wtorek, 27 stycznia 2015

BB- 50

Widzę, że poprzedni rozdział się wam spodobał. Oby ten też. Jak z resztą widać zmienił się też wygląd bloga. Chyba nigdy już go nie mienię, no chyba, że znajdzie się coś lepszego ( w co wątpię xd ) Chciałam też powitać nowego obserwatora, no i pozostaje nam czekać na te 30 000 wyświetleń.




Siedziałam w pokoju popijając tabletkę na uspokojenie. Pewnie nic to nie da. Mam złe przeczucie co do tego co się przed chwilą stało. Może zdążę do pracy i ominie przesłuchanie Cleo. Najpierw jednak będę zmuszona stawić świeższej sprawie.
-Wiedziałaś i nie chciałaś mi o tym powiedzieć.
-Tak wiem, że powinnam i w ogóle zaraz powiesz, że zachowałam się egoistycznie. Ale postanowiłam w to nie wierzyć bo dla mnie nic by to nie zmieniło. Zdaję sobie sobie sprawę, że jesteś na mnie zły i dlaczego się nie odzywasz?
-Bo kompletnie mnie zaskoczyłaś.
-Dość często mi się t zdarza.- Zironizowałam, Wstałam i podeszłam do okna.
-Dziękuję ci.- Odwróciłam się w jego stronę.
-Niby za co?- Po tym co usłyszał jeszcze mi dziękuje.
-Nadal nie rozumiesz.- Podszedł do mnie.
-Nie do końca.- Nadal w jakimś stopniu jest dla mnie zagadką.
-Za to, że jesteś. Nie uciekłaś ode mnie. Powiedziałaś, że nie ważne co by było to by nic nie zmieniło. Właśnie z to ci dziękuję. Za to, że we mnie wierzysz.- Oparł czoło o moje. Serce mi zmiękło. Nie wiedziałam, że on to to postrzega. W takich chwilach moja miłość do niego rosła sekundy na sekundę.
-To raczej ty mnie zaskakujesz. Na prawdę nie wiem co mam powiedzieć.
-Po prostu powiedz, że mnie kochasz.
-Kocham cię.- Pocałowałam go bez zastanowienia zarzucając mu ręce na ramiona. To nie był jakiś tam namiętny pocałunek. Zależało nam by trwał jak najdłużej.
-Ile mamy czasu?
-Z 2 godziny.
-Starczy.

* * *

( Narracja Bom )

Nie rozumiem tego.
-Co ja robię znowu w twoim łóżku?- Jakoś mało pamiętam z wczorajszego wieczoru.
-Sam bym chciał to wiedzieć.- Pamiętaj o byciu przyjaciółką bo inaczej zginę patrząc w jego oczy.
-No więc. Co się stało?- W sumie to głupio przyznać się, że prawie nic nie pamiętam, ale z drugiej strony to on jako przyjaciel powinien udzielić mi odpowiedzi. Możemy sobie z tego pożartować. Nie obrażę się. Możliwe, że to rozładuję trochę napięcie.- O, moje klucze.- Teraz już nie wiem o co chodzi.
-Przyszłaś właśnie po nie, ale źle się poczułaś. Wezwałem lekarza.
-Lekarza? Było aż tak źle?
-Zarzygałaś mi cały zmywak.
-Przepraszam. Posprzątam.- Chociaż pewnie nie bo coś znów napaskudzę.
-Nie trzeba. Lepiej mi powiedz co wypiłaś.- Wiedziałam, że coś za prosto poszło. Nigdy choć raz nie może zapytać o coś innego.
-To była wódka. Zwykły alkohol.
-Wiesz, nie znam ludzi, którzy od samej wódki wypluwają krew.
-Nie uważam żebyś musiał o tym wiedzieć.- Przecież nie jest moim chłopakiem.
-A o czym muszę wiedzieć?- Powiedział lodowatym głosem. W ogóle mi się to nie podoba.
-Jeśli aż tak zależy ci na moim zdrowiu mogę pójść do lekarza jeszcze raz.
-Dobrze.- Dał za wygraną.- Jak się czujesz?- Zmienił temat.
-Wyspałam się więc mogę już iść.
-Zjedz chociaż ze mną śniadanie.- W sumie to bym mogła.
-Okej.- Joe poszedł robić śniadanie, a ja postanowiłam po sobie posprzątać. Zastanawiałam się też co w niego wstąpiło. Chyba nie jest na tyle głupi by nie wiedzieć jak być przyjacielem. Najwidoczniej ja znoszę to lepiej niż on. W końcu co dziennie musimy ukrywać swoje uczucia. Po prostu będę musiała być wyrozumiała.
Nadal w dobrym nastroju jednak z morderczym kacem zeszłam na dół. Zasiadłam przy stole i zaczęłam pić sok który pojawił się tu wcześniej. Ta niezręczna cisza mnie dobijała. Czekałam aż coś powie. Nie chciałam w kółko zapełniać tej ciszy między nami. Trudno będzie i tak. Jeszcze trochę ciszy nikomu nie zaszkodziło.
-Kurwa.- Przeklął Joe.
-Pomóc ci?- Boję się, że to się może źle skończyć jeśli nie wkroczę do akcji.
-Możesz zrobić kawę.- Podeszłam bez słowa do expresu i zrobiłam 2 kawy.
-Myślałem, że nie pijasz.- A jednak pamiętał.
-Przede mną jeszcze cały dzień pracy.- Postawiłam kawy na stolik obok śniadania podanego przez l.Joe. Nie rozumiem tylko dlaczego ciągle jest dla mnie oschły. Czyżbym zepsuła mu wieczór moimi odwiedzinami.
Zasiadłam na swoje miejsce i zaczęłam jeść. Niech wie, że nie tylko on jest tu podminowany.
Jedliśmy w ciszy aż było słychać tykanie zegara. Na prawdę mnie to irytowało, ale to wszystko sięgnęło zenitu kiedy Joe wstał, obszedł cały stół tylko po cholerną sól, która stała koło mnie. Przecież mógł powiedzieć to bym podała. Najwidoczniej nie chciał się nawet do mnie odezwać. Upiłam łyk kawy i trzasnęłam kubkiem. Joe tylko podniósł na mnie wzrok. Nadal nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale nie będę tego tolerować.
-O co ci chodzi, co?!- Wybuchłam, a ten tylko zacisnął szczękę. Świetna reakcja. Szkoda, że tylko tyle i nic więcej.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-To ja nie rozumiem o co tobie chodzi. Czy to dlatego, że musiałeś się ze mną męczyć? Jeśli tak to bardzo przepraszam, ale zapomniałam kluczy. Równie dobrze mogłeś wywlec mnie na dwór i zamknąć drzwi przed nosem. Na prawdę staram się być dobrą przyjaciółką. To, że masz zły dzień nie znaczy, że masz się na mnie wyżywać.- Byłam bliska płaczu chociaż to nie jest żaden powód żeby się rozklejać. Dlaczego za każdym razem musimy się o coś kłócić. Zaraz wyjdzie, że nawet na przyjaciół się nie nadajemy.
-Bom nie mów tak. Nigdy.- Ten to ma tupet.
-Bo co?- Stałam zła na środku salonu.
-To nie takie łatwe.- Dla mnie też, ale nie jestem aż tak opryskliwa.
-Nie potrafisz zastać na poziomie przyjaciół?- Właśnie to do mnie dotarło. Nie wiem jak mogłam myśleć, że coś takiego wypali od tak. Aż z wrażenia usiadłam na kanapę, ale zaraz wstałam.
-Masz rację. Nie potrafię.
-I co mam ci powiedzieć.
-Że myślisz tak samo. Chcesz mnie tak samo jak ja ciebie. Nie zmienisz tego. My tego nie zmienimy. Wystarczył jeden dzień ze świadomością, że będę musiał patrzeć jak umawiasz się z innymi facetami, którzy chcieliby robić z tobą to co ja bym chciał.
-Wiesz namieszałeś mi w głowie proponując tą całą przyjaźń.
-Powiedz, że jest inaczej, a dam ci spokój.
-Dobrze wiesz, że tego nie powiem.- Cofałam się przed nim. Znowu ta sama sytuacja. Niestety te ściany są wszędzie i na jedną z nich trafiłam plecami. Nie miałam drogi ucieczki. Joe mi to uniemożliwił opierając ręce po bokach.- A co z twoją pracą i moją.
-Nie obchodzi mnie to. Nie pozwolę żeby ktoś cię skrzywdził.- Pochylił się w moja stronę jeszcze bliżej. Chyba zaczęłam nie równo oddychać.
-Ale co z tobą? Wtedy o mało co nie wypiłam trucizny.- Powiedziałam to zanim nie będę mogła nic powiedzieć.
-Domyśliłem się. Tylko chciałem żebyś sama mi to powiedziała.- Pocałował mnie delikatnie w szyję aż zadrżałam. Dobrze wiedział co zrobić bym straciła dla niego głowę.- Przeraziłaś mnie kochanie.
-Teraz jestem ,,kochanie''?
-Zawsze byłaś. Przedtem nie mogłem tego mówić.- Przycisnął mnie do ściany swoim ciałem.
-Chciałem to zrobić odkąd cię poznałem.- Szepnął mi do ucha. A ja byłam na to gotowa w 100%.
-Więc zrób to.- Już raczej nic nam nie przeszkodzi.
-Chodź do mnie.- Zrobiłam jak kazał. Oddałam mu się cała. Miałam dość stresu i ciągłych kłótni, a najbardziej udawania. Pozwoliłam by Joe poniósł mnie na górę. Zatrzasnął drzwi stopą stawiając mnie na podłodze. Trochę się zachwiałam.
-Już się potykasz.
-Ej miałeś się mną zająć, a nie naśmiewać.
-Więc ściągnij koszulkę żebym mógł podziwiać.- Wyciągnął ręce żeby m pomóc, ale je odepchnęłam.
-Więc ściągaj gacie.- Sama nie wierzę, że to powiedziałam jednak bardziej nie wierzę w to, że on właśnie to robi. Sama rzuciłam bluzkę w kąt, a on od razu się na mnie rzucił. Delikatnie położył mnie na łóżku nie przestając całować.
-I co podoba ci się to co widzisz?
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak bardzo.- Pocałunkami znaczył sobie drogę do moich piersi. Oddychałam coraz szybciej próbując złapać oddech, ale przy nim to prawie nie możliwe. Jęknęłam kiedy Joe wziął do ust sutek i zaczął zachłannie ssać. Wiłam się pod nim jak szalona. Wczepiłam palce w jego włosy ciągnąc za nie.
-Jeszcze nie.- Skubnął zębami mój brzuch. Przez co jeszcze bardziej poczułam to uciążliwe pulsowanie w dole.
-Joe...- Poczułam w sobie dwa palce.- Boże …. Joe!
-Powiedz mi czego chcesz.- Dołączył do tego trzeci palec przygotowując mnie na jego wejście.
-Ciebie. Chcę ciebie teraz.- Dłużej nie wytrzymam.
-Już nic nie mów.- Palce zastąpił jego twardy penis. Czekałam na to tak długo i opłacało się. Joe przysunął się żeby mnie pocałować przez co poczułam go jeszcze bardziej. Z każdym pchnięciem wychodziłam mu naprzeciw. Kiedy byłam już blisko wbiłam paznokcie w plecy Joe i w tym samym czasie poczułam w sobie rozlewający się ciepły płyn.
-Nienawidziłem być twoim przyjacielem.- Pocałował mnie w czoło.
-Ta, ja też.- Przytuliłam się do niego. Joe położył swoją ciepłą rękę na moich plecach gładząc je.
-Chciałbym ci pomóc. Powiedz mi co się wtedy stało. Kto chcę cię zabić.
-Nie zaczynaj psuć takiej chwili.
-Ja jej nie psuje, ty to robisz.- Nie no ten człowiek nie ma wyczucia czasu. Za grosz.
-I co z tego, że ci to powiem. Sam spróbujesz go zamknąć. Nie ma mowy.
-Pomogę ci. Mam wielu znajomych.
-Tu nie o to chodzi. Po prostu to … sprawa rządowa.- Chyba można to tak nazwać.
-FBI też zajmuje się takimi sprawami.- Podniosłam się do siadu.
-FBI? Mówiłeś, że policja.
-Przecież to, to samo.- Powiedział lekceważąco.
-No właśnie nie to samo. Jest wielka różnica.
-Zmieniło by to coś?- Westchnęłam. Tak pewnie mogło by coś to zmienić, ale do tego nie dojdzie.
-Nie patrz tak. Nigdzie cię nie puszczę.
-Teraz nigdzie nie idę. Chodzi o to żebyś nie wtrącał się do mojej pracy. Nie uważasz, że to za wcześnie.
-Nie. Lepiej wcześniej niż później.- Złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie.
-Mam zamiar wrócić.- Mam taką nadzieję. Dowiem się tego za tydzień.

