piątek, 29 listopada 2013

EXO- 15

No i doczekaliśmy się ciągu dalszego. Witam mojego pierwszego obserwatora, jestem bardzo zadowolona. Rozdział zostałby dodany, ale czasu było dość mało.






Jak kazali to stoję, ale po co tyle krzyku. Musiałam se zamaskować łzy skoro i tak nie mogę nic zrobić innego. Normalnie boję się odwrócić. Czy tam stoi jakiś goguś z nożem w ręce czy tylko jakiś pedofil. To dawać mi go tu już ja mu pokarze, że się odechce gwałcenia.

-Co ty zamierzasz! Nie możesz tego zrobić.

-On nie jest tego wart.- Odwróciłam głowę żeby zobaczyć Chanyeol, Suho, Baekhyun i nie mogło zabraknąć zakochanych trzymających się za ręce. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Czego mam nie robić i kto nie jest czego wart.

-Ale ja... .- Nawet nie mogłam się wytłumaczyć.

-Ty lepiej nic nie mów, po prostu się odsuń.- Spojrzałam jeszcze raz w dół , nie zauważyłam niczego przed czym musiałabym zwiewać natychmiastowo. Trzymałam w ręku bransoletkę którą dostałam w prezencie, ale wyślizgnęła mi się z ręki. Próbowałam ją załapać zanim poleciała by ostatecznie. Dlatego nachyliłam się bardziej.

-Nie!!- Krzyknęli wszyscy. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Ktoś złapał mnie w tali i podniósł biegnąc w stronę jakiegoś auta. Nie którzy pewnie pomyśleli by sobie, że to porwanie. W pewnym sensie tak było. W końcu usiadłam sobie pomiędzy zszokowanych przyjaciół. Mogłam zapytać się o co chodzi i dlaczego to zrobili.

-Co wy wyprawiacie. Miałam coś zrobić, gdyby nie wy prawie bym mi się udało.- Ci jeszcze bardziej wytrzeszczyli gały. A ja nadal nie ogarniam. Ta rzecz była naprawdę ważna miałam zamiar ją oddać.

-Ty wiesz co ty mówisz.- Zastanowiłam się czy czegoś nie poplątałam.

-Owszem tak.- Upierałam się przy swoim.

-Wiedziałam, że się zakochałaś, ale żeby tak od razu samobójstwo. Panie kierowco do najbliższego psychiatryka.- Oświadczyła Izzy.

-Rozumiem.- Musiałam szybko zareagować. Ja z debilami to jeszcze większy debilizm. Jeszcze mi nie odbiło. Musiało do mnie dotrzeć słowo ,,samobójstwo''.

-CO!! Niech pan tylko spróbuje to ktoś tu zginie.

-No, ale my się o ciebie martwimy. Gdyby nie Suho pewnie była byś na dnie.

-Tak Iz chyba w dupie. Dacie mi dojść do słowa. Ja tylko się przyglądałam i próbowałam coś uratować przed utonięciem, a na pewno nie miałam zamiar przez to co się stało skończyć życia. Poszaleliście czy co.- Nie wiem czy to zrozumieli bo gapią się jak ciele na malowane wrota. Nagle wszyscy zaczęli rżeć jak opętani. Face palm, najlepiej zacząć zlewać. Pokręciłam głową i wysiadłam. Wszyscy razem weszliśmy do domu. Ale jednak w najmniej odpowiednim momencie. Przepchnęłam się na sam początek zgromadzenia gdzie zobaczyłam to jak Lu tłumaczył się z tego wszystkiego.

-Zerwaliśmy ze sobą wczoraj. Uznałem, że to nie ma sensu skoro nie czuje tego co na początku.- Sama nie wierzę, że to powiedział. Mówię wam babcia była bliska zejścia na miejscu, a cała reszta gapiła się to na mnie to na niego jakby ducha zobaczyli. Znowu zbierało mi się na wybuchnięcie płaczem.

-A-ale czy to prawda.- Pytanie padło na mnie i raczej nikomu nie zbierało się żeby powiedzieć to za mnie więc pokiwałam głową, że tak. Przeszłam w miarę spokojnie do pokoju Iz i zatrzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę. Wywnioskowałam tyle, że wynoszę się stąd jeszcze dzisiaj najlepiej do Polski tam na pewno nikt mnie nie znajdzie. Dokładnie i to nawet teraz w tym momencie z Iz czy bez nie mam zamiaru być w Seulu podczas pozostałych wakacji. Ciągle bym o tym myślała. Wzięłam walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zabrałam wszystko, a resztę może zabrać Iz.

-Czekaj co ty robisz z tą walizką?

-Dokładnie to na co wygląda.- Spierdalam póki czas.- Nie zatrzymuj mnie bo i tak nie zostanę, ale ty zostań pocieszysz babcie bo chyba płakała. No i masz tutaj chłopaka więc powodzenia.- Uwiesiła mi się na szyi.

-Dobra, postaram się przylecieć jak najszybciej.

-Ok. Możesz mnie odprowadzić co?

-Pewnie, twój samochód prosto na lotnisko już czeka pod domem. Chłopaki pilnują, żeby nie napadła cię rodzinka, a on zamknął się w pokoju i nikogo nie dopuszcza.- No świetnie wiadomości na sam koniec. Władowałam bagaż do bagażnika, pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam. Machałam im póki nie zniknęli mi z oczu. Nie wiem czemu dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Chyba dlatego, że odcinam się odcinam od tego burdelu.



* * *



Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i to święta prawda jest. Tyle godzin siedzenia i nie czuje zadka. Jakby mi odleciał gdzieś po drodze. Raczej powinnam się przejść. Zbiegłam po schodach, ale rodzice mnie złapali.

-A gdzie ty się wybierasz. Dopiero co się zjawiłaś i jeszcze nic nie opowiedziałaś.- Ło matko nikt by nie chciał tego słyszeć.

-No było wporzo, co tu dużo gadać.

-A ten chłopak co mówią o nim w wiadomościach.- Serio?! To nawet tutaj też. Ja to mam powodzenie nie ma co.

-Był i nie ma, wystarczy wiadomości. Chcę się przejść.

-No mówię ci nasza córka zwariowała.- I dopiero teraz to zauważyli.

-SŁYSZAŁAM!- Te ich ciche rozmowy przy mnie na mój temat im nie wychodzą.

Muszę sobie przypomnieć gdzie co było. Najlepiej zacznę od parku. Chodziłam w te i wewte bez żadnego celu. A za mną musiał oczywiście podążać orszak. Tym razem to kolesie w garniturach. W kółko i to samo jakby nie można podejść i po prostu zapytać. Zgłodniało mi się trochę więc poszłam do mojej ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku, ale nawet tutaj lampią się na mnie jakieś leszcze. Normalnie mam dość. Brakuje porwania i żądania okupu. Zrobiło się dość ciemno i zaczęłam mieć złe przeczucia co do tych ludzi, czy im się to nie nudzi. Zostałam zmuszona do przejścia koło jakiś podejrzanie wyglądających ludzi. Zajechało mi tu marychą.

-Ej panienko poczekaj chwilę.- No ładnie. Zbliż się a wydłubie ci oczy szpilą. Zacisnęłam pięści i ruszyłam przed siebie. Oni jak duchy pojawili się przede mną.

-Czy ty nie słyszysz czy jesteś aż tak głupia.

-Przepraszam bardzo, ale to nie mi dym wychodzi przez nos. A teraz sobie pójdę. No zaje fajnie kolejni psychopaci już nawet kopanie nie pomaga. Jakbym już skądś znała taką sytuacje, ale tym razem na bank go tu nie ma. Nagle do akcji wkroczyli ci podejrzani ludzie. Co mnie bardzo zdziwiło bo przecież ochrony to ja nie zamawiałam. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że jeden z tych obleśnych bandziorów zbliżał się w moją stronę. Przyznam byłam gotowa jak nigdy by skopać mu tyłek. Ale on zaczął wyciągać coś zza garnitura. Nogi się pode mną ugięły nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji



I jak, proszę o komentarz chociaż jeden.

niedziela, 24 listopada 2013

EXO- 14

UWAGA!! Mam zamiar ogłosić iż od teraz wstawiam rozdziały od razu jak je napiszę, a nie tak jak robiłam to co tydzień. Myślę, że tak będzie lepiej dla was. Wielkie dzięki, że nadal tu ktoś chce zaglądać.










No nie ma takiej opcji. Na pewno nie chcę słyszeć tego teraz, w takim momencie.



-Dobra czemu by nie, ale później. Muszę pójść się wykąpać. Chyba zrozumiesz.- Nie dałam mu szansy na odpowiedź. Wzięłam pierwsze lepsze dresy i zamknęłam drzwi. Mam nadzieje, że tu da mi odrobinę spokoju. Siedziałam tam tak długo, że jeszcze chwila i zostałam bym pomarszczoną śliwką. Za chwilę wyjdę z siebie i stanę obok. Ktoś zapukał, no ludzie dajcie spokój.


-Taak?



-Emi wyłaź szybko.- Boże ratuj mnie.



-Co takiego się dzieje.- Łazienka była dobrą opcją ucieczki, ale już nawet teraz tam nie można się wypróżnić. Niech już powie o co chodzi. Moje serce próbuje odmówić współpracy, a przecież dopiero co ją zaczęliśmy.


-No musisz szybko ze mną gdzieś pójść. Bo oni się pozabijają.- To już do tego doszło, że prze zemnie będą się bić. Pobiegłam tam bez słowa w samych skarpetkach. Na miejscu byli już wszyscy. Te dwa czuby siedziały naprzeciwko siebie. Domyślałam się o co może chodzić, ale na pewno nie chciałam gadać o tym przy wszystkich. Musiałam ochrzanić parę osób.



-Co tu się działo! Chcieliście się pozabijać! Już naprawdę mam tego dość. Dobrze wiecie jakie macie szczęście, że nie przyszła tu twoja matka. Co ona by sobie pomyślała!- Sama starałam się nie krzyczeć choć nie mogłam ustać w miejscu. Teraz zachciało im się siedzieć cicho, mogli by coś powiedzieć.


-Dobra spokojnie, bo wybuchniesz.- Wątpię żeby ktokolwiek był w stanie mnie uspokoić. Ale doceniam dobre chęci Kai' a.



-Właśnie masz rację, o co w ogóle poszło wam.- Zapytał ciekawy D.O. Oboje spojrzeli na mnie, a ja stałam tam jak idiotka. Wiedziałam, że to już czas by pogadać właśnie teraz … poważnie. Iz domyśliła się, że trzeba oczyścić przestrzeń.



-Ok to WYCHODZIMY! Ktoś tu musi se porozmawiać.- Przeszliśmy do na świeże powietrze.



-Teraz możesz powiedzieć mi po co to wszystko było.- Chciałam usłyszeć choć raz, że coś nie jest z mojej winy, ale tak nie było i sama o tym wiedziałam.


-To ty mi powiedz.- Zbił mnie z tropu. Jak on może być taki spokojny.


-O czym mam ci powiedzieć.- nie chciałam przyznawać się do czegoś co mnie samą przeraża.



-Naprawdę nie wiesz?- Pokiwałam głową przecząc.- Skoro muszę ci to powiedzieć to może sama zobacz.- Wyciągnął jakieś zdjęcia z kieszeni spodni i podał mi je. Myślałam, że moje oczy mnie zawodzą. Przyjrzałam się temu jeszcze raz. Ciągle widziałam ten sam obrazek. Ale zamiast zacząć to logicznie tłumaczyć ja musiałam wystrzelić z innym pytaniem.



-Czy ty mnie śledzisz? Skąd to w ogóle wytrzasnąłeś.- Teraz to wiem w jakie gówno weszłam.



-Nawet gdyby to i tak nie zaprzeczasz.- Próbowałam się wtrącić, ale mi nie pozwolił.- Przez cały czas odkąd poznaliśmy się w hotelu aż do wczorajszego wieczora miałem nadzieje, choćby te najmniejszą. Myślałem, że cokolwiek zauważysz jak bardzo cię polubiłem, że aż sam sobie tego nie jestem w stanie obrazić. A teraz gdy wiem, że to nie ja jestem tym którego chcesz jest tak naprawdę jeszcze gorzej.- Wziął oddech i kontynuował.- Wiem, że to co zrobiłaś było skutkiem tego ile wypiłaś. Wiec, że nigdy nie żałowałem tego spędzonego czasu s tobą. Juro powiem całą prawdę zgodnie z umową która kończy się jutro, więc nie przejmuj się wezmę wszystko na siebie. Przepraszam, że musiałaś tyle kłamać prze zemnie.- Gdy kończył te słowa, jedna łza poleciała. Chciałam podejść i ją zetrzeć. Ja kompletnie nie wiem co mam powiedzieć,łzy z każdą chwila napływały mi do oczu, ale się powstrzymałam i je powycierałam rękawem. Gapiłam się w pustą przestrzeń gdzie jeszcze przed chwilą stała moja miłość tego lata. A ja po prostu patrzyłam jak wręcz cały czas męczy się tym wszystkim. I nic nie powiedziałam, trzymałam dowody mojego popieprzonego zachowania. Chcę mi się krzyczeć. Weszłam do przed pokoju gdzie stała Iz.



- Czy stało się to co myślę, że się stało.



-No to dobrze myślisz.- Przytuliłam się do niej. Jak dobrze mieć kogoś kto cię rozumie.



-Oj kochana jak nie on to inny może nawet lepszy.



-Pewnie tak.- Gówno prawda nie będzie innego takiego bo on jest jedyny w swoim rodzaju.



-Wiesz mam pomysł. Tę ostatnią noc spędzisz u mnie w pokoju. W końcu i tak nie możecie być w jednym pomieszczeniu. Załatwię nam dobry film, najlepiej komedię żebyś się uśmiechnęła i górę lodów.- O jak miło, że i o tym pomyślała.



-Wszystko fajnie, ale coś na przebranie by się też przydało. Muszę oddać tą koszulkę jak ją wypiorę. I pozbądź się swojego kochasia.


-No wiesz nie kochasia. Ale dobra wyślę go żeby pocieszał tego złamasa co to tak szybko zakończył ten wasz nie rozpoczęty związek.




-Rób co chcesz tylko nie gadajmy o tym. Coś czuje, że bym potrzebowała tony chusteczek żeby przez to przejść.- Nawet teraz powinnam się chociaż uśmiechnąć, ale jak mam to zrobić. Oczywiście moja przyjaciółka spisała się. Ja zmusiłam się na sztuczny uśmiech, gorzej było z zaśnięciem.





* * *



Biegłam sobie przez jakąś łąkę, było tam pełno kwiatów. Ktoś mnie wołał, ale mi się nie śpieszyło. Tak jakbym wiedziała, że ten ktoś będzie czekał tyle ile trzeba żeby mnie zobaczyć. Gdy byłam już bardzo blisko widziałam tylko sylwetkę jakiegoś chłopaka. Już miałam zobaczyć jego twarz, ale wszystko się rozmazało i słyszałam tylko głos Izzy.


-Pobudka, czas wstać koniom wody dać.- Nie rozumiałam tego co ona czasami do mnie mówi.



-Jak chce ci się pić to idź do kuchni i mnie nie budź. Muszę się dowiedzieć kto tam stał.- Zakryłam głowę kołdrą. A po chwili już jej nie miałam.



-Matko czemu tu tak zimno jest. Oddawaj mi to!


-Nie mam takiego zamiaru. Rusz się, już nawet śniadanie ci przyniosłam. W dodatku musiałam wszystkim tłumaczyć dlaczego cię nie ma na dole. Ci nie wyrozumiali ludzie kazali mi tłumaczyć o co chodzi z wami.- ,,Wami'' to takie słowo które dla mnie nie istnieje. Od teraz jestem tylko ja.



-Trzeba było powiedzieć, że się poszłam przejść, cokolwiek dla świętego spokoju.



-Nie marudź, wystarczy, że się przebierzesz i tak zostajemy w domu bo się rozpadało.- No i świetnie zbiorowy płacz by się przydał.- bo naprawdę zaraz po kogoś pójdę, a chyba nie chcesz żeby ktoś cię widział w takim stanie.- Po długich rozważaniach za i przeciw uznałam, że to pewnie też by przeżyła. Ale zrobiłam to bo zdenerwowanie Iz podnosiło się strasznie szybko.




-I co zadowolona?



-Owszem, tak jak nigdy.



-To dobrze. Co zamierzasz robić?



-Chciałam gdzieś wyjść z Kris' em, jak chcesz to możesz się przyłączyć.- Taa i patrzeć na zakochanych, to odpada.




-Wiesz podaruje sobie. Może posiedzę i poczytam. A i powiedz im, że się źle czuje ok. I nie jestem z nim w pokoju bo nie chce go zarazić. Powinno zadziałać.- Iz kiwnęła głową i zaczęła zawalać mnie tonami ciuchów co chwila wrzeszcząc w ona ma się ubrać. Powiedzmy, że w tym momencie mało mnie to obchodziło, ale pomogłam jej żeby już wylazła. Ta to by musiała zacząć szykować się już wczoraj. Włączyłam telewizor i szamałam swoje śniadanie. Przeżuwałam każdy kęs gofra tak powoli jakby było w nim coś podejrzanego. Natrafiłam na transmisje ,,ciekawego'' programu na żywo z udziałem EXO. To moja szansa na wymknięcie się z tego domu. I tak nie mogłam wyjść jak cywilizowany człowiek. Przebrałam się w coś ciepłego. Moją ucieczką drogi to taras, pół biedy, że nie jest aż tak wysoko. Oczywiście i tak wyrżnęłam na sam koniec. Otrzepałam się i poszłam przed siebie. Rozmyślałam ciągle nad tymi samymi wydarzeniami. I tak sobie doszłam aż na most. Popatrzyłam jak powoli płynie woda i dopiero teraz rozryczałam się tak, że ktoś by pomyślał o mnie jak o wariatce nie zrównoważonej psychicznie. Już nawet nie przeszkadzało mi to zimno i deszcz.




-Emi, nie ruszaj się!- Usłyszałam za sobą znajome głosy moich przyjaciół.



Pisałam to dla was jak najszybciej, myślę, że się spodoba.

środa, 20 listopada 2013

EXO- 13


No i mamy pechową trzynastkę. Myślę, że taka nie będzie i wszystkim się spodoba. Coś nie piszecie zbytnio komentarzy które by się przydały. Wiedziałabym co poprawić, a co wam się podoba.




O matko, ale mnie łeb boli po wczorajszym. Mogłam nie szaleć z tymi drinkami. Ale jak se o tym przypomnę to mi coś pęka w środku. Tak w ogóle wracając do rzeczywistości to gdzie jestem i z kim. Boję się odwrócić głowę na bok. Zrobiłam to szybko.

-Aaaaaaaa.- Zwaliłam gościa z łóżka. Bosz on jest prawie nagi. OSZTY W DUPE WĘŻA JEGO MAĆ. Kurwa, co ja robiłam. I co ja mam na sobie. Chyba będę rzygać. Trzeba go przewrócić tak żebym widziała jego mordę. Ale najpierw się ubiorę. Tylko gdzie ja mam te ciuchy. Zaczęłam szukać ich po całym pokoju hotelowym. Jedna część pod łóżkiem, a druga w jednym z kątów. Odnalazłam łazienkę i zamknęłam się na cztery spusty. Walnęłam się w twarz dosyć mocno mając nadzieje, że to tylko sen z którego się obudzę lada chwila. Głupia jestem, co robiłam, co zobaczyłam. Dopiero teraz zaczynam sobie wszystko przypominać po kolei. Muszę stąd wyjść i wszystko wyjaśnić bo co innego mogę teraz zrobić. Podeszłam do śpiącego na podłodze kolesia. Czułam w kościach, że to... SEHUN. No to po mnie. Czemu nie mogło się skończyć tylko na tej patelni.

-Hej, rusz się rzesz w końcu.- Próbowałam ocucić skacowanego kolegę. Ten podniósł się nagle, a gdy zobaczył, że jest prawie nagi zakrył się prześcieradłem.

-TY! Co mi zrobiłaś.- Fajnie zwal na dziewczynę. Wszystko moja wina gorzej być już chyba nie może. Będę płakać.

-Ja coś zrobiłam. Popatrz się na siebie. Jak już masz kogoś oskarżać to samego siebie. Ja nie winna jestem. Z resztą co tu gadać chyba sam się domyślasz co?- Już miałam histeryczny głos. A oczy zaszklone. Raczej wolałabym zrobić TO świadomie, a nie w stanie upojenia. No mama była by ze mnie dumna.

-Dobra tylko nie płacz mi tu. W ogóle nic nie pamiętam.- Usiadł obok mnie na łóżku.- Powiedz, że coś sobie przypominasz.- Łatwo powiedzieć trudniej uruchomić bolący łeb.

-No nie za bardzo pamiętam. Tyle tylko, że musiałam przeholować z piciem na tyle żeby teraz być w takiej sytuacji. Po co ja cię wtedy szukałam?

-Szukałaś? Po co?- Gdybym tylko wiedziała. Zapewne to miało związek z tym co zobaczyłam. Mogłam zapomnieć o takich istotnych rzeczach , a nie zapomniałam o tych najgorszych. Co za pokręcona logika.

-Czyli, że my tutaj … .- Jak pomyślę o tym to mnie skręca w środku.

-To jest chore.- Walnęłam się do tyłu. Powinni zamknąć ten pokój i porządnie zdezynfekować. Za chwilę nie wytrzymam. To się nie mieści w głowie. Chciałabym cofnąć czas, albo chociaż odrobinę wody. No i nie wytrzymałam rozryczałam się jak małe dziecko. To dla mnie za dużo.

-Nie ma nad czym płakać. Dobrze będzie. Jakoś mu to wytłumaczysz.- No nie no ja coś rozwalę. ,,Będzie dobrze'' no chyba w snach. Podniosłam się z tego barłogu. Spojrzałam na już ubranego Sehun' a. On mi tu pieprzy o rzeczach nie możliwych w takich sytuacjach.

-Serio człowieku, serio. Czy ty nie widzisz co zrobiłam, co zrobiliśmy tutaj. Naprawdę uważasz, że tak po prostu wyjdę stąd i udam, że nic takiego nie miało miejsca! Ja tu nie mówię O NIM.- walnęłam ręką w ścianę. Musiałam się wyżyć.

-To co chcesz zrobić!! Dziewczyno oboje w tym siedzimy!

-NIE KRZYCZ NA MNIE!

-SAMA SIĘ WYDZIERASZ!- A to fakt. Po prostu musiałam.

-Czekaj powiedziałaś, że nie musisz mu nic tłumaczyć.- Ajć czyżbym powiedziała o jedno słowo za dużo. A chuj powiem prawdę i tak już wie więcej niż powinien.

-Dobrze usłyszałeś. Tak naprawdę to ja z nim nie jestem to tylko fikcyjny związek. To z mojej winy musimy okłamywać wszystkich i wierz mi dobrze się z tym nie czuję. Ani trochę.- A temu co się stało. Ja tu nie widzę powodu do śmiania się.

-Fajnie to jest takie przezabawne. Może zadzwoń do gazet wtedy oboje będziemy się śmiać ile wlezie!- Zero powagi w takiej sytuacji. Z kim ja się zadaje.

-Przecież wiesz, że nie o to chodzi.- A ciekawe o co. Może o to, że zrobiłam z siebie dziwkę.

-Lepiej tu ogarnijmy żeby nie było dowodów.- Jakby to powiedzieć znalazłam wiele ciekawych rzeczy. Wywaliłam wszystko nie potrzebne. Pod krzesłem znalazłam niedopałek papierosa. Coraz bardziej mam ochotę pozbawić się życia.

-Em czy ty przypadkiem nie palisz?- Proszę powiedz, że tak.

-Nie, a ty?

-Myślisz, że pytałabym się gdybym wiedziała, że to moje.- Kurcze. Mam pomysł jak by to sprawdzić.

-Pokaż ręce.- Tak szybko sprawdzę komu się zachciało kopcić. Nie mamy tu żadnej popielniczki, śladów też nie ma więc zostaje tylko to.

-Ale ty też.

-No to oczywiste, że ja też.- Myślałam, że tego nie zobaczę, ale zobaczyłam . I to w dodatku no obu rękach. Boże co ja tu robiłam. Ja stąd wychodzę i to teraz. Walnęłam drzwiami i poszłam poczekać na windę. Nie mogłaby szybciej jechać zanim ten degenerat mnie dogoni. No nareszcie się zlitowali na de mną . Wepchałam się w sam środek zgromadzenia. Wyleciałam z niej i poszłam przed siebie. Z tego co wiem to w którejś z kieszeni powinnam mieć trochę kasy na taxi. Wsiadałam, podając adres który jakoś nie zapomniałam.

-Czy ty aby nie jesteś tą dziewczyną z gazety?- Taaa dziewczyną gwiazdy. Tą z gazety, radia, TV i z internetu.

-Może pan się skupić na drodze, proszę. Dziękuje, że mnie pan rozpoznał.- Nadmierna uprzejmość też nie jest dobra. Trzepnęła bym go w łeb. Cały czas wpatrywałam się w szybę z nadzieją, że szybko się obudzę. Już zasypiałam, ale nagle zahamowaliśmy, a moja głowa zderzyła się z oparciem. Moje czoło równa się jeden wielki siniak. Dlatego nie lubię wsiadać do tych maszyn z piekła rodem. Wysiadłam leniwie i stałam jak widły w gnoju. Wymyślę historyjkę na poczekaniu. Starałam się przemknąć, ale nic mi się nie udaje.

-O, już jesteś. Co kupiłaś w tym sklepie, przecież wszystko tu masz.- Nastąpiła dezorientacja. Spojrzałam na wszystkich. Ci kazali mi kłamać dalej.

-A no tak, potrzebowałam ….- Czego ja potrzebowałam?- Wody! Właśnie, ja idę się odświeżyć, to nara.- Przeleciałam w prost do pokoju jak superman. Mój rekordowy czas. Gdy myślałam, że tu jestem bezpieczna to Lu siedział znów na łóżku i patrzył się na mnie takim strasznym wzrokiem. Aż się przestraszyłam.

-Matko boska. Zawału bym dostała na miejscu.- Próbowałam rozładować napięcie nie wzbudzając podejrzeń. Czuje się jakbym kogoś zabiła, a w końcu on też się z jakąś suką migdalił. Ja mam oczy dookoła głowy. Ale jemu to widać nie do śmiechu.

-Coś się stało. Jeśli chodzi ci o tą imprezę. To naprawdę nie mogłam wyjść tam z tobą, musiałam coś załatwić. To chyba nic strasznego?- Za chwile umrę od tego spojrzenia. Ono mówiło zarazem dużo i bardzo nie wiele.

-Musimy porozmawiać... poważnie.- Powiedział to z takim spokojem.



I co myślicie?  Przepraszam za błędy.






środa, 13 listopada 2013

EXO- 12


Witam was z powrotem razem z nowym rozdziałem, może nie być dla niektórych ciekawy, ale w następnym będzie się działo.





,,Club 27 '' dokładnie te słowa widziałam naprzeciw mnie. Przełknęłam ślinę i podążyłam bez słowa za resztą. Wszystko się wyjaśniło bez nie potrzebnych tłumaczeń. Czemu sama na to nie wpadłam, te wszystkie przygotowania tylko po to by na koniec trafić na bibę. I to nie byle jaką bo z wieloma gwiazdami k-pop' u. Kto by pomyślał, że taka osoba jak ja trafi w takie towarzystwo. Heh, nie mam pojęcia z kim i o czym rozmawiać. Przeszłam do baru, zamówiłam drinka. Zaczęłam rozmyślać nad swoim życiem i ogólnie tym co ja wyprawiam z nim. Kompletnie nie mam pojęcia co porabia na parkiecie Iz. Znając ją jest tam gdzie najwięcej ludzi. Tym razem nawet nie zauważyłam kiedy przyszła do mnie.

-Hej. Dziewczyno czemu sama tak siedzisz. Każdy się świetnie bawi. Jesteś jedną z nielicznych która sobie siedzi i popija. Z resztą który to już jest. Chcesz powtórzyć historię znowu. Ach, rozumiem, zawsze warto mieć nadzieje, że znowu cie uratuje.- Zaczęła mnie szturchać tym kościstym łokciskiem.

-Tak i żeby przyjechał na różowym jednorożcu. Pojedziemy se na drugi koniec tęczy po garnek złota który ukradniemy.- To nie realne marzenie, ale jakoś chciałoby się żeby było prawdziwe. Nie wiem czemu w ogóle o tym pomyślałam. Alkohol mi uderza.

-Nie żartuj.

-A kto mówi, że żartuje. Popatrz na tych ludzi. Tyle zrobili, a ja najzwyczajniej okłamuje wszystkich łącznie z moją rodziną. Jaki nie normalny człowiek nie miał by wyrzutów. To mnie kiedyś wykończy.- Wychlałam do końca niebieskiego drinka. To niezrozumiale dobre. Jeszcze się nie upiłam tak do końca.

-Przynajmniej wiesz, że jesteś normalna. Zostaw to i choć popatrzeć jak za moment będą śpiewać gwiazdy.

-Faktycznie posłucham. To jak darmowy koncert.- Jak ja się ciesze, że mam ją przy sobie. Jej życie wydaje się być bajką, no i ma chłopaka który kocha ją, a ona jego. Zastanawiam się gdzie podział się mój ,,chłopak''. Pierwsi wyszli B.A.P. Momentalnie każdy zaczął wariować w rytm muzyki. Jak to mówią dałam się ponieść. Zazdroszczę tym wszystkim takich głosów. Nie raz myślałam, że wejdę tam i pokarze na co mnie stać, ale powstrzymuje mnie mój lęk przed sceną. Czuję jakby miał nastąpić atak pomidorów lecących w moją stronę, a mój głos cichnie coraz bardziej i bardziej i nic nie słychać tylko buczenie ludzi. Na samą myśl o czymś takim mam dreszcze.

-A teraz zapraszamy na scenę osobę która ma wielki talent. Mamy nadzieję, że pokochacie jej głos. Emi gdzie się ukrywasz.- Usłyszałam głos dobiegający z mikrofonu. To jest jak dostanie wyroku śmierci. Jednym słowem sparaliżowało mnie całą. Wywaliłam gały na tego gostka. Naprawdę miał nie równo pod sufitem. Wiem jedno trzeba się stąd zmyć w trybie natychmiastowym póki jeszcze mogę to zrobić.- Odwróciłam się i wpadłam na przyjaciół. Szlag by to trafił.

-Gdzie to się wybierasz, co? To nie w tą stronę.- Powiedział do mnie Tao.

-No co ty nie powiesz mądralo. Ja tam nie idę. Nie chcę, nie mogę więc się ruszcie.- No nie poskutkowało.

-Oczywiście, że pójdziesz.- Oznajmił z chytrym uśmieszkiem na twarzy. Co oni kombinują, aż tak bardzo mnie nie lubią?

-Co zamierzasz? Możesz w końcu powiedzieć i przestać się szczerzyć.

-Hehehe. Brać ją.

-Że co!?- No to już jest przegięcie. Sama dałabym radę pójść i nikt nie musiałby mnie zanosić na scenę. Nie dość, że wstyd to jeszcze się zbełtam za moment.

-Xiu czy zechciałbyś mnie POSTAWIĆ. Zobaczysz, że oberwiesz i ciebie Chen też to nie ominie.- Mam świetnych, nieświadomych przyjaciół. Myślałam, że Iz wszystko zdążyła im powiedzieć. Chyba, że są tego świadomi to pozabijam własnoręcznie. Trudno najgorszy sen się jednak spełnił w moim przypadku.

-Dasz radę. Zostajemy tu z tobą.- Przynajmniej tyle.- My zaczniemy a ty dołączysz.- Chen podał mi mikrofon. Moja ręka niewobrażalnie się trząchała. Chyba zwariowałam, że dałam się namówić. Ale teraz cieszę się, że to zrobiłam. Przełamałam się dopiero teraz i to jest … super.

-To co wypijmy za zwycięstwo.- Taaa i następna kolejka. Za nie długo nie będę w stanie utrzymać się na nogach. Zrobiło się jakoś duszno, potrzebuję powietrza.

-Gdzie jest tu wyjście na dach albo coś.- Próbowałam się dowiedzieć tego od barmana. Mam iść w stronę toalety? Niech będzie, żeby to nie było daleko. Przedzierałam się przez tłumy tańczących ludzi. Znalazłam ten korytarz. Szłam nim w miarę powoli bo tylko tak byłam w stanie. Ni i doszłam bezpiecznie. Ale to co zobaczyłam było gorsze od tego wszystkiego co do tej pory stało się w całym moim życiu. Widok obściskującego się Lu Han' a z jakąś kompletnie nie znaną mi laską. To się nazywa dostać życiowego kopa w tyłek. Zakryłam ręką usta żeby nie zacząć krzyczeć. Łzy zaczęły spływać mi po rozpalonych policzkach. Starłam je szybko i pobiegłam przed siebie. Powstrzymywanie łez mi nie wychodzi. Wszystko mi jedno uchleję się w trzy dupy byle by o tym zapomnieć i to jak najszybciej.

-Poproszę coś w miarę mocnego, mam zamiar się upić.- Wolę ostrzec żeby coś później ze mną zrobili.

-Aaa rozumiem. Problemy sercowe?- Aż tak bardzo widać.

-Tak, można to nazwać beznadziejnym przypadkiem.

-Powiedz tylko kogo zawołać gdybyś odleciała.- Hmmm Iz powinna być dać sobie ze mną radę. Choć po co mam ją martwić. Moja ofiara by wystarczyła bo tego dupka nie chcę znać. Już ja to zakończę szybciej niż by tego chciał.

-Taki jeden chłopak z EXO. Sehun da sobie radę.- Wydaje mi się, że nie narąbie się, prawda? A nawet gdyby to co mnie to. Podobno w środku śmietnika może być wygodnie. Żule dają radę więc ja też. Zaczęłam realizować moje zamierzenie. Przyznaję nie smakuje to dobrze, ale nie zwracałam na to uwagi. Rozglądałam się za Sehun' em. Przydałoby się już wrócić do domu bo ze mną nie jest za dobrze.

-Ej Iz nie widziałaś Sehun' a gdzieś?- Starałam się powiedzieć to najnormalniej jak mogłam.

-Stoi tam, a raczej to się chwieje.- Pokazała mi palcem.- A w ogóle to wszystko w porządku?- Cholera trza zwiewać zanim się zorientuję.

-No pewnie. To ja lecę.



(narracja Izzy)



Coś mi tu nie gra. Emi zazwyczaj nie wygląda … TAK. Ale by mnie nie okłamała chyba, że coś się stało i po co szukała akurat jego. Ech, może to dlatego, że jest tu tak ciemno. Pewnie mi się zdawało, ale podejrzę ich przez chwilę. Hmmm gdzie oni wychodzą. Jeden z drugim kompletnie nie kontaktują ze światem.

-Ej kochanie coś się dzieje. Na co tak patrzysz?- O boże, ale się przestraszyłam.

-Co? A nie jest dobrze.

-To choć zatańczyć.- Pociągnął mnie w tłum tańczących. No i straciłam ich z wzroku. Cholera, a dobra możliwe, że ona naprawdę dobrze się czuła i po prostu go wyprowadziła. Mam taką nadzieję. Dorosła jest nie będę robiła za rodziców. W końcu przyjechałyśmy tu od nich odpocząć.





I co myślicie, dajcie znać plose was bardzo.

czwartek, 7 listopada 2013

EXO- 11


Nie zaliczyłabym tego rozdziału do najlepszych. Możliwe, że nie do końca wszystko się ze sobą klei. Ale to przez to, że nie miałam zbyt dużo czasu na napisanie czegokolwiek. Myślę, że was nie zanudzę bo starałam się jak zawsze by się coś działo i było śmiesznie w niektórych momentach.  CZYTAJCIE PROSZĘ.








Jak zawsze nie dane mi było pospać w spokoju. Ktoś pukał w drzwi. Stop! KTOŚ PUKA! Zerwałam się szybko rzucając poduszką w śpiącą królewnę która znów pieprzyła o ciastkach.

-Co się dzieje. Otwórz bo ktoś się dobija.- Ach nie ogar. Za moment powinien się zorientować 1, 2 i … 3.

-Ty ktoś puka!! Trzymaj to.- Wrzucił swoje ,, łóżko” prosto na moją głowę. Teraz wyglądam jeszcze gorzej, przynajmniej nie ja jedna.

-Moment, jeszcze chwila! No pośpiesz się.- Bosz sama nie wiem co mówię to przez ten szok poranny czy coś takiego.

-No wolniej się nie dało.

-Musiałem poskładać swoje kości. No chodź tu bliżej.- Zaczynam się denerwować z samego rana. To nic dobrego nie wróży.

-Proszę.- Drzwi się otworzyły a do środka wtargnęła mamuśka z babcią. Już nie wspomnę o tych podglądaczach zerkających do środka. Oczywiście Iz jak zawsze musi wysyłać mi serducha. Co ja mogłam na to poradzić.

-Ooo jak słodko wyglądają.- No to chyba dobrze, nie?

-Musimy przerwać wam sielankę. Dzisiaj ty i twoja koleżanka spędzicie czas z nami. Mówię wam to będzie coś. Pozbierajcie się i schodźcie na śniadanie.- Nawet gdybym chciała to nie mam jak się z tego wykręcić. Podobno obiecałam to więc dotrzymam obietnicy. Się dużo poplątało ostatnimi czasy. Zwlokłam się z łóżka i w zawrotnym tempie zajęłam łazienkę. Chlusnęłam sobie zimną wodą w twarz. Mogę powiedzieć, że to nic nie dało. Nie mogłam też ukrywać się tam wieczność.

-Wszystko w porządku.- Usłyszałam głos.

-Tak, tak momencik.

-Będę na dole.- Jasne zostaw mnie samą.

-Ok.

Jak tylko trzasnął drzwiami wyszłam z tego małego pomieszczenia. Pocieszam się tym, że jeszcze tylko 2 dni do końca udawania. To jest strasznie trudne zwłaszcza gdy zdajesz sobie sprawę co dzieje się z moim sercem. Jednak trzeba było wybrać ten zasrany Londyn, ale nie ja zawsze muszę się uprzeć. Ech no to idziemy. W salonie toczyła się zażarta dyskusja. Jak tylko weszłam do środka wszyscy spojrzeli na mnie.

-Cześć.- Zajęłam miejsce pomiędzy Lay' em, a Lu Han' em tak jak zawsze. Naprawdę dziwnie się czuje. Jakbym była jedyną dziewczyną w tym pomieszczeniu, a tak nie jest. Patrząc tak można to nazwać inwazją chłopów. Zapchałam się tostem.

-Ej Emi twa ofiara się na ciebie patrzy.- Przecież nikt tu na nikogo nie napadł i to nie ofiara tylko pechowa osoba.

-O czym ty pierdzielisz Iz.

-No na serio ci to mówię babo. Sama się przyjrzyj.- Gdyby ona wiedziała jak ja bardzo nie chcę tego robić. Świetnie zdaje sobie sprawę z tego, że

jednak poobijałam faceta nawet dość. Kto by pomyślał, że najzwyklejsza patelnia może być tak niebezpiecznym narzędziem. Była w moich rękach więc mogło się stać o wiele więcej. Po wnikliwym wybadaniu sprawy przyznałam rację mej przyjaciółce z bananem na twarzy. Z czego oni się tak śmieją i to beze mnie. Pogadać o tym z nim to nawet nie mam szans. Na moim talerzu pojawia się coraz więcej jedzenia, czy ona mogłaby mi przestać dokładać tyle tego.

-Dobra mamy problem, co robić.- Szepnęłam. To pierwszy raz kiedy nie mam pojęcia co począć z tym fantem. Nawet nie pamiętam jak ma na imię. Powtórzę to jeszcze raz, co ze mnie za fanka.

-Mnie się pytasz?

-Tak wiem to jest dziwne, ale tego tutaj obok na pewno się nie zapytam.

-Pomyślmy co by tu można zrobić?- Czekałam na jej pomysł chyba z jakieś 10 minut.

-I co masz coś ciekawego.

-Co? Co ja miałam mieć.- Nie no zamorduje -,- . I weź tu przeżyj z dnia na dzień. Jak ten Kris wytrzymuje z tym nie ogarniętym dzieckiem.

-Matko, już nic. Zapomnij o tym.- Po tym całym cyrku. Zostałyśmy zaciągnięte do sklepu z kosmetykami. Nie mam pojęcia po co. Pamiętam tyle, że gdy Izzy zobaczyła kartę rzuciła się jak szalona do środka sklepu. Rzecz w tym, że gdzieś ją zapodziałam. Rozglądałam się po półkach. Wiele rzeczy nie jest tu zbyt tanich. Ważne, że nie ma dzikich fanek z żądzą mordu.

-Podoba ci się to.- Babcia wyrwała mi z ręki perfumę.

-No tak jest całkiem … .- Ale nie zdążyłam dokończyć bo i tak następne rzeczy lądowały w już przepełnionym koszyku. Następny targała Iz. No ja oznajmiam, że nosić tego nie będę. Zostałam wypsikana tyloma perfumami, że aż kręci mi się głowie. Współczuje ty ludziom co wejdą tam teraz. Następny w planie – fryzjer i kosmetyczka. Na samą myśl mam dreszcze. Jeszcze pozbawią mnie włosów bo to z nimi różne bywa. Jedno pytanie na które jeszcze nikt nie raczył mi odpowiedzieć to PO CHOLERE MI TO. Wszyscy milczą jakby od tego zależało ich życie. Tak jak się spodziewałam ta głupia fryzjerka masakrycznie szarpie mi włosy. Powinna docenić to, że po 15 minutach kłótni zgodziłam się siąść na przeklęty fotel. Wolę na to nie patrzeć. Spędziłam dobrą godzinę aż mnie tyłek boli do siedzenia.

-O boziu wyglądacie świetnie.- Szkoda tylko, że się tak nie czuje.

-A no tak. Tu mam mały prezent dla ciebie.

-Co? Jaki prezent?

-Trzymaj.- Wręczono mi małe pudełeczko, a w środku bransoletka zrobiona z złota. Była naprawdę śliczna taka w moim stylu.

-Jest pani pewna, że chce mi to dać.

-No pewnie, że tak. Jesteś taką idealną dziewczyną dla mojego syna. W

ogóle nie zależy ci na pieniądzach tak jak tym innym dziewczynom z telewizji.

-O, dziękuje.- Coś się ze mną dzieje tam w środku. To nic dobrego.

-Nie ma za co. A teraz ostatnia rzecz.- Wepchnięto mnie wręcz do samochodu bez żadnego słowa dokąd się wybieramy. Wygrzebałam butelkę wody i przyssałam się do niej. Droga minęła szybko, wysiadam i zobaczyłam przede mną wielki napis na sklepie ,,Centrum Handlowe ''

-O, o, o. Czy ja myślę czy szykuje się nam zakupowy szał.- Zaczęła mnie szarpać za ramię. Ona to uwielbia, a ja nie koniecznie.

-A owszem. Chodźmy.- Pociągnęły mnie do przodu. O mało co nie przywaliłabym w drzwi. Trochę dziwne, że nikogo tu nie ma oprócz pracowników.

-Pusto tu dzisiaj.- Odezwałam się ściskając nieszczęsną wodę.

-To dlatego, że wynajęłyśmy to miejsce na dzisiejsze popołudnie.- O, ciekawe z jakiej to okazji.

-Ja cię nie mogę. Em to wszystko dla ciebie. Nie cieszysz się?- Powiedziałaby co innego, ale się na mnie patrzą jak na upośledzoną.

-Nom, a co to takiego.- Doszliśmy do czegoś co wyglądało jak wybieg.

-Uuu mamy wybieg.- Ta to zawsze znajdzie pozytywy. Niczym się nie przejmuje.

-Mówię wam dziewczyny będzie fajnie.- Z wrażenia się napiłam. Kompletnie nikt mnie tam nie zaciągnie nawet wołami. Zaczynam mieć stresa. Dobrze, że ich tu nie ma.

-Ej popatrz czy tam nie stoi cała dwunastka?- O czym ona bredzi.

-Co ty zwidy masz. Kochana nie ma takiej opcji.- Otworzyłam już drugą butelkę.

-Ależ jest. Pomyślałam sobie, że opinia facetów się przyda. Mały pokaz mody będzie fajny.- Z wrażenia wyplułam wodę z buzi. To się nie dzieje na serio. Chyba mam zawał. Cała 12, żeby to chociaż jeden, a nie wszyscy. Gdyby nie Iz stała bym tak nadal jak kretynka. Moje serce wali z 10 razy szybciej niż zazwyczaj. Co robić, co robić! Zanim się obejrzałam trzymałam stosy ciuchów które dały mi te wszystkie panie ze sklepu. W końcu zamknęłam się w sali do makijażu. Usiadłam sobie na chwilę.

-Dobrze się czujesz?- Głupie pytanie w takiej sytuacji.

-Żartujesz sobie teraz. Przed ty czymś co tam ustawili siedzą wszystkie osoby z którymi widzę się co dziennie. A jakbyś nie wiedziała to wśród nich siedzi sobie Sehun i OSOBA W KTÓREJ SIĘ ZAKOCHAŁAM. Jakimś trafem.

-No faktycznie to nie brzmi dobrze.

-Jakbym o tym nie wiedziała. Przecież to koszmarnie.- Co jak się wywalę, albo potknę na prostej drodze, będę wyglądać śmiesznie i każdy zacznie cieszyć wafla. Czemu ja się nie mogę pozbyć tych najczarniejszych scenariuszy z głowy. Głupi mózg, jak trzeba to się nie uruchomi.

-Dobra przestań już. To w ogóle nie pasuje do ciebie Emi. Dziewczyna jaką

znam od zawsze. To taka która najzwyczajniej w świecie podeszła by do tej sprawy na luzie. Ty ciągle się czymś przejmujesz, a popatrz na innych. Oni nigdy nie myślą co się stanie, a jakoś jest w porządku.- Właśnie robię najgorszą rzecz.

-Dokładnie masz rację, znowu. Podejdę do tego na luzie. Może być zabawnie. Przejmuje się tym jakbym była jego dziewczyną.- Co za niewdzięczne życie, że jeszcze z nim nie jestem na poważnie. Przeklinam się za to, że z tym nigdy nie umiem sobie poradzić jeśli chodzi o miłość.

-A więc przebieraj się natychmiast w to. Później zrobię ci makijaż. Zobaczysz, że szczeny im padną z wrażenia.

-Pewnie masz racje.

Wyszło tak jak wszyscy chcieli. Oczywiście nie dałam się wypchnąć jako pierwsza. Wyszłyśmy razem. Okazało się, że to świetna zabawa. Pod koniec przebrałyśmy chłopaków w babskie ciuszki. Kris to zakonnica, Xiu Min- pielęgniarka, Chen- uczennica, Lu Han- staruszka, brakowło sztucznej szczęki, ale babcia była chętna ją oddać za free, Lay- kominiarz, stwierdziłyśmy, żę czarny do niego pasuje. Tao- jako prawnik z wielkim brzuchem, Suho- modelka, dobrze wygląda w mini spódniczkach. Baekhyun, Chanyeol i D.O robiący za marudzące dziecko. Naprawdę ubolewam nad tym, że nie mieli w tym sklepie pieluch. Kyungsoo- opiekunka do dzieci w sweet różowym fartuszku, Kai jako klaun w przydurzawych butach i o czerwonym nosie. A na samym końcu Sehun na wózku inwalidzkim z jedną nogą w górze. Postanowiłam zrobić sobie pamiątkę z tego dnia w postaci zdjęcia. Jedno pstryknięcie i po kłopocie. Ale gdy wszyscy myśleliśmy, że to już koniec mama Lulu oznajmiła, że musimy się śpieszyć. Nawet nie zdążyłam się przebrać w swoje ciuchy. Po 10 minutowej jeździe zatrzymaliśmy się limuzyną. Zobaczyłam napis i szczerze miałam ochotę wsiąść tak samo szybko jak wyszłam.



Dajcie znać co o tym myślicie i czy mam zwiększyć czcionkę.