piątek, 28 marca 2014

B.A.P- 16

Jak zawsze staram się pojawiać na sam początek weekendu żebyście mieli co czytać i komentować oczywiście. No i liczę, że się każdemu spodoba, bo coś nie dajecie mi komentarzy ostatnio kochani. Myślę, że jak będziecie to czytać to nie będziecie się nudzić bo troszkę się będzie działo więc zapraszam.



Zbierałam resztki biednej nagrody i się przy okazji ucięłam się, cholera. I jeszcze rozdzwonił się telefon.
-Czego!
-Bo widzisz jest problem.- Mogłam się domyślić, nigdy nie może być nic dobrego.
-Jakiej wielkości?- Czyżby głowa Himchan' a utknęła w kiblu … znowu.
-Włamanie mieliśmy my i pobili nam Himchan' a.- O boże, sytuacja kryzysowa.
-CO! I dopiero teraz mi to mówisz. Co z nim, co z Yuri.- Pewnie czuje się koszmarnie i wylewa łzy siedząc w szpitalu.
-No jeszcze nie wiem bo dopiero jedzie do szpitala.- Kto mądry pozwolił jej prowadzić w takim stanie.
-Dobra za chwilę tam będę.- Rozłączyłam się.
-Ciociu musimy trochę poczekać z twoją zemstą za nagrodę.- W sumie to ładna była.
-A co się stało.
-Najwidoczniej twój były mąż postanowił oczyścić się z zarzutów i doprowadził do tego, że się jeszcze zespół rozleci. Wszyscy na OIOM' ie wylądujemy.- Sam rąk nie pobrudzi tylko innymi się wysługuje.
-Nie no ja tam jeszcze dziś wparuje i przestawię mu gębę.- Dokładnie popieram ten plan. Tylko żeby kogoś nie poniosło. Zostawiłyśmy ten bałagan i szybko wsiadłyśmy do auta. Ponieważ to nie ja prowadziłam dojechałyśmy na czas. Dowiedziałam się gdzie go przetrzymują. Przed salą stali już wszyscy martwiąc się. Wiem tylko tyle, że jest nieprzytomny i bardzo pobity.
-A gdzie Yuri?
-Jest w środku, nie chcę stamtąd wyjść. Powiedziała żebyśmy zostawili ją samą.- Co to znaczy samą ja i tak tam wejdę. Uchyliłam drzwi i zobaczyłam zapłakaną Yuri która siedziała na fotelu wpatrując się w ciało Himchan' a. Takie bez życia, podłączone to różnych urządzeń a na jego twarzy zadrapania i podbite oko. Aż mi samej chcę się płakać jak na to patrzę, a co dopiero jej.
-Jak się czujesz?- Nic mi nie odpowiedziała tylko podeszła do okna. Pewnie też bym nie chciała z nikim o tym gadać, więc po prostu ją przytuliłam i wtedy całkiem się rozkleiła. Nie wiem dlaczego, ale poczułam, że to co się tu dzieje to moja wina. Może tak naprawdę gdyby mnie tu nie było nic by się takiego nie wydarzyło.
-Przepraszam.- Musiałam to powiedzieć bo bym pękła.
-Za co niby. Przecież to nie twoja wina.
-Gdybym sobie wyjechała nie doszło by do tego. Może powinnam się spakować prosto do samolotu.
-No wiesz nie możesz teraz się tak poddać. Chcesz żeby on tu leżał na darmo. Wszyscy są po twojej stronie, a to był po prostu przypadek, że właśnie on został w domu. Nawet się nie waż chyba jesteś mu to winna.- Uśmiechnęła się.
-Masz rację. Dziś jest ten dzień i mu wygarnę.
-A jest jeszcze za coś innego?- Trochę się tego znajdzie.
-Rozbił nagrodę. Ciotka wpadła w furie krzycząc ,,za jaj i na latarnie'' więc chyba też sobie nie odpuści. To ty tu z nim zostań, a ja zbiorę resztę i tam wpadniemy.
-Wiesz co Kim?
-Co?
-Urwij mu jaja.
-To ci mogę obiecać.
* * *

Stoję właśnie przed drzwiami jego gabinetu i co dziwne w ogóle się nie boje tego co ma się za chwilę stać. W odróżnieniu od tej drugiej osoby stojącej koło mnie.
-Tylko się nie pobijcie dobra?- Nie chcę mieć tu rozlewu krwi.
-Dziecko mam już prawie 45 lat.
-I tak wiem, że byś go uderzyła.
-Oj tam nie przesadzaj, muszę się jakoś odegrać, a on nie gra w pokera.
-Jakie ty życie prowadzisz.- Czego ja nie wiem?
-Na krawędzi kochana.- I pchnęła drzwi bez pukania. Pisał coś zawzięcie siedząc przy biurku, ale czy na pewno pisał. Może oglądał pornole bo zamknął tego laptopa tak szybko.
-O, a co was tu sprowadza.
-Ty już wie...- Pohamowałam jej zapał.- No co?- Ja postanowiłam zachować pokerową twarz. Usiadłam w fotelu i przeszłam do rozmowy.
-Na prawdę to było coś. Żeby nienawidzić aż tak własnej siostrzenicy, nie do pomyślenia.- I tak nie dała mi zacząć. On pozostał nie wzruszony, co za dziad. Ciekawe jak zareaguje na to, że jeden członek zespołu leży sobie w śpiączce. W środku aż się gotuje żeby się wydrzeć.
-Czyli nie masz zamiaru nic powiedzieć.- Świetnie nienawidzimy się ja już zaczęłam.
-Rozumiem, że mnie nie lubisz tak jak wcześniej. Mogłeś chociaż oszczędzić Himchan' a i nagrodę ciotki.- Podnosiłam głos. Na wieść, że Himchan leży sobie podłączony do tych wszystkich urządzeń. - Już nie wspomnę, że zanim wyszłam miał problemy z oddychaniem. Czego szukałeś w naszych domach?- Czemu on nic nie mówi.
-Mogę go teraz walnąć?- Spojrzałam na nią moim wzrokiem mówiącym ,, jeszcze nie teraz'' zaraz sama to zrobię.
-Dlaczego sugerujecie, że kazałem się komuś włamać do czyjegoś domu i w dodatku pobić swojego pracownika. Czy ja wam wyglądam na takiego człowieka.
-Tak.- Odparłyśmy obie.
-No cóż przykro mi, że tak sądzicie. Ale przypominam, że to nie ja złamałem kontrakt. Himchan powinien bardziej uważać.- Nie no nie wytrzymam. Bardziej uważać!! Tak się nie da nawet gdyby się chciało. Byłam zbyt sparaliżowana jego słowami i zarazem wściekła. Ciocia podeszła do niego za mnie i wymierzyła mu prosto z piąchy. Aż się zachwiał i usiadł prosto na krzesło.
-TO ZA NAGRODĘ TY DUPKU!- On się tyko zaczął uśmiechać żeby mnie jeszcze bardziej wkurzyć. Chciało mi się płakać. To tak jakby ktoś mnie walnął prosto w twarz zamiast jego. Nie mogę go zamknąć w pudle przecież nie mam żadnego dowodu, że on za tym stoi. Już nie wspomnę o tym, że to jest znany biznesmen jak by to wyglądało żałośnie na pierwszej stronie jakiejś gazety.
-I czyja to wina.- Popatrzył na mnie, a ciotka trzepnęła go jeszcze raz.
-Obleśny grubas i świnia pasterska. Wchodzimy stad Kim nie będę przebywać z tym czymś w jednym pomieszczeniu, duszę się.- Gdyby nie ona pewnie to ja byłabym tą która jest na straconej pozycji, pewnie nic bym nie zrobiła. Przeraża mnie to wszystko nie wiem jak dalej mam dać radę. Wsiadłam do auta i zapięła pas, kompletnie się nie odzywałam.
-Kim nie przejmuj się tym co on pieprzy. Wszyscy jesteśmy po twojej stronie.
-I co z tego, on ma szeregi ludzi, a my?
-A my mamy siebie i już każdy zdecydował, że pomaga tobie, a ja chcę nową statuetkę.- Tak mam przyjaciół i to musi starczyć.- Zresztą jak możesz mówić, że on ma szeregi ludzi. Przecież ja też je mam.- A no tak, już nawet nie myślę jak trzeba. Odebrałam komórkę.
-Halo?
-Jak poszła rozmowa, skarbie?
-Ty mi tu nie skarbuj tylko mów co się dzieje, coś z Himchan' em?- Jeszcze tego brakowało. Dobij leżącego, a co.
-Dobra nie chciałem ci tego mówić przez telefon, ale skoro nalegasz. Właśnie wiozą go na salę operacyjną.- Dałam znacie, żebyśmy przyśpieszyły.
-Już tam będę i masz się zająć uspokajaniem Yuri.
-Ale ona w ogóle nie płaczę.- No tego się nie spodziewałam. Czy z nią coś też jest nie tak?
-I tak masz się stamtąd nie ruszać, jasne!- Rozłączyłam się. Zgodziła się na łamanie prawa już mi wszystko jedno.

* * *

Wparowałam do korytarza jak tornado. Muszę się dowiedzieć co się stało. Gdzie jest Bang jak jest potrzebny. O no nareszcie, najlepiej chlać kawę zamiast obgryzać paznokcie ze strachu.
-Dlaczego operacja?
-A bo ja wiem. To się stało bardzo szybko. Jego serce się zatrzymało na oczach Yuri. A już po tym jak znów zaczęło bić i to z trudnością to go wywieźli. Mówię ci tak się martwię, że piję 4 kawę.
-To pij dalej, powiedz gdzie ona jest.
-Yuri powinna siedzieć z chłopakami przed salą.- Udałam się tam natychmiast. I nie zastałam jej tam.
-Zelo gdzie zapodzieliście przyjaciółkę co!- Zaczynałam świrować.
-Powiedziała, że chcę się przewietrzyć i wyszła na dwór. Nie zauważyłaś jej?- No właśnie nie. A powinnam? Wybiegłam z powrotem na powietrze. Nie musiałam jej długo szukać, siedziała sobie na ławce patrząc w niebo. Przysiadłam się do niej i też zaczęłam patrzeć nie było żadnej chmury na niebie tylko pełno gwiazd. Nie zauważyłam kiedy zrobiła się tak późno.
-Ciekawe czy tak naprawdę słucha mnie.
-Ale kto?
-Bóg.
-Pewnie, że tak dlaczego by nie miał.
-Skoro mówisz, że słyszy to martwię się odrobinę mniej.
-Wiesz jeśli chcesz płakać to możesz po to tu jestem.- Przestała się patrzeć na niebo i spojrzała na mnie.
-Dzięki, ale nie będę płakać choć bardzo chcę. Bo wiem, że on przeżyje rozumiesz. Ja nie pozwala mu odejść tak bez słowa. On zostanie ze mną bo mam mu jeszcze dużo do powiedzenia. Jak na przykład takie głupie kocham cię które dla mnie wiele znaczy.- Uśmiechnęła się choć miała w oczach łzy. Przytuliłam ją mocno, chcę żeby wiedziała, że może na mnie liczyć. Na tą która wszystko zaczęło i wszystko skończy.

I jak tam wrażenia. Ktoś uronił łezkę co? Przyznawać mi się tu ;)

1 komentarz: