.
-___ wszystko dobrze? Jesteś jakaś blada. Chcesz szklankę wody?
-Poproszę.- Wydukałam. Wypiłam wszystko za jednym razem i wzięłam głęboki wdech i wydech. Muszę zachować trzeźwość myślenia.- Czy my możemy teraz sprawdzić … no wiesz.
-O no pewnie.- Wręczyła mi test. A ja poszłam do łazienki po czym po 5 minutach wyszłam i wręczyłam go jej.





No i jak wam się podoba mój powrót po długim tygodniu oczekiwania?

czwartek, 4 września 2014

Ogłoszenie !!

Witam was kochani. Pewnie czekacie na kolejny rozdział, a ja nadal nic nie wstawiłam. Ach wiedziałam, że tak będzie. Dopiero co się szkoła zaczęła, a ja już nie mam czasu na wiele rzeczy. Myślałam, że jeszcze na początku dam radę coś naskrobać, ale wyszło kompletnie inaczej. Więc rozdziały będą się pojawiać zapewne co tydzień albo i trochę później. Przepraszam, że tak, ale na prawdę bym się nie wyrabiała. A nie chciałam zawieszać bloga bo się do niego i do was  za bardzo przywiązałam. Więc wyczekujcie cierpliwe !! I powodzenia w szkole czy też pracy.








Dodam 30 rozdział może w weekend. Przynajmniej będę się starała coś dokończyć.