niedziela, 22 listopada 2020

♥ BTS-28 ♥

Jest ostatni rozdział! I tak wiem to trwało wieczność. Muszę przyznać, że nigdy w życiu nie zajęło mi tyle czasu zabranie się za zakończenie jakiegokolwiek opowiadania na tym blogu. Zostawiłam was w takim zawieszeniu, co będzie dalej. Mimo wszystko mam cichą nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda. W każdym bądź razie, przepraszam za moją nieobecność. Trudno mi zapewnić, że to mój powrót na stałe, ale przynajmniej jest ten rozdział. Pewnie znajdziecie tam pełno błędów i przyśpieszoną akcję, ale nie widziałam zbytnio sensu dzielenia tego na dwa osobne posty. Także zmieściłam wszystko w dość długim rozdziale. To było by na tyle.

Miłego czytania !







Ciężko było zmusić się do otworzenia oczu. Próbowałam mrugać, ale to także nie pomagało. Po prostu musiałam to przeboleć i zmusić się do chociaż lekkiego uchylenia powiek. Miałam wrażenie, że światło próbuję przedostać się do mnie z każdej strony. Byłam ciekawa kto wpadł na pomysł, by odsłonić zasłony.
-Chyba się budzi.- Usłyszałam czyjś głos, dość blisko. Na pewno nie należał do Taehyunga. Niestety nadal nie mogłam do końca określić kim był ten facet. Obraz przede mną nie chciał się wyostrzyć. Chciałam zasłonić oczy rękoma, ale ktoś zdecydowanie mnie powstrzymał. Po chwili czyjaś ciepła dłoń spoczęła na moim policzku.
-Sora, obudź się. To ja, Taehyung.- Oczywiście, że to on. Jego z nikim bym nie pomyliła.
Ostatecznie wszystko nabrało kształtów i wreszcie widziałam wszystkich wyraźnie. Tae spoglądał na mnie z ulgą wypisaną na twarzy.-Dobrze, że już się obudziłaś.- Odpowiedział po czym pomógł mi podnieść się do siadu.
Od razu poczułam jak kręci mi się w głowie, a każda część ciała boli, jakbym niedawno biegła w maratonie. Wykrzywiłam twarz z bólu, bo co innego mi pozostało? Wiedziałam dlaczego czuję się tak okropnie, pomimo tego bardziej interesowało mnie co działo się po tym. Mam nadzieję, że zaraz dowiem się dlaczego powstało to zebranie i wszyscy tłoczą się przy moim łóżku.
-Jaki mamy dzień?- Zapytałam niepewnie.
-Czwartek.
-Oh, czyli nie spałam tak długo.
-Wręcz przeciwnie. Jest czwartek, dwudziestego.- Jin mówił prawdę, bo na pewno sobie nie żartował. Z resztą nikt nawet nie odważyłby się zaśmiać. Każdy stał lub też siedział z grobową miną. Zastanawiałam się, co do cholery mogło się stać, że przespałam tydzień? Ostatnie co pamiętam to to dziwne uczucie omdlenia, kiedy pożyczałam swoje ciało. Ale myślę, że to nie może być jedyny powód, a nawet jeśli tak jest to, z tego co wiem nie powinno się to wydarzyć.  A może coś przeoczyłam. To nie tak, że się jakoś na tym znam. Pierwszy raz zrobiłam to celowo i właściwie wszystko mogło pójść nie tak.
Zaczęłam na tym myśleć i analizować całą sytuację, ale to tylko przyprawiało mnie o jeszcze większy ból głowy. Wiedziałam, że jeśli zaraz się nie odezwę Taehyung dostanie szału i to ponownie. Wolę nawet nie myśleć jak bardzo się zamartwiał. Co gorsza pewnie myśli, że to jego wina.
-Sora.
-Jest...w porządku.
-Nie sądzę.- Spojrzałam na Tae i pozostałych.
-Naprawdę miło, że wszyscy przyszliście, ale już się obudziłam i naprawdę nic mi nie jest. Nie czuję się źle.- Zapewniłam, choć nikt nie wyglądał na przekonanego.
-Zrobię herbatę.- Oznajmił Jin i zaraz potem wyszedł.
-To my poczekamy, a wy tu sobie porozmawiajcie.-  Ogłosił Jimin i wypędził resztę z pokoju.
Zostałam sam na sam z Taehyungiem, który przez cały ten czas nie puszczał mojej dłoni.
- Jak minęła rozmowa.- Zapytałam natychmiast. Chciałam poznać każdy szczegół, nawet ten paskudny. Może za bardzo naciskałam żeby powiedział mi już teraz, ale na co niby miałabym czekać?
-No cóż. To było dość ...niespodziewane.
-Ale powiedzieliście sobie wszystko? No wiesz, pogodziliście się?- Tak naprawdę liczyłam tylko na to, że w końcu Taehyung uporządkował swoją przeszłość.
-Chyba tak.
-Chyba?
-Nie masz się czym przejmować.- Zapewnił mnie szybko.- Po prostu, jest coś jeszcze o czym nie wiedziałem i to zmieniło postać rzeczy.
-Oh, w takim razie. Miło wiedzieć, że coś mi się wreszcie udało.- Mogłam w końcu opaść na poduszki z lżejszym sercem niż dotychczas.

                                                              ♥                    ♥                     ♥
Okazało się, że spałam na tyle długo, by niektóre sprawy zmieniły się diametralnie. Oczywiście Taehyung stopniowo zaczął mnie wtajemniczać w ,,te sprawy’’. Zaczynając od tego, że umarłam i wróciłam do życia, kończąc na czymś co rozbiło mnie doszczętnie. Właśnie próbowałam uwierzyć, że to się naprawdę stało.
-Nie żartujesz?- Musiałam zapytać jeszcze raz, tak dla pewności.
-Kochanie, myślisz, że żartowałbym akurat z tego?
-No tak, racja.- Nie wiem co ja sobie myślałam. Przecież chodziło o Monick. Wreszcie wyraziła chęć spotkania się. Powinnam się cieszyć i w pewnym stopniu tak jest, ale nie obeszłoby się bez stresu. Kim bym była, gdybym nie ześwirowała?- Jak myślisz, co chce nam powiedzieć? W końcu minęło sporo czasu. Nawet nie wiem jak sobie radzi, czy w ogóle sobie jakoś poradziła. Nie mówię tu tylko o nas.- Obawiałam się jak nigdy, a może tylko sobie wmawiałam, że tym razem będzie inaczej, gorzej niż wcześniej. Jednak byłam pewna, że nie bez powodu boję się i przyznaję sama przed sobą, że teraz to ja mogę nie być gotowa.
-Jak się zjawimy, to się dowiemy.- Taehyung podchodził to tego spokojnie i z dystansem. Tak jak mogłam przypuszczać. Po raz kolejny udowadniał mi i sobie, że potrafi zapanować nad stresem.  Szkoda, że mnie to nie pomagało. Maska obojętności przydałabym się jak nigdy.
-Czyli kiedy?
-Dziś, jutro. Kiedy chcesz.
-Poważnie? Myślałam, że wybierze jakiś konkretny dzień.
-W sumie to wybrała, ale…
-Ale co?
-Czy nie jest tak, że to ty potrzebujesz trochę czasu?- Zatrzymałam się na chwilę, by spojrzeć na Tae. Patrzył na mnie tym swoim zaniepokojonym wzrokiem. Dokładnie wiedziałam co teraz robił. Szukał cienia zawahania w moich oczach. Niestety dziś nic takiego nie zauważy, ponieważ naprawdę byłam gotowa. Pomimo całego niepokoju wszystko inne było pod kontrolą.
-Nie, wcale tak  nie jest. To Monick potrzebuje czasu i mówię tu o czasie który powinna spędzić na zakupach, spotkaniach towarzyskich i innych rzeczach jakie robiła zanim to na nią spadło. Dlatego nie będę skracać jej czasu, ani sobie. Tak właściwie to ty też nie chcesz tracić czasu, prawda?- Odbiłam piłeczkę w jego stronę. Nie może być zawsze tak, że rozmawiamy o moich uczuciach.
-Nie rozmawiałem z nią za często, więc jeśli pytasz czy jestem gotowy to tak, jestem.
-Świetnie. To na co czekamy?
Wskazałam głową drogę do drzwi.
Oboje wyszliśmy z budynku trzymając się za ręce, podczas kiedy nieliczni paparazzi starali się zrobić nam jak najwięcej zdjęć. Nie siliłam się na uśmiech, bo było mi daleko do szczęścia. Chciałam jedynie już mieć to z sobą i choć wydawało się to nie na miejscu, ja naprawdę wolałam odbyć tę rozmowę w miarę szybko. Patrząc na poprzednie doświadczenia, czekanie nigdy się nie opłacało. Szczerze i prawdziwie obawiałam się tylko jednego. Tego, że gdy ją zobaczę nie będzie wyglądać jak ta stara Monick, która uśmiechała się co chwilę. Zdecydowanie straciliśmy zbyt wiele czasu. Za wszelką cenę będę starała się naprawić nasze relacje.
Przez całą drogę do szpitala myślałam co jej powiem, a kiedy przyszło nam wysiadać, wtedy poczułam się niepewnie. Jednocześnie chciałam iść i także zawrócić. Gdyby nie Tae, który trzymał moją dłoń w swoim uścisku, nie stawiałabym kroków tak pewnie. Nie szłabym z podniesioną głową  i pewnie w ogóle by mnie tu nie było.
Po szpitalnym korytarzu kręciło się zbyt wiele osób. Denerwował mnie fakt, że wszystkie pary oczu nie omieszkały przejrzeć nas od góry do dołu. Niby powinnam się przyzwyczaić, ale w takiej sytuacji, gdy zaraz spotkam się z Monick, nie było mowy o samokontroli. Jednak w tym całym poruszeniu dobrze było ujrzeć znajomą twarz. Calr stał przed salą i zdałam sobie sprawę, że naprawdę za nim tęskniłam. Było tyle spraw do załatwienia, że mogłam jedynie dzwonić. A to nie to samo co nasze dawne spotkania. Uściskałam go mocno. Zasługiwał na to. W końcu od niego wszystko się zaczęło.
-Dobrze cię widzieć.- Wyszeptałam.
-Ciebie też mała.- Carl obejrzał mnie z każdej strony, po czym zatrzymał wzrok na Tae, który w tym czasie stał z tyłu za mną. Przywitali się skinieniem głowy.- Gotowa?
-Już nie róbmy z tego takiego przedstawienia.- Zażartowałam żeby się jakoś rozluźnić.
-Jasne. Monick na was czeka.- Wskazał na drzwi.
-Dobrze, ale powiedz mi. Jak z nią?- Chciałam się przygotować. To oczywiste, że choroba zmienia człowieka, ale wolałam nie wyobrażać sobie najgorszego.
-No cóż. Nie oczekuj wiele, zresztą sama zobaczysz.
-No tak.
Przełknęłam głośno ślinię gdy Taehyung otwierał powoli drzwi do sali. Zmusiłam się by wejść do środka.
Pierwsze co zobaczyłam to otwarte okno. Było dość ciepło, więc nie było w tym nic dziwnego. Rzecz w tym, że nie mogłam zmusić się do odwrócenia głowy w jej stronę. Chyba było jeszcze gorzej niż wtedy, gdy wyszło na jaw, że ze sobą romansowaliśmy. Czułam jakby coś wisiało w powietrzu, a wystarczyło odwrócić się w odpowiednią stronę.
-Sora, Taehyung?- Głos Monick wywołał we mnie dziwny dreszcz. Może dlatego, że w  pierwszej chwili w ogóle go nie rozpoznałam. Zrozumiałam dlaczego, kiedy w końcu odwróciłam się i stanęłam z Monick twarzą w twarz. Natychmiast tego pożałowałam. Naprawdę chciałam wyjść, ale tylko po to żeby nie rozpłakać się tuż przed nią. To nie była ta Monick, którą widziałam niecały miesiąc temu, to nie było to co spodziewałam się zobaczyć. Nie mogłam uwierzyć, że tak bardzo się zmieniła. Ścięła swoje długie włosy. Teraz sięgały ledwie do ramion. Nie wiem jakim cudem zdołałam się ledwo uśmiechnąć, a co dopiero podejść do łóżka. Bałam się spojrzeć na Tae. Wolałam nie wiedzieć co musiał sobie pomyśleć, choć to na pewno nic dobrego.
-Cześć.
-Cieszę się, że przyszliście.
-Oczywiście, że przyszliśmy. Mamy tak wiele do powiedzenia. Jak to, że strasznie cię przepraszamy.- Musiałam przeprosić kolejny raz. Robiłabym to do końca życia byle by nam wybaczyła. Nie wyobrażam sobie żyć z takim poczuciem winy. Zwłaszcza, że Monick wygląda okropnie i czułam, że po części to moja wina.
-Ostatnio każdy mi to mówi, a nie po to chciałam żebyście przyszli. Naprawdę się za wami stęskniłam.- Lekki uśmiech pojawił się na jej twarzy. Nie do końca umiałam odnaleźć się w tej sytuacji. Myślałam, że to będzie wyglądać bardziej jak poważna rozmowa. Teraz już nie wiem czego się spodziewać. Przystanęłam koło łóżka z ledwością patrząc na jej twarz. Cała moja przemowa, którą dokładnie obmyśliłam wyparowała mi z głowy w chwili gdy zobaczyłam Monick. Mówiłam sobie, że jestem przygotowana, ale słowa te nie miały żadnego pokrycia w rzeczywistości. Po raz kolejny nic nie mogło zmienić tego jak się czułam. Nic nie mogło powstrzymać moich najgorszych myśli.
-Minęło sporo czasu, ale w końcu tu jesteśmy i będziemy jeśli chcesz.- Taehyung liczył na pojednanie bardziej niż ja. W żadnym wypadku nie miałam mu tego za złe. Bardziej obawiałam się tego co się stanie, gdy już zostaniemy sami. Jak bardzo będzie wstrząśnięty tym jak szybko postępuje choroba i co robi z Monick. Trudno było utrzymać spokój podczas gdy robisz wszystko by się nie rozpłakać. Lecz dla niej musiałam to znieść. Przynajmniej to mogłam zrobić.
-Dobrze to usłyszeć. Właściwie mogłam odezwać się wcześniej, ale teraz już czasu nie cofnę. Chociaż przyznacie, że wiele się wydarzyło ostatnio.
-Monick, my nie…
-Wiem. Nie musicie mi tego tłumaczyć. Wszyscy jesteśmy sobie winni, racja? Może tak miało być. Mieliśmy zrozumieć co mamy i docenić to.
-To jeszcze nie koniec. W końcu jesteśmy młodzi, hym?- Chciałam jakoś rozluźnić atmosferę i chyba się udało. Tae nie miał już tak poważniej miny jak chwilę temu. Trzymał dłoń Monick w pocieszającym geście i wcale nie miałam nic przeciwko.
-Sora ma rację. Jeszcze wyjdziesz ze szpitala z podniesioną głową, jakby nic się nie stało.
-Oh Teahyung naprawdę mało wiesz o tym co się działo. Ale cieszę się, że tu jesteście, bo chcę oficjalnie zakończyć te ciche dni. Koniec obwiniania się i przepraszania za coś co już się stało.- Kiedy wreszcie okazało się, że to definitywny koniec tych wszystkich nieporozumień, musiałam usiąść na pobliskim krześle i odetchnąć. Nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo ta sprawa ciążyła mi na sercu. Jednak dopiero teraz to poczułam. Oczywiście musiałam się jeszcze z tym oswoić, ale wydawało mi się to wiele prostsze bez poczucia winy.
-Oficjalnie, tak?- Tae popatrzył na nas obie z cieniem uśmiechu ustach.
-Oczywiście. Jakby to powiedzieć. Zegar  został wyzerowany. Więc uśmiechnij się Sora. Nie jestem zła.- Jak miałam niby ukrywać emocje gdy działo się tyle nierealnych rzeczy, o których kiedyś mogłam tylko marzyć.

