Powrót i to z Bang' ami. Jest i rozdział 60. Jednym słowem miał być o czymś, a jak zawsze wyszedł o niczym. No cóż ... będzie to co już zostało napisane. Doskonale wiem, że ostatnio długo na mnie czekać. Jednak składanie papierów do szkoły i dopinanie wszystkiego na ostatni guzik zajmuje mi dużo czasu. Ciągle też poszukuje mojej weny.
Ale muszę też wam podziękować. wszystkim, którzy czytają bloga. Ostatnio mamy rekordy wejść i się tego bardzo cieszę. Komentarze też są, a jeśli już o nich mowa to jedna osoba według mnie powinna zostać wspomniana. Moja kochana i wierna czytelniczka Ann Flo . Wielkie ci dzięki za udzielanie się i wszelką pomoc <3 trzecia część scenariusza ciągle się pisze ;*
A teraz trzeba się przygotować na następny comeback *.*
Może kiedyś zacznę poprawiać błędy.... ale nie teraz ;p
Ale muszę też wam podziękować. wszystkim, którzy czytają bloga. Ostatnio mamy rekordy wejść i się tego bardzo cieszę. Komentarze też są, a jeśli już o nich mowa to jedna osoba według mnie powinna zostać wspomniana. Moja kochana i wierna czytelniczka Ann Flo . Wielkie ci dzięki za udzielanie się i wszelką pomoc <3 trzecia część scenariusza ciągle się pisze ;*
A teraz trzeba się przygotować na następny comeback *.*
Narracja Cleo )
Obudziłam się w środku nocy. T.O.P
trzymał mnie mocno blisko siebie. W pokoju była nadzwyczajna cisza,
a jedyne co słyszałam to jego spokojny oddech. Szkoda tylko, że ja
też nie mogłam być tak spokojna. Znów miałam okropny sen. Tym
razem ten trwał w wiele krócej niż zwykle. A może tylko chciałam
żeby tak właśnie było. Już sama nie wiem. Wiem jedynie, że
muszę gdzieś wyjść bo inaczej zwariuję. I co z tego, że jest
środek nocy. Ja po prostu czuję, że muszę się stąd wydostać.
Staram się ostrożnie wygrzebać z uścisku Tabi' ego byle by go nie
obudzić. Wtedy będę mogła zapomnieć o tym, że mogę gdzieś
iść.
Jednak o dziwo udaje mi się to bez
trudu. Co jest dość niespotykane u niego, ale nie mam prawa
narzekać. Zakładam kapcie i już mnie nie ma. Może jestem dziwna,
że spaceruje sobie w nocy korytarzem, ale inni też tak robią. I co
jest w tym wszystkim najdziwniejsze oni też są w piżamach, ale
zaraz wszyscy znikają w swoich pokojach i zostaje sama. Nie mam
pojęcia dlaczego, ale coś jednak kusi mnie bym zeszła prosto do
recepcji. Wielkiego holu gdzie ludzie wchodzą i wychodzą. Światła
palą się jakoś jaśniej i odrobinę rażą mnie w oczy, lecz
ignoruję to i idę dalej mijając po drodze tłum ludzi w piżamach.
Czy to jest normalne? Czy ja kompletnie zwariowałam. A może jednak
trafiłam na wielkie piżama party na które nikt nie dał mi
zaproszenia? No cóż nic na to nie poradzę. Rozglądam się w
poszukiwaniu kogoś znajomego i znajduję tę osobę albo raczej ona
mnie. Odruchowo odwracam się by spojrzeć kto taki złapał mnie za
nadgarstek. I okazuję, że jest nim … Ji Yong? Patrzy na mnie z
uśmiechem na twarzy. Też się do niego uśmiecham. W końcu miło
widzieć znajomą twarz.
-Ji co tu się dzieje?- Pytam kiedy
prowadzi mnie nie wiadomo gdzie. Wcale się nie boję przecież to
mój najlepszy przyjaciel. Nie mam powodów żeby tak myśleć, ale
jednak pomyślałam. To pewnie przez tą kłótnię z ____. No
właśnie co z _____? Czy też tu jest? Jeśli tak to nie będę
czekać. Muszę z nią porozmawiać i wszystko wyjaśnić póki nie
jest za późno.
Ji nareszcie się zatrzymuje i mogę
odetchnąć po tym szaleńczym slalomie. Nadal nie odpowiedział mi
na moje pytanie.
-Cieszysz się? To wszystko dla
ciebie.- Oznajmia mi stojąc dokładnie przede mną. Wciąż się
uśmiecha. Natomiast ja jestem w szoku.
-Na prawdę udało ci się zmusić tych
ludzi by przyszli tu w piżamach tylko dla mnie? Dlaczego to wszystko
zrobiłeś? A, nie. Poczekaj. _____ ci pomagała?
-Nie. Zrobiłem to wszystko sam.
Ściągnąłem go tu dla ciebie.
-Co? Kogo ściągnąłeś?
-Zobaczysz.- Oświadczył po czym znów
złapał mnie za rękę. Kompletnie zdezorientowana dałam się
pociągnąć w stronę następnej grupki nieznanych mi osób. Teraz
już jedno wiedziałam na pewno. Coś tu jest nie tak. Dziwne
zachowanie Ji to jedna sprawa, a drugą są ci ludzie. W ogóle mi
się to nie podoba i nie mam zamiaru iść z nim dalej jak ślepa
owieczka.
-Ji Yong.- Mówię poważnie i
stanowczo stając twardo w jednym miejscu.
-Tak?- Ciągle się uśmiecha. Zaczyna
mnie to irytować. Co jest tak śmiesznego i dlaczego ja tego nie
widzę?
-Nie podoba mi się to.- Oświadczam na
co on łapię mnie za ramiona. Patrzę na niego dziwnie, ale to nie
robi na nim wrażenia. Tak jakby nic nie robiło na nim wrażenia w
przeciwieństwie do mnie.
-Chyba nie chcesz w tę ostatnią dla
nas noc zasmucać mnie, co?- No właśnie, że co?
-No nie, ale...
-Świetnie.- Gładzi moje ramiona nie
przejmując się niczym innym. Chociażby tym, że ____ może go
zobaczyć i wściec się jeszcze bardziej. A tego bym nie chciała.
Za to chciałabym żeby był tu Choi i zabrał mnie stąd jak
najdalej bo chyba zaczynam panikować co też zauważa Ji Yong. Nagle
jakby znikąd pojawia się facet z szklanką czegoś musującego. Ji
chwyta to i wręcza mi prosto do ręki.- Wypij to. Nie bój się.-
Śmieje się cicho.- Przecież mnie znasz. Z resztą on by mnie zabił
gdyby coś ci się stało, a ja bym sobie nie wybaczył. Po tym
przestaniesz aż tak się denerwować. Pij.- Zachęta numer dwa i
fakt, że wierze swojemu trochę dziwnemu przyjacielowi sprawia, że
upijam ze szklanki dwa spore łyki. Ten napój okazuje się bym
bardzo dobry skoro jego działanie czuję od razu. Jednak nadal
jestem na baczności i chcę wiedzieć co tu się rozgrywa.
-Dzięki.
-Nie ma za co. Możemy iść dalej.
-Powiedz mi dokąd. Czy do _____?
-No pewnie, że tak. Już nie długo ją
spotkasz.- Uspokojona tą wiadomością upijał jeszcze jeden łyk
tego specyfiku i znów powraca to uczucie, że przecież nie muszę
się o nic martwić. Ji Yong tu jest, a jemu mogę ufać. Nic się
nie stanie. Zapewniam samą siebie i nawet zaczynam w to wierzyć.
Jakiś cichy głosik w mojej głowie chcę mi coś powiedzieć, ale
ignoruję go szybko. Nie mam się czym przejmować. Powinnam się
cieszyć z takiej niespodzianki jaką dla mnie zrobiono. Ludzie
odwracają się tylko po to by się do mnie uśmiechnąć. To
naprawdę bardzo miłe z ich strony. W końcu mnie też należy się
jakaś radość z życia. Możliwe, że trochę mi się kręci w
głowie, ale to tylko kolejna rzecz, którą olewam. Teraz z ochotą
podążam za Ji i nie przeszkadza mi to, że trzyma mnie za rękę.
To nic nie znaczy.
Nieoczekiwanie zatrzymujemy się jakieś
trzy metry od recepcji z której zrobiono bar. Ji staję koło mnie i
wcale nie zamierza puszczać mojej ręki. W sumie mało mnie to
obchodzi właśnie przed sobą widzę o wiele gorszy widok. ____ i
T.O.P całują się i to nie w policzek tak jakbym tego chciała, a
wręcz tak jakby miał zaraz połknąć ją i jej usta. Już
porządnie szumią mi w głowie różne głosy. W ogóle nie
rozpoznaję ich. Nawet się nie staram. Powinnam czuć żal. Powinnam
do nich podejść i kogoś zamordować za taką zdradę, ale jedyne
co czuję to ten szum w głowie i bardzo wyraźne słowa Ji Yong' a
bliska mojego ucha.
-Nie wierzę, że mi to zrobiła. Że
też i on zrobił tobie takie świństwo.- W głowie odbijają mi się
tylko jego słowa, gdy nadal patrzę na tę dwójkę. I całkowicie
zgadzam się z jego słowami. Jednak w ciąż nie jestem w stanie się
ruszyć ani wydusić jakiegokolwiek słowa w ich stronę. Co dziwne
czuję się jakbym właśnie była w największym kasynie w Las
Vegas. W około głośnia muzyka i pełno ludzi wygrywających lub
przegrywających swoje życia. Inni postanowili je przelicytować. A
tak jak _____ i T.O.P postanowili całkiem je zmienić. Dokładnie
tak się czuję. I choć muzyka powinna zagłuszać wszystko i
wszystkich w mojej głowie jest tylko muzyką w tyle do tego
dramatu.- Wcale o tobie nie myślą. O nas. Na prawdę chcesz na to
patrzeć tak spokojnie? Ja mam ochotę pokazać im co tracą. Tu i
teraz. Musisz się zgodzić.- Głos Ji taki wyraźny trafiający tymi
ostrymi słowami prosto w moje serce. Narasta we mnie gniew, a Ji
Yong jest jak kusiciel. Szepcze mi do ucha coś czego nie powinnam
robić. To coś czemu powinnam się oprzeć, ale pokusa jest zbyt
duża. Zwłaszcza kiedy czuję jego rękę zacieśniającą się na
mojej talii.- Zrobiłaś dla niego o wiele więcej niż on dla
ciebie. Zdradziłaś mu swoją prawdę, a on pokazuje ci jak cię
szanuję. Nie brzydzi cię to? Mnie tak. Powinniśmy coś z tym
zrobić. Ja chcę, ale nie mogę zrobić tego z nikim innym tylko z
tobą. Wybieraj.- Ostatnie słowo jest zdecydowanym rozkazem.
Zastanawiam się tylko przez krótką chwilę. A wcale nie powinnam.
Oni mnie zdradzili. A obok stoi mój najlepszy przyjaciel pewnie też
czuję dokładnie to co ja. Złość pomieszana z bólem, a
jednocześnie pojawia się w nas chęć zemsty.- Czas nam się
kończy.- Jego ręką zacieśnia się jeszcze bardziej, a oddech Ji
czuję dokładnie na swojej nagiej szyi. Może i to się nie dzieje
naprawdę, ale niech widzą i cierpią tak jak my.
-Zróbmy to.- Szepczę sama do siebie
jak zahipnotyzowana. Ten ohydny widok zasłania mi uwodzicielski
uśmiech Ji Yonga. Nie wiem dlaczego, ale przez to mam jeszcze
większą ochotę go pocałować. Druga ręką Ji ląduje na moim
ciele i zostaję stanowczo przyciągnięta do jego ciała. Jego oczy
działają na mnie jak magnesy. Nie mogę się od nich oderwać.
-Zamknij oczy.- Szepcze, a mnie
przechodzą dreszcze przed tym co ma nastąpić. Posłusznie zamykam
oczy. Po chwili już czuję jego ciepłe usta obejmujące moje. Jest
delikatny i już wiem co widziała w nim _____. Całkowicie świadomie
łapię za kołnierze jego koszuli i przyciągam jeszcze bliżej. Ji
Yong nie stawia oporów wręcz przeciwnie pogłębia pocałunek od
razu atakując mnie językiem. Pewnie wyglądamy dokładnie tak jak
przed chwilą ____ i T.O.P. I o dziwo cieszę się z tego i chcę o
wiele więcej. Nie myślę o niczym innym póki to Ji nie odsuwa się
ode mnie dysząc mi prosto w twarz. Jego oczy świecą tak samo jak
moje. A ręce nadal pozostają tam gdzie były.
-Nie było tak źle, co?- Jego uśmiech
jest powalający.- Chcesz więcej?- Kiwam głową na tak. Jak małe,
zawstydzone dziecko. Jestem zapatrzona w faceta, którego wcale nie
powinnam być tak zapatrzona.
-Wiem o czym myślisz. Nie wahaj się
prosić o więcej. Oni się nie wahali. Zrobili to nam.- W uszach
dobija mi się bolesna prawda. Zrobili to nam. Nie wahali się ze
sobą całować. Ja też nie powinnam. Miałam nie być tak żałosna.
Nie będę. Już nigdy więcej. On mnie popamięta i ona też.
Sama przejmuję inicjatywę i całuje
Ji. Uczepiłam się go. Nie mogę przestać to zbyt dobre dla nas
obojga. Jestem w innym świecie. Z mężem przyjaciółki. Poprawka.
Z byłym mężem, byłej przyjaciółki. Zatracam się i nie panuję
nad tym. On jest jak bardzo silny narkotyk. Jego dłonie są jak
rozgrzane kamienie. Zostawiają po sobie tylko to co dobre.
-Już czas stawić temu czoła.- Oboje
stajemy przed samą _____. A gdzie się podział T.O.P? Może i
lepiej, że go nie ma.
-Nie dam rady.- Próbuję się
odwrócić, ale Ji mi nie pozwala za to obejmują mnie jego ramiona.
-Pokonaj to kochanie. Dla siebie. Dla
mnie.
-Dla ciebie.- Patrzę na niego, a on
kładzie dłonie na moich policzkach.
-Tak. Właśnie dla nas. Chcę cię
mieć przy sobie. I te słodkie usta też. Każdego ranka. Do końca
życia nigdy, cię nie zranię mała. - Jego palce dotykają moich
spuchniętych jeszcze warg. On jest na prawdę hipnotyzujący. Jeszce
ten ostatni raz całuje mnie mocno, tak, że zapominam gdzie jestem i
co właściwie miałam zrobić. Jednak wszystko wraca, gdy tylko
zauważam kto tak na prawdę stoi naprzeciwko mnie. Zdrajca. Lata
czekania na niego poszły na marne. Liczyłam na coś wielkiego, a tu
tylko wielkie rozczarowanie.
-Wejdź do kręgu. Po wszystkim będę
tu na ciebie czekać. Obiecuję.- Oboje w tym samym czasie wkraczamy
poza linię.
T.O.P patrzy na mnie wściekłym
wzrokiem, a ja....
ja nie wiem co tu robię.
W jednej chwili zniknęło wszystko.
Całe kasyno w Las Vegas. Ludzie uśmiechający się do mnie. Szum i
głosy w głowie. Ta cała zazdrość, gniew, ból i chcę zemsty.
Tego wszystkiego już we mnie nie ma. Zniknęło tak szybko jak się
pojawiło. Został tylko fakt tego co zrobiłam wcześniej. Całowałam
Ji! Dlaczego tylko to pamiętam i te scenę zdrady? I dlaczego facet,
którego nadal kocham stoi przede mną z nożem w ręce, a ja mam
wrażenie, że przygotował go na mnie.
-Tabi...- Odezwałam się cicho. Z
resztą tu i tak było cicho. On w ogóle nie zareagował.
-Zrobiłaś to mnie. Nie miałaś
prawa. Jak mogłaś coś takiego zrobić. Nie szanujesz siebie
samej? Powiedziałem ci, że cię kocham. Ty w to nie wierzysz.
Zrobiłaś to z nim?- Wskazał Ji Yong' a. Kompletnie zastygniętą
postać.
-Niczego nie zrobiłam. I ty też nie.
Przynajmniej nie świadomie. Posłuchaj mnie. Odłóż ten nóż i
obudźmy się z tego koszmarnego snu. Błagam cię.- Co innego miałam
powiedzieć. Jestem pewna, że to tylko głupi sen. Nic nieznaczący
sen. Tylko dlaczego nie potrafię się z niego wybudzić? Co jest ze
mną nie tak?
-Nie wiem o czym mówisz. Ja niczego
nie zrobiłem. Za to widziałem. Widziałem ciebie....- Złapałam
się za głowę i zamknęłam oczy krzycząc w duchu, że najwyższy
czas się obudzić. To się musi skończyć Ta tortura trwa za długo.
Co jeszcze ma się stać?
-Co chcesz zrobić. Zabić mnie?-
Spojrzałam na nóż w jego ręce i on też na niego spojrzał, a
zaraz potem prosto na mnie. Miał łzy w oczach. Dlaczego?
-Nie. Nie mógłbym ci tego zrobić. Za
bardzo cię kocham. Jedyną osobą jaka potrafi mnie zranić jesteś
ty. To zawsze byłaś ty Cleo. I zawsze będziesz.
-Nie mów tak! To nie jest prawda!-
Ponownie zamknęłam mocniej oczy by wrócić do rzeczywistości, ale
się nie udało. A kiedy otworzyłam oczy T.O.P stał tuż przede
mną, a ja trzymałam w swojej ręce nóż. Dźgnęłam go. I chociaż
wiedziałam, że to się dzieje tylko w mojej głowie i tak zaczęłam
piszczeć jak opętana. W końcu widok jego krwi i zbolałej miny
jest dla mnie czymś strasznym.
* *
*
Obudziłam się wymachując rękoma i
drąc się niewyobrażalnie. Przy tym płacząc bez opamiętania.
Ciągle chciałam się z tego wybudzić. W ogóle do mnie nie
docierało, że już nie śpię. Ja ciągle myślałam o tej krwi.
Nie docierały do mnie słowa T.O.P' a, który potrząsnął mną.
Nic z tego nie pomogło. Poczułam jedynie jak mnie podnosi bym jakoś
usiadła i mocno przytula. Zaczynam sobie uświadamiać, że on tu
jest i żyje bo czuję jego bicie serca. Przestaję krzyczeć, ale
dreszcze i łzy ciągle są ze mną.
-Boże. Już myślałam, że cię
zabiłam.
-Spokojnie. Tu nic ci się nie stanie.-
Gdyby tylko wiedział, że wcale nie chodziło o to czy coś mi się
stanie. To było coś o wiele gorszego. Nie wiem czy chcę mu o tym
powiedzieć. Wolę raczej wypłakiwać się w jego koszulę i być w
jego uścisku.- Powiedz mi co się stało, mała?
-Proszę cię nie karz mi tego mówić.
-Okropnie mnie przestraszyłaś.
-Wiem. Przepraszam. Sama się okropnie
wystraszyłam, ale już mi przeszło.
-Masz zamiar teraz to w sobie dusić.
-Nie. Mam o wiele większe zamiary.-
Pierwsze z nich to ogarnięcie się i wzięcie sprawy w swoje ręce.
A co najważniejsze muszę zapomnieć i wrócić do Seulu z nim czy
bez niego. To nie ważne. Ważne jest to, że wiem co mam robić.
Odsunęłam się od T.O.P' a z zamiarem
ubrania się w czyste ciuchy. Choi przyglądał się wszystkiemu w
skupieniu. Czułam na sobie jego wzrok, ale byłam zbyt
zdeterminowana by wrócić na to szczególną uwagę. Jeśli chciał
jechać ze mną, to powinien już zacząć się zbierać. Jeszcze
tylko zarzuciłam kurtkę na plecy i byłam gotowa.
-Idziesz ze mną?- W cale nie
zdziwiłabym się gdyby powiedział, że nie. Bo ile można ze mną
wytrzymać. Spójrzmy prawdzie w oczy. Nie jestem przykładem
dziewczyny do naśladowania i pewnie nie będę. Ale za to zrobię co
w mojej mocy by się uwolnić i zostać tylko z nim.
A on po prostu uśmiechnął się pod
nosem, wstał i wyszedł razem ze mną. Na prawdę mi ulżyło,
chociaż z drugiej strony wcale się nie odezwał.
-Zanim stąd wyjedziemy oboje musimy z
nimi pogadać.
-Wiem.
-Okej to chodźmy.- Chciałam już
zapukać do drzwi, ale zatrzymał moją rękę.
-A jesteś na to gotowa?
-Myślę, że tak.- Patrzyłam na niego
jednocześnie próbując odgadnąć co teraz o mnie myśli.
On jednak tylko pochylił się by mnie
pocałować. To chyba nigdy mi się nie znudzi.
Wskazał ręką bym zapukała. Tak też
i zrobiłam. Otworzyła mi _____. W tej chwili cieszyłam się, że
stoi za mną mój chłopak. ____ popatrzyła najpierw na mnie potem
na niego i dopiero wtedy się odezwała.
-Ji Yong poszedł do bufetu.- I
zostałyśmy same.-Em, wejdź.- Jest dobrze. Przynajmniej zaprosiła
mnie do środka. Więc weszłam. Kiedy drzwi się zamknęły, a ____
stanęła naprzeciwko mnie wiedziałam, że nie mogę się już
wycofać.
-Chciałam ci powiedzieć, że jeszcze
dzisiaj chcę stąd wyjechać. Wrócić do Korei.- Czekałam na jej
reakcję. Może spodziewała się najpierw przeprosin?
-Przecież możesz tu jeszcze zostać.
Przynajmniej póki sprawa się nie wyjaśni.
-Myślę, że nie ma co wyjaśniać.
Obie dobrze wiemy kto chciał mnie zabić. Nie chcę żeby inni
załatwiali moje sprawy. Ty powinnaś coś o tym wiedzieć. W końcu
sama nie pozwalasz by inni odwalali całą robotę za ciebie. Już
tak zadecydowałam. Dam sobie sama radę. To mój koszmar.
-Cleo to nie tak. Wczoraj mnie
poniosło. Masz trochę racji w tym, że możesz robić co chcesz.
Chyba za bardzo się przyzwyczaiłam do tego, że ci matkuje.
-Wiem, że nie chciałaś tak
powiedzieć. Ja też nie. Ale wiesz, że to co wtedy powiedziałaś
jest prawdą. Próbowałam pokazać, że mogę wziąć na siebie
wszystko naraz. Jednak tak się nie da. Dlatego załatwię te jedną
i najważniejszą sprawę.
-Myślisz, że sama dasz radę.
Przecież wiesz, że to nic złego skorzystać z pomocy, którą
oferują ci przyjaciele. Ja skorzystałam.
-Twoja sprawa jest o wiele wyższej
wagi niż moja. I dla mnie to jest coś złego. Nie chcę znów
usiąść za biurkiem i czekać aż ktoś zlituje się nade mną.
Chcę go zabić i może to jest dziwne myślenie, ale już nic tego
nie zmieni. A potem chcę to wszystko...
-Zostawić.- Dokończyłyśmy w tym
samym czasie. Więc nie ja jedna myślałam o tym by żyć bez
agencji.- Tak ja też o tym myślałam. Skoro już się ożeniłam, a
ty zamierzasz to zrobić w najbliższym czasie chciałam bym po
prostu mieć rodzinę. A z pracą na karku, a zwłaszcza taką pracą
to niewykonalne.
-Więc mnie rozumiesz.
-No pewnie, ale na razie nikomu o tym
nie mówiłam. Mam jeszcze ostatnią misję do załatwienia i wygląda
na to, że ty też.
-Na pewno jeszcze się zobaczymy.
-Jestem tego tak samo pewna jak ty
Cleo. A skoro chcesz już wyjeżdżać to odprowadzę cię na
lotnisko.- Uśmiechnęłam się pierwszy raz od wczoraj. I to
szczerze.
Razem zeszłyśmy do bufetu zjeść
śniadanie z chłopakami. Jestem prawie pewna, że oni wcale się ze
sobą nie pokłócili wtedy w nocy. Przynajmniej sprawiają takie
wrażenie jakby nic się takiego nie stało.
* * *
Gdy bezpiecznie wylądowaliśmy na
lotnisku ktoś już na nas czekał. A kiedy mówię, że ktoś mam na
myśli samego szefa. Szliśmy do niego nie wiedząc czego tak
naprawdę się po nim spodziewać. Odrobiny wyrozumiałości czy też
wściekłości? No cóż zaraz miałam się o tym przekonać.
-Dobrze was widzieć.- Powiedział
całkiem spokojnie choć ja wiedziałam, że to cisza przed burzą. -
Pojedziemy od razu do agencji.
-Myślałam, że będę mogła wziąć
prysznic czy coś.
-Prysznic może poczekać, a ta sprawa
nie może czekać.- Teraz był już odrobinę zirytowany. To na serio
śmieszne widzieć go takiego. Ale poszłam za nim do auta i wsiadłam
do środka. Kiedy samochód ruszył zaczęliśmy rozmawiać. A
rozmowa nie należała do najprzyjemniejszych.
-Trochę nas wystraszyliście swoim
zniknięciem. I narobiło się w mediach zamieszania, ale nadal
staramy się to jakoś uciszyć.
-Jakoś nie dało się uciszyć
wystrzałów.- Zripostował T.O.P. Czyżby w końcu zaczęła mu
przeszkadzać jego sława?
-Okej, a co wiadomo?
-W okolicach domu znaleziono mały
podsłuch.
-No i chyba go zabraliście, co?
-Nie.
-Nie?
-Tak dokładnie to nie. Wyjaśnię to
wam na miejscu.- Akurat zatrzymał się samochód i wszyscy poszliśmy
prosto do gabinetu szefa. Zaszczyciło nas wiele spojrzeń i szeptów.
W gabinecie jak zawsze było cicho. Słychać było tylko szum
sprzętu elektronicznego. Usiadłam na kanapie obok Tabi' ego. Szef
usiadł za biurkiem by pokazać nam obraz tego co zostało z domu.
Nie, nie zawalił się. Można powiedzieć, że wnętrze już w nim
nie istniało. No cóż wiele się nie spodziewałam po tym jak
musiałam walczyć o życie w garażu.
-Napastników było dwóch. Tak
ustalili nasi specjaliści. Zniszczenia są duże. Jak zresztą
widać. Znaleźliśmy jednego w garażu, ale już nie żył.
-Wiem. Zostawiłam go tam po tym jak
chciał mnie zabić.
-Mogłaś go unieruchomić.- Wytknął
mi.
-No cóż trudno coś takiego zrobić
gdy ma się pistolet między oczami.- Oparłam się o kanapę.
-Dobra, a co z podsłuchem. Po co tam
jest?- Choi zadał bardzo istotne pytanie, na które prawdopodobnie
znałam już podpowiedź. Jednak chciałam potwierdzenia moich
podejrzeń.
-Jeśli dobrze rozumiem to ja mam
przyjść do niego.
-Nigdy w życiu.- Mruknął zły T.O.P.
-Skoro już sama to zaproponowałaś.
Powiedz jak chcesz to robić?- Spojrzałam niepewnie na Tabi' ego.
Zapewne nie spodoba mu się ten pomysł, ale i tak zaczęłam mówić.
-Myślałam nad tym by być przynętą.
Użyć podsłuchu do zmylenia go. Niech przyjdzie sam, a ja będę na
niego czekać. On będzie nieświadomy niczego i łatwo się go
pozbędziemy. To świetny pomysł i myślę, że się uda.- Chcę ich
do tego przekonać. Później mogę już nie mieć takiej okazji.
Zwłaszcza, że T.O.P wcale nie protestuje.
-To całkiem rozsądne. Więc czemu by
nie. Omówimy to jeszcze jutro. Jak na razie możecie wrócić tylko
ostrożnie ze słowami.
-Rozumiem. Do widzenia.
* * *
Dostaliśmy nasz kochany samochód.
Patrzę jak T.O.P w skupieniu patrzy na drogę. Wiem, że się nad
czymś zastanawia. Mnie nie daje spokoju to, że pewnie myśli o
mnie. Jeszcze parę dni temu to by mi nie przeszkadzało, ale po tym
co się ostatnio wydarzyło sama nie wiem czy to dobrze czy źle. On
chce znać prawdę, której ja nie chcę mu powiedzieć. Z resztą to
tylko sen. Sny nie są chyba aż tak ważne. W końcu się nie
spełniają.
-Dlaczego nic nie powiesz?
-A co chcesz żebym powiedział.
-Nie wiem. Myślałam, że nie spodoba
ci się mój pomysł, ale skoro nie masz nic przeciwko to się
cieszę.
-Może i mam, ale wiem, że ty tego
potrzebujesz.
-Tak, masz rację. Potrzebuję się od
tego uwolnić.
-Na swój własny sposób, który już
zaakceptowałem.- Chwycił mnie za rękę. I w sumie to dotarło do
mnie wiele rzeczy. Mam chłopaka,który ufa mi bezgranicznie, a ja
nieświadomie ciągle wmawiałam sobie, że tak nie jest. Jednak on
jest cwańszy niż się spodziewałam. Kochany doktor na emeryturze.
Kto by pomyślał.
-I wcale nie przeszkadza ci mój
pomysł.
-Nie. Bo jest twój.- Nie wiem co mam
powiedzieć. Więc mówię tylko jedno.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.
-Jednak chyba jest coś jeszcze co
chciałbyś wiedzieć.- Zatrzymujemy się przed domem. Oboje
wysiadamy. Ja nadal stoję w miejscu patrząc na dom.
-Wygląda całkiem normalnie.
-Może do niego wejdziemy?
-Nie, poczekaj. Najpierw chcę usłyszeć
twoje pytanie. Na pewno jakieś masz. Odpowiem na nie. Cokolwiek to
by było. I obiecuję, że po tym nie zacznę się dziwnie
zachowywać.- Spojrzałam mu w oczy oczekując pytania. Westchnął.
-Co stało się w tym śnie.- Tym razem
to ja westchnęłam. Na samą myśl o tym okropnym śnie miałam
ochotę coś rozwalić.
-Zdradziłam cię i zabiłam. Chociaż
nie chciałam.- Zobaczyłam zdziwienie na jego twarzy, a zaraz potem
lekkie rozbawienie. Akurat sama się tego nie spodziewałam. Takiej
reakcji z jego strony. Wtedy to dla mnie było czymś strasznym i
nadal jest.- Ale wiesz co. I tak nie zamierzam cię zostawić. Będę
cholerną egoistką i nigdzie nie pójdę. Kocham cię i wiem, że
cię nie zdradzę.- Zaskoczyłam go tym jeszcze bardziej. No cóż
przynajmniej mówię mu prawdę.
-Jeszcze żadna dziewczyna nie
powiedziała mi czegoś takiego.- Z uśmiechem na twarzy objął mnie
i przyciągnął bliżej siebie.
-Bo nie trafiłeś na tą co trzeba.
-Tak pyskatą i upartą?- Zbliża twarz
do mojej.
-Może?
-Jednak wolę moją Cleo.- Styka nasze
usta ze sobą, zatapiając się w nich i przyciskając mnie do drzwi
auta. Rozchylam usta zapraszając go do środka i jednocześnie
wsuwając mu ręce we włosy.
Może kiedyś zacznę poprawiać błędy.... ale nie teraz ;p