niedziela, 20 września 2015

G- Dragon- Mów do mnie!

 Wróciłam!! Trochę się po drodze zagubiłam bo szkoła i inne takie. Ale przed wami najdłuższy tekst jaki tu dodaję. Mogę powiedzieć, że poniekąd jestem z tego dumna, a poniekąd niektóre momenty wydają mi się nieco sknocone. To wszystko dlatego, że napadło mnie pisanie ckliwych i problematycznych opowieści. Muzyka natchnieniem człowieka ;) Chyba rozumiecie. Dlatego też komentarze mile widziane pod tymi wypocinami, które pewnie mają w sobie błędy.
Oraz postanowiłam zacząć sprawdzać wszystkie teksty od początku by poprawiać  błędy. w końcu blog się rozwija i ja muszę na tym nadążyć. Oczywiście pewnie będzie trwało to mnóstwo czasu bo muszę pisać coś nowego by nie zaniedbywać was.
Trzymajcie za mnie kciuki.





Znów to samo. Kiedy przekroczyłam próg domu poczułam ten znajomy zapach papierosów pomieszanych z piwem. I choć tyle razy mu mówiłam by wychodził na balkon i tak nigdy tego nie robił. A ja w pewnym momencie przestałam o to prosić bo przecież to nie miało żadnego sensu.
Zrzuciłam z ramion mokry płaszcz i powiesiłam go na najbliższym wieszaku. Gdy zobaczyłam go jak siedzi na podłodze oparty o kanapę, mimowolnie się uśmiechnęłam. To oznaczało tylko jedno. Ji Yong wpadł w trans komponowania kolejnych hitów. Odkąd zniknęła Kiko tworzył ich coraz więcej. Nie martwiłabym się tym aż tak bardzo gdyby nie to, że przez to wiele się zmieniło. Niestety nie mogłam powiedzieć, że na dobre.
Jeszcze pół roku temu mogłabym spokojnie do niego podejść i przerwać mu pracę. Dziś boję się nawet odezwać, a przecież stoję daleko od niego. Pewnie w ogóle nie wie, że tu jestem.
Zamknął się w swoim świecie i nikogo nie wpuści. Przynajmniej póki nie skończy.
Po chichu weszłam do kuchni by zrobić herbaty dla nas obojga. W końcu zapowiadało się, że Ji Yong spędzi tu noc na kanapie.
Kto by pomyślał, że aż tak się zmieni. Że dopuści do tego by przyjaciele z zespołu powiedzieli mu, że nie chcą go. W sumie nie chodziło nawet o zespół. Jest na tyle utalentowany by samemu zrobić karierę. Jeszcze większą niż w piątkę.
Po prostu nie chcieli go jako przyjaciela. Próbowałam się dowiedzieć o co poszło. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Ji stawał się czasami nieznośny. Jednak zawsze jakoś to znosili, a wtedy wykopali go.
Pytałam Tae. Był jego najlepszym przyjacielem. Lepszym niż ja. Po mimo tego powiedział bym spytała go sama. Zrobiłam tak, ale nie dostałam odpowiedzi. Usłyszałam tylko tyle bym więcej o tym nie wspominała.
Denerwowała go ta sprawa. Powiedział, że chciałby zostać u mnie w domu. Niewyobrażalnie się z tego ucieszyłam. Mogłam patrzeć na niego częściej i myśleć nad tym co się stało z dawnym Ji Yong'iem.
Coś stłukło się w salonie, w tym samym momencie czajnik zaczął gwizdać.
Chciało mi się krzyczeć. Czy choć jeden dzień nie może świeci te cholerne słonce?
Zalałam herbatę trzęsącymi się rękoma przez co poparzyłam sobie dłoń.
-Cholera.- Przeklęłam pod nosem.
Zignorowałam uporczywe pieczenie. Wyciągnęłam apteczkę z szafki. Nie była ona dla mnie.
Weszłam do salonu. Tak jak myślałam. Wazon leżał na ziemi w drobinkach, które Ji starał się pozbierać. Już z daleka widziałam krew na jego palcach. Za nerwowo zbierał szkło. Nie zwracał uwagi na krew. Nic go nie obchodziła. Wyglądał tak jakby miał zaraz rzucić to wszystko w cholerę, wyjść i trzasnąć drzwiami by pokazać jak bardzo jest wściekły.
Zdecydowałam, że podejdę bliżej nawet jeśli to równało by się z uderzeniem w twarz.
Przełknęłam ślinę i uklękłam koło niego.
-Trzeba to opatrzyć.- Szepnęłam, ponieważ bałam się jego reakcji.
-Nic mi nie jest.- Powiedział to tak chłodnym tonem, że aż przeszedł mnie dreszcz. Jednak chciałam spróbować jeszcze raz.
-Krew ci leci.- Zwróciłam uwagę by zdał sobie sprawę, że jednak to coś poważnego. Spojrzał na swoje palce takim wzrokiem iż myślałam, że zobaczył ducha.
-Powiedziałem, że nie trzeba.- Podniósł się, a ja zamknęłam oczy nadal klęcząc. Już wiedziałam co zaraz się stanie. Nie myliłam się. Drzwi trzasnęły i dopiero kiedy zrobiło się znów całkiem cicho otworzyłam oczy i pozwoliłam by pierwsze łzy poleciały mi po policzkach.
Dlaczego nawet nie próbował przyjąć pomocy, którą chciałam mu dać. Czy to jest aż tak straszne?
Dla niego najwyraźniej tak. Poniekąd to rozumiałam, ale w dużej mierze irytowało mnie to.
Nie mogłam nic z tym zrobić, póki on sam nie zechce coś z tym robić. Ja ciągle próbuję.
Powoli wyprostowałam się i poszłam do kuchni. Wylałam jedną herbatę prosto do zlewu, a swoją zabrałam na górę do pokoju.

,, I co z tego, że tu jesteś?
Jest tak jakby ciebie nie było. ''

***

Obudziłam się, ale nie wstałam. Patrzyłam w sufit z nadzieją, że coś tam znajdę. Coś co pozwoli mi zrozumieć człowieka, który jest blisko, ale daleko. Wydawałoby się, że ma wszystko, a nie ma nic. Że jest opanowany, a nie jest.
Że go kocham, ale i też nienawidzę.
Chciałam wiedzieć jak go rozpracować. Niestety nic takiego nie przyszło. Chciałam wierzyć, że to dlatego iż już robię to co mogę bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.
Westchnęłam i spojrzałam na zimną herbatę. Nawet jej nie tknęłam. Nie mam pojęcia po co ją tu wzięłam. Chyba tylko po to iż wydawało mi się to całkiem normalne w porównaniu z tym co miało miejsce wczoraj wieczorem.
Przypomniałam sobie o tym co chciałam mu powiedzieć zanim okazało się, że to nie czas ani miejsce na moje żale.
Od dziś miałam wolne. Chciałam mu powiedzieć, że zrezygnowałam z pracy.
Może i bym go okłamała, ale nie powiedziałabym mu prawdy. Tą, którą znam tylko ja, a której domyślił się nawet mój szef. Ji Yong nie.
A prawdą było to, że nie potrafiłam się skupić. Ciągle myślałam o nim, kiedy powinnam była myśleć nad reklamą kremu do rąk.
Co za ironia. Nawet nie wiem czy Ji Yong używa kremu do rąk. Przecież on mi nic nie mówi. Nie odzywa się. Tylko piszę albo ogląda te głupie kreskówki.
Boże, dziwię się sama sobie, że jeszcze nie zwariowałam.

Nagle drzwi na dole trzasnęły, a ja podniosłam się z łóżka. Nie fatygowałam się z kapciami. Po prostu zbiegłam po schodach jak szalona, by go zobaczyć. Ale zobaczyłam tylko jego plecy znikające za drzwiami i trzask, usłyszałam ten charakterystyczny trzask.
Rozejrzałam się po salonie. Mój wzrok zatrzymał się na nowym wazonie. Dokładnie takim samym jaki wczoraj się rozleciał. Przyszedł tu tylko po to by go postawić. Wiedziałam, że jeszcze dzisiaj tutaj przyjdzie.

***

Zapukałam do drzwi. Otworzył mi uśmiechnięty Daesung. Też się uśmiechnęłam.
-A jednak przyszłaś.- Uściskał mnie. Nie do końca wiedziałam dlaczego to właśnie on mi otworzył skoro to nie jego dom. Ale postanowiłam się tym nie przejmować. Na imprezach u Xin' a wszystko było możliwe.
Możliwe, że Ji Yong też tu będzie. A może już jest. Tak czy siak nie miałam zamiaru rezygnować z każdej imprezy na której się zjawia tylko dlatego, że nie chciałam zobaczyć czegoś co by mnie zabolało.
Przyszłam tu z nastawieniem na ból. Inaczej nie była bym w stanie jeżeli bym go zobaczyła. A przecież zdążyłam się przyzwyczaić do tego, że rozrywa moje serce na części, każdego dnia.
-Mam zamiar się upić więc mnie pilnuj.
-Będzie w około ciebie tylu facetów,  że zdecydowanie będzie kto miał cię pilnować.- Tylko nie to jedna osoba, o której myślę.
-Mam nadzieję.- Może w końcu trafi się ktoś.
Z tą niedorzeczną myślą weszłam do środka, prosto w tłum tańczących ludzi. Odnalazłam wzrokiem skład piwa i poszłam w tamtą stronę. Wiedziałam, że muszę się znieczulić zanim zacznę z kimś rozmawiać. Przy blacie stał już Seung. Bez pytania wręczył mi jedno z mocniejszych piw. Spojrzałam na niego z obawą.
-Wchodził na balkon. Nie był sam.- Mówił mi to tylko dlatego, że sam wszystkiego się domyślił. I nie dziwię się. Każdy o zdrowych zmysłach zapytał by dlaczego na to pozwalam. Na ranienie siebie. Powód jest tylko jeden. Ji Yong wie, że cokolwiek by nie zrobił zawsze może do mnie wracać i znów robić to samo. Nie wiem czy robi to specjalnie czy nie, ale ja wiem, że nie potrafię mu odmówić, przeciwstawić się tym bardziej. Uciekł by. Znienawidziłby mnie. I już bym go nie zobaczyła. A ta myśl sprawia, że przestaje oddychać. Gdyby go nie było pewnie bym umarła. To chyba podchodzi już pod obsesję.
-Na prawdę nie wiem po co tu przyszłam.- Pociągnęłam łyka z butelki.
-Bo chcesz coś zmienić.
-Wiesz, że nie. Nie zrobiłam tego wtedy i raczej nie zrobię tego teraz.- Wciąż przerażają mnie konsekwencje. Nie jestem Ji Yongiem.  On wie, że ja będę cały czas dla niego. Tylko ja nie wiem czy on będzie dla mnie. Dlatego nie robię nic.
-A może powinnaś. Może to by coś zmieniło.
-Kiedy ty próbowałeś to nic nie dało. Ja nie jestem tobą.
-Kiedy próbowałem byłem sobą. A ty przy nim nawet nie jesteś sobą.
-Jak myślisz wyszedł już z balkonu?- Szybko zmieniłam, ciężki dla mnie temat. Choi tylko wzruszył ramionami.
-Mogę ci pomóc. Ten ostatni raz zrobię to dla niego i dla ciebie, ale nie mniej do mnie pretensji. To może być drastyczne. Nie obiecuję, że zostanie. Ale chyba warto spróbować. Jeśli zechcesz to na pewno mnie znajdziesz.- Posłał mi uśmiech i poszedł sobie.
Co miał na myśli mówiąc, że to może być drastyczne. Jak bardzo? I dla kogo?
Zaciekawił mnie tym, ale nie na tyle bym zechciała prosić go o to właśnie teraz. Bym zechciała go o to prosić kiedykolwiek.

Weszłam na ten balkon. Jednak Ji Yong jeszcze z niego nie wyszedł. Stał i palił papierosa, w dłoni obracał zapalniczkę i wpatrywał się w pustą przestrzeń przed nami. Po raz kolejny zaryzykowałam.
Dopiero po chwili zorientował się, że ktoś stoi koło niego.
-Nie wiedziałem, że przyjdziesz.- Mój boże. Pierwszy raz od tygodnia wypowiedział do mnie pełne zdanie. Teraz nie mogłam tego spaprać.
-Nie chciałam spędzać popołudnia sama.
-Ja też. Cisza jest najgorsza.- Spojrzałam na niego niezrozumiale, ale tylko przez chwilę. Nie musiał tego widzieć. Skoro cisza jest najgorsza to dlaczego prawie w ogóle się nie odzywa gdy próbuję nawiązać rozmowę?
-Dzięki za nowy wazon. Nie musiałeś.
-Wiesz, że tak.- Rzucił niedopałek.
-Mogłeś mnie zawołać i tak już nie spałam.
-Ale po co. To tylko wazon.- Odparł tak nonszalancko, że aż to zapiekło mnie prosto w sercu. Chciałam żebyś mnie zawołał, głupku!! Powstrzymałam się całą sobą by tego nie powiedzieć. Oczy bolały mnie od powstrzymywania łez. Teraz już nic nie mogłam powiedzieć nawet gdybym chciała. Ji Yong odwrócił się by położyć mi dłoń na ramię. Przeszedł mnie ciepły dreszcz, w miejscu, w którym trzymał rękę.
-Baw się dobrze. Dziś nie wrócę do domu.- I odszedł do jakiejś dziewczyny.
Coś we mnie pękło i to dosłownie bo zaczęłam się dusić. Niewidzialna ręką ściskała moją szyję. A tak na prawdę to były jego słowa.
Nie mam pojęcia ile to trwało. Seunghyun pojawił się koło mnie i po prostu przytulił. Dopiero wtedy zrozumiałam, że tak się dłużej nie da.
Seunghyun zrozumiał mnie od razu, ale nadal czekał aż to powiem. i choć sama nie wierzę, że to robię, to chyba lepiej, że w razie czego, gdyby to nie pomogło. Mogę umrzeć od razu niż tak jak teraz, powoli i boleśnie.
-Pomóż mi. Zrób cokolwiek. Nie obrażę się.- Jestem już wrakiem człowieka. Zależy mi tylko na jednym.
-Dobrze. Lepiej zacząć od razu.- Pociągnął mnie s powrotem do środka. Jakoś przebierałam nogami by za nim nadążyć.
Zostawił mnie na chwilę by móc zamówić piosenkę.
-Zatańczymy.- Wyciągnął ręce. Chwyciłam je i oboje zaczęliśmy kołysać się w rytm muzyki. W połowie piosenki dałam się przytulić. I tak to było na pokaz, bez żadnych uczuć oprócz takich jakie czuję się do przyjaciela, który poświęca się dla sprawy, która jest wręcz nie możliwa do wygrania.
Wiedziałam, że cokolwiek zaplanował nic się między nami nie zmieni, ponieważ nawet teraz wyobrażam sobie, że zamiast jego jest tu ze mną Ji Yong.
I z tego powodu chcę mi się płakać. Piosenka jest zbyt piękna i zbyt prawdziwa. Już za nie długo się skończy.
-Wiem, że tego nie chcesz, ale postaraj się o tym nie myśleć.- Podniosłam wzrok nic nie rozumiejąc.
-O czym?
-Nie ważne.- Ujął moją twarz w swoje duże dłonie po czym przybliżył usta do moich tak jakby dawał mi wybór i patrzył czy się na to godzę.
Zgodziłam się, sama łapiąc go za koszulę. Zamknęłam oczy i rozchyliłam usta. On musiał to zobaczyć i co ważniejsze uwierzyć by zrozumieć. Dlatego uczepiłam się Seunghyun' a. Na prawdę potrafił dobrze całować. Czułam smak piwa i tanich papierosów co automatycznie przywołało obraz Ji Yong' a. I nie wiedzieć czemu najzwyczajniej chciałam mu pokazać coś co powinnam pokazać już dawno. Że nie chcę i nie będę wiecznie czekać.
Choi chyba zrozumiał o co mi chodziło kiedy lekko go ugryzłam. Przeniósł swoje dłonie z pleców na pośladki. Zapewne byłam już czerwona jak pomidor kiedy przestaliśmy się całować. I mnie i jemu brakowało powietrza.
-Tak wystarczyło?
-Na prawdę ci na nim zależy, co?
-Tobie też. Skoro to robisz.
-Chcę wrócić na scenę, a bez niego to nie jest możliwe.
-Rozumiem. Więc działajmy razem. Co jeszcze dziś muszę zrobić?- Jestem na prawdę zdeterminowana. Niech go to ruszy. Błagam.
-Tylko jedno.
-Czyli?
-Zacząć być nim.- Pomyślałam, że to będzie o wiele trudniejsze niż całowanie.

***
Przebrałam się w dresy. Rozpuściłam włosy i specjalnie je poczochrałam. Tak bym była podobna wyglądem jak i zachowaniem do Ji Yonga. Cały poranek paliłam papierosy byle by tylko choć przy jednym nie zacząć się krztusić. Jestem pewna, że powiększyłam swoje szanse śmierci na raka płuc o dobre dwadzieścia procent. Ale mogłam znieść i to. Zauważyłam, że to mnie nieco uspokaja. A potrzebowałam spokoju by nie zwariować.
Gdy Choi tłumaczył mi na czym polega nasz plan byłam nieco przerażona, a i tak nie wiedziałam wszystkiego. Postanowiłam przyjąć do wiadomości to co już mam i jakoś się z tym oswoić.
Teraz nie pozostało mi nic innego jak siedzieć na kanapie i gapić się w telewizor oczekując znajomego dźwięku trzaskających drzwi. Co chwilę sprawdzałam zegarek. Było już po czasie. Myślałam, że dobrze pamiętam czas, kiedy przychodzi tu by znów usiąść i mnie zignorować dla tych piosenek. Dzisiejszego  wieczoru tylko odrobinę się spóźnił. Oczywiście nie zapomniał trzasnąć drzwiami. Usłyszałam jak wrzuca kluczyki do misy. Nie ściągał butów dlatego wiedziałam, że jest blisko.
Pokazał się, a ja głupia się w niego zapatrzyłam. Szybko poprawiłam swój wzrok. Coś było nie tak z nim.
Napił się, ale zdecydowanie nie był upity. Usiadł koło mnie na kanapie. Hym, usiadł to za mało powiedziane. On nie siadał. On po prostu rzucał się na kanapę całym ciałem. Ale dziś był jakiś bardziej zadowolony z siebie. Widziałam to w jego oczach. Może jednak widział wszystko aż za dobrze? Albo po prostu zanim tu przyszedł był z kimś. Jakąś dziewczyną.
-Jestem głodny.- Rzucił. To jego pierwsze słowa. Nie było żadnego ,,cześć, co tam u ciebie''. Jedzenie ważniejsze. Ale dzisiaj nie ma żadnego. Nie ma i nie będzie.
-Nie robiłam zakupów. Byłam zajęta.- Zajęta tobą, chociaż o tym nie wiesz.
Kontynuowałam.
-Zamówiłam pizzę.- Nie robiłam tego w ogóle i to powinno go zdziwić. Ale on tylko pokiwał głową. Cholerny dupek bez uczuć.
To dopiero początek. Przynajmniej zwrócił uwagę na pudełko papierosów.
-Nie musiałaś ich kupować.
-Nie są twoje.- Zabrałam je ze stolika i schowałam do kieszeni.
To też zrozumiał.
-Mogę jednego?- Dałam mu jednego. Prosto do ręki. Tak bez żadnego słowa. Jednak ta cisza mnie dobijała i wyszłam na taras. Nie wiedziałam, że gdy go zobaczę wszystko stanie się jeszcze bardziej trudne i niemożliwe. Bycie jak Ji Yong to nie złe wyzwanie. Strasznie smutne.
 Sama wyciągnęłam papierosa. Pomyśleć, że kiedyś zarzekałam się, że nie wezmę ich do ust za żadne pieniądze tego świata. Pieniądze nie dały radę mnie przekonać, a miłość jak najbardziej.
O mało co się poparzyłam gdy drzwi się otworzyły.
-Pizza przyszła.- Rzuciłam papierosem i weszłam do środka.
Otworzyłam pudełko i wzięłam pierwszy kawałek. Nie rozumiałam dlaczego Ji Yong uśmiechnął się pod nosem. Po prostu dalej jadłam moją wegetariańską pizzę. 

Ji Yong milczał to i ja też milczałam. Miałam go jakoś zaskoczyć, ale chyba położyłam tę akcję. Z drugiej strony jak mam go zaskoczyć samym milczeniem?
Od siedzenia w miejscu rozbolał mnie tyłek, a od ciągłego patrzenia w ekran telewizora rozbolały mnie oczy. A jednak w głębi cieszyłam się, że Ji Yong jeszcze tu ze mną siedzi. Milczący, ale to zawsze coś, tak?  Trwało to jeszcze piętnaście minut, a potem zasnął. Ja wyłączyłam tv i poszłam do pokoju.
Pierwsze co zrobiłam to złapałam za telefon i napisałam do Seunghyuna. Mówił, że mogę pisać kiedy zechce, więc nie obrazi się, że robię to o północy.
Wysłałam mu dość obszerne streszczenie. Chciałam wiedzieć dokładnie co zrobiłam źle, a co dobrze.
Tylko, że on odpisał, że zrobiłam wszystko dobrze i żebym się nie przejmowała.
To dopiero początek.

***

Minął tydzień. Nie wiem jak. Nie wiem kiedy. Ale minął. Mogę powiedzieć tylko jedno by to jakoś opisać.
Rozpadam się.
I to głównie emocjonalnie. Seunghyun przychodził tu codziennie i żeby było zabawnie, a żeby dobić i zestresować mnie, Ji Yong też przychodził. Co tu się działo. Aż strach o tym opowiadać. Jeszcze nigdy w życiu nie posunęłam się tak daleko by rozebrać się do samej bielizny i całować się z własnym przyjacielem. Jest na to jedno określenie, a nawet znajdą się dwa.
Wykorzystanie i obsesja.
Przekonałam się, że tak właśnie jest. Jestem pod wielkim wrażeniem tego, że Choi ma siłę to znosić. Może tylko dlatego, że nie był z nim tyle czasu co ja.  Tak czy siak już dawno porzuciłabym ten chory plan gdyby nie to, że pewnego wieczoru coś się wydarzyło.

Ji Yong przyszedł o ósmej. Gdy wchodził trzasnął drzwiami. Razem z Seunghyunem siedzieliśmy na kanapie jak para, którą udawaliśmy. Oboje skierowaliśmy wzrok na Ji Yong' a.
Trzymał kwiaty.
Prawie, że mi gały wyleciały na ten widok. Gdyby nie ręką, która się zacisnęła na moim ramieniu nie oprzytomniała bym.
-Przyniosłem kwiaty do wazonu.- Odparł, tak jakby robił to co dziennie. Seung odebrał je za mnie. Byłam w zbyt wielkim szoku.
-Em, dzięki.- Odpowiedział.
-Zostawiam was samych.- Wstrzymałam oddech. Mogłabym przysiądź, że popatrzył krzywo na Seunghyuna.
-Dostaliśmy kwiatki.- Powiedział rozbawiony Choi. Nie zareagowałam. Wciąż wpatrywałam się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał.- Ej, słuchasz mnie?- Nie słuchałam.
-Nie trzasnął.- Szepnęłam sama do siebie.
-Co?
-Mówię, że nie trzasnął. Drzwi.- Teraz to ja cieszyłam się jak głupia. Nawet ucałowałam tego wariata.
-Och, faktycznie.

***

Dziś to ja miałam zrobić kolejny krok. Wymaga ode mnie tony łez. Co do mojej wściekłości jestem pewna, że wybuchnę szybko. W końcu trzymałam to w sobie tak długo, że teraz jestem tego pewna. Jedyne czego tak na prawdę się obawiam to żadnej reakcji z jego strony.
W cale nie czuję się źle z tym, że go okłamuję. Przecież robię to w dobrej wierze.
-Na pewno się uda.- Zapewnił mnie Seunghyun, już po raz trzeci. Ale tu chodziło o tak dużo, że zwykłe słowa nie wystarczyły by mnie przekonać.
-Wiem.- Przynajmniej chciałam w to wierzyć.
-To zachowaj te zdenerwowanie na później.
-Jak to jest, że ty się nie denerwujesz?
-Może dlatego, że ja go nie kocham.
-To takie oczywiste.- Mruknęłam zła na siebie i na niego. Zaraz na prawdę wybuchnę.
-Po prostu to zrób. To tak jakbyś grała w filmie. Im lepiej to zrobisz tym więcej dostaniesz.
Dostanę jego?
-Chodźmy już do tego salonu.- Muszę się nacieszyć tym porządkiem zanim sama wszystko zmienię w totalne pobojowisko.
Popatrzyłam na wazon i kwiaty. Tego na pewno nie zniszczę. Nie specjalnie.

***

Dyskretnie wpatrywałam się przez okno by dostrzec sylwetkę Ji Yong' a. Jego samochód na podjeździe też był by dobrym znakiem.
Znów zbliżała się ósma, a ja zrobiłam się wściekła i przerażona jednocześnie.
Seunghyun może i nie pokazywał swojego zdenerwowania aż tak bardzo. Ale wiedziałam, że od tego zależy jego kariera i całej reszty zespołu. Na pewno musiał się denerwować. Choć bardziej widoczna była jego determinacja.
Też ją w sobie miałam. Gdzieś tam pod tym przerażeniem.
-Jedzie?
Wróciłam wzrokiem za okno. Szybko się odsunęłam.
-Tak.

***

Rzuciłam kolejną szklanką krzycząc by się wynosił. Można powiedzieć, że trafiłam w samą porę.
-Mówiłaś, że się go pozbędziesz!!- Seunghyun krzyczał na prawdę realistycznie. O ile można to tak nazwać.  Wiedziałam, że to oznacza, że muszę się bardziej postarać.
-Nigdy ci tego nie obiecywałam!!- Trzasnął ręką o blat.
Wypadłam z kuchni przeczesując włosy z frustracji.
Ji Yong patrzył, ale tylko obrzuciłam go lodowatym wzrokiem. Za to on po prostu stał. Nie mogłam patrzeć na niego, ponieważ Choi zaraz po mnie pojawił się w salonie. Z furią wymalowaną na twarzy.
-Przestałem ci ufać. Zmieniłaś się.- Tym razem to ja się oburzyłam i zamachnęłam pierwszą rzeczą jaka stała mi po ręką.
Zdjęcie przeleciało koło głowy Seunghyun' a.
-Powiedziałeś, że rozumiesz, a teraz nazywasz mnie suką!! Mam cię dość!!
-Co?- Odpowiedział wytrącony z równowagi.
-Wynoś się!!- Krzyknęłam przez łzy i zamknęłam oczy.
W takiej sytuacji w cale się nie zdziwiłam kiedy przed oczami zobaczyłam Ji. Tak jakbym mówiła to do niego. A Seunghyun był nim.
Prawdziwy Ji Yong stał przecież obok. Chyba, że sobie wyszedł, ale to niemożliwe, ponieważ Choi nadal grał.
Całkiem poważnie się wystraszyłam gdy podszedł do mnie i ścisnął mój nadgarstek. Na pewno zostanie siniak. Jednak to nie nim się przejmowałam.
-Nigdy się nie wyniosę. Nie po tym ile dla ciebie zrobiłem. Nawet o tym nie myśl.- Popatrzył mi w oczy i wiedziałam co to oznacza.
Teraz albo nigdy.
I tak w najgorszym wypadku zostanie siniak na pół twarzy.
-Nie.- Odpowiedziałam pewna siebie.
Przygotowałam się na ten silny cios, który miał nadejść właśnie teraz. Jeśli Ji Yong to zlekceważy to dam sobie spokój. Wyrzucę go stąd. Z mojego życia. W cale nie będę prosić. Będę żądać.
Ale przecież powstrzyma go, tak? Chyba na tyle go znam by być tego pewna.
Skuliłam się w sobie i zacisnęłam powieki.
Uderzył.
Nic nie poczułam.
Otworzyłam oczy.
Przede mną stał Ji Yong.
Wstrzymałam oddech. To się nie dzieje na prawdę. To wręcz nie możliwe by w końcu ktoś wysłuchał moich modlitw.
Spojrzałam na Seunghyuna. Był wściekły, a powinien być zszokowany tak samo jak ja. I dlaczego nie wyszedł tak jak ustaliliśmy?
Ji Yong zaciskał pięści.
Czyżby... nie przecież to jest nie możliwe. Ji Yong, którego znam nigdy by nie uderzył Choi' a.  Nie dla mnie.
-Dlaczego?- Zapytał. Też chciałam to wiedzieć. Nareszcie coś się działo. Nie miałam pojęcia czy to dlatego, że uznał iż tak po prostu trzeba, czy może kierowały nim inne emocje. Jeśli tak, to chcę wiedzieć jakie. Tylko, że Ji yong to milczący człowiek i nawet teraz raczej nie zamierza nic mu odpowiedzieć.
-Nie chcesz nic powiedzieć? Jak zwykle robisz to co potrafisz robić najlepiej. Milczysz.- Seunghyun perfidnie go prowokował. Też chciałam usłyszeć od niego cokolwiek. Już teraz umieram  słuchając tej ciszy. Powinnam to przerwać. Już dawno ta sytuacja przestała być grą.
-Ji Yong.- Szepnęłam. Chciałam żeby coś mówił. Kiedy milczał było jeszcze gorzej.
-Nagle zaczęło ci zależeć? Przecież to do ciebie niepodobne. Ty nie masz uczuć.
To na prawdę szło w złym kierunku, ale nie potrafiłam tego przerwać. A może nie chciałam przerwać.
-Powiedziała żebyś się wynosił.
Zamarłam, chyba nie tego się spodziewałam. Zwłaszcza nie tego co nastąpiło po tym.
Z powrotem wstrzymałam oddech gdy Choi uderzył ji Yong' a prosto w szczękę.
Zanim się zorientowałam co się dzieje ta dwójka ważnych dla mnie facetów okładała się pięściami jak nastolatkowie. Nie tak miało być. Mój boże jak w ogóle do tego doszło? Pragnęłam tylko odrobinę uwagi i rozmowy z Ji Yong' iem. Nie chciałam tego nawet jeśli Choi mnie ostrzegał, to nie tak to sobie wyobrażałam.
A teraz nie mam pojęcia co robić. Powinnam ich rozdzielić zanim się pozabijają.
Wkroczyłam pomiędzy nich. Przynajmniej próbowałam ich od siebie odczepić. Ale to wygląda tak jakby Seunghyun wpadł w dziką furię, a Ji Yong nie miał zamiaru się poddać póki ktoś nie powie dość.
Ja postanowiłam to wręcz wykrzyczeć.
-Dość!! Przestańcie!!- Krzyknęłam, odciągając Ji od Seunghyun' a.
Oboje wyglądali strasznie. Spanikowałam. Nie panowałam nad łzami, po prostu spływały mi po policzkach.
-Przecież to on zaczął.- Odezwał się Ji Yong. Nie wiedziałam co powiedzieć.
Tylko niech to się skończy.
Posłałam Seunghyun' owi spojrzenie, które znaczyło, że ma sobie stąd iść.
Zrozumiał mnie. Wytarł krew z policzka i wszedł wściekły. Przez chwilę stałam  w miejscu próbując  ogarnąć  rzeczywistość  i swoje łzy.
Zatrzymałam wzrok na Ji Yong'u.
Wyszłam  do kuchni i wróciłam do niego z apteczka w ręku. Tym razem nie pytałam czy potrzebuje mojej pomocy. Drżącą ręką szarpnęłam go za ramię i posadziłam na kanapie.
W całkowitej ciszy zaczęłam przemywać rozcięta skroń. To dziwne, ale nadal nie mogłam przestać  płakać. Po mimo tego nadal robiłam  to co zawsze. Kolejny raz przyszłam mu z pomocą. 
Ale dlaczego?
On zrobił  to tylko raz, w porównaniu do tych tysięcy  razy, teraz nie powinnam robić  nic.
Rzuciłam tym aż Ji Yong spojrzał na mnie. Tylko, że przez łzy  nie byłam w stanie się odezwać  ani go zobaczyć. Jednak musiałam  to zrobić. 
-Dlaczego to zrobiłeś?- Spojrzałam na niego. Jego oczy nie mówiły za wiele.
-Twój facet chciał  cię uderzyć. Miałem  po prostu stać  i być świadkiem? 
-Widzę, że nie zrozumiałeś  pytania.- Myślałam,  że  się  domyśli o co tak na prawdę  mi chodziło. Powiem mu to całkiem  wyraźnie.
Jestem w stanie to zrobić. 
- Dlaczego jesteś  taki oschły. Zawsze zachowujesz się  tak jakby mnie nie było, a przecież  jestem tu obok. Tak trudno jest ci się odezwać? Bycie przyjacielem  nie boli, wiesz?
-Przynajmniej pół  roku temu nie bolało.  Póki  się  nie zaczęłam  cię  kochać. 
-_____ ja ...
-Nie.- Uciszyłam go gestem ręki. Cała  się  trzęsłam, ale wiedziałam, że to ten czas. W końcu  udało  mi się  go zaskoczyć.- Nie musisz mi tego mówić. Nie chcę  od ciebie miłości. Wiem, że nie możesz  mi tego dać. Po prostu bądź  dobrym przyjacielem. Odzywaj się. Nie odtrącaj mnie. Wyjdźmy gdzieś czasem. Zacznij żyć Ji Yong!
-____ ranienie ciebie to ostatnia rzecz jaką chciałem robić. Ale robiłem. A ty po mimo tego i tak się  we mnie zakochałaś.
-Dlaczego zależało ci na ranieniu mnie? Jaki to ma sens? 
-Nie mogę ci powiedzieć.- Zirytowałam się. Ale nadal chcę spróbować go zrozumieć. Nawet jeśli wiem, że nie uda mi się.
-Cokolwiek to będzie, to będzie w porządku.
-Na prawdę nie mogę.
-Dlaczego!!- Krzyknęłam zaciskając dłonie.
-Ponieważ całkowicie byś mnie nienawidziła gdybym ci powiedział wszystko. Możliwe, że nigdy mnie nie zrozumiesz, ale cieszę się, że tak długo że mną wytrzymałaś . Jeśli myślisz,  że jestem strasznym człowiekiem  to masz rację. Tylko nie mogę ci tego powiedzieć.- A ja chciałabym powiedzieć ci bardzo dużo. Ale coś czuję, że  dziś to się nie stanie.
-Poczekaj, co ty niby chcesz mi teraz powiedzieć? Że  niby mam nadal to znosić i pogodzić się  z tym, że  już do końca ma tak być? Że mam co dzień siedzieć w domu i czekać aż rozładujesz na mnie swoją frustrację, a ja będę wyciągać do ciebie rękę, której i tak nie weźmiesz?- Nie odezwał się. Nie wiem nad czym on myśli. Według mnie nie ma nad czym. Jest tylko jedno stwierdzenie. Nie wierzyłam w to, a może nie chciałam bo byłam  za bardzo wpatrzona w kogoś kogo wydawało mi się że  znam choć trochę. Ale jednak nie znam. Ji Yong po prostu zwariował. Dziś mogę to powiedzieć i nie znajdę osoby, która by zaprzeczyła.
-Nie będzie tak jak myślisz. Ja starałam się. Może i tego nie zauważyłeś, ale tak było. Wierzyłam w ciebie. W to, że gdzieś tam w środku masz dawnego siebie. Jeszcze wczoraj myślałam, że jeśli odejdziesz  to umrę bo cię za bardzo kocham. Nadal tak sądzę. Dlatego powiem to jeszcze raz. 
Dlaczego?- Spojrzałam na niego błagalnie ze łzami w oczach. Czy na prawdę nie widzi tego, że to ja bardziej potrzebuję jego niż on mnie? Jest bardzo mądry więc na pewno to wie. Zwłaszcza po tym co teraz powiedziałam. 
-______ kocham cię. I ... cholera. Jesteś jedyną osobą jaka mi została. Właśnie taki jest powód dla którego nie mogę. Nie myśl, że nie chcę ja...staram się  zatrzymać ciebie z dala od tego czego nie była  byś w stanie zrozumieć.- Zamilkł szukając odpowiednich słów, które nie padły. Za to ja opadłam na najbliższy fotel. Ukryłam twarz w rękach ścierając nadmiar łez. 
Co tak na prawdę znaczą słowa ,, nie mogę "? Przecież zawsze da się coś powiedzieć. Ale on wybrał to co dla niego wygodniejsze.
-Wyjdź.- Podniosłam wzrok. Nadal tak stał. Nic innego mu nie powiem. Nie mam pojęcia co chcę ode mnie usłyszeć. Wiem tylko tyle, że nie chce go widzieć. Nie teraz. Może później.- Nie słyszysz. Wynoś się!!!- Krzyknęłam wstając z fotela. Jestem gotowa odprowadzić go do drzwi. Choć nie tak to sobie zaplanowałam.
Ji Yong po prostu wyszedł.
Zrezygnował. 
Zatrzasnęłam za nim drzwi.
Właśnie w tym momencie ja też zrezygnowałam.

***

Nie przyszedł. Ani wczoraj. Przedwczoraj też nie. Dzisiaj też raczej się nie pojawi. W sumie powinnam w całe się tym nie przejmować.
Przecież teraz to już chyba czas zapomnieć o nim i zacząć szukać kogoś normalnego. Faceta, który nie będzie mnie ignorować.
Minęły cztery dni. Serce wciąż nie ma ochoty współpracować. Nie ważne jak bardzo mój mózg stara się nie przejmować to nadal problem jest głupie serce. Może to wszystko jest beznadziejne, ale jednak chcę jakoś żyć. Tylko obecnie nie wychodzi mi to. 
Trudno się przyznać do tego, że poległam na całej linii. Ji Yong sprawił, że wszystko to co udawałam stało się rzeczywistością. 
Nie mam pracy. Z dnia na dzień z konta znikają oszczędność na rzecz papierosów. Kolejnej rzeczy, która przypomina mi o nim. 
Czasami jestem na siebie wściekła, ponieważ jestem bezradna. Ale są takie chwile kiedy po prostu to olewam i zanurzam się w mojej depresji. Zdecydowanie częściej robię tą drugą rzecz. 
Ignoruje telefony. Tak na prawdę ignoruje tylko jeden.
Seunghyuna.
Wiem, że powinnam mu podziękować, ale na tym by się nie skończyło. Z resztą moje milczenie jest jednoznaczne z tym, że się nie udało. Nam obojgu się nie udało. Kariera reszty chłopaków stanęła w miejscu tak samo jak moje życie. Nawet jeśli na mnie liczą to powinni przestać. 
Nie mam więcej pomysłów. Nie myślę nad nimi. Tu, w tym salonie wszystko się skończyło. 
Gdyby coś miało się zacząć to tylko i wyłącznie z inicjatywy Ji Yong'a. Nie z mojej.
Wylałam z siebie tyle łez iż jestem pewna, że przez następny rok nikt ich nie wywoła. Chyba, że ta jedna osoba. Ale przecież już jej nie ma. 

Telefon znów zabrzęczał. Leniwie zerknęłam  na ekran. Tym razem to SMS. 
                                                      Masz otworzyć. Wiem, że  jesteś w domu.

Spojrzałam na wiadomość. Co to ma niby znaczyć?
Dzwonek odezwał się  tak jak zapowiedział sms. Powoli wstałam z kanapy kierując się w stronę drzwi. Wiedziałam, że to nie on. Ji Yong nie puka. Ma swoje klucze. W cale się nie zdziwiłam gdy zobaczyłam zmarnowanego Seunghyun'a. Uśmiechnęłam się pod nosem i zaprosiłam do środka. 
 Z powrotem usiadłam na kanapie. Widziałam jak Seunghyun rozgląda się po salonie. Nie sprzątałam od pamiętnego wieczora. Wydawało mi się to najgłupszą rzeczą jaką w takiej sytuacji mogła  bym się zająć. 
Seung usiadł na fotelu uprzednio zrzucając z niego śmieci.
-To było możliwe.- Powiedział jakbym sama nie wiedziała. 
-A co z tobą? Uderzył cię.
-To Ji Yong. Nadal nie jest aż tak silny. Ale nie spodziewałem się. 
-Czego? Tego, że uderzy czy może tego że i tak twój cios nie przywrócił mu rozsądku.
-Obu tych rzeczy.
-Ja też.- Zamilkłam by nie wypuścić chociaż jednej łzy. Obrazy Ji Yong' a w mojej świadomości są jak setki noży. Ta rozmowa tylko je przywołuje.
-Wyrzuciłaś go? 
-Powiedziałam żeby się wynosił po tym jak nie chciał nic powiedzieć.
-Nic nowego.- Odwróciłam się do niego. Oczywiście pojawiły się szklane oczy. 
-Powiedział, że  mnie kocha.- Wydusiłam to z siebie. Chciałam wiedzieć co on o tym myśli. Bo ja nie mam pojęcia co robić i czy w ogóle coś robić. Czy to jakiś znak z jego strony? 
-Niemożliwe.- Mruknął tak samo zaskoczony jak ja wtedy.
-Wiem. Sama w to nie wierzę,ale tych słów na pewno nie mogłam tak łatwo pomylić. Przecież wiesz. 
-Chcesz coś z  tym zrobić?
-Nie wiem.- Podkuliłam nogi pod samą brodę. Zaczęłam histeryzować. Co mam niby robić? Jak się zachować? 
-_____ zdecyduj samą. 
-Co ty byś zrobił? To był twój przyjaciel. A może nadal jest? 
-Sam nie wiem czy jest, ale ja sprawdzę co się z nim dzieje. Nie marzy mi się siedzenie przez całe życie na dupie. Zwłaszcza teraz gdy coś ci powiedział.
-Prosisz mnie o to.- Zdawałam sobie z tego sprawę. Nawet ramiona Seunghyun' a nie pomogły opanować sytuacji. Po prostu przylgnęłam do niego bo właśnie tego teraz potrzebowałam. 
-Gdybyś nie kochała tak Ji Yong' a postarałbym się żebym to był ja, a nie on. 

***

Zastanawiałam się dogłębnie i bardzo dokładnie. Choć zarzekałam się, że już nigdy nie skinę chociażby palcem to nie byłam w stanie dotrzymać słowa danego samej sobie. Wiem, że to kolejna moja porażka, ponieważ jestem już słaba. Możliwe iż zawsze byłam, ale to nie jest teraz istotne. Istotne jest to, że właśnie w tym momencie pada deszcz, a ja stoję przed budynkiem. Wydaje się być taki jak wszystkie inne bloki, ale jeśli Ji Yong jest w środku to nie jest to zwyczajny blok. Przynajmniej jedna osoba, która tam mieszka jest nienormalna. Jeśli znajdę tę osobę znajdę i jego samego.
Wydawałoby się, że w takiej sytuacji powinnam bać się wszystkiego czego się da. A tak na prawdę przeraża mnie tylko jedna rzecz. To właśnie ta świadomość w mojej głowie nie pozwala mi wejść i to właśnie przez nią moknę. I gdyby nie fakt, że drzwi nie otwierają się dla tych którzy tu nie mieszkają nie ruszyłabym się by je złapać.
Kiedy znalazłam się na klatce schodowej spojrzałam na schody. Mogłam się założyć, że jest tu sporo mieszkań. Ale to mnie nie zniechęciło. Zapukam do każdy drzwi byle by się przekonać czy słowa Seunghyun' a były prawdą.
Zaczęłam wspinać się po schodach. Stanęłam przed pierwszymi, obskurnymi drzwiami i zapukałam. Otworzyła mi jakaś staruszka w piżamie. W sumie czemu się dziwić właśnie zakłócałam ciszę nocną.
Zapytałam o chłopaka opisując wygląd Ji. Dowiedziałam się tylko tyle, że wielu facetów przychodzi do różnych osób. To w cale mi nie pomogło wręcz przeciwnie zwiększyło prawdopodobieństwo, że on też jest jednym z takich facetów. 
Zapukałam do sześciu kolejnych drzwi o podobnym stanie. Niestety żadna mieszkanka czy też mieszkaniec nie dali mi konkretnej odpowiedzi jakiej oczekiwałam. Jednym słowem kompletnie nic. Moja nikła nadzieja, że Choi się mylił zaczęła się zwiększać. Jednak to było tak niewielkie pocieszenie, że prawie nikłe na tle innych problemów. Dlatego też postanowiłam nie przestawać i dotrzeć na ostatnie piętro.
Nogi odmawiały posłuszeństwa, ale po mimo tego dotarłam do kolejnych drzwi przed którymi stał rower. Miałam nadzieję zastać tu jakąś młodą osobę, która wie co się tu dzieje. I przynajmniej tym razem się nie zawiodłam. Młoda dziewczyna, bliska mojego wieku stanęła w drzwiach patrząc na mnie podejrzanie. Zignorowałam to spojrzenie.
-Słucham?- Odparła niezadowolona.
-Przepraszam, ja chciałam...
-Chwileczkę.- Mruknęła. Spojrzałam na nią, a potem na jej portfel w ręce.
-Ja nie...- Chciałam się wytłumaczyć. W końcu nie jestem żebraczką i nie po pieniądze tu przyszłam. Ale to co innego w jej portfelu mnie zaciekawiło, a zaraz potem przyprawiło mnie o zimny dreszcz.
-Ja chciałam się tylko zapytać czy nie widziała pani tu faceta. Nieco niski, czarne włosy, ubrany całkiem stylowo, nosi za duże, firmowe buty. Tajemnicza twarz i szeroki uśmiech. Widziała pani?
-Jeśli szukasz swojego faceta to możesz spisać go na straty. A jeśli szukasz sobie towarzystwa to ten blok jest często oblegany. Nie powiem, kręci się tu dużo facetów, ale skoro go opisałaś to chyba wiem o kogo chodzi. Jednak nie jestem pewna. Kiedyś takiego zaczepiłam bo się bezczelnie gapił, a no wiesz każdy se szuka towarzystwa żeby nie musieć na starość karmić kotów, co nie.
-No pewnie.- Poniekąd to rozumiałam. Sama się zamieniam w starą babę tylko nie mam zamiaru szukać sobie faceta w agencji. Jednak teraz musiałam udawać dla dobra sprawy.
-Ale poczekaj.- Wyciągnęła te cholerną wizytówkę i wręczyła mi ją do ręki z uśmiechem. Ten kawałek papieru już zaczął palić moją dłoń.- Dał mi swoją wizytówkę. Jeśli mówimy o tej samej osobie to tu na pewno go znajdziesz. Wystarczy, że zadzwonisz.
-Dzięki.- Odpowiedziałam automatycznie ciągle wpatrując się w kartkę papieru jak zaczarowana. Wyszłam skołowana na chodnik. Dopiero gdy pierwsze krople deszczu zaczęły moczyć wizytówkę ścisnęłam ją w ręce, gniotąc przy okazji.
-Niemożliwe. To niemożliwe.- Zaczęłam powtarzać te słowa jak mantrę. Lecz nic nie zmieniło faktu, że jego imię i nazwisko widnieje na tym kawałku papieru.- Boże, czym mnie jeszcze zaskoczysz!- Krzyknęłam patrząc w niebo. Zamknęłam oczy by zacząć płakać jak małe dziecko. Kucnęłam na środku chodnika. Już w ogóle nie chciałam rozumieć. Myślałam, że zaczęłam powoli umierać, ale to było nic w porównaniu z tym uczuciem. Najchętniej położyłabym się na środku ulicy i skończyła to raz na zawsze. Niech ktoś inny się tym przejmuję. Bo jeśli znów usłyszę pytanie czy chcę coś z tym zrobić to zrobię, ale tylko coś dla siebie.
Otrząsnęłam się dopiero kiedy czułam, że już bardziej mokra być nie mogę.
Poszłam prosto do banku z zaciśniętą kartą w ręce by wybrać z konta wszystko co mam.

***

W ciągu kolejnego tygodnia przeszłam kolejne załamanie nerwowe, które skończyło się zniszczeniem wszystkiego oprócz łóżka w pokoju. Wyrzuciłam wazon i zeschłe kwiaty i wszystko co przypominało lub miało związek z jego osobą do pudła z napisem ,,przeszłość''. Pudło było niewielkie, ale się nie dziwiłam. Tego się spodziewałam. Kiedy wyrzucałam je na śmietnik ryczałam choć nie wiem dokładnie z jakiego powodu bo przestałam myśleć nad jakimikolwiek powodami.
Za to na środku mego pustego salonu pojawiło się pudło z napisem ,, przyszłość''. Obecnie wciąż jest puste i to mnie bardzo irytuję. Powinno się aż z niego wysypywać.
I mam zamiar dokonać tego właśnie dziś. Jeśli jeden wieczór nie wystarczy to wykorzystam do tego następny. Póki nie osiągnę tego co zamierzam.
W tym celu wybrałam wszystkie pieniądze z konta i zamierzam stworzyć nową siebie. Całkowite przeciwieństwo tego kim byłam dotychczas. Zadecydowałam, że by żyć muszę przywrócić wszystko do takiego stanu jaki był zanim nie wcieliłam głupiego planu w życie.
Po spędzeniu jednego dnia nad popielniczką, chusteczkami do zatrzymywania potoków łez i mocnym alkoholem doszłam do wniosku, że się po prostu nie da. Nie mam mocy cofania czasu. Więc podeszłam do tego od drugiej strony. Spojrzałam na to z nieco innej perspektywy i wywnioskowałam, że opłaca mi się jak najbardziej w stu procentach.
Skoro to Ji Yong pewnego dnia wdepnął w moje życie i nabrudził tak, że żaden odplamiacz tego nie usunie to ja nakopię mu całą przyczepę gruzu i wywalę prosto pod nogi. Niech spróbuje to posprzątać. Ciekawe czy w ogóle zechce się mu pochylić i wyciągnąć rękę.

Zaczerpnęłam powietrza i wyszłam z domu w jedynych ciuchach jakie mi zostały by zrobić wielkie zakupy i wybrać wszystko to co nie wygląda na drogie, a po prostu jest drogie.
Poszłam na pieszo specjalnie by przyjrzeć się ludziom i ich ciuchom. Zaszłam do sklepu po gazetę, w której znalazłam zdjęcia najbardziej pożądanych kiecek tego sezonu.
Okazało się, że w galerii handlowej znajdzie się wszystko. A nawet więcej.
-W czym mogę pomóc?
-Przyszłam wydać tu sporo pieniędzy więc proszę pokazać mi coś w czym będę wyglądać seksi i elegancko jednocześnie.
-Oczywiście.-Podążyłam za ekspedientką z myślą, że ja po prostu nie mam innego wyboru. Zawsze być przy nim. To stało się moim życiowym celem. Bo ja już nie mam nic. 

***

Zadzwoniłam pod numer napisany na wizytówce. Odbyłam nieciekawą, lecz przerażającą rozmowę z facetem, który okazał się być przedstawicielem agencji towarzyskiej. Do teraz czuję, że jeszcze nie raz będę musiała potkać się z tym gościem byle by zobaczyć Ji Yong' a.
Właśnie teraz jest ten moment. I choć czuję, że to niezgodne z samą sobą to zwycięża fakt, że to mój jedyny sposób.
Czasami kiedy o tym myślę to chcę tam po prostu wejść i wywlec go z tam, ale z drugiej strony dobrze wiem, że tego nie zrobię.
Przyznaję się, że płacz, histeria i napady złości to oznaki tego, że jestem jedną wielką kulką zaburzeń psychicznych. Albo i czegoś gorszego.
Tylko teraz nie myślę o tym jak o czymś złym. Może właśnie tak myśli Ji?
Niech teraz sobie myśli jak chce.
Postanowiłam być blisko niego. A ponieważ większość dnia spędza w tej agencji, by być z nim i koło niego zacznę tu pracować. Po tym jak wyrzuciłam wszystko i wszystko wydałam pieniądze też się mogą przydać. Zwłaszcza, że nieco zostawiłam, ponieważ muszę zrealizować mój chory zamysł.

Weszłam do pokoju gdy tylko wyczytano moje imię.
Drzwi zatrzasnęły się za mną, a ja spojrzałam na typa, z którym prawdopodobnie rozmawiałam przez telefon. Nieco inaczej sobie go wyobrażałam. Góra mięśni, dobrze skrojony krawat i śnieżnobiałe zęby były dla mnie zaskoczeniem.
Jeszcze nie mogę powiedzieć czy miłym.
Po prostu zaskoczeniem.
Pierwsze co zrobił nieznajomy to podniósł na mnie wzrok po czym uśmiechnął się. Rozumiałam dlaczego tak zareagował. Nigdy w życiu nie widział mnie wcześniej ubraną w takie ciuchy i wymalowaną tak, że czuję iż moja twarz jest cięższa o dobre 3 kilogramy. Po prostu oboje wiemy, że tak musi być bym w ogóle mogła tu siedzieć. Zdawałam sobie sprawę z tego, że jedno słowo zaważyło tym czy zostanę panią do towarzystwa. Lub najzwyczajniej dziwką.
Założyłam nogę na nogę. Nie zamierzałam tak łatwo stąd wylecieć. Zamierzałam użyć wszystkich sztuczek jakich nauczyłam się od pewniej osoby. Tej samej dla której tu jestem.
-Kiedy rozmawialiśmy przez telefon myślałem o kimś innym.
-Zawiódł się pan?
-Wręcz przeciwnie. Jestem pozytywnie zaskoczony.- Jeszcze raz obrzucił mnie spojrzeniem. Nie chciałam wiedzieć o czym teraz myśli.- Bardzo zaskoczony.
-Więc przejdźmy do rzeczy. Chcę wiedzieć co będę musiała musiała robić oprócz pieprzenia i ile mi za to zapłacisz.
-Niewyobrażalnie dużo.- Zaśmiał się i położył dokumenty na stole. Wzięłam je i bez zastanowienia podpisałam. I tak robię to tylko w jednym celu.- Wszystko jest napisane w kontrakcie. Chcesz jeszcze o coś zapytać?
-Tylko o jedno.
-Tak?
-Czy można umówić się z kimś kto tu pracuje?
***
Zrobiłam to.
Kiedy o to prosiłam myślałam, że nie będę miała z tym problemu. Że potraktuję go tak jak powinnam. Tak jak sobie założyłam. A założyłam, że nie będzie żadnych uczuć. To jednak okazało się porażką. Ale tak naprawdę nie tym się przejęłam.
Przejęłam się swoją głupotą. Ponieważ ciągle mam napady złości i smutku i przestałam już liczyć czy kiedykolwiek nadejdzie dzień, w którym będę mogła powstrzymać łzy. Dlatego nie mam pojęcia co zamierzam mu powiedzieć kiedy przyjdzie do pokoju hotelowego i zobaczy w nim mnie. A ja jego. Chyba będę po prostu obstawać przy wcześniejszej wersji. Po co nagle zmieniać coś i się niepotrzebnie denerwować. Powinnam myśleć tak od początku.
To na pewno nie rozsądne i gdyby Seunghyun się o tym dowiedział chyba nie chciał by mnie znać. Nawet jeśli przez większość czasu uważał dokładnie tak jak ja, że trzeba coś robić. Właśnie teraz robię byle by na niego popatrzeć. Nie zmieniać, tylko patrzeć. Ale wiem też, że nie zatrzymam go na dłużej jeśli nie będę miała asa w rękawie. A ja takiego mam.
Pieniądze. Moje ostatnie, ale za niedługo będzie ich o wiele więcej. Zanim wyszłam zapytałam też o cenę. Na szczęście było mnie na to stać. Na jedną noc z Ji Yong' iem. Nie będzie miał wyjścia. Będzie musiał zostać. Chyba, że nie weźmie pieniędzy wtedy zrobię coś czego na pewno się nie spodziewa.
Zrobiłam sobie mocnego drinka z nadzieją, że dzięki temu poukładam sobie całą tę sprawę tak by poszła po mojej myśli. Jednak gdy do drzwi ktoś zapukał szklanka zaczęła się niebezpiecznie trząść wraz z moją ręką.
-Proszę wejść.- Drzwi się otworzyły, ale ja się nie odwróciłam. Dopiłam alkohol jednym łykiem i to naprawdę pomogło. A może tylko tak mi się wydawało bo przecież wciąż nie chciałam się odwrócić. Wiedziałam, że stoi za mną i czeka aż coś powiem lub pokarzę mu moją twarz.
Pozna mnie, czy może weźmie za kompletnie nieznaną osobę? Nie mogłam tego sprawdzić, ponieważ jego ręce znalazły się na moich biodrach, a zaraz potem poczułam ciepło bijące od niego. A przecież myślałam, że to niemożliwe. Ji Yong zawsze jest zimny jak lodowa skała. Ale ja nie jestem i nigdy nie potrafiłam ukrywać swoich uczuć. Nie mogę ich ukryć nawet teraz. Boże czy to ma jakimikolwiek sens? Przyszedł tu żeby się ze mną przespać tak jak setką innych dziewczyn. Chciałam żeby zrobił to ze mną, ale nigdy w takich okolicznościach.
Ale czy teraz mam prawo wybrzydzać? Nie będzie mój choćbym stanęła na rzęsach. I pomimo tego, że mnie kocha to nie będziemy razem i nigdy już więcej nie zdarzy mi się taka sytuacja po raz drugi. I dobrze wiem, że teraz próbuję mnie zachęcić bo tego wymaga od niego umowa. Myśli, że jestem nieśmiała, a ja jestem wykończona. I naprawdę nie mam pojęcia skąd mam siłę.
To stało się realistyczne, okoliczności są tylko złe.
Nie.
Okoliczności są wręcz okropne. Ale kto by się nimi przejmował? Ja nie.
Odwróciłam się powoli w stronę jego twarzy.
-Ji Yong.- Odezwałam się cicho. Odsunął się. Znów zabolało, a przecież nie powinno.
-_____ co ty...
-Zaskoczyłam cię?
-Trochę.- Uśmiechnęłam się pod nosem. To był właśnie pierwszy raz kiedy odpowiedział mi za pierwszym razem. To coś na prawdę miłego biorąc pod uwagę to gdzie jesteśmy i po co.
-Ja siebie też.- Odpowiedziałam całkiem normalnym głosem. Co za zmiana. Myślałam, że nie dam rady gdy tylko go zobaczę, a tu jednak niespodzianka.
-Jak się dowiedziałaś.- Odparł nieco wściekły.
Wściekły.
Nie zdenerwowany ani zdziwiony. Wiecznie taki sam.
-Co cię tak denerwuje?
-Zabieranie czasu. W ogóle co ci się stało.- Spojrzał na mój ubiór. Jeszcze chwilę temu czułam się w nim atrakcyjnie, a on zepsuł to jednym słowem. Tylko on tak potrafi.
-Co mi się stało? Ty mi się stałeś.- Przeszłam pokój by być bliżej drzwi.
-Wychodzę.- Rzucił ostro. Ale ja się tego po nim spodziewałam i zamknęłam drzwi na klucz. Po czym podeszłam do otwartego okna i wyrzuciłam jedyną rzecz jaka mogła nas stąd wydostać.
-Nie wychodzisz.- Tym razem to ja przybrałam stanowczy ton.- Zapłaciłam za twój czas. Za całą noc. Jesteś bardzo drogi, wiesz?
-Sprytnie to wykombinowałaś. Ale nie zrobię tego więc wypuść mnie stąd.
-Dlaczego nie? Nie podobam ci się? Wydałam bardzo dużo. Wszystko.
-I po co.- Warknął zły. Zdaje mi się, że z każdą chwilą spędzoną ze mną w tym pokoju Ji Yong staję coraz bardziej  wściekły.
-Bo mnie kochasz.- Zamilkł, a ja stałam się bardziej zawzięta. Nie wiem czy chciałam żeby cofnął te słowa czy się przyznał.- Bądź przez chwilę szczery. Na prawdę szczery. Sam ze sobą i ze mną. Nie zaprzeczasz czy cofasz to co powiedziałeś. A ja wyjeżdżam i nie będziemy musieli na siebie patrzeć. Bo jak widzisz, ja nie mogę tego zrobić. Przestać cię widywać.Więc mi odpowiedz.- Zażądałam odpowiedzi. Nie mam pewności, że mnie nie okłamie, ale wiem, że się zastanawia, a to znaczy, że powie mi prawdę.
Minęła dobra chwila zanim spojrzał z powrotem na mnie. Przeraziło mnie to co zobaczyłam w jego oczach.  Nie umiałam tego opisać bo nigdy tego nie widziałam.
-Ji Yong odpowiedz.- Najgorsze było by to gdyby zostawił mnie pomiędzy tą niepewnością. Co miałam bym wtedy zrobić? Jak zdecydować?
Podeszłam do niego choć w cale nie powinnam.
-Nie boisz się do mnie podejść.- Zdziwiłam się nieco.
-Dlaczego bym miała? Robiłam to dość często.
-Wiem. Bo nie wiesz.
-O czym? Znów zaczynasz.- Wróciłam na swoje dawne miejsce. Bezpiecznie koło stolika.- I tak mi nie powiesz więc po co zaczynasz ten temat. Odpowiedz mi na pytanie, do cholery! Zapłaciłam i...
-Nie chodzi o pieniądze!- Krzyknął. podchodząc nieco bliżej.
-O co!
-O ciebie!- Krzyknął i złapał mnie za przedramię. Sapnęłam wściekła tym, że tak łatwo pozwoliłam mu przejąć kontrolę nad rozmową. Chciałam znów na niego krzyknąć. Powiedzieć mu, że nie ma prawa decydować. A jednak to znów on przejął kontrolę. I zdałam sobie sprawę z tego, że pierwszy raz w życiu ja jestem tak blisko niego bo on tego chce. Cały czas ściska moje przedramię.
-Tak, kocham.- Powiedział to po raz drugi i po raz drugi na chwilę wyłączyłam się z życia by przetrawić te wiadomość. Tylko, że się nie udało. Ji Yong wpił się w moje usta tak niespodziewanie, że oboje polecieliśmy na miękkie łóżko za nami. Mogłabym przysiądz, że moje serce się zatrzymało,ma ciało przestało ruszać jakbym nagle zastygła.
Czy to ma sens?
Jak to jest możliwe?
Nie, chwilę.
W cale nie chcę się nad tym zastanawiać. Zapłaciłam za coś cop właśnie dzieje się w tym momencie. Coś czego chciałam, a teraz chcę jeszcze bardziej. 
Obudziłam się ze snu, który stał się realistyczny.
Złapałam go za koszulę i przyciągnęłam bliżej siebie. Wręcz pozwalałam na wszystko czego by chciał.  Czego ja sama chciałam. A chciałam jego jak powietrza.
Moje  moje zimne dłonie zawędrowały pod jego koszulę. Zdecydowanie mogłam poczuć jak jego się cały spina. Ji Yong zawisł nade mną dysząc jakby przebiegł maraton. Jego oddech owiał moją rozpaloną twarz.
-Nie zostanę na zawsze. Musisz zdecydować czy mam zostać teraz. - Decydować? Mieć go teraz i czekać czy nie mieć nic i czekać. Odpowiedź wydawała mi się aż nazbyt prosta. nawet jeśli miało by to oznaczać, że jestem kim jestem. 
-Zostań.- Pocałowałam go jednocześnie próbując rozpiąć guziki. Trochę mi w tym pomógł.
Patrzenie na niego ukradkiem kiedy pływał w ogóle nie może się równać z tym co widzę teraz. W końcu minął cały rok to oczywiste, że nawet jego ciało musiało się zmienić.
Przerwałam moje bezsensowne rozmyślania kiedy znów stanęłam na nogach. Ji Yong wręcz rozbierał mnie wzrokiem przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej gorąco.
-Nie mogłaś po prostu sobie odpuścić.- Szepnął, a jego ręce objęły mnie i znalazły zamek od absurdalnie drogiej sukienki.
-Przecież wiesz.- Powiedziałam równie cicho co on. Nie miałam pojęcia dlaczego rozmawiamy tak chicho. Raczej żadne z nas nie chciało psuć tego wieczoru kolejną kłótnią. Dlatego przymknęła jego usta swoimi. I fakt, że mnie nie odepchnął po raz drugi, a wręcz przeciwnie znów daje mi jakaś nikłą nadzieje.
***
Obudziłam się. Ji Yonga nie było, ale pieniądze na stoliku leżały nienaruszone. Westchnęłam i zakryłam twarz dłońmi. To się naprawdę wydarzyło. W tym pokoju. Obiecałam sobie i sama doskonale to wiedziałam, że nie zostanie. Nawet nie mam pojęcia kiedy się zobaczymy i jak to spotkanie będzie wyglądać.
Na prawdę jestem głupia z miłości. Dziś pierwszy dzień mojej pracy. Mam pozwolić obmacywać się jakiemuś obcemu facetowi, który zabierze ode mnie ten cudowny zapach Ji Yonga. Boże, nie tak miało wyjść. Nawet nie przypuszczałam, że do tego dojedzie, a jednak gdybym miała wybierać drugi raz zrobiłabym tak samo.
Teraz muszę się zderzyć z rzeczywistością. Przecież mogę go tam spotkać, tak? To jest możliwe jak tylko wstanę z łóżka. I też tak zrobiłam, ale od razu coś mi się przypomniało.
Jak stąd wyszedł?
***
Nadszedł ten dzień. I nadeszły kolejne trzy. Aż do teraz nie umiem ich opisać bo są zbyt bolesne. To tak jak wyrywanie zęba ciągle od nowa. Okropne uczucie. Jakby moje ciało zostało zmasakrowane przez pędzący pociąg lub coś gorszego. Ten jeden dzień wolny stał się dla mnie dniem luksusowym. Na prawdę się tego spodziewałam. Tylko zawsze trudno powstrzymać łzy i pogodzić się z tym. Minął tydzień i nie spotkałam go, a starałam się zajrzeć wszędzie. Jedyne czego nie zrobiłam to nie przeszukałam laptopa szefa bo ten ciągle siedzi w biurze. I chyba szczerze mówiąc nie posunę się aż tak daleko. Ten facet nadal jest zagadką. A ja potrzebuję mieć jakąś łączność z Ji Yong' iem. Jedynie ludzie stali się dość rozmowni. Dziewczyny, które spotkałam to całkowite przeciwieństwo mnie nawet pomimo tego, że aż tak bardzo się zmieniłam.
W domu ciągle mam tyko łóżko, telewizor i kompletną łazienkę. Nie mam niczego więcej. Przydałoby się coś do jedzenia, ale nie mam kasy. A tak naprawdę to nie wiem co miałabym kupić by jak najmniej stracić. Kiedy pracowałam nie musiałam się o to martwić. Teraz czekam tylko na swoją wypłatę.
Jak na razie wygląda na to, że spędzę dzień w łóżku i pod prysznicem, starając się zmyć z siebie to wszystko co się nazbierało. A jest tego sporo. W tym celu naszykowałam sobie wszystkie potrzebne rzeczy, lecz byłam naprawdę głodna więc zeszłam do kuchni w nadziei, że coś jednak znajdę.
Kiedy moja głowa znalazła się w każdej szafce i pojemniku zirytowałam się. Nie było nic. Żadnego marnego okruszka. Chciałam trzasnąć tym wszystkim bo to jest niesprawiedliwe, ale ktoś zrobił to szybciej. I to drzwiami. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jest jakiś włamywacz, tylko rzecz w tym, że zamknęłam drzwi. A tylko jedna osoba ma nadal moje klucze. Jednak to raczej nie możliwe...
Wyszyłam z kuchni i zostałam od razu zaatakowana przez Ji Yonga. Nie zdążyłam spytać o co chodzi. Byłam zbyt oszołomiona i szczęśliwa, że znów go widzę po całym tygodniu. Nie przeszkadzał mi nawet ból ramienia za które mnie ścisnął.
-Całkiem oszalałaś, głupia dziewczyno!!!- Krzyknął tak głośno, że aż zadźwięczało mi w uszach. A to może przez to echo w pustym pokoju.- Wszędzie się pchasz! Powiedziałem ci, że jestem strasznym człowiekiem, czego nie zrozumiałaś! W którym słowie ,, kocham cię '' nie zrozumiałaś tego, że staram się, do cholery!!- Po raz kolejny był wściekły, a ja wręcz przeciwnie.
-W obydwu. Nie wiem o co ci chodzi.
-O ciebie! Cały czas chodzi tylko o ciebie! Sprawiasz, że chcę mieć coś czego mieć nie mogę.
-Dlaczego nie?-Spojrzałam na niego z chęcią wypłakania się, lecz tego nie zrobiłam. Zastanawia mnie to czy naprawdę nie widzi tego, że nie potrafię pozwolić mu odejść, czy tylko udaje.
-Nie mogę ci powiedzieć!! A ty nie powinnaś zajmować się takimi rzeczami!! Co ci strzeliło by zacząć pracować w tym gównie?!! Dlaczego ten pokój wygląda jakby nikt tu nie mieszkał. I dlaczego ty wyglądasz jakbyś nie była sobą.
-Bo to dla ciebie durniu!- Podniosłam głos.
-Właśnie wiem! I masz przestać! Przecież masz swoją pracę, którą lubisz.
-Nie mam jej. A ciebie lubię bardziej.
-_____ proszę przestań.
-To dość zabawne. Nie każesz mi przestać tylko prosisz. Mówisz, że mnie kochasz, a nie, że nienawidzisz. Nie chcesz mnie widzieć, a jednak gdy się spotykamy zostajesz. Teraz przyszedłeś sam, z własnej woli. Martwisz się o to gdzie pracuje, a jak sam przed chwilą powiedziałeś chcesz się tego pozbyć. Mnie i tych uczuć. Ale przecież kłamiesz.
-Łapiesz mnie za słowa.
-Nie. W ogóle. Ty nic nie mówisz więc o jakich słowach mowa? Chciałam usłyszeć prawdę od ciebie, ale z dnia na dzień myślę, że mogłabym usłyszeć ją od kogoś innego. I chyba tak właśnie zrobię.
-Na prawdę chcesz wiedzieć? Chcesz!
-Tak.
-Dobrze! Zabiłem kogoś. Rozumiesz to? Te ręce zadźgały niewinnego faceta.
-Niemożliwe.- Szepnęłam zszokowana. Myślałam o czymś innym. Na pewno nie o tym, że kogoś zabił. W jednej chwili wszystko mi się poukładało i pomieszało jednocześnie. Przed oczami stanął mi widok krwi na rękach Ji Yonga. To był strasznie nie wyraźny obraz. Nadal nie mieszczący się w mojej głowie. Chociaż wystarczy połączyć fakty i spojrzeć na niego by wiedzieć, że to straszna prawda.
-Możliwe! Zrobiłem to. To chciałaś wiedzieć! Taka jest prawda! Jak miałem ci powiedzieć to wcześniej? Nie mogłem.- Zamilkł i odwrócił się, ale nie poszedł w stronę wyjścia.- Pomyśleć, że zrobiłem to dla nie tej dziewczyny co trzeba. Teraz możesz uciekać. Ucieczka, to coś co powinnaś zrobić. Jestem potworem.- W cale nie jesteś potworem!! Powinnam to wykrzyczeć bo to jest prawda. Przecież go znam. Jak mogłam myśleć, że nie? Co to za bzdury.
Nie wiedziałam co Ji Yong chciał ode mnie usłyszeć najpierw, więc zrobiłam to co przyszło mi jako pierwsze do głowy.
Po prostu przytuliłam się do jego pleców. Nigdy nie chciałam widzieć jak Ji Yong płacze, ale właśnie teraz jest ten moment i wiem, że powinnam. I, że dobrze robię. W końcu poczułam, że moje starania jednak miały jakiś sens. A Ji nie jest niczemu winny.
-___ co ty...- Głos mu się załamał, a ja nie chciałam go takiego słyszeć.
-To, że ktoś ma krew na rękach nie znaczy, że jest mordercą.- Odpowiedziałam całkiem pewnie.- Ty nim nie jesteś.- Również i tego byłam pewna. Tak jak i tego, że tym razem on tu zostanie. Bo co jeszcze może go trzymać ode mnie z daleka? 
-To, że tak powiesz nie znaczy, że się tak nie czuję.- Odwrócił się w moją stronę. I tak zauważyłam te ślady po niedawnych łzach. To na prawdę zabolało moje serce. 
-Wiem to. Tylko nie myśl, że ja tak myślę. Cieszę się że mi w końcu powiedziałeś. Na prawdę. I wiem, że nie zrobiłeś tego specjalnie. Ja nadal czuję to samo. To nic nie zmieni. Po prostu zostań skoro już wiem. Nie chcę uciekać. Ty też nie uciekaj. Kocham cię.- Stanęła na palcach by go pocałować. Całkiem lekko by wiedział, że tak na prawdę jestem i zawsze będę. Tak jak zawsze. I chyba to zrozumiał bo przyciągnął mnie do siebie i pogłębiał pocałunek. Nasze języki zderzyły się ze sobą co było najcudowniejszą rzecz w tym momencie. Zarzuciłam mu ręce na ramiona i lekko ugryzłam doliną wargę. Ji Yong  przeniósł swoje dłonie na moje pośladki. Wiedziałam, że w tym momencie byłabym w stanie zrobić to drugi raz nawet tutaj na tej podłodze. I on też bo doskonale to czułam. Ale musieliśmy się od siebie oderwać. Ji ujął moją zapłakaną twarz w dłonie i oparł czoło o moje. Przez chwilę oboje mieliśmy zamknięte oczy. Ale nie umiałam długo na niego nie patrzeć. Nawet nieco rozmazany był warty uwagi. 
-Pozwalasz mi zostać? 
-Tak. 
-Na prawdę oszalałaś.- Uśmiechnął się. Muszę to dobrze zapamiętać. Ten szeroki uśmiech. Aż sama mimowolnie się uśmiechnęłam. 
-Już dawno. Ale co chcesz teraz zrobić? 
-Zabrać cię stąd. Dziś wyjdziemy stąd razem. Już zawsze.
-Zabierasz mnie do swojego domu?
-Tak. Chcesz coś zabrać?
-Nie mam tu nic. Chodźmy od razu. 
Wyszłam z domu niewyobrażalne szczęśliwa. Wszystko było jak sen. Zaczynając od trzymania się za ręce. A kończąc na zwykłej rozmowie, której mi tak brakowało. 

***

Siedziałam w domu, w którym nie byłam nigdy w życiu. Jest całkiem nowy. Nie mam pojęcia kiedy to kupił. Jednak zdecydowanie jest tu bardziej przytulnie. Może dlatego, że on tu jest. I nigdy nie myślałam, że dojdzie do tego iż Ji Yong będzie  właśnie taki. Opiekuńczy i ... winny.
Myślałam nad tym jak paskudnie musiał się czuć przez ten cały czas. Z pewnością gorzej niż ja. Nadal dręczą go wyrzuty i chciałabym to przerwać. Oraz dowiedzieć się dlaczego coś takiego musiało się przytrafić właśnie jemu. Tylko nie mam pojęcia jak o to zapytać.
-Nie jest ci zimno?
-Nie.
-Nie jesteś już głodna?
-Nie.- Potrzebowałam tylko jednego. Znów wtulić się w Ji. Objął mnie ramieniem i pocałował w głowę. Mogłabym tak spędzić resztę życia. Gdzie Ji Yong głodzi mnie po plecach i gdzie mogę trzymać swoją głowę na jego ramieniu. To najbezpieczniejsze miejsce jest tylko koło niego.
-Zrezygnuj z tej pracy. Nie. Ty masz z niej zrezygnować i to natychmiast.
-Ty też.
-Nie mogę.- Odpowiedział zawiedziony i przytulił mnie mocniej.
-Opowiedz dlaczego nie. Przysięgam, że nie wyjdę. Zostanę.
-Musisz zostać. Teraz na prawdę zostałaś tylko ty. Trzeba było się przyznać. Tamtego dnia kiedy mnie wyrzucili i kiedy przyszedłem do twojego domu. Właśnie wtedy to się stało.
-Zerwałeś z nią.
-Zabiłem niewinnego faceta.- Powtórzył to z wielkim trudem. Tym razem to ja objęłam go mocniej.
-Zacznij od początku. Nie musisz się śpieszyć.- Otworzyłam swój umysł by przyjąć wszystko co ma mi do powiedzenia.
-Dwa dni po moich urodzinach spotkałem się z Kiko. Kłóciliśmy się, ale wtedy jakoś obyło się bez tego. tylko do czasu aż wyszedłem z domu do sklepu, a gdy wróciłem.... ona po prostu mnie zdradziła. Ale ten facet nie miał pojęcia, że oprócz niego jest ktoś inny. To ja byłem tą przeszkodą i to on powinien się na mnie wściec, a obrał sobie za cel ją. To było zbyt świeże i wtedy, w tamtym momencie kochałem ją i stało się. nie pozwoliłem by to on ją uderzył. Pozwoliłem żeby uderzył mnie. Był dość silny więc musieliśmy walczyć.
-Ji Yong.- Przerwałam mu, nie chciałam i nie musiałam słuchać więcej.- Domyślam się reszty i tego, że to był powód dla którego zostałeś sam.
- I powiedz, że nie jestem straszny.
-Nie jesteś.- Podniosłam się bo chciałam by uważnie mnie słuchał.- Bronienie się, a zabicie kogoś z premedytacją to dwie różne rzeczy. Możesz myśleć o sobie same złe rzeczy,  ale to nigdy nie będzie prawdą. Bo prawdą jest to co jest faktem. Ja znam te fakty i inni też muszą poznać, a ty musisz zapomnieć.
-Jest jeszcze jedna rzecz.- Spojrzałam na niego lekko zaniepokojona. A on złapał moje ręce i zaczął się w nie wpatrywać jakby tam były wszystkie odpowiedzi.- Mój jak i zarówno teraz też i twój szef wie o tym co się stało.
-Co? Ale jak?
-Nie mam pojęcia. Jedynie to mnie trzyma w tym mieście. Pierwsza byłaś ty. To właśnie dlatego byłem taki. Nie mogłem nic powiedzieć, nic zrobić. Ale dziękuję ci.
-Za co.
-Ciągle tu jesteś. Jak mój cień.- Nieznacznie się uśmiechnął gładząc mój policzek.- Właśnie za to i za o wiele więcej.- Położył rękę w miejscu serca.- Już zawsze chcę być tu.
-Musi być jakiś sposób by się z tego wydostać.- Nie mogę nagle znów tego stracić. To niesprawiedliwe. Niby dlaczego mam się na to godzić?
-Jest. Ucieknijmy gdzieś daleko. Mam pieniądze. Nie zrezygnuję z ciebie. Nie mogę. Więc rzuć to i jedź ze mną. Prosto do Paryża.
-Paryża?
-Tak. Zacznijmy od nowa. Razem. Inaczej czuję, że umrę tu bez ciebie.
-To dziwne. Do niedawna też tak czułam.
-Przepraszam.
-Pojedźmy. Tylko daj mi trzy dni.
-Tylko trzy.
-Yhm.- Pocałował mnie tak zachłannie, że aż zabrakło mi tchu, ale podobało mi się to.

***

W głowie krążyły mi tylko jedne myśli, które już wcieliłam w życie. Tym razem na prawdę na poważnie odrzuciłam fakt, że może mi się nie udać. Nie ma takiej siły, która mi to zepsuje. To mój plan by być wolną i szczęśliwą. Zrobię to. Zaplanowałam to. I doprowadzę do końca. A co najważniejsze jeszcze dziś wsiądę do samolotu razem z Ji Yongiem i nikt mi nie przeszkodzi.
Na pewno nie będzie to nasz szef. O tej godzinie już dawno będzie tu policja, ale nic nie znajdą.
Ponieważ to zbrodnia idealna.
Nie zamierzam o tym nikomu wspominać. Zwłaszcza Ji. To będzie tylko moja własna decyzja. Już dawno ją podjęłam. Kiedy po raz drugi zobaczyłam łzy Ji Yonga postanowiłam nigdy więcej ich nie widzieć. Lecz jest jedna osoba, która mi w tym przeszkadza.
Szef.
Zginie. W ten sposób zapłaci za wszystko co zrobił źle i co zamierzał zrobić w przyszłości. W pełni zdaję sobie sprawę, że nie mi jest dane wybierać mniejsze zło, ale to mi się po prostu należy. Każdy by tak powiedział.
Ji Yong dowie się w odpowiednim czasie. Gdy będziemy daleko stąd.

Spojrzałam na zegarek. Tylko pół minuty dzieli mnie od spotkania z punktualnym szefem. Dowiedziałam się wszystkiego. Na pewno  nie ma rzeczy o której nie wiem. Ten dureń co dziennie przychodzi po godzinach by porządkować swoje papiery. Później powtarza każdą czynność nie ważne czy ktoś siedzi na przeciwko niego. Dziś to ja usiądę na przeciwko niego. I będę tylko patrzeć.
Wszedł.
-Co cię tu sprowadza o tej godzinie?
Usiadł.
-Chciałam porozmawiać. Mam wiele pytań. Trochę ich uzbierałam przez ten tydzień.
Wyciągnął papiery i zapalił lampkę.
-Tak zazwyczaj się dzieje z nowymi.- Doskonale o tym wiem.
Zaczął pisać. A ja już go zdenerwuję.
-Więc dlaczego mi pan nie powiedział. Może wtedy bym tu nie przyszła.
Poruszył się na krześle i zerknął w stronę barku.
Dobrze.
Tam jest alkohol. 
-Coś ci się nie podoba. Ktoś źle się zachował?
Już zaczyna być poddenerwowany.
Sięgnij po to!
-Powiedzmy, że nie zagrał czysto. Od kiedy można od tak używać przemocy? Chcę pieniędzy. Powiedział, że ich nie da.
Tak!
Wstał i podszedł do barku. Wyciągnął szklankę i coś mocnego po czym s powrotem usiadł przede mną. 
-Faktycznie to niezgodne z naszymi zasadami. Chyba,  że o to prosiłaś.
-Czy wyglądam ci na kogoś kto pozwala na coś takiego?
-Tak.
-Och, na prawdę.- Odparłam drwiąco.- Nie znamy się. I wygląda na to, że nie znasz większości swoich pracowników.
-Co masz przez to na myśli.
Nalał całą szklankę. Tyle wystarczy. To nawet aż za dużo. Ale im więcej tym lepiej. Szybciej pójdzie.
-Powiem tyle iż chyba drogo wynająć tu pokój. Ale słyszałam jak ktoś korzysta z jednego.
-Nie ma w moim biznesie nic za darmo.
Wstał wściekły i wyszedł trzaskając drzwiami. Naiwniak. Ma sporo pokoi do obejścia, a ja dużo wolnego czasu by móc działać. jeszcze tylko upewniłam się, że na pewno nie ma nikogo kto by mi przeszkodził. A nie było.
Podeszłam do napełnionej po brzeg szklanki i otworzyłam pierścionek po czym wsypałam jego zawartość prosto do szklanki. Internet na prawdę ma dużo do zaoferowania. Wystarczy tylko dobrze szukać i umieć to wykorzystać. Ja umiałam bo miałam do tego cel i determinacje.
Potem założyłam rękawiczki i wykasowałam siebie z całego monitoringu. Na koniec użyłam małej buteleczki z kwasem by pozbyć się głównego systemu. To wszystko na prawdę proste. Nikt nie znajdzie nic.
Usiadłam na fotel i czekałam. Doczekałam się. Facet wrócił czerwony i zły jak osa. Nie wiedziałam, że zwykły nieporządek aż tak go zdenerwuje. No cóż. Lepiej dla mnie.
Niech tylko pije.
-Co za bezczelność. Ale i tak nie dostaniesz pieniędzy.- Oznajmił stanowczo, a ja zmrużyłam oczy gdy zaczął zachłannie pić. Z hukiem odstawił szklankę.
-I jak? lepiej się pan czuje?- Przyglądałam się jak jego minie. A później już tylko głowie leżącej na biurku. Nie ruszał się, a ja mogłam odetchnąć.
Odetchnęłam i wyszłam tylnym wyjściem. Znalazłam daleki śmietnik i wyrzuciłam tam rękawice.

***
Pakowałam się choć powinnam to wszystko zostawić. Robię to tylko jedynie dlatego, że szkoda mi wydanej na to kasy. Resztę zostawiam z czystym sercem za sobą. Oczywiście nie pominęłam Seunghyuna. Bez niego trwałabym dalej w tym samym, beznadziejnym życiu. A tak zrobiłam więcej niż byłam w stanie. Problem tkwi w tym, że nie jestem w stanie się z nim zobaczyć. gdybym to zrobiła nie pozwoliłby mi wyjechać. Zrobił by wszystko by mnie powstrzymać, a ja na prawdę tego chcę.
Rzucić wszystko i wyjechać gdzieś gdzie nikt mnie nie zna. Daleko od miejsca, które przypomina mi złe chwilę mojego życia.
-________ musimy już wychodzić.
-Jestem gotowa.- Przytuliłam się do Ji.
-Spodoba ci się Paryż.
-Na pewno. Nigdy tam nie byłam, ale na zdjęciach wygląda ładnie.
-Pokażę ci wszystkie miejsca z tych zdjęć.
-Dobrze.- Dałam mu krótki pocałunek i wyszliśmy z domu.

Jechaliśmy taksówką. Kiedy wysiadłam poczułam ulgę. Inaczej nie mogłam tego opisać. To moje drzwi do szczęścia. Na pewno wejdę za nim odlecą.
Ji Yong złapał mnie za rękę i poprowadził do środka. Mieliśmy tylko 10 minut. Ostatnie minuty w Seulu. Zobaczymy czy będę tęsknić. Zastanawiałam się także czy Seunghyun właśnie teraz czyta mój list, który mu napisałam. Mam nadzieję, że zrozumie co chciałam mu przekazać, a nie miałam odwagi.
-____? wszystko dobrze?
-Tak.
-Nie jest ci zimno.
-Nie.- Mój strój nie był zdecydowanie odpowiedni na zimę. Jednak tylko to miałam po tym jak wykupiłam wszystko co krótkie i seksowne. Ji Yong jakby nie zwracał na to uwagi. Ciągle zerkał na mnie. Ja też nie mogłam uwierzyć tak samo jak on. 
Ogłoszono, że nasz samolot odlatuje za pięć minut więc poszliśmy. Czekała nas kilku godzinna podróż. I zapowiadała się świetnie.


____ nie wiedziała tylko jednego. Że Seunghyun pokonywał kilometry w zawrotnym tępię byle by zdążyć. A pomimo tego nie zdążył ich zatrzymać ani chociażby się pożegnać. Miał tylko jedną wielką nadzieję, że ta dwójka leci tam po swoje szczęście.



Halo! Halo!
jeszcze tylko chciałam napisać, że wszystko co przeczytaliście było moją wielką fikcją i gdy to pisałam i charakteryzowałam bohaterów to tylko i wyłącznie na potrzeby tekstu. Bo ja kocham wszystkich i wszystko, no xd A no i końcówka nie sprawdzona, ponieważ padam na twarz.
 Chciałam dodać, że piszę o GDim ponieważ to mój ub i póki nie dostałam innego idola do wciśnięcia w historię to zawsze będzie GD lub ktoś z Big Bang. Mam nadzieje, że zrozumiecie.






































poniedziałek, 7 września 2015

BTS- 8

Powróciła z rozdziałem!! Długo się pisał, ale to dlatego, że  piszę coś jeszcze i jest to dość długie. Na końcu mogą być literówki bo pisałam na telefonie. Ale i tak mam nadzieję, że się wam podoba i że o mnie nie zapomnieliście.





Piątek zbliżał się wielkimi krokami. Cztery dni to zdecydowanie za mało by wybrać czego chce. Myślałam nad tym cały czas i nawet teraz nad tym myślę. Starałam się przypomnieć sobie wyraz twarzy Tae gdy powiedziałam, że się zastanowię. Nie był tą wiadomością ucieszony. I zaczęłam się zastanawiać czy nie lepiej było by przyznać mu rację i nie pojawić się, czy może wręcz przeciwnie. Zrobić mu na złość i wsiąść do autobusu razem zresztą szczęśliwców. Jednak szybko wyrzuciłam to z głowy na rzecz następnej, nurtującej mnie myśli, że mogę też zrobić to sama dla siebie, ponieważ mi się to należy. Na prawdę zdążyłam wymyślić mnóstwo takich za i przeciw.
Dziś został mi ostatni wieczór bo już jutro z samego rana wszyscy zbiorą się przed budynkiem z kopertami w jednej dłoni, a torbami w drugiej. Czy gdybym stanęła wśród nich różniłabym się aż tak bardzo? To pytanie dołączyłam do długiej listy innych ważnych pytań, na które sama nie umiałam odpowiedzieć. Wiem, że nikt oprócz mnie nie zna na nie odpowiedzi. Gdybym była dawną Sor' ą wiedziałaby jak postąpić. Ale już nią nie jestem bo mam na głowie innych ludzi, których nie widzi nikt.
Westchnęłam i wstałam z kanapy. Podeszłam do lustra. Jak zwykle to niby ja. Te samo odbicie, ta sama twarz i włosy. Nawet sylwetka została ta sama, a pod ciuchami mogła się już dawno zmienić. Patrzenie na swoje odbicie często równa się wylaniem wszystkich swoich kompleksów na wierzch. Teraz ja też je mam, a przedtem ich nie zauważałam. Dni nie były aż tak ciężkie choć wtedy działo się więcej niż teraz. A może gdybym to jakoś odsunęła od siebie właśnie teraz stał by koło mnie chłopak i mówił mi jak pięknie wyglądam. Wybił by mi z głowy te bzdury. Za to mam koło siebie duchy, one nic nie mówią.
Chociaż, chwilkę. Jest taki jeden. Wprawdzie mówi zagadkami, ale to zawsze coś. Rozmowa to rozmowa. Nie ważne z kim. Nie mam zamiaru wspominać o wyjeździe. Po prostu to najbezpieczniejsza opcja jaką mam. Wystarczy tylko, że jakimś cudem mnie usłyszy. To nie powinno być trudne. Nigdy tego nie robiłam, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz. Jeśli się nie uda to trudno. Tylko jak by tu zacząć skoro nie znam nawet jej imienia.
-Szukałaś mnie?
-O boże. Nie zjawiaj się tak nagle znikąd.
-Przecież chciałaś żebym przyszła więc...
-Już, dobrze. Chciałam z tobą pogadać.
-O, naprawdę? A o czym? Czyżby Tae znów powiedział ci coś nie miłego. Zniknęłam w połowie waszej rozmowy więc nie wiem o czym rozmawialiście.- Może to i lepiej.
-O niczym istotnym.- Usiadłam na fotelu.- Usiądziesz?
-Spróbuję?- Nie zapytałam dlaczego ma próbować póki nie zobaczyłam jak przelatuje przez kanapę. Mogłam to przewidzieć gdybym tylko spędzała z duchami więcej czasu, ale to nie wchodzi w grę.
-Nie wiedziałam...
-Och, nie szkodzi. Mogłam się tego spodziewać. Myślałam, że tym razem się uda.
-Tym razem? To kiedyś mogłaś... no wiesz.
-No pewnie, ale czas nawet po śmierci nie jest po mojej stronie.
-Kiedyś, nawet ciebie będę musiała pożegnać. To naprawdę smutne.
-Spokojnie. Nie wybieram się na tamtą stronę nawet jeśli jedną nogą już tam jestem.
-No tak. Masz swoją misję.- Której nie znam, ale z pewnością musi być dla niej ważna.
-Mam, ale najpierw powiedz co się stało.
-Właściwie to nic. Mam tylko pytanie, na które możesz podpowiedzieć mi tylko ty. Ostatnio trochę się dowiedziała, ale nadal nie mam pojęcia jak masz na imię.
-Och, no tak. Całkiem o tym zapomniałam. W końcu to żadna tajemnica. Moje imię to Mary.
-Mary? To całkiem ładne imię.
-Po mamie. 
Ale to raczej nie jest takie ważne. Chciałaś żebym opowiedziała ci trochę więcej.
-Nie. Nie chcę. Niech zostanie tak jak jest. W sumie sama nie wiem po co chciałam żebyś tu przyszła. Co ja sobie myślałam.
-Chyba dlatego, że czasem dogadasz się bardziej z kimś kogo nie znasz niż z najbliższymi przyjaciółmi.
-Może tak.- Mruknęłam.
-Tak czy tak już nie mam nic do roboty. Więc jednak coś ci opowiem. Ostatnio skończyłam na opowieści o naszym dzieciństwie, ale to dopiero początek. Chciałaś wiedzieć dlaczego ty, a nie ktoś inny. Odpowiedź jest bardzo prosta. Bo ty jedyna jesteś w stanie mnie zobaczyć i pomimo tego, że nie jesteś bogata to Tae zwraca na ciebie uwagę. A wiesz mi, że nigdy tego nie robił, przynajmniej nie zbyt często.
-Dlaczego? Nie chciał mieć kogoś czy po prostu się bał.
-Nie mam pojęcia.- Odparła szczerze co mnie nie co zdziwiło.- No co. Nawet ja nie wiem o nim wszystkiego.
-Myślę, że Monick tak. Jaki jest powód, że nie chcesz by byli razem.
-W sumie to żaden.
-Teraz to ja nie rozumiem.
-Bo widzisz. Monick pojawiła się zaraz po tym jak umarłam. Tae się z nią zaprzyjaźnił. Chyba w jakimś sensie pomogła mu kiedy był załamany. Potem przyjaźnili się. Nierozłączna dwójka. Możliwe, że gdyby zaszła taka potrzeba jeden za drugiego wskoczył by do ognia. Z czasem przyszedł taki dzień, że stali się parą. Kiedy ludzie się dowiedzieli zaczęli się nimi zachwycać tylko dlatego, że wyglądają ze sobą świetnie. Tak naprawdę to pierwsza dziewczyna Tae. Nigdy żadnej innej nie miał. A ostatnio mówi się o tym, że to pierwsza i ostatnia.
-Mówisz o tym ślubie?
-Właśnie. Boję się tego, że Tae czasami jest za dobry dla ludzi i sam nie zauważa, że na tym traci najwięcej.
-Jak to możliwe. Przecież on może mieć wszystko i co złego jest w tym, że przez życie u boku będzie miał jedną dziewczynę? Wiele osób ma podobnie.
-Rzecz w tym, że chyba nikt mu nie pokazał, że może mieć wszystko. Skoro nagle przestał się odzywać, myślę, że coś się stało. Nie. Ja wiem, że coś się stało.
-Ty chcesz żebym się tego dowiedziała?
-To brzmi tak jakbyś miała dla mnie pracować, ale nie mam ci jak zapłacić. Oczywiście nie proszę cię o to. Teraz to nie jest takie ważne, ale gdyby coś kiedyś wspomniał powiedziałabyś mi?
-No pewnie.
-Okej, więc przejdę do sedna. Nie chciałabym by Tae został z jedną dziewczyną do końca życia tylko dlatego, że być może myśli iż powinien to zrobić bo ona mu pomogła i teraz on jest jej coś winien. Albo co gorsza wmawia sobie, że ją kocha, a tak naprawdę może pomylił to z wdzięcznością.
-Ach, więc o to chodzi. To nie daje ci spokoju. Ale skąd wiesz, że tak myśli, może jest inaczej.
-Nie wiem tego. Niby jak miałabym się tego dowiedzieć.- Ja nie żyję.
-Ale ja tak.- Teraz wszystko zrozumiałam. Każda sytuacja stała się nagle całkiem zrozumiała.- Chwila. Czy wiesz, że to nie jest fair. Próbujesz mnie wykorzystać kiedy ja nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Dlaczego miała bym to robić. Ja nie mam żadnego powodu by to sprawdzać. To nie moja sprawa. Dobrze wiesz, że to niesprawiedliwe.- Zdenerwowałam się. Teraz kiedy już wiem po co się spotkaliśmy wcale mi się to nie podoba nawet jeśli poniekąd rozumiem determinację Mary. Jednak to nie daje jej prawa do mieszania w moim życiu. 
-Dlatego nie chciałam ci powiedzieć wszystkiego od razu. A jednak zniosłaś to bardzo dobrze. Wiedziałam, że to tak może wyglądać, ale nie miałam zamiaru cię do niczego zmuszać. Po prostu...
-Okej, dobrze. Wróćmy do pytania. Dlaczego miałabym to zrobić?
-A no tak. Dowiedziałam się jakie było twoje życie. Też coś straciłaś. Na pewno chcesz w jakimś stopniu do tego wrócić. 
-Co masz na myśli?
-Ja mogłabym ci pomóc. Nauczyć radzić sobie z duchami. Panować nad ciałem i tłumić krzyki w głowie. 
-Na prawdę?
-Oczywiście. Kto inny lepiej ci pomoże niż ktoś kto jest duchem od kilku lat? 
-Co jeśli nie dam rady albo w ogóle się nie zgodzę.- To ewidentny szantaż, a ja muszę wiedzieć na co się godzę.
-Nie jestem potworem. Ale wiesz, każdy stara się chronić swoją rodzinę...
-Rozumiem.
-Okej, pewnie musisz to teraz przemyśleć. To ja znikam.- I naprawdę zniknęła. Zostałam z jeszcze większym problemem niż byłam. Nie powiem, że jej chęć pomocy dla mnie nie jest ważna. Wręcz przeciwnie myślę, że potrzebuję tego bardziej niż powinnam. A jednak myśl o tym, że zostałam w to wplątana nie jest niczym miłym to akurat już przestało mnie obchodzić. Słowa Mary wzbudziły we mnie choć odrobinę nadziei, że może być tak jak dawniej albo chociaż lepiej. A to oznaczało by iż nie mam wyboru i zostałabym zmuszona to wejścia do autobusu razem z innymi. Ta myśl jest naprawdę przerażająca. Chyba muszę się także zastanowić czy to życie, które mam teraz jest aż tak złe?

# # #

-Nadal nie wierzę, że się nie przyznałaś. Po tym jak opowiedziałam co jakie to ważne i tak to ukryłaś. Jesteś naprawdę złą dziewczyną.
-Tak, tak, wiem. Ale obie dobrze wiemy, że nie mogłam. To nawet lepiej, że jedziesz tam za mnie.
-No właśnie. Kolejna rzecz której nie pojmuję. Jak mogłaś mi to oddać. I to dobrowolnie.
-Po prostu chciałam ci to dać. Nie pytaj dlaczego. Ciesz się tym. W końcu ty bardziej chciałaś tu być niż ja.
-I co z tego. Teraz spędzisz ten tydzień w domu, a mogłaś opalać się na plaży. Nie czuję się z tym dobrze.
-Przejdzie ci. Baw się dobrze.
-Hym, no okej. Skoro twierdzisz, że nie możesz tam jechać.
-Bo nie mogę. Niestety nie będę mogła cię odprowadzić do autobusu bo się śpieszę.- Oraz dlatego, że za nic w życiu nie chciałam spotkać tam Monick, a tym bardziej Tae. Możliwe, że siłą wepchnęła by mnie do środka nie zważając na to, że nie mam bagaży. Wolę nie ryzykować i oddalić się w spokoju.
-Okej. Dam sobie radę.
-T trzymaj się.- Pożegnałam się i wsiadłam do taxi. Pojechałam prosto do domu. Trudno. Może i nie dostanę tej pomocy, ale na pewno nie będę robiła czegoś na co szczerze nie mam ochoty.

Zamknęłam się w domu, a kiedy usiadłam na kanapę poczułam ten spokój, którego mi tak brakowało. Jakby nie patrzeć w kółko coś się działo. Cieszy mnie myśl, że to jest ode mnie jak najdalej. Myśli o Mary już mnie tak nie dręczą, bo w końcu już jest za późno y cokolwiek zmienić. Wytłumaczę to jakoś Monick. A Taehung niech się cieszy. Jestem pewna, że nie chciał tego tak samo jak ja. Cały tydzień tylko dla mnie i dziwny zjaw. Tym razem czuję, że powinno być lepiej.

( Narracja Tae- 10:05- w autobusie )

Nie przyszła. Dlaczego? Czyżby się czegoś obawiała? Monick jest zawiedziona, a ja? Nie wiem jak to nazwać. Chyba rozczarowaniem. Możliwe, że nie wzięła moich słów na serio. Gdy mówiłem, żeby tak łatwo się nie poddawała. A jednak się nie pomyliłem. Ta dziewczyna nie da rady. W momencie kiedy weszła do biura i zobaczyłem w jej ręce kopertę wiedziałem, że zrobi to co uzna, że musi. Faktem jest, że kazałem się jej nie poddawać, ale to, że jej tu nie ma było jej dobrym wyborem od czasu kiedy zdecydowała się na przyjaźń z Monick.
-Nad czym myślisz?- Monick złapała mnie za rękę bym zwrócił na nią uwagę, ale bez tego też zawsze zwracam na nią uwagę. Choć ostatnio odrobinę ją zaniedbałem. W trakcie tego wyjazdu mam zamiar wszystko nadrobić.
-O najbliższym tygodniu z tobą.

* * *

Miało być lepiej. Miało. To takie fajne słowo. Szkoda tylko, że zawsze oznacza coś innego i nie koniecznie dobrego.
Późną godziną ktoś zapukał do much drzwi. Miałam cichą nadzieję, że to listonosz. Zniosła bym odwiedziny Carl' a lub mojej siostry. Jednak na pewno nie spodziewałam się zobaczyć w drzwiach Namjoon' a. Uśmiechał się jakby właśnie wygrał milion.
-Co cię tu sprowadza o tej porze?
-Słyszałem, że zostałaś. Postanowiłem to sprawdzić.
-Jak widzisz wciąż jestem na swoim miejscu.- Czy to takie dziwne?- Wchodź.- Zaprosiłam go do środka i zatrzasnęłam za nim drzwi. Na wszelki wypadek rozglądnęłam się w poszukiwaniu jeszcze jakiś niewidocznych gości. Na szczęście nikt taki się nie zjawił.
-Ładne mieszkanie.
-Dzięki.- Jeśli ktoś lubi małe przestrzenie bez ogrzewania. Ja nie lubię, ale zdążyłam się przyzwyczaić.- Chcesz się czegoś napić?
-Nie. Tak właściwie przyjechałem tu bo musiałem się tego dowiedzieć.
-Pewnie tego dlaczego nie pojechałam?
-Nie.
-Nie? Więc o co chodzi?
-Pojedź tam ze mną.
-Co?- Na początku nie zrozumiałam jego pytania. Pojedźmy tam razem? Co to ma znaczyć. Jak ja mam to rozumieć? Chyba mnie nieco zatkało, ponieważ Nam zaczął kontynuować widząc moją minę.- Rozgryzłem cię.
-Co?- Powtórzyłam jak maszyna. Powinnam być tym zaniepokojona, ale on cały czas się uśmiecha. Nie wiem czy znaczy to coś dobrego czy wręcz przeciwnie. To jakaś groźba?
-Nie lubisz Taehyung' a. Dlatego nie chciałaś spędzić z nim sześciu godzin w autobusie. Czy tak?
-Poniekąd.- Boże już myślałam, że chodzi mu o coś innego.
-Dlatego pojedź tam ze mną. Wystarczy, że powiesz tak. Mój samochód jest na zewnątrz.
-To miłe z twojej strony, ale gdyby ktoś zobaczył, że przyjechałam tam z tobą. Oboje mielibyśmy kłopoty.
-Gdy dojedziemy na miejsce wszyscy będą już spać.
-No nie wiem...- Przecież postanowiłam, że nie zrobię czegoś czego nie chcę. A teraz przez myśl przechodzi mi to co przed chwilą usłyszałam. To wręcz nie możliwe bym zrezygnowała tylko dlatego, że bałam się wsiąść z nim do jednego autobusu. Ja po prostu nie chciałam tam jechać. A teraz... rozważam to ponownie?
-Co tracisz na tym wyjeździe. Pokaż się do dobrej strony. No i chyba nie zostawisz mnie znów samego.- Znów? Ach no tak. Chyba nie mogłabym mu tego zrobić po raz drugi. Może i zaczął by coś podejrzewać. Czy nie lepiej jest gdy myśli, że go nie lubię. Jeśli wyprowadzę go z błędu będą jeszcze większe kłopoty niż są teraz. Za wszelką cenę chcę ich uniknąć. Zwłaszcza, że już teraz on może coś podejrzewać. Podejrzewać, że go lubię. To by była już katastrofa.
W mojej głowie już zaczęły krążyć te straszne myśli.
-Dobrze. Nie zostawię. Pojedźmy tam jako przyjaciele. Tylko się spakuję.
-Poczekam.- Zostawiłam go w pokoju, a sama zamknęłam się w swoim. Odetchnęłam przekonując samą siebie, że to najlepszy pomysł, że dzięki temu nie powstaną żadne plotki. I byłam mu to winna. Za tamten spaprany wieczór. Obym tylko nie żałowała tej decyzji. A w tym momencie jestem pewna, że tak.
Wyciągnęłam torbę i zaczęłam pakować ciuchy. Ale po chwili zorientowałam się, że nic z tych rzeczy nie nadaje się na taki wyjazd. Pomyślałam o tych nowych ciuchach, których jeszcze nie miałam okazji włożyć bo po prostu było mi ich szkoda. W końcu przyszedł czas by z nich skorzystać.
-Jestem gotowa.
-Więc chodźmy.- Powiedział ucieszony, a ja miałam różne odczucia. Jednak postanowiłam nie psuć i tego wieczoru.
* * *
Kiedy wjeżdżaliśmy na zastawiony parking już prawie przysypiałam, ale widok czterogwiazdkowego hotelu zupełnie mnie rozbudził. Spojrzałam na Namjoon' a, ale on nawet tego nie zauważył. Za to mój strach wzrósł bardziej niż chwilę temu. Jestem pewna, że bicie mojego serca słyszą ludzie na najwyższym piętrze. Na prawdę staram się myśleć o tych przyjemnych rzeczach, jak wielki basen czy dobre jedzenie. Ale oczywiście zawsze jest coś, a raczej ktoś kto przypomina mi bym nie bujała w obłokach.
Wielkie zdjęcie uśmiechniętego Taehyung' a na budynku wygląda jakby to właśnie ze mnie się tak śmiał. Boże gorzej chyba być nie może.
-Na prawdę będzie fajnie. Tylko się nie stresuj. Olej to.- Gdybym tylko potrafiła to wszystko ignorować tak jak on. Wtedy mogłabym wiele znieść.
-No pewnie.- Uśmiechnęłam się dla niepoznaki.
-A, zanim wysiądziesz weź to.- Wręczył mi niebieską kopertę.- Bez zaproszenia nie dostaniesz pokoju.
-Ach, no tak. Dzięki, ale skoro zabieram twój pokój to gdzie będziesz spać?
 
-W mieszkaniu.
-A no tak.- Jak mogłam zapomnieć.
Taką wymianę mogłam uznać za wręcz świetną. Zanim weszłam do holu oboje ustaliliśmy wersję wydarzeń. On nie chciał głupich docinków ze strony swoich przyjaciół, a ja nie chciałam zamieszania. Pożegnaliśmy się, a ja poszłam prosto do recepcjonisty. Oczywiście popatrzył na mnie podejrzliwie, ale kiedy wyjaśniłam po co tu jestem nagle stał się bardzo miły. Mogłabym powiedzieć, że gdybym poprosiła padł by mi do stóp. To było zdecydowanie krępujące. Odetchnęłam dopiero kiedy zatrzasnęłam za nim drzwi mojego pokoju. Spojrzałam na te wszystkie luksusy i wręcz zapiszczałam ze szczęścia. Pierwsze co zrobiłam to rzuciłam się na wielką kanapę. Mogłabym tu zamieszkać na zawsze. Wielki telewizor, szklany stolik, cztery fotele w których na pewno spokojnie bym usnęła. No i ten przepiękny widok za oknem. Jak ja mogłam z tego od tak zrezygnować? Zdecydowanie wszystkie opowieści Hany nie równają się z zobaczeniem tego na żywo. Jest jeszcze lepiej. Ale i tak muszę coś zjeść.
Postanowiłam zejść na dół do bufetu. Mam nadzieję, że w takim hotelu jak ten jest on całodobowy. W końcu przecież jest dopiero dwunasta w nocy. Tutaj to zapewne młoda godzina skoro i tak ludzie chodzą po korytarzach. Wsiadłam do windy i wcisnęłam przycisk. Wsłuchiwałam się w melodię gdy nagle winda się rozsunęła na 4 piętrze, a ja straciłam trzeźwość myślenia. Cały spokój ze mnie uleciał. Odsunęłam się nieznacznie. Tae obrzucił mnie zaskoczonym spojrzeniem, ale i tak się nie odezwał. Dopiero gdy zamknęły się drzwi spojrzał na mnie nieco zdegustowany. Co mu się znowu nie podobało?
-No co?- Burknęłam zła.- Aż tak interesuje cię moja osoba?
-W żadnym wypadku. Myślałem, że nie chcesz jechać.
-Miałam małe problemy i nie mogła pojechać ze wszystkimi.- Skłamałam bo nie widziałam potrzeby mówienia mu prawdy. Zwłaszcza jemu.
-Więc musiałaś przyjechać z kimś.
-Nie. Przyjechałam sama, taksówką.
-Skąd znałaś adres?
-Był napisany w liście.- Przygotowałam się na każde zadane pytanie. Nieco mnie dziwiło to, że aż tak się tym interesuje.- Nie musisz się niczego obawiać. Nie zamierzam pokazywać się z tobą. Chcę tylko odpocząć tak jak wszyscy.
-Czytałaś plan?
-Co?
-Z resztą nie ważne.- Drzwi się rozsunęły, a ja wypadłam z windy byle by zacząć oddychać czymś więcej niż jego perfumami. Całkiem ładnymi jakby nie patrzeć. Ale to przecież bez znaczenia.
* * *
Co za wredny człowiek puka do mych drzwi o tak wczesnej porze. Przecież nie zamawiałam śniadania, do cholery! Dźwignęłam się z łóżka opatulona prześcieradłem. Popatrzyłam jeszcze w małe lusterko i otworzyłam drzwi. Na sam początek usłyszałam pisk i Hana rzuciła się na mnie. Ledwo ustałam na nogach, ale też cieszyłam się, że tu jest i, że to ona znalazła mnie, a nie ja musiałam szukać jej. Obie padłyśmy na kanapę.
-Jednak się zdecydowałaś.
-Um, no tak wyszło.
-No rozumiem. Już wszystko zdążyłam usłyszeć. Jestem trochę wściekła. Nie powiedziałaś mi, że Monick chcę się z tobą przyjaźnić.- Westchnęłam. Wydało się bo jakby nie mogło. Tutaj każdy plotkuje. Jak to na wyjeździe.
-Nie chciałam tego. To stało się wbrew mojej woli. Po prostu ona była za miła, a ja zbyt miękka i nie potrafiłam jej odmówić. Z mojej perspektywy to beznadziejne. Możesz być na mnie zła. Masz pełne prawo.
-No co ty. Przecież tu nie chodzi o to. To faktycznie jest nieco problematyczne.
-Jesteś jedną, znaną mi sobą, która tak myśli.
-Już teraz wszystko mi się poukładało. To dlatego nie chciałaś jechać?
-Poniekąd tak. Ale przekonał mnie przyjaciel i przyjechałam. Tu naprawdę jest świetnie. I to wielkie łóżko.
-Ach, no właśnie obudziłam cię.
-Nie szkodzi. W sumie jestem głodna. Co tutaj serwują?
-To jeszcze nie sprawdzałaś?- Popatrzyła na mnie zdezorientowana.
-Um, no nie. Wczoraj tylko zeszłam na dół do bufetu, ale byłam zmęczona i przyszłam z powrotem.
-Poczekaj. Zaraz zamówimy coś bardzo drogiego.
-No może nie koniecznie. Nie wiem ile mam kasy.- Hana parsknęła, a mnie nie do śmiechu. Tu wszystko musi być strasznie drogie.
-Sora, kochanie. Tutaj jest raj. Nie płacisz za nic. Jesz co chcesz. Bierz co chcesz i korzystaj z czego chcesz. Wszystko na koszt firmy.
-No to zaszalejmy.- Sięgnęłam po meni i spojrzałam na najdroższe rzeczy. Chyba nie będą sprawdzać co kto zamawia.
Po 15 minutach pojawił się boy i przywiózł jedzenie. Razem z Haną włączyłyśmy tv i zaczęłyśmy jeść to co wyglądało bardziej apetycznie. Wiadomości nie okazały się być najlepszym pomysłem z samego rana. Znów gorące wiadomości o Tae i Monick. Obie westchnęłyśmy i przełączyłyśmy na jakiś serial. W połowie odcinka nie mogłam ruszyć się z miejsca. Po pierwsze uniemożliwiał mi to pełny brzuch, po drugie zaplątałam się w prześcieradło.
-O boże. Nie mam siły. Nigdy w życiu nie spalę tych kalorii.- Narzekała Hana. Natomiast ja się tym nie przejmowałam po prost wiedziałam, że muszę to zapamiętać bo drugiego razu nie będzie.
Pukanie do drzwi sprawiło, że jeszcze bardziej nie chciało mi się nigdzie ruszać. Wysłałam Hanę by otworzyła drzwi.
-Okej pójdę.- I poszła. Ale było coś za cicho więc postanowiłam ruszyć zobaczyć co się dzieje. Jednak gość był szybszy i wpakował się do salonu zanim zdążyłam okryć prześcieradłem swój tyłek, który był tylko w samej bieliźnie. Zamarłam na chwilę, a potem wręcz krzyknęłam i zasłoniłam się.
-Puka się!- Powiedziałam wściekła gdy Tae się tylko gapił. Zaraz potem całkowicie się zmieszał, a ja usiadłam na kanapę i dodatkowo położyłam poduszkę na kolanach. Mogłabym przysiądz, że jestem już czerwona jak burak. A wszystko to wina tego w gorącej wodzie kąpanego gościa.
-Jest już dziesiąta.
-I co z tego. Lubie długo spać.- Chciałam mieć coś na swoją obronę. No ale niestety cały stół zastawiony żarciem z pewnością nie świadczył o mnie dobrze. Lubiłam jedzenie. Tylko gdybym wiedziała, że tu przyjdzie nie wystawiłam bym tak wszystkiego i jakoś to ogarnęła. Jego rozbawiona mina na pewno świadczy tylko o jednym. Zbłaźniłam się po raz kolejny. Już nawet przestałam to liczyć. Niech już sobie pójdzie.- Mów czego chcesz. Muszę się ubrać.
-Właśnie, ubierzcie się szybko. Za pół godziny zaczynamy nasz plan.
-Plan? Jaki plan?- Czy to coś o czym wspomniał wczoraj?
-Koleżanka ci wytłumaczy, ja nie mam na to czasu.- I wyszedł, a ja znów westchnęłam. Co za cholerny poranek. Nie miał kiedy przyjść. Już nawet duch byłby lepszy niż on. A co gorsze to to iż Hana nie da mi teraz żyć.
-Jestem martwa.- Szepnęłam sama do siebie, a Hana dostała jakiegoś napadu śmiechu. Co w tym takiego zabawnego to sama nie wiem, ale wiem, że tego też nie zapomnę do końca życia.
-Od teraz musisz zmienić swoją bieliznę w coś co nie będzie miało nic wspólnego ze słodkimi kaczuszkami.- Z powrotem zaczęła chichotać. Rzuciłam w nią poduszkę i tak nic nie pomogło więc po prostu poszłam się ubrać.
* * *
Wypytałam Hanę po ten cały tajemniczy plan. Okazało się, że to coś co ma zintegrować nowych i starych pracowników. Tylko, że nikt nie spodziewał się zobaczyć tu mnie. Zwykłą sprzątaczkę. Po mimo tych złych spojrzeń w duchu cieszyłam się, że nie wiedzą całej prawdy. Bo wtedy pewnie nie obyło by się bez kąśliwych uwag. Zamierzałam trzymać się blisko Hany i subtelnie odmawiać tym którzy chcieli by to zmienić.
Usiadłyśmy na długiej ławce. Obecnie świeżę powietrze pobliskiej łąki było tym czego potrzebowałam. Inni pracownicy w grupkach byli zajęci rozmową.
-Co tak właściwie jest pierwsze w tym planie?- Jeszcze nie do końca ogarniałam to całe integrowanie się. Nigdy nie zdarzyło mi się brać w czymś takim udziału. Szpital był od leczenia ludzi, a nie poznawania się.Tu to co innego. Na prawdę próbowałam się odnaleźć i nie zwariować ze strachu.
-To naprawdę świetna gra. Zobaczysz spodoba ci się. Można komuś dokopać całkiem legalnie.
-Dokopać? W jakim sensie?- Nie mam zamiaru się z nikim bić.
-Paintball. Mówi ci to coś.- Uśmiechnęła się.
-Mówi aż za wiele.- To będzie katastrofa. Chyba nawet śmiem twierdzić, że gorsza niż ta rano.
-Zabaw się. Może ustrzelisz któregoś z jego przyjaciół albo i jego samego.- Przyjaciół. Mój boże gdzie jesteś jak cię potrzebuję.
Jak na zawołanie Hana szturchnęła mnie łokciem w bok i moim oczom ukazali się wszyscy. Na czele przez wszystkich kochana para, a za nimi cała reszta kończąc na Namjoon' ie. Nieśli potrzebny sprzęt. Odwróciłam wzrok byle by nie patrzeć na Tae, Nam' a i Monick. Miałam cichą nadzieję, że nawet jeśli mnie zauważyli to mieli trochę rozumu by nawet nie patrzeć za długo.
Bo przecież nie było na co. Moje ciuchy nie były kupione w markowym sklepie.
-Podejdźcie wszyscy, proszę!- Zostałam pociągnięta do grupki by wysłuchać zasad. Rozglądnęłam się bo to pierwszy i pewnie jedyny raz by zobaczyć wszystkich wybrańców. Ich wiek nie sięgał wyżej niż trzydziestki. Czyli, że mieściłam się w granicach normy. Spokojnie wróciłam do słuchania.
-Dziś zagramy w paintball. Podzielimy się na dwie grupy. Liczę na dobrą zabawę i współpracę. Bez żadnych nieporozumień. Czy ktoś ma jakieś pytania?- Ja miałam ich sporo, ale zamilkłam zostawiając je dla siebie. Zabrałam jeden ze stroji i zapas kulek. Po małej instrukcji obsługi mniej więcej wiedziałam co i jak. Pośmiałam się z naszej nieudolności, mojej i Hany. A zaraz potem podzielono nas na grupy. Niestety odebrali mi Hanę. Za to dostałam w prezencie Monick, Jina, Kooka oraz Namjoona i paru innych ludzi których nie kojarzyłam. Ogólne było nas dziesięć na dziesięć. 
Weszliśmy w mały lasek. Głośny gwizd oznajmił początek zabawy. No to ruszyłam przed siebie rozglądając się co chwilę. Na prawdę nie miałam na to wszystko ochoty. Jednak postanowiłam jakoś to przebrnąć w spokoju gdzieś za drzewem. Tak, że  nikt mnie nie zauważy. Już na samym początku usłyszałam strzały i zdecydowanie uciekłam dalej w głąb. Po godzinie zrobiło się dość zimno. Dopięłam kurtkę i zaczęłam wracać skąd przyszłam. Wlazłam w niezłe bagno. Błoto kleiło mi się do kozaków. Przeklęłam pod nosem.
-Ładny strój.- Usłyszałam koło ucha znajomy głos.
-Och, to ty. Nie widziałam, że  znajdziesz mnie w tym lesie. 
-Chyba nie co się pogubiłaś. 
-Myślę, że nie. Po prostu wracam. Gra się chyba skończyła.
-Jeszcze nie. Widziałam ludzi chodzących w tym lesie. Świetnie się bawili. Ktoś jest blisko ciebie.
-Blisko. Jak blisko? Kto idzie? 
-Nie mam pojęcia. Po prostu to czuję. Nie widzę twarzy.
-Cholera. Muszę się gdzieś ukryć. Tylko gdzie?- Oczywiście mogłam dać się  ustrzelić, ale to by nieco bolało. A chciałam uniknąć  bólu. Tylko, że to las i są tu same drzewa oraz krzaczki. Postanowiłam ukryć się w jagodach. 
-I tak cię widać.
-Mogłabyś sobie już iść.- Szepnęłam.
-Nie mogę i nie chcę. Nie powiedziałam tego co miałam do powiedzenia.
-To na co czekasz? Aż oberwę? 
-Nie. Zgodziłaś się więc ja dotrzymam obietnicy. Pomogę ci jeśli mu pomożesz.
-Jak już mówiłam nie będę robić nic nadzwyczajnego.
-Już mówiłam, że nie chcę byś robiła coś więcej niż dotychczas.
-Olej to. Miło było.
-Pa.- I zniknęła w tym samym momencie w którym na horyzoncie pojawił się Tae. Zauważył mnie wręcz natychmiast. Krzaki nie były dobrym schronieniem. Ale po mimo tego nie wycelował we mnie od razu. Szedł szybkim krokiem w moją stronę. Jakby był wściekły. Chociaż nie wiem za co. Jakoś mnie sparaliżowało mnie i stałam jak słup soli. Nagle przystanął z uśmiechem na twarzy.
-Okej. Masz mnie. Więc strzel i miejmy to za sobą.- Wyszłam z ukrycia. 
-To byłoby pozbawione całej zabawy.- Spojrzałam na niego. Tym razem to ja się uśmiechnęłam. Chociaż miałam wielką chcę się śmiać. Teraz już nie musiałam nawet uciekać. Jedna jego nieuwaga i wpakował się w niezłe bagno. I to dosłownie.
-Taehyung teraz radzę ci się nie ruszać.
-Że co?
-Popatrz w dół.- Spojrzał i uśmiech zszedł mu z twarzy i przybrał minę niedowierzania. 
-Cholera! Co za gówno.
-Faktycznie twoich stóp już nie widać. 
-Zrób coś!- Krzyknął zdenerwowany. Mnie osobiście  to nieco bawiło. Ale przecież musiałam mu jakoś pomóc. Rozejrzałam się za jakąś pomocą. Nieopodal leżał długi patyk więc po niego sięgnęłam.
-Złap mocno.
-No co ty nie powiesz.-Odparł sarkastycznie. Cofnęłam kij. Niech się trochę pomartwi. Za te wszystkie niemiłe sytuacje.
-Bądź milszy. Próbuje ci pomóc.
-Okej. Więc to zrób żebyśmy mogli wrócić. 
-Mam taki zamiar.- Wyciągnęłam kij w jego stronę. Kiedy go chwycił pociągnęłam, ale nic się nie udało. Nadal stał w błocie tylko, że teraz po pas. Ogólnie nie było mi już do śmiechu. Nieco zaczęłam panikować.
-Co robić? 
-Sora najpierw się uspokój, słyszysz.
-Okej, okej.
-Teraz popatrz na mnie.-Zrobiłam tak jak kazał.- Weź ten kij i spróbuj jeszcze raz. Na pewno dasz radę.-Faktycznie musiałam się ogarnąć i mu pomóc bo inaczej będę winna utopienia Tae w błocie . To raczej ciężki zarzut. 
Spięłam się  I pociągnęłam. Prawie, że urwało mi ramiona. A potem to już  tylko ciało Tae zwaliło się prosto na mnie. Stęknęłam bo przygnieciono mi moją wątrobę. Już nie wspomnę o błocie na twarzy. Rzuciłam go z siebie mając dziwne wrażenie deja vu. Nie dość, że  byłam wykończona to jeszcze jestem cała w błocie. Spojrzałam na Taehyunga który wyglądał jakby uciekł samej śmierci.
-Dzięki.- Mruknął i wstał w ogóle mi nie pomagając. Zignorowałam to bo i tak chciałam mu nagadać. Tym razem była  bym głupia gdybym to zignorowała. Popatrzyłam na niego z mordem w oczach. Podczas kiedy on coś tam do mnie mówił we mnie narastała złość. Kiedy do mnie podszedł po prostu go uderzyłam. Oczywiście nie w twarz. Na to nie miałam odwagi. Za to jego ramię mogło ucierpieć tak jak moje. 
-To na prawdę ... jak mogłeś nie patrzeć pod nogi, co?! Przestraszyłeś mnie! Nie mogłeś po prostu strzelić. Zachciało ci się zabawy!- Krzyczałam zła a wręcz wściekła bo najadłam się strachu. Przecież mógł się utopić na moich oczach. Tego bym nie przeżyła. Nadal się trzęsę. Na początku było zabawnie, a potem wręcz wiało zgrozą. A ten po prostu wyszedł i zajął się sobą.
-Sora!!
-No co!!- Krzyknęłam raz jeszcze.
Tae po prostu podszedł do mnie i przytulił. Zderzyłam się z jego klatą całkiem oszołomiona. Po prostu tak stałam próbujący się uspokoić. Oboje byliśmy brudni od błota. Ale to ja wyglądałam jakbym to ja się topiła  przed chwilą a nie on.
-Dziękuję.- Powtórzył jeszcze raz. Odsunęłam się nieznacznie by spojrzeć mu w oczy. Te cholerne, hipnotyzujące oczy. Zapatrzyłam się jak wariatka. Zapomniałam co miałam powiedzieć. 
-Cholerne błoto.-Mruknął i pocałował mnie. 
Matko święta! Jego usta na moich i to jest jak najbardziej realne. Zamknęłam oczy automatycznie. Nogi mi zmiękły. Tae chyba to zauważył i złapał mnie przeciągając bliżej siebie. Odleciałam dalej niż bym sobie wyobrażała. Rozchyliłam usta zapraszając go bliżej. Myślałam, że  mnie odtrąci, ale nic takiego się nie stało. Wręcz przeciwnie nasze języki zetknęły się ze sobą i poczułam smak truskawek. I coś jeszcze. Na dole. W spodniach Tae. 
Odskoczyłam od niego jak poparzona prądem. Przystawiłam dłoń to ust. Były jeszcze ciepłe. 
Boże co ja zrobiłam. 
Nie.
Chwila.
-Coś ty zrobił.- Pisnęłam oburzona.





No i jak się  podobało? Musiałam rozkręcić fabułę.