Hej! Zaglądam tu jeszcze przed końcem moich ferii. Później znów będę miała sporo roboty, więc czekajcie na mnie ;)
Mam jeszcze jedną sprawę, a mianowicie mój drugi blog w końcu zaczął działać.
Zapraszam wszystkich: BLOG~2
Beta: Ann Flo
Mam jeszcze jedną sprawę, a mianowicie mój drugi blog w końcu zaczął działać.
Zapraszam wszystkich: BLOG~2
Beta: Ann Flo
Od
tygodnia miałam aż za dużo czasu dla siebie. Ale i tak nie czułam
się wolną kobietą. Jakbym mogła się tak nazwać, kiedy dzwonek w
telefonie zdążyłam zapamiętać w dwa dni? Myślałam, żeby
zmienić numer, a później stwierdziłam, że Seul to wbrew pozorom
bardzo małe miasto. Nie miałam gdzie się ukrywać. I tak od
dłuższego czasu korzystałam z dobroci swojego przyjaciela. W sumie
Carl też miał swoje życie. Może i zawsze mówił, że jest
dobrze, ale i tak wiedziałam swoje. Koniec końców znów powróciłam
do stanu, w którym się wcześniej znajdowałam. Czyli zwykła,
szara ja z niezwykłym życiem. Podobno teraz miało być łatwiej.
Wciąż na to czekam. Tylko w międzyczasie nie mam pojęcia, co ze
sobą zrobić.
Na
szukanie nowej pracy nie byłam jeszcze gotowa. A może po prostu nie
miałam na to ochoty. Jak na razie, codzienne spacery mi wystarczają.
Zerknęłam
znów na telefon. Tym razem to była siostra. Przynajmniej jej nie
musiałam ignorować.
-Słucham?
-Sora,
musimy się spotkać.
-Jestem
nieco zajęta.- Skłamałam. Tak naprawdę nie potrzebowałam
kolejnej osoby, która by chciała mnie w jakiś sposób pocieszać.
-Proszę
cię, nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
-W
porządku? Nigdy nie było nic w porządku.- Odparłam, zirytowana.
-Dobrze,
więc spotkajmy się by pogadać o tym, co jest teraz. Bo na pewno
coś jest.- Westchnęłam. Co miałam jej odpowiedzieć?
-Okej.
Gdzie?
-Jestem
w kawiarni, naprzeciwko ciebie. Widzę cię.
-Och,
okej. Idę.
Rozłączyłam
się, tylko po to, by przejść na drugą stronę ulicy i usiąść
przed moją siostrą. Już na wejściu popatrzyła na mnie, jakbym
była wielką kupką nieszczęścia. Nienawidziłam tego, że nie
potrafiłam jakoś się zamaskować.
-Nie
okłamuj mnie więcej.- Powiedziała z wyrzutem, a ja pokiwałam
głową.- Zakładam, że nie miałaś czasu, by oglądnąć
wiadomości.- Podniosłam od razu głowę, patrząc na nią
niezrozumiale.
-Jeśli
to ma jakikolwiek związek z tą dwójką, to lepiej mi nie mów.
Wątpię, czy miałabym na to kiedykolwiek ochotę.- Mruknęłam.
-Czy
ty nie wiesz, że twój chłopak właśnie promuje zespół? Zespół
stworzony przez Taehyunga!- Prawie, że mi to wykrzyczała prosto w
twarz. Posłałam jej złe spojrzenie, ale to nic nie dało. Sama
miałam ochotę trzepnąć się w łeb za to, że w ogóle jestem w
takiej sytuacji. I to przez kogo? Człowieka, który powinien być
dzieckiem, a jest facetem, który siedzi w mojej głowie.- Czy nie
chcesz przypadkiem zrobić czegoś głupiego?
-Ach,
przestań!- Krzyknęłam, na co niektórzy się odwrócili.-
Wszystko, co głupie i niemądre? zdążyłam wyczerpać limit.-
Teraz mam za swoje.- Lepiej mów, po co chciałaś się spotkać.
-Po
nic. Martwię się o swoją siostrę.
-Teraz
to ty nie kłam.
-Bo
widzisz.- Pochyliła się nad stołem.- Mam dziwne przeczucie, że
przez tego chama będziesz płakać.
-Poważnie?
Czy to nie ty wydałaś całą swoją wpłatę, by dobrze mnie ubrać
dla tego chama?
-Ach,
poważnie, co z ciebie za dziewczyna. Oczywiście, wtedy nie
wiedziałam nic o jego charakterze. A teraz jeszcze ta jego
dziewczyna. Ech, a tak na poważnie to weź to i tylko spróbuj nie
przyjść, a sama po ciebie przyjdę.
Wręczyła
mi kartkę, która okazała się zaproszeniem na urodziny.
-Hani
będzie zawiedziona, jeśli jej ciocia nie przyjdzie na jej urodziny.
-No
tak. Przyjdę.
-Na
pewno?
-Obiecuję.
***
No
cóż skoro obiecałam, że się zjawię, to tak też i musiałam
zrobić. W sumie jeszcze w drodze do domu mojej siostry nie czułam
potrzeby ewakułowania się, ale gdy wysiadłam i zobaczyłam te
wszystkie znajome twarze oraz mnóstwo biegających dzieci, miałam
ochotę uciec. Na moje nieszczęście, Carl stał obok i mocno
ściskał moją rękę tak, jakby czuł, że chcę wiać.
Spojrzałam
na niego błagalnie, ale on odpowiedział mi tym samym.
-Tylko
dwie godziny, okej?- Zapytałam go z nadzieją.
-Powiedz
to swojej siostrze.- Odparł całkiem poważnie, po czym pociągnął
mnie do środka. Odnalazłam wzrokiem moją siostrę. Jak zwykle
zabiegana, aż miałam ochotę jej pomóc.
Podeszłam
do stolika, by położyć prezent.
-Podoba
się wam?- Zagadnęła nas Soohyun.
-Pewnie.
Jeśli Hani się podoba.
-Błagam
cię. To dziecko jest chyba najszczęśliwsze z nas wszystkich. A,
właśnie Carl. Lepiej, żebyś się z nią przywitał. Po ostatniej
zabawie, powiedziała, że chciałaby to powtórzyć.
-Mówiłem,
że nie nadaję się jako niańka. Moje plecy tego nie wytrzymają.-
Jęknął zrezygnowany.
-Idź.-Obie
popchałyśmy go w stronę gromadki dzieci.
Przeszłyśmy
do stolika. Usiadłam, czekając na pytania.
-Jestem
wykończona. Ale..
-Ale?
No mów. Czuję, że to nie będzie nic dobrego.
-Sora.
Nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo pewnie byś się wściekła.
-Co
chcesz powiedzieć? - Już i tak zdążyłam się zdenerwować. A
czekanie, aż to z siebie wydusi wcale mi nie pomaga.
-Bo
widzisz... chciałabym, żebyś coś zaśpiewała.- Wypaliła nagle.
-Co?
Czy muszę to dla ciebie robić?- Naprawdę nie chciałam spełniać
jej zachcianek. Nie miałam do tego siły.
-Pamiętaj,
nie robisz tego dla mnie, ale dla swojej siostrzenicy.
***
-Nie
powinnam była śpiewać.
-Ale
to było świetne.
-Carl,
przestań. Nigdy tego nie powtórzę.
-Ale
nie było tak źle.
-Może.
Prawdę
mówiąc, myślałam że to będzie katastrofa. A okazało się, że
zrobienie z siebie idiotki przed małymi dziećmi nawet poprawiło mi
humor. Choć jestem pewno, że to dlatego, iż mają sześć lat i
mnie nie oceniali.
Za
to Carl okazał się być żywą maskotką. Wciąż nie wymazałam z
pamięci tego widoku. Jednak cieszyłam się, że mogłam wrócić
wcześniej. W końcu nic nie trwa wiecznie.
Kiedy
weszliśmy do domu, a zaraz potem ktoś zapukał, dokładnie się o
tym przekonałam. Ponieważ w drzwiach zastałam zapłakaną Monick.
W pierwszej chwili stałam, jak słup soli, patrząc, jak makijaż
spływa jej po twarzy. Gdyby nie Carl i jego okrzyk zaskoczenia, z
pewnością bym się nie obudziła.
-Co
tu się...
-Stało.-
Dokończyłam za niego.- Znaczy, może wejdziesz?
Zaprosiłam
ją do środka i posadziłam na kanapie, a sama usiadłam obok.
Patrząc na nią, miałam wrażenie, że jest z nią coraz gorzej.
Absolutnie chciałam wiedzieć, co się stało. W końcu to Monick,
ona nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Postanowiłam
pierwsza coś powiedzieć, skoro ona nie mogła, a Carl patrzył na
mnie tak, jakbym wiedziała, jak sprawić, by przestała płakać.
-Um,
Monick?- Spróbowałam dotknąć jej ramienia, żeby chociaż na mnie
spojrzała, ale ona nagle się do mnie przykleiła, płacząc jeszcze
głośniej. Posłałam mojemu przyjacielowi karcące spojrzenie i
zamiast mi pomóc, uciekł do kuchni. W duchu, zdążyłam przekląć
ten dzień. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Właściwie
zdążyłam tylko wypowiedzieć jej imię i zamarłam, ponieważ
poczułam, że ktoś nade mną stoi.
-Witaj
z powrotem.- Wtedy pomyślałam, że to jakieś żarty. To cała
sytuacja z płaczącą Monick i faktem, że Mary stała przede mną.
Czy to ma jakiś ukryty cel? Jeśli tak, to chcę go szybko poznać,
zanim moje koszulka całkiem przemoknie.
-Monick,
uspokój się. I powiedz mi, co się stało.- Nie odpowiedziała mi i
powoli mnie to irytowało. Popatrzyłam pytająco na jednego ducha w
tym domu.
-Och,
po prostu włącz telewizor.- I zniknęła. Mogłabym powiedzieć, że
odeszła stąd z niewyraźną miną. W sumie to i dobrze. W końcu ja
też nie pałałam dziką radością, musząc utrzymywać na swoim
ramieniu Monick.
Wyciągnęłam
rękę, by sięgnąć po pilota. Chciałam już usłyszeć te
straszne wieści, a potem się martwić. Przycisnęłam guzik, a
telewizor się zaświecił. Kierowana dziwnym przeczuciem,
przełączyłam na wiadomości, bo wiedziałam, że znajdę tam
odpowiedź na jej zachowanie.
-Coś
powiedziała?- Carl usiadł obok.
-Właśnie
mam zamiar się dowiedzieć. Bądź cicho.- Uciszyłam go, ponieważ
na ekranie pojawiła się prowadząca.
,, Nadeszły
nowe wieści, które mówią, że najbardziej rozchwytywana para w
końcu postanowiła się pobrać. Nareszcie doczekaliśmy się widoku
pierścionka na ich
dłoniach.
Teraz tylko czekamy na to wielkie wydarzenie.''
Prowadząca
skończyła nadawać i przeszła do mniej istotnych spraw. Już ich
nie słyszałam, byłam w zbyt wielkim szoku. Po prostu przez chwilę
zapomniałam o płaczącej Monick i właściwie o wszystkim. Bo tak
naprawdę jedyne słowa, jakie odbijały się echem w mojej głowie
to ,,wielkie wydarzenie'' i ,, pobrać się''. Nawet przez chwilę
miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale to było niemożliwe.
Popatrzyłam
z powrotem na Carla, który patrzył na mnie równie bardzo
zszokowany, jak ja.
Ale
chwileczkę.
-Monick,
już dość.- Odsunęłam ją od siebie. W końcu przestawała
lamentować. Za to ja zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, że w
ogóle nie powinnam być tym zszokowana. Na chwilę zapomniałam, jak
naprawdę wygląda sytuacja. Jedyne, co mogłam, to pogratulować
jej. Tylko, że nie do końca to sobie poukładałam. Dlatego teraz
zamarłam. Na szczęście Carl był obok i to on zaczął zadawać
pytania. Ja tylko popatrzyłam na jej dłoń i westchnęłam.
Naprawdę
tam był. Wielki kamień, wręcz ogromny i aż raził w oczy.
-Może
w końcu zaczniesz mówić?- Ponaglił ją Carl.- Mamy rozumieć, że
płaczesz tylko z powodu tego, że ci się oświadczył?
Patrzeliśmy
na nią, jak na dziwadło, ale tak naprawdę sama nie wiem, co
chciałam od niej usłyszeć.
-No
bo to … przepraszam. Zazwyczaj tak się nie zachowuje.
Sięgnęłam
odruchowo po chusteczki i dałam jej całą paczkę.
-Gratuluję.-
Powiedziałam też odruchowo. Te słowa wychodziły z moich ust,
ponieważ uważałam, że tak trzeba. Nie miałam prawa psuć jej
szczęścia, nawet jeśli nie miałam swojego.
***
Dopiero,
kiedy Monick wyszła z mieszkania cała rozpromieniona, przestałam
udawać, że się cieszę. Moje niezadowolenie, a raczej frustrację
wyraziłam poprzez wypicie dwóch piw. Choć wiedziałam, jak to się
skończy, nie chciałam przestać, bo w głowie miałam za dużo
pytań i jego samego. Carl stał w progu kuchni i wiem, że patrzył
na mnie i na to, co robię. Zignorowałam go. Mój gniew na samą
siebie przysłaniał mi wszystko, a zwłaszcza zdrowy rozsądek.
-Dlaczego
się tym przejmuję? No dlaczego, do cholery!- Mówiłam sama do
siebie, nie oczekując odpowiedzi. Dobrze wiedziałam, że skoro ja
jej nie znam to inni też nie poznają. A jednak i tak miałam
pretensje do świata, kiedy powinnam je mieć do samej siebie.
Usiadłam
na krześle, całkiem zrezygnowana. Co miałam teraz ze sobą zrobić?
Postawić sobie jakiś cel? Ale po co?
Carl
usiadł blisko mnie.
-Mała,
wiesz, że będzie lepiej.
Chciałam
w to wierzyć, ale powoli przestawałam.
-Jesteś
jak skała, której nikt nie rozwali.- Wtedy też mi tak powiedział.
Zaraz po tym, jak wyszłam ze szpitala, ponieważ to, że przeżyłam
było dla niektórych cudem.
-A
czuję się jak kurz, do którego wystarczy tylko ścierka.
Rozumiesz? Bo ja tylko sprzątam. To musi brzmieć beznadziejnie. Czy
mogę się dziś upić?
-Naprawdę
nie wiem, dlaczego akurat ty musisz przez to przechodzić, ale na
pewno życie ci to jakoś wynagrodzi.
-Niech
lepiej się pośpieszy.- Mruknęłam, opierając głowę o jego
ramię. I tak już powoli zasypiałam, więc pewnie równie powoli o
tym zapomnę.
Choć
nie wiedzieć czemu, ostatnie o czym pomyślałam, zanim zasnęłam,
to to, że już nawet muszę prosić o zgodę, by się upić. Bo ktoś
musi mnie pilnować.
(Narracja
Tae)
Widzieć
jej uśmiech to rzadkość, ale widzieć uśmiech Monick to
codzienność. Kiedy się oświadczałem, miałem pewność, że
wszystko jest na swoim miejscu. I przez chwilę czułem się
szczęśliwie, ale potem wystarczyło parę słów, bym znów wrócił
do tej dziewczyny. Chociaż powinienem nazwać ją kobietą.
Myślałem, że to kwestia przyzwyczajenia, a samo przyciąganie i
uczucia można w sobie stłumić. I sprawić, by zniknęły raz na
zawsze.
Minął
tydzień i mam wrażenie, że poczyniłem jakieś postępy, albo po
prostu chciałem żeby tak było.
Te
oświadczyny. Zrobiłem to, bo chciałem, bo tak miało się to
potoczyć już dawno. Źle się czułem z tym, że Monick cierpiała
z powodu tego, co pojawiło się nagle. Nie mogłem jej tego robić,
zwłaszcza, że już czuła, że coś jest nie tak. A ja nie mogłem
powiedzieć, że to przez jej nową przyjaciółkę.
Nalałem
jeszcze jedną szklankę whisky. Podobno ostatnio za często piłem,
ale nie miałem zamiaru przestawać. Gdy pociągnąłem pierwszy łyk,
usłyszałem stukot obcasów Monick, która zaraz była przy mnie.
Uśmiechała się szeroko, więc robiłem to samo.
-Gdzie
byłaś? Jest już późno.- Odstawiłem szklankę na stolik.
Monick
stała koło kanapy i, jak zwykle, wyglądała pięknie. Naprawdę
zapragnąłem, żeby było tak jak kiedyś.
-A
co, martwiłeś się?
-Tęskniłem.-
To było prawdą.
-Byłam
u Sory.
-Ach,
tak. Co powiedziała?
-Pogratulowała
nam.- Oczywiście. Jest właśnie taką osobą. A czasami wcale nie
powinna. Jednak w tym przypadku może i lepiej, że dowiedziała się
o tym wcześniej.
-Wiesz,
naprawdę nie rozumiem, dlaczego w ogóle przyjąłeś jej
rezygnację.
-Dobrze
wiesz, że ona chciała mieć więcej możliwości, a firma nie mogła
jej dać niczego więcej, prócz pracy sprzątaczki.
-Och,
gdybyś zechciał, albo mi pozwolił, porozmawiałabym z twoim ojcem.
-Pewnie
mógłbym się na to zgodzić, jednak Sora nie byłaby z tego
zadowolona.
W
ogóle nie byłaby zadowolona z faktu, że okłamuję Monick.
Co
za ironia. Czy teraz znów nie sprawiam, że wszystko się może
skomplikować? Chyba jednak wolę o tym nie myśleć. Po prostu
pozwalam, by Monick przytuliła się do mnie.
-W
sumie ona ma rację. Sora nadaje się do bardziej ambitnej pracy. Po
prostu trochę mi szkoda, że nie będę mogła widywać jej
częściej.
Ja
też żałuję, choć nie mówię tego na głos.
*
* *
Obudziłam
się i może wszystko byłoby trochę mniej beznadziejne gdyby nie
to, że spałam w łazience. Nawet domyślam się dlaczego, ponieważ
przez otwarte drzwi widzę śpiącego Carla. Nie pozostaje mi nic
innego, jak głęboko odetchnąć i zmierzyć się z rzeczywistością.
A ona nie wygląda najlepiej.
Wciąż
nie mogę uwierzyć w to, że to stało się tuż przed moim nosem.
Wystarczyło tylko włączyć ten przeklęty telewizor, by nie
wyglądać jak ostatnia idiotka. Może wtedy byłabym mniej
zaskoczona.
No
cóż takie jest życie. Co najważniejsze, ja nie należę do ich
świata i nawet przez moment nie należałam. Upicie się nie było
dobrym pomysłem. Szczerze, wolałam nie dopytywać się, kto tym
razem przejął moje ciało.
Jakoś
podniosłam się z kafelek, choć już czułam, że moje koście będą
protestować. Jednak musiałam obudzić Carla, bo zrobiło mi się go
żal, zwłaszcza, że on też spędził tę noc na dywanie.
Potrząsnęłam
nim i to wystarczyło, by się obudził.
Najpierw
popatrzył na mnie, a dopiero po chwili się odezwał.
-Sora,
jak się czujesz?
-Właściwie
to bolą mnie plecy, ale jest w porządku. Bardziej interesuje mnie,
jak ty się czujesz?- Spojrzał na mnie. Zobaczyłam w jego oczach
coś, co kazało mi martwić się o samą siebie. Wystarczył moment,
bym się przestraszyła. Choć jeszcze starałam się nie pokazywać
tego po sobie.
-Mała,
sam nie wiem, kto ma bardziej przesrane.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jeśli
to nic ważnego, to mi nie mów, do cholery. Ale jeśli, być może,
zrobiłam coś, czego będę potem żałować, to mów. Cokolwiek to
jest.
-Ale
to nawet nie twoja wina. Po prostu nie zdążyłem zabrać ci
telefonu. Więc tak jakby to też moja wina.
-Do
kogo zadzwoniłam?- Właściwie to sama się domyślałam, ale
wolałam się upewnić, zanim moje serce połamie mi żebra.
-A
jak myślisz?- Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.- Jak tylko
usłyszałem, co bredzisz, wyrwałem ci telefon z ręki i wszystko
wytłumaczyłem. Na tyle, na ile mogłem. Co nie znaczy, że on to
zrozumiał.
-Co
znaczy, że mogłam go wkurzyć, obrazić, a co najgorsze,
powiedzieć, co myślę.- Spojrzałam na niego, próbując wyczytać,
którą z tych opcji popełniłam. I mam dziwne wrażenie, że
wszystkie trzy.
-Wtedy
musiałbym ci wszystko opowiedzieć, a to była długa noc.
-Przepraszam.
Myślę, że powinnam to usłyszeć. No wiesz, w razie gdyby jednak
on zechciał dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłam.
-Okej,
jeśli chcesz. Tylko muszę wiedzieć, czy jesteś zła?
-Przecież,
że nie. Sama to spowodowałam i sama będę musiała sobie z tym
poradzić.
-Zapomnij,
będę cię bronił.
-To
wiem. Dlatego pomyślę nad tym, czy cię uszkodzić.- Uśmiechnęłam
się, choć w środku czułam ten narastający strach przed słowami,
które wyszły z moich ust.
(
Sześć godzin wcześniej, narracja Tae)
Wpatrywałem
się w śpiącą Monick.
Zaraz
po tym jak przykleiła się do mojego boku, zasnęła. A ja znów
myślałem i powoli doprowadzało mnie to do szału. Zaczynałem
wątpić w to, czy kiedykolwiek zacznę myśleć normalnie. Bez wizji
Sory i chociażby bez wspomnień tych chwil, kiedy pozwoliłem sobie
na więcej, niż powinienem. Wracanie do tego jest nierozsądne,
zwłaszcza na takim etapie życia, gdzie każda rzecz musi być
idealna. Podczas gdy wszystko w około ciągle brnie do przodu, ja
mam wrażenie, że ciągle stoję w miejscu.
Kiedy
patrzyłem na zegar, była druga w nocy. Pewnie od tego momentu
minęło zaledwie piętnaście minut. Czas ostatnio płynął
zdecydowanie za wolno.
Możliwe,
że myślałbym o tym dalej, ale telefon zaczął wibrować na szafce
nocnej. Odebrałem, ciekaw, co chcą ode mnie o tej porze.
-Witam.-
Usłyszałem nieznajomy głos.- Pewnie się nie spodziewałeś.
Nieświadomie
zmarszczyłem brwi, po czym oczywiście skojarzyłem go z tylko jedną
osobą. Zerknąłem jeszcze na wyświetlacz i upewniłem się, że to
Sora.
-Czy
coś się stało?- Byłem ciekaw, dlaczego akurat o tej godzinie.
Z
pewnością musiał istnieć jakiś powód lub po prostu zbyt duża
ilość alkoholu. W prawdzie powinienem się rozłączyć, ale coś
mi podpowiedziało, że jednak warto poczekać.
-A
i owszem!- Krzyknęła nagle i zamilkła na długą chwilę.
-Halo?
-Nie
możesz ciągle mnie zaskakiwać.- Usłyszałem w jej głosie
wyrzuty.
Postanowiłem
wyjść z łóżka, by nie obudzić Monick. Przeszedłem do mojego
gabinetu, zamykając go na zamek.
-Mówisz
o zaręczynach? Zaskoczyły cię na tyle, by do mnie dzwonić? O tej
porze?
-Zwariowałeś?!
-A
ty?
-Nie
wiem.
-Nie
wiesz?
-Jesteś
porąbanym sukinsynem. Dzieckiem z wybujałym ego. Jak mogłeś ją
do mnie przysłać? Zabrakło mi chusteczek.
-Chwileczkę,
bo nie za bardzo rozumiem. Czy ty się upiłaś?
-W
latach pięćdziesiątych nikt się nie upija, tylko smakuje!-
Wykrzyczała.
Mógłbym
przysiąc, że chyba się rozpłakała. Może i bym się przejął
gdyby nie to, że jej słowa wciąż nie miały żadnego sensu.
-Co
chcesz przez to powiedzieć?- Nie wiem czy jeszcze warto czekać na
konkrety.
-Facet
jest jak alkohol, ale na pewno nie wino. A wiesz, dlaczego? Bo
smakujecie, czasami kilka razy, a potem, kiedy wam nie smakuje
odstawiacie na półkę. Aż w końcu się zakurzy i całkiem
zapomnicie, że coś tak ohydnego w ogóle istniało.- Mówiła to
przez łzy, a ja nawet nie potrafiłem jej odpowiedzieć, ponieważ
mnie zaskoczyła. Gdyby nie to, że usłyszałem podniesione głosy,
myślałbym dalej nad odpowiedzią, która nie była by żałosna.
-Halo?
Tu Carl. Um, Sora jest trochę rozstrojona. To przez alkohol.
Cokolwiek powiedziała, proszę nie brać tego do siebie. Przepraszam
za kłopot.
Połączenie
zostało zerwane. Odłożyłem telefon na biurko. Jednak wszystko nie
jest na swoim miejscu. Nie, jeśli chodzi o nią.
Chociaż
pierwszy raz usłyszałem, by ktoś nazywał mnie sukinsynem.
Od
tygodnia miałam aż za dużo czasu dla siebie. Ale i tak nie czułam
się wolną kobietą. Jakbym mogła się tak nazwać, kiedy dzwonek w
telefonie zdążyłam zapamiętać w dwa dni? Myślałam, żeby
zmienić numer, a później stwierdziłam, że Seul to wbrew pozorom
bardzo małe miasto. Nie miałam gdzie się ukrywać. I tak od
dłuższego czasu korzystałam z dobroci swojego przyjaciela. W sumie
Carl też miał swoje życie. Może i zawsze mówił, że jest
dobrze, ale i tak wiedziałam swoje. Koniec końców znów powróciłam
do stanu, w którym się wcześniej znajdowałam. Czyli zwykła,
szara ja z niezwykłym życiem. Podobno teraz miało być łatwiej.
Wciąż na to czekam. Tylko w międzyczasie nie mam pojęcia, co ze
sobą zrobić.
Na
szukanie nowej pracy nie byłam jeszcze gotowa. A może po prostu nie
miałam na to ochoty. Jak na razie, codzienne spacery mi wystarczają.
Zerknęłam
znów na telefon. Tym razem to była siostra. Przynajmniej jej nie
musiałam ignorować.
-Słucham?
-Sora,
musimy się spotkać.
-Jestem
nieco zajęta.- Skłamałam. Tak naprawdę nie potrzebowałam
kolejnej osoby, która by chciała mnie w jakiś sposób pocieszać.
-Proszę
cię, nie udawaj, że wszystko jest w porządku.
-W
porządku? Nigdy nie było nic w porządku.- Odparłam, zirytowana.
-Dobrze,
więc spotkajmy się by pogadać o tym, co jest teraz. Bo na pewno
coś jest.- Westchnęłam. Co miałam jej odpowiedzieć?
-Okej.
Gdzie?
-Jestem
w kawiarni, naprzeciwko ciebie. Widzę cię.
-Och,
okej. Idę.
Rozłączyłam
się, tylko po to, by przejść na drugą stronę ulicy i usiąść
przed moją siostrą. Już na wejściu popatrzyła na mnie, jakbym
była wielką kupką nieszczęścia. Nienawidziłam tego, że nie
potrafiłam jakoś się zamaskować.
-Nie
okłamuj mnie więcej.- Powiedziała z wyrzutem, a ja pokiwałam
głową.- Zakładam, że nie miałaś czasu, by oglądnąć
wiadomości.- Podniosłam od razu głowę, patrząc na nią
niezrozumiale.
-Jeśli
to ma jakikolwiek związek z tą dwójką, to lepiej mi nie mów.
Wątpię, czy miałabym na to kiedykolwiek ochotę.- Mruknęłam.
-Czy
ty nie wiesz, że twój chłopak właśnie promuje zespół? Zespół
stworzony przez Taehyunga!- Prawie, że mi to wykrzyczała prosto w
twarz. Posłałam jej złe spojrzenie, ale to nic nie dało. Sama
miałam ochotę trzepnąć się w łeb za to, że w ogóle jestem w
takiej sytuacji. I to przez kogo? Człowieka, który powinien być
dzieckiem, a jest facetem, który siedzi w mojej głowie.- Czy nie
chcesz przypadkiem zrobić czegoś głupiego?
-Ach,
przestań!- Krzyknęłam, na co niektórzy się odwrócili.-
Wszystko, co głupie i niemądre? zdążyłam wyczerpać limit.-
Teraz mam za swoje.- Lepiej mów, po co chciałaś się spotkać.
-Po
nic. Martwię się o swoją siostrę.
-Teraz
to ty nie kłam.
-Bo
widzisz.- Pochyliła się nad stołem.- Mam dziwne przeczucie, że
przez tego chama będziesz płakać.
-Poważnie?
Czy to nie ty wydałaś całą swoją wpłatę, by dobrze mnie ubrać
dla tego chama?
-Ach,
poważnie, co z ciebie za dziewczyna. Oczywiście, wtedy nie
wiedziałam nic o jego charakterze. A teraz jeszcze ta jego
dziewczyna. Ech, a tak na poważnie to weź to i tylko spróbuj nie
przyjść, a sama po ciebie przyjdę.
Wręczyła
mi kartkę, która okazała się zaproszeniem na urodziny.
-Hani
będzie zawiedziona, jeśli jej ciocia nie przyjdzie na jej urodziny.
-No
tak. Przyjdę.
-Na
pewno?
-Obiecuję.
***
No
cóż skoro obiecałam, że się zjawię, to tak też i musiałam
zrobić. W sumie jeszcze w drodze do domu mojej siostry nie czułam
potrzeby ewakułowania się, ale gdy wysiadłam i zobaczyłam te
wszystkie znajome twarze oraz mnóstwo biegających dzieci, miałam
ochotę uciec. Na moje nieszczęście, Carl stał obok i mocno
ściskał moją rękę tak, jakby czuł, że chcę wiać.
Spojrzałam
na niego błagalnie, ale on odpowiedział mi tym samym.
-Tylko
dwie godziny, okej?- Zapytałam go z nadzieją.
-Powiedz
to swojej siostrze.- Odparł całkiem poważnie, po czym pociągnął
mnie do środka. Odnalazłam wzrokiem moją siostrę. Jak zwykle
zabiegana, aż miałam ochotę jej pomóc.
Podeszłam
do stolika, by położyć prezent.
-Podoba
się wam?- Zagadnęła nas Soohyun.
-Pewnie.
Jeśli Hani się podoba.
-Błagam
cię. To dziecko jest chyba najszczęśliwsze z nas wszystkich. A,
właśnie Carl. Lepiej, żebyś się z nią przywitał. Po ostatniej
zabawie, powiedziała, że chciałaby to powtórzyć.
-Mówiłem,
że nie nadaję się jako niańka. Moje plecy tego nie wytrzymają.-
Jęknął zrezygnowany.
-Idź.-Obie
popchałyśmy go w stronę gromadki dzieci.
Przeszłyśmy
do stolika. Usiadłam, czekając na pytania.
-Jestem
wykończona. Ale..
-Ale?
No mów. Czuję, że to nie będzie nic dobrego.
-Sora.
Nie powiedziałam ci tego wcześniej, bo pewnie byś się wściekła.
-Co
chcesz powiedzieć? - Już i tak zdążyłam się zdenerwować. A
czekanie, aż to z siebie wydusi wcale mi nie pomaga.
-Bo
widzisz... chciałabym, żebyś coś zaśpiewała.- Wypaliła nagle.
-Co?
Czy muszę to dla ciebie robić?- Naprawdę nie chciałam spełniać
jej zachcianek. Nie miałam do tego siły.
-Pamiętaj,
nie robisz tego dla mnie, ale dla swojej siostrzenicy.
***
-Nie
powinnam była śpiewać.
-Ale
to było świetne.
-Carl,
przestań. Nigdy tego nie powtórzę.
-Ale
nie było tak źle.
-Może.
Prawdę
mówiąc, myślałam że to będzie katastrofa. A okazało się, że
zrobienie z siebie idiotki przed małymi dziećmi nawet poprawiło mi
humor. Choć jestem pewno, że to dlatego, iż mają sześć lat i
mnie nie oceniali.
Za
to Carl okazał się być żywą maskotką. Wciąż nie wymazałam z
pamięci tego widoku. Jednak cieszyłam się, że mogłam wrócić
wcześniej. W końcu nic nie trwa wiecznie.
Kiedy
weszliśmy do domu, a zaraz potem ktoś zapukał, dokładnie się o
tym przekonałam. Ponieważ w drzwiach zastałam zapłakaną Monick.
W pierwszej chwili stałam, jak słup soli, patrząc, jak makijaż
spływa jej po twarzy. Gdyby nie Carl i jego okrzyk zaskoczenia, z
pewnością bym się nie obudziła.
-Co
tu się...
-Stało.-
Dokończyłam za niego.- Znaczy, może wejdziesz?
Zaprosiłam
ją do środka i posadziłam na kanapie, a sama usiadłam obok.
Patrząc na nią, miałam wrażenie, że jest z nią coraz gorzej.
Absolutnie chciałam wiedzieć, co się stało. W końcu to Monick,
ona nigdy nie doprowadziłaby się do takiego stanu. Postanowiłam
pierwsza coś powiedzieć, skoro ona nie mogła, a Carl patrzył na
mnie tak, jakbym wiedziała, jak sprawić, by przestała płakać.
-Um,
Monick?- Spróbowałam dotknąć jej ramienia, żeby chociaż na mnie
spojrzała, ale ona nagle się do mnie przykleiła, płacząc jeszcze
głośniej. Posłałam mojemu przyjacielowi karcące spojrzenie i
zamiast mi pomóc, uciekł do kuchni. W duchu, zdążyłam przekląć
ten dzień. Ale musiałam spróbować jeszcze raz. Właściwie
zdążyłam tylko wypowiedzieć jej imię i zamarłam, ponieważ
poczułam, że ktoś nade mną stoi.
-Witaj
z powrotem.- Wtedy pomyślałam, że to jakieś żarty. To cała
sytuacja z płaczącą Monick i faktem, że Mary stała przede mną.
Czy to ma jakiś ukryty cel? Jeśli tak, to chcę go szybko poznać,
zanim moje koszulka całkiem przemoknie.
-Monick,
uspokój się. I powiedz mi, co się stało.- Nie odpowiedziała mi i
powoli mnie to irytowało. Popatrzyłam pytająco na jednego ducha w
tym domu.
-Och,
po prostu włącz telewizor.- I zniknęła. Mogłabym powiedzieć, że
odeszła stąd z niewyraźną miną. W sumie to i dobrze. W końcu ja
też nie pałałam dziką radością, musząc utrzymywać na swoim
ramieniu Monick.
Wyciągnęłam
rękę, by sięgnąć po pilota. Chciałam już usłyszeć te
straszne wieści, a potem się martwić. Przycisnęłam guzik, a
telewizor się zaświecił. Kierowana dziwnym przeczuciem,
przełączyłam na wiadomości, bo wiedziałam, że znajdę tam
odpowiedź na jej zachowanie.
-Coś
powiedziała?- Carl usiadł obok.
-Właśnie
mam zamiar się dowiedzieć. Bądź cicho.- Uciszyłam go, ponieważ
na ekranie pojawiła się prowadząca.
,, Nadeszły
nowe wieści, które mówią, że najbardziej rozchwytywana para w
końcu postanowiła się pobrać. Nareszcie doczekaliśmy się widoku
pierścionka na ich
dłoniach.
Teraz tylko czekamy na to wielkie wydarzenie.''
Prowadząca
skończyła nadawać i przeszła do mniej istotnych spraw. Już ich
nie słyszałam, byłam w zbyt wielkim szoku. Po prostu przez chwilę
zapomniałam o płaczącej Monick i właściwie o wszystkim. Bo tak
naprawdę jedyne słowa, jakie odbijały się echem w mojej głowie
to ,,wielkie wydarzenie'' i ,, pobrać się''. Nawet przez chwilę
miałam nadzieję, że się przesłyszałam, ale to było niemożliwe.
Popatrzyłam
z powrotem na Carla, który patrzył na mnie równie bardzo
zszokowany, jak ja.
Ale
chwileczkę.
-Monick,
już dość.- Odsunęłam ją od siebie. W końcu przestawała
lamentować. Za to ja zaczynałam zdawać sobie sprawę z tego, że w
ogóle nie powinnam być tym zszokowana. Na chwilę zapomniałam, jak
naprawdę wygląda sytuacja. Jedyne, co mogłam, to pogratulować
jej. Tylko, że nie do końca to sobie poukładałam. Dlatego teraz
zamarłam. Na szczęście Carl był obok i to on zaczął zadawać
pytania. Ja tylko popatrzyłam na jej dłoń i westchnęłam.
Naprawdę
tam był. Wielki kamień, wręcz ogromny i aż raził w oczy.
-Może
w końcu zaczniesz mówić?- Ponaglił ją Carl.- Mamy rozumieć, że
płaczesz tylko z powodu tego, że ci się oświadczył?
Patrzeliśmy
na nią, jak na dziwadło, ale tak naprawdę sama nie wiem, co
chciałam od niej usłyszeć.
-No
bo to … przepraszam. Zazwyczaj tak się nie zachowuje.
Sięgnęłam
odruchowo po chusteczki i dałam jej całą paczkę.
-Gratuluję.-
Powiedziałam też odruchowo. Te słowa wychodziły z moich ust,
ponieważ uważałam, że tak trzeba. Nie miałam prawa psuć jej
szczęścia, nawet jeśli nie miałam swojego.
***
Dopiero,
kiedy Monick wyszła z mieszkania cała rozpromieniona, przestałam
udawać, że się cieszę. Moje niezadowolenie, a raczej frustrację
wyraziłam poprzez wypicie dwóch piw. Choć wiedziałam, jak to się
skończy, nie chciałam przestać, bo w głowie miałam za dużo
pytań i jego samego. Carl stał w progu kuchni i wiem, że patrzył
na mnie i na to, co robię. Zignorowałam go. Mój gniew na samą
siebie przysłaniał mi wszystko, a zwłaszcza zdrowy rozsądek.
-Dlaczego
się tym przejmuję? No dlaczego, do cholery!- Mówiłam sama do
siebie, nie oczekując odpowiedzi. Dobrze wiedziałam, że skoro ja
jej nie znam to inni też nie poznają. A jednak i tak miałam
pretensje do świata, kiedy powinnam je mieć do samej siebie.
Usiadłam
na krześle, całkiem zrezygnowana. Co miałam teraz ze sobą zrobić?
Postawić sobie jakiś cel? Ale po co?
Carl
usiadł blisko mnie.
-Mała,
wiesz, że będzie lepiej.
Chciałam
w to wierzyć, ale powoli przestawałam.
-Jesteś
jak skała, której nikt nie rozwali.- Wtedy też mi tak powiedział.
Zaraz po tym, jak wyszłam ze szpitala, ponieważ to, że przeżyłam
było dla niektórych cudem.
-A
czuję się jak kurz, do którego wystarczy tylko ścierka.
Rozumiesz? Bo ja tylko sprzątam. To musi brzmieć beznadziejnie. Czy
mogę się dziś upić?
-Naprawdę
nie wiem, dlaczego akurat ty musisz przez to przechodzić, ale na
pewno życie ci to jakoś wynagrodzi.
-Niech
lepiej się pośpieszy.- Mruknęłam, opierając głowę o jego
ramię. I tak już powoli zasypiałam, więc pewnie równie powoli o
tym zapomnę.
Choć
nie wiedzieć czemu, ostatnie o czym pomyślałam, zanim zasnęłam,
to to, że już nawet muszę prosić o zgodę, by się upić. Bo ktoś
musi mnie pilnować.
(Narracja
Tae)
Widzieć
jej uśmiech to rzadkość, ale widzieć uśmiech Monick to
codzienność. Kiedy się oświadczałem, miałem pewność, że
wszystko jest na swoim miejscu. I przez chwilę czułem się
szczęśliwie, ale potem wystarczyło parę słów, bym znów wrócił
do tej dziewczyny. Chociaż powinienem nazwać ją kobietą.
Myślałem, że to kwestia przyzwyczajenia, a samo przyciąganie i
uczucia można w sobie stłumić. I sprawić, by zniknęły raz na
zawsze.
Minął
tydzień i mam wrażenie, że poczyniłem jakieś postępy, albo po
prostu chciałem żeby tak było.
Te
oświadczyny. Zrobiłem to, bo chciałem, bo tak miało się to
potoczyć już dawno. Źle się czułem z tym, że Monick cierpiała
z powodu tego, co pojawiło się nagle. Nie mogłem jej tego robić,
zwłaszcza, że już czuła, że coś jest nie tak. A ja nie mogłem
powiedzieć, że to przez jej nową przyjaciółkę.
Nalałem
jeszcze jedną szklankę whisky. Podobno ostatnio za często piłem,
ale nie miałem zamiaru przestawać. Gdy pociągnąłem pierwszy łyk,
usłyszałem stukot obcasów Monick, która zaraz była przy mnie.
Uśmiechała się szeroko, więc robiłem to samo.
-Gdzie
byłaś? Jest już późno.- Odstawiłem szklankę na stolik.
Monick
stała koło kanapy i, jak zwykle, wyglądała pięknie. Naprawdę
zapragnąłem, żeby było tak jak kiedyś.
-A
co, martwiłeś się?
-Tęskniłem.-
To było prawdą.
-Byłam
u Sory.
-Ach,
tak. Co powiedziała?
-Pogratulowała
nam.- Oczywiście. Jest właśnie taką osobą. A czasami wcale nie
powinna. Jednak w tym przypadku może i lepiej, że dowiedziała się
o tym wcześniej.
-Wiesz,
naprawdę nie rozumiem, dlaczego w ogóle przyjąłeś jej
rezygnację.
-Dobrze
wiesz, że ona chciała mieć więcej możliwości, a firma nie mogła
jej dać niczego więcej, prócz pracy sprzątaczki.
-Och,
gdybyś zechciał, albo mi pozwolił, porozmawiałabym z twoim ojcem.
-Pewnie
mógłbym się na to zgodzić, jednak Sora nie byłaby z tego
zadowolona.
W
ogóle nie byłaby zadowolona z faktu, że okłamuję Monick.
Co
za ironia. Czy teraz znów nie sprawiam, że wszystko się może
skomplikować? Chyba jednak wolę o tym nie myśleć. Po prostu
pozwalam, by Monick przytuliła się do mnie.
-W
sumie ona ma rację. Sora nadaje się do bardziej ambitnej pracy. Po
prostu trochę mi szkoda, że nie będę mogła widywać jej
częściej.
Ja
też żałuję, choć nie mówię tego na głos.
*
* *
Obudziłam
się i może wszystko byłoby trochę mniej beznadziejne gdyby nie
to, że spałam w łazience. Nawet domyślam się dlaczego, ponieważ
przez otwarte drzwi widzę śpiącego Carla. Nie pozostaje mi nic
innego, jak głęboko odetchnąć i zmierzyć się z rzeczywistością.
A ona nie wygląda najlepiej.
Wciąż
nie mogę uwierzyć w to, że to stało się tuż przed moim nosem.
Wystarczyło tylko włączyć ten przeklęty telewizor, by nie
wyglądać jak ostatnia idiotka. Może wtedy byłabym mniej
zaskoczona.
No
cóż takie jest życie. Co najważniejsze, ja nie należę do ich
świata i nawet przez moment nie należałam. Upicie się nie było
dobrym pomysłem. Szczerze, wolałam nie dopytywać się, kto tym
razem przejął moje ciało.
Jakoś
podniosłam się z kafelek, choć już czułam, że moje koście będą
protestować. Jednak musiałam obudzić Carla, bo zrobiło mi się go
żal, zwłaszcza, że on też spędził tę noc na dywanie.
Potrząsnęłam
nim i to wystarczyło, by się obudził.
Najpierw
popatrzył na mnie, a dopiero po chwili się odezwał.
-Sora,
jak się czujesz?
-Właściwie
to bolą mnie plecy, ale jest w porządku. Bardziej interesuje mnie,
jak ty się czujesz?- Spojrzał na mnie. Zobaczyłam w jego oczach
coś, co kazało mi martwić się o samą siebie. Wystarczył moment,
bym się przestraszyła. Choć jeszcze starałam się nie pokazywać
tego po sobie.
-Mała,
sam nie wiem, kto ma bardziej przesrane.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jeśli
to nic ważnego, to mi nie mów, do cholery. Ale jeśli, być może,
zrobiłam coś, czego będę potem żałować, to mów. Cokolwiek to
jest.
-Ale
to nawet nie twoja wina. Po prostu nie zdążyłem zabrać ci
telefonu. Więc tak jakby to też moja wina.
-Do
kogo zadzwoniłam?- Właściwie to sama się domyślałam, ale
wolałam się upewnić, zanim moje serce połamie mi żebra.
-A
jak myślisz?- Jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.- Jak tylko
usłyszałem, co bredzisz, wyrwałem ci telefon z ręki i wszystko
wytłumaczyłem. Na tyle, na ile mogłem. Co nie znaczy, że on to
zrozumiał.
-Co
znaczy, że mogłam go wkurzyć, obrazić, a co najgorsze,
powiedzieć, co myślę.- Spojrzałam na niego, próbując wyczytać,
którą z tych opcji popełniłam. I mam dziwne wrażenie, że
wszystkie trzy.
-Wtedy
musiałbym ci wszystko opowiedzieć, a to była długa noc.
-Przepraszam.
Myślę, że powinnam to usłyszeć. No wiesz, w razie gdyby jednak
on zechciał dowiedzieć się, dlaczego to zrobiłam.
-Okej,
jeśli chcesz. Tylko muszę wiedzieć, czy jesteś zła?
-Przecież,
że nie. Sama to spowodowałam i sama będę musiała sobie z tym
poradzić.
-Zapomnij,
będę cię bronił.
-To
wiem. Dlatego pomyślę nad tym, czy cię uszkodzić.- Uśmiechnęłam
się, choć w środku czułam ten narastający strach przed słowami,
które wyszły z moich ust.
(
Sześć godzin wcześniej, narracja Tae)
Wpatrywałem
się w śpiącą Monick.
Zaraz
po tym jak przykleiła się do mojego boku, zasnęła. A ja znów
myślałem i powoli doprowadzało mnie to do szału. Zaczynałem
wątpić w to, czy kiedykolwiek zacznę myśleć normalnie. Bez wizji
Sory i chociażby bez wspomnień tych chwil, kiedy pozwoliłem sobie
na więcej, niż powinienem. Wracanie do tego jest nierozsądne,
zwłaszcza na takim etapie życia, gdzie każda rzecz musi być
idealna. Podczas gdy wszystko w około ciągle brnie do przodu, ja
mam wrażenie, że ciągle stoję w miejscu.
Kiedy
patrzyłem na zegar, była druga w nocy. Pewnie od tego momentu
minęło zaledwie piętnaście minut. Czas ostatnio płynął
zdecydowanie za wolno.
Możliwe,
że myślałbym o tym dalej, ale telefon zaczął wibrować na szafce
nocnej. Odebrałem, ciekaw, co chcą ode mnie o tej porze.
-Witam.-
Usłyszałem nieznajomy głos.- Pewnie się nie spodziewałeś.
Nieświadomie
zmarszczyłem brwi, po czym oczywiście skojarzyłem go z tylko jedną
osobą. Zerknąłem jeszcze na wyświetlacz i upewniłem się, że to
Sora.
-Czy
coś się stało?- Byłem ciekaw, dlaczego akurat o tej godzinie.
Z
pewnością musiał istnieć jakiś powód lub po prostu zbyt duża
ilość alkoholu. W prawdzie powinienem się rozłączyć, ale coś
mi podpowiedziało, że jednak warto poczekać.
-A
i owszem!- Krzyknęła nagle i zamilkła na długą chwilę.
-Halo?
-Nie
możesz ciągle mnie zaskakiwać.- Usłyszałem w jej głosie
wyrzuty.
Postanowiłem
wyjść z łóżka, by nie obudzić Monick. Przeszedłem do mojego
gabinetu, zamykając go na zamek.
-Mówisz
o zaręczynach? Zaskoczyły cię na tyle, by do mnie dzwonić? O tej
porze?
-Zwariowałeś?!
-A
ty?
-Nie
wiem.
-Nie
wiesz?
-Jesteś
porąbanym sukinsynem. Dzieckiem z wybujałym ego. Jak mogłeś ją
do mnie przysłać? Zabrakło mi chusteczek.
-Chwileczkę,
bo nie za bardzo rozumiem. Czy ty się upiłaś?
-W
latach pięćdziesiątych nikt się nie upija, tylko smakuje!-
Wykrzyczała.
Mógłbym
przysiąc, że chyba się rozpłakała. Może i bym się przejął
gdyby nie to, że jej słowa wciąż nie miały żadnego sensu.
-Co
chcesz przez to powiedzieć?- Nie wiem czy jeszcze warto czekać na
konkrety.
-Facet
jest jak alkohol, ale na pewno nie wino. A wiesz, dlaczego? Bo
smakujecie, czasami kilka razy, a potem, kiedy wam nie smakuje
odstawiacie na półkę. Aż w końcu się zakurzy i całkiem
zapomnicie, że coś tak ohydnego w ogóle istniało.- Mówiła to
przez łzy, a ja nawet nie potrafiłem jej odpowiedzieć, ponieważ
mnie zaskoczyła. Gdyby nie to, że usłyszałem podniesione głosy,
myślałbym dalej nad odpowiedzią, która nie była by żałosna.
-Halo?
Tu Carl. Um, Sora jest trochę rozstrojona. To przez alkohol.
Cokolwiek powiedziała, proszę nie brać tego do siebie. Przepraszam
za kłopot.
Połączenie
zostało zerwane. Odłożyłem telefon na biurko. Jednak wszystko nie
jest na swoim miejscu. Nie, jeśli chodzi o nią.
Chociaż
pierwszy raz usłyszałem, by ktoś nazywał mnie sukinsynem.