Nie potrafiłam się odezwać, bo nie było słów jakimi mogłabym określić to jak się czułam. Jedne na co było mnie stać to zaszycie się w kafejce i gapić bez większego celu w kubek z kawą. Czerń kawy wydawała się być bardziej zajmująca niż fakt, że jestem w miejscu gdzie prawdopodobnie umierała moja jedyna przyjaciółka. Taka była prawda. Nie było sensu się oszukiwać. W końcu byłam lekarzem i wiedziałam jak to wszystko się przedstawiało. Co gorsza nawet sama Monick wydawała się być tego świadoma. Wiem to ja, Monick i Carl, tylko Tae nie był w stanie dopuścić do siebie tej myśli. Może i to dobrze bo na pewno mu tego nie powiem. Nie wspomnę i będę mieć nadzieję. Przecież to jeszcze nie koniec. Powtarzałam sobie to bez przerwy. Spędziłam tak kilkanaście dobrych minut, przy tym nawet nie drgnęłam. Ocknęłam się gdy ktoś pomachał mi przed oczami.
-Odleciałaś kochana.- Stwierdził Carl patrząc na mnie z nutką współczucia.
-Skąd wiedziałeś, że tu jestem?- Zmieniłam szybko temat starając się otrząsnąć z rozmyślania nad najgorszym.
-Pomyślmy. Skąd mogłem wiedzieć, że moja najlepsza przyjaciółka, którą znam od dziecka, przyjdzie do miejsca w którym zawsze lubiła się skrywać? Naprawdę nie wiem.- odparł sarkastycznie  na co jedynie posłałam mu zmęczone spojrzenie.- Przechodziłem obok, gdy starsza pani wspomniała o jakiejś sławnej dziewczynie, która siedzi w kafejce.
-No tak. Zero prywatności.- Mruknęłam zła rozglądając się w poszukiwaniu gapiów. Carl miał rację. Nikt nie przepuściłby skandalistce, nawet jeśli przechodziła załamanie.
-Wszystko w porządku?- Carl przyjacielsko położył dłoń na mojej. W tamtej chwili miałam gdzieś wszystkie wścibskie, starsze panie i ich insynuacje. Wbrew pozorom potrzebowałam jakiegokolwiek pocieszenia.
-Jasne. Plotki to mój najmniejszy problem.
-Sora, wiesz o czym mówię.
-Niestety tak.- Wszyscy chcieli o tym mówić, podczas kiedy ja nie wiedziałam nawet co mówić. Ta cała absurdalna sytuacja przywodziła mi na myśl jeszcze gorsze wspomnienia z przeszłości. Wtedy było podobnie i każdy myślał, że wszystko się ułoży. Tyle, że dobrze się to nie skończyło. Mama nigdy do nas nie wróciła. Myślenie, że Monick miałaby odejść sprawiało, że wszystko stało się dwa razy gorsze. Tak jakbym cofnęła się kilka lat wstecz.
-Carl.
-Hym?
-Co stało się z naszym dawnym życiem?- Choć może powinnam była spytać co stało się z moim życiem.
-Co?- Zapytał niezrozumiale, lecz zaraz dotarło do niego sedno.
-Trudno powiedzieć. Jedyne co wiem to to, że faktycznie coś się stało. Jeszcze nie czas by mówić o tym czy było to coś dobrego czy złego. Ważne jest teraz to co robisz, Sora.- Spojrzałam na przyjaciela błagając o jakieś konkretniejsze wskazówki.
-Chciałabym coś zrobić. Oddać jej swoją wątrobę, nerkę, cokolwiek, tyle że to niemożliwe. Oboje dobrze wiemy ile trwa oczekiwanie na przeszczep.
-Nie wolno tracić nadziei. Kiedyś sama tak mówiłaś.
-To było kiedy jeszcze byłam lekarzem. Dobrze wiesz, że nie zawsze się sprawdzało.
-Nikt nie zabronił wierzyć, że tym razem się sprawdzi.- Spojrzał na mnie wymownie. Musiałam przyznać mu rację. Nie mogłam być taką pesymistką i porównywać tej sytuacji do tej sprzed kilku lat.  Monick nie była moją matką. Z resztą tak łatwo się nie poddawała i my też nie powinniśmy.
-Dzięki Carl. Twoja przemowa zadziałała.
-Oczywiście, zawsze działa.
Przy kimś takim jak Carl trudno było się nie uśmiechnąć. Czasami mu zazdrościłam. Miałam wrażenie, że jego życie stało się bardziej poukładane niż moje. Mimo, że znałam go aż za dobrze i jego życie również bywało zaplątane. Może właśnie dlatego tak dobrze nam się rozmawiało.
Dowiedziałam się, że sytuacja nie wyglądała aż tak źle jak sam wygląd Monick. Jedyne czego nam brakowało to czasu. Po wysłuchaniu wszystkiego byłam odrobinę uspokojona i gotowa na powrót. Nie chciałam już więcej tracić czasu, a spędzić go jak najwięcej z przyjaciółką.
Niespodziewanie na korytarzu wpadłam na Tae, który zapewne wracał z sali. Wyglądał na przybitego, co wcale mnie nie zdziwiło. Zmierzał w moją stronę nie spuszczając ze mnie wzroku.
-Coś nie tak? -Zagadnęłam od razu, gdy stanął przede mną i chwycił moją dłoń. Znów przyłapałam się na myśleniu o najgorszym.
-Nie, wszystko w porządku. -Taehyung powiedział to tak jakby sam w to nie wierzył, a jedynie chciał mnie uspokoić. Nie byłam głupia by nie wiedzieć, że w rzeczywistości nikt nie jest w stanie uciec od prawdziwych uczuć. W końcu sami tego doświadczyliśmy.
-Dlaczego wyszedłeś? Właśnie miałam wracać, ale najpierw musiałam porozmawiać Carlem.
-Nie musisz się spieszyć. Mocnik ma właśnie jakiś zabieg. Możemy wrócić za piętnaście minut.
-Więc, może się czegoś napijesz? Mają tu świetną kawę z automatu, chodź. -Pociągnęłam go za sobą,a on nie stawiał żadnych oporów. Kafejka była pusta. Żaden stolik nie był zajęty, ale na wszelki wypadek zajęłam ten przy ścianie. Gdy Tae czekał na kawę przypomniałam sobie, że miałam dać znać siostrze. Szybko napisałam, że już wszystko zostało wyjaśnione i nie ma się czym martwić. Po czym schowałam telefon do torebki, akurat gdy Tae zajmował miejsce naprzeciwko mnie.
-Siostra? -Kiwnął głową w stronę torebki.
-Zgadłeś. Zawsze chcę o wszystkim wiedzieć. Chyba przejmowała się bardziej niż powinna. -Wszyscy martwili się o Monick, nawet moja siostra. Choć nie poznały się za dobrze. W przyszłości chciałam żeby to się zmieniło. Jednak nie mogłam sobie zbyt wiele obiecać. Przecież liczyło się tylko i wyłącznie jej zdrowie. Planowanie wszystkiego naprzód mogło przynieść pecha. Akurat teraz potrzebowaliśmy szczęśliwego zakończenia. Mimo to gdzieś pod skórą czułam niepokój. Modliłam się by okazał się bezpodstawny. Przez chwilę myślałam nad tym w jaki sposób medycyna mogłaby poprawić jej stan. Jednak Taehyung zauważył, że zaczynam za dużo myśleć.
-Nie musisz nic robić. Tylko przy niej być. -Tae opiekuńczo swą dłonią moją dłoń. Być może wiedział o czym teraz myślałam i tak jak ja wolał nie mówić tego na głos. Tak wydawało się bezpieczniej. Jakby to miało w ogóle przynieść jakieś rezultaty.
-Siedzenie w miejscu jest o wiele trudniejsze niż ci się wydaje.
-Ale przynajmniej możemy tu być.
-Tak, to najważniejsze. -Naprawdę było najważniejsze. Tyle, że wydawało się iż to za mało. W tym wszystkim bezradność była najgorsza.
-Rozmawiałem z lekarzami. -Tae nagle zmienił temat by przerwać ciszę.
-Więc już wiesz. -Stwierdziłam.
-Tak i rozważałem przeniesienie Monick zagranicę. -Zaskoczył mnie, lecz to nie tak, że sama o tym nie myślałam. Koreański szpital może i miał nie najgorszych specjalistów, jednak zagranicą było więcej możliwości. -Co o tym myślisz? -Sama nie wiedziałam co do końca myśleć.
-Decyzja nie należy do mnie, ani nawet do ciebie. Mimo, że masz rację. Może pomogli by jej w inny sposób niż tutaj. Na miejscu jej rodziny chwytałabym się wszystkiego.
-Jej matka będzie musiała ze mną porozmawiać. -Przeczuwałam, że Taehyung zrobi naprawdę wszystko by przekonać matkę Monick. Pewnie będą rozmawiali na wiele tematów. W tym może i na mój. Jak wiadomo, że w pani Kim nie wywołuje najlepszych uczuć.
-Kiedy zamierzasz to zrobić? -Jeszcze nawet jej nie spotkałam, a już odczuwałam lekki stres.
-Jak najszybciej. Na pewno jeszcze dzisiaj. -Spojrzałam na niego niezrozumiale. Lecz wszystko się wyjaśniło, gdy ujrzałam tę kobietę wchodzącą przez główne drzwi. Od razu zamarłam na moment patrząc na jej wyniosłą postawę. Wystarczyło te kilka sekund by nasze spojrzenia się spotkały. Wiedziałam, że zaraz tu podejdzie i obrzuci mnie swym pogardliwym spojrzeniem. Dźwięk obcasów uderzających po parkiet roznosił się po całym szpitalu. Wzrok wszystkich obecnych był skupiony właśnie na niej. Nie dziwiło mnie to ani trochę. Zwłaszcza, że była rozpoznawalna praktycznie na całym świecie. Tym bardziej czułam się nieswojo z faktem, że to my byliśmy jej celem. Gdy tylko stanęła przed naszym stolikiem poczułam się dwa razy mniejsza.
-Taehyung, Sora. -Sztywno kiwnęła nam na przywitanie. Odpowiedziałam jej tym samym.
-Dziękuję, że przyszłaś. -Taehyung stanął przed nią jeszcze raz się jej kłaniając. Stałam obok kompletnie nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć. Słów otuchy pewnie by nie przyjęła. Chyba powstrzymywała się by nie powiedzieć chociaż jednej obelgi. Musiała się powstrzymywać przy widowni. W pewnym sensie rozumiałam, że to wszystko mogło być spowodowane zbyt dużą presją. Jednocześnie chciałam jej współczuć, a z drugiej strony nienawidziłam za charakter. Być może to właśnie Taehyung wpadł na pomysł rozmowy z nią.
-Zawsze tu jestem, przy córce. -Odparła tak jakbyśmy zasugerowali, że wcale nie przejmowała się stanem swojej pasierbicy.
-Nie wątpię i właśnie o niej chciałem porozmawiać.
-W porządku. Niedaleko jest pokój dla personelu. -Matka Monick obróciła się na swoich szpilkach po czym oboje odeszli. Nim Tae całkiem zniknął za zakrętem obejrzał się w moją stronę by posłać mi lekki uśmiech. Odwzajemniłam, choć nie był on całkowicie szczery. Jakby nie patrząc sytuacja nie przedstawiała się najlepiej, a wręcz przeciwnie. Pozostawało mi czekać na rezultaty rozmowy, a ta mogła trochę potrwać.
Zawiesiłam oko na automacie ze słodyczami. Jeden batonik nie mógł mi zaszkodzić. Wygrzebałam ostatnie drobne po czym wsadziłam je do automatu i wcisnęłam przycisk. Z nudów patrzyłam jak powoli działa maszyna. Aż wreszcie przestała działać, a mój baton zablokował się w środku. Wzniosłam oczy ku górze z nadzieją, że to tylko jakiś nieśmieszny żart. Niestety to była brutalna rzeczywistość. Najwidoczniej to nie był mój dzień. Na początku tak mi się wydawało. Wystarczyła chwila nieuwagi by zawartość automatu zaczęła wysypywać się sama z siebie. Wystraszył mnie dźwięk uderzenia w blachę. Pierwsze co zrobiłam to oczywiście zaczęłam się rozglądać. Nikt nie przybiegł by sprawdzić co tu się stało. W kafejce wciąż byłam tylko ja i ten przeklęty automat. Mimo, że spotykały mnie gorsze sytuacje nadal trudno było się przyzwyczaić. Serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałam czy po prostu odejść czy może poczekać jeszcze chwilę. Prawdopodobnie uciekłabym zapominając o jakimkolwiek batonie. Jednak czyjś chichot kazał mi zatrzymać się w miejscu.
-Słyszę cię. -Odpowiedziałam pewnie. -Bardzo zabawne, naprawdę. Teraz możesz wyjść z ukrycia. Łatwo było przypisać ten chichot małemu dziecku. Nie myliłam się, gdy postać chłopca wyszła prosto z automatu. Wyglądał na szczęśliwego, że udało mu się wystraszyć mnie.
-Widzisz mnie?
-Bardzo wyraźnie. -Zapewniłam.
-Wystraszyłaś się. -Chłopiec znów się zaśmiał. Był tak rozradowany, że trudno było nie uśmiechnąć się na jego widok.
-Racja. Udał ci się ten żart. Jak wiele osób tak wystraszyłeś, co?
-Trochę. -Przyznał nieśmiało. Cóż mogłam na to poradzić iż nie potrafiłam skarcić takiego brzdąca.
-Okej. Może powiesz mi jak się nazywasz? -Chłopiec spojrzał na mnie, ale chyba nie zamierzał tak łatwo zdradzić swojego imienia. Cóż bez tego też mogłam mu jakoś pomóc. -Skoro nie chcesz to nie będę pytać. Tylko chciałabym ci coś powiedzieć. -Od razu zauważyłam, że to go zaciekawiło.
-Wydajesz się być miłym chłopcem i dlatego chcę ci pomóc. Mogę sprawić, że nie będziesz musiał dłużej błąkać się po tym szpitalu.
-Nie chcę nigdzie iść. -Oznajmił twardo i już wiedziałam, że nie będzie łatwo.
-Dlaczego? Po drugiej stronie na pewno ktoś już na ciebie czeka. Myślę, że tam też znajdzie się jakiś automat i ludzie których będziesz mógł wystraszyć. -Nie byłam tego taka pewna, ale coś musiałam wymyślić. Niestety chłopiec dalej nie wyglądał na przekonanego. Być może byłam beznadziejna jeśli chodziło o przekonywanie.
-Wszyscy są tutaj. Nie pójdę sam. -Zaczęłam się zastanawiać do czego to wszystko zmierza. Co miał na myśli?
-Są tutaj? Czyli gdzie? -Nie dostałam zbyt jasnej odpowiedzi. Jedynie machnięciem ręki zostałam zaproszona do pójścia za nim. Oczywiście musiałam skorzystać z drzwi podczas gdy chłopiec po prostu przeszedł przez ścianę. Myślałam, że już zgubiłam go gdzieś na korytarzu, ale okazało się, że czekał na mnie. Ponownie ponaglił mnie machnięciem ręki. Zaintrygowana pośpieszyłam za duchem. Mijałam zajętych ludzi i jednocześnie rozglądałam się dookoła próbując dowiedzieć się co takiego miałam zobaczyć. Nie chciałam tego przegapić. W końcu zatrzymałam się pod jedną z wielu sal. Czarnowłosy chłopiec stał przy drzwiach.
-Mam wejść? -Kiwnął potwierdzająco, więc powoli uchyliłam drzwi i cicho weszłam do środka. Mój wzrok od razu spoczął na łóżku szpitalnym. Właśnie tam leżał ten sam chłopiec, który stał koło mnie. Spojrzałam najpierw na osobę, która oparta rękoma o łóżko chyba zasnęła. Zaraz potem spojrzałam na wszystkie maszyny, do których był podłączony. Wszystkie działały prawidłowo i wskazywały na to, że dziecko oddychało. Patrzyłam wpatrzona w urządzenia i z powrotem na pacjenta. Nawet nie zauważyłam, że osoba śpiąca obok obudziła się.
-Przepraszam, co pani tu robi? -Kobieta zdezorientowana obrzuciła mnie podejrzliwym spojrzeniem.
-Ja tylko...przepraszam, pomyliłam salę. -Natychmiast wycofałam się za drzwi. Musiałam otrząsnąć się by dopiero po chwili móc ogarnąć co się stało. Chłopiec stał spokojnie obok.
-Wciąż żyjesz. -Odparłam dość oczywiście. -Możesz wrócić do swojego ciała.
-Wiem, ale to nie takie łatwe. -W jednym momencie zrobiło mi się go niewyobrażalnie żal. Zdecydowanie chciał wrócić do rodziny, a oni na niego czekali. Tyle, że po prostu nie mógł.
-Chciałabym ci pomóc. -Kucnęłam przy ścianie by zrównać się z nim. -Niestety dla mnie też nie jest to łatwe. Tylko ty sam możesz tego dokonać. -Chłopak pokiwał głową. Od samego początku nie skrzywił się nawet przez chwilę i teraz również. -Naprawdę chciałabym ci jakoś pomóc.
-Nie szkodzi. Wcale nie jest tak źle. Będę próbował dalej. -Byłam pod wrażeniem jego jakże dorosłych słów. Uśmiechnęłam się na samą myśl, że faktycznie nie zamierzał się poddawać.
-Wiem i bardzo mnie to cieszy. Więc będziesz tutaj póki ci się nie uda?
-Yhm.
-No dobrze. Gdybyś się nudził to zawsze mnie tutaj znajdziesz, dobrze? -Wolałam upewnić się, że ta historia skończy się dobrze. Nawet jeśli teraz była dla mnie zbyt niesprawiedliwa.
-Dobrze. -Chłopiec uśmiechnął się szeroko, pomachał mi po czym najzwyczajniej w świecie zniknął. Stałam jeszcze przez chwilę pod salą od tak po prostu. Nie spodziewałam się doświadczyć dziś czegoś takiego. Zwłaszcza, że dzień zapowiadał się na jeszcze bardziej intensywniejszy.

                                                       ♥                           ♥                             ♥

Byliśmy spóźnieni. Przynajmniej jak tak twierdziłam. Mimo, że oboje wstaliśmy o tej samej porze to ja od początku kręciłam się po całym mieszkaniu. Ciągle miałam wrażenie, że czegoś zapomniałam. Nieważne, że jeszcze wczoraj pakowałam się chyba z dwie godziny. Tae śmiał się ze mnie, choć udawał, że wcale tego nie robił. Chciałabym być tak spokojna jak on. Popijać sobie kawę zanim pojedziemy na lotnisko. Niestety dla mnie było to dość problematyczne. Nie chodziło w ogóle o kawę, lecz sprawy organizacyjne. Nie zamierzałam wracać z Ameryki po chociażby telefon. Choć znając Tae zaraz kupiłby mi nowy. W każdym bądź razie wolałam upewnić się nawet z dziesięć razy.
-Wiesz, że prywatny samolot odleci wtedy kiedy będziemy już na pokładzie?
-A czy wiesz, że nie ładnie jest się spóźniać? -Miałam wielką ochotę polecieć zwykłymi liniami lotniczymi. Wtedy miałabym dobry pretekst i nie było by czasu na picie kawy z ekspresu. -Tak w ogóle to mam jeszcze torbę na górze. Ktoś musi ją znieść. -Spojrzałam wymownie na swojego chłopaka, który chyba nie zamierzał ruszyć się o centymetr. Wystarczyło, że spojrzał na ochroniarza, a ten już wchodził na górę.
-Chyba nigdy się nie przyzwyczaję. -Mruknęłam zrezygnowana.
-Do wszystkiego do się przyzwyczaić. Zobaczysz. -Tae uśmiechnął się pod nosem dopijając kawę. Podczas kiedy ja jeszcze raz sprawdzałam torebkę w poszukiwaniu paszportu on zdążył umyć kubek i zajść mnie od tyłu. Ciepłe dłonie Tae oplotły mnie w pasie.
-Będziesz ciężko pracować żeby tak się stało, co? -Nasz wyjazd miał określony cel i modliłam się w duchu by nasz lot przebiegł bezpiecznie. Nie lubiłam podróżować samolotami. Niby w powietrzu zdarza się mniej wypadków, ale to nie zmieniało faktu, że jednak jakieś się zdarzały. Niestety chyba do tego też będę zmuszona się przyzwyczaić.
-Dla ciebie zawsze ciężko pracuję. -Wyszeptał mi do ucha, a zaraz potem poczułam lekki pocałunek na szyi. Na chwilkę zapomniałam czego w sumie szukałam w torebce. -Wszystko jest na swoim miejscu. Nie musisz się niczym przejmować. -Teoretycznie wiedziałam, że tak właśnie jest. Praktycznie, sama wolałam się upewnić i nic nie mogłam na to poradzić.
-Jeśli będziesz mnie rozpraszał to na pewno się spóźnimy. -Zapięłam torebkę gdyż znalazłam dokumenty na swoim miejscu. W końcu mogłam obrócić się twarzą do Tae. Wyglądał jak zwykle idealnie. Co ważniejsze nie było widać na jego twarzy takiego zmęczenia jak wcześniej.
-Denerwujesz się, a kiedy ty się denerwujesz to ja też.
-Wiem, wiem. Musisz mi wybaczyć. Ten jeden raz.- Ucałowałam go na przeprosiny. To musiało wystarczyć, ponieważ zaraz potem wyplątałam się z jego uścisku.-Próbuję się dostosować, a wiesz, że jestem w tym kiepska.- Jakoś nigdy się z tym nie ukrywałam, a być może powinnam była. W końcu wzajemne oparcie było by na miejscy, zwłaszcza teraz.- Po prostu chcę już mieć ten lot za sobą.- Tae zaśmiał się kręcąc głową, ale mimo wszystko jedną ręką chwycił torbę, a drugą wyciągnął w moją stronę. Bez wahania chwyciłam jego ciepłą dłoń i razem wyszliśmy z mieszkania.
W drodze do samochodu i przez całą drogę na lotnisko, aż do wejścia na pokład Tae nie puszczał mojej dłoni. Ani trochę nie przeszkadzało mi to. Co więcej cieszyłam się z tego faktu jak małe dziecko. Niby powinnam była się przyzwyczaić, ale każdy raz był jak ten pierwszy. Być może tylko dla mnie miało to jakikolwiek sens. W każdym bądź razie, pilot w końcu musiał wyruszyć by przestać blokować pas startowy. Z sercem w gardle usiadłam na jednym z foteli modląc się by jak najszybciej znaleźć nad Ameryką. Podczas lotu Taehyung odbierał wiele telefonów, w tym te od matki Monick i jej samej. Byłam w stanie znieść to tylko ze względu na Monick. Kiedy widziałam ją ostatnio, a było to dwa dni przed jej wylotem, wyglądała dość marnie. Nie chciałam dzielić się tymi spostrzeżeniami z Tae. Przecież też nie był ślepy i wiedział, że nie jest dobrze. Jak mogłabym w ogóle poruszać ten temat i mówić o stanie zdrowia Monick źle? Wolałam przeglądać artykuły na temat przeszczepu niż przypadkowo palnąć gafę. Byłam lekarzem i wiedziałam swoje, ale czytanie jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Przynajmniej w taki sposób mój lot stał się bardziej znośny. Te kilka godzin minęło w spokoju, ale i też dużym napięciu. Nawet kiedy już wylądowaliśmy i opuściłam pokład, czułam, że wszystkie nasze emocje dopiero się kumulują.
Monick zadbała o samochód z szoferem, który miał dowieźć nas do prywatnej kliniki. Wciąż nie wiem jakim cudem udało się załatwić Monick przeszczep i to tak szybko. Domyślałam się, że to pewnie połączenie sił Tae z panią Kim przyniosło taki efekt. Liczyłam, że drugi efekt będzie równie pozytywny.
-Nigdy nie byłam w Chicago.- Przyznałam patrząc na widoki za szybą. Ponad to chciałam jakoś przerwać tę grobową ciszę i upewnić się, że Tae myślami wciąż był tutaj ze mną.- Właściwie nigdy nie byłam za granicą.
-Kiedyś zabiorę cię w każde miejsce na świecie. Powiedz tylko gdzie.- Spojrzałam na Tae nie wierząc, że naprawdę mógł zadeklarować coś tak abstrakcyjnego. Mimo wszystko moje biedne serducho zabiło szybciej na samą myśl o podróży dookoła świata i to tylko we dwójkę. W jednej chwili zrobiłam z tego moje nowe marzenie. Uśmiechnęłam się chwytając jego ciepłą dłoń. Tae natychmiast splótł nasze palce i położył dłoń na kolanie. Szczerze, lubiłam te małe gesty, które czasem zastępowały nam niewypowiedziane słowa.
-Czyżby to była obietnica?
-Dlaczego by nie?- Tae spojrzał na mnie tak intensywnie, że poczułam jakby jego wzrok przeszywał mnie na wylot. Przez to nie potrafiłam mu odpowiedzieć. Patrzyliśmy sobie w oczy i żadne z nas nie zamierzało zrywać kontaktu. Nagle Taehyung w mgnieniu oka przybliżył swoją twarz tak blisko, że poczułam lekki powiem wiatru. Mimo wszystko nawet nie drgnęłam. Wciąż jeszcze przez kilka sekund ja patrzyłam na Tae niczym zahipnotyzowana, a jego wzrok powędrował na moje usta. Nim zdążyła pomyśleć  co zaraz się stanie Tae po prostu zaatakował moje usta. Akurat na to byłam przygotowana w stu procentach. Zaparło mi dech w piesi i prez chwilę znów zapomniałam jak się poprawnie oddycha. Nie spodziewałam się, że nagle weźmie go na czułości, tuż przed spotkaniem z Monick i to jeszcze na tylnym siedzeniu limuzyny. Nie mam pojęcia ile tak naprawdę trwał ten nieziemski pocałunek, ale zdecydowanie potrzebowałam go jak powietrza. Nie mogłam ukryć zawodu, kiedy wreszcie musieliśmy przerwać. Tae ułożył swą dłoń na moim rozpalonym policzku po czym delikatnie delikatnie obrysował kciukiem kształt moich czerwonych od pocałunku ust.
Na koniec szybko cmoknął mnie w czoło i wyprostował się jakby przed chwilą nic się nie stało. Przez cały ten czas ani na chwilę nie puścił mojej dłoni. Trwaliśmy tak póki samochód nie zatrzymał się co oznaczało koniec trasy. Gdy tylko wyszliśmy na powietrze znów wróciłam do poprzedniego stanu. Co z tego, że jeszcze chwilę temu było tak idealnie? Teraz wchodziliśmy do kliniki i przeczuwałam, że nie tylko dla mnie będzie to stresujące przeżycie. Z drugiej strony już chciałabym zobaczyć się z Monick. Już na wejściu czekała na nas młoda kobieta w typowym stroju sekretarki. Z uśmiechem na ustach powitała nas w swoim ojczystym języku. Na szczęście oboje nie mieliśmy problemu z porozumiewaniem się po angielsku.
-Witam w Klinice doktora Richarda Millera. Nazywam się Helen i to ja zabiorę Państwa na spotkanie z doktorem. Proszę za mną.- Posłusznie poszliśmy za kobietą. Po drodze rozglądnęłam się naprędce po korytarzu. Śnieżnobiałe ściany z lekkim akcentem błękitnych pasmów. Ściany wypełnione pouczającymi plakatami i oczywiście wiele certyfikatów. Poza tym znalazło się miejsce dla kwiatów w dużych doniczkach i kilku krzeseł. Więcej nie zdążyłam zarejestrować, ponieważ stanęliśmy przed drzwiami.
-Proszę wejść.- Tyle usłyszeliśmy zanim przemiła sekretarka zniknęła. Spojrzałam na Tae, a on na mnie. Wzruszyłam tylko ramionami i zrobiłam pierwszy krok za niego. Otworzyłam drzwi i wepchnęłam się do środka jako pierwsza. Od razu zlokalizowałam doktora siedzącego za biurkiem. Przestał pisać w papierach, gdy tylko zorientował się, że ktoś wtargnął do gabinetu. Czułam, że Tae stanął tuż za moimi plecami. Poczułam bijące od niego wsparcie, ale też i zdenerwowanie. Postanowiłam, że tym razem to ja zapytam o co trzeba i oszczędzę mu tego.
-Rozumiem, że Państwo w sprawie naszej nowej pacjentki. Monick jak mniemam?
-Tak, dokładnie. Chcemy wiedzieć co z jej stanem zdrowia.
-Proszę usiąść.- Mężczyzna, gdzieś około czterdziestki wskazał nam dwa fotele. Usiadłam na jednym z nich przeczuwając, że możemy usłyszeć coś okropnego. Mimo to udawałam, że jestem opanowana i cokolwiek by to nie było poradzę sobie.
-Wiem, że oczekujecie ode mnie samych dobrych wiadomości, więc od tych zacznę.- Doktor siedział przed nami obracając w palcach zwykły długopis. Najwidoczniej szukał odpowiednich słów.- Stan zdrowia Monick nie wyklucza jej z operacji. Przewidujemy, że są duże szanse iż sama operacja powiedzie się. Cieszę się, że jednak będę w stanie pomóc w jakikolwiek sposób. Jedną z najważniejszych rzeczy jest fakt, że nie zauważyliśmy żadnych przerzutów. Dostaliśmy kartę Monick z szpitala, w którym do tej pory przebywała. Leczenie przebiegało jak najbardziej prawidłowo. Mimo tego i tak zrobimy serię badań dla lepszej pewności.- Słuchałam w skupieniu każdego słowa, które sprawiało, że trochę uspokoiłam swoje nerwy.
-A te złe wiadomości?- Taehung wtrącił się nagle. Spojrzałam na niego. On nie wyglądał na uspokojonego. Nie jeśli chodziło o Monick. Dobrze było słyszeć same pozytywy, ale Tae obchodziły głównie te złe wiadomości. Nawet mnie to nie zdziwiło.
-No cóż, jak w każdym przypadku istnieje możliwość odrzucenia przeszczepu, powikłania, zapalenie lub infekcje. Wszystko jest możliwe, ale mogę zapewnić, że nasza klinika jest prowadzona na najwyższym poziomie, a nasi lekarze i specjaliści są jednymi z najlepszych w kraju. Pozostawałbym jednak przy dobrej myśli.- Tae pokiwał głową na znak zrozumienia, ale ja wiedziałam, że właśnie zaczął przetwarzać każe słowo doktora. Widziałam to w jego poważnej minie i w tym jak starał się nie zaciskać dłoni w pięści.
-Możemy się z nią zobaczyć?- Zadałam to najważniejsze pytanie.
-Oczywiście, ale nie na długo. Pacjentka musi odpocząć po podróży.
-Oczywiście.
-Mogę Państwa zaprowadzić.- Doktor już wstał z fotela, ale powstrzymałam go gestem ręki.
-Nie trzeba. Poradzimy sobie.- Uśmiechnęłam się przepraszająco. W innych okolicznościach pewnie nie miałabym nic przeciwko, ale Tae zdecydowanie nie wyglądał jakby potrzebował przy sobie kogoś kto właśnie kopnął go prosto w serce.
-Pokój dwieście pięć. Na drugim piętrze. Można użyć widny na końcu korytarza.
-Dziękujemy.- Pożegnaliśmy się dość szybko. Ledwo zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, a Taehyung już szedł na koniec korytarza. Westchnęłam cicho, ale bez zbędnych słów dogoniłam go akurat gdy wzywał windę. Stałam obok i zastanawiałam się co mogłabym powiedzieć oprócz zwykłego zapewnienia, że wszystko będzie dobrze? W kółko powtarzałam to kiedy byliśmy w Korei, ale czy teraz miało to w ogóle sens? Być może właśnie dlatego nic nie mówiłam. Mogłam jedynie stać przy nim i łudzić się, że moja obecność faktycznie jest dla niego choć trochę pomocna.
Dojechaliśmy windą na drugie piętro, gdzie znów ciągnął się sporych rozmiarów korytarz. Mijaliśmy personel i kolejne numery pokoi aż wreszcie trafiliśmy na odpowiedni numer. Nagle zaczęłam denerwować się bardziej niż powinnam. Cyfry dwieście pięć znajdowały się na drzwiach, które żadne z nas nie chciało otworzyć. Nie wiem jak Tae, ale ja po prostu bałam się zobaczyć osobę, która była tuż za nimi. Jednocześnie wiedziałam, że Monick pewnie nas oczekuje i stanie tutaj nie miało żadnego sensu. W końcu byliśmy tu dla niej, by ją wspierać. Jednak zanim odważyłam się uchylić drzwi musiałam spojrzeć Tae w oczy by się upewnić. Wystarczyło mi, że nie zaprotestował kiedy w końcu jedną nogą byłam już w środku. Potem poszło jakoś łatwiej. Zobaczyliśmy Monick leżącą w łóżku i czytającą jakąś kolorową gazetę plotkarską. W pierwszej chwili nie zauważyła, że w ogóle weszliśmy.
-Monick.- Odezwałam się wyrywając ją z transu. Na nasz widok opuściła gazetę na kolana i uśmiechnęła się szeroko.
-Wreszcie dotarliście. Jak minął wam lot?- Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam od czego zacząć. Czy może od razu odpowiedzieć albo najpierw spytać co u niej? Udać, że wcale nie przeraziłam się jej wyglądem. Tą jakże bladą cerą, podkrążonymi oczami, nie wspominając już o tym jak przeraźliwie schudła. Patrząc na nią można było zobaczyć jak uwydatniły się jej kości policzkowe albo jak małe i kościste miała dłonie i palce. Nic nie świadczyło o tym żeby coś zmieniło się na lepsze przez ten tydzień. Co gorsza, za każdym razem trudniej było mi zachowywać się tak jakbym w ogóle nie dostrzegała tych zmian. Na całe szczęście Taehyung był tu ze mną i uratował sytuację.
-Jaki był lot? Długi i nudny. Nawet nie ma o czym opowiadać.
-Wiedziałam, że tak powiesz.- Monick przeniosła swoje spojrzenie na mnie.
-Tae mów prawdę. Nie działo się nic poza tym, że okropnie trzęsło. Czy już wspominałam, że nie lubię latać?- Zażartowałam bo chociaż tak mogłam się nieco uspokoić. W końcu to nie był najlepszy moment by zacząć płakać, tak? Luźne żarciki sprawiały, że choć trochę przestawałam myśleć o powracających wyrzutach sumienia. Nawet jeśli chciałam żyć w spokoju, bez powracania do dawnych spraw, to nie mogłam.
-Zdarzyło się raz czy dziesięć. Ale wracając do ciebie, to jak się czujesz?- Tae zajął miejsce tuż obok łóżka, a ja zaraz obok niego. Widziałam jak złapał ją za rękę i tym razem nie miałam z tym żadnego problemu.
-Wiedziałam, że o to spytasz. Odkąd przyleciałam wszyscy mnie o to pytają. Więc powtórzę jeszcze raz, jest okej. Nie najlepiej, ale no wiesz, nie najgorzej. Pytasz mnie o moje samopoczucie, ale przecież wiem, że pewnie już rozmawialiście z doktorem Millerem.
-Niby tak, ale chcieliśmy usłyszeć to od ciebie.- Monick uśmiechnęła się w moją stronę. O boże, naprawdę chciałam już wyjść. Wiem, że takie myślenie było paskudne, ale wolałam nie patrzeć na to co powoli rozgrywało się wokół mnie. Tylko dzięki silnej woli i świadomości, że robiłam to dla niej sprawiały, że wciąż stałam w tym samym miejscu.
-Wiem, wiem. Nie musisz się tłumaczyć. To urocze jak się o mnie martwicie. Całkiem niepotrzebnie. Mam swoje wsparcie, więc będzie dobrze.- Dokładnie w momencie, w którym Monick wspomniała o wsparciu, do pokoju wszedł Nam. Trzymał w dłoniach kubek, a na nasz widok uśmiechnął się lekko. Wiedział, że się pojawimy i my doskonale wiedzieliśmy, że nie mogło go tu zabraknąć. Zwłaszcza, że ostatnimi czasy on i Monick bardzo się do siebie zbliżyli. W jednej chwili pomyślałam o tym, że Nam musi wykrzesać z siebie o wiele więcej opanowania niż ja. Moje rozterki w porównaniu do jego były tak naprawdę niczym. Dlatego byłam pod wrażeniem tego jak dobrze się trzymał.
-Nie spodziewałem się was tak wcześnie. Przyniósłbym więcej kawy.
-Nie szkodzi.-Tae wydawał się być równie zaskoczony co ja. Chociaż on również spodziewał się, że zastanie tu swojego przyjaciela. Może to i dobrze, że pojawił się właśnie teraz. Już od jakiegoś czasu myślałam czy aby z nim nie porozmawiać. Wątpiłam by w tym wszystkim miał się komu porządnie wygadać.
-Ja chętnie napiję się kawy. Zaraz potem wrócimy. Pogadacie sobie we dwoje.- Wycofałam się powoli z pokoju bezgłośnie dziękując opatrzności za ten niespodziewany dar. Nikt nie protestował gdy wychodziłam więc uznałam, że to nic takiego. Musiałam jakoś przetrwać no i zamierzałam jeszcze wrócić do  Monick. Tymczasem mogłam porozmawiać z Namem. Właściwie to wydawało mi się, że on również chciał pogadać.
-Pewnie uznasz, że moja ucieczka była dość chamskim zagraniem.- Poniekąd sama tak myślałam. Wybrałam najprostsze wyjście, niczym ostatni tchórz.
-Gdybym ciebie nie znał pomyślałbym, że wyglądało to całkiem naturalnie. Jednak okoliczności na to pozwalają.- Uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco na co sama musiałam się uśmiechnąć. Może i miał rację. Może nie warto było przejmować się takimi pierdołami.
-Okoliczności są beznadziejne.- Wymruczałam zmęczona. Nam bez słowa podsunął mi swoją kawę pod nos. Przyjęłam ciepły, papierowy kubek z wdzięcznością. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam kawy, póki nie poczułam jej zapachu.- Dzięki.
-Wypiłem już tyle, że chyba starczy mi kofeiny do końca życia.
-Powiedziałabym coś w stylu, że pewnie nie jest tak źle, ale nawet bym cię nie przekonała.
-Masz rację.- Uśmiechnął się krzywo.
-Może usiądziemy?- Zaproponowałam najbliższe krzesła na korytarzu. Akurat nikt się nie kręcił, więc tak naprawdę mogliśmy rozmawiać w spokoju.- Jak się trzymasz?
-Prawie tak dobrze jak ty.- Odpowiedział wymijająco nawiązując do mojej małej ucieczki z sali.
-A tak na poważnie?
-Łatwo nie jest, ale sama o tym wiesz. W końcu byłaś lekarzem.
-Niby byłam, ale zawsze stałam po tej drugiej stronie. Mówiłam ludziom jak jest i zaraz potem starałam się od tego odcinać żeby nie zwariować. W przypadku Monick to jest niemożliwe. Pewnie sam rozumiesz to najlepiej.- Posłałam mu jednoznaczne spojrzenie. Przecież każdy wiedział, że Nama coś połączyło z Monick. Może nawet teraz byli oficjalnie parą. Trudno było mi wyobrazić sobie jego wewnętrzny ból i rozdarcie.
-Pytasz mnie czy jesteśmy w związku?
-A jesteście?- Niby miałam się powstrzymać i nie pytać bo to nie moja sprawa. Jeśli chciał się z nią spotykać to mnie nie było nic do  tego. Wręcz przeciwnie, życzyłam im tego z całego serca.
-Tak mi się wydaje. Monick nie chce mówić o tym wprost i poniekąd rozumiem. Z drugiej strony chciałbym wiedzieć o czym myśli. Nie mówię tu tylko o nas.- Było mi szkoda Nama, kiedy tak mówił o tym czego pragnął, a czego mieć nie mógł. Zdecydowanie choroba Monick odbiła się na nim szybciej niż myślałam. Chciałam go w jakiś sposób pocieszyć. Jedyne co przyszło mi do głowy to ściśnięcie jego dłoni w geście pocieszenia.
-Rozmawialiśmy z lekarzem. Uważał, że przeszczep ma duże szanse. Może faktycznie nie ma się czym martwić. Jako lekarz nie zajmowałam się przeszczepami, a sercem. Za to dużo czytałam i wydaje się, że lekarze tutaj są najlepsi. Zrobiliśmy wszystko co mogliśmy.- Próbowałam uspokoić zarówno Nama jak i samą siebie. Nie miałam pojęcia czy to w ogóle odniosło jakikolwiek skutek, ale przynajmniej próbowałam.- Ale ty pewnie wiesz o tym wszystkim.- Zamilkłam na chwilę wlepiając wzrok w kubeczek z kawą, którą trzymałam na kolanie. Bardzo możliwe, że czasami mówiłam za dużo niepotrzebnych słów.
Nam przetarł oczy z ciężkim westchnięciem.
-W ogóle to kiedy ostatnio spałeś, co?- Nie zamierzałam mu jeszcze matkować, ale szczerze powiedziawszy wyglądał okropnie. Z tymi podkrążonymi oczami nie wyglądał wiarygodnie kiedy zapewniał, że nic się nie dzieje.
-Czy to takie ważne?
-A mam powiedzieć, że nie jest? Zdaje sobie sprawę, że trudno jest zasnąć, ale chociaż spróbuj. Nie musisz siedzieć tutaj całymi dniami i nocami. Będziemy siedzieć tu za ciebie.
-Trochę zabrzmiało jak rozkaz.
-Bo to był rozkaz.- Powinnam była zabrzmieć mniej poważnie, ale chyba wyczerpałam swoje pokłady radość i uśmiechu. A skoro tak, to jak niby miałabym wrócić do Monick?- Za niedługo przylecą tu wszyscy jej znajomi. Mam na myśli resztę chłopaków. Trudno żeby była choć przez chwilę sama.
-Próbujesz mnie przekonać, ale nie wiem czy to dobry pomysł.
-Monick się nie obrazi. Jestem tego pewna. Jeśli chcesz powiem jej, że musiałeś odpocząć.- Nam przez chwilę opierał się przed moim pomysłem, ale w końcu odpuścił. Zdecydowanie potrzebował chwili snu i chyba wreszcie to do niego dotarło.
-Okej, niech będzie. Może kilka godzin snu nie zrobi różnicy.- Nam wstał z krzesła, a ja poszłam za jego śladem.- Widzimy się na zmianie warty.- Po raz kolejny uśmiechnął się ukrywając na chwilkę swoje zmęczenie i bezsilność. Pod wpływem chwili uściskałam swojego przyjaciela. Przynajmniej w taki sposób mogłam okazać mu wsparcie. Przecież nie był w tym wszystkim sam. Oboje wiedzieliśmy, że to był tylko przyjacielski gest pocieszenia. Zważywszy na nasze dawne, bliższe relację, teraz nie czułam się z tym jakoś dziwnie. Po prostu chciałabym żeby nikt nie musiał cierpieć, tyle, że to było niemożliwe. Dobrze było wiedzieć, że między nami było na tyle porozumienia, że nie potrzebowaliśmy zbędnych słów. Zachowywaliśmy się trochę jak Tae i Monick. Mogliśmy zachowywać się całkowicie naturalnie bez obawy, że któreś z nas zwykły uścisk mogłoby uznać za coś niestosownego.
-Na razie.- Pożegnałam Nam Joona. Dla pewności poczekałam aż zniknął w windzie. Zostałam praktycznie sama ze swoimi myślami. Ciągle wpatrując się w już pustą przestrzeń, gdzie jeszcze chwilę temu widziałam Nama.  W rękach nadal trzymałam na wpół opróżniony kubek. Mieliśmy pójść na kawę, a koniec końców to on oddał mi swoją. Upiłam jeden łyk i musiałam przyznać, że nie była taka zła.

 ♥                  ♥                  ♥

Byłam wykończona psychicznie i fizycznie. Chociaż bardziej w ten drugi sposób. Ciągłe udawanie, że to co działo się dookoła wcale nie było dla mnie ciężkie. To zdecydowanie za dużo. Co więcej zdawałam sobie sprawę, że pewnie nie byłam jedyną osobą, która miała podobne odczucia. Z jednej strony powstrzymujesz się od załamania, a z drugiej spotykasz się z Monick i uśmiechasz się. Chociaż w środku wszystko krzyczy mówiąc, że to nie jest w porządku. 
W Chicago byliśmy już od czterech dni. Każdy kolejny zbliżał nas od dnia operacji. Aż w końcu już nie było na co czekać, ponieważ wszystko działo się całkowicie realnie. Zjechaliśmy się tłumnie do Kliniki. Ja i Tae, Nam, reszta chłopaków, z którymi współpracował Tae i oczywiście matka Monick. Stała na pierwszym miejscu jeśli chodziło o kontakt ze swoją córką. Nikt nie próbował wtrącać się do nadopiekuńczości Pani Kim. Zwłaszcza, że każdy z łatwością mógł dostrzec jak bardzo wręcz wychodziła z siebie zamęczając przy tym lekarza. To były chwilę, których zdecydowanie nie zapomina się do końca życia. Co do Taehyunga, był tak samo wystraszony jak my wszyscy. W obliczu nadchodzących kilku, a nawet kilkunastu, bez żadnych informacji mogło być tylko gorzej. Mimo wszystko ważne było by to sama Monick czuła, że jesteśmy z nią zawsze i wszędzie. Byłam pewna, że zdążyła się przekonać jak bardzo zależy nam na niej. Przez te kilka dni robiliśmy dosłownie wszystko by tylko nie myślała o operacji. W ten finalny dzień była jak zwykle uśmiechnięta. Może troszeczkę spięta, ale poza tym była sobą. Tą samą dziewczyną, którą znaliśmy zanim wylądowała w szpitalu. Dlatego tak łatwo znajdowała sobie przyjaciół, którzy teraz okupowali korytarz w oczekiwaniu na same dobre wieści. Mijała dopiero pierwsza godzina, a niektórzy już nie mogli usiedzieć na miejscu. Szczerze powiedziawszy sama też ledwo dawałam radę. W środku nosiło mnie na wszystkie strony i jedyne do czego byłam zdolna to do bezmyślnego powtarzania, że będzie dobrze. natomiast Tae trzymał moją dłoń w swojej od czasu do czasu mocniej ściskając. Pewnie robił to całkowicie bezwiednie, tak samo jak wpatrywał się w podłogę. Poza tym nikt nie odezwał się ani słowem przez co korytarz zmienił się w miejsce pełne napięcia i emocji. Tak dużych, że oddychanie tym samym powietrzem zaczęło być uciążliwe. Byliśmy niczym grupka zombie gotowa poderwać się z krzeseł gdy tylko usłyszy dźwięk otwieranych drzwi. Właściwie jakikolwiek dźwięk. Naprawdę nie wiem kto powiesił tu ten wielki zegar, ale był to beznadziejny pomysł. Wskazówki zegara przesuwały się ta wolno, że samo patrzenie sprawiało, że miałam ochotę podejść, zdjąć to ustrojstwo i wyrzucić w cholerę. Mimo to nie mogłam powstrzymać się od zerkania co jakiś czas w tamtą stronę. 
Przy drugiej godzinie zdecydowałam, że już dłużej nie dam rady. Musiałam coś ze sobą zrobić. Chociaż na kilka minut uwolnić się z tego zawieszenia. Może to było nietaktowne, zostawić tak wszystkich pogrążonych w rozmyślaniach, ale skoro i tak pozostawało tylko siedzieć. 
-Ktoś chce się czegoś napić?- Odważyłam się przerwać cisze swoim przyciszonym głosem. Niektórzy podnieśli głowy by spojrzeć na mnie z lekkim zdezorientowaniem, że ktoś wreszcie się odezwał. 
-Może wody.- Tae w końcu wyrwał się z zamyślenia. Posłałam mu słaby uśmiech na co dostałam buziaka. Uśmiechnęłam się raz jeszcze po czym wstałam z krzesła czując jak moje kości wreszcie się prostują. Przez następne minuty odwlekałam powrót do reszty towarzystwa. Czułam, że jeśli miałabym tam wrócić to tylko po by już nie ruszyć się aż do końca operacji. Odcięcie od tego na chwilę było dobrym wyjściem. Może czułam się trochę nie fair w stosunku do reszty. Może powinnam była darować sobie wodę i przykładnie siedzieć na dupie? Już nie mogłam się o tym przekonać i jakoś wszystko przemawiało za tym, że podjęłam dobrą decyzję. Po prostu łatwiej się oddychało będąc od tego dalej. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo całe to oczekiwanie ciążyło mi na sercu. Nawet podczas nalewania wody do plastikowego kubka miałam pustkę w głowie. Była jednym, wielkim kłębkiem nerwów, a jednocześnie nie potrafiłam się na niczym skupić. Nie do końca pamiętałam jak dotarłam s powrotem do Tae wręczając mu jego wodę. Wiedziałam tylko jedno. Że gdy ukradkiem zobaczyłam jak trzęsą mu się ręce znów chciałam stąd odejść. Pierwszy raz w życiu zaczęłam zadawać sobie pytanie, dlaczego to musi tak długo trwać?!

Właśnie zbliżaliśmy się do trzeciej godziny bezczynnego oczekiwania. Na korytarzu praktycznie nic się nie zmieniło. Każdy wlepił wzrok przed siebie, kompletnie nie zwracając uwagi na resztę. Można powiedzieć, że wszyscy tkwili w swoim własnym świecie i tylko Bóg wiedział co sobie myśleli. Bez żadnego wyjątku, byłam jedną z takich osób. Spędzałam cholernie długie minuty na patrzeniu w ścianę to w brudne buty, a przy każdym oddechu czułam dziwne pieczenie i ciężkość w klatce piersiowej. Z czasem przyzwyczaiłam się do tego uczucia. Od czasu do czasu zerkałam na Tae, ale on nawet się nie ruszał. Wpatrywał się w swoje palce, kiedy ściana naprzeciwko przestała być interesująca. Nic nie miało wielkiego znaczenia bo każdy wiedział czego w tym momencie chciał. Poddałam się na rzecz możliwości taplania się we własnej, chwilowej depresji. Nic nie zapowiadało zmian na najbliższą godzinę. Tak jak wspominałam, było cicho i nikomu ta cisza nie przeszkadzała, a wręcz była na rękę.  Niestety czyjeś głośnie i pospieszne kroki zmusiły wszystkich by jednocześnie spojrzeć w prawą stronę. Na widok ojca Taehyunga natychmiast odkleiłam plecy od ściany. Jakiś niezrozumiały prąd przeszedł mi wzdłuż pleców na sam widok osoby, która jak do tej pory nie pochwalała tego, że jedyny syn wybrał sprzątaczkę. Wolałam nie myśleć co by powiedział gdyby dowiedział się całej prawdy. W każdym bądź razie nikt nie spodziewał się, że zaszczyci nas swoją obecnością. Tae od razu wstał patrząc na ojca z lekkim niedowierzaniem, ale koniec końców uściskali się tak jak ojciec z synem. 
-Nie myślałem, że przylecisz.
-I też na początku nie zamierzałem, ale sam rozumiesz. Znam Monick wiele lat, to byłoby nie w porządku.- Miał rację. Mogliśmy się nawet nie znosić, ale w takiej sytuacji to przecież nie miało znaczenia. Nie krzyczałam z radości, ale też i nie mogłam mieć mu tego za złe. Liczyłam tylko, że obędzie się bez poniżającej rozmowy. 
-Dobrze, że jesteś.- Taehyung nie potrafił ukryć tego jak bardzo obecność ojca pomagała mu znieść tą ciężką sytuację. Żeby było lepiej nikt nie odważył się przywitać w inny sposób niż zwykłym skinieniem głowy. Tylko Pani Kim wystrzeliła do przodu w najmniej odpowiednim momencie. Ostatecznie zalała się łzami przez co mało kto zrozumiał co tak naprawdę chciała powiedzieć. Cała scenka wyglądała jak wyjęta w filmu i nie tylko ja czułam, że tu nie pasuję. 
-Operacja jeszcze się nie skończyła, a wy pewnie siedzicie tu od samego początku. Proponuje porozmawiać w innym miejscu.- Tae od razu się zgodził i też od razu spojrzał na mnie. A co ja mogłam zrobić niż uśmiechnąć się i pozwolić mu iść? Wszystko było lepsze niż ponowne patrzenie jak się powoli załamuje. 
-Pewnie, idź.- We trójkę zniknęli tak szybko, że nim się obejrzałam reszta patrzyła na mnie takim wzrokiem, że miałam ochotę uciec.- Przejdę się.
Tak właśnie po raz drugi uciekłam z pola bitwy. Znów czułam, że nie tak powinnam była postąpić, ale to było silniejsze ode mnie. Przecież operacja wciąż trwała i nie zapowiadało się żeby miała się szybko skończyć. Więc tym razem postanowiłam skorzystać ze świeżego powietrza. Tylko na parę minut. Akurat idealnie się złożyło, że kiedy wlokłam się korytarzem zauważyłam schody przeciwpożarowe. Z cichą nadzieją wędrowałam schodami w górę póki nie trafiłam na drzwi. O dziwo były otwarte, tak jakby ktoś przeczuwał, że dzisiaj będę musiała z nich skorzystać. Zimne powietrze zmieszane z wielkomiejskimi spalinami mimo wszystko zadziałało kojąco. Mogłam w spokoju zaciągnąć się tymże powietrzem przymykając na moment oczy. W takich momentach czułam jak bardzo byłam tym zmęczona. Czekaniem, obawami, udawaniem silnej i niewzruszonej podczas kiedy wszystko powoli waliło się. I śmieszne wydawało się to iż właśnie teraz zdałam sobie z tego sprawę. Przeżywałam swój własny dramat patrząc na miasto z dachu cholernej klinki, w której ratują życie mojej, jedynej i prawdziwej przyjaciółki. Przy tym zmagałam się z ojcem osoby, którą kochałam całym sercem i matką dziewczyny, której go odebrałam. Zaśmiałam się  choć wcale nie powinnam była, ale co miałam zrobić? 
Podeszłam bliżej krawędzi czując jak zbiera mi się na łzy. Tyle czasu powstrzymywałam je, a nagle teraz zechciały uciec na wolność. Prawdą było, że człowiek jest słaby w najmniej  odpowiednich momentach. Na przykład takich jak ten. Właściwie nikogo poza mną tutaj nie było, więc mogłam sobie pozwolić na kilka niechcianych łez. Tyle, że pojedyncze łzy zamieniły się w jakiś pieprzony potok i co gorsza nie mogłam go opanować.  To niby nic takiego. Zwykła reakcja na ostatnie wydarzenia, ale dla mnie znaczyła coś więcej. Przecież nikt nie przeszedł tylu zwrotów akcji co ja sama. Nikt nie musiał ukrywać się z faktem, że od czasu do czasu widuje zmarłych albo, że zniszczył komuś związek życia, a ta osoba nawet cię nie znienawidziła. Pewnie wyglądałam jak kupka nieszczęścia i biedy, ale być może taka byłam. Przynajmniej na parę minut bo wreszcie musiałam pozbyć się dowodów moje załamania ścierając je rękawem bluzy.
Obróciłam się na pięcie z zamiarem dołączenia do reszty. Gdybym tylko zorientowała się, że nie byłam tu sama pewnie nawet nie odważyłabym się odwrócić. Nie żałowałabym tej decyzji tak bardzo. Zamarłam stojąc przed jedyną osobą, której w życiu bym się nie spodziewała zobaczyć właśnie teraz. To było niczym porażenie prądem. Chwila, w której zapominasz jak się oddycha i, że w ogóle musisz oddychać. Jeszcze sekundę temu ścierałam łzy tylko po to żeby po chwili znów mnie zalały. Modliłam się żeby to były zwykłe halucynacje spowodowane emocjami. Ale obraz przede mną nie zmieniał się i wciąż pozostawał taki sam. Sapnęłam z przerażenia zakrywając dłonią usta żeby przypadkiem nie krzyknąć. Chociaż krzyk byłby całkiem odpowiedni. Mimo to byłam jedynie przerażona tym co widziałam, aż cofnęłam się krok do tyłu.
-Nie..- Wyrwało mi się poprzez łzy. To się nie działo. Mój chory mózg podsyłał mi różne wizje żeby mnie dobić, ale poza tym to nie mogło się wydarzyć naprawdę.
-Sora?- I jeszcze ten głos tak podobny i zarazem nierealny. Musiałam odwrócić się, zacisnąć powieki i złapać się za głowę wmawiając sobie, że jeśli to dzieje się tu i teraz to nie dam rady. Słyszałam tylko przeraźliwy szum w uszach i galopujące bicie serca oraz niewyobrażalny ból.- Nie mam pojęcia co tu robię.- Znów usłyszałam za sobą ten głos. Tak znajomy, że aż wyrwał mi się zduszony jęk. Ona nie chciała odejść, a ja nie chciałam się odwracać żeby na to patrzeć. A jednak gdzieś na dnie moich chorych myśli wiedziałam, że to mnie nie ominie. Sama nie wiem do końca jak udało mi się w końcu stanąć twarzą w twarz z moim największym strachem.
-To nie...jak?- Wyjąkałam będąc na skraju załamania.
-Pamiętam, że wieźli mnie na operację.- Monick w szpitalnym stroju stała przede mną próbując przypomnieć sobie, dojść do tego samego wniosku, do którego ja nie zamierzałam się w ogóle przyznać.- Operacja jeszcze się nie skończyła?- O mój boże, co tu się właśnie działo? Jakim cudem miałam jej odpowiedzieć?! Po prostu stałam i nawet nie próbowałam wyjaśnić jej co się stało. Naprawdę chciałam nie płakać, ale to wychodziło ze mnie bezwiednie i chyba to też dało Monick odpowiedź.-Czy ja nie żyje?- Monick popatrzyła na mnie prawie wywiercając mi dziurę w głowie. Odgarnęłam włosy z twarzy próbując złapać oddech, ale nawet to nie wychodziło mi jak trzeba. Z jednej strony musiałam się odezwać, ale z drugiej pomyślałam czy aby lepiej nie skoczyć z dachu. Czy tak nie byłoby mi łatwiej? To niedorzeczne na tyle, że jedynie przytaknęłam czując jak coś przewraca się w środku mnie.- To..hym..dziwne? Nic nie poczułam. Nawet nie wiem jak się tu znalazłam.- Odpowiedziała tak jakby to wcale jej nie przeraziło. Inni na jej miejscu właśnie zaczęliby wszystkiemu zaprzeczać, a nawet krzyczeć, ale nie ona. Monick wydawała się być z tym pogodzona. Dla mnie było to nienormalne bo nie tak powinno było być. Ta historia miała mieć zupełnie inne zakończenie! Po raz kolejny nie znajdowałam odpowiednich słów. Właściwie nie znajdowałam żadnych.
-Przykro mi.- Wydusiłam ledwo słyszalnie. Może to były te odpowiednie słowa? Tyle, że co dawały je te dwa nic nieznaczące słowa? Nie sprawiły, że jej duch wrócił do ciała. Nie cofnęły czasu, w którym ujrzałam ją na tym dachu. Nie zmieniły kompletnie nic.
-Oh, nie płacz Sora. Przewidywałam, że to może się tak skończyć. Pewnie dlatego jestem tak niezrozumiale spokojna.
-Nie tak miało być.- Wyszlochałam nie poznając własnego głosu.
-A może właśnie tak.- Spojrzałam na Monick kompletnie skołowana. Przecież byłam pewna, że chciała żyć jak najdłużej.
-To niesprawiedliwe. Co my teraz zrobimy bez ciebie?!- Chyba zaczęłam panikować.
-Jestem pewna, że sobie poradzicie. Świat nie kończy się na mnie.
-Ale dla innych się kończy.- Od razy pomyślałam o Tae. Przecież on tego nie przeżyje. Już teraz był na granicy szaleństwa. Co miałam mu powiedzieć? Co zrobić żeby go uspokoić? Co ważniejsze, jak miałam uspokoić siebie?!- Co mam robić?!- Szukałam jakiejś podpowiedzi jak sobie z tym poradzić, ale ona nie nadeszła.
-Posłuchaj Sora. To nie jest niczyja wina. To się stało, mimo że nikt tego nie chciał. Pewnie, że chciałabym się obudzić, ale wiem, że to się nie stanie. Więc cieszę się, że chociaż ty mnie widzisz i mogę z tobą porozmawiać.
-I nie dziwi cię to?- Wprawdzie nigdy nie wspomniałam Monick o moich zdolnościach, a ona nawet nie zapytała jak to w ogóle jest możliwe.- Nie powiedziałam ci, że widzę duchy.
-A czy to takie ważne? Nic by to nie zmieniło.Dalej stałabym tutaj tyle, że wtedy byś mnie nie widziała. Jak dla mnie to wcale nie byłoby lepsze.- Ale może dla mnie by było. Może ułatwiłoby mi to pożegnanie. Ponieważ nasza rozmowa właśnie tym była. Pożegnaniem, na które nie byłam gotowa i nie dopuszczałam do siebie myśli, że to miałby być koniec.
-Nie tak to sobie wyobrażałam.- Powtórzyłam po raz kolejny.
-Nikt nie może przewidzieć takich rzeczy.- Niby to oczywiste, ale czułam, że powinnam była przeczuć nadchodzącą katastrofę i jakoś jej zapobiec.-Miałam okazję poznać świetnych ludzi i nie żałuję ani chwili spędzonej z nimi czy też z tobą. Prawdę mówiąc byłaś jedną z tych prawdziwych przyjaciółek, których miałam tak mało. Tylko popatrz. Jesteś tu jedyną kobietą, oprócz mojej matki.
-Jestem też jedyną, która tak poważnie namieszała ci w życiu.- Jak mogła mówić te wszystkie rzeczy ze świadomością, że obróciłam jej życie o trzysta sześćdziesiąt stopni?
-Taehyung jest z tobą szczęśliwy. Zawsze staraliście się zachowywać przy mnie dystans, ale nie byłam ślepa. A jeśli chodzi o mnie to, nie żałowałam naszego rozstania. Miałam okazję poznać świat z innej strony.
-Chcesz żebym coś mu przekazała?- Taehyung pewnie będzie chciał wiedzieć i szczerze wątpiłam bym była w stanie ukrywać przed nim coś tak znaczącego.
-Myślę, że nie.
-Nie?- Chyba nie tego się spodziewałam.
-Nie. To wcale nie było by łatwe bo niby co miałabym im powiedzieć? Rozmawiałam z nimi przed operacją i to musi im wystarczyć. Nie chcę rozdrapywać świeżych ran wiadomościami z zaświatów. Nie mogła bym cię o to prosić.
-Wiesz, nigdy nie zapomnę tego co dla mnie zrobiłaś.- Musiałam coś powiedzieć, tak od serca. Nawet jeśli łzy ciągle mi to utrudniały i tak musiałam.- Pewnie nigdy nie wiedziałabym co znaczy prawdziwe szczęście, gdybym nie spotkała ciebie. I zawsze zastanawiałam się jak to robisz, że ciągle potrafisz być uśmiechnięta. Chyba ani razu na mnie nie nawrzeszczałaś, choć dałam ci tyle powodów. Byłaś i właściwie jesteś moją jedyną, prawdziwą przyjaciółką.- Wreszcie mówiąc to na głos rozpłakałam się na dobre. Coś we mnie pękło bo chyba wreszcie dotarło do mnie, że to jest pożegnanie. Że będę musiała stawić temu czoła choć tak bardzo nie chciałam. Nie znosiłam tego cholernego czucia jakby coś we mnie umarło razem z nią.- To będzie niewyobrażalnie ciężkie.- Pod koniec całkowicie załamał mi się głos. Wstrząsały mną dreszcze, ale nie spowodowane zimnem, a niekończącym się płaczem i obezwładniającym smutkiem.
-Wierzę, że dasz sobie radę. W końcu zawsze będę gdzieś blisko.- Blisko, ale nie na tyle bym mogła ją zobaczyć i właśnie to było najgorsze.
-Więc co? Tak to ma się skończyć?
-Dokładnie tak. Nie znam się na tych sprawach, ale raczej nie będę mogła tu zostać.
-Dlaczego by nie.- Powiedziała szybciej niż pomyślałam.- Czy to byłoby takie złe?
-Oh, kochana, wiesz że tak. Czas zwolnić miejsce na tym świecie dla kogoś innego. Prawdę mówiąc byłam tym wszystkim zmęczona. Ciągłymi badaniami, przyjmowaniem stosów leków, które i tak nie przynosiły efektów, no i czasem miałam dość patrzenia jak wszyscy mi nadskakują. Wolę myśleć o tym jak o szansie do odpoczynku od tego co działo się przez ostatnie miesiące.
-Naprawdę tego chcesz?- Próbowałam samolubnie zatrzymać Monick przy sobie. Przeciągać to co nieuniknione byle by jutro znów móc z nią porozmawiać i udawać, że to jest w porządku. Tyle, że Monick zachowywała się bardziej racjonalnie niż ja w tym momencie. Chcąc czy nie, musiałam przyznać jej rację.
-Tak, tak mi się wydaje.-Okej, mogłam wykrzesać z siebie choć tyle by móc uszanować jej ostatnią wolę.- Nie wiem co mogłabym ci jeszcze powiedzieć.
-Wiem.- Przecież od początku sama nie wiedziałam co powiedzieć. Jak się odpowiednio zachować?- To jest nasze pożegnanie.- Pokiwałam głową starając się jakoś to wytrzymać z godnością. Monick uśmiechnęła się w taki sposób iż wiedziałam, że to było jej pożegnanie. Chciałam krzyknąć, że może jednak jeszcze to przemyśli, ale było za późno. Ona zniknęła. Była tu jeszcze sekundę temu i jedna sekunda wystarczyła by jej sylwetka rozmyła się przed moimi oczami. Jak idiotka patrzyłam w puste miejsce. Nie wiedziałam co miałam ze sobą zrobić. Monick naprawdę zniknęła. Nie wróci zaraz żeby powiedzieć, że to był żart. Już nigdy nie zobaczę jak się uśmiecha, gdy wchodzę się z nią przywitać. Nie będzie kolejnej, szczerej rozmowy ani żadnych wyznań. Nie będzie nic bo nie ma Monick. W momencie, w którym dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą, uklękłam na zimnym betonie. Czując wewnątrz jak życie sprzedało mi największego kopa wszech czasów. Jeśli jeszcze chwile temu  nie ledwo co byłam w stanie odpowiadać to teraz mogłam jedynie dławić się własnymi łzami. Mimo, że wiedziałam iż musiałam jak najszybciej wrócić do Tae, to nie mogłam się ruszyć. Coś niemiłosiernie paliło mnie w okolicach klatki piersiowej i nawet nie mogłam się tego pozbyć. Mijały kolejne minuty, a ja dalej tkwiłam gdzieś na środku dachu. Jak przez mgłę pamiętałam swoją pierwszą próbę podniesienia się z klęczek. Całkowicie nieświadoma tego co robiłam skierowałam się w stronę schodów, którymi udało mi się tu dostać. Chyba ze trzy razy jak nie więcej prawie upadłam, ponieważ kompletnie nic nie widziałam poprzez zalewające mnie łzy. Samą drogę do sali operacyjnej przebiegłam, przy okazji potrącając kilka pielęgniarek. Dopiero gdy na horyzoncie ujrzałam Tae stojącego w towarzystwie swojego ojca, zdałam sobie sprawę, że oni jeszcze o niczym nie wiedzą. I chciałam zawrócić żeby tylko nikt nie zobaczył mnie w takim stanie. Niestety było za późno. Tae jakby wyczuwał moją obecność i spojrzał prosto na mnie. Na jedną, wielką kupkę nieszczęścia i załamania. Przeszedł zaledwie dwa kroki w moją stronę z przerażoną miną, a potem zatrzymał się. Naprawdę chciałam coś powiedzieć, ale nie miałam szansy. Taehyung pobiegł w stronę sali operacyjnej w takim pośpiechu, że po raz kolejny coś ścisnęło mnie od środka. Już nigdzie się nie spieszyłam. Nie chciałam iść do reszty znajomych. Żeby mogli spojrzeć wprost na zapłakaną twarz, podczas kiedy jeszcze nie znali szczegółów. Kiedy wreszcie stanęłam na uboczu patrząc jak powoli docierało do wszystkich, że to koniec. Tylko jedna osoba spojrzała na mnie szukając potwierdzenia. Nam zwrócił na mnie uwagę. Wiedziałam o co mu chodziło przez co musiałam na chwilę zetrzeć łzy z policzków żeby lepiej go widzieć. Ledwo kiwnęłam głową potwierdzająco bo po prostu nie miałam siły powiedzieć tego na głos. To wystarczyło by Nam s powrotem osunął się na swoje krzesło kryjąc twarz w dłoniach. Pragnęłam jakoś go pocieszyć, ale potrafiłam tylko patrzeć jak każdy z osobna pozwala sobie na łzy. Nikt nie ukrywał, że to ogromny cios, którego się nie spodziewał. Widziałam jak Pani Kim wręcz rzuca się w stronę ojca Tae z histerycznym płaczem roznoszącym się po całym korytarzu. Jej jedyne córka właśnie odeszła. Nasza przyjaciółka. Kto w takim momencie w ogóle chciałby się powstrzymywać? Jin razem z pozostałymi chłopakami załamali się zaraz po usłyszeniu diagnozy. Taehyung stał pomiędzy nimi zagubiony w tym chaosie. Przez chwilę najzwyczajniej nie ruszał się, tak jakby zamarł po usłyszeniu prawdy. Z pewnością cierpiał równie mocno jak każdy, a nawet bardziej. To on spędził większość życia u boku Monick. Znali się od dziecka i dorastali ze świadomością, że staną się idealną parą w niedalekiej przyszłości. W momencie gdy pusty wzrok Taehyunga spoczął na mnie. Po raz kolejny tego wieczora poczułam coś co było trudno opisać jakimikolwiek słowami. Jedyne do czego mogłam je porównać to do uczucia jakby ktoś zgniatał moje płuca, z każdym kolejnym oddechem coraz bardziej i bardziej.
Zderzenie się z drżącym ciałem mojego faceta było początkiem jego kompletnego załamania. Ścisnął mnie tak mocno jak ja jego. Oboje bezgłośnie wypłakiwaliśmy się stojąc w żelaznym uścisku. Pragnęłam schować się w jego ramionach i płakać póki nie padniemy z wycieczenia. Taki był mój plan na najbliższe minuty, godziny, a nawet dni i tygodnie.

                                          ♥                ♥               ♥               

Dochodziła cztery-nasta. Wszyscy staliśmy przed grobem. Rodzina i przyjaciele, a także ci którzy byli tu bo uważali, że tak po prostu trzeba. Nie przeszkadzały mi tłumy na pogrzebie i tak nie potrafiłam skupić się nawet na słowach księdza. Do moich uszu docierał tylko jakiś niezrozumiały potok słów i nic poza tym. Była  obecna ciałem, ale z pewnością nie duchem. Stałam i z całkowicie obojętną miną patrzyłam jak spuszczają trumnę do wcześniej wykopanego dołu. To wszystko było tak surrealistyczne, że mogłam jedynie przyglądać się temu z wzrokiem niewyrażającym kompletnie nic. Jakieś pojedyncze łzy spływały mi po policzkach, ale nie fatygowałam się by je ścierać. Po prostu chciałam żeby to się wreszcie skończyło. Całe to przedstawienie i dobijający smutek atakujący zewsząd. Niby wiedziałam, że to dla Monick, ale uczestniczenie w pogrzebie było dla mnie kompletnie obojętne. Zdążyłam się z nią pożegnać i przyszłam tu tylko dlatego by być przy Tae. Tak bardzo źle to wszystko znosił, że już nie wiedziałam co zrobić by chociaż ruszył się ze swojego pokoju. Oczywiście sama nie byłam w lepszym stanie, ale Taehyung to zupełnie inna sprawa. Prawdę mówiąc oboje żyliśmy będąc zaledwie cieniami samych siebie. Czasem leżeliśmy razem w łóżku patrząc na siebie bez słowa. Czasem Tae po prostu przytulał się do mnie by ukryć, że tak naprawdę bezgłośnie płakał. O dziwo odkąd przyjechaliśmy na pogrzeb nie uronił ani jednej łzy. Tak nagle mu przeszło. Jedynie kiedy trzymał moją dłoń czułam jak ściskał ją mocniej w tych gorszych momentach. Gdzieś z tyłu głowy, w najdalszych myślach wiedziałam, że to jeszcze nie koniec. Że jeszcze czeka nas spotkanie z adwokatem, który miał odczytać testament. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że Monick najwyraźniej była przygotowana na każdą ewentualność. Wszyscy zostali zaproszenia. Ja i Tae, a  także reszta zespołu.  
W końcu przyszła kolej na symboliczne wyrzucenie róży. Każdy po kolei podchodził by beznamiętnie cisnąć kwiatek na samo dno. Potem zaczęło się składanie kondolencji i wylewaniu łez nie było końca. Niektórym było przykro, inni wspominali, że to niesprawiedliwe. Przecież Monick była taka młoda. Może i była młoda, ale choroby nie oszczędzają nikogo bo tak działał ten brutalny świat. Jedyny moment, w który zdołał mnie zaskoczyć to ten gdy matka Monick szczerze przyjęła moje wyrazy współczucia. Co więcej pozwoliła na krótki uścisk i ledwo widoczny uśmiech. Nie powiem, byłam zaskoczona, ale i ulżyło mi, że kiedy przypadkiem spotkamy się na ulicy żadna z nas nie będzie udawać, że nigdy się nie znałyśmy. Mimo, że chciałam uciec stąd jak najszybciej to jednak byliśmy jednymi z ostatnich, którzy pozostali przy grobie. Tae jedną ręką obejmował mnie w pasie trzymając blisko siebie. Wyglądał tak blado jakby zaraz miał coś z siebie wyrzucić. Postanowiłam, że będziemy tu stać choćby całą noc jeśli to miało przynieść mi chociaż namiastkę ukojenia. Finalnie i tak wyszło, że zwinęliśmy się zaraz po Pani Kim. Do adwokata mieliśmy jakieś dwadzieścia minut drogi samochodem. Na tylnym siedzeniu panowała ogłuszająca cisza, której nikt nie chciał przerywać. Taehyung tępo wpatrywał się w widoki za szybą, a ja udawałam, że wsłuchuje się w radiowe wiadomości. Obecność ojca Tae za kierownicą nie sprawiała, że było lepiej. Widziałam jak zerkał na swojego syna z obawami wymalowanymi na twarzy. Całe te podchody były głupie i bezsensowne. Przecież moja obecność nie oznaczała, że własny ojciec nie mógł odezwać się słowem do syna, tak? Jednym słowem, to było długie i męczące dwadzieścia minut. A miało być jeszcze gorzej. Mały pokoik pełen dziesięciu osób plus adwokat siedzący za biurkiem. Facet zaczął odczytywać ostatnią wolę Monick, w której to przekazywała swoje pieniądze i firmę matce, a także parę drobiazgów dla chłopaków. Na koniec pozostała tylko nasza dwójka. Ręce zaczęły mi drżeć nie mówiąc już o tym, że mój biedny żołądek wywinął się na drugą stronę.
-Na koniec chciałabym zostawić coś specjalnego dla dwójki wspaniałych ludzi. Długo zastanawiałam się co mogłabym was zostawić. Dlatego przekazuje akt własności mojego domku na plaży w ręce Kim Taehyunga i swojej najlepszej przyjaciółki Sory.- Czytanie zakończyło się i adwokat wyciągnął w z teczki wspomniany akt własności. Na sam widok przełknęłam głośno nie mogąc oderwać oczu od tego papierka. Czy tylko ja uważałam to za szaleństwo? Rozumiem decyzję Monick ze względu na Tae, ale czym sobie zasłużyłam by być współwłaścicielem?- Czy przyjmują Państwo spadek?- Pytanie zawisło w powietrzu. Nie ja powinnam była decydować.
-Tak, przyjmujemy.- Taehyung zgodził się od razu. Siłą rzeczy ja również musiałam. Bez mojej zgody Tae nie mógłby przyjąć tego domu. A przecież nie mogłam mu tego zrobić. Widziałam jak drżącymi rękoma Tae podpisywał papiery. Byłam tuż po nim i nawet nie fatygowałam się z czytaniem umowy.
-Świetnie, w takim razie została nam ostatnia rzecz.- Wszyscy niezrozumiale spojrzeliśmy na adwokata, który właśnie chował testament do teczki. Następnie otworzył jedną z szuflad biurka. Wyłożył przed nami dziewięć kopert. Z daleka zauważyłam, że każda była zaadresowana.
-Co to ma być.- Pani Kim podniosła się z krzesła cała rozemocjonowana.
-Zgodnie z prośbą Monick mam przekazać każdemu list, który napisała osobiście. Była to je ostatnia wola, którą chciała zatrzymać w sekrecie, na wypadek gdyby...sami rozumiecie.- Nie powiem, byłam w lekkim szoku. Najpierw domek na plaży, a teraz list.Coś tak osobistego mogła wymyślić tylko Monick. Co więcej, na samą myśl tego co mogło być w środku żółć podchodziła mi prosto do gardła.
Jednak każdy przyjął swój list, więc i ja zamierzałam. Rzecz w tym, że nie dostałam listu. Jeden był przeznaczony dla naszej dwójki. Dla mnie i Tae. Czułam jak Pani Kim zerkała na moje dłonie, które ściskały kopertę. Nie tak wyobrażałam sobie odczytywanie testamentu. Tym czasem okazało się, że to trudniejsze niż przypuszczałam. Nawet w momencie kiedy wszyscy rozchodziliśmy się w swoje strony to i tak nie czułam aby to był koniec. Czekając aż Tae pożegna się z przyjaciółmi miałam wrażenie, że list który schowałam do torebki ciąży mi niczym kamień. Co gorsza, Tae nie powiedział nic na temat tego niespodziewanego obrotu spraw. Kiedy jechaliśmy do domu i nawet gdy już byliśmy na miejscu, nadal milczał. Stałam przy oknie starając się nie wykrzyczeć, że to nienormalne. Przecież powinniśmy byli przeczytać to razem i to jak najszybciej. Takie pozostawanie w nieświadomości nie mogło przecież trwać wiecznie. Coś musiałam z tym zrobić. Zabierałam się do tego przez następne minuty, aż doszłam do wniosku, że chyba nie dam rady. Co ja właściwie robiłam? Tkwiłam stojąc przed oknem i chowając twarz w dłoniach. W jaki sposób miało mi to pomóc przebrnąć przez ten cyrk? Znów byłam bliska kolejnego napadu płaczu. Gdyby nie silne dłonie Tae oplatające mnie w pasie, pewnie nie powstrzymywałabym się. Jednak z nim u boku, przypominałam sobie o tym by być silną. Słowa były nam zbędne. Wystarczyła zwykła świadomość, że żadne z nas nie było same ze swoim cierpieniem.
-Powinniśmy to zrobić.- Przymknęłam oczy słysząc cichy głos Tae przy uchu.
-Nie zrobię tego.- Niby miałam być oparciem, ale na to nie było mnie stać. Chyba potrzebowałam więcej czasu niż przypuszczałam.
-Nie musisz.-Jasne, że nie. Tak naprawdę nic nie musiałam, ale nie aż taką egoistką być nie mogłam. Nie chodziło tu tylko o mnie.
-Gdybyśmy w ogóle nie musieli.- Odparłam zanim ugryzłam się w język. Czasem powinnam była zamilknąć i po prostu przyznać mu rację. Zamierzałam przeprosić, ale nagle po domu rozległ się dźwięk domofonu. Tae uśmiechnął się niezauważalnie.
-Spodziewamy się kogoś?
-Nie powiedziałem ci wcześniej, ale chyba nie będziesz miała nic przeciwko.
-Co? Nie, ale..o co chodzi!- Krzyknęłam za Tae, ale już nie dostałam odpowiedzi. Z korytarza dało się słyszeć wiele męskich głosów, a koniec końców cała siódemka wpakowała się do salonu.
-Hejka Sora.- Jimin posłał mi szeroki uśmiech, co było tak niespodziewane, że nawet mu nie odpowiedziałam. Potrzebowałam chwili by dotarło do mnie, że chłopaki przynieśli ze sobą alkohol, a Jin trzymał w rękach ciasto. Zdezorientowana przyglądałam się jak Tae zabiera wszystkie butelki na stół, a pozostali pozajmowali miejsca na kanapie, fotelach w tym też i na dywanie.
-Nie to żeby przeszkadzało mi wasze towarzystwa, ale co sie tu wyprawia.- Jeszcze godzinę temu uczestniczyliśmy w pogrzebie i każdy był na tyle przygnębiony, że ostatnie czego się spodziewałam to imprezy z alkoholem.
-To był mój pomysł.- Wtrącił się Taehyung. Podszedł do mnie po czym zaprowadził na kanapę. Cała sytuacja przypominała jakieś tajne zebranie.- Kiedy adwokat wręczył nam listy pomyślałem sobie, że to tak bardzo w stylu Monick. Chciała do końca pozostać uśmiechnięta i wesoła. Dlatego napisała nam ostatnią wiadomość i nagle mnie olśniło, a reszta zgodziła się ze mną.- Taehyung spojrzał na przyjaciół, próbując dobrać odpowiednie słowa.
-Monick nie chciałaby żebyśmy popadli w depresję tylko dlatego, że życie właśnie tak się potoczyło. Chciałaby żebyśmy jak najszybciej wrócili do normalności.
-Okej, chyba rozumiem.- Być może to miało sens, choć tak do końca nie byłam przekonana. Nic nie stało na przeszkodzie we wspólnym wspominaniu i uporaniu się ze stratą.- Mogłam coś przygotować.
-Ale nie trzeba. Tak jest okej.- Jungkook był przemiły, ale czułabym się źle gdybym niczego nie postawiła.
Nim się obejrzałam gawędziliśmy o  wszystkim i o niczym. Tego wieczora czas płynął nam naprawdę szybko. Nie przypuszczałam, że w tak krótkim czasie mogłabym uśmiechnąć się i nie był by to wymuszony uśmiech. Tak naprawdę w tym jednym momencie wszystko było dokładnie takie jak być powinno. Nikt nie musiał udawać kogoś kim nie był, każdy mógł powiedzieć co tylko chciał nie zważając na poprawność. Ponieważ i tak nikogo nie obchodziło czy ktoś zaśmiał się zbyt głośno albo czy to, że siedzieliśmy wszyscy razem dobrze się bawiąc było w porządku. Taki stan rzeczy odpowiadał mi i poniekąd sama byłam tym zaskoczona. Siedząc na kanapie w objęcia Taehyunga zaczęłam zastanawiać się czy aby możliwe było byśmy już zawsze byli tak szczęśliwi jak teraz. Przez swoje własne myśli na chwilę wyłączyłam się z rozmowy. Dopiero kiedy dłoń Tae zacisnęła się mocniej na mojej spojrzałam na wszystkich dookoła.
-Przepraszam. Zamyśliłam się.- Uśmiechnęłam się lekko.-O czym to mówiliśmy?
-O tym, że już czas zmierzyć się z prawdą.- Moje niezrozumiałe spojrzenie zmusiło go do tego by położyć coś na moich kolanach. Na sam widok sapnęłam cicho zamykając oczy. Nie tego się spodziewałam. Jeszcze dwie godziny temu mówiłam mu, że nie dam rady, a teraz ta sama koperta spoczęła tuż przede mną.- Każdy przyniósł swój list.
-Zamierzamy je przeczytać, razem.- Wyjaśnił Jungkook jednocześnie patrząc na mnie tymi wielkimi oczyma, w których widziałam samo wsparcie. Zrozumiałam co zamierzali i byłam w tym razem z nimi, ale nie byłam pewna co do tego czy to właśnie ja powinnam w ogóle coś czytać. Już na samo wspomnienie zbierały mi się łzy, a co dopiero gdybym miała przeczytać jej słowa na głos.
-Nik nie chce cię do niczego zmuszać, kochanie.- Taehyung przyciągnął mnie bliżej siebie widząc jak mój nastrój diametralnie się zmienił.- Jeśli chcesz, mogę zacząć.- Wszyscy byli tacy wyrozumiali i co najważniejsze, gotowi na zmierzenie się z prawdą. Pomyślałam, że gdybym pozwoliła Tae zrobić to za mnie to byłoby nie w porządku wobec Monick i chłopaków. Dlatego drżącymi dłońmi rozerwałam kopertę po czym wyciągnęłam z niej kartę papieru. Pismo Monick wypełniało całą kartę z góry do dołu. Napisała wszystko z dokładną starannością. Jej nienagannym pismem bizneswoman.  Zanim w ogóle zaczęłam przejechałam po zapiskach, które sama wykonała i dotarło do mnie, że trzymałam w dłoniach jedyną rzecz, którą i ona trzymała w swych drobnych dłoniach. Z pewnością napisała do w czasie gdy jeszcze mogła utrzymać długopis. Świadomość tego jak wszystko się potoczyło sprawiła, że wzięłam drżący wdech.Ostatni raz spojrzałam w oczy swojemu ukochanemu, który mimo wzbierających łez uśmiechnął się zachęcająco. Wiedziałam, że to będzie ciężka przeprawa, ale konieczna.



Na samym początku muszę się przyznać, że tak naprawdę nie miałam pojęcia jak zacząć. Zazwyczaj nie miałam problemu z pisaniem oficjalnych listów do przeróżnych przedsiębiorstw, artystów czy biznesmenów. Stworzyłam wiele wersji tego co chciałabym ci przekazać, aż w pewnym momencie dotarło do mnie w czym tkwił problem. 
Nie jesteś żadnym biznesmenem, żadnym artystą czy kimś sławnym. Jesteś dziewczyną jedyną w swoim rodzaju. Moją przyjaciółką- Sorą. Kimś kto pojawił się nagle i pozostał do końca. Do dziś pamiętam jak bardzo nieśmiałą osobą byłaś. Na naszym pierwszym spotkaniu pomyślałam, że Taehyung musiał oszaleć. Jednak postanowiłam nie oceniać książki po okładce. Naprawdę cieszę się, że tamtego dnia było nam dane zjeść wspólny posiłek. W końcu od tego wszystko się zaczęło. Nie znałam Cię, ale zaczęłam poznawać i z każdym kolejnym dniem przekonywałam się jak bardzo wartościową osobą jesteś. W swoim, krótkim życiu poznałam kilka dziewczyn, które uważałam za swoje przyjaciółki. Żadna z nich nie okazała się przyjaciółką na dobre i na złe. Myślałam, że wybierałam dobrze, ale się myliłam. Nie chodziło o to by ograniczać się do wyższych sfer, szukać tylko tam gdzie uważało się to za słuszne. Wystarczyło spojrzeć na skromniejszych ludzi, takich jak ty. Na początku obserwowałam cię i nie miej mi tego za złe. Byłam po prostu ciekawa, ale i ostrożna. Mimo wszystko nawet gdyby6m bardzo chciała to nie potrafiłam myśleć o tobie jak o złej osobie. Byłaś zawsze uśmiechnięta i pomocna.Mogłam rozmawiać z tobą tak jakbym wcale nie była wielką sławą. Byłam wręcz zaskoczona jak bardzo potrafiłam zapomnieć się by pilnować każdego twojego kroku. Mogłaś pomyśleć, że byłam zbyt naiwną ufając ci tak szybko i z taką łatwością. Nic mylnego. Przyznaję się, że zleciłam sprawdzenie twojej przeszłości. Powoli wszystko zaczynało do mnie docierać. Zrozumiałam, że wiele straciłaś i równie wiele przeszłaś i mimowolnie zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę byłyśmy do siebie podobne. Szukałyśmy szczęścia, kogoś kto by zrozumiał i nie oceniał, po prostu trwał i wyciągał pomocną dłoń. 
Wiem, że miałam przy sobie Tae.Najukochańszego faceta jakiego było dane mi poznać. Był miłością mojego życia. Mieliśmy plany i to uczucie, które nie gasło przez tyle lat. Uważałam go za tego jedynego. Moja matka była o tym przekonana bardziej niż ja sama. Zawsze powtarzała, że to musiało zostać zapisane w gwiazdach. Nasza wspólna przyszłość, połączenie biznesów, ślub, rodzina i panowanie nad światem showbiznesu. Tak często o tym wspominała, że nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam ślepo wierzyć w jej słowa. Zapewne trwałłabym w tej bańce mydlanej aż do dziś. 
Ta cała sytuacja z Tae. Wiedz, że to nie tak iż sama byłam ślepa i nie widziałam tej chemii pomiędzy wami. Ja chyba najzwyczajniej w świecie nie chciałam jej widzieć. Wolałam ignorować sygnały bo przecież i tak byliśmy skazani na siebie do końca naszych dn, prawda? Na początku, kiedy prawda wyszła na jaw, byłam wściekła. Obwiniałam wszystkich dookoła łącznie z waszą dwójką na czele. Znów popełniłam błąd nie obwiniając samej siebie. Prawdopodobnie zachowałam się samolubnie odcinając się od was na tak długi czas. Wprawdzie sama już nie wiedziałam kogo karałam za taki obrót spraw. Was czy może siebie?
To oczywiste, że w tamtym momencie nie mogłam od tak kazać wam zakończyć to co do siebie czuliście. Dotarło do mnie, że moje życie właśnie stoi na skraju i chyba nie chciałam by wyglądało tak jak do tej pory. Zaczęłam zadawać sobie pytania. Czy naprawdę przez cały ten czas byłam szczęśliwa? Czy chociaż raz zatrzymałam się w miejscu by spojrzeć na niektóre sprawy z innej strony? Czy moja matka miała rację co do mojej idealnej przyszłości z Tae? Czego ja tak naprawdę chciałam do życia? Czy byłam szczęśliwa? Czy wciąż mogłam szczerze powiedzieć, że kochałam Taehyunga?
Spędziłam długie dnie i noce na rozmyślaniach. Jeśli chcesz wiedzieć to na większość pytań nie znalazłam odpowiedzi. Mimo wszystko na ostatnie pytanie mogłam odpowiedzieć z łatwością.
Tak, wciąż kochałam Tae całym sercem, ale nie w taki sposób jak oczekiwała moja matka i jak myślał świat. Kochałam go jak brata, jak rodzinę za którą mogłabym oddać życie. A skoro był mi bratem to jak mogłabym odebrać mu szczęście, które znalazł u twojego boku? Nie potrafiłam i kiedy wreszcie to do mnie dotarło nigdy potem nie żałowałam, że zostaliście parą. Widziałam wasze szczęście i jakoś nie czułam żadnej nienawiści. Nie chcieliście mnie zranić. To musiało być dla was niesamowicie trudne. Dlatego proszę was tylko o jedną obietnicę. 
Pozostańcie tak szczęśliwi i zakochani jak jesteście teraz. Pamiętajcie o tym by w ważnych momentach życia zatrzymywać się i tworzyć piękne wspomnienia. Będe patrzeć na was z góry. Na wszystkich tych którzy byli mi prawdziwymi przyjaciółmi. Wy zostaliście ze mną do końca. Teraz ja zostanę z wami do samego końca.
 
 
 
Wasza przyjaciółka,
Monick
                            






Takim oto zakończeniem wieczymy tę opowieść o przyjaźni, miłości i stracie. Mam nadzieję, że była ona dla was na tyle interesująca,że dotrwaliście do końca. Mimo tak ogromnej przerwy.
 
 Raz jeszcze serdecznie wam dziękuję za zainteresowanie i odzew!
Jesteście kochani! Trzymajcie się cieplutko!

wtorek, 13 lutego 2018

Informacja!

Cześć i czołem kochani! Pojawiam się na chwilę by przekazać wam wiadomość. Jak pewnie wiadomo to nie jest dobra wiadomość. Wiedziałam, że to nieuchronnie się zbliża. Muszę ogłosić kolejną już przerwę, tym razem jest na dłużej, co z resztą widać. ten blog wisi mi nad głową i mam do siebie pretensje, że nic się tu nie pojawia. A nie chcę czuć presji by pisać coś na szybko, byle by było. Dlatego opuszczam strefę bloga i nie mam pojęcia na jak długo. Chcę tylko przeprosić tych, którzy faktycznie czekają na zakończenie BTS. Został mi ostatni rozdział do napisania, a nawet tego nie mogę stworzyć...
To z pewnością nie jest żadne pożegnanie, bo jeszcze kiedyś tu wrócę. Do tego czasu będę wciąż szkolić się w pisaniu lepszych tekstów.
Oczywiście wielkie podziękowania kieruję do Ann Flo ♥ ( mam zamiar  nadal męczyć cię sprawdzaniem moich wypocin :p )

Także do zobaczenia !


środa, 18 października 2017

BTS- 27

Witam!
Tym razem udało mi się napisać coś w miarę szybciej. Tym razem jednak muszę się przyznać, że to jest przedostatni rozdział :(
Pomimo tego, że czasem miałam dość tego opowiadania to, jednak jest to jedno z lepszych dzieł na tym blogu. Dlatego też trudno mi się z nim rozstać od tak. W związku z tym pomyślałam, że napiszę jeszcze jakiś krótki kryminał na 3 może 4 części z BTS w roli głównej. Tym razem skupię się na całym zespole. Jakby nie patrzeć w tym opowiadaniu to się niezbyt udało.
Co do rozdziału to dzieje się i wreszcie wszystko się wyjaśnia!
Historia przedstawiona przez Mary w 4 rozdziale ( chyba xd ) jest inna. Nie mogę zdradzić dlaczego, ale pewnie łatwo to wywnioskujecie.
Pochyły tekst to wypowiedzi Mary! 
Więcej nie zdradzam i zapraszam do czytania ( polecam playlistę, która niedawno została zmieniona)

Beta: Ann Flo





Obudziłam się, ponieważ poczułam czyjś ciepły oddech blisko mojej twarzy. Lekko uchyliłam powieki i ujrzałam Tae. Uśmiechał się niesamowicie szeroko. Już miałam pytać, czy czuje się lepiej niż wczoraj, ale w zamian dostałam szybkiego całusa. Nie mogłam się nie uśmiechać. Było zbyt idealnie. Od razu przypomniałam sobie nasze wspólne chwile, te na początku. Też budziliśmy się o tej samej porze, a potem leżeliśmy w łóżku i wygłupialiśmy się. Mieliśmy mnóstwo problemów, tak jak i teraz, ale było idealnie.
Przecież mogło być tak jeszcze przez kilka minut.
-Lepiej?- Zapytałam nawiązując do wczorajszej nocy. Tae chyba jednak źle mnie zrozumiał. Dostałam od niego słodki i leniwy pocałunek, przez który poczułam to znajome uczucie.
Wplotłam palce w jego miękkie włosy, a potem zjechałam niżej na jego kark, by przyciągnąć go jeszcze bliżej. Już bez delikatności, a z wielkim pożądaniem zatraciłam się w nim. Niewinne całusy przestały być takie niewinne. Dałam ponieść się chwili, w końcu ostatnio zdarzało się ich tak mało. Czułam, że mogłabym zrobić to tu i teraz. Tae z coraz większą zachłannością całował mnie śmielej i agresywniej. Miałam świadomość tego, że serce bije mi jak oszalałe, ale jedyne, co słyszałam, to całkowity szum. Jego ciepłe ciało zetknęło się z moim. Był bez koszulki, a co dziwne ja też. W ogóle nie pamiętam, bym zmieniała ciuchy, a co dopiero je ściągała. Miałam zamiar poruszyć ten temat, ale dopiero, gdy Taehyung już skończy zostawiać ślady na mojej szyi i dekolcie. Zaczęłam ciężko oddychać i nawet nie starałam się zaprzeczać, że jest inaczej, że to w ogóle na mnie nie działa. Bo działało aż za bardzo. Odleciałam na kilka sekund Kiedy Tae dotknął mojego policzka z powrotem, otworzyłam oczy. Zobaczyłam te znajome iskierki w jego spojrzeniu.
-Pytałam, czy lepiej się czujesz.- Przypomniało mi się, że właśnie to chiałam wiedzieć, zanim mi przerwał.
-Lepiej już być nie może.- Uśmiechnął się i odgarnął mi włosy na bok.
-Pamiętasz, co się wczoraj stało?- Zapytałam, gdy już pomógł mi usiąść. Oboje oparliśmy się o kanapę, po czym Tae objął mnie ramieniem i okrył kołdrą.
-Pamiętam wszystko.- Ucałował mnie w skroń.
-Nie wyglądałeś za dobrze. Na pewno już jest okej?- Popatrzyłam na niego. Faktycznie nie wyglądało na to, by ten dziwny atak spowodował cokolwiek więcej niż zmęczenie. Jednak równie dobrze Taehyung mógł coś ukrywać.
-Byłaś tam, więc nic takiego się nie stało. Nie było to miłe, ale nie było też tak straszne.- Zapewnił mnie jednocześnie głaszcząc po ramieniu. 
Uwierzyłam mu.- Za to pamiętam, że stało się coś bardzo istotnego.
-Co takiego?- Zmarszczyłam brwi.
-Przyznałaś się przed moimi przyjaciółmi. Jestem z ciebie dumny.
-O boże, nie wiem, co mi strzeliło do głowy. To nawet nie był dobry moment.
-Kiedyś sama mówiłaś, że tak naprawdę nie ma dobrego momentu na mówienie o tym.- Przypomniałam sobie, że faktycznie tak powiedziałam. Nie wiedziałam tylko, że po takim czasie on wciąż to pamięta.
-Masz rację.- Po prostu wybierasz jedną z wielu chwil i decydujesz się na coś, czego nie spodziewałabyś się po sobie. Resztę zostawiasz, aby toczyła się własnym życiem. I pozostaje tylko czekać.
Przypominając sobie resztę wydarzeń dotarło do mnie, że nie jesteśmy tu tak całkiem sami.
Odsunęłam się od Tae jak oparzona, na co popatrzył na mnie zdezorientowany.
-Moja siostra.- Powiedziałam szybko.- Wciąż tu jest.- Spanikowałam nieco. W końcu siedzieliśmy tu sobie jak gdyby nigdy nic, bez ubrań. Przecież mogła zejść tu w każdej chwili i zobaczyć coś, czego nie powinna.
-Jest szósta trzydzieści, pewnie jeszcze śpi.- Uspokoił mnie.
-Super.- Z powrotem opadłam na kanapę, a Taehyung zaczął chichotać.
-To w ogóle nie jest zabawne.- Ostrzegłam go, ale na próżno.
Zanim się obejrzałam znów leżałam na plecach, a Tae zwisał nade mną. Wiedziałam, o czym myśli, ale nie mogliśmy. Nie kiedy Soohyun była na górze.
Oczywiście on miał to gdzieś. Powoli zbliżał swoją twarz do mojej. Nagle zrobiło się zdecydowanie za duszno. A ja porzuciłam myśli o siostrze i skupiłam się na jego ustach.
-Taehyung.- Wyszeptałam drżącym głosem. Całkowicie nieprzekonująco.
-Mówiłem, że śpi.- Odpowiedział mi zanim nasze usta zetknęły się ze sobą. Odruchowo przymknęłam oczy i wpuściłam go głębiej. Był zbyt uzależniający, bym mogła mu się od tak przeciwstawić. Znów zrobiło się tak jak chwilę temu. On chciał więcej, a ja się temu poddawałam. Bez najmniejszych oporów zepchnęłam resztki rozsądku na sam koniec głowy. Gdzie już nic się nie liczyło tylko Tae.
Poczułam coś mokrego na szyi a zaraz potem jego zęby zacisnęły się na mojej skórze. Jęknęłam cicho, choć pewnie wcale nie byłam cicho.
-Taehyun.- Spróbowałam jeszcze raz przemówić mu do rozsądku.
-Hymm.- Usłyszałam tylko jak mruczy coś blisko mojej skóry. Tae posuwał się coraz niżej i musiałam coś z tym zrobić. W tym celu zdołałam położyć dłonie na jego ramionach. Chciałam zmusić go żeby się podniósł, bo zaraz zwariuję. Poniekąd zrobił to, ale przyszpilił mi ręce nad głową, a potem zrobił coś, przez co całe moje ciało zadrżało i wyszło na jaw jak bardzo go pragnę.
Przygryzł dolną wargę uśmiechając się tak uwodzicielsko, że już przepadłam. Wzięłam drżący oddech, jednak nie pomogło. Całkiem zapomniałam o tym, że Tae unieruchomił mnie i nie ma jak tego powstrzymać. Cholera, nawet nie chciałam żeby przestał. Czułam wręcz jak całe moje ciało płonie i wyrywa się w jego stronę.
Taehyung pochylił się tuż do mojego ucha.
-Mówiłem, że śpi.- Wyszeptał mi wprost do ucha. Jego głos odbijał się echem w mojej głowie. Nie mogłam nic mu odpowiedzieć, to było jednoznaczne z przyznaniem się, że odleciałam i zrobię wszystko, co chce.
Cała drżałam, ale zdecydowanie nie z zimna, a z oczekiwania. Już od dłuższej chwili byłam gotowa.- Uwielbiam cię i kocham jak wariat.
Myślałam, że cieplej już nie może być, a jednak te słowa sprawiłby, że zrobiło mi się ciepło na sercu.
Tae uwolnił moje dłonie, ale nawet nimi nie poruszyłam.
-Pomóż mi.- Poczułam jak próbuje dotrzeć do zapięcia od stanika. Pomogłam mu unosząc się lekko, by mógł wsunąć ręce. Po chwili leżałam całkiem naga.
Nigdy nie miałam dość naszych pocałunków. Raz spokojnych, a raz tak szalonych, że aż brakowało nam tchu. Napięcie pomiędzy nami było już nie do wytrzymania.
Wreszcie poczułam jak Taehyung wchodzi we mnie powoli. Wydałam z siebie jakiś nieokreślony dźwięk i na moment przestałam oddychać. Po chwili Tae zaczął się poruszać, a ja zacisnęłam dłonie na kocu. Czułam się jakbym leciała coraz dalej i dalej nie zważając na to, co mówię lub też krzyczę w drodze na sam szczyt. Nigdy nie będę w stanie opisać tych chwil między nami.
Zasmakowałam jego ciepłych ust po raz kolejny. Czując, że jesteśmy już blisko, Tae ugryzł mnie w szyję i dokładnie wiedziałam jak bardzo byliśmy na granicy. Oboje dyszeliśmy, aż wreszcie ostatkiem sił głośno wymówiłam jego imię, a on moje. Nie mogłam zapanować nad dreszczami, które przechodziły od głowy aż po czubki palców. Znowu przestałam na moment oddychać. Miałam wrażenie, że czas się zatrzymał.
Tae położył się obok mnie i od razu przygarnął moje bezwładne ciało bliżej swojego. Czułam jego klatkę piersiową tuż przy sobie i widziałam jak szybko oddychał. Przez kilka minut gładził mnie uspokajająco po plecach, póki nie zasnęłam.

                                                ♥                                 ♥                              ♥

Obudziłam się dwie godziny później. Taehyung tym razem jeszcze spał i to przyklejony do mnie. Dopiero teraz czułam jak bardzo mi gorąco. Szturchnęłam go lekko, co wystarczyło, żeby też się obudził. Oczywiście już na wstępie dostałam słodkiego buziaka i uroczy uśmiech.
-Musimy wreszcie wstać.- Tym razem nie mam zamiaru poddać się tak łatwo. Jako pierwsza wyplątałam się z kołdry, znalazłam ubrania i poszłam do kuchni po coś do picia.
Po chwili Tae objął mnie od tyłu i razem zajrzeliśmy do lodówki.
-Zmówmy coś.- Zaproponował, a ja się zgadziłam. Nie widziałam innego wyjścia. Zwłaszcza, że w lodówce mieliśmy tylko marchewkę i sporo butelek wody.
-Może pójdę sprawdzić, co z Soo.- Wyplątałam się z jego uścisku, co zdecydowanie mu się nie podobało, ale pozwolił mi iść. Wchodząc po schodach czułam, jak wszystko mnie boli, a dokładnie jedna część ciała. Zignorowałam to i zapukałam do drzwi, jednak nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Od razu zauważyłam równo pościelone łóżko. Zajrzałam do łazienki, ale także była wolna. Wreszcie znalazłam karteczkę na komodzie. Czytając liścik zaczęłam się uśmiechać. Zwłaszcza przy ostatnim zdaniu, gdzie Soohyun wspomina o tym, że mogliśmy się chociaż ubrać.
Wiedziałam, że to nie był dobry pomysł, ale przynajmniej siostra oszczędziła nam zażenowania. Szkoda, że jednak nie udało mi się jej zatrzymać. Miałam zamiar zrobić pyszne śniadanie i sprawić, by ona i Tae lepiej się poznali. Jak widać nawet śniadanie nie wypaliło.

Wróciłam do Taehyunga niosąc ze sobą list. No dole zobaczyłam jak wyjada płatki prosto z kartonu. Musiałam się zatrzymać żeby popatrzeć na ten uroczy obrazek. Nie miałam pojęcia, że z niego taki duże dziecko i to z tak zabójczym ciałem. Pamiętam jak mówiłam mu żeby założył koszulkę, bo Soohyun mogłaby przyjść tu w każdej chwili.
-Mogłeś poczekać na jedzenie.- Odezwałam się, przerywając mu opróżnianie opakowania. Przyznaję, że sama byłam równie głodna i tylko dlatego skusiłam się na te cholerne płatki.
-Co to?- Tae wskazał na karteczkę, którą zaraz wyrwał mi z ręki.
-Soo wyszła szybciej.- Spojrzałam na niego porozumiewawczo.- Ciekawe dlaczego?
-Nie mam pojęcia.- Wyczułam rozbawienie w jego głosie.
Trzepnęłam go w ramię. Dla niego wszystko było zabawne, a dla mnie naprawdę żenujące. Nigdy nie zdarzyło mi się tak zaskoczyć siostry i to nie w tym dobrym znaczeniu. 
-Oj, przestań.- Tae przyciągnął mnie bliżej i delikatnie pocałował. W cale się nie obraziłam, nawet nie potrafiłam się na niego obrazić, kiedy był taki uroczy i kochany.

                                                  ♥                               ♥                               ♥

Po dzisiejszym poranku chodziłam cała w skowronkach. Zapomniałam o wczorajszym incydencie i cieszyłam się, że Tae wreszcie postanowił zostać w domu. Nawet pomimo tego, że i tak pracował w swoim biurze, miło było wiedzieć, że w każdej chwili mogę do niego pójść. Właśnie oglądałam telewizję, kiedy w kuchni włączyła się mikrofalówka. Natychmiast wyłączyłam telewizor, ale nie ruszyłam się z kanapy tylko wpatrywałam się w urządzenie.
Pomyślałam, że nie chcę mieć styczności z wybrykami Mary po raz kolejny. Nie powinnam jej na to pozwalać, a wręcz powinnam to skończyć. Powiedzieć prawdę.
Wstałam powoli z kanapy i  rozejrzałam się po dookoła. Nikt nie chciał się pokazać.
-Lepiej żebyś zechciała się pokazać!- Krzyknęłam w pustą przestrzeń. Odczekałam chwilę, niestety moja prośba nie podziałała.- Wzywam cię do tego żebyś się pokazała. Nie możesz tego zignorować.
Nauczyłam się, że gdy wzywam ducha ten nie może się nie pokazać. Nie wiedziałam, że jestem w stanie to kontrolować, ale właśnie w takich momentach jak ten to przydatne.
-Przepraszam.- Czyjaś niewyraźna postać pojawiła się w kuchni i o dziwo nie należała do Mary. Czułam, że muszę podejść bliżej i tak też zrobiłam. Zbliżyłam się powoli.
-Czego potrzebujesz?- Zagadnęłam. Skoro to nie była ona, a jakiś mężczyzna, którego twarzy jeszcze nie zobaczyłam, postanowiłam pomóc.
-Musimy porozmawiać.- Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i zrozumiałam, dlaczego jego głos wydawał mi się znajomy. Zakryłam dłonią usta. Nie mogłam uwierzyć w to, że znów się spotykamy. Dzisiaj, tak samo jak i wtedy, w domu Carla. Pojawił się na krótko, a teraz miałam okazję porozmawiać z nim dłużej.
-Dlaczego tu jesteś?- Podeszłam jeszcze bliżej. Chciałam ponownie zapamiętać twarz dziadka i nigdy jej nie zapomnieć. Jednak przez wzbierające łzy widok nieco mi się zamazywał.
-Próbowałem dać ci znak. Chyba zrobiłem ci krzywdę. Naprawdę nie jestem w tym dobry.
-O czym ty mówisz? Jaki znak?- Starłam kilka łez. Kompletnie nie rozumiałam, co się dzieje.
-Posłuchaj mnie, Sora.- Pokiwałam głową. Postarałam się ogarnąć, w końcu chodziło o coś ważnego.
-Musisz pomóc siostrze swojego chłopaka.
-Mówisz o Mary? W czym mam jej pomóc? Nie rozumiem.
-Niech porozmawiają. Muszą to zrobić, im szybciej tym lepiej. Ja nie mogę tu być.- O nie. Jeszcze nie mógł znikać. Potrzebowałam więcej czasu!
-Poczekaj! Nie!- Spanikowałam. Obecnie miałam gdzieś pomaganie innym.
-Kochanie, radzisz sobie świetnie. Jestem z ciebie dumny.- Odparł uśmiechając się lekko.- Musisz mnie puścić.
-Nie chcę.- Nie umiałam już powstrzymać się od płaczu. Nie chciałam żeby odchodził i możliwe, że nieświadomie nie potrafiłam pozwolić mu odejść po raz kolejny. Chętnie zamieniłabym Mary na dziadka. Byle by móc rozmawiać z nim, kiedy zechcę, tak samo jak z nią.
-Nie płacz. Zawsze tu byłem i będę.- Racja. Nie mogę być samolubna. Nie mogę go zatrzymywać, choć nie wiem jak bardzo bym chciała. A niewyobrażalnie chcę. - Pamiętaj o tym co mówiłem.
Dziadek rozpłynął się w powietrzu, a ja poczułam, że znów go straciłam. Rozpłakałam się, choć tego nie planowałam. Miałam totalny mętlik w głowie i musiałam przytrzymać się krzesła, żeby nie stracić równowagi. Skupiłam się na tym, by opanować łzy, ale było naprawdę trudno. Potrzebowałam mieć przy sobie Tae, ale on był na górze i nie chciałam zawracać mu głowy. Po prostu zbyt dużo emocji naraz. Zawsze tak reagowałam, bo jestem zbyt uczuciową osobą i teraz nie potrafiłam przestać.
Mijały kolejne sekundy, poczułam się na siłach, by pójść do Tae i zrobić to, co radził dziadek. Szybko starłam ostatnie łzy rękoma i weszłam bez pukania do gabinetu. Oczywiście weszłam tu bez żadnego planu. Postanowiłam rzucić mu tą informacją prosto w twarz i zobaczyć jak zareaguje.
Ale najpierw musiałam go obudzić. Z jednej strony byłam pewna swoich zamiarów, ale jednocześnie nie wiedziałam, co mówić.
-Taehyung.- Potrząsnęłam nim lekko, co wyrwało go ze snu. Musiałam wyglądać naprawdę źle skoro jego uśmiech natychmiast zniknął. Od razu skupił się na mojej mokrej od łez twarzy.- Jest coś, co musisz wiedzieć.
-Płakałaś?
-To nieistotne. Nic mi nie jest. Po prostu spotkałam się z ważną osobą, która uświadomiła mi, że czas najwyższy, byś dowiedział się jak w ogóle udało się nam ze sobą spotkać.
-Chcesz powiedzieć, że to nie był zwykły przypadek?- Tae wyglądał jakby już wiedział, że od początku nic nie było przypadkowe, ale coś mi nie pasowało. Miałam wrażenie, że jemu też wiele się przytrafiło.
-Praca w twojej firmie była przypadkiem, ale inne incydenty, jak ten w windzie i to, że wiedziałam, kiedy masz urodziny, chociaż nawet się nie znaliśmy. Pewna osoba, którą dobrze znałeś uczepiła się mnie już na początku. Gdy tylko zobaczyła, że ze sobą rozmawiamy.- Wszystko obecnie wskazywało na to, że gadam bzdury i nic nie trzyma się kupy. W dodatku Tae ledwo się obudził i już musiał zmierzyć się z nowymi faktami.
-Dlaczego mam wrażenie, że wiem, kim jest ta osoba?
-Skąd?- Teraz to ja byłam w szoku. Pamiętałabym, gdybym wspominała o jego rodzinie, ale on nigdy nie chciał rozmawiać na ten temat, więc to niemożliwe.- Przecież nie mówiłam ci…
-Nie musiałaś. Zastanawiałem się, co to może oznaczać, czy w ogóle to ma jakieś znaczenie.
-Powiedz mi o wszystkim.- Tae zaczynał mnie niepokoić. Co takiego mogłam przeoczyć?
-Od jakiegoś tygodnia śni mi się jedna osoba.
-Ma na imię Mary?- Zapytałam niepewnie. Po jego minie stwierdziłam, że się nie myliłam. Musiałam tylko to wytłumaczyć i modlić się, żeby Taehyung nie był na mnie wściekły, zresztą nie pierwszy raz by był.
-Widzisz ją od początku naszej znajomości?- Wyczułam nutkę złości w jego głosie.
-Ja...najpierw nie chciałam mieć z nią i z tobą nic wspólnego. Przysięgam, że próbowałam odciąć się od niej, ale ona była wszędzie i powodowała te różne sytuacje, że ciągle na siebie wpadaliśmy. Nie mogłam ci o tym powiedzieć na samym początku. Wyszłabym na wariatkę. A ostatnio nie byłam w stanie namówić twojej siostry, by zechciała się z tobą spotkać. Mam nadzieję, że nie znienawidzisz mnie za to.- Czułam, że zaraz znów będę płakać, choć tak naprawdę to dopiero początek. Miałam zamiar dać im szansę na rozmowę, nawet jeśli ona jej nie chciała.
-Szkoda, że nie powiedziałaś mi o tym wcześniej. Ale po tym, co każde z nas przeszło, nie mam ci tego za złe.
Odetchnęłam nie mogąc uwierzyć, że naprawdę to powiedział. Zawsze tak mówił, kiedy przyznawałam się, że to ja zawaliłam. Tym razem myślałam, że nie będzie tak łatwo. A jednak się myliłam.- Nie patrz tak na mnie. Mówiłem, że cokolwiek się stanie, jakoś to przetrwamy.- Przez zapewnienia Tae całkiem się rozkleiłam. Po raz kolejny nie wiedziałam, co powiedzieć, co on chciałby usłyszeć?
Taehyung mocno mnie przytulił, dzięki czemu poczułam się bardziej stabilnie. W końcu mogłam zakończyć tę sprawę bez obawy, że straciłam szansę na wytłumaczenie się.
-Poczekaj.- Tae nagle zesztywniał, więc spojrzałam na niego, a zaraz potem dookoła siebie. Nic się nie działo.
-Co?- Szepnęłam.
-Powiedziałaś, że to moja siostra?
-No tak. Ma na imię Mary. Opowiedziała mi historię rodziny. To ona?- Nie wiem dlaczego nagle poczułam, że w pokoju jest zbyt napięta atmosfera i muszę otworzyć tu okno.
-Poniekąd tak. Tylko, że tak miała na imię moja mama.- Przeklęłam w myślach, bo to nie to, czego się spodziewałam. Jednak kiedy o tym pomyślałam,  rozumiałam dlaczego Mary nie chciała spotkania z bratem. A raczej synem, jak się okazuje. To za wiele jak dla mnie, nie wspominając tu o Tae, który wyglądał, jakby przeżył potężny szok. Wiedziałam, co musi sobie teraz myśleć. Że jego własna matka nie chciała z nim rozmawiać za życia i po śmierci także. W dodatku wierzyłam w to, że jest jego siostrą i ani przez chwilę nie brałam pod uwagę, że nas oszukuje. 
-Taehyung...ja nie..nie wiedziałam. Mówiła, że jest twoją siostrą...Wygląda tak młodo. Nie zorientowałam się.- Było mi go cholernie szkoda. Miałam ochotę go przytulić i zapewnić, że to nie może być i nie jest prawda. Wtedy pierwszy raz zobaczyłam jak bardzo jest rozchwiany emocjonalnie. Nigdy nie widziałam, by pokazywał aż tyle emocji naraz. Po prostu stał i nie dowierzał bardziej niż ja.- To zdjęcie na szafce.- Powiedziałam bardziej do siebie. Na nim wyglądała dokładnie tak jak w rzeczywistości. Nie łączyłam tych wątków, które powinnam. To mnie zmyliło, a możliwe, że Tae nie miał innego zdjęcia swojej mamy, niż te, kiedy była młoda.
Musiałam usiąść i szybko wymyślić, co dalej. Taehyung już wiedział. Tajemnica wyszła na jaw i okazała się być szokiem dla nas obojga.
Mijały kolejne sekundy, a ja miałam wrażenie, że dłużą się w nieskończoność, kiedy nagle Tae złapał mnie za rękę. Nie umknęła mi jego drżąca dłoń. Zmusiłam się żeby spojrzeć mu w oczy i chociaż powinna była to zrobić to nie dałam rady wytrzymać tego palącego wzroku. Poczucie winy zalało mnie tak jak wtedy, na początku, gdy Monick się dowiedziała.
-Niech tu przyjdzie.- Nie byłam pewna czy to dobry pomysł. Kiedy Tae czuł tyle emocji naraz. Nie chciałam pogarszać sprawy. Ale przecież i tak była beznadziejna.
-Ja nie…
-Zmuś ją.-Nie spodziewałam się, że będzie aż tak zdecydowany. Chciałam mu pomóc, ale nie w taki sposób.- Wiem, że możesz.- Spojrzał na mnie i dostrzegłam łzy w jego oczach.
Zgodziłam się.
-Dobrze.- Wstałam, by zaprosić tu Mary i zatrzymać zanim zmieni zdanie.
-Nie musisz tego robić. Jestem, tak jak chciałaś.- Usłyszałam głos szybciej niż się spodziewałam. Tae nie mógł jej zobaczyć ani usłyszeć, ale kiedy stanęłam jak wryta od razu się zorientował. Już wiedział, że tu jest.
Spojrzałam w jej stronę, a  ona patrzyła tylko na niego. Tak jak patrzy matka na syna, teraz to widziałam.
-Zapytaj, dlaczego tu jest.
-Ona cię słyszy. Możesz mówić.- Byłam pełna obaw, co do tego jakie słowa mogą tu paść. Nie bez powodu stałam pomiędzy nimi, jednak doskonale widziałam po czyją stronę trzymam.
-Więc byłaś tu przez cały ten czas, a gdzie byłaś kiedy cię potrzebowałem? W ogóle o mnie myślałaś?- Taehyung wyrzucał wszystkie swoje żale, jednocześnie powstrzymując się, by nie uronić ani jednej łzy.
-Powiedz mu, że zawsze o nim myślałam i przykro mi, że nie mogłam być przy nim wtedy, gdy mnie potrzebował.
-Przeprasza, że nie mogła być z tobą.- Dziwnie się czułam w roli ,,tłumacza’’. Starałam się przekazywać wszystko w miarę spójnie, ale to wcale nie pomagało opanować emocji Tae. Te przeprosiny z pewnością nic dla niego nie znaczyły.
-Po takim czasie daje mi marne przeprosiny? Po tym jak w ogóle nie chciała ze mną rozmawiać?!
-Właśnie dlatego wolałam to odwlekać. Żeby nie był na mnie wściekły i nie pytał, o nic. Bałam się jego reakcji i nie myliłam się. Możesz mu to powiedzieć, jeśli chcesz. Ja… nie jestem w stanie.
-O nie! Chwila!- Krzyknęłam.- Musisz się z tym zmierzyć! Jesteś mu to winna!- Nie pozwolę jej odejść. Nawet niech nie próbuje. Skoro nie chce z nim rozmawiać w taki sposób, może niech rozmawia z nim twarzą w twarz.- Powiedz mu to, co chcesz, przeze mnie.
-Naprawdę aż tak ci na nim zależy?
-Tak. - Odparłam bez wahania.- Tobie też powinno.
-Zależy mi. Zrobię to.
Zadecydowałam, że pożyczę jej moje ciało. Tak jest o wiele prościej powiedzieć to, co leży na sercu.
Stanęłam przed Tae gotowa na chwilę opuścić swoje ciało, żeby móc wreszcie to zakończyć.
-Sora…
-W porządku. Jestem ci to winna.
-Nie w taki sposób.
-To najlepszy sposób. Tylko chwila, żebyście mogli sobie wszystko wyjaśnić.
Uśmiechnęłam się pokrzepiająco i zamknęłam oczy. Nigdy nie czułam tego będąc całkiem trzeźwą. Zdarzało się to tylko, gdy byłam piana, ale wcale nie okazało się złe. Po prostu czułam jakbym powoli zasypiała.

Taehyung

Nie wiem dlaczego na to pozwoliłem. Powinienem stanowczo zaprzeczyć, ale nie zrobiłem tego. Możliwe, że ten jeden raz bardziej zależało mi na usłyszeniu prawdy niż na konsekwencjach. Z resztą było już za późno. Sora zniknęła. Wiedziałem to, bo już się nie uśmiechała i nagle w jej oczach pojawiły się łzy. W końcu przed sobą miałem osobę, która porzuciła mnie lata temu i nie dane mi było z nią porozmawiać. Potem samolubnie umarła. Zawsze myślałem, że nigdy nie starała się przeżyć. Mogła bardziej uważać, gdyby tylko przez chwilę myślała o mnie i tacie, może nie zabrałaby ze sobą także siostry. Może nie musiałbym rozmawiać z nią w taki sposób.
-Taehyung.- Głos ciągle należał do Sory, choć w środku była moja matka.- Nie chciałam cię zostawiać. Możesz myśleć, że cię porzuciłam, ale tak nie było.- Nie uwierzyłem jej, chociaż bardzo chciałem.
-Wtedy mówiłaś, że niedługo się spotkamy. Tak się nie stało. Nawet po śmierci mnie unikałaś. Więc nie wierzę ci.- Na nic zdadzą się jej łzy. Nie chciałem ich widzieć ani u niej, ani u siebie.
-Przez te wszystkie lata myślałeś, że cię nie kochałam?- Nie odpowiedziałem, bo nie myślałem nad tym. Czasem mi się tak zdawało. Szukałem logicznej odpowiedzi, wytłumaczenia dlaczego to się stało.- Byłeś i jesteś moim małym synkiem. Chciałam cię wtedy zabrać ze sobą. Niestety twój ojciec nie zgadzał się. Miał wobec ciebie plany. Nie chciałam żeby zabierał ci całe dzieciństwo. Wiedziałam, że tak się stanie, gdy tylko sprawa rozwodowa się skończyła, a to on dostał prawa do opieki nad tobą. Mnie przypadła twoja siostra.
-Po prostu się z tym pogodziłaś!- To tak bardzo do niej pasowało.- Zawsze chciałaś żyć w spokoju, więc po co byłaś z tatą? Po co to wszystko!- Nie chciałem się rozklejać jak baba, ale to było silniejsze ode mnie. Chyba zdecydowanie za długo trzymałem wszystko w sobie.
-Przepraszam, że nie zdążyłam zawalczyć o ciebie do końca. Gdyby nie ten wypadek, zrobiłabym wszystko żebyś, był szczęśliwy.- Poczułem jej zimną dłoń na policzku, która ścierała niechciane łzy.
Nie wiedziałem, co myśleć. Po wszystkim nie mogłem wciąż twierdzić, że to nieprawda. Na pewno było w tym choć odrobinę prawdy. Nie miałem pojęcia jak to sprawdzić.- Mieszkałam w Stanach, jeśli spytasz ojca, on powie ci gdzie . Wiem, że w tamtym domu nie zamieszkała nowa rodzina. Twój ojciec nigdy na to nie pozwolił. Znajdziesz tam rzeczy dzięki którym może mi uwierzysz.- Zdałem sobie sprawę, że już więcej jej nie zobaczę, że to nasze pożegnanie, którego nie mieliśmy. Całkiem odruchowo przytuliłem się do niej. Pomimo tylu wylanych łez miło było poczuć jak znów gładzi mnie po włosach i mówi, że jestem jej kochanym synkiem. Myślałem, że nigdy nie będzie mi tego brakować, ale okazało się jak bardzo się myliłem. Szczerze, kiedy wszystko stało się jasne i przejrzyste jak nigdy dotąd, nie chciałem żeby odchodziła.
-Sora jest przemiłą dziewczyną. Przeproś ją ode mnie.- Byłem w stanie tylko pokiwać głową, podczas kiedy trzymałem ją w żelaznym uścisku.
Po chwili poczułem jak ciało Sory robi się cięższe. Co oznaczało, że mama odeszła na dobre, a Sora po prostu zemdlała. Osunąłem się na podłogę wciąż trzymając ją w ramionach i dalej nieudolnie próbując przestać płakać.

Zapomniałam dodać, że w sumie ostatni rozdział nie zapowiada się na długi, ale zapewniam, że będzie dużo emocji .
Także do następnej notki, kochani