poniedziałek, 24 sierpnia 2015

2 Urodziny Bloga!!

Tak, tak to już dziś! Jest dokładnie 1:17 w nocy. Drugie urodziny bloga czas zacząć!!
Sama nie wierzę, że jestem tu z wami aż dwa lata i, że wy jesteście ze mną. To na prawdę wiele dla mnie znaczy. Te wszystkie wyświetlenia i komentarze są moją dumą. Wielkie dzięki.
W tym roku mieliśmy jeden mały problem, ale został rozwiązany i mam nadzieję, że w następnym roku też będziecie mnie odwiedzać!

Przed chwilą pojawiła się tegoroczna niespodzianka!!! Teraz czekajcie na kolejny rozdział z BTS !!!






                     

G-Dragon- Zbyt wiele pytań

Przed wami coś całkiem nowego. Coś nad czym myślałam czy w ogóle to upublicznić. Ale jednak postanowiłam się zwami tym podzielić.

Od razu ostrzegam, że zrobiłam z tego tonę przemyśleń. I mogłam tam wpakować ... wszystko.
No, ale nie zniechęcajcie się. Pisałam to w innej osobie niż zazwyczaj. Pomyślałam, że czas trochę poeksperymentować więc mogłam coś przegapić.

No i bardzo, ale to bardzo ważne coś. Oto muzyka która mnie zainspirowała, na prawdę radzę się z nią zaznajomić bo to ułatwia zrozumienie wszystkiego. Przynajmniej mam taką nadzieję. No i stąd też użycie słów z pierwszej piosenki, w której sama się zakochałam.

https://www.youtube.com/watch?v=a5mFOEhDSbc

https://www.youtube.com/watch?v=U0p5N4t8sxo

https://www.youtube.com/watch?v=ztSJelfGG4w

https://www.youtube.com/watch?v=66EGqSaRg8E







Patrzył na mężczyznę siedzącego przed nim i był pewien, że to nie jest odpowiedni człowiek, któremu mógłby opowiedzieć wszystko. Wyżalić się. Poruszyć tematy, które sam bał się poruszyć w obawie, że wielki kufer wspomnień otworzy się i już nigdy nie będzie w stanie go zamknąć, a co dopiero zakopać. Ten człowiek myśli, że wie wszystko, ale to co wie to zaledwie namiastka wiedzy, którą on sam posiada. Jak mógłby mówić mu całą prawdę i tylko prawdę skoro to nie ten człowiek, którego szukał?
Pomimo tego wszystkiego zasiadł na czarnym fotelu po raz czwarty w tym tygodniu. Z powoli nikłą nadzieją, że coś się zmieni.
-Co chcesz powiedzieć mi tym razem?
-Miałem sen. Można to nazwać koszmarem.
-Opowiedz mi o nim.
-Las. Jestem w lesie. Wszystko płonie. Stoję w samym środku ognia, ale nic nie czuję. Żadnego bólu, i tak krzyczę.- Na chwilę zatrzymał się by sprawdzić reakcję profesora. W cale nie była taka jakiej się spodziewał. Miał nadzieję na chociaż jedno słowo pocieszenia. Potrzebował tego. Zwłaszcza teraz gdy miał opowiedzieć najgorszą rzecz. A jednak znów się zawiódł.- Z pomocą przychodzi mi sam diabeł.- Zainteresował tym profesora. Podniósł wzrok na ten beznadziejny przypadek.
-Jak wyglądał ten diabeł?- Ji Yong zapatrzył się w okno. Wyglądał tak jakby nie miał zamiaru tego powiedzieć. Jakby te słowa parzyły jego usta.
-Ja nim byłem.- Powiedział to zaskakując sam siebie. Ledwie to wypowiedział, a jednak się udało. Teraz już wie, że nigdy nie wypowie tego po raz drugi.
-Co to może znaczyć?- Zwrócił swój pusty wzrok na doktora, który sam wyglądał jakby właśnie powiedziano mu, że koniec świata nastąpi za jedną pieprzoną minutę. A czy wiedział, że dla niego każda sekunda jest jak koniec świata? Bo przecież każdy ma swój koniec świata kiedy umiera właśnie wtedy się kończy.
-Na tę chwilę nie mogę powiedzieć co to znaczy.
Kłamca.
-Musimy się spotkać jeszcze parę razy.
Nie mam na to czasu.
-Przyjdę.
Wstał z fotela i poszedł zamykając za sobą drzwi ze świadomością, że tak na prawdę nigdy tu nie wróci. Starci swój czas na coś innego. Straci czas na próbowanie.


Stanie na moście i patrzenie w tafle wody to coś co go uspokajało. Ponieważ woda zawsze była taka sama. Nie zmieniała się podczas kiedy wszystko inne się zmieniało. Nie zastanawiał się nad tą niesprawiedliwością. Przywykły do tego, że nie może  stać się wodą, że jest sobą.
Woda była już zabrudzona przez ludzi kiedy tu przyszedł. I on sam też był już zabrudzony przez ludzi kiedy przyszedł na most po raz pierwszy. Chciał się umyć. I to bardzo. Co dzień próbował, ale się poddawał. Bał się spotkać swojego diabła ze snów. Nie chciał końca świata. Pragnął początku.
Gdy zostawiał za sobą znajomy most nie wiedział, że za jego plecami stoi ktoś kto myśli podobnie jak on. Dziś się jeszcze nie spotkali. Minęli się. Ale już nie długo miało się to zmienić.


Było całkiem ciemno, ale to środek zimy więc nie był zaskoczony. Siedział na ławce w rozpiętej kurtce, bez rękawiczek czy szalika. Sam pozwalał by wiatr robił z nim co chce. Patrzył w swoje ręce. Popękane od zimna i zbrukane ciężką pracą.
Parsknął pod nosem.
Jaką pracą? Nie zrobił nic ciężkiego już od sześciu miesięcy i nie zapowiadało się by coś ciężkiego miało trafić w jego ręce w przeciągu następnych sześciu miesięcy.
Przeniósł zmęczony wzrok na most. Z pobliskiej ławki też był dobrze widoczny. Mógł obserwować ludzi. Obecnie most był pusty. Pewnie było za zimno by komuś chciało się stać i patrzeć w dal.
Jednak po spędzeniu kolejnej godziny czuł, że jego tyłek przymarzł do ławki. Postanowił ruszyć w drogę powrotną do pustego domu. Jednak ten ostatni raz chciał spojrzeć na wodę zanim tafla całkiem zamarznie.
Powoli się zbliżał, a jednak ktoś był szybszy. Pierwsze co zobaczył to burza brązowych włosów. Czarna kurtka, jeans' y i zniszczone buty które w spinały się po szczeblach mostu. Jiyong zaciekawiony patrzył na poczynania nieznajomej. Był pewien co to oznacza, ale sam nie wiedział co chcę zrobić. Czy w ogóle chcę coś zrobić. Możliwe, że właśnie przyglądał się czyjejś śmierci. Obudziły się w nim różne uczucia, których dawno nie czuł. Mógłby przysiąc, że słyszy cichy płacz. Jak normalny człowiek powinien ją powstrzymać, ale kim on jest by decydować za kogoś?
Skoczyła.
Kimkolwiek była za chwilę jej nie będzie.
Wtedy coś do niego dotarło. Ta nieznajoma zrobiła coś czego on sam nie był w stanie. Jego nudne życie. Narzekał na nie bo miał pretensje, że nie stara się zbyt mocno, a teraz też miał miał się nie starać.
Czy to ta szansa którą dostał? Nie miał zamiaru się dłużej zastanawiać. Zrzucił z siebie kurtkę i buty.
Skoczył.
Zimna woda uderzyła w niego bardziej niż się tego spodziewał. Mimo tego zanurkował by odnaleźć dziewczynę. Chciał zadać jej pytanie. Może ona znała odpowiedzi, których tyle szukał.
Zobaczył ją, leciała na dno jak kamień rzucony w wodę. Chwycił ją za ramię i zaczął płynąć ku górze. I chociaż brakowało mu powietrza to udało mu się. Przez chwilę sam leżał na cienkiej warstwie śniegu. Opamiętał się po chwili. Musiał ją uratować.
Oddychała. Otworzyła oczy. Były koloru niebieskiego. Jak czysta woda. Zapatrzył się w nie.
Zaczęła kaszleć więc odruchowo przechylił jej głowę, a potem pomógł się wyprostować. Dopiero wtedy zwróciła na niego uwagę. On nie wiedział co powiedzieć i ona także.  Dopiero gdy zadrżał z zimna ocknął się na tyle by wydusić z siebie pierwsze zdanie.
-Chcesz pójść ze mną?- Sam nie do końca wiedział dlaczego to powiedział. Może dlatego, że wydawała mu się równie zagubiona jak i on sam.
Pokiwała tylko głową, a Ji Yong pomógł jej wstać. Pomimo tego, że się nie odezwała, wiedział, że jakoś na pewno się dogadają.

Zaprowadził ją do swojego domu. Oddał jej swoją kurtkę i teraz sam wyglądał jakby był cieniem człowieka. Jednak wiedział, że udało mu się zrobić coś dobrze. Z tym poczuciem zostawił dziewczynę na kanapie z ciepłą herbatą w ręce, a sam poszedł się przebrać i znaleźć dla niej ciuchy.
Kiedy zszedł na dół dziewczyna spojrzała na niego.
-Mam na imię ____.
-Kwon Ji Yong.- Odparł.- Przebierz się.- Wyciągnął w jej stronę ciuchy.
-Dzięki.
-Łazienka jest na górze.- Nieznajoma zniknęła na górze. Ji Yong oprzytomniał i poszedł prosto do lodówki. Niestety jej zawartość nie była imponująca, a tak bardzo chciał dać jej coś dobrego skoro była jego pierwszym gościem. Od tak dawna był sam, że już dawno zaprzestał chodzenia do sklepu na rzecz wygodnych obiadów w tanich restauracjach. W tej chwili żałował, że nigdy nie miał ambicji by się nauczyć gotować chociaż najprostsze potrawy.
Zrezygnował z zawartości lodówki. Zaczął przeszukiwać półki. Był pewien, że gdzieś  zachował paczkę ciastek. O dziwo znalazł nawet dwie. Szybko wsypał je do miski i wrócił do małego salonu. Po chwili dziewczyna zeszła. Usiadła obok niego na kanapie. Na widok ciastek uśmiechnęła się. To był na prawdę piękny uśmiech od bardzo dawna. On sam raczej już nie potrafiłby się tak uśmiechać.
-Mogę cię o coś zapytać?- Ji Yong spojrzał na nią zaskoczony. Zazwyczaj to zawsze on pytał. Bał się, że może nie znać odpowiedzi, ale kiwnął głową by ją zachęcić.
-Dlaczego skoczyłeś?- Na szczęście na to pytanie znał odpowiedź. Miał zamiar odpowiedzieć szczerze.
-Chciałem ci zadać pytanie.
-Dobrze. Zadaj mi tyle pytań ile chcesz.
-Mam ich bardzo dużo.
-Ja też ma ich dużo.- Uśmiechnęła się.


                                                                    ,,   Bóg wie co jest

                                                                             schowane
                                                                       W tych słabych i
                                                                    zapadniętych oczach ''


Włączył telewizor by jakoś rozluźnić atmosferę, ale to okazało się być zbędne. Oboje mieli wiele różnych pytań. Oboje nad nimi myśleli. Ji Yong powoli zaczynał wierzyć, że znalazł właśnie tą odpowiednią osobę, która odpowie mu dlaczego to właśnie on został wybrany by przejść przez te wszystkie okropności. Czasami zdarzało się, że nie usłyszał odpowiedzi, ale przy ____ w cale mu nie przeszkadzało, że nie wie tego teraz. Wiedział, że dowie się później. 
-Myślisz czasami kim byś była gdybyś kierowała się rozumem?
-Byłabym zimna jak skała i bogata jak głupek.- Zapatrzyła się w swoje paznokcie.
-Co jest z tego gorsze.
-Obie te rzeczy. Mieć przyjaciół którzy kochają twoją kasę, a nie ciebie za to kim jesteś bo tak na prawdę jest się zimnym jak skała.- Ji Yong rozumiał wszystko aż nazbyt dokładnie. Kiedyś miał to, ale życie mu to zabrało. Właśnie zrozumiał dlaczego. Czy uniknął jednej z gorszych rzeczy?
Na myśl przyszło mu kolejne pytanie. Zapewne całkiem osobiste, ale skoro już rozmawiali o praktycznie wszystkim nie czuł się źle z tym, że chciał o to zapytać.
-Potrafiłabyś kogoś pokochać?- Chwilę musiał poczekać na odpowiedź, ale się pojawiła.
-Nie wiem.- Odparła zadumana.- Nigdy tego nie próbowałam.- Zdziwiło go to wyznanie, ale je rozumiał. Sam czuł, że już nie wie jak to robić. Jak to jest kogoś całować już nie myśląc o czymś więcej. Kochanie było całkiem odległym wspomnieniem.
Nagle zirytowały go te myśli. Przecież i tak nie mógł...
-Zaraz wracam.- Wstał z podłogi gdzie jeszcze przed chwilą rozmowa jakoś się kleiła. Wyszedł do kuchni, sam nie wiedział po co. Możliwe, że przez te dziwne myśli. Opłukał twarz zimną wodą z kranu i wrócił do _____. Zajął swoje miejsce opierając się o kanapę. Zerknął na _____, która nagle zamilkła wpatrując się w ekran telewizora. Ji Yong zrobił to samo. Nawet jeśli nie rozumiał sensu filmu wiedział, że to lepsze rozwiązanie niż całkowita cisza. Starał się skupić na fabule, ale nie wchodziła mu do głowy. Myślami był gdzie indziej.
To była komedia romantyczna. Na ekranie pokazała się dwójka głównych bohaterów, którzy całowali się jakby świat miał się zamiar skończyć. ____ jak i Ji w cale nie czuli się zażenowani sytuacją. Wręcz przeciwnie każdy z takim samym wyrazem twarzy patrzył na ekran.
Choć w pewnym momencie oboje w tym samym czasie spojrzeli sobie w oczy. Tak jakby coś w nich znaleźli. Nikt nie wiedział czy to przez film, czy przez zadane pytanie.
-Chcesz się całować?- Te trzy słowa padły z ust _______ , gdy przybliżyła swoją twarz bliżej twarzy Ji.
Nieco zaskoczony Ji Yong nieświadomie zapatrzył się w te duże, niebieskie oczy przypominające czystą wodę i zapragnął się wykąpać. Być czystym.
Utopił się.
Położył swoją dłoń delikatnie na jej bladym policzku i dotknął lekko ustami jej usta.
Zamknął oczy wyobrażając sobie niebo. W końcu niebo też było niebieskie. Podobno każdy był tam szczęśliwy. A on chciał poczuć jeszcze więcej tego szczęścia. Być coraz bliżej. Trzymać się tego.
W którymś momencie zapragnął mieć wszystko i jeszcze więcej.
Ale nagle zostało mu to odebrane i musiał otworzyć oczy by spojrzeć na osobę, która dała mu to  tylko jednym pocałunkiem. _____ patrzyła na niego tak jakby nie zrozumiała co się właśnie stało. Ji Yong miał zamiar jej to przypomnieć tym razem bardziej stanowczo. Otworzył jej usta, a ona nie protestowała. Ji Yong poczuł pod plecami chłód podłogi, ale to było istotne kiedy czuł ciepło drugiego ciała nad sobą. Jego chłodne palce przypadkowo dotknęły delikatnej skóry ____, bez zastanowienia wsunął je pod bluzkę. ____ czując chłód na skórze odrobinę odsunęła się od ust Ji patrząc mu w oczy.
-Myślę, że cię znalazłem. Ty jesteś tą osobą.- W końcu ją znalazł. Koniec bezsensownego szukania.
-Ty moją też.- Uśmiechnęła się szeroko co poruszyło jego serce, które stało w miejscu, uśpione przez całe pięć lat.  Pierwszy raz od pięciu lat on sam znał odpowiedź na pytanie. Gdyby ktoś spytał się ile czasu im zostało odpowiedział by tylko to jedno zdanie.



''  Tysiąc,
powoli umierających
    zachodów słońca.  ,,

                                                                     I jeszcze więcej.





To mój pierwszy tak emocjonalny one shot. Nie wiem co mnie naszło. Napisałam go w jedną noc.
To właśnie wyszło ze mnie gdy słuchałam piosenek po nocach ;p Mam nadzieję,  że pozostawicie swoją opinię. Myślę sobie, że to jedna z lepszych prac. Ale chcę wiedzieć wasze opinie i te dobre i te złe.






poniedziałek, 17 sierpnia 2015

BTS- 7

Miałam małe opóźnienie. Niestety pisanie rozdziałów jest czasochłonne. Wiem, że zawsze czekać długo, a po miomo tego wciąż jesteście ze mną. To na prawdę wiele znaczy. Dlatego też ten nijaki rozdział...
mam nadzieję, że nie jest całkiem spisany na straty. Zwłaszcza, że tyle na niego czekaliście.  Aż boję się to czytać jeszcze raz xd











Obudziłam się z potwornym bólem głowy. Jednak to nie był mój największy problem. Kto by pomyślał, że nadejdzie taki dzień, w którym znajdę się w mieszkaniu własnego szefa i zapewne w jego łóżku. Znowu szybciej zrobiłam niż pomyślałam. Teraz zapewne poniosę ciężkie konsekwencje. Na samą myśl aż nie chcę mi się wstawać. Ale muszę to zrobić by w ogóle stąd wyjść.
Pościeliłam łóżko i z ciężkim sercem zeszłam na dół na spotkanie z przeznaczeniem. Jestem zdenerwowana jak na spotkaniu o pracę. Zaraz się będą warzyć losy mojej pacy więc to coś całkiem podobnego. Pokonanie schodów na miękkich nogach okazało się być lada wyczynem. Zwłaszcza, że ta okropna cisza sprawiała, że czułam się jeszcze gorzej niż to możliwe. Łatwo by było mnie teraz porównać do jakiegoś włamywacza amatora. Bo chyba najlepiej dla mnie było by wyjść stąd niepostrzeżenie. Kiedy indziej przeprosiłabym za coś czego obecnie nie pamiętam. Ale dla pewności może zostawię mu małą karteczkę z przeprosinami. Tak, wiem to tchórzostwo, ale w słusznej sprawie. Przynajmniej mogę tak sobie wmawiać. Z resztą znając jego nie chcę żebym tu była. Ja mu to tylko ułatwiam. Nie będę go zmuszać do rozmowy ze mną.
Przemknęłam szybko do stolika z zamiarem nabazgrania czegoś na szybko, ale czyjeś ruchy na kanapie kazały mi zatrzymać się z wyciągniętym długopisem. Zerknęłam w tamtą stronę. Na szczęście jeszcze spał jak niemowlę więc przystąpiłam do pisania. Ale co miałabym mu napisać?

                   Przepraszam za kłopoty. Mam nadzieję,że nie zrobiłam
          nic głupiego. Wyszłam wcześniej by cię nie budzić.
                                 
                                         Sora 

To powinno wystarczyć. Położyłam kartkę w widocznym miejscu i poszłam sobie prosto do drzwi. Znalazłam tam moje buty. Kiedy włożyłam do nich stopy natychmiastowo zaczęły mnie boleć. Skrzywiłam się, ale jakoś to przeboleję. W końcu do wolności dzieli mnie tylko kilka centymetrów. Sięgałam po klamkę w tym samym momencie, w którym coś przeleciało przez drzwi również przelatując przeze mnie. Upadłam na tyłek robiąc niezłego hałasu. Przeklęłam pod nosem.   Cały plan zapewne w tym momencie trafił szlak. Wszystko przez cholerne duchy.
-O! co ty tu robisz?
-A ty?
-Jestem jego siostrą. To chyba oczywiste, że go odwiedzam.- Miałam wielką ochotę powiedzieć jej, że jednak jest martwą siostrą, ale stwierdziłam, że to by było dość chamskie z mojej strony. 
-No cóż. Miałam pewną sprawę dlatego tu jestem. Chyba nie muszę ci się spowiadać.
-Pewnie, że nie, ale z zdaję mi się, że obudziłaś Tae. To chyba jemu się będziesz musiała tłumaczyć.
-Idź sobie.- Warknęłam próbując podnieść się z ziemi. Jednak w obcasach  to skomplikowane jak cholera. Zrzuciłam je ze stóp i walnęłam  prosto pod drzwi gdzie się zatrzymały. Nade mną zawisła zaspana twarz Taehyung' a. Uśmiechnęłam się głupkowato.
-Rozmawiałaś sama ze sobą?
-Nie. Coś ci się przesłyszało. Dlaczego bym miała?
- Po tym co przeszedłem poprzedniej nocy chyba wszystko jest możliwe.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Zaciekawiłam się i przestraszyłam jednocześnie. Spojrzałam na jego siostrę, którą najwidoczniej bawiła ta cała sytuacja. Jej szeroki uśmiech był dowodem.
 -Żebyś wstała z podłogi.
-A, no tak.- Miałam zamiar sama poradzić sobie ze wstawaniem, ale i tak mi pomógł. Przez co poczułam się nieco dziwnie, ale to może skutki picia. Przynajmniej na teraz się tym aż tak nie przejęłam. 
-Chodź.- Ponaglił mnie bo bym tak stała nie wiadomo na co czekając. Niechętnie udałam się za nim do kuchni. W głowie miałam już różne scenariusze. Żaden nie był dla mnie dobry. Ani trochę. 
-Mogłabym już pójść. Nie chcę ci przeszkadzać.- Zaczęłam nie pewnie i usiadłam na krześle gotowa w każdej chwili z niego wstać. Zamiast tego dostałam szklankę wody i przykazanie bym ją wypiła zamiast gadać. Tak też zrobiłam.
-Jesteś na prawdę dziwną dziewczyną.- Przerwał ciszę i powiedział dokładnie to nad czym sama myślałam od bardzo dawna. Jestem dla niego dziwną dziewczyną. Żeby jeszcze wiedział jak bardzo.
-Hm?
-Ach, nie ważne. Jak się czujesz?
-Co?- Szepnęłam. Powiedział już, że jestem dziwna teraz powinien się wściec. Powiedzieć o wiele więcej niż to co przed chwilą. Na pewno zrobiłam coś głupiego.
 -Pytam jak się czujesz. Ale chyba nie za dobrze. Może masz gorączkę.-Przystawił swoją dłoń do mojego czoła. O mało się nie udławiłam. Jak ta idiotka gapiłam się na niego. To niezrozumiałe ciepło w środku zwróciło mnie na ziemię. Strąciłam jego rękę i odstawiłam szklankę. 
-Nie mam gorączki. Może za to powiedz mi o co chodzi. Zrobiłam coś głupiego. Jestem tego pewna tylko ty jeszcze nic mi nie mówisz. A to wcale nie jest zabawne. 
-No dobrze. Skoro chcesz wiedzieć. Zachowywałaś się na prawdę dziwacznie. Przez co zacząłem się martwić o swoje życie kiedy nożem wypatroszyłaś poduszkę.
-Żartujesz?- Oby sobie ze mnie żartował, no ale jego mina mówi aż za wiele.- Odkupię ci tą poduszkę. A za całą resztę przepraszam. Pewnie narobiłam ci sporo problemów i w dodatku musiałeś spać na kanapie.
-Nie szkodzi. To było dość ...ciekawe.
-Zabawne?
-Też.
-Na prawdę przepraszam. Lepiej będzie jak sobie pójdę.
-Nie!
-Nie? Dlaczego nie?- O co znowu chodzi. Chcę żebym już teraz mu zapłaciła. No cóż nie mam przy sobie tyle pieniędzy. Z resztą z mojego punktu widzenia nawet nie zrobiłam tego ja. Jednak za swoje ciało trzeba także odpowiadać.
-I tak miałem się przejść. Poczekaj na mnie w salonie.
-Ale...- Chciałam jakoś zaprotestować, ale nic z tego nie wyszło. On wręcz wybiegł z kuchni żeby się przebrać, a ja poszłam do salonu. Spojrzałam na stolik i zwinęłam szybko karteczkę do torebki. Teraz nie jest już w ogóle potrzebna. Co ja sobie myślałam pisząc coś tak tandetnego. Trzeba było od razy stanąć z nim twarzą w twarz jak porządny człowiek by to zrobił. I wcale nie było tak źle gdyby nie ten moment. Dlaczego wtedy tak dziwnie się zachowałam. Pewnie pomyślał, że nigdy w życiu żaden facet mnie tak nie dotykał, a przecież to kompletna bzdura. Przy nim zawsze wychodzi mi coś źle. Facet jest bogaty i wie co powiedzieć w każdej sytuacji, a ja jestem jakąś sierotą, która straciła dawne życie. I w imię czego. Widzenia się ze zmarłymi? To naprawdę beznadziejne. A teraz poznałam jego i zdobyłam paru przyjaciół. Z jednej strony znajomość z nim przynosi mi dużo dobrego, a zarazem dużo problemów. Sama nie wiem co powinnam o tym myśleć.
-Możemy iść.
-Um, dobrze.- Wstałam z kanapy. Muszę zepchnąć te myśli w kąt. Przynajmniej na jakiś czas. Tera ważnie jest bym nie palnęła przy nim czegoś głupiego i żeby jego siostra przestała za nami iść. Zaczęłam dawać jej nieme znaki.
-Nie pójdę stąd póki nie zaczniecie rozmawiać.- Co za ironia bo to raczej przez nią nie możemy rozmawiać. Ale skoro tak to ja zacznę skoro on jej nie widzi.
-Widziałam ostatnio twój wywiad w telewizji. Byłeś naprawdę dobry. Nie wiedziałam, że chcesz zatrudniać muzyków.
-Znasz kogoś kto by się nadawał?
-Myślałam, że wczoraj właśnie o tym rozmawiałeś ze swoimi przyjaciółmi. Czy tak nie było?
-Było. Tylko nie łatwo ich przekonać do ciężkiej pracy z tym związanej.
-Odmówili ci?
-Nie do końca. Chyba się zastanawiają.
-To dobrze.- Zamilkłam na chwilę. Może w cale nie powinnam była się odzywać. I tak nie zostało nam już dużo wspólnej drogi. Oboje zatrzymaliśmy się przed moim domem. Chciałam jeszcze raz go przeprosić, ale on powiedział coś czego w ogóle się nie spodziewałam.
-Miałem ci tego nie mówić, ale lepiej żebyś o tym wiedziała. Na początku myślałem, że to fatalny pomysł by przyjaźnić się z kimś kto w sumie nie ma nic. Żadnej fortuny. 
-No dzięki.- Burknęłam zła. 
-Poczekaj. To nie wszystko. W ciągu tych dwóch tygodni przekonałaś mnie. Nie mam pojęcia jak, ale teraz myślę, że przyjaźń z tobą mogłaby mieć jakiś sens. Skoro Monick tak bardzo cię lubi. Jesteś dla mnie nie zrozumiałą dziewczyną, nieco szaloną. 
-Chwileczkę. Dlaczego mi to mówisz?
-Bo od teraz musisz się bardziej starać by nie wypaść z gry. 
-Jakiej gry? 
-Mam nadzieję, że dasz radę. 
-Bo ty tego chcesz?
-Tak. 

                                        *                              *                                 *

-To jest jawny podryw!- Wykrzyknęli oboje zaraz po tym jak powiedziałam im o tej sytuacji. Oczywiście nie wspomniałam o tym gdzie spędziłam noc i co się stało. Powiedziałam, że źle się poczułam. Musiałam jeszcze zadzwonić do Namjoon' a by się jakoś wytłumaczyć. Na szczęście on był wyrozumiały i nie miał do mnie pretensji. 
-Wcale nie! Nie rozumiecie nawet tego. Chodzi o przyjaźń. Taką zwyczajną, ale zdaję mi się, że on wie co to oznacza. A ja nie wiem. Chyba nieświadomie się w to wpakowałam. 
-Bo mu nie odmówiłaś. 
-Nie wiedziałam co powiedzieć. Zaskoczył mnie. 
-A twoje serce nie zabiło szybciej?- Carl zapytał z nadzieją.
-Ani trochę. 
-Kłamczucha.- Mruknął. Zignorowałam go i jego zaczepki.- Mogłabyś chociaż zainteresować Namjoon' em jak nie chcesz tego przystojniaka.
-Wiesz co. Jedz jak jesz. Póki jeszcze możesz. Zaraz będę musiała iść do pracy. I mówię wam, że wszystko będzie tak jak zawsze. Nic się nie zmieni.
-No ja nie wiem. Raczej kiedy zaczynasz zadawać się z takimi ludźmi nic już nie jest takie same. Normalnie nie wierzę, że się tam wkręciłaś.
-Po pierwsze nie wkręciłam, a po drugie skąd ty to wszystko wiesz?
-Z filmów. Ja nie mam takiego szczęścia.
-Przerażacie mnie.- Ubrałam buty i zgarnęłam torebkę. Musiałam stąd wyjść bo oboje zaczną gadać niepotrzebne rzeczy od których będę miała mętlik w głowie.- Zamknijcie drzwi za sobą.



                                        *                              *                          *


A nie mówiłam. Wszystko jest tak jak było. Myję podłogę i nikt nie jest dla mnie miły. Więc moja siostra się pomyliła. A ja jestem szczęśliwa bo to oznacza, że nawet sam wielki Kim Taehyung się pomylił. Chociaż jeszcze nie do końca rozgryzłam o co mu chodziło z pewnością teraz jestem o krok bliżej rozumienia jego słów i mojego zachowania. czemu wciąż czuję, że gdy zostałam zapytana czy serce przy nim szybciej mi bije nie do końca potrafiłam odpowiedzieć sama sobie. Ale pewnie to tylko dlatego, że prawie zawsze to on  zaskakuje mnie swoim zachowaniem, którego nie da się przewidzieć. On sam jest dziwny, a mówi to mnie.
-Przepraszam.
-Tak?
-Pani Kim Sora?
-Yhm.
-List dla pani.
-Dla mnie?- Ciekawe co to może być? Wytarłam ręce w fartuch i podpisałam się.
-Dziękuję.- Kurier poszedł zostawiając mi małe pudełeczko i list w niebieskiej kopercie. Postanowiłam otworzyć to dopiero w pokoiku. Zaczęłam od małego pudełeczka, w którym znalazłam bransoletkę i to nie byle jaką. Śmiem twierdzić, że to prawdziwe złoto. Tylko kto zechciał wydać na mnie tyle kasy? Na myśl przychodzi mi tylko Monick. Bo kto by inny jak nie ona. Pozostaje tylko przeczytać list. Zabierałam się za rozerwanie tajemniczej koperty.
-O. Mój. Boże!- Zapiszczała Hana.
-Co?- Szybko schowałam wszystkie rzeczy na swoje kolana które zasłaniał stolik. Mam nadzieję, że ich nie zobaczyła.
-To już dziś.- Przysiadła się do mnie wyraźnie czymś podekscytowana.
-Co?- Powtórzyłam jeszcze raz.
-Jak to co. Pewnie nie wiesz, ale zaraz ci powiem.- Zaczerpnęła tchu.- Jest taki jeden dzień w roku kiedy to wszyscy moją okazję się zabawić. Podobno w tym roku same zaproszenia zostały napisane przez Kim Taehyung' a i Monick. Więc jeśli ktoś dziś wyjdzie stąd szczęśliwy to znaczy, że dostał taki list i będzie mógł pojechać do wielkiej willi na calutki tydzień!- Wpatrywałam się w szczęśliwą Han'ę próbując przeanalizować to co właśnie mi powiedziała. Czyli, że co. Ja i willa, a w środku niej ta dwójka już pomijając tych innych nieznanych mi ludzi. Chyba, a raczej zdecydowanie na to nie idę. Musiałabym zwariować.- Powinnaś się cieszyć tak jak wszyscy w firmie. Nie każdy dostaje taki list. Głównie ci, którzy w dużej mierze przyczynili się do sukcesu w firmie albo są bliskimi przyjaciółmi. oczywiście nie wszyscy są wpuszczani do willi. Pracownicy śpią w drogim hotelu z basenem i spa oraz pełną obsługą na każde zawołanie. Mówię ci za takie cuda warto nawet zabić.
-A ty. Byłaś już tam?- Zacisnęłam ręce na kopercie.
-Tylko raz i tylko dlatego, że to w ramach rekompensaty za to, że złamałam nogę w pracy. Złamałam bym ją ponownie gdybym wiedziała, że dadzą mi ten list.- Zamyśliła się.- Ale pewnie obie tu zostaniemy.- Cały entuzjazm z niej uleciał i to momentalnie.
-Dlaczego?
-Nie słuchałaś tego co mówiłam?- Właśnie nie do końca. Byłam myślami pomiędzy oddaniem komuś tego listu lub zwróceniem do adresata, ale to chyba równało by się z samobójstwem. Gdyby tylko ktoś się dowiedział, że z własnej woli zrezygnowałam z takiego zaszczytu zjedli by mnie żywcem. A Hana była by pierwsza w kolejce.
-Za szybko mówiłaś.- Wypaliłam by się nie zorientowała w jakim szoku jestem.
-Ech, więc powiem teraz powoli. Ktoś na tak niskim stanowisku jak my obie nie ma szans.- Chyba jednak ma.
-Pewnie masz rację.- Skłamałam. Poniekąd było mi żal Han' y. Pracuje tutaj dłużej, wie więcej niż ja sama zdążyłam się dowiedzieć przez dwa tygodnie no i na pewno zrobiła więcej niż ja. A pomimo tego to ja dostałam niebieską kopertę kompletnie za nic. Na prawdę nie chcę tego, ale przecież nie kiwnę nawet palcem bo nie chcę rozpętać burzy.
-No trudno. Zapowiada się ciekawy dzień. Pogadałabym jeszcze, ale muszę iść zanim skończy mi się przerwa.
-Okej, idź.- Kiedy zniknęła za drzwiami wyciągnęłam nieco zgniecioną kopertę. Obracałam ją w dłoniach z myślą, że dostanie jej to najgorsze przekleństwo. I wymyśliłam tylko jedno rozwiązanie. Muszę odnieść ją właścicielowi. Jeśli Tae jej nie przyjmie to mu ją wcisnę siłą.  Tak, zdecydowanie nie wyjdę z jego biura póki się tego nie pozbędę. Na pewno znajdzie się ktoś kto przyjmie to za mnie i będzie potrafił się z tego cieszyć.

Szarpnęłam za drzwi zaraz po tym jak zapukałam, a pomimo tego musiałam zobaczyć coś czego nie powinnam była widzieć. Obściskujących się ze sobą Monick i Tae.
-Um, przepraszam.- Spuściłam wzrok. Co za nie fart.- Może przyjdę później.
-Nie, nie. Wchodź.- Zachęciła mnie. Więc weszłam niechętnie. teraz to już nie wiedziałam czy powinnam to obgadać przy niej. Ale to może nawet lepiej. 
Usiadłam na krześle, na przeciwko Tae. Patrzył na mnie jakby nie wiedział o co chodzi. Wyciągnęłam oba prezenty i położyłam przed nim. Najpierw spojrzał na list, a potem na mnie. Chyba coś mu się nie spodobało.
-Na prawdę dziękuje, że dałeś właśnie mi ten list, ale myślę, że nie będę mogła tam pojechać.
-Ale dlaczego?- Wtrąciła się Monick.
-Nie wysłałem tego.
-Nie? A myślałam...
-Oczywiście, że nie ty, tylko ja. Bardzo chciałam żebyś pojechała. To świetny pomysł by się lepiej poznać no i zapomnieć o pracy. Dlaczego chcesz zrezygnować?
-To bardzo miło z twojej strony, ale myślę, że ja nie będę pasować do takiego towarzystwa.-Samo mówienie o tym, że nie jestem zbyt dobra dla nich jest fatalnym uczuciem. Wątpię czy potrafiłam bym spróbować się zabawić z takimi ludźmi.
-Och, więc tym się przejmujesz. Ale przecież to żaden problem. W willi będą tylko przyjaciele, których i tak już poznałaś.
-Ale oni nie wiedzą kim ona jest.- Wtrącił się Tae.
-Właśnie.- Przyznałam mu rację. Co miała bym im powiedzieć?
-Zawsze można ominąć temat. Mówiłam, że tym razem odpoczywamy od pracy. Nikt nie będzie cię pytał o takie rzeczy. A jeśli tak, to zdaj się na mnie. Oboje będziemy cię osłaniać.
-Oboje?- Znów się wtrącił. Wiem, że mu się to nie podoba i szczerze mnie też to nie przekonuje.
-Nadal myślę, że to nie wypali.
-Oj, no przestań. Jeśli chcesz możesz zabrać ze sobą jedną osobę byś miała ze sobą kogoś kogo znasz dłużej. Zanim całkiem to odrzucisz to przemyśl to i jak na razie zatrzymaj list.- Wręczyła mi z powrotem kopertę. Spojrzałam na tę dwójkę.Monick była zdecydowanie pozytywnie nastawiona, a Tae już nie koniecznie. Wygląda jakby zaciskał mocno szczękę i intensywnie nad czymś myślał.
-No dobrze. Pomyślę nad tym.- Tae cicho wypuścił powietrze z ust.
-Okej. Masz czas do wtorku.

                               



A tak w ogóle czy wiecie jak trudno jest znaleźć zdjęcie męskiego TaeTae xd No jakaś maskara. Sama słodycz w tych internetach .

                 

piątek, 7 sierpnia 2015

BTS- 6

 Ta- dam!! Kolejny rozdział i do tego dłuższy. Pod koniec nieco zabawny, a już w następnym rozdziale coraz więcej akcji. Więc czekajcie na next.





-Powinnaś mi wcześniej powiedzieć. Co z ciebie za siostra.
-Chyba ta normalniejsza.
-Co?
-Mówię tylko, że nie potrzebuję aż tylu nowych ubrań. To zdecydowanie za dużo. Nie wiem czy moja szafa to pomieści.
-Myślisz, że powinnyśmy kupić ci nową szafę?
-Tylko żartowałam. A tak w ogóle to nie masz na co wydawać pieniędzy?
-Ciekawe na co.- Zapytała i wrzuciła kolejną bluzkę. Boże nie wyjdę stąd aż do zamknięcia.
-No nie wiem. Może tak na swoje dzieci?
-Och, przestań. Dzieci wysłałam na obóz w końcu są wakacje. Dlatego zaoszczędziłam. Jeszcze wczoraj nie wiedziałam na co wydać te pieniądze, ale kiedy się dowiedziałam, że miałaś bliskie spotkania z takim przystojniakiem to oczywiste, że muszę ci pomóc.
-Zauważyłam, że ty i Carl w ogóle mnie nie słuchacie. On ma dziewczynę i zapewniam cię jest o wiele atrakcyjniejsza niż ja.
-Co ty bredzisz. Nawet nie widziałaś jej z bliska. Z resztą ja jestem od niego starsza o całe pięć lat.
-I co z tego.
-No jednak dużo. To jeszcze dzieciak.- Całkiem przystojny, ale jednak dzieciak.
-Starsze kobiety też potrafią być atrakcyjne. Z resztą to nie jest duża różnica.
-Ma dziewczynę i może wezmą ze sobą ślub.- Poprawiłam torbę na ramieniu. Te wszystkie torby na prawdę zaczynają robić się ciężkie.
-Dlatego powinnaś postarać się.- Poszła do kasy, a ja za nią.
-W ogóle dlaczego ja z tobą o tym dyskutuję. Przecież nic takiego się nie stanie.- Ta dyskusja jest zbędna i tylko miesza mi w głowie.- Zapłać za to i wracajmy do domu. Moje ramiona powoli umierają pod stertą toreb.
-Okej, ale jeszcze do tego powrócimy.
-Jasne.- Mruknęłam. Już ja do tego na pewno nie wrócę. Ciągle ktoś próbuję mnie wyswatać z własnym szefem, a gdyby tylko wiedzieli, że ja zdążyłam zawalić już na samym początku wcale by mnie tak do niego nie pchali. To niedorzeczne bo ja nie szukam sobie dodatkowego balastu. W tych sprawach na pewno pójdę na dno jako pierwsza. Nie dziękuję, ale nie potrzebuję złamanego serca. Oraz wciąż jest mnóstwo powodów dla których to co mówi moja siostra nigdy się nie stanie.

Dotarłyśmy do auta i zapakowałyśmy wszystko do bagażnika. Odetchnęłam z ulgą. Jednak zdecydowanie za szybko.
-Sora! Sora! Poczekaj!- Odwróciłam się w stronę tych krzyków. Jęknęłam. Jak to możliwe? Seul jest taki duży, a ja trafiam na Monick i to wtedy kiedy nie jestem sama. Czy jest szansa żeby uciec? Chyba jednak nie.
-Kto to?- Szepnęła Soohyun.- Jest na prawdę ładna.
-To właśnie Monick.
-Poważnie?!
-Yhm.- Pokiwałam głową.
-Co za spotkanie. Cieszę się, że cię spotkałam i twoją...
-Siostrę.
-Miło mi. Jestem Soohyun.- Wyciągnęła do niej rękę, a co dziwniejsze Monick uścisnęła ją z uśmiechem na twarzy i to takim prawdziwym. No poważnie? Dzisiaj też jest dzień cudów.
-Na prawdę jesteście do siebie podobne.
-Dzięki.- Soohyun wygląda jakby miała zaraz jej paść do stóp. Nie wieżę w to co widzę. A przed chwilą powiedziała, że mam być od niej lepsza. teraz zaprzecza wszystkiemu co sama powiedziała, ale mogłam się tego spodziewać. To w końcu Monick.
-Chciałabym zabrać ze sobą Sorę, jeśli się nie obrazisz.
-Oczywiście. Możesz iść. Pojadę sama.- Zanim się obejrzałam jej już nie było. Jedyne co zobaczyłam to jej znaczące spojrzenie i dziwny uśmiech. Nie zrozumiała żadnych jej cichych znaków. Znów zdam się sama na siebie.
-Pójdziemy coś zjeść? jestem strasznie głodna, a ty?
-Jasne, chodźmy.- Dałam się zaprowadzić do pobliskiej restauracji. Jest tu całkiem ładnie i mam nadzieję, że ceny też będą jak dla mnie. Zajęłyśmy miejsce w rogu by nikt nas nie rozpoznał. Już zaczynałam się denerwować choć nie padło żadne słowo. Te cholerne przeczucie, że coś się stanie właśnie teraz nie daje mi żyć. Musze się tego jakoś pozbyć.
Zamówiłam tylko kawę bo nagle odechciało mi się jeść.
-Mam teraz na prawdę mało czasu, ale skoro cię już spotkałam to chciałabym z tobą pogadać.
-Pewnie chodzi o tą niezręczną sytuację. Przepraszam, że tak wyszło. Powinnaś się dowiedzieć inaczej. Nie w taki sposób.
-Och, przestań już przepraszać. tak na prawdę to ja źle wszystko zrozumiałam. Tae mi wszystko wytłumaczył. Mam nadzieję, że mnie zrozumiesz. Obracam się w różnych kręgach i chyba przyzwyczaiłam się do tego, że każdy musi być bogaty.To okropna wada. I zapewniam cię, że od teraz już więcej nie dopuścimy do takich niezręcznych sytuacji. Mam nadzieję, że ciągle będziemy dobrymi przyjaciółkami.- Błysnęła uśmiechem podczas kiedy ja próbowałam jakoś przetrawić tę sensację. Czy ja dobrze usłyszałam? Mamy się przyjaźnić jak takie najlepsze kumpele? Ale nie, przecież my już jesteśmy przyjaciółkami. Chyba spodziewałam się po niej innej reakcji. No, ale nie mogę jej od tak powiedzieć, że to beznadziejny pomysł. Jest za miłą osobą. A według mojej siostry potrzebuję więcej przyjaciółek.
-Też mam taką nadzieję.
-Cieszę się, że się w końcu wyjaśniło. A teraz muszę już iść, zaraz mam spotkanie. To się jeszcze zdzwonimy.
-Okej.- Jeszcze przez długą chwilę siedziałam na krześle. Kawa zdążyła ostygnąć i nawet jej nie ruszyłam. Wyszłam z restauracji ze złymi przeczuciami odnośnie dzisiejszego dnia. A przecież dopiero się zaczął.

                                                  *                                  *                                *

Spotkałam się z Carl' em w jego ślicznej chacie. Na prawdę mu czasem zazdroszczę, ale mu tego nie powiem. Nie dał by mi żyć póki sama bym sobie takiego nie kupiła. A to się nie stanie. Tak jak to, że dobrowolnie oddam mu pilota by oglądać te jego głupie filmy. Co to to nie.
-Mówisz, że ja jestem niezdecydowany, ale ty sama skaczesz po kanałach. Zaraz wciśniesz ten guzik na dobre i będziemy musieli oglądać dobranockę.
-Dobra! Zostawmy tu.- Schowałam pilota za poduszkę na której się opierałam. Zaczęłam śledzić jakiś show, ale kiedy pokazali pewną osobę...- To ja może to zmienię.- Oczywiście przecież, że nawet nie zdążyłam bo byłam zbyt pochłonięta zapowiedzią nowego gościa, a nie tym by mocniej trzymać pilota w dłoni.
-To może być całkiem ciekawe.
-Dlaczego chcesz to oglądać? Przecież to jakiś nudny program.
-Według ciebie każdy program z nim jest nudny.
-A czy to nie oczywiste? Gościu pojawia się częściej w moim życiu niż te cholerne duchy, co jest mocno podejrzane. W dodatku jego dziewczyna chcę się ze mną przyjaźnić, ale ja się do tego nie nadaje. Czy w ogóle zdajesz sobie sprawę,że tego, że to się zaczęło od niego. Od tego boga!
-Co powiedziałaś?- Carl natychmiast przybliżył się do mnie z głupkowatym wyrazem twarzy. Co ja takiego powiedziałam? Miałam to zachować dla siebie. Mój błąd.
-Ach, już nic. Oglądaj!- Wskazałam na telewizor byle by nie musieć odpowiadać. Boże, dlaczego nagle zrobiło się gorąco?
-Wow. Ten facet świetnie się prezentuje nawet w dużej rozdzielczości.
-Tylko się nie zacznij ślinić.- Mruknęłam rozbawiona jego reakcją. Ale musiałam przyznać mu rację.

-Dzisiaj gościmy jeszcze jednego bardzo przystojnego gościa. Pewnie wszyscy już się domyślają o kim mowa.-Tłumy na widowni zaczęły szaleć kiedy Tae po prostu się tylko uśmiechnął.
Już teraz nie chciałam tego oglądać, ale nie miałam wyboru więc i tak przysłuchiwałam się wszystkiemu.
Trwało to z pół godziny. Zaczęło się od najmniej istotnych rzeczy takich jak praca kończąc na temacie związków. Odruchowo przechyliłam się w stronę ekranu.
-Teraz muszę zadać ci pytanie na które czekali wszyscy.  Twój związek z Monick.
-Ach, no tak. Co chciałbyś wiedzieć?
-Ostatnio dużo się o was mówi. Połączyliście swoje biznesy czy to oznacza, że już na dobre połączycie się także ze sobą?
-Cóż jeszcze nie myśleliśmy o tym ani nie rozmawialiśmy na ten temat.  Połączenie naszych działalności to biznes, nie ma to nic wspólnego z naszymi relacjami.
-Och, więc tylko biznes. Rozumiem. Więc na koniec pomówmy o twoim nowym projekcie. Opowiedz nam coś o tym.
-Tak na prawdę chodzi o stworzenie kolejnej grupy muzycznej. Ponieważ nasza firma pragnie poszerzyć swoją działalność włączając w to właśnie muzyków.
-A więc nowy boy band. Na pewno będziemy na niego czekać. A tym czasem my już musimy kończyć. 

Pojawiły się reklamy, a ja siedziałam jakaś taka ... zawiedziona? Być może oczekiwałam więcej informacji. Dlaczego tak mało powiedział! A mówiłam, że ten program jest beznadziejny.
-Po co w ogóle to obejrzeliśmy?
-Bo tak.
-Świetna odpowiedź. Mógłbyś chociaż patrzeć kiedy do ciebie mówię, a nie ty się przykleiłeś do tego telefonu. Boże co się dzieje z tymi ludźmi.- Carl popatrzył na mnie jak na wariatkę.- No co?
-W zastraszającym tępię robisz z siebie starą babcię.
-EJ! To nie jest prawda!- Trzepnęłam go w ramię gdy zaczął się śmiać.- W ogóle to z kim tak tam piszesz. Czyżby to kolejna twoja randka?
-Nie. To twoja randka.
-Że co? Co ja ci mówiłam na ten temat durniu!
-Oj, przestań. Jakby nie patrząc to nawet nie randka skoro ja też tam idę z wami. Z resztą obiecałaś.
-Nie przypominam sobie.
-Wtedy gdy wracaliśmy z miasta. i tak cholernie padało.
-Czekaj. Czy ja nie byłam wtedy piana?
-I tak się liczy!
-Nie liczy! Możliwe, że nawet nie byłam sobą gdy to mówiłam.
-I tak pójdziesz!
-Dlaczego tak sądzisz?
-przecież chcesz zapomnieć o Taehyung' ie . Bo znając ciebie właśnie o nim myślałaś. 
-Wow, jesteś na prawdę dobry. To straszne. Idę!

Zdecydowałam się na to z jednego względu. Jeśli faktycznie to pozwoli mi przestać o nim myśleć warto spróbować. Oczywiście zgadzając się na to zgodziłam się również na poznanie tajemniczego kumpla Carl' a, który podobno już czeka na nas w klubie.
Pojechaliśmy tam taryfą byśmy mogli się napić. Ja nie miałam takiego zamiaru. po pierwsze ktoś musiał myśleć trzeźwo, a po drugie jak już wspomniałam kiedy się napiję dzieją się dziwne rzeczy, których ja sama do końca nie pamiętam. jedyne co wiem to to, że mówię w różnych językach, których w ogóle nie znam. To przerażające bo wtedy tracę kontrolę nad swoim ciałem, a ktoś kto już nie posiada swojego ciała korzysta z tego.  Niestety nie potrafię nad tym panować dlatego wolę unikać jakiegokolwiek alkoholu. Za to mój kochany przyjaciel nadrabia to za mnie.
-Jesteś gotowa?
-No pewnie.- ubrana w nowe ciuchy weszłam z Carl' em do głośnego klubu. zdecydowanie dawno byłam w takim miejscu. wszyscy szaleją i nie zwracają uwagi na innych. Jednym słowem to taki dziki tłum. Lecz zawsze jest jeden plus. W takich miejscach nie łatwo jest spotkać ducha z problemami.- Gdzie jest ten twój przyjaciel?- Chciałabym mieć już za sobą to pierwsze wrażenie.
-O, jest. Stoi przy barze.
-Wiesz, wiele osób stoi przy barze.
-Ten białowłosy.
-Nie widzę.
-No to chodź.- Przeciągnięto mnie przez tłum spoconych ludzi, ale przeżyłam i zatrzymałam się na najbliższej osobie.
-Przepraszam.- Podniosłam wzrok na gościa.
-O, to ty.
-To wy się znacie?- Wtrącił się Carl. No, a co ja miałam powiedzieć? Przecież i tak nie mogłam skłamać.
-Poznaliśmy się wtedy przed kościołem. Kiedy zemdlałam, a ty gdzieś wsiąknąłeś.
-Och, więc nie będę musiał was sobie przedstawiać.
-Tak, to chyba nie potrzebne.
-Okej, to pójdę się przywitać zresztą.- Zniknął w tłumie. A stałam zastanawiając się z jaką resztą?
-Co pijesz?
-Wodę.
-Wodę?
-Yhm.- Usiadłam na stołku i oparłam ramiona o blat. W co ja się wpakowałam. I tak niezręczność. Na prawdę, dlaczego to nie mógł być ktoś inny kogo nie znam. Te dziwne przypadki mnie wykończą. Zaczęłam pić wodę by zapchać czym usta.
-Dawno się nie widzieliśmy. Cieszę się, że to jednak z tobą miałem się spotkać. Z inną dziewczyną pewnie nie czuł bym się tak swobodnie.
-Też się cieszę. Pewnie miałabym ten sam problem. Ale chyba nie przyszedłeś tu sam?
-Z przyjaciółmi. Niektórych już poznałaś, a niektórych dopiero poznasz.- O mój boże! Chwileczkę. To znaczy, że... nieee to nie może być prawda. A co jeśli i w ten wieczór spotkam jego?
-Czy przypadkiem przyjdzie tu także Taehyung?- Proszę powiedz, że nie.
-Oczywiście, że będzie. W końcu to on chciał żebyśmy się tu wszyscy spotkali skoro już przyszliśmy się nieco rozerwać. A dlaczego pytasz?
-Tak po prostu.
-Ach, właśnie słyszałem, że razem ze sobą pracujecie. Mam nadzieję, że Tae jest dla ciebie miły. Bo wiesz jeśli trzeba to mógłbym z nim pogadać. On nie ma w ogóle wyczucia do kobiet.
-Ale przecież jest z Monick. Więc chyba nie jest tak źle.- Hymm, do czego ja brnęłam tą rozmową?- Z resztą dzisiaj nie chcę jakoś rozmawiać właśnie o tym.
-Okej, więc chodźmy zatańczyć skoro to nasza pierwsza randka.
* * *
Randka. To słowo non stop powtarzałam w mojej głowie, jednak wcale nie czułam się jak na randce. To raczej spotkanie z przyjaciółmi. A już na pewno nie mogłam nazwać tego randką gdy wiedziałam, że on gdzieś się tu kręci. Sprawy zaczynają przybierać dziwny obrót. Odkąd wiem o jego siostrze nagle zachciałam wiedzieć wszystkiego. A przecież ja nigdy nie mieszam się w sprawy innych. To do mnie nie podobne. W jednej chwili wszystko stało się takie niewygodne i trudne.
Właśnie mijała kolejna godzina w klubie. Namjoon był naprawdę miły i cały czas mnie czymś zabawiał. Na prawdę zaczynałam się rozluźniać no i miałam z nim dużo wspólnych tematów. Ale całe szczęście prysło gdy na horyzoncie pojawił się on. Dziewczyny w jego zasięgu już zaczęły się ślinić. Jednak szybko zrezygnowały gdy obok pojawiła się Monick. No pięknie. Jęknęłam. To jest jakieś fatum. I w ogóle gdzie zniknął Carl? Odkąd tu weszliśmy nawet nie zobaczyłam go w tłumie.
-O, już przyszli? Nie mówił, że przyprowadzi swoją dziewczynę.
-Um, to chyba nic dziwnego.
-Pewnie, że nie. Im nas więcej tym weselej.
-Tak.- Mruknęłam pijąc whisky. Tym razem się na nie skusiłam. Przecież picie wody przez cały wieczór nie miało by sensu. Z resztą już nawet zapomniałam jak to smakuje i cholernie pali w przełyku.  Przynajmniej przypomina mi by nie interesować się przeszłością tego faceta. To może być coś niebezpiecznego i lepiej to ominąć. Starać się żyć z dnia na dzień.  Ale wydaję mi się, że dziś szczególnie będzie to trudne.
Nasze oczy się spotkały. Chociaż jest tu ciemno to i tak wiem, że się patrzy. Monick już do mnie idzie. Zaraz się wszystko wyda. Że zaczęłyśmy być przyjaciółkami. Ja, beznadziejna Sora z problemami wręcz nadludzkimi zdołała wcisnąć się pomiędzy nich. Dwójkę najbardziej znanych ludzi. Aż trudno w to uwierzyć. A jednak teraz to on stoi przede mną i mam wrażenie, że uśmiecha się pod nosem. Ale z rozmyślań wyrwał mnie głos Monick.
-Miałam takie przeczucie, że jeszcze się zobaczymy.
-W sumie nie chciałam tu przychodzić, ale tak jakoś wyszło.- Bo chciałam przestać myśleć.
-Dobrze, że tu jesteś. Tae przyszedł załatwić swoje interesy, ja tylko bym się nudziła. A ty po co przyszłaś?
-Przyjaciel mnie zaciągnął na randkę, na którą nie miałam ochoty.
-Och, więc to jednak z tobą spotkał się Namjoon.
-Skąd wiedziałaś, że właśnie on?
-Bo to ja go tu wysłałam. Nie miałam pojęcia, że prosto do ciebie.

                                                     *                              *                             *

Nie no to po prostu jest dla mnie za dużo. Jakim cudem nagle wyszło, że spotykam się z Namjoon' em? Przecież nawet dobrze się nie znamy. Nie myślę o nim jak o osobie którą mogłabym darzyć jakimś innym uczuciem niż przyjaźń. A to wszystko znów wina tego egoisty. Gdyby nie był takim wyniosłym dupkiem inaczej by się to potoczyło. Nikt by nie zdążył powiedzieć, że my to niby na poważnie.
Zaraz zwariuję. Na szczęście dobrze, że on sam tego nie słyszał. A ja zdążę to wyprostować jak tylko się jeszcze czegoś napiję i znajdę tego idiotę. 
Po drodze minęłam Jin' a od którego dowiedziałam się, że Tae właśnie wyszedł na dwór. Monick siedziała z resztą towarzystwa więc miałam nadzieję, że jeszcze go złapię zanim zdążę się wywrócić.
Oczywiście z moim szczęściem jakimś cudem zdążyłam go zobaczyć. Siedział na murku paląc papierosa. Nawet nie wiedziałam, że pali, ale to nie ważne. Trochę chwiejnym krokiem podeszłam do niego. Spojrzał na mnie dziwacznie. Tak jakby był czymś całkowicie wykończony.
-Co ty tu robisz? Nie powinnaś teraz bawić się ze swoim chłopakiem?
-A ty?
-Ja nie mam chłopaka jeśli o to ci chodzi.
-Nie o to mi chodzi.- Usiadłam obok niego nie zważając na to, że mu się to nie spodobało. A może myślał, że w ogóle tego nie robię bo nie będzie mnie na to stać. Ale to już nie ważne bo nie sądzę bym mogła się podnieść bez czyjejś pomocy.
-Więc o co?
-Namjoon wcale nie jest moim chłopakiem.- Wybełkotałam to całkiem poważnym tonem jak na mnie.- Jesteśmy na pierwszej randce jeśli w ogóle można to tak nazwać.- Zamilkłam na chwilę zastanawiając się dlaczego mu to mówię, ale zgubiłam wątek i znów zaczęłam gadać.- A ty zacząłeś nazywać Monick swoją dziewczyną już po pierwszej randce?
-Tak.
-To nieco dziwne. Nie chciałeś jej bliżej poznać?
-Przyjaźniliśmy się od dziecko. Myślę, że znam ją aż za dobrze.
-Och, rozumiem.- Znów milczę póki z mojego gardła nie wydobywa się czknięcie. Od razu zasłoniłam usta dłonią. Nie przewidziałam tego, że zacznie się uśmiechać. Pierwszy raz widzę jego pełny uśmiech. Matko kochana, to jest zabójcze! Szybko odwróciłam głowę w drugą stronę. Co za wstyd!- Chyba już sobie pójdę.- Dźwignęłam się o wiele za szybko aż zakręciło mi się w głowie i gdyby nie silne ręce Tae leżałam bym jak długa.  I choć nie powinnam patrzeć mu w oczy jak jakaś zakochana nastolatka to robię to i on też. Patrzy na mnie rozbawiony. Czuję jak płoną mi policzki. Bo robię z siebie kretynkę po raz  drugi.
Odzyskuję równowagę i poprawiam swoją sukienkę.
-Gdzie chcesz iść. Twój przyjaciel świetnie się bawi w środku. Wątpię czy byś go tam znalazła.
-On zawsze mi to robi. I co niby ja mam teraz zrobić.- Czekać aż stamtąd wylezie jest bez sensu. Ale chwileczkę mam jeszcze ze sobą torebkę, a w środku powinien być portfel. Może starczy mi na jakiś nędzny środek transportu... a może i nie.
-Wiedziałem, że tak będzie.
-Że co?- Schowałam portfel do torebki. Czyżby widział moje oszczędności życia? Kolejna porażka.- Sama sobie poradzę!- Wymierzyłam palec w jego twarz.
-Na pewno.- Zanim zdążyłam ogarnąć co i jak. Jego ręka złapała moją rękę i pociągnął mnie gdzieś.
-Czy to nie jest porwanie? A co jeśli ktoś nas zobaczy. A Monick. Nic jej nawet nie powiedziałeś. I w ogóle gdzie mnie ciągniesz. To chyba nie jest dobry pomysł.- Zaczęłam wypluwać z siebie mnóstwo zdań bo szczerze nie wiedziałam co dokładnie dzieję się w około mnie. Jednak jednego jestem pewna. Jeśli zaraz nie przestanie mnie tak ciągnąć to zwymiotuję prosto na niego.
Powoli rozpoznawałam otoczenie. Wydaje mi się, że idziemy na parking. Tylko, że ja już nie mogłam tak dłużej.
-Och, poczekaj!- Krzyknęłam i wyrwałam rękę z jego uścisku. W końcu się zatrzymał.- Muszę zacząć oddychać.- Nagle opuściły mnie wszystkie siły i po prostu usiadłam tam gdzie stałam. Na prawdę było mi nie dobrze. Czyżby to właśnie teraz ktoś zechciał odebrać mi panowanie nad moim ciałem albo przekroczyłam mój próg alkoholowy.
-Sora? Wszystko w porządku?

( Narracja Tae )

Miałem zamiar odwieźć ją do domu. Jednak nie przewidziałem, że była aż tak upita. Stała, a nagle usiadła co mnie przeraziło. Kucnąłem przed nią i złapałem za ramiona.
-Sora? Wszystko w porządku?- Odsunąłem włosy z jej twarzy.
-Yhm.- Uśmiechnęła się po czym całkowicie odleciała. No ładnie. Jeśli zaraz jej stąd nie zabiorę ludzie się zlecą i oboje będziemy na pierwszych stronach gazet. Nie pozostało mi nic innego jak o własnych siłach donieść ją do samochodu.  W końcu chodzenie na siłownie na coś się zdało. Zarzuciłem ją sobie na plecy. Prawie, że od razu kolana mi się ugięły. Ale pomyślałem też o mojej reputacji i jakoś dałem radę.
Ułożyłem ją na fotelu i zapiąłem jej pas. Po czym odjechałem stąd jak najszybciej w stronę własnego domu.

Jednak na tym nie koniec. Za nic w świecie nie dało jej się obudzić. Chyba po prostu zemdlała. A dla mnie to oznaczało tylko tyle, że znów będę musiał ją nosić. Ledwo doniosłem ją do kanapy, a byłem wykończony. Poluźniłem krawat patrząc na tę kupę nieszczęścia. I po co tyle piła? Same problemy z nią.
-Za jakie grzechy.- Mruknąłem sam do siebie. Zostawiłem ją na kanapie.Mam nadzieję, że gdy się gdy się obudzi nie zacznie krzyczeć. Zdecydowanie muszę się przebrać. Zamknąłem się w łazience myśląc co dalej począć. Mam w domu jedną z pracownic, co by się nigdy nie stało gdybym wtedy nie pociągnął jej za sobą. Sam do końca nie rozumiem motywów swojego działania. Po prostu tak jakoś wyszło.  Teraz już nic nie zmieni faktu, że leży na kanapie i prawdopodobnie spędzi tu całą noc. Jakoś to przeżyje. Będzie pół biedy jeśli się nie obudzi. Nie do końca wiem co robić z pianymi ludźmi. 

                                         *                                     *                                *

Nie mogłem zasnąć  myślą, że jest tu kobieta i nie jest nią Monick. Minęły dopiero pierwsze minuty, a wpatrywanie się w sufit już stało się męczące i nudne. A co najdziwniejsze miałem dziwne przeczucie, że żywy obiekt porusza się po moim domu.
Zerwałem się z łóżka i zszedłem na dół. Miałem rację. Nie było jej na kanapie.
-Gdzie ona polazła.
-Tutaj jestem.- Faktycznie stała oparta o framugę. Ale jednak coś było z nią nie tak. Dziwacznie się uśmiechała, tak nie podobnie do niej. Powoli zapaliłem lampkę i znów na nią spojrzałem. Nie miała na sobie butów.
-Gdzie twoje buty?
-Wyrzuciłam, poleciały sobie. Chlup.
-Chlup? Jakie... czekaj, wyrzuciłaś je do basenu?- Co  z tą dziewczyną jest nie tak. Żeby po pijaku pozbawiać się butów.
-Oooo, masz basen?- Podbiegła do mnie aż za ochoczo. Odsunąłem się odrobinę, ale ona złapała mnie za rękę.- Chodźmy popływać!- Zaczęła mnie ciągnąć w stronę ogrodu.
-Chwileczkę.- Szarpnąłem nią i wróciła do poprzedniego miejsca.- Jesteś piana. Nie możesz pływać. Jest jedenasta w nocy.
-To co z tego. Moje ciało wygląda dobrze nawet o północy!
-Nie wątpię.- Mruknąłem.
-Chcesz zobaczyć?
-Że co?
-Ciało.- Nadal nie rozumiałem o co jej chodzi póki nie zaczęła się rozbierać. Zdezorientowany zrobiłem to co pierwsze wpadło mi do głowy. Wręcz w dwóch krokach pokonałem dzielący nad dystans i złapałem ją za ręce. 
-Zdecydowanie nie chcę oglądać twojego ciała.- Jakkolwiek to zabrzmiało i tak to niedorzeczne. I wcale nie myślałem o takiej rozrywce kiedy mi się nudziło.
-Um, no dobrze.- Odparła smutna. Co tu się dzieje??
-Może sobie usiądziesz? Przyniosę ci coś do picia.- Oddaliłem się do kuchni po wodę. Kiedy wróciłem byłem w szoku.- Kiedy ty to...
-Była tak miękka. Chciałam sprawdzić czy w środku też taka jest.- Odstawiłem szklankę z trzaskiem na stolik.
-I jak. Jest.- Zapytałem próbując opanować emocje. Nóż w ręce tego bachora to istne niebezpieczeństwo. Ostrożnie wyrwałem jej z dłoni ostry nóż. Na prawdę przez chwilę było strasznie.
Poszedłem go odnieść, a za ten czas szklanka stała już opróżniona, a Sora wpatrywała się w szczątki poduszki. Tak, zamordowała jedną z poduszek na kanapie. Starałem się ogarniać to fruwające pierze, ale to nie miało najmniejszego sensu skoro wszystko co zdołałem upchać do środka dostawało się do rąk Sor' y i fruwało. Usiadłem wściekły i zarazem zrezygnowany na jednym z foteli.
-Słuchaj no.- Zabrałem jej zmasakrowaną poduszkę by zwróciła na mnie uwagę.- Nie mam pojęcia kto cię nauczył manier, ale to mój dom więc od teraz mogłabyś pohamować swoją żądze destrukcji. Zrozumiałaś?- Zapytałem całkiem poważnie, ale ona tylko przekrzywiła głowę jak to robią te małe pieski. W innych okolicznościach uznał bym to za urocze, ale to zdecydowanie nie te okoliczności.
-Co to żądza?
-O boże.- Miałem wielką ochotę krzyknąć.- Nie ważne.- Machnąłem na to ręką. Od początku tłumaczenie czegokolwiek tej dziewczynie nie miało sensu. Jutro nie będzie niczego pamiętać.
-Okej.- Wzruszyła ramionami jak mała dziewczynka i wyłożyła się na dywanie. Milczała, a to było najważniejsze. Już prawie zasypiałem na fotelu. Jednak okazało się, że za szybko się cieszyłem tym spokojem. Bo nagle ni stąd ni zowąd Sora chwyciła za pilota. W pierwszej chwili myślałem, że włączy telewizor i pobudzi wszystkich sąsiadów, ale nic takiego się nie stało. Użyła go jako mikrofonu, a to co się stało potem zaskoczyło mnie bardziej niż rozerwana poduszka. Ta dziewczyna wyrzucała z siebie potok słów, których nie rozumiałem. To chyba w ogóle inny język. Bardzo podobny do hiszpańskiego, ale nie byłem pewien. Patrzyłem na nią i jej występ. Machała rękoma na wszystkie strony jakby coś prezentowała. Już sam nie wiedziałem czy się śmiać czy to przerwać.
W pewnej chwili podsunęła mi pod nos pilota. Patrzyła na mnie wyczekująco bym coś powiedział, ale przecież nawet jej nie zrozumiałem. Więc po prostu odebrałem jej tego pilota i wsadziłem między oparcie.
-Koniec tych durnot.- Z drugiej strony nie miałem pojęcia, że znam inny język niż koreański.
Wybełkotała coś po swojemu i wybuchła płaczem. Od tak po prostu. Musiałem szybko działać żeby ją jakoś uspokoić bo inaczej to policja będzie uspokajać nas oboje.
-Przestań ryczeć, proszę.- To nic nie podziałało.- To był tylko głupi pilot nie żaden mikrofon.- To też nie zadziałało.- Co ty ode mnie chcesz.- Zapytałem prawie, że na skraju wytrzymania nerwowego.- Jeśli zaraz nie przestaniesz sam zacznę płakać.- O dziwo to podziałało.- Poważnie.- Wstałem z dywanu i ona także.- Nie jesteś śpiąca? Wariujesz już od godziny. Trochę alkoholu powinno z ciebie wylecieć.
-Yhm. Śpiąca.- Wyciągnęła do mnie ręce na co jedynie parsknąłem śmiechem.
-Żartujesz.- Ale nie żartowała.
-Śpiąca.- Powtórzyła jak małe dziecko. Co jeszcze mnie dzisiaj spotka?
-To idź na kanapę.- Może wreszcie dasz i mi spać. Uznałem, że skoro jest śpiąca to pewnie zaraz zaśnie więc poszedłem na górę. Zrobiłem pierwsze trzy kroki na schodach, ale coś się za mną wlekło.
-Powiedziałem żebyś szła na kanapę. To w drugą stronę.- Nawet pokazałem jej to palcem i ruszyłem na górę, lecz pozbycie się jej było nie możliwe. Wtargnęła do mojego pokoju co było wręcz bezczelne.
-Co ty...- Nieoczekiwanie położyła mi palec na ustach. O co tu chodzi?
-Nie bądź zły. Chcę spać.- Po tych słowach poleciała prosto w moje ramiona.
-Uch, jeszcze raz i tego nie przeżyję.- Ułożyłem ją na własnym łóżku. Nie będe jej już nigdzie przenosił. Bogu dzięki, że to już ostateczny koniec tego cyrku. Jeszcze nigdy w życiu nie widziałem by komuś tak zaszkodziły drinki. Cała godzina patrzenia na różne wcielenia Sory. Można to chyba nazwać ciekawym doświadczeniem.
Pochyliłem się nad nią by sprawdzić czy na pewno śpi. Zachrapała cicho więc jednak śpi. Chociaż gdy tak na nią patrzę. Gdyby zmienić ją odrobinę  w szaloną dziewczynę nie była by sama aż do teraz, ale wtedy to nie ja bym się nią zajmował.










sobota, 1 sierpnia 2015

BTS- 5

Dziś mam dla was tylko jedną małą informację. Zanim zaczniecie czytać rozdział radzę zaglądnąć do bohaterów, ponieważ dodałam tam jedną postać.
No i postaram się sprężać szybciej. Zdecydowanie te wakacje mnie rozleniwiają. Ale dziękuję za komentarze. Jest coraz więcej wyświetleń więc będę wpadać tu jak tylko napiszę coś nowego.







Wczoraj wieczorem odbyłam długą rozmowę z Carl' em. Jego tłumaczenia kompletnie pomieszały mi w głowie i stwierdziłam, że postąpię według swojego planu. Obmyśliłam to całkiem logicznie. Uwzględniając wszystkie za i przeciw. Doszłam tylko do jednego wniosku. A mianowicie, że bycie dziwną i zwariowaną to moja jedyna karta jaką posiadam. Oczywiście zauważyłam, że lepiej dla mnie jeżeli już tak myśli. Wtedy oszczędziłabym sobie tego wszystkiego.
Pomyślałam również o Monick. Tutaj miałam większy problem bo dziewczyna od początku była dla mnie miła. Dlatego też zamierzam powiedzieć jej prawdę o moim nieszczęsnym zawodzie. I tym razem na pewno nie dam jej powodów by źle mnie zrozumiała. Więc zakładając swój fartuszek byłam w dość dobrym humorze. Jestem pewna, że żaden zmasakrowany duch mi go nie zepsuję.
Z uśmiechem na twarzy zaczęłam szorować mopem hol. Nawet kiedy przeszło przez niego z dziesięć osób i ciągle musiałam myć od nowa nie mrugnęłam na to okiem. Wiedziałam, że tak musi być. Nic nie mogłam na to poradzić.
Kiedy wynosiłam śmieci, na parking wjeżdżało znajome auto. Tylko na chwilę zatrzymałam na nim wzrok. I nasze oczy się spotkały. To były tylko sekundy, ale bardzo dziwne sekundy. A może tylko mi się zdawało. W końcu jakie to ma znaczenie?
Wróciłam do budynku i poszłam zrobić sobie kawę.
-Widziałaś go dzisiaj?- Zagadnęła mnie jedna ze sprzątaczek, z którą zamieniłam zaledwie trzy słowa od czasu kiedy zaczęłam tu pracować.
-Ale kogo?- Nie zbyt wiedziałam o co jej chodzi.
-No jak to. Przystojnego, młodego, dobrze ubranego syna prezesa, oczywiście.- Zaśmiała się jakbym to ja była tu walnięta z nas obojga.
-Aaa, mówisz o Taehyung' ie? Właśnie wjeżdżał na parking.
-Myślisz, że jeszcze zdążę go zobaczyć?- Zadała mi pytanie, na które nie zdążyłam odpowiedzieć, ponieważ zniknęła mi z oczu.
-Wow.- To już jest obsesja. Przecież on co najwyżej powie jej ,,dzień dobry'', a nawet tego może nie robić tylko kiwnie głową. A zresztą co mnie to interesuje. W moim przypadku jest podobnie.

(10:16- Biuro prezesa )

Spóźniłem się tylko jedną minutę. A mój własny ojciec wygląda jakby chciał mnie zabić. Chociaż on wygląda tak zawsze, gdy coś mu się nie podoba. Ciekawe co tym razem jest tym powodem.
-Usiądź synu.- Tak też zrobiłem.- Wiesz, że jemy dziś obiad z Monick.
-Pamiętam.
-Czy kupiłeś jej jakiś ładny prezent?
-Naszyjnik musi wystarczyć. Trudno jest znaleźć coś dobrego w jeden dzień.
-Masz rację. To musi starczyć.- Pokiwał głową w zamyśleniu.
-Coś się stało? Jakieś kłopoty?
-W sumie to nic takiego. Tylko jej matka także postanowiła się dołączyć.
-A więc w tym problem.
-To żaden problem póki jesteś związany z Monick, a ona cię uwielbia.
-Ale jej nie nosisz.
-Nie znoszę jej charakteru.
-Tak jak chyba wszyscy, którzy ją znają. Ale raczej nie po to mnie tu ściągnąłeś.
-A i owszem. Chciałem ci tylko powiedzieć, że z tej okazji przenosimy obiad tu.
-Tu? Co chcesz przez to powiedzieć?
-Że obiad zjemy w restauracji na górze.
-W tym budynku?
-No tak. Przecież ci to mówię. Co się z tobą dzieję?
-Zupełnie nic. Po prostu się nie wyspałem.- Przez sny o pewnej nieistotnej dziewczynie.

(12:05- Hol główny )

Stałam sobie koło recepcji wymieniając się informacjami z Haną. Chyba jedyną osobą, z którą warto tu porozmawiać.
-Podobno ma przyjść tu ta ropucha.
-Ropucha?
-No wiesz, pani Lee. Wielka szycha. A tak naprawdę to nic nie robi tylko siedzi na dupie albo wydaje kasę swojego męża.
-Kto jest jej mężem?- Pierwszy raz o niej słyszę.
-Właściciel Shin Corporation.
-Poważnie? Ten Shin?
-No oczywiście. Widziałam go tylko raz na żywo, ale mówię ci jest o wiele milszy niż ta jego kochanka.
-Więc ta cała pani Lee jest jego drugą żoną?
-Jaką drugą? Ona jest już trzecia. I zresztą chciałaby być jego żoną, ale kochanka pozostaje kochanką.
-Przyjdzie tu dzisiaj, tak?
-Yhm. Razem z jedyną córką pana Shin' a. Bidna dziewczyna musi użerać się z wstrętną macochą. Dobrze, że przynajmniej na ładnego chłopaka trafiła.
-Chciałabym ją zobaczyć żeby wiedzieć kogo mam unikać.- Po opisie sytuacji zdaję mi się, że będę musiała uważać by nie wejść jej w drogę.
-No pewnie. Jeśli chcesz mogę cię ukryć. Mam jeszcze trochę miejsca pod biurkiem.
-Myślę, że nie będzie mi to potrzebne.
-Jak tam sobie chcesz. O, patrz o wilku mowa. Limuzyna już jedzie. Gdybym mogła sama schowałabym się pod biurkiem.- Zaczęłam wypatrywać kto pierwszy wysiądzie ze środka. Chciałam już wiedzieć jak wygląda ta straszna ropucha, której nie znosi Hana. Oczekiwałam starej, pomarszczonej zrzędy z mnóstwem biżuterii na nadgarstkach. Jednak całkowicie się pomyliłam. Burza blond włosów to pierwsze co rzuciło mi się w oczy. Zaraz potem była szczupła sylwetka jak u osy i ubrania mówiące tylko tyle, że i tak ma więcej pieniędzy niż każdy myśli. Z tej odległości nie mogłam zobaczyć jej twarzy, ale zapewne musi być bez żadnej zmarszczki. Za nią pojawiła się kolejna dziewczyna. W okularach przeciwsłonecznych choć na dworze nie było ani grama słońca. No cóż kto bogatemu zabroni?
Wzięłam się za swoją pracę. Zerkając na drzwi. Przyznam, że chciałam zobaczyć je z bliska. Nie zawsze nadarza się okazja do zobaczenia wielkich milionerów. W miarę jak się zbliżały do recepcji byłam coraz bardziej przekonana, że skądś znam tę drugą twarz. Tak jakbym już kiedy się z nią spotkała.
-Mocink pośpiesz się.- Usłyszałam to imię i zamarłam, a zaraz potem moje serce zaczęło dudnić o wiele za szybko i za głośno. Co robić?!! Porzuciłam szczotkę z wielkim hukiem i spieprzyłam w jedyne miejsce jakie mi zostało.
-Musisz mnie tu ukryć.- Popatrzyłam na Han' ę błagalnie.
-Jednak się zdecydowałaś. Dobry wybór. Będę cię kryć.- Gdy głosy stały się wyraźne wstrzymałam oddech w obawie, że ktoś może mnie usłyszeć. Ostatnie czego potrzebowałam to tego by Monick nakryła mnie jak klęczę za biurkiem byle by się z nią nie spotkać. Może i chciałam powiedzieć jej prawdę, ale na pewno nie teraz kiedy jest tu z swoją matką, która jest podobno okropną kobietą. Słyszałam jej głos. Wyniosły i dumny, aż mnie przeszły ciarki. Wręcz widziałam jak nogi Han' y drżą ze strachu. Ja cała drżałam ze strachu. To były najgorsze pięć minut zagrażające mojemu życiu. Stukot obcasów był dla mnie jak tykanie bomby. Dopiero kiedy całkiem ucichło, postanowiłam wychylić głowę zza biurka. Odetchnęłam tak głośno, że aż rozniosło się echem po korytarzu.
-Widziałaś to.- Szepnęła Hana.
-Nie dało się nie zauważyć.- To jakaś cholerna zmora. Od dziś mogę nazywać cudem to, że uniknęłam tego spotkania. Serce wciąż wali jak oszalałe. Chyb przeżyłam zawał pierwszego stopnia. Inaczej nie da się tego nazwać.
-Dzięki, że mnie schowałaś.
-Nie ma sprawy, ale lepiej będzie jak zaszyjesz się gdzieś na godzinę.
-Tak zrobię.- A wręcz zrobiłam to natychmiastowo zabierając po drodze miotłę.
Schowałam się w pokoiku i choćby nie wiem co nigdzie się stąd nie ruszę. Że też nie pomyślałam o tym wcześniej. Przecież to takie oczywiste. Monick przychodzi odwiedzić swojego chłopaka w pracy i zjeść z nim razem obiad. Mamusia się dołączyła, a w rezultacie to ja kończę na podłodze.
Czy to może stać się jeszcze bardziej beznadziejne?
Aż się otrząsnęłam żeby wyrzucić z głowy te obrazki, które zaczęły się pojawiać.

* * *

Pół godziny minęło w całkowitym spokoju. Tyłek rozbolał mnie od tego bezczynnego siedzenia na stołku. Zdecydowanie musiałam robić coś więcej niż tylko pić kawę i herbatę na zmianę. Przy czwartej byłam zmuszona wyjść do najbliższej toalety. Pomyślałam na początek, że było by najlepiej czołgać się po podłodze. W końcu i tak bogacze zawsze zadzierają wysoko głowy. Nikt by mnie nie zauważył. Z drugiej strony to jednak śmieszny pomysł i pozbawiony jakiegokolwiek sensu dlatego też postanowiłam na zwyczajność. Przemknęłam przez korytarz niczym cień. Przynajmniej tak mi się zdawało. Przed samymi drzwiami, znikąd wyrosła przede mną kobieta ubrana w dokładnie taki sam fartuszek co ja.
-Potrzebna jest sprzątaczka na najwyższe piętro. Lepiej się pośpiesz.- Wcisnęła mi w ręce ściereczki i poszła w swoja stronę. Spojrzałam jeszcze raz na ściereczki w moich dłoniach i w stronę gdzie poszła nieznajoma. Nie było jej, a ja zostałam sama z misją do wykonania. Wzruszyłam ramionami i wsiadłam do windy. Starałam się zignorować fakt, że muszę do toalety. Całkiem spokojnie i na luzie szłam sobie przez pustą restaurację omijając stoliki. Nikogo tu nie było więc stwierdziłam, że zapewne ktoś potrzebuję mnie w sali zamkniętej.
-Nie powinnaś tam iść.- Znajomy głos kazał mi się zatrzymać.
-Właśnie, że powinnam. To moja praca.- Ruszyłam w stronę uchylonych drzwi zza których dobiegały śmiechy.
-Wiem, że nie jestem w stanie cię zatrzymać. Jednak nie chcę żebyś tam wchodziła.- Spojrzałam na nią groźnie i dopiero wtedy zaczęłam mówić.
-Nie widzę powodu dla którego nie miałabym się tam pojawić.
-Skoro jest taka twoja decyzja.- Nie odpowiedziałam, a ona zniknęła. Przez nią zaczęłam nabierać podejrzeń, że w środku czeka na mnie coś strasznego.
Pchnęłam szerzej drzwi by dać znać, że już jestem. W końcu nie chciałam ich zaskoczyć. Dlatego też z uśmiechem podniosłam wzrok. Jednak mój uśmiech szybko zszedł mi z twarzy. Zastąpiło je najzwyczajniejsze niedowierzanie i szok. Nie chciałam ich zaskoczyć, ale to oni zaskoczyli mnie. Przez naprawdę krótką chwilę stałam jak słup soli.
-Pod stołem rozlała się kawa. Mogłabyś to posprzątać.- Skierowałam zabłąkany wzrok na nikogo innego tylko tą wredną ropuchę. Przełknęłam tylko ślinę i kiwnęłam głową. Starałam się nie patrzeć na twarz Monick i Tehyung' a. Chociaż ich palący wzrok czułam na sobie nieustannie. Nawet gdy musiałam się wczołgać pod stół.
Zaczęłam ścierać tę rozlaną kawę. Oczywiście mogłam się spodziewać tego, że nikt nawet się nie ruszy by ustąpić mi miejsca. Musiałam omijać ich drogie buty jakby to było dzieło sztuki. Na prawdę mocno zaciskałam szczękę by nie zaczął płakać pod stołem. Dzisiaj zdecydowanie nic nie wyszło tak jak chciałam. I choć to wydaję się najdziwniejsze bardziej myślę o tym co myśli Tae i Monick, a nie tym, że jest tutaj sam prezes. Ich mam akurat gdzieś.
Ścisnęłam w ręce te cholerną ścierkę. Najlepiej zrobię jeśli już wyjdę. Nie wiem czy zniosę jeszcze więcej upokorzenia niż to warte. Wczołgałam się spod stołu, lecz zanim wyszłam zerknęłam ten ostatni raz na tą dwójkę. Taehyung ściskał poręcz krzesła aż mu kostki zbielały. Wyglądał jakby chciał się zaraz podnieść i wyjść. Prawie, że nie widocznie pokiwałam głową by tego nie robił. Pogorszył by tylko sprawę, a przecież i tak teraz powinien być z Monick. Odwróciłam się i wyszłam od razu wypuściłam z siebie całe powietrze jakie ciążyło mi w środku. Walnęłam ścierką w stół i uciekłam prosto po swoje rzeczy. Zdecydowanie nikt się nie obrazi jeśli dziś wyjdę wcześniej. Nie chciałam iść od razu do domu dlatego też weszłam do pierwszej lepszej kawiarni z telewizorem na ścianie. Zaraz po tym jak usiadłam włączyli wiadomości.

,,-A teraz czas na najświeższe wiadomości dnia.
Najgorętsza para show biznesu Kim Taehyung i Monick
spotkali się by jeść razem obiad i to w samej wytwórni BIG HIT.
Jak donoszą nasze sprawdzone źródła w samym spotkaniu uczestniczyła także
matka Monick. Czyżby już zaczęto myśleć nad ślubem tych dwojga?
Miejmy nadzieję, że już nie długo będziemy mogli zobaczyć ten wielki pierścionek na jej dłoni.''

Reporterka skończyła mówić, a mnie się zrobiło niedobrze. Czy faktycznie omawiali ten sój przyszły ślub? I dlaczego nie potrafię przestać się wściekać na siebie za to, że w ogóle się poznaliśmy? A mogłam posłuchać i nie wchodzić tam. Z drugiej strony gdybym tylko wiedziała nigdy by mnie tam nie zobaczyli. To wszystko jest bez sensu.

# # #

Po tym jak wyszłam z pracy długo wałęsałam się po okolicy. Na wszystko mogłam jedynie patrzeć z daleka. Podczas tego spaceru wręcz wszystko przypominało mi o tym, że nie mogę równać się z życiem innych, którzy mają pieniądze. Ciuchy były ładne, ale za drogie. Dlatego też by więcej się już nie dołować usiadłam na ławce przed domem oczekując, że wszystko samo się naprawi. Albo chociaż cokolwiek się wyjaśni.
-Ach! To wszystko twoja wina!- Krzyknęłam w pustą przestrzeń. Odpowiedziało i tylko echo. Chyba dalsze siedzenie tutaj nie ma sensu.
-Czy nie mówiłam żebyś uważała.
-No nie. Tylko nie teraz. Nie mam ochoty na nic. Zwłaszcza na słuchanie o nim. Ma jakiś problem niech se rozwiąże go sam. Większość ludzkości radzi sobie sama. W tym ja.
-Myślałam, że chcesz usłyszeć coś związanego ze mną.-Zatrzymałam się przed drzwiami. Czy chcę?
-Skoro nie będziemy rozmawiać o nim.- Usiadłam z powrotem.- Ale ostrzegam, iż nie obiecuję, że mu pomogę jeśli powiesz mi wszystko.- Zaznaczyłam.
-Dobrze.
-Więc co chcesz mi powiedzieć?
-Opowiem ci jak zginęłam.
-To nie będzie nic miłego.- Mruknęłam.
-Niestety raczej nie. Umieranie nigdy nie jest niczym zabawnym. Jednak opowiem ci wszystko to co chcesz wiedzieć. Zacznę od tego jak w ogóle poznałam Tae. Kiedy byłam jeszcze małym dzieckiem rodzice oznajmili mi, że będę mieć brata. Nie byłam tym zbytnio zadowolona, ale z biegiem lat nie mogłam powiedzieć, że go nienawidzę. Stał się kimś z kim spędzałam mnóstwo czasu. Kiedy miałam 15 lat zostałam wysłana do Anglii by się tam uczyć. Więc razem z mamą wyjechałam zostawiając tego durnia samego z ojcem. A kiedy wróciłam on już nie był sobą tylko wielkim biznesmenem. Tak jakby już nie potrafił się bawić w życiu. A przecież wciąż jest jeszcze dzieckiem. Powiedziałam mu tak wtedy, a on się oburzył. Powiedział, że zrozumiał kim jest i co musi robić. I, że skoro go zostawiłam powinnam była też się wziąć za siebie. Tak jakby to ja nagle stała się dziecinna i ta najgorsza. Wkurzyłam się i wsiadłam w samochód i już pewnie domyślasz się co było dalej.
-Na prawdę mi przykro. Nie wiedziałam, że miał siostrę.
-Nie sprawdzałaś go?
-Nie. Dlaczego miałabym to robić?
-Bo jest twoim szefem. Każda dziewczyna chciałaby by on był jej szefem.
-Jakoś nie wpadło mi to do głowy. Z resztą nadal nie rozumiem co ja mam z tym wspólnego. Jak na razie opowiedziałaś mi strasznie smutną historię dwojga rodzeństwa. Co się działo dalej? W końcu pewnie chodziłaś za nim wszędzie już od dłuższego czasu.
-Jakoś nie mogłam go tak zostawić i odejść. Ja ciągle pamiętam jaki był wcześniej. Dlatego patrzę na jego życie i nie jest takie jak powinno być.
-Przecież nie każesz mu żyć tak jak ty chcesz. To jego życie. Nawet ja nie mogę tego zmienić.
-Ale ty właśnie to robisz. Może nie świadomie, ale jednak.
-Nie żartuj sobie. Dziś na pewno nie zmieniłam nic. Najadłam się wstydu.
-Może i tak. Ale to nie zmienia faktu, że na spotkaniu był nie wyspany i to przez ciebie.
-Przeze mnie?
-Yhm. Chyba go denerwujesz, ale nie wie co z tym zrobić.
-Jasne. Kto tu kogo denerwuje.
-Tak czy siak już nie wiele czasu mi zostało. Jak pewnie dobrze wiesz kiedyś muszę stąd odejść na zawsze. To, że tu jesteś było zwykłym przeznaczeniem.
-Lub też zwyczajnym przypadkiem.
-Może i tak być. Ale nie przejmuj się tym co się stało dzisiaj.
-Wcale się nie przejmuję.- Zaprzeczyłam szybko na co się zaśmiała. Pierwszy raz słyszę jak ktoś kto nie żyję śmieję się. A jednak brzmi to tak samo jak na żywo.
-Na pewno nie. Miło było z tobą porozmawiać.
-Bo tylko ja ciebie widzę?
-Tak.- Rozmyła się i znów zostałam sama. Tym razem dostałam parę ważnych wiadomości nad którymi powinnam pomyśleć. Może coś się z czymś łączy? Chciałabym żeby tak było.
-Panienko, wszystko w porządku?
-Tak! Nic się nie dzieję.- Zerwałam się ławki i weszłam do domu. Bidny sąsiad pewnie widział jak gadam sama do siebie. Na prawdę powinnam bardziej uważać. Ale jest dopiero 18:00, a ja muszę pomyśleć. A najlepiej myśli się w trakcie biegania.
Znalazłam w szafie stare dresy i poszłam prosto do najbliższego parku. Ludzi nie było za dużo. Ale czemu się dziwić, pogoda nie jest za dobra. I mam wrażenie, że te wszystkie ciemne chmury są tylko nad moją głową. Chyba czas trochę przed nimi pouciekać.
Na początku wcale nie było tak źle, ale po godzinie biegania myślałam, że umrę. Potrzebuję powietrza! Doczłapałam do najbliższego drzewa i się do niego przykleiłam ciężko oddychając. Mordercze biegi to zdecydowanie nie dla mnie. Przecież je nie mam kondycji!
-Może trochę wody?- Przed moimi oczami pojawiła się butelka z płynem życia. Dobrze wiedziałam od kogo jest i wcale bym jej nie przyjęła gdyby nie fakt, że umieram. Wzięłam jeden łyk i oddałam mu.
-Możesz ją sobie wziąć.
-Okej.- Opuściłam rękę nie bardzo wiedząc co dalej powiedzieć. Bo przecież nie podniosę głowy. Zaraz pewnie zobaczyłabym coś w jego oczach. To może być coś nie miłego dla mnie. Najlepiej jeśli sobie pójdzie.- Po co tu przyszedłeś?
-Na pewno nie po ciebie.
-Oczywiście, że nie.- Zarozumiały idioto.
-Przyszedłem się przejść. Nie wiedziałem, że biegasz.- Bo nie biegam. Tylko myślałam o twoim marnym dzieciństwie. Ych, to naprawdę świetne wytłumaczenie.
-Czasami. Właściwie to miałam już wracać. To na razie.- Porzuciłam moje drzewo i ruszyłam przed siebie.
-Hej, poczekaj! Wracajmy razem!- Och, jednak chcę rozmawiać. Już przed nim nie ucieknę. Nie mam na to sił.
-Nie masz przypadkiem jakiegoś bardzo ważnego spotkania. Albo randki ze swoją dziewczyną?
-Nie i nie. Oraz mam wrażenie, że nie chcę porozmawiać ze swoim szefem.- Jednak w końcu załapałeś chłopie!
-Teoretycznie nie jesteśmy w pracy.
-Więc dlaczego uciekasz?
-Nie uciekam. Jestem zmęczona. Ja ciężko pracuję kiedy ty siedzisz za biurkiem.
-Chcesz powiedzieć, że...
-Przestań!- Zatrzymałam się patrząc na niego groźnie.- Zaraz wszystko przekręcisz.
-Ale przecież...
-Zapomnij! Nic nie mówiłam. Po prostu idźmy w ciszy. Okej?
-Nie do końca, ale jeśli chcesz.- Hymm, to dziwne. On na serio mnie posłuchał i się nie odzywa. Nie powie nawet co z Monick i tą całą sytuacją? Bo chyba po to się mnie uczepił, tak? Albo może wcale go to nie obchodzi i przyszedł się ze mnie ponabijać? Ale nieee. To nie może być to. Zrobił by to już wcześniej gdyby chciał.
-To... więc...Monick bardzo się wkurzyła?- Musiałam to wiedzieć.
-Była zaskoczona i ja też. Ale postarałem się jej to wytłumaczyć. Powiedziała, że musi pomyśleć.
-Ta, dziś jest dobry dzień do myślenia.
-O czym?
-O tym czy jutro mam przyjść do pracy.- Wydukałam.
-Dlaczego miałabyś nie przyjść?
-Nie żartuj sobie. Stałam się ludzkim mopem. Gorzej być nie może.
-Na prawdę masz zamiar się tym przejąć? To do ciebie nie podobne.
-W ogóle mnie nie znasz.
-Ale poznaję.
-Nie od najlepszej strony. Dokładnie wiem co sobie o mnie myślisz.
-Nie znam cię za dobrze. Co miałbym myśleć?
-Nie, nic.
-A ty co myślisz sobie o mnie?
-Pomyślmy. Myślę, że jesteś całkiem mądrym chłopakiem z zadatkami na playboy' a, ale tego nie wykorzystujesz bo jesteś dobrze wychowany albo dobrze to ukrywasz. Nie masz niczego czego byś już nie miał, a każda dziewczyna w firmie najzwyczajniej cię podgląda gdy przechodzisz przez główny korytarz. Podsumowując jesteś chodzącym bogiem z portfelem wypchanym kasą.- Powiedziałam to co sama zauważyłam, ale tak naprawdę mogłabym powiedzieć o wiele więcej. Na przykład dlaczego nie żyjąca siostra łazi za mną od dwóch tygodni.
-Na prawdę to powiedziałaś? No nie wierzę.
-No co? Przecież chciałeś wiedzieć.- Czy teraz ma się zamiar na mnie wściec. To bardzo możliwe bo przecież on zawsze wszystko przekręci na moją nie korzyść.- Powiedziałam coś nie tak.
-Nie. Po prostu jeszcze nikt mi nie powiedział, że jestem bogiem.
-Ashi, jesteś beznadziejny! Tego pewnie też nikt ci nie powiedział. Więc mówię ci to ja!- Przyśpieszyłam kroku choć i tak słyszałam jak za mną biegnie. Więc ja też zaczęłam biec. Ciekawe jak będzie mu się biegło w garniturze.
Z uśmiechem na twarzy pobiegłam jeszcze szybciej ignorując jego wrzaski bym przestała. Tym razem dobiegłam aż do samego parkingu. Kiedy się zatrzymałam by sprawdzić co z tym biedakiem zaczęłam chichotać jak wariatka.
-Bo to takie zabawne. Dlaczego nie poczekałaś?
-Nie kazałam ci za mną biec.
-No naprawdę?
-Yhm. Z resztą jest już późno. Będę już szła.
-Sora.
-Tak?
-Tak naprawdę przyszedłem tu po ciebie.
-Co?- Ledwo wyszeptałam, a on już wsiadł do auta i odjechał. Mój boże. Przez chwilę poczułam się jakoś inaczej. 





Wielkie dzięki tym którzy swoimi komentarzami dają mi kopa w tyłek do dalszego pisania xd Na prawdę się przydają ;)