piątek, 31 stycznia 2014

B.A.P- 5

Witam was kochani. Jak zawsze napisałam coś na weekendzik. Liczę na duuuużo komentarzy.



Szczerze sytuacje mamy nie ciekawą.
-A próbowałeś zakręcić ten kurek czy coś?- Nikt mi nie odpowiedział ci kretyni rzucali mydłem jak piłką. Kopnęłam go w kostkę, niech się ocknie.
-Wiesz co to było brutalne.- Oburzył się Żelek.
-Żelosław słyszałeś masz się ogarnąć.
-Dobra ktoś mi odpowie?- Jeszcze chwila i zacznę tarzać się w tej wodzie z bezradności. Ech ich mózgi rozbrajają człowieka. Jakimś cudem ja po prostu to zakręciłam. Po tym jak parę razy w to pizłam.
-Naprawdę i to tyle?- Wszyscy się zdziwili.
-A co zrobimy z tą wodą.- Zaczął Youngjae. Jeden problem rozwiązany i zjawia się drugi. A pierdzielić wodę, zwijam się stąd.
-Jak tak bardzo jesteś do tej kiblowej wody przywiązany zacznij zbierać ją do kieszeni.- Ktoś chyba nie zrozumiał żartu. Ręce opadają, wywlokłam ich i pędzikiem do auta. Jeszcze nigdy w życiu nic takiego mi się nie przydarzyło. Za to wiem, że na pewno nie będę się nudzić.

* * *
( 4 dzień szkoły )

Jakby to powiedzieć. Biedna ja i Yuri zostałyśmy zepchnięte na sam szary koniec. Powiem wam jak wyglądał pierwszy dzień. Istny burdel na kółkach. Ponieważ nie mogę pokazywać się z nimi a co dopiero zadawać w szkole. Moje dni głównie skupiają się na muzyce i przesiadywaniu w stołówce razem z przyjaciółką. Jedyną jaką mam. W sumie może i jest lepiej jak udają, że mnie nie znają. Trochę się pozmieniało odkąd zaczęli przebywać z normalnymi ludźmi. Choć każdy widzi w nich tylko gwiazdy to im jakoś nie przeszkadza w dogadywaniu się ze sobą. Od pisania testu dzieli nas tylko godzina. Staram się jak najwięcej zapamiętać, ale nie mogę się skupić. Nawet jak dzieli nas tylko 1m to oni ciągle piszą sms' y. Ciekawe co tym razem, to od Himchan' a.

Bang ma ściągę, to nie fair :(

Nawet po tym jak przedstawiłam im mój wykład na temat tego co myślę o nieuczciwości on nadal próbuje zrobić ze mnie kretynkę.
-Idziemy działać?- Zapytała mnie Yuri.
-Chyba nie mamy wyboru.- Musiałam się ruszyć, ale jakby mu to zabrać bez urządzania cyrku. Wysłałam na pierwszy ogień ją. Mam zamiar się schować i dopaść go. Co jak co, ale po nim się tego nie spodziewałam. Uwaga nadchodzi cel.
-STAĆ! Pokarz co masz w ręku.- No i go zaskoczyłam, się ma wyczucie czasu.
-Co tu tutaj robisz?- Tańczę na róże-,-
-Nawet nie myśl żeby tego użyć.- Czy ja nie powiedziała żeby tam stał. Mówię jak do ściany. Dlaczego teraz mam zanim biegać. Moja kondycja jest ...ja nie mam kondycji. Tym bardziej powinien się zatrzymać. Nie jestem dobra w długich dystansach. Biegłam za nim aż w końcu go dopadłam i rzuciłam się na niego. Wręcz przygniotłam go.
-HA!! Jednak się jeszcze do czegoś nadaję.- Wyrwałam mu z łapska karteczkę. Mogę świętować moje zwycięstwo. Ale z moim szczęściem krótko się nim nacieszyłam. Wszystko zepsuł zasrany dzwonek. Jednym słowem można to ująć, że ludziska mieli na co patrzeć. Zlazłam z Bang' a. Idąc złapałam Yuri i zaciągnęłam do toalety. Po czym bezpiecznie zamknęłyśmy się w niej.
-Kobieto miałaś mu to zabrać.
-A co aj niby robiłam.- Pokazałam jej karteczkę.
-Wiesz jak to wyglądało.- Jakbym sama nie wiedziała. To był mój koniec spokoju. Spuściłam w toalecie ten dowód zdrady.
-No i poszło.- Niech szczury w kanałach się zaczną edukować.
-Musisz mnie kryć.
-No ciekawe jak jesteś wyższa ode mnie.- Zrobiłam błagalną minkę i udało mi się ją przekonać. Sprawdziłam czy korytarz jest wolny i czmychnęłam. Chowałam się za plecami na tyle ile było to możliwe. I tak było słychać szepty. Przechodziłam właśnie obok wielkiego telewizora z szkolnymi wiadomościami. My numerem jeden to nic dobrego. Jakoś doczłapałam się do sali i zajęłam ostatnie miejsce. Zniżyłam się do granic możliwości, że było widać mi tylko głowę. Nawet nauczycielka się do mnie uśmiechnęła, to jest pechowy piątek trzynastego. Co chwilę gapiłam się na zegarek, chcę już stąd wyjść. Taka głupia wpadka i już wszystko nad czym pracowałam jest zagrożone. No nareszcie wybiegłam stamtąd już doszłam do drzwi i się zatrzymałam. Do wyjścia brakowało tak nie wiele, ale reporterzy już zdążyli je obstawić i to w ciągu jednej godziny.
-No to żeście się wkopali.- Powiedział do mnie Zelo. Spojrzałam wściekła na sprawcę. Pożyczyłam sobie książkę od Daehyun' a, podeszłam i bez ostrzeżenia walnęłam go nimi w ramię.
-AUŁ! Oszalałaś, przecież to nie moja wina!
-No ciekawe czyja, oszuście jeden! Zwal na dziewczynę.- Musiałam się wyżyć i pierdykłam go jeszcze raz na koniec wręczając mu je.
-Idę sobie!
-Gdzie?!- Zapytali wszyscy naraz, jak zawsze.
-Utopić się w sedesie.- Idę zadzwonić po odział specjalny. Obstawili wszystkie wyjścia, a ja nie chcę tu nocować, mamo! Weszłam do najbezpieczniejszej klasy i w końcu mogłam się doszczętnie załamać.
-Wszystko w porządku.
-Nie idź sobie. Zostaw mnie samą najlepiej z kartą kredytową.- To by uśmierzyło mój ból w jakimś stopniu. Wydałabym wszystko za jednym zamachem.
Włączyłam ciężkie myślenie i nic to nie dało.
-Wiesz jest tu jakaś drabina.
-O czym ty myślisz?
-Nie możemy wyjść, ale możemy wydostać się przez okno.- Podniosłam głowę do góry słysząc jakiś pomysł.
-Przecież to jest nienormalne.
-A masz inny pomysł geniuszu.- Wyszłam na poszukiwania i szybko to znalazłam. Jestem przerażona tym, że mam zejść tędy. Ale nie mam innego wyboru. Wepchałam się pierwsza i nie patrząc w dół zeszłam bezpieczne. Jak już się uporaliśmy z wrzeszczącym Him' em mogliśmy wrócić do domciu. Od razu wzięłam porządny prysznic i usiadłam do nauki. Nie no jeszcze ci muszą za ścianą wydzierać mordę. Zamknęłam książki i zakryłam się kołdrą, a później doszły poduszki i nadal dało się coś słyszeć. Przejść się muszę tam osobiście.
-O widzę, że nie tylko ja muszę uspokajać tych dwoje.- Dobra mogą być se razem i nie mam nic przeciwko, ale ludzie tu mieszkają.
-Ja się ty zajmę.
-Ok rób co do ciebie należy.
-Echmm. JAK MACIE SIĘ GWAŁCIĆ TO CISZEJ TAM!!- Zaczęłam walić w drzwi, po chwili usłyszałam jak coś się tam tłucze.

Chętnie zapraszam wszystkich zainteresowanych by obserwowali mój blog. No i liczę przynajmniej na 5 komentarzy. To chyba nie jest za dużo?

środa, 29 stycznia 2014

B.A.P- 4

Hejka! Jak wam mija tydzień bo mnie nie za wesoło.

A no i się posrało trochę. Jak zmieniałam czcionkę w rozdziałach poprzedniego opowiadania o EXO to jakoś tak zapomniałam wkleić rozdziału 6 i 8. A jak teraz próbuje to zrobić to niby się zapisuje, ale gdy wyświetlam bloga kompletnie nic tam nie ma. No i teraz obecnie są tam dwie puste notki, a nie chcę ich kasować bo będzie nie pokolei.
Tylko szkoda mi tych ludzi którzy będą czytać i nie będą mieli co. Póki czegoś nie wymyślę będą tam takie pustki. BARDZO WAS ZA TO PRZEPRASZAM. Jestem zła na siebie, że zapomniałam i się teraz nie da. Może macie jakieś pomysły co z tym fantem począć. Ja osobiście będę się jeszcze z tym męczyć.


Co oni tam wyprawiają w środku. Ja chcę słyszeć jakąkolwiek rozmowę, a nie ciszę. Czy ja powinnam tam wejść? Ech co za ludzie.
-Dlaczego siedzisz pod drzwiami. Zabrali ci coś?- Oprócz dumy to nic takiego.
-Próbuje coś usłyszeć, ale się nic nie dzieje.- Dobra dłużej tu nie wysiedzę muszę do toalety.
-Wiesz popilnuj tu przez chwilę, a jak coś to wyłamuj drzwi i krzycz.- Coś czuję, że odbywają tam długą rozmowę. Chyba, że mają dźwiękoszczelne ściany to straciłam tylko czas. Wróciłam jak najszybciej się dało. Szłam sobie spokojnie aż ktoś mnie zatrzymał.
-Na pewno chcesz tego słuchać?- Zapytał mnie Himchan.
-Wiesz jak tak dziwnie mówisz to zastanawiam się nad tym.
-Oj no to chodź na dół.- Zaciągnęli mnie bez gadania. Oni coś wiedzą więcej niż ja. Przecież nie było mnie nie całe 3 minuty co takiego mogli usłyszeć.
-Ona chyba nad czymś myśli.- A żeby wiedzieli. Albo używają niecenzuralnych słów, gadają na mój temat same złe rzeczy, albo oni tam... .
-Boże... ale, że oni … boże.- Nie no ja im tam przeszkadzałam tylko. Mam depresję. Zakryłam się kocem. Jak ja mogłam się nie domyślić. Co za mózg mieści się w mojej głowie.
-Żyjesz tam?- Pokiwałam, że tak. A właśnie coś do mnie dotarło. Odsłoniłam się.
-Kiedy wy chcieliście mi o tym powiedzieć, że oni razem czy coś ten teges.
-Yyyy.- Świetna odpowiedź. Przynajmniej wiem, że dobrze zrobiłam godząc ich.
-No ładnie.- Ci prędzej znaleźli siebie niż ja swoją drugą połówkę. Idę się napić.
-Gdzie idziesz.- Zrobiłam z siebie kretynkę więc co ja mogę.
-Idę zostać zakonnicą.- Z moim szczęściem chyba nie będę miała wyboru. Już nawet nie chciało mi się otwierać drzwi. Otworzyłam schłodzone piwko bo dość dużo tego tu mają. Żłopałam delektując się każdym łykiem, choć wcale nie było czym.
-Ty jeszcze tutaj nie słyszałaś nic.- Wleciał zdenerwowany Bang.
-A o czym miałam słyszeć.- Czemu ja nigdy nie jestem w temacie. Ten wyrwał mi z ręki butelkę i prawie całą jej zawartość zaczął wylewać do zmywaka.
-Ej no co ty robisz ja chciałam to jeszcze pić!- Co za kultura.
-Szef tu jest. Chodź i nie marudź.- Że niby wujka tu przyniosło w takim momencie.
-A co z tymi w pokoju?- Matko oni to chyba mają najgorzej.
-Już wstają. Weź to.- Podał mi gumę do życia żeby mi nie waliło z paszczy i pociągnął za sobą.
-O tutaj jesteś. Dobrze cię wiedzieć.- Ciekawe dlaczego on się tak na mnie podejrzanie patrzy. OMG on nadal trzyma moją rękę. Szybko wyrwałam się z jego uścisku.
-To o co chodzi?- Chciałam szybko zmienić temat.
-No tak to do rzeczy. Ponieważ chłopaki chcieli zacząć studiować muzykę od teraz ty też będziesz chodziła tam z nimi by mieć ich na oku.- Mam robić za niańkę.
-A czy nie uważasz, że to będzie dziwnie wyglądało jak będę tak za nimi latać po całej szkole?- Powiedzą, że mi odwaliło.
-Dlatego ty też będziesz się tam uczyć. Ja za to wszystko opłacę.- Czyli podsumowując, ja i cały dzień z muzyką za cenę pilnowania 6 królików.
-Idę na to.- Nigdy w życiu by mnie nie było stać na taką drogą szkołę. A tu się taka okazja trafia, że aż szkoda zrezygnować. Jak się czegoś tam dorobię to rzucę tą pracę usługiwacza.
-No to za pięć minut jesteście umówieni na zwiedzanie.- Od razu po tej wiadomości wszystkich było słychać już na górze. Zostałam sam na sam z wujkiem i mogłam pogadać na spokojnie.
-Wiesz tu chodzi o to, że obserwujesz ich z ukrycia. Tak oni chcieli.- Już na sam początek się mnie pozbywają niewdzięcznicy.
-Ok mi pasuje. Coś jeszcze?- Niech już sobie idzie nie chcę żeby widział jak sobie nie radzę.
-A czy ta ręką to... .- No wiedziałam, że sobie nie daruje.
-Mówię ci to nic takiego. Taki przyjacielski … gest.- No właśnie tak to można nazwać.
-No ja myślę. Chyba pamiętasz co mówiłem ci na samy początku. Nie możesz się zakochać ani dopuścić do czegoś takiego bo się wszystko pokomplikuje.- Mówi tak jakby miał to być koniec świata.
-Wiem, nie dajesz mi o tym zapomnieć.- Pożegnałam go i ponagliłam ich wszystkich. Tak się mi spieszyło do tej nauki, że by mnie zdeptali.
-Jak hołota.- Szepnęłam sama do siebie i poszłam za nimi. Nie mówię, że nie czułam się dziwnie w obecności tych dwóch co mnie oszukali. Jak nie ja na nich zerkałam to oni na mnie. Ten wzrok wywierca mi dziurę w brzuchu. W końcu zatrzymaliśmy się przed wielkim białym budynkiem. Ogromny plac, fontanna na środku i to nie jedna. Nawet tu zielono i ławki są pod drzewami. Czy aby na pewno oni tu pasują, do taki klimatów. Pewnie tu każdego dnia trzeba zachowywać się poważnie.
-Proszę was żeby było w miarę spokojnie.
-Przecież my zawsze jesteśmy spokojni.- Oznajmił Youngjae. Taaa przekonałam się już. Oni poszli pierwsi ja chciałam zobaczyć wszystko z osobna. Przechadzaliśmy się razem z dyrektorką która nawijała o nieistotny rzeczach które tylko ją interesowały. Widać, że się popisuje ropucha jedna. Po chwili zorientowałam się, że kogoś nam brakuje.
-Gdzie jest Himchan i Zelo?- Zapytałam jak najciszej mogłam.
-Jeszcze przed chwilą szli za mną.- W tym rzecz, że to było chwilę temu. Za ten czas mogło im coś strzelić do łba i poleźli bóg wie gdzie. Najpierw muszę pozbyć się tej babki.
-Wie pani co, chcielibyśmy sami ogarnąć gdzie co jest.
-Oczywiście.- Teraz mogę zacząć poszukiwania. Nie pozwoliłam się rozdzielać ich też bym jeszcze zgubiła i by się działo. Jednym miejscem w którym nie byłam jest toaleta i coś czuje, że znajdę ich tam. Musiałam przypomnieć sobie gdzie ona jest.
-Ktoś mi powie dlaczego tu jest tyle wody?- Raz się żyję otworzyłam drzwi na oścież i znalazłam uciekinierów.
-Serio nawet tutaj musicie zanieczyszczać środowisko.
-Nie prawda! Chcieliśmy tylko sprawdzić wnętrze i nic więcej, ale później stwierdziliśmy, że trzeba użyć tego mydełka i jak się odkręciło to się później nie zakręciło.- Nie pozostało mi nic innego jak strzelić facepalm' a. No i co ja mam z tym zrobić niby?
-Zachciało wam się używać mydełka i teraz macie za swoje.
-Ej a jak przyjdzie tu ta wiedźma to nas ugotuje.- Jakbym nie wiedziała. Jak to sama powiedziała, jej szkoła to jak jej dziecko. A oni właśnie topią jej dziecko.

Proszę zostawcie komcia tak na poprawienie mi humoru. Jak nie dam rady nic z tym zrobić to kicha :'(

poniedziałek, 27 stycznia 2014

B.A.P- 3

Dałam radę, mam napad weny który często mi się nie zdarza. Módlmy się żeby była zawsze.





-Naprawdę cię zapomniałam. Kiedy my się widzieliśmy ostatnio?- Co za niespodzianka, której wcale nie chciałam mieć.

-Chyba 6 lat temu, ale teraz mamy czas żeby to nadrobić. W końcu tu zostajesz, tak?- Chciałabym powiedzieć, że nie. Bo w sumie za dużo mam z nim złych wspomnień. Pomimo to obiecałam mu, że będziemy przyjaciółmi i dotrzymam obietnicy. Przecież nie mogę się tu przed nim ukrywać skoro pewnie nie raz się spotkamy.

-Tak.

-To super jeszcze kiedyś pogadamy teraz się trochę śpieszę.- Zabrała go stylistka i bogu jej dzięki.

-GDZIE JEST TU MENADŻER B.A.P!- Wydzierał się jakiś facet. No to nie jest za dobrze dla mnie.

-Tu!

-A no właśnie, znalazłem.

-Coś się stało?

-Czy mogłabyś ich uspokoić bo lider nie daje sobie rady i kazał wołać ciebie.

-Już idę.- Jeśli tak ma być codziennie to ja się na to nie piszę. Zaprowadzono mnie do środka gdzie toczyła się zacięta bitwa.

-Co tu się dzieje ja się pytam!- Dlaczego Bang trzyma wierzgającego się Zelo, a Daehyun trzyma Jongupa i oboje się drą. Cała reszta jeszcze ich dopinguje.

-Wy macie się przymknąć!- Stanęłam pomiędzy nimi akurat wtedy kiedy już stali o własnych siłach.

-CO WY TU ROBICIE DO CHOLERY!

-Lepiej się nie wtrącaj.

-Niby dlaczego? Jak mam się nie wtrącać skoro wy się tu pozabijać chcecie!!

-On powiedział coś czego nie powinien i oberwie za to!- Mówił zdenerwowany Jongup.

-Więc się odsuń.- No niech się czuje, że się odsunę.

-Nie mam takiego zamiaru póki się nie uspokoicie. Wiecie ile ludzi was zdążyło usłyszeć.- Reszta rzeczy potoczyła się bardzo szybko. Ponieważ się nie usunęłam oberwałam z plaszczaka i upadłam na zmienię. Nagle wszyscy się podnieśli. Dotknęłam bolącego policzka.

-A-ale j-ja nie c-chicłaem.- Już mnie wcale nie obchodziło kto chciał, a kto nie. Ktoś wyciągnął do mnie rękę, ale ją odepchnęłam. Sama wstała i wyszłam bez żadnego słowa. Co to miało być. Co było dla nich tak ważnego, żeby trzaskać się po mordach. Czy tak oni rozwiązują swoje problemy?



<Bang>



-No ładnie ją urządziliście. Zadowoleni z siebie jesteście! Naprawdę  nadal zachowujecie się jak dzieci. Chyba nie muszę wam mówić co macie zrobić.- Jak ja mam z nimi pracować. Nie mam ochoty przebywać z nimi w jednym pomieszczeniu, niech robią co chcą. Teraz muszę tylko ją znaleźć i jej pomóc. Poszedłem w stronę pokoju dla stylistek one zawsze mają jakiś lód. Ale widać, że ona nie potrzebowała mojej pomocy ktoś zdążył się już nią zająć.



<Kim Sang>



Zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam przed lusterkiem wizażystek. Obejrzałam dokładnie zaczerwienione miejsce. Nie wyglądało to za dobrze, będzie siniak jak się patrzy.

-Uuuu to nie wygląda dobrze. - Usłyszałam głos Taemina i znów się przestraszyłam. Zawsze zachodzi mnie od tyłu, kiedyś dostanę zawału i się oduczy. Nigdy nie wiedział jak się puka. Akurat teraz musiał się przypałętać i zobaczyć mnie w takim stanie.

-Trzymaj, przyda ci się lód.- Wręczył mi woreczek. Od razu moja twarz poczuła się lepiej.

-Dzięki.

-Co właściwie ci się stało?- Czy nie mógł po prostu siedzieć w takiej ciszy. Dobra trzeba pomyśleć szybko co powiedzieć. Na pewno nie prawdę bo wszyscy wylecimy w powietrze.

-Miałam mały wypadek przy pracy. Nic wielkiego.- Oby dał się nabrać.

-Ok rozumiem.- Uśmiechnął się tak jak kiedyś to robił. Teraz to kompletnie mnie nie ruszało. Ale żeby nie było też się uśmiechnęłam. Pogadaliśmy trochę i się ulotniłam. Szczerze po oberwaniu moja głowa to istna bomba zegarowa. Oparłam się o ścianę i złapałam za głowę, nie miałam gorączki czy innego badziewia.

-Dobrze się czujesz?- Jeny ile razy jeszcze się przestraszę?

-O to ty już się bałam, że to on.- Ostatnie słowa powiedziałam ciszej.- Wszystko gra, nic mi się nie stało takiego. Jak coś mogę nadstawić drugi.

-Przepraszam za nich. Odwaliło im do reszty. Pokaż to.

-Naprawdę nie trzeba.- Ale i tak jego dłonie dotknęły mojego policzka. Dobrze, że był trochę czerwony sam z siebie.

 Zabrałam jego ręce.

-Pojedź do naszego domu.- Wcisnął mi kluczyki, które pewnie odebrał temu szaleńcowi.

-Ale ja nie … .

-Możesz, ja ci każę więc idź. Pewnie w środku będzie Yuri więc się nie przestrasz.- Nie chciałam się z nim kłócić bo bym nie wygrała. Wsiadłam w samochód i pojechałam jak najdalej stąd. Tak jak powiedział Bang znalazłam tam Yuri. Oczywiście ta zaatakowała by mnie drewnianą łyżką.

-Boże czemu się tak skradasz. Chodź.- Zaprosiła mnie do kuchni. Gdzie nie ciekawie pachniało.

-Co ty tam pichcisz?

-A próbuję tylko czegoś nowego. Muszę się podszkolić. Ty pierwsza spróbujesz mojego dzieła.- Za jakie grzechy ja mam tak cierpieć?

-Wiesz może ja ci trochę pomogę bo to coś zaczyna żyć.

-Hymmm masz rację wali zgniłymi jajami.- Myślałam nad tym żeby to jeszcze jakoś uratować, ale wszystko wylądowało w śmieciach. Tak też można marnować żarcie. Pozwierzałam się trochę Yuri i jej szatański móżdżek wymyślił niezły plan zemsty. Zrobiłyśmy małe pierożki z specjalną porcją dla tych kłócących się. Jednym słowem mieszanka wybuchowa hehe. Ze mną się nie zadziera i już. Najadłam się i spieprzyłam do pokoju Yuri. Podobno z nimi pomieszkuje. Siedziałam w ciszy ładując na twarz wszystko byle by nie było tego widać. Jednak tony pudru czynią cuda. Dało się słyszeć trzaskanie drzwiami co oznacza, że już nie długo będę mogła się w końcu pośmiać. Trwało to jakieś 5 minut, a potem słyszałam wielki krzyk chłopaków jak wlatują to łazienki.

-No czyli nie źle ich załatwiłam?

-I to jak. Widać, że się dogadamy.- Przybiłam jej piątkę i zaczęłam brechtać się na łóżku. Ktoś zapukał do drzwi.

-Mogę wejść?- To był Jongup. Winowajca sam się zjawił.

-To ja może wyjdę.- I się ulotniła.

-Bo wiesz ja nie chciałem cię uderzyć w sumie to nikogo, ale on przegioł i jakoś samo tak wyszło.

-Spoko nie mam ci tego za złe, ale czy pogodziłeś się z nim?

-Nieee.

-To chodź na chwilę.- Kazałam mu wejść do pokoju Zelo i zamknęłam ich tam.

-NIECH SIĘ DZIEJE WOLA BOŻA. TYLKO TAM SPOKOJNIE.- Usiadłam sobie pod drzwiami żeby ich pilnować.

niedziela, 26 stycznia 2014

B.A.P- 2

Miałam wenę więc jestem znów. A no i należą się podziękowania za to, że przekroczyliśmy już całe 1000 wejść. Wielkie dzięki tym którzy chcą to czytać, a zwłaszcza tym którzy komentują. Mam moje 2 zaufane osoby które jak dotąd mnie nie porzuciły. Kocham was <3



Ci oczywiście mnie nie posłuchali i wparowali razem ze mną.
-Nie rób jej krzywdy tym czymś!- Nagle Himchan stanął przede mną. Opuściłam przedmiot zdezorientowana całą sytuacją.
-To wy ją znacie?
-Tak to nasza przyjaciółka. A ty chciałaś ją tym zabić.
-Zabić?? Tym?? No ciekawe jak. Trzeba było mi powiedzieć, że to przyjaciółka wtedy bym w ogóle nie musiała tego wyciągać.- Mają do mnie pretensje, a jeszcze przed chwilą każdy bez wyjątku trząsł portkami przed zagrożeniem życia.
-Chłopaki spokojnie przecież nic się nie stało.- Nieznajoma przecisnęła się przez obstawę.
-Hej, jestem Yuri, a ty pewnie nową menadżerką.- Wyciągnęła do mnie rękę. Czyżby znalazła się jakaś miła osoba w tym wszystkim?
-Hej jestem Kim Sang. Naprawdę nie wiedziałam, że cię znają. Jakoś nikt mnie nie poinformował, że tu będziesz.
-No sorry, że bez zapowiedzi. Nawet nie wiesz jak się cieszę, że w końcu jest tu też jakaś dziewczyna.- Na pierwszy rzut oka nie wydawała się zbyt dziwna. Myślę, że się jakoś dogadamy. Teraz potrzebuje się czegoś napić. Reszta poszła oglądać jakiś film. Oni ciągle są obrażeni za to, że niby chciałam zrobić jej krzywdę. Jestem taka zdolna, że już w pierwszy dzień oni zdążyli mnie znienawidzić.
-Jestem idiotką.- Gadałam sama do siebie.
-Nie powiedziałbym, że idiotką. Tylko mało o nas wiesz.- Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego przede mną Bang' a.
-Chyba tylko ty tak myślisz.- Uśmiechnął się pod nosem.
-Nie wydajesz się być osobą co się łatwo poddaje. Chodź zemną. - Złapał mnie za nadgarstek i wprowadził do pokoju. Z racji tego, że nie miałam gdzie siąść zostało mi miejsce tylko koło niego. Dziwnie się czułam pomiędzy nimi wszystkimi. Ciekawe jak ona z nimi wytrzymuje. W połowie filmu wszyscy pozasypiali. Nie chciałam ich budzić więc wyszłam cichaczem zamykając drzwi. Chyba się nie pozabijają.

* * *

Co za przeklęty budzik. Znalazłam go i wyłączyłam po czym otworzyłam okno i z zamachem wywaliła go prosto na ulicę.
-I koniec z tobą!- Krzyknęłam przez okno i szybko się schowałam bo się ludzie na mnie gapili. Popatrzyłam na zegarek i wystrzeliłam do łazienki. Jeśli się nie pośpieszę to się spóźnię. Na miejscu za 5 minut to niewykonalne. Włączyłam trzeci bieg i jakoś dobiegłam.
-Już jestem, nie spóźniłam się na szczęście.- Fajnie mówiłam sama do siebie. A w sumie oni raczyli mi zostawić karteczkę, że czekają w innej sali. Przeszłam się tam dla świętego spokoju. Przynajmniej tam ich znalazłam całych. Siedzieli nadzwyczajnie cicho.
-Coś się stało?- Wyglądają na podejrzanie zadowolonych choć nie wiem z czego.
-A nic. Mogłabyś pomóc Bang' owi przynieść kawę.- Zapytał mnie Jongup. Nawet przekrzywiłam głowę i nadal wyglądali tak samo.
-Daj, pomogę ci z tym.- Zabrałam kawę od niego.
-Powiem ci coś.
-Ok, a co takiego?- Następny dziwnie się zachowuje. O co tu chodzi?
-Kiedy cię poproszą żebyś gdzieś poszła odmów im.- I poszedł w ich stronę. Nie wiem o co chodzi. Jeśli tak dalej pójdzie to zeświruję.
-To pierwsze co mamy w planach. Próba z Shinee w ich hali koncertowej.
-Pojedziemy tam tylko przynieś mi z szatni czapkę. Musisz jej tam poszukać.- Poprosił mnie Zelo.
-No dobrze.- Weszłam tam i zaczęłam szukać, ale nie mogłam jej znaleźć choć przekopałam wszystko. Właśnie wtedy gdy wychodziłam stało się w końcu jasne to ich głupkowate zachowanie. Kazali mi tam wejść tylko po to żeby wylać na mnie kubeł zimnej wody. Jestem cała mokra i mi zimno, a w dodatku nie mam się w co przebrać.
-Hahahaha to zawsze działa, hahahahaha.- Zacisnęłam pięści z wściekłości.
-Głupia mówiłem żebyś nie szła.- A więc to miał na myśli mówiąc mi żebym odmówiła.
-Ale nic mi nie jest.- Uśmiechnęłam się najwiarygodniej jak mogłam i wyszłam z sali zostawiając ich za sobą.

< Bang>

Ona jest naprawdę dziwną osobą. Pewnie nigdy nie słucha nikogo i wszystko robi po swojemu. Kiedyś pewnie sam bym się śmiał z tego jak wcześniej. Ale czuję, że powinienem ją ochraniać przed tymi młotami. Możliwe, że dzieje się ze mną coś dziwnego i jeszcze nie wiem co to takiego. Pomimo tego w jakim jest stanie ona ciągle się uśmiecha.
-Stary idziemy. - Walnął mnie w plecy Himchan.

<Kim Sang>

Co za ludzie, naprawdę w dupach im się poprzewracało od tego dobrobytu. Ile ja bym dała żeby być sławna. A oni mają to gdzieś. Zero doceniania innych jakby się z choinki urwali. Gdzieś w tej mojej szafce powinnam mieć jakieś ubrania. Tyle mi wystarczy, ale z włosami nic nie zrobię. Najwyżej się przeziębię i tyle. Nie uśmiechało mi się wyjście na dwór kiedy pada śnieg. Prawie wszyscy już wyszli ja ciągle stałam tam jak głupia. Powinnam przebiec szybko i wsiąść, a nawet tego nie mogę zrobić. Nagle ktoś założył mi czapkę na głowę.
-To może ci się przydać. Nie choruj bo będę tęsknił.- Zatkało mnie. Albo mam
halucynację i gorączka się zaczyna, albo na serio usłyszałam to co usłyszałam. Naciągnęłam ją porządnie na łeb i wyszłam szczerząc się sama do siebie. Jego głos nie był nadzwyczajnie miły. Czyżby obraził się za to, że go nie posłuchałam. Hymmm i tak go nie zrozumiem. Chciałam usiąść za kierownicą, ale tam już siedział Youngjae.
-Dzisiaj ja prowadzę. Możesz dać mi kluczyki.- No chyba go pokórwiło w głowie. Jeszcze nas pozabija, a ja chcę jeszcze pożyć na tym świecie.
-Dlaczego nie chcesz dać mu kluczyków. Hyung ona nam nie ufa. Mam załamanie nerwowe, pociesz mnie.- Zaczął histeryzować Zelo. No kurcze nie chcę żeby tak o mnie myśleli. Nawet jeśli wiem, że on udaje.
-To chociaż pokaż swoje prawo jazdy.- Jak to zobaczę będę odrobinę spokojniejsza.
-Widzisz ona mu nie ufa. JA SIĘ ZABIJĘ!!- Zaczął się wydzierać. Ten oparł głowę o kierownice i zaczął nią trąbić. Istna wariacja.
-Ah dobra niech wam będzie.- Wepchnęłam się na wolne miejsce. I ruszyliśmy z piskiem opon. Mówię wam nigdy nie pozwólcie mu prowadzić. Moje życie jest zagrożone w 99,9 procentach. Chyba zaraz walniemy w jakieś drzewo. Nieświadomie ścisnęłam rękaw Bang' a. Zamknęłam oczy, nie chcę widzieć tego co się wyprawia. Chyba się zatrzymaliśmy, tylko gdzie.
-Możesz już mnie puścić.- Szepnął żeby nikt nie usłyszał. Właśnie teraz se uświadomiłam kogo się trzymałam przez ten cały czas. Boże chyba nikt tego nie widział co?
-No tak, przepraszam.- Pierwszy raz zobaczyłam jak on uśmiecha się do mnie. Aż mnie dreszcz przeszedł po całym ciele. Muszę się ogarnąć. Zapewne zrobiła się cała czerwona dlatego wyleciałam wręcz z vana, ale przeżyłam. Nadążyłam za resztą i szybko otworzyłam drzwi. Chłopaki poszli się przywitać ze znajomymi. Usiadłam sobie w kącie i zaczęłam przeglądać papiery.
-Wow, nie spodziewałem się ciebie tutaj.
-Przepraszam, ale czy my się znamy.- Zapytałam nie odrywając oczu od kartek.
-Swojego byłego chłopaka nie poznajesz?- Podniosłam wzrok i aż się przestraszyłam. Jak ja mogłam zapomnieć, że Taemin jest w Shinee. Fakt, jak ma się ich na głowie to i głowę można zgubić.

I jak tam wrażenia. Myślę, że nie sknociłam tego?


sobota, 25 stycznia 2014

B.A.P- 1

Właśnie skończyłam pierwszy rozdzialik nowego opowiadanka. Cieszycie się razem ze mną, prawda? To już nie będę przeciągać i pokaże wam to nad czym spędziłam ostatnie 3 dni pisania.





Jestem w drodze do nowej pracy. Kompletnie nie wiem co ja mam tam robić. Jedyną osobą jaką będę tam znać to mój wujek który jest szefem jakiejś wytwórni. W mojej głowie jest pełno pytań, a zero odpowiedzi. Mam strasznie rozgadanego szofera i nie wiem jak mam sprawić żeby przestał gadać.


-Nie każdy daje sobie z nimi radę. Szef musi ci bardzo ufać, że daje ci tą robotę.


-A jaka to robota, bo ja nic nie wiem.- Nie zgodziłabym się na to gdyby nie to, że brakuje mi kasy na podstawowe rzeczy.


-Nie mogę powiedzieć. Ale na pewno będziemy się częściej widywać.


-Super. - Lepiej być już nie może. Dajcie mi się napić bo nie wytrzymam.


-Już jesteśmy na miejscu.- Wysiadłam z vana. Można powiedzieć, że stałam przed dość dużym budynkiem. Skądś słychać było muzykę. Stwierdziłam, że może nie być tak źle.


-Chodź za mną.- Nie rozumiem dlaczego przez cały czas się z czegoś śmieje. A może ze mnie? Pierwsze dobre wrażenie minęło już dawno. Szłam długim korytarzem gdzie co chwilę były jakieś drzwi. Na bank nie raz się tu pogubię. Doszłam do pokoju i weszłam sobie bez pukania, w końcu tak jakby to też mój dom.


-A mówi, że to ja się spóźniam.- Czekając na niego usiadłam sobie na wygodnej kanapie. Kusi żeby sobie na niej poskakać.

 Długo nie czekałam bo zza drzwi pojawił się wujek.


-Nareszcie jesteś. To przejdę do rzeczy. Będziesz się zajmować szóstką chłopaków.


-Samych chłopaków?


-Dokładnie, poznasz ich za chwilę. Masz być ich menadżerką.- Wytrzeszczyłam na niego oczy. A to jeszcze nie koniec.- Rozumiesz, masz ich ogarnąć i nie ma, że się nie uda bo musi się udać. Mają wielki talent tylko trochę zbyt szleją. - Sława uderza do głowy.


-A w sumie to dlaczego ja?


-To jest bardzo dobre pytanie, na które jeszcze nie znam odpowiedzi. To co wchodzisz w to.- Hyym czuję, że nie będzie łatwo.


-Zgoda.- Co mi tam, raz się żyję.


-Świetnie. A, i jest jeszcze coś. Pod żadnym pozorem choć nie wiadomo co nie możesz się w żadnym zakochać. To jest warunek.- No oczywiście mogłam się domyślić, że jest jakiś haczyk w tym wszystkim.


-Spoko, do tego nigdy nie dojdzie.- Ja mam jakieś wymagania. Po zakończonej rozmowie opuściłam pokój i ruszyłam w stronę sali ćwiczeń, bo tam się mieli znajdować. Odnalazłam ją na samym końcu. Zajrzałam przez szybę, ale nic konkretnego nie zauważyłam. Mówiąc sobie, że wszystko będzie dobrze otworzyłam drzwi pewnym ruchem ręki spodziewając się, że jednak ktoś tam będzie. Ale pustka. Została sam na sam z wielkim lustrem na ścianie. Pomyślałam, że się spóźnią więc usiadłam na krześle przeglądając moje codzienne obowiązki w nowej pracy. Same bzdety i nic ciekawego. Chociaż fajnie, że mam dwa wieczory wolne w tygodniu. Dochodziła już 16: 30 a mieli być o 16:00. Punktualności też będę musiała ich nauczyć. Wstałam bo chciałam zobaczyć czy się gdzieś nie kręcą na korytarzu. Ale to nie był dobry pomysł, jeszcze 5 centymetrów bliżej i byłabym bez głowy. Do sali wlecieli jak burza. I to nie jak normalni ludzie. Himchan wisiał na Bang' u wrzeszcząc, że jest głodny, a on jakby nigdy nic dźwigał go i na koniec zrzucił czego efektem było zderzenie się Himchan' a z podłogą.


-Jak mogłeś! mój tyłek ci tego nie wybaczy!- Zaczął wrzeszczeć imitując płacz. Natomiast Jongup i Younjae uczepili się nóg Zelo co wyglądało co najmniej dziwnie i gdy myślałam, że to koniec niespodzianek na sam koniec Dae wczołgał się do sali jako ostatni. Nie powiem , że zrobiło to na mnie wrażenie. Próbowałam zabrać głos, ale każdy miał coś do powiedzenia. Ani trochę nie rozumiałam o czym rozmawiają. Można powiedzieć, że ich rozmowa opierała się głównie na śmianiu z nie wiadomo czego. Chyba zaczynam rozumieć przed czym ostrzegał mnie szofer. Ale ja taka nie jestem i się szybko nie poddaje, nie pierwszego dnia. Zrozumiałam po co wujek wręczył mi klakson mówiąc, że będzie mi na pewno potrzebny. Wygrzebałam ustrojstwo z torebki i grzmotnęłam. No nareszcie jakieś zainteresowanie się sprawą.


-Łooo jaka ty ładna jesteś.- Odezwał się Himchan za co oberwał od Bang' a.


-Się opanuj człowieku. Pierwszy raz na oczy ją widzisz.


-Jak możesz nie wierzyć w miłość od pierwszego wejrzenia. Ty serce masz z kamienia czy co.- Oburzył się Jongup. I tak znów zaczęło się od nowa. Jedynie Bang dał sobie spokój z tym wszystkim. Jak to nie pomagało to trzeba się wydrzeć.


-SIADAĆ MI NA DUPY I PRZYMKNĄĆ KOPARY!!!- Wycharałam sobie płuca, auć.


-Jaka nie miła.- Szepną Zelo do Younjae na co ten pokiwał głową. No jak tak można, przecież ja nadal staję obok.


-Dobra skoro mogę już coś powiedzieć . Miło mi was poznać. Jestem Kim Sang i od teraz będę z wami pracować. A nasza współpraca na pewno nie będzie wyglądała ... TAK.- Już ja o to zadbam. Jaka dzicz.


-Dobra to skoro z nami pracujesz to powinnaś nas teraz odwieźć do domu.- Zasugerował lider.


-Eeeee, no dobrze tylko gdzie to jest.


-My ci powiemy.- Wyszczerzył się Zelo. Więc poszłam z nimi w stronę vana. Najpierw dałam wsiąść im bo już zaczęli się kłócić kto gdzie ma siąść. Zaśmiałam się pod nosem i wsiadłam na miejsce kierowcy. Według ich wskazówek jechałam tak dobre 15 minut i coś czuję, że nie dojedziemy. W sumie to dlaczego jesteśmy w centrum? Tu nie mam jak poruszać się autem.


-No już jesteśmy na miejscu.- Wyjrzałam przez szybę i zobaczyłam jakąś restaurację.


-Chcecie mi powiedzieć, że mieszkacie w restauracji.- Spojrzałam na wszystkich, a ci się tylko uśmiechnęli i wyszli. Nie no ja się pytam po co to wszystko? Chciałam zostać w środku, ale nie mogę przecież ich tak zostawić tam samych. Wysiadłam i weszłam do środka. Odnalazłam ich wzrokiem i usiadłam obok.


-To co zamawiamy?


-Wszytko!- Powiedzieli jednocześnie. Jak na razie bez słowa obserwowałam jak kelnerzy przynoszą tony jedzenia. Zastanawia mnie gdzie oni to wszystko mieszczą. Gdy już się zbliżali do końca obżerania mogłam wreszcie zapytać.


-Skoro się już najedliście to mogę wiedzieć dlaczego od razu nie powiedzieliście, że mam was tu zawieść?


-To chyba logiczne, że ktoś musi za to zapłacić.- Odpowiedział mi Younjae.


-ŻE CO!?- Czy ja się przesłyszałam?


-To my czekamy w vanie.- I wybiegli w trybie natychmiastowym zostawiając mnie z rachunkiem, który nie był mały. Mają szczęście, że w ogóle zabrałam pieniądze ze sobą. Wywnioskowałam, że chcieli mnie tym zdenerwować, ale ja przykleiłam uśmiech na twarz i tak zostanie. Ponieważ nie chcę mieć kolejnej niespodzianki zrobię to po swojemu.


-Do kogo dzwonisz?- Zaciekawił się Himi.


-Za chwilę zobaczysz.- Spoważnieli gdy czekałam aż wujek odbierze telefon. Nie mogę nazwać go po imieniu bo to, że jesteśmy rodziną zostaje utajnione na jakiś czas. Co nie zmienia faktu, że potrzebuję małej pomocy.


-Halo?- Usłyszałam głos w słuchawce.


-Cześć, mam takie małe pytanie. Bo coś czuje, że oni mi na nie nie odpowiedzą.


-Ok to pytaj, pewnie już zdążyli zaleźć ci za skórę.


-Tak trochę. Mógłbyś mi podać adres ich mieszkania zanim znów gdzieś mnie wywiozą.


-O czyli jak znam życie zgłodnieli.- Jakby czytał mi w myślach.


-Dokładnie.- Po tym jak już wiedziałam na sto procent jaki jest cel podróży włożyłam słuchawki i kompletnie ich nie słuchałam.


-Skąd ona wie gdzie jechać? Chciałem jeszcze sobie kupić żelki.


-Widzicie panowie ona jest jakaś inna. Trzeba zmienić taktykę.- Rozmawiali między sobą podczas gdy ja nic kompletnie nie słyszałam. Mój GPS doprowadził mnie bez problemu.


-No wysiadka!


-To do kogo dzwoniłaś?


-Do wróżki.- Co się tak interesuje bardzo. Muszę mieć swoje sposoby bo co by mi wtedy zostało?


-Niech ci będzie. Chodźmy już.- Ponaglił ich Bang. Poszłam pierwsza na wszelki wypadek. Podobno kręci się tu wiele natarczywych fanek, a ja muszę też dbać i o takie rzeczy. Przekręciłam zamek w drzwiach i weszłam po cichu jak włamywacz. Wydaje się, że nie ma tu nic podejrzanego.


-Czy wy to też słyszeliście.


-Aż za dobrze. Wy tu zostańcie, a ja sprawdzę kto siedzi w kuchni.- Dochodziły stamtąd dziwne dźwięki. Światło się świeciło i jestem pewna, że ktoś się tam kręci. Wyciągnęłam mój gaz pieprzowy na wszelki wypadek. Obym nie musiała go używać. Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam jakąś dziewczynę obróconą plecami do mnie dzięki czemu nie nie zauważyła.


-Nie ruszaj się i stój w miejscu!!


Bohaterowie B.A.P



Imię: Kim Sang

Pochodzenie: Korea Południowa

Zainteresowania: Muzyka, gra na gitarze, rysowanie i śpiew.







Imię: Lee Yuri

Pochodzenie: Korea

Zainteresowania: Muzyka, pisanie piosenek i śpiewanie.



                                                            B.A.P 

czwartek, 23 stycznia 2014

EXO- 32 KONIEC

Bardzo was przepraszam, że czekaliście tak długo na mnie, ale jestem. To wszystko się jakoś zwaliło i musiałam się z tym uporać. Więc rzyczę miłej lektury.






-Nie masz zamiaru zabrać tej ręki!


-Nie póki mnie nie wysłuchasz.


-Nie chcę!!- Otworzyłam drzwi ponownie i znów je zamknął. Jednak się go nie pozbędę.


-Masz 5 minut.


-Po pierwsze to nie jest tak jak wygląda. Po drugie, fakt spotkałem się z nią tylko po to żeby powiedzieć, że ma mi dać spokój i nic więcej. To co widziałaś to jest nie prawda. Zawsze byłaś tą z którą chcę spędzić resztę życia, proszę uwierz mi.- Widziałam w jego oczach łzy, ale jakoś mnie to nie interesowało. Chciałam mu wierzyć nawet bardzo, ale jakoś nie mogłam.


-Jeśli to prawda to nie zmienia faktu, że jednak się z nią widziałeś. Skoro jest lepsza niż ja to se do niej idź i najlepiej nie wracaj!!- Wkurzona w końcu wsiadłam do auta.


-A co z dzieckiem.- Nachylił się do otwartej szyby. Dlaczego jej nie zamknęłam? Co za popieprzony dzień. Fajnie rozumiem, że dziecko też jest ważne, ale on się bardziej przejmuje tym niż tym co będzie z nami.


-NIE BĘDZIE DZIECKA SŁYSZYSZ!! NIE BĘDZIE!- I odjechałam jak najszybciej się dało. Słyszałam jeszcze jak ktoś krzyczy, pewnie był to on. Dostałam chusteczki i się rozryczałam na dobre.





( narracja Iz )





I pojechała sobie, oby do domu. A no właśnie tu jest ten kretyński dupek. Pobije go no pobije.


-CO TO MIAŁO BYĆ!- Walnęłam go z piąchy w ramię, a on dalej stał jak debil w miejscu. Gapił się w tamtą stronę gdzie ona pojechała.


-PACZCIE, JESZCZE MNIE IGNORUJESZ!- To ja tu staję po jego stronie i to prawie zawsze, a i tak wszystko niszczy.


-Tego nie zrobiłem.- Nie no trzymajcie mnie.


-Weź z nim pogadaj bo mnie chuj strzeli.- Nie będę się męczyć bo to widać nic nie daje. A Kris powinien jakoś do niego dotrzeć.


-Stary serio coś nie wierzę, że to zrobiłeś.- Starałam się podsłuchać ich rozmowę, ale przerwał mi telefon.


-Czego wy chcecie w takim momencie!- Krzyknęłam do słuchawki.


-No bo jest mały problem.


-Jak bym nie wiedziała. Chyba każdy to oglądał, Dajcie jej spokój.


-Ale to, to już wiemy tu chodzi o dziecko.- Zastygłam na moment. Jak oni coś zrobili to naprawdę pozabijam własnoręcznie.


-Moment już tam jadę.- Co za niekompetentni ludzie. No trudno będą sobie wracać na piechotę mi się śpieszy. Ruszyłam prosto do domu, a ręce same mi się trzęsły jak szalone. Wszystkie szybsze drogi dojazdu tak samo zapchane i jak tu normalnie funkcjonować. Ale spokojnie to tylko mały problem jak sami powiedzieli i jest niewielka możliwość, że Emi właśnie im pomaga. Ale raczej zamknęła się w pokoju nieświadoma niczego. To się pokomplikowało. Nie no ja tak nie mogę... o no nareszcie. Z moim szczęściem dotarłam tam samą porę. Jeden drugie obwiniał o bóg wie co.


-Czego wy się tak drzecie!- Przeszłam do miejsca ,,wypadku''.


-No wiesz on się ciągle drze.- Zaczął tłumaczyć Lay.- A próbowaliśmy wszystkiego.- Czy aby na pewno wszystkiego, to się okaże.


-Ok. Więc są trzy powody dla cztery powody. Po pierwsze to nie daliście mu jeść. Po drugie jest chory. Po trzecie chyba, że coś mu zrobiliście, a jeśli to prawda i się o tym jakoś dowiem to przysięgam, że każdemu wydłubie oko łyżką. I po czwarte to... .- Opowiadałam chodzą w kółko.


-To co?


-A no tak. Pielucha.- Odwróciłam się gdy wypowiadałam to słowo. Jak mogłam się domyślić już nikogo nie była. Czyli problem tkwił w tym. I niepotrzebnie się denerwowałam z tym samochodem. To taki złom, że szkoda gadać. Właśnie kończyłam swoją robotę gdy weszli chłopaki. Byli naprawdę wykończeni choć nie dawali po sobie tego poznać.


-Ty.- Wskazał na mnie zły Kris.- Jak mogłaś sobie pojechać zostawiając nas tak daleko od domu.


-Oj tam daleko. To tylko drugi koniec Seulu więc nie przesadzaj.- Co za mięczak. Wręczyłam mu dziecko.


-To może coś zjemy?


-Nie, ja muszę iść.


-Ale gdzie ty się wybierasz dopiero co przyszłeś.- Spojrzeliśmy na siebie nie wiedząc co on takiego planuje. I chyba obydwoje go nie zrozumieliśmy. Ale on nie mógł tam pójść to się źle skończy. Musieliśmy go zatrzymać tylko jak.





( narracja Emi )





Powoli docierało do mnie co się stało. I nie wiem co mam robić. Ciągle widzę przed oczami ten ohydny obrazek ich dwojga. Teraz patrzę na nasze zdjęcie zrobione nie tak dawno nad basenem. Wtedy było wszystko świetnie, a wystarczyło tylko parę sekund żeby legło to w gruzach. Jak tak sobie myślę to powinnam pokazać mu, że się tym nie przejmuje. Że tak samo mi nie zależy jak jemu. Ale nie wiem czy dałabym radę udawać przed nim. Nagle niespodziewanie do drzwi ktoś zapukał i nie czekając na odpowiedź wszedł. Wstałam od razu. Nie byłam zaskoczona, a wręcz na to przygotowana.


-Ty nie możesz teraz tam wejść!- Krzyknęła Iz, ale po co już było za późno, on to zrobił.


-Po co przylazłeś. Naprawdę nie dotarło do ciebie to co się stało!!- Wykrzyczałam mu to prosto w twarz z łzami w oczach.


-Ja kocham cię. Zawsze będę przy tobie.- Chciał mnie przytulić, ale odepchnęłam go brutalnie. Właśnie nie pomyślałam o tym, że on też będzie tu cały czas.


-Posłuchaj mnie uważnie. Chyba nie proszę za wiele. Nie ma żadnego ,,kocham cię'' i zapamiętaj to sobie. W sumie ciągle zastanawiam się czy było kiedykolwiek jakieś ,,My''. Więc nie mów już tak. A i jeszcze jedno, tylko jedna osoba będzie mieszkać tutaj. Ponieważ to ja się wprowadziłam do twojego mieszkania to się z niego wyniosę właśnie teraz. I proszę nie szukaj mnie bo ja tego … nie chcę.- Starłam rękawem ostatnie krople i wyszłam. Nawet za mną nie idzie. Czyli na serio to już koniec.





( narracja Iz )





Wow ta to ma gadane. Zaskoczyła mnie kompletnie. Ale raczej nie mówiła tego poważnie. Ona o nim nie zapomni choć by bardzo tego chciała. Przynajmniej wiem, że Lu na to nie pozwoli. Po tej całej rozmowie jeśli można tak to nazwać. Wyszedł wściekły i nikt nie był w stanie go powstrzymać. Coś czuje, że naprawdę to dopiero początek. Szkoda tylko, że taki drastyczny. No i oczywiście ja też się w to wmieszam od razu po tym jak wybadam kto tu kłamie.


-Co wy tak stoicie jak słupy soli. Koniec przedstawienia, wynocha mi stad natychmiast!- Jak dzieci co nie widziały rozmowy dorosłych.


-A my to się jakoś w ogóle nie kłócimy.- Nie no wszyscy się drzeć chcą. Czy tylko ja normalna jestem. Przymknęłam powieki i spojrzałam na niego z mordem w paczadłach.


-Wiesz co właśnie se tak pomyślałam, że prześpisz się dziś NA KANAPIE!- I poszłam sobie do pokoju trzaskając drzwiami.





* * *


( narracja Emi )





Minął już prawie tydzień. Dostawałam mnóstwo sms' ów i nie odbierałam żadnych telefonów od nie go. A on ciągle nie daje za wygraną. Specjalnie nie wychodziłam z domu. Zamknęłam się w czterech ścianach domu który kiedyś miał być nasz. Żeby kupić te wszystkie potrzebne rzeczy użyłam jego karty. Przynajmniej to mi się należy. Pomimo tego, że nikogo nie zapraszałam każdy odwiedził mnie przynajmniej dwa razy no i listonosz zawsze z jakąś przesyłką. Lu nie raz czekał aż mu otworze, ale nie chciałam. Pewnie bym mu wybaczyła nic nie mówiąc, a ja taka nie jestem. To dziś chcę wyjść na świeże powietrze po tylu dniach. Nie mogę się tu wiecznie ukrywać jak mysz kościelna. Wyliczałam wszystkie rzeczy które mam zabrać se sobą i chyba nic nie zapomniałam włącznie z moją głową. Zamknęłam porządnie drzwi i wyruszyłam. Na sam początek zwiedziłam parę sklepów i kupiłam to co mi wpadło w oko. Następnym celem było zjeść jakiś obiadek, a ostatnie to pójście do kina. Weszłam do sali i usiadłam tak żebym mogła wszystko dobrze zobaczyć. Puszczali film który kiedyś oglądałam z nim. Pamiętam to jakby było wczoraj. Kiedy już wiedziałam jak się skończy wyszłam wcześniej, a tam go napotkałam.


-Wiedziałem, że tu będziesz. Najwidoczniej nie tylko ja lubię wracać do starych wspomnień.


-Lepiej powiedz po co czekałeś. Śpieszy mi się.- Rzecz jasna, że w ogóle nie miałam co robić. Podszedł nic nie mówiąc i wręczył mi jakąś podejrzaną kopertę.


-Po co mi to dajesz. Nie chcę tego, zabierz to.


-Nie bądź taka po prostu to weź.- Wcisnął mi to do ręki.


-Co to jest?


-Jeśli chcesz to nie przychodź, ale bardzo bym chciał żebyś była. I nie musisz kłamać żeby się mnie pozbyć już sobie idę.- I odszedł. Obracałam w dłoniach kopertę. Wróciłam do domu i dopiero tam ją otworzyłam. Był w niej bilet.. na koncert i dopisik, że muszę przyjść bo to ważne. Od kiedy jakiś zwyczajny koncert ma być aż na tyle ważny, ze ja muszę tam być. To wszystko wydaję się być pokręcone. Jak na razie nie mam zamiaru się tam wybrać. Poszłam otworzyć bo pewnie Iz się znów dobijała. Wpuściłam ją do środka, a ta wpadłam jak szalona.


-Boże co się dzieje, że jesteś taka zmęczona. Biegłaś tu czy co?


-A żebyś wiedziała, że zapieprzałam ile wlezie.


-No jestem ciekawa po co?


-Dostałaś to co miałaś dostać?- Nie wiedziałam o czym mówi, ale potem do mnie dotarło.


-Aaaa chodzi o ten bilet. To mam, ale nie idę.- Oznajmiałam jej.


-CO!? Jak możesz nie iść. Chcesz żeby to się zmarnowało. Z resztą to tylko koncert,a tobie przyda się odrobina zabawy nie sądzisz?- czy ja wiem czy mi potrzebna.


-Daje sobie radę sama i wiem jak się nie nudzić.


-Wiesz co oni pierwszy raz śpiewają nową piosenkę, a ty masz to w dupie.- Nie no teraz przesadziła.


-No wiesz nie wyolbrzymiaj tego tak. Jak chcesz to pójdę. Zadowolona!- I tak nie dała by mi żyć przez jakieś 2 tygodnie wypominając mi to co chwilę.


-Świetnie to się szykuj.


-Ale, że teraz??


-No tak. Czy ty nie czytałaś godziny ani nic z tych rzeczy.- Pomijając to, że miałam to gdzieś to nie.


-Choć lepiej ze mną.- I się zaczęła męczarnia. Naprawdę nie lubię kiedy mam na sobie wszystko co jest możliwe.


- Jesteś śliczna to spadamy.- Jakim cudem ona zamówiła taxi, że tego nie wiedziałam. Ale wsiadłam o nic nie pytając. Wysiadłyśmy przed halą i weszłyśmy bez problemów. Pomyślałam wtedy, że nie będzie najgorzej. Oczywiście ja nieświadoma niczego doczekałam się haczyka w tym wszystkim kiedy kazali mi wręcz ruszyć się do przodu. Było ciemno jak w dupie u murzyna. Światła się zaświeciły tylko po to by pokazać mi klęczącego przede mną Lu Hana. Ja się pytam czy to jest to na co wygląda.


-Emi czy ty zostaniesz moją żoną?- Padły te słowa, a minie zatkało. Patrząc z jednej strony to chciałam powiedzieć nie i mu jeszcze dokopać przed wszystkimi, a z drugiej już byłam gotowa się zgodzić i wybaczyć to wszystko. Ktoś nawet krzyknął żebym się zgodziła. Więc powiedziałam.


-Tak.- On się tylko uśmiechną. Po założeniu pierścionka na palec pocałował mnie tak jak nigdy wcześniej i nie chciał puścić. Każdy bez wyjątku cieszył się naszym szczęściem. Od teraz to ja dopilnuje żeby nic się nie stało z nami.





I jak sie wam podoba ostatni rozdział przygód z EXO. Oczywiście zapraszam na kolejne opowiadanie tym razem o B.A.P.

czwartek, 16 stycznia 2014

EXO- 31


Heka ludziska! Jestem już z nowym rozdziałem. Według moich obliczeń to ten jest przedostatni. Coś nie komentowaliście ostatnio:( W sumie też uważam że nie było najciekawiej. A zdjęcia niestety nie będzie bo blog strajkuje.






 
Nie dla mnie te wszystkie guziczki. Zanim udało mi się połączyć i ściągnąć ją na dół musiałam się powydzierać na tego pilota. Chyba każdy się darł. Iz z wrzeszczącym dzieckiem. Kris i Lu tłumaczący, że to ich samolot i, że to ja jestem jego dziewczyn a i mają mnie sobie zapamiętać. Jak już poszło gładko to wybrałam się do tajemniczej niej. Jak zwykle przecisnęłam się przez protestujących ochroniarzy którzy po chwili skapnęli się kim ja jestem. I pomyśleć, że tracę na to moje cenne minuty lotu. Wyprowadzili mi tą dziewczynę. I moje przypuszczenia się nie sprawdziły. Myślałam, że to Reychel próbuje się odegrać, a tu jakaś obca baba wysiada. Ktoś tu się będzie musiał ostro tłumaczyć.

-Kim ty jesteś do cholery!

-Ty nie wiesz, ale on wie. Dawno się ie widzieliśmy.- Odwróciłam się do niego. Oczekuje, że się odezwie.

-Wy się znacie? O co tu chodzi.

-Byłam jego dziewczyną zanim poznał ciebie.

-Byłaś więc czemu tu nadal jesteś?- To ma głębsze dno i ja je wyciągnę.

-To prawda była, ale już nie jest. Teraz jesteś tylko ty.- Podszedł i objął mnie. Tyle się dzieje, że mam nadzieje, że mnie nie okłamuje.

-Ty nie wiesz wiele rzeczy, ale już niedługo się dowiesz.- I zabrali ją. Stałam zastanawiając się co miała na myśli mówiąc, że się dowiem, czego?

-Nie słuchaj jej Em to jakaś psychopatka jest. Dlatego Lu z nią zerwał. Zaczęła się dziwnie zachowywać z dnia na dzień.- Wyjaśnił mi Kris. Przynajmniej się trochę uspokoiłam co nie znaczy, że całkiem.

-Wierzysz mi?

-Pewnie, że tak. Chodźmy.- Pociągnęłam go za rękę. Czy ja wiem, czy mu wierzyć. Jakby nie patrzeć powinnam mu ufać bo na tym też polega związek. Wolę o tym nie myśleć. Weszłam do środka wygrzebałam słuchawki i zasnęła na jego ramieniu.



* * *



Ocknęłam się dopiero jak usłyszałam głos, że czas wysiadać. To dobrze bo tyłek mnie boli od siedzenia. Po odebraniu bagaży zbliżaliśmy się do wyjścia gdzie każdy na kogoś czekał, a na nas kompletnie nikt.

-Poczekaj czy tam nie stają chłopaki z EXO?- No ślepa jestem. Gdzie Iz ich widzi. Odwróciła mnie w ich stronę i teraz dobrze było widać ten ogromniasty napis. Aż się wzruszyłam.

-Co wy tu robicie. Nie powinniście pracować nad nową piosenką.

-Już to skończyliśmy i pomyśleliśmy, że warto by się przywitać bo w końcu jest już nas trochę więcej.

-Taa i będzie jeszcze więcej.- Szepnęłam sama do siebie. Co chyba wszyscy usłyszeli.

-Powiedziałam to głośno prawda?- Mądra ja zawsze nie wtedy kiedy trzeba palnę to co nie trzeba.

-Lu Han tylko pozwolić ci zostać w Polsce a ty dzieci robisz.- Zażartował Kai. Poszliśmy do busa. Zajęłam miejsce z przodu i zaczęłam wgapiać się w swój brzuch. Bosz grubnę z dnia na dzień. Nie zauważyłam kiedy dojechaliśmy pod chatę.

-Jak dobrze być znów tu gdzie się wszystko zaczęło.- W domu tyle wspomnień. Pierwsze normalne spotkanie. Nawet pies mnie rozpoznał, pewnie nadal pamięta kto dawał mu żarcie. Cieszę się, że przeżył i go nie zagłodzili. Nie dali mi wnieść samej chociaż jednej małej torby. Tle razy powtarzam, że nie jestem chora, a ci i tak robią swoje. Nie to żebym była jakaś nienormalna, ale głodna jestem dlatego stoję z głową w środku lodówki.

-Czy oni mają coś innego oprócz parówek i ogórków.- Albo same gotowe żarcie. Jak tak będę jadać to wyobrażam sobie jak będę wyglądać później i to nic dobrego nie jest.

-Gdybyśmy wiedzieli, że jesteś w ciąży kupiłbym coś innego.

-Eeee co?- Się wystraszyłam i przyrżnęłam głową w lodówkę. Auć!

-Sehun musisz zawsze mnie straszyć.- Jeszcze znowu bym go czymś walnęła.

-Przepraszam nie chciałem.- Jasne każdy tak mówi szkoda, że nie odrobinę wcześniej.

-Dobra nie ważne. Chciałeś coś?

-Hymmm chyba nic takiego. Chciałem ci pogratulować.- Spojrzał na brzuch.

-A no tak dzięki.

-Słyszałem, że zostaliście zaproszeni do programu. Powinnaś już iść się szykować.- Świetnie pełno stresowych sytuacji. Kopnąć w kalendarz można. Dostałam radę żeby wyluzować i dobrze się bawić. Tak zrobię. Postaram się też tam nie wypawiować. Po tym jak Iz pozbawiła mnie połowy włosów i nałożyła tapetę na mordę byłam gotowa do wyjścia. Już nie wyglądałam tak strasznie jak przed chwilą. Musiałam ubrać luźną sukienkę. Postanowiłam, że jeszcze nie chcę by cały świat się dowiedział. Pogoniłam chodzącą perfumerię i w 5 minut każdy zajął swoje miejsce w samochodzie. Kazałam się menadżerowi pośpieszyć. Ale nie aż tak żebyśmy szarżowali po drodze. Serio bałam się o swoje życie. Tak samo jak bałam się wysiąść. Byłam już raz w takiej sytuacji, ale tam prawie nikt nie ogląda telewizji Koreańskiej, a tu co innego. Za to Izzy też zaczęła wariować. Dlatego ja się zachowuje normalnie.

-Iz co ci się dzieje.

-Się jeszcze pytasz. Zostawiłam dziecko z orangutanami.

-I tak nie miałaś wyboru. Ale pomyśl o tym, że niektórzy chyba są normalni.

-CHYBA!

-Dobra rozumiem nie pomagam. Ale wyluzuj.- Spojrzała na mnie z mordem w oczach więc się zamknęłam. Kris jakoś ją uspokajał, ale ona się wydzierała. Pół biedy, że byliśmy w środku budynku.

-Spokojnie zadzwonię do nich za chwilę. O co tyle krzyku.

-O naprawdę, to chcesz se porodzić przez ponad 2 godziny!- Trzasnęła go torebką. W sumie popieram.

-ZA MINUTE WCHODZIMY!- Krzyknął reżyser... prosto mi do ucha. Chyba ogłuchłam z wrażenia. Poszłam zająć miejsce. Rozluźniłam się, wzięłam parę oddechów i uznałam, że dam radę i będę sobą. 



* * *



Idzie dobrze i zbliżamy się do końca. Teraz tylko pokarzą ich nowy teledysk i spadamy do domu na kolację bo coś czuje, że mój brzuch wybuchnie rykiem na całą sale. Sama się nie mogłam doczekać. Fakt nie mogłam się doczekać, ale nie musiałam w ogóle czekać na to. Bo obrazek był dla mnie jak nóż w plecy. BYŁA CZY OBECNA JA SIĘ PYTAM! Ile ludzi na to patrzy. Jaki wstyd. Się nie spodziewałam zobaczyć obściskujących się ich razem. A jeszcze bez szczelnie mnie zapewniał, że to psychopatka jest.

-No to REKLAMA!- Właśnie przydałaby się. Bo bym coś z chęcią rozwaliła.

-Emi dobrze się czujesz.- A czy tak wyglądam.

-Nie, ale za chwilę będzie gorzej bo kogoś pobije.- Chciało mi się płakać i to tak jak nigdy.

-Właśnie koleś co to ma być. Czy ty chcesz zginąć. Jak możesz robić jej coś takiego.

-Nawet nie masz zamiaru nic powiedzieć.- Nie no wychodzę bo nie wytrzymam.

-POCZEKAJ! Ja tego nie zrobiłem!- I tak nie chciałam go słuchać. Biegłam przed siebie prosto do samochodu. Mógłby sobie darować i nie biec za mną.

Nie dał mi wsiąść, po prostu zamkną drzwi gdy je właśnie otwierałam.




I jak tam wyszło? A zapomniałabym. Opowiadanie o B.A.P, jestem już w trakcie pisania pierwszego rozdziału.

poniedziałek, 13 stycznia 2014

EXO- 30

Przyznam, że pomysł na ten rozdział przyszedł tak znikąd. I nie wiem czy wyszło dobrze czy nie.







Siedzę sobie przed porodówką. Przyszyły tatuś nie może usiedzieć na dupie. Denerwuje mnie to jego ciągłe chodzenie w kółko. Ona tam dopiero leży i czeka na lekarza, a nie umiera.

-Długo będzie tak chodził?- Muszę wiedzieć czy mam zacząć działać.

-Bo ja wiem. Nigdy się tak nie zachowywał. To do niego nie podobne.

-Obyś ty tak nie świrował.- Na wszelki wypadek poproszę Iz żeby mi to nagrała. Będę miała co pokazywać dziecku. Nadchodził lekarz, a za nim pielęgniarki. Które jak nas zobaczyły to zaczęły poprawiać fryzury. Gadały coś o jakimś zaszczycie czy jak. Jedna pożerała wzrokiem mojego chłopaka. Nie dopuszczalne to. Posłałam jej moje gniewne spojrzenie typu ,, Jak podejdziesz umyję twoją głową podłogę'' i dała sobie spokój.

-Może pan wejść z nami.- Powiedział do niego lekarz. Ale on zamarzł w miejscu. Dlatego też postanowiłam, że potrząsnę nim trochę. Podeszłam i zrobiłam to co konieczne. Walnęłam go w twarz i się ocknął.

-Kris weź się w garść. Iz właśnie jest w środku, a ty masz pokazać jej, że jesteś dobrym kandydatem na męża a nie rozlazłym jak kluchy. Co ty baba jesteś czy chłop. To marsz mi do środka.- Wepchnęłam go tam.

-No to teraz czekamy.- Coś nie wyszło mi to czekanie bo przysnęłam na 30 minut oparta o ramię Hana. A jak się ocknęłam było po fakcie. Zdziwiło mnie to, że on tam nie kopnął w kalendarz tylko zachował się całkiem normalnie. Po załatwieniu wszystkich spraw w spokoju pojechaliśmy do domu. Teraz to aż chce w nim siedzieć. Przydałoby się tu najpierw posprzątać po tej burzy. Ale ja mam wolne więc niech się sami męczą. Zadzwoniłam do rodzinki, a ta ,,jakoś'' to przyjęła. Powiedziałam, że zostaną dziadkami.

-Jezusie nazaryjski. Co ja ci mówiłam o zabezpieczaniu się. Dziewczyno nudzi ci się tam. Nie masz co robić.- A żeby wiedziała, że nie mam co. Ojciec przejął telefon bo matka zaczęła odprawiać cyrki. Z nim dokończyłam w miarę rozmowę, przynajmniej się ucieszył.





* * *



Iz już w domciu z śliczniutkim chłopczykiem na rączkach. Aż się chce wytargać za poliki. Właśnie siedzimy sobie pijąc herbatę.

-Czy tobie też się zdaje, że ten dom będzie za mały jak tyle nas tu będzie.

-No wiem gadałam o tym z chłopakami i nasze domy już stoją w Seulu. Wystarczy pojechać i kupić wnętrze.

-No to git majonez. A teraz idę do tego dziecka bo coś za długo się wydziera.- Poszłam za nią, przecisnęłam się. Popatrzyłam się na Lu. Bo tylko on już stał koło mnie.

-Co zrobiłeś? Przyznaj się.

-JA?? Dlaczego uważasz, że coś zrobiłem. Ja nic nie zrobiłem.- Podniósł ręce w obronnym geście.

-No tak ty nic nie musisz robić. Wystarczyło to, że się pokazałeś i już go przestraszyłeś.- Przez cały czas próbowałam uspokoić małego Kim' a. Jak się odwróciłam wtedy zrozumiałam jego reakcję. Sama się przestraszyłam.

-Boże co ty masz na twarzy.- Przypomina mi moją ciotkę gdy ma wysypkę. Paskudny widok mówię wam nie polecam.

-Maseczkę se zrobiłem. Gwiazdą jestem muszę dbać o wygląd.- Czego ja się dowiaduje.

-Weź idź się tego pozbyć.- Jak jeden pójdzie drugi przychodzi mi z podejrzanym listem. I znów zbiegli się.

-Ooo co to jest.- Zaczęli sobie wyrywać list, póki go im nie zabrałam. Chcieli się na mnie rzucić.

-STAĆ!- W końcu mogłam się doczytać o co chodzi.

-Tu coś piszą, że chcą nas zaprosić do jakiegoś programu.- I dalej nie dokończyłam. Bo nie miałam kartki przed oczami.

-Ty, ale to nie w naszym kraju jest.- No zajebiście. 

-A żeby tam zdążyć trzeba by wyjechać już za 2 godziny.- Oznajmił Kris. Iz się ożywiła i łapiąc mnie za nadgarstek zawlokła na samą górę. Chodziła ciągle coś wyciągając z szafy. No powiedzmy, że ta jej ,,szafa'' wylądowała na mnie. Spadam bo bielizna jeszcze zacznie latać mi nad głową.

-Co ty robisz. Wybierasz się gdzieś?- Chyba ją poniosło. Dziecko chce przewieźć taki kawał drogi tylko po to żeby mogła być w TV.

-Czemu tak stoisz jak widły w gnoju.- Przeszłam za nią do mojego pokoju. Wynalazła moją walizkę i zaczęła wsypywać wręcz wszystko co wpadło jej w ręce. Nie dało jej się powstrzymać, wpadła w szał. Na moment się zatrzymała.

-Tego nie biere. Będziesz wyglądać jak spadochron, albo gorzej.

-No wiesz spadochron i to w dodatku gorzej. Przypominam, że sama mi to kupiłaś.

-Wtedy nie wiedziałam, że za nie długo będziemy cię turlać do samolotu jak piłkę.- Czy ona właśnie mi zasugerowała, że ja już jestem gruba. Chamstwo się szerzy. Mi nawet brzucha jeszcze nie widać.

-A róbta co chceta. Idę ogarnąć samolot.- W pizdę jego mać weź się do nich dodzwoń. Zaczęłam przeklinać ile wlezie.

-Daj ja spróbuje.- Lu wykręcił numer i jakimś cudem się dodzwonił. Podał mi telefon. Jak tak rozmawiałam z tą babką to mi ciśnienie podnosiła z sekundy na sekundę. Co za cwele tam pracują.

-Przepraszam bardzo, ale pani nie może podawać się za jego dziewczynę, ponieważ taka osoba już jest na pokładzie i szykuje się do lotu.- Szczena mi opadła. Tera się wkurwiłam. Albo ta kolesiówa kłamie, albo to ja nie jestem jedyna. W co akurat nie wierze.

-Dobrze.- Zaczęłam oddychać bo się nie mogę denerwować. I tak wybuchłam.- PODAJCIE MI TĄ CIPE DO TELEFONU!!

-Pani prośba nie może zostać zrealizowana.- Odpowiedziała mi automatycznie.

-A CHUJ CI W NOS! JA chcę mój samolot bo to JA załatwiłam se do niego pilota!!!!

-Proszę się nie denerwować. Mamy jeszcze bilety na 18:30.- Przecież to jest za 4 bite godziny. Z resztą po co mi to skoro MAMY WŁASNY! Nie odpowiedziałam tylko się wyłączyłam. Ja tam będę niech się szykują na Apokalipsę. I jak ja dorwę tą dziewczynę to ona biedna będzie. Teraz to sama chce tam lecieć.

-ZŁAZIĆ MI Z GÓRY I TO NATYCHMIAST!- Przynajmniej na samochód czekać nie muszę bo bym oczedziała z wrażenia. Wszyscy się z trudem zapakowali. Tym razem ja prowadzę bo mi się śpieszy. Opowiedziałam w skrócie jak się sprawa ma. Powtórka z rozrywki mnie czeka. Lu Han co chwilę zapewniał mnie, że nie ma żadnej innej. Ale się zobaczy. Zahamowałam z piskiem opon. Wmaszerowałam do hali. Zażądałam widzenia się z tą ,,kobietą'' jeśli można ją tak nazwać.

-O to z panią rozmawiałam przez telefon. Jak już mówiłam. Bilety mamy na 18:30.- A ta znowu wyjeżdża mi z tym gównem.

-Ja żądam widzenia się z tym podejrzanym osobnikiem. BO JAK NIE TO DO KIEROWNIKA PÓJDĘ!- Przelazłam przez tych ochroniarzy pomimo ich protestów.

Nie pozwolili mi tam wejść bo najzwyczajniej nie zdążyłam na czas.

-I co teraz.- No jak to co. Jak nie da rady tak to wbijamy do kontroli lotów. Poszłam do sali.

-Złaź mi pan stąd.- Wywaliłam dziada z fotelika i usiadałam na nim.

-No to trza się połączyć.- nigdy nie myślałam że będę kierować lotem a tu takie niespodzianki.


W następnym rozdziale dodam zdjęcie dziecka. Jak nie zapomnę.

sobota, 11 stycznia 2014

EXO- 29

Wróciłam bo pomyślałam żeby było co czytać na weekend. Chyba wena mnie opuszcza stopniowo. Coraz częściej nie wiem co mam napisać żeby się kupy trzymało i było śmiesznie. Bardzo przepraszam jeśli was zanudzam bo mam takie wrażenie.

Ale jest też i dobra wiadomość. Po długim zastanawianiu się doszłam do wniosku, że nowe opowiadanie będzie o zespole ...... B.A.P. Cieszycie się razem ze mną? Chyba, że macie jakieś inne pomysły to obiecuje je rozważyć.






8 MIESIĘCY PÓŹNIEJ



To było 8 katastroficznych miesięcy. Dobrze, że zbliżamy się do końca bo moje wory pod oczami sięgają mi już prawie do ziemi. Będę je zwijać i chować do kieszeni. Ja normalnie tak nie wybrzydzam jak ona. Przynieś mi ciasto, ale ja tego nie chciałam. Dla niej nie istnieje słowa ,,skończyło się''. Wyżera lodówkę zaopatrzoną przynajmniej na tydzień w dwa dni. A Kris to chyba utknął w kuchni. Raz zobaczyłam jak śpi pod zmywakiem. A jak wstaje to słychać jak stęka w drugim pokoju i muszę biec na zbity pysk bo się nie podniesie. Teraz jest moje 5 minut odpoczynku. Zażeram się czekoladą,a w sumie jestem nią karmiona bo mi taki jeden ktoś wsadza ją do gęby. Jestem zbyt zmęczona by podnieść rękę.

-Trzeba pobłogosławić te ciszę.

-No też tak pomyślałam.- Taa nic nie trwa wiecznie.

-EMI!!!- I zaczął się bieg po zdrowie. Wleciałam ślizgając się. Już każdy był w pokoju. Zaczęłam się rozglądać. Moje oczy zatrzymały się na kałuży. 

-Czy ci wody odeszły?!!- Zaczynam panicznie gadać. A ci to nie lepsi. Lu musiał przytrzymywać Kris' a bo zachciało mu się mdleć. Już trzeci raz w tym tygodniu. Na szczęście ja normalna w miarę chwyciłam po telefon i miałam zamiar wybrać numer na pogotowie, a Iz wyrwała mi go z ręki i piznęła o ścianę.

-Kobieto na nowym dywanie mi nie będziesz rodzić.- Nie ma takiej mowy ja już czyściłam go nie raz. 10 razu ni będzie.

-Ale ja nie rodzę. Woda mi się wylała.- Że co! Mam ochotę ją udusić.

-Woda?- Powiedzieli razem jak maszyny jakieś.

-To po co się drzesz.

-Bo muszę do toalety, a nie schylę się po to szkło. Muszę jakoś przejść.- Ona chyba lata do kibla za każdym razem jak kichnie.

-To ja wracam do krojenia.- Kris opuścił nas, a my zostaliśmy. Posprzątałam to. Doszła jakoś, dobrze, że się po drodze nie zabiła o własne stopy. Coś kręci mi się w głowie pewnie z tego przemęczenia. A może nie ja tam nie wiem. Zaczynam przytrzymywać się ściany nie jest dobrze i też się tak nie czuje.



( narracja Izzy )



Wychodzę z toalety, a tam taszczą mi Em na kanapę. Nie było mnie tylko 15 minut.

-Co jej się stało?- Bosz a jak ją przemęczyłam.

-No chyba zemdlała.- Lu już trzymał ją za rękę. Aż prosi się o zdjęcie. Boje się jego spojrzenia jakby wiedział, że to przeze mnie jest.

-Ty mi jej nie zabij wzrokiem.- Jak miło, że mój chłopak mnie broni.

-Spokojnie nikt tu się bić nie będzie. Co najwyżej ja jak mi podpierdzielisz sernik.- Czym by ją tu obudzić.

-Lu Han przestać walić ją po mordzie to nie piniata.- Zrobią z niej kotleta.

-Weź idź po czyjegoś buta.- Jaki nie ogar jeden z drugim. Musiałam sama pójść. Jak nic innego nie działa to to podziała na pewno. Zapachy z bucira najlepsze na ocucenie. Powinnam to opatentować.



( narracja Emi )



Leżałam sobie spokojnie nieświadoma niczego. Do czasu aż mi nie zaczęło walić mi burakami. Nawet nie mam pojęcia dlaczego akurat tym. Włączyłam się do ich rozmowy.

-Co wy tak nade mną stoicie. Czy ja jestem w niebie?- Chociaż jak zaczęłam się rozglądać to było dokładnie tak samo jak przedtem.

-Nie, nie jesteś. Biały sufit mamy to dlatego.- Tak nie ma to jak sufit. A skoro tam nie jestem to znaczy, że nadal to coś siedzi w Iz.

-Jak się czujesz przynieść ci coś.- Tak, chcę znowu mieszkać z moją walniętą rodziną i mieć święty spokój. Zachciało im się dzieci robić. Ale to miłe, że ktoś się tobą interesuje nadal.

-Nie trzeba. Posiedzę i mi przejdzie.

-Ty, a jak ty w ciąży jesteś.- Popatrzyłam na nią, a później na swój brzuch. I tak z 6 razy. Czy ja wiem czy coś tam jest? Ja miałam ciekawą minę, ale Lu to jak srający kot na pustyni. Sama zaczynam myśleć, że to możliwe.

-Nie żartuj ja nie mogę. Ja studiować kiedyś mam zamiar.

-No, ale sprawdź.

-No, ale ja ci mówię, że tam nic nie ma.- Matko, a jak jest. To znaczy, że będę się zachowywać tak jak Iz i jeszcze gorzej. Nie no opuściłam to towarzycho bo tylko stresują człowieka niepotrzebnie. Wyszłam sobie na taras pooddychać. Wszedł za mną Luluś.

-A co jeśli oni mają rację. Jeśli w środku coś siedzi i nic o tym nie wiemy.

-To się okaże. Nawet gdyby było to czy byś chciał to dziecko?- No patrzcie jeszcze się zastanawia. Ja bym nie miała się nad czym zastanawiać. Normalnie płakać mi się chcę ze szczęścia. A ja se myślałam, że przytyłam a tu takie cóś.

-Tak, biorę odpowiedzialność za to.- No jaka przemowa. Niech będzie, że mu uwierzyłam.

-Uwaga nędzne ludzie. Powiadam ja wam, że rodzinkę powiększam.- Czas na plan. Już my z Iz zrobimy niewolników. Od razu po tym jak pojadę se do lekarza.

* * *



Prawie bym dostała zawału u tego lekarza. Co za zboczeniec jeden. Pozwę gnoja, a najpierw na dywanik do swojego dyrektora. Dobrze, że go odciągnęłam bo by się pozabijali.

-Ja go zabije.- Powtarzał w kółko prowadząc auto.

-Niech ci będzie. Ale najpierw go pozwę.- NO to było tak weszłam do tego pokoju sama bo tak mi kazał. Wszystko ładnie pęknie, a jak już miała wychodzić to ten gnom mi jakieś ohydne propozycję składa. To wykopałam go na korytarz i poturbowałam pedzia. Ale nie jeszcze chcieli mnie zatrzymać. Ja się pytam za co. Się nie mogę denerwować bo w drugim miesiącu jestem, a temu macać się zachciewa. To przyrżnęłam mu z liścia i tam tak lekko zasadziłam mu z glana. Na koniec wykrzyczałam mu, że jest pierdolnięty i na kolegium go podam do administracji kuźwa. Wszystkie babki zaczęły bić mi brawo to się nazywa mieć poparcie. Już dojechaliśmy i wyszłam z samochodu.

-Ciekawe jak sobie dają radę i co się tam dzieje.- Otworzyłam drzwi i przed oczami świsnęła mi szklanka która rozbiła się o ścianę z hukiem. Co do jasnej cholery! Lu szarpnął mnie za rękę żebym się schyliła. Teraz będę się czołgać po ziemi.

-Dobra ty czołgaj się w tamtą, a ja w drugą. Musimy znaleźć Kris' a.- Zostawić ich na 5 minut i chata poszła by z dymem. Nikt by nie zauważył. I znalazłam za kanapą. Doczołgałam się do niego.

-O już wróciliście i jaki wynik.- Ty mi oczu nie mydl.

-Nie zmieniaj tematu. Co jej zrobiłeś, a raczej powiedziałeś, że wszystko co wpadnie jej w ręce fruwa.

-No ten tego... .

-Wysłów się bo ci pomogę.

-Powiedziałem, że mogłaby ograniczyć to jedzenie i nic więcej.- Co za nie myślący mózg. Face palm' a strzeliłam.

-NIE PRAWDA POWIEDZIAŁ, ŻE I TAK JUŻ JESTEM GRUBA TO BARDZIEJ BYĆ NIE MUSZĘ!!- Wydarła się Iz z kuchni rzucając tym razem kapciem w firankę.

-Mądry jesteś bardzo.- Oparłam się i czekałam aż skończy swoją furię. Po chwili nareszcie ucichło. Weszłam powoli do kuchni, która już na nią nie wyglądała.

-Emi to chyba się zaczęło.- No wiedziałam, ale nie, że teraz. Wyleciałam jak poparzona do salonu drąc się.

-ZACZĘŁO SIĘ!!!




Strasznie przepraszam za błędy. Już nie miałam siły ich sprawdzać.

Dajcie znać jak poszło i czy da się przetrawić ten rozdział.

środa, 8 stycznia 2014

EXO- 28



Tak jakoś wyszło, że spędziłam nad tym ponad 2 godziny, a miałam powtarzać na sprawdzian z Biologii. Znów mam wrażenie, że nie tak wyszło jakbym chciała, no ale pokażcie mi, że jednak nie na darmo się męczyłam. Bo naprawdę zacznę płakać :'( mam za dużo problemów i o wiele za dużo stresu.




Weszłyśmy, a w sumie to przepchałyśmy się przez tłum wrzeszczących gwiazd. Teraz to ja już za dużo zobaczyłam w swoim życiu. Zbiorowy taniec na stole pełnym żarcia. Trzeba uważać żeby nie oberwać sałatką. Całe SNSD i B.A.P sprawili, że cała sala tańczyła razem z nimi. Jednak zawsze można sprawić, że najnudniejsza imprezka staję się odjazdowa. Ale muszę sobie usiąść bo za moment zacznę się zataczać jak co poniektórzy. Pogubiłam wszystkich.

-I jak się bawisz?- Zapytał mnie Lu który jakimś trafem siedział już koło mnie.

-Świetnie.- No nie powiedziałabym bo mi trochę nie dobrze.

-Na pewno jest w porządku z tobą? Może chcesz wyjść.

-Jeszcze mi się nie śpieszy. Iz by się martwiła gdzie jestem. I nie zostawię tych upitych wariatów.- Właściwie nie widzę jej w tym tłumie.

-Chyba widziałem jak biegła do toalety.- Za chwilę ja też będę tam biegła. A może i nawet szybciej. Opuściłam go zostawiając samego. Teraz to kierunek wc. Wparowałam do środka i po chwili było po wszystkim.. Jak już wyszłam umyć ręce i twarz znalazłam zgubę.

-Gdzieś się podziewała.

-Trochę mi nie dobrze było, ale jest już w porządku.- Ona coś ukrywa. Podejrzanie się zachowuje. I niby dlaczego się źle poczuła skoro widać, że nic nie łyknęła.

-Yhmm?? Mów mi tu prawdę.- Zablokowałam szybko wyjście rzucając się na drzwi żeby nie uciekła bo się do tego śpieszyła. Spojrzałam na nią jednym z mych specjalnych spojrzeń.

-Ach niech ci będzie. Jak ci powiem, że ciocią zostaniesz prawdopodobnie to się domyślisz.- Czy ona właśnie mi oznajmiła, że jest w ciąży czy to tylko moje zwidy po wypiciu. Dobra ocknęłam się i zaczęłam ją przepytywać. Taka tam standardowa procedura.

-Kiedy? Gdzie? Dlaczego? Jak to się stało i czy on wie?

-Wiem o tym dopiero od wczoraj wieczorem. I chyba nie muszę opisywać jak do tego doszło.- Taaa to możemy pominąć.

-No to gratuluję.- Przytuliłam ją ostrożnie. Od teraz jest jak szklana bąbka.

-No wiem też się cieszę tylko jeszcze nie wiem czy on się cieszy.

-Powiesz mu to. Ale może nie dzisiaj.

-Masz rację. Mój przyszły mąż zalewa się w trzy dupy. Pomożesz mi to powiedzieć.- Pokiwałam głową, że tak. Nie dziwię się. Strach pomyśleć jak mu odwali.



* * *



Ło matko i córko, gdzie ja jestem. A no tak przytulny hotelik, a obok Lu Han bez koszulki. Scena jak z jakiegoś romansidła. Mózg mi lata w środku, a wody brak w pobliżu. Jak na Saharze. Leżałam bez żadnych zmartwień myśląc co by sobie tutaj porobić. I nagle znalazłam się na podłodze bo komuś się zachciało rozciągać.

-O już się obudziłaś.- Tak. Obudziła. Kurdę.

-Można tak powiedzieć.- Tyłek mnie boli-,- Przypomniała mi się sprawa Iz. Zalazłam do łazienki i spędziłam w niej trochę czasu. A teraz czas na działanie i konfrontację.

-Musimy pomóc Izzy.- Oznajmiłam.

-No wiem w końcu biedaczka jest w ciąży z nim.- To on wiedział i nic mi nie powiedział. Jestem wściekła. Walnęłam go poduszką.

-Auł! Za co to.- Za żywota.

-Pierwsze było za to, że nie powiedziałeś, a drugie za to, że to twój kolega i nie powinieneś mówić, że Iz jest biedna.- Ciekawa jestem jak to jest nie widzieć swoich stóp przez dłuższy czas.

-Choć już lepiej po nią.- W trybie natychmiastowym znalazłam się przed jej domem. Pomijając już ten przystanek w domciu na przebranie się.

-Wiesz, że jesteś mi winien śniadanie i to takie porządne.- Przez niego nic nie można zjeść w spokoju. Zanim wzięłam choć jeden kawałek do buzi już byłam cała wysmarowana dżemem i gdzie tu sprawiedliwość.

-Dobrze tylko mi przypomnij.- I jeszcze co, od czego jest kalendarz. Zapukałam, otworzyła nam jej mam. Powiedziała tylko tyle, że Iz jest w swoim pokoju i nie opuściła go od rana. Podobno wciąż wpatruje się w lustro. No odwaliło jej chyba. Poszłam tam sama. Faktycznie to była prawda. Podeszłam bliżej.

-Co ty przepraszam robisz.- Nie jestem w temacie.

-Czy ty też widzisz, że coś jest większe.- Hormony jej uderzają do głowy.

-To oczywiste, że twój brzuch jest większy.- Wszystkiego mam ją uczyć. Tak to jest jak spała na lekcjach biologii.

-Co?? Ja nie mówię o brzuchu tylko o moich cyckach. Są jakieś takie większe.- Się tego nie spodziewałam. Nie to żeby się przyglądała, ale nic takiego nie było widać.

-Żartujesz sobie ze mnie.

-A czy wyglądam jakbym to robiła. Powiadam ja ci, że za niedługo zacznę se je przerzucać na plecy jak w tych filmach prehistorycznych.- Powstrzymywałam śmiech i myślałam, że zacznie się śmiać. A ona tak na całkiem poważnie. Będę musiała jej pilnować dzień i noc.

-Nie pierdol tylko uświadomić trzeba ojca przyszłych dzieci, że w ogóle będzie je miał.- Jak zawsze ta jej przerażona mina i już chwytała za klamkę, ale wyciągnęłam ją z pokoju.

-Zrobisz to nawet gdybym miała czekać całe te 9 zasranych miesięcy.

-Ja tam mogę czekać.

-Nie denerwuj mnie.- Lulu czekał koło taxi. Wsadziłam ją prosto do auta bez żadnego gadania. Po paru minutach byliśmy już na miejscu gdzie miała się rozegrać ta przepiękna scena. Powinnam zacząć to nagrywać dla potomności.

-KRIS!!!- Wydarłam się tak głośno jak mogłam. Tylko głowa wychyliła się z kuchni, a potem cała reszta.

-Oooo już jesteś. Jeszcze nie skończyłem robić śniadania.- TO może i lepiej bo byłaby tu nie mała kałuża.

-Skończysz je później. Izzy musi ci coś powiedzieć.- czy tego chce czy nie , nie ma już wyjścia. Zostawiliśmy ich samych. Rzecz jasna, że przykleiłam się do drzwi nasłuchując. Szkoda, że nic nie słyszałam.

-Co oni tam robią.

-Bo ja wiem. To ich sprawa.- Siedział przez chwilę cicho aż później sam się dołączył. Jak boga kocham zara tam wyjdę.

-Jaka cisza. Mogli by być odrobinę głośniej.- Sam zaczyna gadać jak baba, a ma do mnie pretensje. Ja przynajmniej nią jestem.

-Są tam dopiero od jakiejś minuty czegoś się spodziewał.- oderwałam się na chwilę i dobrze, że tak zrobiłam. Do kuchni wleciał Kris.

-Będę ojcem.- I poleciał dalej biegać. Wyszłam z kuchni i podeszłam do Iz.

-Co on wyprawia.

-Nie widzisz. Cieszy się … tak sądzę.

-Dziwnie to pokazuję biegając w te i we wte.

-dziewczyny poczekajcie zatrzymał się.- Cały czas gapił się w naszą stronę, a bardziej na miłość swojego życia.

-Ludzie będę ojcem.- Powiedział po raz kolejny i tak po prostu poleciał do tyłu. Wiedziałyśmy, że mu odwali, ale, że aż tak. Podeszliśmy i pochyliliśmy się nad nieprzytomnym.

-No nawet całkiem to zniósł.- Skomentowała Iz, a my się z nią zgodziliśmy.




WIELKIE DZIĘKI tym osobom które pisały komentarze. Byłam taka ... szczęśliwa to chyba dobre słowo. Liczę, że nie opuścicie mnie zbyt szybko, co??








poniedziałek, 6 stycznia 2014

EXO- 27

Jestem ponownie bo nie wiem kiedy będzie następny rozdział. Szkoła mnie wzywa. Mam trochę do nadrobienia i mogę nie znaleźć czasu na pisanie. Dlatego zostawiam was z tym i liczę, że się spodoba.





Komu się nudzi żeby dzwonić o tej porze. W dodatku nie wiem gdzie jest komóra. Zalazłam ją pod poduszką.

-Halo.- Powiedziałam jeszcze zaspana i wściekła.

-Czy ty ciągle śpisz?- To była Iz.

-Tak, a ty wiesz która jest godzina. Daj się wyspać.

-Wiem która jest. Dokładnie 11:00.

-No właśnie jest … ŻE KTÓRA?!- Tyle do roboty, a ja jeszcze leżę.

-Nie wariuj. Jest ważniejsza sprawa. Twoi rodzice do mnie dzwonili i zaczęli wypytywać gdzie jesteś i z kim.- Zerwałam się z łóżka i zaczęłam się ubierać. Nie wychodziło mi to bo nadal rozmawiałam przez telefon. W podskokach weszłam do łazienki.

-Co jej powiedziałaś.- Tu chodzi o moje życie.

-Że jesteś u mnie i zapomniałaś dać im znać. Ale twoja mama była wściekła. Słyszałam tylko jak mówiła, że sobie z tobą pogada i rozłączyła się.- O jezusie, no ja wiedziałam, że coś wie.

-Dobra dzięki, że mnie kryjesz. Dam sobie radę, pa.- Rozłączyłam się bo ktoś pukał do drzwi. Otworzyłam je i szybko wyszłam.

-Stało się coś?- Stanie się jak tego nie przeżyję.

-No i to za dużo. Śmiem podejrzewać, że rodzinka już o nas wie.- Poszłam ubierać buty, aż mi się z wrażenia sznurówki poplątały.

-Pójdę z tobą.

-Chcesz wyjść bez głowy.- Albo czegoś jeszcze.- Po prostu poczekaj przed domem, a jakbym nie wyszła po 10 minutach to możesz wbiec. To będzie oznaczało, że już po mnie.- Tatusiowi puszczą nerwy i rozniesie chatę.

-Skoro tak chcesz. Chociaż nie podoba mi się ten pomysł to niech będzie po twojemu.- Wyszliśmy, a ja od razu poczułam, że ten dzień nie jest moim dniem. Wzięłam duży wdech i wydech i powoli otwierałam drzwi do piekła. Na sam początek mamuśka już stanęła mi na drodze.

-Dobrze, że jesteś. Chodź porozmawiać.- poszłam za nią do salonu i usiadłam sobie jak najdalej od niej. W bezpiecznej odległości. Tym razem nawet tato nie wyłączył się z rozmowy która się jeszcze nawet nie zaczęła.

-To kim ten ktoś jest.- Zaczął niespodziewanie. Ok powiem to raz i niech się dzieje co chce.

-No na początek powiem, że to tak jakoś wyszło. Się poznaliśmy już wcześniej, ale nie chciałam wam mówić, że to ten chłopak z Korei bo byście go znienawidzili od samego początku. Oczywiście żeby nie było to długo się zastanawiałam nad ty co do niego czuje i czy w ogóle coś czuję. Wyszło teraz tak, że żyć nie mogę bez niego. I cokolwiek powiecie to nie zmienię zdania. No i jest jeszcze taki mały fakt, że gwiazdą muzyki jest, ale to takie tam nie istotne jest dla mnie.- Powiedziałam wszystko na jednym wydechu. Niech się dzieje co chce. Może pierdyknąć grzmot.

-Jaaasne. To powiadasz, że on piosenkarzem jest.- Serio to są jakieś żarty. Zamiast się oburzyć, albo chociaż podnieść głos czy spróbować wybić mi go z głowy. A pierwsze pytanie to akurat pytanie o jego pracę. Mam nienormalnych rodziców i nic z tym nie zrobię.

-Taak.- Odpowiedziałam niepewnie. Nie wiem co mam myśleć.

-To świetnie córcia.- Ucieszyła się i mnie nawet uściskała. No widać, że ktoś tu znalazł zaproszenie na party. Nadal nie mam ochoty na to iść.

-On cię na to zaprosił?

-Tak.

-Mówiłam ci. Teraz to już tylko wielkie imprezy, a coś ty myślał.

-Fakt, a to już dzisiaj.- No szczerze nie poznaje ich. Mój ojciec którego nigdy nic nie obchodziło nagle zaczął się interesować wszystkim naraz.

-Trzeba ją wyszykować.- Już mnie ciągnęli w stronę pokoju, ale ktoś się rozpędził i wleciał do domu.

-To nie jej wina tylko moja!!- Naprawdę chciało mi się śmiać.

-Dobra już nie musisz się drzeć. Sytuacja opanowana.

-O serio? No to wszytko jest w porządku, tak?

-Jak najlepszym, ale teraz zabieramy ją.- No i takim oto cudem zostałam skazana na dzień z wariatką. Przebierałam się w sukienki chyba ze 100 razy i jak dotąd nie widzę końca siedzenia w tym sklepie. Później fryzjer i inne bzdety. Ręce opadają, a nogi nie wyrabiają.



* * *



Czekamy na jaśnie panów razem z Izzy wystrojone. Się rozerwiemy i co najważniejsze poznamy sławnych ludzi. A później tylko czekać na poranne gazety z ciekawymi nagłówkami na pierwszych stronach gdzie mamy zamiar się pokazać. Znów spotkam się EXO. Jestem ciekawa co tam u nich słychać.

-Bosz nie mogli dłużej, ile można.- Iz jak zawsze zaczyna dramatyzować.

-Spokojnie przecież by o nas nie zapomnieli … chyba.- Sama zaczynałam powoli w to wierzyć.

-Dziewczyny limuzyna czeka.- Oznajmiła nam mama cała podekscytowana tym wszystkim co tu się dzieje.

-No nareszcie, idziemy.- Zeszłam na dół i zostałam oślepiona fleszem.

-Matko boska co ty robisz. Chcesz żebym oślepła.- O mało co bym się nie wyglebała.

-Ok, ok. Nie często się zdarza taka okazja trzeba ją uwiecznić.- Ależ oczywiście jakby inaczej. Kiedyś przysięgam, że go spalę na stosie innych kompromitujących mnie zdjęć z zaskoczenia.

-To my się zmywamy.

-No i pamiętaj masz mi tego nie skopać dziecko. Wydałam na ciebie ostatnie oszczędności.- Wypominaj mi to codziennie to się pochlastam. Z resztą ja się nie prosiłam. Opuściłam ich i od razu po tym wyłączyłam telefon. Nie chcę żadnych wiadomości. Mam się zabawić. Przyznam wnętrze samochodu całkiem, całkiem.

-Ładnie wyglądasz.

-Ooo dzięki, wkurzyłabym się gdybyś powiedział, że nie.- Namęczyłam się siedząc 2 godziny u fryzjera gdzie straciłam połowę włosów. Zatrzymaliśmy się przed jakimś nieznanym mi budynkiem. Teraz jestem zestresowana. Mamy się pokazać całemu światu, ale obiecałam sobie, że nie stchórzę. Oni wyszli pierwsi. Drwi za moment się otworzą. Muszę przygotować moje gały na oślepienie. No i... teraz. Lu podał mi rękę i wyszłam.

-Pamiętaj, ja jestem obok. Nie masz się czym martwić.- I poszłam przez czerwony dywan kompletnie nie słuchając komentarzy dziennikarzy. W środku było obłędnie. Wielka sala pełna ludzi i żarcia. Kelnerzy non stop chodzili z wypełnionymi tacami. Ale już po paru minutach stwierdziłyśmy z Iz, że jest tu za sztywno.

-Trzeba rozkręcić tą imprezkę.- Odnalazłyśmy calutkie EXO i zatrudniłyśmy do pomocy.

-Musimy wybrać się do sklepu bo tu żadnego alkoholu porządnego nie ma.- Co prawda to prawda.

-Ale jak przecież każdy nas zauważy jak będziemy tu wnosić butelki z podejrzanym płynem.

-A od czego jest tylne wyjście.- Jednak chłopaki też potrafią myśleć. Opuściliśmy cichaczem towarzycho i udaliśmy się w stronę sklepu. W ruch wszedł duży kosz na zakupy. Pakowaliśmy nie patrząc w ogóle co.

-Chyba musimy zabrać wózek ze sobą.- Obie wpakowałyśmy się do niego. Bo ja na pewno nie doszłabym w tych butach cała.

-Teraz prosto do tych nędznych ludziów.- Dokładnie tak. Coś mi się zdaję, że mamy z górki bo przyśpieszamy.

-Co się dzieję. Weźcie zwolnijcie bo się rozbijemy.

-Gdyby było można to chętnie.

-Ludzie nie róbcie se jajc.

-Ale nikt ich nie robi. Rodzę się mocno trzymać.- Niech ktoś mi powie jak tym skręcać. My se siedzimy a ci stoją i weź tu coś poradź.

-JAK NIE PRZEŻYJE TO CIĘ ZABIJĘ WIESZ.- Iz darła się już na Kris' a choć to nie była tylko jego wina, ale TEJ ZASRANEJ DROGI. Zamknęłam oczy i czekam aż to się skończy. Kiedy my się zatrzymamy. O chyba w coś walnęliśmy. Otworzyłam oczyska, a przede mną ściana.

-Wszyscy cali.- Zapytałam jako pierwsza.

-Dobrze jest.

-Iz dobrze się czujesz. Dlaczego nadal trzymasz rękami koszyk.- Odczepiła się od niego. Przy pomocy naszych chłopaków wyszłyśmy z wózka. Nic się nie pobiło. Izzy kopniakiem otworzyła tylne wejście. A tam imprezka rozkręciła się już w najlepsze i bez nas.

-Wóda przyjechała ludzie.- Odsunęliśmy się bo by nas zmiażdżyli. Jak bawoły jakieś, dzieci nie wyrzyte w lesie trzymane. Opróżnili wszystko w jedna minutę. Każdy poszedł na parkiet to też tak zrobiłam. Oddaliłyśmy się z Iz do toalety poprawić tę katastrofę. Ale to co zobaczyła po wyjściu z niej nie dało się opisać zwykłymi słowami.

-Iz?

-Tak.

-czy tobie też się zdaję, że zrobiłyśmy tu burdel.

-Yhm.- Popatrzyłyśmy się na siebie.

-No to super.- Krzyknęłyśmy oboje.