środa, 30 kwietnia 2014

BB- 6

Ach, coś mi się zdaje, że nie powinnam wam tak szybko dodawać tych rozdziałów XD No, ale stwierdziłam, że na majówkę każdemu się coś należy. Więc proszę o komentarze :))



Jaka ładna. Czy tylko mi się podoba to zdjęcie? Pewnie jest nas więcej ;)

-To teraz wytłumacz mi wszystko, ale tak powoli.
-A więc co najpierw chcesz wiedzieć?- Wszystko naraz.
-Gdzie ja jestem?- Tu jest za pięknie żeby było prawdziwe.
-W willi zakupionej prze ze mnie, gdzie od teraz przewiduje, że będziesz mieszkać.- Może być. Na to się zgadzam.
-Sama?
-Oczywiście, że nie. Nikt nie ma aż tak dobrze.- Fakt nie mogę się ruszać i prawie byłam jedną nogą na drugim świecie, ale nadal nic mi się nie należy.
-Dobra to sam zacznij od czego chcesz.- Ja tylko będę słuchać.
-Ok. Jakieś 5 lat temu zdecydowałem się założyć tą agencję. Na początku pracowałem tutaj sam. Później doszła Jean i zaczęła mi pomagać.- A później był ślubik na który nikt nie raczył mnie zaprosić.- Wytwórnia to taka przykrywka. No i pozwala mi na większe interesy. Co do personelu jaki dla mnie pracuje. To już nie długo ich zobaczysz.
-Właśnie twój personel i agenci.- Powoli dochodziło do mnie kim oni mogą być.- Nie!
-Oooo tak.
-Zrobiliście ze mnie kretynkę! Sam mógł się ochraniać. Po co ci ja do tego! Nudziło cię się!- Wściekłam się, ale powoli wszystko się układało w logiczną całość. Co za sytuacja. Niech ja go dorwę w swoje ręce.
-Mówiłam, że będzie wściekła.- Kto by nie był. Każdy mi mówi, że nie powinnam w to się pakować, a takie gwiazdy z tv już dawno w tym siedzą. Jakby mi ktoś chlusnął wodą w twarz.
-Właściwie to kto jeszcze?- Jak już mam coś wiedzieć, to lepiej wszystko naraz.
-2NE1 i Bangi.- Wypalił.
-Pfff.- Teraz to dowalił.- W takim razie co zresztą. Tylko mi nie mów, że oni nic nie wiedzą.- Kiwnął głową, że to co powiedziałam to prawda.- Niszczysz im życie.
-Mam zamiar ich wtajemniczyć w odpowiednim czasie.- Nigdy nie ma na to odpowiedniego czasu. Szkoda, że w ogóle nastąpiła moja kolei. Wiodło mi się dobrze. Chodziłam do spowiedzi kiedy trzeba było. Przyjaciołom mówię prawdę nawet tą bolesną. A w zamian oni non stop mnie okłamują. Wybuchnę i będę się drzeć bez pohamowania.
-To lepiej zrób to szybko.
-Postaram się.
-Mam jeszcze tylko 3 pytania.
-Pytaj o co chcesz.- Niech nie mówi tego z takim spokojem bo mam ochotę go uderzyć.
-To czy może mi ktoś wyciągnąć ten wenflon z ręki. Zadzwonić do mojej agencji i sprowadzić mi tu Cleo oraz tych zdrajców. Tak w miarę szybko.
-Zrób to o co prosi, a ja załatwię resztę.- Wyszedł, a ja zostałam z tą normalną osobą. W 10 minut oddychałam już sama bez pomocy jakiejś maszynki i tak nie była mi potrzebna.
-Jak ty możesz z nim żyć.- Pewnie biedaczkę w to wpakował. A ta się zakochała i została. Jak pies co wraca do właściciela.
-Przywykłam do tego.. Ty teraz też nie masz lekko.- Ech przyzwyczaiłam się. Przynajmniej mnie tu nie więżą …albo to już się zaczęło.- W łazience masz czyste ręczniki i wszystko czego potrzebujesz. Możesz użyć czego chcesz. Jak już skończysz to będzie tu na ciebie czekać śniadanie i znajdę jakieś ładne ciuchy.- No tak nawet się nie skapnęłam, że mnie ktoś przebrał w piżamę.
-A co z moim mundurem?
-Próbowałam doprać twoje ciuchy, ale krew trudno zmyć więc je spaliłam.
-Że co, proszę?!
-Nie przejmuj się tym. Dziewczyna taka jak ty z takim ciałem nie może cały czas zasłaniać się mundurem po samą szyję. Przyniosę ci coś. Zaufaj mi.
-No dobrze.
-Pomogę ci wstać.- To dobrze bo boję się, że nie pamiętam jak się chodzi. Wręczono mi kule i jakoś doczłapałam się. Miałam wybrać to albo wózek. Nie chciałam robić z siebie większej inwalidki niż jestem. Weszłam pod prysznic którego mi tak brakowało. Otworzyłam strumień ciepłej wody która rozeszła się po całym moim zbolałym ciele. Przedłużyłam kąpiel o parę dobrych minut. Za to wyszorowałam się za wszystkie czasy. Owinęłam się ręcznikiem. Oparłam się dłońmi o blat i spojrzałam na odbicie w lustrze. Załamałam się. Jakbym zobaczyłam nie znaną mi osobę. Jestem blada jak trup. Usta mam popękane no i jest ta blizna na policzku. Muszę coś z nią zrobić. Na pewno dostanę odszkodowanie, ale to nie przywróci mi mojej dawnej twarzyczki. Zajrzałam do pierwszej szafki z trzech. Znalazłam tam pełno przeróżnych perfum od samych najlepszych wydawców. W drugiej natomiast znajdowały się kosmetyki. Bogu dzięki mogłam się jakoś zatuszować. Ktoś by się jeszcze przestraszył mnie. Nałożyłam trochę na siebie tego, ale bez przesadyzmu. Tak jak obiecała Jean zostawiła mi ciuchy. Krótkie dżinsowe spodenki i czarna bokserka, a na koniec szary sweterek. To jest to coś innego od munduru. Wcisnęłam się w te ciuszki i usiadłam na łóżku.
-Ech, co ja wyprawiam.- Zaczęłam mówić sama do siebie. Powoli męczyłam swoje śniadanie. Sprawdziłam w telefonie jaki dziś dzień i która godzina. To już 10 grudnia, powracam do pracy dokładnie o 8:03. Stanęłam przed drzwiami i powoli zaczęłam je otwierać. Bosz to nie willa, a jakaś forteca za miliony. Poniekąd cieszę się, że nie umarłam.
-Co się tak czaisz, wychodź.- YG przytrzymał mi drzwi.- Wszyscy już tu jadą.- Świetnie będę mogła im coś obwieścić. Nikt nie będzie ze mnie robił idiotki. W tym wszystkim czuję się po prostu pominięta. Nikt nic nie mówił. Dla czyjego dobra oni tak postanowili. Przecież teraz wyglądam jak wyglądam.
-To dobrze. A teraz idę do tej miłej pani. Tylko gdzie ona jest?- Wydaję się być jedyną osobą z którą można se tu pogadać o czymś innym niż praca. Może ma gdzieś schowane chusteczki żebym mogła popłakać.
-Pewnie siedzi w kuchni.- Odpowiedział mi, a ja dalej się na niego patrzyłam.- Coś jeszcze?
-Gdzie jest kuchnia.- Czy ja muszę wszystko tłumaczyć osobno. Nie mam pojęcia gdzie co jest.
-A no tak, choć za mną.- Staram się iść, ale w każdej chwili mogę się wywalić. Kto mądry pastował te podłogę kiedy ja tu jestem. Idąc tam myślałam, że zastane tam jedną osobę, a nie cały zespół kucharzy. Patrzą się na mnie jak na wariatkę.
-Cześć.- Usiadłam sobie. Przywitałam się z kucharzami. Dobrze, że są tu też jakieś dziewczyny. Mam dość chłopów.- Mogę dostać kawę?
-Nie możesz pić kawy.- A co ja mogę. Niech ktoś da mi listę.
-To soczek.
-Już podaję.- Odezwała się jedna z kucharek. Ona chyba jest młodsza ode mnie. Dostałam nawet ciasteczko, co za dobroć. Pogadałam z nimi i są całkiem spoko.
-Przepraszam, mogę o coś zapytać?
-Jasne.
-Czy ty naprawdę chodziłaś z G.D?- Już miałam nadzieje, że mnie o to nie zapytają.
-Clara nie interesuj się.- Skarciła ją Jean.
-Nie szkodzi. Kiedyś ci o tym opowiem i tak to prawda. Ale nie teraz, ja nie lubię do tego wracać.- Zrobiło się dziwnie cicho, tak niezręcznie.
-Możesz wejść już na górę.- Oznajmił mi YG. Ruszyłam się zabierając ciastka. W takim tempie jeszcze przytyje. Oddałam kule i wchodząc przytrzymywałam się barierki. Nieźle się zmęczyła. Nie chcę narzekać czy coś, ale windę mogli by sobie zrobić. Weszłam do dużego pokoju. Rzuciły mi się w oczy regały z książkami. Na środku stało wielkie biurko zasypane gazetami i jedna mała lampka na nim. Postawiono przed nim fotele i małą kanapę. Usadowiłam się na tej kanapie, a obok postawiłam kule żebym mogła kogoś walnąć.
-Ładnie to urządziłeś.
-Też tak sądzę. Właśnie, jak już tu wejdą to staraj nie miej do nich pretensji.- Co ty mi tu gadasz. Ja już dawno zaczęłam mieć pretensje. Czy wybuchnę? To zależy kto co powie. Z resztą i tak nie jest moim szefem. Zgaduje, że jego też tu przywleką. To długo potrwa. Ktoś puka do drzwi.
-Wejść.- Po kolei każdy zajmował jakieś wolne miejsce. Tylko szef stał i się na mnie patrzył. Nikt chyba nie ma zamiaru się odezwać.
-Jak ja się cieszę, że się obudziłaś. Próbowałam ustalić gdzie jesteś. Po tym jak zniknęłaś narobiło się kłopotów.- Tłumaczyła Cleo. Rozumiałam ją w końcu narobiłam zamieszania.
-I tak z tego co wiem, wszyscy sobie dawali beze mnie radę.- Specjalnie powiedziałam to z sarkazmem. Nadal nie rozumiem dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział.
-To nie tak, że cie nie potrzebujemy.- Odezwał się szef.
-Ja nic takie nie powiedziałam.- Zdrajcy nie mają zamiaru się tłumaczyć. Już nie wspomnę o Ji bo ten to unika mojego wzroku.
-Mógłbym zacząć przepraszać, ale ty i tak nie przyjęłabyś tych tego nawet gdybyś powiedziała tak.
-Szefuńciu … w dupę wsadź se przeprosiny.
-____ uspokój się.- Nie no teraz już za późno.- To było dla twojego dobra. I tak już na ciebie polowali.- Że co? O czym on teraz do mnie mówi.
-Kto niby!
-Pan Lee, tak na nie go mówią.- Oznajmiła mi CL. Fajnie, jak dorwę Georga to mu skopie dupę.
-Od kąt plan nie wypalił pokomplikowało się.
-Jaki plan?- Nikt mi nie odpowiedział.- No Jang zacząłeś to skończ. Obie z Celo przysłuchiwałyśmy się temu co miałyśmy usłyszeć. Wszyscy nagle zaczęli się wierzgać, a G- Dragon wstał i podszedł do okna.- No mów do cholery!- Podniosłam głos.
-Plan był taki żeby sprowokować wroga i usunąć.- Zaczął YG.
-Ale potrzebowaliśmy przynęty, więc podrzuciliśmy mu Ji Yong' a. Myśleliśmy, że będzie trzymał go w środku, a nie na zewnątrz przy wszystkich. On miał wyciągnąć od niego informacje i zwiać. Wiedzieliśmy, że zakładnicy to jego ludzie.- Kontynuował T.O.P. To było dla mnie coraz bardziej chore i chyba pogubiłam się.
-W pewnym momencie zażądał widzenia się z tobą. Myśleliśmy, że chodziło mu tylko o niego, a to publiczne wystąpienie to pokazanie jego władzy. Później wymieniłaś się za niego i zrobiło się niebezpiecznie.- Nawijał Deasung. Jak na razie mam rozumieć, że ja byłam celem. Ale dlaczego?
-Mogliśmy otworzyć ogień, ale byłaś już w jego rękach więc … .- Skończyła Min Ji. Boże co oni do mnie mówią. To się w głowie nie mieści. Mieli plan i zamiast mnie w niego wtajemniczyć ominęli mnie tak jakbym nie istniała w tej agencji. I mogli otworzyć ogień, jeszcze się zastanawiali jak ja już była w jego rękach. Nie to się nie dzieje naprawdę. Każdy mógł tak mieć, ale to zawsze mi zdarzają się takie rzeczy. Moment skoro chcieli go zabić to ja też miałam …. , nie niemożliwe … a jednak wszystko na to wskazuje. Poderwałam się z kanapy. Zaskoczyłam ich tym.
-Chciałeś mnie poświęcić jak świnie!!
-Gdybyś tam nie poszła ...- Usłyszałam jego głos. Podeszłam szybko do niego.- Odwróć się ty zdrajco!!- Sama go odwróciłam. I wymierzyłam mu plaszczaka w twarz. Wszyscy poderwali się z foteli.
-_____ opanuj się. To nie do końca tak jak myślisz.- Uspokajała mnie Bom. Ale co mnie to, to nie ja chcieli poświęcić dla dobra sprawy.
-Nikt nie chciał żebyś umarła.
-TAK BO GDYBYM TAM NIE POSZŁA I WSZYSTKIEGO NIE SPIEPRZYŁA!!! A ja głupia cały czas chroniłam cię. Myślałam, że cię zabije!!- Waliłam go pięścią w ramię. On nic nie mówił, nawet nie spojrzał. Robiłam się coraz bardziej wściekła. Taeyang próbował mnie powstrzymać, ale i tak nie dał rady. Obezwładniłam go i potajemnie zwinęłam broń od razu schowałam ją pod sweter. Niech mi teraz ktoś podskoczy to kulka w łeb. Mam tylko jedno pytanie i zaraz ich opuszczam.
-Kto miał ze mną pracować!- Głucha cisza.- Powtórzę, kto miał ze mną pracować!!
-______ usiądź to ci wszystko powiemy.- Co on mi będzie rozkazywał, ja już nie muszę się go słuchać.
-Nie mów mi co mam robić. Już dla nikogo nie pracuje. Podziękowałam za to, że chcieliście nie poświęcić bez mojej zgody.
-CO!!?- Krzyknęli.
-ODCHODZĘ!! Radźcie sobie sami tak jak robiliście to do tej pory.- Trzasnęłam drzwiami i skierowałam się do wyjścia. Świetni z nich przyjaciele. W ich rękach byłam dla nich zwykłą marionetką. A jak się zepsuje to mnie wyrzucą. Wybiegli za mną, ale ja dalej jakoś szłam prosto do wyjścia.
-Ach _____ stój!- Usłyszałam głos Ji Yon' a. Nie mam zamiaru stać, nie chcę. Znalazłam wyjście, założyłam buty, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odruchowo przewróciłam go na plecy.
-O matko moje plecy.- Jęknął Seungri. Mógł nie podchodzić. Mam już serdecznie dość tego, że każdy próbuje mnie zatrzymać. Ominęłam go.
-Nie otwieraj!- G.D postąpił krok do przodu. Nawet nie wiem kiedy w mojej ręce pojawił się pistolet wycelowany w Ji. Każdy zatrzymał oddech.
-Niech nikt nie myśli o tym żeby za mną iść. Zwłaszcza ty.- Wysyczałam przez zęby. Do przed pokoju zlecieli się kucharze i Jean.
-O mój boże.- Szepnęła. Przyznam, że nawet ja sama po sobie się tego nie spodziewałam.
-Odłóż tą broń.- Pewnie dla wszystkich wyglądam jak psychopatka, ale i tak jej nie odłożę.
-Powiedziałam żebyś za mną nie szedł.
-I tak wiem, że nie strzelisz.- A teraz sugeruje mi, że jestem na tyle słaba, że nie pociągnę za spust. Nie patrząc na cel zestrzeliłam lampkę stojącą na małej komodzie. Cofnął się, a ja w końcu mogłam wyjść z tego domu pełnym zdrajców. Na dworze jeszcze nie padał śnieg, ale było dość zimno. Szczelniej okryłam się swetrem i skierowałam do najbliższej taksówki. Podałam swój adres zamieszkania. Oparłam głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Teraz na serio jestem zmęczona. Mogłabym wyżalić się matce, ale wolę przemilczeć. Z resztą i tak ze mną nie gadają. Wybrała mi męża, a ja oczywiście nie zgadzam się na takie swatanie. Wtedy byłam już zaręczona z tym dupkiem. A gdy po roku wszystko zaczęło się pieprzyć zaczęła wypominać mi razem z ojcem, że nie wybrałam jej opcji. Czemu ktoś kogo nienawidzę, zawsze ma rację. Przez niego znalazłam sobie tą prace i lubiłam ją aż do teraz. I przez niego między innymi odchodzę. Skończyłam moje myślenie i wysiadłam płacąc za podwózkę pieniędzmi które miałam w gaciach. Przywitałam się z sąsiadami przy okazji tłumacząc im gdzie byłam tak długo. Wybiłam im z głowy jakiegoś nowego chłopaka. Kiedyś słyszałam jak o mnie plotkowały. Chciały mnie przedstawić swoim wnukom. Jeden miał 8 lat, a drugi 88. Oczywiście nie widziałam ich i nie mam zamiaru. Zamknęłam się w domu, włączyłam alarm i na pewno nikomu nie będę otwierać. Otworzyłam apteczkę i zaczęłam zmieniać opatrunek. Jak zobaczyłam zszytą ranę to wiedziałam, że blizny nie pozbędę się tak łatwo. Zajęłam miejsce przed telewizorem i włączyłam pierwszą lepszy film żrąc popcorn i pijąc schłodzone piwko. Pomimo to, że nie wolno mi w takim stanie. Chcę pamiętać ten smak zanim znów będę nieświadomie na skraju życia. Bo kogo obchodzi moje istnienie … no właśnie nikogo. Po jednej zgrzewce piwa i już 2 filmie zaczęło mi się kręcić w głowie i usnęłam. 

Starałam się napisać rozdział gdzie coś by się w każdym rozdziale działo, ale jak na razie to są tylko moje starania więc przepraszam jeżeli nie będzie tak jak oczekujecie.


niedziela, 27 kwietnia 2014

BB- 5

Ponieważ liczba wyświetleń ciągle rośnie i już minęliśmy 4 tysiące oraz jedna nowa osoba pokusiła się na napisanie komentarza, za co bardzo dziękuje. Wstawiam następny rozdział z myślą, że więcej osób niż tylko jedna zacznie wyrażać swoją opinię pod postem.















Jak przeżyję to będzie dobrze. Muszę tylko być opanowana, wyprowadzić każdego na zewnątrz, a jego zwłaszcza. Może to nie był dobry pomysł żeby wycofać mojego wspólnika. Jakoś G.D nie wyglądał na załamanego tym, że przystawiono mu do głowy pistolet. Oczywiście pewnie w jakimś stopniu bał się jak cholera i w każdej chwili mógł zacząć panikować. Dałam mu sygnał żeby nic nie robił.

-Wyciągaj te swoje zabawki i to zaraz!- Yh może mam jeszcze się rozebrać do naga.

Zaczęłam wyciągać pistolety, wszystkie cztery, noże w butach, gaz łzawiący, nawet mój kastet. Odsunęłam narzędzia w bok.

-Co ty wyprawiasz chcesz żebym mu odstrzelił łeb.- Usłyszałam krzyki z tyłu. Mogło się obejść bez tego.

-Myślisz, że jestem taka głupia i oddam ci wszystko żebym została bez niczego. Oddaj zakładnika to pójdę z tobą.- Ji wytrzeszczył gały na mnie, ale przynajmniej się nie wierzgał.

-Jaką mam pewność, że podejdziesz?- Zwykle mam do czynienia z profesjonalistami, ale widać on nim nie był bo mało wiedział o mojej osobie.

-To będę tu tak stać do wieczora?- Zastanawiał się nad propozycją i chyba do niego dotarło, że mu się to opłaca.

-Dobra!- Wypuścił go. Mieliśmy iść w tym samym czasie. Gdy się mijaliśmy poczułam jak Ji wplata swoje palce w moją rękę i szybko puszcza żeby iść dalej. Nie mam pojęcia co to miało znaczyć, ale coś we mnie pękło. Trudno to opisać, ale można porównać do muru który się zburzył przy jednym dotknięciu. Dlaczego teraz, a może to dobry moment. Sama nie wiem, nie będę teraz nad tym myśleć. Zostałam wprowadzona prosto do środka. Tera zaczyna się moja rola. Weszłam do pomieszczenia gdzie siedzieli ci biedni ludzie. Przynajmniej mi się tak zdawało, że są biedni, ale się pomyliłam. Oni zwyczajnie wstali spad ścian ciesząc wafle.

-Widać masz dobry zakładników. Zdążyliście się poznać.- Podnosi mi ciśnienie.

-Takie życie. W pudle zawsze się z kimś dogadasz.- Świetnie, niech mówi dalej, a potem niech mnie przewiezie do ich nowej kryjówki. Będę dobywać coraz więcej informacji na ich temat, a on się nawet nie zorientuje.



<tym czasem na zewnątrz budynku> ( Narracja jak na razie pozostaje w tajemnicy xd)



Co się tam dzieje. Nie mogą tam po prostu wejść i powystrzelać każdego z osobna. W końcu to z nią mam zacząć pracować. Może powinienem sam tam się jakoś dostać i wyciągnąć ją stamtąd. Jestem w pełni gotowy i przygotowany żeby działać.

-To co robimy!- Spytałem się szefa.

-Czekamy, a co innego. Ona też zna się na swojej pracy. Z resztą to by było podejrzane jakbyś tak nagle zniknął nie wiadomo po co.- Zasrane procedury, kiedyś ktoś od nich zginie. Mogłem się włamać do środka i było by po sprawie.

-Jak ginie będziesz miał ją na sumieniu, wiesz o tym?!- Starałem się wymusić na nim to pozwolenie, ale był nieugięty. Nie pozostało mi nic innego jak pójść pocieszyć moich przyjaciół.



(Narracja ____)



Właśnie zdążyłam oberwać w twarz z pięć razy. Jak nic będzie ślad po tym i po sznurze. Mam wielką ochotę przywalić komuś, ale się powstrzymuje bo muszę. Wracając co do ich szefuńcia to rozmawia przez krótkofalówkę z czasów drugiej wojny światowej. Widać mają mały budżet.

-Rozwiążcie ją.- Rzucił i po chwili już stałam. Cały czas rana dawała o sobie znać. Muszę wyglądać jak trup z podkrążonymi oczami. Zawsze tak wyglądam, jak weteran po wojnie. Prowadzono mnie na samą górę nikt nie chciał powiedzieć w jakim celu. Badałam moje położenie Według planu zmierzamy do ich rudery. Nie wiem jak ani kiedy na dachu wylądował helikopter, ale to chyba specjalnie dla mnie.

-Rusz się!- Zostałam brutalnie wepchnięta do małego wnętrza. Połowa jego ludzi została, pewnie czekają na drugi transport. A to durna policja czemu jeszcze tam nie weszła, albo nie zaczyna akcji ratunkowej. To dlatego trzeba liczyć na samego siebie. Nikt się nie odzywał. Podróż trwała dość długo już myślałam o Alasce, ale to tylko jakieś zadupie, którego nie kojarzę zbytnio. Wylądowaliśmy i znów zostałam wypchnięta z helikoptera. O mało co się nie wywaliłam o kamień.

-Gdzie tym razem?- Chce się czegoś dowiedzieć. Olał mnie, ale przeżyje. Moje tabletki przeciwbólowe przestają działać i robi się coraz gorzej.

-Witamy w piekle.- Jakoś to tak nie wygląda, ale wali tu niesamowicie. Ciekawe cy tylko ja czułabym się tu jak w wojsku. Zamknięto mnie w pustym pokoju z jednym krzesłem. Spodziewałam się jakiegoś krzesła elektrycznego i ładnego wnętrza bo każdemu, nawet więźniom należy się szacunek. Przynajmniej u nas tak jest.

-No to teraz sobie porozmawiamy.- Nareszcie.

-Fajne gniazdko … takie przytulne.- Szkoda, że ez ogrzewania i żadnych bajerów.

-Przynieś mi papiery.- Rozkazał jednemu z podwładnych i tak zostaliśmy sam na sam. Tylko ja i ten popapraniec z scyzorykiem w ręku. Obserwował mnie z uwagą, aż zaczęłam się zastanawiać co ze mną nie tak. Chyba nie wie, że mnie postrzelił, a jak tak to zna mój słaby punkt.

-Wiem, że jestem ładna, ale się tak nie gap bo czuję się niezręcznie.- Rozładowałam napięcie i miałam dość tej ciszy.

-Hahaha w takiej sytuacji masz nadal humor.- Przecież nie będę płakać. Pojawił się ten młody chłopak z dokumentami. Przewiduje, że są na mój temat.

-Oto papiery panie Lee.- Wręczył mu plik i ulotnił się.

-Serio?? Pan Lee. Bardziej pasuje ci George. Od teraz będę cię tak nazywać.- Próbuje go jakoś wnerwić, ale jest cholernie opanowany. Pierdzielony żyd.

-Hymmm 4 lata w wojsku i dużo szkoleń. Co taka dziewczyna jak ty tam robiła.- Uważaj bo ci powiem.- No co już nie chcę ze mną rozmawiać, hę?!- Ruszył się w moim kierunku.. Odwrócił moją głowę tak żebyśmy się widzieli. Dopiero teraz w świetle, obok palącej się świecy zauważyłam na jego gębie pełno małych blizn na policzku. Paskudnie to wygląda.- Też chcesz mieć takie. Nie polecam. Jak zaczniesz mówić to nic nie zrobię.- Nie wiem czemu, ale teraz to jest jak w w pierwszej klasie. ,, Oddaj mi tą zabawkę bo inaczej powiem pani'', dokładnie tak. Oddalił się i zaczął chodzić w kółko po całym pomieszczeniu. Na co on czeka.

-Podejdź bliżej to ci powiem.- Po chwili stal koło mnie. Powiem mu mnie więcej co tam robił.- A więc wieszałam za jaja takich skurwysynów jak ty.

-Twarda z ciebie sztuka wiesz?- Oj wiem.- Mówiłem, że szkoda mi będzie takiej twarzyczki …. ale zmieniłem zdanie.- Zanim się obejrzałam, poczułam na moim policzku zimne ostrze które wpiło się jak w masło pozostawiając czerwoną kreskę. Trochę zapiekło, ale to jest nic w porównaniu z bólem brzucha.- To dopiero początek. Imię i nazwisko.

-Nie mas tak ważnej rzeczy w tych swoich papierach.

-Imię i nazwisko!- Powtórzył jeszcze raz.

-Gienia na mnie mówią.- Zostałam uderzona w twarz mocniej niż poprzednio.- Ej George bądź bardziej milszy. Pewnie dlatego się jeszcze nie ożeniłeś c' nie?- O, zacisnął pięść chyba go wkurzyłam tym pytaniem. Trafiłam w czuły punkt.

-Co ty możesz wiedzieć wiedzieć jesteś tylko zwykłą agenciną. Jesteś za młoda i za głupia żeby zrozumieć o co chodzi.

-Jeszcze nic nie powiedziałeś. Może mogę w czymś pomóc.- Przecież też jestem człowiekiem i mam serce, nie?

-Pomóc!! Sam sobie poradzę zabijając każdego z was po kolei! Zdechniecie jak psy zaraz po tym jak was wykończę to ja przejmę wszystko. I nikt mi niczego nie zabierze!- Kopnął mnie w brzuch, że aż zaczęłam kaszleć.- Ło matko.- Szepnęłam. Teraz to mam mroczki przed oczami. Ten dupek na pewno otworzył mi ranę. Czuję pod bluzą jak moja bluzka nasącza się krwią. Sytuacja się pogarsza, a ja nadal mało wiem. Postanowiłam dłużej nie czekać tylko wyciągnąć mały nożyk z rękawa. Oczywiście, że nie oddałam mu wszystkiego. A ył na tyle głupi żeby mnie nie przeszukać zanim wziął mnie ze sobą. Musi tylko wyjść żebym mogła się uwolnić i zwiać. Jak na zawołanie wpadł ktoś do środka.

-Szefie musisz o czymś wiedzieć.- Ciekawe co się dzieje? To moja szansa.

-Zajmijcie się tym sami!- No rusz tę dupę człowieku bo się tu wykrwawię.

-Ale to jest bardzo ważne.- Nadal nalegał. Spojrzał na mnie, ale ja i tak nie widziałam go za dobrze.

-Cholera zawsze coś.- Mruknął niezadowolony.- ty się nigdzie nie ruszaj.

-Zabawne, niby jak.- Wybiegł z tej sali zatrzaskując drzwi. Nareszcie, przeszłam do uwolnienia się w z więzów. Ten cholerny nożyk nie chciał wypaść. Zaczęłam się wierzgać i jakoś się udało. Zacięcie przecinałam te sznury, ale są za grube więc trochę mi to zajęło. Chciałam zająć się uwolnieniem nóg gdy niespodziewanie ktoś otworzył drzwi. Przez chwilę miałam nadzieję, że ktoś się skapnął, że czas przyjść z pomocą, ale niby kto skoro ja zawsze pracuję sama.

-Kiedy zdążyłaś ich wezwać!- krzyknął, a głos rozniósł się po całym pokoju.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz.- Powiedziałam to cicho bo ledwo mówię. Nie to żebym miała umierać tylko muszę czymś zatamować krwawienie.- Mów!!- Zostałam czymś uderzona, ale nie straciłam przytomności. Wiedziałam co jak i gdzie jestem. I to, że po czole spływa mi coś ciepłego, to nic innego jak krew. Pewnie bym go jakoś znokautowała, ale muszę oszczędzać siły dlatego ręce dałam do tyłu by wiedział, że nadal jestem związana.

-Szefie musimy się zbierać!- Ponaglał go jakiś młodziak.

-Niech cię szlak! I tak tu zdechniesz, suko!- Jeszcze się okaże.

-Smaż się w piekle, dupku.- Splunęłam mu na buta. Taka mała pamiątka po mnie.

-Młody wpuść tu je. A to mała niespodzianka. Powodzenia.- Szepnął mi do ucha i znów zostałam sama. Szybko wróciłam do uwalniania się, byłam już blisko aż tu dwa psy wlatują mi pokoju. Zatrzymałam się i nie wykonywałam żadnych pochopnych ruchów. I tak już na mnie warczały pokazując te wielkie, ostre kły. Dzięki za niespodziankę, pomyślałam. Przypomniało mi się, że gdzieś ukryłam w swoim mundurze 2 strzykawki wielkości mojego palca w których znajduję się płyn nasenny. Muszę to tylko wyciągnąć w wstrzyknąć. Zrobię to sprawnie i bez kłopotów. Powoli sięgałam do kieszeni. Obmyśliłam plan działania. W sumie jeszcze nigdy nie przyszło mi walczyć z psami. Ja jestem za obroną zwierzątek. Ale co robić kiedy chcą cię zeżreć w całości. Nie mam zbytnio wyboru. Zaczęło się życie na krawędzi. Gdy psy zerwały się do biegu wskoczyłam na to jedyne krzesło. Mogłoby być trochę wyższe. Sprzedałam kopa jednemu, ale nie wiem co z drugim. Przygotowałam jakoś jedną ze strzykawek. Wycelowałam i rzuciłam. Wczepiła, ale ktoś musiał to jeszcze docisnąć żeby płyn dostał się do organizmu. Pół biedy, że to działa natychmiastowo. Wykonałam mój mistrzowski skok i docisnęłam to ustrojstwo. Psiak, a raczej to bydle zachwiało się i spało. Teraz tylko jeden, jak na wojnie. Ja patrzyłam na niego on patrzył na mnie. Moim jedynym wyjściem było to zasłonięte okno. Dystans był mały, ale musiałam pozbyć się go z mojej drogi ucieczki. Wysil się ten ostatni raz kobieto. Zebrałam ostatnie siły już nawet nie zwracałam jak uchodzi ze mnie krew, skapywała na podłogę, a ja znów pobrudziłam buty. Nie mam nowej pary do cholery. Pobiegłam w tamtą stronę i już prawie miałam cel na wyciągnięcie ręki, ale poleciałam jak długa czepiając się czerwonej zasłony i zrywając ją. Od razu pomyślałam o tym, że nie mam szans. Ale ja to ja. Więc zarzuciłam psu na łeb zasłonę i unieszkodliwiłam go. W końcu mi się udało. Oparłam się o ścianę. Jestem wykończona, ale miałam siłę zrobić coś z raną. Ból już jest nie do zniesienia. Czuje jak nogi mam z waty, a muszę się podnieść i chociaż zacząć wołać o pomoc kogokolwiek. Jakoś doczołgałam się zamkniętych drzwi. Porzuciłam już to okno i tak nic bym nie poradziła na te kraty. Mogłam się tego spodziewać, ale z tego wszystkiego to już nie myślę normalnie. Złapałam się klamki i podciągnęłam się do góry. Tylko dzięki tej klamce jakoś stałam na nogach. Straciłam rachubę czasu i powoli zasypiałam. Musiałam cały czas powstrzymywać się od zaśnięcia. Nie wiem w ogóle po co ja tak stoję i na co czekam. Każdy się wyniósł, ale ci to tu przyszli mogli by się sprężyć chyba, że w ogóle nie chce im się ni sprawdzać. Nie mam nadziei, a co najgorsze to to, że jeszcze nie zdążyłam się ożenić, ani nie mam dzieci no i nie napisałam spadku w którym wykluczam moich pożal się boże rodziców. Wszystko oddałabym na cele dobroczynne, niech się cieszą, a tak nie będą miały z czego. Nie wytrzymam nawet jeśli bardzo chcę. Jakimś cudem albo to ja poruszyłam klamką albo nadchodzi pomoc. Usłyszałam czyjeś głosy. Chciałam krzyknąć, że jestem tutaj i mają mnie stąd wyciągnąć bo będzie zgon na miejscu. Nie mogłam zrobić tego. Próbując tylko się zadławiłam własną krwią. Ech gdzie tu sprawiedliwość. Ktoś otworzył w końcu te zasrane drzwi, ale nic nie widziałam, w tym tej osoby która mnie złapała bo właśnie postanowiłam zasnąć.



* * *



-Ona śpi już tydzień!

-Ej nie krzycz na mnie. Straciła dużo krwi. Przecież czarodziejką nie jestem.

-Wiem o tym, ale dostaje szału bo wszyscy trują mi dupę!

-To im powiedz, że ma jeszcze 2 dni na wybudzenie. Jak się nie obudzi to zrobię jej tą operację!

Dopiero co się obudziłam i nic nie widzę bo mam coś na oczach. Nie mam zamiaru się ruszać jest mi za wygodnie i chcę przez chwilę odpocząć. Chociaż słyszałam, że wśród żywych nie było mnie cały tydzień to czuje jakbym ciężko harowała przez ten czas. A co najśmieszniejsze to nie pamiętam dlaczego tu jestem i co mi się stało. Pewnie chodzi o moją pracę i t0 nowe zlecenie. Czemu akurat teraz myślę o G.D. Niczego nie pamiętam. Moje wspomnienia kończą się na ranie na brzuchu. Powinnam zerwać się z łóżka, sprawdzić gdzie jestem czy mnie nie wywieziono, potem wydostać się i zadzwonić żeby mnie stąd zabrali. Tak zrobiłby normalny człowiek, ale jak już mówiłam do normalnej mi daleko. Ponieważ, nadal miałam to coś na oczach nie widziałam kto wszedł do pokoju, tylko słyszałam ją lub jego jak wchodzi do środka. Czułam jak się na mnie gapi.

-Nie wiem kim jesteś, ale nie świdruj mnie tym wzrokiem.- Zdenerwowałam się i w końcu się odezwałam. Nienawidzę jak ktoś mi tak robi. Nie dostałam odpowiedzi, tylko sobie wyszedł. Nie to nie. Powoli odklejałam waciki żeby przyzwyczaić oczy do światła jakie zdołałam dostrzec. Jeszcze do końca nie widziałam dobrze bo wszystko było dla mnie rozmazane.

-Jak się czujesz?- Zapytał mnie o to jakiś mężczyzna stojąc nade mną z założonymi rękoma.

-Jakby przejechał po mnie walec, normalka.- Zaśmiał się, ale to nie miało być śmieszne. Dla mnie nie było ani odrobinę.

-Widzisz mnie dokładnie czy jeszcze nie?- Hymmm wydaje się być znajomy z twarzy, ale nie jestem pewna.

-Nie za bardzo, ale jakbym cię już kiedyś poznała tylko nie wiem gdzie.

-Zaraz coś zaradzimy. Jean przynieś coś.- Leżałam sobie jeszcze chwilę zanim podano mi najzwyklejsze krople do oczu. Ta kobieta o imieniu Jean pomogła mi usiąść.

-Pomrugaj to powinno pomóc.- Zrobiłam jak kazała. To była chwila i widziałam wszystko dokładnie. Pierwszą Jean. Dziewczyna w wieku 40 lat z blond włosami do ramion. Uśmiechała się do mnie miło. Teraz mogłam lepiej rozejrzeć się po pokoju. Był ogromny i bardzo ładnie wystrojony. Niczego w nim nie brakowało. Totalnie w moim stylu. Sufit nieziemski, a na nim zajebisty żyrandol. No i co bardzo rzuca się w oczy to te poustawiane instrumenty. Możliwe, że zrobili tu dla mnie szpital. Tyle tu maszyn i do każdej jestem podłączona. Ręki im zabraknie. Badałam wzrokiem każdy zakątek aż zatrzymałam się na tej osobie z którą chwile temu rozmawiałam. Żeby się upewnić czy na pewno dobrze widzę zamrugałam jeszcze parę razy. Nie no zawsze ta sama twarz przed moimi oczami.

-przepraszam, ale ja chyba się jeszcze nie obudziłam.- Walnęłam się na łóżko z powrotem.

-Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale nie mogłem wszystkiego powiedzieć już na pierwszym spotkaniu.

-Stop, ok? Ja po prostu mam zwidy. Idę spać, dobra noc.

-Ale my nadal tu będziemy panienko.- W końcu odezwała się do mnie ta ,, pielęgniarka''.

-To wyjdźcie i was tu nie będzie. To prostsze niż wam się wydaje.- Bez obaw to tylko jakieś hologramy bo przecież to nie może być on.

-Nie możemy wyjść. Obudziłaś się po bardzo długim czasie. Musisz przejść badania.- Tym razem jakoś samodzielnie usiadłam. Popatrzyłam na nich i to na bank prawdziwi ludzie z krwi i kości. Co oznaczało, że ta sytuacja to kompletna kicha.

-Więc ty jesteś jego …?

-Żoną.- Dokończyła za mnie. Świetnie. Złapałam się za głowę. Muszę to jakoś poukładać.

-Jang Hyun Suk wiesz, że masz u mnie przesrane?

Ten rozdział zajął mi 4 strony pisania rozmiarem czcionki 12 więc powinien być dość długi. I jeszcze parę wyjaśnień gdyby ktoś się pogubił.

Jang Hyun Suk- Prezes wytwórni YG Entertaimnment. W opowiadaniu będę nazywać go YG żeby nie musieć powtarzać ciągle imienia.

Pan Lee i George to jedna ta sama osoba. Tak jakby to drugie przezwisko zostało stworzone też po to żebym nie musiała się powtarzać.

środa, 23 kwietnia 2014

BB- 4

Ponieważ poprzednia notka wydaję mi się trochę bez składu. I była pisana na szybko, pewnie dlatego trochę nie wyszło jak trzeba. Chociaż licze, że ktoś coś pod nią zostawi. No i jeszcze przed 9 pojawia się kolejny rozdział. No i jeszcze jedna sprawa. Postanowiłam zmienić wygląd bloga ( znowu) i chyba już nie będę go zmieniać. Po za tym dodałam muzyczkę więc wybierajcie co wam pasuje w zależności kto co czyta.




Ciągle śnił mi się ten spadający samolot tylko, że wtedy nikt nie przeżył tego upadku. Zazwyczaj nie śni mi się jakaś akcja non stop. Może powinnam pójść do lekarza, ale ciekawe co bym mu powiedziała. Że jestem agentką i zabijam ludzi albo i nie. To zależy od mojego humoru. 5 rano i ja sama w pustym pokoju. Ktoś puka do pokoju.
-Proszę.
-Mamy samolot za godzinę.- Oznajmił mi G.D cały czas się gapiąc.
-Ech, jak to wszystko to wyjdź. I proszę się nie gapić na moją piżamę!-Cholerne ciuchy przecież miałam je zmienić, albo mogłam założyć szlafrok. Gdzie ja mam głowę. Przebrałam się i zadzwoniłam do Cleo, muszę z nią pogadać i to poważnie zanim mi się pogorszy. Poszłam ponaglić go i przygotować się mentalnie żeby wsiąść do tej maszyny. Z pozoru bezpieczna, a tak naprawdę to nigdy nic z nią nie wiadomo. Dziś znów mam pełne ręce roboty więc czas to pieniądz. Zapukałam, ale nikt się nie odezwał to weszłam do środka. Jak zobaczyłam jego pokój to mnie zatkało, gdzie tu równouprawnienie jest. Ja śpię w zimnym pomieszczeniu, a ten ma tu ciepło. Zgłoszę to bo tak być nie będzie.
-Po co przyszłaś?- Usłyszałam głos za sobą który przerwał mi podziwianie zdjęć na ścianach. Odwróciłam się i na początku mnie zatkała trochę bo w końcu nie każdy może go zobaczyć owiniętego w sam ręcznik.
-10 minut ci zostało.
-Ech, jak to już wszystko to możesz wyjść. I proszę się na mnie nie gapić!
-Wystarczyło mi na całe życie ostatnim razem!
-Tak?
-Tak!!- I wyszłam trzaskając drzwiami zdenerwowana. Mógłby wymyślić swoją własną odzywkę, a nie kopiować. Za ten czas zdążyłam wszystko dokładnie sprawdzić. Zajrzałam nawet pod fotel i nic na szczęście nie znalazłam. Od teraz to ja pilotuje ten samolot i mam zamiar dolecieć bez niespodzianek. Myślałam, że się spóźni, ale się jakoś wyrobił. Wyruszyliśmy w trasę z powrotem do Seulu. Czas mijał bardzo powoli dlatego włączyłam tu jakąś muzykę, ale szybko też i ją wyłączyłam ja usłyszałam ten głos. Wystarczy mi, że mam to 24/7. Tak a propo nawet tu nie zajrzał sprawdzić czy jeszcze dycham. Dzięki za wdzięczność, nie ma co. Z resztą po co ja o tym myślę?
* * *

Spodziewałam się jedynie chociaż, dzięki albo coś, a on miał to w dupie. To ja tu powinnam się obrazić, a nie on strzela focha na cały świat. Kazał mi targać torbę, a lekka to ona nie jest. Dobrze, że zabrał ją ode mnie jego menadżer, jakiś dżentelmen się trafił. Od niego powinien brać przykład.
-Możesz zrobić sobie wolne. Zazwyczaj jak przyjaciele są blisko niego nic się takiego nie dzieje. W razie czego damy ci znać.- W sumie przydałby się mały wypad orientacyjny.
-No dobrze.- Przydałoby się od niego odpocząć. Pożegnałam się i poszłam szukać kawiarni gdzie bym mogła coś zjeść. Zamówiłam coś dobrego bo mi się należy. Stwierdziłam iż się tym nie najadłam ani trochę. Zostałam zmuszona do przejścia na piechotę prosto do agencji. Tam jak zwykle wszyscy zajęci oprócz Celo bo ona akurat maluje paznokcie. Jakby ktoś ją zobaczył nie wziąłby nas na poważnie skoro olewa swoje sprawy służbowe. Ja się do tego przyzwyczaiłam.
-Weź włącz tu wentylator bo padniemy od tego smrodu.
-O już wróciłaś. Słyszałam, że miałaś mały problem z samolotem.
-Jaki mały. Kobieto chyba raczej zajebisty, ale wiesz dałam radę.
-Jak zawsze. Lepiej powiedz co ci się dzieje, że do mnie dzwoniłaś. Znowu weszłaś do zagazowanego pomieszczenia czy to jakaś podejrzana strzykawka poleciała w twoją stronę kiedy to bez opamiętania go broniłaś, albo …
-Albo po prostu sprawdź coś dla mnie i nie wymyślaj.
-Jak tam se życzysz, ale chyba nie chcesz żeby coś sobie wyobrażała.
-Pogadamy o tym wieczorem, a teraz sprawdź gdzie te szczury się chowają bo mam zamiar się tam udać i poszperać.
-Tylko uważaj.- I tak przecież zawsze się staram to robić. Uruchomiła chyba z sześć komputerów i klikała w klawiatury z szybkością światła. Już po chwili podała mi dokładny adres, a ja zabrałam potrzebne rzeczy i wsiadłam do auta. Wyluzowałam się i dojechałam na miejsce parkując z dala od tego budynku. Był inny niż ostatnio bardziej nowszy niż tamta rudera. Pewnie będzie bardziej niebezpiecznie dla mnie. Włączyłam czujnik który tym razem zadziałał bez zarzutu. Sprawdzałam okolice żeby nie nadepnąć na minę. Obeszłam powoli cały budynek i ten też nie miał żadnych drzwi. Nie mogę wejść jak cywilizowany człowiek tylko wspinam się jak małpa. Zdyszałam się, chyba robię się na to za stara. Odnalazłam jakąś zdechłą szybę. Przez nią dostałam się do pomieszczenia wypełnionego po brzegi skrzyniami. Czyżbym wylądowała w jakimś magazynie. Użyłam scyzoryka i już miałam otwierać to dziadostwo. Ale usłyszałam wystrzał z pistoletu. Nie działo się to w tym samym pomieszczeniu, ale bardzo blisko. Dałam sobie spokój z tym, jeszcze do tego wrócę. Z powrotem wróciłam na dach. I dopiero teraz zauważyłam coś co rozgrywa się za budynkiem. To jeden wielki plac do ćwiczeń. Ludzie w mundurach i kamizelkach luko odpornych którzy celują w tarczę nie byle jaką splówą. A na tym dachu postawili sobie barykady, jak jakaś forteca. Ukryłam się za jedną z nich i obserwowałam co się będzie działo dalej. Niespodziewanie na środek cyrku wyszedł jeden z nich, ale inaczej ubrany niż inni. Pewni ich przywódca co zrobił im pranie mózgu. Przywiązał jakiegoś kolesia do wbitego pala. Mordę to on wydzierał jak opętany. Facet ubrany na czarno oddalił się od niego. I zanim się obejrzałam wyciągnął broń i wycelował w swoją ofiarę. Zamknęłam oczy żeby nie widzieć rozlewu krwi jeśli nie muszę. Myślałam, że usłyszę strzał i będzie po widowisku, ale nic takiego się nie wydarzyło. Otworzyłam jedno oko z ciekawości. Podał nowicjuszowi broń i chyba kazał żeby to on dokończył robotę. Koleś pewnie ma nieźle nasrane w głowie. Włączyłam sobie słuchawki żeby słyszeć o czym tam gadają.
-Zastrzel go i przejdziesz dalej.- Odezwał się do niego przywódca. Temu drugiemu ręka trzęsła się niesamowicie. Stał tak z 5 minut, a ten ponaglał go drąc się na niego. W końcu zebrał się i podniósł rękę. Cząchał nią jak alkoholik.
-Jak długo mamy czekać zanim zaczniesz. Gdybym dał mu broń zabił by cię od razu bez słowa. Po co ty tu jesteś. Lepiej zmiataj jeśli nie możesz tego zrobić zanim sam odstrzelę ci ten pusty łeb!- Robi się coraz ciekawiej. Wydawało się, że zaraz to zrobi, ale mądra ja musiałam strącić przypadkowo jedną z cegieł i huknęła na beton. Pięknie ______ załatwiłaś się. Kretynka ze mnie.
-Złapać ją żywą lub martwą!- Krzyknął. Ups trzeba spadać.
Jedna kula już leciała w moją stronę, ale byłam szybsza i schyliłam się. Sama dobyłam mojego pistoletu i przymierzyłam się by oddać strzał, ale nie celny. Kurwa pojebany pistolet. Wyciągnęłam nóż z buta i rzuciłam ostrzem w faceta który pojawił się na dachu i zmierzał w moją stronę. Zaczęłam uciekać, stwierdziłam, że nie wejdę z powrotem do środka żeby się ukryć i wyeliminować każdego z osobna. Nie dałabym rady, zabrakłoby mi amunicji. Przeturlałam się by znów uniknąć strzału. Skąd oni się brali. Jeszcze jeden dychał i uczepił się mojej kostki to sprzedałam mu kopniaka w ryj. Siłowałam się z paskiem który się zaciął w najmniej odpowiednim momencie. Zachlastałam krwią buty. Nie będę mogła tego zwrócić. Został tylko jeden i wnioskuje, że to ten najgorszy.
-Gdzie się śpieszysz myślałem, że zostaniesz na herbatę.
-Może kiedy indziej.- I zjechałam na dół w tym samym momencie w którym zaczął do mnie strzelać. Ulotniłam się natychmiast prosto do auta. Odjechałam z piskiem opon. Dopiero na światłach mogłam się choć trochę zająć moją raną na brzuchu. Ten stary dziad ma dobre oko. Zmieniłam bluzę na inną. Jedną ręką prowadziłam auto, a drugą uciskałam ranę. Moim jedynym celem jest teraz dojechanie do agencji. Wcisnęłam połączenie z Cleo. Ile można odbierać, a no tak pewnie nie wyschły jej paznokcie bo nałożyła drugą warstwę. Kiedyś od tego zginę.
-Słucham cię?- Nareszcie się odezwała.
-Cleo szykuj mi wózek szpitalny o to zaraz.- Powiedziałam do niej spokojnie.
-Cholera mówiłam, że masz uważać _____!
-Nie dramatyzuj to tylko kula w brzuchu.
-No pewnie bo to dla ciebie nic. Ok już się tym zajmuję. Rozłączyła się, a ja wjechałam do tunelu bo coś czuję, że sama nie wyjdę bez pomocy.

* * *

Szlak by to trafił. Nienawidzę tego szpitalnego zapachu agencji. Wali tutaj gipsem. Podciągnęłam się do siadu, ale zabolał mnie brzuch więc sobie odpuściłam. Tak naprawdę przenieśli mnie do pokoju gdzie mam swoje własne łóżko i telewizor z kanapą, a co najważniejsze to to, że zawsze mam świeżo zaparzoną kawusię. Choć teraz całe jedzenie jakie mam to te które przejdzie mi przez rurkę. Nawet nie zauważyłam, że na fotelu siedzi Cleo.
-Jak długo tu siedzisz.
-Od jakiś 10 minut bo telefon ci dzwonił, a nie chciałam żeby cię obudził.
-Kto dzwonił?
-A jak myślisz. Twój kochaś się do ciebie dobijał więc odebrałam bo może to coś ważnego, ale on tylko nawijał o tym gdzie jesteś bo się martwił. To takie słodkie.- Nie przesadzajmy w końcu jesteśmy przyjaciółmi.
-Nie kochaś, jasne!
-Jasne , jasne niech ci będzie. Ale swoją drogą to byliście dla siebie stworzeni gdyby nie to, że mu się odwidziało.
-Nie chcę teraz o tym gadać. Lepiej powiedz mi gdzie dali mi tabletki.- Tylko w naszym szpitalu trafiają się takie pomyłki.
-Właściwie to może mnie też pamiętają co? Ja też tu byłam czyjąś przyjaciółką do cholery!- Popatrzyłam się na nią. Chyba się zagalopowała.
-Uspokoisz się jeśli ci powiem, że T.O.P nie ma jeszcze dziewczyny?- Każdy wiedział, że byli blisko ze sobą, ale jakoś nie zaczęli ze sobą chodzić. Raczej oboje czuli to samo, a i tak nikt się nie odzywał.
-Masz te tabletki.- Wcisnęła mi wodę i tabletki prosto do ręki uśmiechając się.
* * *

Spędziłam w łóżku całe 2 dni i mam szczerze dość. G-Dragon' owi wcisnęłam kit, że też potrzebuje wolnego i zostawiłam go pod dobrą opieką. Chciałabym zjeść coś słodkiego z mojej ulubionej cukierni, ale rurka doprowadza mnie do szału. Mają mi ją zaraz zdjąć. Cleo przychodzi z nowymi wieściami co dzień. A mowa o moim partnerze lub partnerce została odłożona póki stąd nie wyjdę. Próbuję dosłyszeć o czym zawzięcie rozmawia szef z Cleo.
-Ona nie może!- Mówił mój szef zdenerwowany.
-Ale ona się wścieknie! Co mam jej powiedzieć?!- Ludzie powiedzcie mi to prosto w twarz nawet jeśli to ma zaboleć. To czuję, że zniosę wszystko. W końcu przyszła do mnie moja przyjaciółka. Czekam na wyjaśnienia.
-Bo wiesz jest taka sprawa.- O boż już zaczęła przeciągać.
-Mów o co biega!- Musiałam ją ponaglić. To coś dużego i na bank ja muszę tam być.
-Mamy mały problem. Ji Young jest przetrzymywany jako zakładnik przed budynkiem swojej wytwórni którą zajęli ci porywacze i potrzebują ciebie albo twojego wspólnika więc ty nie masz jak, to pójdzie on.- Powiedziała na jednym wdechu.
-Jaki on?
-Nie wiem imię jest mi nie znane. Nikomu jest nie znane.
-Odepnij mnie.- Poprosiłam ją. Ale gapiła się na mnie.- Jak nie chcesz pomóc to nie, sama to zrobię.- Zabrałam się za odczepianie kabelków przypiętych do mnie. Miałam w sobie tyle adrenaliny, że nawet ból podczas zrywania nie był aż taki ciężki do zniesienia. Co innego ból brzucha, ale i to zniosłam.
-____ nie możesz. Wiesz, że będę musiała cię powstrzymać, a nie chcę tego robić.- No tak taka jej praca. Cóż dzisiaj muszę złamać te zasadę.
-Więc rób co musisz, a ja też zrobię to co do mnie należy. Nie zastąpi mnie jakiś kolo który nie jest w temacie!- Zmieniałam ubranie podczas gdy Cleo wyszła. Jest mi przykro, że muszę stawiać ją w takiej sytuacji. Ona nie jest na mnie ściekła za to wręcz przeciwnie ma co opowiadać na swoim oddziale. Do środka wszedł Bob. Znamy się jak łyse konie, ponieważ nie raz złamała mu nos. Nigdy nikt mnie nie powstrzyma przed wyjściem.
-Tylko nie łam mi nosa. Moja rodzina już cię nienawidzi.- Zaśmiałam się bo w sumie to się im nie dziwię.
-Więc weź wyciągnij tą sztuczną krew która wystaje ci z kieszeni i zacznij działać.
-Jednak się dogadamy, ale jak będą chcieli nie zwolnić to powołam się na ciebie, ok?
-Jasne rób co chcesz. Dzięki.- Przytuliłam go. Jest dla mnie jak dobry wujek. Czasami wpadam na obiadek kiedy nie ma nikogo w domu. Naciągnęłam na głowę kaptur i szybkim krokiem udałam się do auta. Wcisnęłam gaz i ruszyłam na miejsce zdarzenia. Po drodze miałam załatwione, że tego świerzaka nie będzie tam. Uważałam na ranę postrzałową która dawała o sobie znać kiedy przejeżdżałam po nierównościach. Po 10 minutach zatrzymałam się z tyłu. Poszłam się dowiedzieć o co chodzi. Mieliśmy w środku budynku 10 zakładników którzy w każdej chwili mogą wylecieć w powietrze. Głównie to osoby nie pracujące w wytwórni. I tak niczego to nie zmieniało. Gdy przeszłam do przodu i zobaczyłam G.D siedzącego na jakimś krześle przywiązany do niego i w dodatku to nie wszystko bo zdążyli go trochę poobijać. Wtedy nie wiem dlaczego, ale wściekłam się jeszcze bardziej. Chyba mnie zauważyli.
-Ej ty piękna wyjdź do przodu już!- Czas zrobić wymianę i uratować ludzkie życie. Słyszałam za sobą płacz i lament moich przyjaciół i jego zarazem. Wliczając w to gapiów czyli jego fanów którzy też się rozkleili. Możliwe, że ktoś w tłumie zemdlał, ale ja zrobię to jak należy.
-Znowu się widzimy.
-Myślę, że tym razem napijesz się ze mną herbaty.- Wyszczerzył się. Ma na sobie maskę więc widać tylko oczy i ten wstrętny wyszczerz.


No i jak zawsze muszę się upomnieć na koniec o chociaż jeden komentarz. Ludziska  zlitujcie się D:

Scenariusz ( Key- Shinee)

Przygotowałam dla was taki tam scenariusz. Miał być krótszy, ale się rozpisałam więc jest tego z jakieś 3 strony.




-Hamuj człowieku bo w kogoś wjedziesz!- Darła się moja mama.
-Nie stresuj mnie kobieto. Siedź spokojnie, ja tu prowadzę, a nie ty!- Za to, to był mój tata. A dzieje się tak, ponieważ ktoś nie może odnaleźć adresu naszego nowego mieszkania. Każdego już ponosi, a mnie bierze na spanie, no ale przecież nie mogę.
-Proszę was dogadajcie się bo nawet pies zaczął wyć.- Jego to już naprawdę nie da rady uspokoić. Matko boska ja bym już szybciej tam doszła na piechotę. Będę musiała ich poinstruować. Po tym jak już dogadałam się z ojcem mogłam wysiąść i cieszyć się spokojem.
-_____ rusz się po swój bagaż!!- Ta odpocząć chyba tylko w trumnie głęboko pod ziemią.
-Dobra nie drzyj się bo sąsiedzi się zlecą.- A ja nie chcę ich poznawać właśnie teraz. Stara babcia gapi się na mnie z okna jak na nienormalną. Co jest ze mną nie tak? Wniosłam walizkę na samą górę gdzie znajdował się mój pokój. Nie jest taki zły przynajmniej lepszy od poprzedniego. Nie chciałam tu utknąć więc zabrałam psa i ruszyłam do najbliższego parku. Nie wiedziałam, że będzie tu tyle ludzi o tej porze. Spuściłam psa ze smyczy i sama zajęłam się szukaniem wolnej ławki. Ale nie udało mi się nic znaleźć więc usiadłam pod drzewem i zajęłam się dokończeniem czytania książki. Czas leciał szybko. Jakieś dwie dziewczyny siedziały na ławce nieopodal i zaczęły się czymś ekscytować. Robiły zdjęcia i wrzeszczały ,, patrz to on''. Popatrzyłam w stronę gdzie jedna pokazywałam palcem. Zobaczyłam zwyczajnego chłopaka ze swoim psem. Co w tym takiego nadzwyczajnego. Po 5 minutach zaczynało mnie to denerwować. Nie mogłam się na niczym skupić. Podeszłam do nich.
-Przepraszam was, ale czy możecie się trochę z ciszyć?- Popatrzyły na mnie jak na debila. Oczekiwałam jakiejś odpowiedzi.
-Dziewczyno to ty nic nie kojarzysz. Tam stoi mój mąż.- Kompletnie nie wiem o czym ona do mnie mówiła. Wręcz pogubiłam się.
-Mąż?
-No tak. Popatrz.- Pokazała mi swojego tableta. O mało co nie wcisnęła mi go w twarz. Wzięłam od niej urządzenie i zaczęłam czytać. Wyszło na to, że to jakiś sławny piosenkarz z koreańskiego zespołu Shinee. Porównałam widok i faktycznie jakby podobny. W końcu się wszystko wyjaśniło. Ale nadal chcę żeby było trochę ciszej. Blondyna wyrwała mi z ręki swoją własność.
-Świetnie to możecie się zachwycać troszkę ciszej.- W odpowiedzi wydarły mi się jeszcze bardziej. Już nie będę zaczynała rozmowy bo to nic nie da. Chyba jestem zmuszona stąd pójść. Poszłam poszukać psa. Kiedy już miałam go na widoku coś twardego walnęło mnie w głowę, że aż upadłam. Na szczęście nie zemdlałam tylko rozbolała mnie głowa. Po chwili stał nade mną jakiś chłopak ze zmartwioną miną.
-Naprawdę przepraszam, nie chciałem trafić w ciebie. Boli cię coś? Może trzeba pójść do lekarza.- Zaczął nawijać aż się zaciął.
-Nic mi nie jest. Dam radę.- Wytrzeszczył na mnie oczy, że aż pomyślałam, że na serio coś jest ze mną nie tak. Albo wyglądam jak kretynka. Chociaż widziałam dobrze to dopiero po chwili skapnęłam się, że to ten chłopak o którym tak nawijały te dziewczyny. Teraz to mnie zatkało.
-A no tak, pomogę ci wstać.- Jakoś się podniosłam z jego pomocą. Kiedy mnie złapał żeby pomóc mi wstać przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz. To było naprawdę dziwne bo jeszcze nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam. Szybko przestałam o tym myśleć. Przecież musiałam znaleźć psa i wrócić do domu jeszcze zanim wybije północ.
-Na pewno wszystko w porządku. Jeszcze raz cię przepraszam za ten wypadek. To moja wina.- Zobaczyłam jak znów robi się smutny gdy o tym wspomina.
-Nic mi się takiego nie stało. Muszę tylko znaleźć psa i wrócić do domu.- Próbowałam go jakoś pocieszyć. Też nie uważam żeby zrobił to specjalnie. W końcu każdemu mogło się to zdarzyć, ale, że ja mam wrodzonego pecha padło na mnie.
-To może pomogę ci go poszukać i odprowadzę do domu. Jest już późno. Nie chcę żeby coś jeszcze ci się stało.- Ooo jakie to słodkie z jego strony. W sumie nie chciałam mu się narzucać, ale też i zrobiło się naprawdę późno. A ochrona się przyda.
-Pewnie czemu by nie.- Poszliśmy razem odnaleźć moją zgubę. Szybko poszło, może wręcz za szybko. Gdy mijałam te dwie dziewczyny to czułam ich wzrok na sobie. Jeszcze jakąś chwilę temu dałam im do zrozumienia, że kompletnie gościa nie kojarzę, a teraz on odprowadza mnie do domu. Po drodze dowiedziałam się parę ciekawych rzeczy o nim. Nie wspomniał nic o swojej pracy piosenkarza więc ja też postanowiłam nie wspominać nic o tym. Zwłaszcza iż znam przecież całą prawdę. Tak dobrze się dogadywaliśmy, że nie zauważyłam kiedy już byłam pod domem.
-No to dziękuje, że zechciałeś poświęcić swój czas na odprowadzenie mnie.
-Nie musisz dziękować. To w końcu ja spowodowałem ten mały wypadek. A tak w ogóle to zapomniałem się przedstawić. Jestem Key.
-A ja _____. Miło było cię poznać.- chciałam już odejść, ale on zatrzymał mnie łapiąc za rękę. Zdziwiłam się tym trochę.
-Poczekaj. Chciałem zapytać czy byś nie podała mi swojego numeru.- Nie wydaję się być jeszcze jakimś zboczeńcem więc zaryzykowałam i dałam mu mój numer. Powiedział, że się jeszcze odezwie. Miałam taką nadzieje. Weszłam do domu i od razu na wstępie dopadł mnie mój tato. Pewnie będę musiała się tłumaczyć bo on wyobraża sobie za dużo.
-Kto to był?- Zapytał się używając jednego ze swoich wychowawczych głosów.
-Nowo poznany kolega w parku.- Odpowiedziałam spokojnie.
-A nie chłopak?- Mogłam się tego spodziewać.
-O to nie musisz się martwić. Ale czy nie uważasz, że już pierwszego dnia sobie kogoś znalazłam. Przecież to niedorzeczne.
-Z wami młodymi teraz nie wiadomo co jest niedorzeczne.- Zaśmiałam się i poszłam na górę. Wzięłam długą kąpiel i wskoczyłam pod kołdrę. Rozmyślałam nad tym co się właściwie stało. Możliwe, że za szybko się to potoczyło.

* * *

( Rok później)

Nadal nie mogę uwierzyć jakim cudem jestem teraz przyjaciółką i stylistką sławnego zespołu Shinee. Po tym jak Key odprowadził mnie do domu. Dotrzymał obietnicy i zadzwonił już na drugi dzień prosząc mnie o spotkanie bo musi mi coś ważnego powiedzieć. Domyślałam się o co może chodzić, ale opłacało się to przed nim ukrywać bo miny wszystkich były bezcenne. Chociaż to było aż rok temu nadal pamiętam to jakby było dzisiaj. Przez ten długi czas wkręciłam się do SM z pomocą moich przyjaciół. I jest jeszcze coś bardzo ważnego. Na początku myślałam, że uda mi się być z nim jak chłopak z dziewczyną. Ale wyszło tak, że po krótkim czasie on sam przedstawił nam swoją nową dziewczynę. Mija dokładnie 5 miesięcy odkąd są ze sobą. Oczywiście to był dla mnie wielki szok. Pojawiła się akurat wtedy kiedy była pewna, że coś do niego czuję. Jest tak nadal, ale pogodziłam się z tym, że nie możemy być razem. Przecież nie odbiję jej chłopaka. W sumie ja też sobie kogoś znalazłam. Trzeba jakoś żyć. Właśnie jesteśmy na miejscu gdzie ma się odbyć wielka gala rozdania nagród. Denerwuję się jak nigdy. Pierwszy raz coś takiego przeżywam. Już zajęłam miejsce obok chłopaków. Starają się mnie uspokoić, ale to na nic. Mogłam przecież poczekać na ich kolej za kulisami jak wszystkie stylistki, ale oni nalegali, że muszę tu być. Ceremonia się rozpoczęła. Światła zgasły i zaczęło się show. Po dobrych 15 minutach bawiłam się świetnie. Doszliśmy do momentu w którym za nie długo mieli wyjść na scenę. Zabrałam ich ze sobą i zaczęłam przygotowywać Key' a.
-Coś ci się ręce trzęsą.
-No wiem. Bo się denerwuje za was wszystkich.
-Nie ma takiej potrzeby. To nie tak, że nigdy tego nie robiliśmy.- Jakbym tego nie wiedziała.
-Przecież wiem, siedź spokojnie.- W dużej mierzę ręce trzęsły mi się ze zdenerwowania, ale i dlatego, że to on siedział przede mną. A w niektórych momentach jego twarz do mojej dzieliło kilka centymetrów. Pozostało już tylko kilka minut więc poleciałam za nimi.
-Zanim wyjdę muszę ci coś powiedzieć.- Teraz przed samym wyjściem zebrało mu się na rozmowę.
-Może po występie. Teraz nie ma czasu.- Zanim zdążył zaprotestować wyciągnęli go na scenę. Patrzyłam z uśmiechem na twarzy jak wszystko idzie tak jak ćwiczyli to z sto razy jak nie więcej. W środku występu n miało się pokazać nasze wspólne zdjęcie. Ale zamiast tego zobaczyłam coś czego nikt się nie spodziewał. Zwłaszcza ja. Jakim cudem to trafiło tam. Zatkało mnie nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji. Nie tylko ja w tej chwili nie wiedziałam co się dzieje. Cały świat zobaczył mojego już byłego chłopaka z jakąś całującą się babą. Na wielkim ekranie przy tych gwiazdach co teraz szeptają między sobą. A żeby było ciekawiej ten zdrajca jest tu na sali. Zaraz się rozryczę. Pobiegłam szybko do pokoju i trzasnęłam drzwiami. Miałam gdzieś to, że każdy to widział. Bardziej bolał mnie fakt, że to się naprawdę stało. Do środka wleciał Key nawet nie zamykając za sobą drzwi.
-Wyjdź nie chcę żebyś mnie oglądał w takim stanie.- Nie usłyszłam jak wychodzi tylko jak mnie przytula do siebie. Już miałam wszystko i wszystkich gdzieś więc też się przytuliłam. Po chwili do pokoju znów ktoś wszedł. Myślałam, że to reszta chłopaków, ale jak podniosłam głowę to zobaczyłam jego. Chciałam coś powiedzieć, wydrzeć się na niego. Ale on był szybszy. Podszedł do niego i bez zastanowienia wymierzył mu piąche w twarz, że aż upadł. Zdezorientowana gapiła się na to co się dzieje.
-Po co tu przychodzisz!! Nie widzisz, że ona i tak już się przez ciebie nacierpiała! Ty na nią nie zasługujesz! Nie potrafisz jej docenić, więc wyjdź i się już nigdy nie pokazuj nam na oczy!!- Stałam sparaliżowana nie wiedząc co mam powiedzieć. Key odwrócił się w moją stronę.
-Dlaczego to zrobiłeś?- Moje serce zaczęło szybciej bić.
-Nadal nie wiesz? Bo cię kocham.- I to wszystko dzieje się naprawdę?
-Co?- Podszedł do mnie o objął.
-To co słyszysz. Od teraz nie będziesz musiała płakać. Tylko...
-Tylko co?
-Tylko zostań moją dziewczyną.- Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie głupiego tak. Więc tylko kiwnęłam głową. Uśmiechnął się do mnie. Chciał mnie pocałować, ale mu przerwałam.
-Co coś nie tak.
-Nie. Tylko ty masz już dziewczynę.
-No właśnie już jej nie mam. Właśnie to chciałem ci powiedzieć.
-To teraz możesz kontynuować.

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

BB- 3

Dziś wróciłam do domciu i jestem przejedzona. Dlaczego akurat zawsze w święta. No, ale fajnie, że ktoś dał znać, że żyję ;) Mam jak na razie napisanych 6 rozdziałów, a 7 się kończy. Jak na razie długość ich to 3 do 4 stron i więcej. Więc notki będą dłuższe od poprzednich. 


W sumie nie wiem po co to dodałam, ale Bom wygląda tutaj tak uroczo, że musiałam się tym z wami podzielić.
                                                             
                                                        




Obudziłam się już dawno teraz patrzę w sufit, nie wiem czego tam szukam może szczęścia. Ta chciałabym żeby tam było. Nagle usłyszałam huk i od razu zerwałam się z łóżka i wybiegłam na korytarz prosto do jego pokoju. Chciałam już krzyczeć co się stało, ale on nadal spał rozwalony na łóżku. To się nazywa twardy sen, on ma głowę z kamienia czy co. Sama musiałam sprawdzić co takiego się stało. Ruszyłam do salonu w samej piżamie. Podeszłam do stłuczonego okna, pełno tu szkła a ja na boso. Znalazłam tam tylko kamień i na nim kartkę z jakimiś groźbami. Ktoś bazgrze jak kura pazurem, ledwo się doczytałam. Wróciłam do pokoju i przebrałam się zabierając mój arsenał. Czas na małe śledztwo.
-Jakim cudem ja tego nie słyszałem, co?
-Zadaje sobie to pytanie już od wielu lat.- W sumie odkąd go poznałam czyli jakieś 5 lat temu. W sumie słowa:
                                                Zginiesz marny piosekarzyku x . x

mówiły same za siebie, ale i tak znów musiałam sprawdzić co i jak. Wrzuciłam to do skrzynki pocztowej uprzednio wbijając kod. Nie rozumiem dlaczego wybrali akurat skrzynki na swój łącznik. Pewnie nawet geniusz by na to nie wpadł. Jak na razie G-Dragon' a fascynowała każda rzecz związana z agencją. Dzień zapowiadał się całkiem spoko jak kolejny dzień. I tak czułam, że jeszcze przed wieczorem dostane coś zaskakującego czym będę musiała zająć się od zaraz. Dawno nie jadłam ryżu i się od niego odzwyczjłam.
-Powinnaś jeść coś więcej niż tylko samą jajecznicę z rana.
-Wypraszam sobie wczoraj zjadłam też ciastko, a to bardzo duża zmiana jak na mnie.- Wyszczerzyłam się do niego na co on tylko odfuknął mi. Mogłam też wspomnieć o tym podejrzanym kolesiu z workiem na głowie, ale nie chciałam go zbytnio wtajemniczać i narażać. Samolot czekał na mnie aż go najpierw nie przeszukam. Tym razem użyłam mojego autka które było jeszcze w całości za co bogu dzięki. G.D był cały czas zajęty myśleniem.
-Nad czym tak myślisz?- Po co ja się tego pytam. Pewnie to tak samo oczywiste jak zawsze. Odpowiedź jest ta sama, że to muzyka. Ciekawe czy jak byliśmy ze sobą też zamiast choć raz pomyśleć o mnie myślał o czym innym.
-O tobie w piżamie.- Wypalił bez żadnego zażenowania. Z racji tego, że przeżyłam o wiele więcej nie zareagowałam jak normalna dziewczyna. Przynajmniej wiem, że trzeba zmienić piżamę.
-To skup się na czymś innym.- Reszta drogi minęła w ciszy, a on nadal myślał co mnie trochę niepokoiło. Dostałam jeszcze wiadomość o wynikach analizy i wróciła sprawa połączenia sił. Po co mi partnerka czy coś, sama daje sobie świetnie radę. Chociaż fakt, że będę miała jedną osobę więcej i będę mogła do niej lub go pyskować sprawia, że nie myślę o tym aż tak źle.
-Proszę tędy.- Tyle usłyszałam przez ten tłum rozwrzeszczanych fanek. Niektórzy rozpędzają się ze swoimi myślami mówiąc, że niby jestem jego dziewczyną. Czy nie umieją czytać nadruku na bluzie. Tam pisze wyraźnie ,, OCHRONA'' a nie ,,DZIEWCZYNA''. Yh prymitywy. Szliśmy oboje wymieniając bezsensowne zdania. Kazałam się wszystkim odsunąć i skierowałam się w stronę maszyny. Jak tak na nią patrzę to wydaje się być całkiem wypasiona i ani trochę nie podejrzana, ale to z pozoru.

( Narracja G.D)

Widziałem jak się oddalała, ale też wiedziałem, że coś jest nie tak. Moje uszy usłyszą już wszystko czego ktoś inny by nie usłyszał. Tyle lat słuchania muzyki na coś się przydaje. To brzmiało jak … bomba! Musze coś zrobić!

(Narracja ____)

Szłam spokojnie aż tu nagle słyszę, że mam stać. Zdezorientowana byłam i zanim się ocknęłam w tej całej sytuacji już zostałam osłonięta przez Ji i podłam na ziemię. Co to kurwa było ja się pytam??!
-Nic ci nie jest.- Obróciłam się przodem prosto naprzeciw jego twarzy. Coś tak jakby w środku mnie się działo, ale szybko o tym zapomniałam. Teraz ważniejszy jest ten przeogromny pożar, w końcu ta maszyna była sporych rozmiarów. Wstałam i otrzepałam się z piasku. Ludzie zaczęli szaleć, ale zadzwonili po straż. Moim zadaniem było wyprowadzenie gwiazdy ze strefy niebezpieczeństwa i tak zrobiłam. Co za zaszczyt mi przypadł, że musiałam wywalać wszystkich z kawiarni bo my tam wchodziliśmy.
-Jak to się stało?
-No wiesz bomba i te sprawy.- Co ty nie powiesz geniuszu.
-Akurat nie to miałam na myśli. Jak to się stało, że tego nie usłyszałam.- Przecież mogłam cokolwiek usłyszeć, a kompletnie głucha byłam.
-Każdemu się zdarza.- Ta, ale nie mi. Nie mam się nawet jak usprawiedliwić.- W końcu jesteś tylko człowiekiem.- Czy on próbuję mnie obrazić. Nie po to zdawałam te wszystkie testy żeby być normalna. Ja już dawno nie jestem normalna.
-Tak w ogóle to się następnym razem nie wychylaj. To ja mam tu się narażać, a nie ty.- Wolę być zabita przez zbieg okoliczności niż przez fanki.
-To będzie jakiś następny raz.
-Tego to nie wiem.- Poszłam po kawę bo wołała mnie ta baka zza lady. Wiecie sprowadzenia nowego samolotu potrwa jakieś pół dnia i to tylko wtedy gdy zechce im się ruszyć tyłki. Jego telefon brzęczał co chwilę. Przymierzał się żeby go odebrać to mu to zabrałam i wrzuciłam prosto do kawy.
-Ej co ty robisz kobieto!
-Spokojnie jak kocha to poczeka nie? A od teraz nie używasz żadnej komórki chyba, że mojej. Mogą cię namierzyć.- Yh szkoda telefonu, ale musiałam działać szybko. To było pierwsze co mi przyszło do głowy taki instynkt przetrwania.
-Trzeba było powiedzieć, a nie wywalać. I to NIE była dziewczyna.- Jasne co kto woli. A jak on zmienił orientację? No przecież mogło się wszystko stać przez tyle czasu.
-Yhmm.- Upiłam łyk kawy i pociągnęłam go w stronę nowiuśkiego samolotu. Jednak to nie było pół dnia, ale pół godziny. Tym razem na szczęście nic się nie wydarzyło i mogłam usiąść w wygodnym fotelu.
* * *

-Obudź się! Hej wstawaj!- Usłyszałam głos G.D. Cholernie nie chciało mi się wstawać. Nawet nie pamiętam kiedy się porządnie wyspałam.
-Co jest, już jesteśmy na ziemi?- Niech ktoś powie, że tak to będę szczęśliwa.
-Nie mamy większy problem.- Nie wiesz gdzie jest toaleta?- Pilot zniknął i tak jakby spadamy.- Powiedział to tak spokojnie jakby miał tak na co dzień.
-CO!? I dopiero teraz mi to mówisz. Suń się.- Pobiegłam do kabiny pilotów. Jeden już leżał zadźgany, a sprawca pewnie zabrał ze sobą spadochron i zwiał. Mam dzisiaj dzień pełen wrażeń. Założyłam słuchawki i połączyłam się z wierzą lotniczą. Nie żebym nigdy nie siedziała za sterami samolotu, ale takie przepisy. Boże istna masakra.
-Wywal tego nieboszczyka i siadaj za drugim sterem.
-Co?- Popatrzył się na mnie jakbym mu powiedziała coś strasznego.
-No co tak stoisz jak kołek. Powiedziałam siadaj jak chcesz żyć.- Tu jest sytuacja kryzysowa, a ja mam na tym świecie jeszcze do odebrania torebkę na którą czekałam 4 miesiące i chcę nią poszpanować. Zrobił tak jak mu kazałam, nawet zaczęło tutaj walić. Może trzeba było go wywalić na zewnątrz. Pewnie poleciałabym razem z nim, ale bym miała czy oddychać. Dobra skup się na bezpiecznym lądowaniu i będzie ok. Albo nie będzie ok. Ile to ma lat, że tak trzeszczy. Nie mam innego wyjścia jak wylądować na podwoziu bo koła robią strajk w najmniej odpowiednim momencie.
-Dobra teraz albo nigdy.- Dałam znak żeby pokierował jak trzeba .
-AAAAAAaaaaaaa!!!- Matko, matko czy ja żyje czy już jestem w niebie. Telepie mną na wszystkie strony jak nie przestanie to się ze rzygam. Patrzyłam tylko przed siebie nie zwracałam uwagi jak trzyma się Ji Young. Ale przynajmniej nie wrzeszczał tak jak ja, a może jednak? Nie wiem tego wystarczyło już, że ja się darłam. Modliłam się żebym zmieściła się na tym pasie. Tragiczne 5 minut życia i po krzyku. Dopiero teraz otworzyłam oczy i nie widzę żebym była w niebie.
-Żyjemy? My żyjemy! Ej możesz puścić ten ster.- No tak kompletnie o tym zapomniałam, że jak szalona trzymam ten ster. Wysiadłam bez słowa. Cała ekipa była w szoku, słyszałam słowa uznania, ale jakoś miałam to gdzieś. Muszę gdzieś odetchnąć.
-Musi pani pójść do naszego lekarza teraz.
-Chcesz się założyć, że nie muszę.- I się zamknął. Znalazłam łazienkę i stanęłam przed lustrem. Dopiero widać jaki ze mnie wrak. Nie bałam się nigdy tak jak teraz przy tej akcji, ale dlaczego? Coś się ze mną dzieje, ale jeszcze nie wiem co to takiego. Muszę się poradzić Cleo ona będzie wiedziała co i jak. A może to przez tą kawę jestem za bardzo pobudzona i wymyślam takie rzeczy jak strach u mnie. Chlusnęłam sobie wodą w twarz i kazałam samej sobie otrząsnąć się.
-Profesjonalistką jesteś.- Powtarzałam sama do siebie. To po prostu nie jest mój dobry dzień i tyle na ten temat.

* * *

Pojechaliśmy bezpiecznym na 100% autem na próbę. Chciałam tam chwilę odpocząć, ale, że wszyscy ciekawscy to chyba z każdym tam porozmawiałam. Jedyne miejsce jakie miałam tam wolne od ciszy to kibel. Poznałam się bardziej na muzyce, ale i tak ta robota nie naraża cię na nic przez co ja przechodzę. Gdybym tego nie robiła moje życie było by nudne, a nudy nienawidzę i unikam jak się da. Posiedziałam, przeszłam się tu i tam mając się na baczności i czas zleciał zanim się obejrzałam.
-No to teraz do domu.- Z racji tego, że zasypiałam na siedząco to Ji prowadził, a raczej jego menadżer. Nie pamiętam kiedy moja głowa znalazła się na jego ramieniu. Obudziłam się po drzemce i skierowałam się prosto do pokoju hotelowego. Przynajmniej tej nocy nie muszę się o nic martwić bo jest tu jeszcze inna ochrona niż tylko ja. Po kąpieli położyłam się od razu do łóżka. Nie tknęłam nawet jedzenia które mi przyniesiono. W końcu kiedy mogę zasnąć bez czuwania to nie mogę. Za dużo myślę nad tym co się działo. Ta mafia robi tyle rzeczy, a ja nawet nie zaczęłam działać tylko wymiguje się od śmierci. Chyba jednak zjem tą zimną papkę.

To miłego czytania i piszcie jak mi to wyszło.