niedziela, 8 grudnia 2013

EXO- 19

Czy u was też tak strasznie wiało. Wyszłam do koleżanki i ledwo doszłam w całości, masakra jakaś.  To dla tych wszytkich siedzących w domku przed laptopem pod ciepłym kocykiem tak jak ja.



                                  To tak na pocieszenie, smutam, że jutro muszę iść do szkoły.




Biegłam na zbity pysk ble by być już na miejscu. Oby to nie było nic poważnego.
-Jestem! Jakie mamy straty! Gdzie cię boli, co się stało i jak?- Próbowałam się dowiedzieć czegokolwiek, ale ten się tylko gapił na mnie tymi wielkimi oczyskami. Co nie ułatwiało sprawy bom rozkojarzona byłam.
-Czekaj pomogę ci wstać.- Podałam mu rękę i zamiast się ruszyć to pociągnął mnie na dół, że usiadłam sobie niebezpiecznie blisko. Przynajmniej może puści bo to zaczyna boleć.
-Tu.- Wskazał miejsce gdzie jest serce. Nadal nie do końca kminiłam o co kaman.
-Ale, że co ,,tu''.- Bardziej jaśniej. Ja nie ogaraniam jak jestem przerażona.
-Pytałaś się gdzie mnie boli to pokazuję – tu.- Dobra zatkało mnie całkowicie. On nie ma zawału, co?- I to wszystko przez ciebie.- No i jeszcze się uśmiecha. To nie normalne ja bym mordę darła.
-Ale przecież ja … to tylko 4 okrążenia. Dobra wiem, że to przeze mnie. Nie wiedziałam, że się tak zmęczysz, nie jestem lekarzem. Aj no bo to nie miało tak być.- Chciałam jeszcze dokończyć moje przeprosiny. Ale on zamknął moje usta w pocałunku. Jednym słowem dobrze, że siedziałam, a nie stałam. Po chwili odsunął się ode mnie.
-Przemyśl to jeszcze raz. Obiecaj.
-Ale … .
-Po prostu obiecaj.
-Dobrze obiecuję.- Wstał i poszedł tak bez żadnego wytłumaczenia tego co się tu rozegrało. Z tego wszystkiego to nawet się nie zapytałam co ja dokładnie mam przemyśleć. Mogłam się domyślić, że coś się stanie. Zbyt długo wytrzymał jak na sam początek. Cholera dałam się podejść … znowu. Dźwignęłam się z tej ziemi. Zabrałam torbę i poszłam wściekał do domu. Nie no nie ma bata, kiedyś oszaleje i nawet porządny psychiatry i izolatka nie pomogą. W expresowym tempie wręcz doleciałam do chaty. Trzasnęłam drzwiami i poszłam po piwo z lodówki.
-Już jesteś? Coś szybko. Słyszałam od Iz, że znów zaczęłaś biegać. Po co to robisz i tak jesteś jak patyk jeszcze tam zasłabniesz.- Co za nowość. Słyszę to za każdym razem. Choć wolę by myślała, że robię to niż, że w jakimś jej sensie ,,spotykam'' się z sąsiadem, który nawiasem mówiąc mieszka sam z kolegą. Też powinnam ich opuścić. Wracając do narzekań to ja też mam swoją odpowiedź.
-Biegam bo lubię.
-Jak zawsze. A skoro bierzesz dla siebie to weź dla swojej koleżanki. Siedzi w twoim pokoju i czeka na ciebie.- No i świetnie akurat muszę z kimś pogadać. Wbiegłam po schodach i zamknęłam za sobą drzwi do pokoju.
-Przestraszyłaś mnie!- Powiedziała. Rzuciłam jej piwo do ręki i walnęłam się na łóżko.
-Co ty wyprawiasz Em?
-Teraz nic, ale już od jutra zaczynam coś przemyślać.
-Oookej, a co konkretnie?- I to jest dobre pytanie.
-A gdybym ja tylko wiedziała.- No tak, zawsze chodzi o to. Zerwałam się z łóżka.- Ty kobieto to oczywiste, że chodziło mu o to czy z nim będę!
-No wiedziałam, że chodzi o niego. Weź mi opowiadaj to natychmiast.- Po opowiedzeniu tego wszystkiego Izzy zaczęła urządzać wariację. Za to ja stoję ciągle w tym samym miejscu i nie mam pojęcia co myśleć i robić. Wróciłam do samego początku. Spróbować czy nie spróbować o to jest pytanie. Wiem tyle, że na pewno to przemyślę. Poczekam i zobaczę jak bardzo mu zależy na mnie, na nas.


* * *
Tym razem ani impreza, szczekający pies czy moi rodzice zmusili mnie do wstania z ciepłego łóżka. Ktoś uporczywie próbował zdemolować mi okno. No wszelki wypadek wzięłam coś twardego by też rzucić w tego kogoś. A później po gliny i koniec pieśni. Zakradłam się pod okno i wysunęłam rękę żeby je otworzyć. Nie spodziewanie wpadł do pokoju jakiś kamyk i poleciał pod same drzwi. Podniosłam się i na ślepaka rzuciłam tym co miałam w ręce.
-Chcesz mnie zabić!- Wytężyłam wzrok by coś dostrzec. I co on tu robi.
-O to samo mogę ciebie zapytać. Wiesz która godzina jest?
-Za 20 szósta. Chcesz się spóźnić.
-Przecież jest niedziela, a niedziele mam wolne. Nawet gdybym chciała to nie zejdę bo obudzę rodziców.- Hehe co za pech na moją korzyść.
-To wyjdź przez okno.- Jeszcze mnie nie powaliło do końca. Oceniając wysokość do pokonania to jest … wysoka, a mi to wystarcza by zrezygnować.
-No ciekawe jak niby. Nie świruj i idź spać.
-Złapie cię.- Nie no kurde na Romea i Julię mu się zebrało. Ja nie jestem tak głupia jak ona.- No co nie mów, że się boisz, a może mi nie ufasz.
-Raczej chodzi zdecydowanie o to drugie.
-A ja tam myślę, że o to pierwsze. Chcesz pokazać swojemu uczniowi, że trzeba się poddać.- No on nie jest moim uczniem to po pierwsze, a po drugie to tylko kolega który pobiera darmowe lekcje i nic więcej. Ale nikt nie będzie mi wmawiał, że się boje, tak to nie ma.
-Dobra, a jak zginę przez ciebie to cię zabiję.- Taaa chyba coś poplątałam. Tak czy siak ktoś mu dokopie w moim imieniu. Przebrałam się w coś wygodnego i stanęłam przed tym oknem. Każdy by się bał na moim miejscu.
-Ok to lecę.- I se poleciałam prosto w jego ręce. Bałam się otworzyć oczy. Czy ja jeszcze żyję czy to niebo.
-Widzisz przeżyłaś. Nie było wcale tak źle.
-Yyyy możesz mnie już postawić.
-Tak, już.- Nareszcie stałam na pewnej ziemi. Wyskoczyłam przez okno jak przestępcy w filmach, a i tak nic do mnie nie dociera. Ale t nie ważne.
-To co idziemy.- Przeszliśmy, a w sumie to przebiegliśmy spory kawałek aż do samego parku. Zdecydowałam też zagrać z tymi dziećmi.
-Czemu akurat musimy grać z nimi.- Zaczął narzekać szybciej niż się spodziewałam.
-A więc musisz się przyzwyczaić. Też będziesz marudzić jak dadzą ci kogoś kogo nie lubisz do drużyny, hę?- Jak dziecko, bez lizaka. Zaciągnęłam go i kazałam zagrać. Zgodził się dopiero po tym jak mnie też wciągnął w to. To było całkiem zabawne. Rżałam za każdym razem gdy się wywalał póki sama się nie wywaliłam na prostej drodze.
-Cholera.- Czemu ta kostka tak boli. Teraz akurat muszę mieć problemy.
-Nic ci nie jest, a mówiłem żeby nie grać z tymi dziećmi.- Co za człowiek, przecież to tylko nie winne dzieci.
-Bo akurat to one zrobiły to specjalnie. Nie dramatyzujmy, powinnam wstać.- Próbowałam jak mogłam, ale to bolało i nie dałam rady. Chyba będę musiała poczekać na jakąś pomoc.
-Właź, poniosę cię.
-No ja nie wiem. Ciężka jestem.- Nie powiem, żebym nie chciała wręcz mi nie wypada. Patrząc na moje położenie to raczej nie mam wyboru.
-Nie mamy aż tak daleko. Dam radę.
-Ech niech ci będzie.- Weszłam na jego plecy i zanim się obejrzałam bez krępacji szliśmy wśród ludzi. Zakryłam się włosami tak żeby nikt mnie nie widział. Co by się tu strasznego działo gdyby ktoś zobaczył nas razem, a co dopiero TAK. Po 30 minutowym spacerku ze mną na ramionach znalazłam się pod domem.
-Powinnam się doczłapać, więc dzięki za pomoc.
-Nie ma za co.- No dziwnie się czuje. Nie mam jak mu się odwdzięczyć. A do środka go nie zaproszę bo bym życia potem nie miała.
-Poczekaj!- Podeszłam do niego i tak jakoś wyszło, że dałam mu całusa w policzek.- Naprawdę dzięki, że chciałeś mnie targać aż tutaj. To na razie.- W szybkim tempie poleciałam do środka i zamknęłam szczelnie drzwi. Moje serducho za moment mi wyskoczy i stanie obok. Nie no muszę wykonać telefon do Iz w bardzo ważnej sprawie, to nie może czekać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz