Chodziłam po całym pokoju, a to do
mnie nie podobne. Wszystko przez to serce. Sama ze swoim mam
problemy, a teraz i na głowie takie jedno w zamrażarce. Co ludzie
kazali mi zdecydować czy mam dowieść to temu biednemu człowiekowi
czy nie. A tak z innej beczki to to moja rodzinka zastępcza dzięki
temu zyskałaby nowego członka gangu. Ja w ogóle nie powinnam się
zastanawiać nad tym. To mój obowiązek żeby ratować kogoś kto
nie jest niczemu winny. On próbuje łapać się wszystkiego tylko po
to żeby uzupełniać braki. Ok zrobię to z pomocą Ji Yong' a i tym
razem zabieram jaką dziewczynę. Oby się obyło bez sprzeciwów i
przejmiemy go albo ją na naszą stronę. To w sumie jest przydatna
informacja więc biznesmen mógł po tym umrzeć w spokoju. Nadal
jednak pewnie ukrywał coś większego. Jak się okazało zażył
jakąś tabletkę i się udusił. No, ale co było to było teraz
tylko gra na czas. Zeszłam na dół by ich poinformować o mojej
decyzji.
-Mam zamiar oddać to... serce. Nie
wiem komu , ale komuś na pewno. Potrzebuje jeszcze czterech osób do
pomocy. Ktoś chętny.
-Jasne, że tak. Dawno nie
rozprostowałam kości.- Zgłosiła się Cleo. Zabrałam jeszcze Tea,
Bom i obowiązkowo Ji bo się wepchał. Tym razem przygotowałam się
jak należy i módlmy się żeby wyszło dobrze. Nie wiem skąd
wytrzasnęli nam stroje lekarzy, ale przynajmniej jest zawodowo.
Szpital w centrum nie ułatwia sprawy choć można by się wmieszać.
Każdy gadał w kółko oprócz Kwon' a. Przyglądałam mu się kątem
oka i cały czas patrzył się w dal. Pewnie nad czymś myślał.
Dojechaliśmy pod szpital na czas. Wysiadłam razem zresztą. Od
razu po wejściu do środka poczułam ten specyficzny zapach. Po
drodze jakieś małe, chore dzieci wpatrywały się we mnie tym
błagalnym wzrokiem. Mówiłam sobie żeby tylko się nie rozklejać.
No komu by się nie zrobiło przykro na ich widok.
-W porządku?- Złapał mnie za rękę
Ji.
-Chcę stąd już jak najszybciej
wyjść.- Nigdy nie lubiłam szpitali. Poszukałam tu dyrektora.
Pokazaliśmy nasze sfałszowane identyfikatory i po chwili
wypełniania dokumentacji wszystko było skończone. No nie do końca
wszystko, teraz muszę porozmawiać.
-Wejść tam z tobą?- Zapytała Bom.
-Nie wolę sama. Jak zacznie się drzeć
to wtedy wejdź.- Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Na
szczęście leżałam tam tylko jakaś dziewczyna. Kiedy weszłam
usiadła i spanikowana podciągnęła kołdrę pod samą szyję.
Wzięłam jej kartę do ręki. Miała dokładnie tyle lat ile ja i to
na pewno ona potrzebowała tego serca. Bogu dzięki, że jeszcze
dożyła tego dnia.
-Coś się stało. Moje serce jednak
nie dojedzie, tak? O to chodzi?
-Twój przeszczep się odbędzie.
-Naprawdę?- Momentalnie się
ucieszyła.- Ale ci lekarze którzy to przywieźli. Mogłabym z nimi
porozmawiać.
-Właśnie rozmawiasz.
-Więc dotrzymam obietnicy.- Zrobiła
się poważna.
-Wiem o tym. Nie masz innego wyboru.
Jest tylko jedna rzecz. Teraz stoisz po naszej stronie. Powiedzmy, że
tamci ludzie nie dotarli. Albo jesteś po naszej stronie albo
będziesz musiała czekać dalej.
-Nie ważne po jakiej stronie. Chcę
żyć.
-Czyli uważam to za zgodę.- Wstałam
i przeszłam się do okna.
-I tak nie lubiłam tamtego gościa.-
Odwróciłam się szybko w jej stronę.
-Rozmawiałaś z nim osobiście?- Jeśli
tak to może coś wiedzieć. Najmniejsza rzecz może się nam
przydać.
-No tak, ale tylko przez telefon. Ci
ludzie powiedzieli, że on chce mnie poznać.- Po jaką cholerę.-
Tylko się przedstawił i nic więcej.- To się okaże. Dziewczyna
wydaje się być po naszej stronie, ale i tak ktoś będzie ją
obserwował gdyby jednak zmieniła zdanie. Z takimi nic nigdy nie
wiadomo.
-Spotkamy się jak już wyzdrowiejesz.
-Dobrze.- Chciałam już wyjść.-
Dziękuje.- Usłyszałam cichy głos. Uśmiechnęłam się do niej i
wyszłam To na prawdę pierwszy raz kiedy ktoś dziękuje mi za taką
rzecz. Dziwne uczucie. Poszłam prosto do auta nie wzbudzając
podejrzeń innych lekarzy. Wyciągnęłam telefon i napisałam
wiadomość do każdego taką samą. Mamy się spotkać w aucie i
ruszyć z powrotem do domu z dobrą wiadomością. Kiedy już
znalazłam się w środku brakowało nam jednej osoby.
-Gdzie jest Bom?- Oby nic się nie
działo. Przecież wiadomość musiała dojść.
-Była tuż za mną kiedy wychodziłyśmy
z budynku.- Stwierdziła Cleo.
-Poczekamy jeszcze chwilę, a jak się
nie zjawi to po nią pójdę.- Spotkałam wzrok Kwon' a który mówił
mi tylko tyle, żeby tego nie robiła. Od kiedy on się tak o mnie
martwi. W sumie to ja mogłam zadać sobie pytanie od kiedy ja
martwię się o niego. Czekaliśmy w ciszy aż nagle zadzwoniła
komuś komórka i to nie mi.
( Narracja G.D )
Wyciągnąłem telefon z kieszeni
spodni. To była Bom jednak musiało się coś zdarzyć. Szybko
odebrałem.
-Gdzie się podziewasz?
-On tu jest.- Wyszeptała do słuchawki.
Spojrzałem na ____ wiedziałem, że jest gotowa w każdej chwili
wyskoczyć z auta żeby pomóc przyjaciółce.
-Kto?
-No jej ojciec jest tu z tymi
facetami.- No zajście. Właśnie teraz kiedy już mamy się stąd
zmywać pojawia się największy problem.- Nie mam jak ich ominąć
bo stoją w kolejce. Zobaczą mnie.- Kiedy coś w końcu uda się bez
komplikacji.
-Gdzie teraz jesteś?- Podała mi
szczegółowy opis miejsca w którym się znajdowała.- Ok idę p
ciebie.- _____ już chciała wychodzić, ale ją powstrzymałem.
-Przecież muszę jej pomóc.
-Nawet nie wiesz gdzie jest. Chcesz jej
pomóc tym, że sama się jeszcze zdemaskujesz.- Nie może tam pójść
jeszcze go zobaczy i bóg wie co zrobi z nerwów. I tak już ciągle
się stresuje wolę jej tego oszczędzić.
-Co z tego i tak wiem, że nie powiesz
mi nic.- Za dobrze mnie zna i to czasami jest ten problem.
-Ej ____ Ji ma rację po co się tam
pchasz. Pewnie to nic strasznego. On sam da sobie radę.- Jak dobrze,
że oni też pomogli mi ją jakoś przekonać.
-No dobra idź.- Zgodziła się, ale
nie chętnie. Wysiadłem z auta i pognałem na drugie piętro gdzie
ukrywa się Bom. Jak na razie nie zauważyłem ludzi w czerni. W
takich chwilach dziękuje stylistką za to, że zmieniły całkowicie
mój wygląd. Wmieszałem się w grupkę lekarzy wchodzących do
windy. Ta głupia muzyczka działa mi na nerwy. Po chwili drzwi się
otworzyły i wyszedłem razem z tłumem. Bom ukrywa się gdzieś na
schodach pożarowych. Szybko je znalazłem.
-Bom! Kobieto wyłaź stąd!- Wychyliła
się.
-No nareszcie już myślałam, że się
rozłączyłeś i pojechałeś beze mnie.
-Nie dramatyzuj.
-Jakiś ty nie miły. Co ona w tobie
widzi.
-Kto, widzi co?- Widać, że za dużo
powiedziała.
-Co? Czy ja coś mówiłam. Weź już
lepiej idź.- I tak prędzej czy później się dowiem. Każdy się
dowie znając życie. Cel cały czas stał w jednym miejscu i nie
łatwo go ominąć.
-W coś ty się wpakowała.
-Bo to moja wina. Prymityw.- Szepnęła.
-I tak słyszałem.
-I dobrze.- Wybrała sobie świetny
moment do kłótni. Cholera, że też musiało się to trafić
właśnie teraz.
-Wychodzimy już.- Ruszyliśmy przez
korytarz. Udawałem, że jestem czymś zajęty. Specjalnie
pochyliliśmy głowy, ale ten kolo chyba zwrócił na nas uwagę.
Przyśpieszyliśmy, żeby zdążyć do wyjścia choć było nadal
dalej niż bliżej nas. Faceci w czerni zaczęli coś mówić.
Starałem się iść jeszcze szybciej w końcu to szpital tu każdy
chce wyjść jak najszybciej. Że też musieli się ruszyć z
miejsca. Szli i to w naszą stronę. Z bliska na pewno nas poznają.
Czy to ma być już koniec ucieczki. Byli zaledwie jakieś 2 metry od
nas.
-Chyba się nam nie uda.- Szepnęła
mi do ucha. Nagle rozległ się alarm.
-A może jednak.- Ludzie zaczęli
wybiegać z budynku w popłochu. To jest nasza szansa ucieczki.
Rzuciłem się do wyjścia porywając zdezorientowaną Bom.
( Narracja ____ )
-Co oni tam robią?
-Dzieci.- Palnął Tae Yang. Odwróciłam
się i spiorunowałam go wzrokiem.
-Ty to wiesz co powiedzieć, pabo!-
Cleo trzepnęła go w ramię.- Nie przejmuj się to zawodowcy. Z
resztą Bom da radę.
-Tego jestem pewna.- O dziwo bardziej
martwię się o tego palanta i jego naleganie żebym tu została. Nie
no już dawno powinniśmy być w drodze do villi, a nie czekać na
bóg wie co. Mogłabym zrobić to po swojemu nie słuchając jego i
reszty.
-Wychodzę im pomóc.- Oznajmiłam.
-Ale …
-Albo zostajecie, albo idziecie ze mną,
macie 2 sekundy na decyzję.
-Dobra, dobra.- Wygramolili się z wozu
i dogonili mnie bo już zmierzałam do środka.
-Tak w ogóle to co ty zamierzasz
zrobić.- Mam już opracowany plan.
-Małe zamieszanie.- Weszłam do
środka, odszukałam kosz na śmieci. Podstawiłam go pod wentylację
i wrzuciłam 2 zapałki. Tae postawiłam na czatach miał dać znać
Cleo, żeby włączyła alarm. Wszystko udało się zgodnie z planem.
Stara sztuczka nigdy nie zawodzi. A tym staruszkom przyda się trochę
ruchu. Wymknęliśmy się z budynku i z powrotem znaleźliśmy koło
auta gdzie spotkaliśmy zaginionych w akcji. Ruszyłam z parkingu nie
odzywając się do niego. Mówiłam mu, że ja pójdę, ale on był
święcie przekonany, że sam załatwił to o wiele lepiej. Nigdy
mnie nie słucha. W radiu już mówiono o jakimś fałszywym alarmie
w szpitalu. W miarę spokojnie dojechaliśmy na miejsce bo przecież
towarzystwo z tyłu non stop coś do siebie szeptało.
-I jak udało się wam?
-Pewnie, że tak.- Odstawiłam szklankę
nadal wściekła.
-Wszystko poszło dobrze.- Nikt tu nie
będzie wspominał o wpadce.
-Bo Ji Yong ogarnął sytuację.-
Mruknęłam pod nosem i ugryzłam czekoladowe ciastko.
-no to możecie iść odpocząć.-
Zarządził szef. Czasami zastanawiam się którego z nich mam
słuchać więc lepiej wolę w ogóle żadnego nie słuchać.
Wychodząc z kuchni Yong zaczepił mnie.
-Możemy porozmawiać na osobności.-
Co tym razem.
-Skoro musimy.- Poszłam za nim.
Dlaczego akurat to w jego pokoju musimy rozmawiać, a nie w salonie
gdzie jest więcej ludzi. Przecież nie powinno to niczego zmieniać,
a jednak czułabym się trochę pewniej. I w dodatku zamknął drzwi.
Popatrzyłam się na niego niepewnie. Już ta rozmowa zaczyna mi się
nie podobać choć jeszcze nawet się nie zaczęła. Dobra i tak będę
udawać twardą i niewzruszoną. Jednym słowem żadnych wybuchów
emocji albo czegoś innego. Boże, może też powinnam przestać
myśleć w ten sposób.
-O czym chcesz rozmawiać?- Zapytałam
spokojnie odwrócona do niego.
-Dlaczego znów jesteś na mnie
wkurzona?- A ten znowu swoje.
-Nie jestem. Po prostu ci się zdaje.-
sam mnie prowokuje żebym wybuchła kiedy ja się tu staram opanować
gniew. Nawet nie wyobraża sobie jakie to trudne.
-Wiem o tym, że kłamiesz. Nie
odezwałaś się ani słowem odkąd wsiadłaś do auta pod szpitalem.
-A więc o to ci chodzi. No dobrze
powiem to. Dobra robota. Zadowolony?
-Nie chodziło mi o to.
-Mam ci wręczyć medal żebyś poczuł
się jak bohater. Bo już sama nie wiem
-Jesteś wściekła tylko dlatego, że
nie pozwoliłem ci wysiąść z auta?- Jeny, ale on męczy i to w
dodatku skutecznie.
-To twoje stwierdzenie. Ja nic takiego
nie powiedziałam. Ale skoro zmierzamy do tego tematu to poniekąd
jest to prawdą. Oszczędzilibyśmy cenne minuty.
-Bo mi nie ufasz.- A powinnam zacząć
po tym jak się z nim męczyłam?
-Nie prawda.- Podniosłam głos.
-Prawda tylko nie chcesz się do tego
przyznać. A może tu chodzi o coś kompletnie innego. Boisz się
powiedzieć o co chodzi tak na serio. Zawsze starasz się działać
na własną rękę. Ale po co skoro masz tyle przyjaciół. Chyba
możesz na nich liczyć. Na mnie też. Starasz się być twarda, a w
środku po prostu wymiękasz.- nie no sam mnie podpuszcza, a ja w tym
momencie nie pozwolę jeździć po sobie. Powiem mu co o tym myślę
bo zbiera mi się to od początku naszego spotkania.
-Ach! Jesteś cholernym gnojkiem. Co to
jest, psychoanaliza. Bawisz się w psychologa, a nic nie wiesz! Masz
jakieś tajemnice, a przecież trzeba było mi po prostu powiedzieć,
że mój ojczym jest w środku. Nie zabiło by mnie to!! I kompletnie
nie miałeś żadnego planu. Wszystko by szlak trafił! Jak mogłeś
się tak wystawić do ostrzału. Czy ja zawsze muszę się o ciebie
martwić!!- Wytrzeszczył na mnie te swoje gały jakby zobaczył
wariatkę. Pewnie teraz na taką wyglądam. Znów się odwróciłam
żeby nie widział jaka jestem na niego wściekła. A on nawet się
nie odezwał. Poczułam tylko jego ręce na moich ramionach. Tak
szybko odwrócił mnie w swoją stronę, że nie zdążyłam
zareagować kiedy on już mnie pocałował. Próbowałam go od siebie
odepchnąć, ale on był ode mnie silniejszy i tylko wzmocnił
uścisk. O boże przed czym ja próbuje uciec przecież on tak
świetnie całuje. Kobieto tylko się nie rozpłyń w jego ramionach.
Już dawno zapomniałam jak smakują jego usta. Niekontrolowanie po
prostu odwzajemniłam pocałunek tym samym pozwalając mu na wdarcie
się języka do moich ust. Już nie ściskał tak kurczowo moich
ramion i tak mu nigdzie nie ucieknę. Wplotłam palce w jego włosy.
Nie wiem ile tak staliśmy, ale poczułam ciepło na plecach, to było
jego ręka. Gładził nią moje plecy, że aż przeszedł mnie
dreszcz. Ale powrócił zdrowy rozsądek i pukanie do drzwi też. W
końcu oderwaliśmy się od siebie.
-Coś ty narobił.
-Jeśli chcesz mogę ci pokazać
jeszcze raz.- Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko.
-Nie możesz.- Matko kochana co ja
robię. Proszę się o powtórkę z rozrywki czy co.
-Nie podobało ci się?
-Tu nie o to chodzi. Po prostu nie
powinieneś był wykorzystywać sytuacji.
-Nie stawiałaś oporów skarbie.- No
tak nie stawiałam oporów, a powinnam.
-Fakt to też moja wina więc biorę na
siebie część. Co nie zmienia faktu, że to nie może powtórzyć
się drugi raz i w ogóle.
-Najlepsza agentka boi się zacząć od
nowa.- I ma świętą rację.
-dobrze wiesz jak skończyło się to
ostatnim razem. Po co mam próbować żeby drugi raz się zranić.
-Ja chciałbym zaryzykować.- Złapał
mnie za rękę.
-A ja raczej już nie.- Puściłam go.
-Cholera, dzieciaki co wy tam robicie!-
Krzyknął ktoś za drzwiami.
-Chyba już sobie pójdę.- otworzyłam
drzwi i minęłam YG. Skierowałam się prosto do pokoju żeby nikt
po drodze nie zauważył moich płonących policzków. Chciałabym
cofnąć czas albo chociaż zapomnieć, ale jak przecież to stało
się chwilę temu. Jeszcze czuje jego pocałunek. Który nie powinien
się wydarzyć. Nie wiem czy mam być zła na siebie czy na niego.
No, ale z drugiej strony co to było. Tego nie da się opisać. Muszę
przestać o tym myśleć. To on zaczął, a nie ja więc czym się
mam martwić. Przez niego jestem teraz nerwowa. Tylko on doprowadza
mnie do takiego stanu. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy
palcami i tak powinnam je umyć. Fajnie by było powiedzieć, że
rezygnuje. Może byłoby odrobinę łatwiej to zostawić za sobą.
Rozmyślałam nad każdym możliwym scenariuszem i przerwała mi Cleo
kiedy trzasnęła drzwiami.
-Słuchaj muszę ci coś powiedzieć.-
Zaczęła od razu na wejście. Widać, że stało się coś dobrego.-
Dobra widzę, że twoja opowieść będzie ciekawsza.- Wskoczyła na
łóżko i czekała aż zacznę opowiadać.
-Nic się nie stało po prostu miałam
małą sprzeczkę nic szczególnego.- Ta mała sprzeczka dobry
wybieg.
-Yhymmm. I pewnie jesteś taka czerwona
dlatego, że się wkurzyłaś?
-Dokładnie, i proszę cie nie wymyślaj
głupi historii.
-A czy ja coś mówię.- Nie, ale ten
głupi uśmieszek mówi sam za siebie.
-Idę wziąć długą kąpiel więc nie
musisz czekać na mnie i idź spać.- jeszcze mi brakuje tego jej
nocnego wywiadu. Chciałam to jakoś wypłukać z mojej głowy
strumieniem gorącej wody i nic mi to nie dało. Stoję przed lustrem
i widzę jakąś pokrakę która sama nie wie czego chce od życia.
Co najgorsze, że to właśnie nikt inny tylko ja jestem tą pokraką.
Jakie to jest żałosne. Naciągnęłam na siebie moją ulubioną
piżamę ze SpongeBob'
em. Dziwie się, że jeszcze się w niej mieszczę.
Wgramoliłam
się do ciepłego łóżka i gapiłam się tępo w sufit. Coś ja
myślę, że to będzie ciężka noc.
-Ej
____.- Myślałam, że już dawno śpi.
-Co.
-Ale
dobry był co.- Ech nie da mi żyć.
-A
żebyś wiedziała jak.- Uśmiechnęłam się sama do siebie i
obróciłam na bok.
Z góry przepraszam za błędy, ale jakoś po szkole nie mam chęci sprawdzać czy nie zrobiłam jakiejś literówki, albo zapomniałam przecinka. Myślę, że to nie zmienia sensu zdania.