poniedziałek, 24 kwietnia 2017

Rozdział 2

Cześć wszystkim!
Tym razem pojawiam się z nieco krótszym rozdziałem, ale następny przewiduję na więcej stron.
Przy okazji chciałam zachęcić was do komentowania. Nie zaglądałam tu dość regularnie i mam nadzieję, że przerwiecie ciche dni :p


Historia dopiero się rozkręca, moi drodzy, więc zapraszam do czytania!


Beta: Ann Flo







           
Posiadłość Seunghyuna



Po godzinie pochylania się nad kartką, napisałam list. Miałam zamiar wysłać go do mamy. Czułabym się winna, gdybym chociaż nie spróbowała wytłumaczyć jej, dlaczego podjęłam taką decyzję. Mimo, że nie zawarłam w liście wszystkich szczegółów, miałam nadzieję, że to. co najważniejsze udało mi się przekazać. Wysyłając list, zdałam sobie sprawę, że nie mam co liczyć na zrozumienie z jej strony. W końcu jest moją mamą, a ja jej córką. Po prostu to ma być dla niej informacją i nic więcej.
 Co do Inny. Byłam pewna, że list trafi również w jej ręce i możliwe, że ona zrozumie mnie bardziej. Właściwie chciałam tylko, żeby była bezpieczna. Możliwe, że będą mnie szukać, ale bez wskazówek nigdy nie trafią na mój trop. Sama nie potrafiłam do końca określić, gdzie się wybieram. Nie znalazłam tego miejsca na żadnej mapie. Uwierzyłam Christinie na słowo, bo co innego mogłam zrobić? Jako jedyna byłam w tym wszystkim nowa i wciąż wiedziałam o wiele więcej niż inni. To moja ostatnia deska ratunku- informacje, które musiałam rozszyfrować jak najszybciej.
Dokładnie wiedziałam jak spędzę całą podróż do tego niezwykłego miejsca. Musiałam zarezerwować bilet na pociąg. Okazało się, że czekają mnie aż dwie przesiadki. Z moich obliczeń wychodziło, że miałam przed sobą dzień podróży pociągiem.
Nie użyłam swoich pieniędzy. Aktywowałam kartę i dzień wcześniej wyruszyłam na zakupy. Kierując się sporządzoną listą, wybierałam rzeczy najlepszej jakości, zaczynając od porządnego plecaka, kończąc na słowniku, kompasie i scyzoryku. Wiedziałam, że będę musiała obejść się bez torby pełnej ubrań, czy też kosmetyków. Zakładałam, że będę walczyć o przetrwanie w jakiś lasach deszczowych, a nie spać w drogich hotelach. Jednym słowem, poczyniłam wszystkie przygotowania. Na koniec włożyłam książkę na temat przetrwania w dziczy. Tak naprawdę nic nie wiedziałam o dzikich zwierzętach i miałam nadzieję, że tam gdzie wyruszałam, uda mi się przekonać Seunghyuna  by mi pomógł. Właśnie takie miało być moje pierwsze zadanie. Zdobyć sojusznika, który zechce mi pomóc.
Nie miałam innego wyboru jak naprawdę się postarać albo w przeciwnym wypadku wracałabym do domu z podkulonym ogonem. Ale wtedy nic by się nie zmieniło.

Nie pozwoliłam Innie, żeby odprowadziła mnie na stację. Sama odnalazłam peron i westchnęłam na widok tego trupa. Oczekiwałam maszyny, która w ogóle będzie w stanie ruszyć z peronu, a przede mną stał pociąg, który najlepsze czasy miał już za sobą. Już od początku nie mam łatwo, ale skoro inni zdecydowanie wsiadają do środka, ja zrobiłam to samo. Weszłam do najbliższego przedziału i zajęłam miejsce. Zapowiadało się, że sama spędzę te kilkanaście godzin i w sumie było mi to na rękę.

Przez następne cztery godziny poświęciłam się lekturze, po czym nadszedł czas na posiłek. Jakoś udało mi się przełknąć twardą bułkę. Musiałam przyznać, że warunki nie były najlepsze. Miałam wrażenie, jakby pociąg co chwilę niebezpiecznie przechylał się z jednej strony na drugą. Jedyny plus to toaleta, w tej kwestii nie musiałam się martwić. Jednak pozostawały ważniejsze sprawy niż wychodek.
Spojrzałam przez szybę. Odkąd wsiadłam, ciągle mijałam pola i lasy, żadnej cywilizacji. Liczyłam na małe miasteczko lub jakąś wieś i wcale nie zapowiadało się, byśmy na coś trafili przez najbliższy czas.


Ze snu wyrwał mnie gwizdek oznajmiający, że jesteśmy na miejscu.  Otrząsnęłam się i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Kiedy byłam pewna, że niczego nie zapomniałam, ruszyłam do wyjścia.
Na dworze było chłodno i od razu przeszły mnie ciarki. Pogoda znacznie się różniła od tej w Nowym Yorku, pewnie musiałam być naprawdę daleko od domu. To trochę mnie przeraziło, ale nie myślałam o tym żeby się poddać. Teraz tylko musiałam postępować według wskazówek.

Christina bardzo szczegółowo opisała drogę, dzięki czemu nie błądziłam w zaroślach. Po piętnastu minutach podążania polną ścieżką, wreszcie trafiłam na znak.
,, Zapomniana wioska’’.
Wcale nie zdziwiły mnie te słowa. Nikt nie dotarłby tu bez pomocy przewodnika.
Na horyzoncie ujrzałam pierwszych ludzi. W ogóle nie zwrócili na mnie uwagi, więc też nie zamierzałam ich zagadywać. Zresztą nie wyglądali na rozmownych, a raczej podejrzanych.
Z każdą chwilą przekonywałam się, że to miejsce naprawdę jest okropne. Sami mieszkańcy wyglądali, jakby nienawidzili każdego dnia życia w takich warunkach. Domy były zrobione z drewna, które gniło w niektórych miejscach, a okna ledwo trzymały się na swoich miejscach. Moje stopy grzęzły w błocie przy każdym kroku.
Musiałam na chwilę przystanąć i rozejrzeć się.
Dookoła siebie miałam niezbyt obiecującą scenerię i zbyt łatwo miało mi przyjść znalezienie owego sojusznika. Jednak potem przypomniałam sobie o tym, że nie wiem jak ten ktoś wygląda. Nie znałam nawet jego imienia. Jedyną informacją, jaką posiadałam był fakt, że jest profesorem. Czy to oznaczało, że mam szukać starszego pana z siwą brodą?
Przekraczając granice tej wioski, od razu stwierdziłam, że trudno będzie znaleźć tu rozmowną osobę, ale czego się nie robi żeby przetrwać?
Zaczepiłam starszą panią przy jednym ze stoisk.
-Przepraszam bardzo.- Odezwałam się niepewnie. Kobieta spojrzała na mnie krytycznie. Zdecydowanie nie chciała ze mną rozmawiać. W końcu byłam tu obca.-Szukam pewnego mężczyzny. Nie wiem jak się nazywa, ale to bogaty profesor i nie do końca lubi towarzystwo. Może wie pani, gdzie znajdę taką osobę?
-Nie znam nikogo, kto by pasował do opisu.- Odparła oschle i odeszła zanim zdążyłam podziękować.
Westchnęłam po raz kolejny.
Nie mogłam się tak łatwo poddać, ale z drugiej strony reszta mieszkańców także nie wyglądała na chętnych do rozmowy.
Próbowałam rozmawiać z innymi ludźmi, którzy wyglądali na miłych. Na moje nieszczęście tylko tak wyglądali. W rzeczywistości nikt nawet nie kojarzył takiej osoby albo po prostu nie chcieli nic mówić, jeśli nic od nich nie kupiłam. Mogłam pomyśleć o zabraniu ze sobą gotówki. Na pewno udałoby mi się ich przekupić, a tak pozostawało mi tylko jedno wyjście.
Znalazłam stary pniak, który posłużył mi za siedzenie. Schowałam twarz w dłoniach myśląc, co dalej. Nie miałam całego dnia. Musiałam gdzieś się zatrzymać na noc. Pomimo tego spędziłam dobre dwadzieścia minut na bezczynnym siedzeniu i gapieniu się w mapę. Szkoda, że Christina, wbrew pozorom dała mi tak mało wskazówek.
Przez chwilę obserwowałam dzieci bawiące się nieopodal. Współczułam im życia w takich warunkach. Zauważyłam, że jedna z dziewczynek ciągle stoi na uboczu. Pomyślałam, że inne dzieciaki wykluczyły ją z zabawy, co od razu mnie wkurzyło.
Nie wiele myśląc, podeszłam do niej, bo nie mogłam patrzeć na jej smutną twarz. Zdecydowanie chciałam jej jakoś pomóc.
Podeszłam ostrożnie, ale ona nawet na mnie nie spojrzała. Cały czas gmerała patykiem w błocie.
-Cześć.- Zagadnęłam ją. Nie zbyt znałam się na dziecięcych problemach, ale czułam, że łatwiej będzie mi dogadać się z nią niż z dorosłymi.- Czemu stoisz tu tak sama? Te dzieciaki ci dokuczają?- Dziewczynka nie była zbyt rozmowna. Zdążyłam uchwycić jak nieznacznie kiwa głową potwierdzając moje przypuszczenia.- Te dzieciaki są naprawdę niewychowane. Chcesz, żebym sobie z nimi porozmawiała?- Kolejny raz kiwnięcie głową.- Powiem im, jak się traktuje dziewczyny.
Jeśli mogłam jej pomóc, właśnie miałam zamiar to zrobić.
Wkroczyłam w sam środek roześmianej grupki. Od razu zamilkli i popatrzyli na mnie krzywo.
Przybrałam poważny wyraz twarzy.
-Doszły mnie słuchy, że wykluczyliście tę dziewczynkę z waszej zabawy. Powinniście wiedzieć, że to nie fair. Wsze mamy na pewno nie byłyby z tego faktu zadowolone.
-Ona jest głucha. Jak mamy się z nią bawić?- Spojrzałam na chłopca, który zapewne przewodził tą całą grupką.
-Tm bardziej powinniście pokazać jej, że jesteście dobrymi kolegami. Ona wcale nie różni się od was, wręcz jest wyjątkowa na swój sposób. Dlatego nawet nie próbujcie jej dokuczać, jasne!- Usłyszałam ciche pomruki zapewnienia, że od teraz będzie w porządku. Rozpędziłam to towarzystwo.
Wróciłam do dziewczynki, która była już w lepszym humorze.
-Powinno być już w porządku. Nie będą ci więcej dokuczać.
Poczułam się nieco lepiej z faktem, że jednak moja obecność tutaj przyniosła jakieś rezultaty. Teraz musiałam ją zostawić i wyruszyć na poszukiwania. Kierując się swoim instynktem.
Westchnęłam, poprawiając plecak.
Ponownie zaczęłam wpatrywać się w prowizoryczną mapkę. Naprawdę starałam się dostrzec na niej cokolwiek nowego, jednak to bez sensu. Wychodzi na to, że utknęłam już na samym początku podróży. Christina na pewno nie poddałaby się, ale jej tu nie ma, bo nie żyje. Jeśli miałam umrzeć to nie w takim miejscu.
Spojrzałam w niebo. Zapowiadało się na deszcz.
-Po prostu pięknie.- Mruknęłam.
Po chwili poczułam jak coś ciągnie mnie za nogawkę. Zerknęłam w dół i zobaczyłam znajomą twarz. Mała dziewczynka wskazała palcem na pobliską dróżkę.
-Wiesz, kogo szukam?- Pojawiła się we mnie jakaś nadzieja na powodzenie, a kiedy potaknęła twierdząco, westchnęłam, ale tym razem z ulgą.
Nim zdążyłam zapytać, czy ta droga zaprowadzi mnie do niego, dziewczynka złapała moją dłoń i pociągnęła mnie za sobą.
Nie opierałam się, bo i tak nie miałam innego wyjścia. Liczyłam, że dobrze się zrozumiałyśmy, pomimo tego, że głównie to ja musiałam mówić. Prawdopodobnie wszystko zmierzało w dobrym kierunku. Starałam się zapamiętać drogę, by później się nie zgubić.
Po jakiś piętnastu minutach przed moimi oczami pojawiła się ogromna budowla. Coś na kształt zamku, lecz nie do końca. Przed domem sterczał martwy krzew. Chyba miał zrażać innych do odwiedzin. Na szczęście, po tym, co przeszłam głupi krzak nie stanowił problemu.
Podziękowałam uroczej dziewczynce, po czym pobiegła w drogę powrotną. W końcu miałam przed sobą konkretny cel. Kolejny krok będzie ważnym krokiem. Obawiałam się, że nie zdołam przekonać nikogo, by chciał ze mną podróżować. Dlatego zwlekałam z zastukaniem w mosiężne drzwi. Deszcz w końcu zaczął padać, a ja stałam na ganku, wahając się. Musiałam wrócić wspomnieniami do Inny i mamy, by przekonać się, że warto spróbować.
Chwyciłam zimną kołatkę w dłonie i mocno zastukałam. Właściwie zrobiłam to kilka razy, tak dla pewności. Modliłam się o to, żeby ktoś wreszcie otworzył. Pomyślałam, że brak dzwonka to pierwszy błąd mieszkańców tej posiadłości. Co jeśli nikt nie usłyszy mnie aż do rana?
Stałam niecierpliwiąc się, aż wreszcie drzwi drgnęły i otworzyły się. Przede mną pojawił się całkiem młody facet z poważną miną. Pewnie wyglądałam na bardziej zaskoczoną niż on sam, ale naprawdę nie spodziewałam się zobaczyć tu kogoś w tym wieku.
-W czym mogę pomóc?- Usłyszałam szorstki głos i wróciłam do rzeczywistości.
-Witam. Nazywam się Jennie. Szukam profesora, podobno tutaj mieszka. Chciałabym z nim porozmawiać. To bardzo ważne.- Starałam się brzmieć naprawdę poważnie, ale nie wyglądało, jakbym zdołała go przekonać.
-Nie przyjmujemy gości.- Odparł i zabrał się za zamykanie drzwi.
Byłam na tyle zdesperowana, by przytrzymać je rękoma, czym oczywiście sfrustrowałam nieznajomego. Zignorowałam to niemiłe spojrzenie i kontynuowałam.- Ja naprawdę muszę się z nim spotkać. Wiem, że nie przyjmujecie gości, ale mnie musicie przyjąć.- To nie zabrzmiało przekonująco, jednak nie mogłam tracić czasu na niepotrzebne kłótnie. W ostateczności myślałam, aby wedrzeć się siłą.
-Nie. Przyjmujemy. Gości.- Jego głos był okropny. Wzdrygnęłam się, ale puściłam te cholerne drzwi.
-Dobra! Czy ja wyglądam, jakbym była tylko gościem?- Moja cierpliwość też miała granice i to zazwyczaj bardzo cienkie. Nie wyobrażałam sobie bym tłumaczyła swoją sytuację stojąc na progu, jak żebrak.
Nie zamierzałam spuszczać wzroku z tego zarozumialca.
-Chcę usłyszeć odmowę od tego profesora, inaczej się stąd nie ruszę.- Oznajmiłam twardo. Naprawdę zamierzałam tak postąpić i tak nie mam dokąd pójść.
-Co za…
-Skąd jesteś?- Nagle znikąd pojawił się kolejny mężczyzna. Zdecydowanie starszy od tego niemiłego faceta. Chociaż, z pewnością, niewiele.
-Z Nowego Yorku.
-Wpuść ją.
Od razu zorientowałam się, że to musi być on. Wcale nie staruszek, a mężczyzna, który dopiero zaczyna swoje życie.  Z pewnością to on rządził całym majątkiem. Wystarczyło jedno jego słowo, bym została wpuszczona do środka bez zbędnych pytań. 
 Pomimo budynku stworzonego z cegieł, w środku było niesamowicie ciepło. Mimo że wnętrze zostało urządzone staromodnie, to jednak miało swój urok i nie mogłam oderwać od tego oczu. Gdyby nie fakt, że nie stałam tu sama, na pewno poświęciłabym trochę czasu na zwiedzanie. Ale czekało mnie jeszcze wyjaśnienie powodu mojego przybycia tutaj.
-Wybacz mojemu przyjacielowi. Zazwyczaj nie przyjmujemy gości, więc zrozum.- Profesor udzielił mi wyjaśnień, podczas kiedy szliśmy przez korytarz. Miałam nadzieję, że zmierzamy do jakiegoś pokój, w którym będę mogła doprowadzić się do ładu.
-W porządku.- Nie potrzebowałam przeprosin, a chwili na przedstawienie historii. Przeczuwałam, że zaraz po tym, jak skorzystam z łazienki, wyrzucą mnie z powrotem na deszcz i nie będę miała tej możliwości.  Sam tajemniczy profesor wydawał się być miłą osobą, skoro wpuścił mnie po tym jak zadał mi tylko jedno pytanie.
-Chcę pani najpierw się odświeżyć, czy porozmawiać?- Nagle zapytał, zatrzymując się przy drzwiach.
-Wolę rozmawiać.- Zdecydowanie najpierw interesy, potem przyjemności.
-W takim razie, proszę.- Jak dżentelmen otworzył drzwi i wpuścił mnie pierwszą.
Z przyzwyczajenia zaczęłam dyskretnie rozglądać się po wnętrzu. Zakładałam, że znajdujemy się w jego biurze lub czymś, co miało je przypominać. Patrząc na ścianę wypełnioną rysunkami, wycinkami ze starych gazet i kolorowymi kartkami upewniłam się, że dobrze trafiłam.
-Proszę usiąść.- Zajęłam miejsce przy stoliku.- Nazywam się Choi Seunghyun, a kolega, którego spotkałaś wcześniej to Soo Hyuk. Ale do rzeczy. Przyjechałaś aż z Nowego Yorku, to musi być coś ważnego.
-To niezmiernie ważne.- Zaznaczyłam, choć nie wiem, czy udało mi się zainteresować go. Podczas kiedy ja wyglądałam na poważną, on wyglądał jakby życie go nudziło i moja obecność również. Zignorowałam to, tak jak zrobiłam w wiosce. Po prostu musiałam postarać się bardziej.- Właściwie to przyjechałam tu, by prosić o pomoc. Jest coś, pewna rzecz, a raczej przedmiot, którego poszukuję. Z pewnych notatek wiem, że tylko pan może mi pomóc. W końcu zna się pan na starożytnych przedmiotach.
-Czego dokładnie pani poszukuje?- Spojrzał na mnie obojętnie.
Z plecaka wyciągnęłam odpowiednie zdjęcie i podsunęłam je w jego stronę. Seunghyun wziął je w ręce i doprawdy długo się w nie wpatrywał. Widziałam tylko, jak jego oczy przesuwają się z jednej krawędzi na drugą.
Gdy już miałam zapytać, czy jest w stanie mi pomóc, wreszcie się odezwał:
-Jakie źródło podało pani te informację?
-Ufam tej osobie, więc zapewniam, że moje informację są sprawdzone.- Mógł mi nie wierzyć, tak jak ja jemu. Przynajmniej nie, póki się nie zgodzi.
-Dobrze.- Oddał mi zdjęcie i odchylił się na krześle, tak jakby już postanowił, co ze mną zrobić.-Skąd pewność, że fiolka naprawdę istnieje?
-Wie pan, co w niej jest?
-Oczywiście. Zawartość skutecznie odbiera życie, prawdopodobnie.
-To prawda. Czy przyjechałabym z Nowego Yorku aż tutaj gdybym nie była pewna?
-Każdy wierzy, w co chce.
Zmrużyłam oczy, bo jak na razie zmierzaliśmy donikąd.
-Kiedy pan podróżował za czymś, co nie istniało, to myślał pan podobnie jak ja i nie słuchał tego, o czym teraz mi pan mówi. Też wierzył pan czemu chciał i się opłaciło.- Tym razem chyba udało mi się go zainteresować.
Seunghyun wstał z krzesła i podszedł do biurka. Wcale się nie spiesząc, wyciągnął jakiś zwitek kartek i położył przede mną.
-Szukałem tego, tak jak inni. W końcu odkrycie tego byłoby wielkim wyczynem. Rzecz w tym, że to nie istnieje, przekonałem się o tym. Ale skoro pani nic nie przekona do odwrotu, to jest jedyne, co mogę dać.
-Może nie miał pan tego, co mam ja. Dlaczego przedtem łatwiej było uwierzyć, że coś istnieje niż teraz? Wiem, że to niebezpieczne, a jeśli chodzi o pieniądze, to posiadam je. Niech pan poda cenę.
-Ten zamek należy do mnie. Naprawdę nie potrzebuję pieniędzy. To są wszystkie informacje, jakie zebrałem. Tylko tyle daję i nic więcej. Radzę także wrócić do Nowego Yorku i spróbować żyć normalnie.
-Myślałam, że jest pan bardziej odważny. Jak widać to, co przeczytałam całkiem odbiega od rzeczywistości.- Również wstałam, ale nie po to by już wyjść.
-Ten, kto to pisał, najwyraźniej w ogóle mnie nie znał. Proszę nie wierzyć we wszystko, co na mój temat piszą. A skoro skończyliśmy już o tym rozmawiać, teraz pokaże pani pokój.
Prychnęłam na tyle głośno, by mnie usłyszał, ale jedynym, co ja usłyszałam, były otwierane drzwi. Seung już wyszedł oczekując, że ja zrobię to samo.
Chwyciłam te cholerne papiery i wepchnęłam do plecaka.
Szybkim krokiem dogoniłam Seunghyuna na korytarzu.
-Nie wyruszyłabym w te podróż, gdyby nie to, że moja rodzina jest w niebezpieczeństwie. Naprawdę liczyłam na pana pomoc. Kiedy tam wrócę to jestem pewna, że szybko zginiemy.- Wytłumaczyłam w pośpiechu, ciągle za nim idąc.
Myślałam, że skoro Christina go wybrała, była choć trochę pewna, że mi pomoże. Teraz czuję, że to jednak mój obowiązek, żeby go przekonać. Z drugiej strony, co jeszcze miałabym mu powiedzieć?
Westchnęłam przeciągle.
Wreszcie zatrzymaliśmy się przy kolejnych drzwiach. Nagle pojawił się Soo Hyuk ze swoją niewyraźną miną albo może po prostu już tak miał. Potrzebowałam szybkiego planu, bo inaczej zaprzepaszczę szansę i naprawdę jutro wyląduję na dworze z biletem powrotnym.
-Przygotuj kolację. Może jakieś mięso?- Pytanie padło do mnie i nie mogłam uwierzyć, że właśnie mi je zadano. Nie dam tak łatwo zapomnieć o mojej sprawie.
-Panowie, jesteście niepoważni!- Prawie, że krzyknęłam, a to wszystko z frustracji. W życiu nie spotkałam tak aroganckich ludzi.
-A pani nie mądra, jeżeli myśli, że śmiercionośny napój istnieje!- Seung również podniósł na mnie głos.  Chyba uważał, że jestem mu wdzięczna za schronienie.
-Taka jest prawda.- Dalej obstawałam przy swoim. Byłam tu, bo musiałam uwierzyć i teraz nic tego nie zmieni. Nikt nie wepchnie mnie do tego pokoju, a już na pewno nie zamknie mi ust.
-Nakrywać dla dwóch, czy trzech osób?- Wtrącił się Soo Hyuk, który do tej pory tylko się nam przyglądał.
-Dla dwóch. Pani jednak wychodzi.- Seung odparł surowo, wciąż patrząc mi w oczy. Widziałam jego zdenerwowanie i szczerze miałam to gdzieś.
Chciałam go jakoś przekonać, przy tym nie zdradzając najważniejszego faktu. A jednak to nie zadziałało.
Zeszłam po schodach, nieuchronnie zbliżając się do wyjścia, a jednocześnie zastanawiając się, czy aby na pewno nie zdołam inaczej wzbudzić u Seunghyuna chęci do pomocy.
Zatrzymałam się w połowie drogi do drzwi.
-Christina miała nadzieję, że mi pomożesz. To ona dała mi wskazówki jak cię znaleźć.
Udało mi się sprawić, że zarówno Seung jak i Soo Hyuk odwrócili się w moją stronę, nie dowierzając mym słowom.
Zrozumiałam, że trafiłam w czuły punkt. Teraz to ja miałam przewagę nad nimi, zwłaszcza nad Seunghyunem. Nagle przestał być wściekły, a niesamowicie zbladł na samą wzmiankę o Christinie. Nie wątpiłam, co do tego, że ta dwójka dobrze się znała.
-Udowodnij.- Zażądał Soo Hyuk, ponieważ Seung wciąż był w wielkim szoku. A może po prostu mi nie uwierzył.
-Udowodnię, ale najpierw z powrotem pójdziemy na górę.- Zażądałam.
-Nie ty ustalasz zasady.- Soo Hyuk próbował przeciągnąć szalę na swoją stronę, ale Seunghyun mu przerwał.
-Niech będzie.

Zawróciliśmy zgodnie z moim planem. Z pewnością teraz wezmą pod uwagę moje znajomości, a ja zataję fakt, że tak naprawdę nigdy nie poznałam Christiny.
Ta dwójka zdawała się być bardzo zainteresowana tym, co mogłam im zdradzić. Nie wiedziałam też nic o ich relacjach, jedynie mogę spekulowałam. Jednak liczyłam, że już niedługo wszystkiego się dowiem.
Gdy już znajdowaliśmy się w pokoju, nikt nie usiadł. Seung wpatrywał się we mnie, a jego przyjaciel stał tuż obok niego.
-Mów, czego tak naprawdę chcesz.- Pierwszy odezwał się Seung.
-Jak mówiłam wcześniej, twojej pomocy. Myślałam, że nie będę musiała tego wywlekać, ale skoro aż tak bardzo nie chcesz ruszać się z tej fortecy, to..
-Dlaczego wysłała akurat ciebie?
-Bo uznała, że może mi zaufać.
-To niedorzeczne.- Wtrącił się Soo Hyuk. Miałam wrażenie, że jego nie zdoła nic przekonać, nawet sama prawda.
-Też tak myślałam, a przecież teraz jestem tutaj.- I czułam, że sytuacja wisi na włosku, jeśli zaraz czegoś nie wymyślę.
-Co z Christiną?
-Nie żyje.
Ta wiadomość zdecydowanie była potrzebna, by nimi potrząsnąć. Tu chodziło o ludzkie życie, życie moich bliskich. Christina nie zdążyła się obronić, bo najpierw pomyślała o swojej rodzinie, tak jak ja teraz.- Nie mogła przyjechać osobiście, dlatego jestem tu za nią. Ponieważ teraz mnie i moim bliskim grozi niebezpieczeństwo z powodu tej fiolki. Christinie zależało,by to znaleźć i liczyła, że mi pomożecie. Taka była jej wola.
Kiedy skończyłam mówić, miałam wrażenie, że mi się udało. Seunghyun nie wyglądał już, jakby moja obecność go drażniła, a jego przyjaciel tym razem spoglądał na niego. Musiał wiedzieć, że to dla Seunga ważne. 
Odchrząknęłam.
-To nie czas, by teraz decydować.- Odpowiedział Soo Hyuk. 
Myślałam podobnie. Miałam dość jak na jeden dzień.
-W porządku. Jutro muszę wiedzieć, co zdecydowaliście. Tymczasem sama trafię do pokoju.
Skierowałam się w stronę swojego. Odetchnęłam z ulgą, gdy zatrzasnęłam drzwi i wreszcie usiadłam na łóżku. Byłam zbyt zmęczona, żeby móc rozejrzeć się po wnętrzu. Wprawdzie nie interesowało mnie jak wiele lat mają te meble. Odnalazłam drzwi do łazienki i zamknęłam się w niej na dobre dwie godziny.




niedziela, 9 kwietnia 2017

Rozdział 1

Witam was serdecznie, moi drodzy!
Stworzyłam pierwszy rozdział i od razu zaznaczam, że będziecie mieli co czytać, bo nie jest do krótka notka. Mam nadzieję, że coraz częściej będę w stanie tyle pisać.
Dorzucam wam także fotki obrazujące niektóre miejsca, tak żeby wam to bardziej wizualizować.
Dajcie znać czy podoba wam się taki pomysł.
Postaram się wrzucać coś w miarę regularnie.  Co do tytułu, wciąż myślę nad czymś co nie będzie brzmiało szablonowo. Trzymajcie kciuki!
W sumie to by było na tyle, więc miłego czytania! 






Budynek, w którym mieszka główna bohaterka



Miejsce pracy główniej bohaterki








Nowy York
27.06.2014
Uniwersytet Columbia
Godzinna: 11:20



Uśmiechałam się szeroko do kolejnego zdjęcia mając wrażenie, że ukończenie studiów jest o wiele ważniejsze dla mojej mamy niż dla mnie. Nie znaczy to, że nie czułam ulgi, wręcz przeciwnie cieszyłam się ze świadomości, że dopiero teraz moje życie wyjdzie poza granice książek. Rzecz w tym, że całe to zamieszanie sprawiało, że nie miałam ochoty zakończyć tego przedstawienia i odpocząć. Jednak, jak już wspomniałam wolałam kolejne zdjęcie niż narzekania matki.
Jedynie Inna wykazywała chęci do zagadywania mamy w sposób, który zawsze przynosił efekty. Wiedziałam, że robi to dla mnie i byłam jej za to wdzięczna. Tak jak w tym momencie.
Zdjęłam te głupią czapkę i od razu stało się bardziej znośnie.
-Mamo.- Przerwałam im rozmowę. Jeszcze chwila na słońcu, a będą mnie wynosić.
-Tak?- Spojrzała na mnie,jakby przed chwila w ogóle się nie zagalopowała ze swoimi marzeniami na mój temat.
-Wejdźmy do środka. Potrzebuję wody.
Ruszyłam na przód posyłając Innie spojrzenie zrozumiałe tylko dla niej.

Podeszłam do najbliższego automatu z napojami, po drodze wyliczając drobne na najzwyklejszą wodę.
-Kiedy zamierzasz jej powiedzieć?- Zagadnęła mnie przyjaciółka. Musiała wyczuć, że nie chcę o tym wspominać skoro w milczeniu wrzucałam pojedynczo monety. Wyciągnęłam wodę.
-Co mam powiedzieć? ,,Mamo nie wracam z tobą''?- To brzmiało jakbym była wyrodną córką, która przez cały czas korzystała z jej pieniędzy i nagle przestała spełniać jej oczekiwania.
-Widzisz, to proste.- Odparła wzruszając ramionami. Ale po chwili spoważniała.- Odkąd cię znam, zadowalasz swoją mamę. Nawet teraz to robisz.- Jej krytyczny wzrok sprawiał, że czułam się winna z tego powodu. Chociaż szacunek wobec rodziców to nic złego. Być może za bardzo się staram i usprawiedliwiam się tym, że mam tylko ją. Jednak to nie zmienia faktu, że muszę jej to powiedzieć zanim stwierdzi, że teraz mogę wrócić z powrotem do Vegas.
Nie chciałam tam wracać.
-To nie jest odpowiedni moment.
Wiem, że nie podzielała mojego zdania, ale patrząc na jej rodzinę, moja wyglądała całkiem inaczej.
Usiadłam przy stoliku próbując powrócić do szczęśliwego stanu sprzed chwili. Na szczęście łatwo było ją zmylić, pomimo tego, że w końcu jest moją mamą.
-Wywołamy te wszystkie zdjęcia.- Oznajmiła, nadal je przeglądając. Jak niby miałam zburzyć to szczęście bez wyrzutów sumienia?
-W porządku, jeśli będziesz je trzymać tylko w swoim pokoju.
-Jak chcesz.- Nie uwierzyłam w to, ale póki nie byłam świadkiem jak się nimi chwali, nie przeszkadzało mi to.- Inna, tobie też coś wyślę.
-Dziękuję.- Uśmiechnęła się.
-Jesteś pewna, że nie chcesz wracać z nami?
-Nie trzeba, proszę pani. Tato pewnie wysłał samochód.- Przyjaciółka zerknęła na zegarek.- Właściwie to na mnie już czas. Naprawdę miło było znów panią spotkać.
-Ciebie też. Dowiedzenia.

Pożegnałam się z Inną, a zaraz po tym sama wylądowałam w aucie, w drodze do mojego mieszkania. Oprócz kilku zwyczajnych pytań o to, jak mi się żyło, nasza rozmowa przebiegła niezobowiązująco. Nie padło żadne pytanie nawiązujące do powrotu do domu w Vegas. Jednak i tak nie miałam się z czego cieszyć. Musiałyśmy porozmawiać, kiedy już dotrzemy na miejsce.
Zwróciłam wzrok za szybę, gdy mama znów się odezwała.
-Nie rozumiem, dlaczego ojciec Inny nie mógł się pojawić na rozdaniu dyplomów. W końcu to jego jedyna córka.
-Nie rozmawiamy o tym, ale pewnie nie miała nic przeciwko.- Odparłam nie rozumiejąc dlaczego tak nagle zaczynamy rozmowę na temat cudzej rodziny.
-Może potrafi dobrze to ukrywać.
Westchnęłam.
Nie chciałam ciągnąć tej bezsensownej rozmowy, która pewnie była próbą sprawdzenia czy dobrze czuję się z tym, że mój nieznany ojciec nie był ze mną w tak ważnym dniu jak ten.
-Wystarczyło, że ty tam byłaś.- Odpowiedziałam wiedząc, że zerknęła na mnie z uśmiechem na twarzy.
Czasem myślałam, że wszystko z nią w porządku. Że mieszkanie w Vegas i spotykanie się z przyjaciółkami jej odpowiada, ale czasami wcale mi się tak nie wydawało.
Niby rozmowa była zwyczajna, lecz przez to pytanie już przestała być.

Przemilczałyśmy resztę drogi i, wysiadając, poczułam jeszcze większą gulę w gardle niż dotychczas. Spojrzałam na budynek, w którym spędziłam ostatnie sześć lat i weszłam po schodach na piętro. Przekręcając zamek w drzwiach czułam się jakbym przetrzymywała w środku trupa. Wcześniej zadbałam, żeby mieszkanie lśniło czystością, wiedziałam, że mama zwróciła na to uwagę.
-Masz ochotę na kawę?
-Pewnie.
Przeszłyśmy do kuchni. Zajęłam się parzeniem kawy, jednocześnie obmyślając przebieg nadchodzącej rozmowy. Myślałam póki czajnik nie zaczął gwizdać i przywrócił mnie do rzeczywistości.
Postawiłam przed mamą parujący kubek i usiadłam naprzeciw.
-Mamo.
-Tak?
-Chciałam powiedzieć ci to już wcześniej. Jakoś nie było dobrej chwili.- Zaczęłam się plątać, aż w końcu musiałam zamilknąć i przejść do sedna.- Chcę tu zostać.- Wydusiłam to z siebie czekając na sprzeciw, który tak naprawdę nie nadszedł. Czułam, że zaraz spadnie na mnie wiele argumentów sabotujących mój wybór. A ku mojemu zaskoczeniu nie usłyszałam nic.- Skończyłam studia i wiem, że oczekiwałaś, że wrócę razem z tobą, ale przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Mam tu przyjaciół i myślę, że mogłabym spróbować ułożyć tu sobie życie.
-Więc to chciałaś mi powiedzieć przez cały ten czas.- Stwierdziła i zrozumiałam, że przez cały ten czas wiedziała.
-Podjęłam decyzję.
-Rozumiem.
-To znaczy, że popierasz ją?
Musiałam dostać wyraźne potwierdzenie.
-Odzywaj się często, okej?
Uśmiechnęłam się zgadzając się na ten prosty warunek.


Dwa dni potem wracałam z lotniska po tym, jak już pożegnałam mamę. Kiedy samolot odleciał, wreszcie poczułam się o wiele lżejsza w środku. Zamierzałam od razu zadzwonić do Inny, ale jej telefon nie odpowiadał. Nie przejęłam się tym, w końcu mogła być zajęta. Może wreszcie spędzała czas z ojcem?
Po prostu nie myślałam o tym za dużo, ponieważ w mojej głowie układałam sobie dzisiejszy plan dnia.
Parkując samochód zauważyłam, że auto Inny stoi na parkingu. Szybko wbiegłam na górę. Przed drzwiami stała właśnie ona i nie wyglądała jakby cieszyła się dzisiejszym dniem, a wręcz przeciwnie.
-Dzwoniłam.
-Zostawiłam telefon w pośpiechu.
-Opowiesz mi, co i jak, pijąc herbatę.- Zaproponowałam zapraszając ją do środka.
Czułam w kościach, że to coś poważnego. Zazwyczaj Inna wykazywała więcej entuzjazmu. Tylko coś złego musiało sprawić, że cały kolor z jej twarzy nagle zniknął. Domyślałam się, że jej zachowanie musiało być związane z listem, który cały czas trzymała w ręku. Czekałam aż sama o nim wspomni. Tymczasem postawiłam herbatę na stole.
-Co się dzieje?- W odpowiedzi położyła list na stole przysuwając go w moją stronę.
-Do mnie?
-Sama jestem zdziwiona, ale tak. Jest zaadresowany do ciebie.
Wzięłam list do rąk.
Żeby go otworzyć musiałam najpierw dowiedzieć się, dlaczego w ogóle do mnie trafił.
-Wiesz, co może w nim być?
-Nie mam pojęcia. W ogóle po tym, co się stało, mam wrażenie, że w ogóle nie znałam własnej matki.
-A co z nią?
Inna nigdy nie wspominała o swojej matce. Wiedziałam niewiele. Tylko to, że miała inny pogląd na świat niż jej rodzina. Podejrzewałam, że była oderwana od rzeczywistości, dlatego jej ojciec z nią nie był i zadbał o to, by nie mogła widzieć się z córką.
Nie wiedziałam jak historia potoczyła się dalej, ale najwidoczniej miałam się dowiedzieć.
-Nie żyje.- Powiedziała. Spojrzałam na przyjaciółkę próbując przyswoić sobie tę tragiczną wiadomość.
-Przykro mi.
-I tak nie znałam jej dobrze.- Odparła zamyślona.- Dowiedziałam się wczoraj od ojca. Najwidoczniej długo zastanawiał się, czy mi powiedzieć skoro od jej śmierci minął już tydzień.
-Myślałam, że nie chciałaś jej poznać.
Ugryzłam się w język. Nie to powinnam powiedzieć. Mama jest mamą, nieważne jaką wciąż pozostają więzy krwi.
-Bo nie chciałam. Jakiś miesiąc temu zmieniłam zdanie. Nasze pierwsze spotkanie było co najmniej dziwne. Ale to nieważne.- Ucięła nagle.
Skoro nie było ważne nie musiałam o tym wiedzieć.- Christina uwielbiała podróże, a jej dom był pełen książek o historii każdego możliwego plemienia jakie istniało no ziemi. Wiele podróżowała i chyba naprawdę miała niezłego świra na tym punkcie. Wczoraj byłam na odczytaniu jej testamentu. Było dziwnie.
-To zrozumiałe.
Martwiło mnie to, że Inna wciąż wyglądała jakby nie rozumiała, dlaczego to się stało. Co mogło oznaczać, że jest coś jeszcze. Coś związanego z samymi okolicznościami śmierci jej matki. Albo się myliłam i po prostu to zwykłe rozgoryczenie, bo jakby nie patrzeć straciła możliwość zrozumienia osoby, która sprowadziła ją na świat.
-Nie wiem, co myśleć i chyba nie nie mam zamiaru się nad tym zastanawiać. I tak była w moim życiu tylko przez krótką chwilę. Może poczułam jakąś małą więź, ale szybko zniknęła.
-Jeśli to będzie dla ciebie dobre, z chęcią pomogę ci zapomnieć.
-Właśnie na to liczę.- Inna wreszcie się uśmiechnęła.- A ten list. Nie wiem, co jest w środku i czego mogła od ciebie chcieć. Jedyne, co może was łączyć to zamiłowanie do podróżowania.
-Zgaduję, że jej o tym powiedziałaś.
-Nie miej mi tego za złe. Tak wyszło. Zapytała o to czy mam przyjaciół. Naprawdę powiedziałam niewiele. Tylko, że studiujemy na tym samym uniwersytecie. Podałam twój kierunek i to by było tyle.
-W porządku.


Wieczorem usiadłam w pokoju i przeczytałam zawartość listu.

Wiem, że się nie znamy, ale znasz moją córkę, a to wystarczy, bym mogła ci zaufać. Skoro ona ci zaufała.
Nie chciałam obciążać cię tymi wiadomościami, ale nie miałam wyboru. Jestem pewna, że cię to zainteresuję, patrząc na to, jaki kierunek studiujesz.
Nie mam prawa prosić cię, abyś ryzykowała życie dla tej sprawy, ale zależy mi na Innie. Pomimo tego, że nie zajmowałam się nią jak matka powinna, zależy mi na niej.
Chodzi o pewną starą historię mówiącą o wiecznym życiu. Jest w tym trochę prawdy, uwierz mi. Odnalazłam ją i bardzo szybko straciłam zużywając ją na osobie, która i tak już dawno nie żyje.
Jednak możliwe jest odwrócenie mojego błędu i jestem pewna, że druga fiolka istnieje.
Pisząc to pewnie już nie żyję, ale ty masz wciąż szansę, aby ją odnaleźć. Wiem, że nie mam prawa cię o to prosić, jednak Inna może być w niebezpieczeństwie i masz szanse ją uratować. Wszystkie informacje zwarłam na zdjęciach. Lecz jest coś jeszcze.
Zostawiałam paczkę w szafce na stacji metra Midway city. W małym kuferku znajduje się więcej pomocnych informacji. Wielu ludzi będzie tego szukać, więc uważaj.
To kod do skrzynki 100899
Mam nadzieję, że pomyślisz o tym na poważnie.

Christina


Czytałam tekst kilkakrotnie. Na początku nic nie wydawało się być prawdą, nawet jeśli sama wyprawa była spełnieniem moich marzeń nie mogłam uwierzyć tym niedorzecznym słowom. Zdjęcia przedstawiały różne miejsca, niektóre z nich rozpoznawałam. Znajdowały się w różnych częściach świata i nawet gdybym chciała nie było możliwości dostania się tam. Z resztą nie brałam pod uwagę tego, żeby w ogóle zaczynać się w to zagłębiać. Miałam już swoje postanowienie o zaczęciu życia tutaj, w Nowym Yorku. Na pewno drugi koniec świata nie wchodził teraz w grę.
Odłożyłam ten niedorzeczny list do szafki i już więcej o tym nie pomyślałam.
Musiałam przyszykować się na wieczór z Inną, zwłaszcza, że obiecałam pomóc jej w zapomnieniu o testamencie i jej matce. Nie zamierzałam nawet o tym wspominać. Jedyne, czego obie potrzebowałyśmy to wypicie czegoś mocnego.
O siódmej wieczorem przyjaciółka pojawiła się przed kamienicą w o wiele lepszym humorze.
Miałam nadzieję, że ten stan zostanie na zawsze.
Słuchając radia dojechałyśmy do Rock Bar. Z trudem przecisnęłyśmy się do baru, by zamówić dwa kolorowe Mojito.
-Mam zamiar poznać jakiegoś miłego faceta.- Oznajmiła rozglądając się po klubie.
-Taki jest plan, ale mówisz, kiedy znikasz.
-Jasne.- Chwyciła postawiony przed nią drink. Zrobiłam to samo.- Powinnyśmy zatańczyć zanim się porządnie upijemy.
-Nawet już wiem, z kim zatańczysz.
Obie spojrzałyśmy na dwóch facetów stojących nieco dalej.
-Przystojni, razy dwa.

Bawiłam się świetnie. Czułam się świetnie, bo zapomniałam o problemach i zaczęłam odtwarzać tylko dobre chwile. Nie liczyłam każdego wypitego drinka, bo nie czułam takiej potrzeby. Razem z Inną miałam ochotę ciągle się śmiać i przy okazji obgadywać każdego napotkanego faceta w klubie, a przecież było ich tu mnóstwo. Więc zabawa trwała na okrągło. Póki Innie nie rozwiązał się język.
-Miałam zapytać wcześniej. O to, czy otworzyłaś list.
Spojrzała na mnie poważnie. W cale nie była pijana, po prostu chciała to wiedzieć.
Pomyślałam, że na to zasługuje. Nie zostałam ostrzeżona, że to zabronione, więc nic nie stało na przeszkodzie wyjawienia jej całej prawdy.
-Otworzyłam i już wiem, dlaczego akurat mnie go dała. Ale treść jest oderwana od rzeczywistości.
-Tak jak ona sama.
-Wierzę ci na słowo.
-Ale o co właściwie cię poprosiła?
-Dostałam propozycję wyruszenia w podróż. Miałabym odszukać coś ważnego.
-Co ważnego?
-Nie wiem. Nie napisała nic na temat tego przedmiotu.
-Jennie, chyba nie zamierzasz jej posłuchać?
Wyczułam, że Inna chcę mieć pewność, że nie zrobię głupstwa. Zazwyczaj role się odwracają, ale nie mogłam się jej dziwić.
Straciła mamę i zamiast odbywać żałobę siedzimy i pijemy kolorowe drinki, jakby nic się nie stało. Oczywiście uważałam, że to decyzja Inny, ale skoro i tak wróciłyśmy do tego tematu, może jednak nie był to taki dobry pomysł.
-Może i brzmi to kusząco dla studentki historii, ale jak już mówiłam to niedorzeczne. Nie musisz się o mnie martwić. Nie mam powodu, żeby wybrać się w nieznane.
-Właściwie wiem to. Tylko się upewniam. Rozumiesz, ona nie była normalna, a jej mieszkanie to potwierdzało.
-Skoro to sobie wyjaśniłyśmy, może chcesz jeszcze raz zatańczyć?
Zdecydowanie czułam, że atmosfera zgęstniała. A wszystko przez ten cholerny list.
-Czemu nie, chodźmy.
Przyjaciółka złapała mnie za rękę przepychając się na sam środek parkietu.
Nim się obejrzałam piosenka się skończyła, a ja stwierdziłam, że dość na dzisiaj tańców i alkoholu. Dlatego wyszłyśmy z klubu jeszcze przed północą.
-Zadziwiające, że tak łatwo potrafię o niej zapomnieć.
Spojrzałam na nią z lekkim współczuciem. Poniekąd wiedziałam jak się czuje. Ja nie miałam ojca i nawet nie wiem czy wciąż żył. Myślę, że wolałabym wiedzieć, czy nie żyje, czy może ma nową rodzinę. To by mnie uspokoiło, w pewnym stopniu.
-Nie znałyście się zbyt długo. Nie czuj się winna.
-To nie ten rodzaj uczucia.- Odparła patrząc cały czas przed siebie.
Co ja mogłam wiedzieć o jej uczuciach? Jestem empatyczną osobą, ale nie potrafię odnaleźć się w każdej sytuacji. Jedyne, czego byłam pewna to to, że Inna sama nie wiedziała, co ma czuć.
-Chcesz powiedzieć, co czujesz?- To nie było do niej podobne, ale jeśli miało poprawić jej humor, to wysłucham wszystkiego.
-Nie. Mogłabym napisać o tym artykuł i tak nikt by nie zrozumiał.
Uśmiechnęłam się pod nosem.
-Więc, co chcesz zrobić?
-Pójść do domu, ale najpierw jeszcze coś zjeść.- Zarządziła.

Sklep całodobowy oferował każdy rodzaj jedzenia. O tak późnej porze nie kręciło się tu wielu klientów. Oprócz nas zauważyłam faceta stojącego przy mrożonkach, swoją drogą bardzo intrygującego faceta. Nie wyglądał jak przeciętny mężczyzna, pewnie dlatego, że nosił drogie ciuchy. Tak zakładałam. Miałam zamiar podejść bliżej, ale Inna uparła się, żeby pójść w całkiem przeciwną stronę.
Nie mogłam powstrzymać się, by nie zerknąć na niego jeszcze raz.
-Jennie, mówiłam do ciebie.
-Przepraszam. O co chodzi?
Przyjaciółka zmarszczyła brwi już coś podejrzewając, ale nie drążyła tematu, dlaczego na chwilę odleciałam.
-Pytałam czy myślałaś, żeby zamieszkać wreszcie razem.
-Jakoś wypadło mi to z głowy.- Szczerze, przez ostatnie dni nie myślałam o niczym innym jak tylko o tym, by mama nie zrobiła awantury. A teraz mam wrażenie, że facet z drugiego końca sklepu nas obserwuje.
-W porządku. Jeśli się już zastanowisz to daj znać i pomyśl, że to będzie świetna opcja. Będziemy mogły nadrobić zaległości ze studiów. Nadal nie rozumiem, dlaczego nie mieszkałyśmy wtedy razem.- Inna całkowicie się rozgadała na temat wspólnego mieszkania oraz plusów i minusów tego pomysłu.
Starałam się uczestniczyć w tej rozmowie, ale i tak tylko przytakiwałam każdemu kolejnemu pomysłowi. Bardziej ciekawił mnie ten nieznajomy, był przystojny, dobrze ubrany i nie umiałam od tak oderwać od niego wzroku. Byłam wręcz przekonana, że patrzył w naszą stronę, kiedy byłam odwrócona. A jednak nie wiedziałam tego na sto procent.
-Idę po wodę.- Musiałam na chwilę uciec od Inny i jakoś zbliżyć się do nieznajomego. Mało mnie obchodziło, czy byłam dyskretna. Liczył się tylko fakt, że mogłam dostrzec jego twarz, lecz jakby na złość mężczyzna zawrócił w stronę kasy, a Inna pojawiła się obok mnie.
-O co chodzi?- Zadała mi pytanie, ale wystarczyło, by spojrzała w stronę kasy żeby dostrzec jego, a raczej jego plecy.- Wygląda całkiem przyzwoicie. Jakoś inaczej.
Nawet ona to zauważyła. Jednak nie zwariowałam, po prostu nieznajomy często przyciąga do siebie dziewczyny. W sumie nic dziwnego.
Nie powinnam była w ogóle się tak starać.- Zagadałaś do niego?
-Nawet nie zobaczyłam jego twarzy.- Co jest dziwne, chyba, że tak naprawdę nie chciał się pokazać.
-Przynajmniej spróbowałaś. Chodźmy do kasy.

Pakowałam produkty to reklamówki zastanawiając się,czy jeśli przyjdę tu jutro uda mi się znów go spotkać. Rzecz w tym, że wcale nie chodziło o podryw. Nie liczyłam na żadne zainteresowanie z jego strony. Chciałam tylko poznać jego oblicze. Chociażby po to, żeby zaspokoić swoją ciekawość. Potem i tak o nim zapomnę.
-Przepraszam, czy ten facet, który był tu przed chwilą często tu przychodzi?
Usłyszałam głos Inny wypowiadającej pytanie i od razu spojrzałam na nią znacząco.
Posłała mi swój miły uśmiech i wiedziałam, że wcale nie będzie tego żałować.
-Przychodzi tu czasami, wydaje mi się, że pracuje niedaleko.- Miła starsza pani udzieliła wystarczającej odpowiedzi, bym domyśliła się, że to mężczyzna nieosiągalny.
Podziękowałyśmy za informację i z powrotem wyszłyśmy na chodnik zmierzając do domu.
-Nie musiałaś tego robić.
-Ale chciałam. Doceń moją pomoc. Wiem, że zależało ci na tym facecie.- Wycelowała we mnie palec jednocześnie uśmiechając się szeroko. Musiałam przyznać, że to prawda.
-Nawet jeśli, to wyszłam na desperatkę przed kasjerką.
Inna wzruszyła ramionami i zajęła się swoim batonikiem.
Oczywiście, że to w ogóle jej nie przeszkadzało. Wtrącanie się miała we krwi.
Nie drążyłam już tego tematu.
Odprowadziłam Innę pod same mieszkanie i zadbałam, by zamknęła drzwi na klucz. Po czym sama ruszyłam w drugą stronę czując jak wcześniej założone szpilki torturują moje stopy.
Mieszkałam względnie blisko Inny, więc nie czekał mnie długi spacer. Zaglądnęłam do reklamówki i wyciągnęłam z niej wcześniej kupioną wodę. Zdecydowanie musiałam pozbyć się posmaku whisky z ust.
Gdzieś w połowie drogi i w połowie wypitej wody zatrzymałam się na światłach. Czekałam na zielone dobre dwie minuty, a buty zaczynały uwierać, więc co chwilę przestępowałam z nogi na nogę. I wreszcie, gdy samochody się zatrzymały, ruszyłam razem z tłumem przez pasy. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że ktoś potrącił mnie swoim ramieniem. Odwróciłam się by zobaczyć, co to za dupek i zobaczyłam.
To była krótka chwila, ale zdołałam dostrzec jak odwraca się, by posłać mi przepraszający uśmiech. Jego rozbawiona twarz mówiła mi, że doskonale wie, kim jestem.
Mogłam za nim pójść i zagadać, ale zgubiłam go w tłumie przechodniów, podczas kiedy stałam i wpatrywałam się w pustą przestrzeń. Zdałam sobie z tego sprawę, gdy ktoś zatrąbił i musiałam się wreszcie ruszyć. Wbiegłam na chodnik. Spróbowałam dostrzec nieznajomego po drugiej stronie ulicy. Jednak zniknął, znowu.
Westchnęłam.
Ten dzień był naprawdę dziwny. Najpierw śmierć matki Inny, później list, a na koniec tajemniczy i intrygujący mężczyzna. I to wszystko przydarzyło się właśnie mi.


Oprzytomniałam po wypiciu mocnej kawy z ekspresu o ósmej rano. Nigdy nie wstałabym tak wcześnie, ale dziś zapowiadał się pracowity dzień. W końcu sam na sam ze swoim życiem i problemami. W ostatnim miesiącu studiów, kiedy zaliczałam każdą pracę i musiałam uporać się z egzaminami nie znalazłam czasu, by pomyśleć, od czego zacznę, kiedy się to wreszcie skończy. Jedyne, czego byłam pewna to to, że chcę w końcu zarabiać sama na siebie i swoje potrzeby. Szukałam pracy w gazecie i przez internet. Jednak trudno znaleźć coś, w czym spełniałabym się zawodowo. Odpuściłam sobie zawód nauczyciela. Nie wyobrażałam sobie siebie stojącej pośród studentów, którzy słuchaliby historii dawnych cywilizacji. Mogłam pracować z muzeum i na początek to byłoby świetne rozwiązanie. Upatrzyłam kilka miejsc i miałam zamiar się tam wybrać jeszcze dziś.
Musiałam tylko wygrzebać swoje CV z szuflady.
Szybko je znalazłam i przy okazji rzucił mi się w oczy znajomy list.
Nie miałam pojęcia, dlaczego znów wyciągnęłam go z dna szuflady. Możliwe, że wciąż kusił mnie tą tajemniczą wyprawą z nieznane. Gdybym tylko się zdecydowała pewnie przeżyłabym coś o wiele bardziej fascynującego niż to, co będę mogła przeżywać pracując w muzeum.
Lecz przemawiał przeze mnie rozsądek, a ten kazał mi darować sobie te wszystkie brednie.
Wciąż nie zajrzałam do skrytki w szafce. Liczby wypisane na kartce w końcu mnie skusiły. Z mieszanymi uczuciami przepisałam je na karteczkę i schowałam do torebki.
Wychodząc z mieszkania wmówiłam sobie, że nic się nie stanie, jeśli sprawdzę co się tam znajduje.
Najwidoczniej bardziej potrafiłam przekonywać samą siebie niż innych, bo wsiadłam do samochodu i skierowałam się w stronę metra.
Z niecierpliwości zaciskałam dłonie na kierownicy. Korki nie były niczym nowym, zwłaszcza o tej godzinie, ale tym razem irytowały mnie bardziej zważając na sprawę.
Po piętnastu minutach bezczynnego stania udało mi się zająć przyzwoite miejsce parkingowe.
Linia metra była jakieś dziesięć metrów ode mnie. Musiałam tylko odnaleźć numer szafki i wpisać kod. Niby nic trudnego, ale czułam się jak filmie i to ja dostałam najgorsze zadanie.
Pod ziemią było chłodniej i szczerze potrzebowałam orzeźwienia żeby uspokoić się. Przecież nic się nie działo. Nawet poświęciłam minutę, by rozejrzeć się i upewnić, że to zwykli ludzie spieszący się do pracy.
Zadziałało.
Dostałam się do szafki. Stałam dokładnie przed nią. Wyciągnęłam zapisany numer.
Nie wiedzieć czemu, wstrzymałam oddech otwierając szafkę. W środku był tylko kuferek. Nie był mały, ale z łatwością zmieściłam go do torebki. Zatrzasnęłam szafkę i natychmiast wróciłam do auta.
Usiadłam za kierownicą i odetchnęłam.
To było chore. Nigdy więcej tajemniczych przesyłek i to w takich miejscach.


Całkowicie zapomniałam o kufrze w mojej torebce. Tyko jego ciężar przypominał mi, że w ogóle coś w niej mam. Byłam za bardzo skupiona na rozmowie o pracę, a potem za bardzo rozdrażniona.
Zastanawiało mnie czy jest sens dalej szukać pracy po tylu porażkach. Na liście miałam ostatnie muzeum i idąc na spotkanie z szefem tego przybytku nie liczyłam na pozytywne rozpatrzenie mojej kandydatury. Chciałam chociaż usłyszeć, że do mnie zadzwonią.
Uśmiechnęłam się do kobiety, która zaraz miała rozstrzygnąć czy się nadaję. W duchu trzymałam kciuki za jakąś pozytywną odpowiedź.
Nienawidziłam każdej minuty ciszy, podczas której analizowała moje doświadczenie. Miałam nadzieję, że nazwa uniwersytetu przekona ją, że jestem warta przyjęcia, chociaż na próbny etat.
-To imponujące, ale nie wiem czy wystarczające.
Resztki nadziei uleciały ze mnie, pozostało rozgoryczenie.
-Wiem, że na to miejsce jest wielu ludzi, ale co szkodzi pani sprawdzić jak sobie poradzę?
-Dla mnie nie ma to znaczenia.- Odparła całkiem poważnie.
-A dla kogo ma?- Mruknęłam zirytowana. Najwidoczniej przeprowadzam rozmowę nie z tą osobą, co trzeba.
-Zaraz wracam.
Kobieta wyszła z pokoju zamykając za sobą drzwi. Zostawiła mnie całkiem samą. Domyślam się do kogo poszła, a to oznacza, że już mogę się pożegnać z tą robotą. Jeśli ona mnie nie chciała jej szef to uwzględni i będzie koniec tematu.
Wstałam zrezygnowana i podeszłam do wielkiego okna. I co z tego, że ładny stąd widok skoro nie będzie mnie tu.
Musiałam przyznać się do porażki. Postawiłam sobie za dużą poprzeczkę i poległam.
Nie było sensu czekać na cud. Powiem, że zrozumiałam, że nie przeszłam rozmowy i odejdę z godnością.
Lecz drzwi otworzyły się szybciej.
-Gratuluję.- Kobieta usiadła za biurkiem, a ja wciąż stałam próbując ogarnąć sytuację.- Proszę usiąść, pani Kim.
Oczywiście, że usiadłam. Głównie dlatego, że byłam w szoku.
-Dostałam tę pracę?
-Oczywiście.- Kobieta spojrzała na mnie z lekkim rozbawieniem wypisanym na twarzy.
-Dziękuję.- Wypaliłam, bo tylko to przyszło mi do głowy.
-Proszę mi nie dziękować. Dyrektor uznał, że się pani nadaje. Wystarczy, że zapozna się pani z umową i ją podpisze.
To pierwsze dwie najprostsze czynności, jakie musiałam zrobić od rana.
Chwyciłam umowę i przeczytałam ją. Wszystko było idealne, a pensja też nie zapowiadała się najgorzej. Byłabym głupia, gdybym nie podpisała.
Złożyłam czytelny podpis na każdym możliwym papierze i wreszcie mogłam obejść muzeum w towarzystwie kobiety.
Nie martwiąc się o nadchodzące jutro, rozglądnęłam się po wnętrzu.
Muzeum było ogromne i miało trzy piętra. Obecnie znajdowałam się na najwyższym gdzie mieściły się biura. Od jutra miałam zacząć pracować w jednym z nich i na samą myśl czułam ekscytację.
Weszłyśmy do windy, by zjechać na dół. Relaksacyjna muzyka płynąca z głośnika była miła dla ucha i nawet zdążyłam się w nią wsłuchać. Jednak drzwi rozsunęły się i musiałam wyjść.
Przestąpiłam kilka kroków na przód, gdy nagle przed moimi oczami pojawił się on.
Zdezorientowana przystanęłam na moment, rejestrując jak kobieta stojąca obok mnie wypowiedziała do niego dwa znaczące słowa.
,,Dzień dobry, dyrektorze''
Wciągnęłam powietrze do płuc mając cichą nadzieję, że tego nie słyszał. Ale to było niemożliwe skoro był zaledwie kilkanaście centymetrów ode mnie.
Zauważyłam jak kiwnął głową na przywitanie, po czym minął nas.
Odruchowo odwróciłam się i natrafiłam na jego lekki uśmiech, a następnie winda się zamknęła.
Otrząsnęłam się na tyle żeby opuścić budynek i trafić do samochodu.
Po raz kolejny kazałam samej sobie przystopować i uspokoić się.
Tajemniczy mężczyzna nagle stał się mniej tajemniczy. Konkretnie stał się moim szefem.
To z pewnością nie jest przypadek i kiedy Inna się dowie, również przyzna mi rację.

Zadzwoniłam do przyjaciółki w drodze do domu. Odebrała po trzecim sygnale.
-Halo.
-Cześć Inna. Mam nadzieję, że dobrze mija ci dzień.
-Słysząc twój rozradowanych głos, na pewno będzie dobry. Mówi lepiej, o co chodzi.
-Miałam taki zamiar. A tak naprawdę to dostałam pracę.
Miałam ochotę wręcz jej to wyśpiewać, ale usłyszałam jak coś upada, więc zamilkłam czekając aż Inna wróci do rozmowy.
-Poważnie?! Ty wredna przyjaciółko! Miałaś poczekać na mnie!
-Wybacz. Potrzebowałam jakiejś roboty, ale jeśli cię to pocieszy, wcale nie było łatwo.
-Chcesz powiedzieć, że wepchałaś się na krzywy ryj.
Parsknęłam.
-Dyrektor muzeum postanowił mnie przyjąć ze względu na moje kwalifikacje Inna.- Chciałam żeby to było jasne.
-Nie wątpię. A tak swoją drogą, jest coś jeszcze, prawda? Jakiś pikantny szczególik, chcę go poznać.
-Nie jest ,,pikantny'' jak to określiłaś, ale dość zaskakujący.
-Chodzi o faceta!- Wykrzyknęła, aż się wzdrygnęłam.
-Zgadłaś, tylko, że nie chodzi o byle jakiego faceta. Pewnie pamiętasz nieznajomego z sklepu.
-Żartujesz! Widziałaś go? I jak wygląda? Pewnie jest tak przystojny jak uważałyśmy.
-Inna, on jest moim szefem.
Musiałam się z tym oswoić. Z faktem, że będę pracować w tym samym miejscu, co on i to tak blisko niego.
Cisza zaległa w aucie.
-Inna? Halo!
-Jestem. Musiałam przyswoić wiadomość.
-I jak? Co o tym myślisz?
Potrzebowałam jej zdania. Czy to w ogóle jest rozsądne. Chociaż nie, przecież i tak nie zrezygnuję.
-Myślę, że to jest szansa. Sama popatrz. Zwróciłaś na niego uwagę, a on zwrócił uwagę na ciebie. Czy to nie oczywiste?
-O czym ty mówisz?
-A jak myślisz głupia. Na twoim CV jest zdjęcie. Facet dodał dwa do dwóch i wyszłaś mu ty. Jednym słowem, gdyby nie był tobą zaciekawiony nie przyjąłby cię.
-A może po prostu potrzebował pracownika?
-Ma i pracownika i ciebie. Dwa w jednym.
-Okej, chyba odpuszczę sobie dalsze historie. Właśnie jestem przed domem.
-To trzymaj się! Spotkamy się jutro.
-Okej.
Rozłączyłam się i wysiadłam.
Pokręciłam głową. Czy przypuszczenia Inny miały odzwierciedlenie w rzeczywistości? Liczyłam na to, bo nie pogardziłabym dobrym facetem. Zwłaszcza tak ustawionym jak mój szef.
Jak na razie wolałam za bardzo nie marzyć, a skupić się na pracy. W końcu to tylko okres próbny.
Cała w skowronkach pokonywałam schody. Miałam wyciągnąć klucze z torebki, ale kiedy podeszłam bliżej okazało się, że nie będę ich potrzebować.
Drzwi były uchylone.
Od razu pomyślałam o włamaniu i o tym, że włamywacze wciąż mogą być w środku.
Chwyciłam parasolkę ze stojaka i lekko pchnęłam drzwi. Hol wydawał się być czysty, więc powoli stawiałam kroki.
Wychyliłam się zza ściany, by sprawdzić kuchnię. Było czysto. Żadnych ludzi, a co dziwne żadnych szkód, rozbitej szklanki. Kompletnie nic. A jednak ktoś musiał się włamać skoro tylko ja mam klucze do mieszkania.
Z sercem w gardle pomyślałam o pokoju. Tam na pewno coś znajdę. Ścisnęłam mocniej parasol trzymany w ręce. Nogi trzęsły mi się niesamowicie nie wspominając o dłoniach.
Zdecydowałam, że jednym, szybkim ruchem otworzę drzwi do pokoju i tak też zrobiłam.
Patrząc na to pobojowisko opuściłam rękę z parasolem i westchnęłam.
Odetchnęłam z ulgą, a jednocześnie bałam się sprawdzić, co zginęło.
Ciuchy były porozrzucane wszędzie, podłoga była nimi wręcz usłana. Nawet szafka z bielizną została opróżniona, a zawartość wysypana obok.
Oczywiście włamywacze nie wiedzieli gdzie szukać, lecz to nie znaczy, że nie znaleźli.
Domyślałam się, czego potrzebowali. Tylko jedno przychodziło mi na myśl.
Szuflada była opróżniona, a listu w niej nie znalazłam.
Musiałam usiąść na łóżku i pomyśleć, co dalej. Zabrali list i nie mam pojęcia, kto mógł to zrobić. Żadnych podejrzanych ani potencjalnego śladu, od którego mogłabym zacząć. Jedne, co jasne w całej tej sprawie to fakt, że ten list był cenny. Tylko o niego chodziło.
A liczby były wskazówką. Nie wiem czy mam się cieszyć z tego, że wyprzedziłam ich.
To ja miałam kuferek schowany w torebce. A jeśli już się zorientowali, to ja jestem następnym celem.
Cholera!
W panice pobiegłam zatrzasnąć drzwi wejściowe.
Przecież to ich nie powstrzyma.
Zaczęłam myśleć o najbliższych możliwych rozwiązaniach.
Mogłam nikomu nic nie mówić, posprzątać ten bałagan, wybrać pieniądze z banku i ukryć się w hotelu. Z drugiej strony zawiadomienie policji jest bardziej rozsądne. Ale co miałabym im powiedzieć? Jeśli komukolwiek streszczę całą tą farsę uznają mnie za chorą psychicznie.
Jestem przerażona, a czas ucieka i wciąż nie mam pojęcia, co robić.
Inna.
Tak, najpierw zadzwonię do niej. Ona będzie myślała rozsądniej ode mnie.
Ręce plątały mi się przy wybieraniu jej numeru, ale udało mi się.
-Jakieś nowe wiadomości?
Kiedy usłyszałam jej głos dziękowałam bogu, że odebrała.
-Musisz natychmiast przyjechać. Ktoś włamał się do mojego mieszkania. Jestem przerażona i naprawdę cię tu potrzebuję.- Zaczęłam wylewać siebie potok słów, a to wszystko ze zdenerwowania.
-Co?! Ktoś się włamał do twojego mieszkania?!
-Właśnie tak. Przyjedziesz tu, prawda?
-Nigdzie się nie ruszaj. Zaraz będę.
Rozłączyła się, a ja zaczęłam krążyć po mieszkaniu, jak lew w klatce. Poniekąd właśnie tak się czułam. Bez wyjścia.
Inna przyjechała w niecałe dziesięć minut. Zobaczyłam jej samochód wjeżdżający na parking i pośpieszyłam otworzyć jej drzwi. Już na klatce schodowej słyszałam jej wbiega po schodach.
-Już jestem. Mów dokładnie, co się stało.
-Najpierw wejdź.- Wręcz wepchnęłam ją do środka i z powrotem zatrzasnęłam drzwi.
-Jennie, do cholery!- Inna podniosła głos i wcale się jej nie dziwiłam. Teraz wyglądała na równie przerażoną, jak ja.- Powiedz, co się stało, bo zwariuję. Mówiłaś coś o włamaniu.
Rozglądnęła się po kuchni.
-Tutaj wszystko wygląda normalnie, ale w pokoju jest bałagan. Przekopali wszystko.
Usiadłam na krześle. Może przestanę trząść się jak galareta.
-Ukradli ci coś?
Zamilkłam. Jak powiem, że zabrano list będzie jeszcze gorzej. Inna i tak nie przepadała za swoją matką, a jak się dowie, to się wścieknie.
-Nie wiem.- odpowiedziałam, co było poniekąd prawdą. Nie sprawdzałam nic innego. Założyłam, że list to jedyna rzecz, która zniknęła. I niech tak zostanie.
-A policja?
-Nie dzwoniłam. Byłam zbyt...
-Okej, rozumiem. Napij się wody, wyglądasz strasznie blado.
Inna wręczyła mi szklankę z wodą, po czym zaczęła grzebać w torebce.
-Co robisz?
-A ja myślisz. Dzwonię po gliny, niech się tym zajmą.
Inna wybrała już numer, a ja jej nie powstrzymywałam. Musiałam jakoś z tego wybrnąć, a policja z pewnością znajdzie jakieś ślady i może zapewni mi ochronę.
Powoli piłam wodę, kiedy Inna zgłaszała włamanie. Policjanci zapewnili nas, że radiowóz już tu jedzie.
I faktycznie przyjechali szybko.
Zaczęło się zadawanie mnóstwa pytań o to, co robiłam, gdzie byłam i czy kogoś podejrzewam. Zaczęto szukać śladów i chyba to trwało najdłużej. Spodziewałam się, że nic nie zajdą. Chodziło o specjalistów, którzy nawet nie wyłamali drzwi.
W końcu kazano mi przenieść się do hotelu, czyli nic nowego.
-Pojedziemy do mnie. Nie puszczę cię nigdzie samej.- Oznajmiła przyjaciółka.
Jak niby miałam się jej pozbyć? Wyglądała na bardzo zdeterminowaną tym, by dotrzymać mi towarzystwa.
-Nie musisz. Pójdę do hotelu. Naprawdę nic mi się nie stanie. Tam jest ochrona.
-W porządku. W takim razie obie pojedziemy do hotelu.
Chciałam temu zaprzeczyć, ale jej sroga mina mówiła mi, że już postanowione.
-A co z ciuchami? Moje są miejscem śledztwa.
-Najpierw pojedziemy do mnie, a potem do hotelu. Wybiorę ten najbardziej strzeżony. Dwadzieścia cztery godziny na dobę.
Przewróciłam oczami, ale i tak byłam jej wdzięczna.


Pół godziny po całym zajściu emocje już nieco opadły. Choć nadal nie potrafiłam nie obejrzeć się za siebie, byłam bardziej uspokojona. Inna od pięciu minut sprawdzała każdy kąt pokoju hotelowego. Czułam, że paranoja dosięgła i moją przyjaciółkę. Jeśli to ją uspokajało, nie miałam nic przeciwko.
-Powinno być czysto.- Oznajmiła, kiedy skończyła swój obchód i wreszcie usiadła przy stole.
-W końcu to apartament, a nie zwykły pokój. Chociaż zwykły pokój by wystarczył.
-Przynajmniej mam pewność.- Dogryzła mi, na co się uśmiechnęłam.
-A tak na poważnie, dziękuje, że mi pomagasz.
-Nie wygłupiaj się, Jennie. W tym mieście mamy tylko siebie, to oczywiste, że wykupiłabym cholerny szwadron gdyby było trzeba.
-Ale nie trzeba. Wystarczy mi ten pokój.
Nie potrzebowałam ogromnego salonu i nowoczesnego sprzętu. Wystarczy mi, że będę mogła w spokoju otworzyć kuferek, który wciąż jest schowany w torebce.
-Zostać z tobą na noc?
-To tylko włamanie, Inna. Nie musisz się aż tak bardzo martwić. Jestem prawie na najwyższym piętrze. Żeby się tu dostać trzeba mieć kartę i przejść przez ochronę. Tyle chyba wystarczy, nie uważasz?
-Nie chcesz wiedzieć, o czym myślę. Mam wrażenie, że coś jest nie tak.
-Po tym, co się stało nawet ja mam takie wrażenie. Ale to tylko wrażenie. Jesteś przewrażliwiona.
-Niech ci będzie. Mój poziom adrenaliny niebezpiecznie skoczył.
-Więc zamówimy wino.
-Świetnie.


Napięcie uleciało razem z winem, które wypiłyśmy w niecałą godzinę. Potem już tylko rozmawiałyśmy o mojej nowej pracy i nowym szefie. Inna jak zwykle podkoloryzowała wyobrażenie naszego pierwszego spotkania. Chciałam cieszyć się tak, jak ona, ale nie widziałam w tym już nic ekscytującego. Bardziej myślałam o swoim życiu i tym jak je chronić i co zrobić z przyjaciółką.
Jej też może grozić ten sam scenariusz albo i o wiele gorszy. Dlatego nie chciałam żeby tu zostawała. Oni szukali mnie, nie musieli wiedzieć o Innie. Chyba, że już wiedzieli, a tak zakładałam.
Jedyną odpowiedzią był ten kuferek.
Zanim zdecydowałam się obejrzeć zawartość, myślałam nad tym, czy to w ogóle bezpieczne. Co jeśli dowiem się jeszcze więcej i to sprowadzi na mnie coś o wiele gorszego niż włamanie? A z drugiej strony wyjaśniłabym pewne sprawy i możliwe, że wiedziałabym jak postępować dalej.
Musiałam mieć jakąś przewagę. Coś, czym będę mogła się targować, jeśli zajdzie taka potrzeba.
To mnie przekonało.
Otworzyłam kuferek i doznałam wielkiego szoku. Było tu tak wiele zdjęć, zapisków i małych dzienników, że aż trudno uwierzyć, że wszystko się tu zmieściło. Nie wiedziałam, od czego zacząć, więc skupiłam się na fotografiach. Wiele nich przedstawiało nieznajome mi osoby i miejsca. Zdjęcia ludzi nie były podpisane na odwrocie, za to miejsca tak.
Rzym, Grecja, Hiszpania. Odnalazłam nawet zdjęcie dżungli w Afryce. Było tego znacznie więcej, ale przeszłam do czytania małego dzienniczka. Był całkowicie zapisany drobnym pismem. Przeczytałam kilka pierwszych zdań i nie zrozumiałam kompletnie nic. Zapowiadała się dłuższa lektura.
Na samym dnie znalazłam kartę. Obróciłam ją w palcach, a złote litery wyraźnie układały się w jedno bardzo znaczące słowo ,,Federal Reserve Bank''.
W moich rękach znalazła się karta do Banku Rezerwy Federalnej. Jeśli jest prawdziwa i jest moja to boję się pomyśleć ile pieniędzy musi się na niej znajdować.
Wolałam jak na razie odłożyć ją do portfela, gdzie będzie bezpieczna.


Obiecałam sobie, że przeczytam tylko kilka stron dziennika Christiny, ale zawierał aż zbyt wiele informacji z jej życia, by od tak się od tego oderwać. Koniec końców spędziłam prawie całą noc na czytaniu strona po stronie. Nad ranem, kiedy dobrnęłam do ostatniej, czułam się jakbym przeczytała powieść, i to całkiem dobrą powieść. Z wszystkimi szczegółami. Christina opisała tu każdy dzień wyprawy po tajemniczą fiolkę. Dokładnie przedstawiła swoją drużynę, która pomogła jej odnaleźć ten przedmiot. Czytałam z zapartym tchem, ale nie doczekałam się szczęśliwego zakończenia. Mężczyzna, którego kochała umarł na jej oczach. Został zastrzelony. Jeśli prawdą było to, że wlała zawartość fiolki do gardła tego biedaka to wszystko by się zgadzało. A mnie powierzyła zadanie odkręcenia tego i oczyszczenia jej imienia.
Może i koleś już umierał, ale warto pamiętać, że niezidentyfikowany płyn mógł również się do tego przyczynić.
Teraz wiedziałam przynajmniej, na czym stoję. Rzecz w tym, że musiałam zadecydować czy uznać to za prawdę.
Miałam więcej argumentów za, niż przeciw. W końcu włamanie nie było zwykłym włamaniem i to musiałam przyznać. Chciałam wierzyć, że policja upora się z tym sama, ale przypuszczałam, że uznaliby sprawę za śmieszną i gówno wartą.
Nie wiedziałam co myśleć. Ostatnio nic nie wiedziałam.
Ukryłam wszystkie papiery z powrotem w kufrze i schowałam go do torebki, a samą torebkę prosto do zmywarki. Nie używałam jej, a to wydawało mi się najlepszą skrytką.
Po tylu nowościach zamówiłam sobie obiad, bo śniadanie przespałam.
Jedząc rogalika przyglądałam się wiadomościom w telewizji. Prezenterka nie obwieściła żadnych ciekawych informacji. Nic, co wydawało się nie na miejscu i dotyczyłoby mnie.
Reszta dnia zapowiadała się spokojnie, przynajmniej tak mi się wydawało. Póki ktoś nie zaczął dobijać się do drzwi. Cieszyłam się, że zamknęłam je na wszystkie zamki, jakie były możliwe.
-Jennie, to ja Inna.
-Już otwieram.
Trochę potrwało zanim odbezpieczyłam drzwi i wpuściłam ją do środka. Już po przekroczeniu progu wiedziałam, że coś jest nie tak. Złość była wymalowana na jej twarzy.
-Nie uwierzysz, co mnie dzisiaj spotkało.- Oznajmiła, rozemocjonowana idąc do salonu.
-Chyba nikt się do ciebie nie włamał?
-Gorzej.- Inna usiadła na kanapie wciąż dysząc z wściekłości. Usiadłam naprzeciw niej. Bałam się tego, co mogę usłyszeć.- Zdewastowali mi samochód, rozumiesz to!
-Nie wierzę.- Mruknęłam raczej sama do siebie.
-Ja też wciąż nie mogę w to uwierzyć.
-Jak to się stało?
-Pomyślałam, że cię odwiedzę, więc chciałam pojechać autem. Przychodzę na parking, a mój samochód jest obsmarowany czarną farbą. Żadnych napisów, tylko wylana farba. Nie rozumiem, kto to mógł być. Nie narobiłam sobie wrogów, zresztą ty też nie. A jakoś dziwne, że spotkały nas te niemiłe sytuacje w tym samym czasie.
-Myślisz, że to się jakoś ze sobą łączy?
Jeśli Inna zacznie podejrzewać, że to nie jest przypadek, zrobi się jeszcze większy dym. A już teraz nie jest kolorowo. Musiałam ją jakoś uspokoić.
-Nie mam pojęcia, ale jak tylko dorwą tych dupków nie odpuszczę im. Mój ojciec ma wpływy i jeśli będzie trzeba to je wykorzystam.
To wszystko brzmiało bardzo poważnie. Dziwne zdarzenia są ostrzeżeniem dla mnie.
Czyli nie mogę tu długo siedzieć. Nie mam też czasu na przebywanie w pokoju. Trzeba się ostatecznie przekonać.
-Pozwól pracować policji. Na pewno coś wymyślą.
-Dam im pracować. Do jakiegoś czasu. Ten samochód kosztował więcej niż cały dorobek tych nędznych robaków. Nie wypłacą się do końca życia.
-Pewnie tak będzie. Może chcesz coś zjeść?- Zmieniłam temat byleby odciągnąć ją od tego zdarzenia.
Zaproponowałam jedzenie i zadziałało, choć wciąż wiedziałam, że Inna jest rozdrażniona tym, co się stało. Miałam zamiar zaskoczyć ją jeszcze bardziej.
-Jutro zaczynam pracę.- Oznajmiłam zdecydowanie.
-Jesteś pewna?
-Nic nie jest pewne, ale nie mogę zamknąć się w tym apartamencie. Kiedyś z niego wyjdę i chcę mieć pracę.
-Masz rację.
-Tak?
-Nie możemy pozwolić, by te wydarzenia zepsuły nam plany normalnego życia. A z tego, co wiem w pracy czeka na ciebie idealny facet.
Inna uśmiechnęła się szeroko dźgając mnie łokciem w bok. Przynajmniej jeden plus całej sytuacji. 
Z samego rana, opuszczając bezpieczny apartament byłam podekscytowana spędzeniem pierwszego dnia w pracy. Pomimo całego bałaganu starałam się szukać pozytywów. Jak na razie dobrze mi szło. Ograniczyłam zerkanie w lusterko do minimum i jakoś udało mi się dotrzeć do muzeum. Oczywiście stresowałam się równie mocno jak w pierwszy dzień na studiach. Wtedy bałam się, że moje umiejętności nawiązywania znajomości na nic mi się nie przydadzą. Teraz też tak czuję, ale przynajmniej wiem, że to nie do końca jest prawdą.
Musiałam tylko odetchnąć kilka razy i właściwie byłam gotowa na spotkanie z tą przemiłą kobietą.
Czekała na mnie w recepcji. Tym razem się nie uśmiechała, ale to mnie nie zraziło. Z uwagą słuchałam wszystkich jej objaśnień i poleceń, jakie od teraz mam wykonywać.
Około dziesiątej zostałam wreszcie sama w swoim tymczasowym gabinecie.
Może pomieszczenie nie było duże, ale wystarczające jak na mój okres próbny.
Usiadłam na obrotowym fotelu i zwróciłam się w stronę wielkiego okna za mną. Widok był oszałamiający. Dokładnie widziałam kawiarnię po drugiej stronie ulicy. Od razu pomyślałam o mocnej, czarnej kawie, jaką sobie zafunduję podczas przerwy.
Jednak musiałam zacząć swoją robotę. Okazało się, że robienie baz danych jest strasznie nudnym zajęciem.

Spędziłam nad tym dobre cztery godziny, gdy wreszcie doczekałam się lunchu. Wsiadając do windy, czułam się zrelaksowana. Patrząc na to ile stresu przysporzyły mi te akcje, to była miła odmiana. Pomyślałam, że to dobrze, że dałam sobie czas na przemyślenie wyjazdu.
Drzwi windy rozsunęły się i żwawym krokiem zmierzałam do wyjścia. Wszystko było świetnie, do czasu póki nie zobaczyłam ich.
Dwóch mężczyzn ubranych na czarno i wyglądających jakby nigdy nie wychodzili z siłowni. Momentalnie przystanęłam wpatrując się w nich dobrą chwilę. Analizowałam, co tak naprawdę mi grozi i czy powinnam uciekać albo ukryć się i ich obserwować. Szybko rozglądnęłam się dookoła.
Tłumy odwiedzających krążyły po wielkim holu, więc teoretycznie nic mi nie groziło. Oboje wyglądali jakby na kogoś czekali i domyślałam się, że tą osobą mogę być ja.
W końcu zdecydowałam się uciekać. Po co mam w ogóle ryzykować?
Namierzyłam drzwi wyjściowe i w tym samym momencie zauważyłam mojego szefa. Po raz kolejny zamarłam wpatrując się właśnie w niego. Nienagannie ubranego i niesamowicie pociągającego szefa. Pewnie zapomniałabym o tych dwóch nieznajomych, gdyby nie fakt, że to do nich właśnie zmierzał.
Na mojej twarzy na pewno malował się szok. Poczułam się jeszcze bardziej zagrożona. Bo co jeśli zapytają, czy tu pracuję, a niczego nieświadomy szef powiem im prawdę?
Nie mogłam się zastanawiać, co dalej po prostu tak sobie stojąc. Wręcz wybiegłam z budynku i zatrzymałam się dopiero w kolejce po kawę. Moje serce biło jak oszalałe i za nic nie mogłam uspokoić trzęsących się dłoni. Modliłam się o to, by nikt nie patrzył na mnie krzywo.
Nawet zamawiając kawę mój głos brzmiał słabo i cicho.
Zajęłam miejsce przy oknie, mając świadomość tego, że to prawdopodobnie zły pomysł. Jednak chciałam dokładniej przyjrzeć się ich twarzom.
Piłam kawę bardzo powoli. Nawet nie zauważyłam, kiedy całkiem wystygła. Nie spuszczałam wzroku z ulicy. Nie mogłam przegapić ich wyjścia. A co najistotniejsze, to oni muszą wyjść pierwsi, inaczej ja tam nie wrócę. Mogę zaryzykować spóźnieniem, ale wolę nie ryzykować życiem.
Co chwilę zerkałam na zegarek, ponieważ kończył mi się czas. W końcu zarejestrowałam podejrzanych, jak stali czekając na zielone światło. Niewiele się zastanawiając, wyrzuciłam pusty kubek i podeszłam do wyjścia. Wychyliłam się, by sprawdzić czy aby na pewno już sobie poszli. Nie zauważyłam ich, więc prawie że biegnąc z powrotem weszłam do budynku. Po czym przepychając się łokciami, omal nie zdążyłam na windę. Na szczęście ktoś przytrzymał mi drzwi.
-Dziękuję.- Rzuciłam szybko, nieco zadyszana po małym biegu.
-Proszę bardzo.- Usłyszałam za sobą męski głos, a kiedy się odwróciłam na pewno wydałam z siebie jakiś nieokreślony dźwięk. Nawet wstrzymałam na chwilę oddech.
Przede mną stał dyrektor, mój szef i facet ze sklepu, jednocześnie. Zbeształam samą siebie za to, że dałam się tak zaskoczyć. Pewnie wyglądam jakbym naprawdę przed kimś uciekała.
Nagle straciłam język i nie wiedziałam, co powiedzieć. Przedstawić się, czy zamilknąć.
-Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać.- Po raz drugi usłyszałam jego głos, ale tym razem zdołałam lekko się uśmiechnąć.
Odchrząknęłam.
-Faktycznie, nie było okazji.- Wydusiłam z siebie.
-W takim razie miło mi poznać. Ahn Jeahyo.- Wyciągnięta ręka w moją stronę oznaczała, że powinnam ją złapać. Chyba wciąż się nie otrząsnęłam z tak niespodziewanego spotkania.
-Kim Jennie.- Przedstawiłam się chwytając jego dłoń. Była ciepła i dość szorstka, jak na faceta, który z pewnością nie pracuje fizycznie.
Wciąż pamiętałam o fakcie, że to on rozmawiał z tymi typami. Nakazałam sobie zachować czujność.
-Jest pani tą nową pracownicą, czy tak?
-Ach, tak.- Przytaknęłam.
-W takim razie, witamy w firmie.
Szef obdarzył mnie ostatnim uśmiechem, po czym wyszedł, a ja zostałam sama w środku windy.

Po tym incydencie reszta dnia nie była dla mnie już taka spokojna. Ciągle miałam wrażenie, że ktoś czyha na moje życie. Mimo, że wiedziałam, że to mało prawdopodobne to jednak nie mogłam pozbyć się tego uczucia. Pod koniec pracy dziwiłam się, że głowa jeszcze mi nie wybuchła od nadmiaru myślenia.
Nie potrafiłam skupić się na pracy i jednocześnie myśleć o tym, co się dzieje. Dopiero, gdy wybiła osiemnasta cieszyłam się, że to wreszcie koniec.
Pierwsze dni i zadania oczywiście nie mogły być ciekawe.

Na dworze było już ciemno i wiał chłodny wiatr. Pogratulowałam sobie tego, że przyjechałam samochodem. Gorzej było z zejściem na parking. W filmach zawsze dzieje się coś strasznego na podziemnych parkingach.
Zdecydowałam, że jeśli pokonam drogę biegiem nic nie powinno mi się stać. Najwyżej skręcę sobie kostkę, ale to nic w porównaniu z tym, jakie obrazy podsuwała mi wyobraźnia.
Powiedziałam sobie, żeby to chrzanić. Po prostu zrobiłam tak jak planowałam. I udało się. Wewnątrz było bezpieczniej, a wbrew pozorom na drogach jeszcze bardziej. Przyspieszałam, kiedy tylko mogłam, wkurzając przy tym kilku kierowców. Ale miałam ich gdzieś. W życiu nie byłam bardziej zestresowana niż jestem obecnie. Zamartwianie się wyssało ze mnie całą energię i jeśli miało to tak wyglądać przez dłuższy czas, to byłam zdecydowanie na nie. Już teraz było ciężko. Nie wyobrażałam sobie tak funkcjonować przez następny tydzień lub też dwa.
Nawet, gdy już zaparkowałam i szłam w stronę hotelu czułam, że ktoś mnie obserwuje. Byłam bliska narobienia niezłego hałasu. A tak naprawdę mężczyzna idący za mną też zatrzymał się w hotelu.
Co najgorsze, moje obawy nie były bezpodstawne i nie mogłam nikomu o tym powiedzieć. W końcu patrzyłam już tylko pod nogi, żeby nie brać niewinnych ludzi za przestępców.
-Jennie!- Podniosłam wzrok natrafiając spojrzeniem na przyjaciółkę. Podeszłam do niej szybko i wepchnęłam do windy. Kiedy się zamknęła, wcisnęłam najwyższe piętro. Inna posłała mi niezrozumiałe spojrzenie.
-Coś nie tak?
-Nie powinnaś krzyczeć.- Odparłam zła i zmęczona.
-Okej, a powód?
-Twój zdemolowany samochód i moje mieszkanie to dwa wystarczające powody, nie sądzisz?
-Panikujesz Jennie.- Inna stwierdziła to od razu, po tym jak dokładniej przyjrzała się mojej zmęczonej twarzy. Nie wiedziałam, że to aż tak oczywiste.
-Policja kazała uważać. Wciąż nie wiadomo, kto jest sprawcą.- Musiałam się bronić. Nie mogłam pozwolić na podejrzenia z jej strony.
-Zaczynam myśleć, że oni wcale nie są skuteczni.- Odpowiedziała zamyślona.
-Inna, nawet nie próbuj się w nic wpakować. To szalone, a szalone równa się niebezpieczne.
-Spokojnie. Wystarczy, że ty masz paranoje.
-Nie mam paranoi.- Zaprzeczyłam, mało przekonująco.
-Dziewczyno popatrz na siebie.
-Tak wyglądają ludzie po pracy. Jeszcze będziesz tak wyglądać.
-Auć. Widać, że jesteś zmęczona.
-Bo tak się czuję.
Odparłam wychodząc z windy i myślałam tylko o tym, żeby coś zjeść i pójść spać. A na głowie miałam jeszcze Innę i jej rozważania na temat tego jak wyglądam. Westchnęłam otwierając drzwi do apartamentu.
Rzuciłam torbę i płaszcz na kanapę i usiadłam na niej.
-Zjemy coś dobrego.- Zaproponowała, więc się zgodziłam.
Podczas, kiedy Inna zamawiała jedzenie, ja zamknęłam się w łazience i wzięłam szybki prysznic. Ciepła woda i unosząca się para sprawiły, że jeszcze bardziej stałam się senna. Nie mam pojęcia jak udało mi się przebrać w dresy i znaleźć klamkę od drzwi.
Kiedy wyszłam od razu poczułam zapach jedzenia, a mój brzuch natychmiast się odezwał.
-Ten dzień był męczący.- Oznajmiłam podchodząc do stolika, na którym ustawiono jedzenie.
Odkryłam jeden z talerzy i pokrywka wyleciała mi z rąk. Odwróciłam wzrok, byleby nie patrzeć na to ohydztwo. Obok mnie pojawiła się Inna i, kiedy spojrzała na talerz, także się wzdrygnęła.
-Lubię owoce morza, ale nie pełzające po talerzu.- Podniosła pokrywę i z powrotem przykryła talerz.
Ja nie mogłam tego zrobić. Ten widok był jak ostatni gwóźdź do trumny. Wszystko wreszcie się ze mnie wylało i zamiast być zaniepokojona, byłam wściekła.
Nie myśląc za wiele wybiegłam na korytarz i ruszyłam w stronę ochroniarzy, z zamiarem dowiedzenia się jak w ogóle mogło do tego dojść.
-Przepraszam bardzo, ale dokładnie przed chwilą ktoś dostarczył do mojego pokoju pełzające robaki. Jak w ogóle mogło się to zdarzyć? Zostałam zapewniona, że nic mi tu nie grozi.- Zaczęłam swoją tyradę, nie zważając na speszone miny ochroniarzy. W tamtym momencie mało obchodziło mnie to, co mówię. Po prostu chciałam się czuć bezpiecznie i wiedzieć, że mogę zaufać policji.
Inna wyskoczyła z pokoju także wściekła z powodu tej sytuacji. Nie omieszkała nakrzyczeć na prezesa hotelu, który zjawił się zaraz po tym jak to zgłosiłyśmy.
Oczywiście cały proces przesłuchania zaczął się od nowa, gdy przyjechali policjanci. Na koniec stwierdzili, że zdecydowanie to ja jestem celem i może być nim moja przyjaciółka. Ktoś ewidentnie był zawodowcem, skoro udało się mu tutaj dostać.
Pozostawały jeszcze kamery w windzie. Jednak zanim znajdą podejrzanego może być za późno.
Jeszcze długo po tym chodziłam rozdrażniona po całym salonie, podczas kiedy Inna snuła podejrzenia, co do tego, kto może nas aż tak nienawidzić.
Ja miałam konkretne podejrzenia, ale i tak nie znałam twarzy sprawcy. Za to byłam pewna, że będzie coraz gorzej. Jednak ci ludzie nie wiedzą o moim charakterze kompletnie nic. Mogą mnie zastraszać, ale ja i tak się nie złamię.
Sposób rozwiązania tej sprawy jest aż nazbyt oczywisty.

Minęła już pierwsza w nocy, ja wciąż leżałam z otwartymi oczami, a obok mnie spała Inna. Zdecydowałam, że nie pozwolę jej opuścić apartamentu o tak późnej porze. Dlatego została na noc. Właściwie to może lepiej, że tu jest. Mam pewność, że nic jej nie grozi i szybciej będę mogła jej powiedzieć, co postanowiłam.

Z samego rana szykowałam kawę z ekspresu i czułam się dokładnie tak samo, jak wtedy, gdy musiałam powiedzieć mamie, że zostaję Nowym Yorku. Miałam nadzieję, że Inna też przyjmie to dobrze.
Zasiadłam do stołu czekając aż wyjedzie z łazienki. Zdawałam sobie sprawę, że pierwszy raz w życiu okłamię ją w tak ważnej sprawie. Ale nie widziałam innego wyjścia. Gdybym powiedziała, że wyjeżdżam szukać czegoś, co teoretycznie nie istnieje, już dawno byłabym w drodze do szpitala. Na badania głowy. Wolałam uniknąć zamieszania i krzyków. A co najważniejsze im mniej będzie wiedzieć, tym mniej jej grozi. Zaplanowałam, że wyjaśnię wszystko w liście, kiedy będę już daleko stąd. Przygotowałam w miarę realną bajeczkę, która pozwoli mi wyjechać w spokoju.
Westchnęłam, bo przecież to nie tak, że ja nie czuję strachu. Zdecydowanie nie miałam pojęcia, czy w ogóle sobie poradzę. Ale postanowiłam, że dość tej paranoi, która toczyła się od czterech dni.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos Inny.
-Wcześnie wstałaś.- Odparła zdziwiona, jednocześnie siadając przy stole.
-Nie mogłam spać.
-Nie przejmuj się.- Posłała mi uspokajający uśmiech.
-Całą noc myślałam nad tym wszystkim. Postanowiłam, że odwiedzę mamę w Vegas, na jakiś czas.
-A co z pracą? To praca twoich marzeń.
-Bardziej marzy mi się żyć w spokoju. Może też zamieszkaj ze swoim tatą, na pewno będzie tam bezpieczniej i nie będę się zamartwiać, co się z tobą dzieje.
-W porządku. Zdecydowanie potrzebne są ci chwile spokoju. Twoja mama się ucieszy.
-Tak, ale nic jej nie mów. Gdyby się dowiedziała, już nigdy nie wróciłabym do Nowego Yorku.
-Będę milczeć.
Wierzyłam, że tak będzie. Plan się udał. Teraz pozostało mi spakować się i jak najszybciej wyruszyć w tę chorą podróż.