niedziela, 27 grudnia 2015

G-Dragon- Władza absolutna

 Kolejne ,, coś'' z serii nagłego przypływu weny. Ostatnio oglądałam dużo filmów no i narodził się pomysł na kolejną teorię spiskową, rozlew krwi, romans no i oczywiście  pełno broni. Czyli jednym słowem zapraszam was na kryminał.


Polecam także dobrą muzykę:   Klik 










- Wiedziałem, że jesteś niebezpieczną kobietą. Dlaczego to robisz?
-Nie odpowiadam na twoje pytania. W takiej sytuacji są one zbędne. Oboje wiemy co się zaraz stanie. Po co przedłużać to co jest nieuniknione? 
-Więc zrób to szybko bo nie zamierzam nic powiedzieć.
-Oj przestań. Myślałam, że poczekamy na twoich towarzyszy. Było by więcej zabawy.
-Cóż sądzę, że będę musiał ci starczyć, ponieważ nikt tu się nie pojawi.
-Psujesz zabawę. - Szepnęłam blisko ucha młodego mężczyzny, który obecnie siedział skrępowany na fotelu.- Więc dobrze.- Odwróciłam się. -Chciałam być miła.  Lecz skoro nie chcesz rozmawiać. - Wyciągnęłam broń zza płaszcza przystawiając mu ją do czoła. - Będę musiała zrobić wielką dziurę w twojej czaszce.
Mężczyzna nieznacznie drgnął na widok broni.- Hymn, to zadziwiające, że faceci zawsze próbują zachować powagę do końca. Ale ciało zdradza ich strach. Jednak i tak miło było spotkać.
Pociągnęła za spust stwierdzając, że straciłam tylko czas na niepotrzebnej dyskusji. Jedyne co uzyskałam to plik dokumentów. Mam nadzieję, że o to chodziło.
Schowałam dokumenty i broń na swoje miejsce po czym otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi.
-Dziewczyny jest już wasz.
W odpowiedzi kiwnęły głowami. Tyle mi wystarczyło.
Ruszyłam do windy, a kiedy znalazłam się w zatłoczonym holu posłałam lekkie skinięcie głową w stronę boją, który otwierał mi drzwi.
Czarny, lśniący bentley już na mnie czekał. Kolejny pracownik hotelu tylko zatrzasnął drzwi i ruszyłam w drogę powrotną.
To było dość nudne zadanie. Oczekiwałam czegoś więcej. Jakiejś zagadki,  przeszkody, czegokolwiek. Niestety nie tym razem.
Włączyłam zestaw głośnomówiący, wybrałam numer i wcisnęłam pedał gazu.
-Tak proszę pani? - W głośnikach rozległ się spokojny głos Ellen. Mojej osobistej służącej.
-Potrzebuję gorącej kąpieli i dobrego wina. Za dziesięć minut.
-Tak proszę pani.
Rozłączyłam się i odprężyłam. Za dwie godziny od teraz mam spotkanie. Powinnam zdążyć lub nie.
Kiedy wjeżdżam przez bramę już widzę Ellen czekającą aż wyjdę.
-Witam.- Kłania mi się po czym otwiera drzwi.
Rozglądam się po dobrze znajomym wnętrzu. Moim terenie, bezpiecznym lokum oraz drugim miejscu pracy.
Przede mną pojawia się moje najukochańsze dziecko.
-Cześć mały. Tęskniłeś za mamą, co?
W odpowiedzi słyszę to samo co zwykle. Ale w sumie czego można by oczekiwać od psa?
-Kąpiel już gotowa.- Oznajmia mi kiedy mijamy salon.
-To wszystko. A zapomniała bym. Za niecałe dwie godziny będę mieć gościa. Dopilnuj by wszedł po tych schodach na górę.
-Oczywiście.
Ellen zatrzymuje się na dole schodów, a ja wchodzę na górę. Mijam szereg drzwi prowadzących do różnych pokoi. W końcu znajduję te do łazienki.
Woda wciąż paruje, a w powietrzu unosi się zapach słodkiego jaśminu.
Zatrzaskuję drzwi i od razu podchodzę do wielkiego lustra powieszonego nad umywalką.
Ściągam wszystkie ubrania. Przez krótką chwilę patrzę na swoje odbicie i stwierdzam, że zawsze mogło być gorzej.
Budzę się gdy woda jest już prawie zimna, a głos Ellen słychać przez telekom.
-Pani gość właśnie wszedł na górę.
-Zrozumiałam.
Połączenie zostaje przerwane akurat gdy w drzwiach pojawia się on.
-Masz świetnie wyczucie.- Rzucam sarkastycznie.
-A miałem przyjść później.
Chwyta biały szlafrok i podaje mi go gdy wychodzę z wanny.
-Powinieneś był przyjść wcześniej.
-Więc masz dla mnie to o co prosiłem?
-Och, nie tak szybko.- Ścisnęłam poły szlafroka uśmiechając się lekko. - Interesy załatwiam w innym pokoju.
-Więc prowadź.
Wskazał ręką bym szła pierwsza.
Nie musiałam go zapraszać. Wystarczy, że zamknął za sobą drzwi.
Usiadłam za biurkiem, a on po drugiej stronie.
Wyciągnęłam kopertę kładąc ją na środku biurka. Chciał już po nią sięgnąć, lecz położyłam na niej swoją dłoń.
-Z pewnością jest tutaj wszystko czego chcesz. Wbrew pozorom łatwo było ją przejąć. Ale czy wiesz co to oznacza?
-Co.
-A to, że wbrew pozorom jej zawartość będzie trudniejsza do rozszyfrowania niż ci się wydaję.
-Moja droga, wiem to. Jednak nie szukam wspólników.
-Więc porozmawiajmy o czymś innym. Panie Choi Seunghyunie.
Wstałam by nalać sobie whisky.
-Poznałaś moje imię. To zadziwiające. Chyba pani nie doceniłem.
-No cóż nie Pan jeden. Może whisky?
-Nie dziękuję.
-No dobrze.- Rozsiadłam się w fotelu sącząc alkohol. - Ta koperta ma wiele wspólnego z polityką.  Facet nie chciał odbyć rozmowy chociaż grzecznie prosiłam. Dlatego poszperałam i wiem, że to grubsza sprawa. Faktycznie nie interesuje mnie co tu jest. Ale ciekawi mnie co ma Pan do premiera?
-Powiedzmy, że to stare porachunki. Nic co dotyczy pani. Jak już powiedziałem nie potrzebuje pomocy. Więc już pójdę.
Sięgnął po kopertę i wstał.
-Żegnam.
-Do widzenia.
Zamknął drzwi.
Odstawiłam szklankę z brzękiem.
Co za podstępny facet. Zero jakiegokolwiek zainteresowania. Jednak sprawa jest dość ciekawa.
Zeszłam na dół do kuchni.
-Ellen.
-Tak?
-Czy dziewczyny już wróciły?
-Jeszcze nie.
-Więc przygotuj kolację.
-Na górze?
-Tak.
                                                                     《    ☆☆☆    》
-Niczego się nie domyślił?
-Oczywiście, że nie. Twój przyjaciel okazał się być starym lisem.
-Wciąż nie powinnaś go lekceważyć.
-Och, trochę zaufania. Czy kiedykolwiek cię zawiodłam?
-Nie. Dlatego tu jesteśmy.
-Więc się napijmy.- Uniosłam kieliszek wypełniony czerwonym winem.- Twoje zdrowie. - Upiłam jeden łyk po czym odstawiłam naczynie na stół.- Nie przejmuj się nim. Dziś był dopiero początek. Dałam mu do zrozumienia, że wiem więcej niż by chciał żebym wiedziała.
Podeszłam do Kwona.- Zawsze mogę go zabić. Jak zechcesz.- Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Jeszcze przyjdzie na to czas.- Przyciągnął mnie do swojego ciała.
 Uśmiechnęłam się szeroko.
-Będę czekać.- Ostawiłam jego kieliszek tylko po to by mógł objąć mnie.
Popatrzyłam mu w oczy. Są jak czarna dziura i mogę się założyć, że jest tam mroczniej niż bym się spodziewała.
Nie wierzę w przeznaczenia, ale Ji Yong tak nazywa nasze pierwsze spotkanie. Wciąż nie zdołał mnie przekonać do tej nazwy, a co dopiero jej znaczenia. Jedynie przekonał mnie do siebie.
Oboje mamy ten sam plan i te same cele. Fascynacja przyszła sama z czasem, ale władza rządzi się swoimi prawami, trzeba je tylko ominąć, ale nie w pojedynkę.
-Chciał bym wiedzieć o czym teraz myślisz.
-O tym czy zostaniesz na noc.
-Wiesz, że nie zostaję.
-Zawsze warto zapytać.- Uśmiechnęłam się po raz kolejny, gdy Ji gładził kciukami moje policzki. Mimowolnie zamknęłam oczy i poczułam jego usta na moich. Słodki smak wina i delikatne muśnięcia językiem to coś czego chcę każda kobieta.
Ale nie ja.
Wplotłam palce w jego czarne włosy i lekko za nie pociągnęłam dając mu znać by przestał.
Tym razem to on się uśmiechnął. Spojrzałam w jego lśniące oczy i zaatakowałam jego usta wpychając język, gryząc i ssąc na zmianę.
To wszystko po to by odreagować, zabawić się i po prostu nie żałować. Nawet jeśli wiem, że nie zostanie. Trochę mnie to drażni, ale na wszystko trzeba poczekać, tak? Na niego też poczekam. Aż przyjdzie sam.
Zrzuciłam z jego ramion kurtkę, a zaraz potem koszulę.
-Na stole?
-Zaryzykuję.


                                                                      *        *        *

Oczekiwałam czegoś więcej niż pobudki o trzeciej w nocy i to przez mojego psa. Zwlokłam się z łóżka sięgając po szlafrok.
-Co  jest mały.- Pogłaskałam psa po głowie. Wydawał się jakiś niespokojny. Czyżbyśmy mieli gościa? Spodziewałam się go odrobinę później.Chociaż by o przyzwoitej porze. No cóż skoro szuka mnie to wyjdę mu na spotkanie.
Pchnęłam drzwi i wyszłam na korytarz.
Zeszłam na dół. Chciałam by włamywacz myślał, że niczego się nie spodziewam.
Skierowałam się do kuchni w celu wypicia szklanki zimnej wody.
Napełniłam naczynie, ale nawet nie dane mi było wziąć łyka, ponieważ  szklanka wyleciała mi z ręki, a ja sama zostałam przyparta do lodówki.
-Zamaskowany zabójca, co?
-Gdzie to jest.
-Po co się spieszyć?  Myślałam, że przyjdzie pan zabić mnie poduszką kiedy będę spać. Z resztą potłukł pan moją szklankę.
-Gówno mnie obchodzi twoja szklanka. Przyszedłem tylko po jedną rzecz.
-Och, wiem to. Tyle, że jej nie mam. Dziś trafiła do nowego właściciela.
-Kurwa.
Uśmiechnęłam się, a facet poleciał jak długi na podłogę.
-Świetny zamach Ellen.
-Dziękuję proszę pani.
-Przygotuj samochód i wsadź mi go do bagażnika. Dziś nie będzie mnie w domu. Wiesz co robić.
Oprawiłam szlafrok.
Musimy się pośpieszyć. Nawet jeśli Ji Yong uważa, że nie jest jeszcze na to czas. Dziś wszystko potoczyło się za szybko. To oznacza tylko jedno. Seunghyun nie dostał tego czego chciał. A ja nie mam zamiaru mu tego dać.
W pokoju znalazłam torbę, wrzuciłam do niej  kilka potrzebnych ubrań i broń po czym zbiegłam do garażu. Ellen wręczyłam mi tylko kluczyki.
-Pamiętaj by bronić mojej twierdzy.
-Oczywiście proszę pani.
Wyjechałam z garażu z piskiem opon, gdy na zegarze była trzecia dwadzieścia.
Autostrada była prawie, że pusta więc dodałam gazu i na miejscu znalazłam się w niecałe pół godziny. Brama otworzyła się przede mną. Ji Yong już mnie oczekiwał. Zaparkowałam przed wejściem po czym wysiadłam z torbą w ręku.
Przed drzwiami czekał lokaj. Rzuciłam mu torbę.
-Zaopiekuj się nią dobrze. 
N horyzoncie pojawił się Kwon.
-Witam was panowie. Pewnie was obudziłam.
-A ktoś ciebie.- Stwierdził Ji Yong patrząc na mój ubiór.
-No cóż nie było czasu na odpowiedni strój. Ale ważne jest pierwsze wrażenie. Więc może mnie przedstawisz?
-To ____, a to moi koledzy. Tae, Seungri, Daesung.
-Miło mi.
-Brakuje tylko jednego. Obecnie przebywa w nieznanym mi miejscu.
-Okej. Mam czas. Ale w sumie teraz musimy porozmawiać.
-Przecież, że tak. Poczekaj chwilę.
Zniknął, a ja wdałam się w rozmowę z pozostałą trójką. Mam nadzieję, że się dogadamy. Rozglądnęłam się po wnętrzu. Mój wzrok zatrzymał się na zdjęciach przedstawiających ich razem. 
Niemożliwe.
-A to kto?
-To właśnie Seunghyun.
-Seunghyun.- Szepnęłam sama do siebie.



I jak wrażenia. Oczywiście będzie part 2














środa, 23 grudnia 2015

Wesołych !!!

Ach, te święta tak szybko, a ja wpadłam oczywiście złożyć wam życzenia tak jak przystało co roku.  Jednocześnie cieszę się, że ostatni rozdział wzbudził w was tyle podejrzeń i domysłów. Mogę przyznać, że niektóre z nich się zgadzają...
No ale to swoją drogą.



Wspaniałych świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze,
samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku
oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej
życzy wam wasza autorka <3








niedziela, 20 grudnia 2015

BTS- 10




Witam. Dzisiaj możemy się cieszyć z dwóch rzeczy. Ponieważ już niedługo święta no i napisałam rozdział! Po dwóch miechach... no cóż jest co jest. Może w cale nie takie złe. Postaram się także zmienić play listę.Będzie bardziej świąteczna, ale nie tylko. No więc pewnie też są literówki, ale czytanie tego po raz setny... nie dziękuje. 









Staliśmy na przeciwko siebie póki winda się nie otworzyła. Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu i musiały zostać odłożone na później. A może i wcale nie zostaną wyjaśnione? Już sama nie wiem. Chyba któreś z nas musiałoby się na to zdecydować, ale to nie będę ja.
-Czy wszystko w porządku?
-Tak.- Odpowiedziałam odruchowo po czym wyszłam zanim Taehyung zechciałby mnie zatrzymać. Można by powiedzieć, że dopiero po zamknięciu drzwi od pokoju poczułam, że przywiozłam ze sobą wszystko oprócz silnej woli i rozsądku. Mogłam się domyślić, że to się nie skończy dobrze. Sam początek był już spisany na straty.
Od teraz będę mądrzejsza. Zrobię to co trzeba było zrobić już na początku.
Trzasnęłam drzwiami wychodząc z pokoju. Zmierzałam prosto do pokoju Hannah. W końcu komuś musiałam wyjaśnić dlaczego zamierzam stąd tak nagle wyjechać.
Więc zapukałam, ale nikt mi nie otworzył to sama sobie otworzyłam. Cicho stawiałam kroki. W sumie to bez powodu, ponieważ Hannah z słuchawkami na uszach wywijała tyłkiem jak szalona przed miską ryżu. Chyba zdecydowanie nie spodziewała się moich odwiedzin.
-Och, Sora. Jak dużo widziałaś?
-Wystarczająco.
-No trudno. - Wzruszyła ramionami jakby mnie czuła zażenowania.- Może sobie usiądziesz i powiesz po co przyszłaś.
-Okej.- Usiadłam na krześle myśląc czy jednak nie powiedzieć czegoś innego. No bo skąd mogę wiedzieć jak ona to zrozumie?
-Więc o co chodzi.  Nie wyglądasz za dobrze. Jakaś blada jesteś. Czy to może przez te poobijane nogi? Mówiłam żebyś szła do lekarza.
-Pójdę. -Wypaliłam nagle. Jednak do końca nie chciałam się jej zwierzać. To dobry pretekst i nawet dość prawdziwy.
-Och,  na prawdę? Oczywiście, że musisz.- Pokiwała głową zgadzając się ze mną.
-Będę jechać s powrotem do Seulu. Myślę, że już tam zostanę żeby zdążyć się wyleczyć.
-Dobrze. Powiem szefowi gdyby się pytał.
-Dziękuję.
☆☆☆
Minęły trzy dni. Mogłoby się wydawać, że  dni bez osoby Taehyunga w moim otoczeniu to prawdziwe błogosławieństwo, ale nigdy nie zapominajmy o innych członkach jego rodziny. Zwłaszcza jeśli chodzi o tych nieżywych. Bo to można nazwać piekłem na ziemi.
Nawet teraz kiedy próbuję skupić się na czymś pożytecznym jak czytanie książki to przebrnięcie przez jedną stronę jest niemożliwe. W końcu musiałam trzasnąć książką by zamilkła.
-Idź sobie.
-Gdzie niby?
-Nie wiem. Gdziekolwiek byle nie tu. Nie w moim domu. Nie w moim salonie.- Odparłam zirytowana otulając się ciaśniej kocem.
-Rozumiem, że jesteś obrażona za ten mój występek.
-O nie. Nie, nie, nie. Obrażone są dzieci w szkole, ale nie ja. Ja jestem typem osoby, która wciągnęła by cię odkurzaczem i zostawiła w szafie. Bo działasz mi na nerwy i te twoje pomysły też. W ogóle co mi odwaliło by zacząć gadać z duchami. Większość tylko krzyczy i nie rozumie gdzie są. Przecież to takie bez sensu nie móc się wyspać we własnym domu! O, popatrz tam. W kącie siedzi człowiek. I już zniknął! Czy to normalne? No nie! Bo wszystko jest do dupy!- Wykrzyczałam na jednym tchu to co mi leżało. Ten cały chory pomysł i fakt, że nic nigdy nie jest takie jak być powinno. Zwłaszcza odkąd poszłam do tej nieszczęsnej pracy. I jeszcze ten telefon w najmniej odpowiednim momencie. Znalazłam go pod poduszką, lecz za nim odebrałam posłałam Mary lodowate spojrzenie.
-Czego!- Warknęłam.
-Sora? Coś się stało?
-Bardzo dużo, ale w sumie to nie ważne. Czego chcesz?
-Skoro siedzisz w domu mogłabyś mi przywieźć fartuch. Akurat dzisiaj musiałem go zapomnieć.
-Och, no dobrze zaraz przyjadę.- Rozłączyłam się. Jeszcze tego mi brakowało.
Chciałam zamienić ostatnie słowo z Mary, ale zniknęła i dobrze. To zdecydowanie nie najlepszy moment na to by znów mówić mi co mam robić.



Zarzuciłam na ramiona bluzę i pojechałam domu by zaraz potem pojechać do szpitala. Jak zwykle miałam problem by przemóc się wejść do tego budynku. Nadal sprawiał, że nie czułam się w nim dobrze. Przez tę całą kłótnię zgodziłam się na to nie myśląc o niczym. Teraz mam za swoje. Po raz kolejny. To aż zadziwiające, że nawet gdy go nie ma to wciąż jego wina bo o tym myślę. Co za cholerna ironia.
Przekroczyłam próg i od razu skierowałam się do windy. Z pochyloną głową czekałam na znajomy dźwięk za to usłyszałam swoje imię. Zamarłam w miejscu bo miałam na prawdę złe przeczucie. Ale co tam przeczucie. Wolałam nie ryzykować odwracając się. Po prostu pobiegłam przed siebie z nadzieją, że gdzieś blisko był ten pokój zabiegowy. No i w sumie nie pomyliłam się.  Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie.
Usłyszałam za sobą tylko szybkie kroki i jakieś przekleństwo.
Kiedy byłam pewna, że zrezygnował poszłam usiąść na jednym z foteli. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Carla by tutaj przyszedł. Nie mam zamiaru się stąd ruszać. I ze względu na Tae i na duchy.
Jeszcze nigdy w życiu nie musiałam posunąć się aż tak daleko by ukrywać się jak jakiś przestępca. Do czego to doszło.
Zerknęłam na wyświetlacz. Przeczytałam wiadomość od mego przyjaciela i nieco mnie zdezorientowała. Kazał mi tu czekać i nawet się stąd nie ruszać.
W sumie nawet nie musi prosić. Ani  mi się śni ruszać tyłek. Tu nikogo nie ma więc póki tak jest będę się z tego cieszyć.
Zastanawiałam się tylko nad jedną rzeczą. Mianowicie po co on tu przyjechał. Czyżby nagle zrobiło mu się żal takiej sieroty? No cóż na moje szczęście nie będziemy musieli się przekonywać.
W końcu jednak usłyszałam otwierające się drzwi więc podeszłam, ale to nie był Carl. Przede mną stał obcy człowiek.
-Przepraszam. -Odwrócił się tak jakby się mnie przestraszył. Ogólnie facet nie wyglądał na zrelaksowanego. Zdecydowanie bardziej przestraszony niż powinien być.
Otaksował mnie wzrokiem od stóp do głów. Nie spodobało mi się to. Chciałam już coś powiedzieć i się ulotnić. Jednak drzwi znów się otworzyły, a w nich stał zdyszany Taehyung.
Zamilkłam choć nie taki miałam zamiar. Całkiem zapomniałam o nieznajomym stojącym obok.
Cofnęłam się o krok dopiero gdy drzwi się zatrzasnęły za nim, a on sam zaczął się zbliżać.
-Musimy porozmawiać.
-Nie mamy o czym. Miałeś zająć się sobą i Monick.
-Myślisz, że nie próbowałem.
-Widocznie za mało się starałeś.
Taehyung zacisnął szczękę. Nie miałam zamiaru przestraszyć się takim zachowaniem. Chciałam mu odpyskować. W końcu jestem starsza.
-Dość tego!
Ktoś krzyknął, ale to nie było żadne z nas. Oboje spojrzeliśmy na nieznajomego, o którym zapomniałam.
-Jest pani lekarzem, tak?
-Co?- Wskazał wzrokiem na fartuch, który ciągle trzymałam.- A to. W umie jestem, ale. ..
-Człowieku co to ma do rzeczy. -Wtrącił się zirytowany Tae.
Wtedy oboje przekonaliśmy się co to miało do rzeczy. Ponieważ gdy zobaczyłam co ten facet trzyma w swej trzęsącej się dłoni zamarłam z przerażenia.
-A teraz mnie pani posłucha. - Rzekł całkiem jak psychopata. Przeraziłam się na tyle by stracić świadomość racjonalnego myślenia.- Chcę żyć, ale ten cholerny szpital nie ma dla mnie czasu. A jak widzę ty masz go dość dużo.
-Ja nie...- Wyjąkałam tylko te dwa słowa. Wciąż nie mogłam przestać patrzeć na pistolet.
Jeśli wstrzeli w moją stronę to czy stanę nad swoim ciałem już jako duch?  Nieświadomie moje dłonie zaczęły się trząść.
-Proszę się skupić. Inaczej ten pan także będzie musiał w tym uczestniczyć.
Spojrzałam na niego. On musi przeżyć spotkanie z tym szaleńcem. Nawet jeśli to przeżyje to nie przeżyje tego kiedy jego duch będzie mnie prześladował. To by było okropne. Nie chcę o tym myśleć.
-Czego pan chcę?
-Och, to bardzo proste. Chcę żyć.- Uzbrojony facet podszedł i usiadł na fotelu po czym odsłonił swoją krwawiącą ranę. Nie wyglądało to za dobrze.- A teraz niech zabierze się pani do roboty. To cholernie boli.- Wycelował znów we mnie.
-Nie zrobię tego sama. Tylko pogorszę sytuację. Potrzebuje pan specjalnego zabiegu. A tutaj nie...
-Liczę na pani zdolność. Gorzej już być nie może chyba, że dla was.
Popatrzyłam na Tae. Wydawał się być zdenerwowany, ale bardziej zły. Nie wiedziałam czy na mnie czy na niego.
-Jeśli opuść pan tą broń. Na pewno się panem zajmą.
-Pieprzenie. Zaczynaj.
-Nie ma tu znieczulenia.
-Nie trzeba. Znoszę wszystko.
-Ale nadal...
-Powiedziałem zaczynaj! Mam twojego kolegę na muszce. Niech ci pomoże.
Taehyung pojawił się koło mnie.
Musiałam zacząć by móc żyć.
Założyłam rękawice na co te posłał mi niezrozumiałe spojrzenie.
-Nie możesz tego zrobić.  Nie jesteś lekarzem. - Szepnął mi do ucha.
-Jestem lekarzem z zawodu.
-Co?
-Podaj mi skalpel. - Wyciągnęłam rękę.
Przez sekundę Tae zastanawiał się czy powinien mi zaufać kiedy ja sama nie ufałam sobie. Jednak postanowił pomóc mi i sobie.



☆☆☆



Przez następne dziesięć minut myślałam co chwilę, że  zaraz tym wszystkim rzucę.  Ręce mi się trzęsły w obawie o nasze życie i o to, że  przez przypadek uszkodzę jakieś naczynie krwionośne i nie będę w stanie tego naprawić. Co gorsza za każdym razem słyszałam tego szaleńca i jego jęki. Wolałam nie myśleć jak bardzo to musi boleć.  Pot lał mi się z czoła. Ciągle ktoś stukał w drzwi, a  żadne z nas nie mogło się odezwać bo groziła nam kulka w łeb. Myślałam, że gorzej być nie może, ale jednak mogło.
Przez to całe zamieszanie wszyscy ludzie już wiedzieli co się tu dzieje.
Ci zmarli także. Zachowywali się tak jakby nie widzieli, że  teraz potrzebuje ciszy w głowie, a nie pełno szeptów.
Po prostu musiałam przerwać.  Przestałam.
Starłam pojedyncze łzy z twarzy. To za dużo. Gdyby nie fakt, że  obok stał Taehyung nie była bym w stanie zrobić czegokolwiek.
-Dlaczego przestałaś!- Krzyknął na mnie aż wzdrygnęłam się. Dłonie na prawdę mi się trzęsły. Miałam ochotę porządnie się wyrzygać.
-Sora.- Usłyszałam spokojny głos Tae. Spojrzałam na niego błagalnie. Wiedziałam,  że muszę. Zmusiłam się do tego i stało się to czego się tak obawiałam.
Krew trysnęła mi prosto w twarz. Chwyciłam za bandaż by to jak najszybciej zatamować.
-Uszkodziłam naczynie. Mówiłam, że  się  nie uda.- Powiedziałam złamanym głosem ciągle przyciskając ranę razem z Taehyungiem.
-Napraw to! Przecież było blisko! Co tak stoisz!
-Nie potrafię. - Szepnęłam.
-Jesteś lekarzem do cholery!
-Nie wydzieraj się. Już zrobiła co mogła. Po prostu się poddaj i nas wypuść.
-W życiu! - Odsunęliśmy się od niego. Przynajmniej Tae mi pomógł, ponieważ ja już nie panowałam nad swoim stresem i strachem. Chciałam już stąd wyjść. W dodatku te głosy stały się nie do zniesienia .
-Za głośno. - Szepnęłam i uklękłam koło blatu.
-Wypuść nas. Ona nie jest w stanie ci pomóc. Nie widzisz, że  nie da rady.
-Chcę stąd wyjść żywy. Jeśli ona nie jest w stanie mi pomóc to nikt już stąd nie wyjdzie.
Zamknęłam oczy gdy padł strzał. Nie panowałam nad łzami. Czułam tylko, że Taehyung jest koło mnie, ponieważ obejmuje moje skulone ciało.
Cała reszta potoczyła się bardzo szybko.  Drzwi w końcu się otworzyły, a przez nie wpadli policjanci. Nareszcie mogłam wyjść z tego piekła.
Pełno ludzi tłoczyło się koło nas. Ale dopiero gdy usiadłam odetchnęłam. I zrozumiałam, że  ktoś coś do mnie mówi. Przede mną stał spanikowany  Carl.
Obejrzałam się, ale nigdzie nie było jego. Tak szybko zdążył zniknąć.
-Sora? Sora!- Poczułam ręce na ramionach i spojrzałam w zaszklone oczy mojego przyjaciela.
Na prawdę ucieszyłam się, że go widzę. Rzuciłam się w jego ramiona na co mocno mnie przytulił. Dobrze było go zobaczyć.
-Boże jak dobrze, że nic ci się nie stało. Przepraszam mogłem pospieszyć się bardziej. Już dobrze. Jest bezpiecznie.
-Nigdy w życiu nie karz mi tu więcej przychodzić.  Oni są wszędzie.
Jeszcze długo po tym stałam przytulona do Carla. Na koniec wylądowałam w jego domu. Zdecydowanie nie było mowy o tym bym została u siebie. Chyba bym zwariowała.



☆☆☆



Cholerny telefon dzwonił co chwilę. Dobrze wiedziałam, że nie da mi spokoju więc wyłączyłam go. Niestety obecnie już słyszałam z dołu te dobijanie się do drzwi.
Przekopałam się przez stos pościeli i koców i zatrzasnęłam za sobą drzwi do łazienki. Prawie, że byłam bliska spotkania z Carlem.
-Wyłaź stamtąd.
-Nie chcę. Pozbądź się go.- Nie spotkam się z nim. Nie teraz i w ogóle nigdy. Podziękuje mu tym, że nie będziemy rozmawiać. Już wczoraj przeżyłam coś na kształt zawału.
-Sora, kochanie. Wiesz, że gdybym mógł to bym się go pozbył. Ale ten facet posiada lepszą kondycję niż my oboje.
-Pieprzenie. W cale się  nie starałeś.
-On  chce tylko cię zobaczyć. Powiedziałem mu, że śpisz.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam skrzywioną minę Carla.
-Nie teraz. Później będziesz narzekał na moją twarz. A skoro on chce mnie tylko zobaczyć udam, że śpię i po kłopocie. Chyba nie zechce mnie budzić?
-Oby nie. To idę. -Popchnął mnie w stronę łóżka, a sam wyszedł.
S powrotem zakopałam się pod kołdrą akurat wtedy gdy drzwi powoli się otworzyły. Zacisnęłam oczy byle by nie podkusiło mnie by je otworzyć.
-Widzisz? Mówiłem, że śpi. Wciąż odpoczywa po wczorajszym incydencie.
-Okej.  Mógłbyś mnie na chwilę z nią zostawić? - Co?! Czy on zwariował do reszty. Nie może go tu zostawić. Wtedy to już na pewno będzie słyszał jak szybko bije mi serce. Na prawdę nie mam ochoty na pogawędki.
-Przecież nic jej nie zrobię.
- No dobrze. Ale tylko chwila.
Zabije drania. Przysięgam, że dzieci to on się nie doczeka w takim tempie.
No cóż nie pozostaje mi nic innego jak uruchomić wszystkie pokłady mojej gry aktorskiej. Jednak w cale się nie uspokoiłam kiedy usiadł na krawędzi łóżka. Obawiałam się najgorszego scenariusza.
-Może i śpisz, a może nie. Z resztą to nie ważne. I tak kiedyś będziemy musieli porozmawiać.
Zanim poszedł odgarnął mi kosmyk włosów. Nieświadomie wstrzymałam oddech.
Odetchnęłam dopiero gdy drzwi się zatrzasnęły.
-Wariuje. - Szepnęłam sama do siebie nie oczekując odpowiedzi. Ale ją dostałam.
-To nie było fair.
-No nie. Skąd się tu wzięłaś?- Zdecydowanie nie potrzebowałam mądrość od jego siostry. Czy to nie oczywiste, że zawsze będzie stała po jego stronie? W sumie i tak już to robi. A nieoficjalnie się na nią obraziłam.
Chociaż nie.
Czy warto obrażać się na kogoś kto nie żyje?
-Och, myślałam, że takie rzeczy wiesz.
-Nie wiem.- Burknęłam i zeszłam z łóżka.
-No cóż. Kiedy kobieta i mężczyzna...
Nie dałam jej dokończyć. Poduszka, którą miałam chwilę temu w ręce przeleciała na drugi koniec pokoju.
Cholerne duchy!
-Nie o to mi chodziło.
-Zapewne. Jednak mogłaś nie tchórzyć.
-Nie muszę ci się  tłumaczyć. Będę kim chcę. Obecnie jestem tchórzem, okej? Jutro może zostanę klaunem  albo chociażby kolanem.
-On chciał ci tylko powiedzieć, że przeprasza.
-Och, na prawdę? Powinnam za nim pobiec? Może jeszcze zdążę mu powiedzieć, że widzę duchy.
-Sora...
-O nie. Jeszcze nie zwariowałam.- Powiedziałam wściekła. Jakim prawem znów ktoś musi psuć mi dzień. W dodatku wolny.- Przecież nie czytasz w myślach. Chyba, że. .
Nie wiedzieć czemu zakryłam sobie uszy.
-Myślisz, że czytam w myślach przez czyjeś uszy?
Boże co ja robię?  Oczywiście, że nie.
Przywołałam się do porządku. Co się dzisiaj ze mną dzieję?
-Idę się ubrać. Chyba nie będziesz mnie podglądać, co?
Niestety nie dostałam odpowiedzi,  ponieważ Mary zniknęła. W końcu mogłam odetchnąć. Ale nie do końca. W łazience pojawił się nieznajomy. Co do...
-Wynocha mi stąd! !



☆☆☆



Kolejny telefon. Tym razem była to osoba, która nie działa mi tak na nerwy jak reszta ludzkości. Na wyświetlaczu pojawiło się znane nazwisko. Odebrałam z nieudawaną radością.
-Co teraz robisz?- Usłyszałam zaraz po odebraniu. Tak bez żadnego cześć?
-Siedzę w domu.- Chociaż może powinnam powiedzieć, że ostro gdzieś baluję. Ale po co kłamać?
-To świetnie. Spotkaj się ze mną. Teraz.
-Teraz?
-Hym. Czekam pod twoim domem.- Poważnie? Tylko tyle i zaraz się rozłączył.
Zerwałam się z kanapy by wyjrzeć przez okno. Faktycznie samochód Namjoona stał na podjeździe. Czy on także zdążył już dowiedzieć się o tym historycznym zdarzeniu? No cóż wystarczy, że zapewnię go iż nic mi nie jest. Może wtedy z mojej głowy wyparuje ta dziwna myśl, że przyjechał po coś innego.
Zbiegłam po schodkach.
-Nie wiedziałam, że przyjdziesz. Zostały wam jeszcze cztery dni.
-W sumie tak, ale to stało się nudne więc pomyślałem, że cię odwiedzę po tym jak sam zmusiłem cię żebyś tam ze mną pojechała. Nagle wróciłaś nic nie mówiąc.
-Och, no tak. Miałam coś do załatwienia. Przepraszam.- Przepraszam także za to, że cię okłamuję.
-Już nie ważne.
-Więc o co chodzi?
-Muszę ci coś powiedzieć. Jednak nie tutaj. Pojedźmy gdzieś.
-Um, no dobrze.- Wsiadłam do samochodu czując, że trzeba było użyć jakiejś dobrej wymówki. To aż zadziwiające, że mam tyle długów do spłacenia akurat u tego człowieka. Nigdy mi się to nie zdarzało. Może dlatego, że nie przebywałam z ludźmi przez tak długi czas? No cóż zostawiłam te przemyślenia na później, a zajęłam się rzeczywistością, ponieważ zaparkowaliśmy. Przed sobą widziałam rzekę Han.
-Chyba nie zamierzasz mnie utopić?
-Oczywiście, że nie. To mija się z moim celem. Chodźmy.- Uśmiechnął się więc poszłam nad brzeg. W nocy także było tu naprawdę ładnie. Wciąż nie rozumiałam dlaczego stoimy i milczymy. Spojrzałam na Nama.
-Co takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, że przyjechaliśmy aż tu?
-Sora? Lubisz go?
-Kogo?
-Taehyunga.
-Oczywiście, że nie.- Zaprzeczyłam szybko modląc się by odpuścił sobie drażliwy temat. W ogóle dlaczego mnie o to pyta? Czyżby coś sam wywnioskował? Z resztą nie powinnam się martwić. To nie ma znaczenia, ponieważ ja się tego pozbywam. Zwykłego zauroczenia.- On nie jest w moim typie.- Odpowiedziałam tym razem nieco pewniej.
-A ja jestem?
-Hym. Pewnie bardziej niż on. Ale dlaczego pytasz mnie o takie rzeczy?
-Ponieważ chcę żebyś została moją dziewczyną.- Spojrzał na mnie, a ja się zawiesiłam.
-Mnie? Znaczy co? Dlaczego?- Palnęłam bez zastanowienia.
-Posłuchaj mnie. Nie karze ci się we mnie zakochiwać od razu. Mówię tylko byśmy spróbowali. Żebyś spróbowała mnie polubić. Ja już zacząłem.- O kurcze.
-Dobrze. Zgadzam się.



