Jaka ładna. Czy tylko mi się podoba to zdjęcie? Pewnie jest nas więcej ;) |
-To teraz wytłumacz mi wszystko, ale
tak powoli.
-A więc co najpierw chcesz wiedzieć?-
Wszystko naraz.
-Gdzie ja jestem?- Tu jest za pięknie
żeby było prawdziwe.
-W willi zakupionej prze ze mnie, gdzie
od teraz przewiduje, że będziesz mieszkać.- Może być. Na to się
zgadzam.
-Sama?
-Oczywiście, że nie. Nikt nie ma aż
tak dobrze.- Fakt nie mogę się ruszać i prawie byłam jedną nogą
na drugim świecie, ale nadal nic mi się nie należy.
-Dobra to sam zacznij od czego chcesz.-
Ja tylko będę słuchać.
-Ok. Jakieś 5 lat temu zdecydowałem
się założyć tą agencję. Na początku pracowałem tutaj sam.
Później doszła Jean i zaczęła mi pomagać.- A później był
ślubik na który nikt nie raczył mnie zaprosić.- Wytwórnia to
taka przykrywka. No i pozwala mi na większe interesy. Co do
personelu jaki dla mnie pracuje. To już nie długo ich zobaczysz.
-Właśnie twój personel i agenci.-
Powoli dochodziło do mnie kim oni mogą być.- Nie!
-Oooo tak.
-Zrobiliście ze mnie kretynkę! Sam
mógł się ochraniać. Po co ci ja do tego! Nudziło cię się!-
Wściekłam się, ale powoli wszystko się układało w logiczną
całość. Co za sytuacja. Niech ja go dorwę w swoje ręce.
-Mówiłam, że będzie wściekła.-
Kto by nie był. Każdy mi mówi, że nie powinnam w to się pakować,
a takie gwiazdy z tv już dawno w tym siedzą. Jakby mi ktoś
chlusnął wodą w twarz.
-Właściwie to kto jeszcze?- Jak już
mam coś wiedzieć, to lepiej wszystko naraz.
-2NE1 i Bangi.- Wypalił.
-Pfff.- Teraz to dowalił.- W takim
razie co zresztą. Tylko mi nie mów, że oni nic nie wiedzą.-
Kiwnął głową, że to co powiedziałam to prawda.- Niszczysz im
życie.
-Mam zamiar ich wtajemniczyć w
odpowiednim czasie.- Nigdy nie ma na to odpowiedniego czasu. Szkoda,
że w ogóle nastąpiła moja kolei. Wiodło mi się dobrze.
Chodziłam do spowiedzi kiedy trzeba było. Przyjaciołom mówię
prawdę nawet tą bolesną. A w zamian oni non stop mnie okłamują.
Wybuchnę i będę się drzeć bez pohamowania.
-To lepiej zrób to szybko.
-Postaram się.
-Mam jeszcze tylko 3 pytania.
-Pytaj o co chcesz.- Niech nie mówi
tego z takim spokojem bo mam ochotę go uderzyć.
-To czy może mi ktoś wyciągnąć ten
wenflon z ręki. Zadzwonić do mojej agencji i sprowadzić mi tu Cleo
oraz tych zdrajców. Tak w miarę szybko.
-Zrób to o co prosi, a ja załatwię
resztę.- Wyszedł, a ja zostałam z tą normalną osobą. W 10
minut oddychałam już sama bez pomocy jakiejś maszynki i tak nie
była mi potrzebna.
-Jak ty możesz z nim żyć.- Pewnie
biedaczkę w to wpakował. A ta się zakochała i została. Jak pies
co wraca do właściciela.
-Przywykłam do tego.. Ty teraz też
nie masz lekko.- Ech przyzwyczaiłam się. Przynajmniej mnie tu nie
więżą …albo to już się zaczęło.- W łazience masz czyste
ręczniki i wszystko czego potrzebujesz. Możesz użyć czego chcesz.
Jak już skończysz to będzie tu na ciebie czekać śniadanie i
znajdę jakieś ładne ciuchy.- No tak nawet się nie skapnęłam, że
mnie ktoś przebrał w piżamę.
-A co z moim mundurem?
-Próbowałam doprać twoje ciuchy, ale
krew trudno zmyć więc je spaliłam.
-Że co, proszę?!
-Nie przejmuj się tym. Dziewczyna taka
jak ty z takim ciałem nie może cały czas zasłaniać się mundurem
po samą szyję. Przyniosę ci coś. Zaufaj mi.
-No dobrze.
-Pomogę ci wstać.- To dobrze bo boję
się, że nie pamiętam jak się chodzi. Wręczono mi kule i jakoś
doczłapałam się. Miałam wybrać to albo wózek. Nie chciałam
robić z siebie większej inwalidki niż jestem. Weszłam pod
prysznic którego mi tak brakowało. Otworzyłam strumień ciepłej
wody która rozeszła się po całym moim zbolałym ciele.
Przedłużyłam kąpiel o parę dobrych minut. Za to wyszorowałam
się za wszystkie czasy. Owinęłam się ręcznikiem. Oparłam się
dłońmi o blat i spojrzałam na odbicie w lustrze. Załamałam się.
Jakbym zobaczyłam nie znaną mi osobę. Jestem blada jak trup. Usta
mam popękane no i jest ta blizna na policzku. Muszę coś z nią
zrobić. Na pewno dostanę odszkodowanie, ale to nie przywróci mi
mojej dawnej twarzyczki. Zajrzałam do pierwszej szafki z trzech.
Znalazłam tam pełno przeróżnych perfum od samych najlepszych
wydawców. W drugiej natomiast znajdowały się kosmetyki. Bogu
dzięki mogłam się jakoś zatuszować. Ktoś by się jeszcze
przestraszył mnie. Nałożyłam trochę na siebie tego, ale bez
przesadyzmu. Tak jak obiecała Jean zostawiła mi ciuchy. Krótkie
dżinsowe spodenki i czarna bokserka, a na koniec szary sweterek. To
jest to coś innego od munduru. Wcisnęłam się w te ciuszki i
usiadłam na łóżku.
-Ech, co ja wyprawiam.- Zaczęłam
mówić sama do siebie. Powoli męczyłam swoje śniadanie.
Sprawdziłam w telefonie jaki dziś dzień i która godzina. To już
10 grudnia, powracam do pracy dokładnie o 8:03. Stanęłam przed
drzwiami i powoli zaczęłam je otwierać. Bosz to nie willa, a jakaś
forteca za miliony. Poniekąd cieszę się, że nie umarłam.
-Co się tak czaisz, wychodź.- YG
przytrzymał mi drzwi.- Wszyscy już tu jadą.- Świetnie będę
mogła im coś obwieścić. Nikt nie będzie ze mnie robił idiotki.
W tym wszystkim czuję się po prostu pominięta. Nikt nic nie mówił.
Dla czyjego dobra oni tak postanowili. Przecież teraz wyglądam jak
wyglądam.
-To dobrze. A teraz idę do tej miłej
pani. Tylko gdzie ona jest?- Wydaję się być jedyną osobą z którą
można se tu pogadać o czymś innym niż praca. Może ma gdzieś
schowane chusteczki żebym mogła popłakać.
-Pewnie siedzi w kuchni.- Odpowiedział
mi, a ja dalej się na niego patrzyłam.- Coś jeszcze?
-Gdzie jest kuchnia.- Czy ja muszę
wszystko tłumaczyć osobno. Nie mam pojęcia gdzie co jest.
-A no tak, choć za mną.- Staram się
iść, ale w każdej chwili mogę się wywalić. Kto mądry pastował
te podłogę kiedy ja tu jestem. Idąc tam myślałam, że zastane
tam jedną osobę, a nie cały zespół kucharzy. Patrzą się na
mnie jak na wariatkę.
-Cześć.- Usiadłam sobie. Przywitałam
się z kucharzami. Dobrze, że są tu też jakieś dziewczyny. Mam
dość chłopów.- Mogę dostać kawę?
-Nie możesz pić kawy.- A co ja mogę.
Niech ktoś da mi listę.
-To soczek.
-Już podaję.- Odezwała się jedna z
kucharek. Ona chyba jest młodsza ode mnie. Dostałam nawet
ciasteczko, co za dobroć. Pogadałam z nimi i są całkiem spoko.
-Przepraszam, mogę o coś zapytać?
-Jasne.
-Czy ty naprawdę chodziłaś z G.D?-
Już miałam nadzieje, że mnie o to nie zapytają.
-Clara nie interesuj się.- Skarciła
ją Jean.
-Nie szkodzi. Kiedyś ci o tym opowiem
i tak to prawda. Ale nie teraz, ja nie lubię do tego wracać.-
Zrobiło się dziwnie cicho, tak niezręcznie.
-Możesz wejść już na górę.-
Oznajmił mi YG. Ruszyłam się zabierając ciastka. W takim tempie
jeszcze przytyje. Oddałam kule i wchodząc przytrzymywałam się
barierki. Nieźle się zmęczyła. Nie chcę narzekać czy coś, ale
windę mogli by sobie zrobić. Weszłam do dużego pokoju. Rzuciły
mi się w oczy regały z książkami. Na środku stało wielkie
biurko zasypane gazetami i jedna mała lampka na nim. Postawiono
przed nim fotele i małą kanapę. Usadowiłam się na tej kanapie, a
obok postawiłam kule żebym mogła kogoś walnąć.
-Ładnie to urządziłeś.
-Też tak sądzę. Właśnie, jak już
tu wejdą to staraj nie miej do nich pretensji.- Co ty mi tu gadasz.
Ja już dawno zaczęłam mieć pretensje. Czy wybuchnę? To zależy
kto co powie. Z resztą i tak nie jest moim szefem. Zgaduje, że jego
też tu przywleką. To długo potrwa. Ktoś puka do drzwi.
-Wejść.- Po kolei każdy zajmował
jakieś wolne miejsce. Tylko szef stał i się na mnie patrzył. Nikt
chyba nie ma zamiaru się odezwać.
-Jak ja się cieszę, że się
obudziłaś. Próbowałam ustalić gdzie jesteś. Po tym jak
zniknęłaś narobiło się kłopotów.- Tłumaczyła Cleo.
Rozumiałam ją w końcu narobiłam zamieszania.
-I tak z tego co wiem, wszyscy sobie
dawali beze mnie radę.- Specjalnie powiedziałam to z sarkazmem.
Nadal nie rozumiem dlaczego nikt mi o niczym nie powiedział.
-To nie tak, że cie nie potrzebujemy.-
Odezwał się szef.
-Ja nic takie nie powiedziałam.-
Zdrajcy nie mają zamiaru się tłumaczyć. Już nie wspomnę o Ji bo
ten to unika mojego wzroku.
-Mógłbym zacząć przepraszać, ale
ty i tak nie przyjęłabyś tych tego nawet gdybyś powiedziała tak.
-Szefuńciu … w dupę wsadź se
przeprosiny.
-____ uspokój się.- Nie no teraz już
za późno.- To było dla twojego dobra. I tak już na ciebie
polowali.- Że co? O czym on teraz do mnie mówi.
-Kto niby!
-Pan Lee, tak na nie go mówią.-
Oznajmiła mi CL. Fajnie, jak dorwę Georga to mu skopie dupę.
-Od kąt plan nie wypalił
pokomplikowało się.
-Jaki plan?- Nikt mi nie odpowiedział.-
No Jang zacząłeś to skończ. Obie z Celo przysłuchiwałyśmy się
temu co miałyśmy usłyszeć. Wszyscy nagle zaczęli się wierzgać,
a G- Dragon wstał i podszedł do okna.- No mów do cholery!-
Podniosłam głos.
-Plan był taki żeby sprowokować
wroga i usunąć.- Zaczął YG.
-Ale potrzebowaliśmy przynęty, więc
podrzuciliśmy mu Ji Yong' a. Myśleliśmy, że będzie trzymał go w
środku, a nie na zewnątrz przy wszystkich. On miał wyciągnąć od
niego informacje i zwiać. Wiedzieliśmy, że zakładnicy to jego
ludzie.- Kontynuował T.O.P. To było dla mnie coraz bardziej chore i
chyba pogubiłam się.
-W pewnym momencie zażądał widzenia
się z tobą. Myśleliśmy, że chodziło mu tylko o niego, a to
publiczne wystąpienie to pokazanie jego władzy. Później
wymieniłaś się za niego i zrobiło się niebezpiecznie.- Nawijał
Deasung. Jak na razie mam rozumieć, że ja byłam celem. Ale
dlaczego?
-Mogliśmy otworzyć ogień, ale byłaś
już w jego rękach więc … .- Skończyła Min Ji. Boże co oni do
mnie mówią. To się w głowie nie mieści. Mieli plan i zamiast
mnie w niego wtajemniczyć ominęli mnie tak jakbym nie istniała w
tej agencji. I mogli otworzyć ogień, jeszcze się zastanawiali jak
ja już była w jego rękach. Nie to się nie dzieje naprawdę. Każdy
mógł tak mieć, ale to zawsze mi zdarzają się takie rzeczy.
Moment skoro chcieli go zabić to ja też miałam …. , nie
niemożliwe … a jednak wszystko na to wskazuje. Poderwałam się z
kanapy. Zaskoczyłam ich tym.
-Chciałeś mnie poświęcić jak
świnie!!
-Gdybyś tam nie poszła ...-
Usłyszałam jego głos. Podeszłam szybko do niego.- Odwróć się
ty zdrajco!!- Sama go odwróciłam. I wymierzyłam mu plaszczaka w
twarz. Wszyscy poderwali się z foteli.
-_____ opanuj się. To nie do końca
tak jak myślisz.- Uspokajała mnie Bom. Ale co mnie to, to nie ja
chcieli poświęcić dla dobra sprawy.
-Nikt nie chciał żebyś umarła.
-TAK BO GDYBYM TAM NIE POSZŁA I
WSZYSTKIEGO NIE SPIEPRZYŁA!!! A ja głupia cały czas chroniłam
cię. Myślałam, że cię zabije!!- Waliłam go pięścią w ramię.
On nic nie mówił, nawet nie spojrzał. Robiłam się coraz
bardziej wściekła. Taeyang próbował mnie powstrzymać, ale i tak
nie dał rady. Obezwładniłam go i potajemnie zwinęłam broń od
razu schowałam ją pod sweter. Niech mi teraz ktoś podskoczy to
kulka w łeb. Mam tylko jedno pytanie i zaraz ich opuszczam.
-Kto miał ze mną pracować!- Głucha
cisza.- Powtórzę, kto miał ze mną pracować!!
-______ usiądź to ci wszystko
powiemy.- Co on mi będzie rozkazywał, ja już nie muszę się go
słuchać.
-Nie mów mi co mam robić. Już dla
nikogo nie pracuje. Podziękowałam za to, że chcieliście nie
poświęcić bez mojej zgody.
-CO!!?- Krzyknęli.
-ODCHODZĘ!! Radźcie sobie sami tak
jak robiliście to do tej pory.- Trzasnęłam drzwiami i skierowałam
się do wyjścia. Świetni z nich przyjaciele. W ich rękach byłam
dla nich zwykłą marionetką. A jak się zepsuje to mnie wyrzucą.
Wybiegli za mną, ale ja dalej jakoś szłam prosto do wyjścia.
-Ach _____ stój!- Usłyszałam głos
Ji Yon' a. Nie mam zamiaru stać, nie chcę. Znalazłam wyjście,
założyłam buty, ale ktoś złapał mnie za nadgarstek. Odruchowo
przewróciłam go na plecy.
-O matko moje plecy.- Jęknął
Seungri. Mógł nie podchodzić. Mam już serdecznie dość tego, że
każdy próbuje mnie zatrzymać. Ominęłam go.
-Nie otwieraj!- G.D postąpił krok do
przodu. Nawet nie wiem kiedy w mojej ręce pojawił się pistolet
wycelowany w Ji. Każdy zatrzymał oddech.
-Niech nikt nie myśli o tym żeby za
mną iść. Zwłaszcza ty.- Wysyczałam przez zęby. Do przed pokoju
zlecieli się kucharze i Jean.
-O mój boże.- Szepnęła. Przyznam,
że nawet ja sama po sobie się tego nie spodziewałam.
-Odłóż tą broń.- Pewnie dla
wszystkich wyglądam jak psychopatka, ale i tak jej nie odłożę.
-Powiedziałam żebyś za mną nie
szedł.
-I tak wiem, że nie strzelisz.- A
teraz sugeruje mi, że jestem na tyle słaba, że nie pociągnę za
spust. Nie patrząc na cel zestrzeliłam lampkę stojącą na małej
komodzie. Cofnął się, a ja w końcu mogłam wyjść z tego domu
pełnym zdrajców. Na dworze jeszcze nie padał śnieg, ale było
dość zimno. Szczelniej okryłam się swetrem i skierowałam do
najbliższej taksówki. Podałam swój adres zamieszkania. Oparłam
głowę o oparcie i zamknęłam oczy. Teraz na serio jestem zmęczona.
Mogłabym wyżalić się matce, ale wolę przemilczeć. Z resztą i
tak ze mną nie gadają. Wybrała mi męża, a ja oczywiście nie
zgadzam się na takie swatanie. Wtedy byłam już zaręczona z tym
dupkiem. A gdy po roku wszystko zaczęło się pieprzyć zaczęła
wypominać mi razem z ojcem, że nie wybrałam jej opcji. Czemu ktoś
kogo nienawidzę, zawsze ma rację. Przez niego znalazłam sobie tą
prace i lubiłam ją aż do teraz. I przez niego między innymi
odchodzę. Skończyłam moje myślenie i wysiadłam płacąc za
podwózkę pieniędzmi które miałam w gaciach. Przywitałam się z
sąsiadami przy okazji tłumacząc im gdzie byłam tak długo.
Wybiłam im z głowy jakiegoś nowego chłopaka. Kiedyś słyszałam
jak o mnie plotkowały. Chciały mnie przedstawić swoim wnukom.
Jeden miał 8 lat, a drugi 88. Oczywiście nie widziałam ich i nie
mam zamiaru. Zamknęłam się w domu, włączyłam alarm i na pewno
nikomu nie będę otwierać. Otworzyłam apteczkę i zaczęłam
zmieniać opatrunek. Jak zobaczyłam zszytą ranę to wiedziałam, że
blizny nie pozbędę się tak łatwo. Zajęłam miejsce przed
telewizorem i włączyłam pierwszą lepszy film żrąc popcorn i
pijąc schłodzone piwko. Pomimo to, że nie wolno mi w takim stanie.
Chcę pamiętać ten smak zanim znów będę nieświadomie na skraju
życia. Bo kogo obchodzi moje istnienie … no właśnie nikogo. Po
jednej zgrzewce piwa i już 2 filmie zaczęło mi się kręcić w
głowie i usnęłam.
Starałam się napisać rozdział gdzie coś by się w każdym rozdziale działo, ale jak na razie to są tylko moje starania więc przepraszam jeżeli nie będzie tak jak oczekujecie.