niedziela, 27 kwietnia 2014

BB- 5

Ponieważ liczba wyświetleń ciągle rośnie i już minęliśmy 4 tysiące oraz jedna nowa osoba pokusiła się na napisanie komentarza, za co bardzo dziękuje. Wstawiam następny rozdział z myślą, że więcej osób niż tylko jedna zacznie wyrażać swoją opinię pod postem.















Jak przeżyję to będzie dobrze. Muszę tylko być opanowana, wyprowadzić każdego na zewnątrz, a jego zwłaszcza. Może to nie był dobry pomysł żeby wycofać mojego wspólnika. Jakoś G.D nie wyglądał na załamanego tym, że przystawiono mu do głowy pistolet. Oczywiście pewnie w jakimś stopniu bał się jak cholera i w każdej chwili mógł zacząć panikować. Dałam mu sygnał żeby nic nie robił.

-Wyciągaj te swoje zabawki i to zaraz!- Yh może mam jeszcze się rozebrać do naga.

Zaczęłam wyciągać pistolety, wszystkie cztery, noże w butach, gaz łzawiący, nawet mój kastet. Odsunęłam narzędzia w bok.

-Co ty wyprawiasz chcesz żebym mu odstrzelił łeb.- Usłyszałam krzyki z tyłu. Mogło się obejść bez tego.

-Myślisz, że jestem taka głupia i oddam ci wszystko żebym została bez niczego. Oddaj zakładnika to pójdę z tobą.- Ji wytrzeszczył gały na mnie, ale przynajmniej się nie wierzgał.

-Jaką mam pewność, że podejdziesz?- Zwykle mam do czynienia z profesjonalistami, ale widać on nim nie był bo mało wiedział o mojej osobie.

-To będę tu tak stać do wieczora?- Zastanawiał się nad propozycją i chyba do niego dotarło, że mu się to opłaca.

-Dobra!- Wypuścił go. Mieliśmy iść w tym samym czasie. Gdy się mijaliśmy poczułam jak Ji wplata swoje palce w moją rękę i szybko puszcza żeby iść dalej. Nie mam pojęcia co to miało znaczyć, ale coś we mnie pękło. Trudno to opisać, ale można porównać do muru który się zburzył przy jednym dotknięciu. Dlaczego teraz, a może to dobry moment. Sama nie wiem, nie będę teraz nad tym myśleć. Zostałam wprowadzona prosto do środka. Tera zaczyna się moja rola. Weszłam do pomieszczenia gdzie siedzieli ci biedni ludzie. Przynajmniej mi się tak zdawało, że są biedni, ale się pomyliłam. Oni zwyczajnie wstali spad ścian ciesząc wafle.

-Widać masz dobry zakładników. Zdążyliście się poznać.- Podnosi mi ciśnienie.

-Takie życie. W pudle zawsze się z kimś dogadasz.- Świetnie, niech mówi dalej, a potem niech mnie przewiezie do ich nowej kryjówki. Będę dobywać coraz więcej informacji na ich temat, a on się nawet nie zorientuje.



<tym czasem na zewnątrz budynku> ( Narracja jak na razie pozostaje w tajemnicy xd)



Co się tam dzieje. Nie mogą tam po prostu wejść i powystrzelać każdego z osobna. W końcu to z nią mam zacząć pracować. Może powinienem sam tam się jakoś dostać i wyciągnąć ją stamtąd. Jestem w pełni gotowy i przygotowany żeby działać.

-To co robimy!- Spytałem się szefa.

-Czekamy, a co innego. Ona też zna się na swojej pracy. Z resztą to by było podejrzane jakbyś tak nagle zniknął nie wiadomo po co.- Zasrane procedury, kiedyś ktoś od nich zginie. Mogłem się włamać do środka i było by po sprawie.

-Jak ginie będziesz miał ją na sumieniu, wiesz o tym?!- Starałem się wymusić na nim to pozwolenie, ale był nieugięty. Nie pozostało mi nic innego jak pójść pocieszyć moich przyjaciół.



(Narracja ____)



Właśnie zdążyłam oberwać w twarz z pięć razy. Jak nic będzie ślad po tym i po sznurze. Mam wielką ochotę przywalić komuś, ale się powstrzymuje bo muszę. Wracając co do ich szefuńcia to rozmawia przez krótkofalówkę z czasów drugiej wojny światowej. Widać mają mały budżet.

-Rozwiążcie ją.- Rzucił i po chwili już stałam. Cały czas rana dawała o sobie znać. Muszę wyglądać jak trup z podkrążonymi oczami. Zawsze tak wyglądam, jak weteran po wojnie. Prowadzono mnie na samą górę nikt nie chciał powiedzieć w jakim celu. Badałam moje położenie Według planu zmierzamy do ich rudery. Nie wiem jak ani kiedy na dachu wylądował helikopter, ale to chyba specjalnie dla mnie.

-Rusz się!- Zostałam brutalnie wepchnięta do małego wnętrza. Połowa jego ludzi została, pewnie czekają na drugi transport. A to durna policja czemu jeszcze tam nie weszła, albo nie zaczyna akcji ratunkowej. To dlatego trzeba liczyć na samego siebie. Nikt się nie odzywał. Podróż trwała dość długo już myślałam o Alasce, ale to tylko jakieś zadupie, którego nie kojarzę zbytnio. Wylądowaliśmy i znów zostałam wypchnięta z helikoptera. O mało co się nie wywaliłam o kamień.

-Gdzie tym razem?- Chce się czegoś dowiedzieć. Olał mnie, ale przeżyje. Moje tabletki przeciwbólowe przestają działać i robi się coraz gorzej.

-Witamy w piekle.- Jakoś to tak nie wygląda, ale wali tu niesamowicie. Ciekawe cy tylko ja czułabym się tu jak w wojsku. Zamknięto mnie w pustym pokoju z jednym krzesłem. Spodziewałam się jakiegoś krzesła elektrycznego i ładnego wnętrza bo każdemu, nawet więźniom należy się szacunek. Przynajmniej u nas tak jest.

-No to teraz sobie porozmawiamy.- Nareszcie.

-Fajne gniazdko … takie przytulne.- Szkoda, że ez ogrzewania i żadnych bajerów.

-Przynieś mi papiery.- Rozkazał jednemu z podwładnych i tak zostaliśmy sam na sam. Tylko ja i ten popapraniec z scyzorykiem w ręku. Obserwował mnie z uwagą, aż zaczęłam się zastanawiać co ze mną nie tak. Chyba nie wie, że mnie postrzelił, a jak tak to zna mój słaby punkt.

-Wiem, że jestem ładna, ale się tak nie gap bo czuję się niezręcznie.- Rozładowałam napięcie i miałam dość tej ciszy.

-Hahaha w takiej sytuacji masz nadal humor.- Przecież nie będę płakać. Pojawił się ten młody chłopak z dokumentami. Przewiduje, że są na mój temat.

-Oto papiery panie Lee.- Wręczył mu plik i ulotnił się.

-Serio?? Pan Lee. Bardziej pasuje ci George. Od teraz będę cię tak nazywać.- Próbuje go jakoś wnerwić, ale jest cholernie opanowany. Pierdzielony żyd.

-Hymmm 4 lata w wojsku i dużo szkoleń. Co taka dziewczyna jak ty tam robiła.- Uważaj bo ci powiem.- No co już nie chcę ze mną rozmawiać, hę?!- Ruszył się w moim kierunku.. Odwrócił moją głowę tak żebyśmy się widzieli. Dopiero teraz w świetle, obok palącej się świecy zauważyłam na jego gębie pełno małych blizn na policzku. Paskudnie to wygląda.- Też chcesz mieć takie. Nie polecam. Jak zaczniesz mówić to nic nie zrobię.- Nie wiem czemu, ale teraz to jest jak w w pierwszej klasie. ,, Oddaj mi tą zabawkę bo inaczej powiem pani'', dokładnie tak. Oddalił się i zaczął chodzić w kółko po całym pomieszczeniu. Na co on czeka.

-Podejdź bliżej to ci powiem.- Po chwili stal koło mnie. Powiem mu mnie więcej co tam robił.- A więc wieszałam za jaja takich skurwysynów jak ty.

-Twarda z ciebie sztuka wiesz?- Oj wiem.- Mówiłem, że szkoda mi będzie takiej twarzyczki …. ale zmieniłem zdanie.- Zanim się obejrzałam, poczułam na moim policzku zimne ostrze które wpiło się jak w masło pozostawiając czerwoną kreskę. Trochę zapiekło, ale to jest nic w porównaniu z bólem brzucha.- To dopiero początek. Imię i nazwisko.

-Nie mas tak ważnej rzeczy w tych swoich papierach.

-Imię i nazwisko!- Powtórzył jeszcze raz.

-Gienia na mnie mówią.- Zostałam uderzona w twarz mocniej niż poprzednio.- Ej George bądź bardziej milszy. Pewnie dlatego się jeszcze nie ożeniłeś c' nie?- O, zacisnął pięść chyba go wkurzyłam tym pytaniem. Trafiłam w czuły punkt.

-Co ty możesz wiedzieć wiedzieć jesteś tylko zwykłą agenciną. Jesteś za młoda i za głupia żeby zrozumieć o co chodzi.

-Jeszcze nic nie powiedziałeś. Może mogę w czymś pomóc.- Przecież też jestem człowiekiem i mam serce, nie?

-Pomóc!! Sam sobie poradzę zabijając każdego z was po kolei! Zdechniecie jak psy zaraz po tym jak was wykończę to ja przejmę wszystko. I nikt mi niczego nie zabierze!- Kopnął mnie w brzuch, że aż zaczęłam kaszleć.- Ło matko.- Szepnęłam. Teraz to mam mroczki przed oczami. Ten dupek na pewno otworzył mi ranę. Czuję pod bluzą jak moja bluzka nasącza się krwią. Sytuacja się pogarsza, a ja nadal mało wiem. Postanowiłam dłużej nie czekać tylko wyciągnąć mały nożyk z rękawa. Oczywiście, że nie oddałam mu wszystkiego. A ył na tyle głupi żeby mnie nie przeszukać zanim wziął mnie ze sobą. Musi tylko wyjść żebym mogła się uwolnić i zwiać. Jak na zawołanie wpadł ktoś do środka.

-Szefie musisz o czymś wiedzieć.- Ciekawe co się dzieje? To moja szansa.

-Zajmijcie się tym sami!- No rusz tę dupę człowieku bo się tu wykrwawię.

-Ale to jest bardzo ważne.- Nadal nalegał. Spojrzał na mnie, ale ja i tak nie widziałam go za dobrze.

-Cholera zawsze coś.- Mruknął niezadowolony.- ty się nigdzie nie ruszaj.

-Zabawne, niby jak.- Wybiegł z tej sali zatrzaskując drzwi. Nareszcie, przeszłam do uwolnienia się w z więzów. Ten cholerny nożyk nie chciał wypaść. Zaczęłam się wierzgać i jakoś się udało. Zacięcie przecinałam te sznury, ale są za grube więc trochę mi to zajęło. Chciałam zająć się uwolnieniem nóg gdy niespodziewanie ktoś otworzył drzwi. Przez chwilę miałam nadzieję, że ktoś się skapnął, że czas przyjść z pomocą, ale niby kto skoro ja zawsze pracuję sama.

-Kiedy zdążyłaś ich wezwać!- krzyknął, a głos rozniósł się po całym pokoju.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz.- Powiedziałam to cicho bo ledwo mówię. Nie to żebym miała umierać tylko muszę czymś zatamować krwawienie.- Mów!!- Zostałam czymś uderzona, ale nie straciłam przytomności. Wiedziałam co jak i gdzie jestem. I to, że po czole spływa mi coś ciepłego, to nic innego jak krew. Pewnie bym go jakoś znokautowała, ale muszę oszczędzać siły dlatego ręce dałam do tyłu by wiedział, że nadal jestem związana.

-Szefie musimy się zbierać!- Ponaglał go jakiś młodziak.

-Niech cię szlak! I tak tu zdechniesz, suko!- Jeszcze się okaże.

-Smaż się w piekle, dupku.- Splunęłam mu na buta. Taka mała pamiątka po mnie.

-Młody wpuść tu je. A to mała niespodzianka. Powodzenia.- Szepnął mi do ucha i znów zostałam sama. Szybko wróciłam do uwalniania się, byłam już blisko aż tu dwa psy wlatują mi pokoju. Zatrzymałam się i nie wykonywałam żadnych pochopnych ruchów. I tak już na mnie warczały pokazując te wielkie, ostre kły. Dzięki za niespodziankę, pomyślałam. Przypomniało mi się, że gdzieś ukryłam w swoim mundurze 2 strzykawki wielkości mojego palca w których znajduję się płyn nasenny. Muszę to tylko wyciągnąć w wstrzyknąć. Zrobię to sprawnie i bez kłopotów. Powoli sięgałam do kieszeni. Obmyśliłam plan działania. W sumie jeszcze nigdy nie przyszło mi walczyć z psami. Ja jestem za obroną zwierzątek. Ale co robić kiedy chcą cię zeżreć w całości. Nie mam zbytnio wyboru. Zaczęło się życie na krawędzi. Gdy psy zerwały się do biegu wskoczyłam na to jedyne krzesło. Mogłoby być trochę wyższe. Sprzedałam kopa jednemu, ale nie wiem co z drugim. Przygotowałam jakoś jedną ze strzykawek. Wycelowałam i rzuciłam. Wczepiła, ale ktoś musiał to jeszcze docisnąć żeby płyn dostał się do organizmu. Pół biedy, że to działa natychmiastowo. Wykonałam mój mistrzowski skok i docisnęłam to ustrojstwo. Psiak, a raczej to bydle zachwiało się i spało. Teraz tylko jeden, jak na wojnie. Ja patrzyłam na niego on patrzył na mnie. Moim jedynym wyjściem było to zasłonięte okno. Dystans był mały, ale musiałam pozbyć się go z mojej drogi ucieczki. Wysil się ten ostatni raz kobieto. Zebrałam ostatnie siły już nawet nie zwracałam jak uchodzi ze mnie krew, skapywała na podłogę, a ja znów pobrudziłam buty. Nie mam nowej pary do cholery. Pobiegłam w tamtą stronę i już prawie miałam cel na wyciągnięcie ręki, ale poleciałam jak długa czepiając się czerwonej zasłony i zrywając ją. Od razu pomyślałam o tym, że nie mam szans. Ale ja to ja. Więc zarzuciłam psu na łeb zasłonę i unieszkodliwiłam go. W końcu mi się udało. Oparłam się o ścianę. Jestem wykończona, ale miałam siłę zrobić coś z raną. Ból już jest nie do zniesienia. Czuje jak nogi mam z waty, a muszę się podnieść i chociaż zacząć wołać o pomoc kogokolwiek. Jakoś doczołgałam się zamkniętych drzwi. Porzuciłam już to okno i tak nic bym nie poradziła na te kraty. Mogłam się tego spodziewać, ale z tego wszystkiego to już nie myślę normalnie. Złapałam się klamki i podciągnęłam się do góry. Tylko dzięki tej klamce jakoś stałam na nogach. Straciłam rachubę czasu i powoli zasypiałam. Musiałam cały czas powstrzymywać się od zaśnięcia. Nie wiem w ogóle po co ja tak stoję i na co czekam. Każdy się wyniósł, ale ci to tu przyszli mogli by się sprężyć chyba, że w ogóle nie chce im się ni sprawdzać. Nie mam nadziei, a co najgorsze to to, że jeszcze nie zdążyłam się ożenić, ani nie mam dzieci no i nie napisałam spadku w którym wykluczam moich pożal się boże rodziców. Wszystko oddałabym na cele dobroczynne, niech się cieszą, a tak nie będą miały z czego. Nie wytrzymam nawet jeśli bardzo chcę. Jakimś cudem albo to ja poruszyłam klamką albo nadchodzi pomoc. Usłyszałam czyjeś głosy. Chciałam krzyknąć, że jestem tutaj i mają mnie stąd wyciągnąć bo będzie zgon na miejscu. Nie mogłam zrobić tego. Próbując tylko się zadławiłam własną krwią. Ech gdzie tu sprawiedliwość. Ktoś otworzył w końcu te zasrane drzwi, ale nic nie widziałam, w tym tej osoby która mnie złapała bo właśnie postanowiłam zasnąć.



* * *



-Ona śpi już tydzień!

-Ej nie krzycz na mnie. Straciła dużo krwi. Przecież czarodziejką nie jestem.

-Wiem o tym, ale dostaje szału bo wszyscy trują mi dupę!

-To im powiedz, że ma jeszcze 2 dni na wybudzenie. Jak się nie obudzi to zrobię jej tą operację!

Dopiero co się obudziłam i nic nie widzę bo mam coś na oczach. Nie mam zamiaru się ruszać jest mi za wygodnie i chcę przez chwilę odpocząć. Chociaż słyszałam, że wśród żywych nie było mnie cały tydzień to czuje jakbym ciężko harowała przez ten czas. A co najśmieszniejsze to nie pamiętam dlaczego tu jestem i co mi się stało. Pewnie chodzi o moją pracę i t0 nowe zlecenie. Czemu akurat teraz myślę o G.D. Niczego nie pamiętam. Moje wspomnienia kończą się na ranie na brzuchu. Powinnam zerwać się z łóżka, sprawdzić gdzie jestem czy mnie nie wywieziono, potem wydostać się i zadzwonić żeby mnie stąd zabrali. Tak zrobiłby normalny człowiek, ale jak już mówiłam do normalnej mi daleko. Ponieważ, nadal miałam to coś na oczach nie widziałam kto wszedł do pokoju, tylko słyszałam ją lub jego jak wchodzi do środka. Czułam jak się na mnie gapi.

-Nie wiem kim jesteś, ale nie świdruj mnie tym wzrokiem.- Zdenerwowałam się i w końcu się odezwałam. Nienawidzę jak ktoś mi tak robi. Nie dostałam odpowiedzi, tylko sobie wyszedł. Nie to nie. Powoli odklejałam waciki żeby przyzwyczaić oczy do światła jakie zdołałam dostrzec. Jeszcze do końca nie widziałam dobrze bo wszystko było dla mnie rozmazane.

-Jak się czujesz?- Zapytał mnie o to jakiś mężczyzna stojąc nade mną z założonymi rękoma.

-Jakby przejechał po mnie walec, normalka.- Zaśmiał się, ale to nie miało być śmieszne. Dla mnie nie było ani odrobinę.

-Widzisz mnie dokładnie czy jeszcze nie?- Hymmm wydaje się być znajomy z twarzy, ale nie jestem pewna.

-Nie za bardzo, ale jakbym cię już kiedyś poznała tylko nie wiem gdzie.

-Zaraz coś zaradzimy. Jean przynieś coś.- Leżałam sobie jeszcze chwilę zanim podano mi najzwyklejsze krople do oczu. Ta kobieta o imieniu Jean pomogła mi usiąść.

-Pomrugaj to powinno pomóc.- Zrobiłam jak kazała. To była chwila i widziałam wszystko dokładnie. Pierwszą Jean. Dziewczyna w wieku 40 lat z blond włosami do ramion. Uśmiechała się do mnie miło. Teraz mogłam lepiej rozejrzeć się po pokoju. Był ogromny i bardzo ładnie wystrojony. Niczego w nim nie brakowało. Totalnie w moim stylu. Sufit nieziemski, a na nim zajebisty żyrandol. No i co bardzo rzuca się w oczy to te poustawiane instrumenty. Możliwe, że zrobili tu dla mnie szpital. Tyle tu maszyn i do każdej jestem podłączona. Ręki im zabraknie. Badałam wzrokiem każdy zakątek aż zatrzymałam się na tej osobie z którą chwile temu rozmawiałam. Żeby się upewnić czy na pewno dobrze widzę zamrugałam jeszcze parę razy. Nie no zawsze ta sama twarz przed moimi oczami.

-przepraszam, ale ja chyba się jeszcze nie obudziłam.- Walnęłam się na łóżko z powrotem.

-Wiem, że to może być dla ciebie szok, ale nie mogłem wszystkiego powiedzieć już na pierwszym spotkaniu.

-Stop, ok? Ja po prostu mam zwidy. Idę spać, dobra noc.

-Ale my nadal tu będziemy panienko.- W końcu odezwała się do mnie ta ,, pielęgniarka''.

-To wyjdźcie i was tu nie będzie. To prostsze niż wam się wydaje.- Bez obaw to tylko jakieś hologramy bo przecież to nie może być on.

-Nie możemy wyjść. Obudziłaś się po bardzo długim czasie. Musisz przejść badania.- Tym razem jakoś samodzielnie usiadłam. Popatrzyłam na nich i to na bank prawdziwi ludzie z krwi i kości. Co oznaczało, że ta sytuacja to kompletna kicha.

-Więc ty jesteś jego …?

-Żoną.- Dokończyła za mnie. Świetnie. Złapałam się za głowę. Muszę to jakoś poukładać.

-Jang Hyun Suk wiesz, że masz u mnie przesrane?

Ten rozdział zajął mi 4 strony pisania rozmiarem czcionki 12 więc powinien być dość długi. I jeszcze parę wyjaśnień gdyby ktoś się pogubił.

Jang Hyun Suk- Prezes wytwórni YG Entertaimnment. W opowiadaniu będę nazywać go YG żeby nie musieć powtarzać ciągle imienia.

Pan Lee i George to jedna ta sama osoba. Tak jakby to drugie przezwisko zostało stworzone też po to żebym nie musiała się powtarzać.

4 komentarze:

  1. kiedy następna część? z każdą częścią robi się coraz ciekawiej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebiste! :D Z niecierpliwością będę czekać na następne części! Życzę wielkiej weny! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. No ciekawie już widze to spotkanie z GD;p

    OdpowiedzUsuń
  4. Napięcie rośnie :# supcio rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń