środa, 30 lipca 2014

BB- 23

Jestem! Jestem! Wróciłam do was. Nawet nie wiecie jak tęskniłam za wami i blogiem. Chyba za bardzo się do tego wszystkiego. No, ale przynajmniej mam do czego wracać. Tak jak mówiłam nie było mnie przez tydzień i w niedzielę znów mam zamiar wyjechać. Ale jak zawsze wrócę z nowym rozdziałem. Przez te upały aż nic się nie chcę robić.



















Ledwo stoję na nogach, ale przecież nie mogę spać kiedy nie wiem co z tą dziewczyną. Kompletnie nic nie chcę mówić. Osobiście podejrzewam, że przyszła tu uratować Larę, ale jest jeszcze druga sprawa. Dlaczego była w jego pokoju?
-Idź spać ____.-
-Nie mogę teraz spać. Nawet gdybym chciała, a nie chcę to bym nie zasnęła przez … nią.
-Ech niech on z tobą rozmawia.- Szef machnął na mnie ręką. I dobrze ja się nigdzie nie wybieram. Nawet Ji Yong nie zmieni mojego zdania na ten temat. Wydaję mi się, że sytuacja jest na tyle poważna, że ja muszę tu być. Godzina nie ma znaczenia może to być nawet czwarta w nocy. Ji podszedł do mnie i złapał mnie za ręce.
-Nie za dobrze wyglądasz.
-Nie no dzięki. Ty to wiesz co powiedzieć.- Jak zawsze szczery do bólu.- Masz szczęście, że cie kocham, ale nigdzie się nie wybieram.
-Dobrze, więc będę musiał zaprowadzić cię tam osobiście.- Wiem co ma na myśli i szczególnie to mi się nie podoba.
-Ji Yong ja nie …
-Możesz i się o tym przekonasz.- Pociągnął mnie w stronę wyjścia z piwnicy. Chyba już naprawdę jestem śpiąca bo pozwoliłam na to. Poszliśmy do mojego pokoju który nadal pozostawał pusty i miałam w nim nie mały bajzel po ostatnim wieczorze. Który został przerwany.
-Gdzie jest Cleo?
- Pewnie gdzieś wala się w pościeli T.O.P' a.- Odpowiedziałam szerząc się do samej siebie nadal też i sprzątając łóżko.
-Więc może my też powinniśmy wziąć z nich przykład.- Nie spodziewanie złapał mnie w pasie i przewrócił plecami na łóżko.
-No nie wiem. Jestem śpiąca.- Droczyłam się z nim.
-Jeszcze przed chwilą mówiłam co innego.- Jego ręce powędrowały w górę. Przeszedł mnie dreszcz. Ji pochylił się nad moją twarzą patrząc mi na usta. Już pochylał się żeby mnie pocałować aż się zatrzymał w połowie drogi.
-Coś się stało?- przecież się nie ruszyłam.
-Co to jest?- Z rozbawioną miną pokazał mi łyżkę.
-Eeee łyżka?- Starałam się nie roześmiać.
-To wiem, ale co ona tu robi?
-No wiesz nie dałeś mi dokończyć sprzątania. Ostrzegłam, że mam bajzel. Po prostu jadłam lo … znaczy się byłam głodna.
-Ta to jest całkiem w twoim stylu.- Wyrzucił łyżkę za siebie.- To na czym my stanęliśmy?- Ledwo dotknął moich ust, a tu drzwi się uchyliły i zaraz zamknęły. Przymrużyłam oczy i zaraz je otworzyłam.
-To była Cleo?
-Yhm.
-I musimy przestać?
-Yhm.-Ji zszedł ze mnie i poszedł po biedną, zdezorientowaną Cleo.

* * *

Wstałam po 13 i od razu poszłam do piwnicy sprawdzić co i jak.
-Nadal nic?
-Nie powiedziała nic konkretnego. Wiesz przypomina mi to kogoś.
-Ona wcale nie jest taka jak ja! Nie obrażaj mnie.
-No nie powiedziałabym.- Dara obstawała przy swoim.
-To spróbuję z nią pogadać.
-Jak cię wpuszczą.- Już ja o to zadbam. Niby dlaczego miałabym nie zostać wpuszczona do jej celi. Możliwe, że boją się iż mogę zabić ją samym wzrokiem co jest bardzo możliwe. W końcu jakimś cudem znalazła się w pokoju MOJEGO chłopaka. Samo słowo ,,MOJEGO'' jest już bardzo ważne i do czegoś zobowiązuję. Ja już dopilnuję żeby znalazł się z nią sam na sam tylko w sytuacji kryzysowej. Więc muszę z niej coś wyciągnąć. Bo jak nie ja to niby kto się tego podejmie. Przecież nie Yong. Przeszłam się do Yang' a i o dziwno wpuścił mnie uprzednio pouczając czego mam nie robić, a co mogę zrobić. Oczywiście zapewniłam go, że mam zamiar tylko porozmawiać więc nie wiem po co mi ta ostrzegawcza formułka. Kiedy zasiadłam za jedynie stolikiem który nas dzielił poczułam, że to nie będzie takie łatwe jak zazwyczaj bywało. W sumie zawsze było trudno, ale teraz to na pewno co innego. W końcu podobno jest taka jak ja. Nawet przez moment przez głowę przeleciała mi wizja tego co się działo parę godzin w pokoju. Tylko, że ona leżała pod nim, a nie ja. Szybko odpędziłam od siebie tę myśli i przeszłam do sprawy ważniejszej niż … TO.
-W końcu znów mogę sobie z tobą porozmawiać.
-Jakoś nie szaleję z radości.- Odpowiedziała bez namiętnie z założonymi rękoma.
-To dobrze bo ja też nie.- Prędzej po moim trupie. A na to sobie trochę poczeka.
-I tak nic nie powiem.
-Ależ oczywiście.- To już słyszałam.- Chciałam się tylko lepiej poznać. Może kawy?- Postawiłam jeden kubek przed nią. Już wcześniej przygotowałam dwie. Na potrzeby części mojego planu. Zerknęła na mnie to na kubek.
-Chyba podziękuję.- W dzisiejszych czasach nie udobruchasz zwykłą kawą, nie zwykłego agenta czy też szpiega. To nie te czasy. Chociaż innych nie znam.
-Wiem, że ty nie chcesz rozmawiać ze mną tak samo jak ja z tobą. Ale obie wiemy, że nikt cie od tak stąd nie wypuści od tak póki nie zaczniesz mówić coś więcej niż tylko zwykłe słowa.
-Więc jakie są te nie zwykłe słowa?
-Na temat o którym pewnie dużo wiesz.
-Nie szczególnie dużo.
-Ale jednak coś.
-Tego nie powiedziałam.
-Ale tak pomyślałaś. Więc co to?- Wzruszyła tylko ramionami.- Posłuchaj nie z takimi sobie radziłam.
-W to nie wątpię.
-Inni się pewnie z tobą cackali, ale ja nie mam zamiaru. Powiedzieli mi, że nie mogę użyć przemocy, ale jeśli mnie do tego zmusisz to na pewno skończy się to dla ciebie źle.- Nie obchodzą mnie ich zastrzeżenia. Jeśli babka mnie wkurwi to jej pokarzę moją mroczną stronę.
-Chętnie bym pogadała sobie z tym przystojniakiem.- Cholera no wiedziałam. Wpuszczą go tu i będzie po nim. Nigdy w życiu.
-Raczej do tego nie dojdzie.
-No tak trzymaj gwiazdę tylko dla siebie. Też bym tak zrobiła.
-Najpierw myślałam, że jesteś stukniętą fanką, agentką której marzy się zabicie mnie, a teraz obstawiła bym, że jesteś dziwką.
-Tylko w piątki.
-W to nie wątpię.- Rozmawiałam z nią, przynajmniej próbowałam, ale to najwidoczniej nie miało sensu od samego początku. Faktycznie to wyglądało jak rozmawianie sama z sobą. Wyszłam po dwóch godzinach męczenia się. I zrobiłam to tylko dlatego, że musiałam do toalety. Muszę się skonsultować z Cleo czy znalazła coś na jej temat. Pewnie było by szybciej, gdybym chociaż wiedziała jak się nazywa, a tak pozostaję nam patrzeć na zdjęcia. Przeszłam się do dziewczyn, a tam co. Same chusteczki, a w nich rycząca Cleo.
-To są łzy szczęścia, prawda?- Ta jeszcze bardziej zaczęła ryczeć. Przysiadłam się do nich.- Co się stało?- Zapytałam szeptem Bom. Mam co do tego złe przeczucia. Co on jej nagadał albo w ogóle co się tam działo.
-Myślisz, że zdołałyśmy z niej coś wyciągnąć kiedy ciągle wylewa te potoki z siebie.
-Aha no rozumiem. To ja spróbuję.- Podałam Cleo nową chusteczkę.- Cleo czy coś poszło nie tak. No wiesz wtedy jak tam weszłaś.- Reszta dziewczyn wybabuszyła oczy.- Nie chodzi o to o czym pewnie teraz myślicie.- Nie jestem złą przyjaciółką. Z resztą nie mam takich głupich pomysłów żeby prowadzić kogoś do burdelu. Co to, to nie. Tak wracając do sprawy. Nie o to tu chodziło.
-Powiedział ci coś nie miłego. Jak tak to mogę mu wklepać.
-Właśnie, a ja jeszcze pomogę.- Dodała CL. Ale okazało się, że to też nie było przyczyną jej płaczu.
-No to powiedział, że cię kocha i było jakieś ,,ale''.- Nie dość, że nic nie powiedziała to jeszcze zakryła się kocem.
-Świetnie nikt nic dzisiaj nie chcę mówić.- Opuściłam to towarzystwo. Jak będzie wiadomo o co chodzi to Dara da mi znać. A na razie jedynie wpadłam na pomysł wypytanie się co nieco T.O.P' a. Po drodze wpadłam do kuchni na obiad.
-Boże co się dzieje dzisiaj z tymi ludźmi.- Zabrałam się za jedzonko.
-Zadaję sobie to samo pytanie. Przed chwilą widziałem się z Choi' em. Chciałem się tylko zapytać dlaczego jest taki przybity, a on na to żebym się odwalił i po prostu wyszedł.
-No ładnie.- A miałam z nim rozmawiać na ważne tematy.
-Widzę, że ty możesz coś o tym wiedzieć.
-I to nawet dużo. Najpierw spędzam dwie godziny z milczącą dziwką. Później idę do toalety i brakuję mi papieru do dupy, a na sam koniec idę sprawdzić co u dziewczyn i jedyne co widzę to ryczącą Cleo pośród tony husteczek. Nawet nie dowiedziałam się jaki był powód bo ona też nic nie chcę mi powiedzieć. Aż w końcu wylądowałam tutaj. I dowiaduję się, że T.O.P zniknął bo najwidoczniej on też nie chcę nić mówić. To co ja mam z nimi wszystkimi zrobić do jasnej cholery! Aż mi się odechciało jedzenia.- Odsunęłam od siebie talerz. Załamana zakryłam twarz rękoma.- Jestem do niczego. Jeszcze kiedyś potrafiłam wyciągnąć z ludzi to na czym mi zależało, a teraz to wszystko szlak trafił.
-Nie powiem to trochę dziwne, ale od czego masz mnie.- Objął mnie rękoma.
-Od tego żeby się na ciebie powydzierać?
-Jeśli musisz.
-W sumie to nie muszę bo nawet już tego nie potrafię zrobić porządnie.

* * *

Sprawy mają się tak:
-papier w kiblu- jest,
-T.O.P w swoim pokoju- jest,
-uspokojona Cleo- jest
-przełknąć obiad- jest,
-i co najważniejsze bez imienna w końcu udostępnia informację.
Teraz muszę tylko pozałatwiać wszystko po kolei. A zaczniemy od mojej przyjaciółki póki nie zacznie znów płakać. Znalazłam ją przed komputerem.
-Hej kochana. Już się lepiej czujesz.- Odwróciła się do monitora ze łzami w oczach.
-W cale nie jest dobrze. Bo się pochrzaniło.
-A co dokładnie się tam stało. Myślałam, że wszystko idzie z godnie z planem. Przecież nie było cię w pokoju prawie całą noc.
-Co ty najwidoczniej umiałaś wykorzystać.- Szturchnęła mnie w ramię. Z dziwnym uśmiechem na twarzy.
-Nie ja tylko on, a tak w ogóle to nie chodzi tu o mnie tylko o ciebie i Tabi' ego. Masz mi to w tej chwili opowiedzieć. Inaczej się stąd nie ruszę.
-Ech no dobra.- Wyciągnęłam spod biurka pudełko chusteczek.- Więc jak nas tam zostawiłaś. To zaczęliśmy rozmawiać. I to nawet dużo rozmawiać.
-Powiedział ci co czuję czy nie?- Jakoś nie mam zbyt dużo czasu.
-No … tak, ale jak tak rozmawialiśmy to było wiesz całkiem sielsko i w ogóle. Póki nie zeszło na temat wspólnej przyszłości. No i wtedy się zaczęła kłótnia. On do mnie, że chcę wziąć ze mną ślub. Na co ja się no wiesz nie przygotowałam na takie rozmowy już na samo wejście. Ale przyjęłam to spokojnie i próbowałam mu to jakoś wyjaśnić, że nie powinniśmy już o tym rozmawiać. Na co on zrobił się oschły w stosunku do mnie. Więc zauważyłam, że chyba coś musiałam źle powiedzieć. I nie to, że nie próbowałam jakoś naprawić sytuacji, ale on wręcz zaczął wyrzucać z siebie potok słów. Mówiąc, że nie chciał mnie przestraszyć, ale jeżeli myślę, że go tylko wykorzystam to źle trafiłam. No i się wściekłam bo jak on tak mógł o mnie pomyśleć. Dalej jakoś się potoczyło samo.
-Jeny współczuję ci. I uważam, że musisz z nim porozmawiać i to poważnie. Wyjaśnić sobie wszystko. Na pewno mu na tobie zależy. Wiesz, początki zawsze są trudne, potem może być tylko coraz lepiej.
-No oby, ale już coś postanowiłam i nie będę za nim latać żeby to wyjaśnić. Chodziłam za nim przez całe życie niech się wysili.
-Ale wytrzymasz w swoim postanowieniu?
-No oczywiście. Muszę.
-To cie trzymam za słowo. A i oby nie było już więcej tak, że nie mogę się z tobą dogadać, ok? Chcesz żebym dostała zawału.
-Pewnie Ji Yong był by smutny. Za to chyba częściej muszę wychodzić z pokoju.- Zaczęła chichotać. Nie da mi teraz spokoju.
-Yah! Nie przeginaj.- Zostawiłam ją z jej problemem. Myślę, że poniekąd ma rację, ale wątpię by on wpadł na ten genialny pomysł obgadania z nią ważnych kwestii. Wydawałoby się, że z Cleo można się dogadać i, że łatwo mogłaby się z kimś dogadać, ale jak widać to bardziej skomplikowane niż się wydaję. Skoro już wiem co jak się ma to chyba nie mam innego wyboru jak tylko wrócić do piwnicy i spędzić tam noc na słuchaniu nowych wieści jeśli takowe będą.
-O ____ dobrze, że jesteś.- Dogonił mnie Taeynag.
-Co jest.
-A nic takiego tylko Ji wszedł do środka.
-Matko boska. Jak mogłeś nie powiedzieć mi tego wcześniej!- Popchnęłam go na bok i ruszyłam przed siebie.


















Jeśli jakaś fotka została już wcześniej przeze mnie dodana to powiedzcie która bo ja już kompletnie straciłam pamięć co do tego.

środa, 23 lipca 2014

BB- 22

Ach te upały. Współczuję tym którzy muszą siedzieć w bloku tak samo jak ja :( No ale z powodów osobistych mój wyjazd się trochę późnił dlatego dodaje następny rozdział. Szczerze mówiąc to zdaję mi się, że są co raz gorsze i tak na prawdę to o niczym konkretnym. Chyba brak mi weny. No, ale cóż jak tylko coś wpadnie mi do głowy zacznę pisać kolejny rozdział. Przez to ten jest odrobinę krótszy.



















-Kto w ogóle ją tu wpuścił?!
-Sama przyszła jak jeszcze leżałaś nie przytomna.
-A czego chce?
-Twierdzi, że nie jest już po stronie tego wariata.
-Powiedz chociaż, że zamknęli ją w celi.- Inaczej ja naprawdę zwariuję. Po co j się budziłam?- W cale jej nie zamknęli, tak? Tylko mi nie mów, że ona siedzi tam na dole.
-Eee na wiesz co ona niby może nam zrobić. Nie ma przy sobie żadnej broni. Jest nieszkodliwa.
-Nieszkodliwa! Tak ci się tylko wydaję. A może ona tak naprawdę przyszła tu szpiegować. Nie przyszło wam do głowy, że może udawać?
-Nie przesadzaj. Wszyscy już ją przesłuchują.
-I nie poczekali na mnie.- Do czego to doszło.- Idę tam.- Koniec tego jedzenia. Trzymamy w domu wroga który kiedyś uważał się za moją matkę. Może innym pieprzyć te bajeczki, ale ja sama się dowiem czy naprawdę mówi prawdę.
-Ale ty nie możesz jeszcze sama chodzić.
-To mi pomóż, a nie tak siedzisz.
-A było tak miło.
-Ooo, kiedyś na pewno to powtórzymy. W końcu jeszcze nie raz ktoś walnie mnie w głowę.
-To wcale nie było zabawne.
-Bo nie miało zabrzmieć zabawnie.- Ji pomógł mi się dźwignąć żebym mogła jakoś dojść do łazienki. Nawet wybrał mi ciuchy. Już o bieliźnie nie wspominając. Skąd on ją wygrzebał? Za nie długo będę zmuszona kupić kłódki.
Po szybkiej kąpieli zeszłam do salonu gdzie już nie było zbiegowiska.
-I gdzie ona jest, hymmm?- Nagle rozpłynęła się w powietrzu czy co?
-Pewnie ją przenieśli. Poczekaj chwilę.- Usiadłam na kanapie wyczekując jakiś wiadomości. Mam coś złe przeczucia co do tej sprawy. Już sam fakt, że wiedziała gdzie nas szukać jest podejrzany. Gdybym wtedy była przytomna to by jej tu nie było. Co za cholerne życie. Wystarczyła chwila i wpuścili mi coś takiego do domu. Mieszkanie samej jednak miało by więcej zalet. Potrzebuje tego domu. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Ji.
-Musimy zejść do piwnicy.
-Świetnie czyli ją przymknęli.
-W sumie to sama tam poszła bo chciała.- Ta kobieta mnie zadziwia. Idzie w paszcze lwa i w dodatku daję się zamknąć. To co raz bardziej podejrzane. Doszliśmy na miejsce. Zatrzymałam się przed drzwiami prowadzącymi do celi.
-Tylko się nie zdenerwuj.
-Postaram się, ale niczego nie obiecuję.- Pocałowałam go w policzek i weszłam. Będę musiała się jakoś zachowywać bo jesteśmy obserwowane przez G.D. Usiadłam przy stoliku.
-Skąd ty się tu wzięłaś, co? Myślałam, że nie opuścisz swojego mężulka.- Który swoją drogą ma niezłego świra.
-Bo nie jestem.
-Jasne.- Szepnęłam sama do siebie i przeszłam do dalszych pytań.
-Więc nie przedłużajmy bo naprawdę nie mam ochoty siedzieć tutaj. Jaki masz w tym swój cel. Po tym co przeszłam na pewno nie dam się nabrać na to, że porzuciłaś swoją zemstę na mnie i Ji Yong'u.
-Oczywiście, że jej nie porzuciłam.
-Więc powinnam cię w tym momencie zabić.- Ale to wydaję się za łatwe. A jak tak nie postępuje.
-Wtedy nie dowiedziałabyś się tego co mam ci zamiar powiedzieć.
-Więc mów.- Chcę mieć to z głowy.
-Na początku oboje chcieliśmy was się pozbyć. Wszystko świetnie szło. Myślałam, że pomszczę śmierć mojego synka, ale ten dureń zaczął myśleć na większą skalę.
-Iiii??
-I teraz chce pozabijać wszystkich w jakiejś wojnie.- Nagle ból głowy się nasilił.
-I po co mi to mówisz?
-Bo chcesz się go pozbyć.
-Ty też i masz nadzieje, że ja zrobię to za ciebie, kiedy ty i on nadal będziecie szykować zemstę na mnie tyle, że teraz osobno.- To trochę pogmatwane, ale w pewnym sensie logiczne. Mam teraz dwie osoby które chcą się mnie pobyć tyle, że teraz pracują osobno. A jedna z nich ma jeszcze zamiar wytępić wszystkich innych agentów. Jak my zdążymy ich ostrzec. Jeszcze obgadam to z szefami. - Tak w ogóle to coś jeszcze?
-Powiem co trzeba kiedy uznam to za istotne.
-Świetnie.- Mruknęłam.- Kolacja przyjdzie o 19:00.- Zostawiłam ją samą. Myślałam, że będzie mi trudniej, ale najwidoczniej pozbyłam się jakichkolwiek uczuć które kiedyś miałam.
-I co ci powiedziała?- Przytuliłam się do niego nic nie mówiąc.- Ej co ci takiego powiedziała?- W jego głosie wyczułam przerażenie. Podniosłam oczy żeby go lepiej widzieć.
-Szykuję się nam wojna. A co gorsza ja już teraz mam tego dość.
-To postaramy się żeby do niej nie doszło.- Pogłaskał mnie po głowie.- Będzie dobrze. A po tym całym cyrku znów weźmiemy ślub.- Dobra usłyszałam słowo ślub i jestem pewna, że nie mam rozdwojenia jaźni.
-Mówisz poważnie?
-Śmiertelnie poważnie.
-Ale jeśli to miały być oświadczyny to ich nie przyjmę.
-Oczywiście, że ci się teraz nie oświadczam.- Oburzył się.- Zrobię to w bardziej milszym miejscu niż w piwnicy.
-Cieszę się.- Wróciłam do salonu żeby obgadać parę ważnych spraw.

* * *

-Boże nie możemy do tego dopuścić!- Histeria Daesung' a chyba już sięgnęła zenitu jakieś 5 minut temu. Ale na takich spotkania prawie zawsze ktoś musi wpaść w szał. Głównie ostatnio to byłam ja, ale miałam swoje powody.
-Nie zachowuj się jak dziecko.- Upomniała go Min Ji. Co popieram bo głowa mi zaraz pęknie od jego wrzasków.
-Przecież nikt się z nikim nie będzie bić.- Natomiast te słowa padły tu już po raz dziesiąty jak nie więcej i dalej nikt przez to nie poczuł się lepiej. Widać to po minach.
-Ostrzeżenia już zostały wysłane i sam prezydent będzie pilnował by żadne niepokojące informacje nie wydostały się na światło dzienne.
-Oby dał radę.
-Na pewno da.- Zapewniłam Dae. Sama mam nadzieję, że utrzyma to w tajemnicy. Cholerny świat! Ji potajemnie ścisnął moją rękę i posłał mi pocieszający uśmiech. Żeby jego też jakoś pocieszyć uśmiechnęłam się tak samo.
-No czyli wszystko sobie wyjaśniliśmy. Nie ma się czego obawiać. Jeszcze nie potwierdziliśmy tych informacji.
-Więc zrób to jak najszybciej.- Opuściliśmy pokój zebrań i rozeszliśmy się do swoich pokoi. Pożegnałam się z Ji Yong' iem i trochę to trwało. Zamknęłam za sobą drzwi nadal mając banana na twarzy.
-Sytuacja nie wydaję się chyba aż tak zabawna, co?
-No wiem, ale przynajmniej jedna sprawa się wyjaśniła.
-Dobrze, że już nie śpisz.
-Ta, ale głowa nadal boli więc nie jest za dobrze.
-Szybko ci minie.- Powiedziała znudzona. To chyba teraz moja kolei żeby kogoś pocieszać. Przysiadłam się do niej i objęłam jej ramię ręką.
-Znowu popsułam ci plany. Na prawdę nie chciałam.
-Mówiłam ci, że to nie twoja wina, ale tego dupka. Takie życie.- Westchnęła. Nie no ja tak nie mogę. Muszę się wtrącić dla ich dobra.
-Cleo chodź na chwilę ze mną w pewne miejsce.- Ja dzisiaj to zakończę i będzie happy end.
-_______ ja wiem co ty kombinujesz, ale wątpię żeby to był dobry moment. Wojna wisi na włosku.
-Kochana, a kiedy znajdziesz ten odpowiedni moment, co? Po prostu mi zaufaj, a ja to wszystko załatwię.
-Ale nie będziesz mu groziła?
-No wiesz obejdę się bez tego chyba, że …
-_____?- Popatrzyła na mnie ostrzegawczo. Przewróciłam oczami, ale niech jej będzie.
-Ok przystopuję z emocjami. Będę spokojna jak nigdy. Wiesz, że mnie na to stać.- Udało mi się przekonać Cleo, ale i tak z niepewną miną podążała za mną do pokoju Tabi' ego. Wdrapałam się na piętro i zapukałam do drzwi.
-Może pójdziemy stąd szybko. Zanim zdąży otworzyć.- Pociągnęła mnie za rękaw.
-Jeszcze dzisiaj rano ochoczo szłaś na spotkanie z nim żeby wyznać mu uczucia, a teraz masz zamiar stchórzyć? Nie na mojej zmianie.
-Ale widzisz chyba nawet go nie ma.
-Poczekajmy jeszcze chwilę.- Może musi się ubrać.- Nie czas na tchórzostwo. Co ty kurczak? Mam ci zacząć tu gdakać?
-Dobra niech ci będzie. Podarujmy se to gdakanie i to przed jego drzwiami.
-Może wtedy szybciej wyjdzie.- Zaczęłam stukać mocniej. Może już śpi? Po chwili zza drzwi wyłoniła się rozczochrana czupryna Choi' a.
-O to wy. Nie spodziewałem się was. Wchodźcie.- Zaprosił nas do środka. Oczywiście pokój urządzony jak najbardziej w stylu T.O.P' a. Te jego zabawki zajmują prawie każdą półkę. Przynajmniej jest czysto. Na tyle by wiedzieć gdzie co jest.- Więc o co chodzi?
-A no tak.- Wzięłam T.O.P' a na stronę i powiedziałam mu na ucho parę istotnych rzeczy. Między innym żeby w końcu się postarał to z siebie wydusić jako pierwszy bo prawdopodobnie Cleo nie zrobi tego pierwsza. Widać to po jej zdenerwowaniu.- No to działaj.- Zostawiłam ich samych. Myślę, że usłyszę same dobre wieści. A ja w tym czasie zadbam trochę o siebie. Siedząc w pokoju całkiem w ciszy. Tylko ja i porządna drama.
Gdzieś po pierwszej w nocy zmyłam z twarzy maseczkę i zeszłam po kubełek lodów bo mi się skończyły w tak ważnym momencie. Cleo nie wróciła więc myślę, że to dobrze. Chociaż na początku chciałam tam zajrzeć, ale się powstrzymałam. Wzięłam ze sobą latarkę żeby nie świecić światła w całym salonie. Otworzyłam wielką lodówkę i wyciągnęłam to po co przyszłam. Zamknęłam ją i skierowałam się na górę. Po drodze się zatrzymałam. Coś mi tu nie gra. Rozejrzałam się po salonie. Wsłuchiwałam się w ciszę i jestem prawie pewna, że ktoś chodzi i przestawia mi różne rzeczy. Tak jak na przykład tą lampę i dywan. Sama podniosłam lampę, ale pod nią ani koło niej nic nie było. Dziwne. Może to ktoś z lokatorów. Ale po co by schodzili tu o pierwszej rano? Wyciągnęłam spod stołu przyklejoną wcześniej broń. Teraz mogę iść na obchód. Najpierw poszłam do dziewczyn i sprawdziłam każdy pokój. Wszystkie spały w swoich łóżkach i nic nie wyglądało na ruszone. To poszłam do chłopaków. Też normalka, a pokój T.O.P' a jest zamknięty więc tym bardziej nic i nikt się tam nie wkradł. No i został mi tylko pokój Yong'a. Z pistoletem w ręce przeszłam do uchylonych drzwi. On zazwyczaj dba o swoją prywatność. Więc ten ktoś musi tam być. Jednak moja intuicja się nie myli. Przez szparę zobaczyłam ubranego na czarno osobnika. Przysiadł se na łóżku. Niech tylko go tknie to urwę ręce. Zamaskowany osobnik w końcu ściągnął kominiarkę o okazał się być … dziewczyną? No ładnie czyżby jakaś fanka. Chociaż wątpię czy potrafiłaby sobie poradzić z ominięciem alarmu. Pewnie weszła przez okno. Dobra koniec tego dobrego. Weszłam do pokoju.
-Echm! Nie przeszkadzam, co?- Zaskoczyłam brązwo- włosą. Popatrzyła najpierw na mnie potem na okno.- Nawet o tym nie myśl. Bo strzelę.- No i pomyślała. Obie w tym samym momencie rzuciłyśmy się w stronę jej drogi ucieczki. Pociągnęłam ją za nogi i upadła. Teraz ona też leżała i wierzgała się niesamowicie. Kiedy w końcu udało mi się obezwładnić włamywaczkę na sam koniec stolik się zachwiał i lampka nocna poleciała z hukiem na podłogę. Wtedy ten królewicz raczył się obudzić.
-Puść mnie szalona suko!- Wydarła się nieznajoma.
-Lepiej siedzi cicho.- Ścisnęłam mocniej jej ręce nadal trzymając spluwę blisko skroni.- Zanim się zdenerwuję i dostrzelę ci łeb.
-Jeny myślałem, że jak zastanę cię w pokoju to tylko w moim łóżku.- Też miałam taką nadzieję.
-Przepraszam, że cię rozczarowałam, ale najwidoczniej ona chciała być przede mną.
-Tak właściwie to jak ona się tu dostała?
-Obstawiam okno. A teraz mi pomóż i obudź szefa.
-Mam wejść do pokoju Yang' a?
-Kwon Ji Yong masz ruszyć dupę i to w trybie natychmiastowym. Albo pożegnaj się z wizją mnie w twoim łóżku, jasne?- Nie wiedziałam, że mnie stać na taki szantaż. Przynajmniej był skuteczny bo już go tu nie ma.
-No to kim ty jesteś?
-Mogłabyś ze mnie zejść swoim cielskiem?- Jeszcze mi tu pyskuję.
-Nie odpowiedziałaś mi na moje pytanie.
-A ty na moją prośbę.
-I nie mam zamiaru.
-To ja nie mam zamiaru na nic odpowiadać.
-Jak chcesz.- Może jeszcze adwokata zażąda.












Mam nadzieję, że jak wrócę to zastanę dużo komentarzy.

sobota, 19 lipca 2014

UWAGA !

Chciałam was poinformować, że w najbliższym tygodniu nie pojawi się tu żadna notka, ponieważ wyjeżdżam do babci. jeszcze nie wiem na ile. Prawdopodobnie może to być tydzień. Oczywiście kiedy tam będę nadal będę pisać nowe rozdziały więc pojawi się zaraz jak wrócę do domciu.

Mam nadzieje, że poczekacie i nie zapomnicie o mnie przez ten czas.














No to miłych wakacji. Przynajmniej tego co jeszcze zostało.

środa, 16 lipca 2014

BB- 21

Jak te wakacje szybką lecą wręcz za szybko. No, ale ja cały czas będę coś dla was pisać. Ostatnio padło pytanie w komentarzu ile jeszcze rozdziałów mam zamiar napisać. Tak na prawdę to sie nie zastanawiałam. Pisałam póki miałam jeszcze jakiś pomysł co dalej, ale jak tak myślę nad tym to chciałabym napisać jak najwięcej. Więc tak szybko to się nie rozstanę z tym opowiadaniem. A teraz zapraszam do czytania.

















Wróciłam do celi z nowymi i szokującymi wiadomościami. Jedna z nich to na przykład to, że gdzieś Lara mu uciekła. Biedaczka będzie musiała się bardzo postarać żeby przed nim uciec. Wolę nie myśleć o tym, że może już nie żyć. Natomiast ta druga i najważniejsza sprawa siedzi przede mną i wpatruje się we mnie od czasu do czasu. Sama nie wiem czy to jest dobry pomysł żeby zaczynać rozmowę na nasz temat właśnie tutaj. Chociaż i tak nie mam nic do roboty. Jest mi zimno i jestem głodna na tyle dobrze, że nie muszę skorzystać z toalety, ale pewnie to tylko kwestia czasu zanim będę musiała skorzystać z tego wiadra. Chyba jednak nie wytrzymam tej ciszy.
-Czemu się tak na mnie gapisz? Wiem, że jestem przystojny, ale bez przesady.
-Bo się zastanawiam. I nie przeginaj.- Bo rzygnę.
-Można wiedzieć nad czym?
-Nad tym jak długo masz zamiar się upierać przy swoim.
-A ty znowu swoje.- Westchnął.
-Ależ oczywiście. Chcę tylko powiedzieć, że się wygadał więc możesz się przyznać. Wtedy dam ci spokój. Jeśli nadal chcesz utrzymywać swoje zdanie co do nas to wtedy sama się wycofam. Będzie tak jak chciałeś.- W sumie to wątpię czy bym to zniosła tak psychicznie, ale po co mam się pchać do jego życia skoro on mnie w nim nie chcę. Oczywiście w 100 % uważam, że to on namieszał mi w głowie tym swoim niezdecydowaniem. Ale jakby nie patrzeć to ja później też nie wiedziałam czego chcę. Pewnie nigdy bym się nie zorientowała, że nadal coś do niego czuję, gdyby nie ten incydent. Wtedy właśnie zrozumiałam, że to by było głupie z mojej strony gdybym tak po prostu zrezygnowała i żałowałabym tego. Więc niech przestanie milczeć i powie mi co mam zrobić bo się zaraz rozpłaczę. Starłam z policzka łzę, ale i tak ją zauważył. Już dawno stałam i patrzyłam przez kraty. Może nie powinnam w ogóle się odzywać. Jestem kretynką, że tez musiałam wybrać sobie taki moment. Nawet nie mam dokąd pójść żeby go nie widzieć. A raczej żeby on nie widział mnie.
-_______ ja …. próbowałem cie chronić.- On też wstał i podszedł do mnie.
-To już wiem, ale to było niepotrzebne.- Odwróciłam się w jego stronę.- Bo ja potrzebowałam ciebie.
-Wiem o tym.- Przytulił mnie do siebie. Wtuliłam się w niego żeby poczuć, że to nie jest sen i, że mam go przy sobie już na zawsze mam nadzieję.- Brakowało mi ciebie. Te słowa …
-Wiem. Od początku wiedziałam, ale lepiej teraz mnie pocałuj.- I tak też się stało. Ostatni raz popatrzył mi w oczy i wbił się w moje usta. Nie spodziewałam się tego, ale to w sumie nawet lepiej. Oderwaliśmy się od siebie dopiero kiedy zabrakło nam powietrza.
-Kocham cie i zawsze tak było.- Tym razem pocałował mnie bardziej czule. Nie z taką zachłannością jak przed chwilą. Mogłabym tak trwać wiecznie i nigdy by mi się nie znudziło.
-Chciałbym sprawić żebyś krzyczała, ale najpierw musimy się stąd wydostać.
-Podoba mi się ten pomysł, ale też wybieram tę pierwszą opcję.- usiedliśmy w kącie zastanawiając się nad nad każdym możliwym wyjściem nawet tym najbardziej szalonym.

( Narracja Cleo )

-Jak to nie wiecie gdzie oni są!- Wydarłam się na szefów. Co oni robili przez ten cały czas. Kwiatki sadzili czy jak?! Poszłam sobie na spotkanie z T.O.P' em i już zmierzaliśmy do tego ważnego momentu kiedy jemu i mi rozdzwonił się telefon. Wracamy, a tu się dowiaduję, że zabrali mi gdzieś te parę wariatów. Już sam fakt, że są tam razem jest dużym problemem. Ostatnio się ze sobą nie dogadują. Wręcz trudno jest powiedzieć kiedy się pogodzą i znów pokłócą.- A w tych papierach co je CL i ____ przywiozły nie było niczego?
-Było wiele rzeczy, ale tego nie było.- Tłumaczył mi Daesung z przepraszającą miną na twarzy.
-Normalnie bosko. Jeśli sama ich znajdę to masz zebrać grupę. Niech inni też ruszą dupska!- Poszłam do komputerów. Na pewno ich znajdę inaczej nie ruszę się stąd choćby na sekundę. Mam już szczerze tego Georga i jego mieszania. Przez to nigdy nie powiem tego co miałam do powiedzenia. A ja nie mam zamiaru spędzić reszty życia samotnie karmiąc bezdomne koty na ulicy. Teraz porządnie się wkurzyłam. Sprawdziłam przebieg trasy dzięki kamerom miejskim. I znalazłam podejrzanie wyglądający, czarny van. Zatrzymałam i wyostrzyłam obraz. Pochyliłam się nad monitorem co wystarczyło żebym się upewniła, że to na pewno ten sam kolor włosów i fryzura ____. Nawet ten sam kolczyk w uchu. Wyszłam z pokoju i oznajmiłam, że czas zbierać agentów i zrobić nalot na bazę wroga.
-Jak długo zajmie ci ściąganie ekipy?- Każda minuta, a już na pewno sekunda jest ważna. Tak naprawdę to nie powinnam się martwić o nich, przynajmniej nie o ______, ale i tak zawsze to robię bo w końcu to moja jedyna, zaufana przyjaciółka od dziecka. Zanim poznałam całą resztę.
-Połowie wysłaliśmy już wiadomość z adresem.
-Zanim się tam pojawimy będą na miejscu?
-Miejmy taką nadzieję.- Nadzieja matką głupich, ale to jedyne co nam zostało. Poszłam się przygotować. Ubrać we właściwy strój zamiast czerwonej sukienki. Przeszłam przez tajne przejście, ale jakie tajne skoro każdy o nim wie. Wpadłam do magazynu gdzie pakowała się reszta. Podszedł do mnie Choi i wcisnął mi w rękę lokalizator. Popatrzyłam na niego oczekując jakich wyjaśnień.
-Każdy ma to nosić żebyśmy wiedzieli gdzie kogo szukać.
-A jak to zgubię?- wtedy na nic mi się to zda.
-Dlatego masz to połknąć.- Czy ja dobrze usłyszałam.
-Mam pozwolić żebym miała jakieś żelastwo w żołądku? Z tego co wiem można się pochorować, a co gorsza umrzeć.
-To rozpuszcza się w 24 godziny od spożycia. Nie będzie po tym żadnego śladu.- Faktycznie wygląda to jak wielka, mrugająca tabletka. Wystarczy się przemóc i połknąć.
-Eeee no dobra. Na twoją odpowiedzialność.- Wzięłam do ust nadajnik i zdecydowanie przełknęłam . Obym przez to się nie zgięła w pół w środku akcji. Z tego co wiem prezydent już się dowiedział i naszej planowanej misji ratunkowej. Już się nie mogę doczekać żeby pozbyć się jego zwolenników. Szefowie zostali w domu skąd będą nadzorować akcję, a według mnie chowają tyłki, le nie będę się kłócić. Wsiadłam prosto do jednego z aut i czekałam aż Min Ji zawiezie nas na lotnisko. Zsynchronizowaliśmy zegarki i teraz patrzyłam na godzinę co chwilę. Ji i _____ są tam więzieni już dobre 5 godzin. Nie wiadomo co się tam wyprawia.

* * *

Po 10 godzinach lecenia w końcu przesiedliśmy się do terenówki i przejechaliśmy las. Zatrzymaliśmy się tam gdzie inni. No, no jest nas sporo. Przynajmniej raz jak trzeba to się postarali. Przywitałam się z wszystkimi. Poczekaliśmy aż każdy oswoi się z faktem, że gwiazdy są agentami i przeszliśmy do rzeczy. Wielka baza znajdowała się na tak samo wielkiej polanie i to zawsze musi być w jakimś lesie.
-Nieźle się zabezpieczyli.
-Łatwo to nie będzie.- Wyszeptał pierwszy dowódca grupy 01. Oliver bo tak miał na imię kazał wszystkim paść na ziemię. Krzaki nas kryły przed widokiem strażników i kamer.
-Im większe ryzyko tym więcej zabawy.- Tak powtarzała _____ kiedy nie było za różowo.
-Dokładnie tak.- Oliver zawsze lubił babrać się w takich sprawach. Został zatrudniony rok po tym jak zaczęłam pracować w agencji. Zdążyłam się przekonać, że to człowiek który jest zabawny, ale i też rozsądny. Dlatego jestem pewna, że jego grupa jest w jego rękach całkowicie bezpieczna.
-Jak myślisz ile ich tam może być?
-50 najwyżej 100.- No to mnie nie pocieszył. Popatrzyłam na niego z nadzieją, że jest nas o wiele więcej niż tylko 50 czy jakaś marna 100.- Spoko po drugiej stronie polany. W krzakach ukrywa się przynajmniej 100 agentów z Europy. Poczułam, że szykuje większa akcja więc ściągnąłem posiłki. Wkroczą kiedy damy im znać.- Teraz czuję się odrobinkę pewniejsza, ze świadomością, że po drugiej stronie czeka pomoc, a w moim ciele pływa sobie nadajnik! Boże chyba zaczynam w siebie wątpić, a tak nie może się dziać. Przynajmniej nie teraz. Tak się dzieje dlatego, że dawno uczestniczyłam w czymś takim. Zazwyczaj moim zajęciem w pracy były komputery, a nie uciszanie złoczyńców i pakowanie ich do pierdla. Powinnam od czasu do czasu poćwiczyć. Pierwsza grupa zaczęła już działać. Najpierw mylimy kamery wgrywając im bezpieczny widok w czym oczywiście będę potrzebna też i ja. Życzę sama sobie powodzenia. Wynurzyłam się z krzaków i kiedy było w miarę czysto prześlizgnęłam się do panelu i zmieniłam oprogramowanie. Każda kamera powinna w tym momencie pokazywać to co zawsze bez naszych ludzi. Wykonałam znak i grupa 01, 03 i 04 wynurzyły się kiedy grupa 02 zestrzeliła strażników. Czas zacząć misję. Już nie ma odwrotu obudziliśmy bestię. Przełknęłam ślinę i dołączyłam.

( Narracja ______ )

-Naprawdę zaczynam być głodna.- Przestałam liczyć czas już dawno i jedyne co udało mi się wykombinować to dostęp do normalnej łazienki w której też nic nie znalazłam przydatnego.- Ludzie ja tu głoduję!- Zaczęłam się wydzierać. Może w końcu tu ktoś przyjdzie żebym mogła u dać w twarz.
-Cicho tam!
-Podejdź tu to zobaczysz kto będzie cicho! Ty palancie!- Co za naród. Myślą, że mnie zmiękczą. Ja tu sama nie siedzę, Ma mnie kto pilnować. Dobra nie to nie. Poczekamy, zobaczymy. Nigdy w życiu nie dołączę do nich. Wolę umrzeć z głodu.- Oby nasi kochani przyjaciele po nas przyszli. A wtedy skopie ci tyłek ty grubasie!- Krzyknęłam do tego strażnika.
-Twoje krzyki chyba nic tu nie pomogą.- Tylko przez to boli mnie jeszcze bardziej głowa. Od ostatniej zmiany minęło sporo czasu. Myślałam o siedzeniu tutaj tylko dzień i ani chwili dłużej, ale coś czuję, że to trochę dłużej potrwa. Z powrotem usiadłam obok Ji.
-Boże chyba mi nie dobrze.
-Mówisz serio czy to był sarkazm.
-No tak serio, ale też było w tym trochę sarkazmu.- Zaczął się bawić moimi włosami. Pewnie wyglądają strasznie. W końcu też jestem kobietą i potrzebuję szczotki. Bo to wszystko przez tą butelkę. Kto normalny ogłusza człowieka butelką. No tak ciągle zapominam, że tu nie ma normalnych ludzi. To są wariaci z wybujałą wyobraźnią.
-Jest tak cicho, że aż słychać helikopter.
-Co powiedziałaś?
-Że jest cicho.
-To o helikopterze.
-No i … . Myślisz, że to po nas.- Ruszyłam się z miejsca tak jak i on.
-Trzeba to sprawdzić.- Uśmiechnął się do mnie. Więc spojrzałam na niego wyczekując aż powie coś więcej na ten temat.- No wiesz teraz możesz zacząć przedstawienie.
-No nareszcie już myślałam, że nigdy ten moment nie nadejdzie.- Przyszykowałam się do akcji. Położyłam się na ziemi w dobrej pozycji do udawania omdlenia, a zgodnie z wcześniejszą umową zawartą przez tych dwóch mnie nie może się nic stać więc będą zmuszeni tu wrócić.
-Ok gotowa.- Szepnęłam i zamknęłam oczy.
-Ej ona zemdlała! Ludzie więzień źle się czuję! Ktoś ruszy się tu czy jak?- Po chwili usłyszałam tylko odgłos butów i zaraz potem upadających ciał.
-Możesz już otworzyć oczy kochanie. - Dźwignęłam się z ziemi i zabrałam im wszystkie potrzebne rzeczy. Nareszcie mogę stąd wyjść i się najeść. Ale najpierw napakuje w nich tyle kulek ile się da. Wyszłam z tej klatki i poszliśmy przed siebie. Po drodze pozbywając się dwóch kolejnych. Zatrzymałam się w połowie drogi po schodach.
-Słyszysz to? Albo zaczynam mieć omamy.- Jeszcze nigdy w życiu mi się to nie zdarzyło więc nie wiem jak to rozróżnić.
-Chyba na górze.
-Nasi?
-Warto sprawdzić. Tylko idź za mną. Nie chcę żeby ci się coś stało.- Przytulił mnie po czym ucałował w czoło. Momentalnie zrobiło mi się ciepło w środku.
-Ooo już się o mnie martwisz.
-Zawsze się martwiłem.- Odrzekł naburmuszony.
-No dobrze, dobrze już pójdę za tobą.- Weszliśmy na górę gdzie rozgrywała się niezła jatka. Pełno uzbrojonych ludzi, że ledwo co widać kto z kim się pierze. Mało widać kiedy muszę patrzeć przez jego ramię. Czy tam przypadkiem nie był Oliver. Skąd on się tu wziął?
-Ei trzeba im pomóc.
-Jak ty chcesz ich rozróżnić co?- Schyliliśmy się przed lecącym butem. Że niby kto ściągnął komuś buta. W czym mu to pomogło?
-Moi ludzie na pewno nie rzucają butami.
-Dzięki dużo to pomogło.
-No wiem.- Wyszłam zza jego pleców i zaczęłam strzelać do pierwszego lepszego wroga który mi się nawinął. Spotkałam po drodze Bom.
-Właśnie mieliśmy po was iść. Jak dobrze, że jeszcze żyjesz. A co z Ji Yong' iem?- Zapytała zdejmując napastnika który zmierzał w jej stronę.
-Jest gdzieś tutaj. Zostawiłam go na schodach.- Z pomocą Bom dwoma nogami odepchnęłam gostka w drugi kąt pomieszczenia aż zatrzymał się na ścianie. Przywalając w nią głową. Zapewne już nie żyje. Tylko krew leciała po jego twarzy.- Tak a pro po czy nie za dużo nas tu?
-Cleo się wkurzyła i zażądała zebrania grupy więc wszyscy się zebrali.- Jednak ta to potrafi się porządnie wściec.
-Pewnie znowu jej w czymś przeszkodziłam.- Jak na razie zawsze trafiałam na złe momenty. Najwidoczniej dzisiaj postanowiła coś z tym zrobić.
-No możliwe. Wiesz ubrała się w sukienkę.
-Serio?
-I to czerwoną
-No to grubo.
-Chyba tak. To zaprowadź nas do jego kryjówki.
-Nie wiem czy jeszcze tam jest, ale chodź za mną.- Z tego co zdążyłam się dowiedzieć od Bom wynika, że mamy go dopaść i pozbyć się ich jak najwięcej. Co według mnie jest rozsądnym planem po tym co przez nich musiałam przejść. Starałam się przypomnieć sobie drogę którą szłam do niego i chyba mi się udało, ale żeby nie było za późno. Bo inaczej wszystko pójdzie na marne. A mam ochotę go głodzić w celi tak jak on mnie.
Stanęłam przed jego drzwiami i wyważyłam je kopniakiem razem z Seungr' im.
-Rzuć broń!!- Weszliśmy do środka celując w niego. Właśnie wisiał w oknie.
-Wyłaź!- Albo sama go wyciągnę.
-Zapomnij. Może następnym razem.- Gdybym była sama zaryzykowałabym jego złapanie, ale nie kiedy mam za sobą cały zespół, a on też trzyma broń. Co za ironia losu. I tak po prostu zniknął mi w oknie. Rzuciłam się do okna i zaczęłam w niego strzelać z nadzieją, że jeszcze trafię choć raz. I uciekł w las. Oby ktoś tam był i go zatrzymał.
-Cholera. Niech go szlak!
-Spoko jeszcze go dorwiemy.- Jak tak dalej pójdzie dojdzie do tego dopiero za 20 lat.
-Lepiej się już stąd zmywajmy. To zaraz może runąć.- Ostrzegł nas Oliver. Ma rację już nic tu po nas. Wszyscy się ewakułują, a ja nie mogę znaleźć tego bałwana. No chyba, że już zdążył wyjść z resztą. Po drodze coś huknęło. Odruchowo złapałam się za bolącą głowę. Poczułam przeszywający ból. Jakby mi ktoś wsadzał gwoździe do głowy.
-Dasz radę iść?- Pokiwałam głową, że tak. Choć i tak wszystko mi się rozmazuję. Ja na pewno mam wstrząs mózgu i za to go pozwę. Jakoś przy pomocy Min Ji zdołałam wyjść z tego cało. Zostałam zabrana do najbliższego auta wiozącego mnie na lotnisko. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przez ten czas byłam w górach. Musiałam bardzo długo być nie przytomna, że zdążyli mnie tu przywieść bez moich sprzeciwów. Gdzieś w połowie drogi urwał mi się film.

* * *

-Nareszcie się obudziłaś. Jak się czujesz?- Przy mnie siedział Ji trzymając moją rękę. Uśmiechnęłam się do niego.
-Jestem głodna.- Ta jak ja coś palnę. Nie ma to jak od razu po przebudzeniu myśleć o jedzeniu.
-A no tak. Zaraz ci coś przyniosę.- Wyszedł z pokoju jakiś taki za bardzo spokojny. Coś tu się święci i to tak beze mnie. Spróbowałam wstać, ale od razu zakręciło mi się w głowie i klapnęłam z powrotem na łóżko. Świetnie przynajmniej znalazłam wodę. Wypiłam całą butelkę za jednym zamachem. Ji yong zdążył już wrócić z jedzonkiem które tak smakowicie pachniało.
-Mam cie nakarmić czy sama sobie dasz radę.
-Nie rób ze mnie kaleki i podaj mi to.
-Wiesz to nie było pytanie po prostu chciałem być miły. A teraz otwieraj buzię.
-Żartujesz sobie, prawda?- Chciało mi się śmiać.
-A czy wyglądam jakbym żartował.- Przybrał poważną pozę. Normalnie musiałam się zaśmiać. To silniejsze ode mnie.
-Tak i to bardzo.
-To wiedz, że nie żartuję.
-Dobra.- Żeby nie było, że jestem jakąś zrzędą pozwoliłam się nakarmić. Co było dziwną i zarazem najśmieszniejszą rzeczą. I w sumie to mi właśnie nie pasuję.
-Poczekaj.- Zatrzymałam pałeczki w drodze do moich ust.
-Co? Już się najadłaś. Jeszcze trochę zostało.
-Nie, tu nie chodzi o to.
-Więc o co.
-Oj, no weź przestań się ze mną droczyć. Ja wiem, że ty wiesz co się tu dzieje. Już dawno powinna tu wlecieć Jean albo chociaż Cleo.
-Nie odpowiada ci moje towarzystwo.
-Ej nie przeginaj. Tylko powiedz co jest grane ok.
-Dobra nie będę zaczynał od kłamstwa.
-Więc??
-Ona tu jest.
-Ona, że w sensie … .
-Yhm.
-Co? Gdzie?












Komentujcie mi tu szybko! Mam siedmiu obserwatorów, a tak mało ludzi się udziela.

sobota, 12 lipca 2014

BB- 20

Witam was i zapraszam na już 20 rozdział. Sama nie wierzę, że to już ponad 10 000 wejść. Tylko patrzeć jak dobijamy do 11 jeszcze w tym miesiącu mam nadzieję. No ale wracając do notki to wydaję mi sie taka trochę nijaka pewnie dlatego, że za długo ją pisałam. A to wszystko wina tych wakacji. Leń mnie złapał i przez dłuższy czas nie wiedziałam jak mam to napisać. Ale dzisiaj się zebrałam i po 2 godzinach dokończyłam wiec zapraszam do czytania!!
















Czego się tak drzesz?- Do pokoju wpadła Cleo i trzymała w ręce paralizator.
-Miałam tylko koszmar. I skąd wiesz gdzie trzymam mój paralizator?- Przydatny prezent od prezydenta. Chyba go odwiedzę, żeby dać mu coś w zamian.
-Zgadywałam.- Odłożyłam go z powrotem na miejsce w mojej szafce już nowej.
-Jestem aż tak przewidująca?
-Owszem tak.- Wypaliła.
-No dzięki.- Zakryłam głowę kocem. Usłyszałam tylko jak Cleo siada na brzegu łóżka.
-_____ nie chcesz przynajmniej porozmawiać? Akurat nie szczególnie musi być to co miało miejsce wczoraj. Możesz powiedzieć mi o czymś innym, co?- Obie dobrze wiemy, że bardzo chciałaby wiedzieć co się stało. Odkryłam głowę.
-Dzięki za twoją troskę, ale nie będę o tym rozmawiać. Raczej wolę zapomnieć.- Usiadłam koło niej.- Przepraszam.
-Za co?
Za to, że ciągle są ze mną jakieś kłopoty za to, że to ty mi częściej pomagasz niż ja tobie.- Na prawdę czuję się z czasami okropnie.
-Nie wygłupiaj się ____- Szturchnęła mnie w ramię. Mimowolnie się do niej uśmiechnęłam.- Taki mój obowiązek. Zresztą ty też mi pomagałaś i to nie raz. Na przykład wtedy kiedy jakiś policjant chciał mi wlepić mandat, a ty go spławiłaś. Albo to w szkole kiedy ten koleś się mnie uczepił i wsadziłaś mu głowę do kibla.- Zaczęłam się śmiać aż miałam łzy w oczach.
-Taa przez to wylądowałyśmy u dyrki.
-Mój tato powiedział wtedy … właściwie to co on do ciebie powiedział?
-Że mogłam go spuścić w tym kiblu żeby się więcej do ciebie nie dobierał..
-To było nie złe. Więc widzisz, że nie masz za co przepraszać. A teraz pozwól, że cię opuszczę. Idę się szykować na spotkanie z przeznaczeniem.- Mrugnęła do mnie znacząco kiedy znikała w drzwiach. Przynajmniej jej udało się z nim umówić. Ja zostałam wystawiona przez tego dupka. Mam zamiar zachowywać się jak zwykle. Pokaże mu, że jego słowa nie robią na mnie najmniejszego wrażenia I nie będzie miał z tego żadnej satysfakcji. Zerknęłam na zegarek. Już po 15. Zdrzemnęłam się po tym jak zaczęłam szukać mieszkania dla siebie. Niestety nie znalazłam nic co by mnie zadowoliło więc wtedy postanowiłam się tym przespać. Jak widać o wiele za długo. Dzisiaj w ogóle nie wychodziłam z pokoju. Ofert szukałam w internecie, a jedzenie dostarczyła mi Jean. Posiedziałam bym tu jeszcze, ale trzeba ruszyć na następną misję do klubu. Mam się dowiedzieć co i jak z tymi ochroniarzami. Czego tam pilnują na tym zapleczu. I mało tego jestem gotowa wyruszyć tam z kimkolwiek nawet wliczając w to tego gnojka. Wystrojona poszłam do biura szefa. Ji już tam był i czytał dokumenty do tej sprawy. A kiedy weszłam do środka pozostał niewzruszony, dalej wpatrywał się w dokumenty nie odrywając od nich wzroku. Ta świnia się dobrze trzyma, ale ja też dopiero zaczynam. Swoją drogą on też dobrze wygląda.
-Wiecie co macie robić?
-Tak jest szefie.- Powiedziałam całkiem poważnie. On tylko pokiwał głową na znak, że wie co go czeka. Doprowadzę go do szału moim opanowaniem. Tak wiem trudno w to uwierzyć bo z natury jestem wybuchowa, ale jedną z wielu rzeczy jakiś zdążyłam się nauczyć jest także udawanie albo jak kto woli- aktorstwo.
-Świetnie tylko się nie pozabijajcie po drodze.- Ta mojego szefa nigdy nie obchodziły relację pomiędzy pracownikami, a powinny. Według niego mamy odwalić brudną robotę i wrócić z sukcesem. Żadne z nas się nie odezwało. Wyszliśmy zabierając już gotową Bom i Darę. Obstawiamy, że będzie tam więcej facetów do zbajerowania niż dziewczyn. Całe to szykowanie się zajęło nam sporo czasu więc jesteśmy tu dopiero od 18:00. Myślałam, że będzie mniej ludzi, ale tu najwidoczniej zawsze jest ich pełno.
-No to wkraczamy do akcji.
-____ zostawiamy tobie tego przystojniaka.- Boże idę bo nie wytrzymam. Poszłam od razu działać żebym nie musiała słuchać ich niedorzecznej rozmowy. Przysiadłam się do baru rozglądając za pierwszym celem. Tam gdzie goście i pełno lasek tam i mój cel. Wystarczył jeden uśmiech do kelnera i dostałam drinka za darmo. Wszyscy są tacy naiwni. Wypiłam łyka tak na rozluźnienie i nawet mi posmakowało więc przechyliłam szklankę i wypiłam wszystko. Aż zrobiło mi się gorąco w przełyku. Jeszcze na dodatek musiałam przypomnieć sobie o nim kiedy właśnie usiadł koło mnie. Poczułam silną potrzebę zamówienia sobie jeszcze jednego drinka zanim zrobię coś głupiego. Patrzył na mnie jak piję i nic nie powiedział. Wiem, że w pracy się nie piję, ale warto korzystać jeśli to przysłuży się mojemu opanowaniu.
-Gość siedzi tam w kącie.- Przeniósł wzrok w jego kierunku. Na szczęście on tego nie zauważył. Był zbyt zajęty tymi dziewczynami, które oblepiły go z każdej strony. Przynajmniej nie był obleśnym grubasem tak jak ten ostatni. Trzeba będzie się postarać. Choć w sumie już patrzył w moją stronę. Uśmiechnęłam się i puściłam oczko do niego po czym zarzuciłam włosami kiedy odwracałam się do Ji Yong' a.
-Świetnie ci idzie. Pamiętaj żeby zaciągnąć go do pokoju.- Że co?? Nikt mi o tym nie wspominał albo po prostu tak miało właśnie być.
-Dobrze, że o tym wspomniałeś bo bym zapomniała.- Zaczęłam pić żeby nie zacząć się bezczelnie uśmiechać.- Tak swoją drogę to dziękuje. Myślę, że ty też sobie świetnie poradzisz. W końcu przecież każda poleci na gwiazdora i to w dodatku singla.- Odpowiedziałam mu spokojnie. Choć korciło mnie żeby palnąć coś kompletnie odwrotnego. Mogłam też dodać, że rozwodnika, ale mógłby to obrócić przeciwko mnie. Dlatego darowałam sobie te cenną uwagę.
-To powodzenia.- I poszedł sobie w stronę zaplecza, gdzie pewnie dziewczyny zdążyły spacyfikować tych olbrzymów. Mnie zawsze zostaję brudna robota.
-Przeszłam do dalszej części planu. Odwróciłam się do ludzi. Kiedy nawiązałam kontakt wzrokowy z mafiozą zarzuciła nagę na nogę dzięki czemu moja sukienka podjechała odrobinę wyżej ukazując moje udo. Tej świni o mało co gały nie wyszły z orbit. Postanowiłam wstać i zatańczyć. Powiedzmy, że to taki mały tanieć specjalnie dla niego. Oczywiście nie powiem obrzydza mnie to, ale i tak nie wyszłam z roli. Przynajmniej coś zaczęło się dziać. Jeden do drugie coś szeptał pokazując na mnie więc zaczęłam powoli przesuwać się w ich stronę. Najwyższe z jego osiłków podszedł do mnie.
-Mój szef chcę żebyś do niego dołączyła.- Szepnął mi do ucha żebym mogła go dobrze usłyszeć. I według mnie to raczej brzmiało jak rozkaz niż zaproszenie.
-Okej.- Ten błyskawicznie złapał mnie za rękę i zaprowadził do ich stolika. Usiadłam obok tego ich szefa. Śmierdzi tu alkoholem i czymś jeszcze możliwe, że marychą, ale to i tak się zmieszało więc nie jestem pewna. A gościu wydaję się już być dość mocno wstawiony co ułatwia mi pracę. Bez mojej zgody przyciągnął mnie do siebie.
-Co taka dziewczyna jak ty tutaj porabia?- Wysapał mi do ucha.
-Akurat dzisiaj uszczęśliwiam innych.- Położyłam dłoń na jego kolanie. Szybko wybadałam gdzie stoi choć jeden z moich ludzi i zobaczyłam tylko jego. Nie obraziła bym się gdyby był to ktoś innych, ale najwidoczniej jemu nie przeszkadzał ten fakt bo on też bajerował tam jakąś dziewczynę. Chociaż kto to wie czy nie robił tego na serio. Zdążyłam zobaczyć tylko jej tatuaż na ramieniu. On ewidentnie próbuje mi przekazać to co miał wczoraj na myśli. Ja też mu pokarze.
-Oppa może przeniesiemy się w bardziej cichsze miejsce.- Użyłam całej swojej uroczej strony żeby go przekonać. Nawet wsunęłam mu rękę pod marynarkę przejeżdżając po jego mięśniach.
-Dobrze kochanie. Chodźmy.- Dał znać swoim podwładnym, że czas się zbierać. Reszta dziewczyn popatrzyła na mnie z mordem w oczach. Pewnie dlatego, że zabieram im sponsora sprzed nosa. Wychodząc dałam znak ekipie żeby za mną jechali. Na samą myśl siedzenia z nim w jednej limuzynie robi mi się duszno. Trudno wyglądać na chętną kiedy nie mam zamiaru taka być. I szczerze powiedziawszy miałam świętą rację co do jego zamiarów. W tej limuzynie może i było trochę miejsca, ale i tak przecież musiałam się do niego przykleić.
-Oppa poczekaj jeszcze chwilkę.- Zachowanie głupiej idiotki zawsze działa. Oby tym razem to też wystarczyło. Po 10 minutach jazdy znaleźliśmy się w jednym z droższych hoteli w Seulu. Mogę przysiądz, że to było najgorsze 10 minut mojego życia, a jeszcze dobre 10 przede mną. Poszłam za nim znowu go obejmując. Najchętniej to bym go zamieniła na inną osobę. Ale akurat jedna z tych innych osób siedzi sobie z tyłu w aucie i zapewne obserwuje mnie razem zresztą. Zniknęli mi z oczu kiedy weszłam z nim do środka. Pokój był na drugim piętrze nie wiem jak niby oni chcą mnie tu znaleźć jakby mnie mieli zadźgać. Oby zdążyli na czas. Chociaż obstawiam, że poradzę sobie sama. Nie ma tu zbytnio dużo miejsca, ale za to lampka w razie potrzeby użyję jej na głowie tego dupka.
-To może pójdziesz się odświeżyć co? A ja tu na ciebie poczekam.- Udałam nieźle upitą kretynkę. Taką nieszkodliwą.
-Każesz mi długo czekać, ale dobrze. Zaraz wracam więc nigdzie nie idź.- Ostatni zdanie było zdecydowanie rozkazem. Ale zanim się stad ulotnię muszę wybadać parę rzeczy. Po tym jak usłyszałam szum lecącej wody zaczęłam przeszukiwać kieszenie jego marynarki. Znalazłam portfel z kartą i to nie jedną. Oprócz tego dowód i zdjęcie. Porobiłam parę zdjęć dla Cleo. Odłożyłam wszystko na miejsce i zaczęłam czytać zapiski z małego czerwonego notesu. Zerknęłam od razu na ostatni zapis. Z tego wynika, że tu są same daty spotkań z z Piterem. Według mnie te dopiski to nazwy broni. No ładnie jeśli się nie mylę to zostałam w jednym pomieszczeni z handlarzem broni. Jeden strzał z jakiejś wyrzutni i pójdziemy z dymem. Muszę się stąd wynieść. Zostawiłam już w spokoju jego rzeczy. Teraz trzeba myśleć nad wydostaniem się stąd. Może tak oknem? Otworzyłam jedno i zerknęłam jak dużą wysokość musiała bym pokonać. Wzdrygnęłam się kiedy drzwi od łazienki trzasnęły. Buldożer wraca.
-O już wróciłeś.- Przyciągnął mnie do siebie jedną ręką. Ale niech zapomni o innych rzeczach.- To teraz moja kolej.- Już chciałam iść do tej łazienki i się tam zamknąć na jakiś czas, ale on mi na to nie pozwolił. Złapał mnie za nadgarstek i nie chciał puścić.
-Ei oppa możesz puścić. Przecież nigdzie nie ucieknę.- Starałam się zachowywać jak poprzednio.
-Nie będę tyle czekać.- Pchnął mnie na ścianę przytrzymując swoimi łapskami mi ręcę. Świetnie lepiej być nie mogło.
-Nie pozwalaj sobie.- Kopnęłam go z całej siły w jaja aż zgiął się w pół. Rzuciłam się do torebki którą położyłam na łóżku. Już prawie jej sięgałam, ale on złapał mnie za nogę i runęłam na ziemię. Wierzgałam nogami ile wlezie i chyba nawet przywaliłam mu obcasem w gębę. Szkoda tylko, że to nic nie dało.
-Z gorszymi sukami sobie radziłem.
-I pewnie teraz przewracają się w grobie co?- Już ja zadbam żeby to on kopnął w kalendarz szybciej niż ja.
-Pewnie nie mają siły.- Chyba wiem co ma na myśli. I to jest obrzydliwe.
-Zabieraj te swoją mordę.- Wyrwałam jedną rękę z uścisku i strzeliłam mu plaszczaka. Uwolniłam drugą rękę i podepchnęłam go na bok. W końcu dorwałam torebkę i wyciągnęłam te strzałki usypiające. Przecież nie będę tu nikogo zabijać. Zresztą zawsze staramy się tego nie robić. Właśnie tym się różnimy od tego mojego ,,ojca''. Wpakowałam mu dwie na wszelki wypadek. Jeszcze zrobiłam mały porządek i po wielkich trudach ułożyłam go na łóżku. Teraz wygląda jakby spał. Ocknie się jutro rano nic nie pamiętając. Obróciłam się w stronę wyjścia i o mało co nie wpadłam na jednego z jego ochroniarzy. Zanim zdążyłam zareagować już leżał na podłodze a za nim stał Ji. Z bronią w ręku.
-Może by tak dzięki?
-Dzięki.- Wyszłam zostawiając go w tyle.- Wszystko poszło dobrze?
-Oczywiście. - Najpierw były papierosy teraz broń. Na co on się szykuje? Z rozmyślań wyrwał mnie dźwięk klaksonu. Wybiegłam z hotelu. Przez szybę Bom wskazywała palcem na szóstkę ludzi biegnących w nasza stronę. Rzuciłam się do biegu. Wskoczyłam do auta i ruszyliśmy z piskiem opon.
-Boże skąd oni się biorą.- Narzekała Dara.
-A bo ja wiem. Można było się tego spodziewać.- Odpowiedziała Bom.
-Ja wysiądę.
-CO?
-No przecież nie zawieziesz ich pod sam dom, co? Wysiądę i ich czymś zmylę. Pewnie i tak to właśnie mnie szukają.
-Eee wątpię żeby to był dobry pomysł. Sama nie dasz rady.
-Chyba, że Ji z tobą pójdzie.- Nie no wszędzie on. Spojrzałam na nią błagalnie.- Nie ma mowy, że wyjdziesz sama.- Postawiła sprawę jasno. Więc popatrzyłam na niego.
-Pójdę.- Super. Mógł powiedzieć, że nie, a ja i tak bym zrobiła co chce.
-Ok tylko macie wrócić.- Zatrzymały się i wysiedliśmy z auta. Poszłam do jakiegoś zaułku żeby nie było widowni.
-Po co się zgodziłeś?- Muszę to wiedzieć. Jeśli jest jakiś inny powód oprócz tego, że przyszedł tu za mną bo się martwił to chcę go usłyszeć.
-Bo i tak zrobiłabyś to co chcesz.
-Wiesz to nie jest żadne wytłumaczenie.- Czyli jednak miałam rację.
-Lepiej zajmij się nimi.- W naszą stronę już biegła pierwsza czwórka. Sprzedałam kopa jednemu prosto w brzuch, a na koniec skręciłam kark. Bo ile można się z nimi użerać i jakby nie patrzeć robię to w obronie własnej. Pobiłam jeszcze chyba z trzech, ale ich przybywało nie wiadomo skąd.
-Uciekaj!- Krzyknął w moją stronę, ale ani mi się śni.
-To ty uciekaj!- Ja nie stchórzę.
-Teraz będziesz się ze mną też kłócić!- Kolejny wróg padł na ziemię.
-To raczej ty się tu kłócisz. Ja tylko mówię, że się nigdzie nie wybieram.- No i przez to jego gadanie ktoś mnie ogłuszył.

* * *

Powoli otwierałam oczy. No świetnie znów jestem w jakimś pipidowiu i nawet wiem czyja to sprawka. Usiadłam opierając się o zimną, ceglaną ścianę. Dotknęłam ręką głowy, ale tylko strasznie zabolało. Miałam złożony jakiś opatrunek tylko przez kogo? Rozejrzałam się po celi.
-Dobrze, że już wstałaś.- Nie no jego też tu przywlekli. Przynajmniej nie siedzę w tym bagnie sama.
-Miałeś uciekać.
-Tak samo jak ty.
-Masz świętą rację to moja wina.- Odburknęłam.- Auć.- Głowa mnie zabolała aż się za nią złapałam. I mam czerwone ręce. Ji przysunął się w moją stronę.
-Nie wierzgaj się tak. Chcę sprawdzić co z twoją głową.- Odwiązał mi ten prowizoryczny opatrunek. Zapewne zrobiony z jego kawałka jego koszulki patrząc teraz na jej stan.
-Jest bardzo źle?- Postanowiłam się już nie kłócić. W końcu jesteśmy tu na siebie skazani. W dodatku dotyk jego rąk przyprawia mnie o dreszcze. Zapatrzyłam się na niego. Pewnie wyglądałam jak jakaś zakochana nastolatka. Sama siebie nie poznaję.
-Przydałoby się czymś to przemyć, ale nie jest najgorzej.
-To czym mi się dostało?
-Butelką.
-Ech. Dziękuję, że się mną zająłeś. Odkupie ci koszulkę. To jak wygląda sytuacja?
-Siedzimy i czekamy.
-I tylko tyle? Żadnego plany ucieczki? Nie poznaje ciebie. Albo ci coś zrobili, hymmm?
-Nie fantazjuj ____. Sprawdzałem. Gdyby coś było myślisz nadal byśmy sobie od tak rozmawiali.
-Nie wiem. Po tobie się można wszystkiego spodziewać.- Podeszłam do krat i nic żadnego obluzowanego pręta albo chociaż czegoś metalowego do wetknięcia w kłódkę.- To jest beznadziejny przypadek.- Ja i Ji. Zamknięci. Bóg wie gdzie jesteśmy. A w każdej chwili wróg może się kogoś pozbyć. Nienawidzę być na czyjejś łasce. Wszystko teraz zależy od niego i jego szalonego mózgu. Usiadłam właśnie wtedy kiedy ktoś przyszedł. Bez słowa weszło dwóch osiłków. Jeden wycelował w głowę Ji Yong' a. A drugi odezwał się do mnie.
-Wyciągnij ręce.- Popatrzyłam na niego jak na głupka którym zapewne był.- Wyciągnij ręce inaczej on zginie.- Z nie chęcią zrobiłam tak jak chciał. Założył mi kajdanki i jemu też. Mnie zostawili, a jego zabrali. Pewnie ciągną go przesłuchanie.
Czekałam na swoją kolej, a wtedy powiem mu parę nie miłych słów, że mnie popamięta. Minęło chyba jakieś pół godziny kiedy zabrali i mnie. Prowadzili przez jakiś ciemny tunel, a potem po schodach na górę. Weszłam do jego obskurnego gabinetu przesłuchań. Posadzili mnie na jakimś krześle i przykuli do niego. Zaraz po nich pojawił się mózg operacji.
-Znów się spotykamy. Szkoda, że nie lepszych okolicznościach.
-Daruj sobie. Czego chcesz.
-Tego co zawsze. Ale dzisiaj składam ci inną ofertę.
-Cokolwiek to jest to raczej sobie podziękuje.
-Może jednak rozważysz przejście na naszą stronę.
-Hymm pieprz się.- Nie wiem o czym on tam myśli, ale to chyba wiadome, że się nigdzie nie przenoszę. Prędzej po moim trupie. Do środka weszły dwie kobiety.
-Zróbcie co trzeba.- Usiadły koło mnie i zaczęły zajmować się moją ranną głową. Teraz to już całkiem zbaraniałam. To w końcu my tu mamy się pozabijać czy sobie pomagać? Głowa mnie boli co nie znaczy, że jeszcze nie potrafię myśleć.
-Po co to robisz przecież cały czas dążysz do tego żeby się mnie pozbyć.
-Dotrzymuje obietnicy.
-Jakiej?
-Pewnie twój kochaś ci nie powiedział. Ja nie mam zamiaru tego robić.
-Powiedział to co powiedział tylko po to żebyś dał mi spokój?
-Widać szybko się zorientowałaś.
-Ale przecież ty nigdy nie dasz mi spokoju. To nie ma sensu. - Boże niech ja go dorwę. Jak mu mówiłam, że w to nie wierzę to mógł się przyznać. Co to za różnica. Sama potrafię się chronić. On nie musi robić za moją niańkę. I ta kłótnia i te mocne słowa na temat tego, ze mnie nie kocha były kłamstwem. I oczywiście w tym też miałam rację.
-Niektórzy są naiwni kiedy są zakochani.
-Pewnie Lara ma tak samo.- Nie siedziała by z nim gdyby nie była w nim zakochana.
-Ona już nie jest mi potrzebna.
-Pozbyłeś się własnej żony?- Czego ja się tu jeszcze dowiem.









I jak tam wrażenia?? Zachęcam do komentowania też inne osoby. Plosssse ;)

niedziela, 6 lipca 2014

BB- 19

Witam was ludzie!! Dziś poruszam pewną sprawę o której pewnie już dawno wiecie, ale i tak warto wspomnieć o naszej biednej Bomi. Naprawdę nie pojmuje tych dziennikarzy. Po co wyciągają stare sprawy. Tylko dołują tym. Prawdziwi fani pewnie trzymają za nią kciuki i ja także. Dlatego dziś dodaje o dwa zdjecia więcej i to z naszą kochaną Bom.


















Boże weź mnie trzymaj bo zrobię dziurę w ścianie. Chyba zaczęłam hiper wentylować. Muszę się przewietrzyć. Ja po prostu widziałam hologram jak i cała reszta, ale w sumie to był bardzo dobry hologram. Cholera weź się ogarnij kobieto. Raz jestem zła, a raz bliska płaczu, ale tak ze szczęścia ...chyba. Nie no na 100%. Teraz wychodzi na to, że jeśli on jakimś cudem mi się nie przyśnił i to wszystko nie jest tylko głupim snem to my obie miałyśmy rację. Powinnam się cieszyć, ale to pewnie przez ten szok ma różnie uczucia co do tej całej chorej sytuacji. Najlepiej zrobię jak pojadę do domu, zanurzę się w zimnej wodzie i mi przejdzie.
Zamówiłam taxi i wsiadłam zatrzaskując za sobą drzwi. Jeszcze raz przemyślałam każdy szczegół tego co się wydarzyło i wiem … no właśnie nic nie wiem. Nic nie wskazuje na to, że moje życie ma być choć trochę lepsze ww najbliższym czasie, a wręcz przeciwnie. Jest coraz więcej nie wyjaśnionych i nowych spraw.
Wypadłam z auta i poszłam prosto do kuchni. Nie patrząc na zdezorientowanych kucharzy zabrałam to co mi było teraz najbardziej potrzebne.
-To sytuacja wyjątkowa.- Powiedziałam na swoją obronę choć nikt nic jeszcze nie powiedział.
-Czyli jaka?- Poważna, chora, interesująca, dziwna, a co najważniejsze pokręcona na maksa.
-Zmartwychwstanie.- Ta to raczej dobre określenie. I tak popatrzyli na siebie, a potem na mnie z minami typu ,,dzwonić po psychiatrę czy patrzymy na ten cyrk''. Mogę przysiąc, że właśnie w tym momencie tak myślą. W sumie to nie ważne bo muszę się napić. Zamknęłam się w toalecie. Otworzyłam butelkę wódki i pociągnęłam z niej porządnego łyka.
-O kurde.- Gardło mnie pali, ale to dobrze. Wrócę do rzeczywistości. Po jeszcze dwóch głębszych postanowiłam nie pić już czwartego bo się jeszcze upiję. Schowałam to szybko do szafki z kosmetykami bo chyba ktoś wparował do pokoju.
-_____!______!
-Jestem! Już wychodzę. Po co się tak drzesz.- Napić się w spokoju nie można.
-Kobieto czemu stamtąd wybiegłaś?
-A czy to nie oczywiste. Ale ty też go widziałaś prawda?- Albo wszyscy wariujemy.
-No przecież, że tak. I mówię ci to jest cud. Jednak przez ten cały czas wiedziałam, że żyje.
-Że co proszę? Chyba raczej wręcz przeciwnie tylko dwie osoby w tym domu były o tym przekonane i żeby było jasne ty się do nich nie zaliczałaś.
-Jasne nie przypominaj mi o tym na każdym kroku.- Wydęła usta.
-Gdzie on teraz jest.- Nagle zamiast być wściekła zaczęłam się bać. Boże coś za często mi się to zdarza. W dodatku boję się przyznać, że to wszystko zawsze dzieje się z jego winy. Ręce chyba zaczęły mi się pocić.
-W kuchni coś je. W końcu nie ma się czemu dziwić. Za to kucharze mówili coś o zmartwychwstaniu. Nie wiesz o co chodziło?
-Nieeee.- Odwróciłam się w stronę okna żeby nie widziała mojego uśmiechu. Dobrze, że przynajmniej teraz załapali o co chodziło. Później jak sprawa się uspokoi trzeba wynieść tę butelkę zanim Cleo zabierze się za upiększanie. Wolę z nim porozmawiać jako ostatnia.
-Yhymm lepiej się rusz na dół.- Zamarłam. Ja tam nie zejdę bo co niby miałabym mu powiedzieć. Prędzej bym znów wyszła bez słowa.
-Później to zrobię. Nie chcę widowiska.- Sama nie wiem jak by się ta rozmowa potoczyła. Wolę nie ryzykować. I nie dawać powodów do wytykania mi tego.
-Jak chcesz.- I wyszła, a ja znów zostałam sama. Najpierw sobie to jeszcze raz poukładam żeby czegoś nie palnąć. Nie no ja tak nie mogę tu siedzieć. Muszę jeszcze raz go zobaczyć. Wyszłam do ludzi. Jakimś cudem zmusiłam się do wejścia do kuchni. Wszyscy na mnie popatrzeli przez jedną sekundę i dalej rozmawiali z Ji. Kusiło mnie żeby dźgnąć go palcem po to by sprawdzić, że się nie pomylili co do jego … naturalności. Ale tylko się przysiadłam do Min Ji. Jezusie ten jego wzrok. Wywierci we mnie dziurę jak zaraz nie przestanie.
-Więc stary jak udało ci się tu z powrotem dostać?- Zagadnął go Seungri.
-W sumie na początku do było bardzo proste.- No tak każdy się chyba by zatrzymał gdyby widział, że gwiazda szuka auto stopu. Potem pewnie nie wyglądał jak człowiek. Teraz znowu wygląda jak stary Ji Yong którego wszyscy znamy. Bez dwu tygodniowego zarostu i śmierdzących ciuchów. Po prostu ten to ma szczęście. Najpierw uniknął spalenia, a następnie woził dupsko w każdym napotkanym aucie w którym pewnie siedziały same dziwki zachwycone jego widokiem. Normalnie rzygać się chcę. Se na luzie jechał. Podczas kiedy ja i CL walczyłyśmy o życie szukając jego w jakimś pieprzonym lesie z mordercami w tak samo pieprzonym magazynie z jednym oknem i fajkami. Zacisnęłam pięści, żeby mu nie przywalić. Jak go nie widziałam to mu współczułam, a teraz jak patrze to on se nic z tego nie robi. I guzik mnie obchodzi, że pewnie nie wie przez co przeszłam, żeby go odszukać. Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Dae Sung' a.
-Chae Rin czeka na ciebie w pokoju.- No właśnie kogoś mi brakowało w tym szczęśliwym obrazku. Opuściłam to towarzycho i poszłam do Lee.
-Wchodź, wchodź.- Ponagliła mnie.
-O co ci się rozchodzi.- Rozsiadłam się na fotelu w pokoju który dzieli z Min Ji.
-Jak to o co. ON jest TAM.- Zaczęła zamaszyście gestykulować wymachując rękoma we wszystkie strony. To było nawet zabawne.- Nie wiem czemu, ale zaczyna mnie to wszystko trochę irytować.
-Taaa wiem coś o tym. To pewnie dlatego, że nikt nawet nie podziękował, że wierzyłyśmy i próbowałyśmy go odszukać.
-Możliwe. Ale przecież nie będę o to zazdrosna.
-Zgadzam się co do tego. Każdy się cieszy i on przeżył. To powinno być najważniejsze.- Tylko odrobinę jestem zła na to, że nagle zapomniano o tym jak się męczyłyśmy.
-Z drugiej strony nikt nie przyznał nam racji.
-Tak. To ta wdzięczność.
-Której nie mamy.- Dobra trzeba to ukrócić bo zaczynamy zachowywać się jakbyśmy były zazdrosne.
-Radzę się cieszyć razem zresztą.
-Oblejmy to. Co ty na to. To będzie świetny pomysł.- Tak marzę tylko o tym żebym się upić. Już dzisiaj w łazience byłam bliska.
-Pewnie reszta właśnie też na to wpadła.- Poszłyśmy do salonu. Ja natomiast wyluzowałam najbardziej jak mogłam.

* * *

Po wypiciu czterech piw nie pamiętałam która godzina choć przed chwilą ją sprawdzałam. Z resztą co się dziwić tu każdy jest piany albo ja już ich takich widzę. To nie moja wina musiałam jakoś odreagować. Na początku piłam za to, że byłam wściekła, potem za to, że byłam szczęśliwa na koniec za to, że się jeszcze do mnie nie odezwał. Kompletnie żadnego słowa z siebie nie wydusił. A teraz pije bo inni też piją i rozpaczam nad tym. Nie będę odstawać. Alkohol się wyczerpuje. W tym momencie zdałam sobie sprawę z mojej schowanej wódki w toalecie. Jednak na coś się przydała. Wstałam i zakręciło mi się porządnie w głowie. Pewnie połowa mojej krwi to teraz głównie wódka i piwo. Zdążyłam się jakoś ustawić w pionie. Pomimo mojego stanu upojenia nie przewracałam się i miałam świadomość gdzie idę i po co. Nie wiedziałam tyko, że ktoś idzie za mną. Za bardzo szumiało mi w głowie. Weszłam do swojego pokoju specjalnie nie zamykając drzwi.
-Po co za mną leziesz.- Odwróciłam się w stronę Ji Yong' a.- Czyżbyś miał zamiar się w końcu do mnie odezwać?- Przeszłam do łazienki i zabrałam z szafki to po co przyszłam. Usiadłam na fotelu koło okna. Otworzyłam je bo robiło się jakoś za gorąca albo to ta atmosfera zrobiła się za gorąca.
-Poszedłem za tobą żeby sprawdzić czy po drodze się nie zabijesz.- Ha ha ha.
-Humor cię nie opuścił. To w sumie dobrze.- Odkręciłam butelkę.- Chcesz trochę?
-Nie dzięki.
-Więc po co tu przyszedłeś?
-Myślałem, że jeszcze zdołam z tobą jakoś porozmawiać na osobności, ale widać, że raczej trzeba by przełożyć to na jutro.- Jutro nie wiem czy będę w stanie pójść z nim rozmawiać o trzeźwym umyśle.
-Dlaczego nie możemy rozmawiać teraz? Czuję się świetnie. I nie sądzisz, że długo już czekałam?- Weź rzeż to cholery wyduś coś z siebie. Ile można przeciągać.
( Narracja G.D )

Boże czy to przeze mnie ona teraz tak wygląda. Jakby nic nie jadła i nie spała. Mam ochotę ją pocałować albo chociaż przytulić, ale nie mogę kiedy jest w takim stanie. Możliwe że spoliczkowała by mnie od razu kiedy podejdę.
-Skoro nie chcesz nic powiedzieć pierwszy to ja zacznę.- Tak dawno słyszałem jej głos.- Po co wszedłeś do tego budynku? Poradziłabym sobie sama. I nie musiałabym się tak męczyć.- Powiedziała to nadzwyczaj spokojnie jak na nią. Myślałem raczej o wielkim wybuchu złości, ale patrząc na rozwaloną szafkę to nastąpiło o wiele wcześniej.
-Musiałem ci pomóc. Taka praca.- Chyba powiedziałem najgłupszą rzecz jaka mi przyszła do głowy.
-No tak praca. Dobre wytłumaczenie.
-Słyszałem też, że szukałaś mnie. Dzięki.
-Nie pochlebiaj sobie. CL też mi pomagała. Po prostu miałam takie przeczucie, że jakoś z tego wyszedłeś i wolałam to sprawdzić. Taka praca.

( Narracja ____ )

Czy ta rozmowa nadal będzie taka sztywna czy może w końcu przejdziemy do konkretów. Prawda jest taka, że za nim tęskniłam i jestem pewna, że on też. Tylko żadne z nas teraz nie chcę poruszać tego drażliwego tematu. On nadal myśli, że jestem piana i nie myślę logicznie, ale jest wręcz przeciwnie. To milczenie mnie dobija. Wstałam i trzasnęłam butelką o małe biurko w kacie.
-Myślałam, że tam zginąłeś.- Oparłam się rękami po biurko. Włosy opadły mi na boki zasłaniając twarz po której już ciekła łza.
-Ale już jestem. Tuż obok.- Położył mi dłoń na ramieniu. Przeszył mnie ciepły prąd. Tylko nie teraz. Nie mogę tracić głowy podczas tak ważnej rozmowy. Boże chyba jednak już za późno. Nie wytrzymałam musiałam się do niego przytulić. Na szczęście mnie nie odepchnął.
-Jesteś kompletnym kretynem.- Wymamrotałam.
-Wiem.
-I gnojkiem.
-Wiem.
-To dobrze.- Objęłam go mocniej. Nie wiem czy powiedzieć mu to teraz. Nie powinnam się wahać, a jednak tak jest. To głupie serce doprowadza mnie do szału. Staliśmy tak póki nie zrobiło mi się nie dobrze. Jednak nie powinnam była tyle w siebie wlewać.
-Dobrze się czujesz?- Nawet teraz się o mnie troszczy.
-Oprócz małych mdłości jest świetnie. Tak jak kiedyś.- Uśmiechnęłam się sama do siebie. Usiedliśmy na łóżku.
-Następnym razem nie wskakuj do ognia. To, że jesteś agentem nie znaczy, że jestem supermenem.
-I kto to mówi. Sama wskoczyłaś do ognia. Przecież nie jesteś super bohaterką.
-Pewna dziewczynka stwierdziła, że jestem.- Parsknął i objął mnie ramieniem. Oparłam głowę o jego ramię. I o mało co nie zasnęłam tak. Oczy mi się same zamykały.
-Może się położysz?
-Ale ty masz zostać tu ze mną. Przynajmniej póki nie zasnę.- Co pewnie szybko nastąpi.
-Nigdzie się nie wybieram.- Skoro tak to się położyłam. Ji przykrył mnie kołdrą i zasnęłam przytulona do niego. Gdzieś w środku nocy kiedy obudziłam się tak po prostu usłyszałam które teraz obijały mi się o uszy. ,, Kocham cie, ale nie mogę z tobą być'' to utkwiło mi w głowie. Możliwe, że mi się to przyśniło. Jedynie wiem, że to był jego głos. Obróciłam się i już go nie było obok.

* * *

Obudziłam się o 6:00 i raczej nie było dobrym pomysłem zerwanie się nagle z łóżka. Głupie słowa krążą po mojej obolałej głowie. Jestem coraz bardziej pewna, że to był sen. Nie pozwolę żeby popsuł mi humor. Może i nie wyglądam zbytnio optymistycznie, ale zaraz postaram się to naprawić. Kiedy wyszłam z łazienki Cleo już leżała na podłodze.
-____ weź mnie podnieś.- Wymamrotała do poduszki.
-Zapomnij. Jak się schylę będzie trzeba po mnie sprzątać.- Opuściłam ją szybko zanim zacznie narzekać. Potrzebuję natychmiast butli wody. Dostałam ją w kuchni. Podczas kiedy piłam wodę postanowiłam jeszcze raz porozmawiać z Ji, ale tym razem powiem mu to co sobie obiecałam kiedy rozpaczałam. Może być trudno, ale zdania już nie zmienię. Muszę tylko go dzisiaj znaleźć. Zapewne muszę zacząć od wytwórni. Nie rozumiem jak można człowieka już wysyłać do studia nagraniowego. Życie jest brutalne. Ale wybrałam się tam od razu. Chce to z siebie wyrzucić jak najszybciej. Wsiadłam w samochód i podjechałam nim pod sam budynek. Dawno mnie tu nie było. Choć w sumie nic się nie zmieniło. Przywitałam się z każdym kto się nawinął aż trafiłam do studia nagrań. Niestety jego tam nie było tylko zastałam Teddi' ego.
-Pomóc w czymś?- A no tak.
-Gdzie mogę znaleźć Ji Yong' a?
-Ćwiczy coś na sali.- Świetnie oby był tam sam. Pognałam do środka i …. kurczę. To nie ten moment. Przecież nie podejdę do niego i nie wykrzyczę mu tego w twarz tak przy tych tancerzach.
-No cześć ____!- Wydarła mi się do ucha Cleo.
-Co ty tu robisz.
-Odwiedzam swojego chłopaka, a co?- Że co ona powiedziała?!
-Nie gadaj to już? Wiedziałam, że w końcu dasz radę to z siebie wydusić.
-O czym ty bredzisz. Ja jeszcze nic nie zrobiłam.
-To o kim ty mówisz?
-Mówię o Choi' u.
-Jeszcze nie jest twoim chłopakiem, ale już go tak nazywasz?- Chyba dobrze to zrozumiałam.
-Mam zamiar mu powiedzieć, ale nie mogę go znaleźć.-Ja już znalazłam ale okoliczności nie sprzyjają wyjawieniu prawdy.
-A ty co tak stoisz? Widać już znalazłaś to idź.
-Nie mogę tak przy wszystkich.- To raczej osobista sprawa.
-Ech to powodzenia.- Poczekałam jeszcze chwilę zanim nikogo niepotrzebnego nie było. Właśnie zbliżałam się żeby sobie z nim porządnie porozmawiać, gdy do sali wpadł zdyszany Taeyang.
-Musisz szybko iść ze mną.
-Jasne.- No wiecie co. Właśnie stoję tu sama. Sprzątnął mi go sprzed nosa. Tego jeszcze nie było. No, ale trudno czas na drugie podejście. Czekałam pod drzwiami studia żeby nie przegapić tego jak będzie wychodził, ale gdzieś 10 minut po musiała pójść do toalety. Butelka wody się odezwała. A jak wróciłam znów go nie było.
-Nie no.- Powiedziałam zrezygnowana.
-Do trzech razy sztuka.- Pocieszył mnie Teddi. No fakt ja się tak łatwo nie poddaję. To po protu jest zbieg okoliczności i tyle.

* * *

Mam dość i to naprawdę szczerze dość uganiania się za nim w te i wewte. Bardziej się zmęczyłam niż na tym maratonie co to mnie do niego zmusiła Cleo. Do teraz pamiętam jedynie moje zderzenie z trawą kiedy już padałam na nią bo nie miałam sił się utrzymać na nogach. Po tm całym cyrku postanowiłam nie łazić za nim jak pies. Przez cały czas był zajęty, a jak już się do niego zbliżałam. Ktoś porywał mi go sprzed oczu i tyle go widziałam. Jest już wpół do ósmej więc zaraz powinien się pojawić w domu razem zresztą. Jadłam właśnie spóźniony obiad kiedy cała zgraja wpadła do kuchni. Z wrażenia zakrztusiłam się ryżem.
-Jest w swoim pokoju.- Szepnęła mi Cleo.
-Przyjęłam.- Zaraz tam wyruszę tylko dam mu trochę czasu dal siebie. Zerknęłam w stronę T.O.P' a z jego strony nic nie zobaczyłam. No oprócz tego, że wpatrywał się w Dae morderczym wzrokiem. Pewnie dlatego, że żartował sobie z Cleo. Tylko czekać aż go poniesie.
-Zajrzę do Ji Yong' a.
-Nie!- Zerwałam się z krzesła.- Ja pierwsza.- Wyleciałam z kuchni w popłochu. Boże pewnie wyglądałam jak desperatka. Może faktycznie nią jestem. Przed samymi drzwiami zwolniłam. Wzięłam głęboki wdech tak jak zawsze kiedy mam przed sobą ciężką rozmowę na temat którego tak nie lubię poruszać. No, ale zapukałam odwrotu nie ma nawet gdybym chciała.
-Można wejść.- No tak można. Trzeba tylko zmusić nogi do posłuszeństwa.
-Hej.
-Hej, usiąść.
-Chyba jednak postoję.- Już się dzisiaj nachodziłam i to właśnie za tobą.
-Dobrze, że przyszłaś.- Serio?? Czyli to znaczy, że nie dobrze, że tu przyszłam. Zwróciłam uwagę na jego jeszcze mokre włosy. Pewnie brał prysznic i naszła mnie dziwna ochota żeby wziąć go razem z nim. Ale myśli rozsądnie. Możliwe, że po tej rozmowie mojego życia właśnie się to stanie. Chociaż teraz ten wygląd nie zbyt pozwala mi na skupienie się na rzeczy ważniejszej niż jego boskie włosy.
-No właśnie muszę ci coś ważnego powiedzieć.- Powiedziałam stanowczo. Bez żadnego cienia wahania.
-Chodzi o tego bydlaka?- gdyby chodziło powiedziałam bym to be przeciągania.
-Nie koniecznie. Raczej to coś bardziej osobistego. Tak naprawdę cały czas zmierzam do tematu o nas. Pomyślałam, że w końcu trzeba ustalić co i jak. Chcę wiedzieć na czym stoję.
-Tak. Masz rację. Oboje w końcu powinniśmy z siebie wydusić.
-Myślałam, że już dawno wydusiłeś z siebie to co miałeś do powiedzenia. Ale jeśli masz coś jeszcze to powiedz.
-Mam mówić pierwszy?- Przyszłam tu z zamiarem powiedzenia tego co czuję i myślę jako pierwsza zanim się rozmyślę. A teraz raczej wolę żeby to on pierwszy wypowiedział się na ten temat. Bo szczerze to zaczęłam wątpić w jego wcześniejsze słowa. Te które wypowiedział zanim doszło do jego rzekomego spalenia się. Zwłaszcza, że gdy powiedziałam słowo ,,nas'' kompletnie nie wykazał żadnego zdenerwowania ani zaskoczenia. Najzwyczajniej w świecie powiedział, że mam rację, a to do niego niepodobne.
-Jasne mów.- Aż się zaczynam bać. Co w sumie też jest dla mnie nowością. Odkąd zaczęłam dzielić moje życiem z przyjaciółmi wszystko jest dla mnie nowością. I jest ich coraz więcej.
-To co mówiłem ci na początku. Pamiętasz jeszcze?
-No tak.- Boże do czego on zmierza?
-Zdałem sobie sprawę, że to nie była prawda.- W tym momencie chyba ktoś na serio strzelił mi porządnie w twarz bo się właśnie tak czuje.
-Że co??- Ja się chyba musiałam przesłyszeć.
-Po prostu zobaczyłem cię po tylu latach i zapragnąłem cię dotknąć. To raczej było zwykłe pożądanie i nic więcej.- Nagle wezbrałam we mnie cała wściekłość jaką trzymam w sobie przez te wszystkie dni.
-Co ty pieprzysz Ji Yong!
-Nadal mogę bez ciebie żyć więc to nie jest miłość. To było tylko chwilowe.
-Jak możesz mówić to tak spokojnie!- Mam ochotę mu przywalić. Już dawno zacisnęła pięści w gotowości.- Teraz chcesz wszystko zwalić na jakieś gówniane pożądanie!
-Możesz nazywać to jak chcesz. Co i tak nie zmieni mojego zdania.
-Jesteś cholernym dupkiem. Zachowujesz się dokładnie tak jak wtedy gdy mówiłeś mi, że wybierasz karierę niż mnie!!- Ale to i tak nie chodzi o to. Na początku sama sobie powtarzałam, że proszę się o powtórkę z rozrywki i teraz właśnie ją mam. Tylko myślałam wtedy, że to nie będzie aż tak boleć, ale się myliłam. Jest jeszcze gorzej niż za pierwszym razem.- Nie wierzę ci!!- Wykrzyknęła mu prosto w twarz z łzami w oczach. Opuściłam na chwilę głowę żeby pomrugać i odpędzić łzy.
-Posłuchaj mnie ____ nie będę z tobą. Ja nie powtórzę znów tego błędu. To chyba lepiej, że powiedziałem ci to teraz za nim doszło do czegoś więcej.
-Więc trzeba było mnie przelecieć i każdy był by zadowolony!! Ja ci tu miłość chciałam wyznać!!- To nie prawda, ja chciałam czegoś więcej, ale i tak widać, że te słowa zrobiły na nim wrażenie.- Teraz cię zatkało ty sukinsynu?!- Rozglądnęłam się po pokoju w poszukiwaniu czegoś czym mogłabym pieprznąć o podłogę i znalazłam dokładnie coś co nadawało się do tej sytuacji. Bez zastanowienia wzięłam te zdjęcie przedstawiających nas jeszcze kiedy byliśmy... razem.- Więc zapewne tego też nie będziesz już potrzebować!- Walnęłam tym z całej siły. Ramka się połamała i szkło stłukło w drobny mak.- Jeśli jednak to co mówisz jest prawdą to jestem ciekawa jak długo wytrzymasz.- I wyszłam trzaskając drzwiami, że aż podłoga się zatrzęsła. Ja tu mu miłość chciałam wyznać i myślałam, że po tym wszystko już się ułoży, a ten mi tu z takimi tekstami. Boże jaka ja jestem głupia, że dałam się tak zwodzić. To co się stało poprzednio powinno mnie nauczyć żeby nie pchać się do niego. Byłam tylko pionkiem którego chciał tylko przelecieć. Pieprzony zboczeniec! Dlaczego nie skorzystał se z burdelu. Ale ja w sumie byłam tą bezpieczną opcją. Co by ludzie powiedzieli gdyby zobaczyli go wchodzącego do takiego miejsca. Oczywiście nadal mu nie wierzę. Zbyt długo go znam żeby mi pociskał takie pierdoły. Chociaż jeśli to była szczera prawda, a ja się tylko pocieszam tym, że tak nie jest to już mnie nigdy nie zobaczy.
Bom już zmierzała w moją stronę z przerażeniem na twarzy.
-Jezu co się tam działo?- O bardzo dużo. Jednym słowem upokorzenie. Nie odpowiedziałam jej. Gdybym to zrobiła pewnie zaczęłabym wrzeszczeć jeszcze na nie winną niczemu Bom. Po prostu weszłam do kuchni i od razu zaczęłam przeszukiwać szafki. Na pewno gdzieś tu to było. Nie zwróciłam zbytnio uwagi na resztę która wpatrywała się w moje poczynania.
-Nie powiesz o co poszło?- Zagadnęła Cleo. A nigdy w życiu. Niech on im to opowie, ale i tak tego nie zrobi.- Dobra, to czego szukasz?- Akurat to znalazłam.
-Po co ci papierosy? Przecież tu już nie palisz?
-To zacznę.- Opuściłam ich i wyszłam na balkon. Wyciągnęłam trzęsącą się ręką jednego papierosa. Kiedy poczułam smak tytoniu w ustach od razu jakoś się uspokoiłam. Kiedyś też paliłam, ale po namowie Cleo rzuciłam to w cholerę i to chyba najgłupsze co mogłam zrobić. Połowa ludzkości pali więc jak ja zacznę to świat się nie zawali. Pociągnęłam jeszcze raz i naszła mnie taka myśl. Jutro z samego rana szukam sobie swojego, własnego i prywatnego domu. 











I jak wrażenia?? Bym zapomniała. Jeszcze mała reklama pewnego bloga:
 http://dzienkoreanskiegopolaka.blogspot.com/2014/06/obciac-czy-nie.html

No i w końcu wcisnęłam jakąś kłótnię pomiędzy głównymi bohaterami. Tak ja mówiłam, że się postaram tak i myślę, że chyba  mi udało. Specjalnie na prośbę Kamila Kwon. Bo ja też tak bardzo lubię ten 7 rozdział jak i wszystkie inne XD