piątek, 2 stycznia 2015

BB- 46

Tak, tak znów jestem! Jak tam po sylwestrze? Mi minął całkiem spokojnie przed telewizorem w domciu ;D
 Ostrzegam iż mogą pojawić się błędy, a ja mam lenia xd






( Narracja Bom )

Mam dość. Zaraz po prostu zwariuję. Myślałam, że zapomnienie o nim będzie o wiele łatwiejsze. A tu nic z tego. Powinno być łatwiej. Przecież nie znaliśmy się za dobrze. To były tylko pocałunki i nic więcej. W końcu żadne z nas nie powiedziało, że kocha drugiego więc nie powinno być problemu. Może on nie ma, ale ja za to tak. Pragnę się wyspać bez śnienia o nim. W sumie to o nas. To zaczyna być męczące i uciążliwe. Wiem, że więcej się nie spotkamy. Pogodziła się z tym, ale chyba moje serce nie do końca. Bo nie daje mi żyć. Rzuciłam się z powrotem na miękkie łóżko.
-Uch!
-Bomi porządnie cię wzięło.- Dara szczerzyła się stojąc nade mną. Miałam szczerą ochotę walnąć ją poduszką.
-Cieszę się, że ciebie nie.- Warknęłam.
-No weź. Wiem, że nie możesz spać, ponieważ ten królewicz śni ci się po nocach, ale nie musisz wyżywać się na mnie.
-Sorry. Po prostu czuję, że jeśli się nie wyśpię to zaraz zwariuję. I to dosłownie. Wiesz jakie to uczucie?- Podniosłam się do siadu.
-Jeśli to takie uczucie kiedy jakaś stara babcia zabiera ci wypatrzone buty sprzed nosa, to tak.
-Eee … powiedzmy, że to coś w tym stylu.- Z kim ja żyję? Ale przecież to Dara, a dla niej buty są lepsze niż chłopak. Jak tam można to ja też tak chcę.
-Więc szukam tego w innym sklepie. Rozumiesz?
-Tak … znaczy nie.- Do czego zmierza ta rozmowa?
-Na prawdę powinnaś się wyspać.- Oznajmiła. Nawet nie wie jak bardzo bym chciała.- Chodzi mi o to, że ja na twoim miejscu szukała bym go.
-Kiedy się żegnaliśmy to raczej dał mi do zrozumienia, że mam go nie szukać.- Wracając do naszej ostatniej rozmowy w aucie mam gęsią skórkę na samą myśl. I jakby nie patrzeć to mało rozmawialiśmy.- Nasze relacje były dość trudne do opowiedzenia.- Przecież nie mogę powiedzieć, że to kryminalista z zadatkami na więźnia. Co ja bredzę, przecież on ma nie zły dom.
-Oj, weź. A czy to ważne. Jak ci zależy to idź go szukać. W końcu ten świat jest mały. Tak mówią.
-To tylko przysłowie i zero w nim prawdy.
-A skąd wiesz. Próbowałaś?
-No nie, ale …
-To na co czekasz. Popatrz na CL. Tae ją zbrukał, a ona się nie poddaje i próbuje postawić na swoim.
-Serio ją zbrukał?- Cokolwiek to znaczy musiało być źle.
-Yhm. I jakoś nie płaczę, że o nim śni i przez to nie może spać. A nawet gdyby to mogę się założyć, że się z tego cieszy.
-Jak kto woli.- Mruknęłam.
-Ej! Nie chcesz zrobić tego dla siebie to zrób to dla mnie. Ja też potrzebuje snu.
-Okej. Spróbuje. Zadowolona!
-A i owszem.

( Narracja Dary )

-Brawo. Myślałam, że nie potrafisz kłamać.
-Oj tam. Trochę minęłam się z prawdą. Nic takiego, a jeśli to coś zmieni to chyba dobrze?
-Pewnie tak. Ale on nie śni mi się po nocach!- Cl trzepnęła mnie w ramię. No cóż chyba sobie zasłużyłam.
-Nie?
-Nie Dara!
-Dobra, dobra. Ciszej bo jeszcze usłyszy.
-Oby ci się to opłaciło.
-Opłaci.- Mam taką nadzieję. Jak nie żadna z nas to któraś na pewno da sobie radę z facetami. Bom niczego nie brakuje. Oby ruszyła swój tyłek na zewnątrz. W końcu przecież zaczął padać śnieg. Dziś kolejny dzień siedzenia w aucie. Nie to żebym narzekała. Tylko odrobinę myślę o tym nieznanym człowieku który zapukał w naszą szybę. No, ale nie powiem nic Chaerin jeszcze nie oszalałam. Spakowałam aparat i podsłuch.
-Jestem gotowa.
-Ja też i mam nadzieje, że to będzie dzień w którym w końcu coś się znajdzie.
-To chodźmy.- Zajęłam miejsce za kółkiem i ruszyłam przed siebie.

( Narracja Bomi )

Łatwo powiedzieć. Szukaj. Jakby był w innym sklepie to może tak, ale to jest Seul. Gdzie mam pójść najpierw. A może w ogóle zawrócić i spróbować zasnąć. Ta, i kogo ja próbuje oszukać. Niech Min Ji mi pomoże. Ostatnio w ogóle nie widuję jej przez tą szkołę.

Do: Min Ji

Znasz jakieś dobre miejsce, gdzie mogła bym zacząć szukać?

Od: Min Ji

Zacząć szukać? Ale czego?

Do: Min Ji

Chłopaka, którego kiedyś spotkałam. Jakieś pomysły?

Od: Min Ji

Mogłaś napisać od razu. Jestem trochę zajęta...
Ja zaczęłabym od miejsca w którym pierwszy raz się spotkaliście.

Super. Dam radę. Pewnie znowu ktoś napadnie na bank, a on przyjdzie mnie uratować. Wolne żarty. Nic mi to nie dało. Wręcz przeciwnie jestem w kropce, ale skoro już o tym wspomniała to pójdę.
Mogłam wziąć rękawiczki. Chyba tak mi się spieszyło, że o nich zapomniałam. Sam fakt, że mi się spieszyło jest nie na miejscu. Zwłaszcza kiedy próbowałam zapomnieć. Cholerna Dara! Nie trzeba było jej słuchać. Ja, to nie CL. Ona zawsze miała więcej zapału i pewnie dlatego jest liderem. Dopiero teraz to zrozumiałam. Jednak ta droga do baku okazała się być przydatna. Szkoda tylko, że w tym miejscu nie zapowiada się na jakąś wielką rozróbę. Chyba zaczynam żałować albo najzwyczajniej wariuję. Czyli co mi jeszcze pozostaje. Kawiarnia lub club bo do domu przecież mu nie wtargnę. Chociaż pewnie co jakiś czas ma niespodziewanych gości.
Pijąc już drugą herbatę myślałam o tym czy nie robię tego wszystkiego w akcie desperacji. A to oznacza, że spadłam całkowicie na samo dno. Nieee. Lepiej tak nie myśleć bo naprawdę tak się stanie, a wpatrywanie się w samochody wydaje się być na tyle nudnym zajęciem by o tym zapomnieć. Właśnie. Przecież on też miał tyle samochodów. Czyli to nie dobry pomysł. Nawet jeden z nich zdaje mi się być dość podobny do tego którym odwoził mnie do domu. Nawet gdybym walnęła głową w stół nic by to nie dało. Ja majaczę. Już nawet kelnerka do mnie podeszła.
-Pomóc w czymś?- Jej uśmiech mnie dołuje. Tak, wiem jestem gwiazdą. Załamaną, ale nadal gwiazdą.
-Nie trzeba … a w sumie to jest coś.
-Tak?- Nie wierzę, że to robię, ale jeśli nie majaczę to jednak jest jego auto. Co oznacza, że znalazłam.
-To może się wydawać głupie, ale czy pani też widzi to auto?- Spojrzała na mnie, ale po chwili potwierdziła to o co modliłam się od kilku sekund. Rzuciłam jej pieniądze na stół i wybiegłam na zewnątrz. Zaczęłam się rozglądać byle by znaleźć prawdopodobne miejsce pobytu Joe. Pobiegłam w najbardziej oczywiste miejsce jakie do tej pory nie przyszło mi do głowy. Ciemne uliczki. Jak dotąd on zawsze tam był. Może i tym razem mi się poszczęści. Dobiegłam tam w ekspresowym tempie.
-No i co teraz?- Szepnęłam pod nosem. Zrobiło się już późno i jest tu jeszcze ciemniej niż powinno. Ruszyłam powoli przed siebie. Nadzwyczaj tu cicho. Bardziej niż zazwyczaj. Szłam z największą ostrożnością na jaką było mnie stać w tej ciemności. Póki nie wystraszyłam się śmiertelnie. Schyliłam się żeby sprawdzić co to takiego.
-Cholera jasna. Nic nie widzę.- Nie będę przecież macać ziemi,a w torebce powinnam mieć małą latarkę na takie okazję. Akurat po ciemku znajdę w niej wszystko. W końcu na co dzień i tak jest tam kompletny bajzel i szukam wszystkiego na chybił trafił. Przewaliłam spory kawałek niepotrzebnych rzeczy, ale znalazłam. Zapaliłam latarkę i podniosłam …. telefon?
-Świetnie.- W dodatku w ogóle nie działa. Nagle naszła mnie myśl i to przerażająca. A co jeśli to właśnie jego telefon. Jest całkowicie zmasakrowany i co jeśli on też. Przyśpieszyłam kroku. Natrafiłam na jakiś opuszczony sklep z pamiątkami. Ciekawe miejsce zwłaszcza, że drzwi są otwarte i jeden osiłek ich pilnuje. Chyba czas trochę się zabawić. Ciągle ostry nóż w bucie jest jak dostanie drugiego życia. Ja je dostałam i zabiję każdego. Nawet takiego grubasa. Wyszłam z ukrycia. Na szczęście wiem jak szybko wyglądać na upitą i chętną.
-Och, bogu dzięki. Już myślałam, że nikogo tu nie spotkam. Chyba się zgubiłam.- Zachichotałam.
-Z chęcią pokażę ci drogę.- Wyciągnął w moją stronę rękę. Niechętnie położyłam na niej swoją. I szybko zostałam wciągnięta do środka sklepu.- Ta droga będzie naprawdę krótka.- Obleśny koleś zaczął już się do mnie dobierać.
-Ależ nie tak szybko.- Kolanem kopnęłam go w czułe miejsce, a kiedy facet zgiął się wyciągnęłam mój pokaźny nóż na co spojrzał na mnie z mordem w oczach.
-Suka!- Wysyczał przez zęby i już szykował się żeby mnie uderzyć, ale ja byłam szybsza i zatopiłam ostrze w jego piersi. Dźgnęłam go parę razy aż ręce miałam poplamione krwią i bluzkę też.
-A to twoja najkrótsza droga. Powodzenia w piekle, dupku.- Pchnęłam zwłoki w kąt. Myślałam, że zajmie mi to mniej czasu. Jeszcze tylko powycierałam nóż o jego ubrania i poszłam dalej. W połowie drogi dało się słyszeć jakieś rozmowy. Przyczaiłam się za ścianą by się upewnić, że nie weszłam tu na darmo.
-Jesteś dobry, ale nie za dobry. Nas nie da się tak łatwo oszukać. Choć muszę przyznać, że prawie ci się udało.- Nie wytrzymałam dłużej i wyjrzałam zza ściany. Uch, wali tu.
-Znajdziemy ją szybciej niż ci się wydaje.- Odezwał się nienajmowy mi facet z bronią w ręku. Oceniłam sytuację i wiem jedno. On tam jest, a ja mam ich pozabijać na jego oczach. W wyniku czego Joe zada mi pytania na które będę musiała jakoś odpowiedzieć nie wydając swojej pracy. Zajebiście. Czy to w ogóle możliwe? No trudno.
-Jednak ona znalazła was szybciej.- Rzuciłam nożem w stronę najbliższego faceta. Już po chwili leżał na ziemi mając drgawki. Spojrzałam na drugiego oprawcę, dość zdezorientowanego. Zanim zdążył wcelować we mnie rzuciłam się na niego. Choć było to dość trudne gdy jest się w szpilkach. Wskoczyłam na niego i skręciłam mu kark. Szybko poszło. Podbiegłam do Joe. Był przywiązany do krzesła i nieprzytomny.
-Ei obudź się.- Próbowałam go ocucić ale bałam się w ogóle go dotknąć, ponieważ był cały poobijany. Przecież nie dam rady przenieść go sama do samochodu. Będę musiała go tu zostawić i pójść po auto. Wygrzebałam kluczyki z jego marynarki. Nawet ładnie tak wygląda gdyby nie ta krew wokoło. Przeraża mnie to o czym ja teraz myślę. Wybiegłam jak oparzona i znalazłam auto i trzęsącymi się rękoma wsiadłam i odpaliłam je. Jakimś cudem w całości podjechałam do wejścia. Kiedy wróciłam do Joe nadal był nieprzytomny. Ostrożnie przecięłam nożem więzy i spróbowałam go podnieść, ale nie dałam rady.
-Cholera no!- Zaczęłam chyba panikować. W każdej chwili ktoś może tu wejść, na przykład jakiś bezdomny jeśli jeszcze żyje.- Dobra. I tak wiem, że mnie słyszysz więc rusz się!
-Bom?
-Tak! Pomóż mi i sobie, a jakoś dowleczemy się do auta.
-Spróbuję.- I właśnie to chciałam usłyszeć. Po drodze zaczął dzwonić mój telefon, jednak jedną ręką nie udało mi się go wyciągnąć i spadł mi na ziemię. A w cholerę z tym.

* * *

( Narracja ____ )

-Zanim tam wejdziemy to muszę ci coś powiedzieć.- Ze zdenerwowania przewracałam pierścionek na palcu. Nie wierzę, że znów mam na sobie tak drogą rzecz.
-Spokojnie przecież to nie twoi rodzice nie musimy im tego mówić teraz.
-No właśnie musimy bo to są moi rodzice.- Spojrzałam na Ji.
-Aż tak dużo działo się przez te parę dni?
-Tylko to.- O niczym innym nie wiem. Byłam zbyt zajęta użalaniem się nad sobą by w ogóle myśleć o spotkaniu zresztą.
-Dobrze. Od kiedy o tym wiesz?
-Od dzisiaj rano.
-Więc chcę lepiej poznać twoich rodziców.- Uśmiechnął się i wysiadł z auta, a ja siedziałam w środku zastanawiając się co się właśnie stało. On po prostu przyjął to do wiadomości od tak jakby to było nic, a ja cały dzień o tym wszystkim myślałam. Wysiadłam z samochodu i weszłam do środka trzymając Ji za rękę. Od razu dopadła nas Ailee. Jej mina była bezcenna. W końcu nie zawsze wraca się do domu w gwiazdą.
-Omo! Czemu nie powiedziałaś, że przyprowadzisz swojego chłopaka. Ubrałabym się jakoś.
-Uważam, że ładnie wyglądasz.- Odezwał się Ji na co Ailee zarumieniła się jeszcze bardziej niż chwilę temu. Mój facet potrafi zawstydzić każdą dziewczynę. Nawet jeśli to moja siostra. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jesteśmy nawet do siebie podobne. Ona też nigdy nie ustępuje.
-Chwila, zaraz zawołam resztę. ___ wiesz gdzie jest salon.- Poleciała korytarzem zostawiając nas samych.
-No, no nieźle ci poszło. Pierwsze wrażenie zawsze najlepsze.
-Chyba nie jesteś zazdrosna?
-Nie mogę. To moja siostra. Ailee.
-O, trzeba było tak od razu.- Ta i co jeszcze. Ja tu się nieco stresuję.
-Lepiej chodźmy. Chcę mieć to już za sobą i wrócić do domu.- Zaprowadziłam Ji do salonu gdzie już siedzieli wszyscy.
-O, przyprowadziłaś gościa. To wyjaśnia dlaczego Ailee wyleciała stąd tak szybko.- Popatrzyłam znacząco na Ji, ale on nawet nie zwrócił na to uwagi.
-No tak. Chciałam tylko powiedzieć, że będę się już zbierać. Na prawdę dzięki, że mogłam u was zostać.
-Nie przesadzaj ____. Przynajmniej mogliśmy tyle zrobić. Ale wpadnij do nas jeszcze razem ze swoim chłopakiem.
-Narzeczonym.- Poprawił.
-Naprawdę ___? No to gratuluję. Nie wierzyłam, że dożyje tego momentu.- Uściskała mnie mocno, a potem i tato. A myślałam, że będą mieć jakieś zastrzeżenia czy coś. Przynajmniej jakaś uwaga na życie. No cóż dobre i to.
-To kiedy ślub?
-No nie wiem. Nie zastanawialiśmy się jeszcze.
-Może za jakiś miesiąc lub dwa.- Że jak?! Nawet jeszcze tego nie uzgodniliśmy do cholery. Nie zgadzam się na to. W ogóle to nie jest możliwe. Przygotowania zajmują dużo czasu. Za to wszyscy teraz patrzą na mnie. Nie mam zamiaru się kłócić teraz i tutaj, ale na pewno nie pozwolę o tym żeby tylko on decydował.
-W sumie to wasza decyzja.- O czyżby?
-Nie musicie się spieszyć.- Obyś to słyszał Ji Yong! Bo jestem wściekła.
-I nie mam zamiaru.- Mruknęłam tak aby on też słyszał, ale tylko ścisnął moją rękę mocniej. I tak to nic nie da.

* * *

( Narracja Bom )

Siedziałam w jego domu od dobrej godziny co chwilę sprawdzając czy nic się nie pogorszyło. Z resztą ja się nawet nie znam na tym. Jestem beznadziejnym lekarzem. Nie zdziwię się jeżeli w ogóle nie odróżniłam czy coś się zmieniło czy nie. Nie do końca jeszcze do mnie dotarło, że znów jestem w jego domu i właśnie uratowałam mu życie. Nie mogę usiedzieć na miejscu. Jeśli to prawda to ja naprawdę się zakochałam. I tak oto wpadłam po same uszy. Nie mam nawet telefonu przy sobie żeby do kogoś zadzwonić. Normalnie czuję się tu taka samotna bo przecież on dalej śpi. Ej, no właśnie on dalej śpi. Więc mogłabym się tu trochę rozejrzeć co nie? W końcu dowiedziałabym się o ni nieco więcej. Chociaż jakby nie patrząc sam powinien chcieć mi o sobie mówić. Ale oboje wiemy, że to może potrwać bardzo długo albo w ogóle nie nastąpi. Jeśli nie ma nic do ukrycia to nie powinnam znaleźć nic szokującego. Zaczęłam od sprawdzenia czy nadal śpi i poszłam do salonu. Z zaciekawieniem obejrzałam każde zdjęcie które stało na wierzchu więc to nie jest grzebanie w czyiś rzeczach. Większość zdjęć była z przyjaciółmi. Dobrze wiedzieć, że przynajmniej ich ma. Stanęłam przed szafką i otworzyłam ją. Na pierwszej półce znalazłam papiery z rachunkami. Nie jest zadłużony. Jakby mógł skoro tak mieszka. Kolejna półka to same gazety. Otworzyłam jedną i koleją i kolejną aż w trakcie przeglądania piątej zdałam sobie sprawę, że w każdej z nich jest zaznaczona strona, a na niej artykuł o 2NE1. O mój boże! Wiedziałam, miałam to przeczucie od początku. To jednak jakiś psychofan. A ja dałam się tak wciągnąć. Przecież ja naraziłam cały zespół tylko dla tego gościa którego prawie nie znam.
Odłożyłam szybko gazety na miejsce gdy tylko usłyszałam huk. Odwróciłam się, a tam stał, a w sumie to już siedział L.Joe. Stanęłam i po prostu patrzyłam jak próbuje się podnieść.
-Nie pomożesz mi?
-Nie.- I tak dał sobie radę beze mnie. Ja nie chcę go dotykać. Jestem po prostu zawiedziona i zła na siebie.
-Pewnie chcesz żebym ci wszystko wytłumaczył.
-Nie.
-Ciągle mówisz ,,nie''. Wiem, że to co widziałaś nie było najlepszym widokiem.
-Widziałam wiele rzeczy i to naprawdę nie było nic strasznego w porównaniu z tym.- Otworzyłam szafkę gdzie wysypały się gazety które źle musiałam włożyć. Joe popatrzył na mnie niewzruszony, ale ja za to jestem rozczarowana tym, że nawet nie chcę się wytłumaczyć.
-Przeszukiwałaś mój dom?
-Och weź przestań udawać takie zdziwienie co. Nigdy w życiu nie powiedziałbyś mi nic o sobie, a już zwłaszcza o tym. Jesteś pieprzonym kłamcą! Po co ci to wszystko, co?!- Kopnęłam stos gazet i podeszłam do niego.
-Widzisz zbierałem informację, ale to dlatego, że musiałem.- Zbliżył się do mnie, a ja nie potrafiła już nawet się odsunąć od niego.
-Musiałeś co?- Wiem, że nawet nie powinnam pytać tylko stąd zwiewać, ale jakoś nie mogę. Jestem ciekawa tego jak chcę się wytłumaczyć.
-Poznać cie lepiej.- Posunął się do przodu o dwa kroki zbliżając się do mnie coraz bliżej. Nie będę się cofać. To by znaczyło, że się go boję, a wcale tak nie jest.
-A wystarczyło tylko zapytać. Ty mi o sobie nie chcesz nic powiedzieć. Wiedziałam, że coś jest z tobą nie tak. I, że nie powinnam się tak łatwo w tobie zakochiwać. Bo jesteś cholernym oszustem!
-Co powiedziałaś?
-No co jesteś cholernym oszustem Joe!!- Wykrzyczałam jeszcze raz by dobrze usłyszał za kogo go uważam.
-Nie to było raczej coś o tym, że nie powinnaś była się we mnie zakochiwać.- Teraz już to był naprawdę blisko, ale ja dalej twardo stałam na swoim miejscu. W dodatku możliwe, że jestem cała czerwona.
-Raczej już się odkochałam.- A gówno prawda.
-Czyżby.
-Próbujesz odwrócić moją uwagę od bardziej istotnego problemu.
-Chyba mi się udaje co.- O nie, nie będziemy się całować choć nie mogę się oprzeć by tego nie zrobić.
-Akurat.- A może i tak. Przecież całą sobą chcę go pocałować, a jego ręka na moim policzku mi tego nie ułatwia.
-Nigdy nie myślałem żeby zrobić ci jakąkolwiek krzywdę kochanie.- Kompletnie dałam się oczarować zapominając o co tak naprawdę miałam się kłócić i pozwoliłam na to by mnie pocałował. Czułam, że właśnie na to czekałam cały czas. Jak jakiś więzień. Byle by poczuć jego usta na moich i te znajome uczucie jakie temu towarzyszy. Oddałam pocałunek z łatwością. W ogóle się nie opierając pozwoliłam by przyciągnął mnie do siebie. To trwało za krótko, ponieważ ktoś właśnie włamał się do domu. Odskoczyłam od Joe jak oparzona.
-Oni kroku dalej koleszko! Odsuń się od niej!- Ależ się porobiło.
-Min Ji co ty tu robisz?- O cholerna jasna!
-Ratuję cie, a nie widać. Nawet się nie ruszaj!- Znów wycelowała pistoletem w jego stronę.
-Nic mi nie jest. Opuść tą broń.
-Więc co tu się wyprawia, co? Może podał ci coś i przez to nie mogłaś wrócić, hym?
-Uwierz mi. Była tutaj z własnej woli.
-Ciebie się nie pytałam! Więc się przymknij bo odstrzelę ci pewną ważną rzecz dla facetów.- Jeny nie znałam Min Ji od takiej strony. To miło, że przyszła mnie uratować. Bo gdyby nie ona pewnie doszło by do czegoś więcej. Jestem beznadziejna tak łatwo dałam się omamić. Na tyle by zapomnieć co przed chwilą odkryłam.- Nic ci nie jest?- Spytała po raz drugi.
-Nie, wszystko okej. Musiałam coś załatwić. Choć porozmawiamy na zewnątrz.
-I chcesz go tu tak zostawić?
-Jest nie szkodliwy i to jego dom.
-No dobra.- Schowała w końcu broń. Teraz muszę powiedzieć jej, że nic mi nie jest. A jestem tutaj, ponieważ załatwiam ważne sprawy. Takie jak ratowanie mu życia i całowanie się. Ych, mogłam się jednak cofnąć póki mogłam.







Długo myślałam nad tym co by tu napisać w tym rozdziale i jak na razie wychodzą mi same kłótnie xd Myślę, że nie jesteście źli. W następnym postaram się bardziej. Możecie pisać czego oczekujecie, a możliwe, że znajdzie się to w tym opowiadaniu bo jak już raz wspomniałam pisze je właśnie dla was. No wielkie dzięki za komentarze. Jesteście kochani <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz