Przed wami ostatnia część. Od teraz wszystkie scenariusze będą publikowane na nowym blogu,jak tylko go przygotuje. Więc od dziś będa pojawiać się tu tylko rozdziały z BTS na które tak czekacie.
Beta: Ann Flo ;*
Beta: Ann Flo ;*
4
lata później
Sama
nie wiem,
po co tu przyszłam. Święta nie są dla mnie. Nigdy nie lubiłam
patrzeć na szczęście wymalowane na twarzach innych ludzi. A
zwłaszcza na małe, uśmiechnięte dzieci.
W
końcu to tylko kolejny dzień w życiu. Po co się do niego aż tak
przygotowywać?
Święta
w Londynie są chyba najgłośniejsze. Naprawdę nie mam pojęcia,
dlaczego tu zamieszkałam.
Jeszcze
trzy lata temu byłam pewna, że to dobry pomysł,
by porzucić swój zawód i zająć się czymś innym.
Czymś,
co nie jest związane z pozbawianiem ludzi życia.
Teraz
stałam się zwykłą kobietą,
mieszkającą w bloku i pracującą w firmie.
Kiedyś
ojciec nazwał mnie kobietą skazaną na sukces, ale nie na
szczęście. Znów miał rację.
Minęły
cztery lata, a ja nadal czasami o nim myślę. Gdybym tylko chciała,
mogłabym przekroczyć granicę.
Lecz
ciągle zadaje sobie pytanie, po co miałabym to robić?
Chcę
wierzyć, że Jiyong sobie radzi i wciąż mnie nienawidzi. Bo
właśnie tak powinien był zrobić.
A
może już zdążył się otrząsnąć po tym,
co mu zrobiłam i założył sobie rodzinę. I tak,
jak teraz większość ludzi, szykuje się do świąt?
Jeszcze
nie wiem,
gdzie spędzę dzisiejszy wieczór. Może na jakiejś imprezie, a
może w domu. Razem z Ellen.
Gdy
sprzedawałam dom chciałam dać jej sporo pieniędzy, ale ona
powiedziała, że od początku była ze mną i ma zamiar zostać,
póki jej nie wyrzucę. A nie chciałam jej wyrzucać. Wtedy byłabym
całkiem sama.
***
-Więc,
wesołych świąt.
-Wesołych
świąt, proszę pani.
I co
teraz?
Nie
,mam ochoty na nic,
co znajduje się na stole, ale jem by Ellen nie pomyślała, że znów
zrobiła coś na próżno.
-Powinnaś
przestać mówić do mnie ,, pani".
-Więc,
powinnam także mówić to,
co myślę?
-Tak.
Chyba
od początku potrzebowałam,
żeby ktoś powiedział,
co myśli o mnie.
W
tym momencie.
Możliwe,
że zaczynałam się gubić i nieco mnie to przerażało.
Spojrzałam
na nią, bo chyba tego chciała.
-Pojedź
tam. Może znajdziesz Jiyonga tam,
gdzie go zostawiłaś?
-Wiem,
że bym go znalazła. Rzecz w tym, że nie wiem, co miałabym mu
powiedzieć.
-Ale
i tak to zrobisz.
Czy
zrobię?
Pojadę
na północ,
byle by go chociaż zobaczyć?
Wykazałabym
się wtedy głupotą, ale chyba już jestem głupia.
A
wystarczył tylko jeden uśmiech,
by przerwać kolację i zabrać się za pakowanie.
***
Przekroczyłam
granicę. Choć łatwo było się tu dostać,
to o wiele trudniej znaleźć jedną osobę. Tyle, że ja wiem
wszystko.
Wiem,
gdzie go wysłałam. Mogłam tam pojechać w każdej chwili.
Ale
nie chciałam.
Jeszcze
nie teraz.
Może,
gdy już będę wiedziała co robić i jak się bronić.
Z
pewnością wycelowałby we mnie broń. A ja bym stała i na pewno
nie przeprosiła. Po prostu nie zrobiłabym nic.
Dlatego
jeszcze nie teraz. Nie w pierwszym dniu w tym miejscu.
Wysłałam
go tutaj.
To
miało być mniejsze zło.
Tak
naprawdę to moja kara.
Kara
za to, że kocham kogoś,
kto chciał mnie zabić.
A ja
jego.
To
się nazywa czystą ironią.
***
W
pierwszym dniu nie chciałam wychodzić z pokoju hotelowego. Choć
wnętrze nie różniło się aż tak bardzo od tego, co na dworze.
Wszędzie
strażnicy z bronią,
gotowi wpakować cię do obozu za nic.
Nie
byłam w więzieniu, ale tak się czułam.
Kiedy
patrzyłam przez okno na wielki telebim,
nie wiedziałam,
kto jest bardziej głupszy. Dziwna kobieta,
mówiąca o wiadomościach z tak bardzo wyczuwalną wrogością, czy
raczej ludzie, którzy bili jej brawo.
Pomyślałam
wtedy, że to miasto jest jak ja.
Ciągle
w jednym przekonaniu, że nie ma innego wyboru,
niż słuchać jednego głosu.
Nigdy
swojego głosu. Nieważne,
jak głośny by był.
***
Zachowywałam
się dziwnie.
Byłam
obojętna na wszystko. W niczym i w nikim nie szukałam zagrożenia.
A zazwyczaj to robiłam nawet,
jeśli wiedziałam, że jestem bezpieczna.
Co
było śmieszne. Przecież wszyscy wokół nie byli ani trochę
bezpieczni.
Przechadzając
się po ulicy,
obserwowałam ludzi. Możliwe, że nieświadomie czekałam,
by zobaczyć jego twarz w tłumie. Ale to było tylko moje
przeczucie. Tak naprawdę nie było żadnej osoby,
choć trochę podobnej do niego.
Zbliżała
się już noc.
Musiałam
się uspokoić, więc weszłam do baru i zamówiłam coś mocnego.
Rozejrzałam
się po wnętrzu.
Zauważyłam
tu tylko kilkoro ludzi,
i tak zajętych sobą przy szklance piwa. W kącie siedziało kilku
żołnierzy.
Wiedziałam,
że mnie obserwują i plotkują.
Chyba
byłam tu pierwszą kobietą od bardzo dawna, a panowie wydawali się
niewyżyci.
Postanowiłam
nie zaczynać niepotrzebnych kłótni, więc zajęłam się swoim
drinkiem.
Mijały
minuty, które zamieniły się w godzinę. Możnaby powiedzieć, że
w głowie zaczęło mi szumieć, lecz nie miałam zamiaru wychodzić.
Spojrzałam
na barmana,
czytającego gazetę,
i zamarłam ze szklanką przy ustach.
-Mogłabym
pożyczyć gazetę?
-A,
proszę.
Wręcz
wyrwałam mu ją z ręki. Jednak mnie ciekawiła tylko pierwsza
strona.
Człowiek
w białym mundurze do złudzenia przypominał mi Jiyonga. A im dłużej
się wpatrywałam,
tym bardziej wiedziałam, że to właśnie on.
Z
nikim bym go nie pomyliła.
Zaczęłam
w końcu czytać, a kiedy skończyłam,
nie wiedziałam czy się śmiać,
czy płakać. Po prostu wyszłam na zimne powietrze z nadzieją, że
wszystko to,
co teraz czuję,
minie.
Tylko,
że nie minęło. I nie wiedziałam jak sprawić,
by zniknęło.
Wysłałam
go tu. Zapewniłam wszystko,
co trzeba,
by zaczął z czystym kontem, a i tak jest poszukiwany.
***
-Znalazłaś
go?
-Tak
i nie wiem,
co myśleć.
-Coś
nie tak?
-Wszystko
jest nie tak. Ta Korea jest jak więzienie, a Jiyong,
zamiast stać się porządnym obywatelem,
zniknął.
-Jak
to zniknął?
-Ktoś,
kto jest poszukiwany o podżeganie do buntu musi się ukrywać.
Mogłam się domyślić, że w ogóle nie będzie tu pasować.
-Więc
powinnyśmy go poszukać.
-Powinnyśmy?
Nie chcę,
żebyś tu przyjeżdżała.
-Ale
ja chcę. To inny kraj i inne zasady w nim panują. Tutaj nie da się
pracować samemu.
-Dobrze.
Załatwię to. Ale nie będę czekać. Gdyby coś się stało, znasz
moich informatorów. Oni zawsze będą wiedzieć,
gdzie poszłam.
-To
postanowione.
Rozłączyłam
się.
Potrzebowałam
pomocy i przyznałam to przed samą sobą. Znów działam z kimś,
ale tym razem jestem bardziej pewna. Na tyle, ile mogę.
Chciałam
go znaleźć. Zwłaszcza teraz, gdy wiem, że nie chcę żyć ze
świadomością, że mogłam w końcu zrobić coś dobrze.
Myślałam
długo i zaczęłam od osoby, która od początku miała się nim
zająć. Albo chociaż mieć go na oku.
Teraz
stałam przed domem tej kobiety. Dobrze wiedziała, że już tu
jestem, ponieważ jej dom wyglądał
tak,
jakby nikt już w nim nie mieszkał. Jednak i tak zapukałam, ale
drzwi okazały się otwarte, a kiedy weszłam, w środku panował
totalny chaos.
Minęłam
przewrócony stół, potłuczoną porcelanę i zmasakrowane poduszki.
Obeszłam
cały dom,
zaglądając wszędzie. Tylko przy jednych drzwiach się zatrzymałam.
Widać było, że komuś bardzo zależało,
by właśnie tutaj zajrzeć, ponieważ w metalowych drzwiach widać
było ślady po kulach. A na górze była zawieszona tabliczka z jego
imieniem.
Próbowałam
otworzyć drzwi siłą, ale to nic nie dało. Użyłam jedynej
wsuwki, która okazała się być użyteczna.
Pchnęłam
drzwi i znalazłam się w małym pokoju. W przeciwieństwie do reszty
domu,
tutaj było dość kolorowo i czysto. Stąpałam po podłodze powoli,
choć sama nie wiem,
dlaczego. Wiedziałam tylko, że to na pewno był pokój Jiyonga.
Jego zdjęcia stały na małej komodzie. Uśmiechał się na nich
tak,
jak nie uśmiechał się do mnie.
Zabolało
mnie to, a nie powinno. W końcu na wszystko sobie zapracowałam.
Ale
i tak jedno zdjęcie wzięłam ze sobą. Jeśli nie uda mi się go
znaleźć,
wolałam mieć po nim cokolwiek.
Otworzyłam
też wszystkie szuflady i,
oprócz jednej paczki papierosów schowanej w bieliźnie,
nie było nic innego. Musiałam się kurczowo trzymać tej jednej
poszlaki i podążać za nią.
Adres
na paczce był kolejnym miejscem, które chciałam odwiedzić.
***
Oczywiście
to musiała być wielka posiadłość. To oznaczało zawsze duże
kłopoty.
Westchnęłam
i zadzwoniłam.
Nikt
mi nie odpowiedział, gdy mówiłam, że chciałabym z kimś
porozmawiać. Dopiero po chwili na horyzoncie pojawił się barczysty
facet w garniturze. Od razu stwierdziłam, że moją tu dużo
ochrony, a ja jestem na straconej pozycji.
-Czego.-
Odparł zirytowany.
Pokazałam
mu papierosy.
-Chciałam
się zaopatrzyć.- Posłałam mu uśmiech i naprawdę mnie wpuścił.
Nie
zadawałam pytań, mogłam się tylko domyślać,
gdzie idziemy. Byłam przygotowana na tą rozmowę, nieważne z kim
miałabym ją odbyć. I tak miałam zamiar tego kogoś zdenerwować.
W
końcu stanęliśmy przed wielkimi drzwiami. Facet w garniturze
otworzył je przede mną i zaraz potem zatrzasnął.
Spojrzałam
na nieznajomego, który wręcz ledwo mieścił się za biurkiem.
-Więc
to pan.
-A
pani to?
-Nie
zdradzam swojego imienia na pierwszym spotkaniu.
Zwłaszcza,
iż wiem, że dobrze zna moje imię. Ja pragnę poznać jego.
-I
słusznie. Może pani usiądzie?
Usiadłam
w wielkim fotelu, zakładając nogę na nogę i przy okazji
poprawiając sukienkę.
-Przejdźmy
do rzeczy. Chciałabym dostać więcej tego cudeńka, a wiem, że pan
może mi to dać.
-Mogę,
ale w ogóle nie przypominam sobie,
bym gdzieś panią widział.
-Och,
to dlatego, że wczoraj tu przyjechałam.
-Więc
jest pani z Południa?- Zaciekawiłam tym go. Teraz już wie, że
jestem kimś ważnym na tyle,
by wbić mu nóż w plecy.
-To
jakiś problem?
-Nie.
Choć wolałbym wiedzieć,
kto panią przysłał.
-Kwon
Jiyong.
Wypowiedziałam
to imię, a twarz mężczyzny nagle stała się mściwa. Czy teraz
mnie zamknie?
-Przyszła
pani spłacić jego długi?
-Nic
z tych rzeczy. Nie znamy się na tyle dobrze,
bym miała pomagać komuś,
kto chciał mnie zabić.
-To
dość ciekawe.
-Rozumiem,
że się dogadamy.
-Poniekąd
tak. Ale wydaje mi się, że nie będziemy mogli się zaprzyjaźnić.
***
Zanim
zdążyłam mu odpyskować i nazwać dupkiem,
zostałam zaciągnięta do jakiegoś pokoju i od tak wrzucona do
środka.
-Świnia.-
Mruknęłam,
podnosząc się z ziemi.
Rozejrzałam
się po mojej celi. Choć to wcale nie była cela,
tylko najzwyklejszy pokój z wielkim łóżkiem, które ani trochę
mi się nie podobało.
-W
życiu się tam nie położę.
-Wcale
nie musisz.
A
jednak był tu jeszcze ktoś. Czyjś męski głos, ale nie wiedziałam
czyj. Było tu za ciemno, a w pobliżu żadnego okna.
Póki
nie zapaliła się lampka byłam pewna, że to nie może być on. Ten
głos nie był do niego podobny, ale gdy światło padło na niego,
poczułam, że cała krew odpływa mi z twarzy.
On
tu był.
Jiyong
stał przede mną.
Znalazłam
go.
-Jiyong.
Dlaczego w ogóle tu jesteś!?- Naskoczyłam na niego,
wściekła głównie na to, że w ogóle tu jest.
-A
ty? Co takiego zrobiłaś, że cię tu wrzucili?
-Nic,
o czym musiałbyś wiedzieć.
-Jasne,
skoro chcesz.- Mruknął i położył się na łóżku. A ją wciąż
stałam w miejscu,
próbując przeanalizować to,
co się właśnie stało.
Zobaczyłam
go, a on mnie i wcale mnie nie zabił. Chociaż w takich
okolicznościach nie spodziewałam się tego. Myślałam, że będzie
krzyczeć, ale on tylko wymienił ze mną te kilka słów i zachował
się tak,
jakby mieszkał tu, a ja weszłam do jego domu bez zaproszenia.
Czy
poczułam się odrzucona? Z całą pewnością tak, ale nie
wiedziałam,
jak mam na to zareagować.
***
Pierwszy
tydzień był tygodniem milczenia ze strony Jiyonga, mojej i pana
Parka.
Całymi
dniami siedziałam i nie raz próbowałam coś z siebie wydusić, ale
rezygnowałam,
bo i tak wiedziałam, że nie dostanę od niego odpowiedzi.
Był
wściekły. Widziałam to po jego spojrzeniach,
jakie mi posyłał. Ja nie potrafiłam być na niego wściekła,
choć też miałam powód.
I
szczerze nie wiedziałam,
co dalej z nami będzie. Liczyłam dni, liczyłam godziny do
następnego posiłku
inaczej już dawno straciłabym
rachubę.
W
połowie ósmego dnia drzwi celi zostały otwarte i pojawił się w
nich kolejny osiłek.
-Któreś
z was.- Orzeka znudzony. Na te słowa nawet Jiyong podnosi się z
łóżka.
Spojrzałam
na niego. I od razu odpowiedziałam:
-Ja.
Facet
złapał mnie za ramię,
nie dając mi szansy na samodzielne wstanie. Wyprowadził mnie na
korytarz. Starałam się nadążać za jego krokami, ale był
zdecydowanie za szybki dla mnie.
Po
raz kolejny wylądowałam na kolanach.
Piwnica
przypomniała mi tę sytuację u Jiyonga. Wtedy zginął Seunghyun. A
może teraz ja.
Nie
miałam czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ już się
domyślałam,
co mnie czeka. Te dwa słupy służyły tylko do jednej rzeczy.
-Jesteś
sukinsynem z wybujałą wyobraźnią, jeżeli myślisz, że tym
zmusisz mnie do mówienia. Gdybyś grał fair,
wydrapałabym ci oczy.
-Pewnie
tak. W końcu na Południu jesteś najlepsza. Szkoda, że tak
uzależniona.
Splunęłam
mu prosto na buta,
uśmiechając się. Za co zostałam pociągnięta do dwóch słupków.
Zostałam
unieruchomiona, ale to nic nie zmieniało. Musiałam to przetrwać,
bo z pewnością Jiyong przechodził przez to zbyt wiele razy. Może
i nie wiem dlaczego, ale kiedyś musi mi coś powiedzieć.
Dziś
nie powiem nic, jutro też nic nie powiem i do końca będę milczeć.
-Wiesz,
że to może zaboleć. Moi chłopcy nie są delikatni.
-A
ja nie potrzebuję łaski.
-Dobrze,
więc...
Nigdy
nie myślałam, że to może być ból, którego będę aż tak
nienawidzić. Kiedy bicz uderzył o moją skórę zacisnęłam tylko
zęby,
by nie krzyknąć. Drugi raz też był okropny i wtedy poczułam
ciepło krwi. Mojej krwi.
Zamknęłam
oczy, ale to nie pomogło. Za trzecim razem wiedziałam, że już nic
nie pomoże. I tak już nic nie czułam, ręce same się zaciskały i
rozluźniały. Nie miałam sił i nie myślałam nawet o tym,
by otworzyć usta. Zagryzłam wargę,
aż poczułam krew.
Upadłam,
ale się nie poddałam. Płakałam, ale nie nad sobą,
tylko nad nim.
Nie
liczyłam uderzeń, liczyłam tylko na to,
by wreszcie zemdleć i to skończyć.
***
Obudziłam
się, ale nie w tym samym pokoju. Leżałam na łóżku. Pod palcami
czułam miękką pościel. Ale i tak wciąż najgorszy był ból
pleców. Nie mogłam się ruszyć,
choć wiedziałam, że muszę. Spróbowałam jeszcze raz i nagle
poczułam coś na plecach.
Drobna
kobieta przykładała mi coś do ran, lecz się nie odzywała.
-Ile
czasu tu jestem?
Przed
oczami pojawiła mi się jej twarz i dwa palce.
-Dwa
dni?
Pokiwała
głową.
-Nie
mówisz?
Znów
kiwnięcie.
Pomyślałam
sobie, że powinnam się cieszyć, że spotkało mnie tylko to. A nie
obcięcie języka.
Zamknęłam
na chwilę oczy. Myślami byłam w tej piwnicy i przeżywałam to
jeszcze raz. Chyba nigdy tego nie zapomnę.
Nie
mogłam tu leżeć ani chwili dłużej. Chciałam go zobaczyć i
upewnić się, że nie musiał przechodzić przez to,
co ja. Nawet,
gdyby mi o tym nie powiedział i tak pewnie bym go zmusiła.
Podniosłam
się,
odpychając ręce nieznajomej.
-Posłuchaj
no. Nie będę tu siedzieć, więc oddaj mi koszulkę i otwieraj te
pieprzone drzwi.- Zagroziłam jej, a ona przewróciła oczami, ale
podała mi koszulkę. Może i nie była pierwszej jakości, ale nie
musiałam się odsłaniać.
-Zaprowadź
mnie do niego.
Popatrzyła
na mnie niezrozumiale.
-Wiesz
o kogo mi chodzi. Pokaż,
gdzie to jest.
Spojrzałam
na nią,
gotowa zrobić jej krzywdę,
jeśli mi odmówi.
Nie
odmówiła.
Pokój
okazał się być blisko.
Weszłam,
a ona zatrzaskując drzwi,
wepchnęła mi w rękę tubkę.
Szybko
podeszłam,
by zaświecić lampkę i na szczęście on tu był.
Po
prostu sobie spał i wcale nie wyglądał,
jakby ktoś zrobił mu krzywdę.
Usiadłam
na brzegu łóżka.
Dopiero
co spałam, dwa dni, a znów czuję się,
jakbym przebiegła maraton.
Chciało
mi się śmiać z samej siebie. Bo jestem tutaj i przechodzę przez
to wszystko, a zamiast myśleć o wolności, myślę o nim i o tym,
czy kiedykolwiek się do mnie odezwie.
Czy
to od początku miało sens?
Nie
uratuję nas, nie uratuję jego. Nie mam szans z tyloma ludźmi. Nie
mam nawet pewności,
czy to przeżuję.
Ale
nie chcę płakać. Przecież zostało coś z dawnej mnie, co każe
mi ciągle się nie poddawać.
Dlatego
kładę się obok, a wręcz na krawędzi i zasypiam. Bo w tej chwili
tylko to wydaje się najrozsądniejsze.
***
Budzę
się, ponieważ wiem, że ktoś dotyka moich pleców i nie jest to
najprzyjemniejsze uczucie. Jestem zaskoczona, że Jiyong w ogóle to
robi. Z tej pozycji widzę tylko połowę jego twarzy. Nie odzywam
się, bo nie chcę mu przeszkadzać. Ale i tak wie, że już się
obudziłam.
Przeżywam
kolejne zaskoczenie, gdy w końcu słyszę jego głos.
-Jesteś
naprawdę głupia.- Uśmiecham się, bo on ma rację. Ostatnio
zachowuję się naprawdę głupio.
-Nie
musisz tego robić.
-Nawet
nie próbuj wstawać. Już teraz nie jest dobrze.
-Chcę
zobaczyć.
-Nie...
Ignoruje
jego sprzeciwy. Próbuję powtórzyć mój wysiłek z wczoraj. Jiyong
tylko patrzy. Wciąż jest zły. Bez jego pomocy narzucam na siebie
koszulę, którą wcześniej musiał ze mnie zdjąć. Pomimo bólu,
który towarzyszy mi przy każdym ruchu rąk,
udaje mi się odepchnąć i stanąć na nogach.
Nie
czuję pleców, ale teraz i tak wydaje się być lepiej,
niż ostatnio. Jestem w stanie powoli dotrzeć do łazienki i stanąć
przed lustrem.
Odwracam
się zamkniętymi oczami, a kiedy widzę pełno rozcięć i strupów,
mam ochotę krzyczeć. Tak naprawdę nie widać,
gdzie zaczęła się jedna rana, a gdzie skończyła. W niektórych
miejscach wciąż wypływa świeża krew. I nawet teraz nie myślałam
o sobie, ale o nim.
Jiyong
stoi w drzwiach ze spuszczoną głową. Tylko dlatego, że jestem
prawie naga. A może dlatego, że także nie chce na to patrzeć.
-Też
masz coś takiego?
Gdy
zapytałam spojrzał na mnie wzrokiem, który nie wyrażał
kompletnie nic.
Nie
musiał odpowiadać.- Będziesz ze mną rozmawiać? Wiesz, że twoje
milczenie jest dziecinne. Jeśli chcesz żebym przeprosiła... zrobię
to.
-Nie
o to chodzi.- Wyszedł z łazienki, a ja za nim.
Jiyong
siedział na łóżku i patrzył się w swoje dłonie po czym z
powrotem na mnie. Czułam, że to będzie ciężka rozmowa. Sam na
sam.
Znalazłam
krzesło i usiadłam.
-Zabiłaś
Yeon.
-Tak.
-A
mnie nie. W sumie nie chcę wiedzieć,
dlaczego. Mało pamiętam.
-Chcesz
żebym ci wszystko opowiedziała?
-Nie.
Po prostu spraw,
byśmy przeżyli.
-Staram
się, ale...
-Ale
co?- Powiedział to tak zimnym tonem, że zdecydowałam mu o tym nie
mówić.
-Tylko
poczekaj.
-Mamy
mnóstwo czasu.
Też
tak sądziłam, póki drzwi znów się nie otworzyły.
***
Mijały
dni. W końcu przestałam je liczyć. W drugim tygodniu postanowiłam
porzucić myślenie, a zająć się spaniem.
Dziwię
się, że przeżyłam to jeszcze trzy razy.
Wciąż
milczałam i tym denerwowałam ich najbardziej.
Nieznajoma
dziewczyna wciąż opatrywała mi rany. Chciałam wierzyć, że to
coś daje, ale kiedy wczoraj spojrzała na mnie ze łzami w oczach i
wyszła tylko po to,
by wrócić z nowymi nićmi, nawet ja przestałam wierzyć.
A
Jiyong za każdym razem patrzył tak,
jakbym go zawiodła. Dla niego wciąż robiłam coś źle.
Wróciłam
do niego o trzeciej w nocy, po pięciu dniach nieobecności. Jak
zawsze spał. A ja, jak zawsze,
nie chciałam go budzić. Właściwie zamierzałam się położyć,
ale nagle otworzyły się drzwi, a ja wiedziałam co to oznacza.
Serce
podeszło mi do gardła. Nie miałam siły na kolejne biczowanie.
Poza mną został tylko on.
Już
miałam się zerwać,
by powiedzieć to,
co zawsze. Tyle, że tym razem ręka Jiynga zacisnęła się na moim
nadgarstku.
Oboje
patrzyliśmy w drzwi. Na szczęście ktoś tylko wrzucił bandaże do
środka, a wtedy Jiyong puścił moją rękę i opadłam na łóżko.
Wiedziałam,
że usiadł za mną. Z wielkim grymasem bólu na twarzy pozwoliła by
ściągnął mi koszulę. Słyszałam jak sapnął, a zaraz potem
zaczął zmieniać mi opatrunki.
Wtedy,
w tamtym momencie płakałam dla siebie. Całkiem bezgłośnie. Po
prostu łzy leciały i nie mogłam ich zatrzymać.
Nawet,
kiedy już skończył,
ja wciąż siedziałam. Czułam się żałośnie pokazując, że w
ogóle płaczę. Nie odwróciłam się.
Poczułam
tylko jego ciepłe usta na moim ramieniu. To jak zgarniał moje włosy
i pocałował kark, a zaraz potem zniknął.
Wstałam,
by go poszukać. Nie chciałam,
żeby teraz odchodził. By kiedykolwiek odchodził.
Łzy
przysłoniły mi widok i wpadłam na niego.
Patrzyliśmy
sobie w oczy. Moje zapłakane, a jego niesamowicie ciemne.
Zanim
zdążyłam przeprosić za wszystko,
jego usta zaatakowały moje usta. A dłonie unieruchomiły mi twarz.
I tak nie chciałam się wycofać. Chciałam trwać w tym wiecznie,
nawet jeśli to miałby być tylko sen.
Wydawało
się, że powietrze w tym małym pokoju nagle zgęstniało, a
temperatura skoczyła o dobrych kilka stopni. W ogóle mi to nie
przeszkadzało.
-Lubiłem
twoje długie włosy.- Szepnął mi blisko ucha,
po czym zaczął lekko ssać skórę na szyi. Odchyliłam głowę do
tyłu, choć nawet przy tym czułam ból. Ignorowałam to. Chciałam
to zrobić z nim, teraz. Ból nie był ważny,
tylko usta Jiyonga na mojej skórze.
Złapałam
się jego koszuli,
by nie stracić równowagi, co chyba zauważył.
-Nie
powinienem. Jesteś słaba.
Nie
chciałam tego słuchać. To nie mogła być jego wymówka.
Denerwowało mnie to, że na prawdę byłam słaba. Nigdy nie
powinnam była się taka stać. Nie na jego oczach.
-Na
szczęście wciąż decyduję sama za siebie.
Przyciągnęłam
go do siebie,
na powrót całując.
Pozbyłam
się jego koszulki, która upadła gdzieś pod nasze nogi.
Ręce
Jiyonga błądziły po moim ciele,
celowo omijając plecy. Uśmiechnęła się i przylgnęłam jeszcze
bliżej jego ciała.
Przesuwaliśmy
się na oślep w stronę łóżka. W końcu Jiyong zatrzymał się,
dysząc.
Wiedziałam,
że się zastanawiał,
jak sprawić by mniej bolało, ale tak się nie dało. Po prostu
złapałam go za ręce i położyłam na swojej talii. Zaczęłam się
powoli przechylać z jego pomocą.
Jiyong
cały czas patrzył na mnie tak,
jakbym zaraz miała się rozlecieć w jego dłoniach. A ja nie
potrafiłam przestać się uśmiechać. Nawet,
gdy poczułam zimno pościeli pod sobą nie umiałam stwierdzić,
czy bolało,
czy nie.
Jiyong
zawisł nade mną wpatrując się w moją twarz tak,
jakby chciał coś powiedzieć.
Dotknęłam
jego ramion,
powoli kierując dłonie w dół. Czułam pod palcami każdy mięsień
i coraz cięższy oddech.
-Nie
jesteś już wściekły?- Zapytałam niepewnie.
-Już
dawno nie jestem.- Pochylił się,
by mnie pocałować. Tym razem inaczej. Nigdzie się nie
śpieszyliśmy. Chociaż powinniśmy.
Jęknęłam,
gdy lekko przygryzł moją wargę,
po czym się uśmiechnął i zniknął mi z pola widzenia. Tylko po
to,
by pozbawić mnie reszty ubrań. Chciałam mu pomóc, ale wolałam
się nie ruszać.
Po
chwili czułam tylko jego delikatne pocałunki.
Ustami
zbliżał się coraz szybciej do tego jednego miejsca.
Zacisnęłam
dłonie na pościeli, kiedy jego język zataczał we mnie powolne
kręgi.
Jęczałam
bezwstydnie i próbowałam uspokoić oddech, ale miałam wrażenie,
że w pokoju jest coraz mniej powietrza. Nie pamiętam, kiedy
skoczyłam w przepaść, wiem tylko, że całkowicie się rozbiłam.
Jiyong
pojawił się nade mną i przywarł do moich ust. Nie dał mi czasu,
by odpocząć,
choć czułam ogromne zmęczenie. Nie byłam w stanie nawet podnieść
rąk,
by go odepchnąć.
Wciąż
na nowo atakował moje usta,
drażniąc moje podniebienie.
Na
naszych ciałach już dawno lśniły krople potu.
W
końcu oderwał się ode mnie i patrzył na moją twarz.
Z
wielkim trudem podniosłam dłonie i położyłam na jego policzkach.
To wszystko wciąż nie wydawało mi się prawdziwe, ale on tu był i
to mi wystarczało.
Uśmiechnęłam
się lekko.
A
on po prostu zaczął płakać. Nie mówiłam nic,
po prostu ścierałam każdą łzę,
póki nie przestały płynąć.
Złapał
moje dłonie i pomógł mi wstać. Zatoczyłam się,
wpadając na niego.
Stanęliśmy
pod prysznicem.
Jiyong
odkręcał wodę, gdy ja stałam opierając się o ścianę. Po czym
obrócił mnie, wycisnął odrobinę żelu na ręce i zaczął
namydlać moje ciało. Zaczynając od ramion,
schodzą powoli niżej, na piersi.
Zamknęłam
oczy. Chciałam się na nim wesprzeć, ale nie miałam na to sił.
Stałam tylko dzięki pomocy jego silnych dłoni, które utrzymywały
mnie w pionie, gdy dotykał każdej części mojego ciała tak,
jakbym miała się zaraz rozlecieć. Doskonale wiedziałam, że od
początku nie chce dotykać moich ran.
Nie
patrzyłam pod nogi, ponieważ i tak wiedziałam, że zabarwiałam
wodę na czerwono.
Zamykałam
oczy,
kiedy Jiyong zawijał mnie w ręcznik. Ale nie mogłam od tak
skończyć tego dnia.
Chciałam
mu powiedzieć. W końcu już nie było powodów,
by ukrywać to,
co i tak stało się oczywiste.
-Kocham
cię.
Powiedziałam
te dwa słowa, które wciąż ciążyły mi. Nie wiedziałam o tym
wcześniej, ale to właśnie to. Ten cały stres i to,
jak aż za bardzo się starałam. Tu już nie chodziło o wybaczenie,
czy też zrozumienie. Teraz ważna była jego odpowiedź, której
wciąż mi nie dał.
Za
to znów mnie pocałował. Tym razem delikatnie i z pasją. Nie
zachłannie, ale tak,
jakbyśmy się nigdzie nie śpieszyli.
Wtedy
też pierwszy raz nie uważał,
tylko przyciągnął mnie do swojego ciała i przytulił.
Nie
miałam pojęcia, co przyniesie nowy dzień, ale z powrotem zaczęłam
wierzyć.
***
Obudziłam
się w pustym łóżku. Ręka Jiyonga nie trzymała już moje ręki.
Myślałam, że poczuję, gdy mi się wymknie, ale jednak to
przespałam.
Zamknęłam
oczy,
wściekła na siebie, że w ogóle na to pozwoliłam. Powinnam była
to przewidzieć.
Teraz
on jest tam, a ja tutaj.
Naprawdę
nie żartował,
kiedy mówił, że następnym razem on to zrobi. I choć rozsądek
mówi mi, że to dobre rozwiązanie,
to jednak czuję kompletnie inaczej.
Serce
i rozum nigdy się ze sobą nie pogodzą.
Westchnęłam
z frustracji i w tym samym momencie podniosłam się z łóżka,
kiedy drzwi się uchyliły. Myślałam, że zobaczę w nich Jiyonga,
dlatego zerwałam się szybciej, ale to nie był on.
Przeraziłam
się, bo pierwszą myślą,
jaka przyszła mi do głowy to to, że on już nie żyje.
Chciałam
krzyknąć i zapytać,
co mu zrobili, ale to nie byłoby mądre posunięcie.
Gość
uśmiechnął
się, a ja myślałam tylko o tym,
by go zabić.
Znów.
Zrobiłabym to.
-Ruszaj
się.- Rozkazał, więc poszłam, a raczej dałam się pociągnąć.
Szarpanie się nie miało sensu. Nie miałam siły i tak nie o to w
tym wszystkim chodziło. Chciałam zobaczyć jego, a nie pistolet z
bliska.
I
zobaczyłam.
Spodziewałam
się wszystkiego. Tak naprawdę w tamtym momencie myślałam o
wszystkim. O tym, że znowu musiałabym przechodzić przez to okrutne
bicie, albo nawet coś nowego. Nie wiedziałam tylko jednego.
Że
będę musiała patrzeć. Kiedyś rzecz, która była dla mnie jedną
z najważniejszych teraz jest czymś najtrudniejszym. Pomimo tego,
co w życiu widziałam, nie wyobrażałam sobie tego w taki sposób.
Teraz
wiem, że to nie były te właściwe osoby. One nic dla mnie nie
znaczyły, a Jiyong tak.
-Teraz,
któreś z was zacznie gadać,
albo dziś ktoś zginie.
Wielki
goryl uśmiechnął się podstępnie do drugiego, który stał przy
aparaturze.
-Nic
im nie mów.- Wychrypiał tak,
jakby już miał dość.
Zaczęłam
szybko myśleć,
jakby go ściągnąć z tego krzesła. A kiedy okazało się, że
nikt i nic nie zatrzyma tego,
co się tu zaraz stanie,
zrobiłam coś,
co i tak nie miało sensu.
Zerwałam
się z krzesła i zaatakowałam tego, który mnie tu przyprowadził.
Nie myślałam logicznie. Kierowała mną adrenalina i wściekłość.
Zadawałam ciosy i nie pamiętam skąd w ogóle we mnie tyle siły.
Byłam
gotowa go zabić. Zmasakrować i zniszczyć.
Od
początku byłam ofiarą,
choć przyszłam tu w przekonaniu, że jestem zwycięzcą.
Wcale
nie poczułam tego,
jak zostałam zrzucona z tego dupka.
Z
powrotem trafiłam na swoje krzesło, ale tym razem przywiązana.
Wciąż wręcz wylewała się ze mnie wściekłość.
-Suka.
-Sukinsyn.-
Odpowiedziałam mu. Patrzyłam mu w oczy wzrokiem pełnym nienawiści.
A on po prostu starł krew i zaczął się śmiać.
-Lepiej,
żebyś powiedziała,
kim jest twój tatuś.
Splunęłam
mu w twarz.
-Nigdy
ci tego nie powiem. Chyba, że...- Popatrzyłam na Jiyonga.
-To
się nie uda.- Oznajmił.
Faktycznie
nic nie mogło się udać. Mogłabym im powiedzieć, ale i tak potem
by nas zabili. Wolałam wciąż myśleć nad rozwiązaniem,
niż podawać im jakiekolwiek informacje.
Niestety
nawet zaciśnięcie oczu nic nie dało. I tak słyszałam,
jak przez jego ciało przechodzi prąd.
Co
sobie myślałam?
Chyba
to, że to nie dzieje się naprawdę. Ale działo się,
choć tego nie widziałam, bo po prostu nie chciałam patrzeć na to,
jak robią z niego warzywo.
Co
było teraz słuszne?
Tego
też nie wiedziałam.
Pragnęłam
tylko tego nie słyszeć i nie być tu.
Na
koniec okazało się, że oboje zginiemy. Powinnam była rozegrać to
inaczej,
niż przekraczać próg tego domu. Wciąż nie wiem,
dlaczego on tu jest i dlaczego zaczął brać
jakieś świństwo. Chyba tak naprawdę
nie potrzebowałam tego wiedzieć.
-Nadal
chcesz milczeć?
Warknął
do mnie.
-On
długo nie wytrzyma.
Odważyłam
się spojrzeć i od razu tego pożałowałam.
Jiyong
już prawie nie kontaktował, ale wciąż patrzył na mnie. Był cały
mokry, a krew spływała z jego rany na głowie.
Chociaż
próbował coś do mnie powiedzieć. Powstrzymać mnie, ja
wiedziałam, że to już bez znaczenia.
-Powiem
ci.
-Co?
-No
powiem, tylko nie tutaj. Nie, jeśli on nie pójdzie z nami.
-Dobrze,
więc niech w końcu się dowiemy.
Wstałam,
cały czas patrząc jak wleką go za mną, bo sam już nie jest w
stanie iść.
Chciałam
nam pomóc i ciągle o tym myślałam, ale każdy plan miał wadę. A
tu nic nie mogło mieć nawet rysy. Już teraz było źle, nie
potrzebowałam pogarszać sytuacji. Dlatego po prostu byłam wściekła
na siebie.
***
O
piątej nad ranem obudziłam się.Chociaż nie pamiętam,
bym w ogóle zamknęła oczy. Wciąż leżałam obok Jiyonga, który
spał pewnie tylko dlatego, że po prostu nie miał siły. A jednak
za każdym razem, gdy chciałam wyjść z łóżka, to przyciągał
mnie z powrotem do siebie. Było mi duszno, ale nie chciałam go
budzić. Dlatego nie pozostało mi nic innego,
jak wpatrywanie się w sufit i słuchanie ciszy. Wolałam chociażby
chodzić po pokoju, może wtedy bym tyle nie myślała.
I
robiłabym to dalej,
gdyby nagle coś nie uderzyło o drzwi.
Niewiele
myśląc,
zerwałam się z łóżka i podeszłam. Słyszałam podniesione głosy
i pomyślałam tylko o jednym.
By
zacząć krzyczeć.
Jiyong
podniósł się i podszedł do mnie. Nie widziałam jego twarzy,
ponieważ światło lampki nie docierało tutaj, ale wiedziałam, że
to nasza jedyna szansa. Oboje to wiedzieliśmy.
Zaczęłam
krzyczeć i walić pięściami w drzwi. W życiu nigdy bardziej się
o nic nie starałam,
jak o to,
by te pieprzone drzwi się otworzyły.
Nie
mam pojęcia,
ile minut minęło,
zanim ktoś po drugiej stronie krzyknął,
byśmy się odsunęli.
Z
pomocą Jiyonga odsunęłam łóżko,
by się za nim schować. Zaraz potem resztki tynku przeleciały nad
naszymi głowami.
-Nic
ci nie jest!?- Usłyszałam głos przy moim uchu.
Kiedy
zobaczyłam Ellen byłam bliska płaczu na tyle,
by mój wzrok się rozmazał. Zabrakło mi słów, więc tylko
pokiwałam głową.
-Zaraz
was stąd wyprowadzę.
Tak,
właśnie tego chciałam. Nigdy się nie modliłam, ale teraz
podziękowałam Bogu za to, że mnie posłuchał.
Wyszliśmy
na zewnątrz,
gdzie ciągle nad głowami mijały nas kule. Ellen nas osłaniała, a
ja tylko potrafiłam patrzeć na to,
co się dzieje. Byli tu prawie wszyscy, którzy mieli u mnie dług.
Teraz go spłacali, a niektórzy samym życiem. Czułam, że powinnam
im pomóc,
co w takiej sytuacji było absurdem.
-Ellen.
Zatrzymałam
się. Nie mogłam od tak uciec. I nie zamierzałam tak zginąć.
-Muszę
coś zrobić. Zabierz go i poczekajcie.- Powiedziałam całkiem
poważnie.
Przez
chwilę się wahała.
-Dobrze.
Zgodziła
się, ale Jiyong zacisnął swoją dłoń na moim nadgarstku.
-Daj
spokój. To nie jest już nasza walka. Chodźmy stąd.
Naprawdę
chciałam z nim pójść. Chciałam pójść i nie przejmować się
ofiarami. Miałam nie zabijać już nigdy, ale tego też nie mogłam.
W tej chwili sama nie do końca rozumiałam siebie. Po prostu taka
byłam i wolała zarzucić tę głupotę mojemu charakterowi.
-Nie
mogę. Po prostu na mnie czekaj.
-Helikopter
jest na dachu. Masz mało czasu. Za dziesięć minut już nic tu nie
zostanie.
-Zdążę.
Zabrałam
jego dłoń. I poszłam szukać tego drania.
Naprawdę
chciałam się odwrócić, a kiedy spojrzałam ich już nie było.
Zabrałam
broń z ziemi i poszłam dobrze mi znaną drogą. Szłam tędy
ostatni raz i ten jeden raz wcale nie czułam się,
jak ta zła. Może to dlatego, że te wydarzenia zmieniły coś w
mojej głowie,
albo dlatego, że ciągle myślałam.
A
teraz nawet nie próbowałam myśleć.
Zabijałam
każdego kto stanął mi na drodze i trwało to sekundy. W końcu
znalazłam Parka otoczonego tymi samymi ludźmi, którzy stworzyli mi
tysiąc nowych blizn.
Tchórze.
Tylko
to mi przyszło na myśl, gdy widziałam,
jak próbują uciec. Ale z natury wiem, że takim ludziom się nie
udaje.
Strzelałam
celnie, aż w końcu nie został mi nikt, a wokoło nie było drogi
ucieczki.
Tylko
ja i on. Tak jak chciałam od początku.
-W
końcu role się odwróciły.- Podniosłam pistolet,
celując w głowę.
-I
tak powinnaś zginąć.
-Więc
dlaczego tu stoję? A ty uciekasz.
-Przebiegła
z ciebie suka. Ukrywałaś się. A u stóp miałaś cały kraj.
-Miałam.
Ale i tak nie wiedziałbyś, o co naprawdę chodzi.
Wystrzeliłam
w jego nogę.
Upadł.
Podeszłam
do niego.
-Podobno
informacja to klucz do życia. A ty nie posiadasz żadnych.
Strzeliłam
i patrzyłam,
jak umiera. Jego męki trwały sekundy, a moje cały miesiąc.
Nie
powinnam była, ale odetchnęłam z ulgą.
Może
i byłam przegrana, ale jednak inni patrzyli na mnie jak na
zwycięzcę.
Kiedy
unosiliśmy się nad ziemią,
znów powiedziałam sobie:
-Nigdy
więcej.
Zdecydowanie moja ulubiona część tego opowiadania i szkoda,że już ostatnia :( Przez cały czas miałam myśl: jak ona go kocha!
OdpowiedzUsuńchociaż nie spodziewałam się, że aż tak się będzie dla niego poświęcała, bo ból to jeszcze jakoś (nie no, to też jest wielkie poświęcenie), ale blizny zostają na całe życie:< i ucieszyłam się, że wreszcie zaczął z nią rozmawiać, bo to by był szczyt, żeby ją jeszcze ignorował w tym wszystkim. Ellen mnie zaskoczyła, bo wydawało mi się, że jest taką mniej ważną postacią, a jednak odegrała bardzo ważną rolę. Ogólnie to mega mi się podobało i trzymało w napięciu, a to najważniejsze:)
Cudne ♡
OdpowiedzUsuńJak ona go kocha^^
Hej mam pytanie była by możliwość zamówić u ciebie opowiadanie ?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o scenariusz to jest możliwy do zamówienia.Niestet nie jestem w stanie napisać coś długiego, ponieważ skupiam się nad obecnym opowiadaniem. Ale z chęcią mogłabym rozwinąć scenariusz na jakieś 2 lub 3 części. Jeśli się zdecydujesz to daj znać^^
OdpowiedzUsuń