czwartek, 5 grudnia 2013

EXO- 18

No hejka wam wszystkim. Przybywam z nowiuśkim rozdziałem dla was.  Specjalnie kończyłam go dzisiaj by było co przeczytać na nadchodzący weekend. Więc myślę, że dacie znać o sobie, np. komentarzem. :)
Nie no ja się pytam co on tu robi. Słyszałam, że sąsiedzi się przeprowadzają, ale nie miałam zielonego pojęcia, że zamieszka tu akurat on. Perspektywa bycia sąsiadami nie przemawia do mnie zbytnio.
-O cześć Emi.- To jeszcze kolegów se sprowadził. Zapewne tam gdzie Kris tam powinna też być Iz.
-Ajć. Mówiłam żebyście się uciszyli bo się wścieknie.- A dobrze mówiła. Trzeba było się jej słuchać. Teraz wszystkim się oberwie.
-Mówiłaś, ale nie powiedziałaś kto taki.
-No wiesz przede mną nic się nie ukryje. Przyznać się kto rzucił we mnie piłką.- Teraz to zamierzają milczeć.- A więc to tak. Ok a więc szykuj się jutro na najgorsze.- Oczywiście tylko Kris nie w temacie jest jak zawsze.
-Dlaczego! Skąd niby przypuszczenie, że to ja odbiłem te cholerną piłkę?
-A nie wiesz, że bierze się odpowiedzialność za swoich gości, hę. Jak nie to teraz już wiesz, a to konfiskuje na czas nieokreślony.- Kara musi być.- A z wami se jeszcze pogadam.- Zniknęłam za płotem. Nie dość, że sama się tu męczę to w nagrodę mam ciekawych ludzi wokół siebie. Muszę sobie odpocząć na chwilę. Najlepiej porządnie walnąć się w twarz. Nie mogę znów popełnić tego samego błędu. Muszę zatrudnić Izzy do pilnowania mnie. Bo jeszcze coś się zdarzy niepotrzebnie.
-EMI! KTOŚ DO CIEBIE PZYSZEDŁ!- Zaczęła się wydzierać jakby głośniej nie można. Niech każdy słyszy. Podreptałam z niechęcią do drzwi. A już się ułożyłam na leżaku i tak wygodnie było. Otworzyłam drzwi z rozmachem i zmierzyłam tę osobę wzrokiem. No co jak co, ale tego, że Reychel tu dotarła było dla mnie szokiem.
-Skąd ty się wzięłaś tu.- Czy ona spadła tam z góry i dlatego tak wygląda, w sensie, że strasznie.
-Ha ha, udajmy, że to było zabawne. Tu masz rachunek.- Nie no ona tak na serio z tym. Ja przecież żartowałam tylko. Ale skoro tak to ja wręcz przeciwnie mam nadal to gdzieś. Denerwujcie mnie jeszcze bardziej to zacznę rzucać rzeczami przez okno.
-No chyba nic. Tym to ja mogę co najwyżej się podetrzeć gdybym jeszcze chciała, a nie mam najmniejszej chęci.- Zatrzasnęłam jej drzwi przed nosem i wróciłam na leżaczek.
-Kto to był, co chciało?
-A co to jest przesłuchanie czy jak. Moja sprawa kto. Na pewno nikt istotny o kim musiał byś wiedzieć.- Normalnie jak moja babcia gdy przychodzi raz na miesiąc i chce naraz wszystko wiedzieć ze szczegółami.- A co się tak interesujesz?- Podejrzane zachowanie o czymś chyba świadczy. I tak się nie znam. Trzeba odpalić google. Nie no idę stąd bo tu niebezpiecznie jest. Piłeczka wpadła mi do szklanki. Ją też konfiskuje. Siedziałam na dworze aż do 19:30 i jestem wykończona. A jeszcze lekcje do zrobienia. Zabrałam się za nie, a potem długi prysznic i tylko dowlec zwłoki do łóżka. Spałam sobie spokojnie, ale ktoś postanowił zrobić sobie imprezkę. Ja naprawdę zaczynałam wariować. Przekopałam się przez całe łóżko, że wszystko mam na ziemi. Zatkałam już uszy tyloma poduszkami, że mi ich zabrakło. Czyżbym musiała się przejść do tych z naprzeciwka. Dobra idę bo nic z tego nie wyjdzie. Założyłam tylko szlafrok i zeszłam na dół. Po dotarciu do drzwi spotkałam się z Lulu. Co za żenująca sytuacja, ale nie tylko ja stałam tam w piżamie.
-Cześć.- Powiedziałam.- Wal w te drzwi.- Poczekaliśmy trochę i otworzył nam jakiś najarany kolo.
-Oooo, piżama party nie tutaj kochanie.- Popatrzyłam zrezygnowana na facia mym dziwnym wzrokiem. Rozumiem dlaczego wywnioskował takie przypuszczenia. Co nie zmieniało faktu, że po coś tu jestem.
-No, ale tak się składa, że ja nie po to tutaj przyszła w środku nocy.
-Moglibyście skończyć to, albo przyciszyć.- Nareszcie się odezwał. Co do tego preferuje drugą opcję. Ktoś tu musi wstać o szóstej, nie?!
-Eeee nie ma Mietka wyszedł zajarać. Choć zaprowadzę cię.- Złapał moją rękę i już chciał mnie pociągnąć w sam środek.
-Ona nigdzie się nie wybiera.- Zdziwiło mnie jego zachowanie. Ale popieram, ja nigdzie nie idę. A co najśmieszniejsze to, to, że nie pytałam o żadnego Mietka.
-Właśnie, zabieraj łapy oblechu. PRZYCISZAJ TEN ZŁOM! Ludzie muszą spać żeby rano wstać.- Czy coś w ogóle dociera? Ten zaczął kiwać głową jak pocedzony. Uznałam, że nie warto ciągnąć tej rozmowy dalej. Wole nie wiedzieć co robi Mietek na tarasie, bo już do tego zmierzaliśmy.
-Masz przy sobie telefon?- Mam zamiar zamknąć te plantacje. Mi też zaczyna kręcić się w głowie od tego zapachu. Niech zamkną dziada.
-A no tak, trzymaj.- Podał mi komórkę. Wbiłam trzy cyfry i powiedzieli, że przyjadą jak najszybciej.
-To my już sobie pójdziemy.- Pożegnałam go i nawet zamknęłam za niego drzwi. Ech, chyba muszę podziękować za małe ratowanko przed szaleńcem.
-Ehm, dzięki … za pomoc. To dobranoc i pamiętaj o treningu.
-Cały czas pamiętam. Nie dasz nawet zapomnieć.- Wyszczerzył się i poszedł w swoją stronę. Sama mimowolnie zaczęłam suszyć zęby. Ale szybko się opamiętałam.


* * *


Szukałam ręką budzika, który pipczał bez przerwy nad moim biednym uchem. Walnęłam nim o ścianę i się przymknął. Po chwili do pokoju wtargnął ojciec z parującą kawą, że aż musiałam wstać i sobie też zrobić. Ten to wie jak mnie porządnie wybudzić ze śpiączki. Chociaż i tak jak schodziłam o mało co nie zaliczyłabym bliskiego spotkania ze ścianą. Usiadłam do stołu i tam też zasypiałam.
-Czy ty to słyszałaś dziecko. Co się dzieje z tą młodzieżą. Wczoraj w nocy zgarnęli tego z naprzeciwka.- I dobrze, pewnie hodował drzewka w toalecie.
-A właśnie mogłabyś się przywitać z nowym. Tym co zamieszkał obok.- Po usłyszeniu tych słów zakrztusiłam się tostem.
-To chyba nie będzie konieczne.
-Skoro ty nie chcesz to ja chętnie to zrobię.- Po moim trupie. Jeszcze mnie do końca nie powaliło. To na bank była by katastrofa. A co dopiero jakby się dowiedzieli, że to on był tym chłopakiem z którym chodziłam. Wole nie myśleć co by mój tato mu zrobił.
-Ok, ok pójdę, tylko lepiej tam nie chodź tak nigdy w życiu.
-Obiecuje, że się nie zbliżę. Jak coś twój ojciec mnie powstrzyma.- Spojrzałam na niego, ale chyba będzie wporzo.
-To ja wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. Może tak na obiad, powinnam zdążyć.- Złapałam torbę i wybiegłam z domu. Nie przemęczając się spacerkiem doszłam do szkolnego boiska. Rozglądałam się, ale nigdzie go nie dostrzegłam. Postanowiłam się trochę rozbudzić i machnęłam dwa kółka wokół boiska, które nie jest wcale takie małe. No nareszcie lezie, ile można czekać.
-Spóźniony.- Zobaczyłam na zegarek.- Całe 2 minuty.
-To tylko 2 minuty, a nie godziny.- No wiecie co. To AŻ dwie minuty.
-No z takim podejściem będzie ciężko. Ok to zaczynamy. Przebiegnij 4 okrążenia. Później musisz obronić 30 podań. I zagramy sobie jeden na jeden. Jak na razie tyle.- Ech kurde po jego minie widać, że go to nie ruszyło zbytnio. Jak przegra z dziewczyną to nie ma szans żeby się nie wkurzył. Każdy się wkurzał. Wszystko szło jak należy i zbliżaliśmy się do końca. Jak zawsze nie odbyło się bez incydentu. Stałam obserwując jak Lu Han przebiega to ostatnie kółko, gdy nagle się zatrzymał i upadł. W miarę szybko pobiegłam tam jakby się paliło. Ludzie co tym razem.
I co, jakieś sugestie, piszcie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz