Zbierałam
resztki biednej nagrody i się przy okazji ucięłam się, cholera. I
jeszcze rozdzwonił się telefon.
-Czego!
-Bo
widzisz jest problem.- Mogłam się domyślić, nigdy nie może być
nic dobrego.
-Jakiej
wielkości?- Czyżby głowa Himchan' a utknęła w kiblu … znowu.
-Włamanie
mieliśmy my i pobili nam Himchan' a.- O boże, sytuacja kryzysowa.
-CO!
I dopiero teraz mi to mówisz. Co z nim, co z Yuri.- Pewnie czuje się
koszmarnie i wylewa łzy siedząc w szpitalu.
-No
jeszcze nie wiem bo dopiero jedzie do szpitala.- Kto mądry pozwolił
jej prowadzić w takim stanie.
-Dobra
za chwilę tam będę.- Rozłączyłam się.
-Ciociu
musimy trochę poczekać z twoją zemstą za nagrodę.- W sumie to
ładna była.
-A
co się stało.
-Najwidoczniej
twój były mąż postanowił oczyścić się z zarzutów i
doprowadził do tego, że się jeszcze zespół rozleci. Wszyscy na
OIOM' ie wylądujemy.- Sam rąk nie pobrudzi tylko innymi się
wysługuje.
-Nie
no ja tam jeszcze dziś wparuje i przestawię mu gębę.- Dokładnie
popieram ten plan. Tylko żeby kogoś nie poniosło. Zostawiłyśmy
ten bałagan i szybko wsiadłyśmy do auta. Ponieważ to nie ja
prowadziłam dojechałyśmy na czas. Dowiedziałam się gdzie go
przetrzymują. Przed salą stali już wszyscy martwiąc się. Wiem
tylko tyle, że jest nieprzytomny i bardzo pobity.
-A
gdzie Yuri?
-Jest
w środku, nie chcę stamtąd wyjść. Powiedziała żebyśmy
zostawili ją samą.- Co to znaczy samą ja i tak tam wejdę.
Uchyliłam drzwi i zobaczyłam zapłakaną Yuri która siedziała na
fotelu wpatrując się w ciało Himchan' a. Takie bez życia,
podłączone to różnych urządzeń a na jego twarzy zadrapania i
podbite oko. Aż mi samej chcę się płakać jak na to patrzę, a co
dopiero jej.
-Jak
się czujesz?- Nic mi nie odpowiedziała tylko podeszła do okna.
Pewnie też bym nie chciała z nikim o tym gadać, więc po prostu ją
przytuliłam i wtedy całkiem się rozkleiła. Nie wiem dlaczego, ale
poczułam, że to co się tu dzieje to moja wina. Może tak naprawdę
gdyby mnie tu nie było nic by się takiego nie wydarzyło.
-Przepraszam.-
Musiałam to powiedzieć bo bym pękła.
-Za
co niby. Przecież to nie twoja wina.
-Gdybym
sobie wyjechała nie doszło by do tego. Może powinnam się spakować
prosto do samolotu.
-No
wiesz nie możesz teraz się tak poddać. Chcesz żeby on tu leżał
na darmo. Wszyscy są po twojej stronie, a to był po prostu
przypadek, że właśnie on został w domu. Nawet się nie waż chyba
jesteś mu to winna.- Uśmiechnęła się.
-Masz
rację. Dziś jest ten dzień i mu wygarnę.
-A
jest jeszcze za coś innego?- Trochę się tego znajdzie.
-Rozbił
nagrodę. Ciotka wpadła w furie krzycząc ,,za jaj i na latarnie''
więc chyba też sobie nie odpuści. To ty tu z nim zostań, a ja
zbiorę resztę i tam wpadniemy.
-Wiesz
co Kim?
-Co?
-Urwij
mu jaja.
-To
ci mogę obiecać.
*
* *
Stoję
właśnie przed drzwiami jego gabinetu i co dziwne w ogóle się nie
boje tego co ma się za chwilę stać. W odróżnieniu od tej drugiej
osoby stojącej koło mnie.
-Tylko
się nie pobijcie dobra?- Nie chcę mieć tu rozlewu krwi.
-Dziecko
mam już prawie 45 lat.
-I
tak wiem, że byś go uderzyła.
-Oj
tam nie przesadzaj, muszę się jakoś odegrać, a on nie gra w
pokera.
-Jakie
ty życie prowadzisz.- Czego ja nie wiem?
-Na
krawędzi kochana.- I pchnęła drzwi bez pukania. Pisał coś
zawzięcie siedząc przy biurku, ale czy na pewno pisał. Może
oglądał pornole bo zamknął tego laptopa tak szybko.
-O,
a co was tu sprowadza.
-Ty
już wie...- Pohamowałam jej zapał.- No co?- Ja postanowiłam
zachować pokerową twarz. Usiadłam w fotelu i przeszłam do
rozmowy.
-Na
prawdę to było coś. Żeby nienawidzić aż tak własnej
siostrzenicy, nie do pomyślenia.- I tak nie dała mi zacząć. On
pozostał nie wzruszony, co za dziad. Ciekawe jak zareaguje na to, że
jeden członek zespołu leży sobie w śpiączce. W środku aż się
gotuje żeby się wydrzeć.
-Czyli
nie masz zamiaru nic powiedzieć.- Świetnie nienawidzimy się ja już
zaczęłam.
-Rozumiem,
że mnie nie lubisz tak jak wcześniej. Mogłeś chociaż oszczędzić
Himchan' a i nagrodę ciotki.- Podnosiłam głos. Na wieść, że
Himchan leży sobie podłączony do tych wszystkich urządzeń. - Już
nie wspomnę, że zanim wyszłam miał problemy z oddychaniem. Czego
szukałeś w naszych domach?- Czemu on nic nie mówi.
-Mogę
go teraz walnąć?- Spojrzałam na nią moim wzrokiem mówiącym ,,
jeszcze nie teraz'' zaraz sama to zrobię.
-Dlaczego
sugerujecie, że kazałem się komuś włamać do czyjegoś domu i w
dodatku pobić swojego pracownika. Czy ja wam wyglądam na takiego
człowieka.
-Tak.-
Odparłyśmy obie.
-No
cóż przykro mi, że tak sądzicie. Ale przypominam, że to nie ja
złamałem kontrakt. Himchan powinien bardziej uważać.- Nie no nie
wytrzymam. Bardziej uważać!! Tak się nie da nawet gdyby się
chciało. Byłam zbyt sparaliżowana jego słowami i zarazem
wściekła. Ciocia podeszła do niego za mnie i wymierzyła mu prosto
z piąchy. Aż się zachwiał i usiadł prosto na krzesło.
-TO
ZA NAGRODĘ TY DUPKU!- On się tyko zaczął uśmiechać żeby mnie
jeszcze bardziej wkurzyć. Chciało mi się płakać. To tak jakby
ktoś mnie walnął prosto w twarz zamiast jego. Nie mogę go zamknąć
w pudle przecież nie mam żadnego dowodu, że on za tym stoi. Już
nie wspomnę o tym, że to jest znany biznesmen jak by to wyglądało
żałośnie na pierwszej stronie jakiejś gazety.
-I
czyja to wina.- Popatrzył na mnie, a ciotka trzepnęła go jeszcze
raz.
-Obleśny
grubas i świnia pasterska. Wchodzimy stad Kim nie będę przebywać
z tym czymś w jednym pomieszczeniu, duszę się.- Gdyby nie ona
pewnie to ja byłabym tą która jest na straconej pozycji, pewnie
nic bym nie zrobiła. Przeraża mnie to wszystko nie wiem jak dalej
mam dać radę. Wsiadłam do auta i zapięła pas, kompletnie się
nie odzywałam.
-Kim
nie przejmuj się tym co on pieprzy. Wszyscy jesteśmy po twojej
stronie.
-I
co z tego, on ma szeregi ludzi, a my?
-A
my mamy siebie i już każdy zdecydował, że pomaga tobie, a ja chcę
nową statuetkę.- Tak mam przyjaciół i to musi starczyć.- Zresztą
jak możesz mówić, że on ma szeregi ludzi. Przecież ja też je
mam.- A no tak, już nawet nie myślę jak trzeba. Odebrałam
komórkę.
-Halo?
-Jak
poszła rozmowa, skarbie?
-Ty
mi tu nie skarbuj tylko mów co się dzieje, coś z Himchan' em?-
Jeszcze tego brakowało. Dobij leżącego, a co.
-Dobra
nie chciałem ci tego mówić przez telefon, ale skoro nalegasz.
Właśnie wiozą go na salę operacyjną.- Dałam znacie, żebyśmy
przyśpieszyły.
-Już
tam będę i masz się zająć uspokajaniem Yuri.
-Ale
ona w ogóle nie płaczę.- No tego się nie spodziewałam. Czy z nią
coś też jest nie tak?
-I
tak masz się stamtąd nie ruszać, jasne!- Rozłączyłam się.
Zgodziła się na łamanie prawa już mi wszystko jedno.
* *
*
Wparowałam
do korytarza jak tornado. Muszę się dowiedzieć co się stało.
Gdzie jest Bang jak jest potrzebny. O no nareszcie, najlepiej chlać
kawę zamiast obgryzać paznokcie ze strachu.
-Dlaczego
operacja?
-A
bo ja wiem. To się stało bardzo szybko. Jego serce się zatrzymało
na oczach Yuri. A już po tym jak znów zaczęło bić i to z
trudnością to go wywieźli. Mówię ci tak się martwię, że piję
4 kawę.
-To
pij dalej, powiedz gdzie ona jest.
-Yuri
powinna siedzieć z chłopakami przed salą.- Udałam się tam
natychmiast. I nie zastałam jej tam.
-Zelo
gdzie zapodzieliście przyjaciółkę co!- Zaczynałam świrować.
-Powiedziała,
że chcę się przewietrzyć i wyszła na dwór. Nie zauważyłaś
jej?- No właśnie nie. A powinnam? Wybiegłam z powrotem na
powietrze. Nie musiałam jej długo szukać, siedziała sobie na
ławce patrząc w niebo. Przysiadłam się do niej i też zaczęłam
patrzeć nie było żadnej chmury na niebie tylko pełno gwiazd. Nie
zauważyłam kiedy zrobiła się tak późno.
-Ciekawe
czy tak naprawdę słucha mnie.
-Ale
kto?
-Bóg.
-Pewnie,
że tak dlaczego by nie miał.
-Skoro
mówisz, że słyszy to martwię się odrobinę mniej.
-Wiesz
jeśli chcesz płakać to możesz po to tu jestem.- Przestała się
patrzeć na niebo i spojrzała na mnie.
-Dzięki,
ale nie będę płakać choć bardzo chcę. Bo wiem, że on przeżyje
rozumiesz. Ja nie pozwala mu odejść tak bez słowa. On zostanie ze
mną bo mam mu jeszcze dużo do powiedzenia. Jak na przykład takie
głupie kocham cię które dla mnie wiele znaczy.- Uśmiechnęła się
choć miała w oczach łzy. Przytuliłam ją mocno, chcę żeby
wiedziała, że może na mnie liczyć. Na tą która wszystko zaczęło
i wszystko skończy.
I jak tam wrażenia. Ktoś uronił łezkę co? Przyznawać mi się tu ;)
Ja... Serio, końcówka była bardzo wzruszająca...
OdpowiedzUsuńWeny :)