Siedziałam w pokoju popijając
tabletkę na uspokojenie. Pewnie nic to nie da. Mam złe przeczucie
co do tego co się przed chwilą stało. Może zdążę do pracy i
ominie przesłuchanie Cleo. Najpierw jednak będę zmuszona stawić
świeższej sprawie.
-Wiedziałaś i nie chciałaś mi o tym
powiedzieć.
-Tak wiem, że powinnam i w ogóle
zaraz powiesz, że zachowałam się egoistycznie. Ale postanowiłam w
to nie wierzyć bo dla mnie nic by to nie zmieniło. Zdaję sobie
sobie sprawę, że jesteś na mnie zły i dlaczego się nie odzywasz?
-Bo kompletnie mnie zaskoczyłaś.
-Dość często mi się t zdarza.-
Zironizowałam, Wstałam i podeszłam do okna.
-Dziękuję ci.- Odwróciłam się w
jego stronę.
-Niby za co?- Po tym co usłyszał
jeszcze mi dziękuje.
-Nadal nie rozumiesz.- Podszedł do
mnie.
-Nie do końca.- Nadal w jakimś
stopniu jest dla mnie zagadką.
-Za to, że jesteś. Nie uciekłaś ode
mnie. Powiedziałaś, że nie ważne co by było to by nic nie
zmieniło. Właśnie z to ci dziękuję. Za to, że we mnie
wierzysz.- Oparł czoło o moje. Serce mi zmiękło. Nie wiedziałam,
że on to to postrzega. W takich chwilach moja miłość do niego
rosła sekundy na sekundę.
-To raczej ty mnie zaskakujesz. Na
prawdę nie wiem co mam powiedzieć.
-Po prostu powiedz, że mnie kochasz.
-Kocham cię.- Pocałowałam go bez
zastanowienia zarzucając mu ręce na ramiona. To nie był jakiś tam
namiętny pocałunek. Zależało nam by trwał jak najdłużej.
-Ile mamy czasu?
-Z 2 godziny.
-Starczy.
* * *
( Narracja Bom )
Nie rozumiem tego.
-Co ja robię znowu w twoim łóżku?-
Jakoś mało pamiętam z wczorajszego wieczoru.
-Sam bym chciał to wiedzieć.-
Pamiętaj o byciu przyjaciółką bo inaczej zginę patrząc w jego
oczy.
-No więc. Co się stało?- W sumie to
głupio przyznać się, że prawie nic nie pamiętam, ale z drugiej
strony to on jako przyjaciel powinien udzielić mi odpowiedzi. Możemy
sobie z tego pożartować. Nie obrażę się. Możliwe, że to
rozładuję trochę napięcie.- O, moje klucze.- Teraz już nie wiem
o co chodzi.
-Przyszłaś właśnie po nie, ale źle
się poczułaś. Wezwałem lekarza.
-Lekarza? Było aż tak źle?
-Zarzygałaś mi cały zmywak.
-Przepraszam. Posprzątam.- Chociaż
pewnie nie bo coś znów napaskudzę.
-Nie trzeba. Lepiej mi powiedz co
wypiłaś.- Wiedziałam, że coś za prosto poszło. Nigdy choć raz
nie może zapytać o coś innego.
-To była wódka. Zwykły alkohol.
-Wiesz, nie znam ludzi, którzy od
samej wódki wypluwają krew.
-Nie uważam żebyś musiał o tym
wiedzieć.- Przecież nie jest moim chłopakiem.
-A o czym muszę wiedzieć?- Powiedział
lodowatym głosem. W ogóle mi się to nie podoba.
-Jeśli aż tak zależy ci na moim
zdrowiu mogę pójść do lekarza jeszcze raz.
-Dobrze.- Dał za wygraną.- Jak się
czujesz?- Zmienił temat.
-Wyspałam się więc mogę już iść.
-Zjedz chociaż ze mną śniadanie.- W
sumie to bym mogła.
-Okej.- Joe poszedł robić śniadanie,
a ja postanowiłam po sobie posprzątać. Zastanawiałam się też co
w niego wstąpiło. Chyba nie jest na tyle głupi by nie wiedzieć
jak być przyjacielem. Najwidoczniej ja znoszę to lepiej niż on. W
końcu co dziennie musimy ukrywać swoje uczucia. Po prostu będę
musiała być wyrozumiała.
Nadal w dobrym nastroju jednak z
morderczym kacem zeszłam na dół. Zasiadłam przy stole i zaczęłam
pić sok który pojawił się tu wcześniej. Ta niezręczna cisza
mnie dobijała. Czekałam aż coś powie. Nie chciałam w kółko
zapełniać tej ciszy między nami. Trudno będzie i tak. Jeszcze
trochę ciszy nikomu nie zaszkodziło.
-Kurwa.- Przeklął Joe.
-Pomóc ci?- Boję się, że to się
może źle skończyć jeśli nie wkroczę do akcji.
-Możesz zrobić kawę.- Podeszłam bez
słowa do expresu i zrobiłam 2 kawy.
-Myślałem, że nie pijasz.- A jednak
pamiętał.
-Przede mną jeszcze cały dzień
pracy.- Postawiłam kawy na stolik obok śniadania podanego przez
l.Joe. Nie rozumiem tylko dlaczego ciągle jest dla mnie oschły.
Czyżbym zepsuła mu wieczór moimi odwiedzinami.
Zasiadłam na swoje miejsce i zaczęłam
jeść. Niech wie, że nie tylko on jest tu podminowany.
Jedliśmy w ciszy aż było słychać
tykanie zegara. Na prawdę mnie to irytowało, ale to wszystko
sięgnęło zenitu kiedy Joe wstał, obszedł cały stół tylko po
cholerną sól, która stała koło mnie. Przecież mógł powiedzieć
to bym podała. Najwidoczniej nie chciał się nawet do mnie odezwać.
Upiłam łyk kawy i trzasnęłam kubkiem. Joe tylko podniósł na
mnie wzrok. Nadal nie wiem czym sobie zasłużyłam, ale nie będę
tego tolerować.
-O co ci chodzi, co?!- Wybuchłam, a
ten tylko zacisnął szczękę. Świetna reakcja. Szkoda, że tylko
tyle i nic więcej.
-Nie rozumiem o co ci chodzi.
-To ja nie rozumiem o co tobie chodzi.
Czy to dlatego, że musiałeś się ze mną męczyć? Jeśli tak to
bardzo przepraszam, ale zapomniałam kluczy. Równie dobrze mogłeś
wywlec mnie na dwór i zamknąć drzwi przed nosem. Na prawdę staram
się być dobrą przyjaciółką. To, że masz zły dzień nie
znaczy, że masz się na mnie wyżywać.- Byłam bliska płaczu
chociaż to nie jest żaden powód żeby się rozklejać. Dlaczego za
każdym razem musimy się o coś kłócić. Zaraz wyjdzie, że nawet
na przyjaciół się nie nadajemy.
-Bom nie mów tak. Nigdy.- Ten to ma
tupet.
-Bo co?- Stałam zła na środku
salonu.
-To nie takie łatwe.- Dla mnie też,
ale nie jestem aż tak opryskliwa.
-Nie potrafisz zastać na poziomie
przyjaciół?- Właśnie to do mnie dotarło. Nie wiem jak mogłam
myśleć, że coś takiego wypali od tak. Aż z wrażenia usiadłam
na kanapę, ale zaraz wstałam.
-Masz rację. Nie potrafię.
-I co mam ci powiedzieć.
-Że myślisz tak samo. Chcesz mnie tak
samo jak ja ciebie. Nie zmienisz tego. My tego nie zmienimy.
Wystarczył jeden dzień ze świadomością, że będę musiał
patrzeć jak umawiasz się z innymi facetami, którzy chcieliby robić
z tobą to co ja bym chciał.
-Wiesz namieszałeś mi w głowie
proponując tą całą przyjaźń.
-Powiedz, że jest inaczej, a dam ci
spokój.
-Dobrze wiesz, że tego nie powiem.-
Cofałam się przed nim. Znowu ta sama sytuacja. Niestety te ściany
są wszędzie i na jedną z nich trafiłam plecami. Nie miałam drogi
ucieczki. Joe mi to uniemożliwił opierając ręce po bokach.- A co
z twoją pracą i moją.
-Nie obchodzi mnie to. Nie pozwolę
żeby ktoś cię skrzywdził.- Pochylił się w moja stronę jeszcze
bliżej. Chyba zaczęłam nie równo oddychać.
-Ale co z tobą? Wtedy o mało co nie
wypiłam trucizny.- Powiedziałam to zanim nie będę mogła nic
powiedzieć.
-Domyśliłem się. Tylko chciałem
żebyś sama mi to powiedziała.- Pocałował mnie delikatnie w szyję
aż zadrżałam. Dobrze wiedział co zrobić bym straciła dla niego
głowę.- Przeraziłaś mnie kochanie.
-Teraz jestem ,,kochanie''?
-Zawsze byłaś. Przedtem nie mogłem
tego mówić.- Przycisnął mnie do ściany swoim ciałem.
-Chciałem to zrobić odkąd cię
poznałem.- Szepnął mi do ucha. A ja byłam na to gotowa w 100%.
-Więc zrób to.- Już raczej nic nam
nie przeszkodzi.
-Chodź do mnie.- Zrobiłam jak kazał.
Oddałam mu się cała. Miałam dość stresu i ciągłych kłótni,
a najbardziej udawania. Pozwoliłam by Joe poniósł mnie na górę.
Zatrzasnął drzwi stopą stawiając mnie na podłodze. Trochę się
zachwiałam.
-Już się potykasz.
-Ej miałeś się mną zająć, a nie
naśmiewać.
-Więc ściągnij koszulkę żebym mógł
podziwiać.- Wyciągnął ręce żeby m pomóc, ale je odepchnęłam.
-Więc ściągaj gacie.- Sama nie
wierzę, że to powiedziałam jednak bardziej nie wierzę w to, że
on właśnie to robi. Sama rzuciłam bluzkę w kąt, a on od razu się
na mnie rzucił. Delikatnie położył mnie na łóżku nie
przestając całować.
-I co podoba ci się to co widzisz?
-Nawet nie wyobrażasz sobie jak
bardzo.- Pocałunkami znaczył sobie drogę do moich piersi.
Oddychałam coraz szybciej próbując złapać oddech, ale przy nim
to prawie nie możliwe. Jęknęłam kiedy Joe wziął do ust sutek i
zaczął zachłannie ssać. Wiłam się pod nim jak szalona.
Wczepiłam palce w jego włosy ciągnąc za nie.
-Jeszcze nie.- Skubnął zębami mój
brzuch. Przez co jeszcze bardziej poczułam to uciążliwe pulsowanie
w dole.
-Joe...- Poczułam w sobie dwa palce.-
Boże …. Joe!
-Powiedz mi czego chcesz.- Dołączył
do tego trzeci palec przygotowując mnie na jego wejście.
-Ciebie. Chcę ciebie teraz.- Dłużej
nie wytrzymam.
-Już nic nie mów.- Palce zastąpił
jego twardy penis. Czekałam na to tak długo i opłacało się. Joe
przysunął się żeby mnie pocałować przez co poczułam go jeszcze
bardziej. Z każdym pchnięciem wychodziłam mu naprzeciw. Kiedy
byłam już blisko wbiłam paznokcie w plecy Joe i w tym samym czasie
poczułam w sobie rozlewający się ciepły płyn.
-Nienawidziłem być twoim
przyjacielem.- Pocałował mnie w czoło.
-Ta, ja też.- Przytuliłam się do
niego. Joe położył swoją ciepłą rękę na moich plecach gładząc
je.
-Chciałbym ci pomóc. Powiedz mi co
się wtedy stało. Kto chcę cię zabić.
-Nie zaczynaj psuć takiej chwili.
-Ja jej nie psuje, ty to robisz.- Nie
no ten człowiek nie ma wyczucia czasu. Za grosz.
-I co z tego, że ci to powiem. Sam
spróbujesz go zamknąć. Nie ma mowy.
-Pomogę ci. Mam wielu znajomych.
-Tu nie o to chodzi. Po prostu to …
sprawa rządowa.- Chyba można to tak nazwać.
-FBI też zajmuje się takimi
sprawami.- Podniosłam się do siadu.
-FBI? Mówiłeś, że policja.
-Przecież to, to samo.- Powiedział
lekceważąco.
-No właśnie nie to samo. Jest wielka
różnica.
-Zmieniło by to coś?- Westchnęłam.
Tak pewnie mogło by coś to zmienić, ale do tego nie dojdzie.
-Nie patrz tak. Nigdzie cię nie
puszczę.
-Teraz nigdzie nie idę. Chodzi o to
żebyś nie wtrącał się do mojej pracy. Nie uważasz, że to za
wcześnie.
-Nie. Lepiej wcześniej niż później.-
Złapał mnie za rękę i pociągnął na siebie.
-Mam zamiar wrócić.- Mam taką
nadzieję. Dowiem się tego za tydzień.
* * *
( Narracja Cleo )
-Sama w to nie wierzysz.
-No wiem, ale to nie daje mi spokoju.
Mogłam zrobić jej przynajmniej dziurę w kolanie.
-Na szczęście cię powstrzymałem.-
Pociągnął mnie za rękę bym usiadła mu na kolanach.
-Obym jej tu więcej nie widziała. Na
prawdę nie rozumiem takich ludzi. I bardzo się cieszę, że ty nie
masz takiej wielbicielki.
-Ty skutecznie byś ją odgoniła.
-Tak, to prawda.- Położyłam głowę
na jego ramieniu. Przynajmniej tego mogę sobie oszczędzić.
Sięgnęła po pilota i włączyłam akurat na jakieś wiadomości.
-,,Zdjęcie nie jest zbyt wyraźnie,
ale nasze źródła donoszą, że to może być nowa najgorętsza
para, która jest w stanie wyprzedzić sławę swojego kolegi z
zespołu. Oczekujemy więcej szczegółów''.- Przyciszyłam
dźwięk. Na prawdę to zaczynało być niepokojące.
-Ładne zdjęcie.
-Choi przestań.
Tam nawet nie widać naszych twarzy. Tam prawie nic nie widać.- Więc
czemu mnie to niepokoi. Może dlatego, że nie jestem przyzwyczajona
do specjalnego orszaku paparazzi.
-Boisz się?- Tabi
wzmocnił uścisk.
-Nie,
po prostu sobie tego nie wyobrażam. No, ale przyzwyczaję się.-
Uśmiechnęłam się do niego żeby nie pomyślał, że wymiękam.
Jedynie moja przeszłość mnie paraliżuje. Nie lubię o tym myśleć,
a co dopiero wspominać. Odrobinę przeraża mnie fakt, że będę
musiała mu to kiedyś powiedzieć. To i tak już jest nie w
porządku, że on nic nie wie. Nie chcę żeby dowiedział się tego
z gazet. Muszę zrobić to szybciej póki ludzie na razie spekulują.-
Będziesz dziś wieczorem w domu?
-Tak.
-To świetnie.- Dam
radę pozbierać resztki swojej odwagi. W końcu do wieczora daleko.-
Muszę iść do pracy.- Wstałam, ale T.O.P nie puścił mojej ręki.
-Będziesz chciała
mi coś powiedzieć.- Przez chwilę biłam się z myślami, ale już
postanowiłam.
-Tak.- Wstał i
podszedł do mnie.
-Tylko
powiedz mi wszystko.- Ujął w ręce moją twarz i pocałował
delikatnie.
* *
*
Przebrałam się w
strój do ćwiczeń. Jestem gotowa kogoś pobić. Oby to coś dało
żebym nabrała pewności siebie. Potrzebuję jej jak nigdy. W końcu
już mu powiedziałam, że mam zamiar coś mu powiedzieć. Nie mogę
się już wycofać i tak nie da mi żyć póki się nie dwoje. I
wtedy będzie miał świętą rację. T.O.P jest sławny i raczej nic
tego nie zmieni przez najbliższe lata. Nie chcę żeby miał przeze
mnie problemy. A chcę mu uświadomić, że prawdopodobnie będzie je
miał i to ja mogę się do tego przyczynić.
-Gotowa?- ____
przyszła zabrać mnie na salę. Dzisiaj na zajęciach normalnie,
legalnie będziemy mogły obić sobie mordy, ale z umiarem. W końcu
to mają być ćwiczenia.
-Jak cholera.
-Coś bez
entuzjazmu. Czyli nie ja jedna.- Pchnęłam wielkie drzwi za którymi
odbywały się ćwiczenia. Znalazłyśmy miejsce w kącie. Zaczęłyśmy
się rozciągać na czerwonym materacu.
-Od czego chcesz
zacząć?
-Może od czegoś
mniej bolesnego?- Nie chcę się poobijać już na samym początku.
-Miałam co innego
na myśli, ale spoko.- Przybrałam podstawową pozycję gotowa na
pierwszy atak z jej strony. Udało mi się utrzymać przez nie całe
5 minut póki nie wylądowałam na macie przyciśnięta przez moją
kochaną przyjaciółkę.
-Wyduś to z
siebie.
-Ty pierwsza.
-Nie zaczynaj.-
Wbiłam mi swój łokieć jeszcze mocniej.
-Ugniatasz mi
śledzionę.- Poskarżyłam się. To naprawdę bolało. ______
pomogła mi wstać. A nie chciałam mieć siniaków.
-Więc?
-Chcę mu
powiedzieć.- Czekałam na reakcję _____.
-No czas
najwyższy.- Ha, ta to potrafi mnie pocieszyć.
-Wiem. Nie chcę
żeby miał później problemy.
-To
naprawdę duży krok z twojej strony. Po tym jak starałaś się
ukryć to przed światem. Ryzykujesz dla niego, że ktoś jednak to
odkryje. Brawo.- Odparłam atak _____ i ścięłam ją z nóg.
-Nie wiem tylko czy
dam radę.- To pytanie mnie męczyło. Zaczynam wątpić sama w
siebie.
-Ja też nie wiem.
-Czego?- Pochyliłam
się nad nią, ponieważ nadal leżała na materacu wpatrzona w
sufit.
-Zgodziłam się.-
Wstała poprawiając bluzkę. Wiedziałam, że jest czymś
zdenerwowana.
-Na co?
-Na ślub za
miesiąc.
-O, a to nowość.-
Przeszłyśmy na bieżnię.- Dałaś się podejść.
-Jakbyś nie
wiedziała.- Posłała mi wymowne spojrzenie co uznałam za tak.-
Powinnyśmy się tego uczyć.
-Ale czego?
-No jak to czego.
Wymuszania odpowiedzi seksem.- Parsknęłam śmiechem.
-Uważaj bo szef
się zgodzi zrobić tu burdel.- Jakoś tego nie widzę.
-Masz rację. Bał
by się, że sam skorzysta.- Zaczęłyśmy się śmiać zwracając
przy tym uwagę niektórych agentów.
-Nasz szef jest
taki samotny i zgorzkniały. Przydałaby mu się randka w ciemno.-
Mnie czeka to dzisiaj. Obawiam się, że coś pójdzie nie tak i się
przestraszy. Chociaż T.O.P nie wygląda na człowieka który by miał
zwiać. Jeśli chcę ze mną być, a ja z nim nie mogę ukrywać tego
do końca życia. To było by nie fair.
Po skończonym
treningu przesiedziałam przed komputerem kontaktując się z dobrymi
sprzedawcami broni. Kiedy zbliżała się 18 wyszła z agencji na
świeżę powietrze. Śnieg padał coraz gęściej, ale i tak
postanowiłam się przejść by mieć więcej czasu na przygotowanie
się do rozmowy. Przez całą drogę układałam sobie w głowie
naszą rozmowę, ale kiedy weszłam do domu to i tak o wszystkim
zapomniałam. W domu było cicho. ____ postanowiła dać nam trochę
prywatności. W końcu na całym świecie tylko ona jedna o tym
wiedziała.
-Seung
Hyun?
-W kuchni!- Przeszłam do kuchni gdzie
Choi palił papierosa. Przymrużyłam oczy.
-Nigdy nie widziałam jak palisz.-
Rzuciłam torebkę na stół.
-Tylko jak muszę pomyśleć.
-Och, rozumiem.- Zdaję sobie sprawę z
tego, że to ja jestem tym powodem. Tym bardziej muszę to z siebie
wydusić. Zgasił papierosa i podszedł do mnie kładąc ręce na
moich biodrach.
-To coś złego.- Stwierdził, a ja nie
potrafiłam zaprzeczyć.
-To zależy dla kogo.
-A dla mnie?- Odwróciłam głowę w
drugą stronę. Nie mogę patrzeć mu w oczy, zbyt dużo w nich
widać.- Ej Cleo. Nie ważne co. Masz mnie. Pamiętaj.
-Wiem.- Przytuliłam się do niego
mocno. Potrzebowałam tego zapewnienia. Tabi położył mi ręce na
plecach gładząc je delikatnie.- Pójdę wziąć prysznic.-
Oderwałam się do niego niechętnie.
-Zrobię coś do jedzenia.- Zostawiłam
go samego i poszłam do łazienki. Zamknęłam się w niej czego
zazwyczaj nie robiłam. Weszłam pod gorący strumień wody. Ręce mi
się trzęsły, ale jakoś to opanowałam. W głowie miałam ciągle
słowa Seung Hyun' a. Z tą myślą wyszłam spod prysznica.
Przebrałam się w coś wygodnego i zeszłam na dół. Siedział na
kanapie pijąc wino. Usiadłam obok, a on wręczył mi kieliszek z
winem. Bez wahania wypiłam połowę naraz. Kompletnie nie wiem jak
mam zacząć to opowiadać. T.O.P złapał mnie za rękę.
-Zacznij od początku.
-Dobrze więc. Moja matka miała wielu
mężów. A jej mąż numer trzy miał też syna. Był starszy ode
mnie. To zaczęło się kiedy miałam 10 lat. Nie umiałam się wtedy
przed nim obronić. Nie mogłam powiedzieć tego mamie. Zbyt się
bałam.- Jego ręką zaciskała się na mojej kiedy opowiadałam moją
historię.- Zgwałcił mnie.- W końcu do powiedziałam. Za to nie
czułam już jego ręki na mojej. Bałam się podnieść wzrok.
-Cleo, ja... nie wierzę, że....
-Musiałam ci powiedzieć. Jesteś w
końcu sławny, a ja cię kocham. Nie chciałam żebyś miał
problemy kiedy wszystko wyjdzie na jaw.- Wstałam żeby nalać sobie
wina. Ręka przy tym trzęsła mi się niewyobrażalnie.
-Nie pij. Popatrz na mnie.- Zabrał mi
z ręki kieliszek i ujął w dłonie moją twarz. W oczach miałam
zbierały mi się nie wylane łzy.- Ile to rwało.
-Cztery lata.
-Skarbie, to musiało być dla ciebie
straszne.- Objął mnie swoimi silnymi ramionami. Przy nim
przynajmniej czułam się bezpiecznie. I tak naprawdę cieszę się,
że mu powiedziałam i, że nie uciekł.
-Nie lubię do tego wracać.- Mruknęłam
chowając nos w jego sweter. Uwielbiałam jego zapach.
-Nie ważne co się stanie. Póki mam
ciebie nie chcę nic innego.- Pocałował mnie w głowę. Przez jego
słowa rozkleiłam się.- Ciii już nie płacz. On nigdy cię nie
znajdzie.- Choi gładził moje włosy podczas kiedy ja wylewałam z
siebie litry łez mocząc jego sweter.
-Dzięki. Już mi przeszło.- Otarłam
twarz rękawem bluzy siadając na kanapę. Czuję się jakby uszło
ze mnie powietrze.- Tabi przysunął się do mnie łącząc nasze
usta w namiętnym pocałunku. Ssał i lizał moją dolną wargę.
Jęknęłam kiedy zaczął bawić się moim językiem, a jego ręce
znalazły się pod moją bluzką. Chciałam mu dać to co chce, ale
nie mogłam. Odsunęłam się od niego nieznacznie.
-Przepraszam. Nie mogę.
-Rozumiem.- Odsunął się ode mnie,
ale jednak postanowiłam mu przeszkodzić. Usiadłam mu na kolanach.
-Ale wiesz. Nie mam nic przeciwko
całowaniu.- Przysunęłam się bliżej jego twarzy.
-I dzięki bogu.- Wbił się w moje
usta, a ja oddałam całkowicie ten pocałunek zatracając się w
nim.
Ten post jest tylko odrobinę krótszy. Więc prawie nie ma żadnej różnicy. Cieszę się, że się wam podoba. No i te miłe komentarze nakręcają mnie do dalszego pisania. Za co dzięki wielkie.