Przebieram w sukienkach już od dobrej
godziny i słyszę tylko ciągłe:
-Nie.
-Dlaczego nie?- Nie mam zamiaru spędzać
tu kolejnej godziny.
-Bo nie.
-To w ogóle nie jest żaden konkretny
powód.- Wytknęłam mu na co tylko popatrzył na mnie z pół
przymkniętych powiek. Jeny jednak to był zły pomysł by wstąpić
po drodze do sklepu. Oczywiście to był mój pomysł, ale nie
zakładałam, że będzie tak ciężko.
-Nie muszę ci go podawać. I odłóż
to.- Wściekła odłożyłam na miejsce czerwoną sukienkę. Może i
cena była niesamowicie wysoka, ale tak na prawdę tu wszystko jest
drogie. I nie ja wybierałam sklep, bo to właśnie Ji chciał mi coś
kupić. Ale najwyraźniej to coś koniecznie musi wybrać on. No co
ja się nie zgadzam bo to nie on będzie w tym chodzić tylko ja.
Dołączyłam do Ji który stał już przy czymś innym.
-Co do tej sukienki to ja naprawdę ją
chcę.- Zrobiłam maślane oczka, ale się nie udało.
-Nie będziesz latać z gołym
tyłkiem.- Fakt może i sukienka jest dość krótka, ale za to jaka
zajebista.
-Bez przesady. Nie robią takich
sukienek, kochanie.- Powiedziałam to z sarkazmem żeby dokładnie
zrozumiał aluzję do tego iż nie może mi mówić w czym mogę się
pokazywać, a w czym nie. Ostatnio jego kontrola sięga zenitu. A ja
dostaje szału.
-Powiedziałem nie.
-No, ale dlaczego! Do ciężkiej
cholery.- Prawie, że krzyknęłam na co ekspedientka zerknęła w
naszą stronę. Co tam zerknęła. Cały czas się gapi bo wie, że
jesteśmy tu jako para. O, chwila. Cały świat już o tym wie.
-Poproszę tę.
-Co?- Ja tu się produkuje, a ten ma
mnie w dupie i kupuje mi buty. Nigdy nie zrozumiem do końca facetów.
Bom miała rację mówiąc żebym nawet nie próbowała.
-No co? Nie podobają ci się?
-Nie no są ładne.
-Więc biorę.- Szczupła blondynka z
uśmiechem na pół twarzy zaczęła pakować buty. Odnalazłam cenę.
-O, boże.- Mruknęłam pod nosem. Moja
sukienka była tańsza niż to cholerstwo.
-Idę zapłacić. Będę czekać w
samochodzie.- Co za tupet. Zostawia mnie tu samą. Co sobie inni
teraz pomyśleli. No wściekłam się porządnie. Skoro tak to kupię
ją choćbym miała zbankrutować. Przechadzałam się po sklepie i
zatrzymałam się w pół kroku. Właśnie zobaczyłam cudo. Chrzanić
już tamtą sukienkę teraz muszę mieć tą. Inaczej życie nie
będzie mieć sensu. Boże, co ja mówię. Po prostu to kupię.
-Przepraszam, wezmę tą sukienkę
jeśli można.- Już czuję smak zwycięstwa, a będę czuła go
jeszcze bardziej kiedy już wcisnę się w nią.
-Tak, oczywiście. Świetny wybór.- No
oby mi się opłacił. Kiedy dostałam swoją zdobycz za prawie 330
019 wonów ( ok. 1000 zł ). Wróciłam do auta w poprzednim humorze,
chociaż to i tak jest trudne skoro wyszłam na swoje. Ji ruszył
samochodem, a ja przycisnęłam torebkę do siebie. W końcu w niej
schowałam moją sukienkę.
-Nie bądź na mnie zła, kochanie.-
Położył swoją rękę na moim udzie. Cholera. To nie jest
sprawiedliwe.
-Nie jestem. Już zrozumiałam.
-Co takiego?
-Że jesteś zazdrośnikiem.- Ot cała
filozofia. Wiedziałam to od początku no, ale jakoś nie widzi mi
się znosić to każdego dnia i to ze spokojem. Ja chyba też mam tu
coś to powiedzenia.
-Nie jestem.
-Owszem jesteś.- Wolę nie zaczynać
tej bezsensownej kłótni od początku.- Podwieź mnie do domu
dziewczyn.- Mam zamiar pogadać trochę z nimi. W końcu od dwóch
miesięcy. Czuję się już całkowicie lepiej i nie muszę brać
żadnych leków. Na prawdę nie wierze, że to trwało aż dwa
miesiące. Warto się wysilić żeby o tym zapomnieć.
-Tylko nie pij za dużo.- Przewróciłam
oczami.
-Yhm.- Pocałowałam go w policzek i
wysiadłam z auta. Odjechał dopiero kiedy weszłam do środka.
Ściągnęłam buty i udałam się do salonu gdzie siedziały tylko
Cleo i Bom.
-Co się stało z całą resztą?- Czy
nie miałyśmy być tu razem. Wszystkie. Albo coś mi się pomyliło.
Usiadłam na kanapie.
-A to nic. Po prostu każdej z nich coś
wypadło i zostałyśmy same.- Same z na wpół opróżnioną butelką
wina. Czyli którejś musiało się coś przytrafić.
-Przyniosę ci kieliszek.-
Zaproponowała Cleo i poszła do kuchni.
-Bom co ci się stało?
-Co? Dlaczego miało się coś stać.
-A nie stało?
-Nie no stało.- Przyznała.- Poznałam
chłopaka i całowałam się z nim, a potem przyszły dziewczyny i
uciekł przez okno.- Dobra, muszę sobie to poukładać w głowie.
-Nie zostawił numeru?
-Zostawił i nawet ma mój. Nie
zadzwonił. Chyba źle całowałam.- Upiła jeszcze jeden łyk wina.
W końcu pojawiła się Cleo. Ja też muszę się napić.
-Przestać pieprzyć Bom. Może zgubił
twój numer. To się zdarza.- Wtrąciła się Cleo.
-Masz rację to mogło się stać.-
Pokręciła głową.- A tobie co się stało?- Spojrzały na mnie.
-Ach, nic.
-Rozumiem, że to ,, nic'' to Ji Yong.
-Tak.- Westchnęłam.- O mało co nie
pokłóciłam się z nim w sklepie o to jaka sukienkę mogę kupić,
a jakiej nie.
-Ale i tak się cieszysz. Widzę to w
twoich oczach.- Ma rację. Nie powinnam się z tego cieszyć. Co ze
mnie za dziewczyna. Wyciągnęłam moją zdobycz z torebki.
-Wow ____ naprawdę mnie zaskakujesz.-
Bom wyrwała mi sukienkę z rąk i zaczęła oglądać z każdej
strony. Tak wiem, też jestem dumna z tego zakupu.
-Zrobiłaś mu na złość więc myślę,
że musimy to jakoś wykorzystać.
-No pewnie.- Zgodziła się z nią Bom.
Nadal świdrując oczami ciuch.
-Idziemy się zabawić.- Krzyknęła
Cleo zabierając Bom sukienkę i rzucając mi nią w twarz.
* * *
Po godzinie stałyśmy już przed
zaludnionym klubem. Ubrane w obcisłe kiecki i wysokie buty. Już
kocham swoją nową sukienkę.
-Wyglądasz świetnie ____.- I pierwszy
raz od dawna właśnie tak też się czuję.
-Ok, to idziemy zaszaleć.- Gruby i
łysy ochroniarz wpuścił nas do środka tętniącego życiem klubu.
Nie spodziewałam się takiego oblężenia, ale to lepiej. Może nikt
nie zorientuje się, że przyszła z nami Bom. Usiadłyśmy przy
barze i zamówiłyśmy szkocką. Młody barman z uśmiechem podał mi
szklankę i od razu pociągnęłam z niej spory łyk.
-Wiecie co. W sumie to obiecałam Ji,
że nie będę piła dużo.
-Dobre sobie. Złamałaś tę obietnicę
kiedy pomogłaś nam opróżnić butelkę wina.
-Fakt.- Jakby nie patrzeć to nie muszę
się go non stop słuchać. On też robi wiele rzeczy których nie
powinien. A skoro jestem tu po to by się zabawić to przecież nie
będę patrzeć jak wszyscy wokół mnie piją, a ja nie.
-Dobra. Lepiej chodźmy potańczyć
zanim nie będę wstanie ustać na nogach.- Wcisnęłyśmy się w sam
środek parkietu zaczęłyśmy tańczyć jak szalone. Nie wiem czy to
przez ten alkohol, ale się opłaciło wypicie tego i postawienie na
swoim. W końcu i tak nigdy się tym nie dowie. Do rana zdążę
wytrzeźwieć. Nie wiem ile czasu minęło kiedy znów znalazłyśmy
się przy barze pijąc kolejne porcje przeróżnych drinków.
-W takim tempie to upiję się szybciej
niż na pogrzebie babci.- Wszystkie wybuchłyśmy śmiechem.
-Weź pij bo zaczynasz bredzić.-
Podsunęłam jej pod nos szklankę, a sama się napiłam. Piąta
szklanka, a ja jeszcze trzymam się na nogach... jako tako.
-Nie mogę.
-Co? Dlaczego?- Bom tylko patrzyła w
jedną stronę. Więc zrobiłam to samo.
-O nasza Bom wychaczyła sobie
przystojniaczka.- Cleo zaczęła chichotać. Za to ja zaczynałam
jarzyć sytuację.
-Nie mów mi, że to …
-Nom właśnie to on. I gapi się na
mnie.
-Bo ty gapisz się na niego.- Szybko
odwróciłyśmy się z powrotem w stronę baru.
-Chyba muszę się jeszcze napić.- O
to świetny pomysł. Sięgamy po szklanki i wypijam wszystko do końca
dając znać barmanowi by postawił nam kolejkę. O kurde, to
naprawdę jest mocne.
-Eee nie chcę dramatyzować czy coś,
ale on tu idzie.- Posłałam Cleo zdegustowane spojrzenie. Nie
musiała stresować Bom jeszcze bardziej niż jest.
-Kurwa mać!- Przeklnęła dosyć
głośno, na szczęście nikt nie zwrócił na to uwagi.
-Pamiętaj bądź pewna siebie.
Wyglądasz zabójczo, a my idziemy tańczyć.
-Cooo?- Pociągnęłam Cleo za sobą.
To już się stało. Obie jesteśmy piane bo rozbijamy się po
parkiecie jak dwie alkoholiczki.
( Narracja Bom )
Mam w sobie chyba z tonę alkoholu i
czerwone policzki od skakania na parkiecie. Dziękuję bogu, że jest
tu dość ciemno i tylko kolorowe światła od czasu do czasu
oświetlają mi twarz. Na wszelki wypadek i tak poprawiłam włosy
rękoma i usiadłam wygodnie na stołku. To szklanka z wódką ma mi
dodać otuchy gdybym miała całkiem ześwirować.
-Nie wiedziałem, że tu będziesz.- To
samo mogę powiedzieć tobie. Jakoś na jego widok zrobiłam się
trochę wściekła.- Dzisiaj mam cholerne szczęście.- Spojrzał na
mnie od góry do dołu i z powrotem. Nagle czuję się przy nim
strasznie mała, ale nie daje po sobie tego poznać.
-A, co znowu udało ci się zwiać
policji?- Tak, to było nawiązanie do tego co stało się pamiętnego
dnia w moim pokoju.
-Nie.- Niespodziewanie pochylił się w
moją stronę.- Znalazłem ciebie.- Chyba przestałam oddychać.- W
końcu się odsunął, a ja zaczęłam znów używać powietrza.
Dlaczego on tak na mnie działa. Przecież to był jeden pocałunek.
Ale za to jaki. Nie wiem co jest gorsze to, że tu siedzi czy to, że
na pewno wie jak on na mnie działa. I chyba to wykorzystuje myśląc,
że się nie zorientuje. Uśmiecham się do niego dając mu do
zrozumienia, że to czego przed chwilą spróbował nie zadziałało.
Czas się zmierzyć z tym co się stało.
-Powinniśmy sobie coś wyjaśnić.- To
ja muszę zaczynać tę ciężą rozmowę.
-Tak, ale nie tutaj.
-A to dlaczego.- Nie mam zamiaru się
nigdzie wybierać. Nie z nim.
-Ponieważ jesteś piana i nie wiem co
strzeli ci do głowy.- No tego się nie spodziewałam. Zawsze
chciałam mieć szczerego faceta, ale zacznijmy od tego, że on nim
nie jest i to wręcz było chamskie. No, ale zachowam to dla siebie i
nie będę mu teraz wytykać tego czym się zajmuje.
-Nie jestem piana!- Szybko zaprzeczam,
choć moja głowa mówi mi co innego.
-Chodź.- Łapie mnie za rękę i
pociąga w swoją stronę. Boże ile on ma siły, albo to na pewno
przez te hektolitry wódki w moim ciele. Wiem jedno, że gdyby nie
L.Joe wywaliłabym się prosto pod nogi jakiemuś grubasowi. O,
cholera chyba zbiera mi się na rzyganie. Na szczęście powstrzymuje
ten odruch i z pomocą L.Joe wlekę się do wyjścia i szukam
wzrokiem dziewczyn. W końcu znajduję je przy barze. Wznoszą
szklanki do góry z głupimi uśmieszkami na twarzy. Więcej ich nie
widzę bo zimne powietrze uderza w moją twarz. Kiedy przyjeżdżałyśmy
tu było o wiele cieplej.
-Teraz możemy rozmawiać?- Czy znowu
coś mu nie pasuje. Patrzy na mnie, a ja na niego.
-Nie tu. Chcesz zamarznąć.- Podchodzi
do mnie i oddaje mi swoją kurtkę. Co za dżentelmen mi się trafił.
I to nawet przystojny. Szybko ubieram się bo wolę to niż
perspektywa zamarznięcia na środku chodnika.
-Więc gdzie.- Pytam idąc za nim. To
znowu jest jakaś ciemna uliczka. Nie podoba mi się tu. Ja jestem
urżnięta. Przyznajmy to, a on jest kompletnie trzeźwy. Ja wiem jak
kończą się takie scenariusze. Nie jestem głupia.
-No chodź. Nie zrobię ci przecież
krzywdy.- Nie miał by szansy żeby chociaż spróbować. O, nie!
Chwila. Przecież właśnie teraz ma taką okazję. A ja głupia i
tak podchodzę bliżej niego.
-Pojedziemy tym.- Pokazuje mi motor i
to nie byle jaki. Patrze na niego jak na głupka.
-No, co? Nie podoba ci się.
-Nie!- Wypalam zła.- Mam rozumieć, że
chcesz żebym wsiadła na tą diabelską maszynę w tak krótkiej
sukience. Nie mam ochoty świecić majtkami przed ludźmi.- Co to, to
nie.
-Nie chcesz już rozmawiać? Dobrze
więc tu się pożegnamy.- Co? Nie przewidziałam tego, że tak łatwo
sobie odpuści. Przecież chcę się dowiedzieć paru rzeczy i
wyjaśnić wszystko póki mam taką szansę. Kurde no. Trudno jest
myśleć kiedy ma się w głowie jeden wielki szum. Możliwe, że
czymś ryzykuje, ale ciekawość zwycięża. No i mój chwiejący się
stan też. Wsiadam na ten motor i kompletnie nie wiem co mam zrobić
z rękami. Nie chcę spaść z tego czegoś i tak marnie skończyć
życie.
-No to ten...
-Po prostu złap mnie. O tak.- Chwycił
mnie za ręce i położył na jego płaskim i umięśnionym brzuchu.-
Gotowa.- Odwrócił się do mnie i posłał mi ten swój uśmiech.
Cholera! I jak ja mam się go pozbyć kiedy rozprasza mnie nawet w
takich momentach. Kiwnęłam głową na tak. I ruszyliśmy z piskiem
opon.
( Narracja ___ )
Od kiedy Bom nas porzuciła dla tego
przystojniaka w czarnej kurtce zdążyłam wpaść w jakiś trans.
Razem z Cleo co chwilę wybuchamy śmiechem. Na prawdę nie wiem z
czego mam taki ubaw.
-Chyba powinnyśmy już wracać.
-Tak, masz rację, ale jest problem.
-Jaki?
-Jestem kompletnie piana.- Znów
zaczynamy chichotać.
-To co, ja też.- Szczerze się do
niej. Obie dopijamy nasze drinki i dźwigamy się ze stołków. Udaje
nam się przejść nie całe trzy kroki. A potem tylko łup i jakimś
trafem obie leżymy na ziemi i nadal się śmiejemy. Wolę nie myśleć
co myślą sobie o nas inni. W sumie trochę się tu przerzedziło.
-Jak myślisz, ochroniarze przyjdą nas
podnieść.
-Nie mam pojęcia.
-Poczekaj, zawołam ich.- Powiedziała
i zaczęła się śmiać, a ja razem z nią. Dwie desperatki na
glebie zaśmiewające się do łez. Chyba tego było mi trzeba. I co
z tego, że nie posłuchałam się Ji Yong' a. teraz czuję się
nawet lepiej. Zrobiłam co chciałam i jest zabawnie. Znowu jestem
niezależna tak jak przedtem.
-Cleo. Musimy jakoś wstać. Cleo?-
Odwróciłam głowę w jej stronę.
-No to ładnie.- Szepnęła. Podniosłam
głowę. O cholercia. Dlaczego mam ochotę się śmiać i Cleo też
wygląda jakby miała wybuchnąć śmiechem.
-Będzie rozpierdol.- Szepnęłam
konspiracyjnie. Na prawdę musiałyśmy się powstrzymywać żeby nie
zacząć chichotać.
-Obiecałaś.
-Oho zaczyna się.- Mruknęłam do
mojej przyjaciółki na co ta się do mnie uśmiechnęła. Właśnie
sobie przypomniałam, że mam na sobie absurdalnie drogą sukienkę
to dlatego Ji wpatruje się we mnie z mordem w oczach. Czuję
zadowolenie z siebie. Ale to jest popieprzone.
-T.O.P zabierz swoją dziewczynę z
podłogi.
-Jasne.- T.O.P przerzucił sobie Cleo
przez ramię. Nawet nie protestowała.
-Seung Hyun' ie dziś pozwolę
przywiązać się do łóżka. To tój szczęśliwy dzień!- Boże,
że co. Zaczynam się śmiać. Widać Choi' a też bawi ta sytuacja
i ledwo powstrzymuje uśmiech. To pewnie ze względu na wiecznie
poważnego Ji, który nadal stoi nade mną i nic nie mówi. Za to
pomaga mi podnieść się z ziemi po czym wyprowadza mnie z klubu.
-O weź wyluzuj trochę.- Trącam go
łokciem w bok. Szukam wzrokiem Cleo i znajduję ją przy aucie
T.O.P' a. Ta wariatka nadal się śmieje jak szalona kiedy on próbuje
otworzyć auto. Cleo coś wykrzykuje. Chyba ma ochotę na deser.
Deser z T.O.P' a. Chichocze pod nosem żeby nie zdenerwować jeszcze
bardziej mojego maniaka kontroli. Pomaga mi wsiąść do auta i po
chwili sam siedzi za kierownicą. Ruszamy i siedzimy w ciszy.
Spoglądam na niego. Ręce ma zaciśnięte na kierownicy. Będzie
ciężko.
-Będziemy się kłócić?- Pytam bo
wolę się przygotować na opieprz.
-Nie.
-Nie?
-Nie. Będziemy się godzić.- Czyli co
to ma oznaczać? Nigdy jeszcze się z nim nie godziłam kiedy był
taki zły. W ogóle nigdy nie bywał na mnie zły. Chociaż jakby nie
patrząc to i tak gdybym mogła to bym to powtórzyła. Zaczynam się
wiercić. Muszę do toalety. Siedzę cicho i czekam póki nie
dojedziemy pod dom. Długo to mu nie zajmuje. No liczniku miał chyba
ze 140 na godzinę. Cieszę się, że jeszcze żyje. Idę przed nim i
dobrze wiem, że się na mnie gapi. Jego oczy gdyby mogły wypaliły
by mi dziurę w plecach. Ji otwiera mi drzwi i wchodzę do domu.
-O, ktoś tu nawet zdążył
posprzątać.- Zauważam i przechodzę na górę do pokoju, a on cały
czas podąża za mną. Kiedy jestem w pokoju siadam na łóżku i
przyglądam się temu co robi Ji. Właśnie wszedł do łazienki i
napuszcza wodę do wanny.
-Będziemy się kąpać?- Pytam stojąc
w drzwiach.
-Nie. Ty będziesz się kąpać.
-Och.- A więc to tak.
-Chodź tu do mnie.- Ji łapie mnie za
rękę i ustawia przed lustrem. Rozpuszcza moje włosy. Trochę je
dzisiaj zmaltretowałam. Ji zabiera się za rozpinanie mojej
sukienki. Jednak utwierdzam się w przekonaniu, że sukienka to
najlepsze co trafiło mi się w ręce. Pozbywając się całej reszty
pomaga mi wejść do wanny pełnej gorącej wody. Od razu zanurzam
się w wodzie zamykając oczy i rozkoszując się ulgą. Nogi mi
odpadają. I ogólnie wszystko mnie boli. Kiedy otwieram oczy widzę,
że zostałam sama ze sobą. Przynajmniej taki mi się zdaje, ale Ji
wchodzi do łazienki trzymając w jednej ręce sukienkę, a w drugiej
… nożyczki? Po chwili dociera do mnie co on chce z nią zrobić.
Nie odważy się pociąć sukienki mojego życia wartej tyle kasy.
-Na prawdę mi się podoba.- A jednak
to zrobił. Wytrzeszczyłam oczy. On właśnie jak gdyby nigdy nic
tnie mój skarb na kawałki. Patrzę na to wszystko i nawet nie mogę
wydusić z siebie słowa. Jestem zszokowana. To ma być taka jego
zemsta.
-A teraz podoba mi się jeszcze
bardziej.- Oświadcza zadowolony z siebie. A ja nie jestem
zadowolona. Zbankrutowałam kupując te sukienkę. To już go nie
obchodzi. Po prostu zostawił mnie w łazience ze skrawkami sukienki.
Jak mam teraz cieszyć się z kąpieli kiedy wręcz kipię złością.
O nie tak to nie będzie. Policzę się z nim jak tylko uda mi się
wyjść z wanny. Pierwsza próba kończy się klęską, ale za to
druga już nie. Wycieram się dokładnie i ubieram szlafrok po czym
wychodzę i nie ma go. Jeśli mnie tutaj tak zostawił to jego
godzenie wygląda inaczej niż u mnie. Stoję zła i wykończona na
środku pokoju i naprawdę nie wiem co ma już robić.
-I co teraz uciekasz!- Krzyknęłam z
frustracji i tego jaka jestem teraz beznadziejnie słaba. Drzwi od
łazienki trzasnęły, że aż się wzdrygnęłam i szybko odwróciłam
w tamtą stronę. A jednak stał tam. Z drwiącym uśmieszkiem na
twarzy. Ja go zdenerwowałam więc on robi dokładnie to samo. I
nawet mu się to udaje. Ale to przecież perfekcyjny Ji Yong. Dziwne
by było gdyby coś mu się nie udało.
-Ciągle tu jestem.
-I co tego.- Odwracam się i idę w
stronę szuflady z piżamami. W połowie przeszukiwania szuflady
poczułam czyjeś ręce oplatające mnie w pasie. Postanawiam to
zignorować i szukam dalej, ale on nie daje za wygraną, a moja
pozycja nie jest mocna. Mam na sobie tylko szlafrok.
-Nie.- Odpowiadam stanowczo pomimo
tego, że kręci mi się w głowie od nadmiaru wódki. Dziś nie
będzie seksu i koniec kropka … chyba.
-Chcesz się założyć.- Szepcze mi do
ucha, a mnie przechodzi natychmiastowo dreszcz. Ji podnosi mnie do
góry jakbym była piórkiem. Z moich ust wydobywa się cichy pisk.
On jest nieobliczalny.
-A teraz będziemy się godzić
skarbie.- O kurde! Czy ja jestem gotowa by się godzić w taki sposób
kiedy ledwo trzymam się na nogach. Podczas kiedy ja tu sobie tak
rozmyślam Ji powoli odwiązuje mi szlafrok. A chrzanić to.
Potrzebuje go tak jak on mnie. Pozwalam żeby szlafrok spadł na
ziemię.
-Dlaczego nigdy się mnie nie słuchasz,
co?
-Nie wiem.- Trudno jest odpowiedzieć
kiedy ktoś potrafi samym dotykiem pozbawić mnie myśleniem i to w tak krótkim czasie. Ji przyciągnął mnie do najbliższej ściany i
przysłał się do mojej szyi kreśląc na niej kółka językiem i
podgryzając wrażliwe miejsca. Czy to w ogóle możliwe bym
zakochiwała się w nim co dziennie od nowa? W jednej chwili jest
normalny, a potem chce kontrolować każdy mój ruch, ale i tak go
kocham.
-Jesteś teraz taka uległa.
-Czy to nawiązanie do dzisiejszego
poranka?- Wtedy nie byłam nachlana, a teraz to co innego. Wiem, że
sobie ze mnie żartuje. Głupek.
-Chyba tak.- Uśmiecham się do niego.
Nie wiem czy wciąż jest zły.
-Już można uznać, że jesteśmy
pogodzeni?- Pytam, ściągając mu koszulę.
-Jeszcze nie.- Wbija się moje usta
wręcz je miażdżąc. Nasze języki stykają się ze sobą. Można
by nazwać to tańcem. Wiem, że zaraz stracę wszystkie siły. Żeby
mnie utrzymać Ji wkłada kolano pomiędzy moje nogi.- Chodźmy do
łóżka. Ledwo się trzymasz.- Nareszcie. Ji podnosi mnie, a ja
oplatam go nagami w pasie i zaraz potem czuję miękkość pościeli
oraz ciepłe ręce mojego chłopaka błądzące po moim ciele. Unosi
mnie lekko by zdjąć mój stanik. Z łatwością sobie radzi.
-Nie możesz mnie zostawić.- Szepczę
dmuchając swoim ciepłym oddechem na moją pierś.
-Nie zostawię.- Nie wytrzymałabym
minuty bez niego. Nie wiem czy wytrzymam nawet teraz. To tak jakbym
powstrzymywała bombę przed wybuchem.
-Kocham cię całą nawet kiedy mnie
nie słuchasz.-Och, co to za wyznania. Ji delikatnie całuje moje
piersi, aja wiję się pod nim. Plcem przesuwa po jednym z sutków.
Natychmiast robią się twarde, po czym bierze go do ust i mocno
ssie. Wydaje z siebie niekontrolowane jęki z czego najwidoczniej on
jest zadowolony.
-Ji Yong!- Nagle gdzieś zniknął. W
ogóle nie czuje go na sobie, ale nie mam na tyle siły by odnieść
się i sprawdzić co wyprawia. To wcale nie jest zabawne.
-Już jestem.- Ji wbił się we mnie.
Krzyknęłam, naprawdę się tego nie spodziewałam. Ból przerodził
się w coś nie do opisania.- To żebyś o mnie pamiętała.- I bez
tego bym o nim pamiętała. Nie do o sobie zapomnieć. Wsunął się
we mnie jeszcze raz tym razem mocniej. Znowu krzyknęłam. Nie można
by jakoś delikatniej czy coś. Z każdym kolejnym pchnięciem
staczałam się na sam koniec przepaści. Chciałam tam wpaść razem
z nim i udało się. Przez dłuższą chwilę próbowałam dojść do
siebie, ale to przy nim wręcz nie możliwe. Ji leżał na mnie, a ja
głaskałam jego plecy.
-Jesteś trochę ciężki.- Wyszedł ze
mnie i położył się tak, że teraz ja leżałam na nim.
-Tak lepiej.
-Cieszę się, że ci się podoba.-
Mówię z sarkazmem za co dostaje klapsa. Przez co wiercę się.
-O jezu.- No tak zapomniałam.
-Przepraszam.- Szepczę, ale i tak pod
nosem uśmiecham się i znów się poruszam.
-Bo będę musiał zmusić cię do
drugiej rundy.- Parskam. Ta bo ja dam radę. Akurat. To chyba dobry
moment by spytać.
-Gdzie właściwie jest Cleo?-
Pozwoliłam by T.O.P się nią zajął, ale nie wiem gdzie jest.
-A bo ja wiem. Może właśnie ujeżdża
go albo i na odwrót. Kto to wie.- Śmieje się. Oby tylko miała tak
samo udany wieczór jak ja. Schodzę z Ji i kładę głowę na jego
klacie.
-Musimy jutro porozmawiać.- Niech nie
myśli, że zapomniałam o mojej biednej sukience która poniewiera
się teraz w kawałkach gdzieś w łazience. Poczułam jak
sztywnieje.- Spokojnie to nic strasznego.
-Powiedz teraz.- I po co mi było
zaczynać. Teraz nie da mi spokoju.
-Nie powiem. Śpij.- Odwróciłam się
do niego plecami. Ji Yong objął mnie ręką w tali i pocałował w
ramie.
-Jesteś nie możliwa.
-I nawzajem pnie Kwon.
No i jest!! Cieszę się, że w końcu zdołałam to dokończyć. Przyznam, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mi się napisać tak dużo w jeden dzień. To mój nowy rekord. Wiec parę komentarzy mile by mnie zmotywowało do napisania czegoś nowego. Liczę na was kochani. Dzięki, że jesteście ze mną.