wtorek, 31 marca 2015

BB- 57

Jestem, jestem!! Zaginęłam na dość długo za co przepraszam. Miło mi, że nadal czekacie. Nawet nie wiecie ile miałam radochy z waszych komentarzy. No po prostu kocham was <3






( Narracja Cleo )

-Dostałam wiadomość.
-Poczeka.
-Ale to od ____. Ty musisz poczekać.- Odepchnęłam T.O.P' a od siebie. Za bardzo udzielał się nam samotny nastrój panujący w domu. Zaczęłam odpisywać, a kiedy skończyłam Tabi wyrwał mi telefon z ręki.- Miałeś poczekać.
-Czekałem.- Znów przygwoździł moje nadgarstki rękoma do poduszek.
-Jesteś niecierpliwy.
-To twoja wina.
-Bo nie jestem całkowicie ubrana.- Nie pozwolił mi się ubrać choć chciałam.
-Mi się to podoba.- Zaczął całować moją szyję i od razu rozluźnił uścisk.
-Nie musisz czegoś załatwić?
-Później.- Później może być za późno. Ogólnie cała ta sprawa zrobiła się zbyt poważna. Oczywiście jestem wdzięczna i kocham go za to jeszcze bardziej tylko czy nic się nie rozniesie. Nadal nie chcę być na językach wszystkich ludzi na świecie i to ze względu na moją przeszłość. To jednak nie da mi spokoju póki nie będę pewna, że on nie żyje. Nie wiem dlaczego zawsze w takich sytuacjach muszę wszystko zepsuć myślami o nim. Jaki wtedy był, co mówił. Kiedy nie mogłam nawet krzyczeć czy też walnąć go ręką. Jego szorstki głos odbijał się w mojej głowie krzycząc coś co nie było prawdą. Nigdy w życiu mi się to nie podobało.
-Przestań!- Wyszarpnęłam ręce z jego uścisku i zakryłam nimi oczy. Boże to wcale nie powinno było się wydarzyć.
-Cleo? Popatrz na mnie. To nie dzieje się naprawdę.- Ostrożnie dotknął moich rąk. Nie chciałam ich zabierać, ale zmusiłam się do tego. Pewnie znów miałam ten rozbiegany wzrok w każdą stronę byle nie patrzeć na niego.
-Przepraszam. Po prostu...
-Wiem. Nie musisz nic mówić.- Weszłam na jego kolana i wtuliłam się w niego by uspokoić nerwy. Przy nim nie musiałam wiele mówić na ten temat. Dobrze wiedział, że nienawidzę o tym mówić. Ten jeden raz był wystarczająco straszny do przebrnięcia.- Sam osobiście go zabiję. Nie mogę patrzeć jak się z tym męczysz.- Gładził ręką moje plecy po których za każdym razem rozchodził się przyjemny dreszcz.
-Dam radę.- Zapewniłam go, ale raczej nie siebie samą.
-Oboje damy sobie z tym radę.- Pocałował mnie w czoło.
Jeszcze przez długą chwilę kołysał mnie w swoich silnych ramionach póki telefon nie zadzwonił i nie musiałam wyjść.
-Będziesz gdzieś dzisiaj wychodził?
-Nie. Popracuję w pokoju.
-Dobrze.- Pocałowałam go zanim wyszłam z domu. Moim celem był tak naprawdę tylko i wyłącznie spacer. Gdybym powiedziała mu, że to nic ważnego i chcę pójść się przejść nie puścił by mnie. Napędziłam mu strachu swoim zachowaniem. Czasami zastanawiam się jak bardzo mogę coś jeszcze spieprzyć i jak długo T.O.P będzie znosił moje zachowanie. Wydaje się, że mnie rozumie i zapewne tak też jest. Tylko, że to raczej oczywiste, że będzie chciał czegoś więcej niż tylko obściskiwania się i wymiany pocałunków. Nie pozwoliłam na coś więcej bo właśnie mogło by dojść do czegoś takiego jak teraz. Chciałabym żeby to nie było moją przeszkodą. Dlatego musiałam wyjść żeby pomyśleć.
Przechadzałam się alejkami parku mijając po drodze jak na złość szczęśliwe pary. Zastanawiało mnie to czy są szczęśliwi bo nie muszą pokonywać żadnych barier między sobą, a może to po prostu taki dzień. Wtedy pomyślałam, że ja też tak powinnam myśleć o swoim związku. Że każdy dzień jest takim w którym mam się uśmiechać i pokonywać wszystko nie myśląc za dużo. Może powinnam dać mu to wcześniej. Zrobić pierwszy krok sama i pokazać, że to nie jest dla mnie aż tak trudne. Skoro dla innych nie jest.

* * *

Wróciłam do domu z winem w zapasie i dobrym humorem. Po wstawieniu wina do lodówki poszłam od razu do dawnego pokoju Ji i _____. Od dzisiaj Tabi zaczął tam urządzać swój pokój do pracy. Stał przy oknie rozmawiając przez telefon.
-Zajmijcie się tym.- Rozłączył się i kazał mi wejść.
-I jak idzie sprawa?
-Dobrze.- Przetarł twarz ręką i już wiedziałam, że coś jest nie tak.
-Nie dobrze.- Popatrzyłam na niego kategorycznie. Od razu zmieniłam swoje plany co do niego.
-Powiedziałem, że jest dobrze. Nie musisz się o nic martwić.- Przytulił mnie mocno. Coraz bardziej byłam pewna, że coś przede mną stara się ukryć.
-Okej.
-Muszę wyjść. Wrócę późno.- Pocałował mnie na odchodne i wyszedł. Piękne, zostałam sama. I tym lepiej. Dowiem się o co chodzi. Zasiadłam przed laptopem w poszukiwaniu informacji. Zaczęłam od maili. Miał ich mnóstwo. Głównie z agencji lub propozycję wzięcia kredytu. Aż w końcu natrafiłam na coś z policji. Otworzyłam wiadomość i zaczęłam czytać.

Przykro mi to pisać, ale sprawa się mocno skomplikowała. Osoba, którą chcesz pozwać jakąś
godzinę temu została zamordowana. Sprawdzamy okoliczności i badamy miejsce zbrodni.
Zdjęcia nie są zbyt miłym widokiem, ale właśnie tak wyglądają zwłoki.

Oparłam się o krzesło nie dowierzając temu co właśnie widzę. Nie żyje. Zdjęcia się nie mylą tak samo taj i moje oczy, które patrzą na tę masakrę. Ktoś dźgnął ją siedem razy prosto w brzuch. Bardzo głęboko. Jakby temu komuś zależało na uśmierceniu jej i dziecka, które w sobie nosiła. Zmusiłam się by przewinąć do następnych zdjęć. Jeden z nich zwrócił moją uwagę. Mały woreczek na dowody, a w nim wiadomość. Powiększyłam obraz by móc ja odczytać.

Miło mnie wspominaj. Ja tak zrobię, gdy będę o tobie myślał.

Patrzyłam na obrazek przede mną. Rzułć podeszła mi do gardła. Pobiegłam szybko do toalety i zwróciłam dzisiejsze zjedzone śniadanie w restauracji. Łzy same zaczęły mi płynąć z oczu. Kolejne fale wymiocin nie dały mi szansy na złapanie oddechu. Dopiero kiedy nie miałam co z siebie wyrzucić osunęłam się na ścianę wylewając z siebie potoki łez. On wrócił na dobre. Znowu. I był w Seulu. Zabił ją, ale dlaczego? Nawet jeśli jej nie lubiłam nie życzyłam jej tego by tak skończyła swoje życie. Modlę się żeby to był zwykły przypadek, ale kogo ja próbuje oszukać. On tu jest. Pewnie bliżej niż sobie mogę to wyobrażać. Przecież równie dobrze to ja mogłam być na jej miejscu. Powinnam coś zrobić, ale co ja mogę. Chce być od niego jak najdalej, a nie mieszać się w to i być jeszcze bliżej niego.
Dźwignęłam się z łazienkowych kafelek i drżącymi nogami doszłam do lodówki. Wyciągnęłam butelkę wina. Miałam wypić ją z Tabi' m, ale teraz chrzanić to. Usiadłam na kanapie o drżącymi rękoma otworzyłam butelkę. Nie fatygowałam się po kieliszek tylko od razu pociągnęłam spory łyk. Przyjemne ciepło rozlało się po moim ciele. Piłam łyk za łykiem nie zważając na to, że zaczęło mi szumieć w głowie. Lepsze to niż myśleć o tej całej chorej sytuacji. Po wypiciu połowy butelki dopadł mnie sen.

* * *

Zamknęłam się w swoim pokoju. Powinnam była czuć się w nim bezpiecznie, ale niestety tak nie było. Zamiast tego znów zaczęłam płakać. On tam stał. Czekał na mnie. Moja świadomość krzyczała do mnie żebym uciekała jak najdalej, ale nie mogłam się ruszyć. Dokąd miałabym pójść się schronić. Nikogo nie ma w domu, a ja pamiętam jak ostatnia moja ucieczka przed nim skonczyła się bolesną karą.
-Nie wygrałem.- Oznajmił ze smutnym uśmiechem pod, którym kryło się o wiele więcej niż smutek. Czysta złość. Złość, którą wyładuje na mnie.- Nienawidzę tego uczucia. Cleo.- Odwrócił wzrok w moją stronę i cała zesztywniałam.- Wiesz jak to jest. Dlatego musisz pozwolić mi wygrać.-zawsze mówił zagadkami. Po jakimś czasie zorientowałam się, że podpowiedź jak ciągle taka sama. Miałam się jemu poddać żeby on mógł wygrać. Tylko, że nigdy tego nie robiłam więc mnie do tego zmuszał.- Nie musisz płakać.- Podchodził do mnie coraz bliżej, a ja coraz bardziej płakałam.- Nie zachowuj się jak niedojrzałe dziecko Cleo.- Właśnie, że chciałam zachowywać się jak niedojrzałe dziecko. Kiedy zaczął wycierać moje łzy kciukiem ugryzłam go i zdenerwowałam zarazem. Widziałam to po jego twarzy.
-Jesteś małą pieprzoną egoistką.- Wysyczał. Podniósł mnie z łatwością i rzucił na łóżko. Zanim zdążyłam się z niego ześlizgnąć on już przygniatał mnie swoim ciałem. Jego ohydny zapach poczułam od razu. Nienawidzę go.
-Puść mnie.
-Przymknij się. Dostanę to co zawsze.- Szarpnął za moją bluzkę, która porwała się natychmiast. Nigdy mnie nie dotykał tylko patrzył. To go nakręcało, a mnie brzydziło. Próbowałam się szarpać, ale on tylko jeszcze mocniej ściskał moje nadgarstki. Kiedy chciałam krzyczeć z bólu on zatykał mi ręką twarz. Nie miałam jak oddychać. Zaczynał dopiero wtedy kiedy byłam bliska omdlenia dlatego się tak nie szarpałam. Chciałam zemdleć i obudzić się jak już będzie po wszystkim. Pozbierać się sama w samotności. Nie przed nim. Gdy już pozbył się moich spodni popatrzył na mnie tymi czarnymi oczami, które mnie przerażały.
-Było by szybciej gdybyś się nie wierciła.- Popatrzył na swoją dłoń odbierającą mi powietrze. Uduś mnie, wcale nie chcę żyć.- Będziesz już zawsze czuła jak w ciebie wchodzę. Nigdy mnie nie zapomnisz dlatego musisz czuć.- Wyjaśnił mi swój chory tok myślenia po czym agresywnie wbił się we mnie. Natychmiast poczułam ten przeszywający ból. Znów wydałam z siebie stłumiony okrzyk. W cale go to nie obchodziło. Poruszał się szybko myśląc tylko o sobie. Z każdym ruchem miałam coraz bardziej dość. Dość tego bólu i jego samego. Wtedy właśnie stało się coś co nigdy nie miało miejsca dotychczas. Jego uchwyt się poluźnił. Nie wiem jak ani kiedy zebrałam swoje myśli i walnęłam go prosto w twarz, a jego twarz rozmazała się przede mną. Zaczęłam krzyczeć.


Kiedy się obudziłam zobaczyłam przed oczami Choi' a trzymającego w powietrzy moje ręce zaciśnięte w pięści. Oddychał szybko jakbym przebiegła maraton.
-Kiedy wróciłeś?- Czy widział jak rzucam się po całej kanapie i wrzeszczę?
-W samą porę.- Już zdążyło zrobić się ciemno.- Wypiłaś sama połowę wina.
-Nigdy więcej.- Złapałam się za głowę. Chyba nadal mam w sobie sporo wina. Przynajmniej tak czuję.- To było straszne.- Trudno będzie mi to wyrzucić z głowy. Tak samo jak te zdjęcia Soo Mi. Wytarłam szybko łzę. T.O.P bez zbędnych słów, żadnej reprymendy czy czegokolwiek przytulił mnie do sobie. Poczułam się od razu lepiej. Przez dłuższy czas nie pozwoliłam mu ode mnie odejść. Musiałam się uspokoić.
-Widziałam ją. Nie żyje. On ją zabił.
-Wiedziałem, że prędzej czy później sama znajdziesz dla siebie wiadomości.
-Moja ciekawość jeszcze nigdzie mnie nie doprowadziła. Obudziła tylko to co złe.
-Chcesz o tym porozmawiać?- Rozmawiać? Nie mogę nawet o tym myśleć.
-Nie. Chcę zapomnieć. A do tego potrzebuję wziąć długą kąpiel.- Poszłam na górę z myślą, że on pójdzie za mną, ale tego nie robił. Chyba pomyślał, że potrzebuję trochę samotności.
W pokoju nadal było tak samo. Drzwi do łazienki otwarte, a krzesło przed biurkiem, przewrócone. Tylko jedno było dość dziwne. Nie przypominałam sobie bym otwierała okno. Dopadłam mój ukryty pistolet i zapaliłam lampkę. Światło przynajmniej trochę oświetliło pokój. Powoli szłam w stronę komputera jakby miał zaraz wybuchnąć. Przecież to niedorzeczne. Podeszłam szybciej. Monitor został rozbity. Została tylko różowa karteczka. Zerwałam ją i zaczęłam czytać, ale nie przeczytałam tego do końca, prędzej wyrzuciłam to przez okno. To zaczynało robić się śmieszne. W jednej chwili pomyślałam o Tabi' m na dole. Zbiegłam po schodach jak szalona.
-Choi!- Zaczynałam panikować.
-Cleo.
-O boże. Przestraszyłeś mnie.
-Opuść broń.- Powiedział spokojnie. Spojrzałam na swoje ręce w górze. Szybko je opuściłam i przeniosłam wzrok na niego. Patrzył na mnie jakbym zwariowała.
-Ty chyba nie ...- Zanim zdążyłam się wytłumaczyć T.O.P zaczął biec w moją stronę i przewrócił mnie na ziemię. Przez pokój przeleciały pociski dziurawiąc poduszki i rozpijając wazon.
-Uciekaj do garażu.
-Ale ja...
-Czekaj w samochodzie ! No idź!- Nie miałam czasu na to żeby się kłócić. Zaczęłam biec uchylając się przed każdym oknem. Myślałam tylko o tym dlaczego nie opuściłam tej cholernej spluwy i co musiał sobie o mnie pomyśleć. Boże. Przecież nie chciałam go zabić. Tylko się wystraszyłam i nic więcej. Nie zwariowała, ale jemu najwidoczniej wydaję się, że tak. I gdzie poszedł zamiast uciekać ze mną. Muszę go o to zapytać, ale najpierw trzeba przeżyć. Udało mi się dotrzeć do drzwi prowadzących do garażu. Zbiegałam po schodach o mało co się przy tym nie wywracając. Mocno pchnęłam drzwi i wbiegłam do garażu. Niestety ktoś już tu był przede mną. Nie zdążyłam odpowiednio zareagować. Upadłam na zimną podłogę uderzając skronią o beton. Poderwałam się i chwyciłam pistolet, który leżał koło koła. Zamaskowany facet też miał broń i to wycelowaną prosto we mnie. Wyglądaliśmy prawie tak samo. Ja celowałam w jego głowę, a on w moją. Różniło nas tylko to, że ja potrafiłam nacisnąć na spust i go zabić. Zrobiłam to po czym zaczęłam pakować potrzebne rzeczy. Wsiadłam do auta oczekując, że Choi nadejdzie lada chwila i oboje wydostaniemy się z tego gówna zanim dom runie nam na głowę. Minuty wydawały się ciągnąć w nieskończoność. Kiedy go zobaczyłam od razu się uspokoiłam. Chociaż jego twarz nie była w najlepszym stanie nie odezwałam się, gdy odjeżdżaliśmy w nieznanym mi kierunku.

* * *

Zatrzymaliśmy się w jakimś obskurnym motelu. Ciągle nie zapytałam się go czy naprawdę myślał, że mogłabym mu zrobić krzywdę. Kiedy o tym pomyślę mam ochotę krzyczeć. Głowa trochę mnie bolała po spotkaniu z betonem, ale nie maiłam zamiaru o ty wspominać. To jest nic w porównaniu z tym jak się czuje z tym, że on myśli bóg wie co. Czekałam aż wyjdzie z łazienki bym mogła porozmawiać z nim. Ale kiedy go zobaczyłam nie mogłam.
-Muszę zrobić coś z twoją twarzą. Siadaj.- Zajęłam miejsce na łóżku, obok niego.
-Nic ci nie jest?
-Nie. Czuję się dobrze.- Starałam się brzmieć spokojnie. W cale nie czuję się dobrze wręcz fatalnie.- Nie. Jest źle.- Powiedziałam to, ale nie patrzyłam mu w oczy tak jak on mnie. Skupiłam wzrok na jego skroni z której próbowałam zetrzeć krew. Ręce zaczynają mi się trząść. Nie dam rady.
-Już jesteśmy bezpieczni.- Łapie mnie za ręce, ale je wyrywam co go nieco szokuje.
-Tu wcale nie chodzi o to.
-To o co.- Wstaje tak samo jak i ja.
-O ciebie i o to co myślisz. Przecież nie chciałam cię zastrzelić.- Patrzę na niego i boję się tego co może zaraz się stać. Czy naprawdę pomyśli, że zwariowałam, a może już tak myśli tylko udaje, że to nie miało miejsca, ale ja chcę się wytłumaczyć.
-Wiem to. Nie powiedziałem, że zwariowałaś.
-Jeszcze nie. Chyba sama zaczynam myśleć, że wariuję. Nie chcę żebyś myślał, że …
-W cale tak nie myślę.- Pozwalam żeby złapał mnie za ręce. Potrzebuję tego.
-Przestraszyłeś mnie wtedy. I ta karteczka.
-Miałem zaczekać, ale chrzanić to. Nie mogę dłużej czekać.- Niespodziewanie T.O.P atakuje moje usta, a ja natychmiast rozchylam wargi i czuję jego język drażniący mój. Nie myślę już o tym co mógł o mnie pomyśleć, jego usta i język skutecznie odpędzają te myśli. Wiem, że mogę to z nim zrobić. Tyle czekałam bojąc się tego co się z tym wiąże. Teraz wiem, że mogę i tylko z nim.
-Cleo.- Jego gorący oddech na mojej twarzy sprawia, że pragnę go jeszcze bardziej.
-Zróbmy to.- Mówię bez zastanowienia. Nie muszę już nad tym myśleć.
-Jesteś pewna.
-Kochaj mnie.- Nasze usta poruszają się wolniej niż poprzednio, zatapiam ręce w jego gęstych włosach szarpiąc za nie. Nie mogę myśleć, mogę tylko czuć jego silne ręce na moim ciele. Oplotłam go nogami w pasie by mógł zanieść mnie do łóżka. Może łóżko i było małe, ale wystarczające dla nas dwojga. Szybko odnajduję brzeg jego koszulki i wkładam pod nią dłonie na co Choi całuje mnie z jeszcze większą pasją i pożądaniem. Pozwalam mu żeby ściągnął ze mnie bluzkę i tak już w opłakanym stanie. Patrzy na mnie przez chwilę, a ja nie wiem o co mu chodzi.
-Powiedz mi. Robiłaś to z kimś wcześniej. Przede mną.
-Dlaczego chcesz rozmawiać o tym właśnie teraz?- Kiedy leżę w samym staniku i próbuje oddychać równo.
-Po prostu powiedz.
-No dobrze. Było ich może z trzech, ale na pewno to nie było to co chciałam wtedy czuć. Więc tak naprawdę to się nie liczyło. Chciałam uczucia, ale nie było nic takiego.
-Myślisz, że ja ci to dam?
-Tak.- Gdybym nie miała tej pewności nie leżałam bym tu i nie czekała na dotyk jego ust.
-Na prawdę cię kocham.
-Wiem.- Przyciągnęłam go do siebie zatapiając się w jego gorących ustach. Pomiędzy pocałunkami pobyłam się jego koszulki i zabrałam się za rozpinanie spodni.
-Nie spiesz się.- Chwycił moje ręce i unieruchomił nad głową. Jednocześnie drażniąc moją szyję samymi ruchami języka na skórze. Zamknęłam oczy by poczuć to jeszcze bardziej. Jęknęłam kiedy zjechał niżej znacząc tak każdy kawałek mnie. Zaczęłam się wiercić niespokojnie od nadmiaru przyjemności.- Myśl o mnie.- Szepnął i lekko pocałował w biodro. Przeszedł mnie dreszcz. Tabi wsunął dłonie pod moje pośladki i ścisnął je na co wstrzymałam oddech po czym jednym sprawnym ruchem ściągnął mi spodnie razem z majtkami. Patrzyłam na jego skupioną twarz i błyszczące oczy. Zbyt dużo nie myśląc złapałam jego ręce i położyłam na swoich biodrach. Zaczął je gładzić palcami.
-Czym sobie na to zasłużyłem.- Szepnął jakby sam do siebie, ale i tak to usłyszałam i uśmiechnęłam się.
-Wszystkim co zrobiłeś do tej pory.- Odpowiedziałam całkowicie pewnie. Spojrzał na mnie tymi oczami. Pochylił się nade mną i zaczął całować. Najpierw powoli przesuwając językiem po moich opuchniętych wargach. Przesunęłam ręce na jego łopatki wbijając mu paznokcie. W odpowiedzi usłyszałam niski pomruk wydobywający się z jego gardła, a trafiający aż na sam dół do mojego podbrzusza. T.O.P przerwał pocałunek gryząc lekko moją wargę. Oboje dyszeliśmy na siebie próbując się opanować. W sumie głównie on próbował ja chciałam więcej. To co dostałam dotychczas spowodowało, że chcę o wiele więcej. Odpięłam mu spodnie i wsunęłam rękę do środka w poszukiwaniu czegoś większego.
-To ja miałem cię uwodzić.
-Już to zrobiłeś.- Nie wiem co mnie do tego posunęło, ale na pewno to te widoki przede mną.
-Nie do końca. Zrobię to tak, że poczujesz wszystko to czego nie dali ci inni faceci.- Zarumieniłam się na tę obietnicę, której już nie mogłam się doczekać.
-Więc zrób to.- Wzięłam w dłoń jego naprężoną męskość i lekko ścisnęłam.
-Prędzej oszaleję. Musisz przestać.
-To ściągnij spodnie.- Wyciągnęłam rękę by mógł zdjąć spodnie. Bez nich wyglądał o wiele bardziej kusząco.
-Wolę myśleć, że sama się tego nauczyłaś.- Wymruczał mi do ucha.
-Nauczyłam się jeszcze innych rzeczy. Oczywiście, że sama.
-Już nie mogę się doczekać.
-Wiem. Czuję to.
-Jesteś naprawdę podstępną kobietą, którą kocham do szaleństwa.- Znów wpił się w moje usta atakując językiem i siejąc spustoszenie w moim sercu. Jego dłoń zsuwała się powoli w stronę złączenia moich ud. Nasze nierówne oddechy roznosiły się po całym pokoju, a kiedy poczułam niespodziewanie w sobie, pierwszy palec jęknęłam przeciągle, ale zaraz T.O.P zamknął moje usta w gorącym pocałunku wbijając mnie jeszcze bardziej w miękki materac. Jego place doprowadzają mnie na skraj szaleństwa. Już nie kontroluje jęków i krzyków wydobywający się z moich ust. Zatraciłam się kompletnie w powolnych ruchach zamykając przy tym oczy.
-Patrz na mnie Cleo.- Niechętnie otwieram oczy by spojrzeć na mężczyznę mojego życia skupionego tylko i wyłącznie na mnie. Na tym żebym czuła się wyjątkowa. I dokładnie tak jest.
-Proszę nie zamykaj oczu. Są śliczne.- Kładzie mi rękę na policzku i już nie czuję w sobie nic. Jego gorący kciuk powoli ociera się o moje rozchylone usta.- Mógłbym patrzeć na nie cały czas.- Całuje mnie jeszcze raz po czym ściąga bokserki, a ja nie mogę oderwać od niego wzroku. Nie powinnam się tak gapić ani oblizywać ust bo wyglądam na jeszcze bardziej niecierpliwą. Chociaż on pewnie już o tym wie. Patrzy na mnie pytająco. Kiwam tylko głową na tak. Wiem, że miałam nie zamykać oczu, ale to jest silniejsze ode mnie. Czekanie na to co nieuniknione jest jeszcze gorsze.
-Otwórz te cholerne oczy!- Krzyczy na co szybko je otwieram i wtedy czuję dokładnie wszystko jak nigdy w życiu. Jego całego w sobie.
-Choi!
-Cholera!- Jasna cholera! To uczucie jest kompletnie inne. Lepsze. I wcale nie czuję się przy tym jak dziwka. Zaciskam ręce na prześcieradle, gdy T.O.P zaczyna się poruszać. Wypycham biodra do przodu by móc poczuć go jeszcze głębiej. Widzę tylko tyle, że też ma problem z oddychaniem i odrzucił głowę do tyłu mamrocząc coś sam do siebie.
-Seung Hyun!- Zacisnęłam mięśnie wokół niego.
-Kurwa.- Zaczął się poruszać szybciej pobudzając mnie jeszcze bardziej.- Kocham to twoje drobne ciałko.- Nie jestem w stanie mu odpowiedzieć. Tak naprawdę nikt nigdy nie mówił mi takich rzeczy. Wiem jedynie, że się rozpadam i nie mogę tego powstrzymać. To rozsadza mnie od środka i jestem bardzo bliska wybuchu.
-Nie dam rady dłużej...
-Ja też.- Jeszcze ten ostatni raz jego zdecydowane pchnięcie, które jest dla mnie tym ostatnim potrzebnym do spełnienia. Potem już czuję jedynie słodkie pulsowanie i usta Choi' a na moich.
-Nie mogę sobie darować, że nie zatrzymałem cię przy sobie wcześniej. Za wiele nas ominęło.- Całuje mnie w nos i kładzie się obok, a ja wtulam się w niego.
-Mogłam powiedzieć wcześniej co czuję. Tylko, że stchórzyłam.
-Już ci nigdzie nie pozwolę odejść. Nawet nie waż się mi tego zrobić.
-Nie mam zamiaru.

* * *

Nie pamiętam kiedy zasnęłam tulona przez T.O.P' a. Pamiętam co stało się tamtego wieczora i mogłabym uśmiechać się cały dzień, gdyby nie to, że ktoś energicznie mną potrząsa celowo budząc mnie ze snu. Otworzyłam zaspane oczy i zobaczyłam jego poważną minę świadczącą o tym, że nie czeka mnie nic dobrego.
-Wstawaj. Musimy się wynosić.
-Co? Która godzina?
-Prawie piąta. Ubieraj się.- Westchnęłam i wyskoczyłam z łóżka. Zaczęłam ubierać się w pośpiechu łapiąc po drodze kurtkę i pistolet.
-Kto po nas przyszedł?
-Jacyś dwaj faceci. Ci z recepcji tak powiedzieli.- Wepchnęłam się na świeże powietrze i pobiegłam do samochodu zajmując miejsce przed kierownicą. Kręciło mi się w głowie przez co nie mogłam trafić kluczykiem, ale w końcu mi się udało i ruszyłam z parkingu. Ciągle patrzyłam w lusterko. Każdy samochód wydawał mi się podejrzany co zaczynało mnie denerwować. Powinnam skupić się na drodze żeby się nie rozbić.
-Mamy jechać gdzieś dokładnie?
-Przed siebie.- Świetnie. Kolejna ucieczka nie wiadomo przed kim. Nikt nie wie gdzie jesteśmy, co się z nami dzieje.
-Powinniśmy wyrzucić telefony.
-Już to zrobiłem. Najwidoczniej to nic nie dało.- Spojrzałam na lusterko. Faktycznie nic to nie dało. Dwa czarne samochody ciągnęły się za nami na opustoszałej autostradzie. Wyciągnęłam jedyną broń jaką przy sobie miałam i oddałam ją Tabi' emu.
-Wiesz, że to się tak łatwo nie skończy.- Z jedną bronią nie mamy zbyt wielkich szans. Liczę na to, że będzie dobrze celować. Przyśpieszyłam oddalając się odrobinę od podejrzanych samochodów. Niestety to nic nie dało. Pozbawili mnie lusterka i teraz nie widziałam nic. T.O.P postanowił wychylić się i oddać parę kulek w ich stronę.
-Szybciej.- Wcisnęłam pedał gazu. Teraz jechałam chyba z 140 na godzinę. Schyliłam lekko głowę by nie oberwać. Ciągle słyszałam strzały, ale nagle ucichły.
-Skończyły się?- Zapytałam zrezygnowana.
-Na to wygląda.
-No to jesteśmy w dupie.- Mamy pełny bak co nie oznacza, że oni też nie moją. Dlaczego nie pomyślałam o broni albo przynajmniej o magazynku.















Powróciła i akcja! Jak się wam podoba? Jak mówiłam wcześniej teraz będzie trochę więcej T.O.P' a i Cleo. Oczywiście muszę się przyznać, że nie czytałam tego zanim tu to dodałam. I tak męczyłam się z pisaniem tego więc zostawiam wam wyłapanie błędów. A jak coś poważnego to dajcie znać.

czwartek, 19 marca 2015

BB- 56

Witam was kochani!! Wróciłam do was z kolejnym rozdziałem. Jest i noc poślubna jak co niektórzy na nią czekali xd Nie wiem dlaczego, ale pisanie TYCH scen jest dla mnie wręcz nie do przebrnięcia. Ale jest !!! Przyznaję się , że trochę zajechało Grey' em ( jeśli ktoś czytał ). No  ale chyba nie aż tak bardzo. Mam nadzieję









-Zanim się wściekniesz to pomyśl nad tym.- Nie wiedziałam czy Ji jest zszokowany czy wściekły. Wygląda na to, że obie te rzeczy naraz. Trudno teraz muszę go przekonać żeby z nimi porozmawiał. Może nie powinnam chcieć tego bardziej niż on, ale wiem jak to jest stracić rodzinę tak nagle. I to nic przyjemnego.
-Na prawdę tego chcesz?
-Tak.- Ścisnęłam jego rękę. On też tego chcę tylko jeszcze o tym nie wie. Pragnę mu to uświadomić.
-Dobrze zrobię to, ale idziesz ze mną. Jeśli cię nie przeproszą nie proś mnie o to nigdy więcej.
-Umowa stoi.- Ścisnął moją rękę niewyobrażalnie mocno jakby bał się, że mu ucieknę i go zostawię. Ale to mi wcale nie przeszkadzało. Bardziej myślałam jak uniknąć kłótni jeśli się zdarzy. Chociaż skoro tu przyszli mają dobre zamiary. Z twarzy Ji Yong' a nie wyczytałam kompletnie nic oprócz złości i zaciśniętych ust w równą kreskę.
-Czyli nie gniewasz się, że wysłałam do nich zaproszenia?
-Wiedziałem, że to zrobiłaś.
-Och, ale skąd?
-Znam cię kochanie.- No tak to wszystko tłumaczy.
-Dobrze, że jesteście.- Moja matka z przejęciem na twarzy dopadła nas na korytarzu.- Twoi rodzice czekają na ciebie za tymi drzwiami.
-Możesz pójść tam sam.- Ji posłał mi lodowate spojrzenie.- Czekają na ciebie. Nie na nas.
-No i trudno.- Powiedział po czym wepchnął mnie do środka. Stała tam tylko jego matka i siostra. Rozmawiały ze sobą o czymś, ale przerwały gdy weszliśmy. Atmosfera od razu zrobiła się napięta. Dami nie wyszła. Chyba wolała mieć na nią oko, a ja poczułam się trochę lepiej dlatego, że tu była.
-_____.- Odezwała się pierwsza.
-Dzień dobry.- Odpowiedziałam jak najmilej. Chociaż teraz kiedy tu jest mam ochotę jej wygarnąć, że jednak nam się udało, ale nie mogę. Jestem ciekawa co się wydarzy.
-Ładnie razem wyglądacie. Szkoda, że ominęła mnie najważniejsza część.
-Mogłaś przyjść wcześniej.- Odparował Ji na co się skrzywiłam.
-Och, przestań udawać. Tak naprawdę mnie tu nie chcesz i twoja żona zapewne też.
-Więc dlaczego przyszłaś.
-Przeprosić.- Kiedy usłyszałam to słowo poczułam mały triumf. Wiedziałam, że ta kobieta ma trochę rozumu w głowie. Ale czy odbędzie się bez żadnych podtekstów z jej strony?
-Nie mnie. Tylko _____.
-Ji Yong przestań. Nie potrzebuję przeprosin.- Nie wiem czy to by cokolwiek zmieniło.
-Nie on ma rację. Tak naprawdę powinnam przeprosić was oboje. Byłam nie miło i powiedziałam o wiele za dużo słów. Nadal uważam, że to nie był dobry pomysł.
-Mamo!- Upomniała ją Dami stojąc z skrzyżowanymi rękoma.
-Jednak gorsze było by dla mnie nieuczestniczenie w twoim życiu- Ha! Chyba ostatnio uczestniczyła w nim aż za bardzo.- W końcu jesteś moim synem i chcę żeby tak zostało. Dlatego jestem gotowa pogodzić się z faktem, że poukładałeś sobie życie z ______.
-Dlaczego mam ci wierzyć. Po tym co robiłaś _______.- Wiem, że ma na myśli to, że prawie od niego odeszłam bo zwątpiłam w naszą miłość. Ale teraz nigdzie się nie ruszam. Martwi mnie tylko to, że cały czas Ji mówi o mnie, a nie o sobie. Może to dlatego, że stoją tu ja i jego siostra. Wolę właśnie tak myśleć.
-Cóż będziesz musiał mi uwierzyć na słowo. Znasz mnie synu. Więc mi zaufaj.- Ji Yong stanął koło mnie. Posłałam mu zachęcający uśmiech. Ja byłam gotowa zostawić wszystko za sobą w dniu naszego ślubu.
-Dobrze.
-Dziękuję.
-Ale nie wtrącaj się w nasze sprawy. I jeśli dowiem się, że znów coś kombinujesz albo obraziłaś moją żonę. Nie będzie drugiej szansy.- Odetchnęłam z ulgą kiedy wyszłam na świeżę powietrze. Goście bawili się w rytm muzyki, a ja chciałam porozmawiać z Ji. Chociaż powinnam znaleźć przyjaciół to jednak wolałam kołysać się z Ji Yong' iem do jakiejś wolnej piosenki.
-Cieszę się, że to zrobiłeś.- Uśmiechnęłam się. Wiedziałam, że też jest zadowolony, po prostu wiedziałam to.
-Dla ciebie wszystko.- Pocałował mnie czule i delikatnie.
-Kocham cię. Ale powiedz mi, że zrobiłeś to też dla siebie samego, a nie tylko dla mnie.
-Okej przyznaję się. Wszystko co robię zawsze jest dla ciebie. Byłem na nich wściekły to prawda bo ty też byłaś i przez to cierpiałaś. Wybaczyłaś jej więc ja też. Bo ja i ty to jedność.- Zatkało mnie. On zawsze umiał powiedzieć coś o swoich uczuciach i zawsze wychodziło mu to świetnie. Tym razem też tak jest. Rozpłynęłam się i zachciało mi się płakać. Wszystko dla mnie. No tak cały Ji Yong. Będę musiała mu to wynagrodzić by wiedział, że ja też jestem gotowa zrobić wszystko dla niego.

( Narracja Cleo )

Popijałam drinka w obecności mojego narzeczonego i CL oraz Tae. O dziwo para skłóconych chyba zawarła rozejm na czas trwania ślubu lub po prostu wyjaśnili sobie co trzeba. Widziałam nawet gdzieś w pobliżu mamę Ji z panią prezydentową, a obecnie wgapiałam się w _____ i jej ojca. Tańczyli tak swobodnie i co chwila się z czego śmiali. Na prawdę im zazdroszczę.
-Też będziesz tak wyglądać.- Z zamyślenia wyrwał mnie głos Tabi' ego przy moim uchu. Pewnie musiał zauważyć, że się przyglądam.
-Już się nie mogę doczekać.
-Ja też.- Cmoknął mnie w policzek.
-Oooo wyglądacie tak słodko. Szkoda, że ja tak nie mam.- Spojrzeliśmy sugestywnie na Tae. Mógłby ruszyć się i zacząć naprawiać to co spieprzył. Każdy tutaj wie, że nie jest bez winy. Chaerin pokazuje, że jest zła, ale wiadomo czego oczekuje od niego. Powinniśmy ostawić ich samych.
-Pójdę zobaczyć co z paparazzi.
-Idę z tobą.- Kiedy odchodziliśmy oni zaczęli rozmawiać. I wyglądało, że na poważnie. Dziś wieczór jest na pewno inny niż zwykle i mam nadzieje, że usłyszę za nie długo znów jej śmiech. Tymczasem połowa ochroniarzy zrobiła sobie przerwę i częstowali się jedzeniem ze stołów. Minęłam ich i podeszłam do drzwi przez, które wychyliłam tylko głowę. Tak jak myślałam nadal tam są.
-Że też chcę im się tak siedzieć.- Mruknęłam.
-Taka ich praca.
-Taka praca jest do dupy.- T.O.P się zaśmiał, a ja razem z nim. Nagle do głowy wpadł mi pewien szalony pomysł, który mógłby się udać z pomocą paru osób.- Wpadłam na genialny pomysł. Musisz mi pomóc.
-Jak? I co to za pomysł.
-Nic strasznego.- Zapewniłam go.
-Czy możemy zginąć?
-No co ty. Nie żartuj sobie.
-Pytam na poważnie.
-Może. Lepiej znajdź Tae i CL i czekajcie tu na mnie.- Ruszyłam poszukać mamy _____ i Ji. Na pewno zgodzą się pomóc. Miałam zamiar umilić trochę czas naszym koczownikom pod bramą. Jakoś przyszło mi to do głowy kiedy Choi powiedział, że mają taką pracę. I faktycznie robią to co im każą i nie są to świetne warunki. Sama miałam bym dość siedzenia tyle godzin bez picia i jedzenia. Przecież nie będę jakimś zwierzęciem żeby ich tam głodzić. Jestem nawet gotowa pokazać się publicznie, a cała reszta pewnie nie będzie miała mi tego za złe i to poprą. Podczas szukania potrzebnych mi osób usłyszałam wołanie _____. Podeszła do mnie razem z Ji.
-Jak dobrze, że w końcu kogoś znalazłam. Jak nie Bom tańczy ze swoim chłopakiem to ktoś inny robi dokładnie to samo. A ty?
-A ja mam zamiar wyjść do reporterów.- Na tę wieść popatrzyli na mnie podejrzliwie.
-Po co? Coś się stało.
-Oczywiście, że nic Ji. Najzwyczajniej w świecie chyba robiło mi się ich żal. To w końcu zwykli ludzie, a nie jacyś przestępcy.- Wytłumaczyłam im to jak najprościej.
-To dobry pomysł.- Poparła mnie ______.- Może my też do nich wyjdziemy.- Tym mnie zaskoczyła i w sumie nie tylko mnie.
-_____ uwierz mi nie chcesz tam wychodzić.- Przerwał jej Ji Yong.
-Ależ chcę. Prędzej czy później nas dorwą. Nie lepiej wyjść do nich prędzej. To tylko parę zdjęć.
-To była by dobra reklama dla was.- Wtrąciłam się do ich rozmyślań. Ji Yonng przez chwilę bił się z myślami, ale w końcu ustąpił. Teraz miałam naprawdę świetny zespół. A kiedy opowiedziałam wszystko wszystkim zabraliśmy się do reporterów z całym stolikiem żarcia i picia.

( Narrcja ______ )

Po małej sesji zdjęciowej przed reporterami jestem wykończona. I cieszę się, że w końcu jedziemy do domu. Padam na twarz. Zdążyłam pożegnać się i wsiadłam do limuzyny. Oparłam głowę o ramię Ji, który trzymał moją rękę.
-To był mój najszczęśliwszy dzień w życiu, ale jestem zmęczona.
-Nawet tak nie mów. Dzisiejszej nocy nie dam ci zasnąć.- Podniosłam głowę z jego ramienia wpatrując się w niego dopóki nie odwrócił się w moją stronę.
-Już nie mogę się doczekać.- Położyłam swoją dłoń na jego udzie sunąć coraz wyżej.
-Nie prowokuj mnie.- Zakrył moją rękę swoją. Już zdążył mnie rozbudzić, a teraz każe mi czekać. Nie ma takiej siły. Nawet on sam by nie usiedział na miejscu.
-Ale ja lubię cię prowokować.- Usiadłam mu na kolanach tak, że sukienka pojechała mi do góry ukazując gołe uda. Na co Ji jęknął, a ja uśmiechnęłam się pod nosem.
-Właśnie widzę. Zrobiłbym coś z tym, ale jesteśmy w limuzynie
-I co z tego. Tak jest ciekawiej. I podniecająco.- Szepnęłam mu do ucha.
-Powiedz mi co chcesz.
-Ciebie.
-To już masz.
-Więc pokaż mi, że mam.- Ji położył ręce na mojej talii po czym wpił się w moje usta. W jednej chwili zdążyłam zapomnieć o tym gdzie jestem. Nie zbyt interesowało mnie to, że kierowca może nas usłyszeć. Ważne, że nikt nas nie widział. Byłam skupiona na jego ustach pochłaniających moje. Gdyby nie jego ręce podtrzymujące mnie pewnie leżałabym jak długa. Odsunęłam się od niego dopiero kiedy poczułam jak wjeżdżamy na podjazd naszego nowego domu. Tym w , którym mi się oświadczył. Co czyni to miejsce jeszcze bardziej wyjątkowym.
-Chyba już jesteśmy.
-Za szybko.- Mruknął zły i spojrzał na dół.
-No … masz mały problem.- Starałam się nie zaśmiać.
-Uwierz mi wcale nie jest taki mały.
-Okej.- Zsunęłam się z powrotem na miejsce. A kiedy szofer otworzył mi drzwi wysiadłam z auta wyrównując sukienkę. Ji odprawił szofera i znów jesteśmy sami. Łapię mnie za rękę i prowadzi prosto do drzwi, ale kiedy chcę je otworzyć on mi nie pozwala. Więc spoglądam na niego wyczekując aż coś zrobi. I w sumie zrobił. Podniósł mnie niespodziewanie.
-Co ty robisz.- Pytam ze śmiechem.
-Dotrzymuję słowa danego twojej matce.
-Nie musisz. Przecież jej tu nie ma.
-Nie ważne. Ja chcę.- Nie odzywam się więcej po prostu pozwalam żeby przeniósł mnie przez próg naszego domu. Faktycznie teraz to ma jakieś znaczenie. Ale on dalej niesie mnie na górę.
-Możesz mnie już postawić. Powiem mamie, że spisałeś się świetnie.
-Przeniosę cię przez każdy próg, a pierwsza będzie nasza sypialnia.- Wszystkie moje mięśnie spinają się na samą myśl co zaraz mnie czeka. Już wcale nie jestem zmęczona. Jestem gotowa na niego. Otwieram wolną ręką drzwi sypialni, a kiedy jesteśmy w środku w końcu moje stopy dotykają miękkiego dywanu. Rzucam okiem na wnętrze i stwierdzam, że wszystko jest na swoim miejscu. Wracam do rzeczywistości i Ji Yong' a stojącego przede mną i głaszczącego mój blady policzek. Odruchowo wtulam się w jego ciepłą dłoń.
-Poczekaj na mnie zaraz wrócę.
-Gdzie chcesz teraz iść? Po co?
-Zdejmij sukienkę.- Nakazuje mi, całuje delikatnie w czoło i znika na drzwiami. Oby miał dobry powód, że to przeciąga. Postanowiłam zrobić jak kazał. Zżera mnie ciekawość i nosi mnie po całym pokoju. Podeszłam do szklanych drzwi prowadzących na taras. Nie wyszłam tylko patrzyłam na gwiazdy. Powinnam się cieszyć i zapomnieć o problemach. Jutro do mnie nie wrócą bo wyjeżdżam daleko stąd. Będę tylko ja i mój mąż, którego kocham bezwarunkowo. Rozmyślałam nad tym co będzie jutro, ale przerwały mi to usta Ji na mojej szyi. Przechyliłam głowę w bok i zamknęłam oczy rozkoszując się tylko jego dotykiem.
-O czym myślisz.- Szepnął z ustami przy mojej szyi aż poczułam jego ciepły oddech na skórze.
-O nas.
-Już lubię tę myśli.
-Naprawdę? To tak samo jak ja.- Obróciłam się i zaczęłam zachłannie całować. Pomiędzy pocałunkami zdążyłam ściągnąć mu marynarkę. Nie wiedziałam dokładnie co robię. Wiedziałam tylko tyle, że bolało mnie serce, ale to z miłości. Ji powoli się ode mnie odsunął i poprowadził wprost do łóżka. Położyłam się czekając na niego kiedy grzebał coś w szafce.
-No chodź tu.- Stanął koło mnie i ściągnął krawat. Nie wiedziałam o co mu chodziło póki nie przywiązał mi dłoni do wezgłowia.- Co zamierzasz mi zrobić?
-Nic czego byś nie chciała.
-Skąd wiesz, że właśnie tego chcę?
-A nie chcesz?- Spojrzał na mnie wygłodniałym wzrokiem. Tyle mi wystarczyło.
-Chcę.- Zacisnęłam wargę z całych sił. Chociaż trochę za mocno. Krew we mnie wrzała. To było coś nowego, ale ufałam mu. Nie zrobi czegoś czegoś bym nie chciała. A chcę. Dzisiaj chcę spróbować wszystkiego.
Gdy moje dłonie zostały unieruchomione Ji Yong zaczął się rozbierać, a ponieważ nie mogłam go dotknąć mogłam tylko patrzeć na jego idealne ciało, które się do mnie zbliżało. Ji zawisł nade mną patrząc mi w oczy. Kompletnie się zatraciłam w jego spojrzeniu, a moje serce zaczęło bić jeszcze mocniej.
-Słyszę je.
-Co?- Przez chwilę nie wiedziałam o czym mówił, ale zorientowałam się kiedy dotknął opuszkami palców miejsca gdzie znajduje się moje bijące serce. Bijące dla niego.- A to. Przepraszam.- Spojrzał na mnie zaskoczony. Jakbym zrobiła coś źle.
-Od kiedy przepraszasz za coś nad czym nie możesz zapanować.- To fakt, ale chyba każdy nie może nad ty zapanować i może wcale nie chcę.
-To twoja wina. Po prostu mnie pocałuj.
-Nie spiesz się. Mamy całą noc.- Ale i tak mnie całuje coraz bardziej powoli. Kieruje się ku mojej szyi na, której zostawia czerwony ślad.
-Unieś się.- Robię to co mi każe i po chwili nie mam na sobie stanika. Leży gdzieś w kącie pod ścianą. Ji Yong składa delikatnie pocałunki na mojej nagiej piersi, a ja odruchowo szarpię za więzy. Chociaż chciałabym żeby mnie rozwiązał nie proszę o to. Nie chcę poddać się tak łatwo, a on właśnie tego chce. Natychmiast przestaje myśleć kiedy czuję coś zimnego na moim rozgrzanym ciele.
-Co to jest?- Jest zimne i trochę mnie łaskocze.
-Czekolada.- Podpowiada i pochyla się żeby ją zlizać. Wyginam plecy w łuk. To jest zbyt wiele.
-O mój … .- Oddech uwiązł mi w gardle i próbuje złapać go, ale nie udaje mi się. Jego język sunie po moim brzuchu zostawiając mokre ślady. Nieznośnie pulsowanie tam na dole staję się nie do niesienia dlatego wiercę się jeszcze bardziej wydając z siebie ciche jęki. Nie mam pojęcia ile to trwało czułam tylko samą przyjemność. Przez ten czas nic nie mówimy tylko czujemy. Jego twarz nagle pojawia się przed moja, nadal idealna. Chociaż ledwo oddycham i mam mroczki przed oczami to jego zawsze widzę dokładnie.
-Jesteś piękna.- Mruczy blisko moich ust. Zaciągam się jego zapachem póki mogę i zamykam oczy żeby się uspokoić chociaż moje ciało wcale nie jest spokojne. Ręce chyba mi drętwieją, ale nie narzekam bo chcę więcej. Wiem, że się czerwienie, ale pewnie nawet tego nie widać i mało mnie to obchodzi. Nadal mam zamknięte oczy kiedy Ji Yong całuje mnie jakbym była ze szkła i miałabym się zaraz rozpaść. Tak naprawdę to się rozsypuję. Mam tyle uczuć w sobie, że nie mam pojęcia co zrobić.
-Patrz na mnie.- Prosi. Otwieram oczy i widzę w nich tylko miłość. Oczy zaczynają mnie piec, ale wystarczy kilka razy mrugnąć żeby odgonić łzy. Nie chcę już być przywiązana. Chcę go dotknąć.
-Rozwiążesz mnie.- Przenoszę wzrok na jego opadającą klatkę piersiową.
-Nie.- Zaskoczył mnie tym. W cale go nie poznaje kiedy wdziera się językiem do środka moich ust.
-Proszę. Nie chcę więcej czekać.
-To dobrze bo ja też nie.- Odsuwa się ode mnie, a w ustach zostaje mi pomieszany smak czekolady i jego samego. Ji Yong rozchyla moje nogi i gładzi uda opuszkami palców. Po czym wpatruje się we mnie i powoli zanurza się cały. Spinam swoje ciało w odpowiedzi na to jak się teraz czuję. Niewyobrażalnie dobrze.
-Ji Yong!.- Prawie, że krzyczę kiedy naciera na mnie z powrotem. Ale on nie krzyczy. Odchyla głowę do tyłu i wciąga głośno powietrze. Przez chwilę w ogóle się nie porusza. Nie widzę jego twarzy. Słychać tylko nasze ciężkie oddechy.
-Porusz się.- Nie odzywa się. Dociera do mnie, że próbuje się uspokoić. Wiedziałam, że jest jakiś inny. W cale mi to nie przeszkadzało.- Ji proszę cię. Nic mi nie jest. Ufam ci. Nie musisz powstrzymywać się dla mnie.
-Nie chcę zrobić ci krzywdy.- Zaskakuje mnie tą odpowiedzią. Wiem, że nigdy nie zrobił by mi nic takiego.
-Nie zrobisz. Wiem to. Kocham cię.- Ji nachyla się by mnie pocałować co przyjmuję z chęcią. I zaczyna się we mnie poruszać co znów budzi do życia to słodkie napięcie rosnące z sekundy na sekundę. Krzyczę coraz głośniej, a G.D razem ze mną. Cała się kleję od czekolady, którą miałam na sobie jeszcze chwilę temu. Próbuje szarpnąć za więzy, ale ani drgną. Nie wiem czemu to robię skoro wiem, że nic mi to nie da. W głowie mam kompletną pustkę. Nie potrafię przy nim myśleć. Jestem za blisko. Tym razem naprawdę krzyczę spragniona końca. No co Ji Yong gubi swój rytm i wbija się we mnie raz za razem. Patrzy na mnie dzikim wzrokiem, który przeszywa mnie na wzkroś.
I wtedy lecę w dół. Wypowiadając tylko jego imię.
Jeszcze chwilę czuję jak Ji kończy i wydaje z siebie nieokreślony dźwięk zalewając mnie ciepły płynem. Cały drży, a ja nie mam sił. Tylko z moich oczu wylewają się pojedyncze łzy. Moje ręce lądują na poduszce za głową. Nie jestem w stanie nimi ruszyć bo wylewam z siebie mały potok łez. Na szczęście Ji zabiera je i kładzie na moim brzuchu, a potem patrzy na mnie ze smutkiem w oczach i ściera kciukiem łzy z policzków.
-Nie płacz kochanie. Wiedziałem, że to nie będzie dobry pomysł. Przepraszam.- Całuje mnie w policzek, a ja rzucam się na niego by go przytulić. Przez chwilę sztywnieje, ale zaraz przyciąga mnie do siebie i głaszcze po włosach. Powinnam mu powiedzieć.
-To nie dlatego płaczę.- Zapewniłam go.- To było cudowne.
-Więc dlaczego …
-Bo cię kocham.- Przerywam mu.- I czasami trudno określić słowami jak bardzo.
-Nie strasz mnie.
-Przepraszam. Nie chciałam.
-To chyba jakiś magiczny dzień bo ciągle mnie za coś przepraszasz.
-Tak, masz rację.- Cofam tamte słowa.
-Teraz już za późno.- Wiem, że się uśmiecha i ja też. Leżymy przytuleni do siebie. Całkiem nadzy. Ji bawi się moimi włosami, które są całe roztrzepane. Nie ma śladu po ładnej fryzurze. Zostały tylko zdjęcia, które dołączą do innych wiszących na ścianie.

* * *

Kiedy się budzę jest grubo po 10, a Ji Yong' a nie ma koło mnie. Przypominam sobie noc i nie mogę się nie uśmiechnąć. W cale nie dziwię się, że tak długo spałam. Po tym jak Ji obudził mnie o 3, 5 i 8 musiałam to odespać. Próbuję rozprostować kości, ale prawie wszystko mnie boli. Nie jest to ból, którego nie dałoby się znieść. Dlatego gramolę się z łóżka i podchodzę do szafy z nadzieją, że coś w niej jest. Niestety nie ma. No to trudno. Nie będę zawracała sobie głowy moim wyglądem. I tak jesteśmy tu sami. Więc schodzę kompletnie naga i z rozczochranymi włosami na dół.
-Ji Yong!
-W kuchni!- Odkrzykuje więc się tam kieruję. Jest ubrany w dresy i czarny t- shirt. Krząta się po kuchni robiąc śniadanie, a gdy mnie zauważa wytrzeszcza oczy i łyżka upada na podłogę.
-No co?- Pytam głupio bo dobrze wiem o co chodzi. Patrzę na niego tym samym wzrokiem, który mi posyła i robi mi się gorąco. Zmuszam się żeby posadzić swój tyłek na stołku blisko blatu.
-Nie mogłam znaleźć ubrań. Musisz mi pokazać co gdzie jest.- Tłumaczę się choć nie powinnam.
-Po co. Tak wyglądasz świetnie.- Podchodzi do mnie bardzo blisko i staję pomiędzy moimi nogami. Znów jestem oczarowana. Ściąga swoją koszulkę i zakłada ją na mnie.
-I tak jest za duża.- Przecież tak naprawdę pokarze mi gdzie są moje ubrania, co nie?
-W sam raz.- Oświadcza z uśmiechem po czym namiętnie całuje, że o mało nie zlatuje z krzesła. Boże co za facet.- Kawy?
-Tak.- Odsuwa się ode mnie i ze spokojem idzie po kawę. Postanawiam pomóc mu przy robieniu tostów. Dzięki tej prostej czynności czuję się jak młode małżeństwo robiące razem śniadanie. Rozmawiamy jak gdyby za oknem świeciło słońce i ptaki śpiewały choć pada deszcz. Szczypię się lekko w ramię by upewnić się, że to nie jest sen. I nim nie jest. Oboje siadamy przy blacie i zaczynamy jeść, a Ji jako pierwszy podejmuje rozmowę.
-Jak się czujesz?- To pytanie trochę zbija mnie z tropu.
-Świetnie.- Czy po mnie tego nie widać?- Moglibyśmy to powtórzyć. Spogląda na mnie z błyskiem w oku. Przechodzi mnie dreszcz.
-Kiedy chcesz. Ale bez wiązania.
-Dlaczego?- Wypalam od razu. G.D przestaje jeść by podwinąć za długie rękawy bluzki i chwyta obie moje dłonie unosząc je na wysokość moich oczu.
-Dlatego. Wtedy zauważam czerwone ślady na nadgarstkach. Nie czułam nawet bólu przez ten cały czas. Myślałam, że aż tak się nie szarpałam.
-To wcale nie boli.
-Ale mnie tak, kiedy na to patrzę.- Nie wiem co mam powiedzieć. Nie wiedziałam, że aż tak na to zareaguje. To zwykłe zaczerwienienie.
-Zapomnij o tym. Nie zawracaj sobie tym głowy. To moja wina. Nie powinnam się tak szarpać. - Uśmiecham się do niego i wkładam kawałek tosta o buzi. Mam nadzieję, że wyluzuję.- Powiesz mi gdzie lecimy?- Nie dowiedziałam się tego od nikogo. Każdy trzymał język za zębami i nie chciał powiedzieć prawdy.
-Zostało nam jeszcze jakieś dwie godziny. Powinnaś zacząć się pakować.
-Dwie godziny?!!- O mało nie zakrztusiłam się jedzeniem.- Mogłeś mnie obudzić wcześniej.
-Nie mogłem. To był piękny widok. Teraz też jest.
-Oooo. Nie słodź mi tu.
-Chodź.- Złapał mnie za rękę i poprowadził na górę do małego pokoju obok łazienki. Kiedy weszłam do środka zatkało mnie i nie mogłam się ruszyć. Weszłam głębiej by podziwiać mnóstwo ciuchów, butów, torebek i innych drogich pierdół. Teraz już wiem, że na pewno się spóźnię. 










 
-Ale kiedy ty to ….- Machnęłam ręką na wszystko.
-A czy to ważne. Wszystko jest twoje. Podoba ci się.- Objął mnie w pasie.
-Żartujesz sobie. Nigdy w życiu nie miałam tyle drogich ciuchów. Starczy mi do końca życia. Dziękuję.- Mój mąż kompletnie zwariował. Wolę nie myśleć ile pieniędzy musiał na to wydać. Powróciło do mnie to uczucie, że ja nic mu nie daje w zamian. Nie chcę być samolubna, ale nie wiem co mogłabym mu dać. Przecież on ma wszystko czego chce. Będę musiała nad tym pomyśleć.
-Nie ma za co.
-Właśnie, że jest za co.- Pocałowałam go.
-Cieszę się, że ci się podoba. A teraz zostawię cię samą żebyś mogła się spakować.- Pocałował mnie na odchodne. I zostałam sama wśród ciuchów. Jeszcze raz się rozglądnęłam i podeszłam do sukienek zawieszonych według kolorów i kroju. Wszystko mi się tu podoba co oznacza, że Cleo maczała w tym palce. Wyściskać ją to za mało. Ściągnęłam z półki wielką walizkę i zaczęłam pakować do niej najpotrzebniejsze rzeczy takie jak szczotka do włosów którą znalazłam w jednej z szuflad. A potem przeszłam do najtrudniejszego wyboru. Byłam prawie pewna, że znajdziemy się gdzieś gdzie będzie ciepło więc postawiłam na lekkie ubrania. Ostrożnie składałam każde ubranie by je nie pognieść. Pachniało tu głównie nowością i proszkiem do prania.
Po godzinie wytoczyłam się z garderoby z dwoma walizkami wypełnionymi po brzegi. Ji Yong stał w progu naszej sypialni patrząc na mnie z uśmiechem.
-Tak śmiej się. Nie miałam pojęcia co wziąć. I czyja to wina?- Popatrzyłam na niego sugestywnie.
-Twojej najlepszej przyjaciółki.
-Wyściskam ją.
-Ja też pomagałem.
-Ciebie też wyściskam.- Zaczęłam się śmiać. Zazdrośnik. Ji wziął moje bagaże jakby ważyły tyle co piórko. Byłam pod wrażeniem. Zeszłam za nim do garażu i znów wytrzeszczyłam oczy. Samochody. Aż pięć, ale tylko jeden zwrócił moją uwagę.







-Którym jedziemy.- Zapytałam jak w transie.
-Na ten na który patrzysz.- O tak. Już nie mogę się doczekać. Wpakowałam się do luksusowego samochodu. Mogłabym tu umrzeć, ale musimy dojechać na lotnisko gdzie będą na nas czekać tłumy fanów. Jestem na to przygotowana. Ubrałam się w dość ciemne rzeczy i bluzę. Powinno wystarczyć by nikt nie przypatrywał się zbytnio mojej twarzy. Wyciągnęłam jeszcze telefon by napisać wiadomość do Cleo. Podziękowałam jej za prezent.
-Już się za nimi stęskniłaś?
-Oczywiście, że tak. Ale nie mogę się już doczekać aż stąd wylecimy.- Złapałam go za wolną rękę. Uścisnął ją mocniej i się uśmiechnął. Wygodnie rozsiadłam się w fotelu i prawie bym zasnęła przez tą muzykę.
-Nie zasypiaj. Już jesteśmy na miejscu.- Otworzyłam oczy i wysiadłam auta wprost na deszcz. Przynajmniej tak mi się wydawało, że to deszcz, ale ja go nie czułam. Ponieważ Ji Yong stał koło mnie z parasolem w ręku. Jakiś nieznajomy mi mężczyzna wsiadł do auta i odjechał z naszymi bagażami. A ja podążyłam za moim mężem.- Trzymaj się blisko mnie.
-Jak zawsze.- Chociaż nie jestem dzieckiem. Ruszyłam na przód, ale jego ręką mnie powstrzymała.
-Poczekaj.- Przyciągnął mnie do swoich ust. Zarzuciłam mu ręce na szyję i oddałam pocałunek. Ji upuścił gdzieś parasol i zalazła nas fala deszczu co wcale nam nie przeszkadzało. Zdążyłam przemoknąć całkowicie kiedy usłyszałam piski. Oderwałam się od jego ust, ale nadal byłam w jego ramionach.
-Myślisz, że będziemy w jakiejś gazecie?
-Myślę, że to będzie pierwsza okładka.
-Uwielbiam pierwsze okładki.- Pocałowałam go szybko i poszliśmy przez tłum śmiejąc się. Nie myślałam, że nadejdzie taki dzień w, którym będę się śmiać z takich rzeczy. A nauczyłam się z tego śmiać bo co innego mogę robić.
Uśmiechałam się do ludzi, którzy machali do nas, a nawet niektórzy płakali. Nie wiedziałam jak miałabym na to zareagować. Nigdy nie byłam dobra w pocieszaniu. Nie na odległość.
-Chodźmy.- Ji Yong ponaglił mnie i objął ramieniem. Weszliśmy do cichego pomieszczenia. Nie było tu nikogo. Spojrzałam na niego podejrzliwie.- Nie patrz tak na mnie ______.
-Kolejna niespodzianka?
-Może.- Widziałam to w jego oczach. Co oznacza, że znów coś przygotował.
-Czemu tu nikogo nie ma?
-Bo lecimy sami.
-Co?Nie mów, że wykupiłeś wszystkie miejsca.
-Oczywiście, że nie. To tylko nasz samolot.- Wskazał ręką na samolot przed nami. Tylko nasz.- Chodź. Musisz zobaczyć wnętrze. Powitał nas pilot i zaprosił do środka. 







Ta Dam!! I jak? Podobało się? Wynalazłam zdjęcia więc jest o wiele lepiej sobie to wyobrazić.

wtorek, 10 marca 2015

BB- 55

Dziś dodaje rozdział żeby wam chociaż trochę umilić dzisiejszy. A ponieważ u mnie jest taka ładna pogoda musiałam skorzystać i gdzieś wyjść. Dlatego jestem teraz.
Ach, co by tu dodać. W końcu dotarliśmy to TEGO dnia. Będzie trochę dużo opisów, które są konieczne. No, ale i tak liczę na jakiś komentarz. Niestety zbytnio nie udało mi się znaleźć zdjęć pasujących do mojego gustu by wam przybliżyć wygląd. bohaterki. Jednak mam nadzieję, że się wam spodoba.

Znów zmieniłam play listę na potrzeby rozdziału. Polecam wszystkie piosenki, a osobiście ostatnią. 






                                                                  DZIEŃ ŚLUBU !!!

Trzy tygodnie minęły zadziwiająco szybko. Spędziłam je pracowicie dopracowując ostatnie szczegóły razem z Cleo. To właśnie jej powierzyłam część zadań. Oczywiście wszystko konsultowała ze mną i nie mogę się doczekać by zobaczyć efekty. Nie spałam choć chciałam, ale świadomość, że to dziś była zbyt przytłaczająca. Dziwię się, że Ji Yong jakoś potrafi przespać całą noc bez mrugnięcia okiem. Musiałam wstać żeby napić się kawy i uspokoić nerwy. Jeszcze nigdy się tak nie denerwowałam. Może tak naprawdę wcale aż tak bardzo tego nie przeżywam, ale nie mam porównania. Nie wierzę w to, że tak szybko się zmieniłam. Z nieustraszonej _____ w normalną dziewczynę z nadwyżką stresu. Przynajmniej problemy te same. W kuchni zastałam Cleo.
-Też nie możesz spać?- Przysiadłam się do niej.
-No nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że denerwuję się bardziej niż ty.
-Czy twój chłopak też wszystko olał i sobie śpi?
-Dokładnie tak.- Przyznała mi rację. Cóż najwidoczniej u facetów już tak jest. Totalna znieczulica.
-Więc lepiej wziąć z nich przykład.- Bo co innego nam pozostaje.
-Nie wiem czy dam radę.
-Ja też. Zanim zeszłam na dół sprawdziłam czy sukienka jest na swoim miejscu. I to chyba z 15 razy.
-Czekaj. Wchodziłaś do mojego pokoju kiedy spałam. I to z 15 razy?!- Nie potrzebnie o tym wspomniałam.
-Eeee … no tak. Ale spokojnie po co ta mina. Przecież się w was nie wpatrywałam.
-Serio?
-Najpoważniej na świecie.
-Więc dlaczego ci nie wierzę, co?
-Bo się nie wyspałaś.- Głos Ji sprowadza mnie na ziemię i jednocześnie ratuje z opresji.
-Może.- Cleo wyszła i zostawiła nas samych. Ji nie czekając podszedł do mnie i pocałował.
-To dzisiaj.
-Tak wiem. Jestem trochę zdenerwowana. Ale pewnie mi przejdzie kiedy pojadę do rodziców.
-Ach, tak. Już nie mogę się doczekać spotkania z twoją matką.- Westchnął na co się zaśmiałam. Dobrze pamiętam wczorajszy dzień kiedy to moja kochana mama próbowała namówić go by pozwolił mi zostać na noc u nich. Bo według niej trzeba przestrzegać tradycji. Lecz Ji Yong na tą wiadomość postanowił wyperswadować jej to z głowy. Kłótnią nie można było tego nazwać, ale mogę powiedzieć, że to była mała bitwa na argumenty. Głównie wypowiadane przez mamę. I tak Ji jakimś cudem zdołał ją przekonać pod warunkiem, że z samego rana pojawię się u nich. I to tylko z przyjaciółką.
-Dogadajcie się jakoś. Najlepiej jak dasz jej cieszyć się tym dniem.
-Wychodzę za ciebie nie za nią.- Objął mnie w pasie.
-Wiem, ale ona tego nie wie. Przeżywa wszystko na nowo.
-Myślisz, że twój ojciec rozpłacze się w najmniej odpowiedniej chwili?
-Nie mam pojęcia. Oby nie.- W tym samym momencie dostałam sms' a od mamy.- Już mnie wzywają.
-Jasne. Tylko pamiętaj masz się cieszyć tym dniem, a nie denerwować. Ja tak robię.
-Postaram się tak myśleć.- Co będzie wręcz nie możliwe. Cmoknęłam Ji na pożegnanie i poszłam po Cleo. Musiałam przerwać jej obściskiwanie się i wyciągnąć do limuzyny. Cleo od razu atakuje mnie gradem pytań.
-Nie wierzę, że dożyłam tego dnia. To naprawdę musi się udać. I to bardzo miło ze strony twoich rodziców, że ślub może odbyć się w ich domu.
-Tak.- Chociaż ja nie nazwała bym tego domem, a raczej pałacem. Ogromnym pałacem. Pewnie teraz wszystko wygląda tam jakby jednorożec nasrał tęczą. Sama zaczynam się zastanawiać czy był to dobry pomysł by ona się tym zajęła. Jedyna rzecz, która mnie pociesza to, to, że Cleo miała coś w tym do powiedzenia.
-Em ______ pytałaś się go?
-Co?
-No wiesz co?
-Ach, to.- Gdyby to było takie łatwe już dawno bym się o to zapytała.- Nie nie pytałam i nic nie powiedziałam. Jakoś nie mogłam mu psuć humoru z samego rana.- Zwłaszcza, że wyglądał tak świetnie i uśmiech nie schodził mu z twarzy. Cholera chyba nigdy wcześniej nie myślałam na poważnie o budzeniu się przy nim każdego dnia. Tak na prawdę dopiero powoli to do mnie dociera. To, że będziemy ze sobą na co dzień i nie będą nas obchodzić żadni paparazzi.
-____ weź mi tu nie płacz.- Dotknęłam mokrego policzka. Nawet nie wiedziałam, że płakałam. Co się ze mną dzieje.
-Sorry. Chyba zaczynam porządnie wariować.
-Albo po prostu to z nadmiaru emocji. Lub najzwyczajniej go kochasz.- Uśmiecha się do mnie, a ja wiem, że to na pewno obie te rzeczy. Tylko nadal nie mam pojęcia jak mu to powiedzieć.
-Masz rację. Ciągle nie mam pomysłu żeby mu powiedzieć.
-A myślisz, że w ogóle zechcą przyjść.
-Nie mam pojęcia. Oni mnie nienawidzą i dali mi to do zrozumienia nie raz, ale wciąż nie zmienia to faktu, że Ji Yong pewnie chciał by ich zobaczyć. Może nareszcie się dogadamy.
-Mam taką nadzieje bo jeśli zepsują ślub to sama ich wykopię. Nawet jeśli nie zechcą zobaczyć swojego syna w tak ważnym dniu to przynajmniej jego siostra będzie na pewno.- Dami. Jedyna osoba w jego rodzinie jaką znam i która nie chcę się mnie pozbyć. Cieszę się niezmiernie, że chociaż ona nie zostawiła go na lodzie. Już pomijam jego wujków, ciocie, kuzynów i całą resztę. To będzie naprawdę wielkie wesele. Myślałam, że znam siebie, ale jednak nie bo sama się na coś takiego zgodziłam. Chciałam uszczęśliwić moją nową rodzinę, zwłaszcza mamę, która tego właśnie chciała. Wielkiego wesela. Pomyślałam, że nie może być aż tak źle, a tak nie tylko ja będę zadowolona.
-Jeśli tak to to będzie musiało wystarczyć.- Ale ja i tak wtedy nie będę w ogóle spokojna.
-Reszta drogi moja nam na pogawędce na temat oczywiście ciągle ten sam. Staram się nie krzyczeć kiedy widzę podjazd pełen samochodów z kateringu i ładnie wystrojone ogrodzenie. Nie winię za to nikogo tylko siebie, że nie przyjechałam tu wczoraj i własnoręcznie tego nie zerwałam. No cóż innym może się podobać. Jak przymrużę oczy jest całkiem ładnie.
-Próbowałam, ale się nie dało. A przecież nie będę się kłócić z żoną prezydenta.
-Świetne wytłumaczenie Cleo. Jeśli w środku zobaczę tony różu to wezmę ślub w najbliższym kościele tak jak tu stoję. Bez sukni. Nie czekaj, może z suknią.- W głowie w ciąż odbija mi się nieprzyjemny incydent dlatego spoglądam na Cleo.
-Spokojnie ze mną wszystko dobrze. Jestem gotowa zaszaleć.- Pociągnęła mnie prosto do drzwi. Kiedy znalazłam się w środku otoczyła mnie mama.
-Nareszcie jesteście, co tak długo.
-Przepraszam, ale miałyśmy mały problem.
-Problem? Jaki problem.
-Nic ważnego.- Przeszłam się po wielkim salonie w którym mieściły się wszystkie zapasy jedzenia i alkoholu. Zasłony były zasłonięte ukrywając za nimi szklane drzwi prowadzące na ogród. To właśnie tam miałam wejść w białym cudzie. Niestety nie wolno mi było nawet zerknąć. Wszystko miało być niespodzianką.
-Dziennikarze.- Cleo wytłumaczyła to jednym słowem.
-Rozumiem. Aille ciągle odbiera telefony. Zrobiła się z tego wielka sensacja. Ale ogród i tak pozostaje na swoim miejscu.
-Oczywiście, że tak. Długo nad tym pracowałyśmy.- Przewróciłam oczami i weszłam na górę zostawiając je same by mogły dalej dyskutować. Mogłabym im przerwać rozmowę na temat rodziców Ji. Czuję się podle, że bez jego wiedzy wysłałam im zaproszenia. Chociaż pewnie gorzej czułabym się gdybym tego nie zrobiła. Trudno może się na mnie wściekać. Jeszcze mi za to podziękuje … albo i nie. Tylko muszę znaleźć czas by mu o tym wspomnieć.

* * *
-Przestań! Koniec z tym.- Odgoniłam Bom z lakierem do włosów. Ile można. Zaraz wypsika mi całą zawartość. Moje biedne włosy i tak przeszły długą drogę


Załóżmy, że ma czarne włosy :d


-To musi się jakoś trzymać.
-Ja też muszę się jakoś trzymać. Nie chcę zemdleć przy mówieniu przysięgi.
-Dobra, dobra. Teraz sukienka.
-O boże. Chwila.

( Narracja Cleo )

Wypatrywałam rodziców Ji z nadzieją, że się nie pojawią. ____ ma inne zdanie na ten temat i wiem, że chcę dobrze. Lecz ja jestem wręcz pewna, że jeśli tu przyjdą nie wyjdzie to na dobre nikomu. Więc po co komplikować. Jak na razie wszystko odbywało się jak najbardziej poprawnie. Żadnych niespodzianek. Tort w drodze wystarczy tylko, że go pokroją. Dziewczyny zajmują się _____. Kiedy ją zostawiałam kazała mi dokładnie obserwować, ale tu było tyle ludzi, że trudno było kogokolwiek znaleźć. Nie każdy zajął swoje miejsce. Za to zdążyłam się przywitać przy wejściu z każdym.
-Cleo kochana.- Czyjaś dłoń dotknęła mojego ramienia aż się przestraszyłam.
-A to pani.
-Są?
-Nie ma.
-Zostało jeszcze 20 minut. Wysłałam męża do _____. Oby nie ryczał.- Parsknęłam.
-Mam nadzieje, że się uda.
-A co może się nie udać. Ochrona stoi przy drzwiach.- Właśnie ochrona. Nasz jedyny ratunek by dziennikarze nie wdarli się do środka. Dlatego goście wchodzili innym wejściem, ponieważ pod bramą nie ma miejsca. A 15 ochroniarzy to i tak zdaję mi się o wiele za mało jak na taki tłum.
-A i bym zapomniała.- Puls mi przyśpieszył. Jestem teraz uczulona na takie słowa.- Jakaś dziewczyna się awanturuje. Powiedziałam żeby poczekała. Na prawdę nie rozumiem ludzi. Jest strasznie natrętna. Lepiej idź bo wydaje mi się, że coś z nią nie tak.
-Pójdę.- Boże tylko nie teraz. Kto ją tu wpuścił do cholery. Gdzie jest pieprzona ochrona jak jej trzeba! Jestem wściekła i mam dość tej laski. Oberwie jak nigdy za to, że śmiała tutaj przyjść. W ogóle po co. I tak już nie zatrzyma tego ślubu. To się stanie i już. Przeciskałam się pomiędzy gośćmi uśmiechającymi się do mnie. Pewnie połowa z nich chcę poznać ____ bo od teraz to też jej rodzina. Taka na przykład miła starsza pani, która okazało się, że jest jej babcią jest całkiem miła.
Kiedy wyszłam na zewnątrz stała tam oparta o swój drogi samochód. Wygląda świetnie co nie znaczy, że moja złość się zmniejszyła.
-Uważasz, że to jest zabawne.- Zaczęła mi wymachiwać kopertą, którą widzę pierwszy raz.
-Nie tutaj.- Zaprowadziłam ją do garażu. Tutaj nikt nie powinien nam przeszkodzić.- Po coś tu przylazła. Ten ślub się dobędzie i nic na to nie poradzisz. Może gdybyś nie była tak wredną babą Ji był by z tobą, ale tak nie jest. A ja nie pozwolę żebyś coś zepsuła.- Wyrzuciłam z siebie to co miałam do powiedzenia.
-Na prawdę myślisz, że chodzi mi o to. Bardziej interesuje mnie ta koperta.
-Fajnie. Akurat mnie ona w ogóle nie interesuje. Jeśli przyszłaś tylko po to to możesz już iść.
-Właśnie nie mogę. Wysłałaś to do mnie.
-Nie przypominam sobie bym cokolwiek wysłała do ciebie.
-A jednak. Chcę tylko powiedzieć, że mam świetnych prawników, a tobie nikt w sądzie nie uwierzy. -Nie mam pojęcia o czym mówisz. Zaraz zacznie się ślub więc idź już sobie.- Odwróciłam się w stronę drzwi kiedy właśnie T.O.P się przez nie przeciskał. Zapatrzyłam się na niego bo wyglądał aż za dobrze w swoim garniturze. Ocknęłam się dopiero po chwili. Gdy się odwróciła zobaczyłam wściekłą twarz Soo i Choi' a, który przytrzymywał jej rękę. Wyszarpnęła ją, a ja zaczęłam kojarzyć co się przed chwilą stało.
-Nie powinnaś była tego robić.- Wypowiedział to lodowatym głosem i bardzo poważnym. Wiedziałam, że się spiął zawsze tak jest kiedy ma ochotę komuś przywalić. Ścisnęłam jego rękę by się opamiętał i nie zrobił czegoś głupiego.
-Oboje siebie warci.- Rzuciła po czym wyszła. Chciałam ruszyć za nią by dowiedzieć się, że na pewno stąd odjedzie i nie zrobi nic głupiego. W dodatku zostawiła tu tą przeklętą kopertę. Niestety nie mogłam tego zrobić bo Tabi ściskał moją rękę niebywale mocno. Nagle do głowy przyszła mi pewna myśl. Wyrwałam się z jego uścisku i podeszłam do ostawionej koperty na podłodze. Podniosłam ją i zaczęłam czytać zawartość. T.O.P w ogóle się nie odzywał. Jakby wiedział, że będę zadawać mu pytania jako pierwsza. I ma rację.
-Czy przypadkiem nie ty to wysłałeś?- Nie wiem czemu pytam. Chyba oboje znamy na to odpowiedź.
-No powiedz mi.- Nie mamy zbyt dużo czasu na milczenie.
-Ty byś tego nie zrobiła, a ja nie mogę tak tego zostawić.
-Ach, rozumiem. Więc chodziło ci o twój honor?
-Chodziło tylko o ciebie.
-Przecież nie wsadzą jej do więzienia, a ja nie chcę jej pieniędzy.- Głównie dlatego nic z tym nie zrobiłam.
-Nie dostaniesz jej pieniędzy.- Zapewnił mnie i nawet zaczęłam mu wierzyć. Podeszłam do niego i po prostu przytuliłam. Poczułam jak się rozluźnia. Myślał, że będę wściekła i byłam, ale już im przeszło gdy zrozumiałam o co mu chodziło. Tak naprawdę chciał sprawiedliwości i ja też jej chciałam. W takich momentach doskonale wiem jak nadaje się do pracy agenta.
-Ale czekaj.- Oderwałam się od niego patrząc mu w twarz. Piękną twarz.- Skoro nie będzie płacić i nie pójdzie siedzieć to co się z nią stanie i jakie mam szanse, że coś jej udowodnię?
-Po pierwsze ja udowodnię. Ty nie będziesz musiała nic robić. Po drugie jestem w stanie udowodnić więcej niż ona sama myśli.
-Pomyślałeś o wszystkim, prawda?
-Powiedzmy, że tak.
-Kocham cię, wiesz?
-Uch, przestań mówić takie rzeczy bo spóźnimy się jeszcze bardziej.
-O boże! Chodź.- Wyciągnęłam go z garażu. Kompletnie straciłam poczucie czasu przez tę wariatkę. O mało co bym się nie spóźniła.
-Cleo gdzieś ty zniknęła. Idźcie na swoje miejsca. Natychmiast.- Na szczęście zdążyłam ustawić się a swoim miejscu. W samą porę. Zerknęłam na Ji . Wyglądał świetnie. Teraz wiem dlaczego tyle mu to zajęło. Jeszcze zdążyłam odnaleźć wzrokiem T.O.P' a. Uśmiechnął się do mnie dodając mi tym otuchy. Przecież byłam druhną. Nie mogłam niczego spieprzyć. Wszystko było na miejscu. Dostałam znak od mamy _____ więc skinęłam głową na Tae by zaczął grać. Dziewczyny stały przy mikrofonach, a gdy popłynęła muzyka zaczęły śpiewać. Właśnie wtedy wkroczyła _____ prowadzona przez swojego ojca. Oboje wyglądali bardzo dostojnie. _____ w swojej sukience sunęła prosto do Ji Yong' a, który nie mógł oderwać od niej wzroku. Z resztą jak wszyscy inni goście. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, a kiedy ona była szczęśliwa to ja też. Musiałam się powstrzymać żeby nie zacząć płakać już teraz. Powściągnęłam swoje emocje i wróciłam do rzeczywistości. Z wspierającym uśmiechem na twarzy wysłuchałam przysięgi, ale kiedy ksiądz powiedział, że zostają mężem i żoną przestałam powstrzymywać łzy. I zaczęły płynąć niepohamowanym strumieniem po moich policzkach. Na szczęście to jeszcze nie koniec niespodzianek. Na niebie pokazał się piękny widok serca przebitego strzałą amora co oznacza, że T.O.P i Seungri spełnili swoje zadanie. Wyszło im to doskonale. Cieszyłam się, że chłopaki z działu pilotażu dotrzymali słowa. Kiedy wspomniałam im o tym byli wniebowzięci, a ja nie chciałam odbierać im zabawy. Teraz przekonałam się, że to był dobry pomysł. Wart zobaczenia uśmiechniętej pary, którzy pokazywali mi uniesione kciuki do góry. Szybko otarłam łzy by makijaż nie spłynął mi całkowicie. Ach, spełniłam swój obowiązek. Mogę umrzeć w spokoju.

( Z perspektywy _____ )

O boże nie wierzę w to. Zaraz się zacznie. Wyjdę za Ji. Po raz drugi, ale i tak wtedy to było szybkie i bez świadków oraz takiej imprezy z tyloma gośćmi. Jestem odrobinę zestresowana. Ale kto by nie był.
-Jesteś gotowy?- Spytałam mojego opanowanego tatę. Chociaż nić nie mówił to wiedziałam, że tak naprawdę czuję teraz to samo co ja. Tylko on ma lata praktyki i potrafi to maskować. Niestety ja nie potrafię choć bym chciała.
-A ty?- Dobre pytanie.
-Tak.
-Więc ja także jestem.- Jednak mógłby powiedzieć coś więcej. Złapał mnie pod rękę. Wzięłam głęboki oddech w tym samym czasie co tata i drzwi się przed nami otworzyły. Nie mam pojęcia jakim cholernym cudem zdołałam się ruszyć z miejsca, ale dałam radę i nie wywaliłam się w tych butach. Pierwsze co zobaczyły moje oczy to rzędy ławek wypełnione rodziną, której nie znałam i przyjaciółmi, których znałam. Wszyscy uśmiechali się do mnie więc ja też. Krocząc na przód zobaczyłam moje przyjaciółki śpiewające do melodii granej przez Tae na pianinie. W pierwszych ławkach miejsca zajmowali chłopaki, a po prawej stronie tata z mamą i Aille. Później była Cleo w swojej błękitnej sukience i ciemnych włosach. A na końcu on. Facet mojego życia stał tam w doskonale dobranym garniturze. Patrzył się tylko na mnie z uwielbieniem w oczach. Cały strach uleciał ze mnie w tym jednym momencie. Nie spuszczał ze mnie wzroku, a ja też nie miałam tego w planach. Nawet gdybym się teraz wywróciła to nie przeszkadzało by mi to bo wiedziałam, że przyszedł by by mnie podnieść. Na szczęście nic takiego nie miało miejsca i bezpiecznie doszłam na swoje miejsce. Czyli naprzeciwko Ji i jego błyszczących oczu wpatrzonych we mnie.
Kiedy mówiłam moją przysięgę prawie nie słyszałam swojego głosu i nie dlatego, że mówiłam cicho. Gdy Ji powiedział tak miałam ochotę skakać ze szczęścia, ale został nam jeszcze pocałunek. Ji porwał mnie i mocno, ale też i z wielkim uczuciem całował przez długie sekundy. Oczywiście wiedziałam, że chciał zrobić z tego przedstawienie. Podkreślić, że jestem jego, a on mój. Przerwaliśmy pocałunek gdy nad naszymi głowami pojawiły się odrzutowce. Zaparło mi dech w piersi na widok tego obrazka. Dokładnie wiedziałam czyj to szalony pomysł. Przez nią udzielił mi się jej nastrój i też byłam bliska wybuchnięcia płaczem tak przed wszystkimi.
-Kocham cię. Moja żono.- wyszeptał mi do ucha i pocałował w skroń nadal obejmując jedną ręką w pasie.
A potem zaczęło się gratulowanie, obściskiwanie i składanie życzeń. To było dość męczące i także niezręczne. Dopiero co poznawałam swoją daleką rodzinę. Jednak cały czas miałam dobry humor bo Ji był przy mnie tuż obok. Odrobinę spokoju otrzymałam przy barze w środku domu. Zgubiłam gdzieś Ji za to odnalazłam dziewczyny. Piły drinki i od razu jednego wręczyły mi. Upiłam mały łyczek i usiadłam na stołku poprawiając suknię.
-I jak, podoba ci się? Zagadnęła mnie Cleo. Bez żadnej odpowiedzi najpierw ją uściskałam.
-Jest świetnie. Na prawdę mnie zaskoczyłaś. Nie wiem czy zdołam przebić to wszystko urządzając twój ślub.
-Jestem pewna, że coś wymyślisz. W końcu twoja mama też się napracowała.
-A to wiem. Nie chciała mnie puścić. Mówiła coś o pierwszym tańcu, ale chyba nie dam rady w tych butach.
-Właśnie.- Wtrąciła się CL.- Przygotowałam ci lepszy strój. Jest w pokoju na górze. Bardziej wygodny na wieczór w ogrodzie.
-Super. Skorzystam.- Zsunęłam się ze stołka i ruszyłam do pokoju na górze. W połowie drogi natknęłam się na mamę.
-Gdzie się wybierasz.
-Muszę się przebrać.- Wytrzeszczyła oczy jakby zobaczyła żabę zamiast swojej córki.
-Ani mi się waż. Musisz zatańczyć. Obowiązkowo w tej ślicznej sukni.- Wepchnęła mnie prosto w ramiona Ji.
-Zatańczysz?- Zabłysnął uśmiechem i się rozpłynęłam.
-Pewnie. Tylko chyba nie dam rady. Stopy mnie bolą, a moja mama jest cholernie denerwująca.
-Na prawdę.
-Ej wiem, że mówiłam by nie niszczyć jej tradycji, ale bez przesady. Zaraz nie pozwoli nam się w ogóle całować.
-Do tego nie dopuszczę.- Przyciągnął mnie do swoich ust. Rozchyliłam je by mógł pogłębić pocałunek co zrobił nie czekając ani chwili dłużej.- Nie mogę się doczekać kiedy zdejmę z ciebie tę suknię.
-Ja też.- Mamuśka nadbiegła z nie wiadomo której strony patrząc na mnie złym spojrzeniem.- Już idziemy tańczyć.- Zapewniłam ją i odeszła z pogodnym uśmiechem.- Ale najpierw pozbędę się tych szpilek.
-Poczekaj.- Ji schylił się by zdjąć mi z nóg te narzędzia tortur. Za co byłam mu bardzo wdzięczna. Po czym odłożył je na stolik obok prezentów.
-Dziękuję.- Złapałam go za rękę i weszliśmy do ogrodu. Położyłam mu rękę na ramieniu i zaczęliśmy tańczyć. Byłam na bosaka i nikt tego nie widział bo sukienka była długa. Dotyk miękkiej trawy sprawiał, że stopy aż tak bardzo nie bolały. Taniec z Ji był jak marzenie, które się w końcu spełniło. Cieszyłam się, że nie nadepnęłam mu na stopę.
-Jesteś szczęśliwa.- Zapytał mnie przerywając mi rozmyślanie nad naszym nowym życiem.
-Bardziej niż możesz sobie wyobrazić.- Znów chciało mi się płakać. I jak miałam mu powiedzieć. Cholera nie mogę, ale muszę spróbować.- Ji Yong …
-Tak?- Spojrzał na mnie tym wzrokiem od którego nie byłam w stanie ledwo myśleć. A jego oczy strasznie rozpraszały.
-Zatańczmy jeszcze.
-Ile tylko chcesz.- Przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno objął. Położyłam dłonie na jego karku i rozluźniłam się w jego objęciach bujając się w rytm wolnej piosenki. Kiedy się skończyła mogłam wreszcie pójść się przebrać. Zniknęłam na górze, ale najpierw Ji pocałował mnie i powiedział, że będzie czekać. Na górze znalazłam ładną kremową, ziewną sukienkę i buty. Ledwo zdążyłam się przebrać, a zjawił się Ji.
-Powiedziałeś, że zaczekasz.
-Musiałem uciec twojej matce. Bo właśnie zastanawia się co robią twoje buty na stole.
-Mogłaby trochę wyluzować.- Przytuliłam się do Ji, który momentalnie objął mnie rękoma i zbliżył swoje usta do moich. Najpierw powoli, a potem coraz zachłanniej ssał moją dolną wargę. Wolnymi rękoma rozpięłam mu marynarkę i wsunęłam pod nią ręce. Ji Yong zamruczał i jechał rękami na moje pośladki. Nagle Ji przestał całować i oparł czoło o moje ciężko dysząc tak samo jak i ja. Tylko nie wiedziałam co się właściwie stało. Czekałam aż coś powie, ale sama postanowiłam zapytać.
-Co się stało?- Głaskałam jego plecy by się uspokoił, ale on tylko zamknął oczy i ścisnął mocniej moje biodra.
-Nic. Po prostu cię kocham.- Wtedy pierwszy raz zobaczyłam łzy w jego oczach serce mi się ścisnęło. Mój facet właśnie był bliski płaczu tylko dlatego, że po prostu mnie kocha. Nie wiedziałam co powiedzieć. Więc stałam tak póki się nie uspokoił. Miałam już coś powiedzieć, ale do środka wparowała Dara. Ji Yong od razu się wyprostował, a na jego twarzy nie było śladu po tym co stało się właśnie przed chwilą.
-_____ nie chcę wam przeszkadzać, ale przyszli. I chcą się z wami widzieć.- Dara się ulotniła, a ja stałam jak słup soli. Teraz już na pewno będę musiała mu powiedzieć.





Tym razem rozdział  trochę krótszy niż zwykle, ale dobrze, że w ogóle jest. Dzięki, że czekaliście : *