niedziela, 13 grudnia 2015

G-Dragon - Ryzyko cz. 2


 Jej, to się stało. Dokończyłam choć mówiłam, że nie dokończę xd
No cóż tak to już ze mną jest :p  Zobaczyłam wasze komentarze i pomyślałam, że jednak tak być nie może. 
Ślę do was wielkie serducho i podziękowania. Na prawdę kocham was chociaż się nie znamy <333












Po raz setny przejrzałam się w odbiciu czystego blatu. Tak na prawdę robiłam to całkiem nieświadomie, gdy ścierałam go. Możliwe, że działo się tak ponieważ w mojej głowie odbywała się burza myśli związana tylko z jedną osobą. Próbowałam czytać książkę, którą wypożyczyłam, ale nawet nie byłam w stanie przewrócić na następną stronę od pół godziny. W końcu zaczęło mnie to irytować. Ciągłe wracanie do ostatniego wieczora nie było najlepszym pomysłem.
Nie dość, że nic sobie nie uzgodniliśmy to pozwoliłam by wymknął mi się z samego rana. Powinnam była go powstrzymać, ale zdecydowanie wtedy myślałam, że to nie najlepszy pomysł. Najzwyczajniej nie chciałam kazać mu odpowiadać. A to dziwne bo zazwyczaj nie myślę tylko robię tak jak chcę.
Westchnęłam już znudzona tą całą sytuacją.
Postanowiłam wyjść na korytarze. Nie musiałam martwić się o to, że ktoś się mnie przyczepi. Dziś miał się tu odbyć czyjś ślub więc nikt nie przejmował się mną. Z racji tego, że lubiłam patrzeć na ludzi tym razem patrzyłam na tych wszystkich gości,  którzy przemierzali korytarz w te i s powrotem.
W sumie nic ciekawego, a jednak całkiem przydatnego. To na prawdę podejrzane, że właśnie na parkingu zaparkował dość znajomy samochód. Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam paczkę papierosów zmierzając do wyjścia. Nie mogłam nic poradzić na moje przypuszczenia. Mogły się okazać prawdą lub zwykłym przewrażliwieniem. To możliwe, przecież tylko z nim spędziłam zamiast jednej nocy, dwa lata.
Więc by nie wyglądać podejrzanie lub co gorsza jak napalona fanka zapaliłam jednego po czym zaciągnęłam się wypuszczając na zimne powietrze kłąb dymu.
Gdy drzwi się otworzyły zmrużyłam oczy jeszcze bardziej.
Wysiadł mężczyzna. Nie był to Jiyong. A jego kolega z zespołu. Co i tak oznaczało, że to jego samochód.  Wolałam myśleć, że w tym momencie po prostu go pożyczył niż, że gdzieś się ukrywa. Tylko dlatego, że nie chce rozmawiać.
Rzuciłam połowę papierosa na ziemię i weszłam s powrotem. W końcu zostało mi tylko piętnaście minut pracy.
☆☆☆

Kiedy zamykałam drzwi zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam. A jednocześnie ta wiadomość olśniła mnie na tyle by coś sobie postanowić.
Ale wracając do rzeczy.
Właśnie przekręcałam klucz gdy usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Zaraz po tym wyłoniła się dziewczyna w bieli, a za nią orszak złożony z rodziców, którzy ciągle próbowali wytrzeć  jej łzy tak by nie  wytrzeć  makijażu. Moją pierwszą myślą było to iż to może być dość ciekawe widowisko dlatego też przystanęłam pod pretekstem szukania czegoś ważnego w torebce jednocześnie przysłuchując się rozmowie.
-Kochanie nie płacz.- Zaczęła żylasta mamusia.
-Tobie się to nie zdarzyło!- Krzyknęła panna młoda na powrót zalewając się łzami.
-No cóż na pewno musiało coś go zatrzymać.
-Tak myślisz?
-Oczywiście. O, popatrz Seunghyun zaraz to potwierdzi.- Na to imię od razu podniosłam wzrok.
Faktycznie oni mówili o tej samej osobie o której myślałam. Teraz nawet przysłuchiwałam się uważniej.
-I co? Odebrał?
-Nie. Za to napisał sms-a.- Spojrzałam na komórkę w jego dłoniach, która zaraz została mu wyrwana. Panna młoda z coraz większym przerażeniem wytrzeszczała oczy. Na koniec znów się rozpłakała. No cóż dobrze wiem co to oznacza. Jej przyszły mąż tak na prawdę nie chciał być przyszłym mężem. Nawet mi jej szkoda.
Westchnęłam i ominęłam pannę młodą, która wciąż starała się coś powiedzieć.
-Jest mi na prawdę przykro.- Usłyszałam jeszcze za sobą skruszony głos Seunghyuna.
-Jiyong jest już martwy!!
Dziewczyna krzyknęła, a ja aż się zatrzymałam i odwróciłam tylko na chwilę by zaraz potem wybiec z hotelu.
☆☆☆

Zaparkowałam samochód w pośpiechu. I co z tego, że na trawniku. Bardziej interesowała mnie pewna osoba. Jeśli mi zaraz nie otworzy to się wścieknę. A kiedy jestem zła to raczej lepiej wyjść. Tylko tym razem nie pozwolę mu nigdzie ruszyć dupska. Póki mi nie wytłumaczy nigdzie nie pójdę.
Jeszcze raz mocniej zastukałam do drzwi.
Kiedy zamek w drzwiach się przekręcał byłam bliska pomóc mu je otworzyć. Ale to minęło gdy zobaczyłam jego zaspaną twarz. Coś we mnie pękło i po prostu zrobiłam coś czego nigdy nie robię.
-Co ty odpierdalasz!!- Krzyknęłam mu prosto w twarz i wtargnęłam do środka popychając go przy okazji.
-Gdybym wiedział, że przyjdziesz otworzył bym szybciej.- Odparł całkiem spokojnie.
Okej. Słusznie, najlepiej się nie denerwować. Po prostu jeśli powie coś głupiego przywalę mu.
-Chciałeś wszystko przespać. Cały dzień. Czy wiesz co dzisiaj jest za dzień?! Co się dzieje o tej godzinie, a raczej co powinno się dziać? Na prawdę nie wiesz?- Oparłam rękę na komodzie. Wciąż staliśmy w holu.
Ale Jiyong po prostu mnie minął więc poszłam za nim. Tylko, że nagle on nie chciał się do mnie odezwać.
-To podłe. Dobrze wiesz o czym mówię.  Pracuję w tym hotelu. Jak mogłeś być na tyle głupi by się tego nie domyślić.  Chociaż nie. Sam fakt, że mi nie powiedziałeś jest gorszy.-Powiedziałam to z wyrzutem. Niestety nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ponieważ on nie chciał spojrzeć mi w twarz. Widok za oknem okazał się być bardziej interesujący niż sprawa jego niedoszłego ślubu. A przecież za oknem nie ma odpowiedzi.
-Wszystko widziałam i w cale mi się to nie podoba. Dlaczego nic nie powiesz.
-A co chcesz wiedzieć.- Odwrócił się nagle, a w jego oczach widziałam na prawdę dużo złości i jednocześnie jakiegoś bólu. W tym momencie w ogóle go nie poznawałam.
-Wszytko. Zaczynając od tego dlaczego tak postępujesz. Dobrze wiesz co myślę na ten temat. Powiedziałam, że nie chcę zakładać rodziny bo to się źle skończy. Jeśli już chcesz ją mieć to na zawsze. A ty w tym momencie robisz wszystko na odwrót. Ta dziewczyna. Nawet jej nie znam. Ale oby było ci jej choć trochę szkoda tak jak mnie jej.
-Właśnie dlatego nie mogłem. Związanie się z nią. Na zawsze. Wiesz co by oznaczało. A po mimo tego wciąż chcesz żebym to zrobił?
Zamilkłam.
Oczywiście, że tego nie chcę . Ale bycie tchórzem tylko dlatego, że nie jest się w stanie spełnić danej obietnicy też jest złe.  Ta dziewczyna była pierwsza. Jiyong sam zadecydował o tym nie powiadamiając mnie więc ja nie powinnam niszczyć czyjś marzeń. Przecież sama ciągle mówię, że nienawidzę tych ludzi, którzy nie potrafią być wierni. Tak wyglądała moja rodzina i skończyłam tu gdzie jestem teraz. Więc jak mogę?
-Tak. Bądź facetem Jiyong. A nie pieprzonym tchórzem!
-Dlaczego zawsze próbujesz robić dobrze, co!
-Nigdy nie próbowałam! Przynajmniej umiem powiedzieć co czuje!
-Nagle ci tak zależy! Przecież mnie kochasz. Czy coś się zmieniło?!- Podszedł bliżej, ale w cale mnie tym nie zaskoczył. Byłam wściekła bo nie tak to sobie wyobrażałam.
-Chyba nie.- Wyszarpnęłam się z jego uścisku.- I to jest najgorsze.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam po torebkę,  którą zostawiłam na komodzie w holu. Zamierzałam wyjść bo co więcej mogłabym mu powiedzieć.
Chociaż wiedziałam, że idzie za mną nie miałam zamiaru się odwracać. 
Jednak gdy chwyciłam torebkę przeszył mnie ostry ból brzucha. Odruchowo się za niego złapałam co zwróciło uwagę Jiyonga.
-_____
-Daj mi spokój.- Warknęłam odpychając jego ręce.- Nie jestem w ciąży więc odpuścić sobie.
Wyszłam zatrzaskując drzwi za sobą.  Wsiadłam do auta w jeszcze  gorszym humorze niż byłam wcześniej. Brzuch jeszcze trochę bolał, ale zrzuciłam to na nerwy. Po czym z piskiem opon odjechałam.
☆☆☆
Czy to ma sens?
Pewnie skoro czuję, że nie ma w tym najmniejszego sensu powinnam dać sobie święty spokój. I spalić zaproszenie nad świecą przeklinając tak na prawdę nie Jiyonga,  ale czyżby siebie? A ponadto to śmiać się z tego co zawierało to zaproszenie.
Ślub Jiyonga.
Przecież to nie ma sensu.
Nie chciał tego. Nawet wtedy gdy przyszłam do niego robiąc mu wyrzuty nie myślałam, że weźmie za to odpowiedzialność.
Zaskoczył mnie takim posunięciem. Z jednej strony wiem, że jest okej, że mogę mu pozwolić bo to jest uniknięcie tego czego tak bardzo nienawidzę. Lecz jest przecież druga strona tej sprawy. Nie powinnam go zmuszać do tego by robił to czego ja oczekiwałam. Mogłam się pomylić i to nawet bardzo. Ten nieszczęsny fakt krąży po mojej głowie i najwidoczniej nie ma zamiaru dać mi spokoju.
A tak nie może być.
Zerwałam się z fotela by poszukać czegoś ważnego w szafie. Stara kiecka z pewnością jeszcze nadawała się na pójście w niej w pewne miejsce. I zamierzałam tylko mu coś powiedzieć.
Muszę się pozbyć tego  dziwnego uczucia.
Jeszcze powinnam zdążyć zanim oboje powiedzą sobie ,, tak''.
☆☆☆

Co mnie opętało?
Nie powinnam była wysiadać z taksówki podczas deszczu byle by uniknąć korka na drodze. Przemoczyłam najlepsze szpilki jakie miałam oraz całą siebie i jedyną sukienkę jaką miałam.
Kiedy dobiegłam na miejsce mój żołądek zawinął się w supeł. No cóż, pchnęłam wielkie drzwi i weszłam do hotelu.
Nigdy nie lubiłam zbytnio swojej pracy, a teraz gdy pomyślę, że to tu ma się to stać wręcz jej nienawidzę. Jeszcze tylko na chwilę przystanęłam kładąc rękę na brzuchu.
Na prawdę nie powinnam biec. Skoro to już wiadome to powinnam zacząć myśleć bardziej mądrze. Jednak co ja poradzę na to, że gdy myślę o nim nie myślę jak kobieta, a jak jakaś nastolatka.
Po prostu już więcej nie myśląc poszłam prosto do windy. Niektórzy ludzie patrzyli na mnie z zaskoczeniem gdy zmierzałam przez korytarz.
Zapukałam do drzwi przyozdobionych wstążkami. Przecież róż to nie jego kolor. Co ta baba sobie myślała.
Zapukałam jeszcze mocniej.
Już miałam złapać za klamkę, ale usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam go.
W ubraniu, w którym nigdy nie myślałam nawet go zobaczyć. W garniturze było mu na prawdę do twarzy.
Szkoda tylko, że nie ja jestem tą wybraną.
Albo nie.
Jestem nią. Tylko, że całkiem inną. Powinnam i powiem, niech wie. Nawet jeśli to nic nie zmieni będę miała świadomość, że naprawiłam swój błąd.
Zanim Jiyong zdążył do mnie podejść sama do niego podeszłam.
I zrobiłam to na co miałam ochotę już od bardzo dłuższego czasu.
Pocałowałam go.
Ale nie tak zwyczajnie. Po prostu nie dałam mu wyboru. Nie chciałam żeby pierwszy mówił. Dlatego go pocałowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mnie odepchnie. Ale też nie zaskoczył mnie gdy nic nie zrobił.
Oderwałam się od niego by złapać oddech po czym spojrzałam mu w oczy.
-Chcesz to zrób to, a jeśli nie to tego nie rób.  Ważne żebyś zrobił to co chcesz.
-Dlaczego ...
-Bo się myliłam,  okej! Więc jeśli coś się zmieniło to ja to zrozumiem.
-Jak ty wyglądasz.
- Do cholery, odpowiedz mi!- Uderzyłam go pięścią w ramię.
Jak śmiał doprowadzić mnie do takiego stanu. Stanu, w którym chciałam w końcu przestać powstrzymywać łzy tak jak robiłam to zwykle.
Chyba brakowało mi sił.
Nie tej fizycznej, ale do tego by się pogodzić.
Dałam sobie spokój z przemocą.
Tylko pstrzyłam na niego, a on na mnie.
W końcu pierwsze co zrobił to ujął moją twarz w swoje dłonie. Po czym przybliżył się do mnie. Zapomniałam o tym, że jestem cała rozmazana bo jedyne co widziałam to jego lekki uśmiech.
- Czy to nie głupie? - Zapytał szeptem, lecz nie miałam szansy odpowiedzieć. Choć na usta cisnęła mi się tylko jedna odpowiedź.
Chciałam mu coś powiedzieć, ponieważ wiedziałam, że za nie długo będzie na to za późno. Kiedy Jiyong wsuwał swoje dłonie coraz wyżej nie zważając na moje przemoczone ubrania. Dlatego też zatrzymałam jego ręce by spojrzał na mnie.
-Chciałam ci coś jeszcze powiedzieć. Może to nie najlepszy pomysł, ale lepiej teraz niż później.
Oczywiście miałam takim zamiar póki nie osunęłam się w ramionach Jiyonga, po prostu na podłogę. Jedyne co widziałam zanim zamknęłam oczy to jego spanikowaną twarz i to jak mną potrząsa.
☆☆☆

Powoli otwierałam jedno oko. Myślałam, że obudzę się w jasnym, szpitalnym pomieszczeniu. A jednak żadne światło nie zaatakowało moich oczu więc otworzyłam je spokojnie.
W ogóle nie kojarzyłam tego miejsca . Nie przypominało ono mojego domu, chociaż nawet by pokoju. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam.
Wyplątałam się z koca i położyłam stopy na miękkim dywanie. Przez chwilę zastanawiałam się jak mu powiedzieć.  Ale po prostu chyba tak jak bym to zrobiła ja.
Wstałam i podeszłam do drzwi.
Jednak ktoś mnie już uprzedził. W drzwiach stał Jiyong, a ja przed nim z ręką w powietrzu.
-Już się obudziłaś?
-Yhm.
-Usiądź.- Załapał mnie za rękę i poprowadził s powrotem bym usiadła na skraju łóżka.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale znałam go na tyle dobrze by wiedzieć, że tak na prawdę  może to nic nie znaczyć. Więc postanowiłam po prostu powiedzieć to co chciałam. -Nie często zabierasz mnie do swojego domu. Tym razem też nie musiałeś.  Wiem, że chciałam ci coś powiedzieć, ale nie wiem czy zdążyłam dokończyć. Więc jedyne co teraz musisz wiedzieć, a o czym nie masz pojęcia to to, że jestem w ciąży.
-Wiem to.
-Wiesz?
-Lekarz mi powiedział.- Jiyong wstał. Tylko po to by podejść do okna. Pewnie w jego głowie musi toczyć się gonitwa myśli. A ja w cale mu nie pomogłam ukrywając to przez tak długi czas.
-Jesteś wściekły.
-Oczywiście, że tak. Pomyślałem, że jesteś pieprzoną egoistką. A później już wszystko minęło.
-Czyli nie wziąłeś tego ślubu.
-Nie. Nie nadaje się do tego. I gdy pomyślałem, że gdybym powiedział tej dziewczynie ,,tak'' to kiedyś mielibyśmy dzieci. Do tego to już się całkiem nie nadaje.
-Rozumiem. - Przerwałam mu. Nie musiałam słyszeć całej reszty. Zniosła bym ją. Może dlatego, że od początku wiedziałam jak jest. Tylko , że pomiędzy wiedzą a słyszeniem jest duża różnica. I choć to już zaczęło boleć umiem tego nie pokazać.
Czas najwyższy stąd wyjść.
-Ale okazało się, że to ja jestem gorszym egoistą. Ty boisz się bardziej.- Spojrzał mi w oczy.
Kolejne zaskoczenie.
-Te czasy już dawno minęły. Umiem sobie poradzić ze wszystkimi. Z tym także dam radę jeśli nie chcesz mi pomóc.- Wstałam by tylko już nie musieć słuchać tego,  że znów czegoś się boję.- Już sobie pójdę. 
-Nigdy nie dasz mi dokończyć tego co chcę powiedzieć?
-Wiem co chcesz powiedzieć. 
-Wcale nie.- Złapał mnie za rękę po czym przyciągnął do siebie. 
-Co to znaczy?- Zapytałam podejrzanie. 
-Zostań.- Spojrzał mi w oczy.
To słowo do mnie dotarło. Tak bardzo, że nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Tak na prawdę nie musiałam. Nim zdążyłam o czymkolwiek zadecydować Jiyong pocałował mnie. Na początku dość delikatnie, a z czasem i tak wylądowałam na łóżku. 

☆☆☆ 

Minęły dwa lata. Wbrew wszystkim pozorom i przypuszczeniom żadne z nas się nie zmieniło. Nawet teraz kiedy mamy dziecko wciąż robimy to co chcemy. Wielu ludzi myśli, że jesteśmy okropnymi rodzicami, ponieważ ciągle odwiedzamy ulubione kluby i szalejemy. Ale gdy chodzi o bycie rodzicem wszystko się układa tak jak być powinno. 
Nigdy nie oceniałam ludzi po ich wyglądzie czy zachowaniu. Wciąż mam nadzieję, że inni którzy tak robią w końcu przestaną patrzeć na to co widzą, a spróbują pomyśleć nieszablonowo.
Tak jak my.  



 PS:  Końcówka jest taka ..... moja xd Naszło mnie by coś takiego napisać. Taki tam morał.... czy coś.




sobota, 5 grudnia 2015

Ogłoszenie!!

Witam was kochani! Cieszę się, że ciągle ktoś tu jest kiedy mnie nie ma. A w związku z tym pragnę was poinformować iż do świąt raczej nic się tu nie pojawi. Ponieważ jak pewnie wiecie wasza autorka jest zawsze zabiegana, a wena uciekła w popłochu.
Czuję się po prostu źle pisząc wam o tym bo mam wyrzuty sumienia, że tak was zostawiam bez niczego przez długi czas.
Gdy tylko nadarzy się okazja i wena będę pisać aż będę miała dość. Jednak obecnie mam nadzieję, że nie opuścicie mnie.
                            Życzę wam wielkie Hwaiting! No i miłych mikołajek!