środa, 22 lipca 2015

BTS- 4

Zgłaszam się do was z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że nie jesteście zbyt źli na mnie za to czekanie. Internety się buntują kiedy jestem na wsi i nie mam zasięgu.



Kiedy zadzwonił telefon tak naprawdę nie miałam zamiaru go odbierać. Odkąd dostałam zaproszenie na obiad unikałam telefonu w obawie, że to będzie Monick. Niestety zadzwoniła, a ja jakoś nie miałam serca nie odebrać. Więc to zrobiłam. I takim oto sposobem miałam usiąść z nimi przy jednym stoliku. Co prawda to nie miał być obiad, ale lunch. Jednak dla mnie to nie miało żadnego znaczenia. Tak czy siak będę zmuszona udawać zadowoloną.
Zerknęłam na zegarek. Za piętnaście minut zaczyna się przerwa. Muszę zdążyć się przebrać. Kiedy zakładałam na siebie letnią sukienkę, a potem spojrzałam w małe lusterko stwierdziłam, że gorzej być nie może. Mój strój mówi sam za siebie. W końcu przecież ten ciuch nie kosztował majątek. Przy nich będę wyglądała jak biedaczka, którą jestem.
Przeklęte duchy!
Zatrzasnęłam szafkę i wyszłam. Jeszcze chwila patrzenia na różnice, a wcale bym nie wyszła. Zanim wyłoniłam się zza rogu musiałam się rozejrzeć. Jeszcze dwie godziny temu nie pomyślałabym żeby sprawdzać sobie drogę, ale po tej krótkiej rozmowie jaką odbyłam z Taehyung' em w jego małym gabinecie byłam zmuszona to zrobić. Kto by pomyślał, że będę musiała odliczać czas by on mógł wyjść szybciej, a ja później.

( 2 godziny temu )

Zostałam wezwana do jego biura. Myślałam, że będzie bardziej luksusowe. Na pewno nie myślałam, że będzie takie małe. No cóż jego też musiał pokarać los. Szkoda, że to tylko taki nieistotny szczegół.
Przyszłam tu z myślą, że będzie już na mnie czekał, ale wyszło, że to ja czekam na niego. Czyżby to była kolejna próba pokazania, że to on jest ważniejszy? Tak jakbym w ogóle o tym nie wiedziała. Ten cholerny fartuszek mi o tym przypomina. Zanim drzwi się otworzył zdążyłam zauważyć wspólne zdjęcie. Jego i Monic. Dlaczego się nie uśmiecha?
Poczekałam aż zajmie swoje miejsce za biurkiem.
-Dzisiaj jemy razem lunch. Pamiętasz?
-Oczywiście.- Mogłam się domyślić o co chodzi.
-O której masz zamiar wyjść?
-Kiedy zacznie się przerwa na lunch.- Odpowiedziałam niepewnie. Przez ton jego głosu mam wrażenie, że się pomyliłam.
-Wychodzę o 10: 15. Ty wyjdziesz o 10: 25.- Popatrzyłam na niego jak na idiotę. Od kiedy się tak zaprzyjaźniliśmy, że on ustala takie rzeczy?
-Skąd możesz wiedzieć o której tak naprawdę chciałam wyjść?
-Nie wiedziałem. Dlatego ci to mówię.- Ten to ma tupet.
-Dlaczego miałabym postąpić tak jak ty chcesz? Podobno przerwa jest dla wszystkich o tej samej porze i z tego co wiem zaczyna się od 10 do 11. Nie chcę się spóźnić.- Wytłumaczyłam mu wszystko spokojnie, ale on się nagle nastroszył. Co znów powiedziałam nie tak.
-Chcesz powiedzieć, że nie masz zamiaru posłuchać się swojego szefa?
-Tego nie powiedziałam.- Po co w ogóle otwierałam gębę. Może jakbym się sprężyła to bym zdążyła? Teraz na pewno mnie zwolni. Za moją nie wyparzoną gębę. Brawo ja!
-Ale to zasugerowałaś.
-Nie sądzę.
-Ja sądzę. Z resztą naprawdę myślisz, że moglibyśmy wyjść z budynku razem?- Ach, więc o to chodziło. Dlaczego ma wrażenie, że to zabolało? Mój szef jest tylko odrobinę starszy ode mnie, a już zdążył nauczyć się jak kogoś upokorzyć. Raz jest zabawny, a raz jest stu procentowym dupkiem. A najgorsze, że tacy to prawie, że zawsze mają rację. Ale ja to przełknę.
-Dobrze więc zróbmy tak.- Zgodziłam się bo co innego mi zostało?- Teraz sobie pójdę.- Zatrzasnęłam za sobą drzwi i pognałam do swoich obowiązków. To dziwne, ale czuję się jakbym wychodząc z jego biura czołgała się do drzwi. Mam nadzieję, że czuję się z tym okropnie. Tak jak ja teraz.

( Teraźniejszość )

Ponownie zerknęłam na zegarek. Nadszedł mój czas. Ruszyłam do wyjścia by złapać szybko jakąś taksówkę.
-Do restauracji Sanchon proszę.- To wegetariańska restauracja i mam nadzieję, że zwykła sałatka nie będzie kosztować za wiele. Mam ograniczony budżet. A moja pierwsza wypłata dopiero za dwa tygodnie.
Pogrzebałam w mojej torebce czy aby na pewno wszystko mam i wysiadła płacąc za dojazd. Jeszcze tylko poprawiłam swą marną sukienkę i byłam gotowa do wejścia. Jednak moją uwagę przykuł czarny bentley zaparkowany blisko krawężnika. Dokładnie taki sam jaki widuję przed budynkiem gdy idę do pracy i wracam do domu. A to oznacza tylko jedno. Są już w środku.
Pchnęłam drzwi i weszłam do środka. Od razu zaczęłam rozglądać się za znajomą twarzą. Monic machała do mnie z drugiego końca pomieszczenia więc szybko się tam znalazłam.
-Cieszę się, że przyszłaś.
-Ja też się cieszę.- W głowie już kopie sobie wielki dół.
-Tae zaraz przyjdzie. Musiał wybrać pieniądze z banku. Wiesz jak to mężczyźni zawsze o czymś zapomną.
-No pewnie.- Zaśmiałam się nerwowo. Szczerze nie mam bladego pojęcia jak to z mężczyznami jest.
-Ale to nawet lepiej. Będziemy mogły sobie porozmawiać. Jest tyle rzeczy o które chcę cię zapytać.
-Więc pytaj.- Zaczynam myśleć, że jednak wolę żeby on tu był.
-Ostatnio nie zdążyłam się spytać o to czym się zajmujesz.- No i padło to pytanie. Zaraz sobie stąd wyjdę i tyle mnie widzieli. Jednak muszę przyznać, że Monick ma twardy wzrok jeśli czegoś chcę się bardzo dowiedzieć. Bo zakładam, że chcę się tego dowiedzieć. Inaczej by tak na mnie nie patrzyła. No cóż zawsze mogę użyć wymijającej odpowiedzi.
-Można powiedzieć, że opanowałam sztukę sprzątania do perfekcji.- Perfekcyjna pani domu to właśnie ja. Chociaż powinnam to zamienić na perfekcyjną panią kłamstwa. Mam nadzieję, że sama się domyśli co to tak naprawdę oznacza. Bo mówienie o tym wprost na pewno będzie dla mnie żenujące.
-Och, teraz rozumiem.
-Poważnie?
-No pewnie, że tak. Mówię ci to naprawdę nic strasznego.
-Nie przeszkadza ci to czym się zajmuję?- Nadal nie jestem przekonana co do tego czy się dobrze rozumiemy.
-Oczywiście, że nie.- Machnęła na to ręką. Nieco się zdziwiłam, ale skoro powiedziała, że jej to nie przeszkadza to czuję się z tym lepiej.
-A czym ty się zajmujesz?- Chciałabym wiedzieć jak bardzo odstaję od norm.
-W sumie to jeszcze niczym. Póki żyje mój ojciec to on ma całą sieć hoteli.- Upiła łyk wody. Akurat w tym samym czasie na horyzoncie pojawił się antychryst. Jak zwykle w garniturze. Nienagannie wyglądający, włosy ułożone jakby nigdy nie wychodził od fryzjera. No po prostu człowiek ma czasami dość tej jego perfekcji. Denerwująca osoba, ale i tak postarałam się o uśmiech.
-Zamówiłyście coś?
-Już to zrobiłam. Zaraz powinni podać.- No ładnie. A myślałam, że jednak będę znała cenę. Robi się coraz ciekawiej.
-Przepraszam, że tak długo. Była kolejka.
-Nie szkodzi i tak sobie rozmawiałyśmy. Czy wiesz, że Sora ma własną firmę sprzątającą.- Wytrzeszczyłam oczy. Poważnie? Wcale nie o tym mówiłam.
-Na prawdę?- Spojrzał na mnie zaciekawiony. Teraz wszyłam przed nim na kłamczucha. A przecież powiedziałam prawdę. Tylko ona ją znacznie zmieniła co najwidoczniej go bawi. Z chęcią starłabym mu ten uśmieszek twarzy.
-Czemu się tak dziwisz. Przecież razem pracujecie. Czy coś pomyliłam?- Chciałam się wtrącić, ale kelner właśnie postawił nam nasze dania i temat się urwał. Chyba potrzebuję większego dołu bo pogrążam się coraz bardziej.
Zaczęłam grzebać widelcem w sałacie zastanawiając się co było by dla mnie korzystniejsze. Ucieczka pod jakimś pretekstem czy sprostowanie tego co tu zaszło.
-Monick.- Jednak wybrałam tę drugą opcję. Nawet gdybym miała się zbłaźnić ku uciesze tego idioty to wydaję się być lepsze niż kłamstwo. W końcu ona jest dla mnie za miła.
-Tak?
-Muszę ci powiedzieć, że...- Przerwałam w połowie zdania. Pojawiła się. Dlaczego akurat teraz. Co jest z tą dziewczyną. Pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Przez to, że się tak gapi czuje się nie przyjemnie. O co może chodzić tym razem.
-Ei, chyba chciałaś coś powiedzieć.
-Ano tak. To... - Spojrzałam na Tae, który przyglądał mi się z miną , która mogłaby zabić. Ale to nie była ta rzecz, która zwróciła moja uwagę po raz drugi. Kelner zmierzał w naszą stronę z kawą w ręku. Niby nic dziwnego, ale jego wzrok jednak mówił mi co innego. Rozglądnęłam się w poszukiwaniu ducha tej dziewczyny. A znalazłam ją w ciele kelnera. I co z tego i tak było już za późno. Połowy kawy wylądowała na Monick i zrobiło się zamieszanie. Oboje zerwaliśmy się z krzeseł by jakoś pomóc. Sięgnęłam po chusteczki i starałam się jakoś uratować jej strój.
-O boże co za niezdarność!- Krzyknęła na zdezorientowanego kelnera. Biedaczek nawet nie wie co nieświadomie zrobił.
-Nie jest tak źle. Jeśli szybko oddasz to do pralni powinnaś ją uratować.
-Na szczęście kawa nie była gorąca.- Wtrącił się Tae. Wyglądał jakby ta cała scena tylko jeszcze bardziej go zdenerwowała. Bo on akurat ma się czym przejmować. Nawet jedna kropelka na niego nie poleciała.
-Chyba to koniec naszego wspólnego lunch' u.- Jednak na tę wiadomość się nawet ucieszyłam.
-Och, na rozumiem.
-Taehyung możesz zapłacić. Musisz mnie jeszcze odwieźć do domu.- No tak. Trzeba było jeszcze zapłacić. Teraz popłynę. Już miałam portfel w ręku.
-O nie. Nie musisz płacić. Przecież to ja cię zaprosiłam. Tae zapłaci.
-Ale..
-Żadne ale.- Nie chciałam się z nią kłócić. Zwłaszcza, że i tak już wylano na nią kawę. Po co pogarszać sytuację. Pozwoliłam by to on zapłacił. Choć muszę przyznać, że wcale tego nie chciałam. Zwłaszcza, że to on płacił. Pożegnałam się z nimi przed restauracją. Monick obiecała, że zadzwoni. Szczerze wcale nie czekałam na to z utęsknieniem.
Kiedy samochód zniknął za rogiem wróciłam z powrotem do środka. Stała tam. Chyba wiedziała, że wrócę. Skierowałam się do toalety by tam z nią porozmawiać. Poczekałam aż wszyscy wyjdą i zamknęłam się od środka.
-Co ty tu znowu robisz? Dlaczego za mną chodzisz. Czy nie mówiłam, że nie mogę ci pomóc?
-Właśnie, że możesz mi pomóc. I tak naprawdę chodzę za nim.
-Okej, to mogę jakoś zrozumieć, ale po co wylałaś na nią kawę.
-Nie lubię jej.
-Ale on ją kocha. Jest jego dziewczyną. Na prawdę nie wiem co masz do tego.
-Musisz mu pomóc.- To już słyszałam.
-Niby dlaczego. Wygląda jakby wcale nie potrzebował pomocy. Już na pewno nie mojej. I nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Wchodzenie w czyjeś ciało nie jest wcale zabawne. Nie powinnaś tego robić.- I w sumie ja też nie powinnam pouczać kogoś kto już nie żyje. W ogóle dlaczego wdaję się z nią w dyskusję?
-On tylko udaje. Nie kocha jej.
-Skąd możesz to wiedzieć. Kim dla niego byłaś?- A może powinnam powiedzieć ,,jesteś''?
-Nie mogę ci tego powiedzieć. Usłyszysz to od niego.- Westchnęłam. Ile jeszcze zagadek. Nie prosiłam się o ani jedną. Nie podoba mi się to wszystko.
-To i tak wszystkiego nie tłumaczy. To nic nie tłumaczy.
-Wszystko da się zrozumieć z czasem. Z resztą tak naprawdę nie chciałaś tam z nimi siedzieć. Czułam to.
-Dobrze.- Chcę mieć to już za sobą.- Chcę tylko powiedzieć, że nie będę nikomu pomagać. Moje życie i tak już jest dość popaprane. Mam zamiar tylko pracować.
-Nie musisz robić nic szczególnego. Wystarczy, że będziesz robić to co robiłaś do tej pory.- Klamka zaczęła się poruszać. Otworzyłam szybko drzwi, ale po drugiej stronie nie było nikogo. Gdy odwróciłam się jej już nie było. Mogłam się tego spodziewać. No trudno.
Opłukałam twarz i wyszłam. Zaraz skończy się przerwa.

# # #

( 19: 25- W biurze Kim Taehyung' a )

Telefon rozdzwonił się gdy byłem w połowie wypełniania ważnego dokumentu. To Jimin.
-Słucham?
-Jest ważna sprawa.
-Jak zwykle kiedy dzwonisz.
-Nie bądź taki. Chciałbym wiedzieć czy zamierzasz zjawić się w domu o przyzwoitej godzinie.
-Nie musicie na mnie czekać. Pojadę do swojego domu.
-Ok. Rozłączam się.- Rzuciłem telefon na biurko. Inni sobie balują, a ja muszę harować. Tyle lat przyjaźni i nawet nie usłyszysz słowa ,, jak się czujesz'' nic z tych rzeczy. Dziś jednak nie będę tyle siedział. Czas się zbierać
Wyszedłem biura. Budynek ciągle był oświetlony. Poszedłem prosto na parking. Wszystko wydawałoby się być dobrze póki nie zobaczyłem jej. Dziewczyna, która zdążyła namieszać w moim życiu zaledwie w jeden tydzień. Dokładnie teraz mówi sama do siebie. Ona naprawdę jest dziwna. Powinienem ją po prostu zignorować. W końcu nie wygląda jakby miało jej się coś stać. Jednak jestem ciekaw z kim tak rozmawia.

(Narracja Sor' y- 19:45)

-Miałam ciężki dzień. Proszę daj mi spokój.- Jestem pewna, że zaraz się rozpłaczę. Jeden dzień spokoju. Tylko jeden.
-Co ty tu robisz?- Usłyszałam czyjś głos przy uchu i od razu się odwróciłam, a duch zniknął.
-O boże! Przestraszyłeś mnie!
-Zanim tu przyszedłem wyglądałaś jakbyś już była przestraszona.
-W-wcale nie.- Zdecydowanie powinnam przy nim panować nad głosem. Odchrząknęłam.- Ja tylko oddycham sobie świeżym powietrzem.- I szczerze pragnę żebyś sobie poszedł. Przy nim jakoś ciężej mi się oddycha.
-Jest już dość późno.
-Lubię patrzeć w gwiazdy.- Powiedziałam szybko. O co mu chodzi? Czyżby chciał zadać mi pytanie dotyczące tego kłamstwa w restauracji. Mogłabym się wytłumaczyć, a jednak on nie podejmuję tego tematu więc myślę, że nie muszę się mu spowiadać.
-Nie idziesz do domu? W nocy jest niebezpiecznie. To Seul.
-Co sugerujesz?- Zapytałam niepewnie.
-To, że jednak podwiozę cię do domu.- Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Nie sądzę żeby...
-Chodźmy.- Cholera. Nie powinno tak być. Dałam się wcisnąć do tego drogiego auta. Nie to żebym czuła się niezręcznie. Tylko myślę, że tak nie powinno być. Ale przecież nie mogłam wyskoczyć z samochodu w trakcie jazdy. Więc zaczęłam wpatrywać się w widoki za szybą. Oczywiście myślami byłam przy dzisiejszym lunch' u. Czy mam już zacząć myśleć jak wyplątać się z kolejnego? A może lepiej się zastanowić jak odkręcić to wszystko. Westchnęłam.
-Czy zazwyczaj nie kończysz wcześniej swojej pracy?
-Musiałam zastąpić koleżankę.- Tak naprawdę dałam się wrobić.
-Nie powinnaś tego robić.
-A to niby dlaczego?
-To duża firma. Każdy ma swoją pracę. Jeśli zaczniesz pomagać jednej osobie wszyscy będą czegoś od ciebie chcieli.
-Nie uważam żeby to było coś złego.
-Więc musisz być naprawdę nie mądra.
-W cale nie jestem głupia!- Oburzyłam się. W tym samochodzie teraz wszyscy są równi. Jeśli chce mnie obrażać to ja nie będę mu dłużna.- Z resztą ty też pracujesz do późna, a z pewnością przyjaciele nie proszą cię o pomoc.
-Chcesz mi powiedzieć, że niby nie mam przyjaciół którym mógłbym pomóc?
-Tego nie powiedziałam.
-A ja nie powiedziałem, że jesteś głupia.
-Uch, po prostu jedź.- Mruknęłam wkurzona.- Musisz tu skręcić.- Wskazałam mu najbliższy zjazd.
-Wiem to.- Warknął i mocno skręcił tak, że musiałam się czegoś przytrzymać by nie stracić równowagi. Doprawdy co za człowiek. Nie potrafi panować nad swoimi emocjami. Wszystko przekręci tak by wyszło, że powiedziałam coś złego. Anie powiedziałam! Skoro chce taki być to dobrze, ale ja nie mam zamiaru się nawet odezwać. Bo przecież z nim nigdy nic nie wiadomo.
Samochód stanął, a ja wręcz z niego wyskoczyłam.
-Dzięki za podwózkę. Teraz już sobie pójdę.- Skierowałam się w stronę schodów. Z nadzieją, że nie będę musiała z nim dalej rozmawiać. Jednak on wolał włóczyć się za mną aż pod same drzwi. Usiadłam na ławce przed domem.
-Chcesz jeszcze o coś zapytać?- Jeśli chodzi mu o słowo przeprosin to niech zapomni.
-W sumie to tak.- Usiadł koło mnie.
-Pewnie jesteś ciekawy dlaczego twoja dziewczyna myśli, że jestem bogaczką.
-Tak, masz rację. To jedna z wielu rzeczy, które chcę wiedzieć.
-Tak naprawdę to powiedziałam jej prawdę, tylko ona źle ją zrozumiała.
-Okej.
-Okej?
-To mogę zrozumieć. Monick taka jest. Możliwe, że coś przekręciła.
-Więc skoro mi wierzysz to chyba już wszystko.- Wstałam i chwyciłam za klamkę.
-Skąd wiedziałaś kiedy mam urodziny? Wtedy gdy spotkaliśmy się tamtego dnia.- Yyy i co teraz?
-Kalendarz. Sprawdziłam w kalendarzu.
-A. no tak.
-To, pa.- Trzasnęłam drzwiami i od razu się o nie oparłam. Jeszcze o jedno pytanie więcej i nie wiedziałabym co mam mu mówić. Muszę bardziej uważać z tymi rozmowami.

( 22: 20- Sypialnia Kim Taehyung' a)

To chore, a jednak jakoś wytłumaczalne. Bo to na pewno da się wytłumaczyć. Tylko jak. Skoro od pół godziny nie mogę wyrzucić z głowy zwykłej sprzątaczki. Wcale nie powinno mnie obchodzić to jak bardzo jest dziwna. I choćbym nie wiem jak wypierał się tych myśli. To już jest fakt. Nie wiem czy już warto temu zaprzeczać. Sora. Stara się mnie zdenerwować na każdym kroku. I nawet się jej to udaję. A z drugiej strony ma tę swoją lepszą stronę. Dzisiejszy lunch jest tego przykładem. Niewinna i urocza. I dlaczego mam wrażenie, że jeszcze przekonam się, że na pewno coś stworzy?
Co by się stało gdyby...
-Nie to nie ma sensu.- Łyknąłem jeszcze jeden porządny łyk. Aż zapiekło mnie w gardle. To tylko jedna normalna dziewczyna. To normalne, że na chwilę zacząłem o niej myśleć. Tak naprawdę w mojej głowie jest tylko Monick. Ona kocha mnie, a ja ją. To na pewno się nie zmieni. Przyjaźniliśmy się od dzieciństwa, a teraz będziemy razem tworzyć dobry związek. Tak jak to było dotychczas. W końcu z długoletnich przyjaźni wychodzą najlepsze związki. Jak na razie to się sprawdza. I to właśnie o niej powinienem myśleć. Jutro jemy obiad z moim ojcem i wszystko będzie szło po mojej myśli. Żadna dziewczyna nie zamąci mi w głowie. Przynajmniej żadna sprzątaczka. 



Pragnę przypomnieć, że na blogu jest spis treści, gdyby ktoś o nim zapomniał lub nie wiedział to przypominam. No i liczę na komentarze <3

poniedziałek, 13 lipca 2015

BB- 62

Ta Dam!! Oto pojawiam się znowu. Jednak już z ostatnim rozdziałem tej historii. Na prawdę się do niej przywiązałam. W końcu to jak na razie najdłuższe opowiadanie na tym blogu. Jakoś mam do tego wielki sentyment. Dlatego też czekajcie jeszcze na epilog. No i myślę też nad napisaniem małej historii z tego jak to było z tą zakazaną miłością. Taki mały powrót do przeszłości.








-Jak to rezygnujesz! Nie możesz tego zrobić!- Szef wymachiwał rękoma podczas kiedy ja byłam całkiem spokojna i opanowana. Właśnie chwilę temu oznajmiłam mu, że rezygnuję. Próbował przekonywać mnie długim urlopem, a nawet podwyżką, lecz na nic się nie zgodziłam.
-Nie zrozum mnie źle, ale nie przekonasz mnie bym została. Ja zaczynam nowe życie. Chcę założyć rodzinę, a młodsza się nie staję. Z resztą oboje wiemy, że ty po prostu musisz pozwolić mi odejść.
-Masz rację. Jednak myślałem, że ten dzień nigdy nie nadejdzie.- Szef z powrotem opadł na fotel a biurkiem. Już nie co mniej zdenerwowany.- Co nie znaczy, że nie spodziewałem się tego w ogóle. Tak naprawdę wiem, że cała wasza paczka zrezygnuje.
-Hymm. W sumie nie wiem co postanowi reszta, ale to bardzo możliwe. Nie rób takiej miny. Wiedziałeś, że to się stanie.
-Tak i znów masz rację.
-Masz jeszcze wielu dobrych agentów.-Nie powiem, że to pożegnanie wcale mnie nie obchodzi, wręcz przeciwnie też czuję się źle z tym, że to wszystko opuszczam i ludzi, z którymi pracowałam tyle lat. Ale myśl o normalnym życiu sprawia, że chcę tego jeszcze bardziej spróbować.
-Więc załatwmy te formalności.- Podpisałam każdy dokument. A na koniec zdarzyło się coś czego w ogóle się nie spodziewałam. Pierwszy raz w życiu szef uściskał mnie na pożegnanie. Na prawdę starałam się nie płakać choć i tak upuściłam jedną samotną łzę.
-Powodzenia Cleo.
-Dzięki, tobie też. Ale pamiętaj, że widzimy się na moi ślubie.
-Tak, tak pamiętam.- Posłałam już ostatni uśmiech już byłemu szefowi.
Kiedy przechodziłam przez korytarz, żegnając się z wszystkimi pomyślałam, że zapamiętam to biuro właśnie takim jakie było. I co z tego, że prawie co dzień malowałam tu paznokcie i tak to wszystko stanowiło moje centrum życia. Nigdy nie myślałam, że tak to się potoczy.
Zjeżdżając windą ten ostatni raz myślałam o tym, że na pewno nie będę tęsknić z tą straszną muzyką.
A kiedy wyszłam na świeże powietrze od razu wsiadłam do samochodu i pojechałam do domu. Chciałam już wiedzieć jak poradził sobie T.O.P. Jednak nie było go w domu, dlatego postanowiłam zadzwonić do _____. Po trzech sygnałach odebrała.
-Cleo?
-Taj, to ja. Co tam tak trzeszczy?
-Och, to tylko Ji Yong męczy się z walizką. A myślałam, że to ja dużo zabrałam?
-Chwila. Walizką?
-Ach, no tak. Wracamy! To taka mała niespodzianka.- No i mnie zszokowała.
-Ale dlaczego? Przecież został wam jeszcze tydzień w upalnej Barcelonie. Jak możesz z tego rezygnować. Co na to Ji? Pewnie go zmusiłaś.
-Jeny Cleo powinnaś się cieszyć, że wracam. Słyszałam o tej sprawie i nie mogłabym nazywać się twoją przyjaciółką gdybym cię nawet nie uściskała. Z tak daleka to nieco trudne, nie uważasz?
-A więc o to ci chodzi. Dałam radę _____ i nic mi nie jest.
-To świetnie! Ale i tak przylecę. I tak już za późno. Kupiliśmy bilety, a samolot za godzinę.
-Skoro tak. To potem musimy się spotkać.
-A no tak. Bo w sumie muszę ci coś powiedzieć.
-Co powiedzieć?- Nigdy nie lubiłam kiedy tak mówiła. To zazwyczaj nie było nic dobrego.
-Oj, nie naciskaj.- Usłyszałam jeszcze jakieś wrzaski.- Tak wiem... wcale się nie denerwuję!
-____? Kończę już nie będę wam przeszkadzać.
-Okej, pa.- Odłożyłam komórkę na blat w tym samym momencie, w którym drzwi się otworzyły. Wyszłam do pokoju gdzie T.O.P właśnie wrzucał kluczyki do misy. Nie wiem dlaczego, ale zaczęłam obawiać się najgorszego.
-I jak?- Nawet ręce zaczęły mi się pocić kiedy to Tabi szedł w moją stronę z miną nie mówiącą kompletnie nic. Wstrzymałam oddech i wypuściłam go od razu gdy mnie przytulił.- Dlaczego nic nie mówisz.- Odsunęłam się odrobinę by zobaczyć jego twarz. Przez chwilę wyglądał jakby wrócił z pogrzebu, a zaraz potem zaczął się szczerzyć, a ja już wiedziałam co to oznacza. Sama rzuciłam mu się na szyję i pocałowałam mocno.
-Jesteś cholernie dobrym aktorem.- Zaśmiałam się.- Nigdy więcej mnie tak nie strasz!- Krzyknęłam.
-Nie miałem pojęcia, że tak zareagujesz.
-To wcale nie jest śmieszne.- Trzepnęłam go w ramię.
-Jednak trochę jest.- Usiadł koło mnie na kanapie obejmując ramieniem.
-Od teraz zaczynamy od nowa?
-Na to wygląda.
-Teraz jesteś tylko piosenkarzem.
-A ty bez pracy.
-No tak.- Mruknęłam. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy. Kurcze to się dzieje. Jestem bez pracy i mogę wręcz wszystko. Nawet nie wiem od czego zacząć.- Zróbmy coś.- Podniosłam się z kanapy i popatrzyłam na reakcję mojego chłopaka.
-Ale co?
-Cokolwiek. Coś co robią ludzie kiedy nie ratują świata.
-Co robił spider-man kiedy nie ratował świata?
-Chodził na randki z Jaen?- Jeny skąd ja mam to wiedzieć. Nie miałam nawet czasu na oglądanie filmów.
-Właśnie!- Wycelował we mnie palec.
-Właśnie, co?
-Zabieram cię na naszą pierwszą randkę. Całkowicie normalną.
-Tak. Ubieraj się.- Wręcz rozkazał, a mi nie pozostało nic innego jak pójść na górę i przewalić połowę szafy by ubrać się w coś normalnego by się dopasować.

* * *

( Narracja CL )

Otworzyłam oczy, ale nie spojrzałam w prawo. Przeniosłam wzrok z sufitu prosto na zegarek. 11:00 po prostu super. Godzinę temu miałam być w studiu. To dziwne, że jeszcze nie obudził mnie dźwięk komórki. Chociaż jak tak sobie teraz myślę to możliwe, że ją wyłączyłam. Ale najgorsze jest to, że nie mam odwagi spojrzeć w prawo. Czuję, że jeśli się odwrócę to się rozczaruje bo tak naprawdę to mógł być tylko sen. Cholernie dobry sen. A jego już nie będzie i znów będę sama. Ale przypominają mi się jego słowa. Kocham cię. Powiedział to i jeszcze wiele innych rzeczy. Jezu nie wierzę. To za bardzo boli. Chciałabym żeby to była prawda. Ale dlaczego ja w ogóle w to wątpię? Zrobiłam to szybko i od razu pożałowałam. Nie ma go. Po prostu świetnie. Zerwałam się z łóżka.
-Niech go szlak!- Miałam wielką ochotę czymś rzucić. Jednak zdecydowałam się zejść na dół. Wręcz zbiegłam po schodach klnąc ile wlezie. To na prawdę jakiś cholernie kiepski żart. Rozejrzałam się po pokoju, w którym jeszcze wczoraj siedziałam. Teraz był już posprzątany. Co to ma wszystko znaczyć? Co się właśnie stało. Chyba zaraz wybuchnę tu.
Próbowałam opanować oddech stojąc w samej bieliźnie na środku pokoju, ale gdy tylko usłyszałam jak ktoś wchodzi byłam pewna, że to, któraś z dziewczyn. Ale to był on.
-Ty cholerny podrywaczu! To była ta twoja zemsta!! Przyszedłeś popatrzeć jak sięgam dna!! To się nigdy nie stanie!!- Wyrzuciłam pięści w powietrze. I na boga przysięgam, że go walnę!
-CL uspokój się!- Tae złapał moje ręce w powietrzu. Dyszałam jak parowóz, ale zdecydowanie nie skończyłam z nim jeszcze.
-Wcale się nie uspokoję! Jak mogłeś mnie tak zostawić, co!- Zapewne moje łzy wyglądają żałośnie, ale co ja na to poradzę. Jestem już tym zmęczona. A z drugiej strony jestem ciągle wściekła na siebie. Pokonuje cholernych przestępców, gorszych od niego. A czuję się jak gówno. To nie jest sprawiedliwe!
-Zostawić? Przecież wyszedłem tylko do sklepu.- Wskazał wzrokiem upuszczone torby, a ja zamarłam.
-Że co?- Tae poluźnił uścisk i opuściłam ręce. Że niby zrobiłam teraz z siebie idiotkę?
-Twoja lodówka jest była całkiem pusta. To pojechał coś kupić by zrobić ci śniadanie. Chyba nie pomyślałaś, że...
-Pomyślałam! Krzyknęłam choć nie miałam takiego zamiaru. Pozwoliłam by Tae mnie przytulił. Trochę się uspokoiłam.- Jesteś niepoważny? Mogłeś zostawić jakąś wiadomość.
-Kochana przecież zostawiłem ci kartkę na łóżku.- Hymm, po tym jak zbuszowałam całe łóżko ciężko będzie znaleźć tam cokolwiek.
-Trzeba było mnie po prostu obudzić.
-Nie myślałem, że aż tak się przestraszysz. Przecież powiedziałem, że cię kocham.
-Wiem. Ale tak jakoś to do mnie nie dociera. Może dlatego, że za łatwo poszło?
-Chaerin. Nawet nie wiesz jak bardzo bolało mnie patrzenie na ciebie kiedy chodziłaś taka bez życia. A fakt, że to moja wina wcale nie pomagał.- Kiedy to mówił czułam jak moje biedne serducho rozpuszcza się jeszcze bardziej. Tak jakby w ogóle było to możliwe. Patrząc mu w oczy wiedziałam, że te słowa są prawdziwe. A co najgorsze ja nigdy w życiu nie chciałam patrzeć na jego szkliste oczy. A właśnie to robię. To ja tu powinnam płakać do cholery! Kto by pomyślał, że ten ranek zacznie się takimi emocjami. Zanim zdążyłam wydusić z siebie jakieś sensowne zdanie Tae już ścierał łzy z moich policzków.
-Nie płacz mała. Wolę jak się uśmiechasz.
-Chodźmy zjeść to śniadanie.

* * *

-A mówiłem żeby poczekać na miejsca w pierwszej klasie. Teraz wszyscy się gapią.
-Ji Yong, przestań. Na pewno wszyscy się nie gapią. Mnie tu wygodnie.
-Skoro tak mówisz.
-Tak jest okej. Nie musisz dramatyzować. Z resztą dobrze wiesz, że ja muszę się spotkać z Cleo. Wyjechała zdecydowanie za szybko. I ciągle mam wrażenie jakbyśmy się wcale nie pogodziły.
-Wiesz, że nic jej nie jest. Rozmawiałaś z nią dwie godziny temu.
-Tak, wiem. Chcę się już z nią zobaczyć.- Oparłam się wygodnie o fotel myśląc już tylko o tym by bezpiecznie wylądować. Położyłam dłoń na brzuchu. Obym nie zwróciła śniadania, tak jak wczoraj kolacji. Dobrze, że Ji nie było wtedy w pobliżu. Bardzo prawdopodobne, że zaczął by zadawać niewygodne pytania. A ja sama przecież nie wiele wiem. Tak naprawdę ja się tylko domyślam. Sama nie do końca w to wierzę, ale wszystkie znaki na to wskazują. Nie powiedziałam nic bo znając życie byłby bardziej zdenerwowany niż ja teraz.

Usnęłam i obudziłam się dopiero na samo lądowanie. Już czułam, że dojście do taksówki nie będzie łatwe. I w sumie mało powinno mnie to obchodzić, a jednak nie chcę wylądować pod czyimiś butami.
Ji wziął mnie za rękę i wyszliśmy z samolotu. Na hali pojawiło się mnóstwo piszczących dziewczyn. Powinnam do tego przywyknąć, ale nadal coś mnie rusza w środku gdy tak patrze jak każda go obściskuje.
Wszystko szło jak zwykle szybko. Miałam na oku każdą podejrzaną osobę. Przynajmniej tak myślałam. Ciężki kamień trafił w moje żebra aż zwinęłam się z bólu. Ji od razu mnie podtrzymał, a ludzie westchnęli jakbym właśnie umierała.
-_____ co się stało?!- Sięgnęłam p kamień i mu go wręczyłam. A sama zasłoniłam dłonią rozerwaną bluzkę. Skóra mnie zapiekła, a pod palcami poczułam krew. Zignorowałam zdenerwowany głos Ji. Zaczęłam się rozglądać za sprawcą. Szczerze powiedziawszy byłam zszokowana i jednocześnie zdziwiona.
-Ji Yong, Ji Yong.- Zaczęłam szarpać go za rękaw póki nie przestał gadać jak najęty.- To ona.
-____ o czym ty mówisz? Lepiej chodźmy stąd. Ktoś musi ci to opatrzyć.
-Zapomnij, nigdzie nie idę. Ona tu jest i chciała zabić mnie kamieniem. Idę do niej zanim pobiję ochroniarzy i im ucieknie.- Chciałam wręcz tam pobiec, ale Ji złapał mnie za ramię.- Nie powstrzymasz mnie.
-Oczywiście. Nawet nie mam takiego zamiaru. Po prostu chcę ci tylko przypomnieć, że tu jest mnóstwo ludzi.- Ano tak. Przez chwilę o nich zapomniałam. Odwróciłam się do zaniepokojonego tłumu i uśmiechnęłam.
-Spokojnie, wszystko jest w porządku. To tylko małe draśnięcie.- Które cholernie piekło, ale to w nic w porównaniu do tego co chciałabym zrobić pewnej osobie. Z przyklejonym uśmiechem musiałam przejść prosto do taxi, która miała nas zwieść na policję. Wręcz nie wierzę, że nadarzyła się okazja by wymierzyć jej sprawiedliwość. I żeby mieć święty spokój raz na zawsze.
-Co zamierzasz zrobić, kiedy już ją zobaczysz?
-Na prawdę nie wiem, ale raczej tym razem skończę to na zawsze.
-Tym razem będę tam z tobą.
-Wiem.- Przysunęłam się by go pocałować.
Po chwili zatrzymaliśmy się przed posterunkiem policji. Szłam tam, o dziwo dość chętnie. A co dziwniejsze nadal nie wiedziałam jak mam postąpić. Zazwyczaj już dawno wiedziałam czy ten ktoś zasługuje na życie czy nie.
Gdy policjant prowadził nas do sali przesłuchań, każdy zerkał zza swojego stanowiska, ale mało mnie to obchodziło. W głowie miałam już ułożoną całą naszą rozmowę.
-Na pewno chcesz wejść tam sama?
-Tak, Chcę porozmawiać z nią sama.
-Będę tu czekać.- Ji Yong puścił moją rękę, a ja weszłam do środka.
Nie patrzyła na mnie tylko w swoje ręce na metalowym stole. Usiadłam naprzeciw niej czekając aż coś powie. Powiedziała, a pierwsze co zrobiła to spojrzała na mnie. Jej wzrok był wręcz lodowaty, gdyby mógł zabijać pewnie już dawno bym nie żyła. Nic się nie zmieniło. Kiedy ostatni raz się widziałyśmy też tak na mnie patrzyła. A jednak wcale mnie to nie ruszyło. Dokładnie tego się po niej spodziewałam.
-Nic ci się nie stało. Jestem zawiedziona.- Odparła sucho.
-To oznacza tylko tyle, że nie jesteś w dobrej formie. Dałaś się złapać. Dlaczego?- W tej całej sytuacji to było mocno podejrzane. Przecież ta kobieta nigdy się nie poddała.- Zapewne masz jakiś plan. Jeśli tak to możesz go już wcielić w życie. Zapewniam cię, że cokolwiek to by było dam sobie z tym radę. Raczej nie zaskoczysz mnie już niczym.
-Mój plan to całkowity jego brak.
-Więc dlaczego tu jesteś? Myślałam, że ciągle planujesz jak mnie zabić.
-Oczywiście nadal chcę cię zabić, ale zrezygnowałam.
-Chcesz powiedzieć, że się poddajesz? To nie w twoim stylu... mamo.- Ta rozmowa chyba nie miała najmniejszego sensu, a jednak tym razem udało mi się ją zdenerwować. Zanim zapytałam o kolejną rzecz Laura zerwała się z krzesła i trzasnęła rękoma o stół. Łańcuchy głośno zagrzechotały, a potem była krótka chwila ciszy.
-Nigdy nie nazywaj mnie matką.- Wręcz wysyczała mi te słowa w twarz po czym z powrotem opadła na krzesło jakby nic się nie stało.- Oboje wiemy, że nigdy nią nie byłam. Nie dla ciebie.
-Nadal nie rozumiem do czego zmierzasz.- Odpowiedziałam całkiem spokojnie, choć przyznam, że nie spodziewałam się po niej takiego wybuchu emocji.
-Więc powiem ci najprościej jak się da. Kiedyś miałam syna. Kiedy był mały patrzyłam jak się bawi, upada i poznaje świat. Jak chodził do szkoły, a ja kazałam mu się uczyć choć nienawidził tego. Patrzyłam jak chodził do pracy, jak dziewczyny się za nim oglądają. Lubiłam na to wszystko patrzeć, to dawało mi poczucie, że dobrze go wychowałam. Zgadnij na co patrze teraz?- Nie odpowiedziałam. Byłam zbyt zszokowana jej łzami.- A jedyne a co teraz patrzę to jego grób. A to nie on leży w środku.
-Jak to nie on. O czym ty mówisz?
-Bo widzisz to jest nawet zabawne.- Kompletnie nic z tego nie rozumiem. Jeszcze przed chwilą opowiadała mi o nim ze łzami w oczach, a teraz się uśmiecha. Zaczynam wątpić w to czy z tej rozmowy cokolwiek wyniknie. I czy ona aby na pewno dobrze się czuję?
-Właściwie nic nie jest zabawne i nie było. Mów o co chodzi bo zaczynasz mnie irytować.- I denerwować przy okazji.- Od ponad roku jesteś święcie przekonana, że zabiłam ci syna. Próbowałam się dowiedzieć kto to taki bo nie raczyłaś mi powiedzieć jak się nazywa. Cały czas wam powtarzałam, że nigdy bym tego nie zrobiła gdybyście chociaż chcieli mi o nim powiedzieć. A ty teraz chcesz mi powiedzieć, że o niby żyje? Powiedziałam wściekła jak diabli. Mam wielką ochotę się na nią rzucić, ale się powstrzymałam, ponieważ chcę usłyszeć całą prawdę. Żeby móc to jakoś zrozumieć.
-Spotkałam go. Nienawidzi mnie i ojca.
-Upozorował swoją własną śmierć?
-Właśnie tak. Dobrze wiesz, że mój mąż nie był typem dobrego człowieka. Tez wysłał go do tej agencji wmawiając mu, że musi być prawdziwym mężczyzną. Poszedł, ale nie spodobało mu się. Zbuntował się, ale musiał za to zapłacić. Mówiłam mu, żeby tego nie robił.- Zamilkła jakby szukając odpowiednich słów. Mnie na usta cisnęło się mnóstwo słów tylko jakoś nie potrafiłam ich z siebie wydusić.
-Co zrobił?
-Alex uwielbiał zwierzęta. Miał kota. Złapał go i skręcił mu kark, a na końcu zostawił go na jego łóżku. Wtedy się zaczęło. Wyprowadził się i więcej go nie widziałam. Aż do wczoraj.
-Co ja miałam z tym wszystkim wspólnego?- Przeczesałam nerwowo włosy.
-Wykorzystał fakt, ze dałaś się namówić na ten sam los co on. Wiedział, że jesteś naszym nowym dzieckiem. Po prostu go zastąpiłaś. Wszystkie potrzebne dowody do oskarżenia cię powoli trafiły w nasze ręce.
-I nigdy nie pomyślałaś, że to on stoi za tym wszystkim? Że to jego sprawka?- Chciało mi się krzyczeć. To jest niedorzeczne. Takie nie prawdziwe i niemożliwe, a jednak wydaję się tą właściwą prawdą.
-Wtedy nie myślałam o niczym innym. Straciłaś dziecko, więc powinnam cię przeprosić. Jednak nie zrobię tego. To nie zmieniło by tego co teraz myślisz. W końcu okazało się, że to nie ty byłaś pionkiem, ale my wszyscy. Planował to od dawna. Niestety się na nim nie zemścisz.
-Co się z nim stało? Gdzie jest?- Znajdę go i zabiję.
-Jest już w niebie albo w piekle. Jak tam wolisz. Popełnił samobójstwo... na moich oczach. Powiedział, że mam z tym żyć. I będę żyła, chyba, że ty i twój mąż wybaczycie mi tę pomyłkę.- spojrzała na lustro. My ich nie widzieliśmy, ale oni widzieli i słyszeli.
-Pomyłkę? POMYŁKĘ!!- Wybuchłam i wrzasnęłam tak, że nawet się po sobie tego nie spodziewała. Tym razem to ja zerwałam się z krzesła jak oparzona. Wszytko dopiero teraz dotarło do mnie ze zdwojoną siłą. Zaczęłam krzyczeć. To nie był zwykły ludzki krzyk. Po prostu musiałam to z siebie wyrzucić. Wyrzucić z głowy tę chorą opowieść. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że to prawda. Wiem, że to prawda. Prawda, która rozdziera mi serce na milion kawałków. Nie wiem kiedy rzuciłam krzesłem prze całą długość pokoju. Nie mam pojęcia co wrzeszczałam, ale z pewnością nie były to słowa współczucia. Nie płakałam. Nawet jej nie uderzyłam. Ja po prostu chyba umarłam. Metalowe drzwi trzasnęły szybciej niż się spodziewałam. Ji Yong pojawił się koło mnie. Ale i on nie dał rady mnie uspokoić. Marzyłam tylko o tym by wydrapać jej oczy i wyrwać serce gołymi rękoma. Może i to nie możliwe, ale gdyby mnie puścił przysięgam, że zrobiłabym to. Zanim się zorientowałam Ji wyniósł mnie z sali, a ja przestałam krzyczeć i przeklinać wszystkimi możliwymi przezwiskami. Poczułam jego ciepłe dłonie na policzkach.
-_____ uspokój się, błagam.- Patrzyłam na niego pustym wzrokiem.- Zacznij oddychać.- Nie zdawałam sobie sprawy z tego, że w ogóle tego nie robię. Każdy oddech zdawał się być coraz cięższy i palił moje płuca ciągle od nowa.
-Nie mogę.- Głos mi się załamał.
-Zawiadom szefa agencji.- Ji zwrócił się do policjanta, który patrzył na mnie z przestrachem i współczuciem w oczach.- Jedziemy do domu.
Zanim wyszliśmy na zewnątrz Ji pożyczył mi swoje okulary. Naciągnęłam kaptur na głowę i schowałam się w taksówce. Nic nie mówiłam. Gardło paliło żywym ogniem. Ji Yong przyciągnął mnie do siebie, a ja wtuliłam się w jego ciało i chwyciłam się jak ostatniej deski ratunkowej jaka mi została. On też nic nie mówił. Po prostu objął mnie i delikatnie głodził po włosach. Słyszałam jak szybko bije mu serce. Zawsze tak jest gdy się martwi. Ja jestem powodem jego zmartwień. Myślałam, że ten dzień będzie kolejnym dniem w którym nic się takiego nie wydarzy. A już w dzień powrotu do Korei zastało mnie coś czego się nie spodziewałam. Nie mogłam się na to przygotować bo niby jak. Dowiedziałam się prawdy. Tak niedorzeczniej, ze aż trudno w nią uwierzyć. Czy to co się działo można w ogóle nazwać pomyłką? Szczerze wątpię. Dla mnie to była męka. Trudno wierzyć, że się skończyła.

* * *

Krążyłam po pokoju podczas kiedy Ji Yong rozmawiał z Cleo. Przez to co się stało chwilę temu nie mogę się z nią od tak spotkać. Moje ręce wciąż się trzęsą. Próbowałam to jakoś powstrzymać, ale się nie da. W końcu stanęłam na środku pokoju i najzwyczajniej w świecie upadłam i zalałam się łzami. Ji przybiegł natychmiastowo. Siedział razem ze mną na dywanie obejmując mnie mocno kiedy ja nieustannie płakałam.
-Kochanie już po wszystkim. Byłaś naprawdę dzielna. Pokonałaś wszystko co przyniósł ci los. A teraz to koniec. Możesz żyć normalnie. Nie zadręczaj się myślami o tym co było.
-Mój boże. Te pościgi, wybuchy, ryzykowanie życia i śmierć tylko dlatego, że ktoś miał chorą ambicję zemszczenia się. Ja będę musiała z tym żyć.
-Każdy kto ci pomógł robił to z własnej woli. Nikt nie będzie ci tego wypominać.
-Mam taką nadzieję. To naprawdę chore. A jednak byłam w tej pseudo rodzinie zwykłym pionkiem.
-Już jest dobrze.
-Ji Yong.
-Hym?
-Obiecaj mi, że w naszej rodzinie będzie całkowicie normalne życie. Takie w, którym ty będziesz sławnym piosenkarzem, a ja lekarzem.
-Obiecuję ci to. A teraz przestań już płakać, okej?- Pokiwałam głową i zebrałam się by usiąść na łóżku.
-Pewnie wyglądam fatalnie.- Znów nie wytrzymałam. Na prawdę nie jestem już taka silna jak kiedyś. I patrząc na to z perspektywy czasu już wcale nie chcę taka być.
-Jesteś śliczna i silna i co najważniejsze jesteś moją żoną. I tak już zostanie.






Mogą być błędy, mogą być literówki. jednym słowem tu może być wszystko xd

czwartek, 2 lipca 2015

BTS- 3

Witam was kochani!! Już minął prawie, że tydzień wakacji. Ja w ogóle tego jakoś specjalnie nie poczułam. Mogę wręcz powiedzieć, że to nie był dla mnie najlepszy tydzień. Wyżalę się wam xd Tyle jeżdżenia do szkoły by dowiedzieć się, że i tak się nie dostanę-,- Smutam, ale już się z tym oswoiłam.
No, ale rozdział jest jaki jest. Co do opowiadania z Bangami. Jak wiecie za niedługo się skończy, ale mam też jeszcze coś w zanadrzu więc jeśli będziecie chcieli to możliwe, że też się tu coś pojawi. A teraz zachwycajmy się ich nowymi piosenkami *.*





Do czego ten człowiek mnie zmusza, no! Nie dość, że stracił przytomność to jeszcze ja 

musiałam wsiąść do karetki. Dlaczego ja? Boże, przecież ja miałam tu tylko sprzątać, a 

nie pisać jakieś głupie raporty. A ten mi jeszcze zemdlał. To szczyt wszystkiego. Zaraz ja 

 tu zemdleje bo na samą myśl, że mam wejść do szpitala. Toż to całe skupisko 

umęczonych dusz. W życiu tam nie wejdę nawet jeśli wiem, że będę musiała. Jednak nie 

mam przy sobie telefonu bo już dawno zmusiłabym Carl' a żeby się tym zajął i wyciągnął 

mnie stąd. Już nie wspomnę, że z pracą mogę się pożegnać na dobre. Przecież jeszcze 

chwilę temu myślałam, że on umarł na moich oczach, ale na szczęście on tylko stracił 

przytomność. Chociaż to i tak mnie nie uspokaja. Zwłaszcza jak tak patrzę na tą maskę 

tlenową. Aż za dobrze wiem co to oznacza. 
 
W końcu się zatrzymaliśmy, a mnie serce zaczęło bić o wiele za szybko. Jestem wręcz 

pewna, że lekarz siedzący koło mnie też już je usłyszał. Jednak był na tyle miły by mnie 

całkowicie ignorować. Może uda mi się uciec i nie będę zmuszona spotkać się z dawnymi 

koleżankami z pracy. Ostatnią rzeczą jaką potrzebuję jest tłumaczenie się dlaczego 

odeszłam. Samo wychodzenie z bezpiecznej karetki jest dla mnie koszmarem. Dlaczego 

on nie może się teraz obudzić? Proszę o jeden cud, tylko jeden. A jednak nic z tych 

rzeczy. Nadal śpi. 
  
-Musi pani pójść do lekarza prowadzącego.- Oznajmił mi jakiś lekarz. Przełknęłam głośno

 ślinę i stanęłam w miejscu. W pierwszej chwili po prostu uciekłam na pobliską ławkę. 

Oparłam głowę na rękach i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie słowa mojej siostry. 

W takich sytuacjach powinnam opanować oddech i odzyskać zdrowy rozsądek. Świat się 

jeszcze nie skończył, a niebo nie zwaliło mi się na głowę. Bóg po mnie nie przyszedł, ani 
 
nic z tych rzeczy. Więc tak naprawdę nic się nie stało. Tae jeszcze żyje, ponieważ nie 

widzę na horyzoncie jego ducha. Teraz wystarczy żebym weszła, zignorowała nieludzi i 

znalazła jego lekarza, a potem pójdzie gładko. Tak, dokładnie tak. Dam radę.
 
Wstałam z ławki i zdecydowanie wróciłam do szpitala. Wielkim cudem było dla mnie 

przekroczenie progu tego przybytku. Niestety takie życie, że oni są wszędzie. Zrobiłam to 

najszybciej jak potrafiłam. Przebiegłam do recepcji i spytałam o Tae, a zaraz potem 

zniknęłam za drzwiami. Doktor siedział za biurkiem podniósł tylko oczy znad papierów i 

wskazał bym usiadła. Tak też zrobiłam po czym zaczęłam się rozglądać. 
 
-Wszystko dobrze?
-A, tak. Chciałam się dowiedzieć co z Kim Taehyun' em.
-Więc myślę, że to może być reakcja na uczulenie. Jednak jeszcze czekamy na dokładne 
wyniki.
-Uczulenie?- Mruknęłam zdziwiona. Że też o tym nie pomyślałam. 
 
-Yhm. Czy może pani kolega zjadł coś co zawierało orzechy?
-A bo ja wiem. Nie znamy się aż tak dobrze. Chociaż jest coś.
-Tak?
-Na zebraniu jedliśmy ciasto. Nie jestem pewna czy były w nim orzechy, ale zapytał mnie co w nim było. Może chodziło właśnie o to uczulenie.
-Bardzo możliwe. No, ale wszystko już mamy pod kontrolą. Może pani się z nim zobaczyć.
-Ach, tak. Dziękuje i do widzenia.- Zniknęłam za drzwiami. To istny cud, że nie znałam 

tego kolesia. Ale czy ja naprawdę muszę go odwiedzać? Właściwie to może jeśli go 

odwiedzę teraz postanowi nie zwalniać mnie z pracy? W końcu mogę zaryzykować.
Przemierzałam korytarz w fartuszku, póki nie znalazłam jego pokoju. Zapukałam i 

weszłam. Tae leżał sobie wpatrując się w ścianę. Podeszłam ze spuszczoną głową i 

usiadłam na krześle obok. Na prawdę nie wiedziałam co powiedzieć. Przecież to nie była 

moja wina, że tu wylądował, a z drugiej strony to ja podałam te ciastka. Nieświadomie 

oczywiście, ale jednak ja. 
 
-Jak się czujesz?- Zapytałam o pierwsze co mi przyszło do głowy. Niestety nie 

otrzymałam odpowiedzi. Czy powinnam się dziwić jego zachowaniem?- Nie miałam 

pojęcia, że masz uczulenie. To pewnie musi być męczące.- Zamilkłam na chwilę 

oczekując, że coś powie, ale nic się takiego nie wydarzyło. Chyba na serio wziął sobie do 

serca ignorowanie mnie. Westchnęłam.- Lekarz powiedział, że wszystko jest dobrze. 

Pewnie zaraz cię stąd wypiszą.- Kiedy ja tak trajkotałam jak najęta jego nic to nie 

obchodziło i szczerze zaczynał mnie irytować. Bo do cholery weszłam tutaj specjalnie dla 

niego. Boże, jak to brzmi.- Mógłbyś co powiedzieć.- Spojrzałam na niego lekko 

wkurzona. Dalej nic. Wstałam i pomachałam mu ręką przed twarzą. Śmiertelnie się 

przestraszyłam kiedy złapał mój nadgarstek. Dopiero wtedy raczył na mnie spojrzeć. I 

właściwie to wcale nie musiał tego robić. Mogę powiedzieć, że w ogóle nie wygląda jak 

on. Zero jakichkolwiek emocji na jego twarzy. Widziałam coś takiego tylko raz i nie 

wróżyło nic dobrego dla mnie. Serce zaczęło znów bić jak oszalałe, a nogi wręcz wrosły 

mi w ziemię. Kolejny duch, który ma mi coś ważnego do powiedzenia tylko dlaczego 

wykorzystał do tego jego ciało? 
 
-Dobra, to wcale nie jest zabawne. Przerażasz mnie, kimkolwiek jesteś. Obyś szybko opuścił jego ciało. 
 
-Och, nie denerwuj się tak. Ja tylko chciałam cię w końcu spotkać. Tak na żywo.- 
Spojrzałam na niego podejrzliwie.- Ostatnio nie miałam zbyt wiele czasu. 
 
-Ostatnio? Chwila jesteś tą dziewczyną w piżamie? Czego ode mnie chcesz? Nic mu nie 

zrobiłam. To tylko uczulenie.- Zaczęłam się bronić. Choć dobrze wiedziałam, że nie powinnam się tłumaczyć z czegoś czego nawet nie zrobiłam. 
 
-Wiem. 
 
-Więc o co chodzi. Chciałabym już stąd wyjść.- Bycie tutaj więcej niż pół godziny było wielkim wyczynem. Koniec wyczynów na dziś. 
 
-Musisz mu pomóc.- Powiedziała to bardzo poważnie.
-Ale w czym?- Tego to już się nie dowiedziałam bo do sali wszedł nie kto inny jak Carl.

 Cholery, pieprzony Carl. Wszystko zniknęło. Nieznajoma dziewczyna ulotniła się z jego 

ciała i on powrócił na swoje miejsce. Zwęził oczy i spojrzał na swoja rękę, która wciąż 

ściskała mój nadgarstek. Wyrwałam się w tym samym momencie, w którym on zabrał 

rękę jak oparzony. Całemu zajściu przyglądał się Carl.
-Co tu się dzieje?
-Nic.- Szybko odpowiedziałam. 
 
-Co ty tutaj w ogóle robisz? Myślałem, że już nigdy cie tu nie zobaczę i na pewno nie 

koło faceta.- Poważnie zabiłabym go z chęcią właśnie w tym momencie. Na prawdę 

chciałam się dowiedzieć z czym mam mu pomóc, a ten ją przepłoszył. 
 
-Właśnie sobie szłam. Przyszłam tylko sprawdzić jak i co z … nim.- Boże, dajcie mi stąd wyjść. 
 
-Czuję się świetnie. Możesz już iść.- Posłał mi wrogie spojrzenie. Wiedziałam, że to nie 

jest jeszcze koniec naszej nawet niezaczętej rozmowy. On mnie dopadnie. Ale nie teraz. 

Minęłam bez słowa Carl' a. Oparłam się o ścianę próbując opanować oddech. Już trzeci 

raz tego dnia. Nie wiem ile trwało zanim się otrząsnęłam, ale głosy, które słyszałam tylko 

ja wezbrały na sile. Oni stali wszędzie. I każdy dobijał się do mnie. Moja głowa wciąż nie 

była przyzwyczajona do nadmiernego hałasu. Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. To na 

pewno był Carl i mówił coś do mnie z przejęciem, ale było zbyt głośno żebym mogła go 

usłyszeć. Głowa zaczęła mnie boleć i dobrze wiedziałam co zaraz się stanie. Jednak 

dobrze, że mój przyjaciel stał obok bo w dobrym momencie złapał mnie.

* * *

-Hej. Śpiąca królewno, wstawaj.- Otworzyłam oczy i od razu zasłoniłam ręką oczy przed 

rażącym światłem. Spodziewałam się zobaczyć tu Carl' a stojącego nade mną z szklanką 

wody w ręce. Jednak się pomyliłam. Jak na złość obok łóżka stał Tae i nie był zbytnio 

zadowolony z tego, że musi tu w ogóle być. A szturchanie mnie torbą nie było zbyt miłą 

pobudką. 
 
Powoli wstałam z łóżka by założyć buty. 
 
-Czekałeś aż się obudzę?
-Oczywiście, że nie.- Jak zawsze miły. Mógłby się choć raz ugryźć w język. Cholerny 

paniczyk.- Właśnie zostałem wypisany więc pomyślałem, że skoro już tu jesteś to cię 

podwiozę.- A jednak mama go jakoś wychowała. 
 
-Nie trzeba. Sama dałabym sobie radę.
-Po prostu powiedz ,,dziękuje'' i będzie po sprawie. 
 
-Dzięki.- Dupku. 
 
-A i ten chłopak powiedział, żebyś do niego zajrzała.- O już ja do niego zajrzę. 
 
-Więc chodźmy.- Spieszyło mi się żeby stąd wyjść. Nie wiadomo ile ja tu spędziłam czasu. 
 
Odnalazłam Carl' a na korytarzu kiedy najwyraźniej podrywał pielęgniarkę. Pokręciłam 

tylko głową i podeszłam do niego zostawiając Tae w tyle.
 
-Mój boże Sora wystraszyłaś mnie.
-A ty mnie zawiodłeś mój drogi. Ostatnio w ogóle mnie nie słuchasz kiedy mówię ci, że 

nie szukam chłopaka. Znając życie wcale by na mnie nie poczekał gdyby nie ty. 

  -Dobra, masz nieco racji, ale wiesz, że robię to dla ciebie. Chyba nie jesteś zła, co? 
 
-Pewnie do wieczora mi przejdzie. A tak w ogóle to zemdlałam, co nie?
-No tak jakoś wyszło.
-Boże, muszę unikać takich miejsc jak to.
-Albo stawić temu czoła?
 
-Nie zaczynaj.- Wycelowałam w niego palec.
-Okej, okej. Pamiętaj tylko, że widzimy się u twojej siostry na kolacji.- No masz i jeszcze 

to. Zapomniałam na śmierć. Powinnam jeszcze kupić wino?
-Jasne. Jeszcze tylko pójdę po swoje wypowiedzenie.- Kiedy wracałam do Tae wręcz 

czułam, że jak tylko wsiądę do taksówki zaszczyci mnie długą rozmową na temat tego, że 

jestem beznadziejna. Jednak okazało się, że on uwielbia milczeć akurat wtedy kiedy mam 

nadzieję, że coś powie. Dlatego też znów się poświęciłam i odezwałam się pierwsza.
-Hym. Chciałabym wiedzieć czy jesteś na mnie wściekły?- Jeny, to takie podobne do 

mnie. Żeby palnąć coś całkiem nie do rzeczy.
-A dlaczego miał bym być? W końcu to nie twoja wina.
-Tak? Znaczy się przecież, że nie moja. Po prostu to dziwne, że tym razem nie oskarżasz mnie. 
 
-Zazwyczaj nie oskarżam osób, które są niewinne. Nie ty przyniosłaś te ciasto, a jednak 

pojechałaś ze mną do szpitala i zemdlałaś. Znowu.
-Czyli mam rozumieć, że nie zostanę zwolniona?
-Raczej nie.- Kurcze. Mogłabym przysiąc, że on prawie się uśmiechnął, ale niestety nie 

widziałam tego zbyt dobrze bo cały czas patrzy się przez szybę. ten facet na prawdę musi 

coś ukrywać. gdyby tak zapomnieć o jego dziwnych zachowaniach pomyślałabym, że jest 

całkiem przystojny. Niestety już nieco za późno na zmianę zdania o nim. przynajmniej jak 

na razie to istny gbur. Nigdy nie wiem co mam zrobić dobrze by mu pasowało.

# # #

Minęły kolejne trzy dni podczas, których zdarzyło się parę starć z niemiłym prezesem. 

Tak, dokładnie tak. Ten cwaniaczek udawał, że jest kimś innym, a tak na prawdę pociąga 

tu za wszystkie sznurki. A co najgorsze jest synem samego szefa. Dlaczego mnie to nie 

dziwi? Tacy jak on mają wszystko, a ja ciągle sprzątam, więc raczej nie ma o czym

 mówić. O tyle dobrze, że nie muszę się z nim widywać w weekendy. Na pewno bym 

wtedy zwariowała do reszty. A tak mam wolną niedzielę od jego głosu. 
 
Jest tylko jeden problem. I to dość poważny. W ciągu tych wszystkich dni tajemnicza 

dziewczyna pokazała się dwa razy. Na szczęście nie obezwładniła żadnego ciała. 

Zwyczajnie stała sobie zawsze koło niego. Prawie, że zawsze się uśmiechała i znikała nic 

nie mówiąc. Ale raz zdążyło się coś wręcz strasznego. Śmiertelnie się jej przestraszyłam, 

gdy znikąd się pojawiła i zaczęła wręcz krzyczeć. Zdecydowanie była wściekła tylko nie 

wiem czy na niego czy na mnie. Bo ja sobie wyciskałam mopa, a on rozmawiał przez 

komórkę uśmiechając się jak wariat. kiedy teraz tak sobie o tym myślę to może chodziło

 właśnie o tę osobę. Ale on wydawał się być szczęśliwy więc dlaczego ona nie? 
 
Jak na razie wcale tego nie rozumiałam. To co się tu działo nadal jest jedną wielką 

zagadką. A ja nie chcę się w nią plątać. 
 
Otworzyłam drzwi Carl' owi. Jego mina mówiła, że potrzebuje mojej pomocy. 
 
-Sora musisz mi pomóc.- A nie mówiłam?
-O co tym razem chodzi? Facet z tobą zerwał czy jednak to była dziewczyna?
-Nie i nie. Musisz dziś wyjść ze swojej nory. Dla swojego przyjaciela.- Zrobił strasznie 

poważną minę.
-Nadal nie powiedziałeś o co chodzi.- Nie pozwolę żeby wplątał mnie w coś zanim nie

 poznam szczegółów. 
 
-Widzisz to!- Przed oczami pojawiła się niebieska kartka, a po chwili zrozumiałam, że to 

zaproszenie na jakiś bankiet i mina mi zrzedła. 
 
-Tak widzę i mówię stanowcze nie. I nigdy w życiu.
-Ale dlaczego ty zawsze mówisz mi nie. 
 
-Bo prosisz mnie o rzeczy, które nie są dla mnie. Nie nadaje się na wielkie salony. Nawet 

nie mam odpowiedniej sukienki na takie okazje.- Teraz powinien mi odpuścić chyba, że 

chcę bym poszła w rozciągniętym dresie. Ale szczerze w to wątpię.
-Pomyślałem o tym. Zaraz wracam!- Wyleciał trzaskając drzwiami. Minęła niecała 

minuta, a on na serio wrócił z jakąś podejrzaną torbą w ręce. 
 
-Co to jest?
-Twój strój na dzisiejszy wieczór.- Prawie, że oplułam się kawą.
-Że co?! Nie mów mi, że to kupiłeś.
-Oczywiście, że nie.
-To dobrze.
-Pożyczyłem ją od twojej siostry. Wiesz, wręcz wepchnęła mi ją do ręki, gdy dowiedziała

 się gdzie cię zabieram.
-To nie dobrze. Chociaż mogłam się po niej tego spodziewać. Oboje jesteście do siebie 

tacy podobni.- Wkurzająco podobni.- A w ogóle co to za impreza? 
 
-O i to ci się na pewno spodoba. To impreza charytatywna dla dzieci walczących z rakiem.

 Chyba nie chcesz zawieść dzieci, co?
-Jesteś okropny, wiesz?- Wyrwałam mu sukienkę z rąk.- Oczywiście, że je nie zawiodę. 

Nie musisz wzbudzać we mnie poczucia winy. Wiesz, że tego nienawidzę.
-Ale to jedynie zawsze działa!- Krzyknął gdy znikałam w łazience. Może i nie mam na to 

wszystko ochoty, ale wiem jak ważne są takie imprezy, a rodzice Carl' a zawsze dają 

jakąś 

sumę więc mogę mu towarzyszyć. kiedyś regularnie chodziłam na takie imprezy, lecz z 

wiadomych powodów odpuściłam sobie dla własnego dobra. Carl zawsze potrafił znaleźć

 sobie kogoś do towarzystwa, a dziś jestem nim ja. Ciekawe co stało się ze stadem kobiet i mężczyzn?


Po godzinie spędzonej przy zakrywaniu cieni pod oczami byłam gotowa. Zeszłam na dół 

gdy czarna limuzyna zatrąbiła oznajmiając, że już czeka. Zamknęłam dom i zeszłam na 

dół gdzie Carl już czekał. Oczywiście musiał zagwizdać jak on ma w zwyczaju. 
 
-Dawno nie widziałem cię tak wystrojonej.- Oznajmił otwierając mi drzwi.
-Nie czuję się w tym zbytnio komfortowo, ale może być. 

 
-To świetnie. Na pewno będziemy się dobrze bawić. No i dzięki, że zechciałaś ze mną 
 pójść.
-Nie ma za co. Chętnie spotkam się z twoimi rodzicami. czy nadal myślą, że pracuje z elitą?
-Owszem. Łyknęli to na dobre. Więc nie masz się czym przejmować.
Poszłam za radą przyjaciela i zaczęłam się niczym nie przejmować. Jednak to wróciło, 

kiedy zatrzymaliśmy się przed budynkiem. Wejście do niego było obstawione przez 

paparazzi i ten czerwony dywan. Nie zdawałam sobie sprawy z tego w co się pakuję.
-Jesteś gotowa?
-Chodźmy.- Uśmiechnęłam się zachęcająco i wyszłam z auta. Starałam się wyglądać na 

jak najmniej zdenerwowaną tym wszystkim. Wydawało mi się, że stanie na widoku trwało 
całą wieczność póki nie weszliśmy do środka. Pełno ludzi w drogich ciuchach. Od razu 

poczułam się inaczej. Jednak, przynajmniej jest tu szampan. Carl zwędził dwa i wręczył 

mi jeden. Poszłam przywitać się z jego rodzicami. Rozmowa była dość długa i nie zbyt 

miałam na nią ochotę. Dlatego ulotniłam się i usiadłam na jednym z wolnych miejsc. 

Rozglądałam się z zaciekawieniem po sali. A jednak mój wzrok zatrzymał się na jednej 

osobie. Nasze oczy się spotkały i tak jakby czas się na chwilę zatrzymał. To było 

naprawdę dziwne zwłaszcza, że poczułam lekki dreszcz. Co gorsza on idzie w moją stronę. Dlaczego? Odwróciłam się mając cichą nadzieję, że to nie do mnie idzie.
-Sora?- Odwróciłam się niechętnie w jego stronę. Siedząc na krześle i tak patrząc na niego wyglądał... w sumie trudno określić. Lecz można by to porównać do greckiego boga w dopasowanym garniturze. Nawet teraz ciągle jakaś kobieta zerka na niego. To musi wyglądać dość kompromitująco, głównie dla mnie.
-O, nie wiedziałam, że cię tu spotkam.
-A jednak ciągle się spotykamy.- Usiadł koło mnie. Atmosfera od razu zrobiła się gęsta jak śmietana. Czego on ode mnie chce? Gdybym wiedziała, że tu będzie nawet wołami by mnie nie wyciągnęli z domu. A Carl jak zwykle zniknął choć obiecał, że nie dostąpi mnie na krok. Chociaż to wcale nie jest żadna nowość.
-To zwykły przypadek.
-Pewnie tak.- Przed dalszym przebiegiem tej rozmowy uchronił mnie Carl.
-O, widzę, że już znalazłaś sobie towarzystwo.- Wyszczerzył się, a ja chciałam zapaść się pod ziemię.
-Carl to Kim Taehyun pracujemy w tym samym budynku.- Posłałam mu ostrzegawcze spojrzenie. Mój boże, uściskali sobie dłonie. Co tu się wyrabia?- Zostawię was na chwilkę.- Tak naprawdę uciekłam do toalety żeby w ogóle móc oddychać. Zaczęłam rękoma poprawiać włosy, bo najwyczajniej nie myślałam, że szczotka mogłaby mi się dziś przydać.
-Może chcesz użyć tego?- Spojrzałam najpierw na szczotkę w ręce nieznajomej mi dziewczyny. Uśmiechała sie przyjaźnie I nie widziałam nigdzie żadnych zmarłych więc zaryzykowałam.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. Tak w ogóle to jestem Monick.
-Sora.- Uścisnęłam jej dłoń I oddałam szczotkę.
-Myślałam, że ta impreza będzie bardziej luźna. Niestey dałam się namówić.
-To tak jak ja. Muszę się nauczyć mówić ,,nie'' przyjacielowi.
-Przyszłaś tu z przyjacielem?
-Yhm.
-Ja z chłopakiem. W sumie powinnaś go poznać. Kręci się gdzieś bo sali, a ja kręce się sama. A ty...
-Och, ja też zostałam porzucona i chętnie poznam twojego chopaka.
-Świetnie! Więc chodźmy.- Wyszłam z łazienki raem z Monic. Ta krótka wymiana zdań utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest dość miłą osobą. I jednak jedyną dziewczyną, która zechciała zamienić ze mną więcej niż dwa słowa. Pomyślałam, że mogłabym się z nią zaprzyjaźnić, ale pewnie gdy dowie sie, że nie jestem żadną ważną osobą będę mogła o tym zapomnieć. Jednak dzisiaj zostawię moją marną pracę w spokoju I dam sobie uwierzyć, że pasuje tutaj tak samo jak inni. Wypiłam kolejny kieliszek szampana. Był na prawdę dobry. Minic kiwała głową prawie, że co drugiej osobie jaką mijaliśmy. Na pewno musi zajmować się czymś ważnym skoro każdy ja zna.
-O, popatrz stoi tam.- Pociągnęłam mnie w stronę swojego chłopaka, który stał tyłem i nie mogłam zobaczyć jego twarzy. I szczerze może dobrze, że ie widziałam go wcześniej bo pewnie bym zawróciła i uciekła. Drugi raz dzisiejszego dnia te oczy wpatrywały się we mnie, a ja w nie. On był również tak samo zdziwiony jak ja. Tylko, że Tae potrafił to szybko zamaskować podczas kiedy ja potrzebowałam dłuższej chwili na zrozumienie tego co tu się dzieję. Carl ciągle stał obok, a tera patrzył na mnie zdziwiony i zarazem zadowolony.
-Poznaj mojego chłopaka.
-Znamy się.- Odpowiedział szybciej niż ja zdążyłam to zrobić. Nadal do mnie nie dotarło. On miał dziewczynę! I to całkiem miłą! Raczej myślałam o jakiejś wrednej pindzie, ale tego to się nie spodziewałam.
-O, na prawdę. Kto by pomyślał. To nawet lepiej. Powinniśmy się razem gdzieś wybrać.
-Było by super.- Wtrącił się Carl. Jeszcze chwilę rozmawialiśmy i starałam się też uczestniczyć w tej rozmowie. Ale to było strasznie trudne, gdy on cały czas na mnie zerkał. Jeśli chciał wiedzieć jak się z tym czuję to raczej już dawno wyczytał to z mojej twarzy.
Kolejną częścią programu był tanieć. Carl porwał mnie, a para zakochanych poszła swoją drogą.
-Carl jeśli chcesz coś powiedzieć to mów. Twoja mina mnie nieco przeraża.
-No wiesz to na prawdę interesujące.
-Co takiego?- Zapytałam jednocześnie uwarzając by nie nadepnąć mu na stopę.
-Jak to co. Pomyślmy, para ludzi którzy za sobą nie przepadają spotyka się na bankiecie i okazuję się, że poznałaś jego dziewczynę. To scenariusz jak z jakiegoś filmu.
-Poznałam ją przypadkiem. W toalecie.
-No właśnie.
-Wiesz i tak nie rozumiem z czgeo się tak cieszysz. Jak już wiesz. On. Ma. Dziewczynę.- Powtórzyłam każdego słowo dokładnie tak by to zrozumiał.
-Och, Sora i co z tego.
-Jak to co tego.- Prawie, że krzyknęłam, aż para koło nas rzuciłam na krótkie spojrzenie.- Ona jest miła. I dała mi swój numer.
-Hym, więc chociaż skorzystaj z tego numeru.- Miałam mu się odgryźć, ale przyszedł czas na zmianę i oczywiście trafiłam na tego kochasia. Carl wręcz w podskokach poszedł do Monick. Po prostu pięknie. Mniejmy już to z głowy. Położyłam mu dłoń na ramieniu I poszliśmy w tany. Oczywiście nie odbyło się bez jego kąśliwych uwag.
-Monic bardzo cię polubiła. Już postanowiła, że zjemy iedyś razem obiad.- Doskonale widziałam ten cień uśmieszku na jego twarzy. Ale nie dam mu tej satysfakcji I udam, że wcale mi to nie przeszkadza. Z resztą jeden obiad to dla mnie nic... chyba nic. W końcu się w nim nie zakochałam czy coś. To tylko ładne opakowanie. Nie zapominajmy o paskudnym charakterze. Uśmiechnęłam się.
-Nie mam nic przeciwko wspólnm obiadom.
-Och, na prawdę? Kiedy rozmawialiśmy wyglądałaś na przerażoną.
-Wcale nie.- Zaprzeczyłam szybko. Co on sobie wobraża!- Przecież mnie w ogóle nie znasz.
-Widać, że będziemy mieć dużo czasu na poznanie się. Znając życie zaprosi cię także na wiele innych obiadów.
-Okej.- Byle nie z tobą- pomyślałam I taniec się skończył, a ja mogłam się uwolnić z jego objęć. Skurczybyk świetnie tańczy i świetnie wygląda. Coraz więcej przemawia za tym by trzymać się od niego z daleka. No I prawdopodobnie zjem sobie z nim obiad. MATKO BOSKA!!




Rozdziały są takie nijakie, że aż coś czuję iż zbliża się brak weny. Znowu ;p