-Czy on żyję?
-Oddycha więc tak.- No i bardzo
dobrze. Nie żebym chciała go od razu zabić. Po prostu to był taki
szybki plan. No i mogę zwalić trochę na mojego kaca. Czasu już
nie cofnę. A teraz siedzę sobie w szpitalu czekając na jakieś
wieści. I czuję się głupio, że jego rodzina mi dziękuję za coś
co tak naprawdę nie zrobili stuknięci fani tylko ja. Możliwe, że
moje sumienie by się nie ruszyło gdybym nie zobaczyła tej małej
dziewczynki. No i już wtedy zdałam sobie sprawę, że jednak nie
mogę tak po prostu patrzeć kiedy jest taka smutna. Pełno ostatnio
tych dzieci. Wolę nie myśleć, że to jakiś głupi znak. Zabrałam
z maszyny paczę cukierków i poszłam z nią porozmawiać. Już po
raz drugi.
-Proszę to dla ciebie.- Wręczyłam
jej tę paczkę żeby tylko zobaczyć jak się uśmiecha. I udało mi
się przynajmniej tyle.
-Dziękuję.
-Eeem … nie martw się tak. Z twoim
tatem będzie dobrze.- Mam taką nadzieję.
-Pewnie tak.- Znów posmutniała. Chyba
coś ją gryzie.
-Coś jeszcze się stało?- Boże
jestem beznadziejna w rozmowach z dziećmi.
-Bo w sumie to moja wina. Poprosiłam
go żeby przyniósł mi autograf, a teraz leży tutaj.
-Nadal myślę, że to jednak nie twoja
wina. Nie masz się o co martwić. To przez te … fanki.- Chyba
raczej przeze mnie. No ale prawdy jej nie powiem. I tak już dużo
osób mnie nienawidzi, a niektóre chcą nawet zabić. Przełknęłam
głośno ślinę.
-Wiem. Mam w kółko mi to powtarza.
-Bo nie chcę żebyś się zadręczała.-
Pogadałyśmy jeszcze tak od serca. Nawet mogła bym polubić tą
małą. Muszę dopilnować żeby nie straciła ojca tak jak ja tylko,
że całej rodziny. No i wpadłam na całkiem dobry pomysł.
Załatwię tej dziewczynce autograf. W końcu G siedzi w samochodzie
i czeka na nas razem z T.O.P' em. Chcieliśmy uniknąć paparazzi.
-Zaraz do ciebie wrócę.- Szybko
wyszłam ze szpitala. Zarzuciłam kaptur na głowę. Odnalazłam
samochód. I jestem szczęśliwa, że się nie pomyliłam.
-Już możemy jechać.- Wiem.
Spędziliśmy tu sporo czasu. I jest już 15, ale nie mogę ich tak
zostawić i on dobrze o tym wie.
-Nie. Potrzeby mi twój autograf.
-Potrzebujesz pieniędzy?- No wiesz co.
-Nie! Próbuje uszczęśliwić małą
dziewczynkę.
-O, to coś nowego.- Odezwał się Choi
z nutką sarkazmu w głosie. Mam nieprzepartą ochotę trzepnąć go
w łeb. Co pewnie dawno zrobiła by Cleo gdyby poszła ze mną.
-Ale na czym.- O tym nie pomyślałam.
-A na tej czapce.- Popatrzył na mnie
wielkimi oczami.
-Co?
-No nie bądź baba. To tylko czapka.
Masz taki z tonę. Pomyśl o tym jak o dobrym uczynku.
-Ok.- Dał za wygraną, a później i
tak musiałam wyrwać mu to z ręki.
-Zaraz wrócimy.- Mówiłam mu nie raz
żeby pojechał do domu, ale on się uparł. I teraz narzeka.
Przynajmniej teraz się do czegoś przydał. Znalazłam wzrokiem tą
małą. No mój widok się uśmiechnęła i przybiegła do mnie.
-Wróciła pani.
-Tak i mam coś dla ciebie.-
Wyciągnęłam zza pleców oryginalną, podpisaną własność tego
sławnego G- Dragon' a. gdyby miała tyle lat co ona pewnie bym
zemdlała, ale świecące się oczy sześciolatki też wystarczą.
-Jejku dziękuje.- Przycisnęła czapkę
do piersi.
-Nie ma za co.- Zdobyłam się na to by
poczochrać jej włosy. Teraz może będę w stanie jakoś zasnąć
nie myśląc o tym wszystkim. Poszłam szukać Cleo która prowadziła
rozmowę z pielęgniarką. Ta to z każdym się dogada.
-Cleo idziemy.
-Om, dobra.- Wyciągnęłam ją szybko.
Wystarczy mi jak na jeden dzień tych wrażeń i tego, że każdy
gapi się na mnie jak na trędowatą. Mam czasami ochotę wykrzyczeć
mi, że tak to ja jestem jego ochroniarzem. Choć szczerzę wątpię
czy to by coś zmieniło. W połowie drogi zorientowałam się, że
nie zmierzamy drogą do domu, a wręcz przeciwnie.
-Dokąd?- Wyrzuciłam z siebie tylko to
słowo. Sama nie wiem kiedy zdążyłam się tak zmęczyć i czym. A
w głowie nadal mam tą zrozpaczoną rodzinę. Kiedy zabijałam ludzi
to przynajmniej wiedziałam, że zasłużyli na to. A teraz byłam
pewna, że i tym razem też tak było. Moje przeczucie się nie
sprawdziło. No może i był nie znajomym, ale mogłam wymyślić coś
innego. A może nie mogłam? Sama nie jestem pewna.
-Do szefa. Na zebranie.
-Ych.- Nie miałam już siły
poprzeklinać na tego dupka. Nawet nie wiem gdzie oni sobie teraz
mieszkają. Spojrzałam do tyłu. Cleo zasnęła z opartą głową na
T.O.P' ie który też zasnął. Czy to przez tą zmianę pogody nikt
nie ma na nic siły. Na dworze robi się coraz zimniej. Nie lubię
jesieni. Poczułam ciepłą rękę Ji Yong' a na mojej która była
wręcz lodowata. Chociaż i tak już od pół godziny włączone jest
ogrzewanie. Ten mróz można by porównać do trupa. Oni też zawsze
są zimni. Wiem bo w swojej karierze znalazłam i spotkałam dużo
trupów. O wiele za dużo. Teraz cieszę się, że jest ktoś kto
zabierze ode mnie te zimno kiedy tylko tego potrzebuję.
-Nie przejmuj się.- Zaczął przesuwać
kciukiem po moich czerwonych kostkach.
-Powiedziałabym ci żebyś nie
puszczał, ale muszę to powiedzieć co pewnie mówił ci twój
egzaminator kiedy zdawałeś prawo jazdy. Obie ręce na kierownicy
kochanie.
-Mój egzaminator nie mówił do mnie
kochanie.
-Niech by tylko spróbował.- W
odpowiedzi pocałował moją rękę i zaraz potem ją puścił. Nadal
mając na twarzy ten swój uśmieszek.
-Prześpij się jeszcze trochę to
potrwa.
-Świetnie.- Mruknęła niezadowolona.
* * *
Pod nie zbyt mała, kolejną willę
dojechaliśmy dokładnie o 17:30. W drzwiach już stała Jean.
Stwierdzam iż zbyt szczęśliwa jak na te czasy. No ale co ja tam
mogę wiedzieć. Witamy się i wchodzimy do środka. I jest o wiele
cieplej. To pewnie zasługa tego kominka. Wszyscy się tu zawili, a
my ostatni. Jak zwykle. Usadowiłam się na kanapie obok Dea.
-Zebrałem was tutaj o tej porze,
ponieważ jest pewna sprawa do omówienia.
-Można szybciej.
-Chcemy zrobić nalot.- Nareszcie jakaś
dobra wiadomość. Piszę się na to.
-No to świetnie.
-Ale nie mamy a niego pozwolenia.- To
już nie tak świetnie.
-A to niby dlaczego?
-Wiesz to nie jest pustynia ani żadne
odludzie tylko środek lasu i to chronionego.- Boże co za chujowe
miejsce. Przynajmniej teraz wiem dlaczego to zawsze jest las.
-Mamy ich wywabić z kryjówki?- Może
to by było dobre, ale w tym przypadku mało skuteczne. Ktoś mógł
by ucierpieć.
-Nie. Zbyt ryzykowne.
-Co proponujesz?- Odezwał się
Seungri.
-Podłożyć bombę. Co oznacza, że
musimy tam wrócić.- Na samo to słowo się wzdrygnęłam. Jak mus
to mus. Znów się spotkamy, a wtedy ja będę przygotowana jak nigdy
dotąd. I rozpierdolę mu czaszkę mym butem. Kiedy będzie leżał
konając. Jeśli do tego dojdzie to na pewno będę się cieszyć jak
nigdy.
-Kiedy ruszamy?
-Jak tylko uda mi się ich przekonać.
-Będziesz musiał zapłacić. I to
całkiem sporo.- Stwierdził Tae. To dla niego żaden problem.
Wystarczy, że posadzi parę drzew na swój koszt. I nikt nawet nie
wspomni o tym wydarzeniu.
-Jeśli będzie trzeba. To tak zrobię.
-To wszystko?
- Tak. ____ i Ji Yong wy zostańcie.-
Liczyłam na coś takiego. Ale dlaczego przy wszystkich. Mógł mi
oszczędzić tych wszystkich podejrzanych uśmiechów i wzroku
wpatrzonego we mnie i w Ji. Już po chwili zostaliśmy sami. Ji
przysiadł się do nie na kanapie i bez skrępowania objął mnie
ramieniem. Nawet Jean nas zostawiła. Pierwsze co zostało nam
pokazane to jakaś gazeta trzymana w ręku zdenerwowanego Yang' a.
Jakoś nie zrobiło to na mnie wrażenia.
-Nie jestem z tego zadowolony.- Rzekł
podając nam gazetę.
-Ja też nie, ale popatrz. To pierwsza
okładka.- Uśmiechnęłam się głupkowato.
-I oby ostatnia tego typu.
-Przecież nikt nie wie, że to ona.-
Bronił mnie G.
-Ale wiedzą, że to ty jesteś na tym
zdjęciu.
-To raczej moja sprawa.- Odparł
surowo. A według mnie nie tylko jego. Może inni nie wiedzą, że to
ja widnieje na pierwszej okładce, ale mi wystarczy, że ja wiem. I
nie mogę zostawić tej sprawy na jego barkach. Najwyżej będę
miała jeszcze jedną rzecz do zrobienia. Nie pozwolę i nie chcę
żebym była traktowana ulgowo. Nie jestem przyzwyczajona, że ktoś
robi ze mnie słabeusza.
-Póki prowadzisz podwójne życie to
nie dotyczy się tylko ciebie, ale wszystkich.- Głos szefa nie był
za miły. A ja wiem, że to przeze mnie teraz przeprowadzamy te
rozmowę. Co nieco mnie dobija.
-Wtrącę się nim zaczniecie się
kłócić. Czy oni nie zapomną o tym po jakimś czasie?
-Miejmy taką nadzieję. Inaczej będę
musiał podjąć inne środki.
-To wszystko?
-Tak, idźcie.- Machnął ręką w
stronę drzwi. Jestem ciekawa jakie to inne środki według Yang' a.
Ji pewnie coś o tym wie i nie będzie chciał mi od tak powiedzieć.
Wsiadłam do auta. W drodze powrotnej myślałam jakby to z niego
wyciągnąć. Pewnie zapytała bym się teraz, ale nie jesteśmy
sami. A on nadal wygląda na wściekłego po tej rozmowie.
* * *
Po zjedzeniu kolacji mój brzuch poczuł
się o wiele lepiej. Bo jakoś twarda bułka z delikatesów mi nie
wystarczyła. A kiedy weszłam do pokoju żeby w końcu odetchnąć
zastałam tam kompletny burdel na kółkach. Zatrzasnęłam z
powrotem drzwi i zbiegłam na dół. No tego już za wiele.
-Ktoś się włamał do naszej
sypialni.- Ji wytrzeszczył oczy. Milcząc wstał od stołu i poszedł
na górę, a ja za nim. Znów jest wściekły. Widać to po jego
minię. Tylko nie wiem jak bardzo jest zły. W sumie kto by się nie
wkurzył. Usiadłam obok niego na łóżku. Poduszki do wymiany. Tak
tylko zauważyłam. Za to Ji trzymał w ręce … nasze zdjęcie?
Skąd on to ma?
-Kto to posprząta.- Oparłam głowę o
jego ramię. Starałam się jakoś rozładować napięcie. I chyba mi
się nie udało. Cholera! Więc na poważnie się wkurwił. Rzucił
zdjęciem na łóżko i wstał przeczesując ręką włosy.
-Nie zamknąłem okna. Wlazła tu przez
nie.
-Skąd wiesz, że to ona.- W odpowiedzi
pokazał mi na okno. Dopiero teraz zobaczyłam wypisane czerwoną
szminką wyznanie miłosne jakiejś fanki. Albo fanek. Kto to wie.- O
to wiele tłumaczy. No ale jakby nie patrzeć to nie możesz
zadzwonić na policję.
-A mam wielką ochotę.
-I co byś im powiedział. Że fanka
włamała ci się do pokoju bo nie zamknąłeś okna. Mieli by
tysiące, a nawet miliony podejrzanych fanek.- Wyciągnęłam
zmasakrowane zdjęcie gdzie tylko jak nie miałam oczu. Co za
oryginalność. Zgniotłam zdjęcie i wyrzuciłam do kosza.
-Zrobimy sobie nowe zdjęcie jeśli o
to ci chodzi.- Objęłam go w pasie przytulając się do jego pleców.
Poczułam jak jego mięśnie się rozluźniają.
-Pozwoliłabyś sobie zrobić zdjęcie.
Ty??
-Myślałam, że na to pozwoliłam
kiedy zaczęłam pracować dla ciebie.
-Dam sobie zrobić tyle zdjęć ile
chcesz tylko przestań być taki oschły. Nie lubię takiego ji Yong'
a.- Odwrócił się w moją stronę i mocno przytulił. Zdziwiło
mnie to nieco. On i jego nastroje.
-Och ____ kocham cię.- Na te słowa
zrobiło mi się ciepło w środku.
-Ja ciebie też.- Chwilę milczałam
wtulona w Ji. Po całym dniu tułania się tam i z powrotem
potrzebowałam właśnie jego silnych ramion.- Więc na serio
chodziło ci tylko o te zdjęcia?
-Aleś tu głupiutka. Nie, nie chodziło
o to.- Odsunął się ode mnie odrobinę.
-Więc?- Widzę, że nie chcę mi
powiedzieć.- No mów co cię dręczy.
-Gdybyś była tu … i one …
-Albo ona.- Dodałam szybko.
-Właśnie albo ona weszła tu to …
-Ej no co?- Bo zaczynam mieć złe
przeczucia.
-Nie wiem co bym zrobił gdyby coś ci
się stało.- Oparł czoło o moje i zamknął oczy.
-Ale mnie tu nie było. I nic by mi się
nie stało. Nie jestem dzieckiem.- Przypomniałam mu żeby mnie nie
niańczył.
-Wiem.- Przybliżył się do moich ust.
No weź mnie już pocałuj. Za to Ji tylko musnął moje usta swoimi.
-Yah! Co to miało być?
-Oczekiwałaś czegoś więcej?
-Tak.
-Jeśli chcesz możemy się razem
wykąpać.- Przyciągnął mnie do swojego ciała.
-O nie. Ja nie dostałam czego chciałam
więc ty też nie dostaniesz.- Wystawiłam język i zniknęłam w
łazience. Co za manipulator. Zawsze chcę rządzić. Jeszcze się
nie przyzwyczaił, że ze mną to nie przejdzie.
Weszłam pod gorący strumień wody.
Syknęłam kiedy woda zaczęła palić mi skórę. Ale po chwili
przyzwyczaiłam się. Wyszorowałam się z 5 razy. A i tak wiem, że
nie zmyję z siebie tego wszystkiego. Poczucia winy i coraz większego
ciężaru który na mnie spada. Zawsze wiedziałam, że będzie
ciężko, a dopiero teraz to poczułam. To co dzieję się teraz jest
kompletnie nowym ciężarem. Niestety gorszym niż poprzednie.
Westchnęłam i wyszłam spod prysznica. Wytarłam się i wyszłam.
Ji siedział na fotelu, a pokój był czystszy niż jeszcze przed
chwilą. Jak on to robi?
-Myślałam, że śpisz?- Powiedziałam
wycierając lecącą wodę z włosów. O wiele za długi włosów.
-Przyzwycziłem się do tego że zawsze
jesteś obok. Inaczej nie zasnę.
-Dobrze wiedzieć.
-Nie suszysz włosów?
-Nie chcę mi się. Nie mam siły.
-Więc zrobię to za ciebie.
-Co? Serio?
-Yhm.- Ji poszedł po suszarkę i
wrócił po chwili. Podłączył ją i poczułam ciepłe powietrze.
To było nawet przyjemne kiedy on to robił. Po 10 minutach Ji
wyłączył ją. Odchylił moje włosy z karku po czym złożył na
nim motyli pocałunek. Przeszedł mnie dreszcz.
-Mam dla ciebie prezent.
-Co to?- Wyciągnął coś z szafki i
zapiął mi na szyi.
-O jakie to ładne.- Spojrzałam na
łańcuszek zwisający z mojej szyi. To był mały złoty smok. Zły
zebrały mi się w oczach.