piątek, 13 grudnia 2013

EXO- 20

Widzę, że coś mnie nie odwiedzacie :( a szkoda i komentarzy brak. No, ale trudno.  Przybywam znów z kolejną częścią.  Już za nie długo zbliżamy się do końca tego opowiadania. Ale nie ma co się martwić bo szykuję coś nowego. Zastanawiam się jaki będzie w nim zespół tym razem.











Dorwałam komórkę, którą zapomniałam, że podłączyłam do ładowania. Szarpnęłam tak, że o mało co nie wyrwałam ładowarki z kontaktu. Wybrałam jej numer i kazałam przyjść jak najszybciej. Po nie całych 5 minutach ta już stała przed moimi drzwiami zdyszana.







-Gdzieś ty była, że jesteś tu tak szybko?







-No za płotem, a gdzie miała bym być. A tobie co się stało, że kazałaś mi tu przyjść tak szybko.- Usiadła na łóżko, a ja koło niej. Popatrzyłam na mnie tym wzrokiem który mnie przeraża.







-Ja już wiem.







-Czekaj co ty wiesz? Chodzi ci o to o czym mi mówiłaś, że ci to powiedział, a ty miałaś myśleć nad tym.







-Cały czas próbuje ci powiedzieć, że ja się zdecydowałam z nim być.- No i powiedziałam. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, że aż. Ale przynajmniej pewna jestem tego co mówię.







-Masz zamiar coś powiedzieć czy będziesz nadal tak stać.- Niespodziewanie złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju.







-No nareszcie ile można czekać już miałam mu to powiedzieć sama.- Że jak sama. Dobra rozumiem, że dla każdego to wszystko było jak film komediowy z dobrym zakończeniem. A niech im będzie.







-Dobra, a gdzie idziemy.- Bo nadal nikt mnie nie oświecił dokąd zmierza moja przyjaciółka. Nie będę się drzeć. Chyba nie zamierza mi odpowiedzieć.







-Już prawie jesteśmy na miejscu.- Ucieszyła się. Za to ja miałam złe przeczucia. Weszła do czyjegoś domu i chyba wiem czyjego. Nie ona mi tego nie zrobi. Nie teraz.







-No nie wierzę jak możesz. To jest zdrada przyjaźni.







-Dobrze, dobrze później będziesz mi za to dziękować. LU HAN!- Zaczęła drzeć japę na cały dom. O jest Kris jest i pomoc.







-Weź mi pomóż, prooooszę bo tego nie przeżyje.







-Otwórz mi te drzwi.- CO! On też jest w tej zmowie. Co za naród niewdzięczny. No i wylądowałam w jakimś pokoiku, a w sumie to zostałam tam wepchnięta siłą. W takich sytuacjach przydałoby się być odrobinę silniejszym. Z moim szczęśliwym trafem wpadłam na niego.







-No cześć.- Nie przewidziałam, że im tak odbije. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić ile wlezie.- No jak ja stąd wyjdę to ty będziesz biedna!!- Ech, poddałam się mam to gdzieś. Muszę tylko wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Na pewno nie powiem prawdy teraz wyszłoby, że jestem łatwa do zdobycia.







-Chyba tu sobie posiedzimy trochę. Naprawdę nie wiem o co mogło im chodzić.- Taaaa oczywiście każdy tak sądzi.







-Tak? To czemu ciebie tu nie przywlekli tak jak mnie?- To wszystko podejrzane jest.- A może ty też siedzisz w tym popapranym planie?!







-A może dlatego, że to mój pokój. Nikt nie musi mnie do niego zaciągać.







-O, nie wiedziałam.- Usiadłam sobie na końcu łóżka rozglądając się po wnętrzu.







-Nawet tu ładnie. Tak w twoim stylu.- Nie wiedziałam co powiedzieć więc walnęłam co mi ślina na język przyniosła. Odwlekam bo nie mam pojęcia co dalej mówić.







-Dzięki. Lepiej przejdźmy do rzeczy. Raczej po coś to zrobili.- Wszystkim się śpieszy.







-No więc. Też bym chciała wiedzieć po co tu jestem.- udawanie głupiej najlepiej mi wychodzi. Usłyszałam zza drzwi ,, powiedz mu to”. Wstałam i kopnęłam w nie. Mogliby się oduczyć podsłuchiwać, albo ja będę musiała ich tego kiedyś nauczyć. Odwróciłam się, a on stał tuż za mną i zbliżał się. Aż w końcu nie miała już gdzie się cofać.







-Co ty chcesz zrobić.- Zaczęłam szeptać i nie mam pojęcia dlaczego.







-Ty coś wiesz. Już się zastanowiłaś?- No naprawdę oszaleje. Niech będzie.







-Tak zastanowiłam, a co?- Zapytałam nie pewnie. Moje położenie nie jest dobre. Zostałam przyparta do muru, a w sumie drzwi.







-Powiedz mi.- Co to był jakiś rozkaz. Mam zamiar milczeć.







-No chciałam powiedzieć, ale się rozmyśliłam i powiem ci w swoim czasie. Wtedy kiedy JA zechce.- I to jest dobre rozwiązanie. Ooo chyba się wkurzył. Nie wygląda to za dobrze i mógłby się odsunąć bo nie mam jak oddychać. Zapatrzyłam się w jego oczy i bym tak stała gdyby nie to, że ktoś niespodziewanie otworzył drzwi, a ja runęłam na podłogę. Jednym słowem ,,aułć''.







-Ja cię kiedyś walnę ale tak porządnie Iz.- Kris pomógł mi wstać. Otrzepałam się i trzepnęłam ją.







-To bolało!







-A to dopiero początek. Kiedy nauczycie się nie podsłuchiwać każdej naszej rozmowy.- Powiedziałam do tej dwójki.- Wychodzę, a ty mnie nie męcz.- Wskazałam na Lulu. Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą, że zdołałam jakoś z tego wybrnąć.























* * *















Minął dokładnie miesiąc odkąd zaczęła się po raz drugi ta sama historia z tymi samymi ludźmi. A z każdym dniem jakby stawała się trudniejsza. Już za dwa dni odbędą się zawody. Myślę, że Lu da sobie spokojnie radę. W końcu nie dawałam mu spokoju przez ten cały czas. Jeśli chodzi o wroga numer jeden to jest dokładnie tak samo, a może i nawet częściej mnie obserwuje niż zazwyczaj. Coś nie mogę zmęczyć tej sałatki.







-Będziesz to jadła?







-Taaak a co?- Przysunęłam talerz bliżej siebie. Zasłaniając go rękoma.







-Nic, lepiej sprawdź czy Reychel czegoś ci tam nie dosypała.- Popatrzyłam się na ten talerz i całkowicie odechciało mi się jeść.







-Możesz sobie wziąć jak chcesz.







-Co ci jest? Nie najlepiej wyglądasz już tak od kilku dni.







-Aż tak widać. Chyba każda dziewczyna w tej szkole coś ode mnie chce. Zazwyczaj jest to coś typu ,, powiedz jaki on jest '', ,,czy wy się znacie,, i ,, a umówiłby się ze mną?''. Też byś miała dość.- Co za głupie bachory nie mają co robić. Ja rozróżniam pracę od randkowania.







-Czy ty aby nie jesteś przypadkiem zazdrosna?- O czym ona znowu bredzi.







Chociaż czy ja wiem … może.







-No oczywiście, że tak a co myślałaś.







-Wiesz, że to sprawdzanie go lub według mnie banie się powiedzenia prawdy nic ci nie da.- Ja po prostu muszę być pewna. Ale sama już nie wytrzymam. Zwłaszcza tych ludzi klejących się do niego.







-Muszę się dzisiaj przedostać do niego. Pomożesz mi w tym.- Tak być nie będzie.







-Serio mówisz, że ten dzień nadszedł dzisiaj. Uuuu szykuje się romansik.- Ta i nakręćmy film opowiadający o takiej tam idiotce. Jeszcze mnie nie powaliło.







-Tak, oznajmiam, że od teraz. Muszę to zrobić!- Nie mam pojęcia jak, ale jakoś na pewno. Zadzwonił dzwonek i poczłapałam do klasy. Tam nie miałam jak dostać się do niego. Głupia sława i zero normalności.







-Chamsko, no i patrzaj jak się uśmiecha do nich wszystkich.- I ta małpa w samym środku zamieszania. W dzień w dzień to samo.







-Dasz radę.- Ciekawa jestem kiedy.







-Oby bo mnie coś trafi.- Popatrzyłam się w jego stronę jeszcze raz i nasz wzrok spotkał się. Zmieszana odwróciłam głowę i pewnie zrobiłam się czerwona. Zaczęłam czytać książkę która leżała przede mną. Przynajmniej udawałam, że to robię. Nagle ktoś zamknął mi ją przed oczami.



















Dorwałam komórkę, którą zapomniałam, że podłączyłam do ładowania. Szarpnęłam tak, że o mało co nie wyrwałam ładowarki z kontaktu. Wybrałam jej numer i kazałam przyjść jak najszybciej. Po nie całych 5 minutach ta już stała przed moimi drzwiami zdyszana.

-Gdzieś ty była, że jesteś tu tak szybko?

-No za płotem, a gdzie miała bym być. A tobie co się stało, że kazałaś mi tu przyjść tak szybko.- Usiadła na łóżko, a ja koło niej. Popatrzyłam na mnie tym wzrokiem który mnie przeraża.

-Ja już wiem.

-Czekaj co ty wiesz? Chodzi ci o to o czym mi mówiłaś, że ci to powiedział, a ty miałaś myśleć nad tym.

-Cały czas próbuje ci powiedzieć, że ja się zdecydowałam z nim być.- No i powiedziałam. Bardzo długo się nad tym zastanawiałam, że aż. Ale przynajmniej pewna jestem tego co mówię.

-Masz zamiar coś powiedzieć czy będziesz nadal tak stać.- Niespodziewanie złapała mnie za rękę i wyciągnęła z pokoju.

-No nareszcie ile można czekać już miałam mu to powiedzieć sama.- Że jak sama. Dobra rozumiem, że dla każdego to wszystko było jak film komediowy z dobrym zakończeniem. A niech im będzie.

-Dobra, a gdzie idziemy.- Bo nadal nikt mnie nie oświecił dokąd zmierza moja przyjaciółka. Nie będę się drzeć. Chyba nie zamierza mi odpowiedzieć.

-Już prawie jesteśmy na miejscu.- Ucieszyła się. Za to ja miałam złe przeczucia. Weszła do czyjegoś domu i chyba wiem czyjego. Nie ona mi tego nie zrobi. Nie teraz.

-No nie wierzę jak możesz. To jest zdrada przyjaźni.

-Dobrze, dobrze później będziesz mi za to dziękować. LU HAN!- Zaczęła drzeć japę na cały dom. O jest Kris jest i pomoc.

-Weź mi pomóż, prooooszę bo tego nie przeżyje.

-Otwórz mi te drzwi.- CO! On też jest w tej zmowie. Co za naród niewdzięczny. No i wylądowałam w jakimś pokoiku, a w sumie to zostałam tam wepchnięta siłą. W takich sytuacjach przydałoby się być odrobinę silniejszym. Z moim szczęśliwym trafem wpadłam na niego.

-No cześć.- Nie przewidziałam, że im tak odbije. Podeszłam do drzwi i zaczęłam w nie walić ile wlezie.- No jak ja stąd wyjdę to ty będziesz biedna!!- Ech, poddałam się mam to gdzieś. Muszę tylko wybrnąć jakoś z tej sytuacji. Na pewno nie powiem prawdy teraz wyszłoby, że jestem łatwa do zdobycia.

-Chyba tu sobie posiedzimy trochę. Naprawdę nie wiem o co mogło im chodzić.- Taaaa oczywiście każdy tak sądzi.

-Tak? To czemu ciebie tu nie przywlekli tak jak mnie?- To wszystko podejrzane jest.- A może ty też siedzisz w tym popapranym planie?!

-A może dlatego, że to mój pokój. Nikt nie musi mnie do niego zaciągać.

-O, nie wiedziałam.- Usiadłam sobie na końcu łóżka rozglądając się po wnętrzu.

-Nawet tu ładnie. Tak w twoim stylu.- Nie wiedziałam co powiedzieć więc walnęłam co mi ślina na język przyniosła. Odwlekam bo nie mam pojęcia co dalej mówić.

-Dzięki. Lepiej przejdźmy do rzeczy. Raczej po coś to zrobili.- Wszystkim się śpieszy.

-No więc. Też bym chciała wiedzieć po co tu jestem.- udawanie głupiej najlepiej mi wychodzi. Usłyszałam zza drzwi ,, powiedz mu to”. Wstałam i kopnęłam w nie. Mogliby się oduczyć podsłuchiwać, albo ja będę musiała ich tego kiedyś nauczyć. Odwróciłam się, a on stał tuż za mną i zbliżał się. Aż w końcu nie miała już gdzie się cofać.

-Co ty chcesz zrobić.- Zaczęłam szeptać i nie mam pojęcia dlaczego.

-Ty coś wiesz. Już się zastanowiłaś?- No naprawdę oszaleje. Niech będzie.

-Tak zastanowiłam, a co?- Zapytałam nie pewnie. Moje położenie nie jest dobre. Zostałam przyparta do muru, a w sumie drzwi.

-Powiedz mi.- Co to był jakiś rozkaz. Mam zamiar milczeć.

-No chciałam powiedzieć, ale się rozmyśliłam i powiem ci w swoim czasie. Wtedy kiedy JA zechce.- I to jest dobre rozwiązanie. Ooo chyba się wkurzył. Nie wygląda to za dobrze i mógłby się odsunąć bo nie mam jak oddychać. Zapatrzyłam się w jego oczy i bym tak stała gdyby nie to, że ktoś niespodziewanie otworzył drzwi, a ja runęłam na podłogę. Jednym słowem ,,aułć''.

-Ja cię kiedyś walnę ale tak porządnie Iz.- Kris pomógł mi wstać. Otrzepałam się i trzepnęłam ją.

-To bolało!

-A to dopiero początek. Kiedy nauczycie się nie podsłuchiwać każdej naszej rozmowy.- Powiedziałam do tej dwójki.- Wychodzę, a ty mnie nie męcz.- Wskazałam na Lulu. Wyszłam na świeże powietrze. Odetchnęłam z ulgą, że zdołałam jakoś z tego wybrnąć.



* * *

Minął dokładnie miesiąc odkąd zaczęła się po raz drugi ta sama historia z tymi samymi ludźmi. A z każdym dniem jakby stawała się trudniejsza. Już za dwa dni odbędą się zawody. Myślę, że Lu da sobie spokojnie radę. W końcu nie dawałam mu spokoju przez ten cały czas. Jeśli chodzi o wroga numer jeden to jest dokładnie tak samo, a może i nawet częściej mnie obserwuje niż zazwyczaj. Coś nie mogę zmęczyć tej sałatki.

-Będziesz to jadła?

-Taaak a co?- Przysunęłam talerz bliżej siebie. Zasłaniając go rękoma.

-Nic, lepiej sprawdź czy Reychel czegoś ci tam nie dosypała.- Popatrzyłam się na ten talerz i całkowicie odechciało mi się jeść.

-Możesz sobie wziąć jak chcesz.

-Co ci jest? Nie najlepiej wyglądasz już tak od kilku dni.

-Aż tak widać. Chyba każda dziewczyna w tej szkole coś ode mnie chce. Zazwyczaj jest to coś typu ,, powiedz jaki on jest '', ,,czy wy się znacie,, i ,, a umówiłby się ze mną?''. Też byś miała dość.- Co za głupie bachory nie mają co robić. Ja rozróżniam pracę od randkowania.

-Czy ty aby nie jesteś przypadkiem zazdrosna?- O czym ona znowu bredzi.

Chociaż czy ja wiem … może.

-No oczywiście, że tak a co myślałaś.

-Wiesz, że to sprawdzanie go lub według mnie banie się powiedzenia prawdy nic ci nie da.- Ja po prostu muszę być pewna. Ale sama już nie wytrzymam. Zwłaszcza tych ludzi klejących się do niego.

-Muszę się dzisiaj przedostać do niego. Pomożesz mi w tym.- Tak być nie będzie.

-Serio mówisz, że ten dzień nadszedł dzisiaj. Uuuu szykuje się romansik.- Ta i nakręćmy film opowiadający o takiej tam idiotce. Jeszcze mnie nie powaliło.

-Tak, oznajmiam, że od teraz. Muszę to zrobić!- Nie mam pojęcia jak, ale jakoś na pewno. Zadzwonił dzwonek i poczłapałam do klasy. Tam nie miałam jak dostać się do niego. Głupia sława i zero normalności.

-Chamsko, no i patrzaj jak się uśmiecha do nich wszystkich.- I ta małpa w samym środku zamieszania. W dzień w dzień to samo.

-Dasz radę.- Ciekawa jestem kiedy.

-Oby bo mnie coś trafi.- Popatrzyłam się w jego stronę jeszcze raz i nasz wzrok spotkał się. Zmieszana odwróciłam głowę i pewnie zrobiłam się czerwona. Zaczęłam czytać książkę która leżała przede mną. Przynajmniej udawałam, że to robię. Nagle ktoś zamknął mi ją przed oczami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz