No i doczekaliśmy się ciągu dalszego. Witam mojego pierwszego obserwatora, jestem bardzo zadowolona. Rozdział zostałby dodany, ale czasu było dość mało.
Jak kazali to stoję, ale po co tyle krzyku. Musiałam se zamaskować łzy skoro i tak nie mogę nic zrobić innego. Normalnie boję się odwrócić. Czy tam stoi jakiś goguś z nożem w ręce czy tylko jakiś pedofil. To dawać mi go tu już ja mu pokarze, że się odechce gwałcenia.
-Co ty zamierzasz! Nie możesz tego zrobić.
-On nie jest tego wart.- Odwróciłam głowę żeby zobaczyć Chanyeol, Suho, Baekhyun i nie mogło zabraknąć zakochanych trzymających się za ręce. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Czego mam nie robić i kto nie jest czego wart.
-Ale ja... .- Nawet nie mogłam się wytłumaczyć.
-Ty lepiej nic nie mów, po prostu się odsuń.- Spojrzałam jeszcze raz w dół , nie zauważyłam niczego przed czym musiałabym zwiewać natychmiastowo. Trzymałam w ręku bransoletkę którą dostałam w prezencie, ale wyślizgnęła mi się z ręki. Próbowałam ją załapać zanim poleciała by ostatecznie. Dlatego nachyliłam się bardziej.
-Nie!!- Krzyknęli wszyscy. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Ktoś złapał mnie w tali i podniósł biegnąc w stronę jakiegoś auta. Nie którzy pewnie pomyśleli by sobie, że to porwanie. W pewnym sensie tak było. W końcu usiadłam sobie pomiędzy zszokowanych przyjaciół. Mogłam zapytać się o co chodzi i dlaczego to zrobili.
-Co wy wyprawiacie. Miałam coś zrobić, gdyby nie wy prawie bym mi się udało.- Ci jeszcze bardziej wytrzeszczyli gały. A ja nadal nie ogarniam. Ta rzecz była naprawdę ważna miałam zamiar ją oddać.
-Ty wiesz co ty mówisz.- Zastanowiłam się czy czegoś nie poplątałam.
-Owszem tak.- Upierałam się przy swoim.
-Wiedziałam, że się zakochałaś, ale żeby tak od razu samobójstwo. Panie kierowco do najbliższego psychiatryka.- Oświadczyła Izzy.
-Rozumiem.- Musiałam szybko zareagować. Ja z debilami to jeszcze większy debilizm. Jeszcze mi nie odbiło. Musiało do mnie dotrzeć słowo ,,samobójstwo''.
-CO!! Niech pan tylko spróbuje to ktoś tu zginie.
-No, ale my się o ciebie martwimy. Gdyby nie Suho pewnie była byś na dnie.
-Tak Iz chyba w dupie. Dacie mi dojść do słowa. Ja tylko się przyglądałam i próbowałam coś uratować przed utonięciem, a na pewno nie miałam zamiar przez to co się stało skończyć życia. Poszaleliście czy co.- Nie wiem czy to zrozumieli bo gapią się jak ciele na malowane wrota. Nagle wszyscy zaczęli rżeć jak opętani. Face palm, najlepiej zacząć zlewać. Pokręciłam głową i wysiadłam. Wszyscy razem weszliśmy do domu. Ale jednak w najmniej odpowiednim momencie. Przepchnęłam się na sam początek zgromadzenia gdzie zobaczyłam to jak Lu tłumaczył się z tego wszystkiego.
-Zerwaliśmy ze sobą wczoraj. Uznałem, że to nie ma sensu skoro nie czuje tego co na początku.- Sama nie wierzę, że to powiedział. Mówię wam babcia była bliska zejścia na miejscu, a cała reszta gapiła się to na mnie to na niego jakby ducha zobaczyli. Znowu zbierało mi się na wybuchnięcie płaczem.
-A-ale czy to prawda.- Pytanie padło na mnie i raczej nikomu nie zbierało się żeby powiedzieć to za mnie więc pokiwałam głową, że tak. Przeszłam w miarę spokojnie do pokoju Iz i zatrzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę. Wywnioskowałam tyle, że wynoszę się stąd jeszcze dzisiaj najlepiej do Polski tam na pewno nikt mnie nie znajdzie. Dokładnie i to nawet teraz w tym momencie z Iz czy bez nie mam zamiaru być w Seulu podczas pozostałych wakacji. Ciągle bym o tym myślała. Wzięłam walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zabrałam wszystko, a resztę może zabrać Iz.
-Czekaj co ty robisz z tą walizką?
-Dokładnie to na co wygląda.- Spierdalam póki czas.- Nie zatrzymuj mnie bo i tak nie zostanę, ale ty zostań pocieszysz babcie bo chyba płakała. No i masz tutaj chłopaka więc powodzenia.- Uwiesiła mi się na szyi.
-Dobra, postaram się przylecieć jak najszybciej.
-Ok. Możesz mnie odprowadzić co?
-Pewnie, twój samochód prosto na lotnisko już czeka pod domem. Chłopaki pilnują, żeby nie napadła cię rodzinka, a on zamknął się w pokoju i nikogo nie dopuszcza.- No świetnie wiadomości na sam koniec. Władowałam bagaż do bagażnika, pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam. Machałam im póki nie zniknęli mi z oczu. Nie wiem czemu dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Chyba dlatego, że odcinam się odcinam od tego burdelu.
* * *
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i to święta prawda jest. Tyle godzin siedzenia i nie czuje zadka. Jakby mi odleciał gdzieś po drodze. Raczej powinnam się przejść. Zbiegłam po schodach, ale rodzice mnie złapali.
-A gdzie ty się wybierasz. Dopiero co się zjawiłaś i jeszcze nic nie opowiedziałaś.- Ło matko nikt by nie chciał tego słyszeć.
-No było wporzo, co tu dużo gadać.
-A ten chłopak co mówią o nim w wiadomościach.- Serio?! To nawet tutaj też. Ja to mam powodzenie nie ma co.
-Był i nie ma, wystarczy wiadomości. Chcę się przejść.
-No mówię ci nasza córka zwariowała.- I dopiero teraz to zauważyli.
-SŁYSZAŁAM!- Te ich ciche rozmowy przy mnie na mój temat im nie wychodzą.
Muszę sobie przypomnieć gdzie co było. Najlepiej zacznę od parku. Chodziłam w te i wewte bez żadnego celu. A za mną musiał oczywiście podążać orszak. Tym razem to kolesie w garniturach. W kółko i to samo jakby nie można podejść i po prostu zapytać. Zgłodniało mi się trochę więc poszłam do mojej ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku, ale nawet tutaj lampią się na mnie jakieś leszcze. Normalnie mam dość. Brakuje porwania i żądania okupu. Zrobiło się dość ciemno i zaczęłam mieć złe przeczucia co do tych ludzi, czy im się to nie nudzi. Zostałam zmuszona do przejścia koło jakiś podejrzanie wyglądających ludzi. Zajechało mi tu marychą.
-Ej panienko poczekaj chwilę.- No ładnie. Zbliż się a wydłubie ci oczy szpilą. Zacisnęłam pięści i ruszyłam przed siebie. Oni jak duchy pojawili się przede mną.
-Czy ty nie słyszysz czy jesteś aż tak głupia.
-Przepraszam bardzo, ale to nie mi dym wychodzi przez nos. A teraz sobie pójdę. No zaje fajnie kolejni psychopaci już nawet kopanie nie pomaga. Jakbym już skądś znała taką sytuacje, ale tym razem na bank go tu nie ma. Nagle do akcji wkroczyli ci podejrzani ludzie. Co mnie bardzo zdziwiło bo przecież ochrony to ja nie zamawiałam. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że jeden z tych obleśnych bandziorów zbliżał się w moją stronę. Przyznam byłam gotowa jak nigdy by skopać mu tyłek. Ale on zaczął wyciągać coś zza garnitura. Nogi się pode mną ugięły nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji
I jak, proszę o komentarz chociaż jeden.
Jak kazali to stoję, ale po co tyle krzyku. Musiałam se zamaskować łzy skoro i tak nie mogę nic zrobić innego. Normalnie boję się odwrócić. Czy tam stoi jakiś goguś z nożem w ręce czy tylko jakiś pedofil. To dawać mi go tu już ja mu pokarze, że się odechce gwałcenia.
-Co ty zamierzasz! Nie możesz tego zrobić.
-On nie jest tego wart.- Odwróciłam głowę żeby zobaczyć Chanyeol, Suho, Baekhyun i nie mogło zabraknąć zakochanych trzymających się za ręce. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Czego mam nie robić i kto nie jest czego wart.
-Ale ja... .- Nawet nie mogłam się wytłumaczyć.
-Ty lepiej nic nie mów, po prostu się odsuń.- Spojrzałam jeszcze raz w dół , nie zauważyłam niczego przed czym musiałabym zwiewać natychmiastowo. Trzymałam w ręku bransoletkę którą dostałam w prezencie, ale wyślizgnęła mi się z ręki. Próbowałam ją załapać zanim poleciała by ostatecznie. Dlatego nachyliłam się bardziej.
-Nie!!- Krzyknęli wszyscy. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Ktoś złapał mnie w tali i podniósł biegnąc w stronę jakiegoś auta. Nie którzy pewnie pomyśleli by sobie, że to porwanie. W pewnym sensie tak było. W końcu usiadłam sobie pomiędzy zszokowanych przyjaciół. Mogłam zapytać się o co chodzi i dlaczego to zrobili.
-Co wy wyprawiacie. Miałam coś zrobić, gdyby nie wy prawie bym mi się udało.- Ci jeszcze bardziej wytrzeszczyli gały. A ja nadal nie ogarniam. Ta rzecz była naprawdę ważna miałam zamiar ją oddać.
-Ty wiesz co ty mówisz.- Zastanowiłam się czy czegoś nie poplątałam.
-Owszem tak.- Upierałam się przy swoim.
-Wiedziałam, że się zakochałaś, ale żeby tak od razu samobójstwo. Panie kierowco do najbliższego psychiatryka.- Oświadczyła Izzy.
-Rozumiem.- Musiałam szybko zareagować. Ja z debilami to jeszcze większy debilizm. Jeszcze mi nie odbiło. Musiało do mnie dotrzeć słowo ,,samobójstwo''.
-CO!! Niech pan tylko spróbuje to ktoś tu zginie.
-No, ale my się o ciebie martwimy. Gdyby nie Suho pewnie była byś na dnie.
-Tak Iz chyba w dupie. Dacie mi dojść do słowa. Ja tylko się przyglądałam i próbowałam coś uratować przed utonięciem, a na pewno nie miałam zamiar przez to co się stało skończyć życia. Poszaleliście czy co.- Nie wiem czy to zrozumieli bo gapią się jak ciele na malowane wrota. Nagle wszyscy zaczęli rżeć jak opętani. Face palm, najlepiej zacząć zlewać. Pokręciłam głową i wysiadłam. Wszyscy razem weszliśmy do domu. Ale jednak w najmniej odpowiednim momencie. Przepchnęłam się na sam początek zgromadzenia gdzie zobaczyłam to jak Lu tłumaczył się z tego wszystkiego.
-Zerwaliśmy ze sobą wczoraj. Uznałem, że to nie ma sensu skoro nie czuje tego co na początku.- Sama nie wierzę, że to powiedział. Mówię wam babcia była bliska zejścia na miejscu, a cała reszta gapiła się to na mnie to na niego jakby ducha zobaczyli. Znowu zbierało mi się na wybuchnięcie płaczem.
-A-ale czy to prawda.- Pytanie padło na mnie i raczej nikomu nie zbierało się żeby powiedzieć to za mnie więc pokiwałam głową, że tak. Przeszłam w miarę spokojnie do pokoju Iz i zatrzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę. Wywnioskowałam tyle, że wynoszę się stąd jeszcze dzisiaj najlepiej do Polski tam na pewno nikt mnie nie znajdzie. Dokładnie i to nawet teraz w tym momencie z Iz czy bez nie mam zamiaru być w Seulu podczas pozostałych wakacji. Ciągle bym o tym myślała. Wzięłam walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zabrałam wszystko, a resztę może zabrać Iz.
-Czekaj co ty robisz z tą walizką?
-Dokładnie to na co wygląda.- Spierdalam póki czas.- Nie zatrzymuj mnie bo i tak nie zostanę, ale ty zostań pocieszysz babcie bo chyba płakała. No i masz tutaj chłopaka więc powodzenia.- Uwiesiła mi się na szyi.
-Dobra, postaram się przylecieć jak najszybciej.
-Ok. Możesz mnie odprowadzić co?
-Pewnie, twój samochód prosto na lotnisko już czeka pod domem. Chłopaki pilnują, żeby nie napadła cię rodzinka, a on zamknął się w pokoju i nikogo nie dopuszcza.- No świetnie wiadomości na sam koniec. Władowałam bagaż do bagażnika, pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam. Machałam im póki nie zniknęli mi z oczu. Nie wiem czemu dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Chyba dlatego, że odcinam się odcinam od tego burdelu.
* * *
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i to święta prawda jest. Tyle godzin siedzenia i nie czuje zadka. Jakby mi odleciał gdzieś po drodze. Raczej powinnam się przejść. Zbiegłam po schodach, ale rodzice mnie złapali.
-A gdzie ty się wybierasz. Dopiero co się zjawiłaś i jeszcze nic nie opowiedziałaś.- Ło matko nikt by nie chciał tego słyszeć.
-No było wporzo, co tu dużo gadać.
-A ten chłopak co mówią o nim w wiadomościach.- Serio?! To nawet tutaj też. Ja to mam powodzenie nie ma co.
-Był i nie ma, wystarczy wiadomości. Chcę się przejść.
-No mówię ci nasza córka zwariowała.- I dopiero teraz to zauważyli.
-SŁYSZAŁAM!- Te ich ciche rozmowy przy mnie na mój temat im nie wychodzą.
Muszę sobie przypomnieć gdzie co było. Najlepiej zacznę od parku. Chodziłam w te i wewte bez żadnego celu. A za mną musiał oczywiście podążać orszak. Tym razem to kolesie w garniturach. W kółko i to samo jakby nie można podejść i po prostu zapytać. Zgłodniało mi się trochę więc poszłam do mojej ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku, ale nawet tutaj lampią się na mnie jakieś leszcze. Normalnie mam dość. Brakuje porwania i żądania okupu. Zrobiło się dość ciemno i zaczęłam mieć złe przeczucia co do tych ludzi, czy im się to nie nudzi. Zostałam zmuszona do przejścia koło jakiś podejrzanie wyglądających ludzi. Zajechało mi tu marychą.
-Ej panienko poczekaj chwilę.- No ładnie. Zbliż się a wydłubie ci oczy szpilą. Zacisnęłam pięści i ruszyłam przed siebie. Oni jak duchy pojawili się przede mną.
-Czy ty nie słyszysz czy jesteś aż tak głupia.
-Przepraszam bardzo, ale to nie mi dym wychodzi przez nos. A teraz sobie pójdę. No zaje fajnie kolejni psychopaci już nawet kopanie nie pomaga. Jakbym już skądś znała taką sytuacje, ale tym razem na bank go tu nie ma. Nagle do akcji wkroczyli ci podejrzani ludzie. Co mnie bardzo zdziwiło bo przecież ochrony to ja nie zamawiałam. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że jeden z tych obleśnych bandziorów zbliżał się w moją stronę. Przyznam byłam gotowa jak nigdy by skopać mu tyłek. Ale on zaczął wyciągać coś zza garnitura. Nogi się pode mną ugięły nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji
I jak, proszę o komentarz chociaż jeden.