sobota, 13 lutego 2016

BTS- 13

Hej! Zaglądam tu jeszcze przed końcem moich ferii. Później znów będę miała sporo roboty, więc czekajcie na mnie ;)

Mam jeszcze jedną sprawę, a mianowicie mój drugi blog w końcu zaczął działać.

            Zapraszam wszystkich:     BLOG~2

Beta: Ann Flo

  
Od tygodnia miałam aż za dużo czasu dla siebie. Ale i tak nie czułam się wolną kobietą. Jakbym mogła się tak nazwać, kiedy dzwonek w telefonie zdążyłam zapamiętać w dwa dni? Myślałam, żeby zmienić numer, a później stwierdziłam, że Seul to wbrew pozorom bardzo małe miasto. Nie miałam gdzie się ukrywać. I tak od dłuższego czasu korzystałam z dobroci swojego przyjaciela. W sumie Carl też miał swoje życie. Może i zawsze mówił, że jest dobrze, ale i tak wiedziałam swoje. Koniec końców znów powróciłam do stanu, w którym się wcześniej znajdowałam. Czyli zwykła, szara ja z niezwykłym życiem. Podobno teraz miało być łatwiej. Wciąż na to czekam. Tylko w międzyczasie nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić.
Na szukanie nowej pracy nie byłam jeszcze gotowa. A może po prostu nie miałam na to ochoty. Jak na razie, codzienne spacery mi wystarczają.
Zerknęłam znów na telefon. Tym razem to była siostra. Przynajmniej jej nie musiałam ignorować.
-Słucham?
-Sora, musimy się spotkać.
-Jestem nieco zajęta.- Skłamałam. Tak naprawdę nie potrzebowałam kolejnej osoby, która by chciała mnie w jakiś sposób pocieszać.
-Proszę cię, nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
-W porządku? Nigdy nie było nic w porządku.- Odparłam, zirytowana.
-Dobrze, więc spotkajmy się by pogadać o tym, co jest teraz. Bo na pewno coś jest.- Westchnęłam. Co miałam jej odpowiedzieć?
-Okej. Gdzie?
-Jestem w kawiarni, naprzeciwko ciebie. Widzę cię.
-Och, okej. Idę.
Rozłączyłam się, tylko po to, by przejść na drugą stronę ulicy i usiąść przed moją siostrą. Już na wejściu popatrzyła na mnie, jakbym była wielką kupką nieszczęścia. Nienawidziłam tego, że nie potrafiłam jakoś się zamaskować.
-Nie okłamuj mnie więcej.- Powiedziała z wyrzutem, a ja pokiwałam głową.- Zakładam, że nie miałaś czasu, by oglądnąć wiadomości.- Podniosłam od razu głowę, patrząc na nią niezrozumiale.
-Jeśli to ma jakikolwiek związek z tą dwójką, to lepiej mi nie mów. Wątpię, czy miałabym na to kiedykolwiek ochotę.- Mruknęłam.
-Czy ty nie wiesz, że twój chłopak właśnie promuje zespół? Zespół stworzony przez Taehyunga!- Prawie, że mi to wykrzyczała prosto w twarz. Posłałam jej złe spojrzenie, ale to nic nie dało. Sama miałam ochotę trzepnąć się w łeb za to, że w ogóle jestem w takiej sytuacji. I to przez kogo? Człowieka, który powinien być dzieckiem, a jest facetem, który siedzi w mojej głowie.- Czy nie chcesz przypadkiem zrobić czegoś głupiego?
-Ach, przestań!- Krzyknęłam, na co niektórzy się odwrócili.- Wszystko, co głupie i niemądre? zdążyłam wyczerpać limit.- Teraz mam za swoje.- Lepiej mów, po co chciałaś się spotkać.
-Po nic. Martwię się o swoją siostrę.
-Teraz to ty nie kłam.
-Bo widzisz.- Pochyliła się nad stołem.- Mam dziwne przeczucie, że przez tego chama będziesz płakać.
-Poważnie? Czy to nie ty wydałaś całą swoją wpłatę, by dobrze mnie ubrać dla tego chama?
-Ach, poważnie, co z ciebie za dziewczyna. Oczywiście, wtedy nie wiedziałam nic o jego charakterze. A teraz jeszcze ta jego dziewczyna. Ech, a tak na poważnie to weź to i tylko spróbuj nie przyjść, a sama po ciebie przyjdę.
Wręczyła mi kartkę, która okazała się zaproszeniem na urodziny.
-Hani będzie zawiedziona, jeśli jej ciocia nie przyjdzie na jej urodziny.
-No tak. Przyjdę.
-Na pewno?
-Obiecuję.


***
No cóż skoro obiecałam, że się zjawię, to tak też i musiałam zrobić. W sumie jeszcze w drodze do domu mojej siostry nie czułam potrzeby ewakułowania się, ale gdy wysiadłam i zobaczyłam te wszystkie znajome twarze oraz mnóstwo biegających dzieci, miałam ochotę uciec. Na moje nieszczęście, Carl stał obok i mocno ściskał moją rękę tak, jakby czuł, że chcę wiać.
Spojrzałam na niego błagalnie, ale on odpowiedział mi tym samym.
-Tylko dwie godziny, okej?- Zapytałam go z nadzieją.
-Powiedz to swojej siostrze.- Odparł całkiem poważnie, po czym pociągnął mnie do środka. Odnalazłam wzrokiem moją siostrę. Jak zwykle zabiegana, aż miałam ochotę jej pomóc.
Podeszłam do stolika, by położyć prezent.
-Podoba się wam?- Zagadnęła nas Soohyun.
-Pewnie. Jeśli Hani się podoba.
-Błagam cię. To dziecko jest chyba najszczęśliwsze z nas wszystkich. A, właśnie Carl. Lepiej, żebyś się z nią przywitał. Po ostatniej zabawie, powiedziała, że chciałaby to powtórzyć.
-Mówiłem, że nie nadaję się jako niańka. Moje plecy tego nie wytrzymają.- Jęknął zrezygnowany.
-Idź.-Obie popchałyśmy go w stronę gromadki dzieci.
Przeszłyśmy do stolika. Usiadłam, czekając na pytania.
-Jestem wykończona. Ale..
-Ale? No mów. Czuję, że to nie będzie nic dobrego.
-Sora. Nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo pewnie byś się wściekła.
-Co chcesz powiedzieć? - Już i tak zdążyłam się zdenerwować. A czekanie, aż to z siebie wydusi wcale mi nie pomaga.
-Bo widzisz... chciałabym, żebyś coś zaśpiewała.- Wypaliła nagle.
-Co? Czy muszę to dla ciebie robić?- Naprawdę nie chciałam spełniać jej zachcianek. Nie miałam do tego siły.
-Pamiętaj, nie robisz tego dla mnie, ale dla swojej siostrzenicy.


***
-Nie powinnam była śpiewać.
-Ale to było świetne.
-Carl, przestań. Nigdy tego nie powtórzę.
-Ale nie było tak źle.
-Może.
Prawdę mówiąc, myślałam że to będzie katastrofa. A okazało się, że zrobienie z siebie idiotki przed małymi dziećmi nawet poprawiło mi humor. Choć jestem pewno, że to dlatego, iż mają sześć lat i mnie nie oceniali.
Za to Carl okazał się być żywą maskotką. Wciąż nie wymazałam z pamięci tego widoku. Jednak cieszyłam się, że mogłam wrócić wcześniej. W końcu nic nie trwa wiecznie.
Kiedy weszliśmy do domu, a zaraz potem ktoś zapukał, dokładnie się o tym przekonałam. Ponieważ w drzwiach zastałam zapłakaną Monick. W pierwszej chwili stałam, jak słup soli, patrząc, jak makijaż spływa jej po twarzy. Gdyby nie Carl i jego okrzyk zaskoczenia, z pewnością bym się nie obudziła.
-Co tu się...
-Stało.- Dokończyłam za niego.- Znaczy, może wejdziesz?
Zaprosiłam ją do środka i posadziłam na kanapie, a sama usiadłam obok. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że jest z nią coraz gorzej. Absolutnie chciałam wiedzieć, co się stało. W końcu to Monick, ona nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Postanowiłam pierwsza coś powiedzieć, skoro ona nie mogła, a Carl patrzył na mnie tak, jakbym wiedziała, jak sprawić, by przestała płakać.
-Um, Monick?- Spróbowałam dotknąć jej ramienia, żeby chociaż na mnie spojrzała, ale ona nagle się do mnie przykleiła, płacząc jeszcze głośniej. Posłałam mojemu przyjacielowi karcące spojrzenie i zamiast mi pomóc, uciekł do kuchni. W duchu, zdążyłam przekląć ten dzień. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Właściwie zdążyłam tylko wypowiedzieć jej imię i zamarłam, ponieważ poczułam, że ktoś nade mną stoi.
-Witaj z powrotem.- Wtedy pomyślałam, że to jakieś żarty. To cała sytuacja z płaczącą Monick i faktem, że Mary stała przede mną. Czy to ma jakiś ukryty cel? Jeśli tak, to chcę go szybko poznać, zanim moje koszulka całkiem przemoknie.
-Monick, uspokój się. I powiedz mi, co się stało.- Nie odpowiedziała mi i powoli mnie to irytowało. Popatrzyłam pytająco na jednego ducha w tym domu.
-Och, po prostu włącz telewizor.- I zniknęła. Mogłabym powiedzieć, że odeszła stąd z niewyraźną miną. W sumie to i dobrze. W końcu ja też nie pałałam dziką radością, musząc utrzymywać na swoim ramieniu Monick.
Wyciągnęłam rękę, by sięgnąć po pilota. Chciałam już usłyszeć te straszne wieści, a potem się martwić. Przycisnęłam guzik, a telewizor się zaświecił. Kierowana dziwnym przeczuciem, przełączyłam na wiadomości, bo wiedziałam, że znajdę tam odpowiedź na jej zachowanie.
-Coś powiedziała?- Carl usiadł obok.
-Właśnie mam zamiar się dowiedzieć. Bądź cicho.- Uciszyłam go, ponieważ na ekranie pojawiła się prowadząca.


,, Nadeszły nowe wieści, które mówią, że najbardziej rozchwytywana para w końcu postanowiła się pobrać. Nareszcie doczekaliśmy się widoku pierścionka na ich
dłoniach. Teraz tylko czekamy na to wielkie wydarzenie.''


Prowadząca skończyła nadawać i przeszła do mniej istotnych spraw. Już ich nie słyszałam, byłam w zbyt wielkim szoku. Po prostu przez chwilę zapomniałam o płaczącej Monick i właściwie o wszystkim. Bo tak naprawdę jedyne słowa, jakie odbijały się echem w mojej głowie to ,,wielkie wydarzenie'' i ,, pobrać się''. Nawet przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale to było niemożliwe.
Popatrzyłam z powrotem na Carla, który patrzył na mnie równie bardzo zszokowany, jak ja.
Ale chwileczkę.
-Monick, już dość.- Odsunęłam ją od siebie. W końcu przestawała lamentować. Za to ja zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, że w ogóle nie powinnam być tym zszokowana. Na chwilę zapomniałam, jak naprawdę wygląda sytuacja. Jedyne, co mogłam, to pogratulować jej. Tylko, że nie do końca to sobie poukładałam. Dlatego teraz zamarłam. Na szczęście Carl był obok i to on zaczął zadawać pytania. Ja tylko popatrzyłam na jej dłoń i westchnęłam.
Naprawdę tam był. Wielki kamień, wręcz ogromny i aż raził w oczy.
-Może w końcu zaczniesz mówić?- Ponaglił ją Carl.- Mamy rozumieć, że płaczesz tylko z powodu tego, że ci się oświadczył?
Patrzeliśmy na nią, jak na dziwadło, ale tak naprawdę sama nie wiem, co chciałam od niej usłyszeć.
-No bo to … przepraszam. Zazwyczaj tak się nie zachowuje.
Sięgnęłam odruchowo po chusteczki i dałam jej całą paczkę.
-Gratuluję.- Powiedziałam też odruchowo. Te słowa wychodziły z moich ust, ponieważ uważałam, że tak trzeba. Nie miałam prawa psuć jej szczęścia, nawet jeśli nie miałam swojego.


***
Dopiero, kiedy Monick wyszła z mieszkania cała rozpromieniona, przestałam udawać, że się cieszę. Moje niezadowolenie, a raczej frustrację wyraziłam poprzez wypicie dwóch piw. Choć wiedziałam, jak to się skończy, nie chciałam przestać, bo w głowie miałam za dużo pytań i jego samego. Carl stał w progu kuchni i wiem, że patrzył na mnie i na to, co robię. Zignorowałam go. Mój gniew na samą siebie przysłaniał mi wszystko, a zwłaszcza zdrowy rozsądek.
-Dlaczego się tym przejmuję? No dlaczego, do cholery!- Mówiłam sama do siebie, nie oczekując odpowiedzi. Dobrze wiedziałam, że skoro ja jej nie znam to inni też nie poznają. A jednak i tak miałam pretensje do świata, kiedy powinnam je mieć do samej siebie.
Usiadłam na krześle, całkiem zrezygnowana. Co miałam teraz ze sobą zrobić? Postawić sobie jakiś cel? Ale po co?
Carl usiadł blisko mnie.
-Mała, wiesz, że będzie lepiej.
Chciałam w to wierzyć, ale powoli przestawałam.
-Jesteś jak skała, której nikt nie rozwali.- Wtedy też mi tak powiedział. Zaraz po tym, jak wyszłam ze szpitala, ponieważ to, że przeżyłam było dla niektórych cudem.
-A czuję się jak kurz, do którego wystarczy tylko ścierka. Rozumiesz? Bo ja tylko sprzątam. To musi brzmieć beznadziejnie. Czy mogę się dziś upić?
-Naprawdę nie wiem, dlaczego akurat ty musisz przez to przechodzić, ale na pewno życie ci to jakoś wynagrodzi.
-Niech lepiej się pośpieszy.- Mruknęłam, opierając głowę o jego ramię. I tak już powoli zasypiałam, więc pewnie równie powoli o tym zapomnę.
Choć nie wiedzieć czemu, ostatnie o czym pomyślałam, zanim zasnęłam, to to, że już nawet muszę prosić o zgodę, by się upić. Bo ktoś musi mnie pilnować.


(Narracja Tae)


Widzieć jej uśmiech to rzadkość, ale widzieć uśmiech Monick to codzienność. Kiedy się oświadczałem, miałem pewność, że wszystko jest na swoim miejscu. I przez chwilę czułem się szczęśliwie, ale potem wystarczyło parę słów, bym znów wrócił do tej dziewczyny. Chociaż powinienem nazwać ją kobietą. Myślałem, że to kwestia przyzwyczajenia, a samo przyciąganie i uczucia można w sobie stłumić. I sprawić, by zniknęły raz na zawsze.
Minął tydzień i mam wrażenie, że poczyniłem jakieś postępy, albo po prostu chciałem żeby tak było.
Te oświadczyny. Zrobiłem to, bo chciałem, bo tak miało się to potoczyć już dawno. Źle się czułem z tym, że Monick cierpiała z powodu tego, co pojawiło się nagle. Nie mogłem jej tego robić, zwłaszcza, że już czuła, że coś jest nie tak. A ja nie mogłem powiedzieć, że to przez jej nową przyjaciółkę.
Nalałem jeszcze jedną szklankę whisky. Podobno ostatnio za często piłem, ale nie miałem zamiaru przestawać. Gdy pociągnąłem pierwszy łyk, usłyszałem stukot obcasów Monick, która zaraz była przy mnie. Uśmiechała się szeroko, więc robiłem to samo.
-Gdzie byłaś? Jest już późno.- Odstawiłem szklankę na stolik.
Monick stała koło kanapy i, jak zwykle, wyglądała pięknie. Naprawdę zapragnąłem, żeby było tak jak kiedyś.
-A co, martwiłeś się?
-Tęskniłem.- To było prawdą.
-Byłam u Sory.
-Ach, tak. Co powiedziała?
-Pogratulowała nam.- Oczywiście. Jest właśnie taką osobą. A czasami wcale nie powinna. Jednak w tym przypadku może i lepiej, że dowiedziała się o tym wcześniej.
-Wiesz, naprawdę nie rozumiem, dlaczego w ogóle przyjąłeś jej rezygnację.
-Dobrze wiesz, że ona chciała mieć więcej możliwości, a firma nie mogła jej dać niczego więcej, prócz pracy sprzątaczki.
-Och, gdybyś zechciał, albo mi pozwolił, porozmawiałabym z twoim ojcem.
-Pewnie mógłbym się na to zgodzić, jednak Sora nie byłaby z tego zadowolona.
W ogóle nie byłaby zadowolona z faktu, że okłamuję Monick.
Co za ironia. Czy teraz znów nie sprawiam, że wszystko się może skomplikować? Chyba jednak wolę o tym nie myśleć. Po prostu pozwalam, by Monick przytuliła się do mnie.
-W sumie ona ma rację. Sora nadaje się do bardziej ambitnej pracy. Po prostu trochę mi szkoda, że nie będę mogła widywać jej częściej.
Ja też żałuję, choć nie mówię tego na głos.


* * *
Obudziłam się i może wszystko byłoby trochę mniej beznadziejne gdyby nie to, że spałam w łazience. Nawet domyślam się dlaczego, ponieważ przez otwarte drzwi widzę śpiącego Carla. Nie pozostaje mi nic innego, jak głęboko odetchnąć i zmierzyć się z rzeczywistością. A ona nie wygląda najlepiej.
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że to stało się tuż przed moim nosem. Wystarczyło tylko włączyć ten przeklęty telewizor, by nie wyglądać jak ostatnia idiotka. Może wtedy byłabym mniej zaskoczona.
No cóż takie jest życie. Co najważniejsze, ja nie należę do ich świata i nawet przez moment nie należałam. Upicie się nie było dobrym pomysłem. Szczerze, wolałam nie dopytywać się, kto tym razem przejął moje ciało.
Jakoś podniosłam się z kafelek, choć już czułam, że moje koście będą protestować. Jednak musiałam obudzić Carla, bo zrobiło mi się go żal, zwłaszcza, że on też spędził tę noc na dywanie.
Potrząsnęłam nim i to wystarczyło, by się obudził.
Najpierw popatrzył na mnie, a dopiero po chwili się odezwał.
-Sora, jak się czujesz?
-Właściwie to bolą mnie plecy, ale jest w porządku. Bardziej interesuje mnie, jak ty się czujesz?- Spojrzał na mnie. Zobaczyłam w jego oczach coś, co kazało mi martwić się o samą siebie. Wystarczył moment, bym się przestraszyła. Choć jeszcze starałam się nie pokazywać tego po sobie.
-Mała, sam nie wiem, kto ma bardziej przesrane.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jeśli to nic ważnego, to mi nie mów, do cholery. Ale jeśli, być może, zrobiłam coś, czego będę potem żałować, to mów. Cokolwiek to jest.
-Ale to nawet nie twoja wina. Po prostu nie zdążyłem zabrać ci telefonu. Więc tak jakby to też moja wina.
-Do kogo zadzwoniłam?- Właściwie to sama się domyślałam, ale wolałam się upewnić, zanim moje serce połamie mi żebra.
-A jak myślisz?- Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.- Jak tylko usłyszałem, co bredzisz, wyrwałem ci telefon z ręki i wszystko wytłumaczyłem. Na tyle, na ile mogłem. Co nie znaczy, że on to zrozumiał.
-Co znaczy, że mogłam go wkurzyć, obrazić, a co najgorsze, powiedzieć, co myślę.- Spojrzałam na niego, próbując wyczytać, którą z tych opcji popełniłam. I mam dziwne wrażenie, że wszystkie trzy.
-Wtedy musiałbym ci wszystko opowiedzieć, a to była długa noc.
-Przepraszam. Myślę, że powinnam to usłyszeć. No wiesz, w razie gdyby jednak on zechciał dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłam.
-Okej, jeśli chcesz. Tylko muszę wiedzieć, czy jesteś zła?
-Przecież, że nie. Sama to spowodowałam i sama będę musiała sobie z tym poradzić.
-Zapomnij, będę cię bronił.
-To wiem. Dlatego pomyślę nad tym, czy cię uszkodzić.- Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam ten narastający strach przed słowami, które wyszły z moich ust.


( Sześć godzin wcześniej, narracja Tae)


Wpatrywałem się w śpiącą Monick.
Zaraz po tym jak przykleiła się do mojego boku, zasnęła. A ja znów myślałem i powoli doprowadzało mnie to do szału. Zaczynałem wątpić w to, czy kiedykolwiek zacznę myśleć normalnie. Bez wizji Sory i chociażby bez wspomnień tych chwil, kiedy pozwoliłem sobie na więcej, niż powinienem. Wracanie do tego jest nierozsądne, zwłaszcza na takim etapie życia, gdzie każda rzecz musi być idealna. Podczas gdy wszystko w około ciągle brnie do przodu, ja mam wrażenie, że ciągle stoję w miejscu.
Kiedy patrzyłem na zegar, była druga w nocy. Pewnie od tego momentu minęło zaledwie piętnaście minut. Czas ostatnio płynął zdecydowanie za wolno.
Możliwe, że myślałbym o tym dalej, ale telefon zaczął wibrować na szafce nocnej. Odebrałem, ciekaw, co chcą ode mnie o tej porze.
-Witam.- Usłyszałem nieznajomy głos.- Pewnie się nie spodziewałeś.
Nieświadomie zmarszczyłem brwi, po czym oczywiście skojarzyłem go z tylko jedną osobą. Zerknąłem jeszcze na wyświetlacz i upewniłem się, że to Sora.
-Czy coś się stało?- Byłem ciekaw, dlaczego akurat o tej godzinie.
Z pewnością musiał istnieć jakiś powód lub po prostu zbyt duża ilość alkoholu. W prawdzie powinienem się rozłączyć, ale coś mi podpowiedziało, że jednak warto poczekać.
-A i owszem!- Krzyknęła nagle i zamilkła na długą chwilę.
-Halo?
-Nie możesz ciągle mnie zaskakiwać.- Usłyszałem w jej głosie wyrzuty.
Postanowiłem wyjść z łóżka, by nie obudzić Monick. Przeszedłem do mojego gabinetu, zamykając go na zamek.
-Mówisz o zaręczynach? Zaskoczyły cię na tyle, by do mnie dzwonić? O tej porze?
-Zwariowałeś?!
-A ty?
-Nie wiem.
-Nie wiesz?
-Jesteś porąbanym sukinsynem. Dzieckiem z wybujałym ego. Jak mogłeś ją do mnie przysłać? Zabrakło mi chusteczek.
-Chwileczkę, bo nie za bardzo rozumiem. Czy ty się upiłaś?
-W latach pięćdziesiątych nikt się nie upija, tylko smakuje!- Wykrzyczała.
Mógłbym przysiąc, że chyba się rozpłakała. Może i bym się przejął gdyby nie to, że jej słowa wciąż nie miały żadnego sensu.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Nie wiem czy jeszcze warto czekać na konkrety.
-Facet jest jak alkohol, ale na pewno nie wino. A wiesz, dlaczego? Bo smakujecie, czasami kilka razy, a potem, kiedy wam nie smakuje odstawiacie na półkę. Aż w końcu się zakurzy i całkiem zapomnicie, że coś tak ohydnego w ogóle istniało.- Mówiła to przez łzy, a ja nawet nie potrafiłem jej odpowiedzieć, ponieważ mnie zaskoczyła. Gdyby nie to, że usłyszałem podniesione głosy, myślałbym dalej nad odpowiedzią, która nie była by żałosna.
-Halo? Tu Carl. Um, Sora jest trochę rozstrojona. To przez alkohol. Cokolwiek powiedziała, proszę nie brać tego do siebie. Przepraszam za kłopot.
Połączenie zostało zerwane. Odłożyłem telefon na biurko. Jednak wszystko nie jest na swoim miejscu. Nie, jeśli chodzi o nią.
Chociaż pierwszy raz usłyszałem, by ktoś nazywał mnie sukinsynem.




 
Od tygodnia miałam aż za dużo czasu dla siebie. Ale i tak nie czułam się wolną kobietą. Jakbym mogła się tak nazwać, kiedy dzwonek w telefonie zdążyłam zapamiętać w dwa dni? Myślałam, żeby zmienić numer, a później stwierdziłam, że Seul to wbrew pozorom bardzo małe miasto. Nie miałam gdzie się ukrywać. I tak od dłuższego czasu korzystałam z dobroci swojego przyjaciela. W sumie Carl też miał swoje życie. Może i zawsze mówił, że jest dobrze, ale i tak wiedziałam swoje. Koniec końców znów powróciłam do stanu, w którym się wcześniej znajdowałam. Czyli zwykła, szara ja z niezwykłym życiem. Podobno teraz miało być łatwiej. Wciąż na to czekam. Tylko w międzyczasie nie mam pojęcia, co ze sobą zrobić.
Na szukanie nowej pracy nie byłam jeszcze gotowa. A może po prostu nie miałam na to ochoty. Jak na razie, codzienne spacery mi wystarczają.
Zerknęłam znów na telefon. Tym razem to była siostra. Przynajmniej jej nie musiałam ignorować.
-Słucham?
-Sora, musimy się spotkać.
-Jestem nieco zajęta.- Skłamałam. Tak naprawdę nie potrzebowałam kolejnej osoby, która by chciała mnie w jakiś sposób pocieszać.
-Proszę cię, nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
-W porządku? Nigdy nie było nic w porządku.- Odparłam, zirytowana.
-Dobrze, więc spotkajmy się by pogadać o tym, co jest teraz. Bo na pewno coś jest.- Westchnęłam. Co miałam jej odpowiedzieć?
-Okej. Gdzie?
-Jestem w kawiarni, naprzeciwko ciebie. Widzę cię.
-Och, okej. Idę.
Rozłączyłam się, tylko po to, by przejść na drugą stronę ulicy i usiąść przed moją siostrą. Już na wejściu popatrzyła na mnie, jakbym była wielką kupką nieszczęścia. Nienawidziłam tego, że nie potrafiłam jakoś się zamaskować.
-Nie okłamuj mnie więcej.- Powiedziała z wyrzutem, a ja pokiwałam głową.- Zakładam, że nie miałaś czasu, by oglądnąć wiadomości.- Podniosłam od razu głowę, patrząc na nią niezrozumiale.
-Jeśli to ma jakikolwiek związek z tą dwójką, to lepiej mi nie mów. Wątpię, czy miałabym na to kiedykolwiek ochotę.- Mruknęłam.
-Czy ty nie wiesz, że twój chłopak właśnie promuje zespół? Zespół stworzony przez Taehyunga!- Prawie, że mi to wykrzyczała prosto w twarz. Posłałam jej złe spojrzenie, ale to nic nie dało. Sama miałam ochotę trzepnąć się w łeb za to, że w ogóle jestem w takiej sytuacji. I to przez kogo? Człowieka, który powinien być dzieckiem, a jest facetem, który siedzi w mojej głowie.- Czy nie chcesz przypadkiem zrobić czegoś głupiego?
-Ach, przestań!- Krzyknęłam, na co niektórzy się odwrócili.- Wszystko, co głupie i niemądre? zdążyłam wyczerpać limit.- Teraz mam za swoje.- Lepiej mów, po co chciałaś się spotkać.
-Po nic. Martwię się o swoją siostrę.
-Teraz to ty nie kłam.
-Bo widzisz.- Pochyliła się nad stołem.- Mam dziwne przeczucie, że przez tego chama będziesz płakać.
-Poważnie? Czy to nie ty wydałaś całą swoją wpłatę, by dobrze mnie ubrać dla tego chama?
-Ach, poważnie, co z ciebie za dziewczyna. Oczywiście, wtedy nie wiedziałam nic o jego charakterze. A teraz jeszcze ta jego dziewczyna. Ech, a tak na poważnie to weź to i tylko spróbuj nie przyjść, a sama po ciebie przyjdę.
Wręczyła mi kartkę, która okazała się zaproszeniem na urodziny.
-Hani będzie zawiedziona, jeśli jej ciocia nie przyjdzie na jej urodziny.
-No tak. Przyjdę.
-Na pewno?
-Obiecuję.


***
No cóż skoro obiecałam, że się zjawię, to tak też i musiałam zrobić. W sumie jeszcze w drodze do domu mojej siostry nie czułam potrzeby ewakułowania się, ale gdy wysiadłam i zobaczyłam te wszystkie znajome twarze oraz mnóstwo biegających dzieci, miałam ochotę uciec. Na moje nieszczęście, Carl stał obok i mocno ściskał moją rękę tak, jakby czuł, że chcę wiać.
Spojrzałam na niego błagalnie, ale on odpowiedział mi tym samym.
-Tylko dwie godziny, okej?- Zapytałam go z nadzieją.
-Powiedz to swojej siostrze.- Odparł całkiem poważnie, po czym pociągnął mnie do środka. Odnalazłam wzrokiem moją siostrę. Jak zwykle zabiegana, aż miałam ochotę jej pomóc.
Podeszłam do stolika, by położyć prezent.
-Podoba się wam?- Zagadnęła nas Soohyun.
-Pewnie. Jeśli Hani się podoba.
-Błagam cię. To dziecko jest chyba najszczęśliwsze z nas wszystkich. A, właśnie Carl. Lepiej, żebyś się z nią przywitał. Po ostatniej zabawie, powiedziała, że chciałaby to powtórzyć.
-Mówiłem, że nie nadaję się jako niańka. Moje plecy tego nie wytrzymają.- Jęknął zrezygnowany.
-Idź.-Obie popchałyśmy go w stronę gromadki dzieci.
Przeszłyśmy do stolika. Usiadłam, czekając na pytania.
-Jestem wykończona. Ale..
-Ale? No mów. Czuję, że to nie będzie nic dobrego.
-Sora. Nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo pewnie byś się wściekła.
-Co chcesz powiedzieć? - Już i tak zdążyłam się zdenerwować. A czekanie, aż to z siebie wydusi wcale mi nie pomaga.
-Bo widzisz... chciałabym, żebyś coś zaśpiewała.- Wypaliła nagle.
-Co? Czy muszę to dla ciebie robić?- Naprawdę nie chciałam spełniać jej zachcianek. Nie miałam do tego siły.
-Pamiętaj, nie robisz tego dla mnie, ale dla swojej siostrzenicy.


***
-Nie powinnam była śpiewać.
-Ale to było świetne.
-Carl, przestań. Nigdy tego nie powtórzę.
-Ale nie było tak źle.
-Może.
Prawdę mówiąc, myślałam że to będzie katastrofa. A okazało się, że zrobienie z siebie idiotki przed małymi dziećmi nawet poprawiło mi humor. Choć jestem pewno, że to dlatego, iż mają sześć lat i mnie nie oceniali.
Za to Carl okazał się być żywą maskotką. Wciąż nie wymazałam z pamięci tego widoku. Jednak cieszyłam się, że mogłam wrócić wcześniej. W końcu nic nie trwa wiecznie.
Kiedy weszliśmy do domu, a zaraz potem ktoś zapukał, dokładnie się o tym przekonałam. Ponieważ w drzwiach zastałam zapłakaną Monick. W pierwszej chwili stałam, jak słup soli, patrząc, jak makijaż spływa jej po twarzy. Gdyby nie Carl i jego okrzyk zaskoczenia, z pewnością bym się nie obudziła.
-Co tu się...
-Stało.- Dokończyłam za niego.- Znaczy, może wejdziesz?
Zaprosiłam ją do środka i posadziłam na kanapie, a sama usiadłam obok. Patrząc na nią, miałam wrażenie, że jest z nią coraz gorzej. Absolutnie chciałam wiedzieć, co się stało. W końcu to Monick, ona nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Postanowiłam pierwsza coś powiedzieć, skoro ona nie mogła, a Carl patrzył na mnie tak, jakbym wiedziała, jak sprawić, by przestała płakać.
-Um, Monick?- Spróbowałam dotknąć jej ramienia, żeby chociaż na mnie spojrzała, ale ona nagle się do mnie przykleiła, płacząc jeszcze głośniej. Posłałam mojemu przyjacielowi karcące spojrzenie i zamiast mi pomóc, uciekł do kuchni. W duchu, zdążyłam przekląć ten dzień. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Właściwie zdążyłam tylko wypowiedzieć jej imię i zamarłam, ponieważ poczułam, że ktoś nade mną stoi.
-Witaj z powrotem.- Wtedy pomyślałam, że to jakieś żarty. To cała sytuacja z płaczącą Monick i faktem, że Mary stała przede mną. Czy to ma jakiś ukryty cel? Jeśli tak, to chcę go szybko poznać, zanim moje koszulka całkiem przemoknie.
-Monick, uspokój się. I powiedz mi, co się stało.- Nie odpowiedziała mi i powoli mnie to irytowało. Popatrzyłam pytająco na jednego ducha w tym domu.
-Och, po prostu włącz telewizor.- I zniknęła. Mogłabym powiedzieć, że odeszła stąd z niewyraźną miną. W sumie to i dobrze. W końcu ja też nie pałałam dziką radością, musząc utrzymywać na swoim ramieniu Monick.
Wyciągnęłam rękę, by sięgnąć po pilota. Chciałam już usłyszeć te straszne wieści, a potem się martwić. Przycisnęłam guzik, a telewizor się zaświecił. Kierowana dziwnym przeczuciem, przełączyłam na wiadomości, bo wiedziałam, że znajdę tam odpowiedź na jej zachowanie.
-Coś powiedziała?- Carl usiadł obok.
-Właśnie mam zamiar się dowiedzieć. Bądź cicho.- Uciszyłam go, ponieważ na ekranie pojawiła się prowadząca.


,, Nadeszły nowe wieści, które mówią, że najbardziej rozchwytywana para w końcu postanowiła się pobrać. Nareszcie doczekaliśmy się widoku pierścionka na ich
dłoniach. Teraz tylko czekamy na to wielkie wydarzenie.''


Prowadząca skończyła nadawać i przeszła do mniej istotnych spraw. Już ich nie słyszałam, byłam w zbyt wielkim szoku. Po prostu przez chwilę zapomniałam o płaczącej Monick i właściwie o wszystkim. Bo tak naprawdę jedyne słowa, jakie odbijały się echem w mojej głowie to ,,wielkie wydarzenie'' i ,, pobrać się''. Nawet przez chwilę miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale to było niemożliwe.
Popatrzyłam z powrotem na Carla, który patrzył na mnie równie bardzo zszokowany, jak ja.
Ale chwileczkę.
-Monick, już dość.- Odsunęłam ją od siebie. W końcu przestawała lamentować. Za to ja zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, że w ogóle nie powinnam być tym zszokowana. Na chwilę zapomniałam, jak naprawdę wygląda sytuacja. Jedyne, co mogłam, to pogratulować jej. Tylko, że nie do końca to sobie poukładałam. Dlatego teraz zamarłam. Na szczęście Carl był obok i to on zaczął zadawać pytania. Ja tylko popatrzyłam na jej dłoń i westchnęłam.
Naprawdę tam był. Wielki kamień, wręcz ogromny i aż raził w oczy.
-Może w końcu zaczniesz mówić?- Ponaglił ją Carl.- Mamy rozumieć, że płaczesz tylko z powodu tego, że ci się oświadczył?
Patrzeliśmy na nią, jak na dziwadło, ale tak naprawdę sama nie wiem, co chciałam od niej usłyszeć.
-No bo to … przepraszam. Zazwyczaj tak się nie zachowuje.
Sięgnęłam odruchowo po chusteczki i dałam jej całą paczkę.
-Gratuluję.- Powiedziałam też odruchowo. Te słowa wychodziły z moich ust, ponieważ uważałam, że tak trzeba. Nie miałam prawa psuć jej szczęścia, nawet jeśli nie miałam swojego.


***
Dopiero, kiedy Monick wyszła z mieszkania cała rozpromieniona, przestałam udawać, że się cieszę. Moje niezadowolenie, a raczej frustrację wyraziłam poprzez wypicie dwóch piw. Choć wiedziałam, jak to się skończy, nie chciałam przestać, bo w głowie miałam za dużo pytań i jego samego. Carl stał w progu kuchni i wiem, że patrzył na mnie i na to, co robię. Zignorowałam go. Mój gniew na samą siebie przysłaniał mi wszystko, a zwłaszcza zdrowy rozsądek.
-Dlaczego się tym przejmuję? No dlaczego, do cholery!- Mówiłam sama do siebie, nie oczekując odpowiedzi. Dobrze wiedziałam, że skoro ja jej nie znam to inni też nie poznają. A jednak i tak miałam pretensje do świata, kiedy powinnam je mieć do samej siebie.
Usiadłam na krześle, całkiem zrezygnowana. Co miałam teraz ze sobą zrobić? Postawić sobie jakiś cel? Ale po co?
Carl usiadł blisko mnie.
-Mała, wiesz, że będzie lepiej.
Chciałam w to wierzyć, ale powoli przestawałam.
-Jesteś jak skała, której nikt nie rozwali.- Wtedy też mi tak powiedział. Zaraz po tym, jak wyszłam ze szpitala, ponieważ to, że przeżyłam było dla niektórych cudem.
-A czuję się jak kurz, do którego wystarczy tylko ścierka. Rozumiesz? Bo ja tylko sprzątam. To musi brzmieć beznadziejnie. Czy mogę się dziś upić?
-Naprawdę nie wiem, dlaczego akurat ty musisz przez to przechodzić, ale na pewno życie ci to jakoś wynagrodzi.
-Niech lepiej się pośpieszy.- Mruknęłam, opierając głowę o jego ramię. I tak już powoli zasypiałam, więc pewnie równie powoli o tym zapomnę.
Choć nie wiedzieć czemu, ostatnie o czym pomyślałam, zanim zasnęłam, to to, że już nawet muszę prosić o zgodę, by się upić. Bo ktoś musi mnie pilnować.


(Narracja Tae)


Widzieć jej uśmiech to rzadkość, ale widzieć uśmiech Monick to codzienność. Kiedy się oświadczałem, miałem pewność, że wszystko jest na swoim miejscu. I przez chwilę czułem się szczęśliwie, ale potem wystarczyło parę słów, bym znów wrócił do tej dziewczyny. Chociaż powinienem nazwać ją kobietą. Myślałem, że to kwestia przyzwyczajenia, a samo przyciąganie i uczucia można w sobie stłumić. I sprawić, by zniknęły raz na zawsze.
Minął tydzień i mam wrażenie, że poczyniłem jakieś postępy, albo po prostu chciałem żeby tak było.
Te oświadczyny. Zrobiłem to, bo chciałem, bo tak miało się to potoczyć już dawno. Źle się czułem z tym, że Monick cierpiała z powodu tego, co pojawiło się nagle. Nie mogłem jej tego robić, zwłaszcza, że już czuła, że coś jest nie tak. A ja nie mogłem powiedzieć, że to przez jej nową przyjaciółkę.
Nalałem jeszcze jedną szklankę whisky. Podobno ostatnio za często piłem, ale nie miałem zamiaru przestawać. Gdy pociągnąłem pierwszy łyk, usłyszałem stukot obcasów Monick, która zaraz była przy mnie. Uśmiechała się szeroko, więc robiłem to samo.
-Gdzie byłaś? Jest już późno.- Odstawiłem szklankę na stolik.
Monick stała koło kanapy i, jak zwykle, wyglądała pięknie. Naprawdę zapragnąłem, żeby było tak jak kiedyś.
-A co, martwiłeś się?
-Tęskniłem.- To było prawdą.
-Byłam u Sory.
-Ach, tak. Co powiedziała?
-Pogratulowała nam.- Oczywiście. Jest właśnie taką osobą. A czasami wcale nie powinna. Jednak w tym przypadku może i lepiej, że dowiedziała się o tym wcześniej.
-Wiesz, naprawdę nie rozumiem, dlaczego w ogóle przyjąłeś jej rezygnację.
-Dobrze wiesz, że ona chciała mieć więcej możliwości, a firma nie mogła jej dać niczego więcej, prócz pracy sprzątaczki.
-Och, gdybyś zechciał, albo mi pozwolił, porozmawiałabym z twoim ojcem.
-Pewnie mógłbym się na to zgodzić, jednak Sora nie byłaby z tego zadowolona.
W ogóle nie byłaby zadowolona z faktu, że okłamuję Monick.
Co za ironia. Czy teraz znów nie sprawiam, że wszystko się może skomplikować? Chyba jednak wolę o tym nie myśleć. Po prostu pozwalam, by Monick przytuliła się do mnie.
-W sumie ona ma rację. Sora nadaje się do bardziej ambitnej pracy. Po prostu trochę mi szkoda, że nie będę mogła widywać jej częściej.
Ja też żałuję, choć nie mówię tego na głos.


* * *
Obudziłam się i może wszystko byłoby trochę mniej beznadziejne gdyby nie to, że spałam w łazience. Nawet domyślam się dlaczego, ponieważ przez otwarte drzwi widzę śpiącego Carla. Nie pozostaje mi nic innego, jak głęboko odetchnąć i zmierzyć się z rzeczywistością. A ona nie wygląda najlepiej.
Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że to stało się tuż przed moim nosem. Wystarczyło tylko włączyć ten przeklęty telewizor, by nie wyglądać jak ostatnia idiotka. Może wtedy byłabym mniej zaskoczona.
No cóż takie jest życie. Co najważniejsze, ja nie należę do ich świata i nawet przez moment nie należałam. Upicie się nie było dobrym pomysłem. Szczerze, wolałam nie dopytywać się, kto tym razem przejął moje ciało.
Jakoś podniosłam się z kafelek, choć już czułam, że moje koście będą protestować. Jednak musiałam obudzić Carla, bo zrobiło mi się go żal, zwłaszcza, że on też spędził tę noc na dywanie.
Potrząsnęłam nim i to wystarczyło, by się obudził.
Najpierw popatrzył na mnie, a dopiero po chwili się odezwał.
-Sora, jak się czujesz?
-Właściwie to bolą mnie plecy, ale jest w porządku. Bardziej interesuje mnie, jak ty się czujesz?- Spojrzał na mnie. Zobaczyłam w jego oczach coś, co kazało mi martwić się o samą siebie. Wystarczył moment, bym się przestraszyła. Choć jeszcze starałam się nie pokazywać tego po sobie.
-Mała, sam nie wiem, kto ma bardziej przesrane.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jeśli to nic ważnego, to mi nie mów, do cholery. Ale jeśli, być może, zrobiłam coś, czego będę potem żałować, to mów. Cokolwiek to jest.
-Ale to nawet nie twoja wina. Po prostu nie zdążyłem zabrać ci telefonu. Więc tak jakby to też moja wina.
-Do kogo zadzwoniłam?- Właściwie to sama się domyślałam, ale wolałam się upewnić, zanim moje serce połamie mi żebra.
-A jak myślisz?- Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.- Jak tylko usłyszałem, co bredzisz, wyrwałem ci telefon z ręki i wszystko wytłumaczyłem. Na tyle, na ile mogłem. Co nie znaczy, że on to zrozumiał.
-Co znaczy, że mogłam go wkurzyć, obrazić, a co najgorsze, powiedzieć, co myślę.- Spojrzałam na niego, próbując wyczytać, którą z tych opcji popełniłam. I mam dziwne wrażenie, że wszystkie trzy.
-Wtedy musiałbym ci wszystko opowiedzieć, a to była długa noc.
-Przepraszam. Myślę, że powinnam to usłyszeć. No wiesz, w razie gdyby jednak on zechciał dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłam.
-Okej, jeśli chcesz. Tylko muszę wiedzieć, czy jesteś zła?
-Przecież, że nie. Sama to spowodowałam i sama będę musiała sobie z tym poradzić.
-Zapomnij, będę cię bronił.
-To wiem. Dlatego pomyślę nad tym, czy cię uszkodzić.- Uśmiechnęłam się, choć w środku czułam ten narastający strach przed słowami, które wyszły z moich ust.


( Sześć godzin wcześniej, narracja Tae)


Wpatrywałem się w śpiącą Monick.
Zaraz po tym jak przykleiła się do mojego boku, zasnęła. A ja znów myślałem i powoli doprowadzało mnie to do szału. Zaczynałem wątpić w to, czy kiedykolwiek zacznę myśleć normalnie. Bez wizji Sory i chociażby bez wspomnień tych chwil, kiedy pozwoliłem sobie na więcej, niż powinienem. Wracanie do tego jest nierozsądne, zwłaszcza na takim etapie życia, gdzie każda rzecz musi być idealna. Podczas gdy wszystko w około ciągle brnie do przodu, ja mam wrażenie, że ciągle stoję w miejscu.
Kiedy patrzyłem na zegar, była druga w nocy. Pewnie od tego momentu minęło zaledwie piętnaście minut. Czas ostatnio płynął zdecydowanie za wolno.
Możliwe, że myślałbym o tym dalej, ale telefon zaczął wibrować na szafce nocnej. Odebrałem, ciekaw, co chcą ode mnie o tej porze.
-Witam.- Usłyszałem nieznajomy głos.- Pewnie się nie spodziewałeś.
Nieświadomie zmarszczyłem brwi, po czym oczywiście skojarzyłem go z tylko jedną osobą. Zerknąłem jeszcze na wyświetlacz i upewniłem się, że to Sora.
-Czy coś się stało?- Byłem ciekaw, dlaczego akurat o tej godzinie.
Z pewnością musiał istnieć jakiś powód lub po prostu zbyt duża ilość alkoholu. W prawdzie powinienem się rozłączyć, ale coś mi podpowiedziało, że jednak warto poczekać.
-A i owszem!- Krzyknęła nagle i zamilkła na długą chwilę.
-Halo?
-Nie możesz ciągle mnie zaskakiwać.- Usłyszałem w jej głosie wyrzuty.
Postanowiłem wyjść z łóżka, by nie obudzić Monick. Przeszedłem do mojego gabinetu, zamykając go na zamek.
-Mówisz o zaręczynach? Zaskoczyły cię na tyle, by do mnie dzwonić? O tej porze?
-Zwariowałeś?!
-A ty?
-Nie wiem.
-Nie wiesz?
-Jesteś porąbanym sukinsynem. Dzieckiem z wybujałym ego. Jak mogłeś ją do mnie przysłać? Zabrakło mi chusteczek.
-Chwileczkę, bo nie za bardzo rozumiem. Czy ty się upiłaś?
-W latach pięćdziesiątych nikt się nie upija, tylko smakuje!- Wykrzyczała.
Mógłbym przysiąc, że chyba się rozpłakała. Może i bym się przejął gdyby nie to, że jej słowa wciąż nie miały żadnego sensu.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Nie wiem czy jeszcze warto czekać na konkrety.
-Facet jest jak alkohol, ale na pewno nie wino. A wiesz, dlaczego? Bo smakujecie, czasami kilka razy, a potem, kiedy wam nie smakuje odstawiacie na półkę. Aż w końcu się zakurzy i całkiem zapomnicie, że coś tak ohydnego w ogóle istniało.- Mówiła to przez łzy, a ja nawet nie potrafiłem jej odpowiedzieć, ponieważ mnie zaskoczyła. Gdyby nie to, że usłyszałem podniesione głosy, myślałbym dalej nad odpowiedzią, która nie była by żałosna.
-Halo? Tu Carl. Um, Sora jest trochę rozstrojona. To przez alkohol. Cokolwiek powiedziała, proszę nie brać tego do siebie. Przepraszam za kłopot.
Połączenie zostało zerwane. Odłożyłem telefon na biurko. Jednak wszystko nie jest na swoim miejscu. Nie, jeśli chodzi o nią.
Chociaż pierwszy raz usłyszałem, by ktoś nazywał mnie sukinsynem.









poniedziałek, 1 lutego 2016

BTS-12


Cześć kochani!! W końcu przed wami kolejny rozdział, ale niestety dość krótki.  Przepraszam, że tak długo czekacie, ale od teraz dzielę czas pisania na dwa blogi. O tym drugim za niedługo wspomnę bardziej szczegółowo.




Proszę cię, nie stój tak nade mną. Nigdzie nie pójdę.
Kiedy się obudziłam od razu wiedziałam, że nigdy więcej nie przekroczę progu tej wytwórni. Wolałam być bezrobotna, ale szczęśliwa na tyle, na ile mogłam być. A Carl mógł się starać, ale już postanowiłam.
-Chciałem zapytać, co chcesz na śniadanie.- Usiadł koło mnie.
-Och, więc nie idziesz dziś do pracy?
-Jakbym mógł. Czuję się winny, bo sam kazałem ci iść tam pracować. Zawsze myślałem, że Taehyung nie jest aż takim dupkiem.
-Proszę cię, nie mówmy o tym. A na śniadanie mogę zjeść naleśnika.
-Więc, wszystko okej?
-Tak. Idź już, zaraz zejdę.
Cral wyszedł, uśmiechając się do mnie pokrzepiająco. Nie lubiłam udawać przed nim, że wszystko jest okej. Bo wcale tak nie było. W głowie wciąż miałam jego słowa.
Wariatka.
Niech już tak zostanie. Jeszcze dziś zaniosę mu kopertę i się pożegnam. A potem znów będzie tak, jakbyśmy się nigdy nie poznali. Powiem Monick, że to nie ma najmniejszego sensu.
***
Cral wyszedł, więc ja też postanowiłam uporać się z najgorszym. Weszłam do budynku i głęboko odetchnęłam. Po drodze był wypadek i musiałam ominąć zbłąkane dusze. Podeszłam do Hanny, która na mój widok uśmiechnęła się.
-Spóźniłaś się. Stało się coś?- Jakby jej to powiedzieć? Chyba lepiej bez przeciągania.
-W sumie to tak. Chciałabym wiedzieć, czy szef jest w swoim gabinecie.
-Jest, ale chyba nie...
-Tak.
-Dlaczego?- Zapytała spanikowana.
-Bo tak miało być od początku. Dobrze wiesz, że ja i Taehyung jesteśmy po dwóch różnych stronach. Nie chcę sobie komplikować życia. Mówiłam ci.
-Mówiłaś, ale... nie pomyślałam, że zechcesz się zwalniać. Choć zakładam, że ten przystojny dupek znów coś powiedział.
-Można to tak nazwać. Naprawdę miło mi się z tobą pracowało.
-Będzie mi cię brakować. Ale jeśli idziesz mu to zanieść, to lepiej żebyś mu nawciskała.
-Dlaczego?
-Bo nie dał mi podwyżki.
Zaśmiałam się. No tak, to zawsze jest jakiś powód.
Wsiadłam do windy. Chyba będę musiała zacząć chodzić po schodach, by wreszcie zapomnieć. Chociaż to bez sensu. Wcisnęłam guzki i czekałam, aż znajdę się na ostatnim piętrze. Zawsze czułam się tutaj, jakbym szła na skazanie i zawsze wtedy mówił mi coś nieprzyjemnego. Dziś to ja powinnam mu coś powiedzieć? A może po prostu wyjść, żeby przypadkiem nic nie czuć. Chociaż to i tak nie jest możliwe, bo jedyne, co czuję, to pustka.
Zapukałam, ale nie czekałam aż zaprosi mnie do środka. Weszłam zamykając drzwi za sobą. Jak zwykle siedział za biurkiem, w garniturze. Pochylony nad jakimiś papierami. Kiedy podniósł głowę, spojrzał na mnie tak, jakby spodziewał się, że miałam tu przyjść. Ścisnęłam rezygnację, którą trzymałam w rękach i podeszłam bliżej. Położyłam kopertę na biurko.
-Rezygnacja?
-Właśnie tak. Bo odchodzę. Pomyślałam, że lepiej dać ci to osobiście.
-Jeśli chodzi o to, co się wczoraj stało...
-Nie. Po prostu tak będzie lepiej. Boje to wiemy. Więc po prostu to weź i skończmy ten cyrk.
-Cyrk?
-Tak. A niby jak inaczej chcesz to nazwać?- Może zwykłym przyciąganiem? Chciałam mu to powiedzieć, ale się powstrzymałam.
-Po prostu się zastanów. To, co się między nami dzieje nie może być powodem. To by oznaczało,że uciekasz. Ode mnie.
-Dobrze, nazwij sobie to, jak chcesz. Ale nie mów, że między nami coś się dzieje, bo nic się nie stało i się nie stanie.
-Tyle, że to już się stało.- Wstał z fotela i podszedł do mnie. Nie cofnęłam się, choć miałam wielką ochotę stąd wyjść i uspokoić swoje nerwy.- Wtedy, gdy się upiłaś, gdy cię pierwszy raz pocałowałem, a nawet wtedy w windzie. Zaprzeczanie temu nie ma sensu.
-Skąd wiesz.
-Bo próbowałem.- Zbliżył się, a ja tym razem się nieco cofnęłam.- I tak na koniec wciąż byłaś w mojej głowie.- Nagle się odsunął, a serce znów zaczęło wyznaczać swój rytm. Nie tak powinno być.
-Masz dziewczynę.- Przypomniałam mu.
-A ty chłopaka.- Więc, wtedy zauważył.
-Tak.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Taehyung wydawał się nad czymś myśleć. Natomiast ja nie myślałam w ogóle. Jak miałabym wytłumaczyć to, co się dzieje? Nawet teraz. W końcu spojrzał na mnie poważnie.
-Powinnam już iść.- Nie czekając aż mi odpowie chwyciłam za klamkę, ale jego dłoń zacisnęła się na moim nadgarstku i zanim zdążyłam krzyknąć, przyciągnął mnie do swoich ust. Zaskoczona całą sytuacją, tylko stałam i nawet go nie odepchnęłam. Trudno mi było trzeźwo myśleć. Jego usta były natarczywe, a mnie szumiało w głowie tak, jak poprzednim razem. Taehyung puścił moją rękę i przeniósł ją na talię.
W głowie miałam tysiąć myśli na sekundę. Podświadomie wiedziałam, że muszę go odepchnąć, ale moje ciało i tak mnie zdradzało. I nie wiedzieć dlaczego, rozchyliłam usta i dałam się ponieść chwili.
Póki nie zadzwonił telefon. Wtedy się opamiętałam i odepchnęłam go.
-Zwariowałeś?!- Krzyknęłam. Ale on tylko na mnie patrzył ciężko oddychając.
-Od teraz będzie tak, jak chcesz. Możesz iść.
I wyszłam, trzaskając drzwiami. Po drodze pomyślałam tylko, że szkoda, że go nie spoliczkowałam.
***
Jedząc obiad,a raczej dźgając go widelcem, nie mogłam zrozumieć jak tak łatwo mogłabym stracić panowanie nad sobą. Chociaż z drugiej strony pomyślałam, że to działa w dwie strony i nieco się tym pocieszyłam. Cral tylko mi się przyglądał, ale kazałam mu o nic nie pytać. Trudno by było to racjonalnie wytłumaczyć, zwłaszcza, że doszukiwałam się w tym też i mojej winy.
-Zacznij jeść, a nie sprawdzać podłoże! Porysujesz mi talerz.
-Przepraszam.- Odłożyłam widelec.- Po prostu, chyba muszę, jak to mawiasz, wyluzować.
-Właśnie! Dzwonił Namjoon, kiedy cię nie było. Może do niego zadzwonisz i sobie gdzieś wyjedziecie. Wiesz, tak robią pary.
-Wiesz, że wiem, że coś planujesz. Ale okej. Tylko błagam, nie wpuszczaj jej lub też go do mojego pokoju. Myślę, że jeszcze trochę tu zostanę.
-Ile chcesz. Tylko wróć późno.- Wstał od stołu.
-Akurat.- Mruknęłam, ale zabrałam od niego telefon.
***
Jest pierwsza w nocy,a ja zdążyłam odwiedzić tyle miejsc, o których nie miałam pojęcia. A to wszystko dlatego, że Nam obrał sobie za cel uszczęśliwienie mnie, nawet jeśli nie miałam na to ochoty. Teraz spacerowaliśmy sobie po chodniku, rozmawiając na różne tematy i było świetnie.
-Wiesz, muszę ci coś powiedzieć.
-Więc mów.- Chociaż wolałabym, żeby nie było to nic strasznego.
-Zgodziłem się być w tym zespole.
-To świetnie.- Na prawdę się ucieszyłam. Chociaż też wiedziałam z czym to się wiąże.
- Powinieneś być najlepszy.
-Ale wiesz, o co mi chodzi.- Doskonale wiedziałam. Ale co miałam mu powiedzieć? Przecież nie mogę mu zabronić. Mogło mi się to nie podobać, ale to i tak nie była moja decyzja.
-Proszę cię. Dziś nie mówmy o tym. A najlepiej w ogóle o tym nie mówmy.
-Przepraszam. Po prostu pomyślałem, że chciałabyś wiedzieć.
-Może kiedyś tak, ale od dziś już tam nie pracuję.
-Dlaczego?- Spytał mnie zdziwiony.
-Bo się nie dogadujemy.
Chociaż ta odpowiedź była aż nazbyt ogólna. Sama nie wiedziałam, jak określić to, co się działo. Choć po ostatnim wydarzeniu myślę o tym, jak o wielkiej pomyłce. I niech już tak zostanie.
-Pokłóciliście się?
-Można tak powiedzieć. Choć sam fakt, że kłóciłam się ze swoim szefem jest absurdalny.
Oboje się zaśmialiśmy.
-A Monick?
-Nie myślałam jeszcze nad tym. Miejmy nadzieję, że zrozumie. Aż dziwne, że jeszcze nie zadzwoniła.
***
Mogłam się tego spodziewać. Niby kazał mi przyjść późno, ale myślałam, że druga w nocy to naprawdę późna godzina. Z resztą miałam ochotę tylko dojść do łóżka i zasnąć. Niestety już przed drzwiami chciałam zawrócić, ale Nam i tak już odjechał. Więc otworzyłam drzwi i krzyknąłem od progu, że już jestem. Usłyszałam jak Carl krzyczy do mnie cześć, choć pomyślałam, że to już raczej dobranoc.
Tak czy owak musiałam wręcz przebiec przez salon, byle by przypadkiem nie zobaczyć czegoś, czego bym później żałowała.


Zatrzasnęłam drzwi i na wszelki wypadek zamknęłam na klucz. Rozejrzałam się i jednak wszystko było na swoim miejscu.


Odetchnęłam, kiedy w końcu usiadłam na łóżku. Ten dzień był niewiarygodnie długi i zarazem męczący.


Ziewnęłam i poszłam do łazienki. Niestety widok mojej twarzy w lustrze wcale nie poprawił mojego samopoczucia. Zamknęłam na chwilę oczy, a kiedy je otworzyłam, nie zobaczyłam swojego odbicia. Przez chwilę zabrakło mi powietrza.


To był on. Wtedy nie zdążyłam nawet powiedzieć mu, jak bardzo tęskniłam przez ten cały czas. A teraz znów się pokazał. Mój kochany dziadek.
Nie potrafiłam powiedzieć nawet jednego słowa. Po prostu patrzyłam w lustro, jakby było zaczarowane. W tej chwili wszystko wydawało mi się nie z tego świata. I to dosłownie.
Dopiero kiedy się uśmiechnął zdołałam przekonać się, że nie mam omamów.
-Dlaczego?- Wykrztusiłam z siebie, a on zniknął, by zaraz pojawić się koło mnie.- Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę. Myślałam, że jesteś już po tej drugiej stronie.
-Wróciłem.
-Ale po co?
-Bo chodzi o ciebie, więc jakbym mógł nie wrócić? Chciałem zobaczyć z powrotem moją wnuczkę.- Uśmiechnął się, a mnie zaszkliły się oczy. A jednocześnie się przestraszyłam.
-Ze mną wszystko w porządku.
-Wiem. Na pewno sobie poradzisz. Tylko pamiętaj, bądź silna.
-Jestem silna.- Odparłam pewnie. Choć targały mną różne emocje.
-Wiem. Ale ten facet...
-Ach, on nie jest kimś, o kogo trzeba się martwić. Ale cieszę się, że przyszedłeś.- Chciałam poprosić go, by przychodził częściej, ale to by było samolubne. A jego miejsce już od czterech lat nie jest tu przy mnie, ale tam na górze.
-W takim razie.- Wyciągnął rękę w stronę mojej twarzy. Pomimo tego, że wiedziałam, co się stanie nie potrafiłam nie płakać. Za to mogłabym przysiądz, że choć trochę poczułam jego dotyk.
A potem zniknął i znów byłam sama. I przyszło mi do głowy wiele niepoukładanych myśli. Jedną z nich był Taehyung.