czwartek, 25 czerwca 2015

BB- 61

Witam! Kolejny rozdział jest, ale jest jaki jest. trudno powiedzieć o czym. Jednak poddam go waszej ocenie. Jedynie powiem, że nienawidzę męczyć się z jednym rozdziałem aż dziesięć dni. No, ale...
Oczekujcie dalszej części BTS bo jestem w trakcie jej pisania. Oby z tym poszło szybciej. Jutro zakończenie. Muszę się mentalnie przygotować na pożegnanie szkoły, a potem już liceum.














 

Kiedy stałam przed lustrem patrząc w swoje całkiem nowe odbicie czułam się pewna jak nigdy, że dam radę. Krótka sukienka i makijaż zmieniły mnie na tyle bym nie poznała samej siebie. Wszystko zostało już ukartowane tak bym spotkała go w klubie. Chociaż fakt, że ekipa na czele z T.O.P' em będzie siedzieć w samochodzie czekając na rozwój akcji jest dla mnie pocieszeniem. Bo w końcu tak naprawdę sama nie wiem co może mnie spotkać ani jak zareaguje na jego widok. Próbowałam namówić Choi' a by został w domu, ale o tym to ja mogłam tylko pomarzyć. Powiedział, że nigdzie się nie wybiera. Jedynej rzeczy jakiej się obawiałam to to, że może zobaczyć coś czego nie chciałabym żeby zobaczył. Sama zdaję sobie sprawę z tego, że będę musiała pozwolić mu się dotknąć. Co przyprawia mnie o dreszcze.
-Cleo słyszysz mnie?- Poprawiłam małą słuchawkę w uchu by lepiej się, trzymała.
-Tak. Wszystko okej.- Kiedy stąd wyjdę będę tylko ich słyszeć, ale nie będę mogła odpowiadać.
-Gdyby coś się działo to pamiętaj. Masz uciekać.- Uśmiechnęłam się i przytuliłam do mojego faceta. Przez chwilę nie chciał mnie puścić, ale potem pozwolił mi wyjść.
-Dam sobie radę.- Zapewniłam go. Drzwi się zatrzasnęły, a ja ruszyłam chodnikiem prosto do klubu. Miałam nadzieję, że słyszał naszą wymianę zadań w domu i będzie tam na mnie czekać, a wtedy mogłabym go zabić i nie przejmować się już niczym więcej. Stanęłam przed wejściem do Club Volume. Wepchnęłam się do kolejki, a po chwili byłam już w środku. Mijałam tańczących ludzi póki nie znalazłam się przy barze. Zamówiłam sobie drinka by nie wyglądało podejrzanie, że nic tu nie piję. Przybrałam minę zbitego psa i ogólnie porzuconej sieroty. Dla niego musiałam bym taka jak zawsze, czyli bezbronna i ciągle przestraszona świata. W ten wieczór cofałam się do tego czasu kiedy miałam 12 lat. Tym razem wiedziałam, że może być inaczej i jest inaczej.
-Idź zatańczyć. Może się pokarze.- Usłyszałam głos w słuchawce i poszłam na parkiet. Wmieszałam się w tłum i zaczęłam tańczyć w rytm muzyki obijając się o ciała innych ludzi. Nikt tu tak naprawdę nie wiedział po co tu przyszłam. On jeden musiał tu podejść.
Jakiś nieszkodliwy facet zaczął tańczyć koło mnie.
-Każ mu się odsunąć.- Uśmiechnęłam się pod nosem słysząc zirytowany głos Tabi' ego. To bardzo nie w porządku, że on może wszystko widzieć i słyszeć, a ja nie. Jednak świadomość, że jest zazdrosny dawała mi większą pewność siebie. Oczywiście byłam wierna swojemu narzeczonemu i spławiłam kolesia. Oby teraz był zadowolony.
-Chyba będziesz musiała pójść się przejść bo nigdzie go nie widzimy.- No tak to było by za proste od tak pokazać się. Pewnie będzie chciał mnie zaskoczyć.
Poszłam się przejść na wyższe piętro. Szłam powoli ciągle udając załamaną. Czułam w bucie zimny nóż, którego miałam użyć. Może to i źle, że aż tak bardzo zależy mi na zabiciu go, ale jak dla mnie on nigdy by się nie zmienił. Kiedy rodzice wywalali go z domu, a mama stała nade mną płacząc cieszyłam się jak nigdy w życiu. A teraz myślę, że trzeba było go gdzieś zamknąć, a nie od razu porzucać. Oparłam się o poręcz. Stąd miałam świetny widok na całą salę. I faktycznie oddalenie się od ludzi zadziałało. Stał koło mnie i też patrzył w dół. W słuchawce zapadła kompletna cisza, a jeszcze przed chwilą słyszałam ciche szepty. Teraz już nic.
-Ocknij się. Stoi koło ciebie.- Głos Bom przypomniał mi o planie działania, który dobrze znałam. Odwróciłam się by spojrzeć na jego twarz. Jak zawsze spokojny i opanowany. Dał się nabrać. Czas na mnie.
-Wiedziałam, że przyjdziesz. Zawsze przychodzisz kiedy cię potrzebuję.- Pierwsze kłamstwo właśnie wyszło z moich ust.
-Bo widzisz potrzebujemy siebie nawzajem. Długo musiałem na ciebie czekać.- Uśmiechnął się jednocześnie bawiąc się moim kosmykiem włosów. Miałam wielką chęć urwać mu tę rękę.
-Tak, wiem, ale teraz tu stoję i nigdzie się nie wybieram.
-I to jest bardzo dziwne.
-Nie mam jak ci udowodnić skoro ciągle tu stoimy.- Nie miałam jak zabić go stojąc tutaj.
-Niedaleko jest tu zaplecze. Wyjdźmy stąd.- Na trzęsących się nogach wyprowadziłam go na zewnątrz. Teraz nie miałam już czasu na wycofanie się. Zimny powiew wiatru owinął moją twarz. Zanim zdążyłam się przyzwyczaić do chłodu byłam już objęciach tego gwałciciela. Przeszedł mnie dreszcz odrazy, ale nie mogłam go odepchnąć.
-Czekanie na ciebie było męką. Wszyscy myślą, że zwariowałem, ale oni nic nie rozumieją. To naprawdę bolało kiedy ciągle się oddalałaś do niego. A na koniec i tak cię zostawił.- Nie chciałam się odzywać bo bym wybuchła, a na to jeszcze nie był czas. Za to wyobrażałam sobie co musi czuć T.O.P słuchając tych bredni. Dłoń Jake' a gładząca moje włosy nie była niczym miłym. Dlatego powoli się od niego oddaliłam.
-Nie powiedziałeś mi co mam zrobić by ci udowodnić? Na pewno jest coś.- Zamyślony odwrócił się do mnie plecami. Wykorzystałam tę chwilę nie uwagi by wydobyć nóż. Wybrałam go specjalnie dla niego. Miał umrzeć szybko, a jego ciało ma zostać zabrane stąd przez resztę agentów. Ukryłam go za plecami akurat gdy się odwracał.
-Powiedz, że mnie kochasz. Tak jak ja ciebie prze te wszystkie lata.- Położył swoje dłonie na moich ramionach oczekując tego, że wyznam mu miłość. Wściekłam się. Jak on w ogóle może ode mnie tego oczekiwać. Na prawdę jest głupi i naiwnym psychopatą. Wyciągnęłam zza pleców nóż czym go kompletnie zaskoczyłam. Zaatakowałam go, ale był szybszy i chwycił moją dłoń. Byłam cholernie zdenerwowana i zdeterminowana jednocześnie.
-Nigdy w życiu cię nie pokocham!!- Wykrzyczałam mu to w twarz i przybliżyłam nóż do jego serca.
-Jesteś całkiem inna. Zmieniłaś się.
-I o to chodziło.- Powaliłam go na zmienię. Turlaliśmy się po zimnej ziemi tocząc zaciętą walkę. Udało mi się walnąć go w twarz niestety nóż wypadł gdzieś obok. Oboje szukaliśmy go wzrokiem i oboje w tym samym czasie zauważyliśmy go. Rzuciłam się by złapać go pierwsza i prawie, że się udało. Był prawie, że na wyciągnięcie ręki.
-Chciałem dać ci szansę, ale teraz to ja zabiję ciebie!- Starł krew z ust. Zaczęłam się dziko wierzgać byle by dosięgnąć. Musiałam zdążyć przeżyć przynajmniej dopóki nie przyjdą mi z pomocą. Słuchawkę i tak zgubiłam gdzieś w trakcie tarzania się po ziemi.
-Zapomnij!- Krzyknęłam i wyszarpnęłam rękę z jego uścisku. Nim się spostrzegł sięgnęłam po nóż i kopnęłam go tak, że przewrócił się na plecy. Wykorzystałam to i rzuciłam się na niego dźgając go nożem w żebra. Czerwona plama krwi pojawiła się od razu na koszuli i mojej ręce. Zignorowałam jego krzyk tak jak on ignorował moje i wbiłam mu nóż prosto w serce. Wyciągnęłam go dopiero kiedy przestał oddychać. To się stało. Już nigdy więcej go nie zobaczę.
Wstałam z z ziemi w tym samym czasie kiedy przez drzwi wbiegła piątka moich przyjaciół. Przede mną pojawił się T.O.P i od razu złapał mnie w swoje ramiona. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam cicho płakać. To wszystko stało się cholernie przytłaczające. Nie chciałam patrzeć na to jak zabierają jego ciało. Tak naprawdę chciałam być w drodze do domu by móc się napić czegoś mocnego.
-Chodźmy.- Tabi pociągnął mnie w stronę auta. Schował moją zakrwawioną rękę do swojej kieszeni płaszcza. I choć byłam brudna to i tak ludzie nie zbyt zwracali na mnie uwagę. W końcu było ciemno. Usiadłam na miejscu pasażera i oparłam głowę zamykając oczy. Wcale nie czułam się winna temu co się przed chwilą stało. Ciekawe czy oznacza to, że całkiem zwariowałam? Wiem jednak, że zabijanie nie jest czymś co chciałabym się zajmować tak jak _____. Teraz mogę w spokoju odejść od tych przykrych wspomnień. Zastanawiałam się także nad tym jak z tym wszystkim czuję się facet siedzący obok mnie. Cały czas trzyma mnie za rękę i spogląda na mnie, ale się nie odzywa. Ja jestem zbyt pochłonięta myślami by móc cokolwiek z siebie wydusić. A przecież on też słyszał to co mówił do mnie Jake.
Kiedy przyjechaliśmy prosto pod dom wręcz wyskoczyłam z auta. Chciałam być już w domu. Gdzieś gdzie czułam się swobodnie. Jednak powstrzymałam się i poczekałam na T.O.P' a. Objął mnie w pasie i weszliśmy razem do domu. Mała lampka nocna świeciła się ciągle. Przynajmniej coś widziała. Swoje mieszkanie całkiem czyste. Wszystko na swoim miejscy tak jak dawniej.
-Wygląda tak jakby nic się tu nigdy nie stało.- Stwierdziłam z uśmiechem na ustach.
-Myślę, że od teraz na pewno nic się tu nie stanie.
-Tak, masz rację.- Weszłam na górę prosto do pokoju by się umyć i doprowadzić do porządku. Umyłam się do czysta pozbywając się z włosów błota po czym ubrałam się w wygodną piżamę i zeszłam na dół. Usiadłam koło Seung Hyun' a. oparłam się o kanapę kładąc stopy na jego kolanach. Wpatrywał się w moje stopy co było nieco podejrzane.
-Na co się tak patrzysz?
-Twoje stopy są bardzo interesujące.- Parsknęłam.
-A tak naprawdę to myślisz o czymś więcej. I nie mam tu na myśli sex' u. - Teraz to on się zaśmiał, a ja tu pytałam poważnie.
-Powiedzmy, że staram się nie myśleć o niczym.- Zerwałam się z kanapy i usiadłam koło niego.
-Okej więc dzisiaj nie myśl o niczym.- Uśmiechnęłam się i wspięłam się mu prosto na kolana.
-Nie wiem czy to jest teraz możliwe.- Mruknął patrząc na moje usta. Pochyliłam się by go pocałować. T.O.P położył swoje ręce na mojej talii i przyciągnął mnie bliżej siebie. Wplotłam palce w jego miękkie włosy. Rozchyliłam usta mięknąc w jego objęciach. Chociaż nie powiedział mi o co chodzi ja nam go na tyle dobrze by wiedzieć, że to nic dobrego dla nas. Dlatego tym pocałunkiem starałam się mu pokazać, że kocham tylko jego. A on już nie żyje. Nie ma ich dwóch, jest już tylko jeden.

* * *

( Narracja CL )

Dlaczego ona go nie zabiła? Bo była głupia. To na pewno to. Bo przecież ją zdradził i powinna była walnąć go tą patelnią. No i nie zrobiła nawet tego. Po prostu wleciała w jego ramiona. Co za łatwa dziewczyna! Zero honoru. Chociaż z jakby nie patrzeć oboje wydają się być szczęśliwi. Ale w sumie to tylko film. W czym on mi może pomóc. Do cholery. Sama powinnam sobie pomóc. A zamiast tego oglądam głupie filmy i porównuje je do mojej sytuacji. Jednak chwila moment. Przecież nie ma żadnej sytuacji. No trudno jego dziewczyna go zdradziła i nie ma jej. Mnie też nie powinno być. A jednak coś sprawia, że kiedy go widzę mam ochotę mu wybaczyć. I możliwe, że już to zrobiłam. Uch, filmy są naprawdę głupie. A najbardziej wkurzają mnie te happy and' y. Ja takiego nie mam! I pytam się dlaczego!
-Kto wymyślił ten kretyński romans!- Krzyczę i rzucam pilotem prosto w telewizor. Nawet się nie rozbił tylko się zatrząsł. A moje życie trzęsie się nieustannie. Rzucam koc w drugi kąt kanapy, na której oczywiście siedzę sama. Wszyscy gdzieś wyszli. Bo jak na złość każdy znalazł sobie drugą połówkę. Ja mam wino, które i tak się już kończy. Ale póki jeszcze jest to je wypiję. Nalewam cały kieliszek i piję powoli. Wolę upić się powoli. Tylko, że nawet nie kręci mi się w głowie. Kompletnie nic się nie dzieje.
-Ile to ma procent?- Wstaje by pójść do kuchni po kolejną butelkę z lodówki, kiedy nagle ktoś dzwoni do drzwi. I to o tej porze? Jest prawie 23. Jeśli to fani lub jakiś głupi żart to i tak będę krzyczeć. Jestem niezrozumiale zła i mam ochotę się na kimś wyżyć. Lecz kiedy otwieram drzwi widzę tylko … jego. Stoi oparty o framugę. Nosi okulary chociaż jest noc. I co najbardziej mnie wkurza w tym wszystkim? Tae nadal jest przystojny jak cholera. Dlatego dopiero po chwili odzyskuję głos.
-Co ty tu ...- Chciałam dokończyć zdanie, ale jego palec wylądował na moich ustach. Zamarłam wpatrując się w niego. Co on zamierza?
-Teraz nic nie mów.- Wyszeptał, a ja poczułam woń alkoholu i wszystko zrozumiałam. Dureń się po prostu upił i przyszedł mnie męczyć. Nie dzisiaj. Strąciłam jego dłoń.
-Tae idź do domu.- Powiedziałam całkiem poważnie i już miałam zatrzasnąć drzwi, ale on musiał być szybszy.
-Nie mogę. Chyba ktoś za mną szedł.- No nie. Westchnęłam i wciągnęłam go do środka. Tae był na prawdę nie źle wstawiony bo ledwo trzymał się na nogach. Zatrzasnęłam drzwi besztając siebie w duchu za to, że tak łatwo wlazł mi do domu. I jeszcze sama mu na to pozwoliłam. Jak to się stało?
-Zadzwonię po taxi.- I cię do niej wepchnę choćby siłą.
-Ty mnie naprawdę nienawidzisz, co?- Wybełkotał idąc prosto do salonu. Popędziłam za nim. Nie odpowiedziałam mu. Trudno powiedzieć co teraz o nim myślę.- Oglądasz ten cholerny romans? Przecież on ją zdradził. A patelnia była tak blisko.- Westchnął i walił się na kanapę. Widzę, że już czuję się jak u siebie w domu. To jest niedorzeczne i nie powinnam na to pozwalać. Zwłaszcza jemu.
-Więc zadzwonię po Dae.- To będzie dobry pomysł. Zabierze go stąd, a ja skończę pić w spokoju. Tak żeby nikt mnie nie rozpraszał.
-Jest na randce z Darą.
-No tak.- Przecież wszyscy sobie gdzieś wyszli. Żeby sączyć napój z jednego kubka i śmiać się na filmie z tych samych durnot i trzymać się za ręce i bóg wie co jeszcze. Popatrzyłam na ten beznadziejny przypadek na mojej kanapie. Co ja mam z nim zrobić? Myślałam intensywnie, aż Tae zgasił telewizor i uśmiechnął się do mnie. Moje głupie serce od razu się ruszyło do szybszej pracy.
-Chaerin...
-Czego!- Warknęłam zła.- Jest dość późno, a ty nie jesteś trzeźwy i wcale nie powinno cię tu być.- Dałam mu do zrozumienia żeby wypierdalał. Tylko to do niego nie dociera, a ja nie mam tyle siły żeby wziąć go za szmaty i wywalić za drzwi. Ja nie mam nawet do tego serca. Pewnie dlatego siadam na drugim końcu kanapy byle by utrzymać dobrą i bezpieczną odległość.
-Wiem, ale myślałem.- To tak jak ja.
-I co? Myślałeś, że jak się zalejesz w trupa to zmięknę i ci wybaczę? To w ogóle tak nie działa!- A może działa tylko się nie przyznaję i to wypieram? Z resztą nie ważne i tak muszę się napić. Najzwyczajniej uciekam do kuchni w poszukiwaniu wina i znajduję je. Nie mam pojęcia dlaczego dłonie mi się trzęsą kiedy staram się nalać coś do nowego kieliszka. Jednak wiem, że i on się tu doczłapał i z jego miny wnioskuję, że nie jest zadowolony. Ale czy ma prawo do bycia na mnie wściekłym? To mnie irytuje. Z chęcią bym mu coś powiedziała, ale się powstrzymuję i zaczynam pić. Jednak idzie mi to z trudem kiedy się tak we mnie wpatruje. Koniec z tym dziwnym przedstawieniem.
-Jesteś niemożliwy wiesz!- Wydzieram się i dobrze o tym wiem.- Przychodzisz tu i nic nie mówisz, a co najgorsze zachowujesz się jakby się nic nie stało. Ale ja nadal pamiętam. To jest cholernie wkurzające. A kiedy na ciebie patrze przypominasz mi o tym i o tej dziewczynie! Jak w ogóle możesz nic nie powiedzieć! Powiedz coś!- Dolewam sobie kolejną porcję wina. Nie słyszę żeby się w ogóle odzywał. Nie patrzę na jego twarz bo zapewne tama by puściła i zaczęła bym ryczeć. A to by było żałosne.- Jesteś taki milczący. Czy duża ilość wódki odebrała ci mowę! A może po prostu masz mnie w dupie. Jeśli tak to naprawdę nic się nie zmieniłeś.- Wyrzucam z siebie obraźliwe słowa i jakoś nie czuję się z tym źle. Wręcz przeciwnie mam ochotę powiedzieć mu więcej nie miłych rzeczy. Chyba to wino dodaje mi odwagi, dlatego ciągle je piję.- Jaka ja jestem głupia. Co ja ci w ogóle mówię przecież jutro i tak nic nie będziesz z tego pamiętał. A ja nadal będę w ciebie wpatrzona jak w obrazek bo jestem naiwna. Staram się zapomnieć, ale ty ciągle do mnie przyłazisz. Popatrz tylko jak role się odwróciły. Nie będę już za tobą biegać. Byłeś kompletnie ślepy. A teraz jesteś kompletnym durniem i nieczułym...- Wyrzucałam z siebie przeróżne epitety. Jednak nie spodziewałam się tego, że Tae od tak podejdzie do mnie i zabierze mi kieliszek wrzucając go prosto do zmywaka. Wzdrygnęłam się na sam dźwięk tłuczonego szkła.
-Nazywaj mnie jak chcesz, ale dopiero potem.- Zdezorientowana przez ułamek sekundy zastanawiałam się kiedy jest to ,,potem''. Jednak sama się przekonałam kiedy poczułam jego suta na swoich. Serce stanęło mi w miejscu i prze chwilę nie wiedziałam o co chodzi póki Tae nie przycisnął swojego ciała do mojego. Zatrzymałam się tyłkiem na blacie. Cholera jasna! Chyba mózg mi wyparował. Krew w uszach szumiała jak nigdy. I chociaż gdzieś na samych tyłach mojego umysłu wiedziała, że powinnam go odepchnąć to nie zrobiłam tego. Za to wręcz przeciwnie. Otworzyłam usta by wpuścić go do środka. Poczuć jego smak. I był cholernie dobry. Nawet smak wódki w jego ustach był o wiele lepszy. Tae wsunął dłonie pod moją bluzkę ściskając moje biodra. Po całym ciele przeszedł mnie dreszcz. To dzieje się w mojej kuchni. I działo by się dalej jednak oboje potrzebowaliśmy odrobiny powietrza.
-Czy to takie złe poddać się temu?- Jak on może mnie o to pytać kiedy ja ledwo mogę myśleć kiedy on jest tak blisko moje ciała. Chciałabym powiedzieć, że nie i chciałabym powiedzieć, że tak.
-Nie wiem.- Powiedziałam prawdę nie patrząc mu w oczy. Ja swoje zamknęłam żeby się jakoś uspokoić.
-Nie chcesz nawet na mnie patrzeć. Ciągle.- Spojrzałam tak jak tego chciał. I zobaczyłam aż za dużo. Doskonale wiedziałam, że już mam szklane oczy. To wszystko przez tego faceta.
-Pocałowaliśmy się.- Stwierdziłam coś co jest oczywistością.
-I nie było tak źle, co?
-Nie.- Przyznałam.- Ale to nic nie znaczyło.
-Jezu, kobieto. Na prawdę uważasz, że to nic nie znaczyło. Masz mnie za potwora, który nawet teraz bawi się twoimi uczuciami? Co jeszcze mam dla ciebie zrobić. Powiedz mi, a to zrobię.- Kurde to trudne. Myślenie o tym jeszcze bardziej trudniejsze. Zawsze przeliczam wszystkie za i przeciw, ale czy teraz to ma sens? Kiedy to już się stało i chyba od tego nie ucieknę.
-Jesteś okropnie uparty, ale pocałuj mnie.- Tym razem spokojniej i wolniej. Już teraz nigdzie się nie spieszyliśmy. On tu jest i ja tu jestem. Ciągle nie jestem pewna czy dobrze robię, ale po co się oszukiwać. Zakochałam się w tym facecie. Może nigdy w życiu nie dobędę się na to żeby mu o tym powiedzieć, ale przynajmniej będę mieć go przy sobie. Jego miękkie usta i delikatny dotyk na skórze.
-Na prawdę zwariowałem.- Wymruczał blisko moich ust. Uśmiechnęłam się i z powrotem wpiłam w jego usta bawiąc się jego językiem. Wsunęłam mu dłonie pod koszulę przebiegając paznokciami po jego umięśnionym brzuchu. Czułam pod palcami jak się cały napina.- Zrób tak jeszcze raz.- Szepnął mi do ucha po czym zaczął kreślić kółka językiem na mojej szyi. Odchyliłam głowę do tyłu. Pozwoliłam by Tae posadził mnie na zimny blacie. Zrzuciłam z jego ramion kurtkę i zabrałam się za rozpinanie koszuli. To co zobaczyłam jest zdecydowanie najlepszym ciałem jakie miałam okazje widzieć. I szczerze chciałabym zobaczyć o wiele więcej tylko, że już w mojej sypialni.
-Chodźmy na górę. Dziewczyny mogą wrócić w każdej chwili.- Tae bez słowa kazał mi się do siebie przytulić więc oplotłam go nogami w pasie i pozwoliłam zanieść na górę. Otworzyłam drzwi, które potem Tae zamknął stopą po czym postawił mnie na podłodze.
-Podnieś ręce do góry.- Zrobiłam jak mi kazał. Po chwili stałam całkowicie naga. I co dziwne wcale się przed nim nie wstydziłam moje ciała. Przez chwilę oboje na siebie patrzyliśmy. Wygląda to tak jakby chciał mi coś powiedzieć, ale nic nie mówi. W jednej chwili patrzymy na siebie, a w drugiej on już jest przy mnie. Jednak zanim całkowicie zapomnę języka w gębie muszę się go o coś zapytać. I to właśnie teraz.
-Na pewno tego chcesz?- Oboje jesteśmy nieco upici. Nie chcę mieć jutro kolejnej kłótni.
-A ty?
-Yhm.- Tae uśmiechnął się przebiegle. Zrozumiałam go dopiero gdy znów zaczął mnie całować. Już chyba za każdym razem będę tracić oddech przy nim. Nie odrywając się od siebie upadłam na miękkie łóżko. Zamknęłam oczy poddając się dotykowi jego dłoni na moim ciele. Zacisnęłam pięści na prześcieradle kiedy poczułam usta Tae na moim brzuchu. On po prostu się ze mną drażnił, a ja dostawałam szału. I może byłam bezwstydna jęcząc tak i prosząc o więcej, ale Tae sprawiał, że w ogóle się tym nie przejmowałam. Wygięłam plecy w łuk, gdy poczułam dwa pace w sobie. Obraz przed oczami rozmył mi się. To zbyt dobre. Z resztą ciekawe czy nią też tak robił. Jednak przestałam o tym myśleć gdy poczułam pustkę, a jego twarz pojawiła się przede mną.
-Znów cała się spięłaś.- Wyszeptał kierując się ustami coraz wyżej.
-Jesteś tu. I to całkiem nagi. Jak mam się nie spinać?- To tak jakby kazał mi przestać oddychać. Chociaż czasami tracę przy nim oddech. Zwłaszcza jak się tak uśmiecha.
-Dobrze więc. Sprawię, że się trochę rozluźnisz.- Ooo to na pewno. Postarałam się trochę rozluźnić. Tae powoli wsuwał się we mnie. Dał mi chwilę bym się przyzwyczaiłam do jego rozmiarów. Po chwili zaczął się powoli poruszać budząc moje ciało do życia.
-O boże...- Prawie, że wyjęczałam. Ale Tae zamknął mi usta kolejnym świetnym pocałunkiem nieprzerwanie wbijając się we mnie. Będąc już blisko na granicy wbiłam mu paznokcie w plecy. Oboje w tym samym czasie znieruchomieliśmy. Przez moje ciało przeleciała nieoczekiwana fala przyjemności, której nie dało się opisać słowami. Jeszcze przez dobrą minutę cała się trzęsłam próbując zapanować nad oddechem, ale po prostu się nie dało. Tae położył się obok zgarniając moje wykończone ciało bliżej siebie. Czułam jego urwany oddech na szyi. Jedną ręką wciąż gładził moje biodro kreśląc na nim niewidoczne kółka opuszkami palców. W powietrzu wciąż wisiało napięcie i niewypowiedziane słowa. Zalała mnie fala nagłych myśli. O tym co się zaraz stanie. Czy on po prostu wstanie, powie, że to jeden wielki żart z jego strony i wyjdzie. A może zostanie?
-Chaerin pokaż mi się.- Z wielką niechęcią odwróciłam się w jego stronę podpierając się na łokciu.
Taeynag położył dłoń na moim policzku wpatrując się w moje oczy. Dziwne. Czuję się jakby czegoś w nich szukał, ale widać nie znajduję i to mnie martwi bo nie mam pojęcia co to może być.
-Kocham cię.- Chyba szczęka opadła mi na pościel, a oczy wyszły z orbit. Właśnie albo się przesłyszałam albo zwariowałam. I chyba obie te rzeczy się zdarzyły. Jednak on nie znika tylko ciągle tu jest.
-O, kurwa.- Tylko to wydostaje się z moich ust po tym co się właśnie stało. Przytomnieje dopiero wtedy, gdy Tae powtarza swoją deklarację. Zakochał się? I, że niby we mnie?! Chyba jest mi słabo. Opadam na poduszki zakrywając swoją nagość.
-Dlaczego mówisz mi to dopiero teraz?
-Bo przedtem byłem z nią. Bo musiałem cię jakoś chronić.
-Co?- Znowu nie dowierzam.- Chronić?
-Tak.- Łapie mnie za rękę którą położyłam na brzuchu.- Przecież wiedziałem, że ona jest od niego. Po prostu musiałem trzymać wszystkich z daleka od niej.
-Więc to była gra.- Pieprzona gra, która zepsuła wszystko i zostawiła po sobie tylko zgliszcza. Ja mam teraz w to uwierzyć?
-Tak.
-Grałeś bardzo przekonująco. Boże. Nie wiem w co mam już wierzyć i co myśleć.
-Wiedziałem, że nie uwierzysz mi tak łatwo, ale jednak uwierzyłaś.
-Skąd ta pewność.
-Jesteś tutaj. Ze mną. Naga. W łóżku. I zrobiliśmy to. Mam wymieniać dalej?
-Nie! Okej, nie trzeba. Masz rację chcę ci wierzyć i uwierzę.
-Więc skoro już to z siebie wykrztusiłem. Zostaniesz moją dziewczyną?- Nie no nie wierzę i on jeszcze mówi to z takim przestrachem w głosie.
-A jak myślisz?- Spojrzałam na niego rozbawiona. Ta jego bezradność jest urocza.








poniedziałek, 15 czerwca 2015

BTS- 2

Coraz bliżej wakacje! Kto się cieszy razem ze mną? Chociaż mogło by nie być aż tak gorąco. No, ale co do rozdziału to ... nawet nie wiem co mogłabym o nim napisać. Więc mam tylko nadzieję, że się wam spodoba.


-No otwórz oczy.- Poczułam czyjąś dłoń klepiącą mnie po policzkach. Powoli zaczęłam otwierać oczy. Nade mną wisiało 4 chłopaków. Na szczęście żaden z nich nie był duchem. No i żaden z nich nie był też Carl' em. Cholerny kościół.
-Gdzie ja jestem?- To było moje podstawowe pytanie w takiej sytuacji.
-W domu siedmiu chłopaków.
-No ładnie.- Mruknęłam i usiadłam na kanapie. W końcu mogłam się lepiej rozglądnąć. Wielki salon z równie wielkim telewizorem. W ogóle to nie moja bajka.- Mogę zadzwonić?- Im szybciej stąd wyjdę tym lepiej dla mnie i dla nich.
-Tak, chwilkę.- Blondyn wygrzebał z kieszeni telefon i wręczył mi go za co podziękowałam.
-A no tak. To my zostawimy cię na chwilę samą.- Jeden rozgarnięty zaciągnął wszystkich do innego pomieszczenia. Wpisałam numer Carl' a, który znałam już na pamięć. Cholerny dupek. Jeszcze musiałam czekać aż raczy odebrać.
-No nareszcie!- Wykrzyknęła, ale zaraz ściszyłam głos.- Jak mogłeś mnie zostawić samą.- Wysyczałam zła, prosto do słuchawki.
-Cieszę się, że żyjesz Sora. I na swoją obronę powiem, że owszem wybiegłem za tobą, ale ciebie już nigdzie nie było. Mogłaś zadzwonić i powiedzieć, że idziesz do domu.- Nie no nie wierzę. I on mi jeszcze robi wyrzuty!
-Ta, jestem w domu tylko, że nie swoim tylko jakiś facetów. Bo wiesz chyba zemdlałam, a ni mnie tu przywieźli. Więc racz ruszyć tu swój tyłek Carl!
-Och, to zmienia postać rzeczy.
-Prawda, że tak? Więc przyjedź.- Zażądałam.
-Nie mogę. Jetem w szpitalu. Dostałem nagłe wezwanie. Nie mogę sobie pójść przed operacją. I nawet nie wiem gdzie oni mieszkają.
-Carl nie osłabiaj mnie. Robisz to specjalnie.
-Kochana zapytam tylko o jedno. Czy oni tam są?
-Kto?
-Duchy oczywiście.
-Nieee.
-No to powodzenia.- Rzekł zadowolony z siebie i się rozłączył.
-Carl! Halo!- Na prawdę mi to zrobił. Ten niewdzięczny człowiek mnie porzucił. No to już po mnie. W cale nie powinno mnie tu być. Gdzie podziało się to ulgowe traktowanie.


