sobota, 29 listopada 2014

BB- 42

Rozdział tym razem dłuższy i może trochę zabawny. Na razie próbuję przejść do czegoś bardziej konkretnego. Ciekawe czy mi się uda xd







Przebieram w sukienkach już od dobrej godziny i słyszę tylko ciągłe:
-Nie.
-Dlaczego nie?- Nie mam zamiaru spędzać tu kolejnej godziny.
-Bo nie.
-To w ogóle nie jest żaden konkretny powód.- Wytknęłam mu na co tylko popatrzył na mnie z pół przymkniętych powiek. Jeny jednak to był zły pomysł by wstąpić po drodze do sklepu. Oczywiście to był mój pomysł, ale nie zakładałam, że będzie tak ciężko.
-Nie muszę ci go podawać. I odłóż to.- Wściekła odłożyłam na miejsce czerwoną sukienkę. Może i cena była niesamowicie wysoka, ale tak na prawdę tu wszystko jest drogie. I nie ja wybierałam sklep, bo to właśnie Ji chciał mi coś kupić. Ale najwyraźniej to coś koniecznie musi wybrać on. No co ja się nie zgadzam bo to nie on będzie w tym chodzić tylko ja. Dołączyłam do Ji który stał już przy czymś innym.
-Co do tej sukienki to ja naprawdę ją chcę.- Zrobiłam maślane oczka, ale się nie udało.
-Nie będziesz latać z gołym tyłkiem.- Fakt może i sukienka jest dość krótka, ale za to jaka zajebista.
-Bez przesady. Nie robią takich sukienek, kochanie.- Powiedziałam to z sarkazmem żeby dokładnie zrozumiał aluzję do tego iż nie może mi mówić w czym mogę się pokazywać, a w czym nie. Ostatnio jego kontrola sięga zenitu. A ja dostaje szału.
-Powiedziałem nie.
-No, ale dlaczego! Do ciężkiej cholery.- Prawie, że krzyknęłam na co ekspedientka zerknęła w naszą stronę. Co tam zerknęła. Cały czas się gapi bo wie, że jesteśmy tu jako para. O, chwila. Cały świat już o tym wie.
-Poproszę tę.
-Co?- Ja tu się produkuje, a ten ma mnie w dupie i kupuje mi buty. Nigdy nie zrozumiem do końca facetów. Bom miała rację mówiąc żebym nawet nie próbowała.
-No co? Nie podobają ci się?
-Nie no są ładne.
-Więc biorę.- Szczupła blondynka z uśmiechem na pół twarzy zaczęła pakować buty. Odnalazłam cenę.
-O, boże.- Mruknęłam pod nosem. Moja sukienka była tańsza niż to cholerstwo.
-Idę zapłacić. Będę czekać w samochodzie.- Co za tupet. Zostawia mnie tu samą. Co sobie inni teraz pomyśleli. No wściekłam się porządnie. Skoro tak to kupię ją choćbym miała zbankrutować. Przechadzałam się po sklepie i zatrzymałam się w pół kroku. Właśnie zobaczyłam cudo. Chrzanić już tamtą sukienkę teraz muszę mieć tą. Inaczej życie nie będzie mieć sensu. Boże, co ja mówię. Po prostu to kupię.
-Przepraszam, wezmę tą sukienkę jeśli można.- Już czuję smak zwycięstwa, a będę czuła go jeszcze bardziej kiedy już wcisnę się w nią.
-Tak, oczywiście. Świetny wybór.- No oby mi się opłacił. Kiedy dostałam swoją zdobycz za prawie 330 019 wonów ( ok. 1000 zł ). Wróciłam do auta w poprzednim humorze, chociaż to i tak jest trudne skoro wyszłam na swoje. Ji ruszył samochodem, a ja przycisnęłam torebkę do siebie. W końcu w niej schowałam moją sukienkę.
-Nie bądź na mnie zła, kochanie.- Położył swoją rękę na moim udzie. Cholera. To nie jest sprawiedliwe.
-Nie jestem. Już zrozumiałam.
-Co takiego?
-Że jesteś zazdrośnikiem.- Ot cała filozofia. Wiedziałam to od początku no, ale jakoś nie widzi mi się znosić to każdego dnia i to ze spokojem. Ja chyba też mam tu coś to powiedzenia.
-Nie jestem.
-Owszem jesteś.- Wolę nie zaczynać tej bezsensownej kłótni od początku.- Podwieź mnie do domu dziewczyn.- Mam zamiar pogadać trochę z nimi. W końcu od dwóch miesięcy. Czuję się już całkowicie lepiej i nie muszę brać żadnych leków. Na prawdę nie wierze, że to trwało aż dwa miesiące. Warto się wysilić żeby o tym zapomnieć.
-Tylko nie pij za dużo.- Przewróciłam oczami.
-Yhm.- Pocałowałam go w policzek i wysiadłam z auta. Odjechał dopiero kiedy weszłam do środka. Ściągnęłam buty i udałam się do salonu gdzie siedziały tylko Cleo i Bom.
-Co się stało z całą resztą?- Czy nie miałyśmy być tu razem. Wszystkie. Albo coś mi się pomyliło. Usiadłam na kanapie.
-A to nic. Po prostu każdej z nich coś wypadło i zostałyśmy same.- Same z na wpół opróżnioną butelką wina. Czyli którejś musiało się coś przytrafić.
-Przyniosę ci kieliszek.- Zaproponowała Cleo i poszła do kuchni.
-Bom co ci się stało?
-Co? Dlaczego miało się coś stać.
-A nie stało?
-Nie no stało.- Przyznała.- Poznałam chłopaka i całowałam się z nim, a potem przyszły dziewczyny i uciekł przez okno.- Dobra, muszę sobie to poukładać w głowie.
-Nie zostawił numeru?
-Zostawił i nawet ma mój. Nie zadzwonił. Chyba źle całowałam.- Upiła jeszcze jeden łyk wina. W końcu pojawiła się Cleo. Ja też muszę się napić.
-Przestać pieprzyć Bom. Może zgubił twój numer. To się zdarza.- Wtrąciła się Cleo.
-Masz rację to mogło się stać.- Pokręciła głową.- A tobie co się stało?- Spojrzały na mnie.
-Ach, nic.
-Rozumiem, że to ,, nic'' to Ji Yong.
-Tak.- Westchnęłam.- O mało co nie pokłóciłam się z nim w sklepie o to jaka sukienkę mogę kupić, a jakiej nie.
-Ale i tak się cieszysz. Widzę to w twoich oczach.- Ma rację. Nie powinnam się z tego cieszyć. Co ze mnie za dziewczyna. Wyciągnęłam moją zdobycz z torebki.
-Wow ____ naprawdę mnie zaskakujesz.- Bom wyrwała mi sukienkę z rąk i zaczęła oglądać z każdej strony. Tak wiem, też jestem dumna z tego zakupu.
-Zrobiłaś mu na złość więc myślę, że musimy to jakoś wykorzystać.
-No pewnie.- Zgodziła się z nią Bom. Nadal świdrując oczami ciuch.
-Idziemy się zabawić.- Krzyknęła Cleo zabierając Bom sukienkę i rzucając mi nią w twarz.

* * *

Po godzinie stałyśmy już przed zaludnionym klubem. Ubrane w obcisłe kiecki i wysokie buty. Już kocham swoją nową sukienkę.
-Wyglądasz świetnie ____.- I pierwszy raz od dawna właśnie tak też się czuję.
-Ok, to idziemy zaszaleć.- Gruby i łysy ochroniarz wpuścił nas do środka tętniącego życiem klubu. Nie spodziewałam się takiego oblężenia, ale to lepiej. Może nikt nie zorientuje się, że przyszła z nami Bom. Usiadłyśmy przy barze i zamówiłyśmy szkocką. Młody barman z uśmiechem podał mi szklankę i od razu pociągnęłam z niej spory łyk.
-Wiecie co. W sumie to obiecałam Ji, że nie będę piła dużo.
-Dobre sobie. Złamałaś tę obietnicę kiedy pomogłaś nam opróżnić butelkę wina.
-Fakt.- Jakby nie patrzeć to nie muszę się go non stop słuchać. On też robi wiele rzeczy których nie powinien. A skoro jestem tu po to by się zabawić to przecież nie będę patrzeć jak wszyscy wokół mnie piją, a ja nie.
-Dobra. Lepiej chodźmy potańczyć zanim nie będę wstanie ustać na nogach.- Wcisnęłyśmy się w sam środek parkietu zaczęłyśmy tańczyć jak szalone. Nie wiem czy to przez ten alkohol, ale się opłaciło wypicie tego i postawienie na swoim. W końcu i tak nigdy się tym nie dowie. Do rana zdążę wytrzeźwieć. Nie wiem ile czasu minęło kiedy znów znalazłyśmy się przy barze pijąc kolejne porcje przeróżnych drinków.
-W takim tempie to upiję się szybciej niż na pogrzebie babci.- Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
-Weź pij bo zaczynasz bredzić.- Podsunęłam jej pod nos szklankę, a sama się napiłam. Piąta szklanka, a ja jeszcze trzymam się na nogach... jako tako.
-Nie mogę.
-Co? Dlaczego?- Bom tylko patrzyła w jedną stronę. Więc zrobiłam to samo.
-O nasza Bom wychaczyła sobie przystojniaczka.- Cleo zaczęła chichotać. Za to ja zaczynałam jarzyć sytuację.
-Nie mów mi, że to …
-Nom właśnie to on. I gapi się na mnie.
-Bo ty gapisz się na niego.- Szybko odwróciłyśmy się z powrotem w stronę baru.
-Chyba muszę się jeszcze napić.- O to świetny pomysł. Sięgamy po szklanki i wypijam wszystko do końca dając znać barmanowi by postawił nam kolejkę. O kurde, to naprawdę jest mocne.
-Eee nie chcę dramatyzować czy coś, ale on tu idzie.- Posłałam Cleo zdegustowane spojrzenie. Nie musiała stresować Bom jeszcze bardziej niż jest.
-Kurwa mać!- Przeklnęła dosyć głośno, na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.
-Pamiętaj bądź pewna siebie. Wyglądasz zabójczo, a my idziemy tańczyć.
-Cooo?- Pociągnęłam Cleo za sobą. To już się stało. Obie jesteśmy piane bo rozbijamy się po parkiecie jak dwie alkoholiczki.

( Narracja Bom )

Mam w sobie chyba z tonę alkoholu i czerwone policzki od skakania na parkiecie. Dziękuję bogu, że jest tu dość ciemno i tylko kolorowe światła od czasu do czasu oświetlają mi twarz. Na wszelki wypadek i tak poprawiłam włosy rękoma i usiadłam wygodnie na stołku. To szklanka z wódką ma mi dodać otuchy gdybym miała całkiem ześwirować.
-Nie wiedziałem, że tu będziesz.- To samo mogę powiedzieć tobie. Jakoś na jego widok zrobiłam się trochę wściekła.- Dzisiaj mam cholerne szczęście.- Spojrzał na mnie od góry do dołu i z powrotem. Nagle czuję się przy nim strasznie mała, ale nie daje po sobie tego poznać.
-A, co znowu udało ci się zwiać policji?- Tak, to było nawiązanie do tego co stało się pamiętnego dnia w moim pokoju.
-Nie.- Niespodziewanie pochylił się w moją stronę.- Znalazłem ciebie.- Chyba przestałam oddychać.- W końcu się odsunął, a ja zaczęłam znów używać powietrza. Dlaczego on tak na mnie działa. Przecież to był jeden pocałunek. Ale za to jaki. Nie wiem co jest gorsze to, że tu siedzi czy to, że na pewno wie jak on na mnie działa. I chyba to wykorzystuje myśląc, że się nie zorientuje. Uśmiecham się do niego dając mu do zrozumienia, że to czego przed chwilą spróbował nie zadziałało. Czas się zmierzyć z tym co się stało.
-Powinniśmy sobie coś wyjaśnić.- To ja muszę zaczynać tę ciężą rozmowę.
-Tak, ale nie tutaj.
-A to dlaczego.- Nie mam zamiaru się nigdzie wybierać. Nie z nim.
-Ponieważ jesteś piana i nie wiem co strzeli ci do głowy.- No tego się nie spodziewałam. Zawsze chciałam mieć szczerego faceta, ale zacznijmy od tego, że on nim nie jest i to wręcz było chamskie. No, ale zachowam to dla siebie i nie będę mu teraz wytykać tego czym się zajmuje.
-Nie jestem piana!- Szybko zaprzeczam, choć moja głowa mówi mi co innego.
-Chodź.- Łapie mnie za rękę i pociąga w swoją stronę. Boże ile on ma siły, albo to na pewno przez te hektolitry wódki w moim ciele. Wiem jedno, że gdyby nie L.Joe wywaliłabym się prosto pod nogi jakiemuś grubasowi. O, cholera chyba zbiera mi się na rzyganie. Na szczęście powstrzymuje ten odruch i z pomocą L.Joe wlekę się do wyjścia i szukam wzrokiem dziewczyn. W końcu znajduję je przy barze. Wznoszą szklanki do góry z głupimi uśmieszkami na twarzy. Więcej ich nie widzę bo zimne powietrze uderza w moją twarz. Kiedy przyjeżdżałyśmy tu było o wiele cieplej.
-Teraz możemy rozmawiać?- Czy znowu coś mu nie pasuje. Patrzy na mnie, a ja na niego.
-Nie tu. Chcesz zamarznąć.- Podchodzi do mnie i oddaje mi swoją kurtkę. Co za dżentelmen mi się trafił. I to nawet przystojny. Szybko ubieram się bo wolę to niż perspektywa zamarznięcia na środku chodnika.
-Więc gdzie.- Pytam idąc za nim. To znowu jest jakaś ciemna uliczka. Nie podoba mi się tu. Ja jestem urżnięta. Przyznajmy to, a on jest kompletnie trzeźwy. Ja wiem jak kończą się takie scenariusze. Nie jestem głupia.
-No chodź. Nie zrobię ci przecież krzywdy.- Nie miał by szansy żeby chociaż spróbować. O, nie! Chwila. Przecież właśnie teraz ma taką okazję. A ja głupia i tak podchodzę bliżej niego.
-Pojedziemy tym.- Pokazuje mi motor i to nie byle jaki. Patrze na niego jak na głupka.
-No, co? Nie podoba ci się.
-Nie!- Wypalam zła.- Mam rozumieć, że chcesz żebym wsiadła na tą diabelską maszynę w tak krótkiej sukience. Nie mam ochoty świecić majtkami przed ludźmi.- Co to, to nie.
-Nie chcesz już rozmawiać? Dobrze więc tu się pożegnamy.- Co? Nie przewidziałam tego, że tak łatwo sobie odpuści. Przecież chcę się dowiedzieć paru rzeczy i wyjaśnić wszystko póki mam taką szansę. Kurde no. Trudno jest myśleć kiedy ma się w głowie jeden wielki szum. Możliwe, że czymś ryzykuje, ale ciekawość zwycięża. No i mój chwiejący się stan też. Wsiadam na ten motor i kompletnie nie wiem co mam zrobić z rękami. Nie chcę spaść z tego czegoś i tak marnie skończyć życie.
-No to ten...
-Po prostu złap mnie. O tak.- Chwycił mnie za ręce i położył na jego płaskim i umięśnionym brzuchu.- Gotowa.- Odwrócił się do mnie i posłał mi ten swój uśmiech. Cholera! I jak ja mam się go pozbyć kiedy rozprasza mnie nawet w takich momentach. Kiwnęłam głową na tak. I ruszyliśmy z piskiem opon.

( Narracja ___ )

Od kiedy Bom nas porzuciła dla tego przystojniaka w czarnej kurtce zdążyłam wpaść w jakiś trans. Razem z Cleo co chwilę wybuchamy śmiechem. Na prawdę nie wiem z czego mam taki ubaw.
-Chyba powinnyśmy już wracać.
-Tak, masz rację, ale jest problem.
-Jaki?
-Jestem kompletnie piana.- Znów zaczynamy chichotać.
-To co, ja też.- Szczerze się do niej. Obie dopijamy nasze drinki i dźwigamy się ze stołków. Udaje nam się przejść nie całe trzy kroki. A potem tylko łup i jakimś trafem obie leżymy na ziemi i nadal się śmiejemy. Wolę nie myśleć co myślą sobie o nas inni. W sumie trochę się tu przerzedziło.
-Jak myślisz, ochroniarze przyjdą nas podnieść.
-Nie mam pojęcia.
-Poczekaj, zawołam ich.- Powiedziała i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią. Dwie desperatki na glebie zaśmiewające się do łez. Chyba tego było mi trzeba. I co z tego, że nie posłuchałam się Ji Yong' a. teraz czuję się nawet lepiej. Zrobiłam co chciałam i jest zabawnie. Znowu jestem niezależna tak jak przedtem.
-Cleo. Musimy jakoś wstać. Cleo?- Odwróciłam głowę w jej stronę.
-No to ładnie.- Szepnęła. Podniosłam głowę. O cholercia. Dlaczego mam ochotę się śmiać i Cleo też wygląda jakby miała wybuchnąć śmiechem.
-Będzie rozpierdol.- Szepnęłam konspiracyjnie. Na prawdę musiałyśmy się powstrzymywać żeby nie zacząć chichotać.
-Obiecałaś.
-Oho zaczyna się.- Mruknęłam do mojej przyjaciółki na co ta się do mnie uśmiechnęła. Właśnie sobie przypomniałam, że mam na sobie absurdalnie drogą sukienkę to dlatego Ji wpatruje się we mnie z mordem w oczach. Czuję zadowolenie z siebie. Ale to jest popieprzone.
-T.O.P zabierz swoją dziewczynę z podłogi.
-Jasne.- T.O.P przerzucił sobie Cleo przez ramię. Nawet nie protestowała.
-Seung Hyun' ie dziś pozwolę przywiązać się do łóżka. To tój szczęśliwy dzień!- Boże, że co. Zaczynam się śmiać. Widać Choi' a też bawi ta sytuacja i ledwo powstrzymuje uśmiech. To pewnie ze względu na wiecznie poważnego Ji, który nadal stoi nade mną i nic nie mówi. Za to pomaga mi podnieść się z ziemi po czym wyprowadza mnie z klubu.
-O weź wyluzuj trochę.- Trącam go łokciem w bok. Szukam wzrokiem Cleo i znajduję ją przy aucie T.O.P' a. Ta wariatka nadal się śmieje jak szalona kiedy on próbuje otworzyć auto. Cleo coś wykrzykuje. Chyba ma ochotę na deser. Deser z T.O.P' a. Chichocze pod nosem żeby nie zdenerwować jeszcze bardziej mojego maniaka kontroli. Pomaga mi wsiąść do auta i po chwili sam siedzi za kierownicą. Ruszamy i siedzimy w ciszy. Spoglądam na niego. Ręce ma zaciśnięte na kierownicy. Będzie ciężko.
-Będziemy się kłócić?- Pytam bo wolę się przygotować na opieprz.
-Nie.
-Nie?
-Nie. Będziemy się godzić.- Czyli co to ma oznaczać? Nigdy jeszcze się z nim nie godziłam kiedy był taki zły. W ogóle nigdy nie bywał na mnie zły. Chociaż jakby nie patrząc to i tak gdybym mogła to bym to powtórzyła. Zaczynam się wiercić. Muszę do toalety. Siedzę cicho i czekam póki nie dojedziemy pod dom. Długo to mu nie zajmuje. No liczniku miał chyba ze 140 na godzinę. Cieszę się, że jeszcze żyje. Idę przed nim i dobrze wiem, że się na mnie gapi. Jego oczy gdyby mogły wypaliły by mi dziurę w plecach. Ji otwiera mi drzwi i wchodzę do domu.
-O, ktoś tu nawet zdążył posprzątać.- Zauważam i przechodzę na górę do pokoju, a on cały czas podąża za mną. Kiedy jestem w pokoju siadam na łóżku i przyglądam się temu co robi Ji. Właśnie wszedł do łazienki i napuszcza wodę do wanny.
-Będziemy się kąpać?- Pytam stojąc w drzwiach.
-Nie. Ty będziesz się kąpać.
-Och.- A więc to tak.
-Chodź tu do mnie.- Ji łapie mnie za rękę i ustawia przed lustrem. Rozpuszcza moje włosy. Trochę je dzisiaj zmaltretowałam. Ji zabiera się za rozpinanie mojej sukienki. Jednak utwierdzam się w przekonaniu, że sukienka to najlepsze co trafiło mi się w ręce. Pozbywając się całej reszty pomaga mi wejść do wanny pełnej gorącej wody. Od razu zanurzam się w wodzie zamykając oczy i rozkoszując się ulgą. Nogi mi odpadają. I ogólnie wszystko mnie boli. Kiedy otwieram oczy widzę, że zostałam sama ze sobą. Przynajmniej taki mi się zdaje, ale Ji wchodzi do łazienki trzymając w jednej ręce sukienkę, a w drugiej … nożyczki? Po chwili dociera do mnie co on chce z nią zrobić. Nie odważy się pociąć sukienki mojego życia wartej tyle kasy.
-Na prawdę mi się podoba.- A jednak to zrobił. Wytrzeszczyłam oczy. On właśnie jak gdyby nigdy nic tnie mój skarb na kawałki. Patrzę na to wszystko i nawet nie mogę wydusić z siebie słowa. Jestem zszokowana. To ma być taka jego zemsta.
-A teraz podoba mi się jeszcze bardziej.- Oświadcza zadowolony z siebie. A ja nie jestem zadowolona. Zbankrutowałam kupując te sukienkę. To już go nie obchodzi. Po prostu zostawił mnie w łazience ze skrawkami sukienki. Jak mam teraz cieszyć się z kąpieli kiedy wręcz kipię złością. O nie tak to nie będzie. Policzę się z nim jak tylko uda mi się wyjść z wanny. Pierwsza próba kończy się klęską, ale za to druga już nie. Wycieram się dokładnie i ubieram szlafrok po czym wychodzę i nie ma go. Jeśli mnie tutaj tak zostawił to jego godzenie wygląda inaczej niż u mnie. Stoję zła i wykończona na środku pokoju i naprawdę nie wiem co ma już robić.
-I co teraz uciekasz!- Krzyknęłam z frustracji i tego jaka jestem teraz beznadziejnie słaba. Drzwi od łazienki trzasnęły, że aż się wzdrygnęłam i szybko odwróciłam w tamtą stronę. A jednak stał tam. Z drwiącym uśmieszkiem na twarzy. Ja go zdenerwowałam więc on robi dokładnie to samo. I nawet mu się to udaje. Ale to przecież perfekcyjny Ji Yong. Dziwne by było gdyby coś mu się nie udało.
-Ciągle tu jestem.
-I co tego.- Odwracam się i idę w stronę szuflady z piżamami. W połowie przeszukiwania szuflady poczułam czyjeś ręce oplatające mnie w pasie. Postanawiam to zignorować i szukam dalej, ale on nie daje za wygraną, a moja pozycja nie jest mocna. Mam na sobie tylko szlafrok.
-Nie.- Odpowiadam stanowczo pomimo tego, że kręci mi się w głowie od nadmiaru wódki. Dziś nie będzie seksu i koniec kropka … chyba.
-Chcesz się założyć.- Szepcze mi do ucha, a mnie przechodzi natychmiastowo dreszcz. Ji podnosi mnie do góry jakbym była piórkiem. Z moich ust wydobywa się cichy pisk. On jest nieobliczalny.
-A teraz będziemy się godzić skarbie.- O kurde! Czy ja jestem gotowa by się godzić w taki sposób kiedy ledwo trzymam się na nogach. Podczas kiedy ja tu sobie tak rozmyślam Ji powoli odwiązuje mi szlafrok. A chrzanić to. Potrzebuje go tak jak on mnie. Pozwalam żeby szlafrok spadł na ziemię.
-Dlaczego nigdy się mnie nie słuchasz, co?
-Nie wiem.- Trudno jest odpowiedzieć kiedy ktoś potrafi samym dotykiem pozbawić mnie myśleniem i to w tak krótkim czasie. Ji przyciągnął mnie do najbliższej ściany i przysłał się do mojej szyi kreśląc na niej kółka językiem i podgryzając wrażliwe miejsca. Czy to w ogóle możliwe bym zakochiwała się w nim co dziennie od nowa? W jednej chwili jest normalny, a potem chce kontrolować każdy mój ruch, ale i tak go kocham.
-Jesteś teraz taka uległa.
-Czy to nawiązanie do dzisiejszego poranka?- Wtedy nie byłam nachlana, a teraz to co innego. Wiem, że sobie ze mnie żartuje. Głupek.
-Chyba tak.- Uśmiecham się do niego. Nie wiem czy wciąż jest zły.
-Już można uznać, że jesteśmy pogodzeni?- Pytam, ściągając mu koszulę.
-Jeszcze nie.- Wbija się moje usta wręcz je miażdżąc. Nasze języki stykają się ze sobą. Można by nazwać to tańcem. Wiem, że zaraz stracę wszystkie siły. Żeby mnie utrzymać Ji wkłada kolano pomiędzy moje nogi.- Chodźmy do łóżka. Ledwo się trzymasz.- Nareszcie. Ji podnosi mnie, a ja oplatam go nagami w pasie i zaraz potem czuję miękkość pościeli oraz ciepłe ręce mojego chłopaka błądzące po moim ciele. Unosi mnie lekko by zdjąć mój stanik. Z łatwością sobie radzi.
-Nie możesz mnie zostawić.- Szepczę dmuchając swoim ciepłym oddechem na moją pierś.
-Nie zostawię.- Nie wytrzymałabym minuty bez niego. Nie wiem czy wytrzymam nawet teraz. To tak jakbym powstrzymywała bombę przed wybuchem.
-Kocham cię całą nawet kiedy mnie nie słuchasz.-Och, co to za wyznania. Ji delikatnie całuje moje piersi, aja wiję się pod nim. Plcem przesuwa po jednym z sutków. Natychmiast robią się twarde, po czym bierze go do ust i mocno ssie. Wydaje z siebie niekontrolowane jęki z czego najwidoczniej on jest zadowolony.
-Ji Yong!- Nagle gdzieś zniknął. W ogóle nie czuje go na sobie, ale nie mam na tyle siły by odnieść się i sprawdzić co wyprawia. To wcale nie jest zabawne.
-Już jestem.- Ji wbił się we mnie. Krzyknęłam, naprawdę się tego nie spodziewałam. Ból przerodził się w coś nie do opisania.- To żebyś o mnie pamiętała.- I bez tego bym o nim pamiętała. Nie do o sobie zapomnieć. Wsunął się we mnie jeszcze raz tym razem mocniej. Znowu krzyknęłam. Nie można by jakoś delikatniej czy coś. Z każdym kolejnym pchnięciem staczałam się na sam koniec przepaści. Chciałam tam wpaść razem z nim i udało się. Przez dłuższą chwilę próbowałam dojść do siebie, ale to przy nim wręcz nie możliwe. Ji leżał na mnie, a ja głaskałam jego plecy.
-Jesteś trochę ciężki.- Wyszedł ze mnie i położył się tak, że teraz ja leżałam na nim.
-Tak lepiej.
-Cieszę się, że ci się podoba.- Mówię z sarkazmem za co dostaje klapsa. Przez co wiercę się.
-O jezu.- No tak zapomniałam.
-Przepraszam.- Szepczę, ale i tak pod nosem uśmiecham się i znów się poruszam.
-Bo będę musiał zmusić cię do drugiej rundy.- Parskam. Ta bo ja dam radę. Akurat. To chyba dobry moment by spytać.
-Gdzie właściwie jest Cleo?- Pozwoliłam by T.O.P się nią zajął, ale nie wiem gdzie jest.
-A bo ja wiem. Może właśnie ujeżdża go albo i na odwrót. Kto to wie.- Śmieje się. Oby tylko miała tak samo udany wieczór jak ja. Schodzę z Ji i kładę głowę na jego klacie.
-Musimy jutro porozmawiać.- Niech nie myśli, że zapomniałam o mojej biednej sukience która poniewiera się teraz w kawałkach gdzieś w łazience. Poczułam jak sztywnieje.- Spokojnie to nic strasznego.
-Powiedz teraz.- I po co mi było zaczynać. Teraz nie da mi spokoju.
-Nie powiem. Śpij.- Odwróciłam się do niego plecami. Ji Yong objął mnie ręką w tali i pocałował w ramie.
-Jesteś nie możliwa.
-I nawzajem pnie Kwon.







No i jest!! Cieszę się, że w końcu zdołałam to dokończyć. Przyznam, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się napisać tak dużo w jeden dzień. To mój nowy rekord. Wiec parę komentarzy mile by mnie zmotywowało do napisania czegoś nowego. Liczę na was kochani. Dzięki, że jesteście ze mną.

poniedziałek, 24 listopada 2014

BB- 41

Tak, wiem spóźniłam się, ale znów jestem chora i nie miałam siły na dokończenie rozdziału. W następnym postaram się napisać coś ciekawego żeby was nie zanudzać.









Spałem spokojnie. Przynajmniej próbowałem, ale coś mi nie wychodziło. Cały czas czuwałem nad _____. Tyle razy miałem okazje patrzeć jak śpi i dopiero teraz zauważyłem, że prawie zawsze śpi z rozchylonymi ustami. Jak słodko. Pochyliłem się i musnąłem jej usta. _____ przekręciła się i dalej spała. Uśmiechnąłem się pod nosem. Znalazłem telefon i zrobiłem zdjęcie na pamiątkę. Jest piąta rano,a ja jeszcze nie śpię. Czas wyjść po leki. Wiecznie żywy szpital. Ciągły ruch i z przyzwyczajenia zaczynasz witać się z każdym. Dostałem co chciałem i ruszyłem z powrotem do pokoju. _____ siedziała już na łóżku z wzrokiem wbitym z swoje stopy.
-Już wstałaś. Coś wcześnie.- Postawiłem tabletki na stolik i usiadłem koło niej.
-Miałam zły sen. No i ciebie nie było.- Przytuliła się do mnie. Jak dziecko. Objąłem ją ramieniem.
-Już jestem. Znów śniło ci się to samo.- Pokiwała twierdząco głową.
-Gdybym była w domu to pewnie mogłabym się wyspać. Raz a porządnie
-Postaram się to załatwić.- Choć nie będzie łatwo. Ale dla niej zrobię wszystko.
-Dziękuje.- Dała mi buziaka w policzek po czym się uśmiechnęła.- No co się tak patrzysz, hę?
-Tylko powinnaś częściej się uśmiechać.
-Będę, jak już wszystko będzie normalne.- Boję się, że nigdy tak nie będzie.
-Oby.

( Narracja ____ )

-Ok więc ja wezmę te tabletki, a ty porozmawiaj z lekarzem. Proszę postaraj się mnie stąd zabrać. Jeszcze dzień dłużej, a pomyślę, że wariuję.
-Ok, idę.
Wreszcie jest jakaś możliwość dostania się do telefonu. Wstałam i zabrałam się za przeszukiwania jego kurtki. I jest. Kod dostępu ma dość prosty. Dobrze, że jeszcze pamiętam swoją datę urodzenia. Usiadłam z powrotem na łóżko i zrobiłam zdjęcie tabletek po czym wysłałam do agencji. Nikt nie jest chętny do powiedzenia mi po co mam łykać te tabletki i na co są. I tak mnie ciągle pilnuje. Muszę się tego dowiedzieć sama. Możliwe, że dzięki temu znajdę odpowiedzi na moje pytania. Telefon odezwał się. Szybko odebrałam.
-I co masz Pat?- Jestem bardzo ciekawa rezultatów.
-Tabletki na hamowanie zaburzeń psychicznych. Po co ci takie rzeczy ___, co?
-Nie twój interes, ale dzięki. To wszystko czego się dowiedziałeś?
-Piszą coś jeszcze o halucynacjach, a w dużych ilościach działa jak środek usypiający.
-Te informację na pewno mi się przydadzą.
-Super, że mogłem pomóc.- Rozłączył się, a ja wykasowałam połączenie ze spisu. Odłożyłam telefon na swoje miejsce. Jeśli od on od tak myśli, że będzie mi wciskać te tabletki to po moim trupie. Przecież nie zwariowałam. Nie uważam, że powinnam faszerować się tym gównem co dzień. Pozbędę się tego tak szybko jak się tu zjawiło. Nie rozumiem dlaczego Ji nie chciał mi powiedzieć prawdy. Połykałam to bo wtedy wydawał się jakby spokojniejszy. Teraz wiem dlaczego. Nie zabiło by mnie to. Otworzył okno i wyrzuciłam tabletki za nie. Trochę się na nim zawiodłam. Nawet jeśli robił to po to by mnie nie martwić. Dotychczas zawsze starałam się mówić mu wszystko i wliczały się w to także te nieprzyjemne informację. A on próbuje ukryć przede mną tak ważną rzecz. Poczekam póki sam nie zechce mi wyjawić prawdy. Nie będę naciskać. Nie przeczę iż bardzo możliwe jest to, że muszę brać te leki, ale nie chcę. To bez sensu. Leki nie pomogą mi z uporaniem się z rzeczywistością. On sam dobrze powinien to wiedzieć. Zawsze potrzebowałam jego i tylko jego. Chcę już wrócić do domu by nasze życie choć trochę powróciło do normy. Już nie chodzi mi o ideały bo wiem, że jeszcze sporo nam do tego brakuję. A póki co nie mogę patrzeć jak Ji się niszczy. Wiem, że to z mojej winy i to dobija mnie najbardziej. Bo nie mogę nic z tym teraz zrobić. Chyba nikt nie chciał by patrzeć no to, a zwłaszcza ja.
-Co robisz?- Usłyszałam głos przy swoim uchu. Brakowało mi go bardzo.
-Wdycham świeżę powietrze. A w ogóle to powiedz mi co udało ci się załatwić.
-Jak zawsze niecierpliwa.- Objął mnie w tali.
-A więc?
-Muszę tylko pojechać po twoją torbę.
-Ok, poczekam.- Spojrzał na mnie jakby się bał zostawić mnie samą na ten krótki czas.- No idź.- Ledwo udało mi się go wykurzyć stąd. Co się z nim dzieje. Nie podoba mi się to. Ja na prawdę muszę coś z tym zrobić i ktoś musi mi w tym pomóc. Zabrałam się za pościelenie łóżka. Zastanawiałam się przy tym jak udało mu się przekonać lekarzy.

( Narracja G.D )

Pewnie, ja to załatwię. Oby. W końcu to nie problem, lekarz i tak jest już na mnie mocno wkurwiony więc co za różnica. Chciałbym, żeby tu została chociaż jeszcze tydzień, ale to nie przejdzie. Już teraz słyszę ciągle o tym, że chcę wrócić do domu. Na prawdę życie mi nie miłe. No, ale przecież nie powiem jej, że lekarz będzie miał urwanie dupy. Co to, to nie. Chyba w tym szpitalu jest coś takiego jak wypis na żądanie. Skręciłem w stronę pokoju lekarza prowadzącego.
-Wejść.- Nawet jeszcze nie zapukałem, ale dobrze się zaczyna.
-Dobry.
-O, to pan. Proszę usiąść.- Zrobiłem jak poprosił. Nie będę wybrzydzał kiedy ja tu przychodzę prosić.- Stało się coś pacjentce. Kolejny atak?
-Nie.
-Więc dlaczego się pan nie cieszy.
-Cieszę.- Nie cieszę. Musiałbym mieć z czego. Cholerny lekarz jest na prawdę dobrym lekarzem i psychologiem zarazem.
-Więc w czym problem. Panie Kwon.- W końcu oderwał się od papierów.
-Proszę o wypis.- Po co dalej przeciągać. Albo dostanę to czego chce albo będę musiał zmierzyć się z ____. A jakoś nie mam ochoty na to drugie. Wolę po wykłócać się o to z doktorem. Możliwe, że mnie zrozumie. Czekam na odpowiedź, a w zamian dostaję tylko już podpisany papier. Tak bez żadnych sprzeciwów. Coś to podejrzane.
-Daje to panu tylko dlatego, że ufam iż wie co pan robi.
-Na pewno jest jakieś ,,ale''.
-Owszem jest. I myślę, że zdoła pan przekonać swoją dziewczynę by odwiedzał ją lekarz, przynajmniej raz w tygodniu.
-Nie powinno być trudno.
-Skoro pan tak twierdzi to nie mam już nic do powiedzenia. Myślę, że to musi być coś ważnego co pan próbuje ukryć najlepiej jak potrafi.
-Nie mogę powiedzieć, ale nie zaprzeczę.
-I tyle wystarczy. To tylko zwykła ciekawość. I zdążyłem pana polubić przez ten czas.- Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie. Ta, w sumie dość sporo było tego czasu.
-Dziękuję.
-Nie ma za co dziękować. Taka praca. Cieszę się, że pomogłem i proszę pamiętać o lekarzu.
-Dobrze.- Po wyjściu z jego gabinetu poczułem ulgę. Tak jakbym wszystko za sobą zostawiał. A ten facet okazał się nie być lekarzem czy też fanem, a po prostu człowiekiem. Szkoda, że większość tak nie myśli. Życie było by łatwiejsze.

* * *

( Narracja ___ )

-Jak dobrze cię widzieć w domu.- Od progu rzuciła się na mnie Cleo. Wręcz dusząc mnie w swoim żelaznym uścisku. Ale ja też się cieszę, że ją widzę. Brakowało mi naszych rozmów. Od jutra to musi wrócić do moich codziennych zajęć. Wszystko musi wrócić. Bo czuję się jakbym musiała wszystko zaczynać od nowa. A nie chcę.
-Dobra koniec tego tulenia bo mi ją udusisz.- Zażartował. Miło słyszeć jego śmiech od tak dawna.
-Pójdę się rozpakować i odpocząć.- Jetem strasznie zmęczona. Moja kondycja to pewna katastrofa. Poszłam za Ji do naszego pokoju. Nic się tu nie zmieniło, ale w sumie co by miało skoro cały czas był przy mnie. Jemu też przyda się odpoczynek. A mnie jak na razie prysznic i coś do jedzenia. Mam szczerze dość serwowanych papek dla dzieci, które kazali mi jeść w szpitalu. Na samą myśl mam ochotę rzygnąć.
-O tak, w końcu w domu.- Szepnęłam do siebie i zabrałam się za rozpakowywanie rzeczy. Nie miałam ich zbyt wiele więc szybko skończyłam.
-Czas na kolację.- Usłyszałam głos Ji który stał w drzwiach razem z sushi. Kurczę jestem naprawdę głodna więc zabieram od niego talerz i siadam na łóżku zabierając się za jedzenie.
-Widać, że apetyt ci wrócił.
-Przecież zawsze go miałam.
-Możliwe.- Przysiadł się do mnie. Czuję, że coś jest nie tak.- Weź jeszcze to.- Otworzył zaciśniętą rękę pokazując mi tabletki. Natychmiast przestaje jeść i wpatruje się w jedzenie. Dlaczego mam wrażenie jakby Ji sproszkował te tabletki i je tu dorzucił. Przecież to i tak nie jest możliwe skoro trzyma je w ręku. Po prostu najzwyczajniej jestem tym wszystkim zmęczona. A on nie wygląda na chętnego by powiedzieć mi po co mam je wziąć. Więc chyba sama powinnam spróbować się tego od niego dowiedzieć. Przybieram minę, którą miałam jeszcze przed chwilą. Mówiącą, że jestem szczęśliwa, ale nie jestem. Nie w tej chwili.- Proszę.- Wyciąga rękę w moją stronę z błagalnym wzrokiem. Boże dlaczego nic nie rozumiesz, co?!
-Dobrze.- Zabieram je i połykam razem zresztą jedzenia które zostało na talerzu. Wiem, że właśnie tego chcę. Nie wie tylko, że ja tego nie chcę. Ale robię to bo wiem, że dzięki temu się uspokoi i będę mogła z nim porozmawiać bez nerwów.
-Chciałabym choć raz zobaczyć pudełko tych tabletek. Nigdy nie wiem na co je biorę.- Zaczynam rozmowę i jestem przygotowana na to, że nie dostane żadnej konkretnej odpowiedzi z jego strony.
-To po to żebyś lepiej się czuła.- Wyrzuca z siebie. I już mi się to nie podoba. Mówi to tak jakby nie chciał tego znów przerabiać. Ja też nie chcę, ale jeśli przez to nie przebrniemy to na prawdę może się nie udać.
-Uwierz mi czuję się świetnie.- Nawet jeśli tak nie wyglądam, ale on mi nie uwierzy. Nadal będzie twierdził, że to dla mojego dobra.
-_____ strasznie się o ciebie bałem.- Łapię mnie za rękę, a mnie się ściska boleśnie serce. Wyraz jego twarzy to sam ból. Już wiem, że nigdy nie chcę na to patrzeć. Mnie też to boli. Nawet nie wyobraża sobie jak bardzo.
-Wiem to, ale myślę, że możesz powiedzieć mi prawdę.- Ściskam jego rękę na zachętę. Chce dać mu do zrozumienia, że jestem przy nim i nie ważne co powie to nie ucieknę.
-Po prostu mi zaufaj.- A więc na tym polega problem oboje sobie nie wierzymy.
-Ufam i ty też musisz.- Podnosi głowę i parzy na mnie. Chyba w końcu coś kojarzy.
-Co chcesz przez to powiedzieć.
-To, że znam prawdę. Po prosu chciałam żebyś to ty mi ją powiedział. Ty za to milczysz i myślisz, że robisz to dla mojego dobra.
-To źle, że chcę się tobą zaopiekować?- Cholera nie tak miało to zabrzmieć.
-Nie mówię, że to źle. Nie chcę żebyś opiekował się mną przesadnie. Chcę żebyś mówił mi prawdę nawet jeśli jest dość bolesna. Powinieneś wiedzieć, że dam sobie z tym radę bo mam cię blisko.- Nic nie mówi. To zaczyna być niepokojące. Chyba nie powiedziałam czegoś nie tak.
-Przepraszam.
-Dobrze, że mamy to już za sobą.- Zbliżyłam się żeby go pocałować i zanim się obejrzałam Ji już leżał na mnie. Przyciskając mnie swoim ciałem do łóżka.
-To jest nie fair.
-Wiem.- Uśmiechnął się po czym delikatnie pocałował mnie w usta. Przyciągnęłam go bliżej łapiąc za koszule i zachęcając by pogłębił pocałunek. Momentalnie po całym ciele przeszedł mnie dreszcz, ale taki przyjemny, którego nigdy nie chciało by się zapomnieć.
-Chcesz to zrobić?- Co za pytanie.
-Tak.- Tyle czekałam na niego, że więcej nie zamierzam. To uczucie tam na dole znów wraca kiedy ręce Ji zabierają się za rozpinanie mojej koszulki. O, boże ile można się z tym męczyć. Postanawiam trochę to przyśpieszyć zanim wybuchnę od samego patrzenia na jego poczynania. Ściągam z siebie tę cholerną bluzkę i rzucam ją gdzieś dalej.
-Na prawdę ci się śpieszy.- Śmieje się i ja też bo to jest prawda.- Więc będę musiał się tobą dobrze zająć.- O kurde, co on ma przez to na myśli. Już po chwili zdaję sobie sprawę z konsekwencji swoich słów kiedy czuję jego język na moim brzuchu. Zaczynam się wiercić bo to trochę łaskocze.
-Nie ruszaj się.- Rozkazuje mi po czym wraca do przerwanej czynności. Wytyczając sobie drogę w górę aż do moich ust. Prawdopodobnie zaraz rozlecę się na milion kawałów. Mój mózg to i tak teraz galareta. Nie myślę o niczym tylko o tym co mogę mu dać i pokazać jak bardzo go kocham. Chociaż trudno w ogóle myśleć kiedy Ji miażdży mnie swoimi ustami, a jego erekcja ociera mi się o podbrzusze. Nie udaje mi się powstrzymać uśmiechu. Ji odrywa się od moich ust i patrzy na mnie nie rozumiejąc mojego zachowania.
-Mógłbyś ściągnąć coś z siebie.- Mruczę pod nosem. Uśmiecha się pokazując swoje śnieżnobiałe zęby po czym łapie mnie za ręce i kładzie je na swoim torsie. Czuję jak szybko bije jego serce, moje pewnie też. Zabieram się za ściąganie jego koszulki co idzie mi bardzo szybko. Zaraz potem jego spodnie też lądują na podłodze razem z moimi. Choć raz cieszę się, że założyłam odpowiednią bieliznę. Ji wpatruje się we mnie i podziwia widoki, ja robię to samo chociaż i wytrzymuje dłużej. Pochyla się i składa słodki pocałunek na moich ustach. Chryste, rozpływam się i przysięgam, że na pewno jestem już mokra.
-Zrób to w końcu.- Dyszę mu do ucha. Ji jednym szybkim ruchem pozbawia mnie bielizny i czuję się taka naga, ale i tak nie jestem w stanie teraz myśleć. Ji wchodzi we mnie pewnym i zdecydowanym ruchem przez co z moich ust wydostaje się krótki krzyk który zostaje zastąpiony pocałunkiem przez Ji.
-Dobrze znowu mieć cię w domu.
-Yhm.- Tylko tyle jestem wstanie z siebie wydobyć. Po następnej serii pchnięć jestem już w raju razem z Ji. Powoli wychodzi ze mnie i kładzie się obok. Czuję taką dziwną pustkę, ale to chyba normalne. Nic mi teraz nie zepsuje humoru. Ji bierze mnie w ramiona, a ja chowam twarz w zagłębieniu jego szyi i zaciągam się jego zapachem. To nadal świeża woda i ten charakterystyczny zapach perfum.
-Dlaczego się trzęsiesz.
-Nie wiem.- Wiem tylko tyle, że to na pewno jego sprawka.
-Popatrz na mnie.- Robię jak mi każę. Jestem naprawdę zmęczona, ale na to będę miała jeszcze siłę. Ji Yong jedną ręką odgarnia mi włosy z twarzy, a drugą podtrzymuje. Inaczej bym poleciała wprost na poduszki. Pewnie wyglądam jak środka Marysia.
-I jak? Jest bardzo źle?- Myślę, że tak skoro nic nie mówi. Ale on tylko opiera swoje czoło o moje i uśmiecha się po raz kolejny tego wieczoru. Ten widok cieszy moje serce.
-Jest idealnie. Bo z tobą.- Całuje mnie w czoło po czym oboje kładziemy się w łóżku, a ja kładę głowę na jego tors. I oboje milczymy przez dłuższy czas.
-Kocham cię.
-Wiem. Nie wiem tylko co mam jeszcze zrobić byś uwierzył mi, że ja ciebie też.
-Wyjdź za mnie.- Momentalnie podnoszę się na rękach i wpatruje w jego twarz. Patrzy na mnie tymi oczami w których nadal widać żar i są ciemniejsze niż zazwyczaj.
-Poczekaj, czy ty właśnie …
-Tak, poprosiłem cię żebyś została ze mną na zawsze. Jako moja żona.- O kurwa! Najpierw prawie, że kłótnia wisi nad nami potem kochamy się jak wariaci, a teraz słyszę oświadczyny. Moja mina pewnie nie mówi nic, a on oczekuje ode mnie odpowiedzi. Przecież jeszcze tyle mamy przed sobą do pokonania.
-Mówisz tak tylko dlatego, że jeszcze nie wiesz co mówisz.- To zdanie była raczej mało składne, ale przekazałam w nim wszystko co chciałam. Mam nadzieje, że mnie zrozumiał.
-___ nie musisz mi teraz odpowiadać.- Też się podnosi do siadu i opiera o ścianę plecami. Siadam koło niego i wypuszczam powietrze. Cieszę się z tego, że nie muszę dawać u odpowiedzi właśnie teraz. Muszę podjąć tą decyzję na spokojnie. Nie teraz kiedy tak dużo się wydarzyło. To jest bardzo poważny krok. Kładę rękę na jego udzie, a on zakrywa ją swoją i lekko ściska.
-Daj mi trochę czasu. Proszę.- Potrzebuję go jak cholera.
-Dam ci tyle ile będziesz potrzebować. Póki jesteś obok mogę czekać wieczność.- Podnosi moja rękę i całuję jej wnętrze. Rozluźniam wszystkie mięśnie i jedyne o czym teraz myślę to zasnąć u boku mężczyzny którego kocham. Moja głowa opada niekontrolowanie na jego ramię i zamykam powoli oczy tracąc obraz przed oczami. 










Owszem napisałam +18 po długim namyślę i nadal myślę, że to nie jest moją mocną stroną, ale wiem, że kiedyś trzeba się powoli do tego przekonać. Więc liczę na waszą wyrozumiałość co do tej kwestii i jakiś komentarz by się przydał jak zawsze.


niedziela, 16 listopada 2014

BB- 40

Witam!! Jest kolejny rozdział i to już 40. Tym razem odrobinę szybciej niż ostatnio. Cieszy mnie to, że pod ostatnim postem był chociaż jeden komentarz. Czekam na więcej. No i postanowiłam dodać nową postać. Myślę, że dobrze wybrałam bo dość długo myślałam kogo wybrać.





-Nie wiem kim jesteś, ale lepiej siedź cicho.- Popchnęłam nieznajomego na ziemię. Na prawdę trzy osoby to za dużo. Nie mam teraz żadnej pewności, że mnie nie rozpoznał. Na moje szczęście drugi nie zbyt ogarnięty osobnik miał chyba stan przed zawałowy kiedy usłyszał policję. Nie no ja teraz na serio będę musiała stąd wyjść. Zanim wparuje tu policja i będzie wszystkim zadawać pytania.
-Mówię, że ci pomogę.- Ta, jasne. Ja cię nawet nie znam człowieku. Może byś tak pomógł sam sobie. Albo komuś kto bardziej boi się śmierci niż ja. Na przykład temu dziwnemu kolesiowi koło nas. Spojrzałam na nieznajomego znad okularów. Nie wygląda na jakiegoś pedofila. Nie z taką twarzą. Cociaż nie wiele widzę skoro on też nosi okulary. Boże, o czym ja myślę w takiej sytuacji. Powinnam się zastanawiać czy mu zaufać czy nie.
-Szybciej.- Wyciągnął rękę w moją stronę. -Przymknąć mordy tam z tyłu!!- Szklany dzban z kwiatami właśnie rozbił się w drobny mak. Na co się tylko wzdrygnęłam. Módl się teraz człowieku żeby tu nie podszedł. No i już za późno.
-Co my tu mamy. Para zakochanych.- Wyszczerzył się w naszą stronę. Chyba jednak coś mu się pomyliło. W innych okolicznościach sprostowałabym tok jego myślenia. Ale żadne z nas się nie odezwało. Ciekawe co on sobie teraz myśli?- Ruszajcie się.- Wycelował w nas swoją mało pokaźną spluwą. Ale kiedy jestem po nie właściwej stronie to już nie takie ważne. Zrobiła jak mi kazał.
-Odsłoń się.- Osz w mordę. Nie mogę. I dlatego też nawet się nie odezwałam.
-Nie może.- No właśnie. Że co?!
-A to niby dlaczego? Co niby takiego może ukrywać?
-A nie wystarczy, że jest moja?- Czy on właśnie się do niego uśmiechnął. Czego ja nie wiem.
-Ta, masz rację, młody. Szybko się uczysz. Zabieraj ją stąd.- Młody? Zrozumiałam tylko tyle, że ten dupek też bierze w tym udział. I przysięgam, że prędzej czy później się z nim policzę. Niech tylko stąd wyjdziemy. Nawet nie starał się być dżentelmenem. Po prostu szarpnął mnie za rękę i objął w pasie. Jak gdyby nigdy nic. Nie podoba mi się to. A żeby nie było, że daje mu pozwolenie na wszystkie czyny. ,,Niechcący'' nadepnęłam mu na stopę. Twardziel. Udał, że nie zauważył. Zeszłam, a wręcz zbiegłam po schodach z prędkością wiatru zrzucając jego rękę z mojej talii.
-Gdzie tak biegniesz.- Jak najdalej od tego miejsca. Czy to nie jest oczywiste. W końcu znalazłam się na świeżym powietrzu. Jest czym zaczerpnąć.
-Wszystko ok?- Ha, na pewno będzie jak już się z tobą policzę. Kryminalisto. Bez zastanowienia wymierzyłam mu pięścią w twarz, że aż się zatoczył, ale nie upadł. A szkoda. Zboczeniec jeden.
-Dobra. Rozumiem, należało mi się. Za uratowanie ci życia.- I po co ten sarkazm. Może walnąć go jeszcze raz?
-Powinnam powiedzieć wszystko policji. Jak możesz się w ogóle w to mieszać. Jesteś zwykły przestępcą. To twoi ,,koledzy'' to sadyści.
-Dobra możemy porozmawiać, ale nie tu.
-Kto powiedział, że chcę z tobą rozmawiać. Właśnie zamierzam wrócić do domu.- Odwróciłam się w stronę wyjścia z tej ciemnej uliczki.
-Wiem kim jesteś.- Zatrzymałam się wściekła. Podeszłam do niego.
-Zamierzasz teraz ogłosić ludzkości, że byłam tam w środku? Przecież nikt ci nie uwierzy. No i złapią cię prędzej czy później.- I tak już źle robię. Bo powinnam coś z tym zrobić, ale na policję pójść nie mogę. Więc nie pozostaje mi nic innego jak czekać na tych z wymiaru sprawiedliwości.
-Nie, nie chodzi o to. Pomyślałem, że teraz ty mogłabyś uratować mi życie, co?
-No właśnie, co?
-Chyba sama słyszałaś co im powiedziałem. Chcesz żebym już jutro nie żył?- Głupio by było.
-Co musiałabym zrobić.
-Kompletnie nic. Tylko musimy przejść przez ulicę. Razem. Jak chłopak, który ma swoją dziewczynę.- Och. To nie powinno być trudne. Przecież już się zdecydowałam, żeby uratować tego dupka.
-Ok.
-Dzięki. To tylko póki nie znikniemy im z oczu.- Przewróciłam oczami. Niech mu będzie. Wyszliśmy na zatłoczoną ulicę. Ciekawe jak oni chcą nas zobaczyć. Oby to nie było jakaś ściema bo źle się to dla niego skończy. Jego ręka znów wylądowała na moich biodrach. Dlaczego czuję się tak niezręcznie? Kiedy robię to na misjach to jest jakoś inaczej. Albo może nigdy nie zwracałam na to zbytnio uwagi.
-Nie możesz zdjąć tego kaptura?
-Nie przeginaj.- Ta droga ciągnie się w nieskończoność. I już wiem jak mogli nas zobaczyć. W końcu jeden z jego koleżków stoi na dachu. To musi być nie złe oblężenie, a ludzie w środku srają w gacie. I pomyśleć, że teraz pomagam jednemu z nich. To nie zgodne z tym co robię. No, ale z drugiej strony to każdy zasługuje na drugą szansę zamiast śmierci z rąk tych wariatów. Mam wielką nadzieje, że on jest na tyle mądry by z tego zrezygnować i, że nigdy więcej się nie spotkamy.
-Już możesz puścić.- Zauważyłam.
-No tak.
-To idę.
-Poczekaj.- Złapał mnie z rękę. Popatrzyłam na niego i zaraz ją puścił.- Niedaleko jest dobra kawiarnia. Może dasz się zaprosić na kawę?
-Czy ja wiem.- To nadal może być wszystko ustawione. Rozejrzałam się za siebie.
-Spokojnie. Nic ci nie zrobię. Nie jestem zboczeńcem.- No ja jeszcze nie jestem co do tego przekonana. Ale może warto się lepiej poznać.
-Dobra. Daje ci szanse na wytłumaczenie się.- Zawędrowaliśmy do tej kawiarni. Nawet całkiem tu przytulnie i ciepło. Patrząc na to jaka jest pogoda aż miło tu sobie posiedzieć. Na razie towarzystwo jest tylko podejrzane.
-Poproszę kakao.
-Zaraz przyniosę.- Szczupła kelnerka oddaliła się z moim zamówieniem. On nawet na nią nie spojrzał. Każdy facet by spojrzał. No, no to coś nowego.
-Nie pijesz kawy.
-Nie, nie lubię tego smaku. Ale lepiej porozmawiajmy o tobie. Nadal nie wiem jak masz na imię.
-L. Joe.
-To raczej nie twoje imię.
-Tak na mnie mówią więc zostało. To prawdziwe już nie istnieje.
-Ok.- To jest podejrzane.- Ja jestem park Bom.
-Wiem.
-Coś takiego.
-Jestem fanem.
-Ciesze się. No i dzięki za uratowanie.- Choć myślę, że gdyby dał mi chwilę dłużej sama by sobie poradziła.
-Na pewno.
-Ej, nic o mnie nie wiesz. Więc nie zakładaj, że skoro jestem dziewczyną to bym nie przeżyła.
-Możliwe, że dałabyś radę. Przecież sam to poczułem.
-A no, sorki. To był nie mały szok. W jednej chwili chcesz mnie ratować i jednocześnie trzymasz z nimi. Dlaczego?
-To długa historia. Powiedzmy, że kiedyś miałem marzenia.- A kto ich nie ma.- Chciałem być piosenkarzem, ale nie wyszło. Tak jakoś się złożyło, że wylądowałem razem z nimi. Może i są przestępcami, ale przynajmniej mogę na nich liczyć.
-Nie wątpię.- Ciekawe co też się kryje pod tą obojętną twarzą. Ten chłopak wiele ukrywa. A ja z natury jestem ciekawska i muszę się tego dowiedzieć.- A co z tymi ludźmi w banku. Twoi koledzy są w stanie kogoś zabić?
-Nie wiem. Nigdy nie widziałem żeby kogoś zabili.
-Albo nie chcieli żebyś widział.
-Mogło tak być.- Moje parujące kakao pojawiło się przede mną i zabrałam się za nie. Byle tylko zatkać czymś gębę.

* * *

Podczas poznawania nowego znajomego kompletnie zapomniałam o czasie. Pewnie dziewczyny się martwią gdzie ja się podziewam. A komórka rozładowana. Świetny scenariusz, nie ma co.
-Powinnam już iść.- Jest już 19. Ominęła mnie drama.
-odprowadzę cię.
-Oni pewnie będą się martwić. Nie musisz.
-Oni myślą, że właśnie teraz jestem z tobą w hotelu. Reszty chyba nie muszę mówić.- O boże co za świnie. Jednak miałam rację, że to zboczeńce.- Nie patrz tak na mnie. Czy ja ci wyglądam na takiego.
-Ok. Skoro masz ochotę się przejść.- Zabrałam torebkę i ruszyłam do domu u boku mając L. Joe. Moje zdanie o nim zmieniło się trochę. Okazało się, że to biedny dzieciaczek, któremu w życiu się nie powiodło. Ale przecież to nie jego wina. Każdemu mogło by się to zdarzyć. Jeśli nie ma się porządnej rodziny która okaże cie trochę wsparcia. Gdyby nie fakt, że wiem czym się zajmuje może mógłby się okazać potencjalnym chłopakiem dla mnie. Ale to odpada. Wystarczy, że ja babram się w tym. Potrzebuję normalnego chłopaka, żeby mi przypominał, że jak też potrafię być normalną dziewczyną dla niego. Prawie całą drogę przeszliśmy w ciszy. Chyba wyczerpały nam się tematy do rozmowy. Albo nikt nie chcę się odezwać.
-To już tutaj. Miło było poznać.- Pomimo tych wcześniejszych nieprzyjemności.
-Mam nadzieję, że zobaczymy się jeszcze.
-Z moim szczęściem to bardzo prawdopodobne. To pa.- Weszłam do środka i zatrzasnęłam drzwi. Jeny co to był za dzień. Otarłam się o śmierć i uratował mnie całkiem uroczy chłopak. Tak. Uroczy. Powiedziałam to i nich tak zostanie.
-Dziewczyny już wróciłam!!- Krzyknęłam, ale nikt nie wychylił głowy żeby mnie powitać. Dzięki, już nikt się o mnie nie martwi. Obcziłam, że nie ma nikogo w domu i wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Kogo niesie o tej porze.
-Eee o co chodzi?
-Musisz mi pomóc.
-Znowu?
-No tak.
-Ok, to wejdź. Masz szczęście, że nie ma nikogo w domu. Inaczej było by nie ciekawie.
-Dzięki. Jak tylko policja stąd odjedzie to sobie pójdę.
-Policja? Szukają ciebie?- Przetrzymuje w domu przestępce. Jak ktoś się dowie to pójdę siedzieć za współudział. Albo i coś gorszego.
-Raczej nie. Nie chcę żeby mnie zobaczyli.
-Rozumiem. Pewnie sąsiedzi znów się kłócą.- Nie wychodzi im bycie razem ze sobą.- Zaraz wrócę.- Poszłam na górę do pokoju. Uch, dlaczego nigdy Dara po sobie nie sprząta. Jak mam znaleźć w tym barłogu moje tabletki.
-Ładnie tu.
-Boże, przestraszyłeś mnie. W ogóle nie miałeś czekać na dole. Mówiłam, że zaraz przyjdę.- To na prawdę jakiś natrętny fan od którego nie mogę się dziś uwolnić.
-Nie chciałem, ale dobrze wiedzieć, że mi się udało.
-Zabawne.- Mruknęłam nadal przekopując zawartość torebki w poszukiwaniu upragnionych tabletek.
-Czego szukasz.
-Tabletek.- A jak tylko dorwę Darę to zagonie ją do roboty.
-Tych?
-O dzięki.- Kiedy zabierałam swoją własność. Niechcący dotknęłam jego ręki. Znów to samo uczucie. Dziwne, w ogóle nie rozumiem dlaczego tak się dzieje. Popatrzyłam na niego, a on patrzył na mnie. Chyba też to poczuł. Zanim zdążyłam się ocknąć L.Joe złapał moją rękę i przyciągnął do siebie. Udało mi się wydać z siebie cichy pisk po cym poczułam ciepłe i miękkie usta na swoich. O boże właśnie całuje się z nowo poznanym chłopakiem w moim pokoju i … podoba mi się to? Oddałam ten pocałunek co l.Joe wykorzystał i wdarł się językiem do środka. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio się całowałam. W której to było klasie?
-Już wróciłyśmy!! Jesteś już Bom!?- Oż ty w mordę. Oderwałam się od L. Joe' a.
-Musisz się schować.- Zaczęłam panikować.
-Ej spokojnie zaraz coś wymyślę.
-Oby szybko. Ja idę je zatrzymać.- Zbiegłam na dół. Pewnie jestem cała czerwona. Lepszego momentu nie było.
-Jestem, jestem.
-Boże. Myślałam, że nie uciekłaś stamtąd. Że też zrobiło się tak niebezpiecznie w tym mieście. No na prawdę szkoda gadać.
-No nic mi nie jest.
-To dobrze. Pójdę się przebrać.
-Nie- Zatrzymałam ją.
-Bom, co ci się stało. Jesteś jakaś czerwona.
-A to. Bo się … źle czuję.- Tak, to powinno ją na trochę zatrzymać.
-Zaraz coś ci podam tylko pójdę się przebrać.
-Na prawdę czuję, że nie jest ze mną dobrze.- Kaszlnęłam najgłośniej jak potrafiłam.
-Fuj, ok. Tylko mnie nie zaraź.- To, to na pewno.
-Gdzieś tu powinny być jakieś tabletki.- Cholera co mam dalej robić. Oby już zdążył się wynieść z mojego pokoju. Jak sobie przypomnę co jeszcze chwilę miało tam miejsce robię się jeszcze bardziej czerwona.- O, są.- Wręczyła mi je i szklankę wody przy okazji po czym wyszła z kuchni, a ja za nią.
-Nie zdążyłam posprzątać w pokoju.- Ostrzegłam. Ale to jej nie zniechęciło.
-Zaraz to zrobię.- Serio? Zawsze musiałam ją do tego zmuszać.- Pozwól, że zapytam. Dlaczego tak za mną leziesz?
-Tak sobie. Też idę do pokoju.- Chociaż wcale nie mam na to ochoty. Dara otworzyła drzwi i nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Weszłam za nią. I faktycznie go tu nie ma. Odetchnęłam z ulgą.
-Na prawdę nie wiem co się z tobą dzieje Bom. Wyglądasz jakbyś się przed chwilą z kimś całowała.- Bo tak właśnie było!
-Co tu bredzisz. Obie wiemy, że to nie jest możliwe.
-Yhm. A może gdzieś go tu ukrywasz co?- Podniosła kołdrę zaglądając pod nią. Kurwa mać!
-Bez przesady.
-ja zaraz to sprawdzę. W łazience też nie ma. To może szafa.- Serce zaczęło mi walić jak młotem. Nie przewidziałam tego, że mógłby się tam schować. Oby nie. Ja chyba nie chcę na to patrzeć.
-A jednak nic. Może sobie odpocznij, co. Na dobre ci to wyjdzie. Idę to łazienki.- Kiedy drzwi się zatrzasnęły wyjrzałam przez otwarte okno i zobaczyłam tylko jego postać, która posłała mi buziaka. I poszedł sobie. Tak po prostu. Po tym co się stało. Najzwyczajniej wyskoczył przez okno. Brzmi to jak scena z filmu. Ech, beznadzieja. Podeszłam do szafy. I pomyśleć, że jednak mógłby tu sobie siedzieć. Pewnie spotkamy się przy następnym napadzie na bank. Wyciągnęłam piżamy i kiedy miałam już zamykać szafę zauważyłam małą karteczkę przyklejoną do nich.

Pozwoliłem sobie wziąć twój numer, a to mój:
XXXXXXXXXXXXXX

A więc to tak. Mądre posunięcie. Najwidoczniej on ma zamiar się jeszcze kiedyś potkać. Jeśli do tego dojdzie to musimy porozmawiać i to poważnie na temat tego co tu się stało.
-Oooo, a jednak miałam rację.- Powiedziała Dara wychylając mi się znad ramienia. Szybko zgniotłam kartkę i wrzuciłam to torebki.
-DARA!!







No, to ten ... jak mi wyszło. Osobiście uważam, że mogło być lepiej d : Oraz przepraszam za literówki, które na pewno gdzieś są.

wtorek, 11 listopada 2014

BB- 39

Powracam do was z nowym rozdziałem. Chociaż nie wiem czy się wam spodoba bo prawdę mówiąc zaczynają mi się wyczerpywać pomysły. Dlatego zebrałam tutaj parę sytuacji, które na pewno będą miały jakiś wpływ na dalszą historię. Więc zapraszam do czytania.






-Żartujesz!
-Nie.
-To daj mi wejść do środka.- Jezu co za samolub. Sam już się z nią widział, a ja nie mogę. Niby dlaczego, co?- To, że nie jest moją dziewczyną, nie znaczy, że nie mam prawa sobie z nią pogadać.- Co ja przed chwilą powiedziałam? W ogóle, dlaczego? Za dużo czasu przebywam z tymi wariatami.
-Nie męcz jej, ok?
-Spoko.- Weszłam do pokoju ____. Co to była za wiadomość kiedy okazało się, że to nic złego. Bo ____ nareszcie się obudziła. Nie żebym nie zauważyła jak jak Ji zapewne płakał, ale to chyba oczywiste. W końcu nie odszedł od niej nawet na chwilę. Na prawdę im się udało.
-O, Chaerin! Nie wiedziałam, że zjawisz się aż tak szybko.- ___ podniosła głowę znad miski z zupą. Pewnie Ji o to zadbał.
-Przytuliłabym cię, ale nie wiem czy mogę.
-Oj tam. No chodź.- Uściskałam ją ostrożnie.
-Ale nam napędziłaś strachu.
-Na szczęście nie musiałaś nieść mojej trumny.- Ale poczucie humoru nadal jej zostało.- Siadaj.- Tak też i zrobiłam. Przybrałam moją minę mówiącą, że nic się nie stało.- Myślę, że opowiesz mi co się działo jak sobie spałam. Bo ten to nie chcę mi nic powiedzieć.- O rzesz.
-Na razie to ty odpoczywaj.
-Wszyscy tak mówią.- Odstawiła jedzenie na bok i zaczęła się we mnie wpatrywać. Nagle kompletnie zmieniła wyraz twarzy. Jakby miała zaraz płakać. To wygląda strasznie. Zwłaszcza przy jej bladej twarzy jak u trupa.
-_____? Wszystko w porządku. Mam zawołać lekarza?- Czemu zrobiła się taka dziwna. Nie podoba mi się to. ___ zaczęła się wpatrywać w ścianę i płakać. Podeszłam do niej uprzednio zabierając chusteczkę z stolika. Zabrała mi ją z ręki bez słowa. Siedziałam tak koło niej póki się nie uspokoiła choć trochę.- Już dobrze.- Poklepałam ją po ramieniu. Czy ja czegoś nie wiem.- Potrzebujesz czegoś?
-Zawołaj go. Chcę żeby Ji Yong tu był!- Prawie, że krzyknęła mi w twarz. Ulotniłam się z sali i od razu zaczęłam szukać Ji. On musi mi wyjaśnić co się dzieje. To co przed chwilą się działo nie było niczym normalnym. Odnalazłam Darę i Ji rozmawiających ze sobą o czymś zawzięcie. Podeszłam tam szybko i przysiadłam się.
-Dlaczego oboje zamilkliście, co?
-Nie no nic. Co tam u _____?- Przed chwilą sama u niej była.
-A właśnie. Chciała żebyś do niej przyszedł.- I zaraz go nie było.- Mówi mi wszystko jak na spowiedzi.
-Nie mogę.
-Serio? Mnie nie możesz.- Ja jakoś mogłam opowiedzieć swoją historię.
-Ech, pewnie sama to zauważyłaś.
-Jeśli mówimy o dziwacznym zachowaniu ___. To tak.
-Bo widzisz. Lekarze twierdzą, że ona … no wiesz trudno to powiedzieć.
-Zdziwaczała?- Boże tylko nie to.
-Sama w to nie wierzę tak samo jak ty. No, ale przecież tak mogło się zdarzyć każdemu.- Ale dlaczego akurat jej.
-To nie jest nic strasznego?
-Jak na razie to chyba nie. Przy nim zachowuje się normalnie i raczej tak zostanie na jakiś czas.- No ładnie. Szczęście w nieszczęściu. ____ nareszcie otworzyła oczy, ale nikomu nie ufa. Tak jakby w jednej chwili mnie rozpoznawała, a w drugiej w ogóle gdzieś odlatywała. Jak się szefowie dowiedzą to się będzie działo.

* * *

( Narracja Bom )

Stało się coś dziwnego. Wchodzę sobie do domu i widzę o jedną parę butów za dużo. Kto przyszedł nas odwiedzić? Oby to nie był tylko listonosz bo przysięgam, że znów odeślę do nadawcy.
-Ja na twoim miejscu zrobiłabym to samo.- Usłyszałam zdecydowany głos Min Ji.
-Ale, że co?- Weszłam rzucając torby na blat i zamarłam na chwilę kiedy zobaczyłam te czerwone róże. W cholerę z tym. Na prawdę nie chciałam ich teraz widzieć. Po prostu wyrzuciłam je do śmieci.
-Miałaś ich nie przyjmować.- Zwróciłam się do Dary, która pewnie jest za to odpowiedzialna.
-Tak, masz rację. Nikomu nie dawaj już nadziei.- Powiedziała to z wyrzutem.
-Najpierw miło by było wiedzieć od kogo w ogóle są.- To jedna z wielu rzeczy które chciałabym wiedzieć. W dodatku to zaczyna być niepokojące. Na początku myślałam, że to jakiś fan i to tylko jednorazowo, ale kiedy zaczęłam dostawać takie prezenty jak ten prawie co dzień. Zaczęłam gorączkowo rozmyślać komu wpadły do głowy takie pomysły.
-Przecież się podpisuję.- Zauważyła CL. Siedzi i przypatruje się nam w ciszy. Pewnie już o wszystkim wie.
-To są tylko inicjały. Mam się bawić w zgadywanki?- Jestem na to za stara. Ja chcę się zakochać tak normalnie. Nawet niech to będzie w kościele chociaż do niego nie chadzam. Czy o tak wiele proszę. Młodsza to ja się nie staję.
-Masz rację. Po co ci to. Trzeba by go przyłapać.
-Nie mam na to czasu.- Niech po prostu da mi święty spokój. To chyba nie jest takie trudne jak się wdaje. Albo może napiszę do tego kogoś list? Nieee, to jednak był by fatalny pomysł. Muszę to jakoś wytrzymać.
-Muszę wa coś powiedzieć.- O, serio teraz Min Ji?- Chcę iść do szkoły.- Usiadłam sobie.
-Nie przemyślałaś tego.- Stwierdziła Dara, a ja myślę to samo.
-Ależ przemyślałam i lepiej teraz niż później.
-Ale zawsze lepiej później niż wcale.- Wątpię w powodzenie tego planu. Zwłaszcza teraz kiedy się wszystko wali.
-Och, dziewczyny. To, że jestem najmłodsza nie znaczy, że wy macie decydować ze mnie. Omówiłam już szczegóły z szefem i się zgodził.
-Bo jest głupi.- No co. Czasami w ogóle nie zachowuje się jak szef, a jak ojciec co rozpieszcza każdego. Może jeszcze nie wie, że ____ ma załamanie nerwowe i jak tak dalej pójdzie to nie wyjdzie z niego prędko albo w ogóle.
-Nawet jeśli to chcę żyć normalnie.- Kiedy piszesz się na taką pracę to ze świadomością, że nigdy nie jest normalnie. To zawsze w jakiś sposób cię ogranicza.
-Dobra, uspokójmy się.- Zarządziła CL. W tym rzecz, że ja jestem bardzo spokojna.- Min Ji ma poniekąd rację.- O, a więc to tak.
-Nie trzeba się denerwować. Po prostu dajmy jej żyć.- Nie wierzę, że to powiem, ale dziewczyny chyba mają rację. A ja martwię się już na zapas. Jak jeszcze nic się nie stało.
-Ok.
-To świetnie. Teraz tylko wpłacić czesne i po krzyku. Myślałam, że pójdzie gorzej.- Bo miało, ale zostałam przegłosowana. Jak zwykle zresztą. Chyba znów pójdę się gdzieś przejść.
-Wpadnę do banku po drobne.- Wzięłam ze sobą tylko torebkę.

* * *

( Narracja G.D )
-Ji?
-Tak?
-Kiedy będę mogła wrócić do domu. Przecież nic mi nie jest. Czy ci durni lekarze tego nie widzą.- Denerwuje się tym już od godziny. A jeszcze 15 minut temu było wręcz idealnie cicho bo spała.
-Aż tak ci się śpieszy. Możesz sobie jeszcze odpoczywać.- Założyłem jej kosmyk włosów za ucho. Dotknąłem ręką jej delikatny policzek. Kompletnie zimny. Na prawdę ją kocham. To co się z nią dzieje. Chciałbym, żeby to było jednym wielkim snem z którego się obudzę. Ale możliwe, że już dawno powinienem pogodzić się z rzeczywistością. ___ złapała moją dłoń i położyła na łóżku nadal trzymając. Obiecałem je, że nie będę już płakać. Ale tylko nie przy niej.
-Pewnie bardzo się martwiłeś.- Nie odpowiedziałem bo co miał bym jej powiedzieć. Że o mało nie umarłem ze strachu. Tylko by się tym przejęła. Zresztą niepotrzebnie.- Czemu nic nie mówisz. Mam wrażenie jakbyś mi o czymś nie mówił.
-Nic się nie dzieje.- Ucałowałem ją w czoło.
-I co. Tylko tyle.- Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Tak.- Przynajmniej jak na dzisiaj.- Idę. W końcu musisz coś zjeść.- Skierowałem się w stronę jedynej w tym budynku stołówki. Z kapturem na głowie i okularami ludzie i tak mi się przyglądali. Stanąłem w kolejce jak co dzień, czekając na swoją kolej. Inni mają rację powinienem tu zamieszkać. Każdy zajęty sobą i można odpocząć. Fotele są tu całkiem wygodne. Można się przyzwyczaić nawet do smrodu. Odebrałem talerz i wróciłem do windy. Kiedy wszedłem do pokoju. ____ czytała książkę.
-Wiesz, mam wrażenie jakby już to kiedyś czytała.
-Pewnie dlatego, że czytałem ci to kiedy spałaś.- Przynajmniej miałem jakieś zajęcie.
-O, naprawdę?
-Yhm.- Odłożyłem książkę na swoje miejsce i podałem jej talerz.- Nie patrz tak. To najlepsze co mieli. Więc jedz.
-Dlatego chcę już wrócić do domu.- Mruknęła i zaczęłam grzebać widelcem z talerzu. Póki nie odwiedziła nas Cleo.
-Jezu ile ta się dzieci zebrało.- Od razu spojrzałem na ____. Zamarła z widelcem z ręku.
-Dzieci.- Wyszeptała po czym niespodziewanie z wielką siłą rzuciłam widelcem prosto w ścianę gdzie już pozostało. Zerwałem się z miejsca żeby nie zrobiła coś głupiego, ale było za późno bo talerz z zawartością także znalazł się na ścianie. Pozostawiając po sobie tylko plamę.
-____.- Usiadłem koło niej.
-To była moja wina.- Zaczęła płakać. Trzęsła się, a ja nie mogłem już dłużej na to patrzeć. Ująłem w dłonie jej zapłakaną twarz.
-Popatrz na mnie.- Usłuchała.- Nic się nie stało. Nie myśl o tym.- W odpowiedzi pokiwała lekko głową. Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem.- Już dobrze. Nie płacz. Jestem tu przy tobie.- Głaszcząc jej plecy, starałem się ją jakoś uspokoić. Przynajmniej sprawić żeby przestała płakać i trząść się. Po 10 minutach mogłem już zostawić ją samą z lekarzem. Kiedy wyszedłem z pokoju miałem już tego wszystkiego dość, a to dopiero początek.
-Co to do cholery było?!- Cleo krzyknęła mi do ucha.
-Może tak ciszej, co?
-Najpierw powiedz mi co to niby miało być. O mało co widelec nie znalazł by się w moim oku. A co najgorsze, że własna przyjaciółka chciała pozbawić mnie oka.- I kolejnej osobie trzeba by powiedzieć prawdę.
-I tak nie będzie tego pamiętać, za jakąś godzinę.
-Matko. To co nie będę mogłam tam teraz wejść.
-Jeśli chce ci się czekać jakąś godzinę to będziesz mogła.- Chyba, że przed tym ktoś znów wspomni coś o dzieciach.
-Ok, poczekam.
-Spoko, zaraz przyjdę tylko poszukam lekarza.- Albo on znalazł mnie pierwszy.
-I co nią?
-Podałem jej środek uspokajający więc powinna zasnąć. Osobiście uważam, że lepiej by było przenieść pacjentkę na oddział psychiatryczny gdzie zajmą się nią lepiej.
-Nie.
-Nie?
-Nie, nie zgadzam się.
-Chcemy dla niej jak najlepiej i myślę, że chyba pan też.
-I właśnie dlatego się nie zgadzam. To nie pan będzie musiał jej wyjaśniać dlaczego jest w innym pokoju i co się tak naprawdę z nią dzieje.- Nie mógłbym jej tego zrobić. Znów patrzeć jak bardzo jest załamana. Ci lekarze nigdy tego nie zrozumieją. W dodatku są jeszcze reporterzy. Gdyby się dowiedzieli była by nie zła afera. A raczej każdy ma już dość i chciałby przestać się martwić.
-Mamy też jeszcze innych pacjentów których musimy umieścić na tym oddziale.
-Daje mi pan do zrozumienia, że albo ja się zgodzę albo ją wyrzucicie.- To naprawdę jest chamstwo. Czy lekarze nie są po to żeby leczyć ludzi.
-Ależ nie to chciałem powiedzieć.
-A więc pewnie chodzi o pieniądze. W porządku zapłacę ile trzeba.- Niech to załatwi sprawę.

* * *

( Narracja Bom )

Czy to ma w ogóle jakiś sens? Szkoła i to kolejna. Staram się o tym nie myśleć, ale jakoś nie mam nic innego do roboty kiedy stoję w banku i czekam na swoją kolej. Z chęcią ściągnęłabym z głowy kaptur bo jest tu strasznie duszno, ale nie mogę. Stałam tak jeszcze dobre 10 minut, gdy nagle usłyszałam strzał i odłamki szkła poleciały we wszystkie strony. Pierwsze co zrobiłam to padłam na ziemię i jakoś doczołgałam się za biurko gdzie jakiś koleś już zdążył wepchać dupsko. Przynajmniej się przesunął. Świetnie ja mam dzisiaj jakieś cholerne szczęście.
-Niech każdy współpracuje to nikomu nie stanie się krzywda.- Usłyszałam krzyk jednego z bandziorów. Ludzie trzęsą portkami ze strachu, a ten dziwny osobnik zamiast brać z nich przykład przygląda mi się. Poprawiłam kaptur na głowie i odwróciłam głowę. Kurde co ja mam robić.
-Przepraszam, ale …
-Chodź wyprowadzę cię stąd.
-Że co?- Znikąd pojawił się zamaskowany koleś i zanim zdążyłam zaprotestować ten już prowadził mnie do rzekomego ,,wyjścia''. Czy to aby nie jest porwanie.





Jej, Dara obchodzi już swoje urodzinki. Życzę jej samych sukcesów i dużo szczęścia. I ja też chciałaby w tym wieku co ona wyglądać tak młodo.













poniedziałek, 3 listopada 2014

BB- 38

Jak tam u was?? Ja się nachodziłam po tych cmentarzach, że mi wystarczy na jakiś czas.







Co go napadło. Jeśli myśli, że tak naprawi to co zrobił wczoraj to się myli i niepotrzebnie Tae obije mu mordę albo na odwrót. Ach, szybciej bym była na miejscu gdybym po prostu tam pobiegła. Ręce mi się trzęsą. Nie wiem czy to dlatego, że boje się zobaczyć tego co tam zastanę czy samego faktu, że znów będę musiała ich zobaczyć. A zwłaszcza Tae. Co jeśli ta pinda na serio z ni zamieszkała? Przez jedną noc mogło się dużo wydarzyć. Sama jestem tego świadkiem. Zaczęłam pipczeć na tego dupka przede mną. Czy on nie widzi tego światła do jasnej cholery! W końcu ruszył, a ja wjechałam w ostatnią uliczkę i zatrzymałam się na podjeździe. Wyskoczyłam z auta i popędziłam do drzwi. Zamknięte. Zaczęłam walić w nie ręką. Chrzanić dzwonek. Jeśli się pozabijają to naprawdę będę miała ich na sumieniu do końca życia. Świetnie nikt nie ma zamiaru mi otworzyć. Przynajmniej choć raz zapamiętałam gdzie chowałam zapasowy klucz. Przekręciłam kluczyk i weszłam do środka. Była już przekonana, że na darmo się tu włamywałam. Ale coś huknęło na górze więc tam się udałam.
-Niczego stąd nie zabierzesz.- Usłyszałam głos Tae. Prawdopodobnie przed chwilą zatrzasnął szafę bo trzyma ręką drzwiczki.- Chcę żeby tu przyszła. Muszę z nią porozmawiać.- A mamy o czym?
-Ona tu nie przyjdzie. Na pewno nie po tym co tu zobaczyła.
-Miałeś ją pilnować. Zdrajco.- Tae powiedział to z wyrzutem. A ja się pytam ŻE CO KURWA!
-Szczerze. Dobrze wiesz, że nie zasługiwała no to co jej robiłeś.- Właśnie nic mi nie zrobił. Przynajmniej nic co wiązało by się z kontaktem cielesnym. Co do reszty mogę się zgodzić. Samo patrzenie nie należy już do przyjemnej czynności.
-Nigdy nie obiecywałem jej ani tobie, że z nią będę.
-W końcu to do ciebie nie podobne. Zmieniasz laski jak rękawiczki. Ta pewnie też będzie przez ciebie płakać, co?- Zadrwił z niego. I dobrze mu tak. Kusi mnie żeby poczekać aż ktoś komuś da w pysk bo oboju się to należy, ale rozsądek nakazuje mi przerwać tą ostrą wymianę zdań.
-Dość. Jesteście okropni. Nie, nawet gorzej niż okropni. Normalnie brak mi słów.- Patrzą na mnie i to jednocześnie w tym samym momencie. To jest przerażające. W końcu Dae jako pierwszy zabiera głos.
-Co ty tu …
-Przyszłam zabrać swoje rzeczy. Zanim dobierzesz się do mojej bielizny.- Znacząco popatrzyłam na Taeyang' a. Skubany nawet się nie odwrócił. Po prostu zero reakcji. Jak on morze z tym żyć? No jak. Za to Dae najwyraźniej chciałby znać szczegóły.- No, co chcecie popatrzeć jak się pakuję czy co?- Zaczęłam się pakować w spokoju. Wszystko po kolei lądowało w mojej torbie. Kto by pomyślał, że to się tak skończy. Na pewno nie ja. Po jaką cholerę zachciało mi się zakochiwać. Trzeba było spróbować to w sobie stłamsić. Nawet jeśli wszyscy w około powtarzali by mi, że to nie jest dobry pomysł. Gówno prawda. To właśnie był by świetny pomysł. Teraz już czasu nie cofnę, a dwaj sprawcy ciągle obwiniają siebie nawzajem i są na siebie wściekli. Kiedy powinni wiedzieć, że to ja jestem tu wściekła jak cholera, ale kogo to pochodzi. No właśnie nikogo. Żegnając się z moim pokojem już ostatni raz zeszłam na dół. Im szybciej opuszczę ten dom tym lepiej dla mnie. Najlepiej być jak najdalej od głównie złych wspomnień. Muszę tylko oddać kluczę. No w sumie to rzuciłam je na stół, ale to chyba też się liczy.
-Miło było, ale muszę się zbierać.- Ruszyłam do drzwi.
-Poczekaj.- Niemożliwe. A jednak się zatrzymałam.
-Co tym razem.- To jest naprawdę irytujące. A no tak. Przy nim nie będziemy rozmawiać.
-Wyjdź.- Zrobił tak jak mu kazał. O dziwo bez sprzeciwów. I zostaliśmy sami. A ja zaczęłam czuć się dosyć dziwnie. Usiadłam na krześle po drugiej stronie stołu. W bezpiecznej odległości. Nie powiem zżera mnie ciekawość co też ma mi do powiedzenia.
-Zabierz klucze ze sobą.
-Po co? Nie wrócę tu.- To chyba logiczne.
-Nie chodzi o to. Nie chcę żebyś myślała, że cię wyrzucam.
-Sama, z własnej woli się stąd wynoszę. Robię dokładnie to czego sobie zażyczyłeś.- Nadal dobrze pamiętam całe zajście chociaż po tym dużo wypiłam.
-Nie musisz tego robić tak od razu. Dał bym ci czas żebyś mogła coś sobie znaleźć.
-Wow. Nawet teraz potrafisz być równie chamski i bezczelny co przedtem.- Ja bym tak nie mogła. Miała bym choć odrobinę przyzwoitości żeby zacząć od jakiś przeprosin. Albo chociaż krótkich wyjaśnień. Przecież nie żądam opowieści ze szczegółami.
-Nie tak miałaś się o tym dowiedzieć.- Przyznaję.
-Trochę już na to za późno.- Mruknęłam.
-Wiem. I wiem też, że pewnie Dae naopowiadał ci o mnie niezłe historyjki.
-Coś tam wspomniał.- Nie koniecznie musi wiedzieć, że teraz poniekąd postrzegam go kompletnie inaczej. Ale tak naprawdę to on sam się do tego przyczynił. Dae tylko utwierdził mnie co do słuszności moich spekulacji na ten temat. Obecnie myślę bardzo źle i nie prędko się to zmieni.
-Ona jest tą jedyną.- Auć, to zabolało. A już nie powinno. W dodatku ja wcale nie wierzę w ani jedno słowo, ale to już mnie nie dotyczy.
-Nie wątpię. Było widać.- Ja tu raczej oczekuję innego słowa. Już pomijam fakt, że w ogóle nie zważa na słowa jakie przy mnie wypowiada. Ale mógłby już przejść do sedna sprawy.
-Więc wiesz, że nie chcę nic zepsuć.
-Uważasz, że okłamałeś ją raniąc przy tym mnie żeby ci się z nią ułożyło?!- Podniosłam trochę głos. Ledwo zaczęłam dzień, a ten już mi go psuje.- Dajesz mi do zrozumienia, że mam się trzymać z daleka żeby wam nie przeszkadzać.- Nie odpowiedział tylko ledwo widocznie pokiwał głową. Parsknęłam. To naprawdę przechodzi ludzkie pojęcie.
-Jesteś kompletnie pojebany!- Krzyknęłam na co się tylko odwrócił. Jak mi powie, że nie wie o co chodzi. To jestem zdolna zrobić mu jakąś krzywdę.- Nigdy w życiu nie chciałam nic o d ciebie. Po prostu mógłbyś chociaż przeprosić! Tylko to jedno słowo chciałam usłyszeć. Ale widzę, że masz to gdzieś. Chciałam wyjść stąd zostawiając to tak jak było. A zamiast tego dostaje opieprz!! Ciekawe czym sobie na to zasłużyłam. Na prawdę chciałam tego nie żałować, ale żałuję.- Wstałam i wyszłam. Przy samochodzie stał Dae. Ominęłam go i wrzuciłam bagaż do auta.
-Masz zamiar tu tak stać. Wsiadaj.- Zamknęłam drzwi z trzaskiem i odpaliłam silnik. Nie wiem jakim cudem nie rozbiłam się o jakieś drzewo czy coś innego.
-Dlaczego się nie odzywasz?- Postanowiłam zacząć jakąś rozmowę, żeby uspokoić moje nerwy.
-A powinienem?- Dobre pytanie.
-Nie wiem.- Znowu zapadła cisza. Możliwe iż dlatego, że wstrzymaliśmy oddechy kiedy starałam się wyminąć jakąś starszą babcię.
-Oddychaj.- Przypomniał mi Dae. Zapomniałam, że to już po strachu. Udało się. Skoro już tak siedzimy w ciszy to w sumie mogłabym załatwić i tą sprawę. W końcu raz się żyje.
-Musimy porozmawiać.- Cholera, że też musiałam użyć takich słów. Na filmach to nie wróży niczego dobrego. Teraz pewnie się domyśla co i z czym powiązać. Ups. Tak wyszło. Już powiedziałam.
-Miałem to samo powiedzieć.- Czyli jednak nie będzie złego scenariusza w którym to ja rzucam czym popadnie, a on pozywa mnie o zniszczenie mienia. Jakoś nie poczułam ulgi. Skręciłam w stronę najbliższej dobrze mi znanej restauracji. O tej porze nie powinno być tam zbyt dużo osób. Zajęliśmy stolik w kącie.
-Coś podać?- Zapytała nas kelnerka, która już zjawiła się koło naszego stolika.
-Nie trzeba.- Chciałam zacząć te trudną dla mnie rozmowę, ale nie mogłam, ponieważ kelnerka nadal stała przy naszym stole.
-Chcesz coś zamówić?- Zwróciłam się do Dae.
-Podziękuje.
-Może już pani iść.- Kiedy natrętna pani już nas opuściła przeniosłam wzrok na Dae. Dlaczego akurat on?
-Jak się czujesz.- Wypalił. Od czegoś trzeba zacząć.
-Bywało lepiej.- To jest śmieszne. Zawsze mieliśmy sobie dużo do powiedzenia, a teraz jest wręcz nieznośnie.- Wiesz co chcę powiedzieć.- Westchnął po czym na jego twarzy pojawił się cień uśmiechu.
-Tak, wiem. To było oczywiste.- Och, serio. Więc nie mam się czym martwić?
-Co chcesz przez to powiedzieć.
-Proszę cię o wybaczenie.- Powiedział to dość pewnie. Jak niby miałabym mu odmówić. Raczej wie co zrobił źle więc nie warto się odwracać od najlepszych przyjaciół. To był tylko jeden pocałunek i świat się nie zawalił. Uśmiechnęłam się.
-Okej. Oboje zapomnijmy o tym co się stało.- Ja zamierzam tak zrobić.
-To nie musisz się wyprowadzać.
-To co się stało wczoraj nie nic wspólnego z moją wyprowadzką. Przecież nie mogę siedzieć wam na głowie cały czas. Każdy ma swoje sprawy. Jestem już za stara żeby sobie nie poradzić.- Nie powiem mu, że muszę od niego odpocząć. To zabrzmiało by dość chamsko. Wystarczy mi, że właśnie nie przyjęłam jego uczuć. Po co mam go dobijać.

* * *
Po długiej rozmowie z Dae postanowiłam odwiedzić ____. Po wyżalam jej się w końcu i tak mnie nie opieprzy. Ominęłam grupkę dziennikarzy, którzy poderwali się z miejsc kiedy mnie zobaczyli. Nie potrzebnie zakładałam okulary. W środku spodziewałam się zastać Ji Yong' a, ale nie było nikogo. To dziwne, ale kiedyś w sumie to on musi spać. Usiadłam w fotelu. Już nawet czuć tu jego perfumy. Jak tak pójdzie to się wykończy. A ____ mogłaby się już obudzić. Jedyna osoba która trzymała wszystko to kupy i była lepsza od naszego prezesa teraz leży i się w ogóle nie rusza. Na prawdę powinnyśmy się zamienić. Westchnęłam. Co ja mam robić? Moje przemyślenia przerwało wejście lekarza.
-Ta pacjentka ma niesamowite szczęście. Tyle przyjaciół przychodzi ją odwiedzać.- Ta i nie ma w tej wypowiedzi żadnego podtekstu, że ci przyjaciele to same sławne osoby. Nawet dziecko by to wyczuło. Jakoś nigdy nie miałam odwagi żeby się komuś odgryźć i to porządnie. A dzisiaj nie mam na to siły i ochoty.
-A właśnie. Nie siedział tu przypadkiem jej chłopak?- Nadal nie daje mi spokoju to, że tak łatwo dał się wygonić. I, że niby zmusiła go do tego ta paniusia, no nigdy w życiu.
-No tak. Wyglądał na bardzo zmęczonego i nie chciał wychodzić, ale zasnął na korytarzu. Więc pielęgniarka zaproponowała mu żeby położył się w pokoju dla personelu.
-Och, no dobrze. Trochę tu posiedzę.- Doktor zrobiła dziwną minę, a zaraz po tym uśmiechnęła się, przytaknęła i wyszła. Świetnie i co teraz. Lepiej było jak byłam zajęta pracą. Może nie myślałabym tyle. Prawie zasypiałam na tym fotelu. Nie dziwie się, że Ji tu często sypia. Tu jest całkiem wygodnie. Może pozwolą mi tu zamieszkać? Nie no to nie przejdzie.
-Chaerin?- otworzyłam oczy i zobaczyłam Darę w drzwiach. W końcu jakaś dziewczyna. Podeszłam i przytuliłam ją mocno. Dawno się nie widziałyśmy.
- Eee też się cieszę, że cię widzę.
-Przynajmniej ty jedna.
-Uuuu czuję, że coś się stało. Może powinnyśmy usiąść sobie przy kawie.
-Z automatu?
-A jak.
-Idę.- Usiadłam przy małym stoliku w środku małego bufetu który składał się tylko z samego żarcia paczkowanego. Co się będą wysilać. Komu chciało by się jeść gdy ktoś obok umiera. No, ale kawa to coś innego. Kto by pomyślał, że zacznę ją pić. Obie kiedyś nie mogłyśmy przełknąć nawet jednego łyka. Teraz to napój przetrwania dla ludzi pracujących.
-Więc mówisz, że nie masz gdzie mieszkać. A co z mieszkaniem Taeyang' a. Myślałam, że się dogadujecie.
-Wiesz było tak zanim coś się nie stało.
-Coś?
-Strasznie ciężko mi to znów wspominać.
-Ok, rozumiem. Wyglądasz okropnie.- Fajnie podsumowanie.
-Możliwe. Ale dzięki za pocieszenie. Ja tu ci opowiadam ważne rzeczy.
-Zdaję sobie z tego sprawę. Bom powinna się zgodzić żebyś mogła u nas zamieszkać.
-Słyszałam, że nie macie miejsca. Nie będę się tam pchać. Myślałam, że podsuniesz mi jakiś pomysł.- Mogłabym pójść do hotelu, ale to by się szybko rozniosło.
-To poproś o nocleg Cleo.
-Zwariowałaś. Ja właśnie tak jakby przeżyłam swój zawód miłosny i każesz mi przebywać z zakochanymi.- Wolę iść pod most.
-A jednak chodzi o chłopaka.
-Nie dasz mi spokoju, co?
-Nie.- No i musiałam powiedzieć wszystko Darze. Ona chyba żyje takimi informacjami. Wypiłam dwie kawy zanim dokładnie opowiedziałam jej moją historię. Oczywiście pominęłam fakt, że z Tae kompletny pojeb i zmienia laski. Chociaż. Według niego to ta jedyna i innej nie będzie. Ciekawe ile w tym prawdy.
-Hymm. Nie wiedziałam, że ma dziewczynę.
-A co myślałaś, że ma chłopaka?
-Spokojnie co. Ja tylko głośno myślę.
-I co?- Oby coś mądrego.
-A może ta jego dziewczyna...
-Suka.
-Dooobrze. A więc ta jego suka ma coś wspólnego z naszą pracą.
-Mów dalej.
-Bardzo możliwe, że ona go rozkochała w sobie.
-I co niby miała by mu zrobić. Serca to on już nie ma.- Jemu się tak tylko wydaje.
-No jak przebije mu je nożem to na pewno nie będzie go mieć.
-Nieee to nie możliwe.- Kogo ja próbuje oszukać.- Okej jednak jest możliwe.
-A widzisz.
-Sugerujesz, że powinnam ją śledzić?
-No wiesz. Rzecz w tym czy nadal ci na nim zależy. Czy też aż tak go znienawidziłaś za to co ci zrobił.- Powiedziała to tak jakbym chciała żeby umarł. A tu chyba właśnie o to chodzi abym nie pozwoliła mu umrzeć. Więc teraz nie ważne czy nadal coś czuję.
-Oferujesz swoją pomoc.- Przydałaby się.
-Spoko i tak nie mam nic do roboty.- To był sarkazm, ale pewnie i tak mi pomoże.
-To zaczniemy od jutra.
-Ok, a teraz lepiej chodźmy szybko do pokoju ___ bo widziałam właśnie Ji. Albo mi się tak zadawało.




                            No i o mało co zapomniałam o najważniejszej sprawie:

                              Nasz kochany oppa się starzeje, ale nadal jest przystojny ;)



A teraz co do tego spoźnionego rozdziału za co przepraszam , ale zawsze są jakieś inne sprawy niecierpiące zwłoki.