* * *

( Narracja Cleo )

-Sama w to nie wierzysz.
-No wiem, ale to nie daje mi spokoju. Mogłam zrobić jej przynajmniej dziurę w kolanie.
-Na szczęście cię powstrzymałem.- Pociągnął mnie za rękę bym usiadła mu na kolanach.
-Obym jej tu więcej nie widziała. Na prawdę nie rozumiem takich ludzi. I bardzo się cieszę, że ty nie masz takiej wielbicielki.
-Ty skutecznie byś ją odgoniła.
-Tak, to prawda.- Położyłam głowę na jego ramieniu. Przynajmniej tego mogę sobie oszczędzić. Sięgnęła po pilota i włączyłam akurat na jakieś wiadomości.
-,,Zdjęcie nie jest zbyt wyraźnie, ale nasze źródła donoszą, że to może być nowa najgorętsza para, która jest w stanie wyprzedzić sławę swojego kolegi z zespołu. Oczekujemy więcej szczegółów''.- Przyciszyłam dźwięk. Na prawdę to zaczynało być niepokojące.
-Ładne zdjęcie.
-Choi przestań. Tam nawet nie widać naszych twarzy. Tam prawie nic nie widać.- Więc czemu mnie to niepokoi. Może dlatego, że nie jestem przyzwyczajona do specjalnego orszaku paparazzi.
-Boisz się?- Tabi wzmocnił uścisk.
-Nie, po prostu sobie tego nie wyobrażam. No, ale przyzwyczaję się.- Uśmiechnęłam się do niego żeby nie pomyślał, że wymiękam. Jedynie moja przeszłość mnie paraliżuje. Nie lubię o tym myśleć, a co dopiero wspominać. Odrobinę przeraża mnie fakt, że będę musiała mu to kiedyś powiedzieć. To i tak już jest nie w porządku, że on nic nie wie. Nie chcę żeby dowiedział się tego z gazet. Muszę zrobić to szybciej póki ludzie na razie spekulują.- Będziesz dziś wieczorem w domu?
-Tak.
-To świetnie.- Dam radę pozbierać resztki swojej odwagi. W końcu do wieczora daleko.- Muszę iść do pracy.- Wstałam, ale T.O.P nie puścił mojej ręki.
-Będziesz chciała mi coś powiedzieć.- Przez chwilę biłam się z myślami, ale już postanowiłam.
-Tak.- Wstał i podszedł do mnie.
-Tylko powiedz mi wszystko.- Ujął w ręce moją twarz i pocałował delikatnie.

* * *

Przebrałam się w strój do ćwiczeń. Jestem gotowa kogoś pobić. Oby to coś dało żebym nabrała pewności siebie. Potrzebuję jej jak nigdy. W końcu już mu powiedziałam, że mam zamiar coś mu powiedzieć. Nie mogę się już wycofać i tak nie da mi żyć póki się nie dwoje. I wtedy będzie miał świętą rację. T.O.P jest sławny i raczej nic tego nie zmieni przez najbliższe lata. Nie chcę żeby miał przeze mnie problemy. A chcę mu uświadomić, że prawdopodobnie będzie je miał i to ja mogę się do tego przyczynić.
-Gotowa?- ____ przyszła zabrać mnie na salę. Dzisiaj na zajęciach normalnie, legalnie będziemy mogły obić sobie mordy, ale z umiarem. W końcu to mają być ćwiczenia.
-Jak cholera.
-Coś bez entuzjazmu. Czyli nie ja jedna.- Pchnęłam wielkie drzwi za którymi odbywały się ćwiczenia. Znalazłyśmy miejsce w kącie. Zaczęłyśmy się rozciągać na czerwonym materacu.
-Od czego chcesz zacząć?
-Może od czegoś mniej bolesnego?- Nie chcę się poobijać już na samym początku.
-Miałam co innego na myśli, ale spoko.- Przybrałam podstawową pozycję gotowa na pierwszy atak z jej strony. Udało mi się utrzymać przez nie całe 5 minut póki nie wylądowałam na macie przyciśnięta przez moją kochaną przyjaciółkę.
-Wyduś to z siebie.
-Ty pierwsza.
-Nie zaczynaj.- Wbiłam mi swój łokieć jeszcze mocniej.
-Ugniatasz mi śledzionę.- Poskarżyłam się. To naprawdę bolało. ______ pomogła mi wstać. A nie chciałam mieć siniaków.
-Więc?
-Chcę mu powiedzieć.- Czekałam na reakcję _____.
-No czas najwyższy.- Ha, ta to potrafi mnie pocieszyć.
-Wiem. Nie chcę żeby miał później problemy.
-To naprawdę duży krok z twojej strony. Po tym jak starałaś się ukryć to przed światem. Ryzykujesz dla niego, że ktoś jednak to odkryje. Brawo.- Odparłam atak _____ i ścięłam ją z nóg.
-Nie wiem tylko czy dam radę.- To pytanie mnie męczyło. Zaczynam wątpić sama w siebie.
-Ja też nie wiem.
-Czego?- Pochyliłam się nad nią, ponieważ nadal leżała na materacu wpatrzona w sufit.
-Zgodziłam się.- Wstała poprawiając bluzkę. Wiedziałam, że jest czymś zdenerwowana.
-Na co?
-Na ślub za miesiąc.
-O, a to nowość.- Przeszłyśmy na bieżnię.- Dałaś się podejść.
-Jakbyś nie wiedziała.- Posłała mi wymowne spojrzenie co uznałam za tak.- Powinnyśmy się tego uczyć.
-Ale czego?
-No jak to czego. Wymuszania odpowiedzi seksem.- Parsknęłam śmiechem.
-Uważaj bo szef się zgodzi zrobić tu burdel.- Jakoś tego nie widzę.
-Masz rację. Bał by się, że sam skorzysta.- Zaczęłyśmy się śmiać zwracając przy tym uwagę niektórych agentów.
-Nasz szef jest taki samotny i zgorzkniały. Przydałaby mu się randka w ciemno.- Mnie czeka to dzisiaj. Obawiam się, że coś pójdzie nie tak i się przestraszy. Chociaż T.O.P nie wygląda na człowieka który by miał zwiać. Jeśli chcę ze mną być, a ja z nim nie mogę ukrywać tego do końca życia. To było by nie fair.
Po skończonym treningu przesiedziałam przed komputerem kontaktując się z dobrymi sprzedawcami broni. Kiedy zbliżała się 18 wyszła z agencji na świeżę powietrze. Śnieg padał coraz gęściej, ale i tak postanowiłam się przejść by mieć więcej czasu na przygotowanie się do rozmowy. Przez całą drogę układałam sobie w głowie naszą rozmowę, ale kiedy weszłam do domu to i tak o wszystkim zapomniałam. W domu było cicho. ____ postanowiła dać nam trochę prywatności. W końcu na całym świecie tylko ona jedna o tym wiedziała.
-Seung Hyun?
-W kuchni!- Przeszłam do kuchni gdzie Choi palił papierosa. Przymrużyłam oczy.
-Nigdy nie widziałam jak palisz.- Rzuciłam torebkę na stół.
-Tylko jak muszę pomyśleć.
-Och, rozumiem.- Zdaję sobie sprawę z tego, że to ja jestem tym powodem. Tym bardziej muszę to z siebie wydusić. Zgasił papierosa i podszedł do mnie kładąc ręce na moich biodrach.
-To coś złego.- Stwierdził, a ja nie potrafiłam zaprzeczyć.
-To zależy dla kogo.
-A dla mnie?- Odwróciłam głowę w drugą stronę. Nie mogę patrzeć mu w oczy, zbyt dużo w nich widać.- Ej Cleo. Nie ważne co. Masz mnie. Pamiętaj.
-Wiem.- Przytuliłam się do niego mocno. Potrzebowałam tego zapewnienia. Tabi położył mi ręce na plecach gładząc je delikatnie.- Pójdę wziąć prysznic.- Oderwałam się do niego niechętnie.
-Zrobię coś do jedzenia.- Zostawiłam go samego i poszłam do łazienki. Zamknęłam się w niej czego zazwyczaj nie robiłam. Weszłam pod gorący strumień wody. Ręce mi się trzęsły, ale jakoś to opanowałam. W głowie miałam ciągle słowa Seung Hyun' a. Z tą myślą wyszłam spod prysznica. Przebrałam się w coś wygodnego i zeszłam na dół. Siedział na kanapie pijąc wino. Usiadłam obok, a on wręczył mi kieliszek z winem. Bez wahania wypiłam połowę naraz. Kompletnie nie wiem jak mam zacząć to opowiadać. T.O.P złapał mnie za rękę.
-Zacznij od początku.
-Dobrze więc. Moja matka miała wielu mężów. A jej mąż numer trzy miał też syna. Był starszy ode mnie. To zaczęło się kiedy miałam 10 lat. Nie umiałam się wtedy przed nim obronić. Nie mogłam powiedzieć tego mamie. Zbyt się bałam.- Jego ręką zaciskała się na mojej kiedy opowiadałam moją historię.- Zgwałcił mnie.- W końcu do powiedziałam. Za to nie czułam już jego ręki na mojej. Bałam się podnieść wzrok.
-Cleo, ja... nie wierzę, że....
-Musiałam ci powiedzieć. Jesteś w końcu sławny, a ja cię kocham. Nie chciałam żebyś miał problemy kiedy wszystko wyjdzie na jaw.- Wstałam żeby nalać sobie wina. Ręka przy tym trzęsła mi się niewyobrażalnie.
-Nie pij. Popatrz na mnie.- Zabrał mi z ręki kieliszek i ujął w dłonie moją twarz. W oczach miałam zbierały mi się nie wylane łzy.- Ile to rwało.
-Cztery lata.
-Skarbie, to musiało być dla ciebie straszne.- Objął mnie swoimi silnymi ramionami. Przy nim przynajmniej czułam się bezpiecznie. I tak naprawdę cieszę się, że mu powiedziałam i, że nie uciekł.
-Nie lubię do tego wracać.- Mruknęłam chowając nos w jego sweter. Uwielbiałam jego zapach.
-Nie ważne co się stanie. Póki mam ciebie nie chcę nic innego.- Pocałował mnie w głowę. Przez jego słowa rozkleiłam się.- Ciii już nie płacz. On nigdy cię nie znajdzie.- Choi gładził moje włosy podczas kiedy ja wylewałam z siebie litry łez mocząc jego sweter.
-Dzięki. Już mi przeszło.- Otarłam twarz rękawem bluzy siadając na kanapę. Czuję się jakby uszło ze mnie powietrze.- Tabi przysunął się do mnie łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Ssał i lizał moją dolną wargę. Jęknęłam kiedy zaczął bawić się moim językiem, a jego ręce znalazły się pod moją bluzką. Chciałam mu dać to co chce, ale nie mogłam. Odsunęłam się od niego nieznacznie.
-Przepraszam. Nie mogę.
-Rozumiem.- Odsunął się ode mnie, ale jednak postanowiłam mu przeszkodzić. Usiadłam mu na kolanach.
-Ale wiesz. Nie mam nic przeciwko całowaniu.- Przysunęłam się bliżej jego twarzy.
-I dzięki bogu.- Wbił się w moje usta, a ja oddałam całkowicie ten pocałunek zatracając się w nim.










Ten post jest tylko odrobinę krótszy. Więc prawie nie ma żadnej różnicy. Cieszę się, że się wam podoba. No i te miłe komentarze nakręcają mnie do dalszego pisania. Za co dzięki wielkie.

niedziela, 25 stycznia 2015

BB- 49

O tak! Udało się napisać dla was rozdział. Dzisiaj jest jeden a drugi będzie jutro wieczorem albo w wtorek. Siedziałam całymi dniami żeby zdążyć, ale jak tak czytałam wasze miłe komentarze to jednym z nich postanowiłam pochwalić się już dziś.





Pierwsze co zrobiłam gdy wbiegłam do pokoiku to rzuciłam tym cholernym szampanem prosto w ścianę, a zaraz potem Bom wypluła całą zawartość z buzi z powrotem do szklanki.
-Czy ktoś to wypił?
-No...nie. Bom przed chwilą wypluła wszystko.- Wyjaśniła mi Dara.
-I bogu dzięki.
-W ogóle to co się stało?
-Ona tu była. Zauważyłam ją. Znaczy się nie chcący na nią wpadłam. Tak mi się zdaje. I jestem pewna, że ten szampan był od niej.
-Boże święty prawie to połknęłam! Muszę wypić trochę wody.- Bom wyszła, a ja klapnęłam na kanapę. Było cholernie blisko. Durna baba. Nie, sumie to ja jestem durna. Przecież to było od razu podejrzane.
-____ w porządku, nikomu nic się nie stało. Rozbiłaś butelkę.- Popatrzyłam na ścianę i ociekający z niej alkohol. Przecież oni każą mi za to zapłacić.
-Nie wiem co było gorsze. Dowiedzieć się, że ktoś mógł zejść czy to, że ktoś będzie tatusiem.- Zaśmiałam się z tego co sama przed chwilą powiedziałam. Raczej nikt inny nie może się pochwalić tym co ja.
-Chyba musisz się napić.- CL wręczyła mi pełną szklankę jakiegoś kolorowego drinka. Miałam szczerze gdzieś co to było. Pewnie gdyby była to jakaś trucizna nie przejęła bym się tym. Kurde ja po prostu niczym bym się nie przejęła. Mam w sobie dość sporo procentów by olać nawet swoje życie.
-Raczej nie mam już ochoty na picie. Pójdę do domu.- Żeby znów spotkać się z kolejnym problemem. A właściwie to człowiekiem który mi o nim przypominał.- Tylko sprawdzę co z Bom.
-Pewnie poszła do toalety.
-Okej. To na razie.- Ruszyłam znów do toalety aż się barman na mnie dziwnie popatrzył. Niech spada na drzewo.
-Bom? Jak się czujesz?
-Jakbym miała kapcia w gębie.
-Gdybym wiedziała, że to ona to bym jej coś zrobiła.
-W takim stanie to na pewno.- Parsknęłyśmy śmiechem. Fakt, ale jeszcze się nie upiłam by nie ustać na nogach o własnych siłach.
-Idę do domu. Muszę stawić temu czoła. Chciałam sprawdzić co z tobą.
-Spoko. Napiję się herbatki uspokajającej z moim nowym przyjacielem od którego uciekłam rano.
-Ach, rozumiem.- Puściłam do niej oko i poszłam złapać taxi. Stałam na tej ulicy jak ostania kretynka. Nawet taksówki mnie nie zauważały. W dodatku zaczęło padać. Lepszej pogody do podkreślenia tego jak się czuje być nie mogło. Miałam ochotę krzyczeć, ale się powstrzymałam kiedy koło mnie zatrzymał się dość znajomy samochód. Bez słowa wsiadłam na miejsce pasażera. Tak naprawdę to w duchu przeklinałam się za to, że nie stanęłam po prostu na drodze. Że też o tym nie pomyślałam. Teraz już za późno.
-Nie wiedziałem, że cię tu spotkam.- Od razu ścisnął moją rękę. Nie wiem czy właśnie tego chciałam w tej chwili, ale mimowolnie poczułam się odrobinę lepiej i bezpieczniej.
-Ja też nie.- Uśmiechnęłam się patrząc na pierścionek na drugiej ręce. On mi przypominał o tym by nie wspominać nic na temat Soo. Nie chciałam tego burzyć. W końcu Ji Yong wydawał się być naprawdę szczęśliwy więc ja też.
-To był ciężki dzień.
-Mój też. Będę musiała jutro pójść do pracy.- Możliwe, że nie musiałabym, ale pewnie tego oczekiwał mój szef. A ja nie mogę pozwolić by wykluczył mnie z mojej własnej sprawy. I jest nadzieja, że zapomnę o tym kiedy będę pochłonięta pracą.
-Więc mamy jeszcze ten wieczór dla siebie.- Tak właśnie to jeszcze wieczór. Mam zamiar powiedzieć mu o wszystkim pomijając nie istotną dla mnie rzecz. I tak wiem, że to jest kłamstwo.
-Tak. Więc zróbmy coś romantycznego.- Wypaliłam jak to ja.
-Romantycznego?
-Właśnie to powiedziałam.
-Co konkretnie masz na myśli.
-Nie wiem. Cokolwiek. Może jakiś dobry film żebym mogła zalegnąć na kanapie i zasnąć.- Wyciągnęłam nogi przed siebie i wcisnęłam się bardziej w oparcie fotela. Byłam bliska zaśnięciu już w tej chwili.
-Pewnie da się coś zrobić, ale już nie pijemy.
-Ej wcale dużo nie wypiłam.- Oburzyłam się.- Nawet nie zdążyłam.- Mruknęłam zła.
-Opowiesz mi co się stało, ale to w domu. Kiedy zasiądziemy przed telewizorem i będę mógł cię przytulić.
-O, czyli będziemy się obmacywać?- Zapytałam z rozbawieniem.
-Raczej tak.- Super.

* * *

( Narracja Dary )

Nie wierzę, że powiedziałam to na głos. Chociaż nawet mi lepiej. Z resztą chyba każda z nas powiedziała za dużo. Więc nie powinnam czuć się z tym nieswojo. Za to po wypiciu tylu szklanek to normalne, że zataczam się na chodniku podtrzymując CL. Albo to ona podtrzymuje mnie. Nie mam pojęcia, ważne, że się jeszcze nie wyrżnęłam na ryj.
-Dara muszę ci coś powiedzieć.- Oho. Myślałam, że usłyszałam już wszystko. Chociaż nie wiem do końca co mówiła bo głównie bełkotała.
-Będziesz rzygać?- Tylko nie to. Nie wiem czy dam radę zejść na trawnik.
-Nieee … chociaż... nie, jednak nie. Ale mnie posłuchaj.- A mam inny wybór.
-Słucham.
-Bo wiesz Daesung.
-Tak wiem. Wszystko jest przereklamowane.- Sama świetnie zdaje sobie z tego sprawę. Co nie znaczy, że nie mogę powzdychać, prawda?
-Właśnie nic nie wiesz. Głupia.
-Głupia?- Tym razem jej daruje, głównie dlatego, że nie mam jak jej walnąć.
-Nie możesz go lubić.
-A to niby dlaczego.- Zaciekawiłam się tym. Co niby takiego stoi mi na przeszkodzie.
-Bo się tylko zawiedziesz. Ja ci to mówię.
-Chaerin zaczynasz pieprzyć, ale wiem, że coś wiesz.
-Po prostu uważaj.- Nic więcej nie chciała mi powiedzieć. Znów zaczęła coś nucić pod nosem więc się poddałam.

( Narracja Bom )

-Ale jestem durna.- Walnęłam się w czoło. Jak ja mogłam zapomnieć swoich kluczy. A ten nawet nie zadzwonił żeby mi przypomnieć, że je zostawiłam. Moment. Nawet nie wiedziałam czy chciałabym żeby zadzwonił. Z resztą czy to ma jakieś znaczenie skoro stoję pod jego drzwiami. Prawdopodobnie nie zastanawiałam się nad niczym kiedy tu szłam. Po prostu nogi mnie tu przyniosły, a mogłam poczekać do jutra. Już miałam nacisnąć dzwonek, ale ręka zawisła mi w powietrzu. Kurde no przecież i tak czuć ode mnie alkoholem. Raz się żyje. Pomyślałam, że i tak nic już nie mogę bardziej schrzanić. Chyba, że połknąć truciznę. Na samą myśl zrobiło mi się odrobinę nie dobrze chociaż wypiłam sporo wody. Niestety drzwi otworzyły mi się przed nosem ukazując Joe bez koszulki. O cholercia.
-Miałaś zamiar zadzwonić.- Uśmiechnął się do mnie, a ja nadal nie wiedziałam co miałabym mu powiedzieć. Na szczęście się ocknęłam i odchrząknęłam.
-Em no właściwie to skąd wiesz, że tu byłam?- Próbowałam ominąć to pytanie.
-Kamery.- Wskazał mi palcem najbliższa kamerę nad moją głową. Kurwa, że też nie pomyślałam o tym. Co za przeklęte kamery mnie zdradziły.- Więc w czym mogę ci pomóc.- Najpierw to się ubierz i mnie nie rozpraszaj człowieku!
-No cóż zapodziałam gdzieś klucze i pomyślałam, że może zostały u ciebie.- No to zabrzmiało całkiem normalnie jak na mnie. A może uznał to za pretekst i myśli, że chciałam go zobaczyć już teraz. Jeśli nie ma tam kluczy to na pewno tak pomyśli.
-Nie mam pojęcia. Dopiero wróciłem z pracy. Nie zdążyłem nic posprzątać. Ale wejdź i poszukaj.- Przesunął się bym mogła wejść do środka. Drżącymi nogami zrobiłam te kilka kroków. A kiedy mijałam go w przejściu poczułam zapach jego szamponu. Miałam wielką ochotę się na niego rzucić i mieć to wszystko gdzieś. Niestety musiałam żyć w celibacie i opierać się takim pokusom. Normalnie jak Ewa.
-Rozgość się. Ja idę się ubrać.- I zniknął na górze. W sumie to jego tyłek zniknął na górze. Bo tylko na to zwróciłam uwagę. Ogarnęłam swoje myśli i zaczęłam szukać kluczy. Ale szybko musiałam się czegoś przytrzymać żeby nie wyrżnąć. Miałam straszne zawroty głowy więc postanowiłam, że z tej wysokości dam radę coś zobaczyć. Albo i nie. Zdążyłam przeszukać podłogę obok kominka i pod stolikiem i nic nie znalazłam. A Joe właśnie wrócił.
-Znalazłaś?
-Nie.- Ogólnie nie czułam się za dobrze. Dlatego wykrzywiłam buzię. To wszystko przez ten alkohol.
-Bom.- Podszedł do mnie i ścisnął za ramię.- Ile wypiłaś?
-O jezu. Bez przesady. Nie było tego dużo.- Nie mam ochoty się tobie wyspowiadać. Zwłaszcza, że mam być dobrą przyjaciółką.- Spokojnie dam radę.
-Na pewno. Może chcesz usiąść.
-Nie trzeba, ale wiesz to boli.- Wskazałam na moje ramię. Puścił je szybko jakby się mnie brzydził. Nie powiem, poczułam się dziwnie, ale wiedziałam, że tak ma być.
-Chcesz się czegoś napić?- W końcu jakieś dobre pytanie.
-Wody.- Poszłam za nim do kuchni i usiadłam na jednym ze stołków. Na prawdę zaczynało mi się kręcić w głowie, ale nie przejęłam się tym zbytnio. W końcu to przez te drinki. Joe podał mi szklankę wody z musującą tabletką w środku.
-Co to jest?- Przyjrzałam się temu z bliska.
-Coś na kaca. Pij.
-Okej. Ufam ci.- Chciałam żeby to wiedział. Wypiłam wszystko naraz. Okazało się być całkiem dobre. Odstawiłam szklankę na blat.- Dzięki.- Mruknęłam.
-Dlaczego wyszłaś tak szybko. Nie zdążyłem zjeść z tobą śniadania.
-Musiałam iść do pracy.
-Której.
-Obydwu.- Odpowiedziałam cierpko. Dlaczego to go tak obchodziło.
-Pójdę poszukać kluczy.- Jeśli w ogóle tu są. Siedziałam sobie zamiast mu pomóc o moje oczy same mi się zamykały. Jak miałam jeszcze wyjść i zamówić taxi. No chyba nici z tego. Wstałam z krzesła i znów się zatoczyłam. Co jest ze mną do cholery. L. Joe chyba coś krzyknął, ale nie dosłyszałam bo rzuciłam się szybko do zlewu by wyrzucić z siebie przed chwilą wypitą wodę. Targana nagłymi torsjami nie mogłam nawet zaczerpnąć powietrza a co dopiero coś powiedzieć.
-Bom!- Usłyszałam tylko zdenerwowany głos Joe, a już po chwili był przy mnie i podtrzymywał mnie bym nie upadła.- Zadzwonię po lekarza.- Odgoniłam go ręką by poszedł już po telefon. Gdy tylko nie czułam już jego dłoni osunęłam się na podłogę ciężko oddychając. Jednak trzeba było wypluć to szybciej. Joe już wrócił i próbował pomóc mi wstać, ale tylko jęknęłam. Akuratnie wszystko mnie bolało i nie miałam nawet siły by kiwnąć palcem.
-Bom musisz wstać.
-Nie dam rady.- To wyciągnęło ze mnie wszystkie siły. Przeczesał dłonią swoje blond włosy. Bez słowa wziął mnie na ręce aż poderwało się wszystko we mnie. A potem poczułam się jak piórko. Chociaż dla niego pewnie nim nie byłam. I to mieli być przyjaciele? Wolne żarty. Idzie mi fatalnie.

( Narracja Min Ji )

-Jesteś już w domu?
-Tak, ale nikogo jeszcze nie ma.
-Nie wyszłyście razem? Wiesz dziewczyny tak robią.- Zaśmiał się, a ja uśmiechnęłam się sama do siebie.
-Tym razem nie. Tak jakoś wyszło. Każda wyszła wcześniej, a ja najwcześniej. W sumie to miłe, że zadzwoniłeś tylko po to.
-To chyba nic nadzwyczajnego.
-O no pewnie, że nie.- Nawet gdyby mi się tak zdawało. Położyłam się do łóżka i przykryłam kołdrą.- Po prostu to trochę podejrzane, że dzwonisz o 22.
-No tak. Chciałem tylko przypomnieć, że jutro mamy spotkać się w studiu.
-Pamiętam.- I na samą myśl o tym mam ochotę ominąć to miejsce szerokim łukiem.
-To dobrze. Na razie.- I bądź tu mądra skoro co dziennie chodzę do wytwórni. Może czas wziąć sprawy w swoje ręce i skorzystać z rady dziewczyn. W końcu do końca życia nie będę w stanie zasłaniać się przyjaźnią z Seungri' m.

( Narracja ____ )

-Nie przyniosłam popcornu.- Cholera. Już po raz drugi próbuję zasiąść do oglądania tego zasranego filmu. Przynajmniej to jakaś komedia, a nie tak jak moje życie- horror.
-Poczekaj.- Ji przytrzymał moje biodra dzięki czemu nadal siedziałam u niego na kolanach. Nie powiem było mi dość wygodnie i nie chciałam się nigdzie ruszać.
-No a co z popcornem?
-Obejdzie się bez.- Ji Yong już zmierzał mnie pocałować, ale ja zamierzałam się z nim trochę podroczyć.
-Nie ma takiej opcji. Bez popcorny nie mogę od tak.- Przymrużył oczy, ale nie zwróciłam na to większej uwagi. Niech się dzisiaj ze mną pomęczy. W końcu j musiałam słuchać wiele przykrych rzeczy. Muszę jakoś odreagować.- Więc kto idzie? Ja czy ty?
-Choi!- Wydarł się i od razu zrzucił mnie na kanapę. Czemu tego nie przewidziałam? Nawet nie mam jak się ruszyć.
-Nie ma! Ja jestem.- Cleo wyłoniła się z kuchni … jedząc mój popcorn.
-Ei oddawaj to żarłoku! Lecz kaca czymś innym!
-Wiesz myślę, że teraz nie możesz nic na to poradzić.- No tak bo Ji Yong siedzi na mnie i przysłuchuje się tej bezsensownej rozmowie. Powinnam go trzepnąć.
-Cleo!
-Dobra, dobra. Zachowaj siły na coś innego.- Wyszczerzyła się.
-Wal się!- Po chwili usłyszałam oddalający się rechot mojej przyjaciółki.
-Więc zostaliśmy sami. Nareszcie.- Spojrzałam na niego mym podejrzanym wzrokiem. Chociaż jakby nie patrzeć to on siedzący na mnie jest jeszcze bardziej pociągający.
-Ale mieliśmy oglądać.- Przypomniałam mu żeby się nie rozpędzał. Możliwe, że było już za późno.
-Najpierw musisz mi powiedzieć.- Jego ręce znalazły się pod moją bluzką.
-Powiedzieć co?- Starałam się myśleć racjonalnie co w takiej sytuacji jest dość trudne. Już nie wspomnę o tym, że robi to specjalnie. Przynajmniej ja czekam aż zechce mi coś powiedzieć sam. W dodatku ja nie potrafię się mu oprzeć. Chyba nieświadomie zaczynam być tą uległą. To musiało się kiedyś stać. Nikomu innemu bym na to nie pozwoliła.
-Wszystko. Nie lubię jak masz przede mną tajemnice.
-Każda dziewczyna musi jakieś mieć.
-Czyli, że nie powiesz?
-Wolałabym nie.
-Ech. Na ślub za miesiąc też się nie zgadzasz i nie chcesz nic mówić. I co ja mam z tobą zrobić?
-Dobra, pójdźmy na kompromis.- Nie mogę zbyt długo patrzeć n jego udręczoną twarz. To jak zbić szczeniaczka. Musiałabym nie mieć serca, a dla niego mam je zawsze i wszędzie.
-Ty i kompromis? Coś to podejrzane, ale mów.
-Ja zgodzę się na ślub za miesiąc, a ty przestaniesz mnie męczyć.
-Męczyć? Nie wiedziałem, że to ci tak przeszkadza.- Ponowił wędrówkę swoich rąk w górę.
-Odchodzisz od tematu.
-A mi się wydaje, że się zbliżam.- Faktycznie się zbliża, ale do moich ust. Szybko zakryłam je ręką którą udało mi się uwolnić w efekcie czego Ji pocałował moją dłoń zamiast mnie.- Co ty robisz?- Zaśmiał się ukazując ten swój uśmiech przeznaczony tylko dla mnie. Próbował zabrać mi rękę z twarzy, ale ja tak łatwo się nie dam.
-O to samo mogę zapytać ciebie. Niewyżyty człowieku! Odpowiedz.- Zażądałam.
-Tak.
-Powiedziałeś tak. Już się tego nie wyprzesz.- Może zostało mi trochę daru przekonywania?
-A ty nie oprzesz.
-Ale cze...- Nie zdążyłam dokończyć zdania, ponieważ Ji zaatakował moje usta. To cios poniżej pasa, ale miał rację, że się nie oprę Nie potrafię. Kompletnie wymiękłam. Włożyłam ręce pod jego bluzkę. Był taki ciepły. Mogłam poczuć pod palcami każdy napięty mięsień. A świadomość, że jest cały mój to taki wielki bonus w porównaniu do tego jaki jest naprawdę.
-O boże jak słodko.- Natychmiastowo odepchnęłam od siebie Ji Yong' a. Zamknęłam oczy wściekła na tych gapiów. Ji rzucił poduszką, która zaraz do nas wróciła. Może wyprowadzę się szybciej niż bym chciała.
-Wynocha mi stąd!
-Dlaczego nie mamy w pokoju telewizora?
-Nigdy go tam nie potrzebowałem.
-Teraz chyba też go nie potrzebujesz.- W końcu straciliśmy 15 minut na obściskiwanie się na kanapie.
-Chyba nie.- Pomógł mi wstać i poszedł włączyć film, a ja zaopiekowałam się swoim popcornem.

* * *

Obudziłam się leżąc w łóżku. Pewnie Ji mnie tu zaniósł. Jest dokładnie 9:05. Nie mam pojęcia kiedy zasnęłam. I jestem na tyle rozbudzona żeby usłyszeć, że ktoś na dole nieźle się awanturuje. Niechętnie wyszłam z łóżka. Zarzuciłam na siebie szlafrok i zeszłam na dół.
-Cleo co tu się wyprawia! Spać nie można do cholery.
-Nie moja wina, że mamy nieproszonych gości.- Zaniknęła w kuchni nic więcej mi nie mówiąc. Ale przeraziłam się kiedy wyszła z karabinem w ręce. Skąd my mamy takie rzeczy.
-Powiedziałam, że nie można!- Usłyszałam zdenerwowany głos Tabiego. To musi w końcu skończyć.
-Nie obrażaj mi mojego faceta!.. tak, odstrzelę ci tym łeb!- O boże lepiej pójść tam i ich uspokoić. Zbiegałam po schodach jak szalona póki nie usłyszałam wystrzału. Odruchowo kucnęłam zasłaniając głowę. Potem były kolejne krzyki, a ja otrząsnęłam się i sprawdziłam czy na moim ciele nie ma żadnej dziury. I na szczęście nie. W mgnieniu oka pojawił się przy mnie Ji łapiąc mnie za ramiona.
-Boże ____ nic ci nie jest?- Kiedy podniosłam wzrok zobaczyłam w jego oczach strach.
-Nie, nic mi nie jest, ale tam coś się stało.- Ruszyłam do korytarza gdzie Cleo próbowała zamknąć drzwi, ale ktoś jej to utrudniał. Natomiast T.O.P zbierał pozostałości po lustrze. Czyli wszyscy jeszcze żyją.
-Co za cholerna suka.- Mruknęła wściekła Cleo.
-Nie pozwolę się tak łatwo wyrzucić!- Wrzeszczała jakaś nieznajoma.
-Poczekaj tu.- Ji przelotnie pocałował mnie w skroń. Na prawdę nie miałam ochoty się w to mieszać. Możliwe, że kolejna fanka próbuje wepchać się nam do domu.
-____ wiem, że tam jesteś!- Nie wierzę. To jest zbyt pokręcone. Co ona tu robi. Wszyscy spojrzeli na mnie, a Soo dostała się do środka. Widok tej baby w moim domu z samego rana zapewne przyniesie mi pecha. W cale się nie dziwię, że Cleo chciała ją zastrzelić. Nawet żałuję, że jej się nie udało. Teraz będę musiała się z nią użerać.
-Nie no zabiję ją.- Cleo wyrwała broń Choi' owi i odbezpieczyła. Ale Tabi wyniósł ją, przeczuwając, że szykuje się poważna rozmowa. Wiem co będzie chciała powiedzieć powiedzieć. Przynajmniej mnie nie zaskoczy.
-Ile wy macie tej broni.
-Powiedz czego chcesz.- Odezwał się pierwszy.
-O, czyli nie powiedziałaś mu jeszcze.- No świetnie. Najlepiej wplątać w to mnie. Ale skoro tak chce to rozegrać więc niech tak będzie.
-____ o czym ona mówi.- Ja nie chciałam mu o tym mówić. W końcu postanowiłam w to nie wierzyć.
-Mówię o tym, że jestem w ciąży.- Nie wiem czemu te słowa w jej ustach są tak odrażające.
-I co mnie to interesuje. Truj dupę komu innemu.- W sumie ta odpowiedź mnie usatysfakcjonowała. Lecz nie wszystko wyjaśnia.
-Ale widzisz to ty jesteś ojcem. I chciałam ci tylko powiedzieć, że to się tak nie skończyć.- Wpatrywałam się to w nią to w niego. Zastanawiałam się co z nią. A ten tylko ze stalową miną. Chciałabym jakoś pomóc. Wymyślić coś żeby wyszła, ale jestem zbyt zdenerwowana żeby coś wymyślić.
-Nie mogę być ojcem tego dziecka. Nie zdradziłem cię ____.- Podszedł do mnie i pewnie złapał mnie za rękę.
-Wiem.- Teraz już wiem na pewno. Uśmiechnął się do mnie. Poczułam się trochę lepiej, a poczułabym się świetnie gdyby jej tu nie było. Najwidoczniej jej się to nie spodobało.
-Tu jest zdjęcie.- Ji Yong nie przyjął tego. To wszystko powinno dać jej do myślenia.
-Właśnie zdjęcie.
-Co?
-Gdzie masz to zdjęcie.- Jeśli je ma, to jest szansa, że udowodnię tej kobiecie, że jest kłamczuchą.
-W szafce.- Pobiegłam a górę by jak najszybciej wrócić na dół, do nich.
Odnalazłam to zdjęcie. I dumna z siebie zeszłam z powrotem aby rzucić jej w twarz mój dowód. Ji Yong i Soo nadal strzelali do siebie wściekłymi wzrokami.
-Widzisz. To nie może być jego dziecko. Tak wygląda sześciotygodniowy płód.- Pokazałam jej moje zdjęcie, które było odpisane więc nie było mowy o żadnej pomyłce. To było trudne dla mnie. Pokazać jej coś co już nie żyje.
-Idź stąd i nie wracaj. Znajdź facet z którym się pieprzyłaś. Na pewno się ucieszy.
-Zobaczysz, że wszyscy się dowiedzą!- Krzyknęła rzucając mi zdjęcie pod nogi. Podniosłam je i przycisnęłam do piersi. Ji zatrzasnął za nią drzwi. Odetchnęłam z ulgą, że pozbyliśmy się jej z naszego życia. Przynajmniej na razie.






I jak wrażenia? Podoba się czy nie? Mam nadzieje, że moje błędy zbytnio nie będą się rzucać w oczy.

poniedziałek, 19 stycznia 2015

Ogłoszenie!!!

Ponieważ iż u mnie zaczęły się oficjalnie ferie rozdziału nie będzie. Niestety. Sam siebie zawiodłam i was, ale tak wyszło. Nie chciałam się zmuszać do pisania czego co mi się nie spodoba. Nie miało by to sensu. A tak mam zamiar napisać dwa rozdziały i dodać je wszystkie na raz. To będzie taki prezent dwa w jednym za to, że musicie na mnie czekać.



niedziela, 11 stycznia 2015

BB- 48

Witam was. I już na początek pragnę podziękować za komentarze bo każdy się dla mnie liczy. Miło, że zechcieliście mi coś zostawić. A wracając do rozdziału to jest tym razem dłuższy. Zadbałam o to specjalnie dla Kamili Kwon. Myślę, że to długość będzie dopuszczalna xd




Podniosłam głowę jeszcze całkiem zaspana. Jest prawie jasno czyli musi być jakaś piąta? Spojrzała na Ji Yong' a. Już nie spał.
-Która godzina?
-Po piątej.- Świetnie. Położyłam głowę na jego brzuchu z powrotem.
-Będę musiała iść do pracy.
-Dzisiaj sobota.
-Serio?- Już tak szybko mijają te dni, że straciłam rachubę czasu.- Czyli, że mogę zostać cały dzień w łóżku?- Powiedz, że tak, proszę.
-Tak, chyba, że ktoś po nas zadzwoni.
-Super. Niech tylko spróbują.- Jest zbyt idealnie i jeśli ktoś spróbuje zakłócić ten spokój to nie ręczę za siebie.
-Jak ci się spało.
-O dziwo lepiej niż wczoraj. Ciekawe dlaczego?- Popatrzyłam na niego z uśmiechem.- A tobie.
-Lepiej niż na pokładzie jachtu.
-Wiem, powinnam była znaleźć cię wcześniej.- Przysunęłam się na poduszkę.
-Ej, to miał być taki żart. Nie rozpamiętuj już tego.- Złapał mnie za rękę i zaczął kreślić kółka kciukiem. Ma rację nie powinnam zamartwiać się czymś na co nie miałam wpływu. Możliwe, że właśnie tak miało być. Nie zmienię tego nawet gdybym chciała.
-Dobrze, nie będę.- Będę za to rozpamiętywać wczorajszy wieczór. Na samą myśl wraca do mnie to wspaniałe uczucie tam w dole.
-Chcesz wziąć kąpiel?
-Okej, ale z tobą w komplecie.
-Ma się rozumieć.- Pocałował mnie szybko i poszedł do łazienki. Przynajmniej miałam niezły widok na jego nagi tyłek. I będę widziała go co dziennie rano. Może powinnam zgodzić się na ten miesiąc i mieć to z głowy. Zanim stanie się coś strasznego i będziemy tak odkładać to w nieskończoność. Sama jestem ciekawa jak wyglądam w bieli. Ależ się rozmarzyłam, a nawet nie wiem co zjem na śniadanie.
-Chodź bo woda wystygnie.- Pociągnął mnie za rękę i od razu wpadłam w jego ramiona.
-Zaplanowałeś to, co?
-Zaplanowałem wiele rzeczy.- Wziął mnie na ręce i wsadził do wanny.
-To było nie potrzebne. Mam nogi.- Pomachałam nimi znad wody.
-Tak i są bardzo ładne.- Parsknęłam. Ta i tylko tyle usłyszałam zanim Ji zniknął mi z oczu i pojawił się z winem i dwoma kieliszkami. Czyli na początek to sobie zaplanował. Zapowiada się ciekawie.

* * *

( Narracja Bom )

Obudziłam się nadal przytulona do Joe. Na prawdę wyglądał dobrze nawet kiedy spał. Podniosłam się z podłogi i popatrzyłam na niego chwilę. Później już nie będę mogła się tak patrzeć. To by nie należało do obowiązków przyjaciółki. Mam zamiar podejść do tego poważnie i z optymizmem. I postarać się choć raz czegoś nie zepsuć. Pochyliłam się żeby ostatni raz go pocałować. Po czym napisałam mu liścik i zostawiłam na stoliku. Oby go znalazł.
Wyszłam na zimne powietrze w środku było o wiele cieplej kiedy leżałam koło niego. Teraz pozostaje mi tylko fantazjowanie o nim i tym co mogło by się zdarzyć.
-Hej dziewczyno.- Rozejrzałam się dookoła bo wręcz jestem pewna, że było to skierowane do mnie.- Może cię podwieźć?
-Dzięki Seungri.- Wsiadłam do auta.
-Co ty tu robisz o takiej porze?
-A tak sobie spaceruję.
-Pytam poważnie.
-Dobra. Miałam mały, a w sumie to duży problem z facetem.- Nie ma już co ukrywać. Było minęło.
-I jak się skończyło jeśli można spytać.- A w sumie można. Musze się komuś wygadać.
-Tym, że od teraz jesteśmy przyjaciółmi.
-Chciałaś tego czy on tego chciał.- Dobre pytanie.
-Chyba nikt tego nie chciał.- Przyznałam to. Przynajmniej tak mi się wydawało skoro powiedział, że lubi mnie bardziej niż sobie wyobrażam.- Ale tak musiało być. On jest gliną.
-Co za zbieg okoliczności.
-Ja nie jestem gliną tylko agentką i to rządową.
-Jasne. Nie wiele nam brakuje.- Westchnęłam. Miał rację. Wydaje mi się, że nic na to nie poradzę.
-To gdzie cię zawieść?
-Chyba do domu.
-Okej. Powiem tylko tyle, że na złamane serce najlepszy jest alkohol.
-Właśnie! To zawieź mnie gdzieś gdzie będę mogła się upić.
-Dobra.
-Albo poczekaj. Wtedy wyjdzie, że jestem zdesperowana i żałosna.
-Jeśli zabierzesz ze sobą przyjaciółki to nie będzie wyglądało to tak źle.- Więc jednak to wyglądałoby żałośnie, ale i tak miałam się z nimi spotkać.

( Narracja ____ )

Siedziałam w wannie otoczona ciepłą wodą i Ji Yong' iem. Oraz popijając wino z kieliszka. Było naprawdę dobre. Mogła bym się stąd nie ruszać. Od teraz już zawsze będę brała długie kąpiele.
-Telefon dzwoni.- Zauważyłam, ale nawet się nie ruszyłam.
-I co z tego. Niech dzwoni.- Pocałował mnie w ramię. Uśmiechnęłam się pod nosem. Nigdy nie mam go dość. Dopiłam wino i ułożył się wygodnie pomiędzy jego nogami opierając się plecami o jego klatkę piersiową.
-Obiecałam sobie, że spotkam się przyjaciółmi.
-Zmień plany.
-Nie mogę zmienić planów.- Ponieważ boję się, że nigdy stąd nie wyjdę.
-Ja też nie.- Zaczął jeździć rękoma po moich udach zmierzając w górę. Moje motyle w brzuchu są już gotowe do startu.
-Chyba mamy problem.
-ja tam go nie widzę. Zostaniesz tu ze mną.- Wyszeptał mi do ucha. Nawet gdybym chciała to nie mogę olać moich dziewczyn. Nie mam pojęcia kiedy miałabym jeszcze jakieś wolne. Zwłaszcza, że agencja przygotowuje się do bardzo ważnej misji i ja też powinnam. Obiecałam szefowi, że zjawię się w pracy kiedy tymczasem nawet nie pojawiłam się w pracy od kiedy byłam bliska ryczenia w windzie. Sam fakt, że będę musiała się jakoś z tego tłumaczyć jest uciążliwy. Chyba w końcu należał mi się tak długi urlop skoro żadnego nie miałam. A siedzenie w wannie jest o wiele przyjemniejsze jeśli jest w niej Ji Yong.
Właściwie to sobie coś przypomniałam i nie jestem z tego zadowolona.
-Kochanie?
-Tak?- Wyrwałam się z zamyślenia.
-Zapomnieliśmy się zabezpieczyć.- Właśnie to samo miałam powiedzieć. Nie wiem czemu nagle wezbrała się we mnie panika. Nawet się nie poruszyłam. Chyba zatrzymała mi się akcja serca. Wiedziałam, że powinnam o czymś pamiętać. Ale wtedy byłam tak rozkojarzona, że nie myślałam o tym.- Ej, oddychaj.- Ji przypomniał mi o tym w samą porę. Wypuściłam z siebie zebrane powietrze.
-To jest mało prawdopodobne.- Wykrztusiłam to z siebie.
-Dlaczego?- Mogłabym przysiąc, że w jego głosie wyczułam nutkę rozczarowania.
-Lekarz powiedział, że trudno będzie mi zajść w ciąże po tym co się stało.- Nie lubiłam do tego wracać, ale czuję, że muszę wyjaśnić tę sprawę. Zwłaszcza, że te kwestię pominęłam kiedy wypisywali mnie ze szpitala.
-Mogłaś mi powiedzieć.
-Tak, wiem, mogłam, ale uznałam, że to nie jest aż tak ważne skoro i tak nie chciałeś mieć dzieci. W ogóle to co się zmieniło w tej kwestii? Dlaczego tak nagle zmieniłeś zdanie?- Ji westchnął, co oznacza, że zdarzyło się coś o czym mi nie wiem. Najwidoczniej on próbuje mi to powiedzieć, ale nie chcę pomagać mu to z siebie wyrzucić. Da radę zrobić to sam, a ja chcę wiedzieć.
-Kiedy leżałaś w szpitalu i co dzień patrzyłem jak pomimo bólu który musiała czuć nie dawałaś po sobie tego poznać. Powoli zaczynałem rozumieć jak się czułaś kiedy zostawiłem cię z tym samą. Kiedy powinienem był być przy tobie i zaopiekować się tobą.
-Nie możesz myśleć, że wszystko co poszło źle stało się z twojej winy. Nie pozwalam ci tak myśleć. Wtedy to po prostu się stało i chyba nas czegoś nauczyło.
-Czego?
-Że nie ważne co ktoś powie ja już zdążyłam się do ciebie przyczepić jak rzep. Więc opowiedz mi co się takiego wydarzyło.- Czekałam na dalszą cześć historii ze zniecierpliwieniem.
-Spotkałem Tablo i jego córkę. Haru jest na prawdę urocza. Powiedziała, że chciałaby zostać tak sławna jak ja. Nawet nazwała mnie Oppa. Pomyślałem wtedy o naszej fasolce. Jakby to było gdybym trzymał je na rękach. Czy było by podobne do ciebie czy do mnie.- Przerwał by zobaczyć moją reakcję, ale ja siedziałam jak zaczarowana ze łzami w oczach.
-Na pewno było by podobne do ciebie.- Ścisnęłam jego rękę, a on złączył nasze palce.
-Ale to nie wszystko. Najgorsze jest to, że nie powiedziałem jak bardzo kochałem nasze dziecko chociaż nie miałem okazji być z nim, z tobą.- Wysłuchałam jego historii do końca i rozkleiłam się. Jednak miałam rację, że Ji nigdy by o nas tak nie myślał. Sama nie wierzę, że w to zwątpiłam. Teraz chcę to wszystko naprawić bo najzwyczajniej ma wyrzuty sumienia. Obróciłam się w jego stronę rozchlapując wodę wkoło nas. Bez zastanowienia rzuciłam się na jego usta. Ji wcale nie był tym zaskoczony wręcz przeciwnie. Posadził mnie na swoich kolanach i przyciągnął jeszcze bliżej. Tym pocałunkiem chciałam mu pokazać, że nie mam mu nic za złe. Jetem z niego dumna, że zechciał mi o tym powiedzieć sam z własnej woli. Ale musiałam tez i ja powiedzieć co myślę na ten temat.
-Ji Yong.- Próbowałam się odkleić od niego, ale nie dawał mi szansy.- Jak muszę coś powiedzieć, wariacie.- Za nim wszystko zostawimy w spokoju.
-Słucham cię.- Nareszcie. Tylko, że to nie jest takie łatwe do powiedzenia.
-Po pierwsze cieszę się, że mi o tym powiedziałeś, ale ja chyba nie mogę dać ci tego czego chcesz. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Po drugie ja nadal …
-Nadal co?
-Boję się.- Od bardzo dawna nie mówiłam otwarcie, że się czegoś boję. Ale taka jest prawda.- I choć staram się nie dramatyzować to nie udaje się. Nie rozumiesz jak to jest się czegoś bać jeśli inni zrobili wszystko żebym już nigdy nie poczułam żadnego strachu. A to wraca.
-Posłuchaj ____ nie zmuszam cię do niczego. Kocham cie i będę kochał nawet jeśli nigdy nie mielibyśmy mieć dzieci. A to, że się boisz jest rzeczą normalną. Jesteś tylko człowiekiem, to nie możliwe byś się nigdy niczego nie bała.
-Masz rację.- Nalałam sobie jeszcze trochę wina i wypiłam wszystko naraz. W końcu w butelce już nic nie zostało. To chyba przez ten alkohol zebrało nam się na różne wyznania. Powinniśmy częściej tak robić. Może dowiem się czegoś kompletnie nowego. Kto wie.
-Powinniśmy wyjść już z wanny. Woda zrobiła się zimna.
-Okej. Muszę sprawdzić kto dzwonił.- Przy pomocy Ji wyszłam z wanny i poszłam sprawdzić telefon. Na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer.
-I kto to był?- Zapytał Ji oplatając mnie rękami w pasie. Na szczęście udało mi się szybko zablokować telefon.
-To z agencji. Chyba jednak będę musiała wyjść.
-Szkoda. Nie dadzą nam się nacieszyć dniem wolnym.
-Może jutro się uda.- Pocałowałam go w policzek i poszłam się ubrać.

* * *

Kiedy znalazłam się na dworze, daleko od domu oddzwoniłam na ten nieznany numer.
-Już myślałam, że nie odbierzesz.- Usłyszałam głos jakiejś kobiety. W pierwszej chwili pomyślałam o mojej ,,matce'', ale to nie było by w jej stylu.
-Kto mówi?
-Soo Mi.- Cała panika zamieniła się szybko w złość. Czego ta baba chcę tym razem. Chyba ostatnio dałam jej do zrozumienia, że nie chcę w ogóle jej widzieć na oczy.
-Czego chcesz.- Przeszłam od razu do rzeczy. Chcę mieć to już za sobą.
-Porozmawiać. Muszę się z czegoś wytłumaczyć. Wiem, że nie chcesz pewnie mnie widzieć. Ale ja chciałabym porozmawiać.
-Ciekawe dlaczego miałabym się zgodzić.- Czy ja wyglądam na głupią?
-Ponieważ muszę ci coś powiedzieć.
-Nie możesz zrobić tego teraz?
-Uważam, że lepiej było by się spotkać.
-Dobrze. Mam czas teraz.
-Więc spotkajmy się w Bean Brothers*.
-Niech będzie. Będę za 15 minut.- Rozłączyłam się nadal wpatrując w telefon. Cholerna pinda skądś wytrzasnęła mój numer. Powinnam w ogóle się nie zgodzić. Nie ważne co by mi miała do powiedzenia, ale zaintrygowała mnie i teraz muszę się dowiedzieć o co chodzi.
Zamówiłam taxi i pojechałam we wskazane miejsce. Nigdy nie byłam w tej kawiarni, ale gdy weszłam śmiało mogłam stwierdzić, że można by to nazwać restauracją. Jest tu naprawdę pięknie. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu znajomej gęby. Siedziała w kącie więc zajęłam miejsce naprzeciwko niej.
-Cieszę się, że przyszłaś.
-Przynajmniej ty. Możesz powiedzieć po co tu przyszłam.- Oczekiwała szybkiego załatwienia sprawy.
-Chciałam cię przeprosić.
-Słucham?- Rozbawiła mnie tym.
-Tak, wiem to trochę niespodziewane z mojej strony. Chciałabym zacząć znajomość od nowa.- Szczerze miałam ochotę zaśmiać jej się w twarz i ledwo się powstrzymałam.
-Nie. Nawet gdybyś była matką Teresą nigdy w życiu bym się nie zgodziła. Wręcz uznałabym, że jesteś lekko szurnięta iż myślisz, że wybaczę ci wszystko. Od początku próbujesz skłócić mnie i Ji, a potem oczekujesz, że zapomnę i będzie w porządku. Jeśli po to mnie tu ściągnęłaś to moja odpowiedź brzmi nie. I będzie taka aż do śmierci.- Myślę, że w końcu zrozumiała, że nie ma szans póki ja żyję. A jak na razie nigdzie się nie wybieram.- Robisz to dlatego, że go kochasz czy po prostu stwierdziłaś, że mnie znienawidzisz jak tylko zobaczyłaś mnie przy tym stole co?- Dobrze by było wiedzieć takie rzeczy. Bo ja naprawdę nie mam pojęcia czym sobie zasłużyłam. Chyba tylko tym, że się w nim zakochałam. Jeśli to ma być powód to jest niedorzeczny.
-Tak, masz rację. Kocham go.- Wiedziałam, a teraz się w tym upewniłam. W cale nie czuję się lepiej wiedząc to.
-A czy on o tym wie?
-Nie powiedziałam mu, ale pewnie się domyśla. No cóż spodziewałam się, że nigdy by nie poczuł tego co do mnie co poczuł do ciebie. Wiedziałam to. Trzymał twoje zdjęcie na biurku.- Trzymał moje zdjęcie na biurku, a ja żadnego. Kiedy powiedział mi te przykre słowa byłam tak wściekła i zrozpaczona, że schowała wszystko i nigdy nie pomyślałam by wyciągnąć.
-Niby do czego zmierzasz.- Ta rozmowa i tak trwa już za długo.
-Chcę powiedzieć, że udało mi się. Nie zmuszałam go do niczego. Sam wpakował mi się do łóżka.- I po miłej Soo nie został już żaden ślad. Znów stała się zimną suką, której miałam ochotę przywalić. Wyciągnęła z torebki jakieś zdjęcie i podała mi je odwrócone.
-Co to niby jest.- Nie odwróciłam tego.
-Sama zobacz.
-Nie mam zamiaru. Nie ważne co powiesz ja go nie zostawię.- Dałam jej to do zrozumienia by wiedziała, że jej ostatni plan. Nie chcę też wiedzieć dlaczego pomogła mu z zaręczynami skoro mnie nie cierpi. Najwidoczniej myślała, że to dla niej, ale grubo się pomyliła.
-Skoro tak. Myślę, że nie będziesz miała ni przeciwko jeśli Ji Yong zostanie tatusiem.- Odwróciła za mnie zdjęcie. Zdjęcie USG. To się nie dzieje naprawdę. Co ona sobie myśli.
-I niby mam w to uwierzyć.- Na prawdę przez sekundę jej uwierzyłam. Ale znam Ji i nie zrobił by mi tego. Nawet gdyby był na mnie niewyobrażalnie wściekły. W końcu dałam mu dużo takich powodów, ale to i tak nie jest możliwe.
-Jak sobie chcesz, ale więc, że nie pozwolę na to by moje dziecko nie poznało swojego ojca. Na razie to szósty tydzień więc spotkamy się jeszcze nie raz.
-A gówno prawda!- Krzyknęłam dość głośno, ale nie na tyle by zwrócić uwagę innych.- To nadal nic nie zmienia, ponieważ kompletnie ci nie wierzę.- Wstałam i wyszłam stamtąd najszybciej jak mogłam. Odebrałam od razu telefon który zaczął dzwonić.
-Słucham?- Warknęłam wściekła do słuchawki.
-____? Potrzebuję towarzystwa do picia. Jesteś chętna?
-A czemu by nie. Przyda mi się odrobina wódki.- Tak na uspokojenie bo ręce mi się trzęsą.
-Więc czekam tam gdzie zawsze.
- Zaraz będę.- Rozłączyłam się łapiąc taxi. Po drodze musiałam zmienić kierunek na pracę. Bo dostałam bardzo ważny telefon. W sumie to nie był taki ważny. Ale pojechałam do pracy bo głos szefa był dość poważny by wziąć to na poważnie. Zapłaciła za przewóz i wsiadłam do windy. Tym razem o dziwo nikt z niej nie korzystał tylko ja. Wtedy musiałam mieć jakiegoś pecha. Wysiadłam na ostatnim piętrze i weszłam do biura szefa. Jak zawsze i nie zmiennie siedział za biurkiem z okularami na nosie. Zasiadłam na fotelu.
-Nie było cię na szkoleniu.- Powiedział to ostrym tonem.
-Wiem, ale miałam dobry powód by nie przyjść.
-Twoje załamanie nerwowe mnie nie interesuje.- Odparł krótko.
-To też wiem.- Mruknęłam pod nosem.
-Kompletnie olałaś pracę. Inni muszą cię we wszystkim zastępować. Myślisz, że mam mało problemów.- Spojrzał na mnie, a ja posłałam mu najgorszy wzrok na jaki było mnie stać.
-Przepraszam bardzo, że ratuje komuś życie, a nie dobieram jak ty tego chcesz!
-Dobrze wiesz, że ta praca nie polega na tym co mi zarzucasz.
-Przecież wiem, ale tak to zabrzmiało. I co z tego, że nie było mnie w pracy. I tak nigdy nie dawałeś mi wolnego. Te wszystkie sytuacje nie stały się bo tak chciałam. Robiłam tak jak kazałeś.
-Zastanawiam się nad tym czy nie wykluczyć cię z akcji.- Parsknęłam śmiechem. Następny co się urwał nie wiadomo skąd.
-Oboje wiemy, że nie możesz tego zrobić. Chyba, że znalazłeś wśród nowych kogoś lepszego niż ja. Z resztą ta sprawa głównie dotyczy się mnie. I zamierzasz mnie wykluczyć bo nie robię tego co chcesz.
-Jeśli będę musiał to tak zrobię.
-Świetnie. I tak nigdy nie chciałam być najlepsza. I nawet nigdy nie chciałam tu pracować.- W końcu zostałam do tego w jakimś sensie zmuszona, a później robiłam wszystko żeby zadowolić tego kłamcę. Wyszłam trzaskając drzwiami. Byłam bliska płaczu w windzie, ale w końcu znów muszę być twarda dla samej siebie. Najpierw jakaś wariatka co się mnie uczepiła jest rzekomo w ciąży. I jest to niby dziecko Ji. A teraz ren dupek mówi mi, że się po prostu staczam w tej pracy na samo dno. Niech wszyscy pójdą w cholerę! Zrobię to po swojemu tak jak zawsze. Jeszcze się okaże kto się na kim rozczaruje.

* * *

Znalazłam Bom w osobnym pomieszczeniu razem z dziewczynami. Dobrze było je zobaczyć. Uściskałam każdą z osobna i rzuciłam się na pierwszy kieliszek wódki, który rozgrzał mi gardło. Tego potrzebowałam. I co z tego, że wcześniej zdążyłam wypić razem Ji Yong' iem całą butelkę wina. Teraz czuję, że muszę spróbować czegoś mocniejszego. Mam nadzieje, że przez alkohol poczuję się choć odrobinę twardsza. I jakoś stawię czoła temu wszystkiemu.
-Spokojnie _____. Zmówiłam jeszcze dwie butelki.- Zapewniła mnie Bom.
-To dobrze bo chyba będę potrzebowała ze trzy.
-Czyli mówisz, że znów coś się stało. Opowiadaj.- Zachęciła mnie CL. Przez chwilę się wahałam czy powiedzieć im tak osobistą rzecz, ale i tak by się dowiedziały. W końcu nie takie rzeczy się mówiło. Tylko wątpię czy kiedykolwiek coś przebiję tą.
-A więc spotkałam się z tą wredną i zdradziecką krową.- Dziewczyny popatrzyły na mnie znacząco.
-Chodzi jej o Soo Mi. Taką jedną co się uczepiła Ji Yong' a. I w ogóle to jakaś sucz.- Cleo dobrze to podsumowała.
-Nie wierzę, że takie pindy chodzą po ziemi. To gdzie ja do cholery pracuję!- Wykrzyknęła trochę już podpita Bom.
-Ja wiem gdzie pracuję. Pracuję z dupkiem który jest moim szefem i ma gdzieś moje problemy. Nie prosiłam go o pomoc tylko trochę zrozumienia.- Nalałam sobie szklankę do pełna i wypiłam połowę.
-To zawsze był dupek. Powinnyśmy się przenieść do Yang' a.
-Ale to taki sam chuj.- Skomentowała Dara.
-Świetnie czyli każdy szef jest chujem bez chuja.
-Właśnie.- Poparłam Min Ji.- Opowiadajcie co u was. Postaram się was przebić.- A to na pewno mi się uda.
-To ja pierwsza.- Zaoferowała się Bom. Widać było, że coś męczy ją od początku.- Znalazłam faceta. I wydawało mi się, że normalnie nie ma takiej siły na tym świecie bym zakochała się w przestępcy. Tak, wiem. To w końcu jakiś wyrzutek z drogą chatą, ale stało się. Akurat wtedy kiedy musiałam zgodzić się na to by być tylko przyjaciółmi.
-Zakochałaś się?
-No.- I wybuchła płaczem. CL próbowała ją pocieszyć, ale ja sama z doświadczenia wiedziałam, że póki jej nie przejdzie nic to nie da. Mogłam jedynie jej współczuć.
-A ja siedziałam w aucie pinda dwie godziny i jedyne co mam do zdjęcia tej pindy jak kupuje se bieliznę. Pewnie dla niego.- Już następna z nas potrzebowała chusteczki.
-Może któraś mi powie jak mam powiedzieć, że kogoś lubię.- Zajęła głos Min Ji.
-Normalnie.- Wypaliła CL.
-Czyli jak?
-Od tak po prostu. Jeśli też cię lubi to nie powinno to mieć znaczenia kiedy i gdzie mu o tym powiesz. W razie czego musisz pamiętać by odejść z godnością. Ja chyba o tym zapomniała i teraz za to płacę.- Podałam jej chusteczkę. Teraz została tylko Dara i ja.
-Więc...- Zaczęłam patrzeć na nią wyczekująco. Tylko my dwie nie płaczemy w towarzystwie drinków.
-Co ,,więc'' ?
-Przestań i tak się nie wywiniesz. To wieczór dobry by wyrzucić co ci leży na sercu.- Nikt nie ma zamiaru jej dopuścić. Niech dołączy do grupki płaczących. W końcu się poddała.
-Dobra, już dobra. Podoba mi się ktoś, ale to wręcz nie możliwe bym kiedykolwiek się z nim chociaż umówiła, ponieważ prawie w ogóle go ostatnio nie spotykam.- Od razu posmutniała, a ja tylko pokiwałam głową w zamyśleniu. Czyli żadna z nas nie ma łatwego życia.
-A kto to taki?
-Dasesung.- Nie powiem wytrzeszczyłam oczy. Bo się nie spodziewałam czegoś takiego. Chociaż nikt nie mógłby zostać sam. Chaerin szybko wypiła całą zawartość szklanki. W ogóle dlaczego pijemy w szklankach? Ech nie ważne.
-No coś czuję, że ____ pobije nas swoją wiadomością.
-Tak masz rację.- Zaśmiałam się. To chyba przez ten alkohol.- Na tym spotkani dowiedziałam się, że ta suka jest w ciąży. Czaicie to.- Wypiłam jeszcze odrobinę whisky, która jakimś cudem znalazła się w moim zasięgu.
-Boże, kto chciałby się z nią pieprzyć.- Zaśmiała się Cleo. Ale ja byłam całkiem poważna, kiedy reszta dziewczyn wycierała swoje łzy, ja chyba dopiero zacznę je wylewać.
-Okazuję się, że Ji Yong tak.- Wszystkie spojrzały na mnie wytrzeszczając oczy. Ale ja nawet nie mogłam zaprzeczyć. Przecież nie powinnam nawet w to wierzyć. Dlaczego do cholery właśnie tak myślę.
-Nie wierzę. Ona próbuje zniszczyć was. Nie ma takiej opcji.- Zaprzeczyła szybko Bom.
-Ile to dziecko ma miesięcy?
-Bo ja wiem. Mówiła coś o szóstym tygodniu. Chociaż nie wiem czy można jej wierzyć.
-Więc załóżmy, że niby spał z nią jakiś miesiąc temu. Co się wtedy działo.
-Nie mam pojęcia. To było miesiąc temu.- Przeklęłam w duchu moją sklerozę. Nie przypominam sobie nic co było by powodem żeby mnie zdradzić z nią.
-A czy wtedy nie miałaś zwolnienia i nie dochodziłaś do siebie po tym wypadku.- Zasugerowała Cleo. W końcu ze mną mieszka więc coś pamięta w odróżnieniu od mnie.
-Tak, to chyba wtedy.
-Poczekajcie, poczekajcie. W ogóle nie powinnaś w to wierzyć i się tym przejmować. Zawsze potem może zrobić test na ojcostwo i wtedy ona pójdzie z torbami.- Albo i nie.- Powinnyśmy się jeszcze czegoś napić. Właśnie wtedy do naszego pokoju wszedł kelner z butelką szampana.
-Przyniosłem dla pań prezent.- Wręczył nam tego szampana. Szczerze to ucieszyłam się na jego widok. Musiałam się czegoś napić. Czegokolwiek. Ale to zaraz potem jak przyjdę z toalety.
-Zaraz wracam.- Ulotniłam się z pokoiku i poszłam szukać toalet. Z pomocą jednego z pracowników znalazłam toaletę. Stanęłam przed umywalką opierając na niej ręce. Kurde no. Dzisiaj była wręcz idealnie. Ji Yong powiedział mi w końcu coś co go męczyło przez tyle miesięcy i już miałam nadzieje, że nic nie stanie się złego, a tu nagle to. Może powinnam stąd wyjechać, ale w sumie to nie mogę. Mam tu nie załatwione sprawy. I nie chcę żeby ktoś wziął je na siebie. Już kiedy wychodziłam z kawiarni obiecałam sobie, że nie uwierzę jej. Tym czasem ja nadal boję się nie wiem czego. I rozważam iż to może być prawda, a z drugiej strony powtarzam sobie, że nie ma sensu tego rozstrzygać. Przecież nic już nas nie rozłączy. Tak, właśnie tak muszę myśleć. Nie mam zamiaru mówić mu o tym. I nie dopuszczę do tego by zrujnowała to co już stworzyliśmy. Kocham go nawet jeśli to była by dla mnie bolesna prawda.
Opukałam twarz zimną wodą i wyszłam by wrócić do przyjaciółek zanim wypiją szampana beze mnie. Po drodze oczywiście musiałam pomylić człowieka ze ścianą.
-Przepraszam.- Burknęłam. Przecież też mogła uważać jak chodzi. Co za chamscy ludzie. Nawet nie przeprosiła. Durna pizda. Ale, chwileczkę, ona mi kogoś przypominała. Musiałam ją skojarzyć po chwili, a wszystko przez ten alkohol. Zdębiałam stojąc na środku baru. I pierwszą myślą jaka się pojawiła w mojej głowie był szampan.
-Cholerny szampan!- Rzuciłam się do biegu. Oby nie było za późno.








Mam nadzieje, że się podobało. Muszę oczywiście napomnieć o moich błędach. Zawsze jakieś się znajdą, ale to dlatego, że nie mam nikogo kto by mi to sprawdzał, a sama nie zawsze znajdę wszystko.

wtorek, 6 stycznia 2015

BB- 47

Ostatnio musieliście na mnie czekać dość długa, ale tm razem zdążyłam napisać coś szybciej.
Bardzo was proszę o jakiś komentarz pod tym rozdziałem. Nie chcę za każdym razem się o nie prosić było by miło gdyby ktoś coś napisał. Na prawdę może być to cokolwiek byle bym wiedziała, że jest ktoś kto to czyta.





( Narracja Bom )

-Dzwoniłam do ciebie, ale ty nie odebrałaś więc pomyślałam, że coś ci się stało. Dlatego namierzyłam twój telefon, a kiedy znalazłam go w tym opuszczonym budynku to już wiedziałam, że coś musiało się stać.
-Ale skąd wiedziałaś, że jestem akurat tutaj?
-Znalazłam tez i jego telefon obok twojego. Dałam radę znaleźć właściciela i jego adres zamieszkana też.- No tak zgubiłam obydwa telefony. Sierota ze mnie.
-Masz ten telefon?
-No tak. Jest w domu albo w agencji jeśli zabrała go Dara.
-Świetnie.- Może w końcu dowiem się czegoś więcej. A teraz muszę wrócić o dokończyć naszą rozmowę tym razem bez żadnego manipulowania moimi uczuciami. Po prostu będę musiała się postarać je wyłączyć.
-Co masz zamiar mu powiedzieć? Widać narobiłam tylko kłopotów.
-Coś wymyślę. Dobrze wiedzieć, że gdyby coś mi się stało to jednak ktoś by się o mnie martwił.
-No wiesz. Myślę, że każda z nas by przyjechała.
-Pewnie tak.
-Okej. To wracaj do niego, ale uważaj. Wydaje mi się jakiś podejrzany skoro był w takim miejscu jak tamto.- Żebyś tylko wiedziała jak bardzo jest podejrzany. Aż sama się sobie dziwię bo nie powinnam tam w ogóle wracać, ale zanim spiszę go na straty chcę usłyszeć jakieś wyjaśnienia.
-Na pewno będę. Pa.- Pożegnałam się z Min Ji i wróciłam do środka gdzie Joe siedział z lusterkiem w ręce przyglądając się swojej twarzy.
-A jednak wróciłaś.
-Nie po to co myślisz.- Ta jego pewność siebie w nie których momentach była mocno denerwująca. I to był właśnie ten moment.- Nadal musisz mi wyjaśnić parę rzeczy inaczej stąd nie wyjdę.- Postawiłam swoje żądania jasno i wyraźnie.
-Dobrze powiem ci. Tylko ty też musisz wyjaśnić mi parę rzeczy.
-Ty pierwszy.- Usiadłam na drugim końcu kanapy żeby tym razem była w bezpiecznej odległości od jego ust i rąk.
-Więc co mam ci powiedzieć. Dlaczego zbierałem te gazety? Faktycznie to może wydawać ci się dość podejrzane, ale to w innych celach.
-Jakich celach? Możesz nie przedłużać.
-A zostaniesz?- Hymm, czy zostanę? Jeszcze do końca nie zwariowałam żeby z nim tu siedzieć.
-Nie.- Odpowiedziałam pewna siebie. To był by świadomy błąd z mojej strony chociaż serce wysyła mi sprzeczne sygnały, ale mam zamiar je zignorować.
-Dobrze więc jak sama powiedziałaś ja nie chcę dużo mówić o sobie i ty pewnie też. Musiałem się czegoś dowiedzieć.
-O super. Czyli mam rozumieć, że to nic strasznego tak?
-A możesz?
-Przestań mi zadawać pytania tylko odpowiadaj!
-Widać dla ciebie tak, ale jak inaczej miałem coś o tobie wiedzieć?
-Jesteś mocno szurnięty jeśli myślisz, że ci w to uwierzę! Jesteś pieprzonym gangsterem do cholery, a nie moim chłopakiem! Myślisz, że jestem na tyle głupia żeby ci wszystko od razu wyśpiewać!
-A ty?
-Że niby co ja?- Obróciłam się w jego stronę bo zdążyłam już przemaszerować dwa razy przez cały salon. I to wszystko z nerwów. Nie jestem w stanie się nie denerwować, ponieważ świetnie zdaję sobie sprawę z tego, że próbuje wcisnąć mi tę bajeczkę o lepszym poznaniu się. Szkoda tylko, że nie myślał o tym wcześniej kiedy jeszcze nie zaczęliśmy się całować. A teraz będzie mi tu się wymądrzał jakbym to ja zrobiła coś złego. Przecież to ja uratowałam mu życie co nie?!
-Nie mów, że mnie nie sprawdziłaś. Koleś z przeszłością na pewno cię zainteresował co takiego robił. Nie mów, że cię to nie zainteresowało.- Do czego my zmierzamy. Właśnie się kłóciłam i to niezaprzeczalnie, a teraz to on kłóci się ze mną, a nie ja z nim.
-Jeśli chcesz tak bardzo wiedzieć to nie sprawdzałam cię. I nie rozumiem dlaczego próbujesz odwrócić sytuację. Może w końcu jest ci głupio? Bo powinno.
-Tak jest.
-Jak możesz … czekaj, że co?- Chyba właśnie usłyszałam coś czego najmniej się spodziewałam usłyszeć. Facet który prawie zawsze zachowuje się arogancko nagle sam z własnej woli przyznaje się, że jest mu głupio. Nie powiem zatkało mnie, ale nie na tyle by znów pozwolić mu się zbliżyć z tymi łapami.- To wcale nie jest zabawne, a nawet wręcz denerwujące. To bardzo poważna sprawa, a ty wolisz oczywiście się ponabijać. Spoko, tylko ja nie mam na to czasu. Spadam stąd póki mogę.
-Poczekaj!- Złapał mnie za nadgarstek. Zabolało.- Opowiem ci wszystko.- Parsknęłam.
-Dlaczego tak nagle się zdecydowałeś, co?
-Bo nie chcę żebyś odchodziła.
-Przez ciebie zdążyłam już zgłupieć.- Jak ja mam to odebrać? Wszystko to znaczy, że nawet te najgorsze rzeczy też wyjdą na wierzch. I co jeśli on też będzie chciał żebym się w końcu otworzyła. Nie wiem czy dobrze robię, ale jak najbardziej chcę wiedzieć to i owo. Z powrotem zajęłam swoje miejsce na kanapie.
-Będziesz chciał coś w zamian?
-Nie, po prostu teraz mnie tylko słuchaj.
-Okej.
-Zacznę od tego, że nie jestem gangsterem jak myślałaś na początku. Tylko policjantem.
-Więc wtedy w banku to …
-Byłem w trakcie akcji. Musiałem dostać się do środka, a tylko dzięki dołączeniu do ich gangu mogłem przebywać tam całymi dniami. Wszystko szło wręcz świetnie.
-Zgaduję, że teraz pojawiam się ja.- Ja wszystko psująca i wcale nie potrzebna. Skąd ja to znam. A no tak z życia.
-Tak i zmieniłaś na prawdę dużo.
-Oby na lepsze.- Mruknęłam.
-Tak masz rację na lepsze. Nie tylko ja wypatrzyłem cię w tym banku. Jeden z nich siedząc już w aucie powiedział, że będzie cię mieć. Wiesz jestem stróżem prawa więc pomyślałem, że jeśli będę szybszy zdążę cię jakoś z tego wyciągnąć. I udało się. Potem zaczęliśmy się lepiej poznawać.- No tak wyszło. Sama się temu dziwię.- Jakimś cudem dowiedzieli się, że nie spędziłem z tobą nocy. Na prawdę nie pojmuje ich zasad. Dopadli mnie kiedy wychodziłem z kawiarni.- A jednak on też tam był. Czyli też nie może o mnie zapomnieć?- Ale był tam mój anioł stróż. Co tam robiłaś?
-Po prostu się zgubiłam, a ten obleśny palant próbował się do mnie dobierać więc walnęłam go czymś ciężkim.- Muszę go okłamać chociaż on otworzył się przede mną. A ja nadal go oszukuję. Nie czuję się z tym dobrze, ale jak na razie to musi wystarczyć.- Sama nie wiem dlaczego weszłam do środka, ale widocznie dobrze zrobiłam.- Uśmiechnęłam się żeby rozładować trochę napięcie.
-Tak, dzięki. Pewnie to by był mój ostatni dzień życia gdyby nie ty.
-Bez przesady.- Przez niego zaczęłam się rumienić bo policzki mnie palą.
-Mówię poważnie.- Niespodziewanie pocałował mnie w czoło. Jestem obecnie najszczęśliwszym człowiekiem i to tylko dlatego, że zdecydowałam się go wysłuchać.- Wiem też, że oprócz twojej pracy w YG jest coś jeszcze.- I dlaczego praca zawsze coś musi zepsuć.
-Tak, masz rację, ale nie mogę ci powiedzieć. Zrozum, bardzo bym chciała. Zwłaszcza, że ty powiedziałeś mi bardzo dużo.- Nawet więcej niż bym chciała wiedzieć.
-Spokojnie, ja nie muszę wiedzieć wszystkiego od razu. Po prostu chciałem ci powiedzieć ty nie musisz.- O boże, aż zrobiło mi się ciepło w środku. Jednak ten facet oprócz bycia dupkiem jest też i strasznie romantyczny.
-Myślę, że lepiej będzie jak spróbujemy zostać tylko przyjaciółmi.- No ładnie, ale on i tak ma rację. Jak zawsze zresztą.
-Dobrze. Jestem świetna w byciu przyjaciółką.- Zażartowałam no co się tylko szeroko uśmiechną. Cholera to będzie trudne.
-Wiesz, że to nie tak, że cię nie lubię. Lubię cię nawet bardziej niż myślisz, ale oboje mamy taką pracę w której każdemu mogłoby się coś stać. Nie chcę żeby przeze mnie coś ci się stało.
-A ja nie chciałabym żeby coś stało się tobie.- Wstałam żeby jakoś się otrząsnąć. Przecież już to ustaliliśmy, a ja nadal jetem czymś zaskoczona. Ta opcja jest dość bezpieczna i wolę już być przyjaciółką niż w ogóle żeby go nie było.
-Spalmy te gazety w moim kominku.- Zaskoczył mnie tą propozycją. Czyżby to oznaczało nowy początek już od teraz.
-Dobrze.- Zaczęłam składać gazety przed kominkiem, a Joe próbował go rozpalić. Nie powiem przyglądałam mu się. To było silniejsze ode mnie. A kiedy raz mnie przyłapał tylko się uśmiechnął. Mogę się założyć, że on też się gapił. Kiedy już wszystko było przygotowane zasiedliśmy na ziemi i zaczęliśmy raz po raz wrzucać gazety do środka. Dobrze było zobaczyć jak nasz problem po protu się spala. Przypadkowo otworzyłam jeden magazyn. Było tam wielkie zdjęcie naszego zespołu. Każda uśmiechnięta. Wtedy jeszcze nie wiedziałyśmy nic o agencji.
-Mnie też podoba się to zdjęcie.- Wzdrygnęłam się kiedy poczułam jego oddech przy moim uchu. Powoli odwracałam głowę w jego stronę z nadzieją, że jest już odrobinę dalej, ale tak nie jest. Oboje patrzymy się na siebie.
-Wyglądasz naprawdę ładnie w świetle kominka.
-Mówisz tak każdej dziewczynie?
-Nie. Tylko tej którą kocham.- Powiedział to i wcale się nie przesłyszałam. On mnie kocha. Mój przyjaciel mnie kocha. Cy to normalne?
-Teraz się pożegnamy, a już jutro będziemy tylko przyjaciółmi.- Będziemy się zachowywać tak jakby się nic nie stało.
-Nie myśl o tym za dużo.- Położył swoją dłoń na moim policzku. Przecież nie będę płakać. Powinnam się cieszyć ostatnią nocą taką jaką chciałam żeby była już zawsze. Joe przybliżył swoje usta do moich i załączył je w słodkim pocałunku. Zamknęłam oczy i przeniosłam się do świata w którym żylibyśmy razem. Nawet nie wiem kiedy Joe położył mnie na kocu nie przestając całować coraz bardziej zachłannie. Wplotłam palce w jego miękkie włosy kompletnie zapominając o problemach jakie będą czekać na mnie jutro. Dziś jesteśmy jak Romeo i Julia, ale z nami będzie inaczej. Przynajmniej nikt nie umrze z miłości bo najzwyczajniej jej nie będzie.
-Przepraszam, że nie mogę być dla ciebie kimś więcej.- Spojrzałam w jego smutne oczy i pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Łza poleciała mi po policzku, a Joe szybko starł ją kciukiem. Wtuliłam twarz w jego rękę. Kto by pomyślał, że tak idealnie będą do siebie pasować.- Nie płacz. Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić.
-Nie o to chodzi. Po prostu cieszę się, że jesteś.- Nawet jeśli to scena przypomina tą z filmów. Położyliśmy się na stercie poduszek przykryci kocem i objęci. Zasnęłam wtulona w Joe patrząc na ogień.

* * *

( Narracja ____ )

-Nie wierzę, że to powiedział.
-Cleo oboje wiemy, że mógł to powiedzieć i zrobił to.
-Wiem, ale to jest nie możliwe więc sam zmieni zdanie, a swoją drogą to ogromnie się cieszę, że wychodzisz za mąż. To dobry wybór. Już widzę te przygotowania. Będziesz ślicznie wyglądać w bieli.- Cleo udzielił się nastrój i nawet zaczęła klaskać w dłonie jak oszalała. A mówiłam żeby poczekać i nie krzyczeć od razu, że się zgodziłam. Nadal uważam, że oni mieli ze sobą jakiś układ. A Ji zniknął gdzieś z T.O.P' em. Zapewne dlatego by uniknąć kłótni albo bardzo się za sobą stęsknili.
-Musimy spotkać się z dziewczynami. Kompletnie nie wiem co u nich słychać.
-A ja wiem! Bom się zakochała po uszy i chyba poszła go szukać. Min Ji chodzi na uniwersytet i dobrze jej idzie, a CL razem z Darą spędzają całe dnie w aucie.
-Dzięki za skrócone wiadomości, ale i tak wolę się z nimi spotkać.
-Okej ja to zorganizuję, ale jutro. Dzisiaj mam randkę.
-Och, czyli w końcu zmusisz go żeby ci się oświadczył, co?
-Ei, ty wredna babo!
-No co, ja się już cieszę. Będziesz ślicznie wyglądać w bieli.
-Dobra rozumiem już nic nie powiem.- Zaczęłam się śmiać kiedy Cleo była już na schodach i pokazywała mi środkowy palec. Też poszłam na górę się odświeżyć. Nareszcie ten znajomy pokój. Trochę dziwnie się czuję wiedząc, że ona tu była. Na wszelki wypadek zmienię pościel gdyby na niej siedziała. Inaczej nie dawałoby mi to spokoju. Wzięłam ją ze sobą i wrzuciłam do pralki po czym włączyłam ją. Naszykowałam sobie ciuchy i weszłam pod prysznic. Dobrze było poczuć na sobie ciepłą wodę. Kiedy myłam głowę usłyszałam dźwięk trzaskających drzwi. Najwidoczniej Ji wrócił. Zajęta swoimi sprawami nie zauważyłam kiedy Ji Yong wlazł mi pod prysznic. Zamarłam z rękami wplątanymi we włosy.
-A myślałam, że zamknęłam drzwi.- Zaczęłam spłukiwać głowę, ale Ji jednak miał inne plany i sam zaczął spłukiwać moje włosy. Nie powiem było to dość przyjemne.
-Dlaczego nie chciałaś się zgodzić?
-Ale co?- Kompletnie się wyłączyłam.
-Ślub. Dlaczego nie za miesiąc. Chcę żebyś była już moja.- Marudzi jak małe dziecko.
-Ji Yong przecież to tylko papier. A ja zawsze byłam twoja i jestem. Ten pierścionek cały czas mi o tym przypomina.
-I to chodziło.- Poczułam jego usta na mojej szyi. Momentalnie nogi się pode mną ugięły.
-Czy ty właśnie robisz mi malinkę?
-Yhm.- Odpowiedział nie odrywając swoich ust. Jego ręce wędrowały coraz wyżej. Obróciłam się w jego stronę by móc na niego spojrzeć.
-Zawsze dostajesz to czego chcesz?- Zapytałam kładąc ręce na jego klacie. Pod palcami czułam szybkie bicie jego serca. Mimowolnie spojrzałam na dół co Ji zauważył.
-Zawsze gotowy, co?- Zjechałam ręką na sam dół i chwyciłam jego penisa w dłoń. Ji wydał siebie jęk. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że dzisiaj jest mój dzień.
-___ ? Co zamierzasz?- Na jego twarzy pojawia się zdziwienie. I dobrze.
-Zabawić się.- Wyszeptałam i pocałowałam go na co zostałam niespodziewanie pchnięta na zimne kafelki.
-Mówisz, masz kochanie.- Zamruczał i wpił się w moje usta atakując językiem. Zajęczałam mu w usta. Już nawet nie przejmowałam się włączonym prysznicem. Teraz ważny był tylko on. Dawno nie miałam go tylko dla siebie. Jego usta zniżały się co chwilę znacząc mnie. W co ja się jutro ubiorę jak będę cała w czerwonych plamkach?
-Śpieszysz się gdzieś.
-Bardzo.- Ścisnął jedną z piersi. Oddychałam płytko wrażliwa na każdy jego dotyk. Gdyby nie ściana i silne dłonie Ji Yong' a nie byłabym w stanie ustać. Oplotłam go nogami i zarzuciłam ręce na ramiona.
-Zgódź się.- Wysapał mi do ucha. O nie nawet jeśli zaraz mam zemdleć to się nie zgodzę.
-Nie.- Wydusiłam z siebie chociaż tyle. Za to w odpowiedzi Ji wszedł we mnie mocno, bez żadnego ostrzeżenia. To było nie fair, ale za to, to coś na co czekałam całe 5 dni.
-Dlaczego nie.- Wysunął się i ponownie natarł z całą siłą.
-O jezu!- To była moja odpowiedź. Więcej nie dam rady powiedzieć.
-Jesteś uparta.- I kolejne potężne pchnięcie. Na prawdę chciała bym coś powiedzieć, ale nie mogę bo zaraz dojdę.- I za to cię kocham skarbie.- Pocałował mnie przypierając do ściany i wchodząc głębiej. Ji zataczał kółka biodrami doprowadzając mnie tym na sam skraj szaleństwa.
-Ji Yong...- Wyszeptałam dając mu znać, że dłużej nie wytrzymam.
-Ciii.- Ostatnich parę pchnięć wykonał szybko by dostać to czego on też chciał. Doszliśmy oboje krzycząc swoje imiona.
-Zabawiłaś się?- Oparł swoje czoło o moje.
-Yhm.- Opuściłam nogi na ziemię.
-Zapomnieliśmy wyłączyć wodę.
-Wiem.- Sięgnęłam do korka, ale zapomniałam o tym, że Ji wciąż jest we mnie.
-Poczekaj dziewczyno bo mnie wykończysz.
-Ups.- Zaśmiałam się.
-Ta, bardzo zabawne.- Pocałował mnie delikatnie.- Chodź do łóżka.- Położyłam się na brzuchu Ji podczas kiedy on głaskał moje włosy.
-Zgodzisz się?- Znowu mi tu zaczyna.
-Nie.
-Jesteś niesamowicie uparta.
-A nie niesamowicie łatwa?
-Nie i nigdy tak nie mów.- Lekko pociągnął mnie za włosy na co uśmiechnęłam się.