piątek, 20 lutego 2015

BB- 53

Witam!! Pewnie mnie nieźle zjedziecie za to, że kazałam wam tyle czekać. Zdecydowanie miałam jakiś zastój w pisaniu. Już myślałam, że będę pisać ten rozdział przez cały miesiąc. Ale udało mi się!! Całe 9 stron specjalnie dla was po tak długiej jak na mnie nieobecności. Jestem na prawdę pod wrażeniem tego o ile podniosły się statystyki przez ten czas. Prawie, że 1500 wyświetleń to jest coś. Wielkie dzięki wam za to i za komentarze <333



( Narracja Cleo )

Wczorajszy dzień był chyba najgorszym i zarazem najlepszym dniem. Bo wszystko skończyło się dobrze. Połowa problemu zniknęła sama, a wszyscy którzy mu pomagali rozproszyli się lub zostali zabici. Natomiast ja sama musiałam uporać się ze swoimi koszmarami. Przez całą noc nie dawały mi spać. Nawet to, że Tabi był obok nie pomogło mi w żaden sposób co denerwowało mnie niesamowicie. Nie mogłam pozwolić żeby to wróciło. Dlatego wstałam wcześniej by móc patrzeć na mojego chłopaka który nadal spał no i jeszcze włączyć telewizor. Chociaż co tam z telewizorem większą chęć mam na niego. Zwisłam z ręką blisko jego pleców kiedy się poruszył, ale zaraz znów spał. Nie powinien się na mnie zbytnio wściekać. Więc położyłam się obok niego i przytuliłam głaszcząc jego umięśniony brzuch.
-Nie przestawaj.
-W cale nie miałam zamiaru przestawać.- Zakrył moją rękę swoją.
-Dlaczego nie śpisz. Znów ci się coś śniło?
-Nie.- W cale nie kłamałam.- Po prostu nie chciałam już dłużej spać.- Obrócił się na plecy patrząc na mnie. Uch dlaczego właśnie teraz mamy o tym rozmawiać?
-Bałaś się zasnąć.- Stwierdził to jakby czytał mi w myślach. Może to i prawda, ale nie mam zamiaru się do niej przyznać.
-W cale, że nie.- Starałam się brzmieć jak najbardziej przekonująco.
-Dobrze więc idź spać.- Teraz to ja spojrzałam na niego kompletnie go nie rozumiejąc.
-Właśnie wstałam dlatego, że nie chciało mi się spać.
-Bo po prostu się bałaś.- Zaczynała mnie męczyć ta bezsensowna rozmowa.
-Nie przyznam się, że się bałam jeśli o to ci chodzi. W ogóle o co ci chodzi, co?- Zdenerwował mnie tym.
-Krzyczysz.
-Oczywiście, że tak! Cały czas do tego wracasz. Jakby mi nie wystarczyło, że musiałeś to widzieć.- Na prawdę czasami mam ochotę walnąć go czymś ciężkim. Wiem, że w nocy narobiłam nie złego alarmu, ale co ja mogę na to poradzić. Właśnie nic. To samo się dzieje nawet nie wiem kiedy zaczęłam krzyczeć, a potem spadłam z łóżka. A ten musi mi to wytykać tylko dlatego żebym się przyznała.
-Chyba właśnie teraz zrozumiałam twoją logikę. Ale i tak nie było to miłe.- Wygrzebałam się z kołdry i zmierzałam w stronę łazienki. Jeśli uważał, że załatwi to w taki sposób to wcale nie mam zamiaru w tym uczestniczyć.
-Hej Cleo! Nie chciałem cię obrazić.- Choi zaczął wychodzić z łóżka, ale ja byłam szybsza i zatrzasnęłam mu drzwi przed nosem.- Kochanie wyjdziesz? Może całus na zgodę co?
-Odpieprz się!- Krzyknęłam. Teraz to na serio palnął i nie pomyślał. Czy on myślał o tym jak się czuję. Raczej chyba nie jak zresztą widać. Nie miałam zamiaru mu otworzyć dopóki się nie odświeżę. Mam nadzieję, że do tego czasu nie znajdę go w pokoju. Zajęłam się sobą i podczas brania prysznica zauważyłam parę siniaków i zadrapań. Na wszelki wypadek posmarowałam się maścią by szybciej wszystko zeszło. A kiedy wyszłam on nadal tam siedział. Zwrócił swoje oczy w moją stronę i uśmiechając się wyciągnął rękę. Złapałam za nią. Nie umiałam się na niego długo gniewać, ale gdzieś na dnie miałam odrobinę złości na niego. Usiadłam mu na kolanach tak jak chciał.
-Teraz będziesz przepraszać?
-Może tak, a może nie.
-Jasne.- Miałam zamiar wstać, ale przytrzymał mnie mocniej. Co on kombinuje?- Czego ty chcesz?
-Dzisiaj jest impreza.
-I?
-Pójdziemy tam razem?- Zesztywniałam siedząc na jego kolanach. Dokładnie wiem co to oznacza. Ale tam będą inni ludzie. Nie wiem czy tak do końca chcę wejść tam z nim i naprawdę nie chodzi tu o to jakim był przed chwilą dupkiem. Po prostu teraz jest już ciężko. Kłócimy się co nie zdarzało się nam często. Prawie w ogóle. Chciałabym tam z nim pójść, ale ja nie jestem _____. Może wcale nie chcę przeżywać tego co ona. Nie uważam się za tak silną jak ona. Jeśli T.O.P tak myśli będę musiała mu to uświadomić. Tylko jak.
-Nie wiem. Wiesz jak jest.- Na samą myśl nie czuję się jakoś specjalnie komfortowo.
-Wiem.- Zdaję sobie sprawę z tego, że mu się to nie podoba, ale zasłużył sobie, a ja będę mogła to przełożyć na inny czas.
-Raczej pójdę z dziewczynami i spotkamy się w klubie.- Wstałam żeby założyć koszulkę. Bolało mnie serce kiedy widziałam go takiego przygnębionego. Może zrozumie, że nie chcę mu psuć wizerunku moją przeszłością. Zwłaszcza, że ona nadal żyje gdzieś na wolności.
-A kiedy pójdziesz ze mną?- Poczułam jego ręce na moim brzuchu. Kurcze, to trudne. Sama nie wiem kiedy. Nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Osobiście nie znałam odpowiedzi na to pytanie. Na szczęście pukanie do drzwi oszczędziło mi tej niezręcznej sytuacji. Głowa ____ wyłoniła się zza drzwi.
-Um, nie chciałam przeszkadzać, ale potrzebuję pomocy. Cleo?
-Idę.- Wyswobodziłam się z uścisku Choi' a i wyszłam. ____ patrzyła na mnie jakby wiedziała, że jednak coś się stało. Nie mam pojęcia jak ona to robiła, ale to było czasem wkurzające.
-W czym mam ci pomóc?- Zapytałam by jak najszybciej przestała.
-Chłopaki wychodzą na zakupy.
-A my nie?
-Nie. Tym razem ubierzesz się w coś co już masz.- Ta ogólnie to wyznawałam zasadę: raz założone wyrzucone. I to gdzieś na dnie szafy. Chociaż miałam rzeczy w których nigdzie się nie pokazywałam. Kupowałam bo po prostu mi się podobały. Dlatego zawsze ja pożyczam innym ciuchy.
-Okej.
-Mam zamiar upiec ciasto.- Oświadczyła mi na co parsknęłam.
-Przecież ty nie potrafisz piec ciast. Nie potrafisz gotować.- Nie to żebym chciała ją obrazić. Broń boże, to źle by się skończyło dla mnie.
-Wiem.- Odpowiedziała zirytowana.- Ale postanowiłam coś zrobić dla Ji.
-Chcesz go uszczęśliwić czy zabić?
-Hej.- Trąciła mnie łokciem.- Dlatego masz mi pomóc. Nie chcę go otruć.
-Dobra.- Wszystko byle by zapomnieć dzisiejszy poranek, który był do dupy. Weszłyśmy do kuchni i od razu zaczęłam wyciągać składniki. ____ poszła pożegnać Ji Yong' a, a on nawet nie przyszedł żeby pożegnać się ze mną. Czyżby tak bardzo mu się spieszyło na te zakupy. Czy najzwyczajniej nie miał ochoty ani chęci zobaczenia mnie. No cóż musiałam sama uporać się z wielką gulą w gardle. Cholerne przeczucie, że między nami wszystko się niszczy nie dawało mi spokoju.
-Cleo. Porozmawiaj ze mną.- Czemu zawsze każdy chcę ze mną rozmawiać kiedy ja nie miałam na to ochoty.
-Chciałaś zrobić to ciasto, czy nie.- Świetnie jeszcze będę się wyżywać na swojej przyjaciółce, która nie jest niczemu winna. To jej dzień więc postaram się go nie zepsuć.
-Chciałam.
-Przepraszam _____. Jestem jakaś rozdrażniona.- Można powiedzieć, że wstałam lewą nogą.
-W porządku. Ty musiałaś znosić mnie taką przez długi czas. Ale może jednak chcesz mi coś powiedzieć. Cokolwiek.
-Mam wrażenie, że dokąd powiedziałam mu całą prawdę zaczyna się wszystko psuć. Mam wrażenie, że on tego nie rozumie.
-Daj mu trochę czasu.
-Jasne. Dam mu tyle czasu ile chce tylko żeby przez ten czas znów czegoś nie palnął.
-T.O.P zdecydowanie nie jest typem romantyka.- Ech sama o tym wiedziałam.- I poszło tylko o to?
-No nie tylko. Chciał żebym poszła z nim na imprezę.- Wbiłam jajko o miski czekając na mądrą radę ze strony _____.
-Więc pójdź.
-Co? Myślałam, że powiesz co w stylu,, rób co uważasz za stosowne'' czy coś w tym stylu.
-Ale to nie mój styl.- No tak.- Cleo pójdź z nim. Nikt nie musi wiedzieć, że jesteście razem. Ja i Ji też tam będziemy. Przecież wchodzimy razem. On chyba wie na co się piszę jeśli z tobą jest. Powiedziałaś już całą prawdę więc teraz to jego wybór. Nie musisz decydować za niego i bać się, że coś się stanie. On sobie raczej z tym poradzi. Myślę tylko, że ty nie do końca.
-Pójdę.
-Poważnie?
-Tak. Bo masz cholerną rację.- Zrobię to dla niego. On tego chce, a ja nie chcę być wredną dziewczyną. Bo go kocham. Powiedziałam swoje. Przynajmniej jeśli stanie się to czego się obawiałam to będę mieć czyste sumienie.

( Narracja Bom )

-Już wychodzisz?- Dara próbowała wyciągnąć ze mnie jak najwięcej informacji na temat Joe. Ja natomiast byłam byt zajęta odpisywaniem na sms'y, a ubraniem jednego buta na nogę. Męczyłam się z nim od 15 minut co bawiło Min Ji. A mnie ani trochę. Miałam być u niego za 20 minut, a cholerny kozak odmawiał mi posłuszeństwa. Nie mogłam ich wymienić na coś innego. To nie pasowało by do stroju.
-Zabieraj te łapy niezdaro.- Dostałam po łapach, ale przynajmniej CL zapięła ten but. Od rana chodziła jakaś zamyślona. Tak jakby czegoś szukała, ale widać nie znalazła.
-Dzięki. Tylko mnie nie podrap.
-Bardzo śmieszne Bom.
-Dobra to o co chodzi?- Nie miałam zbyt dużo czasu na słuchanie żalów Chaerin.
-Po prostu nie rozumiem facetów. Najpierw mnie obraził. Ma dziewczynę i jest na mnie wściekły, a na końcu mnie całuje. A ja stwierdzam, że jestem kompletnie głupia bo nawet go nie odepchnęłam.- Cl przedstawiła nam swój problem bardzo ogólnikowo. Ale to wystarczyło byśmy wszystkie na nią spojrzały.
-No cóż to jest chore.- Odezwała się Dara.
-A w sumie nie ma się czemu dziwić. Jego dziewczyna to zwykła suka.- Kontynuowała Min Ji.
-I nie żyje.- Tak, powiedziałam to. Skoro już wszyscy przeciągamy to co nieuniknione lepiej powiedzieć to teraz niż potem żeby dała się wykorzystać.
-To wiele wyjaśnia.- No raczej bardzo dużo, ale ja nie miałam czasu uczestniczyć w tej rozmowę.
-To ja wychodzę, a wy sobie gadajcie.- Trzasnęłam drzwiami zadowolona, że nie będę musiała niczego jej tłumaczyć. Wsiadłam w taxi i pojechałam prosto do domu Joe. Kiedy stanęłam przed jego drzwiami nawet nie zdążyłam zapukać bo otworzył drzwi podniósł mnie i wszedł do środka.
-Znów patrzyłeś w kamery?- Co ten facet robił całymi dniami?- Nie mów, że patrzysz na nie przez cały dzień.- To by było dziwne.
-Oczywiście, że nie cały. Tylko wtedy kiedy czekam na ciebie.
-O, to mogę zrozumieć.- Pocałowałam go w policzek i poszłam do kuchni, a on za mną.- Przyniosłam wino.
-To świetne. Dołączę je do trzech kolejnych w lodówce.
-Trzech? Chcesz mnie upić?- Podniosłam jedną brew.
-Jeśli trzeba będzie to z chęcią.- Obrócił mnie w swoją stronę. Oprałam dłonie na jego torsie. Lubiłam patrzeć na jego oczy. Zawsze widać w nich moje odbicie kiedy się błyszczą.
-Raczej nie trzeba będzie.- Uśmiechnęłam się po czym delikatnie go pocałowałam rozkoszując się smakiem jego ust. Niestety dzwonek do drzwi był cholernie głośny.
-Spodziewasz się kogoś.
-Nie i wcale mi się to nie podoba. Zaraz wracam.- Pocałował mnie jeszcze raz mocniej i poszedł do drzwi, a ja zostałam w kuchni. Tak naprawdę byłam ciekawa kto też go odwiedził. Ale stąd też dało się słyszeć ten podniesiony głos jakiejś kobiety.
-Co ty tutaj robisz?- Głos Joe nie był zbyt przyjazny.
-Przyszłam w końcu dowiedzieć się z kim się spotykasz!- Głos tej pani też nie był za milusi.
-Co ty bredzisz. Jestem zajęty. Wpadnij kiedy indziej.
-O, nie. Nie zamkniesz mi drzwi przed nosem jak zawsze. Megan usłyszała twoją rozmowę.
-Jaką do cholery rozmowę!- No robiło się coraz ciekawiej.
-Tą przez telefon. Kiedy nazywałeś kogoś kochaniem.- Serce mi podskoczyło do gardła. Przysunęłam się bliżej drzwi.- Lee Jon jeśli trzymasz tu swojego faceta to przysięgam, że nie wytargam go za uszy.- Faceta? Jakiego faceta? Nic nie rozumiem. Chyba nie ma tu nikogo oprócz ich dwojga? Albo może chciał jej dopiero o tym powiedzieć?
-Nie ma tu żadnego faceta oprócz mnie, a teraz możesz iść. Psujesz mi wieczór kobieto.
-Joe jak ja cię wychowałam. Powiedziałeś mi, że nie jesteś gejem.- Gejem? Chryste ta baba naprawdę mało o nim wie. Zaczęłam chichotać jak wariatka. Czyli, że to była jego matka, ale dlaczego myślała, że jest gejem. Kurde sama przecież to kompletna bzdura.
-Wiedziałam, że ukrywasz tam kogoś. Boże nie wierzę, że to jest … dziewczyna??- natychmiast przestałam się chichrać co było dość trudne kiedy mina tej kobiety była wręcz bezcenna. Tak, owszem jestem kobietą w 100% i on też o tym wie.
-Dzień dobry.- Wyciągnęłam rękę. Uścisnęła ją lekko bo nadal była zdezorientowana.
-Dobry. Eee. Jon!- Krzyknęła na niego aż się wzdrygnęłam.- Dlaczego nie chciałeś mi nic powiedzieć, co?- Jego matka rozpromieniła się chociaż nadal krzyczała.
-Po co. Już tu wtargnęłaś.
-Przepraszam na chwilę.- Pociągnęła go do holu. Odbyli krótką rozmowę po czym wypchnął ją za drzwi i zamknął. Ja nadal próbowałam opanować śmiech.
-I o to właśnie była moja matka.
-Miła.- Parsknęłam śmiechem.
-Ej nie ładnie się tak śmiać.- Sam się uśmiechnął obejmując mnie.
-No cóż nie mogłam się powstrzymać. Ona myślała, że jesteś gejem. Dlaczego?
-Nie chcesz wiedzieć.- No właśnie, że chciałam wiedzieć co takiego ukrywa, ale postanowiłam nie naciskać.
-Okej.- Otarłam łzy śmiechu z kącika oczu. Już chyba mi przeszło.
-Teraz możemy zająć się sobą.- Ta, zwłaszcza, że jeszcze nie ściągnęłam płaszcza odkąd tu weszłam.
-Właśnie.- Mamy cały wieczór dla siebie bo muszę go jeszcze o coś zapytać. Chociaż nie wiem czy się zgodzi to i tak nie mam nic do stracenia. A teraz wolałam zająć się nim.- Tylko chyba coś ci się przypala.
-Cholera.- Znów zaczęłam się śmiać kiedy Joe wyciągał z piekarnika nasze jedzenia. Jeśli można to nazwać jedzeniem.
-Świetny z ciebie kucharz.
-Jestem dobrym kucharzem.
-Widzę.- Parsknęłam i zaglądnęłam mu przez ramię.- Zmówimy coś?- Nie miałam zamiaru tego jeść. Nawet jeśli był dobrym kucharzem. Sięgnęłam po telefon i przeszłam do pokoju by zamówić sushi. Kiedy zrobiłam swoje rzuciłam płaszcz na kanapę i odwróciłam się w stronę Joe. Stał i przyglądał mi się.
-Ładnie wyglądasz.
-Taki miał być efekt. Myślę, że chyba mi się udało.- Zarzuciłam mu ręce na ramiona i zbliżyłam usta, ale on był szybszy i pochłonął moje usta. Nie chciałam więcej czekać. Wolałam uniknąć kolejnych nie proszonych gości zanim zepsują nam wieczór. Bardziej zajęłam się koszulką Joe. Rzuciłam ją na schody kiedy szliśmy na górę ledwo od siebie oderwani. Nie mam pojęcia jak się nie wywaliłam. Myślałam tylko o nim i jego umięśnionym ciele blisko mojego.
-Poczekaj.- Na co miałam czekać? Bez żadnego słowa obrócił mnie i rozpiął zamek sukienki po czym pomógł mi z niej wyjść.- O boże...- Szepnął i wziął głęboki oddech. Właśnie o to mi chodziło. Stojąc w samej bieliźnie i moich ukochanych kozakach wzięłam się za pozbawianie go ubrań.
-Trzymaj ręce przy sobie. Jeszcze nie skończyłam.
-Kiedy ja nie mogę.
-W sumie to ja też nie.- Pchnęłam go na łóżko i usiadłam na nim. Dobrze było być choć raz na górze wiedząc, że jest na mojej łasce. Pochyliłam się by posmakować jego ust po raz setny. Ale on zawsze chciał więcej. Przesunął ręce na moje plecy aż cała zadrżałam. Nawet porządnie nie zaczęłam zabawy nim, ponieważ teraz to on był nade mną.
-Ej to było nie fair.- Chociaż tak naprawdę mam to gdzieś. Przesunęłam paznokciami po jego plecach zostawiając czerwone kreski. Najwidoczniej jemu to wcale nie przeszkadzało kiedy całował każdy centymetr mojego ciała powoli schodząc w dół. Zatrzymał się na jednej z piersi i wziął sutek do ust by zataczać kółka językiem. Wyciągnęłam się pod nim i zamknęłam oczy. Skupiłam się tylko na jego usta i dłoniach wędrujących po moim ciele. Jęknęłam cicho kiedy Joe drażnił językiem mój pępek. Wplotłam palce w jego włosy i pociągnęłam za nie. Dając mu znać żeby się pośpieszył.
-Jeszcze nie.- Mruknął z ustami przy biodrze. Nadal miałam na sobie jedną cześć bielizny, ale Joe postanowił mnie zaskoczyć kiedy po prostu rozdarł moje figi i rzucił … gdzieś. Dostałam gęsię skórki kiedy Joe przejechał opuszkami palów po skórze po czym delikatnie ją pocałował. Uch, mógłby już przejść do rzeczy.
-Torturujesz mnie.- Uśmiechnął się tylko pod nosem i zszedł jeszcze niżej. Kiedy poczułam jego język tam. Cała się spięłam i zacisnęłam ręce na prześcieradle. Nie mogłam się powstrzymać by nie wydać z siebie żadnego głosu gdy jego język wsuwał się i wysuwał.
-Dobrze, że zabiłaś tego dupka. Następnym razem idę z tobą.- O, tak. Koniecznie. Żebyśmy się mogli poprzytulać kiedy nikt nie patrzy.- A teraz będę się tobą kochać przez długie godziny.- O boże. Temu też nie mam nic przeciwko. Tylko musimy zdążyć pójść na imprezę. Razem z nim.
-Więc na co jeszcze czekasz.- Nie wiem czy wytrzymam dłużej.- Ściągnij wreszcie te gatki.- Które i tak były już dość napięte. Chciałam zobaczyć to co się pod nimi ukrywa. I wcale się nie zawiodłam, a nawet wręcz byłam zaskoczona jego rozmiarem. Przecież nie miałam dupy ze stali. Chociaż teraz bardziej chciałam mieć go w sobie niż przejmować się czymś takim. Joe zaczął czołgać się w moją stronę z chytrym uśmieszkiem od którego przeszły mnie dreszcze. Joe ustawił się przede mną i wszedł jednym, pełnym ruchem.
-Ach, Joe. Szybciej. - Zaczął poruszać się szybciej. Złapałam jego rytm i zaczęłam poruszać biodrami wychodząc mu naprzeciw. Z każdym jego jękiem i pchnięciem byłam coraz bliżej. Na chwilę otworzyłam oczy by spojrzeć na Joe. Jego minę mogłabym uwiecznić robiąc zdjęcie. Rozchylone usta i zamglony wzrok. Przez to był jeszcze bardziej pociągający. Krzyknęłam kiedy nieoczekiwanie dopadł mnie orgazm. Kompletnie straciłam czucie w placach kiedy zaciskałam je na materiale wyginając plecy z rozkoszy jaką mi dał. Po chwili on też uwolnił się tryskając w moim wnętrzu i wypowiadając moje imię. Położył się koło mnie przyciągając do swojego rozgrzanego ciała.
-Czy teraz ja nie powinnam ci się odwdzięczyć?
-W cale nie musisz.- Pocałował mnie w szyję chowając twarz we włosach.
-Ale może ja chcę.
-Chyba nie mógłby bym ci odmówić kochanie.- Uśmiechnął się, a mnie roztopiło się serce. Od tak momentalnie.
-To świetnie, ale później.
-Droczysz się ze mną, co?- Połaskotał mnie i zaczęłam się śmiać jak idiotka.
-Przestań.- Próbowałam zabrać jego ręce, ale był nie ustępliwy. Nie ma to jak się turlać nago ze swoim chłopakiem w łóżku. Tam i z powrotem. To chyba dość normalne. Potrzebowałam czegoś normalnego choć przez chwilę, a on mi to dawał nie zdając sobie nawet z tego sprawy.
-Powinnaś się częściej śmiać.
-Jeśli dasz mi do tego powód to z chęcią.- Tak naprawdę to mogłam się śmiać cały dzień jeśli to by go uszczęśliwiło. To chyba dobry moment by zapytać. A może nie, albo nie ważne. Po prostu to zrobię. Chyba mi nie ucieknie, co?
-Mamy mnóstwo czasu.- Spojrzałam na zegar.
-Tak naprawdę to jakieś 8 godzin.- Teraz to on popatrzył na mnie pytająco. Moja kolej.- Agencja robi imprezę. Co nie zawsze się zdarza. Będą tam sami przyjaciele i ci którzy uczestniczyli w akcji.
-Nie puszczę cię tam samej.- O, poszło łatwiej niż myślałam.
-Ale dlaczego?- Ta kwestia też mnie ciekawiła.
-Ponieważ zapewne będzie tam wielu facetów gapiących się na ciebie.
-Zazdrosny?
-Owszem.- Uśmiechnęłam się. W końcu jakiś facet który otwarcie się do tego przyznał. Nie to co inni udający kogoś kim nie byli.
-I tak chciałam cię poprosić żebyś poszedł ze mną. Wszystkie dziewczyny pewnie będą siedzieć ze swoimi chłopakami.
-I tylko o to chodzi? Żebyś nie była sama i mogła się pochwalić?- Chyba powiedziałam coś nie tak. Jak zawsze palnęłam głupotę.
-Nie o to mi chodziło. Po prostu chcę żebyś tam był. Jako mój chłopak.- Powiedziałam to całkiem poważnie. Ale jak tam sobie myślę to nie wiem czy się z tym nie pospieszyłam. Może on wcale nie chciał tam iść i tylko udawał żeby nie zrobić mi przykrości. Może powinnam mu dać jeszcze szansę na wycofanie się. - Jeśli nie chcesz iść to nie musisz. Zostanę tu z tobą. Z dala od tych facetów.
-Nie. Pójdę tam gdzie chcesz.
-To świetnie.- Ucieszona pocałowałam go szybko w usta.

( Narracja Cleo )

Po trzy godzinnym siedzeniu w kuchni razem z _____ miałam szczerze dość uczenia jej. Od zawsze wiedziałam, że jest wybuchowa, ale nie wiedziałam, że ona i nóż to zamach na moje życie. Jednak jakoś to przetrwałam i mam nadzieję, że coś z tego wyjdzie.
-Mogłaś mu kupić ciasto. Nawet by się nie zorientował.
-Oczywiście, że mogłam, ale nie chciałam. Teraz już wiem, że nigdy nie zrobię tego po raz drugi.
-No tak.- Ja też nie zrobię tego po raz drugi. Na pewno nie jeśli w kuchni będzie ____.
-Przepraszam, że musiałaś przeżyć moje małe załamanie nerwowe.
-Spoko.- Jej załamanie wcale nie było małe. Tylko ona wolała to tak nazwać. Myślałam, że wyjdzie z siebie i stanie obok kiedy ciasto nie chciało się kleić. Według mnie kleiło się aż za dobrze tyle, że do jej palców, a przecież właśnie tak miało być. Teraz wiem, że to co mówiła było prawdą. Nie spędziła nigdy trzech godzin w kuchni. Co najwyżej dziesięć minut na zaparzenie kawy. Natomiast ja miałam gorsze problemy do rozwiązania niż te cholerne ciasto.
-Em to co teraz?- Właśnie co teraz? Muszę przestać o tym tyle myśleć. Zabrałam się za robienie polewy na ciasto. Po czym wręczyłam ____ mały pędzelek i kubek z lukrem.
-Tylko się nie zabij.- Ostrzegłam ją.
-Bardzo zabawne. Mam zamiar jeszcze pójść do ołtarza, a nie czołgać się po podłodze.
-No właśnie. Powinnyśmy umówić się żeby znaleźć ci ładną sukienkę i inne duperele.
-Jasne, może w sobotę?
-Okej.- Zadzwonił dzwonek do drzwi. Chciałam pójść otworzyć, ale nieoczekiwanie nagle dostałam lukrem po twarzy.- ______!- Chwyciłam papierowy ręcznik by zetrzeć z twarzy gorącą polewę. Mam dzisiaj dobry dzień. Nie ma co narzekać.
-O boże. Przepraszam nie chciałam. To oni mnie przestraszyli.- Machnęłam na to ręką i poszłam otworzyć drzwi. Zastałam tam dwóch obładowanych facetów. A myślałam, że tylko dziewczyny tak mają. Najwidoczniej to Ji Yong przejął kontrolę nad kartami kredytowymi Choi' a. No i ten przyszedł z torbami.
-To jego wina.- T.O.P od razu obwinił Ji chociaż wcale nie musiał. Ja dobrze o tym wiedziałam.
-Tak, wiem. Pomogę ci.- Zabrałam od niego połowę toreb i skierowałam się do naszej sypialni. Walnęłam wszystko na łóżko i usiadłam na krześle.- W śród tych toreb masz coś dla mnie?- Wątpię by jego garderoba do pomieściła.
-Dla ciebie zawsze coś mam.
-W cale nie chodziło mi o twoje ciało.- Spojrzałam sugestywnie na torby.
-Nie? No cóż tam też coś się znajdzie.- Wręczył mi czerwoną torbę. Wyciągnęłam z niej przecudowną, czarną sukienkę. Zatkało mnie. Myślałam, że po tym jak się pokłóciliśmy nawet się do mnie nie odezwie, a on kupił mi sukienkę. I to nie byle jaką.- Podoba ci się?
-No pewnie, że tak.
-Pomyślałem sobie, że nawet jeśli nie zechcesz pójść tam ze mną to chcę żebyś chociaż to założyła.- Boże, kocham tego człowieka. Cały czas myśli o mnie zamiast pomyśleć o sobie. Wstałam i rzuciłam mu się na szyję całując go mocno. Przez chwilę stał skołowany, ale po chwili objął mnie i pogłębił pocałunek. Już wiedziałam, że znowu wszystko jest w porządku. A będzie jeszcze lepiej gdy powiem mu co postanowiłam. Odsunęłam się odrobinę by móc mu powiedzieć.
-Założę to i zrobię nawet więcej. Pójdę tam z tobą. Jako twoja dziewczyna. Będziemy się trzymać za ręce i całować, a inni mogą nam zazdrościć jeśli właśnie tego chcesz.- Właśnie pozbyłam się wszystkich uprzedzeń co do tego czy mam iść czy nie.
-Naprawdę?
-Tak. Chyba, że już zdążyłeś zmienić zdanie.
-Nie zmieniłem.- Seung Hyun podniósł mnie i zakręcił w około. Zaczęłam się śmiać. Wiedziałam, że dużo to dla niego znaczy, ale nie, że aż tyle. Dobrze, że posłuchałam _____. Kiedy T.O.P postawił mnie na ziemię przytulił się do mnie jak małe dziecko wtulając twarz w moje ramię.
-Też się cieszę.
-Yhmmm. Ale ja bardziej.
-Skoro tak mówisz.- Uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Tylko powiedz mi co to jest?
-Co?- Pokazał mi dwa palce umazane czymś lepkim.- A to tylko lukier. Pójdę zabić _____ chyba, że sama już to zrobiła.- Może nie powinnam powierzać jej tego zadania nawet jeśli było najprostszym jakie zostało do wykonania.
-Nie idź.- Choi zatrzymał mnie.- Czyli teraz jesteś jak chodzące ciasteczko.- Już ja wiem co oznacza ten jego błysk w oku. To znaczy, że zaraz coś wymyśli.
-Jakie ciasteczko?
-Słodkie.- T.O.P przyssał się do mojego obojczyka zlizując lukier. To było cholernie przyjemne aż mi nogi zmiękły kiedy zaczął ssać wrażliwą skórę. Wiedziałam, że zapewne zostawi mi tam ślad w postaci czerwonej plamki. Akuratnie wcale mi to nie przeszkadzało. Wydałam cichy jęk kiedy przestał. Zdecydowanie byłam gotowa na więcej. Znacznie więcej.- To było całkiem dobre.- Oblizał usta prowokując mnie tym. Nie miałam zamiaru ulec mu tak łatwo, a najlepiej to w ogóle.

( Narracja _____ ) 8 GODZIN PÓŹNIEJ

Zaczęłam się szykować na imprezę. Poszło by mi o wiele szybciej gdyby pewna osoba nie zawracała mi głowy.
-Na prawdę nie mas kiedy dyskutować o zaproszeniach?- Odwróciłam się od lusterka by posłać mu moje spojrzenie mówiące zamknij-się-bo-zrobię-ci-krzywdę.
-Dyskutujemy o nich już od dwóch godzin. Jeszcze nie odpowiedziałaś na moje pytanie.
-To wyślemy je mail' em.- Powiedziałam zirytowana. I to jest całkiem udane rozwiązanie. Oszczędzimy na tym papier. A Ji przynajmniej nie będzie mnie już męczyć.
-Okej.- Okej?- Zróbmy tak.
-Nie.
-Nie? Sama powiedziałaś przed chwilą...
-Nie mówiłam tego poważnie. Nie będę oszczędzać na gościach i moich przyjaciołach. Musiała bym być naprawdę wredną suką. Damy im coś ładnego, ale nie kiczowatego i żeby nie było różowe. Żadnego różu bo zwariuję.- Wyraziłam swoją opinię n ten temat wymachując tuszem na wszystkie strony świata. Teraz powinno mu to wystarczyć. Męczy gorzej niż baba.
-I trzeba było tak od razu.- Rzucił wszystko do kosza. Najwidoczniej nie odpowiadało to moim wytycznym które mu przedstawiłam.- Ty wybierasz zaproszenia. Ja mam dość.
-No widzisz. Niepotrzebnie zawracałeś sobie tym głowę.- Dokończyłam malować oko. Poprawiłam jeszcze naszyjnik, który dostałam od Ji. Mały, złoty smok spoczął na swoim miejscu i byłam gotowa się zabawić.
-Nie mogę się doczekać kiedy zostaniesz moją żoną.- Ten wielki kamień na moim palcu też mi to przypomina.
-Jeszcze tylko trzy tygodnie. To nie tak dużo.
-Dla mnie dużo.- Przewróciłam oczami. Nawet jakby to było jutro dla niego też było by to za długo.
-Nie przesadzaj.- Cmoknęłam go w policzek i zeszłam na dół. Kolejna para w tym domu stała już na dole i nie mogła się od siebie oderwać. Odchrząknęłam by zwrócić ich uwagę na to, że nie są już sami.
-Ooo jak ty ładnie wyglądasz _____.- Cleo zaczęłam się czerwienić. Jakby było z czego.
-Dzięki, ty też.
-Lepiej już chodźmy. Limuzyna czeka.- Ji Yong otworzył nam drzwi. Wsiadłam pierwsza, a za mną Cleo. Na końcu oni. W drodze do wynajętego klubu znieczuliłam się jednym drinkiem z baru. Tylko, że chyba od tego zapaliło mi się gardło. Cholera by to wzięła.
-Wszystko dobrze?
-Ta, ale nie pij tego.- Odstawiłam to na swoje miejsce. Akurat limuzyna zatrzymała się przed klubem i ruszyliśmy do wyjścia. Powietrze tego wieczoru było szczególnie zimne. Dlatego szybko weszliśmy do środka. Impreza rozkręcała się. Parę osób już tańczyło na parkiecie w rytm muzyki, a inni popijali kolorowe drinki lub siedzieli z przyjaciółmi śmiejąc się. Wielka scena klubowa była już zastawiona instrumentami. Muzyka na żywo to najlepsza rozrywka.
-Chodźmy się czegoś napić.- Pociągnęłam za sobą Cleo. Zamówiłam coś co wyglądało jakby miało mało procentów.
-Jest tu naprawdę dużo ludzi. Szkoda, że Bom nie będzie mogła tego zobaczyć.
-A właśnie, że będzie mogła. Dzwoniła do mnie by powiedzieć, że zjawi się tu ze swoim chłopakiem.
-W końcu nam go przedstawi.
-Na to wgląda. Oby nie był jakimś frajerem. Inaczej go odstraszę.- Zażartowałam i upiłam łyk drinka. Zaczęłam rozglądać się za naszymi facetami. Znalazłam ich otoczonych przez niektórych agentów i agentek też. Miałam ochotę tam podejść, ale wierzyłam, że nic złego się nie stanie. Wiedzą, że jest już zajęty. Popatrzył na mnie i puścił oczko. Czyli, że cały czas on też ma mnie na oku.- Cleo jak się czujesz z tym, że tu przyszłaś z nim?
-Ach, no wiesz.
-No nie wiem.- Za to widziałam w jej oczach małe światełka.
-Kupił mi sukienkę. Jak miałam mu odmówić kiedy był taki kochany.
-I tylko dlatego?
-Oczywiście, że nie, głupia. Chciałam iść z nim.- Uśmiechnęła się, a ja zaraz potem o mało co nie oplułam się drinkiem kiedy ujrzałam Bom na ramieniu znajomego mi kolesia.
-Cleo ja go chyba skądś kojarzę..
-Ym, co?- Odwróciła się by zobaczyć o kogo chodzi.- Dlaczego wcale mnie to nie dziwi. Zawsze znasz wszystkich najfajniejszych chłopaków i to nie wiadomo skąd.- No cóż. To na pewno nie jest moja wina. Kiedy podeszli do nas bliżej dokładnie wiedziałam o kogo chodzi. Miałam ochotę się zaśmiać, ale się powstrzymałam.
-Hej dziewczyny. To jest Lee Joe, a to moje przyjaciółki, Cleo i _____.
-Miło mi.- Cleo błysnęła uśmiechem, a ja dopiłam kolorowy napój.
-Kiedy Bom mówiła, że znalazła sobie chłopaka nigdy nie pomyślała bym, że to ty nim będziesz.
-Wiesz kiedy Bom powiedziała mi, że jej przyjaciółka w końcu zabiła swojego wroga nigdy nie pomyślał bym, że ty nią będziesz.
-Tak wyszło.- Bom patrzyła na nas nie wiedząc o co chodzi.
-Znają się.- Rzuciła Cleo tak dla wyjaśnienia.
-Ale skąd?
-Agencja pracuje z policją. To nic nowego.
-Czekaj. Czyli, że twoja druga praca to bycie agentką. Jeśli dobrze zrozumiałem.- Ajć chyba jednak mu nie powiedziała, a ja zrobiłam to za nią. Oby tylko nie zaczęli się kłócić bo poczuję się paskudnie.
-No tak. Jestem. Przeszkadza ci to?
-Nie. W cale.- Odetchnęłam razem z Bom. Jednak mi się poszczęściło.

( Narracja Cleo )
Po następnej godzinie obijania się po parkiecie razem z innymi w dzikim tańcu moje nogi przestały mnie słuchać i zostałam zmuszona żeby usiąść. I to na kolanach Choi' a. Nie wiem nawet dlaczego się na to godziłam przecież było jeszcze miejsce obok.
-Jak się bawisz?- Szepnął mi do ucha bym dobrze go usłyszała.
-Świetnie, ale muszę trochę odpocząć. Te szpilki to tortura dla moich stup. Przydałby się masaż.
-Zrobię ci go w domu.
-Pamiętaj, jeszcze ci o tym przypomnę kiedy będziesz padał na twarz.
-Ale jeszcze nie padam na twarz. Zaraz będę musiał iść śpiewać.- A no tak. Jak na razie Tae rządził na scenie porywając tłumy swoim głosem. Gdzieś tam widziałam CL z jej bolącą kostką. Nie mogła zbytnio tańczyć, ale Min ji dotrzymywała jej towarzystwa i paru innych facetów którzy ślinili się na jej widok.
-Jasne. Będę cię obserwować na samym początku.- Jeśli się tam dostanę. Poszłam z nim zostawiając go za kulisami, a sama poszłam zająć miejsce. O dziwo łatwo mi poszło. Przygotowałam swoje gardło na to widowisko. Kiedy T.O.P występował bawiłam się świetnie razem zresztą wyśpiewując kawałki tekstu. Ale kiedy wszystko umilkło i zaczął mówić byłam bliska płaczu. A potem nie wiem po co wyciągnął mnie na scenę. Zdecydowanie lepiej czułam się na dole. Zwłaszcza, że nie wiedziałam o co chodzi.
-Celo.- Spojrzałam na niego kompletnie zdezorientowana i przestraszona.- Zostaniesz moją żoną?- Wszyscy obecni wstrzymali oddechy włącznie ze mną. Czy on właśnie poprosił mnie żebym za niego wyszła? O. Mój. Pieprzony. Boże.
-Tak!








Ubolewam nad tym, że nie mogę coś zmienić play listy utworów na nowe :( Ale będę próbować dalej. Jak zawsze nie miałam chęci sprawdzać aż tylu stron. Wiem jestem leniem xd Ale mam nadzieję, że się podobało.

niedziela, 8 lutego 2015

BB- 52

Jestem kochani! Tak jak obiecałam to pewnej osobie rozdział pojawił się w weekend, ale nie wiem kiedy będzie następny :( Wszyscy nauczyciele postanowili zawalić mi cały tydzień kartkówkami i sprawdzianami więc pewnie będę musiała zasiąść przed książkami. No, ale będę starała się wrzucić coś jak zawsze na weekend jeśli mi się uda.
 A i jeszcze jedna rzecz. Możliwe, że od 54 rozdziału zacznę opisywać co się dzieje u T.O.P' a tak jak prosiła mnie o to pewna osoba.





Ja i Ji Yong postanowiliśmy wydać oświadczenie dla całego świata, że już nigdy i to przenigdy ta zdzira nie będzie i nie jest jego przyjaciółką czy też moją. Przez te parę dni miałam parszywy humor i ciągle byłam zajęta treningami i omawianiem przebiegu akcji. Szczerze powiedziawszy jeszcze nie widziałam tylu agentów w jednym pomieszczeniu. Wydawałoby się, że nic nie może się spieprzyć, ale to w końcu i tak przyniesie nam jakieś niespodzianki. Na to też byłam gotowa od dawna. Jedyne co teraz czuję to raczej chęć rozprawienia się z nim i ze wszystkimi jego sługusami. Wprawdzie do rozpoczęcia zostały dwie godziny i wszyscy gnieździmy się w grupkach rozmawiając to każdy jest przejęty. A ja sprawdzam cały czas czy czegoś nie zapomniałam.
-Właśnie się dowiedziałem, że wsiadamy do osobnych są śmigłowców. Niestety będziemy rozdzieleni.- Oznajmił T.O.P patrząc na Cleo. Widać, że nie za bardzo odpowiadało mu zostawienie jej samej.
-Dam radę.- Przytuliła się do niego. Miło było na nich popatrzeć. Za to mój chłopak gdzieś zniknął w tym tłumie. Ciągle gdzieś chodził i próbował coś załatwić tylko nie wiem co.
-Nie widziałeś po drodze Ji?
-W sumie to tak. Chyba nie spodobało mu się, że musi cię zostawić więc pewnie rozmawia z szefem. Twoim szefem.- Przeprosiłam ich an chwilę i poszłam poszukać go zanim całkiem namiesza nam w planach. To nawet było dość oczywiste, że będzie chciał mnie mieć na oku. A ja jego. Mam największą obstawę jaką kiedykolwiek miałam z racji tego, że jestem głównym celem i moi przyjaciele też. Kiedy tak szłam do gabinetu szefa mijałam się ze znajomymi których znałam i nawet tych których ledwo kojarzyłam. Moją uwagę przykuła tylko jedna para. CL i Taeyang rozmawiali. Oni rozmawiali, a nie kłócili się. To jakaś odmiana. Może w końcu się polepszy. Przecież w obliczu zagrożenia każdy musi się zjednoczyć czy tego chce czy nie. Znalazłam ich dyskutujących w kącie pod ścianą. Podeszłam tam szybko.
-Co ty znowu knujesz?- Stanęłam koło niego oczekując wyjaśnień.
-Nic strasznego.
-W ostateczności możesz zamienić się z Dae miejscami.- I odszedł załatwić dalsze sprawy, a ja odwróciłam się w jego stronę.
-Przyszedłeś zamienić się miejscami w śmigłowcu.- Stwierdziłam to od razu.
-Możesz się wściekać, ale nigdy w życiu nie zostawił bym cię z innymi agentami. W ogóle ich nie znam.- Zaczął się tłumaczyć, ale ja tylko pocałowałam go i odsunęłam się odrobinę. Miło było popatrzeć choć raz na jego zdezorientowaną minę.
-Czemu zawsze zakładasz, że będę zła.
-A nie?- Położył swoje ręce na moich biodrach.
-Nie. Akurat sama nie pozwoliła bym tobie być w jednym i to w dodatku małym pomieszczeniu z jakimiś agentkami, które mają zapewne na ciebie ochotę.
-Tylko na ciebie mam zawsze ochotę.- Jego oczy zabłyszczały.
-Wiem to.- I bardzo cieszyła mnie ta świadomość, że jest mój. Tylko męczące było to, że musiałam tym wszystkim dziewczynom dawać to do zrozumienia. No cóż, on jest tego wart. Jak na razie wywiązuję się ze swojej roboty.

( Narracja CL )

Stałam z dziewczynami które były zajęte rozmową ze sobą, a ja wręcz przeciwnie w ogóle się nie udzielałam bo zerkałam w stronę Tae. Zastanawiało mnie co powiedział swojej cizi no bo na pewno nie prawdę. Myślałam także nad tym czy by do niego nie podejść, ale w końcu to zrobiłam. Na prawdę muszę być głupia, ale już za późno żeby się wycofać.
-Chciałam ci tylko powiedzieć, że nie chcę schrzanić sprawy bo nie dogadujemy się najlepiej.
-Masz rację. Zwieśmy broń dla dobra sprawy.- Dlaczego nigdy nie mówisz tego na poważnie?
-Właśnie o to mi chodzi. Nie chcę zawieść ____. Lepiej dla wszystkich żebyśmy współpracowali
- Będę cię osłaniać.- Jakoś przecisnęło mi się to przez gardło. Nie wiem czemu, ale musiałam mieć to zapewnienie. Chociaż się pokłóciliśmy to nadal jestem pewna, że gdybym była w niebezpieczeństwie to by mi pomógł, a ja jemu. Przecież sam to przed chwilą powiedział. Chyba nawet powoli przechodziło mi to zauroczenie nim i jego osobą. Z czego raczej powinnam się cieszyć. Wróciłam do przyjaciółek bo jakoś nie wiedziałam o czym mielibyśmy rozmawiać. On i tak cały czas ma swoje towarzystwo wokół siebie. Przecież są tu same gwiazdy i co poniektórzy dalej w to nie dowierzają, ale starają się być całkiem normalni i oswojeni z tym faktem. Możliwe, że to tak z przyzwyczajenia zawodowego. Ważne, że nikt nie robi większego zamieszania.
-I co, dogadałaś się?- Zagadnęła mnie Dara.
-Chyba tak. Powiedział, że będzie mnie osłaniał. Czyli, że co to znaczy?
-Raczej nic niezwykłego.- Zapewniła mnie Min Ji.
-Nie doszukuj się w tym niczego innego bo znów się zawiedziesz.- Poradziła mi Bom. Pokiwałam głową na znak, że się z nią zgadzam. Nie powinnam tak myśleć. Po prostu będziemy sobie pomagać. Taki jest obowiązek i zapewne nic innego się za tym nie kryło. Pozostałam w tym przekonaniu, że właśnie tak jest.

( Narracja Bom )

Znalazłam cichsze miejsce i odebrałam telefon od Joe. Obiecał, że zadzwoni i właśnie dotrzymał słowa. Chciałabym żeby tu był. Może zbyt pochopnie oceniłam jego pomoc za złą. Chociaż jak tak patrzę to jest nas tu mnóstwo.
-Hej.
-Hej kochanie. I jak, gotowa?
-Już od dawna teraz tylko jeszcze dwie godziny czekania na transport. Czas mi się strasznie dłuży.
-Więc zjedź na dół.
-Co?- Nie usłyszałam odpowiedzi tylko sygnał zakończonej rozmowy. Spojrzałam na telefon i działał. Nie pozostało mi nic innego jak wsiąść do windy i zjechać na dół. Byłam wręcz pewna, że on tam jest dlatego nie mogłam się doczekać żeby go zobaczyć chociaż widzieliśmy się jeszcze dzisiaj rano. Wyszłam zarzucając kaptur na głowę i wkładając czarną maseczkę na twarz. Nikt nie powinien mnie rozpoznać. Zazwyczaj się tak nie ubieram. Rozejrzałam się szybko i długo nie musiałam szukać. Znajomy samochód rzucił mi się w oczy, a uśmiech sam wpełzł mi na twarz. Zaglądnęłam przez szybę, ale go tam nie było. Poczułam czyjąś rękę łapiącą za moją. Dobrze wiedziałam do kogo należała więc pozwoliłam zaciągnąć się w ciemną uliczkę. Odsłoniłam twarz.
-Ładnie ci w czerni.- Zauważył spoglądając na mój ubiór.
-Ty też dobrze wyglądasz.- Przysunął mnie do siebie. Zaciągnęłam się jego zapachem wody kolońskiej.- Nie musiałeś przyjeżdżać.
-Już za późno. Wziąłem dzień wolny żeby cię zobaczyć.- Co raz bardziej uwielbiałam tego faceta stojącego przede mną. Wtuliłam twarz jego szyję. Zanim pojadę na tą akcję chcę się go jeszcze przytrzymać jak najdłużej. Chociaż zaraz pewnie będę musiała wracać.
-Dzięki, że przyjechałeś.- Wymamrotałam. Bo przecież wcale nie musiał, a to wiele dla mnie znaczy.
-Do ciebie zawsze.- Przesunął ręce wyżej, na plecy.- Musisz iść?
-Proszę cię Joe. Nie zaczynajmy tego od nowa.
-Musiałem spróbować.- Spojrzałam mu w oczy. I wiem, że się martwi bardziej niż powinien. Tylko nie mam pojęcia dlaczego skoro nie znamy się dość długo. Przeraża mnie to w jakim tempie się od siebie uzależniamy.
-Zabij drania.- Powiedział po czym zachłannie mnie pocałował, a nogi się pode mną ugięły. Zarzuciłam mu ręce na ramiona.
-Zaraz będę musiała iść.- Chociaż bardzo nie chciałam się od niego doklejać.
-Chwilę.- Wyciągnął coś z kieszeni kurtki. Serce zabiło mi szybciej o ile to możliwe.
-Co to?- Otworzył przede mną to pudełeczko w którym była złota bransoletka.
-Noś i pamiętaj o mnie.- Założył mi to cudo na rękę. Byłam tym zachwycona. Jeszcze nikt nie wydał na mnie tyle kasy. To zapewne musiało kosztować go majątek. Dlatego będę to nosić każdego dnia i nocy.
-Jeny i bez tego bym o tobie pamiętała, ale dziękuję.- Pocałowałam go czule. Po czym Joe odprowadził mnie pod samo wejście.

( Narracja ____ )

W końcu przyleciał transport i każdy po kolei wsiadał do wyznaczonych śmigłowców, które wylądowały na dachu budynku. A inni wsiadali do samochodów na dole. Oczywiście Ji wszedł za mną i nawet usiadł koło mnie łapiąc mnie za rękę. Miałam to kompletnie gdzieś, że inni siedzący z nami agenci zerkali na nas głównie z zazdrością. Lecieliśmy w ciszy, jak wojsko. Gotowi na wszystko nawet śmierć. Gdy powoli zbliżaliśmy się do celu napięcie rosło. A ja byłam coraz bardziej gotowa by wyrównać rachunki. W słuchawce rozległ się głos pilota który informował ile jeszcze zostało do celu. Po chwili kazał nam się przygotować byśmy mogli zjechać na linach by dostać się na dach. Nasza grupa i jeszcze dwie zaczynaliśmy od góry.
-Kocham cię.- Ji szepnął mi do ucha, a ja pocałowałam go w policzek i wyskoczyłam wprost na dach wielkiego budynku na odludziu. Pewnie już wiedzieli, że są otoczeni. Wyciągnęłam dwie bronie i pobiegłam na dół, a za mną kilku agentów których akurat znałam. Sama ich wybierałam więc wiedziałam, że mogłam im ufać. Nagle z dwóch stron wyleciało dwóch mężczyzn z nożami w rękach, ale nawet nie zdążyli dobiec gdy ciała już leżały bezwładne na podłodze. A to był dopiero przedsmak tego co nas czekało. Skierowałam się na lewo omijając laser i wleciałam prosto w sam środek tej bitwy. Kule leciały w każdą stronę, ale nie musiałam się zbytnio martwić kiedy wiedziałam, że za plecami był Ji Yong. Nie mogłam tu utknąć na dłuższy czas. Musiałam za wszelką cenę dostać się do tego dupka który za to odpowiada. Zostawiłam Ji razem z innymi. Myślę, że sobie poradzi. Ja natomiast pobiegłam na sam dół aż do piwnicy. W takim budynku pewnie musiała być dość spora i on tam się ukrył. Byłam tak skupiona by dojść do celu, że nie zauważyłam gościa który mierzył do mnie. Jedyne co poczułam to jak toś szarpię mnie za ramię by schować mnie za ścianą.
-Boże _____ uważaj bardziej!- Krzyknęła Bom.
-Dobrze cię widzieć.- Jeszcze całą tylko odrobinę zmęczoną.
-Idziesz na dół? To idę z tobą.- Schodziłyśmy coraz niżej gdzie było ich coraz więcej. O mało co nie pomyliłam Cleo z nimi.
-No chodź!- Wzięłam ją ze sobą. Mijałam tych wszystkich ludzi. Tych ledwo żywych i już całkiem należących do trupów. Wzięłam się w garść i popędziłam na dół likwidując każdego kto mi stanął na drodze. Nie mam pojęcia skąd się wziął tu Ji Yong i T.O.P skoro przedtem go nie było, ale zgaduję, że i tak byli o krok za nami. Także nie wiem jakim sposobem prawie wszyscy tutaj jesteśmy, ale nie mam zamiaru czekać dłużej. Strzeliłam w kłódkę na drzwiach i weszliśmy do wielkiego, zaciemnionego pomieszczenia.
-Jezu jak tu śmierdzi.
-To żeby odstraszyć szczury.- Usłyszałam jego głos. W końcu pokazał swoją twarz. Zacisnęłam ręce na broni. Dobrze zrozumiałam tą aluzję. Tym bardziej miałam ochotę wpakować mu kulkę prosto w czoło.
-Jedynym szczurem jaki tu zdechnie będziesz ty.
-Ale zanim wszyscy zechcecie mnie zabić to pomyślicie chyba o swojej przyjaciółce.- Zapalił jedyne marne światło w tym pomieszczeniu ukazując związaną Min Ji która miała wściekły wzrok. A mnie się zrobiło gorąco. Co za świnia.- Widzę zainteresowanie. To dobrze.
-Nic nie możesz jej zrobić. Nas jest więcej. Nie masz szans.- Wtrącił się Seungri. Od dawna wiedziałam, że coś jednak do niej czuję. Pewnie taki widok jest dla niego nie do zniesienia. I nawet ja nie mam zamiaru patrzeć na to dłużej.
-Na prawdę myślisz, że jestem tu sam? Aż tak słabo mnie znasz ____?- Na tyle żeby cię wykończyć jednym strzałem, ale nie mogłam tego zrobić.
-Raczej wystarczająco.
-Uważam, że nie tylko ty masz tu coś do powiedzenia. Jake też chciałby się przywitać ze swoją miłością życia.- Przewrócił oczami. To imię mi coś mówiło, ale nie spodziewałam się tutaj jego.

( Narracja Cleo )

Matko boska! Nigdy bym nie pomyślała, że w takiej sytuacji ten cholerny dupek znajdzie się właśnie tutaj i to u boku jeszcze większego dupka jakiego znam. Jake zmora mojego życia. Jeszcze parę dni temu opowiadało o nim Tabi' emu, a teraz mam świetną szansę legalnie gościa załatwić. Więc czemu nie mogę się ruszyć!
-Wszędzie cię szukałem, a ty sama do mnie przyszłaś.- Przeraził mnie jego głos. Szczerze miałam ochotę stąd wiać, ale wiedziałam, że przed nim chyba nigdzie nie mogłam się ukryć. Nie miałam też ochoty w ogóle się do niego odzywać. Z jednej strony chciałam wiać, a z drugiej dokopać mu za to co mi zrobił. Nienawidziłam go najbardziej jak mogłam. Pomimo tego, że miałam ze sobą wszystkich przyjaciół obok to i tak nie czułam się bezpiecznie. Spojrzałam na T.O.P' a. W cale nie był zadowolony z tego co się tu dzieje. Chyba już zdążył się domyślić, że to właśnie on.
-Nie powiesz nic? Ja mógłbym mówić dużo. Tylko o nas.- Te straszne wspomnienia do mnie wróciły ze zdwojoną siłą kiedy on stał naprzeciwko mnie. Choi przysunął się do mnie dodając mi tym otuchy. Powinnam w końcu coś zrobić. Z powrotem zacisnęłam pewnie rękę na broni by w dobrym momencie wpakować mu kulkę i skończyć ten cyrk.
-Zabiję cię i nawet nie będziesz wiedział kiedy.- On tylko się wyszczerzył w diabelskim uśmiechu.
-Widzę, że kompletnie się zmieniłaś. Z nieśmiałej dziewczynki w śmiałą kobietę.- Z każdym jego słowem robiło mi się nie dobrze, a fakt, że pewnie teraz wszyscy zastanawiają się o co chodzi wcale mnie nie pociesza.
-Jesteś pieprzonym zboczeńcem jake. Żałuję, że wtedy nie zadźgałam cię tym nożem.- Wysyczałam przez zęby.
-Nie zrobiłaś tego. Potrzebowałaś mnie. Teraz też potrzebujesz. Lubiłaś to i przypomnę ci o tym.- Stałam jak sparaliżowana jego słowami. Nigdy w życiu bym na to nie pozwoliła. Nienawidziłam jego rąk kiedy mnie dotykał. A kiedy próbowałam się szarpać ściskał mnie jeszcze mocniej zostawiając siniaki na ciele. To bolało i na samo wspomnienie boli jeszcze bardziej. Nie mam pojęcia co ten popapraniec dalej mówił. Jedyne co usłyszałam to strzał. A w sumie to dwa. Kiedy otworzyła oczy strasznie dużo się już działo. Jedyne co udało mi się dostrzec zanim Tabi przycisnął mnie do swojego ciała to krwawiącego Jake który miotał przekleństwami po czym skoczył d jakiejś dziury unikając czyjejś ręki która miała go złapać.
-Cleo. Już dobrze, nie musisz płakać.- Przytulił mnie mocno. Nawet nie wiedziałam, że płaczę. W ogóle nie powinnam.- Nic ci nie jest.- Zapewnił mnie. Może i nic mi nie było fizycznie, ale psychicznie owszem tak. Znów zrobił mi sieczkę z mózgu.
-Nic mi nie jest.- Opuściłam jego ramiona żeby pomóc reszcie która klęczała przy krwawiącej Min Ji. Czyli to był ten drugi strzał. Cholera! Bez zastanowienia zbiegłam na dół. Teraz nie daruje mu tego. Zignorowałam nawet krzyki T.O.P' a.

( Narracja CL )

Trzeba mi było więcej biegać. Kiedy zobaczyłam co się stało po prostu wskoczyłam za nimi. Oczywiście musiałam nie udolnie upaść na dupę i boli mnie trochę kostka, ale to nie jest teraz aż tak ważne. Bardziej interesuje mnie skończenie życia pewnych ludzi. Ten budynek i tak jest już wielki, a teraz muszę biegać po jakiś korytarza gdzie niewyobrażalnie śmierdzi i chodzą tu szczury. Szczury są przerażające. W sumie to wszystkie gryzonie są przerażające. Uch, powinnam skupić się bardziej na wykończeniu przeciwników niż tym w jakiś warunkach to robię. Wielki tunel jak kanały w USA. Nagle ni stąd ni zowąd wyminął mnie Tae wbijając nóż jednemu z wrogów. I jak miałam się nim nie zachwycać kiedy nawet gdy zabijał ludzi wyglądał świetnie.
-Pójdę przodem.- Powiedział i pobiegł zostawiając mnie samą. O nie. To ja tu byłam na przodzie. Nie zgarnie mi sprzed nosa zabawy. Jeśli musi jakoś odbudować swoje ego niech zrobi to innaczej a nie zabiera mi całą zabawę. Co za cham.
-Nawet nie próbuj!- Krzyknęłam biegnąc by go dogonić. Przecież ktoś powinien z nim być. A ten palant lezie tam sam na odstrzał.
Nie znalazłam go za to się nie źle zmęczyłam. Postanowiłam dać se spokój. Omijałam ciała bo kałuży krwi się nie dało. Były wszędzie.
-Co za zasraniec.- Mruknęłam zła na siebie i na niego. Jak mogłam się tak dać omotać. Już nic tu nie zostało. Pochyliłam się żeby zabrać broń. W mojej skończył się magazynek. Nie przewidziałam tego, że będzie ich aż tylu. W końcu to nie jest jakiś Hitler. A tu okazało się wręcz inaczej. Zebrał samych kryminalistów i zabójców. Jest jeszcze nadzieja, że ludzie całkiem nie zwariowali.
-Chodźcie!! Są blisko wyjścia. Nie możemy pozwolić im uciec!- No w końcu coś dla mnie. Ukryłam się za jedną z oślizgłych ścian. W cale mnie to nie cieszyło, ale musiałam ich powstrzymać inaczej Tae na górze nie miał by najmniejszych szans poradzić sobie jeszcze z nimi. Wyciągnęłam dwie bronie i trzymałam palce na spuście. Starałam się oddychać jak najciszej, a wręcz w ogóle. Nasłuchiwałam jakiś kroków, a kiedy jeden z nich mnie zauważył nawet nie zdążył krzyknąć, a już leżał na ziemi z otwartymi oczami wpatrzonymi we mnie. Nie zwróciłam na to zbytnio uwagi, ponieważ wystrzałem zwróciłam uwagę innych.
Wystarczyło mi około 5 minut by położyć wszystkich na łopatki. Na końcu korytarza zobaczyła drabinę i wyjście z tych cholernych podziemi. Ruszyłam w tamtą stronę i zaczęłam się wspinać. Widziałam już niebo i nawet trochę świeżego powietrza dostawało się do mojego nosa. Światło trochę raziło oczy, ale dało się wytrzymać. Była już prawie blisko wyjścia gdy nagle niespodziewanie ktoś pociągnął mnie łapiąc za bolącą kostkę. Straciłam równowagę, ale zdążyłam złapać się jednego szczebla. Spojrzałam na dół. Cholera no.
-Puszczaj mnie ty dupku.- Próbowałam dosięgnąć kolejnego szczebla drobiny. Udało mi się podciągnąć odrobinę, a przy tym moja noga zaprotestowała ostrym bólem. Usłyszałam brzęk łańcucha. Jasna cholera. Jeśli ten bydlak pozbawi mnie nogi i nie będę mogła już nigdy stanąć na scenie to nie dość, że go zabiję to odetnę mu jaja. Czy nikogo tu nie ma!
-Taeyang!!- Krzyknęłam z nadzieją, że jest gdzieś blisko i mnie z tego wyciągnie. To żelastwo wrzyna mi się w skórę.
-Nikt cię nie słyszy. Lepiej tu złaź suko!
-Po moim trupie.- I nie ja to powiedziałam. Najzwyczajniej w świecie Tae zjawił się znikąd by mnie uratować. Czy to nie brzmi jak jakaś drętwa scena z filmu. Niestety nie mógł tu zejść bo ja blokowałam zejście.
-No teraz to mnie wkurzyłeś koleś.- Użyłam drugiej nogi którą się podpierałam i kopnęłam kolesia w szczękę. Usłyszałam tylko dźwięk łamiących się kości. I dobrze mu tak. Uwolniłam się i z pomocą Tae wygramoliłam się na trawę niefortunnie na niego upadając.
-Um, sorry nie chciałam.- Odparłam zażenowana całą tą sytuacją i już chciałam z niego zejść, ale o dziwo przytrzymał mnie. Spojrzałam na niego wytrzeszczając oczy.- Dzięki za uratowanie mojej nogi, jeśli o to ci chodzi.- Nawet w takiej sytuacji ma zamiar być dupkiem?
-Nie o to.- Zanim się zorientowałam Tae przyciskał swoje usta do moich. Chyba mi odwaliło, że mu na to pozwalam, ale co mogę poradzić na to, że tak naprawdę zawsze tego chciałam. A ja czekałam na to od tak dawna. Nie mogłam się mu oprzeć. W sumie to jego ustom. Wsunął język do środka pochłaniając moje usta. Opamiętałam się kiedy coś strzeliło mi blisko ucha. Popatrzyłam na niego przerażona tym co się przed chwilą stało. Ktoś pewnie sobie pomyślał, że byliśmy bliscy pieprzenia się na trawie jak króliki. Szybko się z niego pobierałam i poszłam szukać kogoś kto wiedział coś więcej niż ja.

( Narracja ____ )

Przez cały czas gniłam tego sukinsyna byle by go nie zgubić. Nie przeszkadzało mi to, że byłam zmęczona ciągłym biegiem przez krzaki. Nawet nie zwracałam na to większej uwagi. Po prostu chciałam go dopaść. Dostałam kopa zwłaszcza po tym jak przeraził Cleo angażując w to wszystko Jake' a. Chyba ma tu wszystkie świnie świata. Strzelałam w jego stronę tak samo jak Bom i Ji którzy biegli w małej odległości ode mnie. Ale on jakimś cholernym trafem unikał każdej kuli. W końcu zatrzymał się na jakiejś polanie za budynkiem. Czyżby się zmęczył.
-Nareszcie się poddajesz!- Krzyknęłam do niego. Choć była gotowa ruszyć w pogoń za nim gdyby jednak zmienił zdanie. Nie po to pociłam się przez ostatnie dni na treningach.
-To musiało się kiedyś stać. Choć jeszcze coś zaplanowałem i jeszcze może się udać.
-Poddaj się to może będę tak dobra, że spędzisz życie w pierdlu zamiast w piachu.- To dziwnie, że teraz daje mu wybór którego on mi nie dał. No, ale prędzej czy później zdechnie.
-Wole nie ryzykować.- A ja nie chcę się pobrudzić. Nad nami latało wiele śmigłowców gotowych nam pomóc lub też i nie. Tak naprawdę to ich nie rozróżniałam. A już kompletnie nie spodziewałam się tego co stało się chwilę temu. Palący się śmigłowiec przeleciał przez środek polany zgarniając go razem ze sobą. Zanim zdążyłam się osłonić nastąpił wielki wybuch i wszystkich obecny odrzuciło z metr dalej. Wylądowałam na plecach które ogólnie bolały mnie niesamowicie. Podniosłam się żeby zobaczyć co zresztą, ale jedyne co widziałam to ogień i pełno dymu. Jasna cholera! Podniosłam się całkowicie ledwo trzymając się na nogach i poszłam w ten dym.
-Ji Yong!! Bom!! Ktoś mnie słyszy!!- Moje krzyczenie utrudniało mi oddychanie, ale musiałam ich znaleźć. Przecież ich tu nie zostawię samych. Błądziłam pomiędzy kłębami dymu i z każdą chwilą byłam coraz bardziej wściekła, że nikogo tu nie było.
-____?- Poczułam czyjąś rękę na ramieniu.
-Boże przestraszyłam się.- Przytuliłam się do Ji.- Dobrze, że żyjesz. Trzeba znaleźć Bom.- Zaczęłam kaszleć żeby pozbyć się tego z płuc.
-Już jest. Chodźmy stąd.- Kamień mi z serca spadł na wiadomość, że Bom jest cała.
-Spadajmy stąd.- Trzymałam się Ji bo tylko on wiedział w którą stronę iść żeby się nie zgubić. Kiedy w końcu dotarliśmy w miejsce gdzie wszyscy dopiero się zgromadzali ucieszyłam się jak nigdy na widok wszystkich moich przyjaciół. Oprócz Min Ji bo zapewne jest już pod opieką lekarza. Pierwszą osobą jaka rzuciła mi się na ręce była CL.
-Też się cieszę, że cię widzę.- Wsiadłam do śmigłowca i zajęłam miejsce obok Bom która trzymała maseczkę przy twarzy. Zaraz po tym ja też taką dostałam. Oparłam się plecami o ścianę kiedy wystartowaliśmy w powietrze. Ji złapał mnie za rękę, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
-To już koniec. On nie żyje.- Zamknęłam oczy sama nie wierząc jeszcze do końca w to, że się go pozbyliśmy. To na serio już koniec. Teraz powinno pójść już łatwiej z moją ,,matką'' która też chce mnie zabić. W czasie lotu przysypiałam ze zmęczenia na ramieniu Ji Yong' a.
-Już jesteśmy.- Ocknęłam się. Odłożyłam maseczkę tlenową i postawiłam stopę na dachu agencji. Na miejscu czekali na nas głównie lekarze. Zabrali nas do naszego agencyjnego szpitala by sprawdzić nasz stan zdrowia. Ale Ji nie puszczał mojej ręki póki nie kazali nam usiąść na osobnych łóżkach.
-Proszę się położyć.- Zrobiłam jak mi kazali. Jeden z lekarzy zaczął podłączać mnie do różnych urządzeń. Miałam dość jak na dzisiaj i oczy same mi się zamykały. Ale i tak nie mogłam tu zasnąć skoro Ji ciągle mnie obserwuje z drugiego łóżka.

* * *

-Dobrze być w domu.- Upadłam na łóżko które aż do mnie wołało by się położyć i nie wstać.- Jestem zmęczona.
-Zanim pójdziesz spać weźmiemy kąpiel.
-Ok, to dobry pomysł. Muszę wymoczyć moje siniaki.- Pod prysznicem bym nie ustała. Leżałam wpatrując się w sufit i myśląc co dalej. On naprawdę nie żyje, czy mi się tylko zdawało. Ale w sumie to nie mogło bo nie byłam tam sama. Najzwyczajniej w świecie ten śmigłowiec zmiótł go prosto na drzewa i wybuchł. Nie ma takiej siły by żył po czymś takim. Świadomość, że jestem bliżej świętego spokoju niż dalej sprawia, że mogłam bym zbudować dom.
-Wstawaj kochana.- Zawołał mnie Ji. Próbowałam się podnieść niestety moje mięśnie sflaczały. Może jednak nie zbudowała bym tego domu.
-Chyba musisz mi pomóc.- Ji zjawił się by mi pomóc. Wsunął swoje ręce pod moje plecy i pociągnął mnie do pozycji siedzącej, a potem po prostu zaniósł do łazienki, rozebrał i wsadził do wody. Nie miałam sił żeby protestować. Nawet nie chciałam to było całkiem przyjemne. Ji wszedł zaraz po mnie, a ja od razu oparłam się o niego plecami, a jemu pozwoliłam bawić się moimi włosami.
-Dlaczego się nie odzywasz?
-Jestem cholernie zmęczona i chyba boli mnie tyłek od tego upadku.
-Może ci pomóc?
-Raczej się nie podniosę.- Skupiłam się na tym by się zrelaksować siedząc w wodzie ze swoim narzeczonym który nie potrafił trzymać swoich ust z dala od mojej szyi.
-Robisz to specjalnie, ale ja i tak nic ci nie dam w zamian.
-Nie szkodzi i tak dużo mi dałaś.
-Czyli, że co?
-Siebie.- O tak to naprawdę dużo jak na mnie. Jestem chyba beznadziejna jeśli chodzi o dawanie.
-Mogłam się zapytać co z Min Ji.- Że też o tym nie pomyślałam.
-Nic jej nie jest. Z tego co wiem to odpoczywa, a obok niej Seungri.- Uśmiechnęłam się pod nosem. Szykuję się nam nowa para.
-O wszystkim pomyślałeś co?
-No pewnie. Ale bardziej interesuje mnie twoje samopoczucie.- Mruknął mi do ucha zaciskając ręce wokół mojej talii.
-Oprócz bólu dupy, zmęczenia i malinki którą mi przed chwilą zrobiłeś nic mi nie jest. Czy ty wiesz, że mogłabym zbudować dom? Ale nie chcę.- Zaczynałam gadać pierdoły.
-Chyba zaszkodził ci ten dym.- To bardzo możliwe chociaż badania nic nie pokazały.
-Chodźmy do łóżka. Znając życie trzeba się przygotować na jutrzejszą imprezę.









No napisałam sporo stron i jak zawsze co chyba jest już tradycją nie sprawdziłam błędów więc zostawiłam to tak jak jest.

niedziela, 1 lutego 2015

BB- 51

Witam was kochani! Jest nowiuśki rozdział. W sumie nie ma czym się zachwycać. Ale to jeden z takich rozdziałów gdzie trzeba coś napisać i przejść dalej. Więc jak na razie łapcie to co jest. Post o dziwo bardzo wcześnie bo w sumie miałam z nim trochę poczekać. No, ale ponieważ jakoś tak wyszło, że napisałam cztery strony w jeden dzień.





( Narracja CL )

-Spróbujmy jeszcze raz.
-Dobrze.- Słyszałam to już od trzech godzin, a i tak coś czuję, że tego nie zaśpiewam. To jest piosenka o miłości do cholery. A ja śpiewam ją jakbym miała zaraz umrzeć z nudów. Sama się sobie nie dziwię bo jak mam śpiewać kiedy ja wręcz przeciwnie nadal zmagam się z upokorzeniem i totalną porażką. Komu by przeszło tak szybko. Za to producenci mają to w dupie. Powiedziałam sobie dość, siedzenia w aucie. Ja nic na nią nie mam. Przynajmniej nikt mi nie powie, że się nie starałam. Powoli się z tym oswajam. Postarałam się zaśpiewać najlepiej jak umiem, ale widać to nie było to ,,najlepiej''. Mina Teddi' ego mówi wszystko.
-Spróbuję jeszcze raz.- Może mi się uda.
-Nie. Wyjdź.- Jeszcze mi się dostanie. Wyszłam żeby odbyć rozmowę na zasadzie. Ja słucham i przyjmuje opieprz na klatę, a na końcu obiecuję się poprawić.
-Może zróbmy sobie przerwę. Wrócisz za godzinę.
-Dzięki.- W końcu ktoś się nade mną zlitował. Wręcz wybiegłam z pokoju nagrań. Pomału zaczynałam się dusić w tym pomieszczeniu. Przeszłam się do kawiarni i zamówiłam herbatę. Może coś pomoże na mój głos.
Siorbałam sobie też przecudowny napój aż nie pojawiła się koło mnie Dara i … Daesung. Z wrażenia o mało co nie oplułam się i bliskiego mi otoczenia. Oni tacy rozradowani, że jak sobie przypomnę co powiedziała zaledwie wczoraj. Czuję się niezręcznie. Założę się, że on też od tak nie pozbył się wszystkich uczuć do mnie. Nie to żebym coś do niego miała, naprawdę go lubię, ale tylko jako przyjaciela. A Darze powinnam się jakoś odwdzięczyć za to, że przez tyle dni pomagała mi w sprawie Tae. Jak tak na nich patrze to o siebie pasują. Oboje tacy wiecznie rozradowani. Jeszcze żeby tyko tak uśmiechali się na zdjęciach ślubnych.
-Chaerni? Mówię do ciebie.
-Co? A tak. Zamyśliłam się.
-Pytałam jak ci idzie nagrywanie.
-O to. Źle.- Przyznałam zrezygnowana.
-Nie martw się. Zawsze możesz siedzieć tu całą noc.- Wyszczerzył się, a ja pacnęłam go w ramię.
-Wcale nie pomagasz. No, ale masz rację.- Chyba będę skazana na noc w studiu. Zapowiada się ciekawie. Może wstawię sobie tam telewizor.
-Kazał śpiewać ci z uczuciem?
-Tak. A tobie też?
-No pewnie, ale ja dałam sobie z tym radę.- Przerzuciła wzrok na zamawiającego Daesung' a.
-Ok. Rozumiem.- Ciekawe czy jakby Tae był w studiu poszło by mi szybciej. Ech, o czym ja myślę. Przecież nawet go tu nie ma. Ostatnią rozmowę jaką przeprowadziliśmy była na temat tego, że nie będzie mnie wiecznie szukać. Więc ja nie mam zamiaru szukać jego. Szybko dopiłam swoją herbatę i ulotniłam się po to żeby znów zostali sami i se pogadali. Kiedy wróciłam do Teddi' ego zaczęłam żałować, że nie wykorzystałam tej godziny odpoczynku. Czy też ja zawsze muszę spotykać się z ludźmi którzy coś do mnie mają.
-Cześć.- Odparłam spokojnie. Starałam się nie dać po sobie poznać tego, że nie chcę żeby tu był.
-Cześć.
-Świetnie, że jednak jesteś. Taeyang pomoże ci zanim sobie pójdzie. A ja zrobię sobie zasłużoną przerwę.- Przerwę?! I nie mógł sobie jej zrobić wtedy kiedy akurat ja też wychodziłam. Odetchnęłam żeby uspokoić nerwy. Skoro tak ma być, a ja chcę stąd jak najszybciej wyjść to niech już tak będzie. Oby to coś dało.
-Więc potrzebuję rady. Muszę to zaśpiewać. Z uczuciem czy coś w tym stylu.- Nie mam zamiaru schrzanić sprawy tylko dlatego, że on tu jest.
-Okej. Da się zrobić.- Ze spokojem wysłuchałam wszystkich uwag na temat tego jak powinno to brzmieć. I byłam gotowa wreszcie zakończyć te dziwną i niezręczną współpracę. Weszłam i stanęłam przed mikrofonem.
-Zacznij kiedy uznasz, że jesteś gotowa.- Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam. Zaśpiewałam, ale nie wyszło. Byłam bliska rozwalenia czegoś. Ale on cały czas na mnie patrzył. I przez chwilę pomyślałam co by się stało gdybym śpiewając patrzyła na niego. Chyba świat by się nie zawalił. A on i tak nie dostrzegł by żadnej różnicy. Skoro Dara mogła to ja też. Zaczęłam jeszcze raz skupiając się.
-No i o to chodziło.- A jednak. Jestem głupia, że to zrobiłam. Teraz będę się tym zadręczać. Tym, że nawet w czymś w czym byłam świetna już nie jestem. Wychodzi na to, że jeśli nie mam tego przed oczami to nic mi nie wychodzi. To jest przerażająca prawda.
-Dzięki za pomoc.- Pozbierałam swoje rzeczy. Byłam gotowa do wyjścia.
-CL czekaj.- Opuściłam rękę którą sięgałam do klamki. Odwróciłam się w jego stronę choć nie powinnam.
-Nie to ty poczekaj.- Nie wiem jak mogłam to w sobie dusić. Walnięcie go w twarz to o wiele za mało. A teraz powiem to dla świętego spokoju.- Już podziękowałam za pomoc. Ponieważ będziemy razem pracować jeszcze nie raz. Proszę cię żebyś też wziął to jako swój obowiązek i nie zmuszał mnie do patrzenia na ciebie więcej czasu niż to konieczne.
-Nie chciałem wtedy tego powiedzieć. W tym dniu każdy miał coś do powiedzenia na temat mojego związku z nią. Kocham ją. Odeszłaby jeśli by dowiedziała się, że mieszkam z kobietą.
-To jest nawet zabawne. Jak tak o tym mówisz. Ona nie odeszła Taeyang. Nie wiem czy cieszyłeś się z tego, że twoja dziewczyna została czy dlatego, że ja nie zostałam. Po prostu nie chcę znowu czuć się jak idiotka. A to nie są żadne wytłumaczenia. Byliśmy przyjaciółmi mogłeś powiedzieć. Usunęłabym się wam z drogi.- Oczy zaczęły mnie szczypać. Nie dlatego, że on tu był. To przez jego słowa.
-Jak miałem ci powiedzieć kiedy ty powiedziałaś, że się we mnie zakochałaś.- Podniósł głos. Czyli, że to ja jestem ta winna.
-Wiesz co to było bezczelne.- Jedna łza spłynęła mi po policzku.- Wiedz, że powiedzenie ci o tym to była pomyłka. Ty jesteś największą pomyłką w moim życiu.- Wyszłam, a wręcz wybiegłam z wytwórni z łzami wylewającymi się z moich oczu. Jak on mógł tak powiedzieć. Mam wrażenie, że dał mi do zrozumienia, że powinnam dusić w sobie to co czuję. Wtedy myślałam, że dobrze robię przyznając się. Ale teraz już wiem, że to było bezcelowe. Jeśli prawdziwa miłość istnieje to chyba za wszelką cenę stara się mnie ominąć. Chciałabym wiedzieć dlaczego.

* * *

( Narracja Dar' y )

-Myślisz, że dobrze zrobiliśmy nie mówiąc jej o tym, że Tae wchodził do studia?- Miałam straszne przeczucie, że to nie skończyło się dobrze.- Może jednak powinnam była jej o tym wspomnieć.
-Nie mam pojęcia, ale w końcu muszą się do siebie przyzwyczaić od nowa.
-No tak, masz rację. Przecież ich spotkania są nieuniknione.
-Właśnie.- Dae najwidoczniej to nie pasowało. Tylko jeszcze nie wiedziałam dlaczego. A słowa CL dały mi dużo do myślenia. Jestem prawie pewna, że ona ma coś z tym wspólnego. No trudno postaram się zwrócić jego uwagę na mnie. W końcu zanim spotkaliśmy CL było całkiem przyjemnie. Dopiero potem zrobiło się jakoś inaczej.
-Łączyło cię coś z Chearin?- Wypaliłam nagle. Nawet sama nie wiem dlaczego. Pewnie myślę na głos. Do czego mnie to doprowadziło. No, ale skoro już o to zapytałam to warto by poczekać na odpowiedź. Spojrzałam na Dae, ale on patrzył przed siebie jakby mnie tu nie było.
-Nie. Dlaczego tak myślisz?
-Um sama nie wiem. Po prostu mam wrażenie jakby mi czegoś nie mówiła, a ty o tym wiesz.
-Wiem tyle co ty. Jestem jej przyjacielem tak samo jak ty. Myślałem, że prędzej tobie powie więcej.
-Niestety powiedziałam ci wszystko co wiem. Przepraszam za to pytanie. Nie wiem co mnie napadło.- Nagle zrobiło mi się okropnie głupio. Przecież i tak by mi nie powiedział. Pewnie uważa mnie za zbyt kruchą. Z CL powinnam wyciągnąć całą prawdę na ich temat. Nie jestem na tyle głupia by zignorować ten wzrok u Dae.
-Nie szkodzi. Po prostu się martwisz. Jak my wszyscy.
-Pewnie to właśnie to. Jestem głodna, masz ochotę coś zjeść?
-Z chęcią.- Uśmiechnął się dając mi tym odrobinę pewności siebie. Wybrałam jedną z lepszy restauracji która była w pobliżu i zapewniała w miarę dobrą prywatność dla swoich klientów. Jedliśmy nasze zamówione dania śmiejąc się przy tym i żartując. Prawie zapomniałam o moich podejrzeniach i jego dziwnym zachowaniu. Byliśmy jak dobra para przyjaciół. I stwierdziłam, że nawet jeśli mi się nie uda to bycie przyjaciółmi też będzie dobre.
Wyjrzałam za okno restauracji. Już zaczynało się ściemniać. Kompletnie zapomniałam, że noc zaczyna się tak wcześnie. Dla nas zwłaszcza za wcześnie. Dae uparł się, że zapłaci chociaż twardo się upierałam, że stać mnie jeszcze na jedzenie to i tak postawił na swoim. Kiedy wyszliśmy na świrze powietrze zmroził mnie zimny powiew wiatru.
-Znów zapomniałaś czapki?- Dae jak prawdziwy dżentelmen zdjął czapkę ze swojej głowy i nałożył mi ją z uśmiechem na twarzy. Od razu zrobiło mi się cieplej i to wcale nie była zasługa tej czapki.
-Nie trzeba było. I tak miałam zamiar zamówić taxi.
-No to pokrzyżowałaś moje palny bo akurat chciałem cię odprowadzić.
-O, więc jednak przyjmę tą czapkę skoro chcesz mnie odprowadzić.
-To świetnie.- Wziął mnie pod rękę czym mnie nieco zaskoczył, ale nie przeszkadzało mi to. Wręcz poczułam się jak dziewczyną ze swoim chłopakiem. Niestety on nim nie był. Jeszcze nie.
Nawet nie wiem kiedy droga się skończyła i stałam pod domem. Niechętnie zabrałam od niego swoją rękę.
-Musimy kiedyś to powtórzyć.
-Proponujesz … randkę?- Zapytałam nie pewnie.
-Na to wygląda.- Znów się uśmiechnął, a mnie znów zrobiło się gorąco.
-Daj znać tylko kiedy.- Na to na pewno będę gotowa. Na pożegnanie dostałam buziaka w policzek. Dobrze, że był mróz, a moje policzki o tak były już czerwone. To mnie uratowało. Zmierzałam w stronę drzwi by jak najszybciej podzielić się nowościami z dziewczynami gdy przypomniałam sobie o czapce.
-Poczekaj, a co z czapką!
-Przecież się jeszcze spotkamy.- I wsiadł do taxi. W ogóle skąd ona się tu wzięła? No, ale to jest teraz najmniej ważne. Z uśmiechem od ucha do ucha weszłam do domu.
-Już jestem!- Krzyknęłam ściągając kurtkę i pchając ją do pełnej szafy. Nikt mi nie odpowiedział więc poszłam do kuchni zrobić sobie ciepłe kakao. Muszę dbać o swój głos. Zamiast zastać tam którąś z dziewczyn siedział tam Seungri i pił kawę.
-O, hej.
-Hej.- Odpowiedział mi i wrócił do czytania gazety.
-Gdzie jest reszta?- Zapytałam stawiając na gaz wyjęte mleko z lodówki.
-Rozmawiałem z Min Ji, ale przyszła CL i nie wyglądała najlepiej więc Min Ji poszła spytać o co chodzi. Miała przyjść za chwile, ale coś jej nie widać.
-Czyli to ty pilnujesz domu?
-Na to wygląda.
-A Bom?- Może jej zdołam się wyspowiadać.
-Nie widziałem jej odkąd przyszedłem. A jestem tu od trzeciej.- Świetnie czyli, że minęła już godzina. Przychodzę od jednego problemu do drugiego. Usiadłam przy stole i wzięłam jedną gazetę ze stosu obok. Ledwo zaczęłam pierwszy nagłówek a tu przyszła Min Ji.
-Twój kolega to świnia.- Usiadła zirytowana na krześle obok mnie.
-Ech, to wiem już dawno.
-No, ale o co chodzi tym razem.- Ponagliłam.
-Tae znów coś jej nagadał. Chciał przeprosić. Miało być dobrze, a wyszło źle. Wiesz w wykonaniu Tae zawsze jest jakiś błąd i potem ktoś płacze, a głównie jest to CL.- Pokiwałam głową zgadzając się z nią. Odkąd zaczęła się ta sprawa CL daje z siebie wszytko, ale czy tego chcemy czy nie każdy z nas jest człowiekiem i też kiedyś musi powiedzieć stop i wypłakać się w poduszkę. Westchnęłam z dezaprobatą.
-Chaerin potrzebuje być teraz ze sobą sam na sam.- Podsumował Seungri. W sumie to chciałam do niej pójść i ją pocieszyć, ale zrobiła to już Mij Ji i CL musi sama się z tym uporać. Jedyne co mogę zrobić to zanieść jej kubełek jej ulubionych lodów i właśnie tak zrobię. Wygrzebałam je i pomaszerowałam do jej pokoju. Chciałam zapukać, ale stwierdziłam, że i tak by mnie zignorowała.
-Hej, mogę wejść?
-Yhm.- Wymruczała z twarzą na poduszce. Zapewne płakała. Weszłam cicho do pokoju i przysiadłam na skraju łóżka.
-Przyniosłam ci lody.- Obróciła się twarzą do mnie. Nie powiem trochę mnie przeraziła swoim marnym wyglądem, ale też zrobiło mi się jej jeszcze bardziej żal.
-To super bo to chyba jakiś cholernie pechowy dzień.
-No wiesz, nie masz się czym przejmować. Zrobiłaś co mogłaś.
-Też tak sobie powtarzam, ale jakoś nie ma to dla mnie znaczenia.
-Oj no weź facet grzebał ci w bieliźnie. Nic tylko kopnąć go w dupę.
-Hah. Masz rację. Zrób to za mnie. Pozwalam ci.
-Lee Chaerin! Jesteś twardą babką, moją przyjaciółka, idolką i co najważniejsze twardą babką. Nie zapominaj o tym. Pokarz mu, że się świetnie bez niego bawisz. On pokazywał ci to cały czas, więc twoja kolej.- CL spojrzała na mnie.
-Powinnam.
-Oczywiście. Za nie długo zaczynamy YG family tour. Będziesz miała wtedy wiele okazji by przed całym światem pokazać, że masz go i jego cizię w dupie.- Chyba zaczynałam ją przekonywać do tego pomysłu. Nie widziałam w nim żadnych zastrzeżeń.
-Dzięki. Co ja bym bez ciebie zrobiła.- Rzuciła mi się na szyję.
-Spoko kiedyś mi się odwdzięczysz.- Poklepałam ją po plecach. Posiedziałyśmy jeszcze trochę. Nareszcie mogłam opowiedzieć moją historię dnia. A swój dzień zakończyłam w łóżku trzymając w rękach czapkę Dae.

( Narracja _____ )

Siedziałam w wielkim salonie moich rodziców. Tak, tych prawdziwych, a nie fałszywych. Mój pierwszy obiad z nimi właśnie przebiegał tak jak powinien w każdej normalnej rodzinie. To dziwne, że nie zorientowałam się wcześniej. Teraz każdą wolną chwilę powinnam spędzać z nimi, a tak nie jest. Dlatego zgodziłam się bez narzekań na ten obiad. Powiadomiłam wszystkich o moim ślubie za miesiąc. Oczywiście mama narzekała, że to zbyt wcześnie, ale ja już nie mogłam się doczekać. Może i na początku mi to nie pasowało, ale chyba udzielił mi się nastrój Ji Yong' a. Nie widzę w najbliższym czasie szansy na spokojne życie. I nawet już zdążyłam się przyzwyczaić, że zawsze mam jakieś niespodzianki. Więc po co czekać. Z chęcią patrzyłam na Ji i Aille jak świetnie się dogadują. Za to w oczach moich rodziców błyszczały małe iskierki szczęścia. Kiedyś jeszcze raz do tego wrócę kiedy będzie już po wszystkim.
-____ myśleliśmy z ojcem żeby ujawnić fakt, że jesteś naszą córką dopiero po waszym ślubie.
-Dobrze. Też myślę, że wtedy będzie mniej zamieszania.- Teraz chcę się skupić na pokonaniu wroga.
-Chcieliśmy też poprosić cię o coś razem z matką.- Zaczął ojciec.
-Słucham.
-Proszę cię żebyś nie uczestniczyła w tej niebezpiecznej akcji.- Odłożyłam widelec na talerz. Kompletnie zapomniałam z nimi o tym porozmawiać. Lepiej dla mnie było by ominąć ten temat, ale to w ogóle nie możliwe. A ja już postanowiłam.
-Nie proście mnie o to. Ja już zdecydowała. Chcę tam być. Będą tam moi przyjaciele nie mogę pozwolić żeby byli tam sami i narażali się kiedy ja leżała bym w domu.
-Dopiero co jesteśmy rodziną. Nie chcę cię znowu stracić.
-Ale ja mam zamiar wrócić. Przecież muszę założyć sukienkę.
-_____ nie żartuj sobie. Ji Yong powiedz jej coś.
-Nawet gdyby to nic by to nie dało. Jak się uprze to nic tego nie zmieni. Nawet ja.- Uśmiechnęłam się pod nosem. Tak to prawda. Nawet on by tego nie zmienił. Spojrzałam na moich zamartwiających się rodzicach. W pełni ich rozumiem, ale czekałam na ten dzień prawie cały rok. Nie mogę nagle zrezygnować. Co inni by sobie pomyśleli.
-Mówiłam, że się nie zgodzi.- Wtrąciła się Aille.
-Mówiłem ci Loren. Jest uparta i ma to po tobie. - A tego nie wiedziałam, ale po kimś musiałam to mieć. Najwidoczniej takie osoby jak my mogą znajdź szczęście. Bo w końcu oni wyglądają na szczęśliwych. Mam nadzieję, że ja też będę.
-Jeśli tak bardzo chcesz być blisko to mogę zaprowadzić was do agencji. Na akcji będziemy połączeni z agencją więc będziecie wszystko wiedzieć.
-Och to rewelacyjnie, ale nie chciałabym robić zamieszania.
-Mój szef na pewno się ucieszy kiedy was zobaczy.- Ogólnie wszystkim szczęki podaną do samej podłogi. Raduję mnie ten fakt. I już nawet wyobrażam sobie miny innych kiedy para prezydencka zagości w naszej agencji. Może nareszcie ludzie przestaną się na mnie gapić jakbym tylko ukradła im potencjalnego męża.
-Więc załatwione.- Nasza rozmowa zakończyła się na tym etapie. Potem wszyscy wróciliśmy do dyskutowania o błahych sprawach. Obiad się skończył. Pożegnaliśmy się i wsiadłam do auta. Spojrzałam na twarz G.D był całkowicie wyluzowany. Taki jak kiedyś. Uwielbiałam na to patrzeć. Nie często mogłam.
-Nie myślałam, że tak szybko dogadasz się z moją rodzinką. A Aille wyglądała na zachwyconą twoją osobą.
-Nie jesteś chyba zazdrosna, co?
-Ha, ale żeś to sobie wymyślił. W cale nie jestem.
-Więc o co chodzi?- Ciekawe skąd on zawsze wie, że musi mi o coś chodzić.
-Nie tęsknisz za swoimi rodzicami?- To pytanie nie dawało mi spokoju. Odzyskałam rodzinę, a on ją stracił i to przeze mnie. Wpatrywałam się w jego już skupioną twarz. Wiem, że myślał nad tym.
-Nie. Nie potrzebuję ich. Mam ciebie.- Westchnęłam. Właśnie tego się spodziewałam. Bardzo mnie cieszy fakt, że jestem w centrum jego życia, a on w moim, ale oczekiwałam szczerej odpowiedzi.
-No tak, ale ja nie zastąpię ci rodziców.- Chciałam żeby się przede mną otworzył. Powiedział co myśli na ten temat. Za to pewnie zdenerwowałam go tym pytaniem.
-____ nie pójdę do nich mówiąc, że mieli rację. Zraniło by cie to.
-Nie pomyślałam o tym w taki sposób.- Ale on miał rację. Gdyby pierwszy tam poszedł. To by znaczyło, że był by obojętny na to co o mnie mówili. A ja pomimo tego nadal go do nich pchałam. Może dlatego, że sama ich nie miałam przez dłuższy czas i wiem jak to jest.
-Nie tęsknię. Nie mam za czym. Oni do tego doprowadzili. Już ich nie ma. Próbowali mnie zmienić, a ty nigdy tego nie chciałaś i nawet nie próbowałaś. Po prostu byłaś. Oczekiwałem od nich tego samego, ale najwidoczniej inaczej. Mogą mówić, że jestem najgorszym złem świata, ale póki ty tego nie powiesz. Będę wierzyć, że tak nie jest.
-Wiesz co ja nigdy nie potrafiłabym tak opowiadać o swoich uczuciach jak ty.- Uśmiechnął się i złapał mnie za rękę. W sumie Ji był dobrym kierowcą, ale tak naprawdę to nie chciałam żeby puszczał mojej ręki dlatego nic nie powiedziałam tylko cieszyłam się chwilą.
-Pojedziemy jeszcze do wytwórni.
-Dobrze. Może spotkam dziewczyny.- Chciałabym wiedzieć co u nich słychać. Zwłaszcza u Bom. Nie powiedziałam Ji co wtedy się zdarzyło. Nie chciałam psuć nam obojgu humoru. Z resztą już za parę dni pozbędę się tego problemu choćbym miała biec za nim na koniec świata. To chcę zobaczyć jak umiera za wszystkich którym zrobił piekło z życia. Wjechaliśmy na dość zapełniony parking. Prawie wszystkie auta były takie same. Zdziwiło mnie to.
-Moją jakieś zebranie?- O którym nic nie wiedziałam i Ji najwidoczniej też nie.
-Nie mam pojęcia.- Wysiadł i obszedł samochód żeby pomóc mi wysiąść. Nawet w podziemnym parkingu było czuć zimny wiatr. Ji Yong założył mi szalik szczelnie opatulając nim moją szyję. Ja zrobiłam to samo.
-_____ pozwól mi dbać o ciebie.- Spojrzał mi w oczy, a ja zastygłam w miejscu. I to wszystko przez ten jego wzrok jak u kota.
-Co robisz?- Wręcz szepnęłam.
-Chcę cię pocałować.- Odpowiedział całkiem poważnie. Krew odpłynęła mi z twarzy i zaraz wróciła z powrotem.
-Więc czemu tak stoisz?
-Bo się zastanawiam.
-Nad czym?- Do cholery.
-W samochodzie obok siedzi jakaś kobieta i zerka na nas.
-Ach rozumiem.- W wyniku zaistniałej sytuacji cmoknęłam go tylko w policzek.- To musi wystarczyć.- Złączeni za ręce poszliśmy do wytwórni, ale tego co tam zobaczyłam w ogóle się nie spodziewałam. Popatrzyłam znacząco na G.D.
-Musiało się coś stać.- Na razie mogłam tylko zgadywać co takiego zmusiło tych wszystkich dziennikarzy to sterczenia pod budynkiem. Ji tylko ścisnął bardziej moją rękę.
-Tam są!!!- Krzyknął jeden z dziennikarzy pokazując w naszą stronę. Rozejrzałam się do tyłu dla pewności, że jednak chodzi o nas. Nawet nie wiem kiedy Ji zasłonił mnie swoimi plecami i założył mi kaptur i naciągnął szalik.
-Trzymaj się mnie.- Pociągnął mnie prosto w tłum ludzi z aparatami. Wszyscy w około krzyczeli bym coś powiedziała, albo chociaż odsłoniła twarz. Ale i tak poszłam za radą Ji i nie miałam zamiaru się odwracać. Trzymałam się jego ręki jak deski ratunkowej byle by nie zgubić się w tym tłumie. W końcu wrzaski ucichły. Zobaczyłam biegnących w naszą stronę ochroniarzy, którzy zatrzaskiwali drzwi. Boże co to było. Miałam wielką ochotę wyjść do nich i przemówić im do rozumu, ale niestety nie mogłam tego zrobić, ponieważ Ji już ciągnął mnie w stronę windy. Byliśmy w niej sami. W końcu mogłam ściągnąć kaptur i rozluźnić szalik.
-W porządku?
-Tak. Chcę tylko wiedzieć o co chodzi.- Przecież dziennikarze nie napadają na ludzi od tak.
-Za nie długo się dowiemy.- Jechaliśmy prosto do Yang' a oczekując jakiś informacji. On na pewno musi coś wiedzieć. Wparowałam do jego biura.
-O co chodzi z tym wszystkim.
-____ poczekaj …
-Nie chcę czekać ,chcę wiedzieć o co chodzi. Na dole o mało co jakiś człowiek nie wsadził mi obiektywu do oka!
-No dobrze.- Yang sięgnął po pilota by włączyć wielki telewizor na ścianie. Od razu pokazały się najnowsze wiadomości muzyczne. A oczywiście my na pierwszym miejscu. Wpatrywałam się z niedowierzaniem na wielki nagłówek informujący o naszych zaręczynach. To wręcz nie możliwe. Nikomu nikt nic nie powiedział. Ściągałam nawet pierścionek żeby nic nie zauważyli, a i tak teraz jesteśmy na językach całej Korei i możliwe, że jeszcze dalej.
-Nie da się nic z tym zrobić?- Odezwał się Ji.
-Zawsze możesz zaprzeczyć, ale wątpię czy by coś to zmieniło.- W ogóle nie przysłuchiwałam się ich rozmowie. Przysunęłam się bliżej telewizora by mieć pewność czy na pewno nie pomyliłam z nikim tej mordy. Ale niestety nie.
-Ji Yong.- Odezwałam się, a mój głos zadrżał ze wściekłości. Podszedł do mnie. Wszyscy w ciszy przysłuchiwaliśmy się rozmowie.
-,,Znamy się naprawdę długo. Jako jego przyjaciółka mogę wam powiedzieć, że między nimi doszło do jakiegoś spięcia. Oczywiście, że wiedziałam, że są zaręczeni. Często ich odwiedzam więc dostrzegłam na jej palcu obrączkę. Z resztą sama mi się pochwaliła''.- Soo skończyła gadać kłamstwa i zaraz po tym dalej dyskutowano o nas. Była tak wściekła, że rzuciłam w ścianę tym cholernym pilotem i krzyknęłam.
-Co za suka! Nienawidzę tej baby!! Mogłaby zdechnąć.- To kolejna osoba której bym wcale nie żałowała. Ji podszedł do mnie i przytulił. Próbował uspokoić, ale to prawie nic nie dało. Nadal miałam ochotę coś rozwalić, a nawet kogoś. Myślę, że Ji teraz już na poważnie wie, że ona nigdy nie była jego prawdziwą przyjaciółką. 






No to ten... jak zawsze nie sprawdziłam błędów xd No ale i tak myślę, że ktoś napisze mi komentarza co? No i oczywiście mam zamiar zmienić play listę utworów. Jak mi się uda bo ostatnio coś zastrajkowało.