czwartek, 25 grudnia 2014

BB- 45

A jednak! Wiem sama byłam przekonana, że nie zdołam nic dodać. A tu okazało się, że mam dla was taki mały prezent. Nowy rozdział opowiadania i całe 7 stron mi to zajęło. Nawet jestem z niego zadowolona. Liczę na jakiś komentarz z waszej strony.

Oczywiście jeszcze raz życzę wam wesołych i szczęśliwego nowego. Mam nadzieje, że dostaliście to co chcieliście albo dopiero dostaniecie.



-Nadal nie rozumiem tego wszystkiego.- To nie na mój rozum. Właśnie dowiedziałam się bardzo ważnej rzeczy w moim życiu. A Ji Yong' a nawet przy mnie nie ma. W kółko powtarzam, że sobie poradzę nie ważne co by to było. Rzecz w tym, że chyba sama przestaje to wierzyć.
-___ posłuchaj, oboje myśleliśmy, że tak będzie lepiej. Miałabyś lepsze życie niż te które mieliśmy. Dopiero później pojawiła się Ailee. Wtedy nasze życie było już inne.- Nie wiem co mam powiedzieć. Z jednej strony jestem wściekła, a z drugiej cieszę się, że wiem jaka jest prawda. Oczywiście mogłam dowiedzieć się tego w mniej szokujący sposób, ale czy to ważne. Pozostaje tylko jedno pytanie.
-I co teraz?- Spojrzałam na nich oczekując jakiejś sensownej odpowiedzi.
-Spróbujmy być rodziną. Razem. Proszę.- Czy ja jestem na to gotowa? W sumie była bym głupia gdybym się nie zgodziła.
-Dobrze, ale czy inni też się na to godzą?
-O, no pewnie, że tak. Może i na początku byłam zła, ale znam całą historię i uważam, że każdy powinien mieć rodzinę.- Nie wytrzymałam i przytuliłam się do mojej nowej siostry. Chyba minię trochę czasu zanim się przyzwyczaję.
-Ech, chciałabym w końcu zjeść to śniadanie zanim spóźnię się jeszcze bardziej niż jestem.
-A no oczywiście. Już podaję. Dzisiaj sama zrobiłam nam śniadanie.- Jestem ciekawa co stało się z kucharzami.
Po szybkim zjedzeniu śniadania wskoczyłam do auta i pojechałam do agencji. Po drodze dostarczono mi wiadomość o tym, że szef chcę się ze mną widzieć. Kiedyś chyba musiał nadejść ten dzień. Pewnie wysłucham ciekawej przemowy na temat mojego podejścia do pracy w ostatnich dniach. Chcę mieć to już za sobą więc skierowałam się na najniższe piętro i zapukałam do drzwi.
-Możesz wejść.- Ostry głos szefa dało się słyszeć już za drzwiami, a co będzie się działo jak wejdę? Usiadłam na skórzanym fotelu spokojnie czekając na wybuch, ale on nie nastąpił. To oznacza, że jest jeszcze gorzej niż przypuszczałam na początku.
-O co chodzi?- Zaczęłam pierwsza żeby zachęcić go do rozmowy.
-Mieliśmy nieautoryzowane połączenie z naszą siecią.
-O, więc o to chodzi.- Mruknęłam.- A dokładniej?
-To wiadomość do wszystkich. Wprawdzie bez przekazu obrazu co nie ułatwiło nam zadania.
-Cleo powinna ich namierzyć. Jeśli wezwałeś mnie tylko p to, to chyba już sobie pójdę.- Nie mam ochoty na takie głupie rozmowy. Kiedy ja nic tu nie mogę zrobić.
-Siadaj!!- Zagrzmiał, więc posadziłam się z powrotem na fotel. Boże po co to złość. Nie tylko on ma ochotę się na kogoś wydrzeć, do cholery!
-No to już. Mów o co chodzi?- Powiedziałam zirytowana.
-To wiadomość od niego.- Spięłam się do razu. Momentalnie mina mi zrzedła. Przypomniały mi się te wszystkie akcję włącznie z ostatnią. Miałam do tego nie wracać. Gdyby nie on była bym w domu z dzieckiem na rękach. Szczęśliwa. I może nie było by tego wszystkiego. Odruchowo złapałam się za brzuch choć wiem, że nic tam nie ma. Dowiedziałam się co wyprawiałam na samo wspomnienie o dziecku. Obiecałam sobie, że to się nigdy nie powtórzy.
-____! Otrząśnij się.- o teraz jest milszy. Co za znieczulica.
-Nic mi nie jest.- Choć mam ochotę stąd wyjść i pójść jak najdalej.
-Myślę, że trzeba z nim w końcu skończyć i przejść do następnego celu.
-I co zamierzasz. Próbowaliśmy nie raz, ale nie wyszło.
-Teraz mamy zamiar zrobić to skutecznie.
-Okej. Chciałabym, żeby to była prawda. Niech Cleo zajmie się tym miejscem.
-Nie ma jej.- Oznajmił mi zły.- Zostało to już sprawdzone, ale to ślepy zaułek. Nikogo już nie było.
-Zadzwonię.
-Dobrze możesz już iść.- Wręcz stamtąd wybiegłam. Prosto na swoje miejsce pracy. Faktycznie Cleo nie ma. Czyżby coś się działo. W końcu minęło tyle dni, a ja cały czas cholernie za nim tęsknię. Ale jeszcze nie dam rady.
-Sally potrzebuję kawy.
-Właśnie miałam iść.- Wiem, wyglądam źle, ale nie będę tego ukrywać. Chyba każdy tutaj interesuje się moim życiem skoro nie mają swojego. Próbowałam zająć się pracą, ale mi nie wychodziło. Raz myślałam o mojej nowej rodzinie, a raz o nim. Cały czas zastanawiam się czy dobrze zrobiłam. Może i stoczyła z nim awanturę nie dając mu się wytłumaczyć, ale to, że ona ta była było wręcz nie do wybaczenia. W ogóle nie wiem po co ciągle nad tym myślę.
-____! _____!- Z końca korytarza dało się słyszeć głos Cleo krzyczącej moje imię. Doleciała do swojego stanowiska i dopadła komputera.
-Co jest? Nie musisz się tak drzeć?- Rozglądała się gapiących się ludzi.
-A chrzanić ich!- Zaakcentowała ostatnie słowa tak by każdy ją usłyszał.- Mam ważniejsze sprawy niż ta banda snobów.
-To będziesz musiała je zostawić bo szef cię wzywa do siebie.
-Serio?
-Przykro mi.- Wymusiłam uśmiech na twarz.
-Ale ja nie mówię o tym. Jest problem kochana.- Zaczęła delikatnie co mnie się nie podoba. Nie chcę wiedzieć do czego zmierza, ale chyba się dowiem. Niech tylko przestanie się na mnie patrzeć tym poważnym wzrokiem. Bo chyba wiem o co chodzi.
-Bo widzisz. Wiem, ze ci się to nie spodoba, ale tu może chodzić o jego życie.
-O nie ma mowy Cleo! Robisz to specjalnie. Wiesz jakie to trudne.- Zerwała się z krzesał zabierając swoje rzeczy. Szybkim krokiem popędziłam do windy. Z nadzieją, że Cleo nie zechce za mną iść, ale się myliłam.
-____!- Zaczęła krzyczeć na cały korytarz. Przyśpieszyłam kroku. Nie mam siły na słuchanie tego wszystkiego. Nadal nie jestem gotowa. A Cleo perfidnie chcę mnie przyprzeć do muru żeby wzbudzić we mnie poczucie winy. Nie dam się tak łatwo. Za kogo ona mnie ma. Po drodze minęłam zdenerwowanego szefa. Niech on ją zatrzyma skoro już się spotkali.
-Celo gdzieś ty była przez ostatnią godzinę, co?- I dobrze jej tak nawet jeśli tak nie myślę. Modlę się żeby zdążyć na windę bo schody są przereklamowane.
-Przepraszam, ale mam ważną, służbową misję do wykonania.- Co za uparta kobieta. Po prostu go olała i teraz biegnie w moją stronę, a za nią szef miotający przekleństwa pod nosem. Czy ona wie ja ma przesrane. Nareszcie się otworzyła. Wpakowałam się do windy i zaczęłam gorączkowo wciskać jeden przycisk który zabierze mnie stąd na górę. Łzy nów cisną mi się do oczy choć starałam się od samego rana by tak się nie stało. Niestety ręka Cleo zatrzymała zamykającą się windę dzięki czemu weszła do środka, a za nią wściekły jak osa szef. Tym razem nie ma zamiaru jej odpuścić, a ona mi.
-Jesteś nie możliwa Cleo!- Wydarł się.
-Właśnie słyszysz ___. Jesteś nie możliwa.- Zignorowała go i od razu najechała na mnie. Pytam się, za co?
-Odwal się.- Powiedziałam spokojnie. Nie chciałam jej obrazić. Pewnie nawet nie wzięła tego do siebie.
-Natychmiast wysiadaj z tej windy!
