piątek, 27 maja 2016

BTS- 17

Witam was kochani! Po raz kolejny w pocie czoła pisany rozdział. Niby coś się wyjaśnia, a jednak wciąż pełno tajemnic.

Beta: Ann Flo ;*


Edit: Czcionka poprawiona i już widoczna na telefonie. Przepraszam za te nieudogodnienia ;p

Zgodziłam się zostać na noc. Na początku czułam się z tym niezręcznie, jednak Tae skutecznie sprawiał, że to uczucie zniknęło na dobre.

Obecnie piliśmy wino, które było cholernie dobre i skutecznie uderzyło mi do głowy.

Odstawiłam kieliszek na stolik i bardziej wtuliłam się w ciało Tae.

Oboje siedzieliśmy na kanapie ciesząc się swoją bliskością. Byłam zmęczona, ale nie chciałam zasypiać. Pragnęłam by nasze wspólne chwile trwały jak najdłużej. Gdybym zamknęła oczy, szybko nastałby ranek i musiałabym się z nim pożegnać.

Uśmiechnęłam się na wspomnienie naszej rozmowy.

-Następnym razem zróbmy sobie zdjęcie.- Oznajmił.

Podniosłam głowę, by móc na niego spojrzeć. W blasku księżyca wyglądał jeszcze lepiej. Choć myślałam, że to niemożliwe.

-Sądziłam, że nie lubisz robić zdjęć.

-Z tobą to co innego. Nikt nie zmusza mnie do tego bym się uśmiechał.-Popatrzył na mnie, a raczej na moje usta i bez zastanowienia pocałował mnie. Tae objął moją twarz rękoma, jednocześnie zmuszając mnie do tego, bym wpuściła go do środka. Zrobiłam to bez żadnych oporów. Chciałam bardziej posmakować jego ust.

Taehyung przyciągnął mnie na swoje kolana, a zaraz potem poczułam jego dłonie pod moją bluzką. Zamarłam, a Tae oderwał się od moich ust i oparł swoje czoło o moje. Nie chciałam się odzywać, nawet nie potrafiłam, bo jego dłonie wciąż zaciskały się na mojej talii.

-Może wcale nie...

-Załatwię to.- Spojrzał na mnie. Uznałam to za obietnicę.

-Przepraszam, ja nie powinnam cię prowokować.- Chciałam się zsunąć z jego kolan.

-Nie ruszaj się.

Nie wiem po jaką cholerę mój wzrok powędrował w dół. Opamiętałam się za późno, ponieważ Tae zaczął kręcić głową z uśmiechem na twarzy.

Czy wspominałam, że ten uśmiech jest cudem świata?

-Przepraszam ja....- Spaliłam buraka po całości. Nawet szyja mnie piekła, o policzkach już nie wspominając. Odwróciłam głowę w stronę okna, przygryzając wargę, tylko po to żeby nie roześmiać się mu w twarz. To byłoby wredne.


( Narracja Monick )


Jedzenie z nim śniadania jest dla mnie tak dziwne, że jedyne, co potrafię, to siedzieć ze spuszczoną głową. Staram się nie patrzeć mu w oczy i bez tego czuję się żałośnie. Rozumiem, że sprawiłam mu same kłopoty, tym, że postanowiłam się najzwyczajniej upić.

Zachowanie neutralnej postawy wydawało mi się najlepszym pomysłem. Po prostu starałam się nie zadławić tym cholernym śniadaniem. Tak naprawdę czułam się fatalnie i z ledwością przełykałam kolejne kęsy. Jednak nie mogłam mu odmówić skoro zajął się mną.

Na szczęście Nam nie robił mi żadnych kazań.

Weszłam po dziesiątej do kuchni, a teraz jadłam z nim śniadanie. Pozornie było normalnie, ale i tak wiedziałam, co myśli. Przecież to nie tak, że się nie znamy.

Odstawiłam już pusty kubek na stół i spojrzałam na Nama.

-Dzięki za wszystko, a teraz raczej już sobie pójdę.

Wstałam odsuwając krzesło z piskiem. Oczywiście on zrobił to samo.

-Gdzie chcesz iść?

-Do domu, a gdzie niby?

-Nie możesz tam iść.- Odparł całkiem poważnie. Spojrzałam na niego wymownie.

-Dlaczego nie?- Nam westchnął.

-Ponieważ Taehyung jest przekonany, że jesteś u swojej mamy, w Londynie. Jakby zareagował gdyby dowiedział się, że jego narzeczona spacerowała uliczkami, w nocy, całkiem pijana? Powinniśmy najpierw sprawdzić czy twoje zdjęcia nie krążą w internecie.

Okej. Miał rację. Chciałam wyjść i zająć się tym bałaganem sama. Najwidoczniej zostanę tu chwilę dłużej.

Opadałam z powrotem na krzesło i schowałam twarz w dłoniach. Możliwe, że wszystko skomplikowałam i naprawdę nie wiem, co sobie wtedy myślałam. Na pewno nie chciałam niczyjego współczucia.

-Chcesz mi pomóc? Znowu.

-Wyglądasz jakbyś potrzebowała pomocy.

-A ty wyglądasz jakbyś był wściekły i to na mnie.- Jeżeli jego irytacja miała mi pomóc, to jedynie w tym, bym szybciej stąd wyszła.

-Bo się przestraszyłem. A ty zachowałaś się nierozsądnie.

-Wiem jak się zachowałam!- Krzyknęłam sfrustrowana.- Pomimo tego, że myślisz, iż sobie z tym nie radzę, jesteś w błędzie. Nie jestem załamana. To,co się zdarzyło jest moją sprawą i wcale nie musiało chodzić właśnie o to, o czym myślisz. Z resztą, jednak sobie pójdę.

Po drodze zgarnęłam swoje rzeczy. Zignorowałam drepczącego za mną Nama.

-Monick.- Powiedział tak jakbym miałam nagle zmienić zdanie. Tylko, że nie śpieszyło mi się do słuchania jego moralizatorskich tekstów.

-Nie rób z tego centrum mojego życia. Nie masz do tego prawa, nawet jeśli chcesz tylko pomóc.

-Monick....

-Przepraszam, że na ciebie nawrzeszczałam. O piętnastej mam samolot do Londynu.

Wychodząc trzasnęłam drzwiami i szybko zbiegłam ze schodów, w obawie, że zechce za mną pójść. W pośpiechu mijałam uliczki, byle by jak najszybciej dostać się do hotelu. Zostawiłam swoje walizki w pokoju hotelowym.

Myśl, by zrezygnować z wyjazdu naszła mnie nagle. Wszystko przez to, że nie miałam odwagi spotkać się z mamą i wyjawić całej prawdyo mojej chorobie. Ona zaczęłaby płakać i nie przestawałaby o tym mówić, a ja nie chciałam przechodzić przez to kolejny raz. Właśnie dlatego wylądowałam w hotelu, a zamówiona butelka wina zamieniła się w dwie. Jedyne, co pamiętam przed tym był fakt, że zadzwoniłam do mamy, by powiedzieć, że coś mi wypadło i przylecę jutro. Czyli jeszcze dziś po południu będę musiała wsiąść do samolotu. I tym razem zrobię to na pewno. Zanim Tae dowie się, że wywinęłam ten okropny numer.

Hotel znajdował się dość blisko mieszkania Nama. Weszłam do holu i od razu wsiadłam do windy. Po chwili byłam bezpieczna w pokoju, z dala od paparazzi. Odetchnęłam z ulgą i zabrałam się za poprawienie swojego wyglądu.

( Narracja Sory )

Wczesnym rankiem wróciłam do mieszkania i zdałam sobie sprawę, że wszystko zdążyło obrosnąć kurzem. Miałam zamiar zrobić tu generalny porządek, jednak telefon rozdzwonił się w kieszeni moich spodni. Zdziwiłam się, gdy zobaczyłam, że to Carl, ale odebrałam.

-Myślałam, że jeszcze śpisz.

-Z chęcią bym spał. Jednak jest coś, co nie daje mi spokoju.

-Więc to musi być coś poważnego. Pewnie chcesz się spotkać?

-Wiedziałem, że się zgodzisz. Niech będzie w kawiarni, przed moim domem.

-Oczywiście, żebyś miał więcej czasu na nałożenie kremu.

-Wiedziałem, że mnie zrozumiesz.

-Jasne.- Mruknęłam, ale on zdążył się rozłączyć.

Tak szybko jak weszłam, tak też szybko wyszłam z domu. Przez całą drogę zastanawiałam się, co takiego zmusiło Carla do wstania o siódmej rano. Zżerała mnie ciekawość, ale potem pomyślałam, że wcale nie powinnam tak tego wyczekiwać. Co jeśli ktoś zrobił mi zdjęcie, gdy wczoraj wchodziłam do budynku Tae?

Myślałam o tym póki do kawiarni nie wszedł Carl. Od razu pomachałam mu, by podszedł do mnie.

-Wyglądasz jakbyś uciekał przed policją.- Stwierdziłam patrząc na jego czarne ubrania.

-W innych okolicznościach bym się zaśmiał, ale nie umyłem zębów.- Odparł sarkastycznie.

-Przez telefon brzmiałeś bardziej poważnie.- Carl westchnął i ściągnął kaptur z głowy. Zmrużyłam oczy patrząc na niego dość krytycznie.- Znalazłeś sobie dziewczynę?- Zapytałam z nadzieją.

-Co? O czym ty bredzisz?

-O czerwonej szmince, na twojej szyi.- Wyciągnęłam chusteczkę z torebki i wręczyłam mu ją.- Zgaduję, że ta dziewczyna ma coś wspólnego z twoim problemem.

-Monick raczej nie jest moim problemem.- Automatycznie się wyprostowałam i pochyliłam nad stolikiem.

-To nie jest to, o czym myślę, tak?- Wyszeptałam nad stołem.

Carl zaprzestał czyszczenia swojej szyi i spojrzał na mnie rozbawiony.

-Przecież mnie znasz. Już dawno się określiłem.- Opadłam z powrotem na krzesło, zakładając ręce.

-Ta, określiłeś się z pięćdziesiąt razy, głównie wtedy, gdy byłeś pijany. Nigdy nie zapomnę tego, co zrobiłeś.- Odpowiedziałam.

-Będziesz się teraz złościć? Czy raczej wysłuchasz, co mam ci do powiedzenia.

-Ach, tak. Więc opowiadaj. Wspominałeś coś o Monick. Spotkaliście się?

-Oczywiście. Siedziałem na przystanku, a ona znalazła się tam przypadkiem. Całkiem pijana

-Miała być w Londynie.- To nie wróżyło nic dobrego. Co najgorsze, to w ogóle nie pasowało do Monick. Ona by się tak nie narażała.

-Nie mam pojęcia w jakim celu to zrobiła, ale kiedy musiałem ją nieść do domu mówiła coś o tym, że jest chora i przeprasza.

-Niosłeś ją do domu?

-Sora, zadajesz niewłaściwe pytania. Swoją drogą, miałem zostawić ją na przystanku?

-Przepraszam, po prostu jestem w szoku. Sądzisz, że tego dnia domyśliła się, co się dzieje? Boże, to przeze mnie i to całe wydarzenie z kamerami.- Wewnątrz czułam się źle, że wciąż nic nie zostało wyjaśnione, ale przy Tae zapominałam o tym. Teraz wszystko wyszło na wierzch i czuję, że zbiera mi się na mdłości.

-Sora, zrobiłaś się blada.- Dziwne gdybym się nie zrobiła blada.- Uspokójmy się. Na pewno nie mogło chodzić o twój potajemny związek. Wspomniałaby o tym. Skupiłbym się raczej na tych dziwnych słowach.

-Mam z nią porozmawiać?- Przełknęłam ślinę.

-Jesteście przyjaciółkami.

-Na jak długo.- Mruknęłam

-Jak na razie.- Odparł Carl i poklepał moją dłoń dodając mi tym otuchy. Tylko, że to na nic.

Z nadejściem ranka wszystko się skomplikowało. Po prostu bałam się spotkać z Monick. Lecz nie mogłam jej unikać. To oznaczałoby, że naprawdę mam coś na sumieniu.

Dlatego, gdy zadzwoniła do mnie, nie odebrałam. Było mnie stać tylko na tyle, by wpatrywać się w wyświetlacz. Gryzłam paznokcie ze stresu i nie mogłam przestać krążyć po pokoju. Czułam, że jeśli tak dalej pójdzie zwariuję i zamkną mnie u czubków.

-Powinnaś odebrać.- Usłyszałam głos. Odwróciłam się na pięcie, by spotkać wzrokiem Mary. Od razu zauważyłam, że coś jest z nią nie tak.

Jej sylwetka rozmazywała mi się przed oczami. Zamrugałam, ale to nie pomogło.- Nie patrz tak. To normalne. Mówiłam, że kiedyś przyjdzie taki dzień.

-Znikasz?- Wypaliłam nagle. Ale od razu się poprawiłam.- Znaczy... jestem trochę zaskoczona.- Odparłam pokazując, że nie zrobiło to na mnie żadnego wrażenia.

-Będę tu jeszcze przez długi czas. W końcu to tylko i wyłącznie do mnie należy wybór. To takie przypomnienie.

-Jak w telefonie.

-Właśnie.- Obie spojrzałyśmy na telefon. Znów zaczął świecić i to znów była Monick. Wstrzymałam oddech.- Wiem, że myślisz o tym od samego rana, ale to niepotrzebne. Monick was nie podejrzewa. Tak naprawdę ma ważniejsze sprawy na głowie.

-Skąd to wiesz?

-Ponieważ ostatnio ona potrzebowałam mnie bardziej niż ty. Jednak myślę, że spotkanie z żywą osobą to co innego. Rozumiesz, nie mogę jej odpowiadać ani nawet pocieszyć.

-Chciałabym wiedzieć, o co chodzi.- Szepnęłam bardziej do siebie.

-Nic nie stracisz, jeśli odbierzesz.

To były jej ostatnie słowa, zanim zniknęła. Z powrotem spojrzałam na komórkę.

Nie miałam nic do stracenia, tak?

Zaryzykowałam.

Wcisnęłam zieloną słuchawkę w ostatnim momencie. Przyłożyłam telefon do ucha.

-Halo?- Zapytałam piskliwym głosem.

-Dzwoniłam do ciebie. Jesteś zajęta?

-Nie, po prostu myłam włosy, to dlatego. Tak naprawdę nie jestem zajęta.- Tak na poważnie czułam, że nad moją głową zbierają się czarne chmury.

-Chciałam się z tobą porozmawiać, zanim wyjadę do Londynu.

-Okej. W sumie dawno się nie widziałyśmy.

-Świetnie, więc przyjedź do ,,Melody''. Postawię ci obiad.

Rozłączyła się, a ja odetchnęłam aż nazbyt głośno. Przynajmniej miałam odrobinę pewności, że nie chodzi o mnie.

Przebrałam się w odpowiednie ciuchy, bo zapewne mój obecny strój ani trochę nie będzie pasować do miejsca, jakie wybrała Monick.

Po chwili siedziałam w taksówce milcząc jak grób i co chwilę potakując rozgadanemu kierowcy. W głowie szykowałam odpowiednie słowa. Aż w końcu musiałam wysiąść z auta i wejść do środka.

Nie spodziewałam się, że ktokolwiek otworzy mi drzwi. To było miłe zaskoczenie. Jakaś młoda kobieta ukłoniła się przede mną, po czym oznajmiła, że Monick czeka na mnie w sali. Oczywiście, że nie mogłyśmy jeść przy stoliku, tak jak inni. Zostałam zaprowadzona do pokoju,a gdy tylko weszłam, Monick wstała, by mnie uściskać.

Uśmiechała się, więc ja także.

-Dobrze cię widzieć.

-Ciebie też Monick. Myślałam, że wyjechałaś do Londynu.

-Było wiele spraw, które musiałam załatwić. Mam zamiar wylecieć dzisiaj.

-Zazdroszczę ci.- Odpowiedziałam zawieszając torebkę.- Nigdy nie byłam nigdzie. Poza Koreą.

-Och, to okropne. Mam nadzieję, że kiedyś razem pojedziemy na wakacje. Powinnaś zobaczyć Hiszpanię. A, właśnie. Zamówiłam nam coś lekkiego. Myślę, że będzie ci smakować.

-Na pewno.- Wszystko, co przekraczało mój skromny budżet z pewnością smakowało lepiej niż zupka błyskawiczna. Z resztą nawet wnętrze wyglądało na luksusowe.

-Czytałam o tym, co się wczoraj stało. Przyszłam wczoraj sprawdzić jak się czujesz, ale Nam powiedział, że zdążyłaś zasnąć.

-Ach, tak. To był męczący dzień i chciałam o tym za dużo nie myśleć.- Wyjaśniłam to ogólnikowo.

-Mam nadzieję, że nie przejęłaś się tym za bardzo. Takie rzeczy się zdarzają.

-Monick.- Odchrząknęłam.- Nie wzięłaś tego na poważnie, prawda?- Teraz powinnam zapewnić ją, że nie zabrałabym jej chłopaka, ale jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło. A z jej spojrzenia zawsze było trudno odczytać, co myśli.

-Nie myślałam o was jak o parze zakochanych. Choć gdyby nie było mnie, to pasowalibyście do siebie. Cieszę się, że jesteś moją przyjaciółką, chociaż nie znamy się długo. I zazwyczaj nie biorę na poważnie tych plotek, bo to tylko plotki.- Kiedy skończyła, nie wiedziałam co odpowiedzieć i myśleć.

Z jednej strony odczytałam to jako ostrzeżenie, ale jednocześnie pozwolenie.

Na szczęście dania zostały przyniesione, więc ten temat już nie powrócił, choć wciąż chodził mi po głowie. Do końca obiadu atmosfera była taka, jaka być powinna. Śmiałyśmy się i żartowałyśmy na różne tematy. Na koniec podziękowałam za obiad i życzyłam jej miłego lotu.

Stanęłam na chodniku i nagle poczułam się strasznie zmęczona. Jakby nie patrzeć od samego rana gdzieś chodziłam. Najadłam się tyle strachu, że do końca życia mi wystarczy. I wciąż nie mam pojęcia z jakim problemem boryka się Monick. Nieważne jak próbowałam zahaczyć o temat jej zdrowia, ona zręcznie wychodziła cało. W końcu musiałam przestać naciskać, bo zorientowałaby się, że coś podejrzewam. A ja jedynie się martwię.

Westchnęłam i powoli zaczęłam iść w stronę domu.

Ale to nie był koniec. Wspominałam o czarnych chmurach to je dostałam. Deszcz zaskoczył mnie akurat, gdy mijałam ostatnią uliczkę. Pokonałam ją biegiem, lecz i tak zmokłam jak szczur. Mokra i wściekła weszłam do domu i usłyszałam jak w salonie gra telewizor. Nie myśląc zbyt dużo podeszłam tam i zamarłam.

-Co ty tu robisz. Myślałam, że nie oglądasz telewizji. I jak włączyłaś TV?

-Jeden z talentów.- Mary uśmiechnęła się chytrze. Machnęłam na to ręką, tak jakby to było normalne, że pozwalam duchom oglądać telewizje, gdy mnie nie ma. Jakoś wtedy ważniejsze wydawało mi się przebranie w coś suchszego. Nie zajęło mi to zbyt długo, a kiedy wróciłam do salonu telewizor był wyłączony, a Mary wciąż siedziała na kanapie. Pomyślałam, że to dobry znak.

-Jak minęła wasza rozmowa?

-Nie podsłuchiwałaś?

-Miałam inne zajęcie.- Uśmiechnęła się rozbawiona i wstała z kanapy.- Mój brat wydawał się dziś bardzo zamyślony. Podobnie jak ty.

-Też bym chciała wiedzieć, co robił przez cały dzień.- Zamyśliłam się.

-Dowiesz się szybciej niż myślisz. A ja już znikam.- Posłała mi ostatni uśmiech i znów zostałam sama. Lecz nie na długo. Ktoś natarczywie pukał do drzwi. Spojrzałam na zegarek. Było grubo po osiemnastej. Nie spodziewałam się nikogo, chyba, że miałby to być listonosz, którego miałam zamiar pogonić w cholerę.

Otworzyłam drzwi z rozmachem i już otwierałam usta, by nakrzyczeć na nieznajomego. Tylko, że to był Taehyung. Stał przede mną i wcale nie miał na sobie garnituru. Uśmiechał się dokładnie w ten sposób, jaki uwielbiałam. Nie mam pojęcia jak długo stałam, gapiąc się na jego twarz.

-Wchodź.- Zaprosiłam go do środka.

Taehyung rozglądał się po wnętrzu mojego mieszkania i poczułam się jak wyrzutek. Jego mieszkanie nie mogło równać się z moim. Tutaj wszystko wydawało się przestarzałe oprócz telewizora, ponieważ nigdy nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy, by móc zaszaleć. Z drugiej strony było tu przytulnie i przyzwyczaiłam się do takiego stanu.

Odchrząknęłam.

-Nie spodziewałam się tutaj ciebie. O tej porze.

-Przeszkadzam w czymś?- Zapytał, przechodząc o kuchni, by postawić na blacie reklamówkę. Kiedy zobaczyłam jedzenie moje oczy samoistnie się zaświeciły. Może i jadłam obiad, ale to prawie, że nic.

-Właściwie nie.- Podeszłam bliżej, żeby mu pomóc.

-Wyglądasz na zmęczoną.

-Wbrew pozorom to był bardzo szalony dzień.- Nie mogłam mu opowiedzieć wszystkiego i dołożyć zmartwień komuś, kto i tak na co dzień miał ich mnóstwo. Wolałam zachować to dla siebie póki nie będę mieć konkretnych dowodów na to, że Monick coś ukrywa.

-Więc zacznijmy nasz zasłużony odpoczynek.

-Chętnie.- Tae złapał mnie za rękę i pociągnął do kanapy. Miło było móc przytulić się do niego, zamknąć oczy i najzwyczajniej cieszyć się jego bliskością. Ale ja tak nie mogłam. Podniosłam się do siadu.

-Co? Coś się stało?- Tae spojrzał na mnie gotów działać już zaraz.

-Właściwie chciałam się ciebie o coś spytać.

-Tak?

-Spotkałam się z Monick.- Przyznałam się i wiem, że tym wyznaniem spowodowałam napiętą atmosferę. Jednak chciałam wiedzieć, co jest na rzeczy. To mogło mi pomóc.

-Nie była w Londynie?- To zaniepokoiło go.

-Coś jej wypadło, ale teraz pewnie siedzi w samolocie.- Kontynuowałam.- Zjadłyśmy razem obiad przed jej wylotem. I właściwie wszystko z nią w porządku. Nie zarzuciła nam zdrady. Ale...

-Ale?

-Po prostu wydaje mi się, że ona coś ukrywa. Nie wiem, czy dobrze myślę. Pomyślałam, że ty znasz ją lepiej niż ja i może coś wiesz. Zdaję sobie sprawę, że to nie jest dobry moment, ale nie daje mi to spokoju.

-Co miałbym ci o niej powiedzieć? Ma swój własny sposób myślenia i zazwyczaj trzyma głowę na karku. Nie zauważyłem, by coś się zmieniło. Może nie przyjrzałem się jej.

-Myślałam, że jest na coś chora.

-Chora? Dlaczego?- Tae podniósł się z kanapy. Wpatrywałam się w niego, bo wiedziałam, że on coś wie. Nie zareagowałby tak, gdyby coś nie było na rzeczy.

-Wiem, że nie chcesz o tym rozmawiać, jednak i mi i tobie na niej zależy. Opowiedz mi.- Poprosiłam go, a on pokiwał głową na zgodę i z powrotem usiadł koło mnie.

-Monick chorowała na raka wątroby, gdy była młoda. Załamałam się tym. Jak my wszyscy. W tamtym czasie nie była sławna, a jej rodzina nie miała zbyt dużo pieniędzy, więc wszyscy codziennie wspierali Monick i jej rodzinę. Byliśmy przyjaciółmi, a Namjoon został jej chłopakiem. Mijały miesiące leczenia i lekarze nie byli optymistycznie nastawieni. A jednak ona dała radę pokonać chorobę. Po tym stała się inna. Postanowiła wejść w życie biznesu i stać się sławna. Nikt nie pomyślał, że to ona wybije swoją rodzinę na pierwsze strony gazet. Jeśli myślisz, że znów jest chora, to bardzo prawdopodobne, że będzie ukrywać to do końca.- Taehyung zamilkł, a ja zaczęłam gorączkowo myśleć, że to właśnie jest przyczyna.

-Jeszcze nic nie wiemy.- Zaczęłam.- Jeżeli to prawda to nie możesz z nią zerwać.

Oparłam głowę.

Nie myślałam nad tym, ale już teraz błagałam, by to nie była prawda.

środa, 4 maja 2016

BTS- 16

Hejka kochani! Zapraszam na kolejny rozdział. Kolejne wciąż w trakcie pisania ^^












-Co tutaj robisz?- Spytał, patrząc na mnie dość nieprzychylnie.

-Ja...

-Rozmawiałaś z kimś?

-Ja...nie.- Zaprzeczyłam, zdając sobie sprawę, że robię z siebie idiotkę, odpowiadając mu monosylabami. Och, to naprawdę nie tak łatwe jak sobie wyobrażałam.

-Więc?- Nie domyślisz się?

-Nie zaprosisz mnie do środka?- Ostatnie, czego chciałam, to żeby sąsiedzi wyszli z aparatami. Jednocześnie wiedziałam, że właśnie pakuję mu się do domu. Ale skoro nie zamierzał mi tego zaproponować, tylko zadawać pytania...

Gdy weszłam do mieszkania poczułam się jeszcze mniejsza. I to nie z powodu tych wszystkich drogi mebli i obrazów, tylko z jego powodu. Bo nade mną sterczał i deptał mi po piętach przez całą drogę do salonu. Nawet jeśli była krótka, to i tak wiem, że ledwo wlokłam nogę za nogą.

-Napijesz się czegoś?

-Wody.- Woda byłaby dobra. Może przywróciłaby mi głos, którego tak bardzo teraz potrzebuję.

Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem odebrałam od niego szklankę.

Odburknęłam , dziękując mu i zaczęłam pić. I jakoś tak wyszło, że nie umiałam oderwać ust od szklanki, więc po chwili nie miałam czym zatkać buzi. Możliwe, że stresowałam się gorzej niż mi się wydawało.

Chwilowo wolałam jednak przechadzać się po salonie, niż patrzeć mu prosto w twarz. Po prostu unikałam jego wzroku, bo wiedziałam, że tylko tak będę w stanie skupić się na tym co mam mu do powiedzenia. A cholernie dużo miałam mu do powiedzenia. Zaczynając od przyznania się, a kończąc na wysłuchaniu jego słów.

Właściwie to w tym jest problem.

Jestem pewna tego, co mogę usłyszeć, a z drugiej strony, już nie raz doświadczyłam jego odepchnięcia mnie od siebie.

Czy, może powinnam...

-Sora?- Szybko odwróciłam się w jego stronę. Tylko po to, by wypuścić z dłoni szklankę, która roztrzaskała się przed moimi stopami.

Tae od razu zareagował i w dwóch krokach był już przy mnie. A ściślej to klęczał przed moimi stopami.

Mój Boże!

Zignorowałam Mary stojącą w kącie, ponieważ i tak już zniknęła, za to zajęłam się zbieraniem szkła.

-Ja, naprawdę przepraszam. Po prostu wyślizgnęła mi się z ręki. Nie chciałam. Mogę ją odkupić.- Zaczęłam się usprawiedliwiać, ponieważ mój stres sięgnął wartości krytycznej dla moich rąk. Czułam się zażenowana całą tą sytuacją i wcale nie zdziwiłabym się, gdyby właśnie teraz nazwał mnie łamagą. Byłam nią, zazwyczaj zawsze, gdy próbowałam zachować godność. Co najgorsze, widziałam jego uśmiech na twarzy. Może i starał się to ukryć przede mną, ale to nie zadziałało.

Jak bardzo jest źle?

Wolałam nie zdawać sobie z tego sprawy.

-I po kłopocie.- Super. Czy to była aluzja do mnie, że jestem kłopotem?

Popatrzyłam na niego. Rozglądał się po wnętrzu, póki jego wzrok nie zatrzymał się na moich stopach. Także spojrzałam na nie. Choć wcale nie powinnam.

Krew nie należała do moich ulubionych widoków.

-To nic takiego.- Zapewniłam go i schyliłam się, by to powycierać. Lecz Tae był szybszy i złapał moją dłoń.

-Nie dotykaj. Przyniosę coś.

-Nie trzeba.- Mruknęłam, bagatelizując sprawę. Przecież to tylko zwykłe draśniecie przez odłamek szkła. Od tego się nie umiera. Jednak myślę, że zwyczajnie mnie zignorował.

-Po prostu usiądź na kanapie. Zaraz przyjdę.- I poszedł sobie.

Usiadłam i zaczęłam wpatrywać się w swoje dłonie, zadając sobie pytanie. Dlaczego przy nim nie umiem zachować się tak jak zazwyczaj? Czyli całkiem normalnie. Nie powodując wypadków, a już na pewno nie doprowadzając do tego, by był zmuszony się mną zajmować.

Westchnęłam.

Znów noszę kamień w kieszeni.

Oparłam się o kanapę, zamykając na chwilę oczy. Otworzyłam je dopiero, gdy poczułam, że ktoś siada obok mnie.

Pewnie wyglądało to tak, jakbym przysypiała tu.

Już teraz było beznadziejnie i zapowiadało się, że będzie jeszcze gorzej.

-Wcale nie musiałeś.

-Daj tu swoją stopę.- Popatrzyłam na niego jak na wariata. W ogóle nie chciałam dawać mu swojej stopy. Nie dlatego, że nie wiedziałam po co, wręcz przeciwnie, wiedziałam po co. I nie ważnie jak na to spojrzałam, nie miałam zamiaru się ruszyć.

-Wolałabym nie.

-Wolałbym, żebyś się nie sprzeczała.- Odparł poważnie i chwycił moją nogę, kładąc ją sobie na kolanie.

Chyba będę musiała podziękować bogom za to, że nie ubierałam spódnicy. Ale obstawiam, że w poprzednim życiu musiałam zdeptać miliony mrówek, bo dotyk jego placów na mojej skórze wywołuje dziwne pieczenie. Pomyślałam sobie, że to najlepszy moment na zaczęcie normalnej rozmowy.

Odchrząknęłam znacząco, ale to jednak on odezwał się pierwszy.

-To chyba twój zły dzień.

-Też tak myślę.- Zatrzymałam wzrok na stopie i jego palcach przyklejających plaster.- Dzięki za to.- Pośpiesznie zdjęłam stopę z powrotem na podłogę. Założyłam buta i wstałam z kanapy. Tylko, że on zrobił to samo, nie spuszczając ze mnie wzroku.

Mogłam się cofać, ale to i tak by nie zadziałało.- Kiedy tu szłam miałam ci coś do powiedzenia.- Zaczęłam wkraczać na ścieżkę ciężkiego tematu.

-Wiem.- Pokiwał głową, ciągle się zbliżając. To było cholernie niesprawiedliwe. Nie potrafiłam utrzymać wzroku na jego oczach, a nie na ustach. Postanowiłam patrzeć na swoje buty. Tak było bezpieczniej. Kontynuowałam.

-Wiem. Tylko nie wiesz, co mam ci do powiedzenia. Ta cała sytuacja...

-Przepraszam.- Powiedział, przerywając mi mój wywód.

Zamilkłam, ale zaraz potem odzyskałam głos.

-Za co?- Uśmiechnął się, lecz jego oczy były smutne.

-Powinienem za wszystko. Nie chcesz, żebym teraz wszystko wymieniał.- Nie potrzebowałam tego. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, o co chodzi.

-Chciałam powiedzieć, że się przyznaję.- Wydusiłam to z siebie.

Zaskoczyłam go. Przyglądał mi się tak, jakby nie rozumiał słów, które usłyszał.- Miałeś rację. To nie działa.- Tym razem to ja podeszłam bliżej niego.- Zniszczyłam ci reputację. Powinieneś nazwać mnie egoistką, bo jakoś nie potrafię się tym przejmować. Nie wiem też, co mam myśleć. Powiedzenie ci przyszło mi do głowy nagle. I to wszystko. To od początku próbowałam powiedzieć. Zanim rozbiłam szklankę, tworząc tę sytuację. Nie każe ci zmieniać swojego życia.- Przestałam mówić, gdy dłoń Tae dotknęła mojego policzka. Chyba naprawdę mi tego brakowało. Jego dotyku, choć parę godzin temu całowaliśmy się.

-Pomimo tego, strasznie dużo mówisz.

-Um.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Właściwie mój mózg zmienił się w ciecz, kiedy tak wyczekiwałam momentu, w którym nasze usta miały się znów spotkać.

Wiedziałam, czego chcę i wiedziałam, co się może potem stać. Pewnie dlatego nie czekałam na to aż Tae poprosi mnie o pozwolenie. Chyba wystarczająco dałam mu do zrozumienia, że je ma. Nigdzie się nie śpieszyliśmy, bo wreszcie nikt nas nie gonił. Po prostu próbowaliśmy wszystkiego od nowa. Zaczynając od zwykłego pocałunku.

Teraz mogłam się do tego przyznać.

Lubię go całować.

Nie ważne jak absurdalnie to brzmi i tak mam to gdzieś.

-Zaczęłaś się uśmiechać.- Wyszeptał blisko moich ust.

-Przepraszam.- Jednak nie mogłam powstrzymywać tego uśmiechu, który ciśnie mi się na usta.

Tak naprawdę chciałam zapytać o to, co będzie potem. Lecz Tae chyba się zorientował, o czym myślę.

-Nie teraz.- Upomniał mnie i ponownie połączył nasze usta razem.

Całkowicie zapomniałam o problemie, który wisiał mi nad głową.

Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Przyciągnęłam Tae bliżej siebie, łapiąc go za koszulę, a jednocześnie pogłębiając pocałunek.

To było jak zetknięcie się wody z ogniem. On mógł mnie pochłaniać. W tej chwili nie potrzebowałam niczego innego.

Jego ręce znalazły się na moich biodrach. Sapnęłam, kiedy przyciągnął mnie do swojego ciała. Jednak po chwili Tae odsunął się od moich ust.

Przez długi czas próbowałam się pozbierać i przywrócić zdrowy rozsądek, zanim zabrnie to za daleko.

-Monick dziś nie wróci, więc zostań.

-Wydawało mi się, że to zły pomysł.

-Wydawało?

-Tak. Wydawało.


* * *


( Narracja Carla )


Sora nawet nie zadzwoniła, by powiedzieć mi, czy wszystko w porządku.

Niewdzięczna kobieta !
Nie powinienem się tym martwić. Powinienem patrzeć pod nogi, żeby nie wpaść pod samochód. Na szczęście bezpiecznie dotarłem na drugą stronę ulicy, by zasiąść samotnie na przystanku autobusowym. Właściwie przyzwyczaiłem się do tego, że praca lekarza zmusza mnie do korzystania z autobusu o tak późnej porze. Dlatego też, ku mojemu zdziwieniu jakaś zakapturzona postać przysiadła na ławce, tuż obok mnie. Nie powiem, to wydawało się być przerażające. Od razu pomyślałem o tych zakapturzonych mordercach, ale szybko odsunąłem od siebie tę myśl postanowiłem odsunąć się też od nieznajomego.

Może i było to wredne, jednak jak dla mnie konieczne. Oczywiście, dało się wyczuć charakterystyczną woń alkoholu. Uspokoiłem się, ponieważ mógł być to zwykły pijaczek. Choć jego ubrania tego nie wskazywały.

To nie był zbyt ciekawy widok, więc powróciłem do spoglądania w telefon.

Wiadomość w końcu nadeszła. Przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła.

Odetchnąłem z ulgą, wznosząc oczy ku niebu. Ciekawość kazała mi zerknąć w bok, tylko po to, bym mógł dostać zawału.

Byłem bliski ochrzanienia gościa, ależ jakie było moje zdziwienie, gdy nieznajomym okazała się być dziewczyna.

W dodatku, którą zna cały świat i ja.

-Monick?- Spojrzałem na jej zmarnowaną twarz, która właśnie opadła na moje ramię.

Zamrugałem klika razy.

Powinienem zacząć działać, zamiast mrugać jak kretyn.

-Monick?- Spróbowałem jeszcze raz, lecz żadnego odzewu.- Powinienem zadzwonić do Taehyunga.- Wyciągnąłem telefon z powrotem i to był błąd. Czyjaś dłoń wytrąciła mi go z ręki.

Czy to jakiś żart?

-Nie dzwoń. Nie ma mnie w mieście.- Wybełkotała, ale teraz i tak by było za późno.

-Powiedz gdzie mieszkasz.- Nadłożę trochę drogi, choć to i tak sytuacja, w której nigdy się nie znalazłem.

Starałem się nie zacząć śmiać.

Jakby nie patrzeć pijana Monick prawie, że leży na ławce. Gdybym nie ja, byłoby jeszcze gorzej. Chociaż w takim przebraniu nawet ja się pomyliłem.

Westchnąłem.

-Chodźmy stąd.- Wstałem, przytrzymując Monick za ramiona. Jej głowa niebezpiecznie latała na wszystkie strony. Przypominała trochę Sorę w stanie totalnego upojenia. Najwidoczniej każda dziewczyna tak już ma.

-Pośpiesz się.- Powiedziała.

-Więc wstań.- Podałem jej ręce, ale ich nie chwyciła, więc spojrzałem na nią znacząco.

-Nie idę.- Odparła całkiem poważnie. Na ile ten bełkot mógł być poważny.

-Nie żartuj.- Chyba na serio nie żartowała.- Jesteśmy na przystanku. Mógłbym pomóc ci wejść do autobusu.- Starałem się przekonać ją, że spędzenie tu nocy jest fatalnym pomysłem, bo musiałbym tu z nią zostać.

-Zwariowałeś.

-Ja zwariowałem?

-Ponieś mnie.- Zażądała.

-Nie pójdziesz?

Pokręciła przecząco głową.

Westchnąłem po raz kolejny.

Nie miałem wyboru.

Przez pierwsze metry drogi stwierdziłem, że Monick wcale nie jest taka ciężka. Jedynie jej pijacki oddech drażnił moją szyję i nos. Powiedziałem sobie, że to mogę jakoś przetrwać.

Gdy minąłem kolejną ulicę miałem szczerze dość niezrozumiałych spojrzeń przechodniów. Przeklinałem dzień, w którym narzekałem na brak rozrywki w moim życiu. Teraz było tego aż za dużo. Zaczynając od Sory i jej pokręconego związku, którym zacząłem się bardziej przejmować niż swoim życiem , kończąc na dzisiejszym wieczorze. Nawet nie miałem planu, co z nią zrobić. Oprócz tego, że i tak zaniosę ją od domu, nie wiedziałem, co dalej. Nie mogłem pilnować jej przez całą noc. Wystarczy, że wiecznie pilnowałem swoich pacjentów.

Właściwie przez całą drogę myślałem jeszcze o czymś.

Jaki był tego powód?

Dlaczego ktoś taki jak ona upił się. Prawie, że, do nieprzytomności i w dodatku postanowił spać na przystanku? Czyżby dzisiejsze wiadomości okazały się być ostatnim gwoździem do trumny? W takim razie, jakie były przedtem?

Pchnąłem drzwi do klatki schodowej i jakimś cholernym cudem nie wywróciłem się na schodach.

Za to problem pojawił się, gdy przyszło mi wyciągnąć klucze do mieszkania. Były w plecaku, tuż pod moim nosem.

-Już jesteśmy?

-Tak jakby.- Chciałem zapytać, czy mogę ją już postawić, ale stwierdziłem, że to zły pomysł.- Monick?

-Hym?- Jej głowa powoli oderwała się od mojego ramienia.

-Potrzebne są nam klucze.

-Oh.

-Właśnie. Mogłabyś...- Spojrzałem na plecak, który zawiesiłem sobie z przodu.

-Zrobię to.

Monick wyciągnęła ręce, a jej policzek był aż za blisko mojej twarzy.

Uzbroiłem się w cierpliwość, podczas gdy jej palce próbowały odnaleźć zamek.

-O, jest.- Odparła uradowana, lecz raczej sama do siebie.

-Świetnie. Są gdzieś na dnie.- Oczywiście, inaczej nie mogło się stać.

Monick prawie, że mnie dusiła. Poprosiłem Boga o jeszcze pięć minut wytrzymałości, zanim przestanę czuć jej ręce.

W końcu wydobyła klucze z plecaka. Na nasze nieszczęście upuściła je na podłogę.

Westchnąłem po raz trzeci.

-Przepraszam. Jestem chora.

Naprawdę nie wiem, co to miało znaczyć, ale zignorowałem to.

-Schylę się, a ty je podniesiesz, okej?

-Okej.- Odpowiedziała niepewnie. Nie wiem dlaczego, poczułem się jakbym nawrzeszczał na małe dziecko.

Kolejne dziwne uczucie.

Przygotowałem się do tego mentalnie. Powtarzałem sobie żeby nie upaść, bo to by była porażka życia.

Włosy Monick przysłoniły mi pole widzenia. Na szczęście nie musiałem udzielać dalszych instrukcji.

Drzwi się otworzyły i poczułem ulgę, gdy wreszcie usiadła na kanapie. Spojrzałem na nią, a raczej na jej szeroki uśmiech. Tak, też się cieszyłem, że to przeżyłem. Rozcierałem nadgarstki po ciężkiej pracy.

-Jesteś lekarzem, tak?

-Tak.

-Okej.- Z powrotem się uśmiechnęła, a ja zgłupiałem.

Pomiędzy nami zapanowała cisza. Niezręczne milczenie przerwał dzwonek telefonu. Już miałem sięgać po swoją komórkę, gdy przypomniałem sobie, że od dawna jest martwa. Więc, to...

Skierowałem wzrok na Monick, by spytać o telefon. Lecz ona już się w niego wpatrywała i w cale się nie uśmiechała. Wręcz przeciwnie, wyglądała jakby miała zamiar się rozpłakać. Pochyliłem się, żeby do niej przemówić.

-Chcesz odebrać?- Spojrzała na mnie pustym wzrokiem, po czym schowała go z powrotem.

No pięknie.

-Ja muszę odebrać.- Powiedziałem to całkiem poważnie, ale nie wywarło to na niej żadnego wrażenia.- Dlaczego nie chcesz współpracować?

Uniosła do góry ręce. A więc to tak.

No cóż. Oby nic z tego nie pamiętała.

Chciałem tylko przeszukać jej kieszenie, jednak ona miała inne plany. Niespodziewanie pociągnęła mnie za rękę tak, że wylądowałem siedząc na kanapie koło niej.

Moje oczy musiały wyrażać więcej niż tysiąc słów, ponieważ oddała mi telefon.

-Zostań moim lekarzem.- Jeśli to miało pomóc.

-Okej.- Odpowiedziałem bez wahania. Wyciągnąłem rękę, by zabrać komórkę i nie udało się.

-Obiecaj.- Oh, więc to miała być obietnica na mały paluszek.

Zrobiłem to.

Pozostawiłem Monick samą sobie, na moment.

Oddzwoniłem do Nama, bo to on przed chwilą telefonował. Mogłem mu zadać pytanie, dlaczego właśnie on, ale to na inny raz.

Pokrótce wyjaśniłem zaistniałą sytuację. Zgodził się przyjechać i to zaraz, więc mogłem odetchnąć.

Wróciłem do salonu.

Monick bawiła się swoimi palcami, jakby to była najciekawsza zabawa świata. Aż dziwne, ale się w nią zapatrzyłem.

Nie minęło pięć minut, a ktoś dobijał się do drzwi. Otworzyłem je i zaprosiłem Namjoona do środka.

-Dzięki, że się nią zająłeś.

-Nie ma sprawy.- Przecież i tak skończyłoby się tym, że pomógłbym nawet nieznajomemu.- Właściwie było zabawnie.

-Świetnie, że się dobrze bawiłeś.- Nam poklepał mnie po ramieniu i podszedł do Monick. Jakoś na jego widok w cale się nie ucieszyła.

-Przyjechałeś?- Próbowała wstać, co mnie nieco zdziwiło. Dlaczego nie mogła spróbować wcześniej?

Nie ważne.

Postanowiłem odprowadzić tę dwójkę na dół.

Czekała na nich taksówka.

-Jeszcze raz dzięki.

-Powiedziałem, że nic się nie stało. Jutro pewnie nie będzie tego pamiętać.

-Masz rację. To do zobaczenia.

Joon wsiadł do taksówki, a ja tylko patrzyłem, jak odjeżdżają. Kiedy zniknęli mi z oczu zawróciłem do środka zastanawiając się nad zachowaniem Monick.

Dlaczego okładała pięściami Nama krzycząc, że nie chce umierać?