No
i się stało. Dobrze, że małą trochę tych funduszy na kontach bo
poszlibyśmy z torbami. Yuri dostała drgawek po tym co usłyszała.
Teraz to musimy są uspokajać. Wariacja, mamy spotkanie z ciocią
darła się przez telefon więc usłyszałam tylko ,,przyjedź''.
Zastanawiam się kiedy się to skończy. Wszyscy zadowoleni, a tylko
ja czuję jakby mi się niebo waliło na głowę. Co tam z niebem i
tak pójdę to piekła. Szykują mi tam miejsce. Zaparkowałam w
miarę dobrze pomijając, że tknęłam trawnik, będzie kłótnia.
Pierwsza weszłam ja i od razu coś się na mnie rzuciło.
-Boże
co to za bydlę!- Zanim się obejrzałam leżałam na ziemi
przywalona przez śliniącego się psa. Co ona znów wymyśliła. Z
tego co pamiętam jeszcze wczoraj nie było go tu.
-O
widzę, że już poznałaś Arona. Jest taki słodki, że nie mogłam
go nie wziąć.- Podniosłam się po tym gdy mnie odgruzowali. Czuję
się jakby przejechał po mnie walec.
-Ale
po co ci on. Masz zamiar trzymać go na swoim łóżku, prawda?- Nie
pozwolę żeby to coś weszło mi do pokoju.
-Od
dzisiaj będzie pilnował nam chaty. Kupiłam nową statuetkę i ma
dożyć aż do mojej śmierci.- No wątpię, prędzej ten pies się
jej pozbędzie.
-Wracając
do rzeczy to po co nas tu ściągnęłaś.
-A
no tak tym razem to coś ważnego więc lepiej sobie usiądź zanim
ci powiem.- Mogła by nie przeciągać, co będzie to ma być. I tak
usiadłam na wszelki wypadek.
-A
więc?
-A
więc doszliśmy do końca sprawy, na tak prawie, ale to zawsze coś.-
Popatrzyłam na nią bo nie wiele mi to mówi.- No nie gap się tak
na mnie dziecko. Oznajmiam ci, że już za tydzień odbędzie się
ostatnia sprawa w tej sprawie.- Jak zawsze coś namąci zanim dojdzie
do konkretów. Przyznam, że i tak mnie tym zaskoczyła. Z wrażenia
nie mogłam nic powiedzieć. To oznacza, że to nareszcie koniec tej
męczarni. Nie będę się musiała już z nikim kłócić. Jak
będzie po to wystarczy bardzo się postarać by o tym zapomnieć i
zacząć żyć z osobą którą kocham. Bang zacisnął swoją rękę
na mojej.
-Czyli
trzeba się przygotować.
-I
po co ci było to zwalnianie się co, geniuszu?!- Yuri zaczęła znów
swoją przemowę. Uspokajaliśmy ją, ale to nic nie daje.
-Uuuu
była jakaś akcja, a mnie tam nie było.- Może i dobrze, że nie
było.- Opowiadajcie mi tu zaraz co i jak. I się tak zaczęła
pogawędka. I z zwykłej herbaty przeszliśmy do czegoś
mocniejszego. Oczywiście ja miałam dość wrażeń i nie nachlałam
się jak co poniektórzy. I co ja mam z nimi niby teraz zrobić. Oni
jak ich przenieść, chyba tylko zostawić i po krzyku. Otworzę tu
balkon, nie chcę oddychać wódą. Chciałam już iść do swojego
pokoju, ale ktoś się odezwał.
-A
dlaczego ty nie piłaś.- Zapytał Jongup. Nie mógł już zasnąć.
Mam go niańczyć czy co?
-Ktoś
musiał was pilnować.
-A
może ty w cionszy jesteś?- Od razu Bang podniósł głowę, a za
nim cała reszta. Co on wymyśla, myślałam, że wszyscy już dawno
śpią, a nie udają. Wywaliłam gały bo on popatrzył na mnie jakby
miał pretensje, że mu nie powiedziała. Przecież nie ma o czym. Co
za stresująca sytuacja.
-Przestań
gadać bzdury człowieku!- Z kim ja żyje.
-Dlaczego
mi nie powiedziałaś?
-Ech
weź idź spać czy coś.- Mogłabym się upić i było by po
kłopocie. Chociaż może wtedy na serio stało by się coś
nieoczekiwanego i na serio bym była. Nie, nie wyobrażam sobie.
Usypiałam każdego po kolei, aż na samym końcu zmęczona sama
usnęłam. Moje nogi mówią zdecydowane nie przeciw chodzeniu.
*
* *
(
tydzień później )
Już
minęło tyle czasu, a dziś dzień sądu ostatecznego. Wszyscy
chodzą jak na szpilkach. A ja jedyna leżę jeszcze w łóżku obok
mojego przystojnego pana bez koszulki. Ale co mi z mojego leżenia
jak słychać każdego.
-Wstajemy?
-Nie
jeszcze chwila. Muszę się nacieszyć tobą i spokojem. Bo coś
czuje, że jak stąd wyjdę to nie będę spokojny.- Pewnie udzieli
nam się ich nastrój.
-Cieszyć
się mną to ty już możesz codziennie.- Pocałowałam go i
przytuliłam ten ostatni raz zanim się ruszę.
-WSTAWAĆ!!!
Później będzie czas na migdalenie się.- Do pokoju wparował
Daehyun. Był już ubrany w garniak chociaż do wyjazdu zostało
sporo czasu.
-Yhhh,
a pukać cię nie nauczono co?- Rzuciłam poduszką w zamykające się
drzwi. Cholera nie trafiłam. Pierwsza zajęłam łazienkę i
doprowadziłam się do porządku. Śniadanie stało już na stole,
szkoda tylko, że całkiem zimne. Nie wyglądało apetycznie. Jednym
słowem można stwierdzić, że moja ciotka jest fatalną kucharką.
-I
dlatego ja gotuje w tym domu.
-Coś
ci się nie podoba to sobie zrób sama, a nie wybrzydzasz!- Tego się
nie spodziewałam. Zazwyczaj wyluzowana osoba która niczym się nie
przejmuje zbytnio nagle zaczyna się wydzierać. Podeszła do mojego
talerza i cała zawartość wylądowała w śmietniku.
-Jeny
spokojnie. To ja tu powinnam panikować najwięcej.- Mam dość do
końca życia uspokajania tych ludzi po ostatniej libacji
alkoholowej. Prawie co nie zrobiliby mi tu porno. A wyszłam tylko po
wodę i to specjalnie dla nich. Takie miałam podziękowania, że
hej.
-Przepraszam,
ale to nie ty prawdopodobnie będziesz zarządzać nowym budynkiem
pełnym gwiazd muzyki.- Serio ja tu myślę czy boi się przegranej,
a ta już myśli o zarządzaniu budynkiem który jeszcze nie jest
jej. Cała ciotka i jej pozytywy.- Mam ci zrobić nowe śniadanie?
-Nie
dziękuje płatki mi wystarczą.- I tak nie przełknę nic innego.
Już na pewno nie mam ochoty jeść tego co dla mnie przygotuje
jeszcze raz. Obmyślałam jak by tu się zachować na sali. Jak
ofiara którą jestem czy jak profesjonalistka znająca się na
rzeczy. Jakbym nie była tam pierwszy raz. I oczywiście spakowałam
już ze sobą chusteczki gdybym się popłakała ze szczęścia.
Dlaczego ten czas tak wolno leci. Mam y 30 minut do odjazdu, pojadę
sobie limuzyną. Same luksusy mnie czekają, no sumie to nas.
-Dobra
samochód czeka pod chatą!- Co tak szybko! Nogi mi się uginają.
-Chodźmy
razem.- Bang wziął mnie za rękę i poczułam się na siłach żeby
wejść do auta. Rozsiadła się z tyłu obok niego. Przytuliłam
się do ramienia i pierwszy raz w życiu zaczęłam się naprawdę
modlić o to żeby niczego nie spieprzyć. Całe 15 minut jazdy i już
słyszałam tych ludzi z kamerami. Wzięłam głęboki oddech i
otworzyłam drzwi i momentalnie oślepił mnie blask fleszy.
-Damy
radę.- Szepnął mi do ucha. Więc tak też i dałam radę.
Przeszłam prosto do budynku. Każdy wchodzi tu bo musi myślałam,
że ja nigdy tu nie wejdę, a jednak tak się stało. Po chwili
zostaliśmy zawołani do środka.
*
* *
Nie
no mam mroczki przed oczami i chyba muszę usiąść żeby do mnie
dotarło co i jak. Wiem tyle, że zdołałam zobaczyć wujka
wściekłego, że... przegrał. Tak bo my wygraliśmy i mogą nam
naskoczyć.
-Jesteś
gotowa żeby wyjść i powiedzieć parę słów dziennikarzom?- Ta
moja prze szczęśliwa ciotka cała w skowronkach odezwała się do
mnie.
-Tak
mogę pójść.- Chcę mu dokopać na sam koniec. Bo to już koniec.
Spadł na samo dno, a my się od niego odbiliśmy. Ruszyłam na dwór
skonfrontować się z każdym kto ma do mnie jakieś pytanie.
Pchnęłam
drzwi i już nie mrugałam, tak jakby moje oczy przyzwyczaiły się
do tego blasku.
-Powiedz
nam, jak się teraz czujesz.-Bardzo proste pytanie.
-Jakbym
wygrała to życie.- Każdy odpowiadał na pytania, byli bardzo
zajęci.
-Teraz
ja chciałbym coś powiedzieć.- Odezwał się Bang. Każdy zwrócił
się w jego stronę. Co on szykuje.
-Słuchamy.
-A
więc, gdy już wszystko się skończyło. Chciałbym poprosić o coś
pewną osobę bez której nie wobrarzam sobie życia.- O jezu ty
chyba o mnie biega.- Kim czy zechcesz zostać moją żaoną?- Zatkało
mnie, nie mogłam z siebie nic wyrzucić. Ale w końcu to zrobiłam.
-Tak,
oczywiście, że tak.- Teraz popłakałam się ze szczęścia i
zapomniałam o chusteczkach.
Sorki za błędy i oczekuje komentarzy jeśli można.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz