wtorek, 31 grudnia 2013

EXO- 24

Już po świętach, a dziś wybieram się na domówkę. Czuję jak się powiększyłam przez te parę dni.









Odwróciłam się z nadzieją, że pomyliłam jego głos i woła mnie ktoś inny. Jak już wspominałam nie mam szczęścia.

-Dlaczego już uciekasz. Wygraliśmy nie cieszy się.

-Cieszę, a nie widać.

-Czyli przytulisz zwycięzce.- A co mi tam, tak na pożegnanie.

-Pewnie, czemu nie.- Przytuliłam się do niego, a on ścisnął mnie mocniej. Nie miałam jak się ruszczyć.

-NIE!!!- Oderwałam się od niego zdezorientowana. Przed nami stała wściekła Reychel ze świtą. Szykuje się wojna, każdy już się gapi.

-O co ci chodzi tym razem.- Zapytał zirytowany Lu. Ścisnęłam jego rękę. Chciałam mu dać znać żeby odpuścił bo wszyscy popłyniemy.

-Powiedz mu to teraz. Każdy chce usłyszeć. NO JUŻ!!- No zwariowała dziewczyna. Poprzewracało się jej. Miałam mieć jeszcze trochę czasu. Czuję, że za chwilę zemdleje. Wszyscy szepczą ze sobą nawzajem, a ja stoję i biję się ze swoimi myślami.

-O czym ona mówi.- Zapytał mnie. Nie chciałam płakać przy ludziach. Ale tak wyszło i powiem to.

-Powiedz mu i wszyscy będą szczęśliwi.- No chyba nie wszyscy.

-Co masz mi powiedzieć!- Obrócił mnie w swoją stronę. Teraz albo nigdy.

-Pamiętasz jak ci obiecałam, że się zastanowię, a później że już wiem.

-Tak.- Chyba w końcu docierało do niego co się tu wyprawia.

-Teraz powiem ci, że ja nie … będę z tobą.- Boże jednak przeszło mi to przez gardło. Odwróciłam się bo nie chciałam żeby widział, że się rozklejam. Czemu nie ma tu Iz jak jest potrzebna. Gdzie ich wcięło.

-ZŁA ODPOWIEDŹ!- Usłyszałam jej głos. Czyli jednak wszystko widziała i słyszała ale o co chodzi jej tym razem.

-Nie ma odwrotu każdy słyszał co powiedziała.



( narracja Iz )



No to czas spełnić obietnice zemsty. Jeszcze nikomu nie odpuściłam od tak. Przyszłam w sam raz na piękne zakończenie.

-Może i słyszeli, ale nie całą prawdę.- No to teraz zbiłam ich z tropu. Jacy ludzie są łatwo wierni.

-Co chcesz przez to powiedzieć. Że niby kłamałam. Kiedy!!- Przyszedł czas na wykład z mojej strony.

-A więc tak. Po przeprowadzeniu dogłębnego śledztwa. Jestem w 100% pewno, że ten o to tu osobnik, którego wskazuje palcem. Dopuścił się strasznego kłamstwa. Po pierwsze to nie ładnie tak szantażować koleżanek, a po drugie powiem to tak wyraźnie jak tylko mogę. ON Z TOBĄ NIE BĘDZIE!!

-A to niby dlaczego. Ona nie jest wcale taka wspaniała!!- Nigdy nie wie kiedy się zamknąć. Nie przerywa mi się mego dialogu, ale odpowiem póki mam cierpliwość.

-O tuż, ponieważ ta dwójka jest w sobie zakochana. Nawiasem mówiąc bardziej do siebie pasują, prawda?- Nawet publiczność się ze mną zgadza.

-I tak nie masz dowodów. Więc po co robisz tą szopkę.- Pragnę zauważyć, że to ona ją zaczęła ja tylko kończę w mistrzowskim stylu udupiając ją.

-No i tu czas na finał. Odpalaj kochany.- Dałam znak Kris' owi. Tak jak to zaplanowałam na wielkim ekranie puściliśmy dowody.

-Teraz patrz i płacz.- Miny innych były bez cenne. Koniec z królową manipulacji. Sami nauczyciele byli pod wrażeniem. Mogłam teraz powiedzieć, że odwaliłam kawał dobrej roboty. Po skończonym seansie zostało tylko pozbycie się jej stąd.

-I co nadal uważasz się za niewinną.- Ta ciągle stoi i się patrzy.- Do widzenia!- I poszła sobie z płaczem najlepiej prosto do mamusi.



( narracja Emi )



To było coś. Iz musiała się napracować żeby uratować innych uczniów no i mnie. To jest niesamowite i wydaje się być nierealne. Iz robi imprezę, a za nią idą tłumy które ją podziwiają. Jej zasługa powinna być gdzieś zapisana dla uczczenia tego dnia. Poszli zostaliśmy tylko my. Jestem przygotowana na to, że będzie się na mnie wydzierał i takie tam. Mógłby się tak na mnie nie patrzeć bo się aż boję. Ale on podszedł do mnie złapał za rękę przyciągnął do siebie i pocałował. Takie reakcji to ja się po nim nie spodziewałam, ale odwzajemniał pocałunek. Staliśmy tam bez żadnego słowa w kompletnej ciszy, w środku nocy.

-Nie jesteś zły.- Zapytałam żeby przerwać tą ciszę. Uśmiechnął się to chyba oznacza, że nie.

-Może tak trochę.- Przytulił mnie. To już drugi raz w tym dniu i od teraz mogę przestać liczyć.

-To co teraz.- nie chciałam tutaj spędzić całej nocy. Choć ta opcja staje się być lepsza gdy wiem, że on tu będzie.

-Hmmm to może pójdziemy do mnie.

-Jak dla mnie spoko.- Poszliśmy w stronę domu trzymając się za ręce. Po drodze rozmawialiśmy o tym jakby tu oznajmić to moim rodzicom. To może nie być miła rozmowa. Zwłaszcza gdy wyjdzie na jaw to, że to on był kiedyś tym sławnym chłopakiem z Korei. Na bank ojciec zastrzeli go na miejscu. Wolałam pomyśleć o tym jeszcze kiedy indziej. Zadzwoniłam do rodziców mówiąc, że wybieram się na imprezę do Iz. Doszliśmy zmęczeni w 15 minut. Lu Han otworzył mi drzwi i zaprosił do środka.

-To może coś oglądniemy.- Zaproponował.

-Ok. To idę zrobić jakieś przekąski.- Weszłam do kuchni i choć jestem tu pierwszy raz szybko odnalazłam potrzebne rzeczy. Byłam zajęta przygotowaniami póki nie przypałętał się Luluś. Objął mnie w psie i położył głowę na moim ramieniu.

-Pomóc ci w czymś.

-Nie trzeba już prawie kończę.- Obróciłam się dałam mu buziaka i zaciągnęłam do salonu. Usiadłam sobie obok. Nawet nie wiem kiedy siedziałam już przytulona do niego.

-Dlaczego ci ludzie nie uciekają stamtąd jak trzeba.- No naprawdę żal.

-Nie mam pojęcia.

-To jest straszne smutne.- Nikt nigdy w takich filmach nie może być z tą osobą co chce.

-Więc muszę cię trochę rozśmieszyć.- Zaczął mnie łaskotać czego nie lubię. Zaczęłam się wykładać na ziemi ze śmiechu. Jakiś dziwnym trafem on leżał na mnie.

-Nie masz gdzie uciekać.- Nic na moją korzyść.

-Na to wychodzi.- jego twarz zbliżała się do mnie niebezpiecznie blisko. Nie żeby mi to jakoś przeszkadzało, wszystko było w jak najlepszym porządku gdyby nie to, że chyba ktoś nadchodzi.

-Czy ty też to słyszysz?- Tego pukania nie dało się nie słyszeć. Normalnie w takim momencie-,-

-Ja pójdę.

-Ok.- Doprowadziłam swoje włosy do porządku i usiadłam czekając na niego. No chwili usłyszałam jak Lu idzie. Był jakiś taki przestraszony.

-Co się stało?- Następny armagedon czy co.

-Twój ojciec.- Wywaliłam paczadła na wierzch.

-Co on tu robi?!- To się w głowie nie mieści, a ja myślałam, że się tu nigdy nie pojawi.

-Ostatnio coś mu pożyczyłem.- Że co zrobił. Ja tu ciężkie dni miałam, a ten się zdążył zaprzyjaźnić z moim tatą. Czego ja jeszcze nie wiem.

-No naprawdę fajnie. Dobra nie ważne, muszę się gdzieś schować. Gdzieś gdzie by nawet nie pomyślał zajrzeć.

-To może łazienka.

-O nie, co zrobisz jak mu się zachce.- Nie ryzykuje zapachów.

-To pokój. Tam go nie wpuszczę.- No ja mam taką nadzieję.

-Dobra.- Zamknęłam się tam. Usiadłam na krześle. Minęło już jakieś 30 minut co oni tam robią. Robiłam się senna. Wiedziałam, że nie mogę się położyć na łóżko bo nawet siąść na nim nikomu nie pozwala. No to została mi podłoga. Nie będzie tak źle. Najwyżej wyląduje w szpitalu jak mi kręgosłup strzeli po drodze.



Przeczytałeś?? Zostaw komentarz proszę :3

sobota, 28 grudnia 2013

EXO- 23

Zbliżamy się do końca opowiadania i tak sobie myślę czy nie napisać jakiś rozdziałów specjalnych. No, ale przez ten cały czas tylko 4 osoby zechciały zostawić komentarz. Chociaż tyle wyświetleń to i tak nie dajecie o sobie znać. Smutam z tego powodu. Ale dalej będę pisać z nadzieją, że się ktoś znajdzie. CZEKAM NA WAS!
















Nadal jeszcze przez jakieś 15 minut słyszałam dobijanie się matki. I tak nie miałam zamiaru jej otwierać. Niech się wypcha trocinami mnie wszystko jedno. Chcę zostać sama. Nigdzie się dzisiaj nie ruszam. Nie mogłabym przez cały dzień udawać przed przyjaciółmi, że jest w porządku gdy tak nie jest ani trochę. Pewnie wyglądam jak zombie. Nie uczesana w dresach i przydurzawej bluzce z spuchniętą twarzą i na koniec wielkimi worami pod oczami. Nie ma takiej opcji, że gdziekolwiek się ruszę. To jest mój ostatni dzień przemyśleń na temat bycia czy nie bycia z nim. Nawet nie wobrażacie sobie jakie to trudne do zrobienia. Myślałam całą noc i nadal nic. Każdy mi mówi, że jestem silna, a wychodzi na to, że tak nie jest ani trochę. Idę spać dalej. Może coś mądrego mi się przyśni.
Nie przespałam porządnie nawet jednej godziny. Ciągle się budziłam z myślą, że jutro muszę go okłamać. W końcu tu chodzi o jego karierę, a ja jakoś powinnam się pozbierać. Choć to może trochę potrwać znając mnie. Głupio się czuje, że nie otworzyłam Izzy drzwi. No ale co jej miałabym powiedzieć jakby mnie tak zobaczyła. Zaczęła by mnie męczyć. Już teraz pewnie nie wierzy w to, że zachorowałam i to tak nagle. Jest piąta, a ja czuje, że nie dam rady zasnąć. Jeszcze mi się przyśni i zacznę ryczeć znowu. Zeszłam do kuchni zrobić sobie kawę. O 9 muszę już tam być. Znalazłam sobie zastępstwo na zawodach. Nie mam najmniejszej ochoty biegać. Mój nauczyciel nawet mi na to nie pozwolił żeby mój stan zdrowia się nie pogorszył.



( narracja Iz )





Stwierdzam iż jest mi nadzwyczaj wygodnie. Otworzyłam oczy i wcale się nie dziwie. Leżałam sobie obok Kris' a. No tak pewnie zasnęliśmy opracowując plan zemsty za Emi. Wstałam ostrożnie żeby go nie obudzić, ale mi się nie udało.

-Gdzie uciekasz.- Spytał z zamkniętymi oczami łapiąc mnie za nadgarstek.

-Już 7:30 trzeba wstawać. Dzisiaj jest ważny dzień dla naszych przyjaciół. Nie ma mowy o spaniu.

-Dobra to jeszcze 5 minut.- 5 zamieni się w 5 godzin, a wtedy będzie po fakcie. Nie umiałam mu odmówić więc zostawiłam go i sama poszłam się ogarnąć.



( narracja Emi )



Nie no ja nie dam rady tam pójść. Wymiękam chociaż nie jestem jeszcze na miejscu. Nie no muszę się ogarnąć. Będę sobie powtarzać, że dam radę, nie pokarzę, że się boje. Pewnie to widać na pierwszy rzut oka. Zaczęłam nerwowo chodzić po całym domu.

-Czy ty aby dobrze się czujesz.- Tato wychylił głowę zza gazety którą czyta codziennie rano. Gdyby wiedział jak bardzo się źle czuje nie zadawałby niepotrzebnych pytań. Odkąd nie rozmawiam zbytnio z matką zaczęła podobno zastanawiać się nad sobą. Jestem bardzo ciekawa co z tego zastanawiania się wyjdzie.

-Tak dobrze. Po prostu jestem zdenerwowana bo to już ostatni dzień szkoły.

-To raczej powinnaś się cieszyć.

-Właśnie powinnam. Dobra to ja już wyjdę.- Zebrałam się i opuściłam ich wszystkich. Jeszcze chwila, a bym zwariowała. Nogi się pode mną uginają i w każdej chwili mogę se rypnąć na ziemię. A już na pewno nie chcę spotkać przyjaciół po drodze. Pewnie myślą, że unikam ich specjalnie. Szłam naprawdę powoli i nie zdałam sobie sprawy, że doszłam już na miejsce. Pełno rodziców innych uczniów i zupełnie obcych ludzi którzy przyszli sobie popatrzeć. Za chwilę padnę jak długa z tego stresa.

-Cześć Em!!- Usłyszałam za sobą głos Izzy. Bałam się odwrócić żeby nie spotkać Lu Hana.

-Spokojnie możesz się odwrócić Lu poszedł się przygotować do biegu.- Na tak zapomniałam, że bieg jest pierwszy. Oby dobrze mu poszło.

-Tu nie chodzi o to czy jest czy go nie ma. Chodźmy zająć dobre miejsca.- starałam się zachowywać tak jak zazwyczaj.

( narracja Iz )

usiadłam obok Em widać, że się starała nie załamać. Dlatego tym bardziej jestem pewna, że dobrze robię demaskując Reychel. Już za nie długo rozpocznie się pierwsza faza planu który nazwałam ,, nieoczekiwane spotkanie''. Każda drużyna ustawiła się na swoich pozycjach. Pierwsze co dało się usłyszeć to piski dziewczyn gdy przedstawiano go. Mówię wam wpatrywała się w niego jak w obrazek. Zastrzeliłabym ją nawet z takiej odległości. Jej oczy mówiły wszystko, jakby chciała go pożreć nimi. Za to Emi miała szkliste oczy, ale się cieszyła. Po wystartowaniu Lu prół na przód wyprzedzając wszystkich po kolei. To było coś. Można powiedzieć, że Em spisała się. Oczywiste było to, że wygraną mamy w kieszeni, a pierwszy medal już mamy na swoim koncie. Ok teraz muszę ją tu zostawić i załatwić pewną sprawę.

-My musimy gdzieś na chwilę pójść. Za moment wrócimy, a ty się nigdzie nie ruszaj.- Wyciągnęłam Kris' a z trybun.

-To ja pozbędę się jej zastępczyni, a ty leć po jej strój. Jest w bagażniku auta.

-Ok.- Udałam się w stronę szatni dla dziewczyn. Tam powinnam znaleźć kogo trzeba. Długo nie musiałam czekać. Dziewczyna w rudych włosach to właśnie ona.

-Hej poczekaj chwilę. To ty miałaś zastępować Em?- Chciałam się upewnić.

-Tak, a o co chodzi?

-Już nie musisz tego robić. Czuje się o wiele lepiej więc z chęcią zagra w piłkę. Wiesz nie ominęła by tego.

-To świetnie.- No i spławiłam ją. Gładko poszło. Zobaczyła Kris' a niosącego rzeczy. Wszystko idzie w dobrym kierunku bez opóźnień.

-Udało się. Teraz czas opowiedzieć historyjkę Em.



( narracja Emi )



Obserwowałam rozgrywki i sama jakoś tak mimowolnie się uśmiechałam do siebie. Poszli sobie zostawiając mnie samą. Dają mi spokój, a to nie dobrze. Właśnie wracają.

-Mamy mały problem.- Oznajmiła mi Iz. Momentalnie serce zaczęło mi szybciej bić.

-Ale jak wielki?

-Twoja zmienniczka opuściła cię.- A wydawało się, że mogę na nią liczyć.

-Teraz musisz zagrać. Chyba nie chcesz zawieść naszej klasy.- No oczywiście, że nie chcę, ale nie chce też z nim gadać. Mogłam tu nie przychodzić.

-Tu są twoje ciuchy.- Wzięłam je i nie chętnie poszłam do szatni przebrać się. No już po mnie nie ma takiej opcji żebym zachowywała się normalnie. Zwłaszcza gdy gapić się będą inni ludzie i w dodatku ona i jej drużba. Muszę się pozbierać. Tu przecież chodzi o wygraną w zawodach i nikt mi teraz dupy nie będzie mi zawracał. Myśl o grze i wygranej. Wyszłam po 5 minutach. Reszta zespołu zabrała mnie ze sobą na to wielkie boisko na którym ma rozegrać się to piekło. Gdy w końcu doszło do tego, że stałam już na tej bramce zamknęłam oczy wzięłam głęboki oddech i ,,imprezę czas zacząć''. Szło nam nawet dobrze, wygrywaliśmy 2:3. Ostatnie minuty i jedyna szansa by pobić rekord szkoły. Przyglądałam się jak Lulu przejął piłkę i już był prawię u celu gdyby nie to, że jakiś wredny dupek podstawił mu nogę, a on się wywalił. Zastygłam i gapiłam się jak głupia co się tam dzieje. Po chwili pobiegłam tam szybko. Przecisęłam się przez tłum. Niektórzy wydzierali się na siebie nawzajem a inni już zaczęli mówić o przegranej. Nie dziwie się to był najlepszy zawodnik. Kucnęłam obok.

-Co ci się stało.- Zapytałam panicznym głosem. Normalnie zaczynałam histeryzować.

-Chyba skręcił sobie kostkę.- Odpowiedział mi trener.

-Nie szkodzi mogę zagrać.- On chyba do reszty oszalał.

-Co ty bredzisz. Chcesz pogorszyć sytuację. Nie możesz wstać, a co dopiero biegać. Nawet nie próbuj.- Zabroniłam mu tego, a ten jak zawsze się nie słucha. Po prostu wstał jak gdyby nigdy nic. Ale ja i tak widziałam jak krzywi się z bólu.

-Widzisz wstałem. Dam radę.- Nie no mam już szkliste gały.

-Ale dlaczego ty to robisz, Inni też mogą dać radę.- Próbowałam odciągnąć go od tego pomysłu. Do niego nic nie docierało.

-Bo wiem jak jest to dla ciebie ważne. Ty zawsze mówiłaś mi na treningach żeby się nie poddawać. Nie po to się tyle męczyłem żeby teraz jakaś kostka pokonała. I robię to dla ciebie bo cię kocham.- Łzy zaczęły mi spływać jedna po drugiej. Nie jestem w stanie nic powiedzieć, tylko stać.

-Trenerze chcę zagrać.- Proszę niech powie nie.

-Nooo … niech będzie.- Głupi dziad. Kazali mi pójść na swoje miejsce. Tylko czekałam na koniec. Aż nie mogę patrzeć jak to się dzieje. Zasłoniłam oczy rękoma. To trwało chwilę a tuż po tym dało się słyszeć jeden wielki krzyk. ,,Udało się'' powiedziała do mnie jedna z moich koleżanek. Naprawdę czy to jakiś żart. Obok mnie pojawiła się już Iz.

-Widzisz to się nazywa mieć szczęście.- Co ona może tam wiedzieć. Ja nie mam go w ogóle.

-Chodź mu pogratulować.- No to poszłam. Otrząsnęłam się z szoku. I sama zaczęłam cieszyć się wygraną tak samo jak reszta. Nie chciałam pchać się tym razem. Myślałam o tym żeby poczekać i powiedzieć wszystko na osobności. No i się nie udało. Już się obracałam, a i tak kazał mi zaczekać.

wtorek, 24 grudnia 2013

EXO- 22


A jednak to jest jakiś świąteczny cud :D Mam zasięg i pojawiam się jeszcze w ten wigilijny wieczór z nowym rozdzialikiem. Szczerze jestem pełna i za chwilę ktoś będzie mnie turlał po podłodze hehe.





( narracja Iz )



Dostałam sms' a od Em, że się źle czuje. Faktycznie dziwnie się zachowywała wczoraj, ale na pewno nie jest chora. Takie rzeczy to ja potrafię wyczuć nawet przez telefon. Czyli mój plan czas rozpocząć. Weszłam do klasy normalnie tak jak zawsze. Uruchomiłam moje gumowe ucho i przysłuchiwałam się rozmową tępych blondynek. Dowiedziałam się tyle, że spotykają się w kawiarni żeby coś świętować. Jestem bardzo ciekawa co takiego. Wybiorę się tam, ale nie sama to byłoby podejrzane. Po skończonej lekcji postanowiłam trochę je po szpiegować. Reychel rozmawiała z kimś zacięcie. Szkoda tylko, że nie wypowiedziała imienia tej osoby.


( narracja Emi )


Siedziałam sobie spokojnie przed telewizorem i oglądałam jakiś pedałów. Przynajmniej tak wyglądali. Zaczął dzwonić telefon. Zanim przegrzebałam całe łóżko odebrałam w ostatniej chwili.

-Słucham?

-Kończy ci się czas, pamiętasz?- Boże czemu ona musi mnie dobijać.

-Ty nie dajesz mi o tym zapomnieć.

-Słuchaj mnie uważnie. Aż tak bardzo chcesz mu zniszczyć życie. Mówi się, że jak się kogoś kocha to pozwala mu się odejść dla jego dobra. Gdy będzie ze mną to na pewno nie będzie musiał się mnie wstydzić.

-To świetnie, ale ja powiem co będę chciała.- Rozłączyłam się i walnęłam komórą o podłogę. Co za popieprzona osoba się do mnie przyczepiła. Żyć nie umierać-,-

( narracja Iz )



Po lekcjach od razu poszłam po tego lenia. Zbyt dużo czasu spędza siedząc na tyłku. Teraz mamy sytuację kryzysową. Zamierzam jeszcze ten ostatni raz pogadać z Em, a jak to nic nie da to pójdę do tej kawiarni bez zastanowienia. Zapukałam do drzwi.

-O już jesteś. Wejdź Kris jeszcze nie wyszedł z łazienki. Odkąd dostał wiadomość, że chcesz się z nim spotkać.- To bardzo ciekawe, ale mi się śpieszy.

-Pójdę go pogonić.- Poszłam na górę i zapukałam.

-Hej, pośpiesz się co ty tam robisz.- Bo się zdenerwuje. Otworzył mi drzwi, nareszcie. Na powitanie dał mi buziaka.

-To my spadamy.- Wyszliśmy trzymając się za ręce.

-To gdzie idziemy najpierw.

-Jak już mówiłam musisz mi pomóc, a przy okazji spędzimy razem trochę czasu. Najpierw zajdziemy do Em.- Od jej mamy dowiedziałam się, że cały dzień siedzi w swoim pokoju. Weszłam po schodach. Wiedziałam, że pewnie zamknie się na cztery spusty i nie myliłam się. Pukaliśmy i wołaliśmy, ale nic. Jakby jej nie było.

-Chyba nic tu nie zdziałamy. Zostawmy ją w spokoju.- Nie podoba mi się ten pomysł, ale widać, że nie ma zamiaru zmienić zdania.

-Masz rację. Chodźmy do kawiarni. Wyduszę prawdę od tej małpy, a potem urwę jej ten pusty łeb i spuszczę w kiblu.- Jak jej coś powiedziała, albo co gorsza zrobiła to raczej dobrze dla niej, że jest ktoś kto mnie opanuje jak wybuchnę. Przeszliśmy przez wiele uliczek i jesteśmy na miejscu. Zajęliśmy miejsce po ścianą tak żeby się nie rzucać w oczy. Zaczęłam pić zamówiony wcześniej napój.

-Już wchodzą.- Aż zacisnęłam pięści.

-Dokładnie o 17:35.- Potwierdził godzinę. Teraz tylko czekać na dowody, że to wredna wiedźma niszczy życie mojej przyjaciółki.



( narracja Reychel )



Już po niej i jej wielkiej ,,miłości''. Musi być głupia żeby ze mną zadrzeć. Mam wszystko, a ona nie ma nic. To oczywiste, że podda się. Bo tylko do tego się nadaje.

-To co za wygraną.- Podniosłyśmy szklanki do góry.

-Pewnie, że tak. Ta Emi czy jak jej tam już jest na dnie.- I na pewno do tego dojdzie.


( narracja Iz )


-Nie no wiedziałam. Szlak mnie trafi.- Już się podnosiłam żeby tam podejść i szczelić jej z plaszczaka.

-Spokojnie, usiądź.- Złapał mnie za ręce, które zaciskałam z wściekłości.

-Chce jej urwać łeb chyba mam prawo.- A jak się jej nie podoba to może mi naskoczyć bo ja mam dowody. Wszystko nagrane i nawet dokładnie widać jak cieszy wafla.

-Masz. Nawet nie wiesz jak bardzo też chce jej coś zrobić.- Czy on chce mi powiedzieć, że mam zostawić to tak jak jest.

-Chcesz jej to odpuścić. Kocham cię, ale się z tobą nie zgadzam.

-Chodzi mi o to, że jutro są zawody lepiej zdemaskować ją przy wszystkich. Wyjdzie na jaw wiele jej oszustw.

-No naprawdę cieszę się, że mam ciebie.- Ja to chyba nie myślę. Jest okazja żeby upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Podoba mi się taki pomysł.

-No to musimy wszystko przygotować. Zajmie nam to całą noc.

-To lepiej dla mnie.- Uśmiechnął się podejrzanie.


Święta :)

No to już ŚWIĘTA. Chciałam wam życzyć miłych, spokojnych i zwłaszcza wesołych świąt. Niech każdy dostanie to co chce. Najlepiej koreańca pod choinką. I pamiętajcie o mnie. Opuszczam was na jakieś 3 dni.






 
 
 
No i pamiętać o komciach!!
 
 
 
 

piątek, 20 grudnia 2013

EXO- 21


Zawitałam do was. Cieszycie się xd Co do następnych rozdziałów. Pewnie z powodu świąt nie będę miała mozliwości żeby tu cokolwiek dodać i zaglądnąć. Takie uroki spędzania wigilii u babci gdzie nie mam zasięgu:( Ale nie ma się czym martwić. Zabieram zeszyt i w wlnych chwilach stworzę coś.









Podniosłam głowę do góry, a mogłam tego nie robić i oszczędziłabym sobie tego widoku.

-O kto nas zaszczycił. Co tym razem?

-Musimy porozmawiać. Na osobności.

-Oddaj mi moją książkę.- Nie chce mi się o nią bić właśnie teraz. Czyli jednak muszę wyjść. Dałam znać Iz, że wychodzę na chwilę. Przeszłyśmy w miejsce gdzie prawie nikogo nie było.

-A więc możesz już zacząć.- Szczerze to wygląda jakby miała mnie pożreć wzrokiem. Nie przypominam mi się żebym coś jej zrobiła.

-Już ty wiesz o co mi chodzi. Ten chłopak. Ciągle mówi o tym, że nie może się z nikim umówić bo już na kogoś czeka.- Na serio?! A to dobra wiadomość dla mnie jeśli chodzi o mnie, ale tego jestem pewna. No i dobrze niech szuka se innych bo ten jest już zaklepany. Lepiej dla mnie jak udam, że nie wiem o co chodzi.

-A co ja mam z tym wspólnego?

-Czy ty uważasz mnie za głupią!!- Podniosła głos. Nie spodziewałam się, że wpadnie w szał. Popatrzyłam się na nią jak na wariatkę. Dobrze, że nikt nie zdążył się zlecieć.- Naprawdę masz zamiar udawać do samego końca. Dobrze wiem, że ty jesteś tą dziewczyną.- Pokazała mi jakąś gazetę, ana okładce … JA I LU HAN!! Skąd ta prukwa to ma ja się pytam.- Co zamierzasz z tym zrobić.- Tego się nie spodziewałam. Jeśli to się rozniesie to już po nas. Teraz nie dają mu żyć, a co by się działo potem. Wolę o tym nie myśleć.

-Pomyślmy. Nie mogę kazać ci się od niego odseparować, to by było podejrzane. Powiedz mu, że go nie chcesz.- Mogłam się domyślić, że właśnie tego chce. Ale ja nawet nie chcę.- Daje ci czas do dnia zawodów. Zrobisz to po, w czasie, czy przed nie ma znaczenia ważne by w ten dzień. Zastanów się poważnie czy chcesz zniszczyć mu życie. Choć jak na to popatrzeć to już raz to zrobiłaś.- I poszła, a ja nadal stoję tam. Jedna łza wydostała się. Szybko ją starłam i kazałam sobie się nie rozklejać . Z powrotem wróciłam na swoje miejsce obok Izzy.

-Co się stało. Co chciała od ciebie?- Zaczęła jak zawsze wypytywać.

-Jak zawsze to samo. Nic ciekawego o co musiałabyś się martwić.- A tu jest o co się martwić. Wszystko stanęło w jednej chwili na głowie. A czyjej? Oczywiście mojej.

-Yhm no ja myślę. Bo jak coś to chętnie przestawię jej szczękę.- Jak zawsze chętna do pobicia się. Szkoda, że to tym razem nie zadziała. Trzeba myśleć o innych, a nie o sobie. Przez całą lekcję wgapiałam się tępo w tablice kompletnie nie słuchając nauczyciela. To było jak nie kończąca się paplanina. Wyszłam z klasy i skierowałam się prosto do domu. Tak żeby nie natrafiła na niego. No ale cóż nie szczęście za mną chodzi.

-Czemu na mnie nie poczekasz jak cię wołam.- A gdybyś wiedział.

-Nie słyszałam.- Popatrzył na mnie podejrzanie. Zaczęłam się zastanawiać czy mam coś na twarzy.

-No co się tak gapisz?- Dziwnie się czułam i nie lubię gdy ktoś tak robi.

-Coś się stało?- Czy każdy to widzi. Nie wiem jakbym się starała to i tak czuję to samo. Co robić?

-Naprawdę nic. Jestem zmęczona.- Bo to w sumie prawda. To wszystko jest strasznie męczące. Normalnie nie wytrzymam i zacznę ryczeć. Poczułam, że ktoś łapię mnie za rękę. Wytrzeszczyłam gały całkiem się tego nie spodziewałam. Chociaż nie chce puszczać. Jestem za tym żeby tak iść.

-Co się stało, że się nie wydzierasz?- Za chwilę zacznę jak tak bardzo chce.

-Możemy iść w ciszy.- Przynajmniej posłuchał i zamilkł. Myślałam i myślałam i nic to nie dało. Skupić się przy nim nie mogłam. Cały czas się na mnie gapił. Nie zręcznie mi było. Doszliśmy pod sam dom. Nie chciałam się z nim żegnać i szkoda, że nie mogę tego mu powiedzieć. Za jakie grzechy ja mam takiego pecha. Puściłam nie chętnie jego rękę.

-No to do zobaczenia.- Chciałam już iść, ale on pociągnął mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Kompletnie mnie tym zbił z tropu już po raz drugi w tym dniu. I jak tu żyć. W końcu odwzajemniłam uścisk i przytuliłam go mocniej. Ja jestem jakimś felernym egzemplarzem dziewczyny. Musiałam się opamiętać i odsunęłam się od niego.

-Mam rozumieć, że to jeszcze nie była odpowiedź.- I tak już długo czeka. Czasami dziwie się jak on może ciągle upierać się przy swoim. Teraz miałabym idealną okazję żeby mu powiedzieć gdyby nie ten pieprzony szantaż.

-Powiem ci to już nie długo.- Uśmiechnęłam się do niego najmilej jak potrafiłam się na to zdobyć w takiej sytuacji. Odwróciłam się i już na serio puścić jego rękę ale nie pozwolił mi na to.

-Popatrz mi w oczy i powiedz, że nie mam się o co martwić.- Dobra czyli jednak muszę to zrobić. Niech będzie i tak nie mogę powiedzieć, że tego nie zrobię.

-Ok mówię ci, że nic mi nie jest i nie masz się czym martwić.- Znowu to uczucie wraca gdy jestem zmuszona kłamać.

-Widzimy się jutro.- Poszłam w stronę drzwi. Weszłam do środka. Rzuciłam wszystko w kąt. Chciałam pójść do pokoju jak normalny człowiek z deprechą. Nawet nie wiedziałam, że zostanę z nienacka zaatakowana przez moją szaloną mamuśkę.

-Czy to twój chłopak? Kiedy zaczęliście ze sobą chodzić?- Stałam tam słuchając tych wszystkich pytań i zastanawiając się skąd przyszedł jej do głowy taki pomysł.

-Czekaj. Można wolniej. Powiedz o kim ty teraz mówisz.- Możliwe, że znowu ona gada o czym innym i ja.

-No jak to dziecko. Widziałam wszystko. To było takie urocze. Czemu nic nie powiedziałaś. Kiedy masz zamiar go tu zaprosić. Wiedziałam, że jak cię namówię do odwiedzenia sąsiada to ci się na pewno spodoba.- Nie no mam tego serdecznie dość. Codziennie w kółko przeprowadzam te same rozmowy. A tej szczerze nie mam zamiaru. Dokładnie tu i teraz powiem co o tym myślę.

-STOP! Czy ty możesz przestać mnie ciągle śledzić. Naprawdę nie masz co robić w swoim życiu. Pomęcz ojca. To moja sprawa czy z nim jestem czy nie!!! Ja mam cię dość i tej twojej kontroli!!- Wydarłam się, że aż przyszedł ojciec.

-Ale dziecko... .- Jak zawsze jeszcze mam jej przypominać, że nie jestem już dzieckiem.

-DAJ MI SPOKÓJ!!- Weszłam na górę i zamknęłam się w swoim pokoju. Wlazłam pod kołdrę i najzwyczajniej pod wpływem tych wszystkich zdarzeń, presji i nie potrzebnych emocji wybuchłam płaczem na, który zbierało mi się od tej cholernej rozmowy.

-Czy ty to widziałeś.- Żaliła się matka ojcu.

-Uważam iż poniekąd miała rację. Też bym kiedyś w końcu miał dość.- Zdziwiły ją słowa taty. Pewnie dadzą jej wiele do myślenia.

(narracja Iz)


Coś było nie tak z nią. Nie chce mi nic powiedzieć jakby myślała, że jej nie zrozumiem. Czy ta dziewczyna musi robić wszystko sama. To nie daje mi spokoju. Muszę za wszelką cenę się dowiedzieć co ta wiedźma jej nagadała. Już ja tak tego nie zostawię, nie ma mowy. Mam takie złe przeczucie, że coś złego może stać się w dzień zawodów. I już moja w tym głowa żeby do tego nie dopuścić. Czas uruchomić mój mózg. Oczywiście wciągnę w to Krisa.

To co zostawicie mi ten mały prezent pod notką ?? :D












czwartek, 19 grudnia 2013

Scenariusz ( Yong Hwa- CNBlue)

No i mamy bonusik na święta. Pomyślałam, że głupio by było tak gdybym czegoś nie dodała na temat świąt. Jest to scenariusz który pisałam gdy naszła mnie wena xd. Myślę, że was nie zanudze i zosawicie coś pod postem w postaci komentarza.







Tak męsko :D





,, Idealny prezent''


Zbliżały się święta i gdziekolwiek byś nie poszedł słyszysz ten sam temat. Niektórzy siedzą sobie w domu spokojni bo nie muszą się o nic martwić, a drudzy tak jak ja stoją w niekończących się kolejkach. Na bank bym ze wszystkim zdążyła gdyby nie ta głupia praca 24h na dobę. Czekam już dobre 45 minut, a czuję jakbym stała ciągle tym samym. miejscu. Pomyślałam sobie o moim chłopaku. Sławny Yong Hwa z bardzo znanego zespołu. Gdyby był na moim miejscu nie musiałby w ogóle stać bo najzwyczajniej każdy by go przepuścił bez zbędnych pytań. No, ale trudno nie ma go tu, ponieważ kończy razem z chłopakami trasę koncertową. Nagle rozdzwonił mi się telefon. Szybko wygrzebałam go z torebki i odebrałam nie patrząc nawet kto dzwoni.
-Słucham?- Zapytałam zrezygnowana.
-Cześć kochanie.- Usłyszałam jego głos i mimowolnie się uśmiechnęłam.- Co robisz? Tęsknie za tobą.
-Ja też. A właśnie jetem w trakcie oczekiwania. Ech, długo by opowiadać. Lepiej powiedz kiedy wrócisz do mnie.- Przez chwilę nikt się nie odzywał. Pomyślałam, że może coś się stało, ale usłyszałam westchnięcie. To nic dobrego nie oznacza.
-Bo widzisz jeśli chodzi o mój przyjazd to mogę nie zdążyć dotrzeć do ciebie na święta.- Zamarłam, co on przed chwilą do mnie powiedział. Jakie ,,nie zdążyć''. Nie ma takiej opcji żeby nasze pierwsze wspólne święta były bez niego. Przynajmniej jeszcze chwilę temu były ,,nasze''.
-_____ odezwij się bo zaczynam się martwić.- Otrząsnęłam się i wróciłam do rozmowy. Przynajmniej chcę wiedzieć dlaczego prawdopodobnie zostawia mnie tu samą.
-Powiedz mi chociaż co cię tam zatrzymuje.- Byłam już wściekła choć nie dałam po sobie tego poznać. Zdążyłam wyjść z sklepu.
-Po drodze złapał nas śnieżyca i teraz jesteśmy w hotelu. Próbowałem zadzwonić wcześniej, ale nie miałem jak przez te zakłócenia.- Świetnie, wręcz zajebiście. Stwierdzam, że życie jest nie sprawiedliwe.
-No dobrze i tak będę czekać jakbyś jakimś cudem zdążył. To pa.- Rozłączyłam się. I w dodatku tu teraz też zaczął padać śnieg. Już mi wszystko jedno. Wolę zostać z myślą, że będzie dobrze. Nie chciałam jeszcze wracać do pustego domu. Chociaż jest ciemno wolę się gdzieś przejść. Nogi poniosły mnie nad jeziorko, które teraz pokryła gruba tafla lodu. Przystanęłam na moment. Przypomniały mi się te wszystkie dni kiedy to przychodziliśmy tu razem karmiąc łabędzie i kaczki. Normalnie za chwilę się rozkleję. Podniosłam głowę do góry. Na niebie było pełno gwiazd. Dostrzegłam spadającą gwiazdę. Pomyślałam życzenie, oby spełniło się ten jeden raz. Od tego stania na mrozie porządnie zmarzłam. Ruszyłam w stronę drogi do domu. Bez pośpiechu otworzyłam drzwi. Weszłam do środka, zdjęłam kurtkę i buty, rzuciłam w kąt szafy. Zaczęłam na luzie wszystko przygotowywać na wszelki wypadek. Po skończonej robocie usiadłam do stołu. Czekałam i czekałam. Z nudów podeszłam do okna. Nic ciekawego się tam nie działo.
-I tak wiedziałam, że się nie spełni.- Szepnęłam sama do siebie.
-A jakie to życzenie.- Odezwał się głos z tyłu. Wszędzie bym go rozpoznała. Odwróciłam się i stałam jak ten słup soli. Ja chyba mam jakieś zwidy. On podszedł do mnie i przytulił. Tego potrzebowałam. Jego blisko przy mnie. Mogłabym tak stać wieczność. Ścisnęłam go mocniej i wtuliłam się.
-Nie uciekaj mi nigdy więcej.- Powiedziałam wpatrując się w jego twarz.
-Nigdy więcej. Następnym razem zabieram cię ze sobą.- I nasze usta złączyły się namiętnym pocałunku. Oderwaliśmy się od siebie.
-Chcesz otworzyć swój prezent.- Zapytałam.
-Właśnie. Ja nie mam dla ciebie prezentu.- Przyznał się.
-Wystarczy mi, że tu jesteś. To jest idealny prezent.- tym razem to ja go pocałowałam. Ten złapał mnie niespodziewanie.
-Co ty zamierzasz.- Spytałam ciekawa.
-Jak to co chyba powinnaś rozpakować swój prezent nie sądzisz.- Zaśmiałam się, ale wiedziałam, że w te święta moja gwiazdka z nieba się postarała.





I jak tam wrażenia po przeczytaniu?????

piątek, 13 grudnia 2013

EXO- 20

Widzę, że coś mnie nie odwiedzacie :( a szkoda i komentarzy brak. No, ale trudno.  Przybywam znów z kolejną częścią.  Już za nie długo zbliżamy się do końca tego opowiadania. Ale nie ma co się martwić bo szykuję coś nowego. Zastanawiam się jaki będzie w nim zespół tym razem.











Dorwałam komórkę, którą zapomniałam, że podłączyłam do ładowania. Szarpnęłam tak, że o mało co nie wyrwałam ładowarki z kontaktu. Wybrałam jej numer i kazałam przyjść jak najszybciej. Po nie całych 5 minutach ta już stała przed moimi drzwiami zdyszana.







-Gdzieś ty była, że jesteś tu tak szybko?







-No za płotem, a gdzie miała bym być. A tobie co się stało, że kazałaś mi tu przyjść tak szybko.- Usiadła na łóżko, a ja koło niej. Popatrzyłam na mnie tym wzrokiem który mnie przeraża.







-Ja już wiem.







-Czekaj co ty wiesz? Chodzi ci o to o czym mi mówiłaś, że ci to powiedział, a ty miałaś myśleć nad tym.







-Cały czas próbuje ci powiedzieć, że ja się zdecydowałam z nim być.- No i powiedziałam. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, że aż. Ale przynajmniej pewna jestem tego co mówię.







-Masz zamiar coś powiedzieć czy będziesz nadal tak stać.- Niespodziewanie złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju.







-No nareszcie ile można czekać już miałam mu to powiedzieć sama.- Że jak sama. Dobra rozumiem, że dla każdego to wszystko było jak film komediowy z dobrym zakończeniem. A niech im będzie.







-Dobra, a gdzie idziemy.- Bo nadal nikt mnie nie oświecił dokąd zmierza moja przyjaciółka. Nie będę się drzeć. Chyba nie zamierza mi odpowiedzieć.







-Już prawie jesteśmy na miejscu.- Ucieszyła się. Za to ja miałam złe przeczucia. Weszła do czyjegoś domu i chyba wiem czyjego. Nie ona mi tego nie zrobi. Nie teraz.







-No nie wierzę jak możesz. To jest zdrada przyjaźni.







-Dobrze, dobrze później będziesz mi za to dziękować. LU HAN!- Zaczęła drzeć japę na cały dom. O jest Kris jest i pomoc.







-Weź mi pomóż, prooooszę bo tego nie przeżyje.







-Otwórz mi te drzwi.- CO! On też jest w tej zmowie. Co za naród niewdzięczny. No i wylądowałam w jakimś pokoiku, a w sumie to zostałam tam wepchnięta siłą. W takich sytuacjach przydałoby się być odrobinę silniejszym. Z moim szczęśliwym trafem wpadłam na niego.







-No cześć.- Nie przewidziałam, że im tak odbije. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić ile wlezie.- No jak ja stąd wyjdę to ty będziesz biedna!!- Ech, poddałam się mam to gdzieś. Muszę tylko wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Na pewno nie powiem prawdy teraz wyszłoby, że jestem łatwa do zdobycia.







-Chyba tu sobie posiedzimy trochę. Naprawdę nie wiem o co mogło im chodzić.- Taaaa oczywiście każdy tak sądzi.







-Tak? To czemu ciebie tu nie przywlekli tak jak mnie?- To wszystko podejrzane jest.- A może ty też siedzisz w tym popapranym planie?!







-A może dlatego, że to mój pokój. Nikt nie musi mnie do niego zaciągać.







-O, nie wiedziałam.- Usiadłam sobie na końcu łóżka rozglądając się po wnętrzu.







-Nawet tu ładnie. Tak w twoim stylu.- Nie wiedziałam co powiedzieć więc walnęłam co mi ślina na język przyniosła. Odwlekam bo nie mam pojęcia co dalej mówić.







-Dzięki. Lepiej przejdźmy do rzeczy. Raczej po coś to zrobili.- Wszystkim się śpieszy.







-No więc. Też bym chciała wiedzieć po co tu jestem.- udawanie głupiej najlepiej mi wychodzi. Usłyszałam zza drzwi ,, powiedz mu to”. Wstałam i kopnęłam w nie. Mogliby się oduczyć podsłuchiwać, albo ja będę musiała ich tego kiedyś nauczyć. Odwróciłam się, a on stał tuż za mną i zbliżał się. Aż w końcu nie miała już gdzie się cofać.







-Co ty chcesz zrobić.- Zaczęłam szeptać i nie mam pojęcia dlaczego.







-Ty coś wiesz. Już się zastanowiłaś?- No naprawdę oszaleje. Niech będzie.







-Tak zastanowiłam, a co?- Zapytałam nie pewnie. Moje położenie nie jest dobre. Zostałam przyparta do muru, a w sumie drzwi.







-Powiedz mi.- Co to był jakiś rozkaz. Mam zamiar milczeć.







-No chciałam powiedzieć, ale się rozmyśliłam i powiem ci w swoim czasie. Wtedy kiedy JA zechce.- I to jest dobre rozwiązanie. Ooo chyba się wkurzył. Nie wygląda to za dobrze i mógłby się odsunąć bo nie mam jak oddychać. Zapatrzyłam się w jego oczy i bym tak stała gdyby nie to, że ktoś niespodziewanie otworzył drzwi, a ja runęłam na podłogę. Jednym słowem ,,aułć''.







-Ja cię kiedyś walnę ale tak porządnie Iz.- Kris pomógł mi wstać. Otrzepałam się i trzepnęłam ją.







-To bolało!







-A to dopiero początek. Kiedy nauczycie się nie podsłuchiwać każdej naszej rozmowy.- Powiedziałam do tej dwójki.- Wychodzę, a ty mnie nie męcz.- Wskazałam na Lulu. Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą, że zdołałam jakoś z tego wybrnąć.























* * *















Minął dokładnie miesiąc odkąd zaczęła się po raz drugi ta sama historia z tymi samymi ludźmi. A z każdym dniem jakby stawała się trudniejsza. Już za dwa dni odbędą się zawody. Myślę, że Lu da sobie spokojnie radę. W końcu nie dawałam mu spokoju przez ten cały czas. Jeśli chodzi o wroga numer jeden to jest dokładnie tak samo, a może i nawet częściej mnie obserwuje niż zazwyczaj. Coś nie mogę zmęczyć tej sałatki.







-Będziesz to jadła?







-Taaak a co?- Przysunęłam talerz bliżej siebie. Zasłaniając go rękoma.







-Nic, lepiej sprawdź czy Reychel czegoś ci tam nie dosypała.- Popatrzyłam się na ten talerz i całkowicie odechciało mi się jeść.







-Możesz sobie wziąć jak chcesz.







-Co ci jest? Nie najlepiej wyglądasz już tak od kilku dni.







-Aż tak widać. Chyba każda dziewczyna w tej szkole coś ode mnie chce. Zazwyczaj jest to coś typu ,, powiedz jaki on jest '', ,,czy wy się znacie,, i ,, a umówiłby się ze mną?''. Też byś miała dość.- Co za głupie bachory nie mają co robić. Ja rozróżniam pracę od randkowania.







-Czy ty aby nie jesteś przypadkiem zazdrosna?- O czym ona znowu bredzi.







Chociaż czy ja wiem … może.







-No oczywiście, że tak a co myślałaś.







-Wiesz, że to sprawdzanie go lub według mnie banie się powiedzenia prawdy nic ci nie da.- Ja po prostu muszę być pewna. Ale sama już nie wytrzymam. Zwłaszcza tych ludzi klejących się do niego.







-Muszę się dzisiaj przedostać do niego. Pomożesz mi w tym.- Tak być nie będzie.







-Serio mówisz, że ten dzień nadszedł dzisiaj. Uuuu szykuje się romansik.- Ta i nakręćmy film opowiadający o takiej tam idiotce. Jeszcze mnie nie powaliło.







-Tak, oznajmiam, że od teraz. Muszę to zrobić!- Nie mam pojęcia jak, ale jakoś na pewno. Zadzwonił dzwonek i poczłapałam do klasy. Tam nie miałam jak dostać się do niego. Głupia sława i zero normalności.







-Chamsko, no i patrzaj jak się uśmiecha do nich wszystkich.- I ta małpa w samym środku zamieszania. W dzień w dzień to samo.







-Dasz radę.- Ciekawa jestem kiedy.







-Oby bo mnie coś trafi.- Popatrzyłam się w jego stronę jeszcze raz i nasz wzrok spotkał się. Zmieszana odwróciłam głowę i pewnie zrobiłam się czerwona. Zaczęłam czytać książkę która leżała przede mną. Przynajmniej udawałam, że to robię. Nagle ktoś zamknął mi ją przed oczami.



















Dorwałam komórkę, którą zapomniałam, że podłączyłam do ładowania. Szarpnęłam tak, że o mało co nie wyrwałam ładowarki z kontaktu. Wybrałam jej numer i kazałam przyjść jak najszybciej. Po nie całych 5 minutach ta już stała przed moimi drzwiami zdyszana.

-Gdzieś ty była, że jesteś tu tak szybko?

-No za płotem, a gdzie miała bym być. A tobie co się stało, że kazałaś mi tu przyjść tak szybko.- Usiadła na łóżko, a ja koło niej. Popatrzyłam na mnie tym wzrokiem który mnie przeraża.

-Ja już wiem.

-Czekaj co ty wiesz? Chodzi ci o to o czym mi mówiłaś, że ci to powiedział, a ty miałaś myśleć nad tym.

-Cały czas próbuje ci powiedzieć, że ja się zdecydowałam z nim być.- No i powiedziałam. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, że aż. Ale przynajmniej pewna jestem tego co mówię.

-Masz zamiar coś powiedzieć czy będziesz nadal tak stać.- Niespodziewanie złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju.

-No nareszcie ile można czekać już miałam mu to powiedzieć sama.- Że jak sama. Dobra rozumiem, że dla każdego to wszystko było jak film komediowy z dobrym zakończeniem. A niech im będzie.

-Dobra, a gdzie idziemy.- Bo nadal nikt mnie nie oświecił dokąd zmierza moja przyjaciółka. Nie będę się drzeć. Chyba nie zamierza mi odpowiedzieć.

-Już prawie jesteśmy na miejscu.- Ucieszyła się. Za to ja miałam złe przeczucia. Weszła do czyjegoś domu i chyba wiem czyjego. Nie ona mi tego nie zrobi. Nie teraz.

-No nie wierzę jak możesz. To jest zdrada przyjaźni.

-Dobrze, dobrze później będziesz mi za to dziękować. LU HAN!- Zaczęła drzeć japę na cały dom. O jest Kris jest i pomoc.

-Weź mi pomóż, prooooszę bo tego nie przeżyje.

-Otwórz mi te drzwi.- CO! On też jest w tej zmowie. Co za naród niewdzięczny. No i wylądowałam w jakimś pokoiku, a w sumie to zostałam tam wepchnięta siłą. W takich sytuacjach przydałoby się być odrobinę silniejszym. Z moim szczęśliwym trafem wpadłam na niego.

-No cześć.- Nie przewidziałam, że im tak odbije. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić ile wlezie.- No jak ja stąd wyjdę to ty będziesz biedna!!- Ech, poddałam się mam to gdzieś. Muszę tylko wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Na pewno nie powiem prawdy teraz wyszłoby, że jestem łatwa do zdobycia.

-Chyba tu sobie posiedzimy trochę. Naprawdę nie wiem o co mogło im chodzić.- Taaaa oczywiście każdy tak sądzi.

-Tak? To czemu ciebie tu nie przywlekli tak jak mnie?- To wszystko podejrzane jest.- A może ty też siedzisz w tym popapranym planie?!

-A może dlatego, że to mój pokój. Nikt nie musi mnie do niego zaciągać.

-O, nie wiedziałam.- Usiadłam sobie na końcu łóżka rozglądając się po wnętrzu.

-Nawet tu ładnie. Tak w twoim stylu.- Nie wiedziałam co powiedzieć więc walnęłam co mi ślina na język przyniosła. Odwlekam bo nie mam pojęcia co dalej mówić.

-Dzięki. Lepiej przejdźmy do rzeczy. Raczej po coś to zrobili.- Wszystkim się śpieszy.

-No więc. Też bym chciała wiedzieć po co tu jestem.- udawanie głupiej najlepiej mi wychodzi. Usłyszałam zza drzwi ,, powiedz mu to”. Wstałam i kopnęłam w nie. Mogliby się oduczyć podsłuchiwać, albo ja będę musiała ich tego kiedyś nauczyć. Odwróciłam się, a on stał tuż za mną i zbliżał się. Aż w końcu nie miała już gdzie się cofać.

-Co ty chcesz zrobić.- Zaczęłam szeptać i nie mam pojęcia dlaczego.

-Ty coś wiesz. Już się zastanowiłaś?- No naprawdę oszaleje. Niech będzie.

-Tak zastanowiłam, a co?- Zapytałam nie pewnie. Moje położenie nie jest dobre. Zostałam przyparta do muru, a w sumie drzwi.

-Powiedz mi.- Co to był jakiś rozkaz. Mam zamiar milczeć.

-No chciałam powiedzieć, ale się rozmyśliłam i powiem ci w swoim czasie. Wtedy kiedy JA zechce.- I to jest dobre rozwiązanie. Ooo chyba się wkurzył. Nie wygląda to za dobrze i mógłby się odsunąć bo nie mam jak oddychać. Zapatrzyłam się w jego oczy i bym tak stała gdyby nie to, że ktoś niespodziewanie otworzył drzwi, a ja runęłam na podłogę. Jednym słowem ,,aułć''.

-Ja cię kiedyś walnę ale tak porządnie Iz.- Kris pomógł mi wstać. Otrzepałam się i trzepnęłam ją.

-To bolało!

-A to dopiero początek. Kiedy nauczycie się nie podsłuchiwać każdej naszej rozmowy.- Powiedziałam do tej dwójki.- Wychodzę, a ty mnie nie męcz.- Wskazałam na Lulu. Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą, że zdołałam jakoś z tego wybrnąć.



* * *

Minął dokładnie miesiąc odkąd zaczęła się po raz drugi ta sama historia z tymi samymi ludźmi. A z każdym dniem jakby stawała się trudniejsza. Już za dwa dni odbędą się zawody. Myślę, że Lu da sobie spokojnie radę. W końcu nie dawałam mu spokoju przez ten cały czas. Jeśli chodzi o wroga numer jeden to jest dokładnie tak samo, a może i nawet częściej mnie obserwuje niż zazwyczaj. Coś nie mogę zmęczyć tej sałatki.

-Będziesz to jadła?

-Taaak a co?- Przysunęłam talerz bliżej siebie. Zasłaniając go rękoma.

-Nic, lepiej sprawdź czy Reychel czegoś ci tam nie dosypała.- Popatrzyłam się na ten talerz i całkowicie odechciało mi się jeść.

-Możesz sobie wziąć jak chcesz.

-Co ci jest? Nie najlepiej wyglądasz już tak od kilku dni.

-Aż tak widać. Chyba każda dziewczyna w tej szkole coś ode mnie chce. Zazwyczaj jest to coś typu ,, powiedz jaki on jest '', ,,czy wy się znacie,, i ,, a umówiłby się ze mną?''. Też byś miała dość.- Co za głupie bachory nie mają co robić. Ja rozróżniam pracę od randkowania.

-Czy ty aby nie jesteś przypadkiem zazdrosna?- O czym ona znowu bredzi.

Chociaż czy ja wiem … może.

-No oczywiście, że tak a co myślałaś.

-Wiesz, że to sprawdzanie go lub według mnie banie się powiedzenia prawdy nic ci nie da.- Ja po prostu muszę być pewna. Ale sama już nie wytrzymam. Zwłaszcza tych ludzi klejących się do niego.

-Muszę się dzisiaj przedostać do niego. Pomożesz mi w tym.- Tak być nie będzie.

-Serio mówisz, że ten dzień nadszedł dzisiaj. Uuuu szykuje się romansik.- Ta i nakręćmy film opowiadający o takiej tam idiotce. Jeszcze mnie nie powaliło.

-Tak, oznajmiam, że od teraz. Muszę to zrobić!- Nie mam pojęcia jak, ale jakoś na pewno. Zadzwonił dzwonek i poczłapałam do klasy. Tam nie miałam jak dostać się do niego. Głupia sława i zero normalności.

-Chamsko, no i patrzaj jak się uśmiecha do nich wszystkich.- I ta małpa w samym środku zamieszania. W dzień w dzień to samo.

-Dasz radę.- Ciekawa jestem kiedy.

-Oby bo mnie coś trafi.- Popatrzyłam się w jego stronę jeszcze raz i nasz wzrok spotkał się. Zmieszana odwróciłam głowę i pewnie zrobiłam się czerwona. Zaczęłam czytać książkę która leżała przede mną. Przynajmniej udawałam, że to robię. Nagle ktoś zamknął mi ją przed oczami.

niedziela, 8 grudnia 2013

EXO- 19

Czy u was też tak strasznie wiało. Wyszłam do koleżanki i ledwo doszłam w całości, masakra jakaś.  To dla tych wszytkich siedzących w domku przed laptopem pod ciepłym kocykiem tak jak ja.



                                  To tak na pocieszenie, smutam, że jutro muszę iść do szkoły.




Biegłam na zbity pysk ble by być już na miejscu. Oby to nie było nic poważnego.
-Jestem! Jakie mamy straty! Gdzie cię boli, co się stało i jak?- Próbowałam się dowiedzieć czegokolwiek, ale ten się tylko gapił na mnie tymi wielkimi oczyskami. Co nie ułatwiało sprawy bom rozkojarzona byłam.
-Czekaj pomogę ci wstać.- Podałam mu rękę i zamiast się ruszyć to pociągnął mnie na dół, że usiadłam sobie niebezpiecznie blisko. Przynajmniej może puści bo to zaczyna boleć.
-Tu.- Wskazał miejsce gdzie jest serce. Nadal nie do końca kminiłam o co kaman.
-Ale, że co ,,tu''.- Bardziej jaśniej. Ja nie ogaraniam jak jestem przerażona.
-Pytałaś się gdzie mnie boli to pokazuję – tu.- Dobra zatkało mnie całkowicie. On nie ma zawału, co?- I to wszystko przez ciebie.- No i jeszcze się uśmiecha. To nie normalne ja bym mordę darła.
-Ale przecież ja … to tylko 4 okrążenia. Dobra wiem, że to przeze mnie. Nie wiedziałam, że się tak zmęczysz, nie jestem lekarzem. Aj no bo to nie miało tak być.- Chciałam jeszcze dokończyć moje przeprosiny. Ale on zamknął moje usta w pocałunku. Jednym słowem dobrze, że siedziałam, a nie stałam. Po chwili odsunął się ode mnie.
-Przemyśl to jeszcze raz. Obiecaj.
-Ale … .
-Po prostu obiecaj.
-Dobrze obiecuję.- Wstał i poszedł tak bez żadnego wytłumaczenia tego co się tu rozegrało. Z tego wszystkiego to nawet się nie zapytałam co ja dokładnie mam przemyśleć. Mogłam się domyślić, że coś się stanie. Zbyt długo wytrzymał jak na sam początek. Cholera dałam się podejść … znowu. Dźwignęłam się z tej ziemi. Zabrałam torbę i poszłam wściekał do domu. Nie no nie ma bata, kiedyś oszaleje i nawet porządny psychiatry i izolatka nie pomogą. W expresowym tempie wręcz doleciałam do chaty. Trzasnęłam drzwiami i poszłam po piwo z lodówki.
-Już jesteś? Coś szybko. Słyszałam od Iz, że znów zaczęłaś biegać. Po co to robisz i tak jesteś jak patyk jeszcze tam zasłabniesz.- Co za nowość. Słyszę to za każdym razem. Choć wolę by myślała, że robię to niż, że w jakimś jej sensie ,,spotykam'' się z sąsiadem, który nawiasem mówiąc mieszka sam z kolegą. Też powinnam ich opuścić. Wracając do narzekań to ja też mam swoją odpowiedź.
-Biegam bo lubię.
-Jak zawsze. A skoro bierzesz dla siebie to weź dla swojej koleżanki. Siedzi w twoim pokoju i czeka na ciebie.- No i świetnie akurat muszę z kimś pogadać. Wbiegłam po schodach i zamknęłam za sobą drzwi do pokoju.
-Przestraszyłaś mnie!- Powiedziała. Rzuciłam jej piwo do ręki i walnęłam się na łóżko.
-Co ty wyprawiasz Em?
-Teraz nic, ale już od jutra zaczynam coś przemyślać.
-Oookej, a co konkretnie?- I to jest dobre pytanie.
-A gdybym ja tylko wiedziała.- No tak, zawsze chodzi o to. Zerwałam się z łóżka.- Ty kobieto to oczywiste, że chodziło mu o to czy z nim będę!
-No wiedziałam, że chodzi o niego. Weź mi opowiadaj to natychmiast.- Po opowiedzeniu tego wszystkiego Izzy zaczęła urządzać wariację. Za to ja stoję ciągle w tym samym miejscu i nie mam pojęcia co myśleć i robić. Wróciłam do samego początku. Spróbować czy nie spróbować o to jest pytanie. Wiem tyle, że na pewno to przemyślę. Poczekam i zobaczę jak bardzo mu zależy na mnie, na nas.


* * *
Tym razem ani impreza, szczekający pies czy moi rodzice zmusili mnie do wstania z ciepłego łóżka. Ktoś uporczywie próbował zdemolować mi okno. No wszelki wypadek wzięłam coś twardego by też rzucić w tego kogoś. A później po gliny i koniec pieśni. Zakradłam się pod okno i wysunęłam rękę żeby je otworzyć. Nie spodziewanie wpadł do pokoju jakiś kamyk i poleciał pod same drzwi. Podniosłam się i na ślepaka rzuciłam tym co miałam w ręce.
-Chcesz mnie zabić!- Wytężyłam wzrok by coś dostrzec. I co on tu robi.
-O to samo mogę ciebie zapytać. Wiesz która godzina jest?
-Za 20 szósta. Chcesz się spóźnić.
-Przecież jest niedziela, a niedziele mam wolne. Nawet gdybym chciała to nie zejdę bo obudzę rodziców.- Hehe co za pech na moją korzyść.
-To wyjdź przez okno.- Jeszcze mnie nie powaliło do końca. Oceniając wysokość do pokonania to jest … wysoka, a mi to wystarcza by zrezygnować.
-No ciekawe jak niby. Nie świruj i idź spać.
-Złapie cię.- Nie no kurde na Romea i Julię mu się zebrało. Ja nie jestem tak głupia jak ona.- No co nie mów, że się boisz, a może mi nie ufasz.
-Raczej chodzi zdecydowanie o to drugie.
-A ja tam myślę, że o to pierwsze. Chcesz pokazać swojemu uczniowi, że trzeba się poddać.- No on nie jest moim uczniem to po pierwsze, a po drugie to tylko kolega który pobiera darmowe lekcje i nic więcej. Ale nikt nie będzie mi wmawiał, że się boje, tak to nie ma.
-Dobra, a jak zginę przez ciebie to cię zabiję.- Taaa chyba coś poplątałam. Tak czy siak ktoś mu dokopie w moim imieniu. Przebrałam się w coś wygodnego i stanęłam przed tym oknem. Każdy by się bał na moim miejscu.
-Ok to lecę.- I se poleciałam prosto w jego ręce. Bałam się otworzyć oczy. Czy ja jeszcze żyję czy to niebo.
-Widzisz przeżyłaś. Nie było wcale tak źle.
-Yyyy możesz mnie już postawić.
-Tak, już.- Nareszcie stałam na pewnej ziemi. Wyskoczyłam przez okno jak przestępcy w filmach, a i tak nic do mnie nie dociera. Ale t nie ważne.
-To co idziemy.- Przeszliśmy, a w sumie to przebiegliśmy spory kawałek aż do samego parku. Zdecydowałam też zagrać z tymi dziećmi.
-Czemu akurat musimy grać z nimi.- Zaczął narzekać szybciej niż się spodziewałam.
-A więc musisz się przyzwyczaić. Też będziesz marudzić jak dadzą ci kogoś kogo nie lubisz do drużyny, hę?- Jak dziecko, bez lizaka. Zaciągnęłam go i kazałam zagrać. Zgodził się dopiero po tym jak mnie też wciągnął w to. To było całkiem zabawne. Rżałam za każdym razem gdy się wywalał póki sama się nie wywaliłam na prostej drodze.
-Cholera.- Czemu ta kostka tak boli. Teraz akurat muszę mieć problemy.
-Nic ci nie jest, a mówiłem żeby nie grać z tymi dziećmi.- Co za człowiek, przecież to tylko nie winne dzieci.
-Bo akurat to one zrobiły to specjalnie. Nie dramatyzujmy, powinnam wstać.- Próbowałam jak mogłam, ale to bolało i nie dałam rady. Chyba będę musiała poczekać na jakąś pomoc.
-Właź, poniosę cię.
-No ja nie wiem. Ciężka jestem.- Nie powiem, żebym nie chciała wręcz mi nie wypada. Patrząc na moje położenie to raczej nie mam wyboru.
-Nie mamy aż tak daleko. Dam radę.
-Ech niech ci będzie.- Weszłam na jego plecy i zanim się obejrzałam bez krępacji szliśmy wśród ludzi. Zakryłam się włosami tak żeby nikt mnie nie widział. Co by się tu strasznego działo gdyby ktoś zobaczył nas razem, a co dopiero TAK. Po 30 minutowym spacerku ze mną na ramionach znalazłam się pod domem.
-Powinnam się doczłapać, więc dzięki za pomoc.
-Nie ma za co.- No dziwnie się czuje. Nie mam jak mu się odwdzięczyć. A do środka go nie zaproszę bo bym życia potem nie miała.
-Poczekaj!- Podeszłam do niego i tak jakoś wyszło, że dałam mu całusa w policzek.- Naprawdę dzięki, że chciałeś mnie targać aż tutaj. To na razie.- W szybkim tempie poleciałam do środka i zamknęłam szczelnie drzwi. Moje serducho za moment mi wyskoczy i stanie obok. Nie no muszę wykonać telefon do Iz w bardzo ważnej sprawie, to nie może czekać.

czwartek, 5 grudnia 2013

EXO- 18

No hejka wam wszystkim. Przybywam z nowiuśkim rozdziałem dla was.  Specjalnie kończyłam go dzisiaj by było co przeczytać na nadchodzący weekend. Więc myślę, że dacie znać o sobie, np. komentarzem. :)
Nie no ja się pytam co on tu robi. Słyszałam, że sąsiedzi się przeprowadzają, ale nie miałam zielonego pojęcia, że zamieszka tu akurat on. Perspektywa bycia sąsiadami nie przemawia do mnie zbytnio.
-O cześć Emi.- To jeszcze kolegów se sprowadził. Zapewne tam gdzie Kris tam powinna też być Iz.
-Ajć. Mówiłam żebyście się uciszyli bo się wścieknie.- A dobrze mówiła. Trzeba było się jej słuchać. Teraz wszystkim się oberwie.
-Mówiłaś, ale nie powiedziałaś kto taki.
-No wiesz przede mną nic się nie ukryje. Przyznać się kto rzucił we mnie piłką.- Teraz to zamierzają milczeć.- A więc to tak. Ok a więc szykuj się jutro na najgorsze.- Oczywiście tylko Kris nie w temacie jest jak zawsze.
-Dlaczego! Skąd niby przypuszczenie, że to ja odbiłem te cholerną piłkę?
-A nie wiesz, że bierze się odpowiedzialność za swoich gości, hę. Jak nie to teraz już wiesz, a to konfiskuje na czas nieokreślony.- Kara musi być.- A z wami se jeszcze pogadam.- Zniknęłam za płotem. Nie dość, że sama się tu męczę to w nagrodę mam ciekawych ludzi wokół siebie. Muszę sobie odpocząć na chwilę. Najlepiej porządnie walnąć się w twarz. Nie mogę znów popełnić tego samego błędu. Muszę zatrudnić Izzy do pilnowania mnie. Bo jeszcze coś się zdarzy niepotrzebnie.
-EMI! KTOŚ DO CIEBIE PZYSZEDŁ!- Zaczęła się wydzierać jakby głośniej nie można. Niech każdy słyszy. Podreptałam z niechęcią do drzwi. A już się ułożyłam na leżaku i tak wygodnie było. Otworzyłam drzwi z rozmachem i zmierzyłam tę osobę wzrokiem. No co jak co, ale tego, że Reychel tu dotarła było dla mnie szokiem.
-Skąd ty się wzięłaś tu.- Czy ona spadła tam z góry i dlatego tak wygląda, w sensie, że strasznie.
-Ha ha, udajmy, że to było zabawne. Tu masz rachunek.- Nie no ona tak na serio z tym. Ja przecież żartowałam tylko. Ale skoro tak to ja wręcz przeciwnie mam nadal to gdzieś. Denerwujcie mnie jeszcze bardziej to zacznę rzucać rzeczami przez okno.
-No chyba nic. Tym to ja mogę co najwyżej się podetrzeć gdybym jeszcze chciała, a nie mam najmniejszej chęci.- Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem i wróciłam na leżaczek.
-Kto to był, co chciało?
-A co to jest przesłuchanie czy jak. Moja sprawa kto. Na pewno nikt istotny o kim musiał byś wiedzieć.- Normalnie jak moja babcia gdy przychodzi raz na miesiąc i chce naraz wszystko wiedzieć ze szczegółami.- A co się tak interesujesz?- Podejrzane zachowanie o czymś chyba świadczy. I tak się nie znam. Trzeba odpalić google. Nie no idę stąd bo tu niebezpiecznie jest. Piłeczka wpadła mi do szklanki. Ją też konfiskuje. Siedziałam na dworze aż do 19:30 i jestem wykończona. A jeszcze lekcje do zrobienia. Zabrałam się za nie, a potem długi prysznic i tylko dowlec zwłoki do łóżka. Spałam sobie spokojnie, ale ktoś postanowił zrobić sobie imprezkę. Ja naprawdę zaczynałam wariować. Przekopałam się przez całe łóżko, że wszystko mam na ziemi. Zatkałam już uszy tyloma poduszkami, że mi ich zabrakło. Czyżbym musiała się przejść do tych z naprzeciwka. Dobra idę bo nic z tego nie wyjdzie. Założyłam tylko szlafrok i zeszłam na dół. Po dotarciu do drzwi spotkałam się z Lulu. Co za żenująca sytuacja, ale nie tylko ja stałam tam w piżamie.
-Cześć.- Powiedziałam.- Wal w te drzwi.- Poczekaliśmy trochę i otworzył nam jakiś najarany kolo.
-Oooo, piżama party nie tutaj kochanie.- Popatrzyłam zrezygnowana na facia mym dziwnym wzrokiem. Rozumiem dlaczego wywnioskował takie przypuszczenia. Co nie zmieniało faktu, że po coś tu jestem.
-No, ale tak się składa, że ja nie po to tutaj przyszła w środku nocy.
-Moglibyście skończyć to, albo przyciszyć.- Nareszcie się odezwał. Co do tego preferuje drugą opcję. Ktoś tu musi wstać o szóstej, nie?!
-Eeee nie ma Mietka wyszedł zajarać. Choć zaprowadzę cię.- Złapał moją rękę i już chciał mnie pociągnąć w sam środek.
-Ona nigdzie się nie wybiera.- Zdziwiło mnie jego zachowanie. Ale popieram, ja nigdzie nie idę. A co najśmieszniejsze to, to, że nie pytałam o żadnego Mietka.
-Właśnie, zabieraj łapy oblechu. PRZYCISZAJ TEN ZŁOM! Ludzie muszą spać żeby rano wstać.- Czy coś w ogóle dociera? Ten zaczął kiwać głową jak pocedzony. Uznałam, że nie warto ciągnąć tej rozmowy dalej. Wole nie wiedzieć co robi Mietek na tarasie, bo już do tego zmierzaliśmy.
-Masz przy sobie telefon?- Mam zamiar zamknąć te plantacje. Mi też zaczyna kręcić się w głowie od tego zapachu. Niech zamkną dziada.
-A no tak, trzymaj.- Podał mi komórkę. Wbiłam trzy cyfry i powiedzieli, że przyjadą jak najszybciej.
-To my już sobie pójdziemy.- Pożegnałam go i nawet zamknęłam za niego drzwi. Ech, chyba muszę podziękować za małe ratowanko przed szaleńcem.
-Ehm, dzięki … za pomoc. To dobranoc i pamiętaj o treningu.
-Cały czas pamiętam. Nie dasz nawet zapomnieć.- Wyszczerzył się i poszedł w swoją stronę. Sama mimowolnie zaczęłam suszyć zęby. Ale szybko się opamiętałam.


* * *


Szukałam ręką budzika, który pipczał bez przerwy nad moim biednym uchem. Walnęłam nim o ścianę i się przymknął. Po chwili do pokoju wtargnął ojciec z parującą kawą, że aż musiałam wstać i sobie też zrobić. Ten to wie jak mnie porządnie wybudzić ze śpiączki. Chociaż i tak jak schodziłam o mało co nie zaliczyłabym bliskiego spotkania ze ścianą. Usiadłam do stołu i tam też zasypiałam.
-Czy ty to słyszałaś dziecko. Co się dzieje z tą młodzieżą. Wczoraj w nocy zgarnęli tego z naprzeciwka.- I dobrze, pewnie hodował drzewka w toalecie.
-A właśnie mogłabyś się przywitać z nowym. Tym co zamieszkał obok.- Po usłyszeniu tych słów zakrztusiłam się tostem.
-To chyba nie będzie konieczne.
-Skoro ty nie chcesz to ja chętnie to zrobię.- Po moim trupie. Jeszcze mnie do końca nie powaliło. To na bank była by katastrofa. A co dopiero jakby się dowiedzieli, że to on był tym chłopakiem z którym chodziłam. Wole nie myśleć co by mój tato mu zrobił.
-Ok, ok pójdę, tylko lepiej tam nie chodź tak nigdy w życiu.
-Obiecuje, że się nie zbliżę. Jak coś twój ojciec mnie powstrzyma.- Spojrzałam na niego, ale chyba będzie wporzo.
-To ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. Może tak na obiad, powinnam zdążyć.- Złapałam torbę i wybiegłam z domu. Nie przemęczając się spacerkiem doszłam do szkolnego boiska. Rozglądałam się, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Postanowiłam się trochę rozbudzić i machnęłam dwa kółka wokół boiska, które nie jest wcale takie małe. No nareszcie lezie, ile można czekać.
-Spóźniony.- Zobaczyłam na zegarek.- Całe 2 minuty.
-To tylko 2 minuty, a nie godziny.- No wiecie co. To AŻ dwie minuty.
-No z takim podejściem będzie ciężko. Ok to zaczynamy. Przebiegnij 4 okrążenia. Później musisz obronić 30 podań. I zagramy sobie jeden na jeden. Jak na razie tyle.- Ech kurde po jego minie widać, że go to nie ruszyło zbytnio. Jak przegra z dziewczyną to nie ma szans żeby się nie wkurzył. Każdy się wkurzał. Wszystko szło jak należy i zbliżaliśmy się do końca. Jak zawsze nie odbyło się bez incydentu. Stałam obserwując jak Lu Han przebiega to ostatnie kółko, gdy nagle się zatrzymał i upadł. W miarę szybko pobiegłam tam jakby się paliło. Ludzie co tym razem.
I co, jakieś sugestie, piszcie?

wtorek, 3 grudnia 2013

EXO- 17

I przybywam znów. Nie będę przeciągać. Tylko jak zawsze proszę zostawcie coś po sobie.

A i oczywiście mam coś co wynalazłam. Może niektórzy słuchają, a niektórzy dopiero zaczną. Według mnie warto czasami włączyć sobie to radio. Mnie osobiście się podoba.


To właśnie tu :  http://kpopradio.panelradiowy.pl/radio   







-Gdzie idziesz, jeszcze nie zjadłam.

-Zostaw żarcie i choć za mną. Pomożesz mi go odnaleźć.

-Po co mam to robić niby.- Jak zawsze muszę myśleć za nas obie.

-Wytłumaczę ci to. Twój chłopak. Mówi ci to coś kobieto.- Uwaga zaczęła myśleć. Czyli pomoże mi przedostać się przez tłum wielbicielek. Ten to ma powodzenie, że aż rzygnę.

-No fakt, momencik.- Zaczęłam się jej bać przez chwilę. Nigdy nie wiadomo co jej strzeli zwłaszcza gdy mowa o tym, że gdzieś w pobliżu jest jej wybranek. No i się zaczyna.

-PRZESUNĄC SIĘ!! Bosz co za naród. Pożyczam na chwilę obiekt westchnień.- Wręcz wywlokła go stamtąd. Dobre i to.

-No to sobie rozmawiajcie, ale najpierw się o coś zapytam.- Po wyciągnięciu informacji usłyszałam jeden wielki pisk i jej tyłek znikający za rogiem. Ja bym tam tak nie szalała. Prędzej czy później spotkali by się ze sobą.

-To o czym chcesz rozmawiać.- Jakbyśmy mieli o czym. Wygrzebałam plan treningowy, który zawsze ćwiczę z klasami na te okazję. Pokazałam mu ten papier.

-To właśnie jest plan twoich zajęć. Zaczynasz od jutra więc radze się nie spóźnić. Zaczynamy o szóstej rano przed budynkiem szkoły.

-SZÓSTEJ?! Dlaczego o tej godzinie. Jutro jest sobota.

-Mnie to nie robi różnicy.- Oczywiście, że robi. Nienawidzę wstawać tak wcześnie. Ale jestem twarda. Na samą myśl mam dreszcze, przecież tam będzie piździć jak w Kieleckim na dworcu. Przeszłam się do szafki, która była zablokowana czyjąś osobą. Stanęłam przed nią oczekując tego, że ruszy swój zadek, ale nie. Po prostu ją przesunęłam.

-O boże czy ty mnie dotknęłaś. Mam twoje bakcyle. Z resztą wiesz ile to kosztowało, zapłacisz mi za pralnie.- Żal mi takich ludzi, a może nie. Nie miałam zamiaru prowadzić tej bez sensownej rozmowy. Otworzyłam szafkę i zabrałam wf ze sobą. Czas się trochę porozciągać.



* * *



-Nie potrafisz mocnej. Przyłóż się do tego pokrako!!- A to jest na porządku dziennym. Można się przyzwyczaić choć czasami ma się dość tego piskliwego głosu.

-Gdybym się postarała wybiłabym jej zęby.- Powiedziałam do Iz.

-Pewnie tak. Nie miała by już czego wybielać.- Mądre stwierdzenie.

-Popacz tam. Widzisz jest dobry, a nawet lepiej. Trudno będzie ci go zgiąć.

-Tym bardziej powinnam się postarać, nie sądzisz.- To będzie coś nowego. Warto spróbować czegoś w życiu. Obym tego nie żałowała. Tak się zapatrzyłam, że oberwałam piłką w łeb. Co by się nie stało gdybym się nie zagapiła.

-Emi wszystko dobrze?- Boli mnie nos.

-No pewnie, że tak. Zgaduje, że to ona mnie tak urządziła.

-Strzał w dziesiątkę dziewczyny.- Zaczęły przybijać piątki.- Wow nawet krew ci poleciała. Dobra jestem.- Chyba w trzęsieniu cyckami przed chłopakami w tym się zgodzę, reszta odpada. Podniosłam się i żeby nie było, że to tak zostawiłam, podstawiłam jej haka. Wywaliła się na ryj, taki miał być efekt.

-O kurcze mój rachunek za pralnie się powiększy, co robić?- Powiedziałam sarkastycznie. Poszłam do najbliższego kranu by pozbyć się czerwonej cieczy. Co za paskudztwo.

-Trzymaj.- Przed oczami pojawiła mi się chusteczka. Obróciłam się i zobaczyłam Lu stającego przede mną. Chyba odleciałam, dobra wracam na ziemię. Ja normalnie zostanę zakonnicą i tak będzie najlepiej dla mnie.

-Nie potrzebuję, dam radę.

-Czy to takie trudne przyjąć chusteczkę.- Patrząc z mojej perspektywy to nawet bardzo ciężko.- Chcę pomóc, w końcu to stało się przeze mnie.- Wolne żarty.

-Jakiś dobry, ale coś ci się pomyliło. To, że patrzyłam w tamtą stronę nie znaczy, że od razu na ciebie.- Ja oceniałam sytuację.

-Wiesz o tym, że nie umiesz kłamać.- Uśmiechnął się bezczelnie co mnie rozzłościło.

-A kto powiedział, że kłamię, co! Ech, idź już, albo nie ja sobie pójdę.- Wylazłam zostawiając go samego. On to robi specjalnie żeby znów się zakochała. Co za podstępny mózg mieści się w tej głowie. Muszę być bardziej odporna psychicznie. Co było się nie odstanie od tak.

-Dlaczego tak stoisz. Haaalooo!- Pomachała mi ręką przed oczami.

-Myślałam nad czymś, ale to mało ważne. Chodźmy się przebrać.

Wf moja ostatnia lekcja i prosto do domciu. Takie życie to ja lubię. Dojście zajęło mi nie całe 20 minut. Otworzyłam drzwi, rzuciłam w kąt torbę i ściągnęła buty. Zasiadłam do stołu gdzie stało mój parujący obiad.

-No wachluj to szybko. Ogródek czeka.- Zamarłam z widelcem w ręce.

-No bez jaj. Ja wykończona jestem.

-Ale to nie ja żądałam domu z ogródkiem. Bez gadania.- Super. Zamiast odpocząć tak jak to robi każdy normalny to ja od nowa muszę zapierdzielać. I co z tego, że chciałam skoro każdy tam przychodzi, ale palcem nawet nie kiwnie. Jak trza to trza. Przebrałam się w dresy i luźną bluzkę. Trochę tej roboty mam. Zabrałam się za najprostsze rzeczy. Wszystko szło świetnie i nawet specjalnie do tego puściłam muzykę, ale te bachory musiały mi co chwilę przeszkadzać i ten non stop szczekający pies. Nie to, że mam coś do piesków bo sama bym chciała mieć, ale ten wyjątkowo działa mi na nerwy. No i żeby było zabawnie dostałam piłką i to po raz drugi, aż tak, że się przewróciłam. Tym razem odbyło się bez krwi. Za to jestem wkurzona jak nie wiem co. Rozniosę im ten plac zabaw. Podeszłam do płotu wywalając wszystko co trafiło na dopiero skoszony trawnik.

-No ludzie tu się pracuje. Wy dzieci tego nie zrozumiecie, ale odrobina ciszy by się przydała bo własnych myśli nie słyszę, a co dopiero muzyki. Przez 5 minut ma nie wlatywać tu cokolwiek! I USPOKÓJCIE MI TEGO KUNDLA BO ZABIJE!- Darłam się na nich. Ale na pewno bym tego nie zrobiła gdybym wiedziała kto tam jest po drugiej stronie.

-Że ty!

-Że ja, ale, że ty!- No to życzcie mi powodzenia.



Postaram się w marę sprężyć z następnym potem.

niedziela, 1 grudnia 2013

EXO- 16

W tym rozdziale przyśpieszyłam trochę rozwój akcji, bo by się to ciągnęło, a tak przeszłam do ciekawszych rzeczy. Mam nadzieje, że nie zanudzę was. Są jak na razie trochę krótsze, ale tak jakoś wychodzi.








Wszyscy się biją, a ja to co. Z tego co myślę to tu ktoś ma gorzej.

-No w końcu cię mamy. Długo cię szukaliśmy.- Chyba na moment przestałam oddychać jak należy.

-W sensie jacy ,,my''.

-Widzę, że nie wiesz jak dużo masz wrogów.- Wyciągnął czarny, mały pistolet i wymierzył go we mnie. Zamknęłam oczy i zaczęłam wrzeszczeć jak opętana. Przez palce widziałam tylko tyle, że ktoś wręcz powalił na ziemie tego durnia, ale i tak zdążył nacisnąć przez co oberwało moje ramię. To taki ból jakby ktoś rozrywał cię na kawałki bez żadnego znieczulenia. Wiem, że zazwyczaj nie widuje czarnych plam przed oczami, ale to bardzo ciekawe. Usłyszałam sygnał karetki i usnęłam.



* * *



-Ona nie powinna tu leżeć. To wszystko twoja wina. Jak mogłeś jej pozwolić żeby pojechała tak daleko i się jeszcze zakochała. Teraz masz co chciałeś!- Nawet gdy leżę ty tak, w takiej sytuacji moi rodzice potrafią się wykłócać o najmniej istotne rzeczy. Nie chce mi się otwierać oczu, ale muszę uspokoić tych wariatów.

-Czy wy możecie przestać. Mózg mi lata.- Ogólnie nie jest źle.

-No widzisz żyje, a mówiłaś, że nie.- Spojrzałam na moją matkę podejrzanym wzrokiem. Nie dzisiaj mój ostatni dzień.

-Weź już sieć cicho. Jak się czujesz i co się stało.

-Po pierwsze to jest znośnie, a po drugie to sama nie wiem.

-No dobrze. Musisz tu jeszcze trochę zostać. Naprawdę długo spałaś.- Można powiedzieć, że jakbym była w hibernacji.

-Jak dokładnie długo. To ile jeszcze zostało do rozpoczęcia roku?

-Powiedzmy jakiś tydzień.- TYDZIEŃ! Tylko tyle, to o wiele za mało. Jeszcze nie zrobiłam tego co miałam w planach. Na przykład zapomnieć o pewnej osobie. Musiałam jeszcze pogadać z lekarzami, zjadać jakieś ohydnej papki i chodzić w tak samo ohydnej szpitalnej piżamie. I tak w dzień w dzień. Żeby chociaż rodzice mogliby pomóc choć trochę.



* * *

I tak minął pierwszy semestr męczarni. Powróciłam do tych nieznośnych ludzi. A już najbardziej pewnej nieznośnej osoby która nie daje mi żyć już od 3 lat. Przynajmniej nie przechodzę przez to sama. Odkąd Iz wróciła wszystko wydaje się być takie jak poprzednio. Przede mną lekcja matmy. Najgorsze zło tego świata jakie mogło istnieć. Co do tych ludzi to zniknęli tak szybko jak się pojawili. Nie miałam jak ich znaleźć więc dałam sobie z tym spokój.

-Są jakieś nowe wieści.- Zaczęła Izzy.

-Tak, a jakie. Może Reychel znowu zbiera bąki do słoika po dżemie.- Obie wybuchłyśmy śmiechem.

-To by było dobre, ale nie o to chodzi tym razem. Podobno ma być tu ktoś nowy i to jeszcze dziś.

-No to chyba dobrze? Dlaczego tak patrzysz na mnie to parzy.

-A jak myślisz może to jakieś ciacho w sam raz dla ciebie.

-Taaa ty mnie nie swataj o to się źle skończy. Nie szukam chłopaka i ty najlepiej powinnaś o tym wiedzieć. I sama pomyśl co by się działo gdyby ta ropucha Reychel się dowidziała.

-No fakt, przeklęta wiedźma.- Usiadłyśmy koło siebie. Lekcja już dawno się zaczęła, a nauczyciela brak. W duchu myślałam, że go nie będzie, ale przylazł. Zawsze śmiałyśmy się z tego, że jego brzuch przysłania mu cały świat i dlatego ciągle się o coś potyka. Zaczęłam grzebać w torbie i nawet nie zauważyłam, że wchodzi ktoś za nim. Iz zaczęła szarpać mnie za rękaw jak szalona.

-Bosz kobieto co znowu.- Pokazała mi tylko palcem prosto. Też zaczęłam się wpatrywać jak zahipnotyzowana.

-Nowy uczeń.- Wyszeptałam.

-Yhmm. Nie rozumiem po co ty przylazł.

-No zastanówmy się. Żeby się uczyć tak na przykład.- Istna masakra piłą łańcuchową. Przylazł tu w samą porę by rozpraszać mnie przed nadchodzącymi zawodami ostatnich klas. Organizuje się je każdego roku. To niezłe widowisko. Jedyna rozrywka w tej budzie.

-Dobra on chyba też się tego nie spodziewał. Jakoś tak bardzo zbladł.- I dobrze, bo ja to niby nie.

-Dobrze skoro już poznaliście nowego ucznia z wymiany. To przejdę do tegorocznych zawodów. Tak jak zawsze naszą klasę poprowadzi najlepsza z nas wszystkich.- I tu mowa o mnie. To ja jestem ta najlepsza i tak było od zawsze. Oczywiście nie przechwalam się tym bo po co. Wystarczy mi to, że denerwuje tym tą małpę. Ona i tak ma wszystko, a ja tylko to.- Ponieważ nasz nowy uczeń też zechciał pomóc nam w wygranej od jutra będzie pobierał lekcję u Emi.- ŻE U KOGO!! Zadzwonił dzwonek i dalej siedziałam w ławce.

-No to będzie ciekawie.- Zaczęła chichotać pod nosem.

-Cicho siedź. Idę pogadać z tym nauczycielem.- Niech lepiej mi to odwoła bo go uczyć nie mam zamiaru.

-Psze pana, ale czy to konieczne jest żebym akurat ja musiała uczyć GO.

-Proszę bez dyskusji. Tu chodzi o honor szkoły, a nie czy ty chcesz czy nie.

-Czyli nie mam wyboru.- Co za zgred, nienawidzę dziada.

-Dokładnie tak. Zaczynacie od jutra. Do dyspozycji masz całą szkolną sale i nowe korty.

-Ale ….

-Do widzenia.- Wręcz wywalił mnie za drzwi. Jednym słowem nie mogę tego zignorować bo by mnie zabili. I jeszcze zbliża się pudernica.

-Naprawdę nie rozumiem jak ktoś tak przystojny musi użerać się z czymś takim. No po prostu to nie mieści się w głowie.- Matko, to nie jest mój dzień, ale i tak jej coś powiem.

-Masz rację to zapewne nie mieści ci się w tym małym móżdżku którego pewnie nie posiadasz. Sama nie chcę tego robić, ale muszę więc przymknij się i rób to co zawsze, a każdy będzie zadowolony.- Przelazłam obok. Znalazłam wolne miejsce i usiadłam przy stoliku razem z Iz i obiadem.

-I co zamierzasz?- Kolejne głupie pytanie.

-To co powinnam. Nie mam wyboru. Zacznę go przygotowywać. Nie ważne co czuje, to mają być najzwyklejsze treningi.

-No pewnie, że tak.

-Ale ja mówię na serio Izzy.- Wstałam pewnie od stołu. Powinnam ustalić pewne rzeczy z Lu Han' em.



Przepraszam za błędy i powtórzenia. Czasami mi się zdarzają. Proszę skomentować, czekam i się nie mogę doczekać.

piątek, 29 listopada 2013

EXO- 15

No i doczekaliśmy się ciągu dalszego. Witam mojego pierwszego obserwatora, jestem bardzo zadowolona. Rozdział zostałby dodany, ale czasu było dość mało.






Jak kazali to stoję, ale po co tyle krzyku. Musiałam se zamaskować łzy skoro i tak nie mogę nic zrobić innego. Normalnie boję się odwrócić. Czy tam stoi jakiś goguś z nożem w ręce czy tylko jakiś pedofil. To dawać mi go tu już ja mu pokarze, że się odechce gwałcenia.

-Co ty zamierzasz! Nie możesz tego zrobić.

-On nie jest tego wart.- Odwróciłam głowę żeby zobaczyć Chanyeol, Suho, Baekhyun i nie mogło zabraknąć zakochanych trzymających się za ręce. Nie mam pojęcia o co może chodzić. Czego mam nie robić i kto nie jest czego wart.

-Ale ja... .- Nawet nie mogłam się wytłumaczyć.

-Ty lepiej nic nie mów, po prostu się odsuń.- Spojrzałam jeszcze raz w dół , nie zauważyłam niczego przed czym musiałabym zwiewać natychmiastowo. Trzymałam w ręku bransoletkę którą dostałam w prezencie, ale wyślizgnęła mi się z ręki. Próbowałam ją załapać zanim poleciała by ostatecznie. Dlatego nachyliłam się bardziej.

-Nie!!- Krzyknęli wszyscy. Reszta potoczyła się bardzo szybko. Ktoś złapał mnie w tali i podniósł biegnąc w stronę jakiegoś auta. Nie którzy pewnie pomyśleli by sobie, że to porwanie. W pewnym sensie tak było. W końcu usiadłam sobie pomiędzy zszokowanych przyjaciół. Mogłam zapytać się o co chodzi i dlaczego to zrobili.

-Co wy wyprawiacie. Miałam coś zrobić, gdyby nie wy prawie bym mi się udało.- Ci jeszcze bardziej wytrzeszczyli gały. A ja nadal nie ogarniam. Ta rzecz była naprawdę ważna miałam zamiar ją oddać.

-Ty wiesz co ty mówisz.- Zastanowiłam się czy czegoś nie poplątałam.

-Owszem tak.- Upierałam się przy swoim.

-Wiedziałam, że się zakochałaś, ale żeby tak od razu samobójstwo. Panie kierowco do najbliższego psychiatryka.- Oświadczyła Izzy.

-Rozumiem.- Musiałam szybko zareagować. Ja z debilami to jeszcze większy debilizm. Jeszcze mi nie odbiło. Musiało do mnie dotrzeć słowo ,,samobójstwo''.

-CO!! Niech pan tylko spróbuje to ktoś tu zginie.

-No, ale my się o ciebie martwimy. Gdyby nie Suho pewnie była byś na dnie.

-Tak Iz chyba w dupie. Dacie mi dojść do słowa. Ja tylko się przyglądałam i próbowałam coś uratować przed utonięciem, a na pewno nie miałam zamiar przez to co się stało skończyć życia. Poszaleliście czy co.- Nie wiem czy to zrozumieli bo gapią się jak ciele na malowane wrota. Nagle wszyscy zaczęli rżeć jak opętani. Face palm, najlepiej zacząć zlewać. Pokręciłam głową i wysiadłam. Wszyscy razem weszliśmy do domu. Ale jednak w najmniej odpowiednim momencie. Przepchnęłam się na sam początek zgromadzenia gdzie zobaczyłam to jak Lu tłumaczył się z tego wszystkiego.

-Zerwaliśmy ze sobą wczoraj. Uznałem, że to nie ma sensu skoro nie czuje tego co na początku.- Sama nie wierzę, że to powiedział. Mówię wam babcia była bliska zejścia na miejscu, a cała reszta gapiła się to na mnie to na niego jakby ducha zobaczyli. Znowu zbierało mi się na wybuchnięcie płaczem.

-A-ale czy to prawda.- Pytanie padło na mnie i raczej nikomu nie zbierało się żeby powiedzieć to za mnie więc pokiwałam głową, że tak. Przeszłam w miarę spokojnie do pokoju Iz i zatrzasnęłam drzwiami. Rzuciłam się na łóżko i zaczęłam wrzeszczeć w poduszkę. Wywnioskowałam tyle, że wynoszę się stąd jeszcze dzisiaj najlepiej do Polski tam na pewno nikt mnie nie znajdzie. Dokładnie i to nawet teraz w tym momencie z Iz czy bez nie mam zamiaru być w Seulu podczas pozostałych wakacji. Ciągle bym o tym myślała. Wzięłam walizkę i ruszyłam w stronę wyjścia. Zabrałam wszystko, a resztę może zabrać Iz.

-Czekaj co ty robisz z tą walizką?

-Dokładnie to na co wygląda.- Spierdalam póki czas.- Nie zatrzymuj mnie bo i tak nie zostanę, ale ty zostań pocieszysz babcie bo chyba płakała. No i masz tutaj chłopaka więc powodzenia.- Uwiesiła mi się na szyi.

-Dobra, postaram się przylecieć jak najszybciej.

-Ok. Możesz mnie odprowadzić co?

-Pewnie, twój samochód prosto na lotnisko już czeka pod domem. Chłopaki pilnują, żeby nie napadła cię rodzinka, a on zamknął się w pokoju i nikogo nie dopuszcza.- No świetnie wiadomości na sam koniec. Władowałam bagaż do bagażnika, pożegnałam się ze wszystkimi i wsiadłam. Machałam im póki nie zniknęli mi z oczu. Nie wiem czemu dopiero teraz odetchnęłam z ulgą. Chyba dlatego, że odcinam się odcinam od tego burdelu.



* * *



Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej i to święta prawda jest. Tyle godzin siedzenia i nie czuje zadka. Jakby mi odleciał gdzieś po drodze. Raczej powinnam się przejść. Zbiegłam po schodach, ale rodzice mnie złapali.

-A gdzie ty się wybierasz. Dopiero co się zjawiłaś i jeszcze nic nie opowiedziałaś.- Ło matko nikt by nie chciał tego słyszeć.

-No było wporzo, co tu dużo gadać.

-A ten chłopak co mówią o nim w wiadomościach.- Serio?! To nawet tutaj też. Ja to mam powodzenie nie ma co.

-Był i nie ma, wystarczy wiadomości. Chcę się przejść.

-No mówię ci nasza córka zwariowała.- I dopiero teraz to zauważyli.

-SŁYSZAŁAM!- Te ich ciche rozmowy przy mnie na mój temat im nie wychodzą.

Muszę sobie przypomnieć gdzie co było. Najlepiej zacznę od parku. Chodziłam w te i wewte bez żadnego celu. A za mną musiał oczywiście podążać orszak. Tym razem to kolesie w garniturach. W kółko i to samo jakby nie można podejść i po prostu zapytać. Zgłodniało mi się trochę więc poszłam do mojej ulubionej kawiarni. Usiadłam przy stoliku, ale nawet tutaj lampią się na mnie jakieś leszcze. Normalnie mam dość. Brakuje porwania i żądania okupu. Zrobiło się dość ciemno i zaczęłam mieć złe przeczucia co do tych ludzi, czy im się to nie nudzi. Zostałam zmuszona do przejścia koło jakiś podejrzanie wyglądających ludzi. Zajechało mi tu marychą.

-Ej panienko poczekaj chwilę.- No ładnie. Zbliż się a wydłubie ci oczy szpilą. Zacisnęłam pięści i ruszyłam przed siebie. Oni jak duchy pojawili się przede mną.

-Czy ty nie słyszysz czy jesteś aż tak głupia.

-Przepraszam bardzo, ale to nie mi dym wychodzi przez nos. A teraz sobie pójdę. No zaje fajnie kolejni psychopaci już nawet kopanie nie pomaga. Jakbym już skądś znała taką sytuacje, ale tym razem na bank go tu nie ma. Nagle do akcji wkroczyli ci podejrzani ludzie. Co mnie bardzo zdziwiło bo przecież ochrony to ja nie zamawiałam. Wszystko było by w porządku gdyby nie to, że jeden z tych obleśnych bandziorów zbliżał się w moją stronę. Przyznam byłam gotowa jak nigdy by skopać mu tyłek. Ale on zaczął wyciągać coś zza garnitura. Nogi się pode mną ugięły nie byłam przygotowana na taki zwrot akcji



I jak, proszę o komentarz chociaż jeden.