-Przepraszam bardzo, ale nie teraz. Może trochę później. Teraz staram się przemówić do rozumu tej głupiej krowie.
-Och, no wiesz dzięki. Mam jeszcze większą ochotę wysłuchać cię niż chwilę wcześniej.- Powiedziałam z sarkazmem i zamilkłam bo winda otworzyła się wpuszczając do środka młodego chłopaka. Kiedy zobaczył szefa od razu spoważniał i stanął w kącie. Ale to nie przeszkadzało tej dwójce w wymianie ostrych zdań.
-Nie wygłupiaj się. ___ zależy ci na nim.- Nie odezwałam się. To jest naprawdę nie do zniesienia i strasznie boli zwłaszcza jeśli przypomina ci o tym własna przyjaciółka. Kompletnie tak jakby zapomniała co zdarzyło się tego dnia. Przywoływanie tego obrazka w głowie jest nie znośne i nie chce przez to się rozkleić. A jestem na skraju wytrzymania.
-Cleo natychmiast przestań. Nie mogę.- Zamknęłam oczy żeby się uspokoić, ale to nic nie dało. Nadal mnie męczy. Co się dzieje z tą cholerną windą! Zerknęłam na tego chłoptasia. Kompletnie nie wie gdzie oczy podziać.
-Masz wysiąść bo inaczej poważnie zastanowię się nad twoim zwolnieniem dyscyplinarnym.- Znów krzyknął. Aż drgnęłam jak i nowo przybyły. W normalnych okolicznościach było by i wstyd, że obcy ludzie i szef słuchają takich rozmów. Ale jestem rozstrojona i mało mnie to obchodzi. Już ostatni raz winda się zatrzymuje i wsiada młoda kobieta wyraźnie spięta. Nie tak jak ten facet wcześniej. Ona najwyraźniej cieszy się, że go widzi.
-Jest szef potrzebny na piątym piętrze.
-Jestem zajęty.- Warczy, ale kobieta się nie poddaje dalej naciska. Najwidoczniej Cleo nie ma nic przeciwko kolejnej osobie w naszym gronie by dalej walczyć o swoje.
-Przestań pieprzyć. Ja nie wiem gdzie on jest. Dobrze wiesz,że nie ma go w domu odkąd go zostawiłaś.- Nie no to jest już przegięcie. I tak czuję się fatalnie.
-Chcesz mi powiedzieć, że to moja wina. Bo jestem tak złą dziewczyną, że poszedł sobie po nią!- Tym razem to ja krzyknęłam i winda otworzyła się dając mi drogę ucieczki. Niech sobie łazie za mną mam to gdzieś.
-Nie o to mi chodziło! Kurwa!- Ruszyłam przez ulicę o mało co nie przejechał mnie jakiś ciul.
-Co do cholery ...- Przeszłam na chodnik, a za mną Cleo. Jak wrzód na tyłku.
-Pomóż mi go znaleźć. Nie mów, że nie interesuje cię co się z nim dzieje. Powiedz mi tylko gdzie mogę go znaleźć. Dobrze wiesz, że nie prosiła bym cię o to, ale chłopaki się martwią i ja trochę też.- Kurcze. Przecież ona może mieć rację. Co za dupek.
-Jakie miejsce. Nie znam żadnego.- Chyba zaczęłam świrować.
-Skup się ____. Na pewno coś musi być.- Dobra myśl ____. Żaden hotel nie wchodzi w grę, a do jego rodziców nie ma po co jechać skoro się ich wyrzekł. Są tylko dwie opcję. Jest u tej zdziry albo na swoim jachcie. Ale wolę tę drugą opcję i tylko do tej się przyznam.
-Może być na swoim jachcie.
-nie wiem gdzie to jest.- Spojrzała na mnie błagalnie.
-Byłam tak tylko raz. Nie wiem czy pamiętam jak wygląda.- To było chyba pół roku temu jak nie więcej.
-Dasz radę. Jedziemy.- Pociągnęła mnie za rękę do jakiegoś auta. I zanim zdałam sobie sprawę znalazłam się w środku, a za kierownicą siedział Choi z uśmiechem na twarzy. Ja nie mam się z czego cieszyć.
-O mało co mnie nie zabiłeś.- Wytknęłam mu.
-Kobieto wyskoczyłaś mi na drogę.- Bo była zdenerwowana, a teraz jestem sfrustrowana i przytłoczona tymi wydarzeniami. Nawet nie zdążyłam opowiedzieć jej o tym, że rodzina znalazła mnie, a nie ja ich.
-Bez przesady.- Mruknęłam i zaczęłam bawić się palcami. Jazda ciągnęła się w nieskończoność. Chciałam żeby już się wyjaśniło, że nic mu nie jest i będę mogła wrócić. Nawet nie liczę na to, że go zobaczę. Możliwe, że nie będzie go tam wcale i się pomyliłam. Za to Cleo ma rację. To nie tak, że mnie to nie obchodzi wręcz przeciwnie zżera mnie stres. Bo go kocham.
-Już jesteśmy.- Oznajmił Tabi. Wysiadłam trzymając się jakoś na trzęsących nogach. Znajomy widok. Teraz tylko odnaleźć ten jacht. Dam radę, nie jestem sama. Przynajmniej mam pewność, że nigdzie nie popłynął. W końcu jest grudzień i wszystko zdążyło zamarznąć. Przeszłam się wzdłuż brzegu, ale nie zobaczyłam tego co miałam zamiar znaleźć.
-Nie widzę.- Ale tak łatwo to ja się nie poddam. Nie po to z ledwością tutaj trafiłam. Jeśli o tu nie będzie to się załamię. Rozglądałam się najuważniej jak mogłam i znalazłam. Za to nogi jakoś same wrosły mi w ziemię i za nic nie mogłam się ruszyć.
-To tam.- Cały czas się wpatrywałam w to miejsce. Nasza pierwsza randka. Chciałabym to powtórzyć. Ale teraz ważne jest to bym go znalazła i miała pewność, że nic mu nie jest.
-Idziesz?- Nie mam pojęcia. Ruszyłam w tamtą stronę dla uspokojenia mojego kołatającego serca. Weszłam na pokład ostatnia. Nadal powoli przechadzałam się, a powinnam się sprężyć. Zamarłam trzymając w ręku torebkę która szybko znalazła się na ziemi. Nie myśląc zbyt długo podbiegłam do mojego nieprzytomnego chłopaka. Gdybym się zgodziła pewnie już dawno była bym jego narzeczoną.
-Ej! On jest tutaj. Znalazłam.- Sprawdziłam czy oddycha i na szczęście tak.
-Jezu co on ze sobą zrobił. Popapraniec.- Tak zgadzam się z nim. To popapraniec. Jak mógł coś takiego sobie zrobić. Patrząc na te wszystkie opróżnione butelki po alkoholu zdałam sobie sprawę z tej bolesnej prawdy. Że przecież to ja doprowadziłam do tego, że leży teraz tutaj w samych gaciach. Nawet nie wiem kiedy zalałam się łzami podczas kiedy Tabi i Cleo próbowali go podnieść. A ja tylko patrzę na to i nie jestem w stanie im pomóc. Bo to moja wina. Po tym jak znaleźliśmy się w kajucie na dole. Wszyscy razem położyliśmy go na łóżku.
-W ogóle to co mu jest?- Pytam kiedy Ji leży bezwładny na łóżku w sypialni do której chciał mnie zaciągnąć. I prawie mu się udało.
-Nie mam pojęcia. Sprowadzić tu lekarza czy coś?
-Nie możesz.- Sprzeciwił się T.O.P.
-Dlaczego nie?- Jeśli coś mu jest to nie będę zważać na to co on ma mi do powiedzenia.
-Po prostu zmarzł. Chyba możemy przemycić go do domu, co?
-O nie, nie zgadzam się. Jeszcze ktoś go zobaczy. Mam już dość problemów. Ja się nim zajmę.
-Ok. Zrozumieliśmy.- Pozbyłam się ich i tak zostałam z nim sam na sam. Bardzo się za nim stęskniłam i tyle chciałabym mu opowiedzieć. Za to on śpi. Jest blady i zimny. Dotknęłam jego policzka. Poczułam kilkudniowy zarost. Znów miałam ochotę płakać i pozwoliłam by jedna, samotna łza spłynęła mi po policzku. Poszłam poszukać koców które znalazłam dopiero w szafce. Przykryłam go i poszłam posprzątać ten bajzel który zrobił. Zajęło mi to trochę czasu, ale już nikt nie powinien się czepiać. Wróciłam do niego akurat gdy mamrotał coś pod nosem. Bez zastanowienia wpełzłam pod koce i mocno go przytuliłam chcąc oddać mu trochę mojego ciepła. Nie przeszkadzało mi to, że było czuć od niego dużą ilością alkoholu. Cieszę się, że nie musiałam patrzeć jak wlewa w siebie te litry wódki. Nienawidzę patrzeć na niego w takim stanie, a fakt, że to wszystko moja wina sprawia, że tym bardziej muszę być przy nim. Już nie jestem na niego zła. Chcę tylko żeby się do mnie odezwał.

* * *

Obudził mnie świeży zapach, miętowy zapach owiewający mi twarz. Uśmiechnęłam się. To znaczy, że już zdążył się obudzić. Bogu dzięki. Poczułam jego delikatną dłoń na moim policzku. Zakryłam jego rękę swoją. Po chwili jedna strona łóżka zapadła się i odwróciłam się w jego stronę. Dopiero teraz otworzyłam oczy.
-Nareszcie się obudziłeś.- Nawet zdążył się ogolić. Kiedy będziemy w domu zaciągnę go do wanny i porządnie umyję. Teraz muszę się nim nacieszyć.
-Cieszę się, że tu jesteś.- Przysunął się do mnie przytulając się i chowając głowę w zagłębieniu szyi.
-Przepraszam.- Wyszeptał po czym pocałował w ramię.
-Nie, to ja powinnam przeprosić i wysłuchać tego co miałeś mi do powiedzenia. Po prostu była wściekła.
-Kocham cię.- Odsunął się żeby spojrzeć mi w twarz. Mogłabym tak cały czas, tylko na niego patrzeć.- Nawet kiedy to moja wina to i tak ty przepraszasz, a nie ja.
-Przestań.- Ścisnęłam jego rękę na co dziwnie się wykrzywił.- Co się stało?
-Nic kochanie.- Głodził mój policzek. Próbując odwrócić tym moją uwagę. Na próżno.
-Proszę cię nie kłam.- Poniekąd mam dość kłamstw. Dał za wygraną więc wyciągnęłam jego rękę spod koca.- Trzeba to opatrzyć. Dlaczego nic mi nie mówisz.
-Nie chciałem przerywać tak romantycznej chwili.
-Masz tu jakąś apteczkę?- Schodziłam z łóżka, ale Ji powalił mnie na nie z powrotem siadając na mnie. Wygląda na słabego, a nadal ma w sobie dużo siły. A może ma ją tylko przy mnie?
-Nie idź nigdzie.
-Ji Yong to trzeba opatrzyć.- Nie ustępowałam.
-A ja muszę się upewnić, że nie majaczę i naprawdę tu jesteś.
-To co, mam cię walnąć w twarz, czy co?
-Pewnie mi się należy, ale nie. Wystarczy, że mnie pocałujesz.
-O, no to trzeba było tak od razu.- Przyciągnęłam go do siebie i pocałowałam lekko, ale Ji szybko przejął kontrolę i pogłębił pocałunek wpychając do środka swój język. Przypomniałam sobie jak smakuje mój chłopak. Dzisiaj to 100% mięty.
-Teraz mogę iść?
-Nie, teraz chcę jeszcze więcej.
-Nie.
-Nie?
-Nie. Teraz to idę po apteczkę. Spełniłam twoją prośbę więc ty też musisz.- Popatrzyłam na niego poważnie. Niechętnie pozwolił mi udać się do łazienki w poszukiwaniu apteczki. Znalazłam ją na półce i wróciłam do niego. Leżał rozwalony na łóżku z rękami założonymi za głowę. Nie powiem ten widok jest kuszący, ale ręka ważniejsza. Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam oczyszczać ranę. To chyba dobry moment by porozmawiać na poważnie.
-Jak to się stało?- Zapytałam nie odwracając wzroku od swojej roboty. Naprawdę paskudnie to wygląda. Nie umiem perfekcyjnie szyć ran.- Chyba potrzebujesz lekarza.
-Ty to zrób.
-A jak zrobię coś nie tak?
-Nie ważne. Ufam tobie.- Nie wiem czy ja ufam sobie samej, ale spróbuję. A on nie odpowiedział na moje pytanie. Chociaż jestem pewna, że je usłyszał.- Nadal jesteś na mnie zła.- stwierdził. Co jest prawdą, ale nie tak jak wcześniej.
-Chcę żebyś powiedział mi prawdę. Co się wtedy stało i dlaczego byłeś cały poobijany.- Wiem, że próbuje to ubrać w słowa.
-Miałem zadanie z agencji. Byłem naprawdę blisko złapania go. Chciałem żeby to wszystko się skończyło. Żebyś mogła żyć spokojnie. Wtedy zostałaby już tylko ona. Po drodze trochę nie wyszło i spotkałem ją.- Nienawidzę o niej rozmawiać i Ji dobrze o tym wie dlatego przerwał w tym momencie. Ale mnie chyba już nic nie zaskoczy.
-___ uwierz mi. Ona znalazła się tam przypadkiem.
-Ale jednak po coś przyszła. Pomagała ci w czymś?
-Tak.- Wypuściłam zbierane powietrze. To też już wiedziałam. Tylko w czym.- Pokarzę ci to jeszcze dzisiaj.- Podniosłam wzrok dopiero teraz.
-Pokarzesz? A nie możesz powiedzieć?- Nie mam ochoty nigdzie się dzisiaj ruszać.
-Nie. Chcę ci pokazać, że nie chodziło o to o czym myślisz.
-Skąd wiesz co myślę.- Mruknęłam zła.
-Powiedziałaś mi jak wychodziłaś.- No tak. To była prawda. Bo tak jest. Nie zaprzeczę.
-Skończyłam.
-Co?
-Ręka. Już zaszyta.-Podniósł ją i p chwili się uśmiechnął. Nie uważam żeby to było mistrzostwo.
-Dzięki. A teraz chodź tu.- Wgramoliłam się z powrotem do łóżka.
-Zostańmy tu jeszcze chwilę.- Skoro już wszytko sobie wyjaśniliśmy.
-Ile zechcesz.

* * *

-Możesz mi powiedzieć gdzie mnie zabierasz?- Jedziemy tak już od godziny.
-Zobaczysz skarbie.- Położył mi rękę na kolano.
-Obie ręce na kierownicy.- Zwróciła mu uwagę uśmiechając się pod nosem.
-Spokojnie jeszcze się nie rozbiliśmy.
-Jeszcze. Mogłeś dać mi poprowadzić. Parę godzin temu zaszyłam ci rękę. Powinieneś odpocząć.
-Przecież nie znasz drogi.
-Mogłeś mi mówić gdzie mam jechać.
-Dłużej by zajęło.- Najlepiej tak powiedzieć. Po prostu nie dał mi usiąść za kółkiem swojego samochodu.
-Z resztą zaraz będziemy na miejscu.- Wjechaliśmy w uliczkę gdzie co chwilę mijaliśmy drogie domu z ładnymi ogródkami. Podoba mi się ta okolica. Ji skręcił w lewo. Tutaj widok się zmieniał. Jechaliśmy pod górkę i zatrzymaliśmy się przed bramą prowadzącą do ogromnego domu.
-Kogo przyjechaliśmy odwiedzić?- Czyżby jakaś rodzina o której nic nie wiem. Albo gorzej. To dom tej pindy. Na samą myśl o tym nie mam ochoty tam iść.
-Chodź.- Ji złapał mnie za rękę i pomógł wysiąść. Tak złączeni poszliśmy w stronę drzwi w których stała już starsza kobieta w blond włosach z uśmiechem na twarzy.
-Dzień dobry panie Kwon.- Nieznajoma ukłoniła się i przeniosła swój wzrok na mnie.
-Dzień dobry Cathy. Miło cię widzieć.
-Ciebie też.
-To jest moja dziewczyna ____.- Ukłoniłam się jej kompletnie zdezorientowana. O co tu chodzi. Nie znam tej kobiety, a on najwidoczniej aż za dobrze. Jeśli gustował kiedyś w starszych paniach to wyjdę stąd szybciej niż weszłam.
-Myślałam, że już nie przyjdziesz. Wszystko już gotowe.- Posłała mu swój uśmiech. Nie wiem o co tu chodzi do cholery. Zaczynam mieć złe przeczucia.
-Dziękuje. Możesz już iść.
-Ach, no tak.- Po chwili zostaliśmy sami w wielkim salonie. Urządzonym nawet w moim stylu choć pewnie bym coś tu pozmieniała.
-I jak podoba ci się?- Ji przystanął koło mnie, ponieważ zdążyłam już dojść do wielkiego okna z widokiem na ogródek. Obok znajdowały się drzwi prowadzące tam.
-Pewnie, że tak, ale nadal nie wiem po co tu jesteśmy.
-Chciałem wiedzieć czy ci się podoba. Teraz już wiem, że tak i będę mógł kupić ten dom.- Gdybym miała coś w buzi na pewno bym się opluła.
-Co ty do mnie mówisz?- Że niby ten dom ma być nasz?
-Chcę tu zacząć wszystko od nowa. Z tobą. Wydawało mi się, że to dobre miejsce. Powiedziałaś, że ci się podoba.
-Soo pomogła ci go wybrać?- Jeśli tak to nie wiem czy chcę tu być wiedzieć, że ona była tu przede mną razem z nim.
-Nie.- Podszedł do mnie obejmując mnie w tali.- To nasz wspólny wybór. Będziemy tu tylko ty i ja. I nikt nie będzie nam przeszkadzał. Co ty na to?- Pocałował mnie w czoło. Perspektywa życia z nim tu jest świetna, ale czy na pewno będzie normalnie. I kiedy to się skończy. Nikt tego nie wie. Dalej nie mam pojęcia w czym ona mu pomogła. Czy wszystko sobie wyjaśniliśmy?
-Dobrze, ale chcę tu trochę pozmieniać.
-Więc kupujemy.
-A ile to kosztuje?- Pewnie nie małą forsę.
-To nie ważne i tak kupię. Jeśli chcesz wiedzieć to stać nas na to.- Nie mnie jeśli zostanę bez pracy po tym jak uciekłam z niej. Na razie wolę nie wspominać o tym wydarzeniu. W końcu jego życie było najważniejsze.
-Jest jeszcze drugie piętro.- poprowadził mnie po schodach na górę. Gdzie znajdowały się trzy pokoje.
-Dlaczego aż trzy?- Spojrzałam na zmieszaną twarz Ji.- No gadaj.- Ponagliłam go.
-Dla naszych dzieci.- Wymruczał, że prawie nic nie usłyszałam.
-Możesz wyraźniej?
-Dla dzieci.- Odpowiedział całkiem poważnie patrząc mi w oczy. Jestem trochę w szoku, ale kto by nie był. Rozmowa o dzieciach jest dla mnie ciężka. A on nie chcę z nich zrezygnować i nawet się przygotował.- ____? Dobrze się czujesz.
-Chodźmy dalej. Gdzie teraz?- Chyba się domyślił, że nie chcę teraz o tym rozmawiać i psuć nam humor.
-Tutaj.- Pchnął drzwi i pozwolił mi wejść pierwszej. To pomieszczenie okazało się być sypialnią i to z dużym łóżkiem. Ściany pomalowano na kolor kremowy. W kącie stało biurko wyposażone we wszystko co potrzebne do pracy w domu. Przystanęłam by pooglądać nasze wspólne zdjęcia powieszone na ścianie. Dzień w którym byliśmy na pierwszej randce, kiedy opalałam się siedząc w pełnym słońcu. Kiedy śpię w jego łóżku przykryta po samą szyję byle by nie widać mojego nagiego ciała. A nawet jakieś powiększone zdjęcie z gazety też przedstawiające nas razem, uśmiechniętych i trzymających się za ręce. Jakbyś my nie mieli na głowie żadnych zmartwień.
-Kiedy ty to wszystko … - Na prawdę się rozkleiłam. Nie spodziewałam się takich niespodzianek.
-Musiałem udokumentować każdą chwilę z tobą by się upewnić, że znów jesteś moja.
-To chyba można nazwać obsesją.
-Możesz nazwać to jak chcesz.- W mgnieniu oka zostałam powalona na nasze nowe, miękkie łóżko. A jedynie co widzę to uśmiechniętego Ji Yong' a i jego ślniące oczy.- Czyli mam uznać, że podoba ci się nasza sypialnia?
-Jeszcze się pytasz. Lepiej mnie pocałuj.
-Kocham cię.- Po czym wpił się w moje usta. Jego język drażnił moje podniebienie. Zanurzyłam ręce w jego włosach przyciągając go jeszcze bliżej siebie. Teraz nie dzieliła nas już żadna wolna przestrzeń. Przez te wszystkie dni próbowałam zapomnieć o tym, ale już się przekonałam, że nawet gdybym się starała to nic tego nie zmieni
-Chciałbym się w tobie znaleźć, ale czeka cię jeszcze jedna niespodzianka.
-To jest coś jeszcze?- Myślałam, że to już wszystko.
-Tak, za tą zasłoną. Wstawaj.- Pociągnął mnie żebym znów znalazła się na nogach. Stanęłam przed czerwoną zasłoną.
-Muszę zawiązać ci oczy.
-Ok. Byle nie na długo. Pozwoliłam zawiązać sobie czarną opaskę na oczy. Potem usłyszałam tylko szum zasłon i rozsuwane drzwi. Zimny wiatr owiał moją czerwoną twarz. Bo zakładam, że jes czerwona. Zgaduję, że jesteśmy na tarasie lub coś w tym stylu.
-Już.- Ji zabrał czarną opaskę z moich oczu i w końcu mogłam zobaczyć to co przygotował. Pełno moich ulubionych kwiatów rozstawionych w około i białe balony z napisem ,, I LOVE YOU''. To wszystko zaparło mi dech w piersiach. Kompletnie mnie tym zaskoczył i oczarował zarazem. Oglądnęłam się szukając tego wariata który to zorganizował. Ale znalazłam go klęczącego przede mną. Zakryłam ręką usta. Niestety nic nie pomogło, rozmazałam się jeszcze bardziej kiedy wyciągnął w moją stronę czarne pudełeczko. Wiem co to oznacza, nie trzeba mi mówić.
-Mówiłaś, że zrobiłem to mało romantycznie. Nie znam się na tym dlatego ona musiała mi pomóc. Nie masz mi tego za złe?
-Nie.- Pokiwałam przecząco głową. To już nie jest ważne. Przecież to tylko pierdoła. Czuję się źle z tym, że przez coś takiego zostawiłam go. To mogę zrozumieć, ale reszty nie. Nawet już nie chcę.
-____ czy zostaniesz moją żoną?
-Tak.- Odpowiedziałam bez namysłu i rzuciłam się na niego żeby go przytulić. Dzięki temu powaliłam go na ziemię swoim ciężarem.
-Zrobiłem co do mnie należało. Chcesz zostać tu na noc?
-Nie. Sam to powiedziałeś. Przyjedziemy tu kiedy zostawimy problemy za sobą. Poczekam.
-A ja z tobą.- Ji złączył nasze usta w delikatnym pocałunku po czym włożył mi na palec pierścionek z małym błyszczącym kamieniem.
-Jak inni to zobaczą to nie dadzą mi spokoju.- Uśmiechnęłam się, ale zaraz przypomniałam sobie o jego ręce.
-Przepraszam. Zapomniałam o twojej ręce.- Podniosłam się z niego.
-Też o niej zapomniałem.- Posłał mi jeden ze swoich uśmiechów przeznaczonych tylko dla mnie.
-Zimno tu.
-Masz rację. Nie mogę pozwolić by moja narzeczona zmarzła.




piątek, 19 grudnia 2014

Ogłoszenie!!

Zanim was opuszczę na parę dni chcę powiedzieć iż nie pojawi się na blogu nic nowego. Przynajmniej jak na razie. Mam zamiar wrzucić tu coś nowego dopiero po świętach i nowym roku. Myślę, że przez ten czas zdobędę jakieś fajne pomysły na rozdziały. I bardzo przepraszam, że nie wrzuciłam wam żadnego świątecznego scenariusza. Po prostu najzwyczajniej nie wiedziałam co mogłabym w nim napisać. Skupiam się teraz na skończeniu opowiadania. Więc myślę, że nie będziecie mieć mi tego za złe. Tak akurat się złożyło. No i są jeszcze sprawy prywatne. Wyczekujcie mnie po tej przerwie.



  

                               WESOŁYCH ŚWIĄT I SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU
                                                                              <333                             





sobota, 13 grudnia 2014

BB- 44

Cześć wam!! Wiem, że znów długo czekać, a ja powracam z takim w sumie to niczym konkretnym. Co do napisania czegoś świątecznego to nie mogę się jakoś do tego zabrać. Więc musicie odrobinę dłużej poczekać póki nie wpadnie mi coś do głowy co mnie samej nie zanudzi i was.






-Co ona tutaj robi! I w ogóle co się tu wyprawia, co!- Patrzyłam to na niego to na nią dając jej do zrozumienia, że ma ruszyć tyłek jeśli chce mieć go całego. Najwidoczniej nie zamierzała mnie posłuchać. Może ten dupek w końcu się odezwie. Bo jeśli ja to zrobię to na pewno wybuchnę i coś jej zrobię.- Wyjdź. Już.- Wysyczałam przez zęby. Z chęcią zdarła bym jej ten uśmieszek z twarzy.
-Ok. Bawcie się dobrze.- Dla pewności odprowadziłam ją prosto do drzwi i zamknęłam je po czym wróciłam na górę. Już ja się z nim policzę. Kiedy wróciłam na górę Ji właśnie zakładał koszulkę.
-Posłuchaj to nie tak jak myślisz.
-Pewnie, a co tam. Tak na co dzień masz, co nie? Jakieś babsko cię obmacuję i to jest dla ciebie normalne!- Teraz już wrzeszczę wyrzucając z siebie cały gniew. Nikt mi nie powie, że nie zasłużył.
-___ uspokój się. Opowiem ci wszystko.
-Ale ja wcale nie chcę tego słuchać. Po prostu nie wierzę, że to zrobiłeś!!- Rzucam w niego torebką bo tylko to mam pod ręką.
-Co? Co zrobiłem tym razem?
-Tym razem?!! To było ich więcej. No pewnie, mogłam się domyślić!!
-Domyślić czego?- Robi jeden krok do przodu, a ja się cofam.
-Nawet nie podchodź.
-Nie dajesz mi w ogóle dojść do słowa!- Tym razem to on podnosi głos. Jest zdenerwowany tym, że ja jestem zdenerwowana? A to ciekawe.
-O, a więc pewnie się z nią pieprzyłeś!- Nie wiem co mogłoby być gorszego.
-Nie! Do cholery, nie!! ___ co ty sobie myślisz!- Nie no nie wierzę. Ja tu powinnam być zdenerwowana, a nie on.
-Nie wiem, a co ty sobie myślisz, hymm? Najpierw dowiaduję się, że spotykasz się z tą dziewczyną, a później widzę was razem, a ty po prostu musisz być bez koszulki!!
-Kto ci to powiedział.
-Nie ważne to moja sprawa. Z resztą widać nawet nie próbujesz zaprzeczyć!!- Do oczu nabierają mi się łzy. Chciałam mu wierzyć i wierzyłam póki nie przekonałam się, że nie powinnam.
-____.
-O, nie. Powiedziałam żebyś się nie zbliżał.- Wychodzę trzaskając drzwiami. Chce być jak najdalej od niego, ale to nie możliwe bo on drepcze za mną wściekły jak osa.
-____ tu naprawdę nie chodzi o to o czym myślisz. Po prostu ona mi pomagała.
-A ja nie mogłam? Myślałam, że już uzgodniliśmy, że mówimy sobie o wszystkim.
-Tego akurat nie mogłem ci powiedzieć.
-Nie mogłeś czy nadal nie możesz.
-Nie mogę.
-Hah, widzisz ja tak nie mogę.
-Co chcesz przez to powiedzieć?- Serce mi się ściska gdy o tym pomyśle, ale taka jest prawda i nic jej nie zmieni.
-Nie chcę tego robić, ale jeśli ta dziewczyna nie zniknie to nie czuję, żeby było tu miejsce dla mnie.- Najzwyczajniej to dla mnie za dużo. Te tajemnice miały się skończyć, a ciągle wracają. Nie będę się z tym męczyć. Nie tym razem.
-Przecież zawsze byłaś tylko ty. I tak już będzie.
-Wcale tak nie czuję. To jest denerwujące kiedy muszę walczyć z każdą kobietą bo wszystkie chcą cię mieć.
-Ale nie będą mnie mieć.- Jakoś nigdy nie jestem do tego przekonana.- Zrozum. Kocham tylko ciebie. Inne mnie nie obchodzą.- Odwracam głowę kiedy widzę jego wzrok. Nie mogę pozwolić żeby mnie dotknął wtedy na pewno postara się żebym zapomniała języka w gębie.
-To im to powiedz. Bo jakoś nie czuję żebyś dawał im to do zrozumienia.- Znów wychodzę z pomieszczenia prosto do salonu.- Muszę stąd wyjść.
-Gdzie idziesz!- Krzyczy drepcząc mi po piętach. Mam dość.
-Wychodzę.- Staram się nie załamywać głosu, ale mi nie wychodzi. Cholera! Nie tak miało być.
-Gdzie?- W jego głosie słychać niepokój. Oj, tak jest czym się martwić i nad czym myśleć.
-Nie wiem.- Mówię prawdę. Nie mam pojęcia gdzie mogłabym się podziać.- Nie próbuj mnie zatrzymać.
-Wrócisz do mnie?- To jest już panika i kiedy to słyszę mam jeszcze większą ochotę krzyczeć. Nie odpowiadam tylko wychodzę trzaskając drzwiami. Zbiegam po schodach i wydostaję się na świeże powietrze i dopiero teraz wybucham płaczem. To jest za dużo. Nie wierzę, że się tak rozkleiłam. Po tym jak latami ćwiczyłam wytrzymałość. On to wszystko zrujnował. Powinnam była zostać z nim dzisiaj może nie przyprowadził by jej do naszego domu.
-____?- O, nie tylko nie to. Jeszcze brakowało mi tu pary zakochanych.- Oż kurwa. Co on ci zrobił.- Czuję dłoń Cleo którą zaciska na moim ramieniu. Nie jestem w stanie wypowiedzieć choć słowa bo ciągle zanoszę się płaczem. Kiedy tak stoję słyszę jakieś trzaski dochodzące z góry. Nie mam wątpliwości kto jest tego sprawcą.- Idź.- T.O.P biegnie prosto do drzwi. Nie wiem co się tam dzieje, ale na samą myśl robi mi się nie dobrze. Muszę działać szybko zanim ktoś tu zbiegnie by mnie zaciągnąć do środka.
-Powiesz mi co się dzieje?- Wycieram pospiesznie łzy rękawem płaszcza, ale nie potrafię przestać płakać. Więc tylko kiwam głową na nie. Nie miałam pojęcia, że to takie trudne.- Wrócisz ze mną do środka.- Momentalnie odsuwam się od Cleo. Nie ma mowy właśnie wyszłam i nie chcę wracać. Musiała bym być kompletnie głupia. Wolę nie wiedzieć co on tam wyprawia.
-Zabierz mnie stąd.- Tylko to wypowiadam, a Cleo zabiera mnie do auta. Wsiadam do tyłu i szukam chusteczek. Jedno opakowanie to za mało. Jedziemy w ciszy, a ja nadal próbuje się uspokoić.
-Zawieź mnie do hotelu.
-Nie ma mowy. Jeszcze cię ktoś zobaczy.
-Yhhh.- Mam to szczerze w dupie. Mogą mnie tak zobaczyć. Przecież też jestem człowiekiem który może se od czasu do czasu popłakać przez bezmyślnych ludzi.- To gdzie.
-Zobaczysz.- To na pewno. Nie mam ochoty ani siły żeby wyciągać informację od Cleo. Zanim dojeżdżamy na miejsce jestem cholernie śpiąca. Wręcz wystarczyła by krótka chwila, a bym zasnęła na tylnym siedzeniu. W sumie to też mogłoby być jakieś rozwiązanie, ale teraz już za późno. Słysze otwieranie bramy. Podnoszę się z siedzenia i wyglądam przez okno.
-Jesteśmy na miejscu.
-Nie podoba mi się to. Jesteś okropna.- Jak może mi to robić.
-Nie przesadzaj. To jedyne miejsce do którego on się nie dostanie. A obie wiemy, że będzie cię szukać. Chyba, że chcesz żeby cię szybko znalazł wtedy mogę zawrócić.
-Nie. Jakoś przeżyję.- Ma rację. Tylko tu będę mogła od niego odpocząć. I od tych wszystkich dziewczyn i złośliwych spojrzeń też. Przecież zawsze mogę pracować w domu.
-To świetnie. Będę cie odwiedzać.
-Miło mi. Tylko jeszcze wytłumacz im dlaczego zawracam im głowę i możesz spadać.
-O nie.
-Z tego co wiem to ja tu jestem załamana.
-Nie jesteś.- Nie? Więc jak mam to nazwać.- To tylko chwilowe.- No ja nie jestem co do tego przekonana.
-Cleo ona tam była. W naszym pokoju.- Powiedziałam to w końcu. Może teraz zrozumie dlaczego nie mogłam wracać. Tu chodzi o coś innego niż zwykła kłótnia.
-Jeszcze mi powiedz, że był bez koszulki.- Powiedziała ironicznie, a ja znów zaczęłam wyciągać kolejne chusteczki.- Serio, ____? Serio?
-Niestety.- Sama chciałabym żeby to był tylko zwykły, głupi sen, ale ona na serio tam była. Po tym jak wysłała mi ten mail to jak mogłaby mu odmówić.
Wysiadłam z auta po czym od razu zostałam przywitana przez dwóch ochroniarzy.
-Jesteś zapisana na liście stałych gości?- Szepnęłam do niej.
-Nie. Ale ty tak i chwilowo robię za twojego szofera.
-Dzięki.- Szłyśmy przez długi korytarz obstawiony na każdym kroku facetami w czerni póki nie znalazłyśmy się w pokoju.
-Proszę tu poczekać.- I zamknęli nas. Przynajmniej same. Usiadłam na wielkiej, czarnej kanapie.
-Co zamierzasz im powiedzieć?
-No nie wiem. Może prawdę.
-Dobra rób jak chcesz, ale nie pomogę.- Myślenie o tym boli, a co dopiero mówienie. Chcę dostać tylko pokój w którym będę mogła się zamknąć i pomyśleć co dalej z moim życiem.
-Dobra, a przecież oni mają jeszcze córkę. To co jej mam powiedzieć.
-Pewnie nie ma jej w domu.- Wzruszyłam ramionami.
-To ile ona ma lat?
-A bo ja wiem. Chyba 20.- Moje rozmyślania przerwały otwierające się drzwi w których ujrzałam uśmiechniętą i zarazem zmęczoną twarz mojego staruszka. Znów miałam ochotę się rozpłakać.
-____ w końcu nas odwiedziłaś.
-No tak.- Wstałam żeby przytulić głowę państwa. Nie przejmowałam się tymi nadętymi ochroniarzami którzy pewnie wytrzeszczają teraz gały. Odsunął mnie od siebie i spojrzał przymykając powieki. Wiem, wiem wyglądam okropnie. Możliwe, że mam czerwone oczy i policzki też, ale i tak zaraz do tego wrócę.
-Potrzebuję pokoju.
-Rozumiem. Zawsze znajdzie się dla ciebie miejsce.- Uśmiechnął się. Nawet nie zadawał pytań.- Dajcie jej pokój.- Zwrócił się do jednego z wysokich mężczyzn. Wyszłam za nim, ale po drodze dało się słyszeć niezłą kłótnię. Doskonale wiedziałam czyj to głos. Ta dziewczyna znów próbuje postawić na swoim.
-Jesteście beznadziejni! Naprawdę mam was dość!- Krzyczała. Widok wynoszonej Ailee wcale mnie nie zdziwił za to ona była zdziwiona moim widokiem.
-____? Co ty tu robisz?- Wydawało się nie być zadowolona z tego faktu. I ja w sumie też nie skacze ze szczęścia. Miałam jej odpowiedzieć, ale znikła za rogiem więc poszłam dalej.

* * *

( Narracja CL )

Myślałam, że to dobry pomysł. Póki nie przypomniałam sobie, że to był pomysł Dary.
-Mamy jeszcze jakąś godzinę zanim będziemy musiały wrócić do studia.- Przypomniałam jej.
-Przestań narzekać. To, że nic się teraz nie dzieje nie znaczy, że to nie jest jakaś podpuszczalska.
-A może ona jest normalna?
-Ta i akurat w tej chwili całuje jakiegoś faceta w policzek.- Przykleiłam się bardziej do szyby żeby dojrzeć kto to taki i zrobić trochę zdjęć. Lecz niestety gościu był mi zupełnie obcy. A szkoda.
-To i tak żaden dowód.- Westchnęłam. Jakoś nie uśmiecha mi się patrzenie na nich do końca życia.
-Spokojnie.- Siedziałam w samochodzie grzejąc ręce póki ktoś nie zapukał w szybę auta. Obie przestraszyłyśmy się. Zdjęcia poleciały w górę i rozsypały się po całym samochodzie. No pięknie.
-Ruszaj!- Krzyknęłam do Dary, na co ta odpaliła auto i z piskiem opon ruszyłyśmy spod kawiarni.
-Co to było?!- Krzyknęłam zdenerwowana.
-A bo ja wiem. Nie znam gościa. A myślisz, że coś widział?
-Wyrzuciłaś zdjęcia w powietrze!
-Przestraszyłam się!
-Dlaczego na siebie krzyczymy!
-Nie wiem. Ale teraz będziemy musiały uważać jeszcze bardziej niż zazwyczaj.- Świetnie. Może szybciej by było się z tym pogodzić niż czekać w nieskończoność na jakiś odwód zdrady. Czasami się zastanawiam po jaką cholerę ja to robię. Przecież to on powinien chcieć mnie przeprosić czy coś. A za to ja staram się mu pokazać, że ona nie jest dla niego. Nawet się wyprowadziłam, a on nie zadzwonił. Bardzo chciałabym żeby chociaż zadzwonił. Chciałabym też już go nie kochać, ale nie mogę. Dlatego codziennie siedzę w tym samym miejscu i obserwuje ją i czasami jego też. A potem wysłuchuje narzekań Dary. Nie rozumiem jej. Przecież nie karze jej tu siedzieć razem ze mną. Z resztą to był jej pomysł. Ja osobiście chciałam zakopać się pod koc i przemęczyć się jakoś.
-Odbierz.
-Co?
-Telefon ci dzwoni.
-A, chwilę.- Wygrzebałam telefon i spojrzałam na wyświetlacz. W pierwszej chwili zamarłam wpatrując się w komórkę i miałam już odrzucić połączenie, ale Dara popatrzyła na mnie karząc mi odebrać. Więc wcisnęłam zieloną słuchawkę.
-Tak?- Starałam się by mój głos niczego nie zdradzał.
-Gdzie ty się podziewasz! Myślisz, że będę cię wszędzie szukać! Masz być w studiu za 20 minut!- Krzyki Tae dopadły moje biedne uszy aż musiałam odsunąć telefon od ucha. O co tym razem się tak wścieka. Tak naprawdę to ja powinnam być tu wściekła. I właśnie taka będę.
-Przecież miałam mieć jeszcze niecałą godzinę!- Tym razem to ja podnoszę głos na co Dara z ożywionym spojrzeniem karze mi włączyć głośnomówiący i też tak robię.
-Plany się pozmieniały, a ja nie mam czasu za tobą łazić!- Nigdy w życiu nie prosiłam go żeby za mną łaził! Cholerny dupek., którego kocham, jest bezczelny i chamski. I w dodatku zachowuje się jakby pozjadał wszystkie rozumy. Za kogo on się teraz uważa. Nie zrobiłam nic złego.
-Więc nie łaź za mną tylko za swoją dziewczyną!- Wykrzyczałam po czym się rozłączyłam. Nie mam pojęcia dlaczego wyciągnęłam na wierz te dziewczynę.
-Ale dupek.- Podsumowała Dara. Z czym ja się zgadzam.
-Jedźmy już tam bo znów będzie dzwonić.
-Mogłaś nie odbierać.
-Po prostu jedź.- Wycedziłam przez zęby. Przecież sama mi kazała.

* * *

( Narracja ____ )

-Już im wszystko wytłumaczyłam.
-Dzięki Cleo. Co ja bym bez ciebie zrobiła.
-Pewnie byś zginęła.- Uśmiecha się do mnie i siada na skraju łóżka. Ta, pewnie bym zginęła.- Ale i tak będą chcieli z tobą porozmawiać.
-Wiem, ale nie teraz.- Bogu dzięki, że nie teraz.
-Spotkałam też tą ,,przemiłą'' córeczkę. Niezłe z niej ziółko.
-Nie jest taka zła jak się lepiej ją pozna.
-Nie była zadowolona kiedy się mijałyśmy.
-Ochroniarz nie wypuścił jej z domu.
-Nie dziwię się. Chociaż chciałabym tak żyć. Wypasiona chata.- Widzę, że dzwoni mój telefon. Więc Cleo podchodzi do niego szybciej niż ja zdążę się ruszyć.
-Nie odbieraj.
-Nie mam zamiaru.- Co za szczęście, że dziś moja przyjaciółka odpuszcza sobie dobijanie mnie.- Potrzebujesz czegoś?
-Nie. Mam tylko jedną prośbę.
-Tak?
-Coś mu się stało. Nie zdążyłam się dowiedzieć co. Wiem, że potrzebuje lekarza więc dorwij go. Nie chcę się martwić i o niego.
-Dobrze. Postaram się.- Pożegnałam się z Cleo i w końcu zostałam sama tak jak chciałam. Myślałam, że bycie samą przez chwilę pozwoli mi się uspokoić, ale to była kompletna bzdura. Nie wiem czy jest lepiej czy gorzej. Wiem jedynie, że się zakochałam, a widok Ji z nią jest jak cios nożem prosto w serce. Co takiego musiał z nią załatwić, że nawet nie chciał mi nic powiedzieć. Jestem wykończona, że niemal natychmiast zasypiam.

* * *

( Cztery dni później )

Z niespokojnego snu budzi mnie znajomy głos, który słyszę już od czterech dni.
-Kochanie musisz już wstawać. Spóźnisz się do pracy.- Kolejny raz zjem śniadanie z Kate. Mogłoby się wydawać, że żona prezydenta jest jakąś nudziarą, ale naprawdę jest wręcz przeciwnie. Nie rozumiem tylko dlaczego zgodziłam się chodzić do pracy. A, no tak. Pewnego wieczoru zmusiła mnie do tego Cleo. Oraz opowiedziała jak ma się cała sytuacja. To, że Ji opuścił mieszkanie wcale nie było dla mnie zaskoczeniem bardziej zastanawiało mnie to, że nie zaatakował mnie w pracy. Wolę nie myśleć, że poszedł jednak do niej. To nadal boli. Ubrałam się i zeszłam do pokoju w którym toczyła się już jakaś kłótnia. Nie chciałam przeszkadzać więc przystanęłam koło drzwi.
-Nie waż się tak do mnie mówić! Jestem twoją matką!
-Ha! Dobra mi matka, która ukrywa przede mną tak ważną rzecz!
-Uspokójcie się obie.
-To ty się nie odzywaj. Nie jesteś lepszy. Mam ojca kłamcę!- Po chwili usłyszałam jak ktoś odstawia głośno szklankę na stół.
-Sama wiesz, że tak musiało być!
-Czyli tak, że ona nic nie wie?!- Kto nic nie wie?
-Dowie się w swoim czasie. I tak nie jest z nią dobrze.- Teraz już wiem, że mowa tu o mnie. Tylko nie wiem czego nie wiem.
-Dlaczego by nie teraz. Z resztą skoro oboje się boicie to ja zrobię to. Teraz!
-Nie możesz!
-Mogę i zrobię to. Przecież ona żyje nie wiedząc gdzie są jej rodzice więc powiem jej, że są w tym domu i, że to wy nimi jesteście.- Kiedy miałam już wchodzić żeby dowiedzieć się czegoś więcej. Usłyszeć jakieś wytłumaczenia z ich strony wpadłyśmy na siebie. Patrzyła na mnie przerażonym wzrokiem, ale już za późno. Zdążyłam usłyszeć wystarczająco by wiedzieć, że przez ten cały czas była jedną z córek prezydenta. Boże jak to brzmi. Tak samo niedorzecznie jak sam fakt, że przede mną stoją moi rodzice. Stałam tak przed nimi nie wiedząc co mam powiedzieć. A z moich oczu znów zaczęły powoli wylewać się łzy.
-Przez ten cały czas nic mi nie powiedzieliście.




sobota, 6 grudnia 2014

BB- 43

Witam was kochani! Tym razem się nie spóźniam. W końcu nie miałam problemu z napisaniem czegoś. I nawet zaczęłam pisać następny rozdział.










Nie tylko nie to. Jak na nienawidzę poniedziałków. Kto je wymyślił.
-Wstawaj.- Usłyszałam głos Ji przy moim uchu. Zaryłam głowę kołdrą.- Musisz iść do pracy.
-Yh.- Myślałam, że to później. Chyba mogę się spóźnić. Wiem, że to do mnie nie podobne i szykowałam się do tego, ale jestem nadal zmęczona i chcę mi się pić.
-No już wstawaj. Chyba nie chcesz się spóźnić.
-Czy ja wiem. Mogłabym ich czymś raz zaskoczyć.- Posyłam mu uśmiech. Na prawdę chciałabym tu z nim zostać, ale powstrzymuje się przed powiedzeniem tego na głos. Jeszcze na serio wziąłby moje słowa i by mnie nie wypuścił. Trzeba w końcu zacząć zarabiać. Podniosłam się z łóżka i gdyby nie Ji Yong wyrżnęła bym jak długa.
-Podwieźć cię do pracy?
-Przydało by się.- Stoję w objęciach Ji i oboje na siebie patrzymy. Wracają mi wspomnienia z wczoraj.- No to puść mnie żebym mogła się ubrać.- Bo przecież stoję tu prawie naga.
-Tylko cię pocałuję.- Nasze usta spotykają się ze sobą w delikatnym pocałunku, a moje nogi już robią się jak galareta. Ji Yong przyciąga mnie bliżej siebie tak, że nasze ciała stykają się ze sobą. Jęczę mu w usta. On zawsze doprowadza mnie do takiego stanu szybciej niż bym chciała. Zarzuciłam mu ręce na szyję i wplotłam ręce we włosy.
-Zdążyłem cię przekonać?- Oczywiście, ale muszę postawić na swoim. Kiedyś musiałabym odwiedzić agencję i dowiedzieć się nowości.
-Muszę się ubrać.- Odrywa się od zdegustowanego Ji Yong' a i idę się ubrać.
Po 30 minutach jestem gotowa na spotkanie z rzeczywistością. Mam kaca i liczę na pracę przed komputerem bo do terenu to się nie nadaje.

Wchodzę do pomieszczenia pełnego ludzi i już wiem, że coś się dzieje. Na szczęście nikt nie zawraca mi głowy kiedy śpieszę się na swoje stanowisko. Odpalam komputer i pierwsze co widzę to parę nieodebranych wiadomości w skrzynce. Sprawdzam je i nic ciekawego nie znalazłam. Chociaż zastanawiam się nad wzięciem pożyczki bo przez tego wariata mój portfel się uszczuplił, a odkąd nie pracowałam szefowie nie dawali mi kasy na konto. Uśmiecham się sama do siebie na samo wspomnienie wczorajszych zdarzeń. To naprawdę było szalone.
-O, widać, że ktoś tu miał udany urlop.- Urlop? A no tak przecież, że to był urlop. Nic innego nie mogłoby wchodzić w grę.
-Można tak powiedzieć Sally.- Sally to moja … sekretarka? Chyba tak można nazwać jej pracę dla mnie. Pomaga mi wszystko ogarnąć no i mogę sobie z nią pogadać jak dziewczyna z dziewczyną bo wszyscy inni w kółko gdzieś biegają i są ciągle nabzdyczeni. Nie warto się do nich odzywać chyba, że czegoś potrzebuję.
-Nie wnikam.- Jestem trochę podirytowana każdy kto mnie mija wpatruje się we mnie i się uśmiecha albo i też patrzy z mordem w oczach. No hej co ja zrobiłam. Dopiero co tu przyszłam.
-O co im wszystkim chodzi.- Mruczę pijąc kawę która znalazła się na moim biurku. Sal niespodziewanie rzuca mi na biurko stos gazet. Patrząc na okładki łatwo mogę się domyślić o co chodzi. Przez niego kompletnie zapomniałam o tym, że pokomplikowałam sobie życie jeszcze bardziej niż jest. No cóż nie mam innego wyboru jak stawić temu czoła.
-Cholera. Aż tyle?- Myślałam, że będzie tego mniej.
-Przejdzie im. Są po prostu zazdrośni i tyle.- Mam ochotę powiedzieć czy przypadkiem ty też nie jesteś i nie udajesz, ale się powstrzymuje. Potrzebuję mieć tu chociaż jedną normalną osobę bo jak na razie nie widzę tu Cleo.
-Wiem. A Cleo nie przyszła jeszcze?
-Nie, ale wiem, że ma dokładnie pięć minut żeby się nie spóźnić.- Powodzenia, pewnie i tak się spóźni. W końcu to Cleo. Drugiej takiej nie ma. Szybko przestaję myśleć kiedy rzucam się wir pracy. Szukając czegoś przydatnego na temat ,,mojego ojca''. Na samą myśl o nim odechciewa mi się żyć. Znalazłam tylko parę podejrzanych zakupów, więc to też zapisuję w notesie bym pamiętała wspomnieć o nich przy następnym spotkaniu z Yang' iem. Ta świnia odwiedziła mnie tylko raz i dlatego, że Jaen tego chciała. Pewnie nadal jest na mnie wściekły za to, że się zawsze narażam, ale co ja niby miałam wtedy zrobić. Ech, prędzej czy później mu przejdzie. Z moich rozmyślań wyrywa mnie dźwięk nadchodzącej wiadomości. Dziwne nie znam tego mail' a. Odkładam notes i klikam otwórz.


Piszę ci to bo pewnie nie zgodziłabyś się na spotkanie ze mną.
W sumie to nie jest takie ważne. Chcę tylko dodać, że było nawet
zabawnie patrzeć na ciebie w takim stanie. Szkoda tylko, że zawiodłaś
Ji Yong' a. Chyba przyznam mu rację kiedy mówił, że ciężko mu się z tobą
dogadać. Nadal uważasz, że cię kocha?


Osz kuźwa! Co za suka! Nie chwila. Co za cham! Mam ochotę coś rozwalić i zaraz to zrobię bo ściskam kubek z wodą po czym trzaskam nim o biurko. Parę twarzy odwraca się w moją stronę mierząc mnie wzrokiem. Mogą się teraz odwalić! Mam ważniejsze rzeczy na głowie. Na przykład takie tam maile od takiej tam suki. Nie wierzę, że do niej poszedł. No i kiedy. Mam tle pytań w głowie, że sama nie wiem od czego zacząć. Mam ochotę jej coś odpisać, ale to raczej był by zły pomysł. Z resztą jeszcze nie rozmawiałam z Ji. Chciałabym żeby powiedział mi, że to nie jest prawda. Ale kogo ja próbuję oszukać. To jest bardzo prawdopodobne. Chyba w końcu powinnam postawić sprawę jasno co do tej dziewczyny. Ona wszystko mąci i świetnie się jej to udaje. Przynajmniej wyszło na jaw kto nas podkablował. Wredna krowa, że też jej nie zauważyłam. Wyszłam y stamtąd natychmiast nawet jeśli nie była bym w stanie. Chyba zrobię sobie wcześniej przerwę.
-Ej popatrz kto tu biegnie.- No nareszcie. Teraz mam jej dużo do powiedzenia.
-Tak wiem spóźniłam się. Kompletnie zapomniałam, że jest już poniedziałek. Nienawidzę poniedziałków.- Od teraz ja nienawidzę ich bardziej. Jedna osoba doprowadziła do tego w niecałe 5 minut. I nie potrafię się uspokoić co raczej po mnie widać.
-____ w ogóle mnie nie słuchasz. Ech, zresztą potrzebuję czegoś do picia.
-Dobra przyniosę bo widzę, że obie macie ciężkie dni.- Cleo posłała mi podejrzliwy wzrok. Kiedy Sal zniknęła za zakrętem. Cleo zaczęła swój atak.
-Myślałam, że miałaś dobrą noc, ale chyba się myliłam.
-Choć ze mną.
-Ale gdzie? Przecież dopiero co przyszłam. Chcesz żeby mnie zwolnili.
-Obie wiemy, że nikt nas nie zwolni, a sytuacja jest kryzysowa.
-Boże, ty zaraz się rozpłaczesz. Idę.- Chwyciła torebkę i wręcz pobiegła za mną do windy. Musze ochłonąć. Przemilczałam zjazd windą i całą drogę póki nie usiadłam przy stoliku w kawiarni naprzeciwko.
-Pójdę coś zamówić.
-Nie. Nie po to tu przyszłam.
-No do do cholery powiedz co ci jest. A jeśli trzeba skopie tyłek.
-Z chęcią sama bym to zrobiła.- Mam usilną potrzebę skopania komuś tyłka.
-Więc? Co tym razem zrobił Ji Yong, hymm?
-Poszedł spotkać się z tą zdzirą.- Cleo zaniemówiła. Obie jej nie trawiłyśmy. To jest przebiegła lisica.
-Nie gadaj. Po co niby miał to zrobić.
-Jeszcze tego nie wiem, ale chyba po to żeby na mnie ponarzekać.
-Chwila bo coś pominęłaś. Skąd ty o tym wiesz?- Dlaczego moja przyjaciółka nie potrafi skojarzyć faktów. Powinna być oburzona tak samo jak ja jestem.
-Napisała do mnie. W ogóle nie wiem skąd wiedziała jak zdobyć moje namiary. Jestem w trakcie zastanawiania się czy nie zgłosić tego centrali.
-Powinnaś. A swoją drogą co zamierzasz z tym zrobić?
-Żebym ja to wiedziała. Najpierw muszę dać szansę Ji żeby mógł się z tego wytłumaczyć.- Choć nie wiem czy będę w stanie dać dojść mu do słowa.
-No właśnie. Może miał dobry powód. A ona pisze ci to żeby cię zdenerwować.
-Nie próbuj go bronić. Fakt jest faktem, że i tak się z nią spotkał. Skąd ja mam wiedzieć, że oni ze sobą nie … no wiesz.
-___! Opanuj się. To Ji Yong przecież nie znasz go do dziś.- A mam wrażenie, że właśnie tak jest.
-Wiem to. Po prostu sam fakt, że do niej poszedł jest już nie do przyjęcia.
-W końcu kiedyś się spotykali więc teraz są tylko przyjaciółmi. Tu chyba nie ważne co ona chcę tylko to co chcesz Ji. A on chcę ciebie. Nie widzę problemu.
-O więc nie masz jej za złe tego, że to przez nią zostałyśmy przyłapane przez chłopaków.
-Co za wredna picza. Spierdoliła nam wieczór. No tak nie do końca, ale jednak.
-Taa wiem o co ci chodzi.
-No to zamówmy sobie coś dobrego do jedzenia i możemy se pogadać o czymś co nie wiąże się z tą podejrzaną kobietą.
* * *

( Narracja Bom )

Obudziłam się i od razu przetarłam zaspane oczy. Dopiero wtedy zaczęłam dobrze widzieć i szczerze to byłam bliska załamania nerwowego.
-Aaaaaaaaaaaa!!!- Zaczęłam piszczeć, a po chwili do pokoju wręcz wleciał L.Joe z bronią w ręku. Przez co aż sama się przestraszyłam.
-Co się dzieje!- To ja powinnam o to zapytać. Czemu nic nie pamiętam?- A, już się obudziłaś.- Powiedział to tak jakby już raz spotkał się z taką sytuacją. Pewnie miał tu inne dziewczyny. Jezu, musiałam się nieźle narąbać. Szybko podniosłam kołdrę, ale ciuchy miałam na swoim miejscu. Odetchnęłam z ulgą, na co Joe się tylko zaśmiał. To wcale nie jest zabawne!
-Nie musisz się martwić. Nie tknąłem cie chociaż miałem ochotę. Po tym co usłyszałem …
-Stop! Nie mów.- Ja nie chcę tego wiedzieć. Wiem, że mogłam powiedzieć bardzo dużo i nie było to nic normalnego. Dlatego wolę o tym zapomnieć.
-Przepraszam.- Bąknęłam.
-Nie no, nie ma za co. Żartowałem.- Też mi żart.
-Więc cofam swoje przeprosiny.- Wstałam i zeszłam na dół, a on za mną. Może i zachowywałam się jak u siebie w domu, ale chcę stąd wyjść.- I raczej sobie stąd pójdę zanim twoi koledzy tu wpadną.- Jeszcze by mi tego brakowało.
-Nie wpadną. Mam swoje życie.- Nie wiem czemu weszłam za nim do kuchni. Może dlatego, że mnie tam prawie wepchnął. Dlaczego nie protestowałam?
-I to jakie.
-A co myślałaś, że mieszkam w piwnicy?
-Nie myślałam o piwnicy.- Aż do teraz.
-Przykro mi, że cię rozczarowałem.
-Akurat taka chata to miłe rozczarowanie.- Boże co ja plotę. Jeszcze nie doszłam do siebie. Joe podaje mi wodę i od razu zaczynam pić. Kiedy już jestem w połowie szklanki zatrzymuje się bo on się ciągle gapi. A może jednak coś mu powiedziałam tylko on nie chcę mi powiedzieć. Powoli przypominam sobie dlaczego tu jestem. Oddaje mu szklankę i nasze ręce znów się stykają. Nawet teraz ten durny prąd się pojawia.
-Mówiłaś, że chciałabyś porozmawiać.
-A nie rozmawialiśmy?
-Nie. Nie pamiętasz?
-Pamiętam.- Kłamię. Bo pamiętam, że nie rozmawialiśmy. Reszty nie kojarzę. Film mi się urywa w którymś momencie. Chyba w tym jak poszłam do toalety. Możliwe, że zemdlałam, a on był na tyle dobry by zanieść mnie do łóżka.- Myślę, że możemy to przełożyć na inny termin.- Nie mam ochoty ani chęci by poruszać temat naszego zachowania w moim pokoju.
-Nie wiem kiedy się jeszcze spotkamy.- O, a więc to prawda. Znów bym musiała czekać na jakiś cud. Ale i tak nie chcę. Nie mam tyle odwagi co wczoraj.
-Kiedy byłam piana to wydawało się łatwiejsze.- Wstaję i wychodzę z kuchni. To jest zbyt małe pomieszczenie, a ja zaczynam się dusić.
-Wydawałoby się, że wtedy zgodziłabyś się na wszystko.- Nie no ten facet jest zbyt śmiały. Jeszcze mnie nie zna.
-Jednak okazałeś się być dżentelmenem.- Niech nie myśli, że jest tu najmądrzejszy.
-Zbaczasz z tematu.- Wiem, bardzo się staram. Aż tak widać?
-Ok więc ty powiedz coś pierwszy. W końcu to ty to zacząłeś.- Odwróciłam się w jego stronę. Patrzył na mnie i chyba robi to odkąd zeszłam po schodach. To jest naprawdę irytujące.
-I to ja będę musiał to skończyć.- Że co??! To jest … dziwne. Przecież sama miałam mu to powiedzieć, ale kiedy usłyszałam to od niego czuję się z tym … źle. Chyba tak to można nazwać. Chciałabym zaprzeczyć, że się nie zgadzam, ale nie robię tego chociaż każda część mojego ciała jest nim zainteresowana. Jednak wybieram mój zdrowy rozsądek.
-Tak. Masz rację.- Miało to zabrzmieć trochę inaczej, a nie tak jakbym tego żałowała. Kurde nie wiem co więcej mam powiedzieć.
-Bom.- O boże tylko się nie zbliżaj. Bo znów się zacznie.
-W porządku.- Odzyskuje głos.- To była chwila. Dla to też nic wielkiego.- Ale ze mnie kłamczucha. Powinnam pójść się wyspowiadać. Chociaż wątpię by jakikolwiek ksiądz przyjął to na swój rozum.
-Po tym jak wyjdziesz już więcej się nie spotkamy.- O, kolejna wiadomość do przyjęcia. O co mu chodzi. Nie wierzę, że nic nie poczuł. Po prostu nie dało się tego nie czuć. Właśnie przed chwilą w kuchni pokazał to.
-Też tak czułam więc miło było.- Ruszyłam w stronę drzwi.
-Poczekaj odwiozę cię.
-Nie trzeba.- Na prawdę próbuje już stąd wyjść, do cholery!
-Jednak trzeba. Chyba, że chcesz żeby ludzie cię tak zobaczyli i rozpoznali.
-No tak. Chodźmy.- Poszłam za nim nadal myśląc, że znów co zawaliłam. Dziwię się sobie, że myślałam o nim jak o potencjalnym chłopaku dla mnie. Przecież to nie możliwe.
-Który wybierasz?
-Co?- Spojrzałam na niego, a on wskazał mi wszystkie pięć samochodów.- One wszystkie są twoje?
-Tak.- Odpowiedział jakby to wcale nie było niczym nienormalnym, ale jest. Bo nawet ja tylu nie mam. Bo po co?
-Ok, niech będzie ten.- Wsiadłam do pierwszego lepszego.
-Czemu się dziwisz?
-Bo myślałam, że ktoś kto napada na banki zazwyczaj nie ma takiego życia.
-Kto powiedział, że nie kradnę skutecznie.- Jasne, ja tego nie powiedziałam. Zapewne życie przestępcy to też jakaś tam ciężka praca. Tylko nie uczciwa.
Przez resztę drogi oboje milczymy. W sumie to czekam żeby coś powiedział, ale to na nic. Najwidoczniej dzisiaj na pewno się pożegnamy.
-Zatrzymaj się tu.- Nie chcę żeby dziewczyny zobaczyły za dużo. Znów ciemna uliczka. Co za zbieg okoliczności. Teraz zrobiło się niezręcznie. Przynajmniej dla mnie.- No to pa.- Powoli przesunęłam się na skraj siedzenia by szybko wywlec się z tego samochodu.
-Bom.- Bez zastanowienia odwróciłam głowę w jego stronę. O, boże patrzy na mnie, a ja na niego i nikt się nie odzywa. Po czym wręcz rzucamy się na siebie. Joe przeciąga mnie na swoje kolana i ponownie wbija się w moje usta na co ja zarzucam mu ręce na szyję i pozwalam by przyciągnął mnie do siebie jeszcze bliżej. Nie wierzę, że właśnie teraz całujemy się w jego samochodzie zapominając o świecie.
-Chwilę, poczekaj.- Odklejam się od niego, ale on nie pozwala mi wrócić na miejsce. Nadal mocno mnie trzyma. Opiera swoje czoło o moje próbując ustabilizować oddech.
-Nie wierzę, że cię wypuszczam.- O, a więc wciąż to jest nasze ostatnie spotkanie.
-To nie wypuszczaj.- Mógłby chociaż powiedzieć dlaczego musi, ale raczej nie mam na co liczyć.
-Bom nie utrudniaj. To i tak jest już trudne.- A więc jednak coś poczuł.
-To mi powiedz. Uwierz mi zniosę naprawdę dużo.
-Nie mogę.- Odsuwam się od niego. Ja też wielu rzeczy nie mogę, ale jakoś zawsze daje sobie radę razem z przyjaciółmi. Pewnie on nie ma komu tego powiedzieć.
-Faktycznie znamy się mało czasu. Chociaż mam wrażenie jakby było inaczej.
-Ja też.- Całuje mnie lekko w usta. Kiedy czuję, że to może być ten to zawsze jest jakiś haczyk. Co za cholerny świat!- Powinnaś iść zanim naprawdę będę chciał cię zatrzymać.
-Och, no dobra.- Zeszłam z niego z powrotem na swoje miejsce. Stwierdzam, że tam było mi o wiele lepiej. Otwieram drzwi i przechodzę szybko na drugą stronę ulicy. Zanim wchodzę do domu rozglądam się jeszcze za znajomym samochodem, ale już go nie ma.

* * *

( Narracja _____ )

Od pamiętnego maila nie słyszę żadnej innej przychodzącej wiadomości. Postanowiłam też nie odpisywać i całkowicie zajęłam się pracą.
-Już siódma. Możesz skończyć jutro.- Woła do mnie Sal. Faktycznie już prawie nikogo nie ma. Sprzątam swoje biurko zabieram płaszcz i torebkę po czym kieruję się do windy. Kiedy wychodzę na świeże powietrze w poszukiwaniu auta z G- Dragon' em w środku wcale go nie dostrzegam. Czyżby zapomniał o mnie? Ech. Wybieram jego numer i czekam aż się odezwie, ale słyszę tylko automatyczną sekretarkę. Zaczynam się niepokoić. Czyli będę musiała iść na piechotę kiedy jest tak zimno.
W końcu po pół godzinnym spacerze będę mogła odpocząć. Otwieram drzwi, zrzucam z siebie niepotrzebne warstwy ubrań i wchodzę od razu do kuchni. Nikogo w niej nie ma. No tak. Przecież Cleo znów się gdzieś szlaja. Ci to żyją z dnia na dzień bez problemów. Kieruje się na górę z zamiarem wzięcia gorącej kąpieli po tym stresującym dniu. Ale to co zobaczyłam wmurowało mnie w podłogę. Mój chłopak bez koszulki, a przy nim ta suka. I w ogóle co się mu stało. Wygląda jakby się z kimś bił. A może właśnie się bił. Ja tak tego nie zostawię.







Od razu ostrzegam, że mogły pojawić się literówki, ale to dlatego, że nie miałam czasu na ponowne sprawdzanie.