Wszyscy patrzyliśmy na Namjoon' a oczekując, że to on coś zrobi z tą nienormalną dziewczyną. Jak dla mnie ona było podejrzana. W jednej chwili zemdlała, a on wymyślił, że ją tu zabierzemy. Bo niby tak wypada, ale mogliśmy ją zostawić gdzieś indziej. Szpital też był dobrym pomysłem.
-Co ona tam robi?
-A co może robić z telefonem? Przecież, że rozmawia.
-I się denerwuje.- Dodał Kook.
-Odwieźmy ją do domu.
-Tak zrobimy, ale czy nie lepiej ją najpierw poznać?- Poważnie?
-Myślisz, że to dobry pomysł. Przecież i tak potem już nigdy jej nie spotkamy. Po co tracić czas.
-Tae może w końcu przestaniesz uciekać od ludzi. Masz być gwiazdą, a nie odludkiem.
-Jasne, więc chodźmy.
-Myślę, że to nie jest dobry pomysł. Zaraz coś palniesz.- Ale już i tak było za późno na odwrót.


Wpatrywałam się w to urządzenie jeszcze dobrą chwilę. Jednak stwierdziłam iż nie ma co czekać aż oddzwoni bo tak naprawdę to nigdy nie nastąpi. Postanowiłam działać na własną rękę szukając pomocy u tych nie znajomych. Właśnie miałam udać się do ich kuchni, ale jeden z nich przyszedł prosto do mnie. Minę miał nie wyraźną. Chyba nie spodobało mu się, że w ogóle tu się znalazłam. No cóż ja też nie skakałam z radości.
-I jak? Udało ci się coś załatwić?
-W sumie to nie do końca, ale skorzystam z autobusu. Więc już sobie pójdę.
-Nie możesz! A co z herbatą. Nie może się zmarnować.- Kolejne dwoje oczu wpatrywało się we mnie tylko, że ten chłopak wydawał się być bardziej przyjaźnie nastawiony niż ten poprzedni.
-No właśnie. Namjoon ciężko się napracował.- Wątpię czy w ogóle można się ciężko napracować przy robieniu herbaty. No, ale cóż raczej nie wypadało by odmówić.
-No dobrze.- S powrotem usiadłam na kanapie. Zaczęło się zadawanie pytań. I może wcale bym nie narzekała na ich towarzystwo, gdyby nie to, że ciągle miałam wrażenie iż jedna osoba patrzy na mnie z wrogością. Jeśli dobrze pamiętam miał na imię Taehyung . I jestem wręcz pewna, że to on był wtedy tam na parkingu. Wtedy też nie wydawał się zbyt miłym człowiekiem. Ale jeszcze w tamtej chwili nie chciałam go oceniać. Teraz mogę jedynie to potwierdzić.
-Więc może opowiesz nam czym się zajmujesz.
-Obecnie niczym ciekawym. Kiedyś pracowałam w szpitalu … no i to chyba na tyle.- Nie miałam zamiaru już na samym początku wyznawać im całej prawdy o mojej przypadłości. Ta cisza raczej nie oznaczała nic dobrego, ale czego oni się spodziewali. Przecież nie jestem kosmitką. Chociaż czasami tak się czuję. Jednak bycie całkiem normalną to coś co jest dla mnie trudne do zdobycia.
-Jesteś bardzo skromna.- Stwierdził Jimin. A pomyśleć, że kiedyś taka nie byłam. Wzruszyłam tylko ramionami.
-Powiedzmy, że nie lubię mówić zbyt dużo o sobie. Lepiej powiedzcie coś o sobie.

# # #


Gdy wyszłam z ich domu było już późno. Jakoś tak wyszło, że spędziłam z nimi sporo czasu. Skutecznie ignorowałam nadąsanego kolegę obok, który czasem coś wtrącił do rozmowy. Oczywiście nie wnikałam dlaczego ma zły humor. Może ma zły dzień albo dziewczyna z nim zerwała. Na prawdę mało mnie to obchodzi. Jednak kiedy okazało się, że to właśnie on ma mnie odwieźć do domu nie byłam tym zachwycona. No, ale nie miałam zbytnio wyboru. Odkąd zadzwoniłam do Carl' a ten nie odezwał się ani razu by sprawdzić czy jeszcze żyję. Przecież mógł oddzwonić na ten cholerny numer. Dlatego też nie wiedziałam co powiedzieć kiedy tak szliśmy chodnikiem zbliżając się do mojego domu. Niestety samochód by się tu nie zmieścił więc zostawiliśmy go na dole.
-Na prawdę dziękuje jeszcze raz, że wtedy mi pomogliście.- Wydusiłam z siebie.
-Już za to dziękowałaś.- Odrzekł nieco rozbawiony, a ja poczułam się głupio.
-Zawsze warto podziękować jeszcze raz.- Mruknęłam.
-Szczerze bardziej ciekawi mnie to co cię wtedy tak przestraszyło?
-Jeśli powiedziałabym, że ty to być mi uwierzył?- Dlaczego palnęłam coś tak głupiego?!
-Nie. Ludzie zazwyczaj nie mdleją na mój widok.
-Ach, no tak.- Przecież to takie oczywiste. Co ja w ogóle robię? Chyba właśnie tak działa życie w odosobnieniu. Już sama nie wiem jak rozmawiać z ludźmi.- Po prostu dziś było bardzo gorąco.- W sumie to nie jest dostateczne wytłumaczenie, ale musi mu starczyć.
-Faktycznie.- Znów zapadła cisza. Na szczęście doszliśmy do domu i mogłam go pożegnać i nigdy więcej się nie zobaczymy. Ale gdzieżby było aż tak łatwo. Pojawiła się znikąd. Co dziwne była całkiem ładna. Bez zmasakrowanej twarzy i krwi na ubraniach. Podejrzane było to, że ciągle patrzyła się na niego płacząc, ale nagle popatrzyła na mnie i na niego. Chyba zrobiła tak z dziesięć razy. Na pewno wiedziała, że ją widzę. Pomyślałam od razu, że ona na pewno wie dlaczego Taehyun jest taki opryskliwy. Może to była jego dziewczyna?
-Ma urodziny.- Tylko tyle powiedziała. Co to miało znaczyć i co ja mam z tym wspólnego.
-Hej! Słyszysz mnie?- Pomachał mi ręką przed twarzą i się ocknęłam.
-Ach, tak. No to fajnie, że w ogóle chciało ci się mnie odprowadzić. Do widzenia.
-Do widzenia.- Złapałam za klamkę by wejść do środka. I tak jakoś w przypływie zwykłego impulsu odwróciłam się by powiedzieć coś jeszcze.
-Poczekaj! Wszystkiego najlepszego.- Powiedziałam to po czym zniknęłam za drzwiami, które zatrzasnęłam z wielkim hukiem. Boże czy ja jestem normalna? Sama nie wiem dlaczego to powiedziałam. Czyżbym chciała na siłę sprawić by się poczuł lepiej. A może to przez tą dziewczynę. Duchy zazwyczaj przychodzą by mi coś powiedzieć, ale nigdy żaden nie powiedział mi czegoś tak absurdalnego. No cóż wracając do sprawy. Facet pewnie myśli sobie, że jestem nienormalna. Ech, mogłam się jakoś powstrzymać.

# # #

-Poważnie? No po prostu nie wierzę!- Carl z pełną buzią gestykulował i przy okazji był bliski oplucia mnie.
-Ja też nie wierzę. A jednak to prawda. Ta dziewczyna była całkowicie spokojna. Tak jakby była żywa. Tak się zachowywała. Chociaż miała na sobie przewiewną piżamę.
-Hymmm. Może wiedziała, że kiedyś umrze i była na to przygotowana.
-Tak, masz rację. Myślę, najprawdopodobniej tak się właśnie stało.
-Chociaż podejrzane jest to, że powiedziała ci, że on ma urodziny. Po co to zrobiła?
-No właśnie. I ten jej wzrok. Patrzyła na nas oboje, a na koniec się uśmiechnęła i zniknęła.- To nie dawało mi spokoju. Zazwyczaj nie zastanawiałam się nad poczynaniami duchów bo starałam się ich unikać, ale ona wzbudziła we mnie ciekawość. Czy to dobrze? Sama nie wiem, ale zawsze mogę o tym podyskutować.
-Mówiłaś, że on nie był w dobrym humorze. Może chciała go jakoś pocieszyć?
-Może i tak.
-No ale!!- Krzyknął aż się wzdrygnęłam.
-No co?!
-Jeszcze się spotkacie?
-Uch. Carl jesteś beznadziejny wiesz?
-Ja tylko dbam o twoje życie miłosne, którego szerze powiedziawszy nie masz.
-Bo zaraz sobie stąd wyjdziesz.- Zagroziłam mu łyżką. On i jego domysły. Co za człowiek.
-O, poczekaj. Zanim mnie wyrzucisz za drzwi muszę ci powiedzieć bardzo ważną rzecz.
-Oho, już się cieszę.
-A powinnaś, wiesz bo twój wspaniałomyślny przyjaciel znalazł ci pracę.- Klasnął w ręce szczęśliwy jak małe dziecko.
-Poważnie?- Jeśli to znów jego głupi żart to przysięgam, że go stąd wywalę.
-Oczywiście, że poważnie. Tylko nie wiem czy odpowiada ci praca sprzątaczki.- Mój entuzjazm trochę ze mnie uleciał. Jednak dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że potrzebuję jakiejkolwiek pracy. Sprzątaczka to nie to o czym marzyłam, ale podobno żadna praca nie hańbi.
-Okej wezmę ją. Byle bym była jak najdalej od duchów.
-Myślę, że na pewno będziesz. Nawet przyniosłem ci ulotkę tej firmy, w której będziesz pracować.- Zaczął grzebać w kieszeniach póki nie wyciągnął ulotki. Od razu zabrałam się za jej studiowanie. Na pierwszej stronie był pokazany ogromny budynek. Boże ile tam będzie sprzątania? Zajrzałam jeszcze na następną stronę by dowiedzieć się, że to jakaś cholernie duża wytwórnia. Ile tam musi być ludzi. Jak miło, że pewnie nikogo tam nie skojarzę. Następny skutek życia w odosobnieniu.
-Czasami się zastanawiam czy ty naprawdę chcesz dla mnie dobrze.

* * *

Pierwszy dzień w pracy. Carl podwiózł mnie pod sam budynek. Z bliska jest jeszcze większy. Spoglądałam zza szyby na ludzi wchodzący do środka. Wszyscy ubrani bardzo poważnie. A ja ubrałam się całkiem zwyczajnie. Może jeszcze powinnam zawrócić i spędzić kolejny dzień w domu? Niestety to odpadało bo Carl siedział obok mnie i widać, że szczerze cieszył się tym, że mnie tu zostawi. Po raz drugi zresztą.
-Gotowa na swój pierwszy dzień?
-Nie.
-To świetnie!- Wręcz wypchnął mnie z auta.- I pamiętaj. Bądź miła, a kiedy się zmęczysz udawaj, że w ogóle coś robisz. To zawsze działa.
-Dzięki.- Odpowiedziałam mu zanim odjechał zostawiając za sobą tylko kurz. Jeszcze raz popatrzyłam na budynek po czym wzięłam głęboki oddech i skierowałam się w stronę wejścia. Kiedy pchnęłam drzwi i postawiłam swój pierwszy krok w tym przybytku pojawiła się przede mną wielka góra mięśni. Facet był dość wysoki i stał bardzo blisko mnie więc jedyne na co się zdobyła to to by podnieść oczy ku górze.
-Nie wolno tu wchodzić.
-Em, ale ja mam tu pracować.- Podniosłam trochę głos by usłyszał mnie tam na górze.
-Ta jasne. Proszę wyjść.- Wskazał mi te same drzwi przez, które tutaj weszłam. Czyli, że co? To by było na tyle mojej nawet niezaczętej pracy? To, że jestem mniejsza wcale nie znaczy, że się mnie tak łatwo pozbędzie. Co to to nie.
-Kiedy ja nie mogę stąd wyjść. Przyszłam tu pracować. Najlepiej niech pan zawoła tu kogoś... innego.- Żeby nie powiedzieć bardziej kompetentnego.
-Kto znowu blokuje przejście.- Wychyliłam się by zobaczyć kto też taki będzie moim wybawcą. Hymm świetnie. Kolejni faceci. Czy nie mogę choć raz trafić na jakąś babkę?
-Ta pani twierdzi, że ma tu pracować.
-Ba właśnie tak jest.
-Ach, no tak. Możesz ją przepuścić.- Posłałam facetowi wrogie spojrzenie i poszłam za tamtym drugim.
-Wielkie dzięki.
-Och, nie ma za co. Po prostu mamy niezły tłok dzisiaj i ktoś pewnie zapomniał o tobie.- Mów tak dalej, a to na pewno przyniesie mi dobry humor.- Tak w ogóle to skąd się tu wzięłaś.
-Mój przyjaciel załatwił mi tę pracę.
-Carl?- No masz ci los.
-Yhm.- Zatrzymaliśmy się przed drzwiami szefa bo tak głosił napis po czym odwrócił się w moją stronę.
-Powiedz mu, że mógłby się czasem odezwać.- Rzucił oskarżycielsko jakby to była moja wina, że do niego nie zadzwonił. Biedny Carl umawia się z samymi dupkami zapatrzonymi w siebie. No cóż machnęłam na to ręką postanawiając już na wstępie, że ani słowem nie wspomnę mu o nim. Mój kochany przyjaciel musi się w końcu nawrócić. Mam taką nadzieje, że to się kiedyś stanie. Ale teraz nie powinnam o tym myśleć.

# # #


Wręczono mi dziwny fartuszek z nadrukiem wytwórni i mnóstwo detergentów. Jednym słowem już gorzej być nie może. Jedyne co teraz muszę robić to trzymać się swojego grafiku tak by nie przeszkadzać innym. Zabrałam się za czyszczenie podłogi. Myślałam nad tym i myślałam i stwierdziłam, że nie jest tak źle. W końcu nawet najgłupsi potrafią sprzątać. I po godzinie polerowania mogłam zająć się czymś innym. Jeszcze tylko musiałam ustawić znak żeby ktoś się nie poślizgnął. Tylko, że akurat teraz musiał się gdzieś zapodziać. Pochylona nad wózkiem szukałam i szukałam, a kiedy znalazłam byłam wręcz wniebowzięta. Chociaż nie wiem dlaczego. Szłam sobie spokojnie jak normalny człowiek aż tu nagle usłyszałam jak ktoś krzyczy, a potem to już tylko ból dupy. I to mój ból dupy. Bo koleś, który się na mnie raczył wywalić spokojnie obie leżał na mnie. Tabliczka poleciała gdzieś w powietrze. No a przecież było tak pięknie.
-Przepraszam bardzo, ale mógłby pan ze mnie zejść.- W sumie to sama go zwaliłam. No, ale chciałam być miła. Jednak gdy zobaczyłam jego twarz ziejącą ogniem od razu mi się odechciało.
-O boże. Chyba się połamałem.- Szczerze powiedziawszy mało mnie to obchodziło. Bardziej byłam zszokowana tym, że to Taehyung.- No na co się tak patrzysz?
-Eeee, powiedzmy, że nie spodziewałam się spotkać tu ciebie.
-Ja też się nie spodziewałem spotkać tu ciebie.- No tak teraz to wygląda niezręcznie. Może wcale nie powinniśmy tu tak sobie rozmawiać. Jeszcze ktoś by zauważył.
-Tak jakoś wyszło. A w ogóle to co ty tu robisz?
-Pracuję.- Przecież to takie oczywiste. Mnie zawsze się to zdarza.- I wiesz co. Powinnaś postawić tu jakiś znak bo za niedługo ktoś się tu zabiję.- Odrzekał zbulwersowany. No, ale halo. Ja też ucierpiałam, a jakoś nie narzekam.
-Właśnie miałam to zrobić, ale na mnie wpadłeś.
-A czyja to wina?- Zapytał sarkastycznie.
-No dobra niby moja.
-I nawet nie usłyszałem żadnego przepraszam.- Burknął zły. Ja byłam zirytowana tylko, że starałam się tego nie okazywać. A ten tutaj się na mnie wyżywał bo pogniótł se garnitur.
-Przepraszam?
-Uch, w sumie to nie ważne. Zaraz się jeszcze spóźnię.- I popędził prosto do windy. Zostawiając mnie samą. Nie dość, że znów musiałam myć podłogę to nawet nie przeprosił za to, że na mnie upadł. Co za człowiek. Machnęłam na niego ręką.

* * *

-Ty jesteś Sora?
-Tak?
-Chodź za mną.- Dokładnie tylko tyle usłyszałam od starszej pani. Nie wiedziałam kim jest, ale poszłam za nią bo w końcu ona znała moje imię. Szłam sobie długim korytarzem mijając salę prób i wiele innych nieznanych mi drzwi. Nagle zatrzymała się przez co o mało co na nią nie wpadłam.
-Za pół godziny zacznie się tu zebranie.- Tłumaczyła mi jednocześnie otwierając drzwi. Weszłam za nią do pomieszczenia z długim stołem. W sumie to nie mam tego w grafiku no, ale chyba znajdę czas i na ten pokój.- Musisz rozstawić wszystko z tego stolika na ten.
-Okej.- To wydaje się być łatwe. Raczej niczego tu nie spapram.
-Świetnie.


Po 20 minutach wszystko leżało na swoim miejscu. Zostało jeszcze dziesięć minut i nie miała co ze sobą zrobić. Zaczęłam chodzić w te i wewte aż nagle wpadłam na całkiem głupi pomysł. Zanim jeszcze go zrealizowałam zerknęłam czy nikt nie nadchodzi. A później klapnęłam na jednym z foteli. Tym na samym szczycie. Zakręciłam się jak małe dziecko. To naprawdę wygodne i ma się wrażenie, że jest się najważniejszym. I pomyśleć, że kiedyś byłam kimś. Pracowałam w szpitalu, a teraz czyszczę kible dla tych bogaczy żeby im się dupy nie pobrudziły. Co za zwrot akcji.
Pobawiłam się jeszcze chwilę póki nie usłyszałam z daleka podniesionych głosów. Zerwałam się z fotela i już miałam wychodzić kiedy ktoś właśnie otworzył mi drzwi przed nosem i wlało się do środka chyba z dziesięciu naraz. Co najdziwniejsze nikt nawet się nie przejął tym, że stoję sobie obok i czekam aż mnie przepuszczą. Po prostu tak jakby mnie tu nie było. Na moje nieszczęście on też musiał tu być. Zatrzymał się na chwilę patrząc na mnie swoim wściekłym wzrokiem. Co znowu zrobiłam nie tak?
-Lepiej żebyś stąd szybko wyszła.- Wyszeptał. Oczywiście, że chciałam się stąd ulotnić. Miałam swoje obowiązki.
-Już sobie idę.- Mruknęłam. Jednak znalazła się na tym świecie jeszcze jedna osoba, która mnie zatrzymała.
-O widzę, że nalazłeś już kogoś do pisania sprawozdania.- Nieznajomy facio uśmiechnął się do mnie. Bożeeee. A miałam cichą nadzieję, że nie chodzi o mnie, a tu jednak się myliłam.
-Ale ja nie...
-Właśnie tak. Na pewno da sobie radę.- Że co? Spojrzałam na Tae jak na głupka. Co on do cholerny wyprawia! Ja tu tylko sprzątam! Czy ja mam mu to przypomnieć.
-Co ty robisz?- Wysyczałam.
-Zapomniałem kogoś znaleźć. Więc musisz mi pomóc.- Odparł całkiem spokojnie i zaciągnął mnie na jeden z foteli. Cholera jasna! Co ja mam robić. Ten facet mówił coś o pisaniu sprawozdania. Czy ja w ogóle się do tego nadaję. I to wszystko wina tego nadętego dupka. Zapomniał kogoś znaleźć? Też mi wytłumaczenie.- Po prostu słuchaj i pisz.- Wywróciłam oczami. Pisz. Co pisz? Jeśli to coś podobnego do pisania karty pacjenta to może dam radę.


Jednym słowem to najnudniejsze zajęcie świata. Nie dość, że rozumiem co drugie słowo to napisałam coś co pewnie nie ma żadnego sensu. Cały czas zerkam na niego oczekując jakiś sygnałów, że coś co powiedzieli było warte zapisania, a ja to pominęłam. Lecz nic z tych rzeczy. Najmłodszy nich wszystkich jest właśnie Kim Taehyung. Zastanawiało mnie to kim on właściwie jest w tej firmie. Hym najwidoczniej kimś ważnym.
Kolejną częścią było kompletne wyluzowanie i gadanie o... interesach. Wtedy właśnie to spojrzałam na swój kawałek ciasta i postanowiłam go spróbować. Była naprawdę dobre więc zaczęłam delektować się smakiem zapominając o całej reszcie rozgadanych biznesmenów. I wydawałoby się, że wszystko było już świetnie póki nie zrobiło się całkiem cicho. Przez sekundę nie wiedziałam o co chodzi, a potem zobaczyłam jak wszystkie pary oczu są zwrócone w jego stronę. Wstałam od stołu jak oparzona. Co się z nim dzieje? Taehyung wyglądał jakby się dusił. Spanikowałam do granic możliwości.
-Boże, co ci jest?- Pochyliłam się nad nim.
-Co było w tym ciastku?- Ledwo wypowiedział te słowa łapiąc się za gardło. Jego twarz była już cała czerwona. Z trzęsącymi się rękoma próbowałam skupić się na pytaniu. Tylko, że ja nie wiedziałam co w nim takiego było. Chyba ktoś zadzwonił już na pogotowie.
-Nie mam pojęcia!- Prawie, że zapiszczałam. Sięgnęłam po wodę, którą wyrwał mi z ręki. Zaczęłam oddychać ze zdwojoną prędkością. Zdrowy rozsądek wrócił do mnie na krótką chwilę, ale było już za późno. Tae upadł na podłogę i co najgorsze wcale nie miał zamiaru się ruszyć. Matko boska!! Złapałam się za głowę by nie zwariować. Choć pewnie i na to było za późno.
Nie chciałam widywać jeszcze jednego ducha. I to jego ducha, który obwiniał by mnie za to, że stałam i się gapiłam zamiast mu pomóc. Zabiłam go czy nie? Popatrzyła na drzwi. Jedyny ratunek by się stąd ulotnić, ale ona tam stała. Już czułam jej spojrzenie na sobie. Już po mnie.









sobota, 6 czerwca 2015

Kim Jaejoong- Ja to nazywam pomocą cz.3

Napisałam ostatnią część! Hura dla mnie. Teraz zajmę się pisaniem kolejnego rozdziału o BTS. Wiem, że ciągle na mnie czekacie, a ja mam ciągle jakieś wytłumaczenie. Ale pogoda ładna i tak na prawdę głupio bym zrobiła gdybym przesiedziała cały dzień przed kompem.  Dlatego się nie obraźcie.

Ostatnia część dla Ann :*








Leżałam w łóżku zastanawiając się nad piątkową nocą spędzoną z Jaejoong' iem. Oczywiście do niczego nie doszło. Oprócz całowania się nic takiego się nie działo. A może właśnie, że coś się wtedy stało tylko, że ja jestem głupia i tego nie dostrzegłam. No i muszę uporać się z najważniejszym problemem. A mianowicie czy to wszystko oznacza, że jesteśmy... parą? Boże jak to dziwnie brzmi w mojej głowie. A co z Ally? Miałam sprawić żeby czuła się dobrze i była szczęśliwa, a ostatnio jestem coraz częściej w pracy niż w domu. Mam nadzieję, że kiedyś to zrozumie. Obecny problem to babcia. Nie zatrzymała mnie na przesłuchanie, ale jeśli ruszę się z pokoju pewnie zaraz mnie dorwie. Co miałabym jej powiedzieć. Że posłuchałam jej rady i zaszalałam. Cholera to nie wchodzi w grę. Wtedy nie dała by mi żyć i jeszcze zaprosiła by go na obiad. Do tego to ja nie dopuszczę. Muszę po prostu poczekać na dalszy rozwoju wydarzeń. A zdarzy się to dopiero wtedy, kiedy on wróci z swojej podróży służbowej. I zaraz po tym jak zaśpiewam przed tysiącami.
-Ann, kochanie! Natychmiast wstawaj ktoś do ciebie przyszedł!- Boże nie! To nie jest możliwe. To nie może być on. Przecież go tu nie ma, tak? Zerwałam się z łóżka i zbiegłam po schodach jak najszybciej się dało. Jeśli to on to nie chcę żeby babcia zrobiła przesłuchanie. Módlmy się by to nie był on.- Och dobrze, że już jesteś, ale mogłaś założyć szlafrok.- Upomniała mnie patrząc na mój strój, który akurat mało mnie obchodził w tym momencie. Bardziej byłam wściekła na siebie. No bo to tylko poczta i to kwiatowa. Życie jednak jeszcze może mnie czymś zaskoczyć.
-Kwiaty dla pani.- A weźcie się wszyscy...
-Ech, dziękuję.- Złożyłam podpis i zamknęłam drzwi za kolesiem. Zostałam z kwiatami w ręku i babcią stojącą przede mną z uśmiechem znaczącym tylko jedno. Zaczęło się przesłuchanie. Jednak zanim to nastąpi szybko uciekłam do kuchni w poszukiwaniu wazonu. Babcia już patrzyła na mnie oparta o blat kuchenny.
-Jeszcze nigdy nie widziałam żebyś dostała od kogoś kwiaty. Jakie to romantyczne. Na prawdę są śliczne. Ktoś musiał się bardzo wysilić dla ciebie.- Podczas kiedy babcia się zachwycała ja zdążyłam schować załączoną, małą karteczkę.
-Nikt się nie podpisał.- Powiedziałam naumyślnie jeszcze się przyglądając.
-Och Ann. Ten ktoś wcale nie musiał się podpisywać. Ja wiem kto to jest.
-Na prawdę?- Zaprzestałam wpatrywania się w kwiaty by spojrzeć na staruszkę.
-Nie udawaj głupiej.- Spoważniała tylko na chwilę by zaraz znów zacząć się uśmiechać.- Widziałam jak cię odprowadzał. Wtedy nad ranem.
-Myślałam, że spałaś.- Mruknęłam pod nosem.
-Uwierz mi, że nigdy nie zasnę póki wiem, że nie ma cię w domu. Ale nie zmieniajmy tematu.- Zrezygnowana usiadłam na krześle, a obok babcia.- No po prostu wiedziałam, że ten chłopak coś do ciebie poczuje. To było takie oczywiste.- Zaszczebiotała jak nastolatka. Czasami nie poznaje własnej babci.
-Oczywiste? Jeszcze w czwartek nic nie nazwałabym oczywistym. Nawet teraz nie mogę nazwać tego oczywistym.
-Och Ann co to za mina. Wydaję mi się, że nie mówisz mi o wszystkim. Może i jestem coraz starsza, a nie młodsza, ale mam większy staż w tych sprawach.- Popatrzyłam na nią i jednak jej zaraźliwy uśmiech sprawił, że zachciałam jej wszystko opowiedzieć i tak też zrobiłam. Wyrzuciłam z siebie wszystkie niepewności. Streściłam ostatnie miesiące życia z Jaejoong' iem jako nauczycielem. I to, że nie chcę od nikogo współczucia w sprawie Ally. Oraz obawy, że on tego nie zrozumie i pomyśli, że go wykorzystuję, że wykorzystuję głównie jego sławę będąc u jego boku jako jego dziewczyna, a przecież w ogóle tego nie chcę. Czy to czasem nie za dużo jak na mnie. Prowadziłam spokojne życie, a teraz dużo się zmieniło i nawet nie wiem czy mam ...chłopaka. Faceta bogacza, z wielką chatą i zawsze pełną lodówką. Jest wiele rzeczy, które nas dzieli. Jedyne co nas łączy to muzyka, ale czy to wystarczy?
* * *

DZIEŃ WYSTĘPU
Nie wierzę, że dotrwałam do tego dnia. Nie cieszę się z tego, że nie zaczęłam denerwować się tym wczoraj. Dziś miałabym tych nerwów odrobinę mniej. No bo w końcu nie mam tu nikogo oprócz nauczycieli, których znam i paru artystów, z którymi zamieniłam ledwo parę słów. I mogę powiedzieć, że chyba naprawdę żałuję, że nie ma tu jego. Czuję, że gdyby tu był to powiedział by coś mądrego co by mnie uspokoiło, ale jestem tu sama. Jedyne na czym teraz się skupiać by zapomnieć o fanach to Ally. Zaraz potem w mojej głowie są słowa Jaejoong' a i wszystkie nasze lekcję. Wtedy dawałam radę to i tym razem dam. Chociaż rozmowa z pamiętnego piątku jest w mojej głowie szczególnie zakodowana.

PIĄTEK 12: 08 W NOCY

-Ann zanim wyjdziesz na scenę pomyśl o czymś na prawdę banalnym. To pomaga.
-Jasne rozumiem, ale o czym niby miałabym myśleć.
-No nie wiem. O tym co robiłaś dzisiaj rano kiedy wstałaś? Albo kiedy się ze mną kłóciłaś.
-Och, czyli teraz jest czas kiedy wspominamy te chwilę.
-Nie. To był zwykły przykład. Dlaczego dziewczyny zawsze myślą, że chodzi o coś więcej.
-No nie wiem. Pewnie dlatego, że zawsze jest jakieś drugie dno?- Odwróciłam się do niego. Właśnie siedziałam w samochodzie przed domem już chciałam wyjść albo może wcale nie chciałam?
-A co jeśli nie ma?
-To jest świetnie, a jeśli jest to obyś szybko to wytłumaczył.- Nie wiedziałam do czego prowadzi ta rozmowa, ale starałam się odpowiadać szczerze. Nie miałam pewności, że nie chodzi o niego samego. O mnie chodziło na pewno. Ja miałam to drugie dno. Drugie życie. Kompletnie inne i dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że będę musiała szybko mu się wytłumaczyć.- Ale dlaczego o tym rozmawiamy?
-Tak po prostu. Próbuje cię zatrzymać.- Uśmiechnął się, a mi serce podskoczyło. To chyba musi coś oznaczać.
-Im szybciej wyjedziesz tym szybciej wrócisz.- W ogóle nie uśmiechało mi się zostawać tu samej. Wśród mnóstwa gwiazd. No, ale nie mogłam panikować tylko z tego powodu. Byłam zdenerwowana nawet teraz i nic nie mogłam na to poradzić.
-Obiecuję, że zdążę. Nie będziesz tak całkiem sama. Będą tam chłopaki z zespołu kazałem im mieć cię na oku.
-Nie potrzebuję nianiek.
-Tak, pewnie ich nie potrzebujesz, ale niech będą.
-Więc coś jeszcze?- Chciałabym dostać się do domu bez wiedzy babci.
-Już ci się tak śpieszy.- Uśmiechnął się po czym złapał mnie z ramię i pocałował. Cholera jasna on na serio mnie pocałował. Raczej nie powinnam myśleć dlaczego bo to oczywiste, ale z drugiej strony to jest za dobre.
-Na prawdę muszę już iść.- Wydukałam.
-Okej. Na razie.- Pomachał mi, a ja wysiadłam jak oparzona i poszłam prosto do drzwi. Nie odjechał póki nie weszłam do domu.



No i jakoś nie widzę go tu. Przecież to oczywiste, że nie zdąży. Nie jest super man' em i nie mógł tego przełożyć. Z resztą ja nawet bym nie śmiała go o to prosić. Bo w końcu kim ja jestem? Uch, jak widać jego rada podziałała. Myślę o czymś całkiem niepotrzebnym mi w tej chwili. Choć pewnie gdybym mogła zjadałabym czymś swój stres. Żałuję, że nie ma na widowni chociaż babci. Dlaczego nikt w tej całej wytwórni nie pomyślał o tym, że miło by było mieć tu kogoś z rodziny?
-Musimy już iść.- Facet ze staff' u wręczył mi małą słuchawkę, którą umieściłam w uchu i poszłam za nim prosto pod scenę. Nie mam pojęcia jak długo tak szliśmy mijając innych ludzi zajętych różnymi sprawami. Jednak najgorzej było gdy już stałam na tym podeście. Doskonale wiedziałam, w którym momencie pojawię się na scenie. I chociaż wiem, że ćwiczyłam to z milion razy nic nie zastąpi tego strachu.
-Wszystko w porządku?- Z zamyślania wyrwał mnie głos tego faceta. Kompletnie zapomniałam, że ciągle tu jest.
-Yhm.- Pokiwałam tylko głową. Kurcze muszę się uspokoić inaczej wszystko pójdzie na marne. Zamknęłam oczy by się jakoś wyciszyć w głowie te wszystkie krzyki. Przypomniałam sobie dokładnie każdą lekcję i jego głos przypominający mi o najważniejszych rzeczach o jakiś powinnam pamiętać. Nawet przez moment pomyślałam co by było gdyby on tu był. Czy była bym choć odrobinę mniej zdenerwowana? Szkoda, że nie mogę już tego sprawdzić.
-Za trzy, dwa … jeden.- I pojechałam do góry z mikrofonem w ręce. Po chwili oślepiły mnie światła skierowane w moją stronę. Usłyszałam coś w słuchawce, ale nie zwróciłam na to uwagi. Ja po prostu śpiewałam. A ludzie, którzy się zebrali, żeby posłuchać zaczęli piszczeć. To chyba oznaka, że im się podoba i, że na serio nie jest ze mną aż tak fatalnie. Pierwsze linijki tekstu minęły szybko i zanim się obejrzałam byłam z powrotem na dole. Przeżyłam to bez żadnych obrażeń. Nigdy bym nie pomyślała, że to się stanie przed tyloma ludźmi. Nie zemdlałam tak jak w czwartej klasie ani nawet nie zatkało mnie jak na przesłuchaniu cztery lata temu.
Od razu usłyszałam same pochwały i zaczęłam się cieszyć jak dziecko. Odetchnęłam i stwierdziłam, że chcę więcej takich emocji. I znów czułam się dziwnie z tym, że nie mam komu się wygadać.
-Musisz jeszcze poczekać na koniec. Znajdź sobie gdzieś miejsce.- No cóż i tak nie mam wyjścia. Poczekam i może do kogoś zagadam, albo zadzwonię do babci. W końcu to oglądała. Mam nadzieję, że Ally dopilnowała by nie zasnęła przed telewizorem. Znalazłam telefon i wyszłam na korytarz. Przez dłuższą chwilę nikt nie odbierał, ale w końcu usłyszałam podniecony głos babci aż sama musiałam się uśmiechnąć.
-Byłaś świetna Ann! Aż ci nagrałam. Po prostu musisz siebie zobaczyć.
-No wiem! Udało się! Boże, jeszcze to do mnie nie dotarło.- Coś czuję, że czas przeżywania jeszcze daleko przede mną.
-Teraz tylko patrzeć jak stajesz się coraz sławniejsza.
-Mam nadzieję, że ludzie mnie polubią.- tak naprawdę jeszcze wiele przede mną.
-Och, przestań być taka skromna. Ludzie i tak szaleli. Widziałam to. No i Ally też. Ale wiesz bardziej interesuje mnie czy twój chłopak jest tam razem z tobą?- Moja radość nieco przygasła.
-Nie, nie ma. W sumie nic nie szkodzi. Wiedziałam, że nie zdąży. Zdarza się.- I chociaż ja sama o tym doskonale wiedziałam to i tak nie zmieniło niczego.
-No cóż jego strata.
-Powiedzmy, że tak. A i nie musicie na mnie czekać. Myślę, że chyba pójdę na after party.
-Oczywiście, że musisz. Nawet nie wasz mi się przychodzić do domu za wcześnie.
-Babciu, bez przesady.
-Nie wpuszczę cię do domu.- Przewróciłam oczami.- To baw się dobrze.
-Na pewno będę.- Lub przesiedzę wszystko w kącie. Czasami denerwuje sama siebie bo zapewne nie będę miała odwagi żeby do kogoś zagadać. Boże, życie jest takie niesprawiedliwe. Dlaczego nie mogłam urodzić się z mnóstwem odwagi. Tak jak moja matka. Ona na pewno miała mnóstwo odwagi żeby mnie zostawić. W ogóle nie powinnam o niej teraz myśleć.
-Przepraszam? Ty Jesteś Ann?
-Um, tak?
-Proszę za mną.- Popatrzyłam się niezrozumiale na nieznaną mi kobietę. Była z załogi o nosiła plakietkę więc poszłam za nią. Zaprowadziła mnie pod same drzwi czyjejś garderoby. Otworzyła przede mną drzwi. Ostatni raz spojrzałam na kobietę. Uśmiechnęła się do mnie i zamknęła drzwi. Okej. To było dość dziwne. Rozejrzałam się po pokoju, a tak naprawdę wcale nie musiałam się rozglądać. Mój wzrok zatrzymał się na jedynej osobie w tym pomieszczeniu. Nie zastanawiając się pobiegłam w stronę chłopaka, o którym myślałam przez ostatnie kilkanaście minut. Uwiesiłam mu się na szyi jak jakaś nastolatka.
-A mówiłem, że ci się uda.- Pocałował mnie w czoło.
-A myślałam, że nie zdążyłeś.
-Mówiłem, że zdążę.
-Oczywiście. Ale po co tu jesteśmy. Chyba mogłeś wyjść na korytarz?
-No właśnie...
-Nie mogłeś?
-W sumie miało mnie tu nie być. To było by podejrzane gdyby ktoś mnie tu zobaczył.
-I tylko tle?- Nie chciałam być wścibska, ale to dla mnie było jednoznaczne. Jednak nie miała prawa robić mu awantury. Ja też miałam swoje powody dla, których nie chciałam go wpuszczać do domu.
-A miało być coś więcej?- Z powrotem wpadłam w jego ramiona. Czy miało być coś więcej? Teraz już sama nie jestem niczego pewna. Więc potrząsnęłam przecząco głową i pozwoliłam się pocałować. Tym razem prosto w usta. To aż dziwne, że to dopiero nasz drugi taki pocałunek. Przylgnęłam do jego ciała pozwalając ponieść się chwili. W końcu i tak byliśmy tu sami. Zarzuciłam mu ręce na szyję, kiedy jego dłonie zjechały niżej. Odchyliłam głowę na bok by zaczerpnąć powietrza, którego on najwidoczniej w ogóle nie potrzebował, gdyż poczułam jego język na mojej szyi. Boże, gdyby babcia się jakoś o tym dowiedziała nazwałaby mnie nieodpowiedzialną. Jak dobrze, że tu jej nie ma.
-Nie było mnie tylko trzy dni. Jakim cudem zdążyłem się aż tak za tobą stęsknić?
-Nie mam pojęcia.- Ale wiem, że jeszcze nikt nie powiedział mi czegoś takiego. Ciekawe jak musiało wyglądać moje życie. Wtedy tak mało wiedziałam o życiu. Dziś wiem trochę więcej.- Myślę sobie, że chyba powinnam wrócić do całej reszty.
-No pewnie. Nowa gwiazda musi być z innymi gwiazdami.
-A ty? Uciekasz czy zostajesz?- A może nie będzie chciał pójść tam właśnie ze mną?
-Zostaje.- Uśmiechnął się i ja też. Razem weszliśmy do pokoju. A jednak okazało się, że to ja bardziej byłam zażenowana niż on. Dlaczego?

* * *

Minęły kolejne dni. Dni, które mogę nazwać najszczęśliwszymi jakie mnie spotkały. Wszystko zaczynało się układać. Ally wydawała się być szczęśliwa, a jeśli ona była to ja też. Dostałam swoją pierwszą porządną wypłatę i mogłam sobie pozwolić na większy luksus. Oczywiście ja nie mogłam się w tym luksusie odnaleźć. Babcia wydawała się bardziej promienna niż zwykle. A dokładnie od wczoraj wysłałam ją do jej przyjaciółek żeby mogła też odpocząć. Jeden wieczór z siostrą dobrze mi zrobi. Przyszykowałam wszystko co było potrzebne by oglądnąć z nią jakąś bajkę, a potem sama zasiądę przed telewizorem rozkoszując się ciszą. Oraz esemesując z Jaejoong' iem. Facet nie dawał mi dnia spokoju. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale jednak czasem trudno było wytłumaczyć małej dziewczynce pewne sprawy.
-Ann kiedy zaczniemy?- Moje kochane maleństwo przyczłapało do mnie w piżamie i z miśkiem w ręku. Uśmiechnęłam się na ten widok. Ona dla mnie była całkiem normalnym dzieckiem.
-Możemy już. Wiesz jak włączyć?
-Tak.- Wręczyłam jej pilota i poszłam otworzyć drzwi, do których ktoś się ciągle dobijał. Otworzyłam drzwi kompletnie nie zastanawiając się nad tym kto to może być. A okazało się to moim największym przekleństwem tego wieczoru. Stał przede mną i co dziwniejsze wcale nie wyglądał na zadowolonego. A przecież jeszcze przed chwilą z nim pisałam i nie wyczułam by był zły. Oczywiście ja też stałam tam jak kretynka bo nie miałam pojęcia co zrobić. Jednak on wiedział. Zanim zdążyłam się zapytać o co chodzi on po prostu przycisnął swoje miękkie usta do moich. Na prawdę trudno było się od niego oderwać. Lecz ja dobrze wiedziałam, że w każdej chwili Ally mogła się pojawić. Ta myśl sprawiała, że się denerwowałam. A jak dobrze wiemy jemu nic nie umknie.
-Ann czy coś się stało?- Popatrzył na mnie zagadkowo.
-Nie, dlaczego pytasz?- Wypaliłam od razu.
-Bo znów wyglądasz jakbyś się czymś denerwowała. Ukrywasz kogoś w środku? Chyba mnie nie zdradzasz co.
-No wiesz co!- Oburzyłam się tym stwierdzeniem.- Ja nie jestem taką dziewczyną. Powinieneś o tym wiedzieć.
-No tak. Bo ty jesteś ze mną.- Złapał mnie za rękę. Kurde kochałam tego faceta, ale to nie był dobry pomysł by mnie teraz rozczulać.
-No tak, ale po o tu przyjechałeś. Stało się coś?
-A czy musi się coś stać? Po prostu chciałem cię zobaczyć i szczerze powiedziawszy myślałem, że wpuścisz mnie do środka.
-Ann, kto przyszedł?- Zza rogu wyłoniła się mała postać. Teraz to już całkiem nie ma po co udawać. Machnęła ręką żeby wszedł.
-Ally to jest mój... przyjaciel Jaejoong.- Chociaż chciałam mu to jak najszybciej wytłumaczyć zanim wyjdzie i więcej go nie zobaczę. Już w tej chwili jego mina wiele wyraża. Trochę zdziwienia i niezrozumienia. W cale bym się nie dziwiła gdyby wyszedł. Chyba właśnie się nad tym zastanawiał.
-Cześć.- Mała uśmiechnęła się do niego i wyciągnęłam rączkę na przywitanie. Z wielkim strachem w sercu patrzyłam na to co się działo przede mną. Jaejoong uklęknął przed Ally i chwycił jej dłoń lekko nią potrząsając.- Przyszedłeś obejrzeć z nami bajkę?- O boże.
-No pewnie, że tak. Jeśli mogę.- Spojrzał na mnie pytająco.
-Ann pozwól mu.- Nalegała Ally, a ja nie mogłam jej odmówić. Przecież nie chciałam żeby on wyszedł zanim mu nie opowiem całej prawdy.
-Niech tak będzie. Poczekaj na nas w pokoju. My musimy porozmawiać.
-No dobrze. Macie 15 minut.
-Okej.- Ally zniknęła w salonie, a ja zostałam z nim sama. A co najgorsze nie wiedziałam od czego zacząć.- Może wyjdziemy na dwór?- Nie chciałam rozmawiać o Ally przy niej samej.
-Chodźmy.- Złapałam kurtkę i wyszłam. Oboje usiedliśmy na ławce przed domem. Było całkiem ciemno. Tylko kilka lamp ulicznych dawało jakiekolwiek światło. Westchnęłam.
-Na prawdę nie wiem od czego mam zacząć.
-To powiedz mi kim była ta dziewczynka i co jej się stało?- Czyli jednak mam zacząć od najcięższego tematu.
-To moja siostra. Mieszka z nami od kilku miesięcy, ponieważ zabrałam ją z domu dziecka.
-Siostra? Udało ci się ją ukrywać przede mną przez tyle miesięcy.
-No cóż wtedy nie byliśmy jeszcze razem. Ale to teraz w sumie nie ważne.
-Tak, masz rację to nie ważne. Ważne jest to co takiego ukrywasz Ann. Nie mówisz nic o sobie. Chyba teraz możesz mi powiedzieć?
-Tak, powiem. Ally to moja siostra i ma pewną chorobę skóry, którą nie jest łatwo wyleczyć. Jak dobrze wiesz bałam się występować na scenie i nigdy nie myślałam, żeby się tego strachu pozbyć póki nie zobaczyłam jej. Ona jest jeszcze dzieckiem dlatego chcę jej pomóc. I dlatego też poprosiłam cię o pomoc i powiedziałam, że chodzi mi tylko o pieniądze. Ale nie chcę ich dla siebie tylko dla niej. I to nie tak, że nie lubię śpiewać bo kocham muzykę.
-W końcu zaczynam wszystko rozumieć, ale jednak nie do końca. Dlaczego po prostu nie chciałaś mi o tym powiedzieć? Albo może powinienem zapytać kiedy w ogóle chciałaś mi o tym opowiedzieć?
-Chciałam ci powiedzieć jak najszybciej, ale jakoś nie mogłam się zebrać i nigdy nie było na to czasu. A głównym powodem było twoje współczucie.
-Poważnie?
-Och, wiem, że ten powód wydaje się śmieszny, ale tak właśnie o to mi chodziło. Czy ty wiesz jak to jest myśleć, że ktoś jest z tobą tylko dlatego, że ci współczuje. Nie widzi w tobie nic, ale jest bo myśli, że ta osoba i tak ma już ciężko. To naprawdę strasznie nie miłe uczucie.- Przerwałam na chwilę przypominając sobie swoje dzieciństwo, babcie i jej wyraz twarzy. Za każdym razem w jej oczach widziałam to współczucie, a wtedy zastanawiałam się czy wzięła mnie tylko dlatego, że uważała, że po prostu tak trzeba.
-Ann?- Jaejoong chwycił mnie za obie ręce.- Czy ciebie też to spotkało?
-Pytasz czy jestem większą wersją Ally? Bo wiesz czasami kiedy na nią patrzę to widzę siebie. I to mnie przeraża. Mnie też porzuciła matka. Nawet jej nie znam, a babcia o niej nie wspomina. Chyba jest tak samo zawiedziona jak ja.
-Masz rację. To wszystko co was spotkało jest straszne.- Przytulił mnie do siebie. Oparłam głowę o jego ramię patrząc w czyste niebo. Było widać tylko jeden migoczący samolot.
-Kiedyś polecę takim do U.S.A razem z babcią i Ally. Właśnie tam będą mogli ją wyleczyć.
-Obiecuję ci, że na pewno to się stanie.
-Jasne, trzymam cię za słowo.- Cmoknęłam go w policzek.- No i przepraszam. Myślałam, że będziesz wściekły, ale ty nadal tu ze mną siedzisz. Jak to możliwe?
-Och, Ann to bardzo proste. Ja cie po prostu kocham.- Tymi słowami moje serce rozpuściło się po raz setny.
-Ja ciebie też.- Jeszcze przez chwilę siedzieliśmy w ciszy całując się na ławce przed domem. Jeśli jakaś sąsiadka nie wygada się babci będzie świetnie, a jeśli jednak się wygada to i też dobrze.
-Chętnie kontynuowałbym, ale w domu siedzi twoja siostra i czeka na nas.
-O boże!- Ześlizgnęłam się z jego kolan i popędziłam prosto do salonu. Na szczęście Ally już spała na kanapie.

* * *

ROK PÓŹNIEJ

Jednak myliłam się co do tego, że już nic nie będzie normalne. Udało się uratować życie Ally. Ja stałam się kimś więcej niż zwykłą dziewczyną. Od pół roku śpiewam dla fanów. Jestem wielką gwiazdą choć wciąż tego nie czuję. Ale doskonale czuję to, że mam przy sobie świetnego chłopaka. W sumie to już nie mogę go tak nazywać. On jest już moim narzeczonym. Piękny pierścionek silni na moi palcu i przy każdej okazji spoglądam na niego. Przypomina mi całe szczęście jakie mnie spotkało. Jaejoong spełnił swą dawną obietnicę. Lecę samolotem, a obok mam babcię i uśmiechniętą Ally. Oczywiście dla babci wszystko wydawało się zbyt przesadne, ale gdy przynieśli jedzenie pierwsza klasa nie wydawała się już aż tak przesadna. Widok z małego okienka był przecudny. Jednak i tak nie mogłam doczekać się lądowania. Na miejscu miałam spotkać Jaejoong' a. Jego zespół był w trasie i nie często go widywałam. Oboje byliśmy zajęci pracą.
-Ann myślałaś już gdzie zrobicie ten swój ślub?
-Nie. Wydaje mi się, że najpierw obgadam to z moim facetem.
-Ano właśnie.- Babcia sięgnęła do swej torebki i wyciągnęła z niej małe ulotki. Dobrze wiedziałam co to oznacza.
-Babciu.- Jęknęłam.- Zawsze musisz planować mi przyszłość?- Zaśmiałam się i zabrałam od niej ulotki.
-Ktoś musi.
-Niech będzie duuuży tort.- Dodała Ally demonstrując te duuużą wielkość jak dla niej.
-Dobrze, dobrze.- Chyba będę zmuszona spełnić prośby tych moich kobietek. Ale zanim to nadejdzie zdążę się zdrzemnąć zanim wylądujemy.

* * *

Wysiadłam z samolotu i poszłyśmy odebrać bagaże. Oczywiście na sam początek zebrało się tu już mnóstwo ludzi proszących o autografy. Rozdałam ich kilka bo spieszyło mi się na pewne spotkanie. Wsiadłyśmy do vana, który już na nas czekał. Zawiózł nas prosto do hotelu. Babcia była zachwycona tym, że w ogóle dożyła takich dni kiedy może zobaczyć coś takiego.



 
Dostałyśmy kluczyki do pokoju. Zostawiłam je i od razu pędząc na spotkanie. Miałam mały problem z odnalezieniem parku, ale się udało. Jaejoong stał oparty o wielki posąg. Kiedy zauważył mnie uśmiechnął się szeroko. Odbiegłam do niego i ucałowałam.
-Tak dawno cię nie widziałam. Musisz mi opowiedzieć co u ciebie się działo.
-Więc może się przejdziemy?
-Okej.- Trzymając się za ręce i przechadzając się chodnikiem rozmawialiśmy o wszystkim i o samych pierdołach. W końcu usiedliśmy na wolnej ławce.
-Muszę ci coś powiedzieć. A raczej pokazać.- Popatrzyłam na niego podejrzliwie kiedy wyciągał coś z kieszeni. Kolejna ulotka. Co jest z tymi ulotkami? Przyjrzałam się uważniej.  Na obu stronach było zdjęcie pięknego domu. I na początku nie skojarzyłam faktów, ale potem zaczęło coś mi świtać. 
-Podoba ci się?
-Tak i to bardzo. I pewnie teraz mi powiesz, że to nasz nowy dom.
-Em, skąd wiedziałaś. Jestem aż tak przewidujący?
-Ej, przestań sobie żartować. A tak na poważnie przecież wiesz, że nie zostawię babci i Ally. 
-Doskonale o tym pamiętałem. Dlatego one zamieszkają z nami. 
-Poważnie?- Nie wierzyłam, że właśnie powiedział, że chce zamieszkać z trzema kobietami.- Jesteś na to gotowy. Wiesz w ogóle co robisz?
-Tak. Myślałem nad tym. I ten dom pomieści nas wszystkich oraz trzy psy.
-Trzy psy? Nie wierzę, że to przygotowałeś. 
-Przygotowałem jeszcze o wiele więcej, ale to później. Chyba nie chcesz się spóźnić na wizytę ally u lekarza.
-Jasne, że nie. A i dzięki za twoje współczucie.- Zażartowałam.
-Ja to nazywam pomocą. 







Ach te końcówki. Nigdy nie wychodzą tak jak chcę żeby wyszły xd