niedziela, 27 grudnia 2015

G-Dragon- Władza absolutna

 Kolejne ,, coś'' z serii nagłego przypływu weny. Ostatnio oglądałam dużo filmów no i narodził się pomysł na kolejną teorię spiskową, rozlew krwi, romans no i oczywiście  pełno broni. Czyli jednym słowem zapraszam was na kryminał.


Polecam także dobrą muzykę:   Klik 










- Wiedziałem, że jesteś niebezpieczną kobietą. Dlaczego to robisz?
-Nie odpowiadam na twoje pytania. W takiej sytuacji są one zbędne. Oboje wiemy co się zaraz stanie. Po co przedłużać to co jest nieuniknione? 
-Więc zrób to szybko bo nie zamierzam nic powiedzieć.
-Oj przestań. Myślałam, że poczekamy na twoich towarzyszy. Było by więcej zabawy.
-Cóż sądzę, że będę musiał ci starczyć, ponieważ nikt tu się nie pojawi.
-Psujesz zabawę. - Szepnęłam blisko ucha młodego mężczyzny, który obecnie siedział skrępowany na fotelu.- Więc dobrze.- Odwróciłam się. -Chciałam być miła.  Lecz skoro nie chcesz rozmawiać. - Wyciągnęłam broń zza płaszcza przystawiając mu ją do czoła. - Będę musiała zrobić wielką dziurę w twojej czaszce.
Mężczyzna nieznacznie drgnął na widok broni.- Hymn, to zadziwiające, że faceci zawsze próbują zachować powagę do końca. Ale ciało zdradza ich strach. Jednak i tak miło było spotkać.
Pociągnęła za spust stwierdzając, że straciłam tylko czas na niepotrzebnej dyskusji. Jedyne co uzyskałam to plik dokumentów. Mam nadzieję, że o to chodziło.
Schowałam dokumenty i broń na swoje miejsce po czym otworzyłam dwuskrzydłowe drzwi.
-Dziewczyny jest już wasz.
W odpowiedzi kiwnęły głowami. Tyle mi wystarczyło.
Ruszyłam do windy, a kiedy znalazłam się w zatłoczonym holu posłałam lekkie skinięcie głową w stronę boją, który otwierał mi drzwi.
Czarny, lśniący bentley już na mnie czekał. Kolejny pracownik hotelu tylko zatrzasnął drzwi i ruszyłam w drogę powrotną.
To było dość nudne zadanie. Oczekiwałam czegoś więcej. Jakiejś zagadki,  przeszkody, czegokolwiek. Niestety nie tym razem.
Włączyłam zestaw głośnomówiący, wybrałam numer i wcisnęłam pedał gazu.
-Tak proszę pani? - W głośnikach rozległ się spokojny głos Ellen. Mojej osobistej służącej.
-Potrzebuję gorącej kąpieli i dobrego wina. Za dziesięć minut.
-Tak proszę pani.
Rozłączyłam się i odprężyłam. Za dwie godziny od teraz mam spotkanie. Powinnam zdążyć lub nie.
Kiedy wjeżdżam przez bramę już widzę Ellen czekającą aż wyjdę.
-Witam.- Kłania mi się po czym otwiera drzwi.
Rozglądam się po dobrze znajomym wnętrzu. Moim terenie, bezpiecznym lokum oraz drugim miejscu pracy.
Przede mną pojawia się moje najukochańsze dziecko.
-Cześć mały. Tęskniłeś za mamą, co?
W odpowiedzi słyszę to samo co zwykle. Ale w sumie czego można by oczekiwać od psa?
-Kąpiel już gotowa.- Oznajmia mi kiedy mijamy salon.
-To wszystko. A zapomniała bym. Za niecałe dwie godziny będę mieć gościa. Dopilnuj by wszedł po tych schodach na górę.
-Oczywiście.
Ellen zatrzymuje się na dole schodów, a ja wchodzę na górę. Mijam szereg drzwi prowadzących do różnych pokoi. W końcu znajduję te do łazienki.
Woda wciąż paruje, a w powietrzu unosi się zapach słodkiego jaśminu.
Zatrzaskuję drzwi i od razu podchodzę do wielkiego lustra powieszonego nad umywalką.
Ściągam wszystkie ubrania. Przez krótką chwilę patrzę na swoje odbicie i stwierdzam, że zawsze mogło być gorzej.
Budzę się gdy woda jest już prawie zimna, a głos Ellen słychać przez telekom.
-Pani gość właśnie wszedł na górę.
-Zrozumiałam.
Połączenie zostaje przerwane akurat gdy w drzwiach pojawia się on.
-Masz świetnie wyczucie.- Rzucam sarkastycznie.
-A miałem przyjść później.
Chwyta biały szlafrok i podaje mi go gdy wychodzę z wanny.
-Powinieneś był przyjść wcześniej.
-Więc masz dla mnie to o co prosiłem?
-Och, nie tak szybko.- Ścisnęłam poły szlafroka uśmiechając się lekko. - Interesy załatwiam w innym pokoju.
-Więc prowadź.
Wskazał ręką bym szła pierwsza.
Nie musiałam go zapraszać. Wystarczy, że zamknął za sobą drzwi.
Usiadłam za biurkiem, a on po drugiej stronie.
Wyciągnęłam kopertę kładąc ją na środku biurka. Chciał już po nią sięgnąć, lecz położyłam na niej swoją dłoń.
-Z pewnością jest tutaj wszystko czego chcesz. Wbrew pozorom łatwo było ją przejąć. Ale czy wiesz co to oznacza?
-Co.
-A to, że wbrew pozorom jej zawartość będzie trudniejsza do rozszyfrowania niż ci się wydaję.
-Moja droga, wiem to. Jednak nie szukam wspólników.
-Więc porozmawiajmy o czymś innym. Panie Choi Seunghyunie.
Wstałam by nalać sobie whisky.
-Poznałaś moje imię. To zadziwiające. Chyba pani nie doceniłem.
-No cóż nie Pan jeden. Może whisky?
-Nie dziękuję.
-No dobrze.- Rozsiadłam się w fotelu sącząc alkohol. - Ta koperta ma wiele wspólnego z polityką.  Facet nie chciał odbyć rozmowy chociaż grzecznie prosiłam. Dlatego poszperałam i wiem, że to grubsza sprawa. Faktycznie nie interesuje mnie co tu jest. Ale ciekawi mnie co ma Pan do premiera?
-Powiedzmy, że to stare porachunki. Nic co dotyczy pani. Jak już powiedziałem nie potrzebuje pomocy. Więc już pójdę.
Sięgnął po kopertę i wstał.
-Żegnam.
-Do widzenia.
Zamknął drzwi.
Odstawiłam szklankę z brzękiem.
Co za podstępny facet. Zero jakiegokolwiek zainteresowania. Jednak sprawa jest dość ciekawa.
Zeszłam na dół do kuchni.
-Ellen.
-Tak?
-Czy dziewczyny już wróciły?
-Jeszcze nie.
-Więc przygotuj kolację.
-Na górze?
-Tak.
                                                                     《    ☆☆☆    》
-Niczego się nie domyślił?
-Oczywiście, że nie. Twój przyjaciel okazał się być starym lisem.
-Wciąż nie powinnaś go lekceważyć.
-Och, trochę zaufania. Czy kiedykolwiek cię zawiodłam?
-Nie. Dlatego tu jesteśmy.
-Więc się napijmy.- Uniosłam kieliszek wypełniony czerwonym winem.- Twoje zdrowie. - Upiłam jeden łyk po czym odstawiłam naczynie na stół.- Nie przejmuj się nim. Dziś był dopiero początek. Dałam mu do zrozumienia, że wiem więcej niż by chciał żebym wiedziała.
Podeszłam do Kwona.- Zawsze mogę go zabić. Jak zechcesz.- Położyłam dłoń na jego ramieniu.
-Jeszcze przyjdzie na to czas.- Przyciągnął mnie do swojego ciała.
 Uśmiechnęłam się szeroko.
-Będę czekać.- Ostawiłam jego kieliszek tylko po to by mógł objąć mnie.
Popatrzyłam mu w oczy. Są jak czarna dziura i mogę się założyć, że jest tam mroczniej niż bym się spodziewała.
Nie wierzę w przeznaczenia, ale Ji Yong tak nazywa nasze pierwsze spotkanie. Wciąż nie zdołał mnie przekonać do tej nazwy, a co dopiero jej znaczenia. Jedynie przekonał mnie do siebie.
Oboje mamy ten sam plan i te same cele. Fascynacja przyszła sama z czasem, ale władza rządzi się swoimi prawami, trzeba je tylko ominąć, ale nie w pojedynkę.
-Chciał bym wiedzieć o czym teraz myślisz.
-O tym czy zostaniesz na noc.
-Wiesz, że nie zostaję.
-Zawsze warto zapytać.- Uśmiechnęłam się po raz kolejny, gdy Ji gładził kciukami moje policzki. Mimowolnie zamknęłam oczy i poczułam jego usta na moich. Słodki smak wina i delikatne muśnięcia językiem to coś czego chcę każda kobieta.
Ale nie ja.
Wplotłam palce w jego czarne włosy i lekko za nie pociągnęłam dając mu znać by przestał.
Tym razem to on się uśmiechnął. Spojrzałam w jego lśniące oczy i zaatakowałam jego usta wpychając język, gryząc i ssąc na zmianę.
To wszystko po to by odreagować, zabawić się i po prostu nie żałować. Nawet jeśli wiem, że nie zostanie. Trochę mnie to drażni, ale na wszystko trzeba poczekać, tak? Na niego też poczekam. Aż przyjdzie sam.
Zrzuciłam z jego ramion kurtkę, a zaraz potem koszulę.
-Na stole?
-Zaryzykuję.


                                                                      *        *        *

Oczekiwałam czegoś więcej niż pobudki o trzeciej w nocy i to przez mojego psa. Zwlokłam się z łóżka sięgając po szlafrok.
-Co  jest mały.- Pogłaskałam psa po głowie. Wydawał się jakiś niespokojny. Czyżbyśmy mieli gościa? Spodziewałam się go odrobinę później.Chociaż by o przyzwoitej porze. No cóż skoro szuka mnie to wyjdę mu na spotkanie.
Pchnęłam drzwi i wyszłam na korytarz.
Zeszłam na dół. Chciałam by włamywacz myślał, że niczego się nie spodziewam.
Skierowałam się do kuchni w celu wypicia szklanki zimnej wody.
Napełniłam naczynie, ale nawet nie dane mi było wziąć łyka, ponieważ  szklanka wyleciała mi z ręki, a ja sama zostałam przyparta do lodówki.
-Zamaskowany zabójca, co?
-Gdzie to jest.
-Po co się spieszyć?  Myślałam, że przyjdzie pan zabić mnie poduszką kiedy będę spać. Z resztą potłukł pan moją szklankę.
-Gówno mnie obchodzi twoja szklanka. Przyszedłem tylko po jedną rzecz.
-Och, wiem to. Tyle, że jej nie mam. Dziś trafiła do nowego właściciela.
-Kurwa.
Uśmiechnęłam się, a facet poleciał jak długi na podłogę.
-Świetny zamach Ellen.
-Dziękuję proszę pani.
-Przygotuj samochód i wsadź mi go do bagażnika. Dziś nie będzie mnie w domu. Wiesz co robić.
Oprawiłam szlafrok.
Musimy się pośpieszyć. Nawet jeśli Ji Yong uważa, że nie jest jeszcze na to czas. Dziś wszystko potoczyło się za szybko. To oznacza tylko jedno. Seunghyun nie dostał tego czego chciał. A ja nie mam zamiaru mu tego dać.
W pokoju znalazłam torbę, wrzuciłam do niej  kilka potrzebnych ubrań i broń po czym zbiegłam do garażu. Ellen wręczyłam mi tylko kluczyki.
-Pamiętaj by bronić mojej twierdzy.
-Oczywiście proszę pani.
Wyjechałam z garażu z piskiem opon, gdy na zegarze była trzecia dwadzieścia.
Autostrada była prawie, że pusta więc dodałam gazu i na miejscu znalazłam się w niecałe pół godziny. Brama otworzyła się przede mną. Ji Yong już mnie oczekiwał. Zaparkowałam przed wejściem po czym wysiadłam z torbą w ręku.
Przed drzwiami czekał lokaj. Rzuciłam mu torbę.
-Zaopiekuj się nią dobrze. 
N horyzoncie pojawił się Kwon.
-Witam was panowie. Pewnie was obudziłam.
-A ktoś ciebie.- Stwierdził Ji Yong patrząc na mój ubiór.
-No cóż nie było czasu na odpowiedni strój. Ale ważne jest pierwsze wrażenie. Więc może mnie przedstawisz?
-To ____, a to moi koledzy. Tae, Seungri, Daesung.
-Miło mi.
-Brakuje tylko jednego. Obecnie przebywa w nieznanym mi miejscu.
-Okej. Mam czas. Ale w sumie teraz musimy porozmawiać.
-Przecież, że tak. Poczekaj chwilę.
Zniknął, a ja wdałam się w rozmowę z pozostałą trójką. Mam nadzieję, że się dogadamy. Rozglądnęłam się po wnętrzu. Mój wzrok zatrzymał się na zdjęciach przedstawiających ich razem. 
Niemożliwe.
-A to kto?
-To właśnie Seunghyun.
-Seunghyun.- Szepnęłam sama do siebie.



I jak wrażenia. Oczywiście będzie part 2














środa, 23 grudnia 2015

Wesołych !!!

Ach, te święta tak szybko, a ja wpadłam oczywiście złożyć wam życzenia tak jak przystało co roku.  Jednocześnie cieszę się, że ostatni rozdział wzbudził w was tyle podejrzeń i domysłów. Mogę przyznać, że niektóre z nich się zgadzają...
No ale to swoją drogą.



Wspaniałych świąt Bożego Narodzenia
spędzonych w ciepłej, rodzinnej atmosferze,
samych szczęśliwych dni w nadchodzącym roku
oraz szampańskiej zabawy sylwestrowej
życzy wam wasza autorka <3








niedziela, 20 grudnia 2015

BTS- 10




Witam. Dzisiaj możemy się cieszyć z dwóch rzeczy. Ponieważ już niedługo święta no i napisałam rozdział! Po dwóch miechach... no cóż jest co jest. Może w cale nie takie złe. Postaram się także zmienić play listę.Będzie bardziej świąteczna, ale nie tylko. No więc pewnie też są literówki, ale czytanie tego po raz setny... nie dziękuje. 









Staliśmy na przeciwko siebie póki winda się nie otworzyła. Niewypowiedziane słowa zawisły w powietrzu i musiały zostać odłożone na później. A może i wcale nie zostaną wyjaśnione? Już sama nie wiem. Chyba któreś z nas musiałoby się na to zdecydować, ale to nie będę ja.
-Czy wszystko w porządku?
-Tak.- Odpowiedziałam odruchowo po czym wyszłam zanim Taehyung zechciałby mnie zatrzymać. Można by powiedzieć, że dopiero po zamknięciu drzwi od pokoju poczułam, że przywiozłam ze sobą wszystko oprócz silnej woli i rozsądku. Mogłam się domyślić, że to się nie skończy dobrze. Sam początek był już spisany na straty.
Od teraz będę mądrzejsza. Zrobię to co trzeba było zrobić już na początku.
Trzasnęłam drzwiami wychodząc z pokoju. Zmierzałam prosto do pokoju Hannah. W końcu komuś musiałam wyjaśnić dlaczego zamierzam stąd tak nagle wyjechać.
Więc zapukałam, ale nikt mi nie otworzył to sama sobie otworzyłam. Cicho stawiałam kroki. W sumie to bez powodu, ponieważ Hannah z słuchawkami na uszach wywijała tyłkiem jak szalona przed miską ryżu. Chyba zdecydowanie nie spodziewała się moich odwiedzin.
-Och, Sora. Jak dużo widziałaś?
-Wystarczająco.
-No trudno. - Wzruszyła ramionami jakby mnie czuła zażenowania.- Może sobie usiądziesz i powiesz po co przyszłaś.
-Okej.- Usiadłam na krześle myśląc czy jednak nie powiedzieć czegoś innego. No bo skąd mogę wiedzieć jak ona to zrozumie?
-Więc o co chodzi.  Nie wyglądasz za dobrze. Jakaś blada jesteś. Czy to może przez te poobijane nogi? Mówiłam żebyś szła do lekarza.
-Pójdę. -Wypaliłam nagle. Jednak do końca nie chciałam się jej zwierzać. To dobry pretekst i nawet dość prawdziwy.
-Och,  na prawdę? Oczywiście, że musisz.- Pokiwała głową zgadzając się ze mną.
-Będę jechać s powrotem do Seulu. Myślę, że już tam zostanę żeby zdążyć się wyleczyć.
-Dobrze. Powiem szefowi gdyby się pytał.
-Dziękuję.
☆☆☆
Minęły trzy dni. Mogłoby się wydawać, że  dni bez osoby Taehyunga w moim otoczeniu to prawdziwe błogosławieństwo, ale nigdy nie zapominajmy o innych członkach jego rodziny. Zwłaszcza jeśli chodzi o tych nieżywych. Bo to można nazwać piekłem na ziemi.
Nawet teraz kiedy próbuję skupić się na czymś pożytecznym jak czytanie książki to przebrnięcie przez jedną stronę jest niemożliwe. W końcu musiałam trzasnąć książką by zamilkła.
-Idź sobie.
-Gdzie niby?
-Nie wiem. Gdziekolwiek byle nie tu. Nie w moim domu. Nie w moim salonie.- Odparłam zirytowana otulając się ciaśniej kocem.
-Rozumiem, że jesteś obrażona za ten mój występek.
-O nie. Nie, nie, nie. Obrażone są dzieci w szkole, ale nie ja. Ja jestem typem osoby, która wciągnęła by cię odkurzaczem i zostawiła w szafie. Bo działasz mi na nerwy i te twoje pomysły też. W ogóle co mi odwaliło by zacząć gadać z duchami. Większość tylko krzyczy i nie rozumie gdzie są. Przecież to takie bez sensu nie móc się wyspać we własnym domu! O, popatrz tam. W kącie siedzi człowiek. I już zniknął! Czy to normalne? No nie! Bo wszystko jest do dupy!- Wykrzyczałam na jednym tchu to co mi leżało. Ten cały chory pomysł i fakt, że nic nigdy nie jest takie jak być powinno. Zwłaszcza odkąd poszłam do tej nieszczęsnej pracy. I jeszcze ten telefon w najmniej odpowiednim momencie. Znalazłam go pod poduszką, lecz za nim odebrałam posłałam Mary lodowate spojrzenie.
-Czego!- Warknęłam.
-Sora? Coś się stało?
-Bardzo dużo, ale w sumie to nie ważne. Czego chcesz?
-Skoro siedzisz w domu mogłabyś mi przywieźć fartuch. Akurat dzisiaj musiałem go zapomnieć.
-Och, no dobrze zaraz przyjadę.- Rozłączyłam się. Jeszcze tego mi brakowało.
Chciałam zamienić ostatnie słowo z Mary, ale zniknęła i dobrze. To zdecydowanie nie najlepszy moment na to by znów mówić mi co mam robić.



Zarzuciłam na ramiona bluzę i pojechałam domu by zaraz potem pojechać do szpitala. Jak zwykle miałam problem by przemóc się wejść do tego budynku. Nadal sprawiał, że nie czułam się w nim dobrze. Przez tę całą kłótnię zgodziłam się na to nie myśląc o niczym. Teraz mam za swoje. Po raz kolejny. To aż zadziwiające, że nawet gdy go nie ma to wciąż jego wina bo o tym myślę. Co za cholerna ironia.
Przekroczyłam próg i od razu skierowałam się do windy. Z pochyloną głową czekałam na znajomy dźwięk za to usłyszałam swoje imię. Zamarłam w miejscu bo miałam na prawdę złe przeczucie. Ale co tam przeczucie. Wolałam nie ryzykować odwracając się. Po prostu pobiegłam przed siebie z nadzieją, że gdzieś blisko był ten pokój zabiegowy. No i w sumie nie pomyliłam się.  Zatrzasnęłam za sobą drzwi i oparłam się o nie.
Usłyszałam za sobą tylko szybkie kroki i jakieś przekleństwo.
Kiedy byłam pewna, że zrezygnował poszłam usiąść na jednym z foteli. Wyciągnęłam telefon i napisałam do Carla by tutaj przyszedł. Nie mam zamiaru się stąd ruszać. I ze względu na Tae i na duchy.
Jeszcze nigdy w życiu nie musiałam posunąć się aż tak daleko by ukrywać się jak jakiś przestępca. Do czego to doszło.
Zerknęłam na wyświetlacz. Przeczytałam wiadomość od mego przyjaciela i nieco mnie zdezorientowała. Kazał mi tu czekać i nawet się stąd nie ruszać.
W sumie nawet nie musi prosić. Ani  mi się śni ruszać tyłek. Tu nikogo nie ma więc póki tak jest będę się z tego cieszyć.
Zastanawiałam się tylko nad jedną rzeczą. Mianowicie po co on tu przyjechał. Czyżby nagle zrobiło mu się żal takiej sieroty? No cóż na moje szczęście nie będziemy musieli się przekonywać.
W końcu jednak usłyszałam otwierające się drzwi więc podeszłam, ale to nie był Carl. Przede mną stał obcy człowiek.
-Przepraszam. -Odwrócił się tak jakby się mnie przestraszył. Ogólnie facet nie wyglądał na zrelaksowanego. Zdecydowanie bardziej przestraszony niż powinien być.
Otaksował mnie wzrokiem od stóp do głów. Nie spodobało mi się to. Chciałam już coś powiedzieć i się ulotnić. Jednak drzwi znów się otworzyły, a w nich stał zdyszany Taehyung.
Zamilkłam choć nie taki miałam zamiar. Całkiem zapomniałam o nieznajomym stojącym obok.
Cofnęłam się o krok dopiero gdy drzwi się zatrzasnęły za nim, a on sam zaczął się zbliżać.
-Musimy porozmawiać.
-Nie mamy o czym. Miałeś zająć się sobą i Monick.
-Myślisz, że nie próbowałem.
-Widocznie za mało się starałeś.
Taehyung zacisnął szczękę. Nie miałam zamiaru przestraszyć się takim zachowaniem. Chciałam mu odpyskować. W końcu jestem starsza.
-Dość tego!
Ktoś krzyknął, ale to nie było żadne z nas. Oboje spojrzeliśmy na nieznajomego, o którym zapomniałam.
-Jest pani lekarzem, tak?
-Co?- Wskazał wzrokiem na fartuch, który ciągle trzymałam.- A to. W umie jestem, ale. ..
-Człowieku co to ma do rzeczy. -Wtrącił się zirytowany Tae.
Wtedy oboje przekonaliśmy się co to miało do rzeczy. Ponieważ gdy zobaczyłam co ten facet trzyma w swej trzęsącej się dłoni zamarłam z przerażenia.
-A teraz mnie pani posłucha. - Rzekł całkiem jak psychopata. Przeraziłam się na tyle by stracić świadomość racjonalnego myślenia.- Chcę żyć, ale ten cholerny szpital nie ma dla mnie czasu. A jak widzę ty masz go dość dużo.
-Ja nie...- Wyjąkałam tylko te dwa słowa. Wciąż nie mogłam przestać patrzeć na pistolet.
Jeśli wstrzeli w moją stronę to czy stanę nad swoim ciałem już jako duch?  Nieświadomie moje dłonie zaczęły się trząść.
-Proszę się skupić. Inaczej ten pan także będzie musiał w tym uczestniczyć.
Spojrzałam na niego. On musi przeżyć spotkanie z tym szaleńcem. Nawet jeśli to przeżyje to nie przeżyje tego kiedy jego duch będzie mnie prześladował. To by było okropne. Nie chcę o tym myśleć.
-Czego pan chcę?
-Och, to bardzo proste. Chcę żyć.- Uzbrojony facet podszedł i usiadł na fotelu po czym odsłonił swoją krwawiącą ranę. Nie wyglądało to za dobrze.- A teraz niech zabierze się pani do roboty. To cholernie boli.- Wycelował znów we mnie.
-Nie zrobię tego sama. Tylko pogorszę sytuację. Potrzebuje pan specjalnego zabiegu. A tutaj nie...
-Liczę na pani zdolność. Gorzej już być nie może chyba, że dla was.
Popatrzyłam na Tae. Wydawał się być zdenerwowany, ale bardziej zły. Nie wiedziałam czy na mnie czy na niego.
-Jeśli opuść pan tą broń. Na pewno się panem zajmą.
-Pieprzenie. Zaczynaj.
-Nie ma tu znieczulenia.
-Nie trzeba. Znoszę wszystko.
-Ale nadal...
-Powiedziałem zaczynaj! Mam twojego kolegę na muszce. Niech ci pomoże.
Taehyung pojawił się koło mnie.
Musiałam zacząć by móc żyć.
Założyłam rękawice na co te posłał mi niezrozumiałe spojrzenie.
-Nie możesz tego zrobić.  Nie jesteś lekarzem. - Szepnął mi do ucha.
-Jestem lekarzem z zawodu.
-Co?
-Podaj mi skalpel. - Wyciągnęłam rękę.
Przez sekundę Tae zastanawiał się czy powinien mi zaufać kiedy ja sama nie ufałam sobie. Jednak postanowił pomóc mi i sobie.



☆☆☆



Przez następne dziesięć minut myślałam co chwilę, że  zaraz tym wszystkim rzucę.  Ręce mi się trzęsły w obawie o nasze życie i o to, że  przez przypadek uszkodzę jakieś naczynie krwionośne i nie będę w stanie tego naprawić. Co gorsza za każdym razem słyszałam tego szaleńca i jego jęki. Wolałam nie myśleć jak bardzo to musi boleć.  Pot lał mi się z czoła. Ciągle ktoś stukał w drzwi, a  żadne z nas nie mogło się odezwać bo groziła nam kulka w łeb. Myślałam, że gorzej być nie może, ale jednak mogło.
Przez to całe zamieszanie wszyscy ludzie już wiedzieli co się tu dzieje.
Ci zmarli także. Zachowywali się tak jakby nie widzieli, że  teraz potrzebuje ciszy w głowie, a nie pełno szeptów.
Po prostu musiałam przerwać.  Przestałam.
Starłam pojedyncze łzy z twarzy. To za dużo. Gdyby nie fakt, że  obok stał Taehyung nie była bym w stanie zrobić czegokolwiek.
-Dlaczego przestałaś!- Krzyknął na mnie aż wzdrygnęłam się. Dłonie na prawdę mi się trzęsły. Miałam ochotę porządnie się wyrzygać.
-Sora.- Usłyszałam spokojny głos Tae. Spojrzałam na niego błagalnie. Wiedziałam,  że muszę. Zmusiłam się do tego i stało się to czego się tak obawiałam.
Krew trysnęła mi prosto w twarz. Chwyciłam za bandaż by to jak najszybciej zatamować.
-Uszkodziłam naczynie. Mówiłam, że  się  nie uda.- Powiedziałam złamanym głosem ciągle przyciskając ranę razem z Taehyungiem.
-Napraw to! Przecież było blisko! Co tak stoisz!
-Nie potrafię. - Szepnęłam.
-Jesteś lekarzem do cholery!
-Nie wydzieraj się. Już zrobiła co mogła. Po prostu się poddaj i nas wypuść.
-W życiu! - Odsunęliśmy się od niego. Przynajmniej Tae mi pomógł, ponieważ ja już nie panowałam nad swoim stresem i strachem. Chciałam już stąd wyjść. W dodatku te głosy stały się nie do zniesienia .
-Za głośno. - Szepnęłam i uklękłam koło blatu.
-Wypuść nas. Ona nie jest w stanie ci pomóc. Nie widzisz, że  nie da rady.
-Chcę stąd wyjść żywy. Jeśli ona nie jest w stanie mi pomóc to nikt już stąd nie wyjdzie.
Zamknęłam oczy gdy padł strzał. Nie panowałam nad łzami. Czułam tylko, że Taehyung jest koło mnie, ponieważ obejmuje moje skulone ciało.
Cała reszta potoczyła się bardzo szybko.  Drzwi w końcu się otworzyły, a przez nie wpadli policjanci. Nareszcie mogłam wyjść z tego piekła.
Pełno ludzi tłoczyło się koło nas. Ale dopiero gdy usiadłam odetchnęłam. I zrozumiałam, że  ktoś coś do mnie mówi. Przede mną stał spanikowany  Carl.
Obejrzałam się, ale nigdzie nie było jego. Tak szybko zdążył zniknąć.
-Sora? Sora!- Poczułam ręce na ramionach i spojrzałam w zaszklone oczy mojego przyjaciela.
Na prawdę ucieszyłam się, że go widzę. Rzuciłam się w jego ramiona na co mocno mnie przytulił. Dobrze było go zobaczyć.
-Boże jak dobrze, że nic ci się nie stało. Przepraszam mogłem pospieszyć się bardziej. Już dobrze. Jest bezpiecznie.
-Nigdy w życiu nie karz mi tu więcej przychodzić.  Oni są wszędzie.
Jeszcze długo po tym stałam przytulona do Carla. Na koniec wylądowałam w jego domu. Zdecydowanie nie było mowy o tym bym została u siebie. Chyba bym zwariowała.



☆☆☆



Cholerny telefon dzwonił co chwilę. Dobrze wiedziałam, że nie da mi spokoju więc wyłączyłam go. Niestety obecnie już słyszałam z dołu te dobijanie się do drzwi.
Przekopałam się przez stos pościeli i koców i zatrzasnęłam za sobą drzwi do łazienki. Prawie, że byłam bliska spotkania z Carlem.
-Wyłaź stamtąd.
-Nie chcę. Pozbądź się go.- Nie spotkam się z nim. Nie teraz i w ogóle nigdy. Podziękuje mu tym, że nie będziemy rozmawiać. Już wczoraj przeżyłam coś na kształt zawału.
-Sora, kochanie. Wiesz, że gdybym mógł to bym się go pozbył. Ale ten facet posiada lepszą kondycję niż my oboje.
-Pieprzenie. W cale się  nie starałeś.
-On  chce tylko cię zobaczyć. Powiedziałem mu, że śpisz.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam skrzywioną minę Carla.
-Nie teraz. Później będziesz narzekał na moją twarz. A skoro on chce mnie tylko zobaczyć udam, że śpię i po kłopocie. Chyba nie zechce mnie budzić?
-Oby nie. To idę. -Popchnął mnie w stronę łóżka, a sam wyszedł.
S powrotem zakopałam się pod kołdrą akurat wtedy gdy drzwi powoli się otworzyły. Zacisnęłam oczy byle by nie podkusiło mnie by je otworzyć.
-Widzisz? Mówiłem, że śpi. Wciąż odpoczywa po wczorajszym incydencie.
-Okej.  Mógłbyś mnie na chwilę z nią zostawić? - Co?! Czy on zwariował do reszty. Nie może go tu zostawić. Wtedy to już na pewno będzie słyszał jak szybko bije mi serce. Na prawdę nie mam ochoty na pogawędki.
-Przecież nic jej nie zrobię.
- No dobrze. Ale tylko chwila.
Zabije drania. Przysięgam, że dzieci to on się nie doczeka w takim tempie.
No cóż nie pozostaje mi nic innego jak uruchomić wszystkie pokłady mojej gry aktorskiej. Jednak w cale się nie uspokoiłam kiedy usiadł na krawędzi łóżka. Obawiałam się najgorszego scenariusza.
-Może i śpisz, a może nie. Z resztą to nie ważne. I tak kiedyś będziemy musieli porozmawiać.
Zanim poszedł odgarnął mi kosmyk włosów. Nieświadomie wstrzymałam oddech.
Odetchnęłam dopiero gdy drzwi się zatrzasnęły.
-Wariuje. - Szepnęłam sama do siebie nie oczekując odpowiedzi. Ale ją dostałam.
-To nie było fair.
-No nie. Skąd się tu wzięłaś?- Zdecydowanie nie potrzebowałam mądrość od jego siostry. Czy to nie oczywiste, że zawsze będzie stała po jego stronie? W sumie i tak już to robi. A nieoficjalnie się na nią obraziłam.
Chociaż nie.
Czy warto obrażać się na kogoś kto nie żyje?
-Och, myślałam, że takie rzeczy wiesz.
-Nie wiem.- Burknęłam i zeszłam z łóżka.
-No cóż. Kiedy kobieta i mężczyzna...
Nie dałam jej dokończyć. Poduszka, którą miałam chwilę temu w ręce przeleciała na drugi koniec pokoju.
Cholerne duchy!
-Nie o to mi chodziło.
-Zapewne. Jednak mogłaś nie tchórzyć.
-Nie muszę ci się  tłumaczyć. Będę kim chcę. Obecnie jestem tchórzem, okej? Jutro może zostanę klaunem  albo chociażby kolanem.
-On chciał ci tylko powiedzieć, że przeprasza.
-Och, na prawdę? Powinnam za nim pobiec? Może jeszcze zdążę mu powiedzieć, że widzę duchy.
-Sora...
-O nie. Jeszcze nie zwariowałam.- Powiedziałam wściekła. Jakim prawem znów ktoś musi psuć mi dzień. W dodatku wolny.- Przecież nie czytasz w myślach. Chyba, że. .
Nie wiedzieć czemu zakryłam sobie uszy.
-Myślisz, że czytam w myślach przez czyjeś uszy?
Boże co ja robię?  Oczywiście, że nie.
Przywołałam się do porządku. Co się dzisiaj ze mną dzieję?
-Idę się ubrać. Chyba nie będziesz mnie podglądać, co?
Niestety nie dostałam odpowiedzi,  ponieważ Mary zniknęła. W końcu mogłam odetchnąć. Ale nie do końca. W łazience pojawił się nieznajomy. Co do...
-Wynocha mi stąd! !



☆☆☆



Kolejny telefon. Tym razem była to osoba, która nie działa mi tak na nerwy jak reszta ludzkości. Na wyświetlaczu pojawiło się znane nazwisko. Odebrałam z nieudawaną radością.
-Co teraz robisz?- Usłyszałam zaraz po odebraniu. Tak bez żadnego cześć?
-Siedzę w domu.- Chociaż może powinnam powiedzieć, że ostro gdzieś baluję. Ale po co kłamać?
-To świetnie. Spotkaj się ze mną. Teraz.
-Teraz?
-Hym. Czekam pod twoim domem.- Poważnie? Tylko tyle i zaraz się rozłączył.
Zerwałam się z kanapy by wyjrzeć przez okno. Faktycznie samochód Namjoona stał na podjeździe. Czy on także zdążył już dowiedzieć się o tym historycznym zdarzeniu? No cóż wystarczy, że zapewnię go iż nic mi nie jest. Może wtedy z mojej głowy wyparuje ta dziwna myśl, że przyjechał po coś innego.
Zbiegłam po schodkach.
-Nie wiedziałam, że przyjdziesz. Zostały wam jeszcze cztery dni.
-W sumie tak, ale to stało się nudne więc pomyślałem, że cię odwiedzę po tym jak sam zmusiłem cię żebyś tam ze mną pojechała. Nagle wróciłaś nic nie mówiąc.
-Och, no tak. Miałam coś do załatwienia. Przepraszam.- Przepraszam także za to, że cię okłamuję.
-Już nie ważne.
-Więc o co chodzi?
-Muszę ci coś powiedzieć. Jednak nie tutaj. Pojedźmy gdzieś.
-Um, no dobrze.- Wsiadłam do samochodu czując, że trzeba było użyć jakiejś dobrej wymówki. To aż zadziwiające, że mam tyle długów do spłacenia akurat u tego człowieka. Nigdy mi się to nie zdarzało. Może dlatego, że nie przebywałam z ludźmi przez tak długi czas? No cóż zostawiłam te przemyślenia na później, a zajęłam się rzeczywistością, ponieważ zaparkowaliśmy. Przed sobą widziałam rzekę Han.
-Chyba nie zamierzasz mnie utopić?
-Oczywiście, że nie. To mija się z moim celem. Chodźmy.- Uśmiechnął się więc poszłam nad brzeg. W nocy także było tu naprawdę ładnie. Wciąż nie rozumiałam dlaczego stoimy i milczymy. Spojrzałam na Nama.
-Co takiego ważnego chciałeś mi powiedzieć, że przyjechaliśmy aż tu?
-Sora? Lubisz go?
-Kogo?
-Taehyunga.
-Oczywiście, że nie.- Zaprzeczyłam szybko modląc się by odpuścił sobie drażliwy temat. W ogóle dlaczego mnie o to pyta? Czyżby coś sam wywnioskował? Z resztą nie powinnam się martwić. To nie ma znaczenia, ponieważ ja się tego pozbywam. Zwykłego zauroczenia.- On nie jest w moim typie.- Odpowiedziałam tym razem nieco pewniej.
-A ja jestem?
-Hym. Pewnie bardziej niż on. Ale dlaczego pytasz mnie o takie rzeczy?
-Ponieważ chcę żebyś została moją dziewczyną.- Spojrzał na mnie, a ja się zawiesiłam.
-Mnie? Znaczy co? Dlaczego?- Palnęłam bez zastanowienia.
-Posłuchaj mnie. Nie karze ci się we mnie zakochiwać od razu. Mówię tylko byśmy spróbowali. Żebyś spróbowała mnie polubić. Ja już zacząłem.- O kurcze.
-Dobrze. Zgadzam się.



niedziela, 13 grudnia 2015

G-Dragon - Ryzyko cz. 2


 Jej, to się stało. Dokończyłam choć mówiłam, że nie dokończę xd
No cóż tak to już ze mną jest :p  Zobaczyłam wasze komentarze i pomyślałam, że jednak tak być nie może. 
Ślę do was wielkie serducho i podziękowania. Na prawdę kocham was chociaż się nie znamy <333












Po raz setny przejrzałam się w odbiciu czystego blatu. Tak na prawdę robiłam to całkiem nieświadomie, gdy ścierałam go. Możliwe, że działo się tak ponieważ w mojej głowie odbywała się burza myśli związana tylko z jedną osobą. Próbowałam czytać książkę, którą wypożyczyłam, ale nawet nie byłam w stanie przewrócić na następną stronę od pół godziny. W końcu zaczęło mnie to irytować. Ciągłe wracanie do ostatniego wieczora nie było najlepszym pomysłem.
Nie dość, że nic sobie nie uzgodniliśmy to pozwoliłam by wymknął mi się z samego rana. Powinnam była go powstrzymać, ale zdecydowanie wtedy myślałam, że to nie najlepszy pomysł. Najzwyczajniej nie chciałam kazać mu odpowiadać. A to dziwne bo zazwyczaj nie myślę tylko robię tak jak chcę.
Westchnęłam już znudzona tą całą sytuacją.
Postanowiłam wyjść na korytarze. Nie musiałam martwić się o to, że ktoś się mnie przyczepi. Dziś miał się tu odbyć czyjś ślub więc nikt nie przejmował się mną. Z racji tego, że lubiłam patrzeć na ludzi tym razem patrzyłam na tych wszystkich gości,  którzy przemierzali korytarz w te i s powrotem.
W sumie nic ciekawego, a jednak całkiem przydatnego. To na prawdę podejrzane, że właśnie na parkingu zaparkował dość znajomy samochód. Zmrużyłam oczy i wyciągnęłam paczkę papierosów zmierzając do wyjścia. Nie mogłam nic poradzić na moje przypuszczenia. Mogły się okazać prawdą lub zwykłym przewrażliwieniem. To możliwe, przecież tylko z nim spędziłam zamiast jednej nocy, dwa lata.
Więc by nie wyglądać podejrzanie lub co gorsza jak napalona fanka zapaliłam jednego po czym zaciągnęłam się wypuszczając na zimne powietrze kłąb dymu.
Gdy drzwi się otworzyły zmrużyłam oczy jeszcze bardziej.
Wysiadł mężczyzna. Nie był to Jiyong. A jego kolega z zespołu. Co i tak oznaczało, że to jego samochód.  Wolałam myśleć, że w tym momencie po prostu go pożyczył niż, że gdzieś się ukrywa. Tylko dlatego, że nie chce rozmawiać.
Rzuciłam połowę papierosa na ziemię i weszłam s powrotem. W końcu zostało mi tylko piętnaście minut pracy.
☆☆☆

Kiedy zamykałam drzwi zdarzyło się coś czego się nie spodziewałam. A jednocześnie ta wiadomość olśniła mnie na tyle by coś sobie postanowić.
Ale wracając do rzeczy.
Właśnie przekręcałam klucz gdy usłyszałam szybkie kroki na korytarzu. Zaraz po tym wyłoniła się dziewczyna w bieli, a za nią orszak złożony z rodziców, którzy ciągle próbowali wytrzeć  jej łzy tak by nie  wytrzeć  makijażu. Moją pierwszą myślą było to iż to może być dość ciekawe widowisko dlatego też przystanęłam pod pretekstem szukania czegoś ważnego w torebce jednocześnie przysłuchując się rozmowie.
-Kochanie nie płacz.- Zaczęła żylasta mamusia.
-Tobie się to nie zdarzyło!- Krzyknęła panna młoda na powrót zalewając się łzami.
-No cóż na pewno musiało coś go zatrzymać.
-Tak myślisz?
-Oczywiście. O, popatrz Seunghyun zaraz to potwierdzi.- Na to imię od razu podniosłam wzrok.
Faktycznie oni mówili o tej samej osobie o której myślałam. Teraz nawet przysłuchiwałam się uważniej.
-I co? Odebrał?
-Nie. Za to napisał sms-a.- Spojrzałam na komórkę w jego dłoniach, która zaraz została mu wyrwana. Panna młoda z coraz większym przerażeniem wytrzeszczała oczy. Na koniec znów się rozpłakała. No cóż dobrze wiem co to oznacza. Jej przyszły mąż tak na prawdę nie chciał być przyszłym mężem. Nawet mi jej szkoda.
Westchnęłam i ominęłam pannę młodą, która wciąż starała się coś powiedzieć.
-Jest mi na prawdę przykro.- Usłyszałam jeszcze za sobą skruszony głos Seunghyuna.
-Jiyong jest już martwy!!
Dziewczyna krzyknęła, a ja aż się zatrzymałam i odwróciłam tylko na chwilę by zaraz potem wybiec z hotelu.
☆☆☆

Zaparkowałam samochód w pośpiechu. I co z tego, że na trawniku. Bardziej interesowała mnie pewna osoba. Jeśli mi zaraz nie otworzy to się wścieknę. A kiedy jestem zła to raczej lepiej wyjść. Tylko tym razem nie pozwolę mu nigdzie ruszyć dupska. Póki mi nie wytłumaczy nigdzie nie pójdę.
Jeszcze raz mocniej zastukałam do drzwi.
Kiedy zamek w drzwiach się przekręcał byłam bliska pomóc mu je otworzyć. Ale to minęło gdy zobaczyłam jego zaspaną twarz. Coś we mnie pękło i po prostu zrobiłam coś czego nigdy nie robię.
-Co ty odpierdalasz!!- Krzyknęłam mu prosto w twarz i wtargnęłam do środka popychając go przy okazji.
-Gdybym wiedział, że przyjdziesz otworzył bym szybciej.- Odparł całkiem spokojnie.
Okej. Słusznie, najlepiej się nie denerwować. Po prostu jeśli powie coś głupiego przywalę mu.
-Chciałeś wszystko przespać. Cały dzień. Czy wiesz co dzisiaj jest za dzień?! Co się dzieje o tej godzinie, a raczej co powinno się dziać? Na prawdę nie wiesz?- Oparłam rękę na komodzie. Wciąż staliśmy w holu.
Ale Jiyong po prostu mnie minął więc poszłam za nim. Tylko, że nagle on nie chciał się do mnie odezwać.
-To podłe. Dobrze wiesz o czym mówię.  Pracuję w tym hotelu. Jak mogłeś być na tyle głupi by się tego nie domyślić.  Chociaż nie. Sam fakt, że mi nie powiedziałeś jest gorszy.-Powiedziałam to z wyrzutem. Niestety nie mogłam zobaczyć jego twarzy, ponieważ on nie chciał spojrzeć mi w twarz. Widok za oknem okazał się być bardziej interesujący niż sprawa jego niedoszłego ślubu. A przecież za oknem nie ma odpowiedzi.
-Wszystko widziałam i w cale mi się to nie podoba. Dlaczego nic nie powiesz.
-A co chcesz wiedzieć.- Odwrócił się nagle, a w jego oczach widziałam na prawdę dużo złości i jednocześnie jakiegoś bólu. W tym momencie w ogóle go nie poznawałam.
-Wszytko. Zaczynając od tego dlaczego tak postępujesz. Dobrze wiesz co myślę na ten temat. Powiedziałam, że nie chcę zakładać rodziny bo to się źle skończy. Jeśli już chcesz ją mieć to na zawsze. A ty w tym momencie robisz wszystko na odwrót. Ta dziewczyna. Nawet jej nie znam. Ale oby było ci jej choć trochę szkoda tak jak mnie jej.
-Właśnie dlatego nie mogłem. Związanie się z nią. Na zawsze. Wiesz co by oznaczało. A po mimo tego wciąż chcesz żebym to zrobił?
Zamilkłam.
Oczywiście, że tego nie chcę . Ale bycie tchórzem tylko dlatego, że nie jest się w stanie spełnić danej obietnicy też jest złe.  Ta dziewczyna była pierwsza. Jiyong sam zadecydował o tym nie powiadamiając mnie więc ja nie powinnam niszczyć czyjś marzeń. Przecież sama ciągle mówię, że nienawidzę tych ludzi, którzy nie potrafią być wierni. Tak wyglądała moja rodzina i skończyłam tu gdzie jestem teraz. Więc jak mogę?
-Tak. Bądź facetem Jiyong. A nie pieprzonym tchórzem!
-Dlaczego zawsze próbujesz robić dobrze, co!
-Nigdy nie próbowałam! Przynajmniej umiem powiedzieć co czuje!
-Nagle ci tak zależy! Przecież mnie kochasz. Czy coś się zmieniło?!- Podszedł bliżej, ale w cale mnie tym nie zaskoczył. Byłam wściekła bo nie tak to sobie wyobrażałam.
-Chyba nie.- Wyszarpnęłam się z jego uścisku.- I to jest najgorsze.
Odwróciłam się na pięcie i poszłam po torebkę,  którą zostawiłam na komodzie w holu. Zamierzałam wyjść bo co więcej mogłabym mu powiedzieć.
Chociaż wiedziałam, że idzie za mną nie miałam zamiaru się odwracać. 
Jednak gdy chwyciłam torebkę przeszył mnie ostry ból brzucha. Odruchowo się za niego złapałam co zwróciło uwagę Jiyonga.
-_____
-Daj mi spokój.- Warknęłam odpychając jego ręce.- Nie jestem w ciąży więc odpuścić sobie.
Wyszłam zatrzaskując drzwi za sobą.  Wsiadłam do auta w jeszcze  gorszym humorze niż byłam wcześniej. Brzuch jeszcze trochę bolał, ale zrzuciłam to na nerwy. Po czym z piskiem opon odjechałam.
☆☆☆
Czy to ma sens?
Pewnie skoro czuję, że nie ma w tym najmniejszego sensu powinnam dać sobie święty spokój. I spalić zaproszenie nad świecą przeklinając tak na prawdę nie Jiyonga,  ale czyżby siebie? A ponadto to śmiać się z tego co zawierało to zaproszenie.
Ślub Jiyonga.
Przecież to nie ma sensu.
Nie chciał tego. Nawet wtedy gdy przyszłam do niego robiąc mu wyrzuty nie myślałam, że weźmie za to odpowiedzialność.
Zaskoczył mnie takim posunięciem. Z jednej strony wiem, że jest okej, że mogę mu pozwolić bo to jest uniknięcie tego czego tak bardzo nienawidzę. Lecz jest przecież druga strona tej sprawy. Nie powinnam go zmuszać do tego by robił to czego ja oczekiwałam. Mogłam się pomylić i to nawet bardzo. Ten nieszczęsny fakt krąży po mojej głowie i najwidoczniej nie ma zamiaru dać mi spokoju.
A tak nie może być.
Zerwałam się z fotela by poszukać czegoś ważnego w szafie. Stara kiecka z pewnością jeszcze nadawała się na pójście w niej w pewne miejsce. I zamierzałam tylko mu coś powiedzieć.
Muszę się pozbyć tego  dziwnego uczucia.
Jeszcze powinnam zdążyć zanim oboje powiedzą sobie ,, tak''.
☆☆☆

Co mnie opętało?
Nie powinnam była wysiadać z taksówki podczas deszczu byle by uniknąć korka na drodze. Przemoczyłam najlepsze szpilki jakie miałam oraz całą siebie i jedyną sukienkę jaką miałam.
Kiedy dobiegłam na miejsce mój żołądek zawinął się w supeł. No cóż, pchnęłam wielkie drzwi i weszłam do hotelu.
Nigdy nie lubiłam zbytnio swojej pracy, a teraz gdy pomyślę, że to tu ma się to stać wręcz jej nienawidzę. Jeszcze tylko na chwilę przystanęłam kładąc rękę na brzuchu.
Na prawdę nie powinnam biec. Skoro to już wiadome to powinnam zacząć myśleć bardziej mądrze. Jednak co ja poradzę na to, że gdy myślę o nim nie myślę jak kobieta, a jak jakaś nastolatka.
Po prostu już więcej nie myśląc poszłam prosto do windy. Niektórzy ludzie patrzyli na mnie z zaskoczeniem gdy zmierzałam przez korytarz.
Zapukałam do drzwi przyozdobionych wstążkami. Przecież róż to nie jego kolor. Co ta baba sobie myślała.
Zapukałam jeszcze mocniej.
Już miałam złapać za klamkę, ale usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się i zobaczyłam go.
W ubraniu, w którym nigdy nie myślałam nawet go zobaczyć. W garniturze było mu na prawdę do twarzy.
Szkoda tylko, że nie ja jestem tą wybraną.
Albo nie.
Jestem nią. Tylko, że całkiem inną. Powinnam i powiem, niech wie. Nawet jeśli to nic nie zmieni będę miała świadomość, że naprawiłam swój błąd.
Zanim Jiyong zdążył do mnie podejść sama do niego podeszłam.
I zrobiłam to na co miałam ochotę już od bardzo dłuższego czasu.
Pocałowałam go.
Ale nie tak zwyczajnie. Po prostu nie dałam mu wyboru. Nie chciałam żeby pierwszy mówił. Dlatego go pocałowałam. Nie wyobrażałam sobie, że mnie odepchnie. Ale też nie zaskoczył mnie gdy nic nie zrobił.
Oderwałam się od niego by złapać oddech po czym spojrzałam mu w oczy.
-Chcesz to zrób to, a jeśli nie to tego nie rób.  Ważne żebyś zrobił to co chcesz.
-Dlaczego ...
-Bo się myliłam,  okej! Więc jeśli coś się zmieniło to ja to zrozumiem.
-Jak ty wyglądasz.
- Do cholery, odpowiedz mi!- Uderzyłam go pięścią w ramię.
Jak śmiał doprowadzić mnie do takiego stanu. Stanu, w którym chciałam w końcu przestać powstrzymywać łzy tak jak robiłam to zwykle.
Chyba brakowało mi sił.
Nie tej fizycznej, ale do tego by się pogodzić.
Dałam sobie spokój z przemocą.
Tylko pstrzyłam na niego, a on na mnie.
W końcu pierwsze co zrobił to ujął moją twarz w swoje dłonie. Po czym przybliżył się do mnie. Zapomniałam o tym, że jestem cała rozmazana bo jedyne co widziałam to jego lekki uśmiech.
- Czy to nie głupie? - Zapytał szeptem, lecz nie miałam szansy odpowiedzieć. Choć na usta cisnęła mi się tylko jedna odpowiedź.
Chciałam mu coś powiedzieć, ponieważ wiedziałam, że za nie długo będzie na to za późno. Kiedy Jiyong wsuwał swoje dłonie coraz wyżej nie zważając na moje przemoczone ubrania. Dlatego też zatrzymałam jego ręce by spojrzał na mnie.
-Chciałam ci coś jeszcze powiedzieć. Może to nie najlepszy pomysł, ale lepiej teraz niż później.
Oczywiście miałam takim zamiar póki nie osunęłam się w ramionach Jiyonga, po prostu na podłogę. Jedyne co widziałam zanim zamknęłam oczy to jego spanikowaną twarz i to jak mną potrząsa.
☆☆☆

Powoli otwierałam jedno oko. Myślałam, że obudzę się w jasnym, szpitalnym pomieszczeniu. A jednak żadne światło nie zaatakowało moich oczu więc otworzyłam je spokojnie.
W ogóle nie kojarzyłam tego miejsca . Nie przypominało ono mojego domu, chociaż nawet by pokoju. Jakoś specjalnie się tym nie przejęłam.
Wyplątałam się z koca i położyłam stopy na miękkim dywanie. Przez chwilę zastanawiałam się jak mu powiedzieć.  Ale po prostu chyba tak jak bym to zrobiła ja.
Wstałam i podeszłam do drzwi.
Jednak ktoś mnie już uprzedził. W drzwiach stał Jiyong, a ja przed nim z ręką w powietrzu.
-Już się obudziłaś?
-Yhm.
-Usiądź.- Załapał mnie za rękę i poprowadził s powrotem bym usiadła na skraju łóżka.
Trochę mnie to zaskoczyło, ale znałam go na tyle dobrze by wiedzieć, że tak na prawdę  może to nic nie znaczyć. Więc postanowiłam po prostu powiedzieć to co chciałam. -Nie często zabierasz mnie do swojego domu. Tym razem też nie musiałeś.  Wiem, że chciałam ci coś powiedzieć, ale nie wiem czy zdążyłam dokończyć. Więc jedyne co teraz musisz wiedzieć, a o czym nie masz pojęcia to to, że jestem w ciąży.
-Wiem to.
-Wiesz?
-Lekarz mi powiedział.- Jiyong wstał. Tylko po to by podejść do okna. Pewnie w jego głowie musi toczyć się gonitwa myśli. A ja w cale mu nie pomogłam ukrywając to przez tak długi czas.
-Jesteś wściekły.
-Oczywiście, że tak. Pomyślałem, że jesteś pieprzoną egoistką. A później już wszystko minęło.
-Czyli nie wziąłeś tego ślubu.
-Nie. Nie nadaje się do tego. I gdy pomyślałem, że gdybym powiedział tej dziewczynie ,,tak'' to kiedyś mielibyśmy dzieci. Do tego to już się całkiem nie nadaje.
-Rozumiem. - Przerwałam mu. Nie musiałam słyszeć całej reszty. Zniosła bym ją. Może dlatego, że od początku wiedziałam jak jest. Tylko , że pomiędzy wiedzą a słyszeniem jest duża różnica. I choć to już zaczęło boleć umiem tego nie pokazać.
Czas najwyższy stąd wyjść.
-Ale okazało się, że to ja jestem gorszym egoistą. Ty boisz się bardziej.- Spojrzał mi w oczy.
Kolejne zaskoczenie.
-Te czasy już dawno minęły. Umiem sobie poradzić ze wszystkimi. Z tym także dam radę jeśli nie chcesz mi pomóc.- Wstałam by tylko już nie musieć słuchać tego,  że znów czegoś się boję.- Już sobie pójdę. 
-Nigdy nie dasz mi dokończyć tego co chcę powiedzieć?
-Wiem co chcesz powiedzieć. 
-Wcale nie.- Złapał mnie za rękę po czym przyciągnął do siebie. 
-Co to znaczy?- Zapytałam podejrzanie. 
-Zostań.- Spojrzał mi w oczy.
To słowo do mnie dotarło. Tak bardzo, że nie wiedziałam co mu odpowiedzieć. Tak na prawdę nie musiałam. Nim zdążyłam o czymkolwiek zadecydować Jiyong pocałował mnie. Na początku dość delikatnie, a z czasem i tak wylądowałam na łóżku. 

☆☆☆ 

Minęły dwa lata. Wbrew wszystkim pozorom i przypuszczeniom żadne z nas się nie zmieniło. Nawet teraz kiedy mamy dziecko wciąż robimy to co chcemy. Wielu ludzi myśli, że jesteśmy okropnymi rodzicami, ponieważ ciągle odwiedzamy ulubione kluby i szalejemy. Ale gdy chodzi o bycie rodzicem wszystko się układa tak jak być powinno. 
Nigdy nie oceniałam ludzi po ich wyglądzie czy zachowaniu. Wciąż mam nadzieję, że inni którzy tak robią w końcu przestaną patrzeć na to co widzą, a spróbują pomyśleć nieszablonowo.
Tak jak my.  



 PS:  Końcówka jest taka ..... moja xd Naszło mnie by coś takiego napisać. Taki tam morał.... czy coś.




sobota, 5 grudnia 2015

Ogłoszenie!!

Witam was kochani! Cieszę się, że ciągle ktoś tu jest kiedy mnie nie ma. A w związku z tym pragnę was poinformować iż do świąt raczej nic się tu nie pojawi. Ponieważ jak pewnie wiecie wasza autorka jest zawsze zabiegana, a wena uciekła w popłochu.
Czuję się po prostu źle pisząc wam o tym bo mam wyrzuty sumienia, że tak was zostawiam bez niczego przez długi czas.
Gdy tylko nadarzy się okazja i wena będę pisać aż będę miała dość. Jednak obecnie mam nadzieję, że nie opuścicie mnie.
                            Życzę wam wielkie Hwaiting! No i miłych mikołajek!





sobota, 21 listopada 2015

G-Dragon- Ryzyko.

 Jejciu patrzyłam ostatnio na statystyki i się nieco przestraszyłam bo czasami są bardzo niskie. Mam nadzieję, że nie są spowodowane tym, że długo nic nowego się nie pojawia, a tym, że szkoła i inne obowiązki was zajmują tak samo jak mnie.  Wena się pojawia, ale nie na to co trzeba. Mam sporo pomysłów na całkiem coś innego, a nawet postanowiłam się dziś z wami podzielić owocami mojej pracy nad pisaniem tekstów +18 bo za cholerę nie mogę się jakoś przełamać by napisać coś dobrego. Nie mam pojęcia czym to jest spowodowane, ale tak już mam. No więc to pewnie nie będzie super porno, ale ..
Na prawdę nie wiem kiedy wrócę do BTS, mogę was pocieszyć jedynie tym, że napisałam następny rozdział w 1/4 ;p  Mam nadzieję, że na święta będę się bardziej udzielać, a na razie macie do oceny to coś.

Polecam kliknąć dla nastroju:  Klik   ,   Klik 


Siedziałam i czekałam aż cały piasek przesypie się przez moje palce. Jednak zawsze trochę go zostawało. Chciałam wierzyć, że te resztki są moją nadzieją. Ten głupi przesąd, który sama wymyśliłam już dawno okazał się beznadziejny. Ale jakoś nie mogłam się od tego oderwać. Bo cóż mi pozostało? Siedzenie w ciemnym pokoju na poddaszu wcale nie było moim spełnieniem marzeń, a co gorsza jakoś nie miałam motywacji by to zmienić. Nie po tym co stało się wczoraj wieczorem.

☆☆☆   ( Wczorajszy wieczór )

Jak zwykle o godzinie dziesiątej w hotelowym barze za ladą stał nie kto inny jak ja. Ze starą szmatą w ręku i całkiem obojętnym wyrazem twarzy. Może i wydawać się to dziwne, gdy tak na prawdę tego wieczora nie było tu żywej duszy. Jednak czemu się dziwić kiedy dwie ulice dalej jest koncert, na który chciałam pójść. Czułam się jak ostatni nieudacznik gdy przyjaciele ogłosili, że się na niego wybierają, a ja musiałam sobie odpuścić. Lecz to nie był ostatni gwóźdź to trumny. Najgorsze w tym wszystkim było to, że jeden z członków zespołu jest moim przyjacielem i to był drugi powód zaraz po braku funduszy. Chociaż gdy się tak nad tym zastanawiam to nie wiem jak można by określić nasze relację.  To dość skomplikowane dla nas obojga. Ale nigdy nie mam nawet czasu nad tym głębiej pomyśleć.
Więc wycierałam blat po raz setny byle by zająć czymś ręce. Pewnie robiłabym to znów gdyby nie fakt,że usłyszałam czyjeś kroki. Podniosłam odruchowo głowę i choć chciałam s powrotem ją spuścić to nie mogłam się do tego zmusić. Nie sprawił tego fakt iż na horyzoncie pojawiły się znane całemu światu osoby. Dla mnie pojawiła się ta jedna osoba. Ji Yong rozmawiał ze swoimi kolegami jak gdyby nigdy nic. Tylko przez sekundę na mnie spojrzał, a ja wiedziałam co robić i jak się zachować. Więc czekałam by przyjąć zamówienie. A raczej czekałam aż to on podejdzie.
-Poproszę coś mocnego.- Ustawiłam pięć szklanek wypełnionych po brzegi, a  w zamian dostałam pieniądze i małą karteczkę.
☆☆☆
Zapukałam w drzwi do pokoju numer piętnaście po czym usłyszałam przekręcany zamek więc weszłam bez zbędnych ceregieli. Jiyong siedział w łazience.
  Na łóżku leżały porozwalane ciuchy. W kącie wielka torba, a na małym stoliku otwarta paczka papierosów. Sięgnęłam po jeden i odpaliłam. Wyszłam na taras by zaczerpnąć powietrza. Ale zaraz obok mnie pojawił się Jiyong.
-Pewnie to było dość nie miłe.
-Nie przesadzaj. Poprosiłeś mnie o to już dawno temu więc dotrzymuje obietnicy. Wolę nie stracić przyjaciela.- Wręczyłam mu połowę papierosa po czym weszłam do środka, a on za mną.
Nasz dość dziwny układ odpowiadał mi gdy zaczęliśmy się przyjaźnić. Po roku zwykłego spotkania się na kawie i chodzenia na imprezy oraz wlewania w siebie tony alkoholu stwierdziliśmy, że świetnie się ze sobą dogadujemy. A ponieważ byłam i wciąż jestem osobą, która zazwyczaj niczym się nie przejmuje wywiązał się ten układ.
Ja nie lubiłam tych wszystkich facetów, którzy myśleli bóg wie co zaraz po tym jak wyszłam z ich łóżka, a Ji Yong miał swoje powody sławnej osoby by w końcu musieć przestać zaliczać nieznajome panienki przed i po koncertach. Nie miałam nic przeciwko pokazaniu mu swojego ciała. I tak to zawsze sex i dobra znajomość bez większych wyobrażeń. Poza tym to jedyna osoba, która nie mówi mi,że mam się zmienić. Nie lubię słuchać innych. Sama też daje sobie świetnie radę więc wcale się nie przejęłam tym, że zostałam wyrzucona z domu kiedy w wieku szesnastu lat zrobiłam sobie tatuaż na pół ciała.
Jiyong jest tak samo zepsuty jak ja. I może w tym cała rzecz?
-Nad czym myślisz?- Poczułam jak jedna strona łóżka się zapada i ręką Jiyonga oplata mnie w pasie.
-Znowu ta przeszłość.- Nigdy nie lubiłam wracać wspomnieniami do dzieciństwa, którego tak na prawdę nie było. Pozostało mi tylko wspomniane ochydnych, chudych dłoni mojego ojczyma zboczeńca.
-_____ pamiętaj  nie jestem twoim ojcem.- Ji przyciągnął mnie na swoje kolana obejmując ramionami.
-Przestań, przecież wiem.- On zawsze próbuje mnie pocieszać tym swoim szerokim uśmiechem w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy.- Masz piwo?
-Tak, w lodówce.
Podeszłam do małej lodówki,  w której znalazłam cały zapas piwa. Otworzyłam jedno by schłodzić sobie gardło. Spojrzałam na Jiyonga wpatrującego się we mnie i uśmiechnęłam się powracając do picia. Zaraz po tym nie czułam już smaku piwa, a język Jiyonga wpychający się do moich ust. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma tylko patrząc i rozmawiając. Widać nie tylko ja miałam ciężki dzień za sobą.
Położyłam swoje chłodne dłonie na jego napiętym brzuchu wodząc delikatnie opuszkami placów w górę i w dół. Jego ciało zawsze było dość mizerne, ale tylko z pozoru. Teraz mogłam poczuć każdy mięsień. Cholernie dobrze zbudowane ciało. Powoli ściągałam koszulę. Na chwilę się od siebie rozdzieliliśmy. Rzuciłam ten kawałek szmaty w kąt i całkiem rozluźniłam ciało gdy usta Jiyonga schodziły w dół na szyję. Przez chwilę zamknęłam oczy by ponieść się chwili i poczuć tylko jego usta. Pozwoliłam by rozpiął moją koszulkę, która poleciała od razu na podłogę.
Jiyong nie był i nie jest taki jak ktoś z kim musiałam walczyć mając zaledwie dziesięć lat. Tym bardziej nie rozumiem dlaczego znów czuję na policzkach gorące łzy. Myślałam, że już dawno się ich pozbyłam. To na prawdę denerwujące.  Nie chciałam ich teraz.
-Poczekaj.- Odsunęłam od siebie Jiyonga. W głowie miałam tysiąc myśli na minutę. Lecz zdecydowanie wszystko działo się za wolno. Nie potrzebowałam czułość. Nie lubiłam tego uczucia. A Jiyong wiedział, że nie jestem typem delikatnej osoby.
-No chodź do mnie.- Wyciągnął ręce uśmiechając się prowokująco. Chwyciłam je i zostałam od razu pociągnięta na łóżko i przygnieciona przez Jiyonga. Straciłam buty, a  zaraz po tym spodnie. Teraz prezentowałam się samej bieliźnie. Uśmiechnął się lekko po czym wrócił do całowania każdego skrawka mojego ciała zaczynając od szyi po drodze zatrzymując się przy piersiach. Uniosłam trochę swoje ciało by Jiyong wsunął swoje dłonie. Wyciągnęłam ręce by szybko ściągnąć ramiączka od niepotrzebnego już stanika. Położyłam dłonie bezwładne i pozwoliłam by tylko jego dłonie nieznacznie unosiły mnie nad materacem, gdy zęby Jiyonga zacisnęły się na twardym sutku. Ból od razu zmieszał się ze słodką przyjemnością gdy zaczął go ssać i lizać. Cichutko jęknęłam odchylając głowę do tyłu. Jedna z rąk powędrowała do jego ciemnych włosów i za nie szarpnęłam dając znać by przestał bo skończymy to o wiele za szybko. Wprawdzie teraz to ja powinnam była się nim zająć. Niewiele więcej myśląc zaczęłam rozpoznać jego spodnie by dostać się do tego co ukrywał. Wsunęłam dłoń w jego bokserki i objęłam sztywnego penisa. Zaczęłam powoli poruszać nią po całej długości coraz bardziej zwiększając tępo by patrzeć jak twarz Jiyonga wyraża samozadowolenie, a oczy już dawno zaszły niewidzialną mgłą. Patrzenie na niego było równie podniecające co sam fakt tego, że zaraz ta pulsująca skała zaraz będzie we mnie. Chciałam go jeszcze trochę podręczyć, lecz jego ręka zatrzymała moją.
-Jesteś diablicą.- Powiedział nieco schrypniętym głosem pochylając się nade mną. -W bardzo seksownym ciele.- Wiedziałam to już od dawna.  Nie potrafiłam inaczej. Niektórym facetom to przeszkadzało, ale nie jemu. W końcu każdy dostaje to czego chce.
-Skończmy to.
-Nie tak szybko. Jesteś zdenerwowana, a ja mam ochotę to poczuć.
-Mówisz, że mogę zaszaleć. Czy to nie będzie coś jak wykorzystanie?
-Nie, jeśli ci pozwalam. -Jiyong pociągnął mnie do siadu, a ja zarzuciłam mu ręce na ramiona i mocno pocałowałam mocno gryząc dolną wargę.  Przechyliłam go na materac tak, że mogłam na nim usiąść. Tak zdecydowanie mogłam o wiele więcej. Już dawno pozbyłam się jego wszystkich ubrań. Doskonale czułam jego erekcje. Poruszyłam się na co Ji tylko stęknął. Chciałam go jeszcze raz pocałować.
-Będę ostra. Nie przestane póki się nie poddasz. Ale później musisz mi się odwdzięczyć.- Pocałowałam go na co Ji Yong przyciągnął moją twarz jeszcze bliżej wpychając język do środka.
-Tylko na to czekam.- Mruknął mi do ucha. Sama nie chciałam już dłużej czekać. Zaciskanie ud nie jest tym co robi się bez drugiego partnera.
Podniosłam się na kolanach by zaraz, bez żadnego ostrzeżenia wziąć go całego na raz. Westchnęłam odchylając głowę do tyłu. Jiyong zacisnął palce na moich biodrach wciągając z sykiem powietrze. Odczekałam chwilkę by przystosować się do jego rozmiaru. Po czym prawie wysunęłam jego penisa by zaraz potem pochłonąć go całego. Powtarzałam tę czynność raz za razem opuszczając się i unosząc. Przez kolejne minuty nie było słychać zupełnie nic oprócz naszych urwanych oddechów i odgłosu obojga ciał uderzających o siebie.
Złość we mnie wzbierała bo Jiyong wciąż skutecznie się powstrzymywał choć wiedziałam, że robi to celowo bym uwolniła z siebie całą złość, a na koniec opadła z sił. Ale wtedy byłabym na przegranej pozycji.
A jestem silna!!
Dam mu tyle, że nie będzie  w stanie znieść więcej niż mu się wydaje.
Zacisnęłam wszystkie mięśnie na jego penisie i przejechałam paznokciami przez brzuch aż do klatki piersiowej zostawiając czerwone ślady.
-Jesteś facetem ze stali. Przestań to robić. To nie zmieni tej przeszłości. Poddaj się. - S powrotem wróciłam do ujeżdżania go. Byłam już dość zmęczona, ale  z jego pomocą dawałam radę. Na naszych ciałach dawno temu pojawiły się krople potu.
- Chcę dojść z tobą.
-Nareszcie.- Mruknęłam zadowolona gdy poczułam jak ciepła sperma zalewa moje ciało. Sama uwolniłam potężny orgazm, który doprowadził mnie do szaleństwa. W życiu z nikim tego nie próbowałam, ale to najwspanialsze uczucie, któremu wystarczy się poddać. Opadłam z sił wprost na Jiyonga. Leżałam na nim dysząc i wciąż próbując zrozumieć dlaczego wcześniej się nie spotkaliśmy.
W końcu wykrzesałam z siebie ostatki sił w nogach by wyjść i opaść  s powrotem na swoje miejsce obok niego. Zaraz zostałam otoczona przez ramiona Jiyonga. Szybko pocałował mnie w usta i wtulił twarz w szyję ją też posypując mokrymi całusami.
-Jesteś zmęczona? - Zapytał wpatrując się w moje na wpół przymknięte oczy.
Czy jestem zmęczona?
Oczywiście. Przed chwilą przeżyłam cholerne trzęsienie ziemi, ale nie chciałam tracić czasu na spanie gdy mogliśmy pobyć ze sobą dłużej. Nawet całą noc.
-Chyba nie czuje nic od pasa w dół.
Ale jestem głodna.
-To mogę załatwić i wino.
-Dużo wina.- Dodałam. Może za jego pomocą uda mi się to racjonalnie wytłumaczyć Jiyongowi tak by zrozumiał to co mam mu do powiedzenia. 
Przekręciłam się na bok tępo wpatrując w fotel. Trwało to dopóki do drzwi ktoś nie zapukał, a przed moim nosem pojawiło się jedzenie. Chcąc czy nie chcąc musiałam być tak samo szczęśliwa jak przedtem. 
Najpierw sięgnęłam nie po jedzenie, a butelkę czerwonego wina. Nalałam kieliszek do pełna i szybko wypiłam całość. Jiyong wpatrywał się we mnie z zaciekawioną miną. Ja tylko westchnęłam bo jednak taka ilość zapiekła mnie w gardle, a jednocześnie dodała siły. 
-Jiyong. Nigdy nie myślałeś przestać?- Zadałam mu pytanie wpatrując się w pusty kieliszek po czym nalałam jeszcze trochę. 
-Dlaczego bym miał? Musiał by być powód. 
-Dziecko.
-Co?
-No dziecko. Ono mogłoby być powodem. 
-Ktoś ci zrobił dziecko?!- Zapytał  zszokowany jakby to już było wiadome. 
-Nie głupku. Byłabym fatalną matką bez dobrego przykładu. 
-Więc pewnie tak. To był by dobry powód.- Oświadczył.- Ale do czego zmierzasz?
Właśnie do czego? Chyba do czegoś o czym nigdy bym nie pomyślała bo to do mnie nie podobne. Ale właściwie myślę o tym tylko w jego towarzystwie. Powiązuje tą rzecz jedynie z nim. I wiem, że to nie dobrze, a jednak przyszłam tu dzisiaj i znów to zrobiliśmy. 
-______?- Otrząsnęłam się z myśli.
-To przez ciebie. Musimy przestać.- Zerwałam się z miejsca zbierając swoje ciuchy.
-O co ci chodzi.- Jiyong wstał z łóżka patrząc na mnie jak szybko się ubieram.
-Wiem te wszystkie rzeczy z własnego doświadczenia. Nie chcę mieć rodziny. To straszne, że gdy tu jesteś to o tym myślę.- Odpowiedziałam krótko i na temat. Wiedziałam, że nic z tego nie zrozumiał, ale sama do końca nie potrafiłam tego powiedzieć tak by nie zabrzmiało to jak coś czego się boję.
-Zostań!- Ścisnął mój nadgarstek, lecz szarpnęłam nim i wyszłam. A może po prostu uciekłam. Nie wiem. Wiem, że wtedy o tym nie myślałam. Chciałam jak najszybciej wyjść.

( Teraźniejszość )

To nie miało sensu. Trzeba było zostać i dowiedzieć się co tak na prawdę by mi powiedział. Co by powiedział gdyby się okazało, że się w nim zakochałam. Tamtego wieczora jeszcze o tym nie wiedziałam. Długo łączyłam fakty ze sobą. Chciałam żeby to było coś innego, ale zawsze dochodziłam do tego samego momentu.  Bo jak inaczej można nazwać to dziwne uczucie kiedy widzisz tą osobę i przypominasz sobie jeden z najgłupszych snów. 
Ja, on i małe dziecko pomiędzy nami, a wszyscy jesteśmy szeroko uśmiechnięci. 
To była rodzina. Stworzona z nas. 
Pierwsze dni życia w świadomości, że coś takiego mogłoby się stać przerażało mnie. Bo jak miałam się z tym pogodzić kiedy sama nie miałam takiej rodziny, a mój własny ojciec robił to co robił. 
Wtedy byłam mała i obiecałam sobie, że jeśli to jest rodzina to nigdy nie chcę jej mieć. Przecież nikt mi nie da gwarancji, że czegoś nie zepsujemy i, że nie będzie tak samo?
Potem uświadomiłam sobie, że coś takiego nigdy się nie stanie bo to nie jest podobne do Jiyonga. Po prostu wszystko będę musiała sobie poukładać. 
I minął tydzień, a ja nic nie zrobiłam. Chyba się nie dało. A wręcz na pewno się nie dało. 
jedyne co mogłam robić to chodzić nad rzekę i przesypywać piasek przez palce. 
Lecz pewnej nocy ktoś zapukał do drzwi mojego małego mieszkania na przedmieściach. 
Całkiem zaspana zwlokłam się z kanapy i minęłam włączony telewizor. Otworzyłam drzwi nie zastanawiając się kto stoi za nimi. Ale akurat tego mogłam się spodziewać. 
Jiyong uśmiechnięty od ucha do ucha wparował do mojego mieszkania. Nie odezwałam się słowem tylko poszłam za nim do salonu. Jiyong stał przed telewizorem, w którym leciały obecnie jakieś kreskówki. Nagle przypomniało mi się, że zawsze oglądaliśmy je razem. 
-Jiyong. Po co przyszedłeś tu o pierwszej w nocy?
-Czy to nie oczywiste. Bo ty nie przyszłaś.
-Powiedziałam ci, że musimy przestać.
-Nie powiedziałaś na jak długo.- Odparł ...zły? A to ciekawe. Nie jest typem osoby, która by się tym przejęła. 
-Miałam zadzwonić. 
-Gówno prawda!- Naskoczył na mnie odwracając się od telewizora.- Nie zadzwoniłabyś. Przecież znamy się już trzy lata. 
-Nie mam teraz do tego głowy. I jesteś piany. Lepiej będzie jak pójdziesz do domu.- W innych okolicznościach użyczyłabym mu kanapy, ale obecnie to nie był dobry pomysł gdy w mojej głowie było tyle myśli o nim.
-Uciekłaś. I chcę wiedzieć dlaczego.
-Bo miałam swój powód.
-Dziecko, tak?
-Co?
-Wtedy mówiłaś dużo o dzieciach. Jesteś w ciąży, tak?
-Co? Nie!- zaprzeczyłam szybko. Też coś. Na prawdę nie zrozumiał o czym mówiłam?
-Chcę zobaczyć.
-Niby jak.- Rozbawił mnie tym. Ale jednak nie powinnam była się z tego śmiać od tak. 
Zanim się obejrzałam stałam przyparta do ściany. Znów pojawiło się to szybsze bicie serca.
-Tak jak zawsze.-  Poczułam zimne ręce na swoim brzuchu. Od razu przeszył mnie dreszcz. Cholera, dlaczego tak łatwo dałam się podejść?
-Nie możemy. Mieszasz mi w głowie.- Powiedziałam choć nic nie zrobiłam by go w jakiś sposób zatrzymać. 
-Dlaczego? Zakochałaś się we mnie?- zatrzymał swoją twarz bardzo blisko mojej. Jego oczy wierciły we mnie dziurę, lecz nawet nie mrugnęłam. 
Jeśli nie teraz to kiedy? 
-Tak.- Przyznałam patrząc mu prosto w twarz z bijącym sercem w środku. Gdyby się jeszcze trochę zbliżył na pewno by je usłyszał. 
-Tak myślałem.- Uśmiechnął się lekko po czym prawie, że dałam się zaskoczyć tym jednym pocałunkiem. Nie wiedziałam co myśleć więc oddałam pocałunek mając nadzieję, że nie zapowiada on niczego złego. Bo nie mógł skoro zaraz potem został ze mną na dłużej.



Jeśli jakieś błędy to bardzo przepraszam. Jestem dość śpiąca i mogłam coś przeoczyć.








wtorek, 3 listopada 2015

Kookie- Wszystko albo nic.

 Cześć! W końcu napisałam scenariusz dla Evy. Przepraszam, że tak długo, ale ciągle nie miałam jak się za to zabrać. A na koniec wyszło co wyszło. Z początku nawet jestem zadowolona, ale końcówka chyba nie zbyt mi wyszła. Ogółem trochę to schrzaniłam moim zdaniem. Jednak mam nadzieję, że choć trochę się spodoba.  Ostrzegam, że mogą być błędy, a nawet jakieś przekręcone słowo, ponieważ prawie, że wszystko pisałam z telefonu. Więc gdyby coś to dajcie znać.





Jak to się w ogóle mogło stać? No jak!
Dziś raczej nie było by czegoś co by poszło po mojej myśli.
Ale dlaczego?

Wszystko zaczęło się od godziny ósmej, kiedy to zadzwonił budzik. Wstałam całkiem przekonana, że mi się powiedzie i nie będę miała po drodze wielkich problemów.
Bo nie miałam wielkich problemów.
Miałam ogromne problemy. W cale nie wystarczyło je naprostować. Oczywiście musiałam usłyszeć, że znów nie dostatecznie się przygotowałam. A to wcale nie prawda. To, że komputer nie chciał otworzyć mojej prezentacji nie było moją winą.
Jak miałam to przewidzieć?
Przecież to nie moja wina. Gdyby to zależało ode mnie wywaliła bym ten złom w cholerę i zakupiła nowy, który bez problemu otworzyłby moją prezentację. Tyle nad nią siedziałam. Cały wieczór i jedną noc. Nie wyspałam się i to wszystko by na koniec nie zrobić żadnego wrażenia. Tylko samo rozczarowanie oraz litry wstydu do przełknięcia. Dostałam to wszystko w prezencie na własne urodziny. Akurat nie tego sobie życzyłam. Chciałam mieć dobrą pracę, być szanowana i lubiana, a już na pewno nie chciałam skończyć jeżdżąc po ulicach takim rzęchem.
Za jakie grzechy?
Dyndający różaniec nie przynosił szczęścia ani żadnej ochrony.
Jednym słowem był do dupy. Może się zepsuł? No, ale niby jak. Co najwyżej się zestarzał.
Myślałam nad mym marnym losem póki jakiś dureń nie zaczął na mnie pipczeć. Ruszyłam nieco podirytowana. Jakby nie patrzeć te koszmarne dni za mną chodzą. Miałam nadzieję, że po prostu sobie miną. Tak jak katar albo czkawka, ale nic z tych rzeczy. W końcu zaczęłam myśleć nad tymi zbiegami okoliczności i wywnioskowałam, że to sprawka tylko jednej osoby.
Tego pana na górze.
Wściekł się bo ludzie do podłe świnie, ale chyba zapomniał, że są jeszcze tacy nieszczęśnicy jak ja. Szczerze żądam by sobie o nich przypomniał bo niszczy mi życie!
Już całkiem się wściekłam gdy podrzuciłam mną jak na trampolinie.
-Pieprzone drogi!- Krzyknęłam.- Nadal się świetnie bawisz tam u góry, co!- Spojrzałam zła w ciemne niebo. Kompletnie żadnego odzewu. Grzmot też był by w porządku, a nawet głupi samolot. Znów nic.
Samochód zaczął podejrzanie charczeć i zostałam zmuszona zjechać na pobocze. Wysiadłam z niego zrezygnowana. Co za cholerny świat!
-Okej. Możesz mi napluć w twarz. Podkładać kłody pod nogi, a nawet urwać mi rękę, ale niby za co! Ty cholerny dupku! Załóż koronę na łeb i zapieprzaj tak jak inni!- Wykrzyczałam to całkiem bezmyślnie. Byle by to z siebie wyrzucić. Jednak tak jest o wiele gorzej bo nikt mi nie odpowiedział.- Jasne, bawmy się dalej. To pewnie całkiem zabawne, co.- Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam po holownik. Ten pojazd nie nadawał się już do niczego. Niech go sobie zabiorą. - Do diabła z tym!
Poczekałam, zapłaciłam i wróciłam na pieszo do domu z resztką pieniędzy w portfelu. Zdarzyło mi się przekląć po drodze tylko dwa razy. Kiedy o mało co nie skręciłam kostki i kiedy fatalny kierowca tira oblał mnie wodą z kałuży. Oczywiście w mojej głowie nawrzucałam mu więcej nie miłych inwektyw. Ogółem dwa razy powiedziałam to na głos. To na prawdę mało jak na mnie.
Niestety na dwóch się nie skończyło. Jedyna lampa jaka znajdowała się na drodze  do mojego domu po prostu nie świeciła. Nie marzyło mi się iść ciemną uliczką.  Może i miałam dość, ale żyć chciałam. Dlatego też zdecydowałam pójść na około. 
Byłam na miejscu dziesięć minut później niż zazwyczaj. Łażenie bez celu to najgorsza strata czasu. Ostatnio dość często go marnowałam. Wszystko przez te lampę. 
Postanowiłam się zbyt nie przejmować. Mój dzień się jeszcze nie skończył. Dużo denerwujących rzeczy może się jeszcze stać. Jednak najpierw odżywcza kolacja.
Gdzie ja miałam numer do tej pizzerii? 

☆☆☆

A mama mówiła żeby nie kusić losu. Pokarało mnie zimną wodą z prysznica. Pewnie za te  przekleństwa co je publicznie wykrzyczałam. Po mimo tego zachowałam samokontrolę i nagrzałam wody w czajniku. 
Gotowała się pół godziny. 
PÓł GODZINY! 
I dałam radę. Chociaż moje włosy ucierpiały. Powinnam o nie zadbać jak i o całą resztę w tej ruderze zwanej mieszkaniem. Tylko obecnie jestem zbyt głodna by nad tym myśleć. 
Spojrzałam na zegarek.
Jeszcze tylko dziesięć sekund bym nie musiała płacić za jedzenie.
Pięć , cztery,  trzy...
Dzwonek.
-No pewnie, mój drogi Boże.- Mruknęłam zrezygnowana. 
Otworzyłam skrzypiące drzwi.
Ukazała się w nich dość przystojna twarz. Zignorowałam to i wyrwałam pudełko z ręki. Facet popatrzył się na mnie, a ja tylko westchnęłam.
-No co.- Warknęłam.- Połowa społeczeństwa wygląda tak po ciężkim dniu pracy.- Odpowiedziałam mu całkiem dyplomatycznie. Ten ciągle patrzył. - Czas minął. Nie zapłacę.- Trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Niech spada żerować na kimś innym.
Ja miałam zamiar delektować się pizzą we własnym łóżku. No i może obejrzę jakiś edukacyjny film o biednym kopciuszku. 

Oczywiście zaległam w czystej pościeli.  Niestety nie na długo.  
W trakcie bardzo ważnej sceny w moim ulubionym filmie pojawiły się dziwne odgłosy. Zmarszczyłam nos bo jednak coś mi tu nie pasowało. Przecież na ekranie nie wyświetlają jakiś gorących scen. A z pewnością słyszę czyjeś jęki. Na prawdę chciałam je zignorować i skupić się na filmie, ale ściany w tym budynku są aż nazbyt cienkie. A ja po prostu zaraz dostanę szału!
Nie dosyć, że mam fatalny dzień to w dodatku para za ścianą przypomina mi, że nie mam chłopaka.
Rozpętam im wojnę. Pocisnę cientą ripostą i obym nie musiała tego słuchać.
Zdecydowanie nałożyłam stare kapcie i poszłam do sąsiada. Na prawdę mnie nie interesuje co ten stary dziadek na starość wyprawia z tą babcią. Jestem pewna, że mogą robić sobie dobrze odrobinę ciszej. I dokładnie to mu powiem.
Zapukałam, a wręcz wysiliłam się by dwa razy uderzyć pięścią w te stare drzwi. Nie miałam zamiaru stać tu całą noc.
Miałam już rękę w drodze do drzwi gdy nagle moim oczom ukazał się młody facet. 
I ...o mój boże!
Miał na sobie tylko nędzne prześcieradło. 
-Co się stało z tym staruszkiem.- Wyszeptałam nie do końca zdając sobie sprawę, że miałam zachować to spostrzeżenie dla siebie.
-Wyprowadził się. 
-Gdzie?- Zapytałam choć tak na prawdę w cale nie byłam tego ciekawa.
-Chyba na cmentarz. Sprawdź czwartą aleję. Do widzenia.- Już chciał się mnie pozbyć, ale się opamiętałam i zatrzymała drzwi stopą. 
Kocham moje pancerne kapcie.
Nieznajomy skrzywił się na widok starego laćka, a potem i na mój widok. Lecz ja od razu przeszłam do rzeczy.
Miałam obawy co do stabilności jego ubioru. Więc im szybciej tym lepiej. 
-Ja nie po to. Przyszłam by opowiedzieć ci drogi nieznajomy, że godziny w których odbywają się nocne ekscesy dawno minęły. Teraz przyszedł czas na tych ciężko pracujących. I och, co za zaszczyt cię spotkał. Ja jestem jedną z takich osób.- Wyjaśniłam szczegółowo po co zaszczyciłam jego progi. Lecz on najwyraźniej uznał, że to czas by się w ogóle nie odzywać. Świetnie, po prostu zajebiście. Trafił mi się wypierdek. 
-Wyluzuj trochę, okej? Nie każdy ma to czego chce co nie znaczy, że  od razu trzeba być zazdrosną.- Tym razem to ja spojrzałam na niego jak na głupka, którym z pewnością był. 
Zazdrosna? O co? 
Załamałam się głupotą człowieka stojącego przede mną. Co za goguś z masą mięśni, a zero zrozumienia sytuacji. 
Może trzeba było po prostu krzyczeć? Do takich bezdusznych wypierdków tylko tak coś dociera.
Zacisnęłam pięści.
-Przycisz okrzyki swej panny!- Krzyknęłam i sama zatrzasnęłam te cholerne drzwi tak, że aż futryna się zatrzęsła.
Oczywiście swoje drzwi oszczędziłam. 
Tylko przez chwilę cieszyłam się upragnioną ciszą. Potem już tylko zostały mi napisy końcowe.

☆☆☆

Rano schodząc po skrzypiących schodach przeklinałam dzień, w którym postanowiłam się tu wprowadzić. Wtedy miałam jeszcze sam optymizm w głowie. Jednak w miarę upływu czasu całkiem wyparował tylko po to by mogło pojawić się rozgoryczenie i nędza.
Obecnie starałam się cieszyć piątkiem i perspektywą długo upragnionego weekendu. A zwłaszcza z faktu, że będę mogła się wyspać. 
Na samą myśl o chamskim, nowym lokatorze mam ochotę cisnąć obcasem w jego głupi uśmiech. Wczorajszy wieczór upewnił mnie w tym iż się nie dogadamy. Facet zdecydowanie nie jest typem pracusia, a moje życie to właśnie praca. Może i nędzna, ale nie mam co marzyć o luksusach.
Dlatego, gdy ujrzałam twarz tego gościa od razu zamilkłam. 
Nasze spojrzenia zderzyły się ze sobą jak czołg. Pierwsze co zauważyłam to to iż nieznajomy w ogóle nie wykazywał oznak zmęczenia po wdrapaniu się po tylu schodach. 
Co to za mutant?!
Nagle z leksza poczułam się jak nieudacznik. Bo on wchodził na górę, a ja schodziłam i po mimo tego jestem bliska wyzionięcia ducha. 
Co najgorsze byłam pewna, że może być jeszcze gorzej. Przecież to dopiero początek dnia. 
Minęłam gościa cały czas strzelając piorunami z oczu. A kiedy w końcu zeszłam ze schodów i znalazłam się na chodniku stwierdziłam rozbawiona, że tym razem drzwi nie przycięły mi zadka.

☆☆☆

Oczywiście jeszcze tego samego dnia, parę godzin później o mało co nie straciłam życia i to aż dwa razy. Pierwszym zamachowcem była 
ksero-kopiarka. Kto by pomyślał, że to zabójcze urządzenie zechce posmakować moich włosów.
Ja na pewno nie.
Drugi zamach to żywioł w czystej postaci. Może i osobiście nie widziałam pożaru, ale kto rozsądny by chciał. 
Takim oto sposobem wszyscy pracownicy zostali wysłani do domów. 
Niektórzy dziwnie na mnie ze zerkali gdy w cale nie pałałam dziką radością. 
To nie oni musieli przejść przez mękę z samego rana.

☆☆☆

Rzuciłam wszystko w cholerę zaraz po przekroczeniu progu. Zatrzasnęłam drzwi nie zważając na spowodowanie runięcia całej kamienicy.
Jeszcze zanim zdążyłam porządnie westchnąć i się rozpłakać ktoś zapukał. 
Wystarczyłoby zerwać jedną nitkę bym wybuchła. Więc gdy moim oczom ukazała się znienawidzona gęba sąsiada z ciastem w ręku od razu miałam ochotę wytrzeć mu je w twarz. 
No bo ile można wszystko w sobie trzymać? 
-Słucham.- Warknęłam najmilej jak potrafiłam. 
-Słyszałem jak wchodziłaś. Pomyślałem, że możemy się lepiej poznać.- Popatrzyła na niego zmęczonymi oczami. Jednak nadal tu stał i powiedział jakieś brednie o poznaniu się lepiej.
Przez tego bezczelnego dupka wrócił mi tik nerwowy. 
-Poznać lepiej to można małpę w zoo. Dowodzenia.- Zatrzasnęłam drzwi, a przynajmniej tak mi się wydawało. Lecz czyjś drogi but utknął pomiędzy. 
Powtórka z rozrywki, tak? 
-Przyniosłem ciasto.- Uniósł wypiek ku górze jakby to było coś bardzo ważnego. No nie powiem wyglądało dość apetycznie, a jego uśmiech nagle stał się bardzo interesujący i ... miły? Chyba tak to mogę nazwać. Z resztą ja nie odpowiedział, a skoro już sam się wprosił to niech pogada i jak najszybciej wyjdzie. Muszę pilnie wysuszyć włosy po tym prysznicu, który zafundowano nam w pracy.
-Postaw je w kuchni. Zaraz przyjdę.- Zostawiłam gościa samego w kuchni ze świadomością, że nawet gdyby chciał coś ukraść to nic ciekawego nie znajdzie.
Ten dom jest dokładnie taką samą ruiną jak jego właściciel.
Gdy suszyłam włosy starą suszarką, która śmierdziała jakby coś zgniło to pomyślałam o facecie na dole. Pomijając fakt iż jest nieco arogancki i z pewnością nieźle kasiasty to całkowicie jak z okładki playboya. Czy udało by mi się na tym coś zyskać gdybym spróbowała go do siebie przekonać?
Z pewnością tak.
Tylko, że to nie możliwe, ponieważ obecnie mam parszywy humor i nie wyglądam jak bogini, której możliwe, że szuka każdego dnia.
Na jedną noc. A ja zdecydowanie lubię być tą na wiele niezliczonych nocy. No i miło by było gdyby pojawiły się jakieś uczucia.
Więc po co myślę?
Ach, no tak.
Bo jestem samotna i potrzebuję towarzystwa płóci przeciwnej.
Tym razem zirytowałam sama siebie. To jakiś nowy level.
Rzuciłam starożytne urządzenie w bok i poszłam do kuchni. Nieco się zdziwiłam gdy na stole stały dwa zapełnione talerzyki. Ale usiadłam na przeciwko niego przysuwając do siebie talerzyk.  Lecz zanim zacznę jeść muszę wiedzieć po co to wszystko.
-Po co przyszedłeś?
-Ponieważ nasze pierwsze spotkanie nie wypadło najlepiej.
-Nie najlepiej?!- Trzasnęłam widelcem, którego miałam pod ręką. Co za upraszczanie sprawy.- Chciałam tylko grzecznie poprosić byś był ciszej, ale komuś się po prostu nie chciało przyciszyć.
-Gdyby to tylko było możliwe.
-To się leczy!- Mam sąsiada uzależnionego od seksu. No pięknie. Mogę już szukać nowego lokum.
-Nie o to mi chodziło. Jesteś jakaś strasznie sztywna.
-Miałam zły dzień.
-Wczoraj też?
-Dobra.- Przegiął pałę.- Od urodzenia miewam złe dni. I co, masz zamiar mnie za to zlinczować? Albo nie. Może najlepiej jak sobie wyjdziesz i będziesz w miarę cicho.
-Nie mogę wyjść.
-Poważnie? Mam ci pomóc.- Irytacja zaraz sięgnie zenitu i na prawdę coś rozwalę. A blisko jest on więc co mi szkodzi. Raz się żyje, tak?
-Okej. Chciałem po ludzku, ale nie wiedziałem, że z twoim życiem aż tak źle.- Zaczął całkiem poważnie.
-Wynocha!!- Krzyknęłam. Jeszcze takiego dupka nie spotkałam w całym swoim nędznym życiu, a trochę tego było.- Oby z twoim było wszystko dobrze.-Wysyczałam. Gdybym miała w sobie jad to bym go nim opluła żeby spieprzał w podskokach do swego mieszkania.
-Nie mogę.
-Powtarzasz się! I w ogóle to wyjdź.- Wskazałam mu drzwi.
-Nie mogę, ponieważ już zostałem do ciebie przydzielony.
-A to ciekawe. Niby jako kto?
-Opiekun.
-Mam dość.- Jeśli nie da się po ludzku to będzie inaczej.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodni i zaczęłam wybierać numer.
-Co teraz robisz?
-Dzwonię, nie widać czy jak.
-Gdzie?
-Na policję.- Odparłam przystawiając telefon do ucha.- Jesteś chory psychicznie.- Mruknęłam wręcz będąc tego pewna.
Jednak on nie był. Wręcz wyrwał mi telefon z ręki. Spojrzałam na niego oczekując choć odrobiny strachu na jego twarzy, a tu całkowita obojętność. Publiczna instytucja nie robi na nim wrażenia. Albo ja nie jestem wystarczającą przekonujące w roli ofiary.
-Oczywiście, że mi nie uwierzysz. Wręcz się tego właśnie spodziewałem. Ludzie zawsze tak reagują.
-Ależ oczywiście, że ci wierzę.- Mówiłam teraz całkiem spokojnie. Obranie innej taktyki jest konieczne. Myślę, że specjalistyczna pomoc jest mu niezbędna. To jakiś kompletny świrus jest.- Jesteś całkiem normalnym człowiekiem. Więc skoro to sobie wyjaśniliśmy możesz oddać mi mój telefon.- Wyciągnęłam rękę po zwrot. Na próżno czekałam. Raczej nie miał takiego zamiaru. A ja nie miałam ochoty już dłużej widzieć jego twarzy. Mógł sobie zabrać ten telefon i tak nikt nigdy do mnie nie dzwoni. 
-Mówię poważnie ______.
-Skąd znasz moje imię? 
-A czy to takie istotne? Ważne jest to, że muszę ci powiedzieć to tak byś zrozumiała i uwierzyła. Więc teraz słuchaj.- Rozkazał jak pan domu. Już nawet nie chciałam mu przeszkadzać. To chyba nie był by dobry pomysł. Ciekawe co jeszcze chcę mi nawciskać. 
Usiadłam s powrotem na krześle tym samym pozwalając mu na kontynuowanie. - Jak już zdążyłem powiedzieć jestem twoim opiekunem. Zostałem tutaj przydzielony przez mojego szefa. Jestem jednym z wielu ludzi, którzy mają na celu poprawę ludzkiego życia. W tym nawet takiego jak twoje.
-Co za brednie.
-Nie przerywaj.- Skarcił mnie.
-Okej. - Mruknęłam cicho. 
-Masz rację jestem człowiekiem,  Ale nie do końca takim normalnym. By móc pomagać innym muszę mieć specjalne zdolności.-Zakończył swój emocjonujący wywód. Natomiast ja nie czułam żadnych emocji. No może tylko jedno. Powoli zaczynałam bać się tego gościa. Niby zrozumiałam co do mnie mówił, ale przecież nie mogłam w to nagle uwierzyć. To oznaczałoby dla mnie najgorsze. Po prostu musiałam sobie coś postanowić.
-To żart i myślę, że nie zbyt śmieszny. Skoro wiedziałeś, że nie uwierzę to po co to całe przedstawienie?  Jednakowoż chciałabym by tacy ludzie istnieli bo wtedy powiedziała bym im, że mogli przyjść wcześniej. Niestety to tylko w bajkach, a tu mamy życie. Więc tobie też radzę pójść do pracy, ustatkować się i wyrzucić telewizor przez okno. Bo kreskówki to zmora świata.- Mam nadzieję że weźmie to sobie do serca.
-Ciekawe przemyślenia. Tylko one nic nie zmieniają. Od teraz udowodnię ci to kim jestem. 
-Jasne. Z pewnością. 
-Teraz mogę już iść.
I wyszedł zamykając za sobą drzwi. Jeszcze długą chwilę potem siedziałam na krześle myśląc nad tym co się stało. Jeśli dobrze zrozumiałam to on ma sprawić, że moje życie ma być jak w bajce.
Kompletnie nienormalny,  czy jak?
Najlepiej jak będzie jak o tym zapomnę. 

☆☆☆

Weekend upłynął dość spokojnie. Za to przechadzając się w sobotę po różnych sklepach trafiłam na całkiem tanią suszarkę. Z czystym sercem mogłam się pozbyć tego rupiecia. Oczywiście od razu nasunęło mi się te wszystkie brednie mego sąsiada, ale stwierdziłam iż to nie możliwe. To jeszcze nic nie znaczy. W końcu kiedyś musiałam trafić na coś dobrego.
Jednak kiedy wieczorem wracałam sobie ze spotkania z jedyną koleżanką musiałam spotkać jego. Na prawdę nie wiem jak to się stało, że wepchał mi się do domu. Najwidoczniej miałam zbyt dobry humor, a on miał mi go zepsuć. 
-Co dziś chcesz mi powiedzieć. 
-Kompletnie nic. Przyszedłem odwiedzić moją sąsiadkę i w końcu dowiedzieć się jak ma na imię.
-Ma na imię ______. Teraz ty powiedz swoje.
-Jungkook.
-Całkiem zwyczajnie jak na kogoś kto ma ratować ludzkie życia od cierpienia.
-Podobno uważasz, że jestem chory.
-Kupiłam suszarkę na wyprzedaży. Chyba zacznę wierzyć.- Odpowiedziałam sarkastycznie. 
-Zabawne.- Mruknął spadając koło mnie na kanapie. 
-Czy ja wiem. Stać mnie na coś lepszego, ale obecnie przeszkadzasz mi w oglądaniu. Znowu. 
-Po co znów wyciągasz te noc. 
-W całe nie wyciągam. Po prostu uświadamiam ci, że jeszcze mnie nie przeprosiłeś.- Popatrzyłam na niego wyczekująco. 
-Przepraszam.
-W sumie nic się nie stało. Teraz możesz iść. Nie musisz spełniać żadnych moich zachcianek. Nawet jeśli wątpię w taką możliwość z twojej strony.- Powróciłam do oglądania zajmującego romansu pomiędzy głównymi bohaterami. Pewnie znów pokażą szczęśliwe zakończenie. Nie powiem też bym tak chciała. Już nawet nie pamiętam kiedy ostatnio byłam na randce, o całej reszcie nie wspominając. 
Jednym słowem się rozmarzyłam, a wszystkiemu przyglądał się Kook.
-Co ty tu jeszcze robisz?
-Patrzę na Ciebie i domyślam się o czym myślisz. Chyba mógłbym to jakoś spełnić.- O mało co się nie zachłysnęłam powietrzem. Spojrzałam na niego nieco rozbawiona. 
-Oferujesz swoją kandydaturę?- Chyba dobrze to zrozumiałam. 
-Nie mogę. Zostałem do ciebie przydzielony. Jakby nie patrzeć to jestem w pracy. 
-A ty znowu to samo. Posłuchaj, nie jesteś super bohaterem. A mi nagle nie zaczną się przydarzać same cudowne rzeczy.- Zirytowałam się nieco. Ile można o tym słuchać.- Zresztą miałeś udowodnić, a minęły dwa dni i nic się nie stało. Może lepiej będzie jak przejdziesz kiedy już ci przejdzie.- Wstałam by uzupełnić zapasy popcornu. Ten powlekł się za mną do ciemniej kuchni. Chciałam zapalić światło, ale żarówka musiała zakończyć swój żywot właśnie w tym momencie. No trudno gdzieś tu miałam latarkę. Niech tylko się tu odnajdę. 
-Widzisz. Kolejne utrudnienie.- Otworzyłam szufladę i sięgnęłam po latarkę, lecz nawet ona nie chciała działać.- Dziadostwo. - Trzepnęłam tym parę razy o blat i nic. Czeka mnie era zapałek i świeczek.
Już miałam się obrócić by powiedzieć, że nic z tego gdy nagle prawie, że wpadłam w czyjeś szerokie ramiona. Od razu zapachniało czystą tkaniną i proszkiem do prania. Żadnych perfum tylko to. Jakaś miła odmiana. Nieco mnie to zaskoczyło i nie zorientowałam się, że ktoś trzyma ręce na moich ramionach póki się nie odezwał.
-Potrafisz nieźle to ukrywać, ale nie wtedy gdy ktoś jest bardzo blisko ciebie.- Wyszeptał cicho, a przecież jesteśmy tu całkiem sami.
-I co, pocałujesz mnie teraz?- Skoro już tak stoimy i pojawiło się to dziwne uczucie. Niech to zrobi bo z niezrozumiałych powodów właśnie tego teraz chcę. Jeśli to jego sztuczki to jestem w stanie to uwierzyć bo zazwyczaj nie reaguję tak.
-To twoje pierwsze życzenie?- Czy to moje pierwsze życzenie? Czy właśnie takie ma być?  I czy w ogóle można to tak nazwać? On nie jest super bohaterem, a ja nie jestem święta. 
-Tak.- Odpowiedziałam cicho i niepewnie, ale i tak to usłyszał.  Nie myślałam, że w ogóle weźmie to na poważnie, a jednak się myliłam. 
Przeżyłam miłe zaskoczenie gdy zamiast pozbawionego uczuć pocałunku wręczył mi coś całkiem przeciwnego. Nie myślałam o jego ustach jak o czymś co było by tak delikatne. 
Nagle zechciałam spróbować więcej. 
Wplotłam palce w jego włosy, a on ujął w dłonie moją rozpaloną twarz i pogłębiał pocałunek. Niespodziewanie w moim ciele wybuchnął żar gdy Kook językiem badał każdy zakamarek moich ust. 
I Jezu w cale się nie dziwię dlaczego wtedy ta kobieta tak jęczała. 
A kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy to tylko dlatego, że on zrobił to pierwszy i mnie zaczynało brakować oddechu.
Próbowałam poukładać sobie w głowie moją nadzwyczaj głupią prośbę. I kogo ja o to poprosiłam? Stukniętego sąsiada. A z drugiej strony całkowicie przystojnego i niezaprzeczalnie dobrze całującego.
Co ja zrobiłam? Nie, chwila tu nie o to chodzi.
Mi się to po prostu spodobało. Z niewiadomych powodów miałam ochotę się roześmiać. Jednak gdy spojrzałam na Junga powstrzymałam się. 
-Nie tak miało być? - Zapytałam z niepokojem. Przecież sam wspominał coś o tym, że nie może, ale sam to zrobił. Jakby nie patrząc do niczego to nie zmuszałam. Tyle, że poprosiłam. 
-Nie do końca.- Przyznał,a ja wstrzymałam powietrze w płucach.- Zapomnisz o tym?
-Nie.- Odpowiedziałam zgodnie z prawdą i tym co czuję w tym momencie. Jeśli powie,że  on może zapomnieć to jakoś się z tym pochodzę. Zaliczę tę sytuację jako kolejną porażkę. Może tym razem nieco bardziej bolesną bo kurczę facet możliwe, że świrnięty, ale w końcu każdemu daje się szansę. I może coś by z tego było bo nie wierzę, że nic nie poczuł. Dlatego czekałam na jego odpowiedź bardziej niż na jakąkolwiek inną. 
Kiedy się lekko uśmiechnął sama nie wiedziałam co to może oznaczać.
-Ja też nie.- Na prawdę zaczęłam się śmiać, lecz nie na głos. W środku śmiałam się jak szalona. 
-Czy to nie trochę dziwne? 
-Co?
-Wszystko. Sam popatrz prawie się nie znamy, a już się całowaliśmy. Twierdzisz, że masz jakieś zdolności, a ja twierdzę, że jest z tobą coś nie tak. W tej chwili przeczę sama sobie i swoim myślą. 
-Chyba nie chcę wiedzieć co sobie myślałaś. 
-Masz rację. To nie było by rozsądne w tej sytuacji.- Mruknęłam.
-A co jest teraz rozsądne. Chcesz o coś zapytać.- Spojrzał na mnie. Nawet w tych ciemnościach uchwyciłam jego hipnotyzujący wzrok. Nie wiem jak to zrobił, że wszystkie pytania wyleciały mi z głowy. Ale to i lepiej bo znów mogłam poczuć jego usta na swoich. Jednym słowem wiedział doskonale jak rozczulić kobietę. Jeszcze jeden delikatny pocałunek i nagle brutalny koniec raju. Jęknęłam protestując na co odpowiedział mi szerokim uśmiechem.
-Chyba w końcu muszę dać ci jakieś konkrety. Chodź.
To poszłam, a przy okazji zaczęłam wypytywać dokąd mnie zaprowadzi. 

☆☆☆

-Co my tu robimy?- Spodziewałam się czegoś co nie będzie w żaden sposób zagrać mojemu życiu. Pobocze blisko ruchliwej drogi na pewno nie jest takim miejscem. Już nie wspominając o tym, że jest tu cholernie zimno. 
Spojrzałam na niego oczekując odpowiedzi, która mnie usatysfakcjonuje. 
-Tu się wszystko zaczęło. -Oznajmił całkiem poważnie. 
-Mój boże. Wychowałeś się na ulicy?
-Oszalałaś czy co? Chodzi mi o Ciebie.
-Wypraszam sobie.
-Mówię o tym dlaczego zostałem do ciebie przydzielony. Mogłabyś się odrobinę skupić.- Chyba go nieco zdenerwowałam. No, ale mógłby się wyrażać jaśniej. 
-Jasne. Jestem skupiona. Możesz zacząć mówić. 
-A sama niczego nie pamiętasz?
-Nie koniecznie. Zapewne zaraz mnie oświecisz. 
-Słowa jakie tu wypowiedziałaś sprawiły, że się poznaliśmy.- Spojrzał na mnie podczas kiedy ja próbowałam usilnie przypomnieć sobie co to za słowa. 
-Chwileczkę. To nadal mnie nie przekonało. Równie dobrze mogłeś strzelać. 
-Więc jak mam cię przekonać, uparta kobieto.- Kto tu jest uparty? Przecież to nie ja staram się udowodnić niemożliwe. 
-No cóż. By mnie przekonać musiał byś powiedzieć coś co na prawdę by mnie zaskoczyło. A wiedz,że słyszałam już wiele.
-Okej skoro tego chcesz. Co sobie tylko zażyczysz.
-Jasne, jasne.- Tego nie może wiedzieć.  Nie mówiłam mu jeszcze nic. Zaraz wyjdzie jakim to jest oszustem. A ja upewnię się, że nie zwariowałam. I wszystko wróci do normy.
-Żebyś się nie zdziwiła. Tak na prawdę to mieszkasz w tej ruderze tylko dlatego, że się tam wychowałaś i szkoda ci opuścić to miejsce. Gdy tylko nadarzy się okazja oglądasz te głupie romanse mając nadzieję, że spotka cię to samo w życiu. Twoja praca to głównie stanie przy kserokopiarce. Nigdy nie dostałaś zaproszenia na imprezę od tej tępej dziewczyny z twojego zespołu, ponieważ twierdzi, że nic sobą nie reprezentujesz. Myślisz, że takie grono jest dla Ciebie za wysokim progiem do przekroczenia. A podobno facet na górze tylko patrzy i podkłada ci kłody pod nogi. Tyle wystarczy? 
-Yhm. - To nawet aż za dużo na jeden raz. Oczywiście na początku mu nie wierzyłam, ale potem z każdym słowem robiło się coraz straszniej i bardziej prawdziwe. Na koniec już nic nie miałam nic do powiedzenia. Co gorsze wszystkie słowa były prawdą, której nigdy nie chciałam powiedzieć na głos.
Czy mogę obwiniać go za to, że zrobił to zbyt gwałtownie. Nie spodziewałam się tego. To jak prawdziwy cios w serce. A nawet nie, w twarz. Bardziej jak prosto w żołądek. Cóż mogłam na to poradzić.
Cholerny dupek okazał się być super manem. Dlaczego nie jestem tym zdziwiona? Powinno mnie to obchodzić równie dobrze jak fakt, że  nie mam pieniędzy na czynsz. A jedyne czego chcę to wrócić do domu by zatrzasnąć mu drzwi przed nosem. 
-Uwierzyłam ci. Chodźmy już.  

☆☆☆

Rano schodząc po schodach uświadomiłam sobie pewną rzecz już po raz setny. Nie zapomnę choć bym się starała jak mogę. Chodzi tu zarówno jak i o obrońcę za ścianą oraz bolesne słowa. Przekonałam się  i utwierdziłam w przekonaniu, że to się dzieje na prawdę. A nawet już się zaczęło. 
Kto by pomyślał, że nadejdzie dzień, w którym jeden człowiek zarządzi remont klatki schodowej, wymianę drzwi i powstanie windy. Jednym słowem żegnajcie trzeszczące schody. 
Z uśmiechem na twarzy poszłam do pracy pierwszy raz myśląc, że może zaprzyjaźnię się się z  kopiarką w pracy. 

Jednakowoż kiedy wysiadłam z windy od razu zostałam obarczona kolejnymi papierami do wypełnienia. Pomyślałam sobie, że tym razem się nie postarał. Ale kiedy rzuciłam wszystko na biurko jedna mała, biała karteczki zwróciła moją uwagę.  Podniosła ją szybko by nikt inny nie zauważył. Kartka okazała się być zaproszeniem i to nie byle jakim. Wręcz zszokowała mnie jej treść. Nie było mowy o żadnej pomyłce,  ponieważ na końcu widniało moje imię. 
-Niemożliwe. -Szepnęłam  pod nosem.
-Ależ możliwe.- Odpowiedziała mi Miki.
Spojrzałam na nią nieco głupio.
-Dlaczego akurat ja. Myślałam, że mnie nie zaprosi. Albo byłabym ostatnią osobą na jej liście.
-Może wczoraj by tak było, ale podobno masz nie złe znajomości.
-O co chodzi?
-Gratuluję! - Wciąż nie wiem o co chodzi. Dlaczego wszystko stanęło na głowie?
-Ale czego.
-Oczywiście, że  awansu. Należał ci się. Najwidoczniej szef wreszcie się o tym przekonał. A Shima postanowiła to uwzględnić kiedy podejmowała decyzję czy zaprosić Cię na swój ślub.- Z całej tej wypowiedzi wyłapałam tylko da kluczowe słowa. Awans i ślub. Na czym powinnam skupić się bardziej? Nie chwileczkę, powinnam sobie to poukładać. Dostałam awans. Nie będę już stażystką tylko pełno etatową pracownicą. To się dzieje na prawdę i to dzięki niemu. Wychodzi na to, że będę musiała mu podziękować. Albo i zrobię to jeszcze szybciej.
-_______kto to jest ? O matko on idzie w naszą stronę.- No właśnie. Dlaczego tu idzie. Po co tu przylazł? Wszyscy się gapią, a to nie oznacza nic dobrego. I czy ja się rumienię?  
Odruchowo załapałam się za policzki.
-Coś ci się stało?
-Nie,  nic.- Odparła szybko i położyłam dłonie na biurku. Kurczę, co się dzieje? 
-Więc chodźmy coś zjeść.
-Co? Teraz nie mogę. Dopiero co przyszłam.
-Z tego co wiem możesz wychodzić kiedy chcesz.
-Mogę? 
-Yhm.
-Chodźmy.- Załapałam za torebkę i wyszliśmy razem otoczeni wzrokiem każdego kogo mineliśmy po drodze. 

☆☆☆

Siedziałam przy stoliku sącząc napój. Nie potrafiłam się nie cieszyć. To silniejsze ode mnie i rozumiem, że wyglądam przy tym zabawnie, ale  jakoś mi to nie przeszkadza.
-Dziękuję. -Kiedyś musiałam mu to powiedzieć. To dobry moment by porozmawiać i dowiedzieć się więcej o jego zdolnościach.
-Przekonałaś się? 
-No pewnie.  Jestem tylko ciekawa jak to działa. No wiesz, chodzi mi bardziej o to jak się to dzieje. Skiniesz palcem i już zapisałeś to w mojej historii? 
-Powiedzmy, że  tak.- Uśmiechnął się tajemniczo.
-Ach no tak. To byłoby zbyt proste gdybyś mi od tak powiedział swoje tajemnice. Okej więc nie mów. Możliwe, że  rozczarowałabym się. Lepiej nie wiedzieć. 
-Strasznie dużo gadasz, wiesz?
-Wiem. To się nazywa euforia. Zawsze dużo gadam. Oczywiście nie docinam ci teraz bo jestem ci wdzięczna, ale to nie znaczy, że  już tak zostanie. 
-Gdybyś przestała mi docinać. To by było straszne.- Powiedział rozbawiony. 
-Ta zabawne. Jeszcze zobaczysz. A wracają do rozmowy. Po co chciałeś się ze mną widzieć? 
-Bo się stęskniłem? 
-A tak na poważnie.
-To jest na poważnie.  Chciałem widzieć czy masz jakieś życzenie. 
-Nie. Raczej nie. Tyle wystarczy jak na jeden dzień.

 ☆☆☆

Jeszcze dziś wieczorem zdałam sobie sprawę z jednej rzeczy. A mianowicie żarówka w kuchni nie została jeszcze wymieniona. Jednak kiedy chciałam się tym zająć ona nagle się zaświeciła. Nie powiem, że się nieco przestraszyłam. W końcu nie raz oglądałam te dziwne filmy o duchach.
-Przestraszyłem cię?- Przy moim uchu rozległ się czyjś głos. Zanim zdążyłam sobie przypomnieć czyj mógł by być, żarówka, którą trzymałam w ręce rozbiła się.
-Zwariowałeś do reszty!- Krzyknęłam wściekła.- Skąd ty się tu wziąłeś? W twoim pakiecie jest też teleportacja?
-Nie. Raczej otwieranie drzwi.
-Ach, no tak. W sumie dobrze, że tu jesteś. Musimy porozmawiać.- Ruszyłam na kanapę w pokoju i usiadłam, a on koło mnie. Nie wiedziałam jak zacząć te dość krępującą rozmowę. Nie musiałaby się ona odbywać gdyby nie to zaproszenie. Zdałam sobie sprawę z tego, że nie mogę pojawić się tam całkiem sama. A jedynym facetem jakiego znam, i który nie uciekł jest ten, który siedzi przede mną.
-O co chodzi.- Rozsiadł się wygodnie co jeszcze bardziej mnie zdekoncentrowało.
-Potrzebuję osoby towarzyszącej mi na ślubie.- Wykrztusiłam z siebie.
-Nie wyjdę za ciebie.- Miała ochotę strzelić go w łeb.
-Mówiłam o towarzystwie. Na ślubie koleżanki. Nie moim. I spokojnie. Też bym za ciebie nie wyszła. Pomijając tamten pocałunek między nami nic nie ma.
-Okej. Zostanę twoim chłopakiem.
-Na jeden wieczór.- Podkreśliłam.
-Zobaczymy.
-Co?
-Nie, nic.

☆☆☆

Ten dzień nadszedł bardzo szybko. Zanim się obejrzałam minęły dwa miesiące z dziwnym sąsiadem, który stał się nieodłączną częścią mojego  ulepszonego życia.
Zastanawiałam się jak długo jeszcze to będzie trwać. I co się stanie z moim życiem kiedy na prawdę będę musiała pogodzić się z jego odejściem  i tym, że zostanę sama. Wiem, że nie powinnam o tym myśleć w takim dniu jak ten gdy mam na sobie coś więcej wartego niż zwykłe jeansy, w których chodzę na co dzień. A jednak gdzieś w mojej głowie kłębią się same obawy. Tak nie powinno być. To się dzieje głównie  na filmach, które oglądam.
Chociaż z drugiej strony przecież ja się na tym nie znam. Lepiej już otworzę mu drzwi zanim się rozlecą.
Szarpnęłam za klamkę. Kook stał przede mną ubrany w dopasowany garnitur, w którym wyglądał świetnie. Oboje przez chwilę tylko staliśmy gapiąc się na siebie. Lecz w końcu musiałam przestać.
-Wezmę tylko torebkę.- Chwyciłam ją ze stolika i zatrzasnęłam drzwi za sobą.
W samochodzie też nie było za ciekawie. Cała swoboda, która zawsze z nami była teraz gdzieś uciekła. Powoli nienawidziłam tego.
-Nie musimy długo zostawać. Myślę, że trzy godziny wystarczą. Potem zrobię tak jak ustaliliśmy.
-Nie myśl o tym teraz. Powinniśmy się dobrze bawić. Nie ważne ile czasu.- Uśmiechnął się, ale jakoś przez to nie poczułam się lepiej. W głowie ciągle miałam swoje własne rozważania.


Gdy już wysiadłam z auta pomyślałam sobie, że czas na moje wielkie wejście, które zapamięta każdy. W końcu u boku Kook' a wszystko pewnie wyjdzie jeszcze lepiej niż mogłabym sądzić. Jednak miałam mały problem z pchnięciem drzwi do sali. Pierwsze wrażenie to uczucie przytłoczenia i faktu, że od razu wszystkie oczy zwróciły się w naszą stronę. Mogę powiedzieć, że w tym momencie miałam o co się martwić.
-Uśmiechnij się.- Szepnął więc tak też zrobiłam. Z uśmiechem na pół twarzy kiwałam głową każdemu kto powiedział nam cześć. Skończyłam odpowiadać dopiero gdy usiadłam w ławce czekając na państwa młodych.
Wszystko było tak ładnie urządzone, że chciałam zapamiętać wszystko i może kiedyś nieco wykorzystać. Byłam tak zajęta podziwianiem, że nie zauważyłam iż Jungkook przygląda mi się.
-No co?- Mruknęłam, a w odpowiedzi dostałam całusa w policzek. Zmrużyłam oczy bo to coś podejrzane by tak nagle zechciał publicznie okazywać mi czułość. No kurde to nie fair. Miesza mi w głowie,w której i tak już mam nie źle namieszane.
Już miałam mu coś powiedzieć, ale czyjś zdenerwowany głos mi przerwał.
-_____ potrzebujemy cię i to szybko.
-Mnie?- Spojrzałam na Kook' a. Co znowu zrobił.
-Tak. Chodź. Shima dostaje szału.
-Okej. Już idę.- Wyszłam z ławki i poszłam na górę. W pokoju siedziała jej rodzina, której kompletnie nie znałam. Bardziej skupiłam się na tym, że coś do mnie mówiono.
-Mam do ciebie wielką prośbę _____. Mojej siostrze coś wypadło i trochę się spóźni. A to ona miała być świadkiem.
-Że ja?
-Tak.
-Ale ja nie...- Spojrzałam na jej przyjaciółkę, która stała pod ścianą z niezadowoloną miną.
-Dlaczego nie? Chyba nie chcesz mnie teraz wystawić. I co ja niby mam teraz zrobić.- Wszyscy na mnie patrzeli z wyrzutem i kompletnie nie wiedziałam co robić więc zrobiłam chyba na prawdę coś głupiego.
-Zrobię to.
-Na prawdę? Dziękuję ci.- Zostałam uściskana, ale mało mnie to obchodziło, ponieważ jeszcze do mnie nie dotarło znaczenie tego czego się podjęłam. Wręcz wyszłam z tego pokoju całkiem nieświadomie i ciągle otępiała. Zdawałam sobie sprawę tylko z jednej rzeczy. Że zawsze myślałam o tym jak to by było być w centrum śmietanki towarzyskiej, a teraz gdy w niej jestem w cale nie czuję się z tym dobrze. Została poproszona o coś czego tak na prawdę nie powinnam była przyjąć dla siebie. Przecież wiem, że zrobiła to z jednego powodu, który obecnie siedzi w sali i zapewne jest sprawcą tej sytuacji. A zrobił to bo wiedział, że tego chciałam. Powinnam zagłuszać w sobie te poczucie winy. A zamiast tego powinnam myśleć o tym, że tego chciałam.
Chciałam. Na prawdę chciałam.
Ale...
Teraz tego nie chcę. Zdecydowanie nie. Muszę iść do mojego wybawcy. Oby jeszcze siedział na swoim miejscu. Po drodze upewniłam się w tym, że postąpiłam bym źle. Bo jednak widok płaczącej przyjaciółki Shim' y nie był dla mnie niczym miłym. Też poczułabym się marnie gdyby ktoś mnie tak potraktował. Dlatego to nie będę ja tą osobą, która zniszczy jej samoocenę.
Wręcz wbiegłam do sali by odnaleźć Kook' a. Spadł mi kamień z serca gdy zobaczyłam go jak gawędził sobie z Miki. Podeszłam do niego przeciskając się pomiędzy ludźmi.
-Mamy problem. Musimy pogadać. Teraz.- Pomogłaś mu przecisnąć się przez ławki i po chwili byliśmy na dworze gdzie zdążyło już się ściemnić.
-Zaraz się zacznie. Nie powinniśmy być już w środku.- Wskazał drzwi, ale załapałam go za rękaw. Chyba w końcu zauważył moją zdruzgotaną minę. 
-Co ci się stało.- Nagle zrobił się poważny. 
-Musisz to odkręcić. Natychmiast.- Zarządzałam.
-Ale co?
-Nie udawaj głupiego. To nie ja powinnam być świadkiem tylko jej przyjaciółka. Nie czuję się z tym dobrze. Możesz coś z tym zrobić, prawda? 
-Nie chcesz tego zrobić? Myślałem, że marzyło ci się bycie kimś. Razem z najlepszymi.
-Wiem to, ale to nie tak miało wyglądać. Ja nie...nie umiem tak po prostu być wredna. 
-Poważnie?
-Proszę cię. - Spojrzałam na niego błagalnie. 
-Posłuchaj mnie ______. Sama możesz to odkręcić w bardzo prosty sposób. 
-Przecież nie mogę ingerować w to co twoje. Sam tak powiedziałeś. 
-W rzecz, że tak na prawdę nic nie zrobiłem.
-Co? 
-Fakt, nowa winda, drzwi i awans to zdarzyło się przy mojej pomocy. To co teraz się dzieje. Nie kiwnąłem nawet palcem. A rozwiązanie jest prostsze niż się wydaję. 
-A ja myślałam... Poczekaj. Zaraz wrócę. Nigdzie się nie ruszaj. Musimy pogadać. Jak tylko porozmawiam z jedną osobą. Odkręcę to.
Obiecałam sobie, że to odkręcę. Dlatego też za wszelką cenę starałam znaleźć osobę, której należał się ten zaszczyt. Znalazłam ją dopiero w toalecie gdy poprawiła makijaż. Od razu posłał mi zimne spojrzenie i już chciała wyjść, ale jej przeszkodziłam.
-Poczekaj. 
-Czego chcesz.- Warknęła aż poczułam zimny dreszcz na plecach.-Nie powinnaś się przygotować do zostania jej nowym pupilkiem?
-Uwierz mi, że teraz tak nie myślę. A nawet powiem ci, że  rezygnuję. To twoja rola. Bo to ty jesteś jej przyjaciółką. Zaraz mnie tu nie będzie. Mam nadzieję, że jakoś jej to wytłumaczysz.- Uciekłam z łazienki prosto na świeże powietrze. Rozglądnęłam się  za Kook' iem. Na szczęście siedział sobie na pobliskiej ławce. Kiedy mnie zobaczył od razu się podniósł. 
-Udało się? 
-W sumie to tak. Ale muszę odkręcić jeszcze wiele rzeczy. Znaczy się ty musisz mi pomóc. Chociaż lepiej teraz chodźmy się przejść.- Musiałam sobie wszystko przemyśleć. Zwłaszcza  o to jak zapytać o coś bardzo ważnego co męczy mnie od rana. Może na tym cholernym moście zbierze mi się na zwierzenia. 
Zatrzymaliśmy się na środku. Zerknęłam na dół. Woda wciąż była czysta i pływały w niej małe rybki.
-_____? Co chciałaś mi powiedzieć. 
-W sumie to nie jest nic ważnego. - Chyba nie jestem gotowa by to z siebie wymusić.
-Nie kłam. 
-Okej.- Poddałam się aż za łatwo.- Po prostu jestem ciekawa jak długo trwa twoja praca z jednym przypadkiem? Na przykład z takim jak ja. Zostawisz tych wszystkich ludzi samym sobie?- Ciągnęłam swoją wypowiedź jakby to miało jakikolwiek sens.- Mnie też?- Szepnęłam ledwo słyszalnie. 
Denerwowałam się odpowiedzią, która ciągle nie nadchodziła. Bawiłam się własnymi palcami, ale i tak nie przynosiło to ulgi.
- _____.- Jungkook nagle położył ręce na mich ramionach.
Odwróciła się by na niego spojrzeć, a  napotkałam jego usta blisko moich. Nieświadomie wstrzymałam oddech. I pomyśleć, że  kiedyś wiedziałabym co robić. Teraz nie wiem nic.- Nie chcę odpowiadać na to pytanie.
Ale...- Kook wpił się w moje usta niespodziewanie aż się zachwiałam i gdyby nie jego ręka wpadłabym prosto do wody. Ale co tam jakąś woda. Tego nie rozumiałam jeszcze bardziej. Co to może znaczyć. Dlaczego znów się całkiem i dlaczego mam dziwne wrażenie, że ten pocałunek jest bardziej zachłanny. Jakby zwiastował to czego się tak obawiałam. 
Nienawidzę pożegnań. 
Nawet nie wiem kiedy poczułam swoje słone łzy. To na prawdę do mnie nie podobne.
-Nie odpowiadaj mi.- Szepnęłam i przytuliłam się do niego jak małe dziecko. I nie ważne ile by to nie trwało nic nie zdoła mnie uspokoić. Nawet jeśli miał by być jego dłoń gładząca moje włosy i szeptanie pocieszających słówek. 
-Nie płacz. 
-Jak mogę nie płakać? 
-Mamy jeszcze mnóstwo czasu razem.
-Ciągle za mało.- Ścisnęłam go mocniej obawie, że nagle gdzieś zniknie.- Masz to naprawić, słyszysz! Nie myśl o tym by znikać bez żadnego słowa! Przyzwyczaiłam się do ciebie. 
-Kocham cię. 
-Ja ciebie też. Jeśli trzeba będzie będę co dziennie miała jakieś prośby. 
-To chyba tak nie działa.
-A jak!- Zapytałam zrezygnowana i tak już nieco zmęczona płaczem. 
-Tak po prostu.- Odparł, a  ja zamknęłam oczy by się chociaż trochę uspokoić. 
Kiedy je otworzyłam na chwilę zabrałam.
-A jednak możesz to robić. 
-W wyjątkowych sytuacjach mogę się gdzieś teleportować. To jest szczególaą sytuacją.
-Dziękuję. - Opadłam na kanapę. Pewnie muszę wyglądać jak siódme nieszczęście,  Ale przecież właśnie tak się czuję. 
-Wymyślę coś. -Kook usiadł koło mnie i przyciągnął do siebie. Nie miałam sprzeciwów wręcz tego potrzebowałam.-Nie płacz.- Starł łzy z moich policzków.- Wiesz co. Kiedy zapukałaś tego dnia do moich drzwi, już wtedy żałowałem, że  zrobiłem na tobie tak złe wrażenie. A potem stwierdziłaś, że  jestem chorym człowiekiem.- Zaśmiał się. 
-Już dawno tak nie myślę. 
-Nie to miałem na myśl. Pomyślałem, że  będziesz taka sama jak inni, ale ty ani razu nie zażądałaś bym coś zrobił w twoim życiu. Coś czego sama chciałaś. Tylko raz mnie o coś poprosiłaś i to było dzisiaj. 
-Och, no ja nie myślałam nad tym zbyt często.
-I właśnie chyba to mnie do ciebie przyciągnęło.
-A teraz będziesz musiał odejść. Jak już zdążyłam cię pokochać. 
-Nie teraz.
-Ale już nie długo.- Jednak na to pytanie mi nie odpowiedział, a ja aż za dobrze wiedziałam co to oznacza.

☆☆☆

Te noc spędziliśmy razem. Ciągle rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym pomiędzy tym wymieniając się pocałunkami. I choć już dawno po tym jak Kook zasnął ja wciąż myślałam to nic nie wymyśliłam. Za to dotarł do mnie sens tego co Działo się przez te dwa miesiące. Zdążyłam zakochać się w kimś kto tak na prawdę nie jest dla mnie w żaden sposób osiągalny. Przez cały ten czas nie poprosiłam go o nic chociaż zawsze chciałam to co najlepsze. Byłam w błędzie myśląc, że te wszystkie rzeczy takie jak sława czy awans. Teraz to wydaje się być strasznie głupie. Mogłam prosić o pokój na świecie, a nie kazałam mu robić nic. Na koniec wyszło, że żeby być szczęśliwą i nie musieć narzekać na życie wystarczy żeby tylko mógł zostać tak jak jest teraz. Ale czy to jest w ogóle możliwe? Nie znam się na jego pracy. Nie wiem jakie obowiązują tam przepisy. Jednym słowem nie wiem nic co mogło by mi pomóc. Chyba, że miłość się liczy. 
Nawet teraz nie mogę się skupić na śniadaniu.
-Chciałbym wiedzieć dlaczego się tak we mnie wpatrujesz.
-Jestem czegoś ciekawa.- Odpowiedziałam podchodząc bliżej niego by usiąść mu na kolanach.- Jak zostałeś się chłopakiem od naprawy życia? Ciekawi mnie to.
-Zostałem wybrany. 
-Czyli nie masz tak od urodzenia.
-Nie. To raczej szef wybiera sobie osoby, które się do tego nadają. Kieruje ich życiem tak by znalazły drogę do jego budynku gdzie zazwyczaj tam dowiadują się wszystkiego i decydują czy chcą zostać czy odejść. 
-To całkiem rozsądne. 
-______. Ty tego nie zrobisz.- Spojrzał na mnie poważnie. Nie myślałam o takim rozwiązaniu aż do teraz.-Nie możesz. Musisz zostać taka jaka jesteś. Bo taką cię kocham.- Nie odpowiedziałam mu nic tylko pocałowałam.

☆☆☆

Łaziłam po ulicach modląc się by trafić cudem na ten pierdzielony budynek. Byłabym w siódmym niebie gdyby jakimś cudem mnie wybrał. Chociaż na to nie liczyłam. Po dwóch godzinach miałam dość. Chciałam krzyczeć z bezsilności. Przecież nie mogłam od tak bez żadnego wysiłku pozwolić mu odejść. 
Samym siedzeniem na ławce też nic nie wskóram. Westchnęłam i zaczęłam się rozglądać po okolicy. I chyba dostałam jakiś znak. Kook szedł właśnie w stronę klatki schodowej więc bez zastanowienia pobiegłam za nim. W ostatniej chwili zdążyłam złapać drzwi i wepchnąć się do środka. Wcale się nie dziwię, że ominęłam to. Tu od dawna nikt nie pomieszkuje. Tym bardziej jestem pewna, że trafiłam. Zaczęłam wspinać się po schodach w bezpiecznej odległości. Gdy drzwi się zanim zatrzasnęły postanowiłam nieco podsłuchać. Na początku niby nic się nie działo, ale kiedy padło moje imię zrobiło się dość nieciekawie. Skończyło się na tym, że wyszedł niezadowolony trzaskając drzwiami.
Stałam przed nimi dobrą chwilę zanim zapukałam i weszłam. Z bijącym sercem wiedziałam, że robię dobrze. Musiałam tylko znaleźć w sobie  dość odwagi.
-Przepraszam, że przeszkadzam.
-W czym mogę pomóc.- Kurcze. Wchodząc tutaj w ogóle nie pomyślałam o tym o co zapytać. Po prostu weszłam.
-Ja tylko...
-Poczułaś, że musisz tu wejść?
-Powiedzmy.
-Usiądź.- Wskazał fotel przed swoim biurkiem więc usiadłam.- Pewnie ostatnio w twoim życiu  dużo się działo i chcesz wiedzieć dlaczego.
-W sumie to ja już wszystko wiem.
-Wiesz?
-Tak. Wiem, co się tu dzieje. Ja w cale nie zostałam przez pana wybrana. Po prostu zdecydowałam się zostać jedną z tych osób.- Odpowiedziałam pewna swego na co facet się tylko uśmiechnął i usiadł za biurkiem.
-To bardzo ciekawe. Skąd ta pewność, że nie zostałaś wybrana?
-Nie mam jej.- Przyznałam.- Ale nawet gdyby to raczej nie zauważyłabym tego, ponieważ moje życie zawsze jest dziwne.
-Skoro tak twierdzisz. Mówisz, że chcesz zostać jednym z nas.
-Już zdecydowałam. Wiem, że mogę się nie nadawać, ale będę się starać.
-Dlaczego akurat to? Musi być jakiś ważny powód. Może miłość?
-Możliwe, że tak. Czy to coś zmienia?
-Możliwe, że nic.

☆☆☆

Czekanie zawsze jest najgorsze. Zwłaszcza jeśli czekasz na coś co może zmienić twoje życie. Wiadomość jaką wtedy dostałam sprawiła, że zaczęłam starać się mocniej. I choć wciąż nie wiem czy dobrze to okaże się już zaraz. Mam nadzieję, że rozważanie mojej prośby oznacza, że na prawdę ją rozważy, a nie rzuci w kąt. By się tego dowiedzieć wystarczy pójść na spotkanie podczas, którego dowiem się czy będę kolejną osobą pomagającą ludziom, a jeśli nie to będę próbować aż się uda. To jedyny pomysł jaki mi wpadł do głowy by być z Kook' iem. Wczoraj wieczorem wręcz nie mogłam patrzeć na  jego smutną twarz choć i tak gdy zapytałam zbywał mnie sowim uśmiechem. Miałam wrażenie, że chyba nigdy nie miał zamiaru powiedzieć mi kiedy to nadejdzie, ponieważ za bardzo się tego bał. Jeszcze godzinę temu zadzwonił by upewnić się gdzie jestem. Jednak ja już dawno byłam na miejscu i z niecierpliwością oczekiwałam aż i on się tu pojawi. Oby nie był na mnie wściekły.
Jest tu sporo ludzi. Chciałabym im powiedzieć, że dobrze robią, ale tu nikt się nie odzywa bo każdy jest skupiony na wyczytywaniu nazwisk. Gdzieś tam na tej długiej liście jestem i ja. Z zaciekawieniem patrzyłam jak osoby podchodzą by dostać swoją moc.
-Co ty tu robisz.- Usłyszałam za sobą poważny głos Kook' a. Obróciłam się do niego uśmiechnięta.
-Patrzę i czekam.
-Zrobiłaś to.
-Tak. Ale nie martw się. Zrobiłam to dla nas i dla siebie samej. Bo widzisz zrozumiałam, że by mieć super życie wystarczy być z tobą bo to mi daje szczęście.
-Zadziwiasz mnie. Chociaż się tego spodziewałem.
-Chciałeś żeby tak się stało, prawda?- Przecież to teraz jasne jak słońce. Ta rozmowa i sugerowanie.- A mówiłeś , że nie mogę.
-Bo nie mogę cię do niczego zmuszać czy namawiać. Ale na szczęście przez te dwa miesiące zdążyłem cię poznać.- Pochylił się by mnie pocałować.
Zarzuciłam mu ręce na ramiona ciesząc się niewyobrażalnie z tego, że już nie muszę się o nic martwić.





Skopałam zakończenie, ale coś czuję, że innego nie wymyślę xd