piątek, 30 maja 2014

BB- 12

Nareszcie weekend i można się wyspać :3 Jednak odwiedziła mnie wena i coś tam zaczęłam pisać i wyszedł nowy rozdzialik. Myślę, że nie zanudza was treść bo coś mało komentarzy. No, ale ja jestem dobra w czekaniu i nie będę na was krzyczeć xd












Chodziłam po całym pokoju, a to do mnie nie podobne. Wszystko przez to serce. Sama ze swoim mam problemy, a teraz i na głowie takie jedno w zamrażarce. Co ludzie kazali mi zdecydować czy mam dowieść to temu biednemu człowiekowi czy nie. A tak z innej beczki to to moja rodzinka zastępcza dzięki temu zyskałaby nowego członka gangu. Ja w ogóle nie powinnam się zastanawiać nad tym. To mój obowiązek żeby ratować kogoś kto nie jest niczemu winny. On próbuje łapać się wszystkiego tylko po to żeby uzupełniać braki. Ok zrobię to z pomocą Ji Yong' a i tym razem zabieram jaką dziewczynę. Oby się obyło bez sprzeciwów i przejmiemy go albo ją na naszą stronę. To w sumie jest przydatna informacja więc biznesmen mógł po tym umrzeć w spokoju. Nadal jednak pewnie ukrywał coś większego. Jak się okazało zażył jakąś tabletkę i się udusił. No, ale co było to było teraz tylko gra na czas. Zeszłam na dół by ich poinformować o mojej decyzji.
-Mam zamiar oddać to... serce. Nie wiem komu , ale komuś na pewno. Potrzebuje jeszcze czterech osób do pomocy. Ktoś chętny.
-Jasne, że tak. Dawno nie rozprostowałam kości.- Zgłosiła się Cleo. Zabrałam jeszcze Tea, Bom i obowiązkowo Ji bo się wepchał. Tym razem przygotowałam się jak należy i módlmy się żeby wyszło dobrze. Nie wiem skąd wytrzasnęli nam stroje lekarzy, ale przynajmniej jest zawodowo. Szpital w centrum nie ułatwia sprawy choć można by się wmieszać. Każdy gadał w kółko oprócz Kwon' a. Przyglądałam mu się kątem oka i cały czas patrzył się w dal. Pewnie nad czymś myślał. Dojechaliśmy pod szpital na czas. Wysiadłam razem zresztą. Od razu po wejściu do środka poczułam ten specyficzny zapach. Po drodze jakieś małe, chore dzieci wpatrywały się we mnie tym błagalnym wzrokiem. Mówiłam sobie żeby tylko się nie rozklejać. No komu by się nie zrobiło przykro na ich widok.
-W porządku?- Złapał mnie za rękę Ji.
-Chcę stąd już jak najszybciej wyjść.- Nigdy nie lubiłam szpitali. Poszukałam tu dyrektora. Pokazaliśmy nasze sfałszowane identyfikatory i po chwili wypełniania dokumentacji wszystko było skończone. No nie do końca wszystko, teraz muszę porozmawiać.
-Wejść tam z tobą?- Zapytała Bom.
-Nie wolę sama. Jak zacznie się drzeć to wtedy wejdź.- Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Na szczęście leżałam tam tylko jakaś dziewczyna. Kiedy weszłam usiadła i spanikowana podciągnęła kołdrę pod samą szyję. Wzięłam jej kartę do ręki. Miała dokładnie tyle lat ile ja i to na pewno ona potrzebowała tego serca. Bogu dzięki, że jeszcze dożyła tego dnia.
-Coś się stało. Moje serce jednak nie dojedzie, tak? O to chodzi?
-Twój przeszczep się odbędzie.
-Naprawdę?- Momentalnie się ucieszyła.- Ale ci lekarze którzy to przywieźli. Mogłabym z nimi porozmawiać.
-Właśnie rozmawiasz.
-Więc dotrzymam obietnicy.- Zrobiła się poważna.
-Wiem o tym. Nie masz innego wyboru. Jest tylko jedna rzecz. Teraz stoisz po naszej stronie. Powiedzmy, że tamci ludzie nie dotarli. Albo jesteś po naszej stronie albo będziesz musiała czekać dalej.
-Nie ważne po jakiej stronie. Chcę żyć.
-Czyli uważam to za zgodę.- Wstałam i przeszłam się do okna.
-I tak nie lubiłam tamtego gościa.- Odwróciłam się szybko w jej stronę.
-Rozmawiałaś z nim osobiście?- Jeśli tak to może coś wiedzieć. Najmniejsza rzecz może się nam przydać.
-No tak, ale tylko przez telefon. Ci ludzie powiedzieli, że on chce mnie poznać.- Po jaką cholerę.- Tylko się przedstawił i nic więcej.- To się okaże. Dziewczyna wydaje się być po naszej stronie, ale i tak ktoś będzie ją obserwował gdyby jednak zmieniła zdanie. Z takimi nic nigdy nie wiadomo.
-Spotkamy się jak już wyzdrowiejesz.
-Dobrze.- Chciałam już wyjść.- Dziękuje.- Usłyszałam cichy głos. Uśmiechnęłam się do niej i wyszłam To na prawdę pierwszy raz kiedy ktoś dziękuje mi za taką rzecz. Dziwne uczucie. Poszłam prosto do auta nie wzbudzając podejrzeń innych lekarzy. Wyciągnęłam telefon i napisałam wiadomość do każdego taką samą. Mamy się spotkać w aucie i ruszyć z powrotem do domu z dobrą wiadomością. Kiedy już znalazłam się w środku brakowało nam jednej osoby.
-Gdzie jest Bom?- Oby nic się nie działo. Przecież wiadomość musiała dojść.
-Była tuż za mną kiedy wychodziłyśmy z budynku.- Stwierdziła Cleo.
-Poczekamy jeszcze chwilę, a jak się nie zjawi to po nią pójdę.- Spotkałam wzrok Kwon' a który mówił mi tylko tyle, żeby tego nie robiła. Od kiedy on się tak o mnie martwi. W sumie to ja mogłam zadać sobie pytanie od kiedy ja martwię się o niego. Czekaliśmy w ciszy aż nagle zadzwoniła komuś komórka i to nie mi.

( Narracja G.D )

Wyciągnąłem telefon z kieszeni spodni. To była Bom jednak musiało się coś zdarzyć. Szybko odebrałem.
-Gdzie się podziewasz?
-On tu jest.- Wyszeptała do słuchawki. Spojrzałem na ____ wiedziałem, że jest gotowa w każdej chwili wyskoczyć z auta żeby pomóc przyjaciółce.
-Kto?
-No jej ojciec jest tu z tymi facetami.- No zajście. Właśnie teraz kiedy już mamy się stąd zmywać pojawia się największy problem.- Nie mam jak ich ominąć bo stoją w kolejce. Zobaczą mnie.- Kiedy coś w końcu uda się bez komplikacji.
-Gdzie teraz jesteś?- Podała mi szczegółowy opis miejsca w którym się znajdowała.- Ok idę p ciebie.- _____ już chciała wychodzić, ale ją powstrzymałem.
-Przecież muszę jej pomóc.
-Nawet nie wiesz gdzie jest. Chcesz jej pomóc tym, że sama się jeszcze zdemaskujesz.- Nie może tam pójść jeszcze go zobaczy i bóg wie co zrobi z nerwów. I tak już ciągle się stresuje wolę jej tego oszczędzić.
-Co z tego i tak wiem, że nie powiesz mi nic.- Za dobrze mnie zna i to czasami jest ten problem.
-Ej ____ Ji ma rację po co się tam pchasz. Pewnie to nic strasznego. On sam da sobie radę.- Jak dobrze, że oni też pomogli mi ją jakoś przekonać.
-No dobra idź.- Zgodziła się, ale nie chętnie. Wysiadłem z auta i pognałem na drugie piętro gdzie ukrywa się Bom. Jak na razie nie zauważyłem ludzi w czerni. W takich chwilach dziękuje stylistką za to, że zmieniły całkowicie mój wygląd. Wmieszałem się w grupkę lekarzy wchodzących do windy. Ta głupia muzyczka działa mi na nerwy. Po chwili drzwi się otworzyły i wyszedłem razem z tłumem. Bom ukrywa się gdzieś na schodach pożarowych. Szybko je znalazłem.
-Bom! Kobieto wyłaź stąd!- Wychyliła się.
-No nareszcie już myślałam, że się rozłączyłeś i pojechałeś beze mnie.
-Nie dramatyzuj.
-Jakiś ty nie miły. Co ona w tobie widzi.
-Kto, widzi co?- Widać, że za dużo powiedziała.
-Co? Czy ja coś mówiłam. Weź już lepiej idź.- I tak prędzej czy później się dowiem. Każdy się dowie znając życie. Cel cały czas stał w jednym miejscu i nie łatwo go ominąć.
-W coś ty się wpakowała.
-Bo to moja wina. Prymityw.- Szepnęła.
-I tak słyszałem.
-I dobrze.- Wybrała sobie świetny moment do kłótni. Cholera, że też musiało się to trafić właśnie teraz.
-Wychodzimy już.- Ruszyliśmy przez korytarz. Udawałem, że jestem czymś zajęty. Specjalnie pochyliliśmy głowy, ale ten kolo chyba zwrócił na nas uwagę. Przyśpieszyliśmy, żeby zdążyć do wyjścia choć było nadal dalej niż bliżej nas. Faceci w czerni zaczęli coś mówić. Starałem się iść jeszcze szybciej w końcu to szpital tu każdy chce wyjść jak najszybciej. Że też musieli się ruszyć z miejsca. Szli i to w naszą stronę. Z bliska na pewno nas poznają. Czy to ma być już koniec ucieczki. Byli zaledwie jakieś 2 metry od nas.
-Chyba się nam nie uda.- Szepnęła mi do ucha. Nagle rozległ się alarm.
-A może jednak.- Ludzie zaczęli wybiegać z budynku w popłochu. To jest nasza szansa ucieczki. Rzuciłem się do wyjścia porywając zdezorientowaną Bom.

( Narracja ____ )

-Co oni tam robią?
-Dzieci.- Palnął Tae Yang. Odwróciłam się i spiorunowałam go wzrokiem.
-Ty to wiesz co powiedzieć, pabo!- Cleo trzepnęła go w ramię.- Nie przejmuj się to zawodowcy. Z resztą Bom da radę.
-Tego jestem pewna.- O dziwo bardziej martwię się o tego palanta i jego naleganie żebym tu została. Nie no już dawno powinniśmy być w drodze do villi, a nie czekać na bóg wie co. Mogłabym zrobić to po swojemu nie słuchając jego i reszty.
-Wychodzę im pomóc.- Oznajmiłam.
-Ale …
-Albo zostajecie, albo idziecie ze mną, macie 2 sekundy na decyzję.
-Dobra, dobra.- Wygramolili się z wozu i dogonili mnie bo już zmierzałam do środka.
-Tak w ogóle to co ty zamierzasz zrobić.- Mam już opracowany plan.
-Małe zamieszanie.- Weszłam do środka, odszukałam kosz na śmieci. Podstawiłam go pod wentylację i wrzuciłam 2 zapałki. Tae postawiłam na czatach miał dać znać Cleo, żeby włączyła alarm. Wszystko udało się zgodnie z planem. Stara sztuczka nigdy nie zawodzi. A tym staruszkom przyda się trochę ruchu. Wymknęliśmy się z budynku i z powrotem znaleźliśmy koło auta gdzie spotkaliśmy zaginionych w akcji. Ruszyłam z parkingu nie odzywając się do niego. Mówiłam mu, że ja pójdę, ale on był święcie przekonany, że sam załatwił to o wiele lepiej. Nigdy mnie nie słucha. W radiu już mówiono o jakimś fałszywym alarmie w szpitalu. W miarę spokojnie dojechaliśmy na miejsce bo przecież towarzystwo z tyłu non stop coś do siebie szeptało.
-I jak udało się wam?
-Pewnie, że tak.- Odstawiłam szklankę nadal wściekła.
-Wszystko poszło dobrze.- Nikt tu nie będzie wspominał o wpadce.
-Bo Ji Yong ogarnął sytuację.- Mruknęłam pod nosem i ugryzłam czekoladowe ciastko.
-no to możecie iść odpocząć.- Zarządził szef. Czasami zastanawiam się którego z nich mam słuchać więc lepiej wolę w ogóle żadnego nie słuchać. Wychodząc z kuchni Yong zaczepił mnie.
-Możemy porozmawiać na osobności.- Co tym razem.
-Skoro musimy.- Poszłam za nim. Dlaczego akurat to w jego pokoju musimy rozmawiać, a nie w salonie gdzie jest więcej ludzi. Przecież nie powinno to niczego zmieniać, a jednak czułabym się trochę pewniej. I w dodatku zamknął drzwi. Popatrzyłam się na niego niepewnie. Już ta rozmowa zaczyna mi się nie podobać choć jeszcze nawet się nie zaczęła. Dobra i tak będę udawać twardą i niewzruszoną. Jednym słowem żadnych wybuchów emocji albo czegoś innego. Boże, może też powinnam przestać myśleć w ten sposób.
-O czym chcesz rozmawiać?- Zapytałam spokojnie odwrócona do niego.
-Dlaczego znów jesteś na mnie wkurzona?- A ten znowu swoje.
-Nie jestem. Po prostu ci się zdaje.- sam mnie prowokuje żebym wybuchła kiedy ja się tu staram opanować gniew. Nawet nie wyobraża sobie jakie to trudne.
-Wiem o tym, że kłamiesz. Nie odezwałaś się ani słowem odkąd wsiadłaś do auta pod szpitalem.
-A więc o to ci chodzi. No dobrze powiem to. Dobra robota. Zadowolony?
-Nie chodziło mi o to.
-Mam ci wręczyć medal żebyś poczuł się jak bohater. Bo już sama nie wiem
-Jesteś wściekła tylko dlatego, że nie pozwoliłem ci wysiąść z auta?- Jeny, ale on męczy i to w dodatku skutecznie.
-To twoje stwierdzenie. Ja nic takiego nie powiedziałam. Ale skoro zmierzamy do tego tematu to poniekąd jest to prawdą. Oszczędzilibyśmy cenne minuty.
-Bo mi nie ufasz.- A powinnam zacząć po tym jak się z nim męczyłam?
-Nie prawda.- Podniosłam głos.
-Prawda tylko nie chcesz się do tego przyznać. A może tu chodzi o coś kompletnie innego. Boisz się powiedzieć o co chodzi tak na serio. Zawsze starasz się działać na własną rękę. Ale po co skoro masz tyle przyjaciół. Chyba możesz na nich liczyć. Na mnie też. Starasz się być twarda, a w środku po prostu wymiękasz.- nie no sam mnie podpuszcza, a ja w tym momencie nie pozwolę jeździć po sobie. Powiem mu co o tym myślę bo zbiera mi się to od początku naszego spotkania.
-Ach! Jesteś cholernym gnojkiem. Co to jest, psychoanaliza. Bawisz się w psychologa, a nic nie wiesz! Masz jakieś tajemnice, a przecież trzeba było mi po prostu powiedzieć, że mój ojczym jest w środku. Nie zabiło by mnie to!! I kompletnie nie miałeś żadnego planu. Wszystko by szlak trafił! Jak mogłeś się tak wystawić do ostrzału. Czy ja zawsze muszę się o ciebie martwić!!- Wytrzeszczył na mnie te swoje gały jakby zobaczył wariatkę. Pewnie teraz na taką wyglądam. Znów się odwróciłam żeby nie widział jaka jestem na niego wściekła. A on nawet się nie odezwał. Poczułam tylko jego ręce na moich ramionach. Tak szybko odwrócił mnie w swoją stronę, że nie zdążyłam zareagować kiedy on już mnie pocałował. Próbowałam go od siebie odepchnąć, ale on był ode mnie silniejszy i tylko wzmocnił uścisk. O boże przed czym ja próbuje uciec przecież on tak świetnie całuje. Kobieto tylko się nie rozpłyń w jego ramionach. Już dawno zapomniałam jak smakują jego usta. Niekontrolowanie po prostu odwzajemniłam pocałunek tym samym pozwalając mu na wdarcie się języka do moich ust. Już nie ściskał tak kurczowo moich ramion i tak mu nigdzie nie ucieknę. Wplotłam palce w jego włosy. Nie wiem ile tak staliśmy, ale poczułam ciepło na plecach, to było jego ręka. Gładził nią moje plecy, że aż przeszedł mnie dreszcz. Ale powrócił zdrowy rozsądek i pukanie do drzwi też. W końcu oderwaliśmy się od siebie.
-Coś ty narobił.
-Jeśli chcesz mogę ci pokazać jeszcze raz.- Uśmiechnął się do mnie uwodzicielsko.
-Nie możesz.- Matko kochana co ja robię. Proszę się o powtórkę z rozrywki czy co.
-Nie podobało ci się?
-Tu nie o to chodzi. Po prostu nie powinieneś był wykorzystywać sytuacji.
-Nie stawiałaś oporów skarbie.- No tak nie stawiałam oporów, a powinnam.
-Fakt to też moja wina więc biorę na siebie część. Co nie zmienia faktu, że to nie może powtórzyć się drugi raz i w ogóle.
-Najlepsza agentka boi się zacząć od nowa.- I ma świętą rację.
-dobrze wiesz jak skończyło się to ostatnim razem. Po co mam próbować żeby drugi raz się zranić.
-Ja chciałbym zaryzykować.- Złapał mnie za rękę.
-A ja raczej już nie.- Puściłam go.
-Cholera, dzieciaki co wy tam robicie!- Krzyknął ktoś za drzwiami.
-Chyba już sobie pójdę.- otworzyłam drzwi i minęłam YG. Skierowałam się prosto do pokoju żeby nikt po drodze nie zauważył moich płonących policzków. Chciałabym cofnąć czas albo chociaż zapomnieć, ale jak przecież to stało się chwilę temu. Jeszcze czuje jego pocałunek. Który nie powinien się wydarzyć. Nie wiem czy mam być zła na siebie czy na niego. No, ale z drugiej strony co to było. Tego nie da się opisać. Muszę przestać o tym myśleć. To on zaczął, a nie ja więc czym się mam martwić. Przez niego jestem teraz nerwowa. Tylko on doprowadza mnie do takiego stanu. Usiadłam na łóżku i przeczesałam włosy palcami i tak powinnam je umyć. Fajnie by było powiedzieć, że rezygnuje. Może byłoby odrobinę łatwiej to zostawić za sobą. Rozmyślałam nad każdym możliwym scenariuszem i przerwała mi Cleo kiedy trzasnęła drzwiami.
-Słuchaj muszę ci coś powiedzieć.- Zaczęła od razu na wejście. Widać, że stało się coś dobrego.- Dobra widzę, że twoja opowieść będzie ciekawsza.- Wskoczyła na łóżko i czekała aż zacznę opowiadać.
-Nic się nie stało po prostu miałam małą sprzeczkę nic szczególnego.- Ta mała sprzeczka dobry wybieg.
-Yhymmm. I pewnie jesteś taka czerwona dlatego, że się wkurzyłaś?
-Dokładnie, i proszę cie nie wymyślaj głupi historii.
-A czy ja coś mówię.- Nie, ale ten głupi uśmieszek mówi sam za siebie.
-Idę wziąć długą kąpiel więc nie musisz czekać na mnie i idź spać.- jeszcze mi brakuje tego jej nocnego wywiadu. Chciałam to jakoś wypłukać z mojej głowy strumieniem gorącej wody i nic mi to nie dało. Stoję przed lustrem i widzę jakąś pokrakę która sama nie wie czego chce od życia. Co najgorsze, że to właśnie nikt inny tylko ja jestem tą pokraką. Jakie to jest żałosne. Naciągnęłam na siebie moją ulubioną piżamę ze SpongeBob' em. Dziwie się, że jeszcze się w niej mieszczę. Wgramoliłam się do ciepłego łóżka i gapiłam się tępo w sufit. Coś ja myślę, że to będzie ciężka noc.
-Ej ____.- Myślałam, że już dawno śpi.
-Co.
-Ale dobry był co.- Ech nie da mi żyć.
-A żebyś wiedziała jak.- Uśmiechnęłam się sama do siebie i obróciłam na bok.











Z góry przepraszam za błędy, ale jakoś po szkole nie mam chęci sprawdzać czy nie zrobiłam jakiejś literówki, albo zapomniałam przecinka. Myślę, że to nie zmienia sensu zdania.

poniedziałek, 26 maja 2014

BB- 11

Witam was ludziska! Mam dzisiaj w miarę dobry humorek więc postanowiłam się z wami podzielić moim nowym rozdziałem. Chcę dodać, że w związku z tym, że już niedługo koniec roku muszę po dopinać parę spraw. Dlatego pisanie nowych rozdziałów zajmuję mi trochę więcej czasu niż zwykle.  Myślę, że was tym nie zniechęcę. No i czy tylko ja cieszę się z takiej pogody. U mnie słońce co dzień aż chce już te wakacje.
















Siedział w tym pokoiku i próbowałam się odgadnąć z nim po dobroci, ale ten tylko pienił się i nic więcej. Jak miałam obyć się bez tortur skoro on nie chcę ze mną gadać. Jemu chyba życie niemiłe. Już użyłam wszystkich języków jakie znam, a dalej nie doszukam się co to niby jest.
-Ty tam wejdź bo jeszcze raz coś do mnie zabełkocze to mnie szlak trafi.- Na pewno zna koreański, tyle udało mi się ustalić. Przez bite 2 godziny to bardzo mało, a wręcz nic. Reszta imprezowiczów wróciła do domu. Teraz siedzą sobie w salonie zastanawiając się jak zmusić go do gadania. Postanowiłam dołączyć do ich rozmyślań. A jak już zasiadłam z nimi to nie mogłam się porządnie skupić na celu bo pewna osoba wciąż się na mnie gapiła.
-Zaniesiemy mu coś do picia?- Wypaliła Bom.
-Tak i co jeszcze.- Wtrącił się Seungri. Oświeciło mnie.
-Nie, to jest dobry pomysł.- Cywilizowani powiadacie, no to chyba już czas dobroci dla zwierząt. Poprosiłam o małą butelkę wody i wróciłam do Cleo która się z nim teraz męczyła.
-Nie przeszkadzam?
-Nie, niby w czym.
-Udało ci się coś z niego wyciągnąć?
-A żeby chociaż, masz rację on tylko coś szepcze sobie pod nosem.- Wredny paniczyk. Usiadłam naprzeciwko niego wkurzona. On wpatrywał się we mnie, a ja w niego i nawet nie myślałam żeby mrugnąć pierwsza, Bez słowa postawiłam na stolik butelkę i żeby nie było to wygrzebałam ciasteczka. Niech się cieszy życiem bo niewiele mu go zostało. Wyciągnął swoją rękę jak małe dziecko kiedy coś zobaczy i to chce. Ja byłam szybsza.
-Woda za informację.- Najpierw trzeba zasłużyć żeby coś dostać. Mama go nie uczyła tego czy jak.
Widać zastanawiał się co wybrać.
-Czy ty na serio nie chcesz wkopać swoich kumpli którzy i tak po ciebie nie przyjdą.- Niby jaką on ma z tego korzyść.
-Złożyłem obietnicę.- Matko co to jakaś sekta. ,,Tatuś'' stworzył coś nowego?
-Nie każda musi być spełniona. Szczerze to ciesz się, że trafiłeś na mnie, a nie na innych. Oni nie mieli by tyle cierpliwości co ja. - Cały czas bił się z myślami. Miałam nadzieję, że zdecyduje się kiedyś na to by coś powiedzieć.
-Piter przynależy do wielu organizacji.- Wiedziałam, ze mój przybrany ojciec to wielka szycha więc to żadna nowość dla mnie. Ale jak to ma się do tej sprawy.
-Jakich.- Zaczął mi wymieniać wszystko po kolei. Zaczynając od banków gdzie przetrzymuje swoją kasę po jakieś mafie w Ameryce. Nie wiedziałam, że tyle tego ma.- Jaki to ma związek z tą sprawą.- Oprócz tego, że ma bardo dużo sprzymierzeńców i gdyby to tak zliczyć to ich jest więcej niż nas.
-Dzisiaj o 22 przy moście zostanie przewieziony pewien towar.
-Jaki towar?- Jezu mam dość siedzenia z nim w jednym pomieszczeniu, wali tu wódką.
-Myślisz, że powiem ci wszystko tak od razu.- A no tak kompletnie zapomniałam o wodzie. Zostawiłam mu ją i wyszłam zostawiając go samego. Cały czas opesrwóją go kamery. A ja w końcu mogę odpocząć. Prawie wszyscy odpoczywali po imprezie, Cleo siedziała przed laptopem patrząc na podejrzanego, a wolnym czasie szukała informacji na temat Pitera. Poszłam zrobić sobie mocną kawę. W kuchni siedzieli Choi, Ji i Jang z moim szefem. Jean chyba robiła kolację razem z kucharzami.
-Zdecydowaliśmy, że pójdzie z tobą Ji Yong i Taeyang.
-Dobrze.- Upiłam łyk kawy, chyba trochę przeholowałam.
-Jesteś pewna, że dasz radę w końcu możemy cię przecież zastąpić.
-Nie, wszystko jest w porządku.- Myślę, że nikt inny nie powinien tego zrobić tylko ja. Tu chodzi poniekąd o mnie. W końcu zabiłam mu syna. A co najgorsze to myślę, że nawet gdybym wiedziała kim on jest dla nich i dla mnie to bym to zrobiła. Oni razem przyszykowali zemstę i teraz właśnie ją spełniają. Mi pozostaje tylko ich pokonać i przy tym nie zginąć chroniąc swoich przyjaciół bo już tylko oni mi zostali.
-Nie jest dobrze!- Do kuchni wleciała Celo. Co się stało, właśnie miałam wracać dowiedzieć się więcej na temat tego tajemniczego towaru. Pobiegłam tak jak i reszta do piwnicy. Wleciałam do środka i stanęłam w miejscu.
-On chyba nie żyje.- Oświadczył mi Ji.
-Cholera, Cleo jak do tego doszło co!- Mówiłam żeby postawić tu jakąś kompetentną osobę, a nie ufać kamerom. I teraz masz co chcesz. Trupa na podłodze.
-No bo to było chwila kiedy nagle kamery się wyłączyły i wtedy do was przybiegłam. Nie spodziewałam się, że nie będzie żyć.- Po co ja dałam mu tą wodę. Od dzisiaj nie będę już taka dobra. W ogóle mi się to nie opłaciło.
-Przecież on nic przy sobie nie miał.- Wodą się chyba nie da udusić. Przynajmniej nie miałam jak dotąd takiego beznadziejnego przypadku.
-Dowiemy się co było przyczyną.- Dorze mieć lekarza w drużynie. Ale to trochę potrwa, a ja za ten czas zdążę się przygotować na wypad z chłopakami.

* * *

Wybieraliśmy samochód i zostaliśmy przy czerni bo dla Ji każdy samochód to jego dzieci i nawet nadał im imiona. Nie żebym miała coś przeciwko, ale to trochę chore i nie  spodziewałam się tego po nim. W ciszy jechałam według wskazówek GPS' a. Oboje stwierdzili, że wolą żebym ja prowadziło bo oni będą strzelać w razie potrzeby. Dla mnie to obojętnie, ale ktoś ma tu podwyższoną samoocenę więc nie będę się wykłócać.
-Ktoś obstawia jak ich odnajdziemy?
-Wystarczy rozejrzeć się za podejrzanymi gośćmi w czerni. No i może jakaś skrzynka czy pudło.
-Dobra powtórzmy plan. Czekamy w samochodzie, jedziemy za nimi i gdzieś na pustej drodze załatwiamy gości i zgarniamy ten towar czy co tam będzie.- Powtarzamy to już po raz piąty.
-Tak zapamiętałam za pierwszym razem.- Zatrzymałam się na uboczu i wyciągnęłam lornetkę z podczerwienią. Jeśli coś się tu pokarze to tylko i wyłącznie ludzie od przewozu.
-Myślę, że Cleo się chyba nie pomyliła co do miejsca.
-Spoko Taeyang. Pilnowałem jej żeby się nie pomyliła.
-Po co ją pilnowałeś.- Nie żebym miała jakieś sprzeciwy po prostu jestem tego ciekawa. Czyżbym zaczęła o coś podejrzewać Cleo. Wystarczyło pół godziny z nimi dwoma, a ja zaczyna być zazdrosna o bóg wie co związanego z G- Dragon' em. Ech, powinnam się skupić na zadaniu i wypatrzeniu ludzi.
-Którą mamy godzinę?- Nie będę czekała wieczności.
-Za pięć ósma.- Powiedział mi Ji wytrzeszczając wzrok żeby zobaczyć godzinę na zegarku. Zestarzeję się zanim doczekam jakiegokolwiek człowieka. Nawet nie wiem czemu mi się tak śpieszy. O chyba coś zobaczyłam. Przyjrzałam się żeby być pewna na 100%.
-Zaczęło się.- Ostrzegłam. Chłopaki schowali broń i schylili się. Poszłam za ich przykładem. Znowu zaczęłam się przyglądać całej tej sytuacji. Dwaj dobrze zbudowani mężczyźni wnieśli do samochodu jakieś średniej wielkości pudło. To musi być coś delikatnego bo obchodzą się z tym jak z dzieckiem.
-Ilu ich jest?- Dopytywał się Tae.
-A bo ja wiem. Chyba razem czterech.- Możliwe, że po drodze może być ich więcej. Oby nie bo nas tyle nie ma. Mogłam jeszcze wziąć jakąś dziewczynę było by raźniej.- Dobra ruszamy za nimi. Bądźcie gotowi.- Ruszyłam w pościć. Jechałam z bezpiecznej odległości nieznaną mi drogą na jakieś pustkowie. Słuchałam radia w słuchawce i popijałam dietetyczną cole którą podał mi Ji.
-Chcesz się zamienić?
-Nie trzeba. Nie chcę ich stracić z oczu.- Jeszcze mi tego brakowało. Chyba nie skapnęli się, że za nimi jadę.
-Eee nie chcę dramatyzować, ale czy oni nie otworzyli bagażnika?- Jeśli tak to nie jest dobrze, a wręcz fatalnie.
-Co to kuźwa jest!- Zanim dostałam odpowiedź Ji chwycił moją kierownicę i przekręcił nią w bok. Zarzuciło nami, ale dzięki temu uniknęliśmy wystrzału z jakiejś cholernej bazuki. Opanowałam samochód teraz muszę ich wyprzedzić. Wcisnęłam gaz i ruszyłam przed siebie.
-Wyciągnij skrzynkę i weź z niej amunicję!- Nawet nie wyobrażają sobie jak ciężko jest prowadzić wóz i uważać żeby nie dostać w głowę kulką. Ledwo udało mi się ich wyprzedzić. Kiedy ich mijałam zobaczyłam twarz George' a i paru innych oblechów siedzących koło niego. Zdziwił się kiedy mnie zobaczył i też zdenerwował. W lusterku zerkałam na chłopaków z tyłu. Głównie to na Ji. Wymiana ognia toczyła się zawzięcie. Koleś z przeciwnego samochodu wychylił się i celował w komuś w głowę. Sytuacja była na tyle wyrównana, że jest noc i każdy kiepsko widzi. Pół biedy, że nie ma tu żadnych ludzi. Nie no nie mogę tak tylko siedzieć i prowadzić kiedy nie wiem co się dzieję z tyłu. Cały czas muszę mieć pochyloną głowę. Rzuca nami jak workiem ziemniaków.
-Tae zamień się!- Krzyknęłam.
-Teraz tak jakby nie mam czasu!
-To go znajdź i to szybko.- Znów skręciłam omijając wielką dziurę na środku drogi.
-Teraz!- Udało mi się wymienić miejscami i dołączyłam do G.D. Zobaczyłam krople potu na jego czole. Sięgnęłam po naładowany pistolet i wycelowałam w facia. Chyba go drasnęłam, ale nie jestem pewna.
-Co ty tu robisz!?- Dopiero teraz się zorientował, że ja tu jestem.
-Nie pytaj tylko celuj- Wychyliłam się ponownie. Jestem ciekawa ile ten samochód jeszcze wytrzyma. Może i jest kulo odporny, ale nie na zawsze. Kto wie ile w tym prawdy. Tym razem zarzuciło nami tak, że aż się przewróciłam na Ji. Nie ma to jak wybrać sobie dobry moment na amory.
-Sorry, to nie chcący.- Nawet w takiej sytuacji czuję się niezręcznie bo przecież przyciskam go swoim cielskiem.
-Ej do roboty, później się poobściskujecie.- Wyrwał mnie z zamyślenia Tae. Wróciłam do rzeczywistości. Kiedy nabijałam pistolet zauważyłam, że skręciliśmy w jakąś wiochę.
-Zgubiliśmy ich?- A szkoda bo dopiero się rozkręcałam.
-Na to wygląda, ale warto być ostrożnym.
-Przypominam, że i tak musimy ich znaleźć.- Czyli jednak nie wszystko stracone. Wyjechaliśmy koło jakiejś starej, już dawno zamkniętej fabryki. Stanęliśmy sprawdzić jak się ma stan auta.
-Eee nie jest najgorzej.
-Kogo ty próbujesz oszukać, co?- To nadaje się tylko do kasacji. Kto by mi naprawił takiego rzęcha. Wszędzie by mi powiedzieli, że czas najwyższy kupić nowy. Wróciłam do środka, lepiej wygląda wewnątrz.
-Chyba będziemy musieli zawrócić.- Ogłosił Ji. Po moim trupie.
-Nie ma mowy. Nie zgubie jedynego tropu jaki mamy.
-Jakbyś nie wiedziała to zgubiliśmy ten jedyny trop.
-A ja myślę, że nie do końca. Pokazałam palcem przed siebie. Do nas zbliżał się czarny samochód i to z dużą prędkością.
-COFAJ!- Krzyknęłam. Ale zanim zdążył wcisnąć wsteczny wróg walną nas. Zdążyłam zapiąć sobie pas, ale i tak to mało dało. W dodatku przywaliłam sobie głową w kokpit. Jestem wybitnie uzdolniona. Przez następny tydzień będę chodziła z wielką śliwką na czole. Zareagowaliśmy szybko i wyskoczyliśmy z auta. Z pod maski unosił się dym, ale chyba to nie wybuchnie?
-Wydaj nam dziewczynę to obejdzie się bez strzelaniny.- I co jeszcze.
-Pojebało ich.- Szepnęłam.
-Poddaj się to obejdzie się bez strzelaniny.- Odezwał się G.D. Czyli jednak nie chcą mnie wydać. To miło z ich strony. A niech by spróbowali. Ukrywanie się za samochodami które ledwo zipią nie jest najlepszym pomysłem, ale innego wyjścia nie ma. Zaciskałam w ręce pistolet w pełni naładowany. Wychyliłam czubek głowy i szybko się schowałam bo koleś celował mi w czoło. Słychać było świst nad moją głową. Mało brakowało i się wkurzyłam. Wyszłam i zaczęłam strzelać żeby jakoś dostać się do ich towaru. Przysięgam, że nie dowiozą go na miejsce, nie na mojej zmianie. Chłopaki mnie osłaniali, a ja przedzierałam się do celu. Dźgnęłam kolesia który chciał mi zapakować kulkę w serce. Już widziałam pudełko w zasięgu wzroku aż tu znikąd moje ramię przeszył straszny ból. Odwróciłam się żeby sprawdzić kto tego dokonał. Nie znałam tego mężczyzny z zarostem, ale uśmiechał się jak psychopata. Przez chwilę pomyślałam kogo oni zatrudniają. Złapałam jego rękę. Chciałam żeby puścił ten nożyk zanim wbije mi go całkowicie w ramię. Jedyne co udało mi się zrobić to upaść na plecy. Siłowanie się z takim kolosem nie miało w ogóle sensu bo to oczywiste, że dopiął swojego. Poczułam tylko ostry ból i postanowiłam walnąć go kolanem w czułe miejsce. Jęknął i odsunął się ode mnie. Jednym szybkim i zdecydowanym ruchem wyciągnęłam z ramienia zakrwawiony nóż i trafiłam nim prosto w serce napastnika. Po chwili już nie słyszałam jak oddychał. On mi zrobił kolejną bliznę, a ja mu zrobiłam stałe uszkodzenie narządów. Zgarnęłam pudło, a w sumie to wyglądało bardziej na mini lodówkę. Śmiałaby się gdyby to było piwo. Było już cicho więc wyszłam sprawdzić czy reszta nadal cała, a nie w kawałkach.
-Droga wolna.- Usłyszałam głos za placami.
-Ych nie strasz mnie.- Patrzyłam na jedno wielkie pole bitwy gdzie za chwilę porzucimy dwa samochody.- Gdzie jest Kwon?- Serce automatycznie zaczęło mi szybciej bić. Zaczęłam się rozglądać.
-Przeżyłem, a co martwisz się o mnie?- Pojawił się ten jego głupkowaty uśmieszek.
-Nie przeginaj.- Akurat dzisiaj mam zły humor bo wszystko mi się wali.- Mam nadzieję, że ktoś wziął ze sobą kasę na podwózkę.- Nie chcę mi się taki kawał zapieprzać z buta.
-No to jesteśmy zmuszeni łapać stopa.- Powiedział z niechęcią Yang.
-Byle szybko.- Mruknęłam nie zadowolona. Podczas kiedy to Taeyang próbował złapać nam jakich samochód który by nas wszystkich pomieścił ja zajęłam się zatamowaniem ramiona. Przez tą całą adrenalinę nie czułam jeszcze do końca bólu jaki przy tym towarzyszy. Siłowałam się jedną ręką przy zawiązywaniu materiału.
-Daj zrobię to za ciebie.- Ji zabrał mi z rąk mój niedoszły węzeł i sam zaczął go wiązać. Boże, czemu zapragnęłam żeby właśnie teraz zostawił ten węzeł i po prostu mnie pocałował? Nawet zrobiłam się różowa na policzkach.
-Ja mogłem pójść po to pudło.- Jeszcze zapomniał dodać, że zamiast mnie do jego by tak urządzili.
-Kobiety mają pierwszeństwo.- Uśmiechnęłam się lekko żeby nie czuł się winny tej sytuacji.- Co z twoją głową?- Krew na jego idealnej twarzy kompletnie nie pasowała. Pewnie jego fanki gdyby go tak zobaczyły już by leżały jak długie na ziemi. Wyciągnęłam z kieszeni chusteczkę i podałam mu ją.
-Zrób coś z czołem to do ciebie nie pasuje.- Zabrał to z mojej ręki, a ja zaraz po tym ulotniłam się po coś czułam, że robię się czerwona jak burak.
-Długo ci to jeszcze zajmie?- Czekam już z 10 minut.
-Staram się przecież.
-To sobie odpocznij.- Przewróciłam oczami. Namierzyłam jakąś taksówkę. Wystarczyło, że zamieniłam się i coś się znalazło. Wymachiwałam tą łapą dając znak, że tu ktoś stoi. Koleś najwidoczniej bardzo się śpieszył żeby mnie ominąć więc wyszłam na środek ulicy. Albo się zatrzyma albo to kompletna świnia i mnie przejedzie.
-Zwariowałaś kobieto!- Otworzył szybę i zaczął się na mnie drzeć. Nie zwracałam zbytnio na to uwagi po prostu zajęłam miejsce z tyłu z pudłem z jednej strony, a z drugiej z Ji. U przednio kazałam im założyć kaptury. Poniekąd to też, żeby zasłonić jego czoło. Wziął mnie pod rękę po to by zakryć porwany rękaw. Cholernie boli. Kierowca co chwilę patrzył się w lusterko jak by miała go zaraz napaść.
-Może zawieźć was do hotelu?- Odezwał się. Konkretnie to nie zrozumiałam w jakim celu niby mieliśmy tam się wybrać. Popatrzyłam na chłopaków, a ci się tylko uśmiechali. Co za zboczony koleś.
-Pan chyba się pomylił co do mnie.- Świnia niewyżyta. To, że sobie tak siedzę nie znaczy, że jestem panią do towarzystwa. Nawet nie jestem skąpo ubrana.
-Zapewne.- Powiedział to z sarkazmem, ale puściłam to mimo uszu. Bardziej korciło mnie żeby walnąć w łeb tych dwóch obok. Przez całą drogę do domu czułam na sobie wzrok kierowcy. Miałam ochotę się go najzwyczajniej pozbyć, ale postanowiłam się powstrzymać. Wcisnęłam kolesiowi piątaka i wysłałam przed siebie. Coś się tam rzucał, ale jak mu pokazałam broń to aż się za nim kurzyło. Dlaczego nie zrobiłam tego wcześniej? Wpadłam do środka gdzie wszyscy w najlepsze żarli popcorn zamiast martwić się co z nami. Trzasnęłam tym pudłem o stół prosto przed ich nosami.
-Proszę bardo. Sprawdzajcie co tam jest ja muszę się zreperować.- Poszłam do łazienki i zrobiłam tak, że nie wyglądało najgorzej. Wróciłam do przyjaciół którzy nadal nie otworzyli tej mini lodówki.- Na co czekacie?- no to raczej już nie będzie następna bomba bo bym się wkurzyła.
-Ty to zrób w końcu sama mówiłaś, że się namęczyłaś.- Jeny, to mają być agenci, a czasami ma wrażenie, że niektórzy boją się nieszkodliwych rzeczy.
-No dobra.- Zabrałam się za otworzenie wieczka. Przymknęłam jedno oko i gdy tylko odrzuciłam pokrywkę zachciało mi się rzygać.
-O mój boże!- Odwróciłam głowę żeby na to nie patrzeć. Kto normalny przewozi zamrożone serce.
-Chyba będę rzygać.- Oznajmiła CL. Nie tylko jej jednej zbierało się na wyrzucenie z siebie kolacji.
-To jest lekkie przegięcie.- Lubię kiedy coś się dzieje, ale to stanowczo za dużo i ten widok. Przecież to żyło.
-Niech ktoś to wyniesie do zamrażarki. Po prostu zabierzcie to stąd.
-Komuś na serio się nudziło.- Muszę sobie usiąść i to jakoś przeboleć. Nie mdleje na widok litrów krwi, a jak zobaczę narząd to mnie z kręcą.
-Nie wyglądasz dobrze. Jakaś taka blada się zrobiłaś.- A kto w tym pomieszczeniu nie jest blady kiedy to zobaczył.
-Cleo wszystko jest ok.- Dotarło do mnie, że właśnie przetrzymuję czyjąś szansę na życie.- Musisz się dowiedzieć kto potrzebuje serca. Na pudełku powinno pisać do jakiego szpitala trzeba odesłać.- Mam rozumieć, że ci ludzie w czerni pomagali innym, a ten nie żyjący dupek mnie zmylił. Chyba, że jest w tym wszystkim drugie dno. Trzeba sprawdzić wszystkie możliwe opcje. 












No to by było na tyle. Przeszukiwałam internety, żeby znaleźć zdjęcia takie które i wam i mi by się spodobały. Mam ich dużo więc tarczy na jakiś czas. Podzielcie się opinią  na temat moich wypocin.

środa, 21 maja 2014

BB- 10

Hejka kochani! Już dawno minęliśmy 6 tysięcy, a ja taka spóźniona ... znów. Musieliście długo na mnie czekać więc już nie przedłużam i daje wam 10 rozdzialik. Tak jak mówiłam postarałam się żeby działo się coś między głównymi bohaterami.







-Nie musisz się skradać i tak wiem, ze to ty Ji Yong.- Bardziej spodziewałam się Cleo i jej moralizatorskich tekstów. W sumie on też może być.
-Nie próbowałem się skradać.
-No właśnie widzę bo ci to coś nie wyszło.- Ta niezręczna cisza dla nas wcale nie była nie zręczna wręcz wtedy wydawała się całkiem uzasadniona.
-Jak się czuję Cleo?
-Siedzi w pokoju z Choi' em i dyskutują jakby nie mogli się w końcu mówić.- Zabawne, że ja ciągle powtarzam jej to samo.
-Jak dzieci.- Szepnęłam wzdychając.
-A jak ty się z tym czujesz?
-Ale, że z czym?
-No twoi rodzice. Przynajmniej kiedyś nimi byli.
-Ech czy to teraz jest takie ważne. I tak mało z nimi rozmawiałam. Co się dziwić zabiłeś im syna.
-Ja?
-No w sumie to my, ale wiesz muszę się jakoś pocieszyć.- Co z tego, że czyimś nieszczęściem i tak to też moje nieszczęście więc jesteśmy kwita.
-Jakoś jak sobie o tym pomyślę to nawet nie pamiętam jak wyglądał i miał na imię. Jakby nie patrzeć w świetle prawa był moim bratem.- Boże przestań się rozklejać co to ma być. Jak już to nie przed nim. Podszedł do mnie i odwrócił w swoją stronę tak żebym widziała jego twarz. Dlaczego mam takie dziwne uczucie jakbym miała zaraz upaść tylko z tą jedną świadomością, że on mnie na pewno złapie. Moje głupie myślenie mi nie pomaga zwłaszcza teraz, w tym momencie.
-Wiem, że to głupie pytanie, ale czy chcesz się teraz wypłakać?- Ta bardzo głupie pytanie-,-
-Jakoś mi się nie zbiera, ale mógłby mnie ktoś przytulić.- Dlaczego to powiedziałam?! Przynajmniej przytulił mnie bez żadnego sprzeciwu. Może troszeczkę za mocno. W tej chwili wszystkie wspomnienia zawsze powracają z powrotem. Może i to same dobre wspomnienia, kiedy leżeliśmy na łące i wpatrywaliśmy się w niebo szukając kształtów. Ale ja nadal mam też i zdrowy rozsądek i pamiętam także o tych złych wspomnieniach. Wiem tyle, że jedno się pewnie nigdy nie zmieni bo chyba oboje na to nie pozwolimy. W jego objęciach mogę i będę czuła się tak nienaturalnie bezpiecznie. I tak nie zdarza mi się być bezpieczną więc chyba coś mi się należy. W dodatku słyszę jak szybko bije mu serce. Nie chcę myśleć dlaczego właśnie się tak dzieje.
-Czy to nie jest trochę dziwne, że tak stoimy?- Mi tam nie przeszkadza bo wiem, ze to tak naprawdę dla mnie nic nie znaczy. Ciekawe czy tylko ja tak myślę?
-Nie uważam tak. Jest nawet … przyjemnie?.
-To miało być pytanie czy odpowiedź?
-W sumie to nie wiem.- W końcu oderwałam się od niego, ale tak jakoś nie chętnie. Bo nie jestem pewna co ja czuję w takich sytuacjach.
-No to … dziękuje.- Zostawiłam go tam samego. Nie chcę żeby widział jak robię się czerwona z byle powodu. Wróciłam do kuchni i zaczęłam szybko pić wodę.
-Coś się stało?- To jest dopiero głupie pytanie.
-Nie, a co?
-Hymm to trochę podejrzane, ale niech ci będzie.- Odpuściła sobie Dara. Czy tylko mi jest tak gorąco? Stąd też wychodzę bo tutaj też zadają wiele niepotrzebnych pytań. Wpakowałam się do pokoju i kompletnie zapomniałam, że oni sobie tam siedzą. Chyba im w czymś przerwałam, cholera.
-To może wrócę później.
-I tak już wychodzę. To odpoczywajcie sobie.- Ja to mam wyczucie. Zamknął za sobą drzwi i zostałyśmy same. Cleo od razu spiorunowała mnie wzrokiem.
-Sorry zapomniałam się.
-Dobra już nie ważne. Powiedz co ci się stało.
-Mi nic. I to ja cię tutaj przesłuchuję więc to ja się pytam czy doszło do czegoś czy nie?
-Przecież sama tu weszłaś w najmniej odpowiednim momencie.
-Boże czy to moja wina. Wszystko zawsze jest moją winą!- Zamknęłam się w łazience. Muszę się uspokoić i po prostu przyzwyczaić do tej nowej sytuacji. Wzięłam długi, gorący prysznic i wszystko wróciło do normy. Wyszłam do przyjaciół. Ji od razu jak mnie zobaczył uśmiechnął się więc myślę, że nie będę już więcej się z nim kłócić. W tak małym domku dużo się działo zwłaszcza, że jest nas tu wiele. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi więc ruszyłam się żeby otworzyć. Oczywiście nie podeszłam bez niczego. Nie zajrzę przez judasza jeszcze w oko mi strzeli czy coś. Jakby tu zobaczyć kto to jest i co chce?
-Pomóc ci?
-Jeny dlaczego mnie straszysz Ji. Ale przydałoby się.- Odsunęłam się od drzwi.
-Na trzy otwieram.
-Ok.
-1, 2 i ...3.- Pchnął drzwi i wyszliśmy na zewnątrz. On w jedną stronę, a w drugą stronę z nożem w pogotowiu. Ale tu nic nie było oprócz ładnie zapakowanej paczki. G.D podniósł ją za mnie. Weszliśmy z nią do salonu.
-Co to za prezent?- Sama chciałabym wiedzieć.
-Daesung odpakuj to.
-No dobra.- Zgodził się niechętnie. Wszyscy się odsunęli tylko ja przysiadłam się bliżej. Rozpakowywał to tak jakby mu się to paliło w rękach. Powoli podnosił pudełko, aż każdy wstrzymał oddech.
-Jezusie kto się tym zajmie.- Tyle się gadało o tej bombie, że się wygadali. Mamy ponad 6 minut do końca.
-Trzeba coś szybko wymyślić!- Krzyczała Bom. Cleo podała mi telefon.
-Po co mi to teraz.
-Zadzwoń do Jery' go on będzie wiedział co z tym zrobić.- No tak, że też o tym nie pomyślałam. Wybrałam szybko numer do tego wariata. Niech znajdzie ten swój telefon bo będzie miał ze mną ciężko.
-Halo?- Nareszcie ile można. Życie mi przecieka przez palce.
- Cześć Jery przypomnij mi jak się rozbraja bombę. Musisz się zmieścić w czasie już 5 minut.
-Dobra jestem gotowy.- Włączyłam głośnik usiadłam naprzeciw urządzenia i wzięłam cążki do odcinania kabelków. Starałam się skupić na swojej pracy, ale trudno było to zrobić skoro wszyscy patrzeli mi na ręce.
-Zacznij od niebieskiego.
-Ale tu są dwa niebieskie!- Kazał mi poszukać tego z narysowanym plusem. Ostrożnie go przecięłam choć ręka i tak mi się trochę trzęsła. Nigdy w życiu nie musiałam rozbrajać bomby we własnym mieszkaniu. I to napięcie nie do zniesienia. Szło mi całkiem dobrze. Chociaż czas ciągle się zmniejszał to i tak nie zwracałam na niego uwagi. Już byłam blisko skończenia, gdy nagle ktoś się rozłączył.
-Co to było?- Tylko nie ten dźwięk o którym myślę. Sengri wziął komórkę do ręki.
-Chyba się rozłączyło.- Oświadczył mi spanikowany. Do jasnej cholery jak do tego doszło. Kto to tykał!
-To zadzwoń jeszcze raz jak chcesz żyć.- Mój już obecny, znów szef wyszarpnął mu urządzenie i sam osobiście próbował się ponownie dodzwonić.
-Co za skurwysyn nie odbiera.- Cisnął telefon o podłogę. Na czole zaczęły mi się pojawiać krople potu. Co ja mam teraz zrobić. Zostały dwie minuty, teraz to już nawet nie całe dwie. Przysięgam, że porządnie skopie mu ten jego parszywy tyłek jak go dorwę. Mam niby w tym momencie zadecydować który z dwóch kabelków mam przeciąć. No to są dopiero jaja. Ja się na tym nie znam.
-Ktoś mi powie co dalej czy czekamy na wybuch.- Niech któryś z tych dyrektorków ruszy swoją mózgownicą zanim wylecimy w powietrze.
-Ludzie!!- Nie dam rady jeszcze ich ogarniać, a moja ręka wciąż ma drgawki. Staram się przypomnieć sobie chociaż jedną podobną sytuację do tej, ale nic nie przychodzi mi do głowy.
-Przetnij ten żółty.- W końcu odezwał się Jang.
-Jesteś pewny. Ty ponosisz za to odpowiedzialność, rozumiemy się?
-Nie jestem pewny. Ale co mamy do stracenia. Jak nie spróbujemy to wylecimy w powietrze, a tak może coś się uda zdziałać.- I możliwe, że przypadkowo przyśpieszymy odliczanie. Boże i tak już nie ma czasu na zastanawianiem się nad słusznością tej decyzji. Gdybym jeszcze się tak uspokoiła było by pięknie. Niespodziewanie poczułam na mojej ręce kogoś innego rękę. Nie musiałam patrzeć żeby wiedzieć do kogo należy.
-Zróbmy to razem, ok?- czuję się dziwnie … dobrze? Chyba tak to można nazwać. Pewnie to najzwyklejsza reakcja w obliczy wybuchu głowy. Czas się już prawie skończył. Zamknęłam oczy tak jak pozostali zrobili to już dawno. Wzięłam głęboki oddech i poczułam jak moje palce zaciskają się pod jego wpływem bo pewnie sama z własnej woli bym tego nie zrobiła. I się stało. No właśnie co się stało? Kompletnie nic.
-Udało się.- Wypuściłam powietrze. Przybiłam piątkę z Ji i nie wiem dlaczego, ale zaczęłam się śmiać. Tak jak ci debile w filmach. Wtedy myślałam, że to jacyś psychopaci, a teraz wiem jak to jest.
-Wiedziałam, że ci się uda i nie dasz nam tak łatwo zginąć.- Ucieszyła się Jean. W sumie to nie ja tego dokonałam tylko on mi w tym pomógł. Kiedy każdy się cieszył z uratowania życia ja musiałam jeszcze raz odetchnąć. Jak mi nie przyznają dożywotniej renty to ich też rozniosę.
-Dałaś radę.- Uśmiechnął się G.D. Jeny ten jego uśmiech. Odwróciłam głowę żebym nie musiała patrzeć.

* * *

( Po świętach )

Jak dobrze być z powrotem w domu z dala od tego całego śniegu. Bardziej wolę lato i moje kochane słońce. Obyło się bez kolejnego niepokojącego prezentu. Przyzwyczaiłam się do tego, że nie mam rodziny i jak na razie wolę jej nie szukać. Wolę załatwić sprawę z tymi nie doszłym niż zaczynać nową z przyszłymi. Podobno Cleo w końcu się z nim pocałowała. Tylko nie chce mi powiedzieć czy to prawda czy nie. Co to niby za sekret. Wystarczyłoby zwykłe tak lub nie. Co do mnie i Ji nie dzieje się nic niezwykłego oprócz tego, że jakimś cudem się dogadujemy jak nigdy.
-Idziemy się rozerwać!- Oznajmiła nam Min Ji stojąc z torbą w ręce. Ledwo przesiedziałam jeden dzień w domciu i już muszę ruszać dupę na imprezkę.
-Co tym razem?- To chore, że wściekam się za to, że przerwała mi oglądanie horrou z G- Dragon' em. Już o tym nie myślę. Odrzucam tę myśl. Wróćmy do rzeczywistości. Za tym wypadem czai się robota do wykonania wiązana z tą dwójką.
-Znaleźliśmy pewnego człowieka którego ciężko złapać. Przychodzi tylko do pewnego klubu co sobotę. Tam mamy go złapać i sprowadzić tutaj.- Świetnie wychodzimy do ludzi. Pomijam, że do tych najaranych, ale to zawsze coś.
-Jean kazała cię zawołać. Musisz coś zobaczyć.
-Czego mam się spodziewać.- Zapytałam Kwon' a.
-Eee tony ciuchów, makijaż, szarpanie za włosy, buty i cała reszta.
-O matko.- Po co to wszystko, wystarczy się nie wyróżniać, a nie robić lalkę.
-No chodź.- Złapała mnie za nadgarstek Bom i pociągnęła za sobą. On posłał mi tylko spojrzenie mówiące powodzenia w piekle. Nie wiem czy mi się to w ogóle przyda. Weszłam do środka wielkiego pokoju. Zebrało się w nim sporo osób.
-O co tu chodzi?
-To jest cały sztab ludzi którzy wyszykują cię na wypad.
-Serio czy to jakiś żart.- Na prawdę przecież tu jest z 20 osób nie liczą nas. One się cały czas do nas uśmiechają. To jest niepokojące. Nie mogłam protestować wręcz po spędzeniu na krześle pół godziny przyzwycziłam się do tego. Chyba jeszcze nigdy w życiu mnie tak nie zmieniono, dosłownie. Jak zobaczyłam się w lusterku to tak jakbym to było kompletnie inna osoba. Ubrana w najleszpę ciuchy. Zrobili mi świetny makijaż i tą jedną z nowych fryzur jakie mają gwiazdy które widzę tylko w telewizji. Szczerze to teraz mi to nie przeszkadza, niech im szczeny opadną choć raz na mój widok. Może nie wygodnie, ale zabójczo, a o to chodziło w tym wszystkim. Stałam z całą resztą czekając na samochód który podwiezie nas na miejsce. Zerkałam na Ji kątem oka i najwidoczniej on robił to samo. Tak się złożyło, że after party jakiegoś zespołu i zostali zaproszeni. Jednym słowem ja z Cleo wpychamy się tam jako dobre przyjaciółki. Ciekawe jak zareagują kiedy to jeden z ich przyjaciół nie wróci z imprezy na noc do domu, a może już nigdy nie wróci. Zobaczy się jeszcze czy się w ogóle uda. Limka się zjawiła i wpakowaliśmy się do środka. Nadal przeklinam tą panią co kazała mi włożyć tą sukienkę, no krótszej się nie dało. Dobrze, ze jest tu klima bo bym się udusiła i tak brakowało mi powietrza.
-Każdy dostał słuchawkę?- Sprawdzała nas CL.
-Tak, ale jak mamy go rozpoznać?- Mam przyskrzynić gościa, a nic o nim nie wiem.
-My osobiście go poznamy. Kiedy będziemy wiedzieć który to damy wam znać. Podobno to jakiś biznesmen.
-Więc pewnie jakiś grubas.- Wszyscy się zaśmiali jednocześnie.
-Tak to bardzo możliwe.- Zawsze mówiłam, że tacy mają za dobrze. Z biznesmenami kojarzą mi się tylko szemrane interesy, zgarnianie kasy dla siebie i korupcja. Czas drogi spędziliśmy na obgadywaniu naszych szefów. Niezła zabawa i można się wiele dowiedzieć. Zatrzymaliśmy się przed oblężonym klubem. Każdy chciał się dostać na wymarzoną imprezkę z swoim idolem, że też mi przypadł ten zaszczyt. Każdy dobrał się w pary. Ja oczywiście zostałam na samym końcu bo świat nadal uważa mnie tylko za ochroniarza który jednak jakoś wyrwał się terroryście. Po odnalezieniu gospodarzy i przywitaniu się poszłam usiąść przy barze. Zamówiłam tonik i sączyłam go po to żeby nikt nie nabrał podejrzeń. Czekałam na sygnał od kogokolwiek w sprawie tego grubasa bo zakładam, że właśnie nim jest. Ewidentnie barman starał się mnie poderwać dając mi darmowe drinki. Nie wiem po jaką cholerę skoro ich nie piłam. Może sam się zdążył nachlać i teraz udaje ważniaka. Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk nadawania wiadomości przez słuchawkę.
-Nazywa się John i masz rację ____ , jest grubasem.- No przeczuwałam to. Będzie trudniej zataszczyć go do vana.
-Gdzie on teraz jest.- Odezwał się Taeyang.
-Blisko ____. Zagadaj go.- Że niby jak.
-Co sugerujesz?- Tylko nie to o czym myślę. To jest odpychające, a według moich słów obleśne. I co, że tak przy wszystkich mam być uważana za jakąś szmatę. Boże trzymaj mnie bo sama nie wytrzymam. Ale praca to praca.
-Rozkochaj i odłóż.-Łatwo ci powiedzieć. To nie ty musisz go dotknąć. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Ale i tak ruszyłam przed siebie.

( Narracja G.D )

Usłyszałem pomysł CL i wręcz bardzo chciałem się wtrącić i nie pozwolić na to i tak naprawdę to bym to zrobił gdyby nie to, że zwyczajnie stchórzyłem i nie zdążyłem. Odnalazłem wzrokiem te dwójkę. Nie mogę tak na to patrzeć. Mój mózg podpowiada mi, że muszę jej jakoś pomóc, mieć na oku. W końcu tak raczej postępują dobrzy przyjaciele. Nie spuszczałem z nich oka. Poprosiłem o piwo w butelce i właśnie gdy byłem zajęty oni gdzieś zniknęli. Chwyciłem tą butelkę i zacząłem ich szukać. Musiałem sobie szykoprzypomnieć gdzie są tyłu tego klubu. Już nie szedłem wręcz biegłem do tylnego wyjścia. Otworzyłem drzwi tak, że prawie wyleciałyby z zawiasów. Rzglądnołem się próbując znaleźć ____. Cholera chyba jednak ich tu nie ma.
-EJ! Zabieraj te łapska!- Usłyszałem znajomy głos. Skierowałem się w stronę śmietników. Zauważyłem jak ____ siłuję się z nim, a kiedy już zdołała się go jakoś z siebie pozbyć on wyciągną z kieszeni marynarki pistolet. Postanowiłem nie czekać na jego strzał.
-Zginiesz suko. Wszystkie są takie same.- nie zdążył nic zrobić po trafiłem go akurat tym co miałem pod ręką czyli pełną butelką. Patrzyła na mnie tymi wielkimi oczami. Właśnie miałem się odezwać czy nic jej nie jest, ale nadleciała Cleo.
-Czyli się spóźniłam.
-No tak trochę. A ty co tu robisz?
-Chaerin kazała mi tu przyjść gdyby coś się działo.- Jakoś z tego wybrnąłem.
-Niech cię będzie.

( Narracja ____ )

To podejrzane, że go tu aż przywlokło, ale skoro już jest i pozbawił gościa przytomności to niech pomoże go targać do vana. W 3 osoby ledwo go doczołgaliśmy do wozu. Mógł nie wlewać w siebie tyle tego piwska przez to pewnie zrobił się o wiele cięższy. Zawiązałam mu oczy żeby nie widział naszej kryjówki. Tak na serio to jeszcze nie wiem gdzie go zabieramy z Cleo.
-Co my z nim zrobimy.- Dobre pytanie. Przynajmniej ja zawsze wiem co trzeba zrobić.
-Z tego co wiem to zawozimy do domciu. Chowamy w piwnicy, torturujemy dziada i wyciągamy potrzebne info.
-Torturujemy?
-No dobra. Skoro chcesz zabrać całą zabawę to bez tortur.
-Tak swoją drogą to wierzysz w to, że CL go do nas wysłała. Bo mnie się to wydaje podejrzane i to bardzo.
-A czy to ważne. Tak czy siak pomógł nam więc co się czepiasz.
-Czy ty właśnie go bronisz. Tak nieświadomie, ale jednak bronisz.
-Bronię jeśli nie zrobili nic złego, to chyba normalne.- Dobrze, że nie ciągniemy tej rozmowy dalej bo robiło się niebezpiecznie. Sama wiem, że właśnie zaczęłam go bronić. Wolę nie wiedzieć po co on tam przylazł, ważne, że przysłużył się sprawie, a to się liczyło. Skupiłam się na dojechaniu do celu. Z nudów rozmawiałam z Cleo, ale unikałam bliskich tematów na temat Ji Yong' a. Może i dobrze się dogadujemy, a raczej lepiej niż wcześniej, ale przecież to nie oznacza wielkiej miłości. Ostrożnie zaczęłam wierzdrzać do garażu żeby w coś nie walnąć po ciemku i nie zbudzić naszego zakładnika.
-Ok, możemy go przenieść.- Same, ale musimy dać radę. Zamykałam właśnie auto kiedy usłyszałam jęknięcie. Szybko znalazłam się koło mojej przyjaciółki.
-T.O.P co ty tu robisz?- Zapiszczała Cleo.
-Cierpię nie widać.
-Coś tu mu zrobiła.- Najpierw się całują potem się nokałtują. I nie mogę przeboleć, że nie są jeszcze razem.
-Myślałam, że to jakiś włamywacz. Na przykład ten z tej mafii więc walnęłam go.
-Prosto w nos.- Dodał Choi. Ajć to będzie zmuszony zawiesić swoje występy w tv bo będzie niezła opuchlizna. Oto jak Cleo potrafi załatwić człowiekowi karierę.
-Dobra to się pozbieraj szybko bo mamy w wozie pijaka i jak już pewnie wiesz nie jest za lekki.- Po tym jak przenieśliśmy śpiącego biznesmena do piwnicy za regałem. Znalazłam poszkodowanemu schłodzony ręcznik i chodzi z nim aż do teraz.
-Mamy czekać aż się obudzi czy jakieś inne propozycję?- Zapytała Cleo.
-Wylejmy na niego wiadro wody.- Rzuciłam propozycję. Ci popatrzeli na mnie znacząco.- No co to nie są przecież tortury, a przy okazji oszczędzi nam tego czekania..- Wzruszyli ramionami czyli wzięłam to za pozwolenie. Ruszyłam po zimną wodę. Przy tym dałam im trochę prywatności. Chyba się domyślą, że mają z niej skorzystać. Wróciłam do nich po 15 minutach bezczynnego stania pod wejściem. Stwierdziłam, że jak dotąd nic nie zrobili to pewnie nie zrobią.
-Wróciłam.
-Mam tam wejść z tobą?
-Nie, po co niby. Koleś jest przywiązany. Co najwyżej może przewrócić się razem z krzesłem i nic więcej nie obstawiam.- Weszłam do środka sali. Nadal jestem mocno zaskoczona tym, że mają salę przesłuchań z lustrem weneckim. Przynajmniej odbędzie się to normalnie chyba, że nie będzie chciał współpracować, a wtedy to już nie zależy ode mnie. Bez ogródek chlusnęłam mu wodą w twarz. Od razu się ocknął.
-Osz kurwa!- Zaczął przeklinać pod nosem, ale się uspokoił kiedy zorientował się gdzie przebywa.
-Witam wśród trzeźwych … nareszcie.




No to liczę, że uaktywni się parę osób, a nie tylko jedna jak do teraz.

czwartek, 15 maja 2014

BB- 9

Zacznę od tego, że miałam małe problemy techniczne dlatego się spóźniłam. Specjalnie dla was wstałam o 6 i właśnie dodaję kolejny rozdział. No i nie było mnie przez parę dni, a tu się dowiaduję, że nasz kochany Kris chce opuścić EXO. Co się porobiło, oby tylko nie odchodził.











To jest podejrzane, że tylko ja jem nieudane grzanki. C to ma być jakaś zemsta za wczoraj czy może coś w tym jest. Nie no tego nie da się zjeść.
-Mogę prosić o normalnego tosta. Jakoś nie podeszły mi te grzanki. Bez urazy.
-Spoko, opiekacz się zepsuł to dlatego.- No wiecie co. Podeszłam i wywaliłam go prosto do śmieci. Już do niczego się nie nadawał.
-Chciałam powiedzieć, że można go jeszcze naprawić, ale ta opcja też jest dobra.- Oznajmiła mi Bom.
-Mnie bardziej zastanawia kto dzisiaj budzi chłopaków.- Przeszła do rzeczy Min Ji.
-A co sami się nie budzą?- Za dobrze chyba mają.
-W nocy wybrali się gdzieś na jakąś ,,misję''.- Czyli do klubu.
-Na to wychodzi, że dzisiaj czas na CL.- To dlatego jadła w ciszy.
-Ta jak ja to uwielbiam, łuchu.- Powiedziała to bez entuzjazmu. Za to ja tu widzę same pozytywy.
-Masz dzisiaj szczęśliwy dzień bo ja to zrobię za ciebie.- Wyszczerzyłam się do niej.
-Cleo co ona proponuje teraz.- Tylko ona jedna wie.
-Jak to co. Brutalne budzenie decybelami.
-Dokładnie. A teraz zobaczycie jak szybko postawić ich na nogi w nie całe 5 minut.- Przeszłam się do Jean i wzięłam jedną potrzebną rzecz. Mały spryskiwacz z wodą i megafon. To będzie pięknie przedstawienie. Niczym wisienka na samym szczycie tortu.
-To my mamy megafon?- Zdziwiła się Sandara. Najwidoczniej jak trzeba to wszystko się znajdzie bez problemu.
-RUSZAĆ SIĘ! TO JEST KOD CZERWONY LUDZISKA!!!- Zaczęłam się wydzierać przez megafon. Wchodząc do każdego pokoju z osobna. A gdyby komuś się nie chciało nawet po tym ruszyć na rozbudzenie mogę z chęcią potraktować deszczykiem z zimnej wody. Tak jak mówiłam wcześniej każdy stał już całkowicie rozbudzony i gotowy do akcji.
-Co się dzieje!
-Nic to tylko fałszywy alarm. Zdaliście test. Dobra robota a teraz idźcie się ogarnąć. Ktoś musi kupić choinkę.- Poszłam razem z dziewczynami na dół powstrzymując się przed wybuchnięciem śmiechem. W końcu trafiłyśmy do kuchni i nie wytrzymałam i zaczęłam się niekontrolowanie chichrać jak wariatka.
-Dziewczyno nie wiedziałam, że do tego ci to potrzebne.- Uśmiechnęła się do mnie Jean. Później chłopaki nie odzywali się do mnie przez dobre parę godzin no, ale ktoś musiał to zrobić. Nie wiem skąd wpadłam na taki pomysł. Ledwo łapałam oddech, ale gdy wszedł do kuchni Jang wszyscy zachowywali się normalnie jak zazwyczaj.
-Dostaliśmy wiadomości. Z tego wychodzi, że raczej świąt nie spędzimy tu tylko w górach.- A jednak i tak wybiorę się w góry.
-A gdzie my się zatrzymamy. Przecież pewnie wszystko już jest tam zajęte.- Histeryzowała Bom. Cholera niech już stracę.
-Możemy pojechać do mnie.- Nagle się zainteresowali.
-Masz dom w górach?
-Jakoś tak wyszło, że mam.- No wynikiem mojej dobroci jest to, że będziemy musieli się mieścić w moim domku w górach. A choinka przecież już stoi. Taeyang wkurzył się i zaczął na nią przeklinać bo niepotrzebnie ją tu targał. Szczerze myślałam, że nie będę musiała już nigdzie się znów przenosić, a teraz jeszcze mam siedzieć w jednym z 2 autobusów, potem 12 godzin w powietrzu. Jak ja kocham powietrze. Każdy poszedł się pakować. Dobrze, że ja też mam co zapakować. Chyba będę musiała też zapakować jedną osobną walizkę na prezenty. Nawet nie zdążyłam otworzyć prezentu od prezydenta. Chwyciłam za pudełko i otworzyłam. W środku znalazłam ładny czerwony płaszcz. Źle się z tym teraz czuję, że nie kupiłam nic. Mogłam coś wygrzebać ze sterty tych nowych rzeczy, ale wtedy nie pomyślałam o tym. Od razu założyłam go na siebie i wyszłam targając walizki.

* * *

Boże co się tam działo. Ciężko było o chwilę spokoju, dopiero jak pozasypiali mogłam znów wyszukiwać wiadomości na temat George' a. wydaję się jakby był blisko i kiedy już prawie wiem gdzie coś się pojawia i muszę odrzucić tę opcję. Wiem, że bez pomocy agencji będzie o wiele trudniej, ale też wiem, że sama też coś wykombinuje chociaż może to potrwać trochę dłużej. Może prezydent miał rację, że co było to się nie odstanie i trzeba by było kiedyś zakończyć tą misję. Jeśli to przeznaczenie to każdego dopada i pewnie mnie też dopadnie. Wprowadziłam wszystkich do domu. Zdążyli już posprzątać. W sumie to dobrze, że nie odwołałam tu pobytu.
-Mam tylko 4 pokoje i jedną łazienkę więc witam w moim świecie.- Rzucili się na pokoje, a ja spokojnie zaprowadziłam Bom, Darę i Cleo do mojego pokoju bo jest odrobinę większy. Postanowiłam w ogóle się nie rozpakowywać bo gdzie niby bym to upchała. Zadzwoniłam do pobliskiego pensjonatu gdzie dobrze mnie znają i zamówiłam jeden duży stół w kawiarni na górze. Widać go z mojego okna więc przejdziemy się tam. Po drodze G.D zarobił ode mnie śnieżną kulką w łeb i tak jakoś rozpętała się mała wojna. I zamiast dojść tam suchym to jestem mokra. Otworzyłam drzwi i uderzyła mnie fala gorąca.
-O już pani jest. Wszystko już czeka, zapraszamy.- Starsza kobieta zaprowadziła nas do kawiarni. Dla mnie było jakoś za pusto.
-Tylko my tu jesteśmy?
-Wspomniała pani, że ma ze sobą ważnych gości więc pomyślałam, żeby zwolnić salę i nie robić zamieszania.
-Nie trzeba było, ale dziękuje.- Zasiedliśmy do stołu. Nie mogłam się skupić na rozmowie bo ciągle nie daje mi spokoju ta pusta sala. Od kiedy jestem takim ważnym gościem, że wszystkich się pozbyli. Rozglądam się, ale faktycznie nic tu nie ma podejrzanego. Robiło się naprawdę ciemno. Sięgnęłam do torebki po telefon sprawdzić która godzina i nagle światło zgasło.
-Co się dzieje. Korki wywaliło.- Powiedziała CL. Coś wątpię żeby to były korki. Moje oczy nie są przyzwyczajone jeszcze do tej ciemnicy i za cholerę nie widzę za dobrze. Wiedziałam, że to podejrzane. Każdy stał już na nogach. Przypomniałam sobie o mojej małej latarce i zaczęłam mieszać ręką w wewnątrz torebki. Już miałam ją w ręce gdy niespodziewanie ktoś krzyknął.
-Na ziemię!!- I po chwili ktoś szarpnął mnie za rękę, straciłam równowagę i leżałam na ziemi. Gdzieś pękła szyba, ale co z tego skoro ten zabójca czy bóg wie kto nie poddał się za pierwszym nieudanym razem. Muszę się doczołgać do stołu i go przewrócić żeby móc zasłonić nas wszystkich przed strzałami. Sama tego nie zrobię to w końcu wielki stół.
-Musisz mi pomóc.- Wskazałam na stół. Chyba reszta domyśliła się co robić i szybko osłoniliśmy się.
-Skąd oni się tu wzięli. Kto im powiedział gdzie się wybieramy.- Sądzę, że raczej nikt nie musiał im mówić takich rzeczy ami się dowiedzieli i przyjechali za nami.
-Czy teraz to takie ważne.- Przeszliśmy jakimś cudem do drzwi, a gdy byliśmy w korytarzu pędem pobiegliśmy w stronę windy którą tu przyjechaliśmy. Już ktoś na nas czekał. Mogłam się domyślić, że to ona.
-Jestem ciekawa co ci obiecali.
-Życie.- Duża rzecz.
-Masz zamiar mnie tym czymś zabić?- Próbowałam ją zagadać co na razie mi wychodzi. Kobieto zdecyduj się. Wykorzystałam jej nie uwagę i powaliłam ją jednym, zdecydowanym kopnięciem. Zatrzymała się na drzwiach windy które właśnie się otworzyły. Daesung zaciągnął ją do środka. A ja oparłam się plecami o ścianę.
-Ostatni raz tu przyjeżdżam.- Oznajmiłam.
-No co ty nie powiesz. Zdemolowaliśmy kawiarnię.- Teraz nazwałabym to miejscem niedokonanej zbrodni.
-Ubezpieczenie tego nie pokryje.- A co mnie to. Ja jestem ofiarą to ubezpieczenie mi się należy. Wsadziłam rękę do kieszeni i coś w niej było. Wyciągnęłam to małe urządzenie i przyglądnęłam się temu.
-Czy to nie jest paralizator?- A co on robi w mojej kieszeni.
-No co to prezent od samej góry.- To jest nawet zabawne, że też nie pomyślałam o noszeniu tego w kieszeni.
-Ona zaczyna się budzić.- Bez zastanowienia przyłożyłam paralizator do jej tyłka i nacisnęłam guzik.
-Wow jakiego to ma kopa.- Winda się zatrzymała. Wyjrzałam czy nikogo nie ma po drodze i ulotniliśmy się prosto do domu. Pierwsze co zrobiliśmy to zabarykadowaliśmy się i osobiście pozamykałam okna. Ogólnie to każde możliwe wyjście i wejście do środka. Jednym słowem jesteśmy tu w miarę bezpieczni i też uwięzieni.
-Jakie mamy szanse.- Zaczęła się narada. I dlaczego znowu wszyscy patrzą na mnie?
-Jedyne co możemy zrobić to czekać na jakieś wsparcie.- Odpowiedział Ji.
-Zanim ktokolwiek się tu zjawi będą musieli tylko nas posprzątać.- Naiwnie wierzy, że komuś chciałoby się tu przyjeżdżać.- Z resztą chcesz nas wszystkich pogrzebać już na samym początku.
-To co mamy robić! Siedzieć i czekać! Na co!- Po co się od razu wydziera.
-Mógłbyś na mnie nie krzyczeć!!
-Ej opanujcie się! ______ po prostu otwórz tą piwnicę zanim sami się pozabijacie.
-Właśnie do tego zmierzałam.- W takich przypadkach jak ten tylko zapasy mogą nas uratować. A takie miejsce stworzyłam w piwnicy bo gdzie niby indziej.
-Co ty tam trzymasz?- Zaraz się przekonacie. Pchnęłam drzwi i weszliśmy do wielkiego pomieszczenia. To taka mini baza dowodzenia. 4 duże komputery, można sprawdzać wiadomości i włamywać się gdziekolwiek potrzeba.
-To miejsce jest Cleo.- Wskazałam na ten kącik. Dalej przeszłam do pustej ściany. Odnalazłam wzrokiem moje zabezpieczenie. Wpisałam kombinację cyfr. Odczekałam chwilę i podstawiłam swoje oko. Krótki skan siatkówki oka i otworzyło się przejście do mojego własnego, gromadzonego przez lata magazynu.
-No nareszcie. Wiedziałem, że nie zostawisz nas z niczym.- Ucieszył się Seungri.
-Trzeba było poczekać.- Szepnęłam do tego nadgorliwca. Zawsze mu się śpieszy. Podeszłam do Cleo która klikała w klawiaturę jak robot. Też bym tak chciała umieć.
-Co wiemy, a czego nie wiemy?
-Wiemy tylko tyle, że nie ma ich w pobliżu. Prawdopodobnie są gdzieś wyżej.
-Wyżej? W sensie w górach tych na samej górze.- Czy oni poszaleli czy jak.
-Na to wygląda. To czego nie wiemy to tylko ich dokładne położenie. Mam za mały zasięg. No i jest bardzo możliwe, że ten twój George może tam być.- Kurczę mam czekać na lepszą okazję czy skorzystać z tej choć jest fatalna dla mnie. Nad czym ja się zastanawiam, idę tam.
-Wychodzę.
-Co! Teraz! Gdzie?!- Zorientował się Jang.
-No przecież na dwór. Muszę go dorwać. Przynajmniej spróbować.
-To są góry kobieto. Chcesz wyjść na pewną śmierć.- Przecież wiem, że grozi mi lawina albo śnieżyca i jest ciemno.
-Nikt cię stąd nie wypuści.- Oświadczyła mi Minji.
-I z tego co wiem to nie jesteś już agentem i nie możesz się mieszać w sprawy agencji.- W takich sytuacjach wściekam się sama na siebie za to co powiedziałam.
-No ale w końcu kto jak nie ja udostępnia wam magazyn mojej OSOBISTEJ broni.- Niech się zgodzą bo zaczynam czuć się jak dziecko.- No to mnie zmuś.- Każdy wyciągnął coś.- Yhhh dobra, ale jak mi przepadnie to będzie wasza wina.- Poszłam się czymś zająć bo nic nie robiąc czuję, że zwariuję.

* * *

Jest 5 rano i nikt nie przespał spokojnie ani minuty. Pierwszy raz zdarzyło mi się zasnąć z otwartymi oczami. Mam na głowie tyle ludzi i gdyby komuś coś się stało na mojej zmianie to... wolę o tym nie myśleć.
-Co do planu kogo wysyłamy to idzie Cleo i T.O.P- Świetny wybór, nie ma co.
-Chyba nikt tu nie myśli. Ja jej nigdzie nie puszczam.
-____ możemy na słówko.- No co znowu. Oddaliłam się z nią na bezpieczną odległość.
-No co?
-Możesz nie dramatyzować. Pomyśl trochę. Jak mam się zacząć z nim spotykać skoro nigdy nie ma takiej możliwość.
-A nie lepiej pójść na kawę czy coś.- To o wiele prostsze niż wspinaczka.
-Wiesz, że ja ze wszystkiego korzystam. No to fajnie, że się ze mną zgadzasz.- Ja jeszcze nic nie powiedziałam. Coś czuje, że i tak zostałam przegłosowana więc co się będę udzielać. Wypuściłam ją razem z nim uprzednio ostrzegłam, że ma jej pilnować i nie spuszczać z oka. No i obowiązkowo zostajemy w kontakcie gdzie ja osobiście będę nadzorować tych dwoje. Nawet fajnie jest siedzieć i patrzeć w monitor, ale też i nudno. Nie dziwię się, że Cleo maluje paznokcie w wolnym czasie. Wracając do tego co się tu wyczynia. Każdy stoi nade mną i gapi się w monitor. Po co i tak nie wiedzą o co chodzi. Na wszelki wypadek sprawdzam też pogodę i nie jest rewelacyjnie.
-Ej ____ słyszysz mnie?- No nareszcie się odezwała.
-Tak. Pogoda się pieprzy.- Poprowadziłam ich na jakieś zadupie. Zajęło mi to dobre 15 minut, a potem nagle urwał mi się zasięg.
-Co się stało?- Zapytał mój były szef.
-A co ja wróżka. Przecież to góry, a zasięg się urywa na tej wysokości.
-I co. Mamy znowu siedzieć.- A robiłeś coś innego przez ten cały czas.- Gdy wychodziła nic o tym nie wspomniała. Może zapomniała wspomnieć.- Oby to było to. Nienawidzę czekać, nic nie mogę zrobić. Sama ją tam poprowadziłam jak ta debilka. Mogłam zrobić coś i odwrócić sytuację. Czemu myślę, że to moja wina. Z resztą nie jest tam całkiem sama. Miał jej pilnować inaczej zrobię mu wykład. Zamieniłam się z Ji Jean miejscami o muszę kiedyś co zjeść. Byłam w trakcie konsumowania ryżu kiedy Jean zawołała mnie żeby podeszła na chwilę.
-Mamy jakąś wiadomość.
-Od Cleo?
-Raczej coś innego.- No wiedziałam, że coś się święci. Puściła mi nagranie. Uważnie się przyglądałam każdemu szczegółowi żeby móc określić gdzie oni są. Przed kamerą pojawił się jakiś mężczyzna w masce. Naprawdę są potrzebne te podchody? Mam wrażenie jakby to byli sami psychopaci, pewnie tak właśnie jest.
-,,Odzyskaj swoją przyjaciółkę. Już się nie mogę doczekać spotkania . Daje ci godzinę. Możesz wpaść z przyjaciółmi będzie zabawniej.- Co za świnia. Już ja tam wpadnę.
-Teraz tam idę i nikt mnie nie zatrzyma.- Przepchnęłam się i zaczęłam pakować potrzebny sprzęt. Za każdym razem wściekam się coraz bardziej. To jest najdłuższa sprawa jaką prowadzę.
-My idziemy z tobą. Podobno ma być zabawnie.- Oświadczył mi Kwon. Jestem ciekawa co Tabi wyprawia właśnie teraz. Mam nadzieje, że myśli nad planem, a nie ucieka w najlepsze. Jestem gotowa jak nigdy żeby skopać komuś tyłek. Dawno tego nie robiłam nie licząc wypadu na kolację wczoraj. Wyszliśmy na zimne powietrze, a pogoda faktycznie nam nie dopisywała. Jak na złość. Przedzierałam się przez tony śniegu i na sam początek się zmęczyłam. Cały czas szłam przodem chociaż to było męczące myśl, że Cleo jest z tym sadystom dodaje mi jakoś siły.
-Ej coś mi się zdaje, że coś tam jest za tym drzewem.- Szepnęła mi Bom. Też mi się tak zdaję. Wykonałam znak postoju. Sami ukryliśmy się za drzewami wyczekując podejrzanego osobnika. Czułam, że jest blisko więc momentalnie wysunęłam się zza drzewa i wycelowałam mu prosto w czoło.
-Jeny Choi ze chwila, a był byś bez głowy.- Stwierdziła CL. Ja natomiast przeszłam do ważniejszej sprawy.
-Co ja ci mówiłam chłopie! Miałeś ją pilnować, a teraz siedzi na foteliku u gangstera!- Już nie wspomnę, że to jakiś debil z maską na mordzie.
-Po pierwsze to nie zgubiłem jej wiem gdzie jest. Zwyczajnie szliśmy sobie i ona po protu wpadła do dziury.
-Dziury? Jakiej dziury?!
-No normalnej. Nagle wpadła prosto do środka. Pomyślałem, że sam nie dam rady więc próbowałem się z wami skontaktować, ale raczej z tym już nic nie zrobię.
-Bo to zamoczyłeś śniegiem geniuszu.- Wywaliłam to za siebie. Do niczego się nie przyda. Przynajmniej mam nowy.
-Gdzie jest ta dziura, to jedyne wejście jakie znamy.- Zarządził Seungri. Nie błądziliśmy zbytnio długo bo to dało się zauważyć. Schyliłam się żeby podejrzeć co się tam dzieje. Jakaś babka siedziała i rozmawiała przez telefon w nieznanym mi języku. Wróciłam do reszty.
-To jaki mamy plan działania. W środku jest tylko jedna osoba więc co robimy.
-Hymmm może tak napad z góry?- O to może być dobry pomysł. Przywiązaliśmy najlżejszą osobę i powoli spuszczaliśmy na dół Min Ji. Kiedy była na odpowiedniej wysokości zręcznie skręciła babce kark tylko telefon wypadł jej z ręki. Wpakowała ciało do szafki i mogliśmy zejść.
-Dlaczego w takich miejscach jest zawsze cieplej.- Chyba nie dzieli nas dużo odległość od powietrza. Nie było tu żadnej kamery więc zaczęłam powoli otwierać drzwi.
-4 kolesi, uzbrojeni.- Oceniłam sytuację. Obmyśliłam jak by tu ich zaatakować i weszłam. Zanim ktoś zdążył mnie uderzyć powaliłam go moim kopniakiem z pół obrotu. Ten tunel ciągnął się i ciągnął. Skupiłam się na odnalezieniu ostatnich drzwi jakie tu będą.
-Jesteś gotowa żeby tam wejść?
-Ani trochę.- Ja nigdy nie jestem gotowa więc co to za różnica. Wyważyłam drzwi i wpadliśmy do środka.
-Co to kuźwa jest?- Pomieszczenie jak z jakiegoś filmu. To cały czas mnie zaskakuje. Kto normalny z sali tortur robi wystawę zdjęć i po co te wszystkie krzesełka. Ludzie mają tu czekać na koniec czy jak? Wielkie drzwi których do tej pory nie zauważyłam otworzyły się same bez niczyjej pomocy. Zaraz po tym usłyszałam głos jakiejś kobiety przez jeden głośnik. Tylko ja miałam wejść do środka.
-No chyba niektórym odwala. Jak sama.- A było mówione, że będzie zabawniej, a nie bardziej nad opiekuńczo. Mogli zostać w domu.
-Po prostu zostańcie, ok.- Nie mam zamiaru jeszcze ich uspokajać. Weszłam do środka i od razu drzwi się zatrzasnęły. Chciałam mieć to z głowy i nie cackać się jak ostatnio. Święcie przekonana, że to właśnie mój poprzedni oprawca siedzi na fotelu odwrócony do ściany, wyciągnęłam broń i wycelowałam.
-Domyślam się po co przyszłaś.- To dobrze bo nie chciało mi się prowadzić z nim żadnej rozmowy.
-Fajnie to mi ją oddaj żebym potem mogła cię zabić.
-Chyba nie tak wychowałam swoją córkę.- Zamarłam. Dobrze znałam ten głos z dzieciństwa zanim się rozłączyliśmy. W końcu to zawsze ten sam głos mojej matki. A teraz słyszę ją wyraźnie i nie mogę nawet powiedzieć, że po protu mam halucynację. W ogóle skąd ona się tu wzięła. Odwróciłam się powoli i na prawdę zobaczyłam ją jak żywą stojącą przede mną.
-Co ty tu robisz?!- Znowu się pomieszałam w tym wszystkim. Nadal nie spuściłam broni.
-Czy najpierw nie wypadałoby się przywitać z rodzicami.
-Oszczędźmy sobie to.- I tak nigdy tego nie robiliśmy. Ja tego nie chciałam.
-Skoro tak to ja cię powitam w naszej kryjówce.- Waszej, że ich.. wspólnej. Teraz to z wrażenia ręka sama mi opadła. Mam rozumieć, że to jest spowodowane przez nikogo innego jak nich samych.
-To jest jakaś ukryta kamera, prawda?- Albo wręcz przeciwnie nie ma tu kamery, a prawdą jest to, że moi przyjaciele siedzą sobie w poczekalni. No ludzie to w końcu POCZEKALNIA w samym środku akcji. To nie mieści się w głowie.
-Wiedziałam, że jesteście trochę nienormalni, nawet bardzo. Ale to już jest przegięcie na całej linii.- Właśnie do mnie dotarło, że ta dwójka mająca się za moich ,, rodziców'' o mało co nie doprowadziła do mojej śmierci!! Wściekłam się. Bo nawet jeśli się nie lubimy i nie widujemy praktycznie nigdy to i tak nie myślałam, ze są do tego zdolni.
-Wiedziałam, że tylko tak cie ściągniemy. To był pomysł twojego ojca. Według niego nie przyszłabyś nas odwiedzić gdybyśmy wysłali tobie zaproszenie.- No i miał racje bo teraz to przeżywam szok po raz setny.
-Więc ściągnęliście tu Cleo bo wiedzieliście, że ja tu przyjdę za nią? Pojebało was czy jak!!
-Nie wiedzieliśmy, że nas odwiedzi. To było zwyczajne szczęście.- Szczęście??
-Masz mi ją sprowadzić tu natychmiast i ja wychodzę!!- Nie będę z nimi dłużej przebywać w jednym pomieszczeniu bo coś czuję, że rozniosę wszystko po kolei łącznie ich też.
-Pewnie, że ci ją oddamy, ale to później najpierw musimy cię o coś zapytać.
-Byle szybko.- Jakmi cudem ja się zgadzam na prowadzenie z nimi rozmowy. Oni stali się psychopatami i kto wie czy nie zechcą mnie znów po drodze uśmiercić.
-Może usiądziesz.
-Nie.
-No dobra więc przejdę do rzeczy.
-Ech, nie ważne. Powiedz jaki ty masz cel prowadzenia tej szopki.- Chcę żeby w końcu się wyjaśniło kto kogo chcę zabić i za co, no i kto jest mózgiem tego kiczowatej zabawy.
-Więc na początku ktoś kogo znasz zabrał mi pewną rzecz w sumie to osobę.
-Osobę w sensie..?
-A jak się domyślasz, co?- No tak nigdy się nie pogodzi dlatego, że nie wybrałam jego opcji z małżeństwem. I naprawdę chodzi mu między innymi o to? - Dlatego z biegiem czasu starałem się temu zapobiec chociaż było już po waszym tajemniczym ślubie.
-I co z tego? Zrobiłam to co chciałam.
-I w tym rzecz, że ja też zrobiłem to co chciałem. Teraz mogę się przyznać, że to dzięki mnie Ji Yong stał się gwiazdą.
-Poczekaj z tego co pamiętam to ktoś znalazł go w tłumie.
-Dokładnie tylko dzięki mnie ktokolwiek zechciał go znaleźć.- Wychodzi na to, że tak na prawdę to przez niego on mnie zostawił. Gdyby nie ta praca i jednocześnie szansa to prawdopodobnie nadal bylibyśmy razem.
-Jesteś cholernym dupkiem!- Dlaczego ja wciąż tu stoję?- Co ci to dało?
-Po tym namówiłem cię na tą pracę.- To akurat pamiętam dobrze.- Później się pokomplikowało bo z twoją pomocą i jego zlikwidowałaś mojego syna.
-SYNA!? To ja miałam jakiegoś brata o którym nic nie wiem!- Nie no robi się coraz ciekawiej, czego jeszcze nie wiem. W jakiej ja popapranej rodzinie żyłam?
-Nie, to bardziej on miał siostrę.- Podkreślił słowo miał bo już nie ma. Co oni mi próbują powiedzieć.
-Ojciec próbuje ci powiedzieć, że tak na prawdę to nie jesteśmy twoimi biologicznymi rodzicami.- Te słowa były moim życiowym plaskaczem w ryj. Ludzie których brałam przez swoje dotychczasowe życie nie są tym za kogo ich brałam.
-Nie pierdol! Nawet jeśli jesteście popaprani to nie może i pewnie nie jest prawdą.
-Nigdy nie czułaś, że tu nie pasujesz?- I tylko po tym niby miałam się domyślić, że nie pasuję tutaj. Żyłam w przekonaniu, że jesteśmy taką popapraną rodzinką jak nie którym się to zdarza. Widocznie wszystkie moje przekonania to jedna wielka pomyłka. Lepiej dowiedzieć się później niż wcale.
-Co to ma do rzeczy!- Nie będę tego ciągnąć chyba już za dużo się nasłuchałam.- Wychodzę!! Otwieraj te zasrane drzwi! Albo sama se je otworzę.
-Dobrze skoro już wiesz co chcesz to idź, koleżanka już na ciebie czeka.- Wypuścił mnie stąd, ale i tak nie dali mi wyjść samej. Wszyscy wstali i wgapiali się raz we mnie raz w nich. Wśród nich już stała Cleo więc dłużej nie musimy tu być.
-Koniec odwiedzin, wychodzimy.- Zabrałam ze sobą każdgo. Nikt nie odezwał się aż nie doszliśmy z powrotem do domu. Ochrona nie była już potrzebna więc nie musieliśmy gnieździć się w piwnicy. Od razu skierowałam się do pokoju, ale w sumie też długo w nim nie posiedziałam. To czego się tam dowiedziałam zbyt zaprząta mi głowę. Chyba sobie wyjdę na dwór przewietrzyć się. Fajnie straciłam cały dzień tylko po to by wiedzieć, że nie mam już rodzinki. W sumie to i tak nigdy nie czułam, żebym ich miała, ale świadomość tego jest taka... dziwna. Chyba tylko tak mogę to teraz nazwać.



Jak wspominałam to dodaję czarno- białe zdjęcia na razie szukałam tylko CL jak widać, ale za niedługo pojawią się też inni. Co do opowiadania to w następnym rozdziale spełniam życzenie napisane w komentarzu. W 10 rozdziale pojawi się trochę scenek z G.D i ____. To miłego czytania ;)